Zginęło już 16 osób. Sztormowa fala wdarła się na dolny Manhattan w Nowym Jorku. W mieście doszczętnie spłonęło kilkadziesiąt domów. Na szczęście Sandy słabnie z każdą godziną. Amerykańskie media informują, że burza nie uderzyła z aż taką siłą na Nowy Jork jak się spodziewano. Była jednak na tyle silna, że odcięła od prądu setki tysięcy nowojorczyków, a w sumie ponad 6 milionów ludzi na wschodnim wybrzeżu, ewakuowano blisko 500 tysięcy, a towarzyszące Sandy ulewne deszcze zalały nowojorskie metro. Burza spowodowała także, że drugi dzień z rzędu zamknięta jest giełda na Wall Street. Wielki pożar, który wybuchł w rejonie Breezy Point w nowojorskiej dzielnicy Queens w czasie, gdy szalał tam cyklon Sandy, zniszczył kilkadziesiąt domów. Rejon ten był podtopiony, co utrudniało strażakom dotarcie na miejsce i opanowanie ognia. Nie ma informacji o ofiarach. Przyczyna pożaru nie została jeszcze ustalona. Przedstawiciel nowojorskiej straży pożarnej ujawnił na Twitterze, że spłonęło ok. 50 domów. Lokalna telewizja pokazała strażaków, brodzących po pas w wodzie. Niektórzy usiłowali dotrzeć do płonących budynków pontonami. Breezy Point jest jednym z rejonów Nowego Jorku objętych obowiązkową ewakuacją w związku z zagrożeniem, jakie stanowi Sandy. Nie wszyscy mieszkańcy Breezy Point zastosowali się jednak do polecenia ewakuacji. Telewizja WABC-TV poinformowała, że strażacy uratowali tam ok. 40 osób z domów, do których zbliżał się ogień, podsycany przez wiatr o prędkości przekraczającej 110 kilometrów na godzinę.