Były prezes szwajcarskiej firmy farmaceutycznej Novartis w zamian za niepodjęcie pracy u konkurencji zarobi w ciągu najbliższych sześciu lat 72 miliony franków szwajcarskich. Czy pensja na poziomie 40 mln złotych rocznie za nicnierobienie ma jakikolwiek sens?
Wielu Szwajcarów na pewno uważa, że nie. Z tego między innymi powodu w niedzielę ustalono tam w referendum, że ostateczną decyzję o poziomie wynagrodzeń w spółkach publicznych będą podejmować sami akcjonariusze, a nie ich przedstawiciele. Tę bezprecedensową w świecie propozycję poparło 68% głosujących, co jak na Szwajcarię jest bardzo wysokim wynikiem. Opinia publiczna oczekuje więc co najmniej lepszej kontroli nad wynagrodzeniami prezesów firm, a w przyszłości być może ograniczenia ich wysokości w stosunku do płacy minimalnej (jak proponuje tamtejsza partia socjalistyczna). Czy podjęta w niedzielę decyzja ma jakieś głębsze implikacje?
Problem wynagrodzeń managerów jest od dawna badany przez ekonomistów, szczególnie w USA i warto nieco przybliżyć tę wiedzę. Zacznijmy więc od tego, ile właściwie zarabia przeciętny manager bardzo dużej spółki publicznej. Dla prezesów spółek z indeksu S&P500 średni roczny zarobek to 10 milionów dolarów. To oczywiście bardzo duża kwota przekraczająca 200 razy dochód przeciętnego amerykańskiego gospodarstwa domowego. Nie jest jednak prawdą, że managerowie zarabiają coraz więcej – szczyt koniunktury w świecie prezesów przypadł na rok 2000, kiedy to ich zarobki przewyższały dochód przeciętnej rodziny 350 razy, sięgając (w dzisiejszych cenach) 20 milionów dolarów rocznie. Od tamtego czasu mamy do czynienia z powolnym spadkiem średnich wynagrodzeń.
Większość osób mimo tego pewnie chętnie zamieniłaby się na wynagrodzenia z prezesem dużej giełdowej spółki. Mniej już jednak byłoby chętnych do zamiany, jeśli chodzi o wykonywaną pracę. Mało który manager pracuje bowiem osiem godzin dziennie, wielu tak naprawdę ciągle jest w pracy i nie ma czasu na sen, a co dopiero na aktywne cieszenie się zgromadzoną fortuną. Tak się dzieje między innymi dlatego, że ich ostateczny zarobek w ogromnym stopniu zależy od wyników. Przykładowo Lawrence Ellison (trzeci najlepiej zarabiający manager w 2010 roku) otrzymał jedynie 250 tys. dolarów rocznej pensji. Resztę stanowiły kwartalne premie za realizację wyznaczonych przez zarząd zadań (6,5 miliona dolarów) oraz opcje na akcje firmy Oracle o wartości 62 milionów dolarów. Te ostatnie mogą jednak okazać się bezwartościowe, jeśli cena akcji firmy w wyniku urzędowania Ellisona spadnie. Ma to kolosalne znaczenie, gdyż instrumenty te spieniężyć można dopiero za kilka lat. W razie słabych wyników spółki zarobki prezesa mogą więc spaść nawet o 90%.