Mijają trzy lata od „czarnego czwartku”, momentu, który sprawił, że problem kredytów powiązanych z kursem helweckiej waluty ponownie stał się obiektem powszechnego zainteresowania. W pierwszym etapie, zaraz po walutowym szoku, pojawiło się kilka koncepcji mniej lub bardziej doraźnych działań. Swoje wizje przedstawiali kredytobiorcy, Związek Banków Polskich, KNF. W drugim etapie do chóru dołączyli politycy, a temat stał się jednym z wyraźnie widocznych wątków w kampaniach wyborczych poprzedzających wybór prezydenta i parlamentarzystów.
(fot. Bartłomiej Kudowicz / FORUM)

Zwycięstwo Andrzeja Dudy i wspierającej go partii sprawiły, że realna stała się „węgierska ścieżka” – ustawowa restrukturyzacja kredytów hipotecznych indeksowanych lub denominowanych w walutach obcych. 2016 rok stał pod znakiem dyskusji wokół „kursu sprawiedliwego”, a następnie stopniowego łagodzenia proponowanych rozwiązań. O roku 2017 można powiedzieć, że pogrzebał nadzieje zwolenników radykalnego cięcia – kredytobiorcy nie doczekają się zapewne nawet proponowanego w prezydenckiej ustawie wyrównania kosztów związanych z przeliczaniem walut.
Spready w zamrażarce

Przy okazji prezentacji tzw. ustawy spreadowej w sierpniu 2016 r. wspomniano, że drugim elementem prezydenckiego planu będą „miękkie instrumenty”, które skłonią banki do przewalutowania zobowiązań. Jeszcze na początku 2017 r. wydawało się, że obie części propozycji będą równolegle wprowadzane w życie. W styczniu informowano, że projekty prezydenta, PO i Kukiz’15 będą przedmiotem parlamentarnej obróbki, chociaż było oczywiste, że tylko pierwszy z dokumentów ma jakiekolwiek szanse na wejście w życie.

Jednocześnie zapowiedziano, że do końca marca Grupa Robocza Komitetu Stabilności Finansowej opracuje mechanizmy skłaniające banki do dobrowolnej restrukturyzacji kredytów opartych na walutach obcych. Banki otrzymały przedsmak czekających je zmian – KSF zarekomendował m.in. podniesienie wag ryzyka kredytów indeksowanych i denominowanych oraz nałożenie 3-procentowego bufora ryzyka systemowego, co oznaczało perspektywę zwiększenia wymagań wyposażenia w kapitał.

Już w lutym pojawiły się pierwsze sygnały, że ustawa spreadowa może zakończyć swój żywot wyłącznie jako projekt. „Rząd nie może podejmować działań, które doprowadzą do zachwiania systemu bankowego” – powiedział w radiowym wywiadzie prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Dodał także, że kredytobiorcy powinni wziąć sprawy we własne ręce i walczyć w sądach. Jeszcze pod koniec miesiąca Jacek Sasin podkreślał, że przewalutowanie kredytów frankowych pozostaje głównym celem, a prace w parlamencie będą kontynuowane.

Kancelaria Prezydenta zażądała od Komisji Nadzoru Finansowego szczegółowych informacji o finansowych konsekwencjach wprowadzenia ustawy spreadowej. Wnosząc projekt, kancelaria szacowała, że banki poniosą koszty zbliżone do 4 mld zł. KNF wskazała, że mogą one być nawet dwukrotnie wyższe. W kwietniu szacunki komisji potwierdzono – projekt prezydencki miał „kosztować” 9,1 mld zł, PO – 11,1 mld zł, a najbardziej radykalny Kukiz’15 (przewidujący przewalutowanie po kursie z dnia zaciągnięcia zobowiązania) – 52,8 mld zł.

Od tego momentu w przyszłość prezydenckiej ustawy można było już poważnie wątpić, jednak przez kilka kolejnych miesięcy nie potwierdzały tego żadne oficjalne doniesienia. W międzyczasie frank taniał, banki wydłużały okres obowiązywania tzw. sześciopaku, a KSF zakończył pracę nad swoimi rekomendacjami dla nadzoru, banku centralnego i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. W czerwcu pojawił się pierwszy zwiastun zmiany nastawienia banków – PKO BP zapowiedział ofertę dla kredytobiorców zakładającą przewalutowanie zobowiązania przy zachowaniu wysokości raty w złotych.
Nowy projekt na pierwszą rocznicę ustawy spreadowej

Równo rok po zaprezentowaniu ustawy spreadowej do Sejmu trafił kolejny projekt firmowany przez Kancelarię Prezydenta. Zakładał m.in. zmiany zasad działania Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, ale także kilka rozwiązań dotykających kredytów opartych na walutach obcych. Jednym z nich była pożyczka na spłatę zobowiązania w sytuacji, gdy kredytobiorca sprzedaje kredytowaną nieruchomość, a wpływy ze sprzedaży nie są wystarczające, by uregulować dług wobec banku.

