Motto kampanii od razu wskazuje co jest jej celem - dyskredytacja usług poczty elektronicznej Google'a, z których szacunkowo korzysta dziś prawie pół miliarda ludzi. Cała kampania to kolejna próba zwrócenia uwagi ludzi na to, jak straszne jest Google. To nie żart. Microsoft autentycznie chce przerazić ludzi głosząc że Google jest przerażające, bo "czyta Twoje prywatne wiadomości w celu wysłania Ci ukierunkowanych, spersonalizowanych reklam". Mało tego Microsoft namawia ludzi do podpisania petycji przeciwko wyszukiwarkowemu gigantowi, by ten zaprzestał tego jakże przerażającego procederu i przestał czytać nasze prywatne maile! Korporacja z Redmond informuje jednocześnie, że podjęła prawne działania by przeciwdziałać jakże nagannym praktykom konkurenta z Mountain View. Zanim jednak tłumy masowo ruszą do likwidacji swoich kont Google (co zapewne nie nastąpi) i przesiądą się na należący do Microsoftu serwis Outlook.com (skądinąd również bardzo dobra, bezpłatna usługa poczty elektronicznej online) warto poznać kilka istotnych faktów.

1. Firma Microsoft podjęła prawne działania - pod tym pojęciem nie kryje się nic więcej ponad to, co Microsoft próbuje robić od wielu lat. Nie od dziś wiadomo, że Google i jego usługi są solą w oku Steve'a Ballmera - CEO Microsoftu, który od wielu lat nie szczędzi sił i środków by praktyki stosowane przez Google'a  - czyli budowanie treści reklam na podstawie automatycznej analizy semantycznej treści maili - były prawnie zakazane. Jak do tej pory działania Microsoftu na tym polu okazały się bezskuteczne.

2. To nie pierwsza i zapewne nie ostatnia kampania Microsoftu przeciwko twórcom wyszukiwarki grająca na emocjach. Być może niektórzy pamiętają inny atak na Gmaila, przeprowadzony przez Microsoft jakiś rok temu - kampanię pod tytułem "Gmail Man", w której główną rolę pełnił materiał wideo przedstawiający Gmail-Mana, "listonosza" czytającego dostarczaną korespondencję. Materiał filmowy poniżej.

3. Co z tym "czytaniem maili"? Oczywiście nikt nie czyta prywatnej korespondencji użytkowników Google'a. A ściślej rzecz biorąc - żaden człowiek. Analiza treści i generowanie na tej podstawie odpowiedniego zbioru reklam wyświetlanych podczas surfowania (nie tylko podczas korzystania z samego Gmaila) jest sednem reklamy kontekstowej, ale kontekst jest budowany automatycznie. Pracują nad tym algorytmy, a nie jacyś konkretni ludzie. Zresztą nie jest tajemnicą, że zawartość dysków SkyDrive - wirtualnych przestrzeni hostowanych przez Microsoft - również jest analizowana i również w tym przypadku w grę wchodzą automatyczne mechanizmy i filtry.

4. Chcesz prywatności? Szyfruj. To prosta recepta - od strony technicznej nie ma kompletnie żadnego znaczenia co dany usługodawca robi z tworzonym przez użytkownika kontentem i nie ma znaczenia czy to jest email, obrazek, wideo, dokument czy cokolwiek innego. Jeżeli dany usługodawca, niezależnie czy Google z usługą Gmail, czy Microsoft z usługą czy jakakolwiek inna firma (np. Dropbox) w jakikolwiek sposób przetwarza dane użytkownika po swojej stronie, to znaczy, że musi mieć dostęp do jawnej formy danej treści.