Na Odrze znikają opuszczone i dewastowane porty i przystanie zbudowane w poprzednich dziesięcioleciach, czy nawet jeszcze w minionym stuleciu. Najgorsze w tym, że często są one niszczone bezmyślnie - przykłady Koźla i wrocławskich Popowic są bardzo wymowne. Podobny los spotkał pomniejsze porty i przystanie wzdłuż biegu rzeki, o stoczniach i innej infrastrukturze związanej z uprawianiem żeglugi nie wspominając. Zarastają niepogłębiane zatoczki i inne miejsca, gdzie można byłoby zacumować podróżując jakimkolwiek obiektem pływającym. Nawet brzegi kanałów śluzowych - obłożone w pobliżu komór trylinką - zarosły i przedstawiają widok opłakany. Długie, kilkukilometrowe kanały nawigacyjne, takie jak wrocławski - od Bartoszowic do Mostów Warszawskich, zwanowicki - od śluzy niemal do Brzegu, brzeski poniżej, a oławski powyżej śluzy, janowicki - od śluzy do ujścia do Odry w rejonie jeziora Bajkał umożliwiały niegdyś postój statków, czemu służyły gęsto rozmieszczone polery oraz betonowe schodki ułatwiające komunikację z lądem na skarpach. Wszystko to nadal istnieje, ale pokryte dżunglą dzikich drzew i krzewów oraz zmierzwioną trawą. Nikt tego nie kosi, nie dba o porządek. Wszędzie walają się śmieci, plastikowe butelki i torby, gruz i inne odpady. Jedynie w rejonie Wrocławia (choć nie wszędzie) wygląda to "po japońsku" czyli jako-tako... Zamieranie przewozów towarowych na Odrze nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla gospodarzy tych terenów - powinno się nakładać wysokie kary za zaśmiecanie środowiska i dewastowanie - drobnej, ale potrzebnej  infrastruktury.

 

Początki wrocławskiej białej floty sięgają 1870 roku. Wpierw statki pływały pod prąd, pokonując odcinek Odry Górnej, na wschód od mostu Piaskowego. Ruszały w rejsy z przystani w pobliżu placu Polskiego oraz przy ujściu Oławy.

 

Początkowo statki poruszały się tylko w obrębie miasta. Dla wycieczkowiczów zbudowano przystanie na prawym brzegu Odry na wysokości dzisiejszego ZOO, w rejonie ul. Wittiga i w Bartoszowicach, gdzie powstała duża przystań. Działało przy niej cieszące się dużym wzięciem etablissment z dużą restauracją reklamującą się "dobrą i tanią kuchnią domową". Obsługiwano także lewy brzeg Odry, a przystanie zlokalizowano w Świątnikach, Siedlcu, Bierdzanach oraz Nowym Domu. Organizowano też dłuższe rejsy do Jeziora Panieńskiego koło Kotowic i do Oławy

 

Przed II wojną światową działało w stolicy Dolnego Śląska dziesięć firm żeglugowych z prawdziwą flotą rzeczną. Dziś sa tylko trzy i mają po jednym statku. Statki pasażerskie woziły swoich pasażerów do kompleksów rozrywkowych na obrzeżach Wrocławia. Większość najbardziej romantycznie położonych wrocławskich etablissements zlokalizowano w rejonie Rakowca, Opatowic, Szczytnik, Biskupina, Bierdzan, także na Osobowicach. A zapożyczone z francuskiego "etablissements" określało z grubsza biorąc, ogródki restauracyjne, prowadzące działalność rozrywkową.

 

Potem była wojna, a po niej ...

 

Wiele czasu problemowi Odry w latach 1945 – 1946 poświęciły: Komisja Komunikacyjna oraz Komisja Żeglugi i Handlu Zagranicznego, działające przy KRN. Już na pierwszym posiedzeniu Komisji Komunikacyjnej, 6 sierpnia 1945 roku mówiono o drogach wodnych. W stosunku do Odry wyrażono opinię, iż jest to dobra technicznie i bardzo nowoczesna droga wodna, wcale nie zniszczona (z wyjątkiem mostów, które były zawalone). Wymagała jedynie oczyszczenia  i zwiększenia taboru, gdyż “istniejący jest niedostateczny”. Miało być inaczej, jednak żaden z zabytkowych bocznokołowców nie dotrwał do naszych czasów. Jedyny zachowany po wojnie parowiec z tej epoki, po kapitalnym remoncie, jako "Kościuszko", eksploatowany był przez "Żeglugę na Odrze" do połowy lat pięćdziesiątych. Potem trafił do hutniczego pieca. Po Odrze we Wrocławiu pływają, zbudowane w latach 60. w stoczni Gdańsk-Stogi, wysłużone statki o napędzie motorowym: "Driada", "Goplana", "Nereida".