Osobną część dokumentu poświęcono procesowi dobrowolnej restrukturyzacji kredytów „walutowych”. „Banki, które zdecydują się restrukturyzować, czyli +odwalutowywać+ kredyty odnoszone do walut obcych, będą mogły liczyć na zwrot różnic bilansowych między wartością kredytów przed i po restrukturyzacji" – wskazano w komunikacie Kancelarii. Źródłem finansowania tego wsparcia będzie, działający w ramach Funduszu Wsparcia, Fundusz Restrukturyzacyjny zasilany przez bank, które mają w swoim portfelu mieszkaniowe kredyty „walutowe”.

Zasady restrukturyzacji ustalać będą banki, a proces ma mieć charakter dobrowolny. Kredytobiorca zawierać ma z bankiem umowę określającą mechanizm „przewalutowania”. Komisji Nadzoru Finansowego przyznano uprawnienie wyznaczania priorytetów w tym procesie – nadzór będzie mógł wymusić na bankach np. w pierwszej kolejności zwrócenie się do osób w szczególnie złej sytuacji finansowej lub mających wysoki wskaźnik LTV (długu do wartości nieruchomości).

Projekt trafił do Sejmu i chociaż zapowiadano, że ustawa wejdzie w życie z początkiem 2018 r., na razie nie opuścił parlamentu. Regulację pozytywnie ocenił m.in. NBP (wskazując kilka koniecznych poprawek), a agencje ratingowe uznały, że nie zagraża ocenom banków. Mniej przychylnie o projekcie wypowiadali się przedstawiciele kredytobiorców i organizacji chroniących praw konsumentów, zarzucając mu doraźny charakter i ignorowanie kwestii prawnej konstrukcji umów kredytowych.

Chociaż nowa inicjatywa w zasadzie nie zaprzeczała zapisom ustawy spreadowej, to powszechnie wskazywano, że projekt z 2016 r. ma małe szanse na realizację. W październiku potwierdziły to słowa Jacka Sasina, który zaznaczył, że "zobaczymy, jak zadziała ustawa o funduszu pomocowym i dopiero wtedy podejmiemy działania dotyczące ustawy o spreadach". Kolejny rok po „czarnym czwartku” kończy się zatem tak samo – bez ustawowych zmian.
Umowy pod ostrzałem

O ile pod względem zmian legislacyjnych 2017 r. trudno uznać za owocny, to ostatnich 12 miesięcy przyniosło kontynuację widocznych już wcześniej trendów na innym froncie – sądowych sporów toczonych przez kredytobiorców i banki. Wzmożoną aktywnością wykazywały się instytucje chroniące prawa konsumentów. Rzecznik Finansowy i UOKiK rozpoczęły rok od kampanii informacyjnej skierowanej do frankowców. Do sędziów trafiła kolejna partia istotnych poglądów, a dochodzenia prowadzone w sprawie m.in. zasad ustalania kursów walutowych przyciągnęły uwagę mediów.

Stowarzyszenia reprezentujące kredytobiorców stały się rozpoznawalnymi markami, podobnie jak nazwy kilku kancelarii prawnych reprezentujących klientów banków w sądach. Frankowcy interweniowali m.in. w sprawie metodologii szacunków przedstawianych przez KNF czy proponując ustawę o ograniczeniu kosztów kredytów hipotecznych.

Liczba spraw trafiających na sądowe wokandy nie spada, chociaż, jak podsumowaliśmy w przeglądzie zapadających wyroków, nadal trudno jest mówić o jednolitym orzecznictwie w sporach dotyczących mechanizmu waloryzacji, abuzywności zapisów w umowach czy zasad egzekucji „walutowych” zobowiązań. Nie zabrakło głośnych rozstrzygnięć, nawet podważających w całości ważność kontraktów. Nadchodzący rok przyniesie zapewne zakończenie kolejnych batalii – najbardziej zdeterminowani kredytobiorcy już dawno wzięli sprawy we własne ręce, nie czekając na polityczne rozwiązania.

 

źródło: bankier.pl