Czy w takim bądź razie paradoksalnie nie jest to dobry moment do inwestycji w nieruchomości a przede wszystkim w mieszkania budowane przez deweloperów. Nie są oni na razie w takich tarapatach, jak firmy specjalizujące się w budownictwie przemysłowym, jednak obecnie jest bardzo mały popyt na mieszkania. Na rynku górą są kupujący. Dziś decydując się mieszkanie, gdy inwestycja jest na etapie tak zwanej "dziury w ziemi" można wynegocjować bardzo dobrą cenę. W przypadku bardziej zdesperowanych deweloperów, jest duże pole do negocjacji nawet w przypadku już ukończonych budynków. Jeśli przez dłuższy czas mało lokali zostało sprzedanych, to skłonność do ustępstw rośnie bardzo szybko. Należy jednak pamiętać, że deweloperzy są skłonni schodzić z marży, jednak nie zejdą poniżej kosztów.
Wiele zależy od tego, w jakim okresie kupowali działkę pod budowę i kiedy podpisywali umowę z wykonawcą. Jeśli oba zdarzenia miały miejsce jeszcze w okresie mieszkaniowego boomu, czyli grunty osiągały rekordowe ceny, a firmy budowlane nie przyjmowały tanich zleceń, to koszty dewelopera były duże. Takie mieszkania nie będą "tanie". Firma nawet jak maksymalnie ograniczy swoją marżę, to i tak poniżej pewnego progu nie zejdzie.
Jednak nawet wytargowanie dobrej ceny nie sprawi, że na nieruchomości zarobimy. Wszystko zależy od tego, czy kupujemy mieszkanie dla siebie, aby w nim mieszkać, czy traktujemy je jako inwestycję. W drugim przypadku - szczególnie jeśli będziemy się posiłkować kredytem - należy być bardzo ostrożnym. Ceny mieszkań wolno, ale od dłuższego czasu szybko spadają. Zapewne kiedyś ten trend się odwróci, ale jeśli nie chcemy czekać wiele lat, to lepiej się wstrzymać - korzyści z wynajmowania lokalu, po odliczeniu kosztów, mogą być porównywalne z zyskami z lokaty w banku, jednak musimy poświecić nieporównywalnie więcej energii.