 

Jesteśmy piątym krajem w Unii Europejskiej pod względem długości dróg wodnych. Miasta położone wzdłuż rzek są w całej Europie ośrodkami historycznego rozwoju, w którym rzeka odgrywała szczególną rolę. Między wielkimi, naddunajskimi miastami-stolicami można podróżować statkami wycieczkowymi, oferującymi komfort dobrego hotelu i podobne ceny, a chętnych nie brakuje. Można zakładać, że wielu zagranicznych i rodzimych turystów-wodniaków jest zainteresowanych odbyciem rejsu po Odrze swoim „house botem”, czyli mieszkalną barką z napędem, motorówką czy nawet kajakiem.

 

Właściciele tych mniejszych jednostek chętnie poznaliby nowe tereny, zwiedzili nieznane im miasta i podjęli inne, nowe wyzwania, a także skorzystali z możliwości „slipowania”, naprawy czy nawet stałego hangarowania swych łodzi w odpowiednio urządzonych przystaniach, stanicach wodnych czyli - jak się już u nas z europejska je nazywa - w marinach.

 

Marina to po prostu zaciszny kąt dla wodniaków - podróżujących, wypoczywających bądź uprawiających sporty wodne. Oprócz oferowania miejsca postoju powinna być wyposażona w WC i natrysk, możliwość zatankowania paliwa, wody pitnej, opróżnienia zbiorników śmieci i nieczystości, naładowania akumulatorów i podłączenia się do prądu na okres postoju, wykonania drobnych napraw, zakup lub wymianę wyposażenia wodniackiego oraz zjedzenie posiłku. Dobrze, gdy marina zapewnia także możliwość rozbicia namiotu lub oferuje miejsca noclegowe w zabudowaniach na brzegu.

 

Większe i zaprojektowane z rozmachem mariny oferują miejsce na przechowanie łodzi poza sezonem, fachową ekipę w przypadku większych napraw i remontów jednostek pływających, hotelik z dobrym komfortem oraz możliwość odbycia zorganizowanych wypraw po okolicy, zarówno wodą, jak i lądem. W obrębie takiej mariny przewidziana jest często przystań białej floty, tarasy widokowe, wypożyczalnia rowerów itp.

 

Wykorzystując fundusze przewidziane na rozwój infrastruktury samorządy niektórych nadodrzańskich miast mogłyby się pokusić o działania mające na celu przyciągnięcie do siebie także turystów poruszających się wodą. Trzeba jedynie przełamać panujące stereotypy inwestycyjne. Pamiętajmy: najpierw trzeba mieć ofertę, a potem spodziewać się skorzystania z niej. Mają już swoje mariny: Nowa Sól, Bytom Odrzański, Głogów... Marinę koło gmachu Uniwersytetu wybudował Wrocław; odważne i chyba najładniejsze na Odrze plany stworzenia mariny ma Brzeg .

 

Ale trzeba zacząć najpierw od drobnych rzeczy – takich jak uporządkowanie, zarośniętych dżunglą chwastów i zasypanych stertami śmieci, brzegów kanałów w miastach - zwłaszcza tam, gdzie są urządzenia cumownicze z minionych "czasów świetności". Potem może nastąpić umacnianie brzegów, wbicie dalb i zamocowanie do nich pomostów lub urządzenie przystani na pływakach. Infrastruktura na brzegu może powstawać etapami - w przypadku atrakcyjnych miejsc nie trzeba będzie długo czekać na gotowych inwestować gastronomików, hotelarzy, usługowców (mechaników, szkutników, właścicieli łodzi do wynajęcia) czy producentów sprzętu pływającego.

