Geneza mieszkań w fabrykach sięga lat 60 i Stanów Zjednoczonych, a konkretnie Nowego Jorku. To właśnie w tym mieście artyści zapoczątkowali trend, osiedlając się w opuszczonych halach fabrycznych. Dla ludzi sztuki był tam wymarzony wręcz klimat. Ogromne przeszklenia dawały bardzo wiele światła, a wysokie sufity i potężne hale – wrażenie wolności. Co więcej – na początku były to mieszkania tanie. Nie kojarzono ich z luksusem – jak to się dzieje obecnie w Polsce. Prawdziwe lofty cechował surowy minimalizm i przemysłowy charakter – podkreślany przez fabryczne oświetlenie, czy metalowe słupy. W wersji hard lofty nie oferowały wygód – wręcz przeciwnie – warunki były tam trudne. Niejednokrotnie brakowało takich „luksusów” jak choćby łazienka.

Pomysł niezbyt bogatych artystów podłapali jednak architekci dostrzegając potencjał w dawnych fabrykach. Tak zaczęły rosnąć lofty komercyjne, a ich cena skoczyła. Właściciel takiego mieszkania zyskuje ogromne możliwości aranżacyjne, a wysokie sufity dają do wykorzystania dodatkowe przestrzenie na antresole.

W Polsce prekursorskim projektem w zakresie loftów, były te w dawnej fabryce Scheiblera w Łodzi. Ten – jeden z pierwszych projektów – od razu pokazał, że rynek na takie mieszkania nie będzie zbyt duży. Mimo, że lofty cieszyły się ogromnym zainteresowaniem tak mieszkańców jak i mediów, ostatecznie sprzedało się około 30 procent mieszkań. A te nie były tanie. Ceny jeszcze przed krachem na rynku nieruchomości wynosiły około 7,5 – 8 tys. zł, a więc blisko 100 proc. więcej niż wynosi średnia cenowa dla Łodzi. Projekt zakończył się bankructwem dewelopera. Dziś tamte lofty sprzedaje syndyk, a ceny wywoławcze zaczynają się od nieco ponad 3000 zł.

Podobny scenariusz spotkał lofty de Girarda w Żyrardowie, których deweloper zbankrutował, a właściciele walczą o dokończenie inwestycji.
Obecnie polskie lofty ograniczają się do kilkunastu projektów w całym kraju. Można wymienić choćby poznańskie lofty w zabytkowych koszarach XV Pułku Ułanów Poznańskich, . Lofty Platinum we Wrocławiu w dawnej XIX – wiecznej destylarni Braci Wolff, przy ul. Inowrocławskiej, lub też projekt Nowa Papiernia w zaadaptowanym budynku papierni z 1889 roku na Przedmieściu Oławskim. W Krakowie lofty powstają w zabytkowym młynie Ziarno. W Warszawie przymierzają się do loftów w dawnej wytwórni wódek Koneser na Pradze.

Ceny mieszkań w budynkach pofabrycznych nie są niskie, z reguły w dużych miastach mówimy o kwotach rzędu 8 – 10 tys. zł za metr, a więc o 2 – 3 tys. więcej od średnich cenowych. Polskie lofty, zapewne z racji ograniczonych możliwości finansowych klientów, często nie są też duże. Historyczne nowojorskie mieszkania w fabrykach mogły mieć nawet i ponad 200 mkw. W naszych warunkach często zdarzają się lofty nie mające więcej niż 50 metrów, czyli o wielkości przeciętnego mieszkania. Co prawda – jeśli jest wysoki sufit – przestrzeni do wykorzystania jest dużo więcej.

Prawdziwych loftów nie ma więc w Polsce za dużo, za to deweloperzy próbują wykorzystać ciągle spore zainteresowanie takimi mieszkaniami i stawiają na produkty „loftopodobne”, czyli tzw. soft – lofty. Są to mieszkania budowane od zera, którym jedynie nadaje się fabryczny „sznyt’ poprzez zastosowanie niektórych materiałów, wygląd budynku, wysokie sufity itp. Koszty postawienia takich nieruchomości są niższe, niż adaptacji prawdziwych fabryk, zwłaszcza tych objętych ochroną konserwatorską. Soft – lofty zazwyczaj są więc tańsze od loftów prawdziwych, ale nie znaczy to, że całkiem tanie. Druga sprawa to jakość takich mieszkań. Jak to w Polsce bywa z apartamentami, podobnie jest z loftami. Nazwy używa się często instrumentalnie, próbując zwiększyć prestiż mieszkań, które niewiele odbiegają od zwykłego budownictwa.

Przyglądając się obecnemu rynkowi loftów w Polsce można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że nie powiększy się on w sposób istotny. Co więcej – zainteresowanie takimi mieszkaniami będzie spadać – i ograniczy się do wąskiej grupy zamożnych i świadomych klientów. Ci z kolei nie dadzą się nabrać na substytuty loftów i będą celować w realizacje wysokiej klasy. Na rynku pozostaną więc pojedyncze, najlepsze projekty.

Marcin Moneta, Analityk WGN