Dziś w Moskwie spotkają się ministrowie finansów państw G20, aby dyskutować m.in. o manipulowaniu kursami walut.
Szczyty G20 słyną z ezopowego języka, obłudy, kłamstw i hipokryzji. Ale tym razem może dojść nawet do brutalnego starcia wręcz. Świat finansów stanął na głowie i w tej pozycji próbuje iść naprzód. Przez wieki władcy na ogół woleli mieć walutę mocną niż słabą. Mocny pieniądz pozwalał kupić więcej dóbr i ziemi i wystawić większą armię. Ten pogląd podzielała większość ich poddanych oraz ekonomiści. Ale teraz każda władza chce mieć jak najsłabszą walutę i dąży do tego albo poprzez bezpośrednie interwencje na rynku walutowym (Chiny, Szwajcaria), albo poprzez dodruk pieniądza i sztuczne zaniżanie stóp procentowych (USA, Japonia, UK). Takie właśnie są wojny walutowe. Rządy pogrążonych w kryzysie państw bogatego Zachodu usiłują jak najbardziej osłabić własne waluty, aby w ten sposób zwiększyć konkurencyjność cenową rodzimych eksporterów. Taka polityka – określana przez Amerykanów mianem „złup swojego sąsiada” – prowadzi także (a raczej przede wszystkim) do zubożenia własnego społeczeństwa, które doświadcza spadku siły nabywczej oszczędności i dochodów. Dążenie do „konkurencyjnej dewaluacji” własnej waluty może przynieść tyle pozytywnych skutków, co globalna wojna nuklearna. Gdy jeden kraj osłabi własną walutę, wkrótce potem robią to następne. Kursy walutowe stają się całkowicie nieprzewidywalne i zależne wyłącznie od decyzji politycznych, a nie od siły gospodarki. Jedynym trwałym i powszechnym efektem jest inflacja, wywołana procederem dodruku pieniądza. – Nie ma żadnych konkurencyjnych dewaluacji, nie ma żadnych wojen walutowych. To, co się dzieje, to rynkowa reakcja na wyłącznie wewnętrzne procesy decyzyjne – powiedział rosyjski wiceminister finansów Rosji Siergiej Storczak. Trudno o bardziej absurdalny przykład hipokryzji i zakłamywania rzeczywistości.
Tak samo jak regularnie pojawiająca się w komunikatach G20 fraza o „powstrzymaniu się od konkurencyjnych dewaluacji”. Mimo tego zapewnienia Rezerwa Federalna ruszyła z trzecim, tym razem nieograniczonym czasowo i ilościowo, programem skupu obligacji (QE), Szwajcarski Bank Narodowy faktycznie powiązał kurs franka z euro, a Bank Japonii podwoił cel inflacyjny i zapowiedział nieograniczony dodruk pieniądza, aby go zrealizować.