 

W obliczu zanikającego transportu towarowego Odra może i powinna pozostać tym samym czynnikiem kulturotwórczym, jakim przez wieki była - uzyskamy to także poprzez rozwój międzynarodowej czy międzyregionalnej turystyki i rekreacji około wodnej. To, że w naszym kraju nie buduje się floty rzecznej dla naszych przewoźników, nie rozwija przewozów turystycznych statkami-hotelowcami nie oznacza, że nie zechcą takie jednostki przypłynąć do nas. Przykład "Saxonii" - szwajcarskiego wycieczkowca przypływającego kilkakrotnie do Wrocławia świadczy o tym, ze nie jest to nierealna wizja  lecz fakt. Gdyby nie to, że śluzy Odry skanalizowanej częściowo utraciły konstrukcyjne parametry szerokości we wrotach - statek ten mógłby dotrzeć dalej w górę rzeki, do Oławy, Brzegu, Opola, Koźla czy nawet Gliwic. Nie wyklucza to jednak, że jednostka nieco węższa niż "Saxonia" (ma 9,5 m) nie mogłaby popłynąć tędy - początek rejsu mając w Belgii, Holandii, Niemczech itp.

 

Aby taki statek przyjąć i sprowokować, by jego pasażerowie zostawili u nas troszkę pieniędzy - musimy zaoferować im - oprócz atrakcji w samym mieście - wygodne miejsce do zacumowania statku, zaopatrzenia go w wodę pitną, paliwo, prąd, możliwość oddania zanieczyszczeń ze zbiorników, dokupienia zapasów prowiantu, obsługę informacyjną i w razie potrzeby techniczną.

 

Aby nie koncentrować się jedynie na wybrzydzaniu, trzeba zauważyć, że niektóre nadodrzańskie samorządy postanowiły same kupić statek pasażerski i organizować wypoczynek na wodzie mieszkańcom swojego regionu, co w połączeniu z budową marin i przystani pozwala patrzeć z lekkim optymizmem na rzeczną przyszłość. Drobne kroki w kierunku "powrotu nad rzekę" mogą okazać się kamieniami milowymi w procesie przywracania jej funkcji trasy komunikacyjnej i przewozowej. Pociągnęłoby to za sobą dobra koniunkturę dla inwestorów zarówno lądowych jak i wodnych. Być może uratowałoby to Odrę, ciągle jeszcze istniejącą w niezłym stanie jako rzeka żeglowna, od kompletnej dekapitalizacji i dewastacji.

 

Projekt dotyczy rozbudowy trzech nadodrzańskich portów w Nowej Soli, Bytomiu Odrzańskim i Cigacicach oraz zakupu dwóch stateczków pasażerskich. Pozytywną decyzję podjął komitet monitorujący Europejskiej Współpracy Terytorialnej. Lubuska propozycja otrzyma 20 milionów złotych dofinansowania, całość kosztów szacowana jest na około 30 mln zł.

 

Mowa o projekcie z polsko-niemieckiego programu Europejskiej Współpracy Transgranicznej (EWT), zaprezentowanego przed rokiem we Franfurcie. Oprócz rozbudowy portów jest w nim mowa o dwóch statkach, które mają nosić nazwy "Laguna" i "Nimfa". Każdy będzie miał długość 24 m., szerokość 5,6 m., trzyosobową załogę i będzie mógł osiągać prędkość do 20 km na godz. Będą w stanie zabrać po 120 pasażerów i tyleż rowerów. Na pokładzie będzie także salon na 60 pasażerów, kuchnia, barek i toalety.

Będzie wodowanie i rejsy po lubuskim odcinku Odry.

 

 

Także w ubiegłym roku we Wrocławiu dopuszczono do ruchu żeglugowego kolejny fragment Odry między mostem Piaskowym a śluzą Mieszczańską. Po 60 latach zakazu statki wróciły do centrum stolicy Dolnego Śląska. Można opłynąć Ostrów Tumski, podziwiać najpiękniejsze i najcenniejsze zabytki architektoniczne Wrocławia. Otwarto tez marinę w centrum miasta vis a vis Uniwersytetu.

Reasumując. Odra jest jeszcze rzeką żeglowną. Mogą poruszać się po niej zestawy pchane o długości większej niż sto metrów, ale nie pływają. Pływają niewielkie statki pasażerskie, jachty turystyczne, kajaki i smocze, wiosłowe łodzie. Może to właśnie dzięki sportowi wodnemu i turystyce, żegluga na tej pięknej rzece przetrwa?

 

Nad Odrę wreszcie wraca życie, ale...  Może warto zacząć od porządkowania tych miejsc, które już kiedyś przystaniami były... To łatwiejsze i tańsze od budowania nowych.

 

Włodzimierz Konarski

źródło: Property Journal 4-5/2010