Tak było również rok temu i dwa lata temu – gdy z rynku znikały kredyty na 100 proc. wartości mieszkań. Przypomnijmy, że docelowo minimalny wkład własny kredytu hipotecznego od 2017 roku będzie wynosił już 20 proc. wartości mieszkania.
Obecnie ciągle większość banków oferuje kredyty z 10 proc. wkładem, ale to zmieni się za trzy miesiące, choć pewną amortyzacją negatywnego efektu rosnącego wkładu będzie możliwość ubezpieczenia brakującej kwoty powyżej 10 proc. wartości nieruchomości. Mimo to dla wielu potencjalnych kredytobiorców wyłożenie wymaganych przez banki pieniędzy może stanowić barierę w dostępie do kredytów. Zwłaszcza, że nie wiadomo jeszcze ile banków zdecyduje się na wariant z ubezpieczeniem. Takie rozwiązane poza tym będzie zwiększać ogólne koszty kredytowania.
Ile wkładu własnego będzie od stycznia potrzebował przeciętny kredytobiorca? Najpopularniejsze obecnie na rynku są mieszkania o średniej wielkości, a więc 50 – 60 mkw. Jeśli rozpatrujemy przypadek takiej nieruchomości, to w miastach takich jak Kraków, Wrocław, Poznań czy Gdańsk, gdzie ceny są zbliżone, na 15 proc. wkład własny trzeba będzie poświęcić około 45 – 50 tysięcy złotych.
Kredytobiorcy z Warszawy będą musieli dysponować większą kwotą. W WGN średnia cen transakcyjnych dla stolicy wynosi 7200 zł, a więc przeciętna cena 50 mkw. to 360 tysięcy, za 60 metrów trzeba płacić około 432.000 zł. 15 procentowy wkład wynosiłby więc średnio między 54 a 65 tysięcy złotych. Taniej będzie w Łodzi. Tu wystarczy około 35 – 37 tysięcy.
Poza tymi wiodącymi rynkami jest już dużo taniej. Wśród miast wojewódzkich jednym z najtańszych rynków mieszkaniowych pozostaje Gorzów Wielkopolski, gdzie średnie ceny metra kwadratowego wynoszą około 3500 zł, co oznacza, że 50 metrowe mieszkanie będzie tam przeciętnie kosztowało zaledwie 150 – 175 tysięcy. Wymagany wkład własny od stycznia wyniesie więc około 22 – 25 tysięcy złotych.
Jakie skutki dla rynku może przynieść rosnący wkład? Część ekspertów już w 2014 roku, gdy wszedł w życie minimalny wkład na poziomie 5 proc. krytykowało rekomendację S, wskazując, że może ona negatywnie wpłynąć na popyt na mieszkania. Z pewnością kredytobiorcy będą szukali możliwości obniżenia kosztów:
- decydując się na nieruchomości na rynku wtórnym. Są one z reguły tańsze dosyć wyraźnie od mieszkań nowych, a dodatkowym bodźcem do ich zakupu jest obecnie fakt, że od września 2015 są objęte dopłatami w ramach programu MDM. Mieszkania używane często mają tę przewagę nad nowymi, że są lepiej zlokalizowane, na rynku jest ich większy wybór i – co również ważne – jeśli są w dobrym stanie, nie wymagają natychmiastowego wkładu finansowego, za to można z nich korzystać od razu po transakcji kupna – w przeciwieństwie do mieszkań z rynku pierwotnego, najczęściej oddawanych w tzw. standardzie deweloperskim, co oznacza konieczność wyłożenia dodatkowych środków na wykończenie takiej nieruchomości (szacuje się je zazwyczaj na około 10 proc. wartości mieszkania)
- korzystając z programu MDM. Mieszkanie dla Młodych z miesiąca na miesiąc zyskuje na popularności. Po zmianach, które weszły w życie od września, pula dostępnych mieszkań w programie się zwiększyła, tak jak i wysokość dopłat dla niektórych beneficjentów ( z dziećmi. Dla nich też zrezygnowano z niektórych zapisów, ograniczających możliwość korzystania z programu (wymóg wieku i wymóg pierwszego mieszkania). . Z ostatniego raportu Amron – Sarfin dla Związku Banków Polskich (II kw. 2015) wynika, że rok do roku łączna kwota dofinansowania wzrosła o ponad 25 proc. W II kw. 2015 było to ponad 111 mln zł. Program uzyskał wyniki najlepsze w swojej dotychczasowej historii. W przyszłym roku spora część potencjalnych kredytobiorców będzie korzystać z MDM, by zneutralizować wymóg rosnącego wkładu własnego.
Monika Prądzyńska Dział Analiz WGN