Do niedawna najważniejszym klientem detektywów byli zdradzani małżonkowie. Wraz z kryzysem gospodarczym pojawiła się nowa grupa zleceniodawców - przedsiębiorcy.
Tylko w pierwszej połowie tego roku zanotowano ponad 46 tys. przestępstw gospodarczych, o 4,5 proc. więcej niż przed rokiem - wynika z danych Komendy Głównej Policji. Za sporą ich część odpowiadają sami pracownicy i właśnie do ich kontrolowania wynajmowani są detektywi. - W praktyce działa ok. 350 agencji detektywistycznych i już praktycznie każda oferuje usługi dla firm: od kontroli prawdziwości CV kandydatów do pracy, przez regularne audyty bezpieczeństwa, np. antypodsłuchowe, po zadania specjalne, czyli śledztwa, gdy już coś złego w firmie się wydarzy - mówi Ryszard Bednik, rzecznik Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów. Ruch w biznesie jest tak duży, że zaczęły powstawać agencje wyspecjalizowane w takich zleceniach. W ten sposób działają InfoSekret, agencja detektywów i prawników Expertus czy biuro MG. Jeden z warszawskich detektywów opowiada nam o swoim ostatnim zleceniu: od sporej firmy logistycznej, która posiada liczącą kilkadziesiąt aut ciężarowych flotę samochodową. - Owszem, paliwo w ostatnich kilku latach zdrożało blisko dwukrotnie, ale wydatki na benzynę w tej firmie w tym samym czasie wzrosły aż o 300 proc. Zarząd nie mógł uwierzyć w te koszty i wynajął nas - mówi detektyw. - Moi ludzie jeździli za firmowymi samochodami. Okazało się, że kilku kierowców na masową skalę kradnie paliwo - dodaje. Potwierdza to Ryszard Bednik: - Z jednego tira można miesięcznie wyprowadzić benzynę o wartości kilku tysięcy złotych. Jednak najpopularniejszym zleceniem dla detektywów są chorobówki, czyli kontrole, czy pracownik na zwolnieniu lekarskim rzeczywiście jest chory. - Częstą praktyką pracowników jest branie zwolnień lekarskich nawet nie po to, by odpocząć, tylko by pracować u konkurencji - przyznaje rzeszowski detektyw Henryk Hajduk. - To w niektórych branżach, np. budowlanej, jest prawdziwą plagą - dodaje. Pierwsze zlecenia kontroli pracowniczych - czy też raczej kontroli menedżerów na najwyższych stanowiskach - pojawiły się na początku lat 90., gdy do Polski wchodziły zachodnie korporacje, które potrzebowały zatrudnić polskich prezesów i dyrektorów, a nie były pewne zarówno ich kompetencji, jak i potencjalnych powiązań z dawnymi służbami bezpieczeństwa. - Kontrole pracowników szeregowych to dopiero początek XXI w. - dodaje Bednik i tłumaczy, że zmasowane zapotrzebowanie zaczęło się wraz z początkiem kryzysu.