Prawnicy szybko spostrzegli, że 270 tysięcy rodzin mających problemy z tzw. kredytem frankowym to intratny biznes. Coraz większym zainteresowaniem bowiem cieszy się usługa polegająca na reprezentowaniu tzw. frankowiczów przed sądami w sporach przeciw bankom. Koszt takiej usługi to nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Przykładowa warszawska kancelaria ma stawki następujące: analiza sprawy 2,5 tysiąca złotych, przygotowanie pozwu 7,4 tysiąca złotych, każda rozprawa w sądzie 600 złotych, przygotowanie apelacji 5,5 tysiąca, każda rozprawa przed sądem apelacyjnym kolejne 600 złotych. To jednak nie wszystko. Prawnicy oczekują jeszcze 10 procent korzyści uzyskanej przez frankowicza, a jako korzyść nie jest tu rozumiana wygrana gotówki w sądzie od banku, lecz np. "wartość zobowiązania, o którą zostanie pomniejszony dług zleceniodawcy z tytułu umowy". Przwidując, że rozpraw w obu instancjach będzie przykładowo sześć, a kredytobiorcy uda się pomniejszyć przyszłe zobowiązania przy spłacaniu o 50 tysięcy, ma do uiszczenia kancelarii 24 tysiące złotych. Nie to mały wydatek i nie na każdą kieszeń.
Oddzielną kwestią jest to, czy warto iść ze sprawą frankową do sądu. Nie ma żadnej pewności wygranej. Wręcz przeciwnie, może się skończyć przegraną i koniecznością zapłacenia prawnikom kilkudziesięciu tysięcy złotych. Plus koszty sądowe. I tu sprawa nie jest taka jasna. Nie ma bowiem jasnej linii orzeczniczej czy statystyk, które mogłyby służyć pomocą przy sprawach frankowych. Nie można przewidzień jakie rozstrzygnięcia merytoryczne wydają sądy w Polsce w poszczególnych sprawach. Nie ma w tym temacie żadnych dostępnych danych i wszelkie ustalenia czy stwierdzenia pozostają jedynie dowolną, indywidualną interpretacją
Wygląda na to, że frankowicze, których interesy w czasie kampanii wyborczej się politycy wielu partii zostali pozostawieni sami sobie. Niestety większości z nich, płacąc wysokie raty może nie być już stać na walkę w sądzie.
źródło: biznes.onet