Przedsiębiorca każdą wydaną na takie inwestycje złotówkę zamortyzuje i dodatkowo pomniejszy podatek o 26 proc. kosztów.
Propozycja Ministerstwa Gospodarki w praktyce oznacza, że jeżeli przedsiębiorca wydał na badania 1 mln zł, to będzie mógł ten wydatek nie tylko w całości ująć w kosztach podatkowych (pomniejszając tym samym o 1 mln zł podstawę opodatkowania), ale dodatkowo będzie mógł pomniejszyć należny podatek o 260 tys. Żeby skorzystać z ulgi, przedsiębiorca będzie musiał przygotować wniosek z opisem prac i podsumowaniem kosztów. Taki dokument będzie musiał być zatwierdzony przez instytucję certyfikującą. Taki status będzie nadawany przez ministra gospodarki podmiotom, które udokumentują, że w ciągu ostatnich 2 lat przeprowadziły co najmniej 5 projektów badawczych o wartości 400 tys. zł oraz zatrudniają, co najmniej jednego doradcę podatkowego oraz pięciu pracowników naukowych z tytułem doktora lub prowadzących działalność dydaktyczną na uczelniach wyższych. – Ministerstwo Gospodarki, proponując nowy, dodatkowy obok grantów, instrument finansowania prac B+R, zmienia całą filozofię. Państwo da wreszcie przedsiębiorcom szansę na to, żeby sami takie prace prowadzili. Niestety, jest to rewolucja tylko na skalę polską, bo na całym świecie już funkcjonują podobne ulgi – podkreśla Beata Tylman, dyrektor w PwC. Dodaje, że możliwość uwzględnienia w rozliczeniach podatkowych w sumie 126 proc. kosztów prac badawczo-rozwojowych nie jest też propozycją jakoś szczególnie atrakcyjną. – W Czechach przykładowo można odpisać 200 proc. wydatków od podstawy opodatkowania, tak samo w Turcji, co oznacza de facto system podobny do tego proponowanego w Polsce. W Turcji dodatkowo istnieją możliwości dokonania kolejnych odpisów. Jeśli więc chcemy dogonić peleton najbardziej innowacyjnych państw, powinniśmy zaproponować dużo więcej, inaczej firmy nie będą miały motywacji do lokowania projektów R+B w Polsce – podkreśla nasza rozmówczyni.