Obecnie 9 banków oferuje możliwość składania wniosków na takie kredyty do samego końca roku. Jak wspomnieliśmy – warunkiem jest terminowe złożenie pełnej dokumentacji. Choć przed 31 grudnia zainteresowanie takimi kredytami z pewnością wzrosło, wydaje się mało prawdopodobne, by zmieniło ono w sposób istotny ogólne wyniki akcji kredytowej za 2014 rok, które – choć lepsze od tych sprzed roku – ciągle są dalekie od oczekiwań bankowców. Zwłaszcza, że mówimy o okresie z najniższymi w historii stopami procentowymi i nie rosnącymi cenami mieszkań.

Prognostyk tego, czego obecnie możemy się spodziewać, dała nam końcówka roku ubiegłego, kiedy z rynku wycofywano kredyty na 100 proc. wartości nieruchomości. Choć pod koniec roku klientów było więcej, to jednak nie zmieniło to ogólnego obrazu roku 2013, który był dla branży kredytowej bardzo słaby. Podobnie – zapewne – będzie i tym razem.

Z badań opinii klientów wynika, że tylko niewielki procent decyduje się przyspieszyć decyzję o zakupie ze względu na rosnący wkład własny. Obecni kredytobiorcy coraz częściej starają się uzbierać oczekiwane przez banki pieniądze i odwlekają decyzje zakupowe, obserwując zresztą rynek, na którym od dłuższego już czasu dominuje stabilizacja cenowa.

Dobrym zjawiskiem jest rosnąca liczba kredytów z wkładem własnym na poziomie 20 – 50 proc. W III kwartale 2014 r. kredyty te stanowiły  40,05% wolumenu, czyli  o 1,92 punktu procentowego więcej, niż w poprzednim kwartale. Oznacza to, że Polacy antycypują wymogi bankowców i coraz częściej starają się uzbierać jak najwyższy wkład własny, starając się o kredyt hipoteczny.

Z drugiej strony nie da się jednak ukryć, że sukcesywnie rosnący wymagany, minimalny wkład własny będzie musiał przełożyć się na rynek i na dostępność kredytów hipotecznych dla potencjalnych klientów. Przypomnijmy, że zgodnie ze znowelizowaną rekomendacją S Komisji Nadzoru Finansowego, do 2017 roku minimalny wkład urośnie do 20 procent.

Przyjmując obecne, przeciętne ceny mieszkań w dużych miastach, oznacza to, że dla średniego 50 – metrowego mieszkania, statystyczny Kowalski będzie potrzebował około 60 tysięcy złotych wkładu.

Taka kwota może okazać się zaporowa, zwłaszcza dla ludzi, którzy w ogóle nie posiadają oszczędności i nie mają wsparcia w rodzinie.

Należy więc zakładać, że o ile – na razie – wysokość wkładu nie przekłada się na rynek, o tyle w latach kolejnych ten wpływ może być już widoczny.
Niewiele w tym zakresie pomaga kulejący państwowy program MDM, który na razie nie spełnia swych oczekiwań. Klientów jest mało, dostępność mieszkań mocno zróżnicowana, a dopłaty trafiają w większości do ludzi, którzy kupują mieszkania z limitami praktycznie na poziomie cen rynkowych, a więc do tych, którzy już teraz mają wystarczającą zdolność, by bez pomocy państwa zaciągnąć kredyt hipoteczny. Są to w większości osoby samotne, tzw. single, natomiast nikłe jest wykorzystanie MDM przez rodziny, czy osoby wychowujące dziecko. Podobnie ma się rzecz z dopłatami do kupna, czy budowy domu (tu również liczba wniosków na tle całości jest śladowa).

Rodzi się pytanie co zrobić, by wspomóc Polaków w zakresie wkładu własnego, jednocześnie rozruszać rynek kredytowy i mieszkaniowy. Rząd przymierza się do zmian w MDM, a bankowcy proponują zupełnie inne rozwiązanie. Wg Związku Banków Polskich optymalnym wyjściem byłoby zmotywowanie potencjalnych kredytobiorców do oszczędzania na mieszkanie. Chodzi o system kas oszczędnościowo – budowlanych. Taka forma już istnieje w wielu krajach Zachodu i opiera się, najkrócej rzecz ujmując, na premiowaniu ze strony państwa tych osób, które regularnie odkładają na cel mieszkaniowy. Takie osoby po np. 5 latach systematycznego oszczędzania mogłyby liczyć na 10 – 20 procentową premię od państwa.

Na razie jednak temat kas jest przedmiotem rozmów bankowców z ministerstwem finansów. Do 31 grudnia natomiast wszyscy, którzy nie mają oszczędności, a chcą kupić mieszkanie mogą jeszcze skorzystać z kredytów na 95 proc. wartości nieruchomości. Od stycznia trzeba będzie już „wylegitymować się’ przed bankiem 10 – procentowym wkładem własnym.