W ciągu czterech lat pensje urosły o ponad 400 zł. Ale żywność w tym czasie podrożała tak bardzo, że nasza rzeczywista siła nabywcza się skurczyła
Twarde dane o nominalnych wynagrodzeniach i tłok w galeriach handlowych dowodzą, że się bogacimy. Ale to pozory. W 2012 r. przeciętne wynagrodzenia w przedsiębiorstwach wzrosły o 3,4 proc., ale w tym czasie żywność podrożała o 4,3 proc. – W rezultacie za przeciętną pensję można było kupić mniej artykułów spożywczych niż w poprzednich latach – mówi prof. Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Jak wyliczyła, w 2012 r. za przeciętne wynagrodzenie można było kupić 1657 bochenków chleba, a w roku 2009 – 1769. W ciągu czterech lat nasza siła nabywcza zmniejszyła się o 112 bochenków. To samo dotyczy aż dziewięciu spośród 13 podstawowych produktów spożywczych – m.in. jajek, kiełbasy i cukru. – Obniżyła się nasza siła nabywcza także w przypadku produktów spoza podstawowego koszyka, m.in. ryb, owoców, wołowiny, mąki, kasz – wylicza Świetlik. Sytuacja ta znalazła już odzwierciedlenie w wynikach sprzedaży. Konsumpcja większości podstawowych produktów żywnościowych spadła w ubiegłym roku łącznie o kilka procent (np. jajek o 1,3 proc., a ryb o 5,6 proc.). Mimo to na żywność wydawaliśmy więcej. Ubiegły rok był prawdopodobnie drugim z rzędu, w którym wzrósł udział wydatków na żywność w ogólnych wydatkach gospodarstw domowych – zwiększył się z 25 do 25,1 proc. W starych krajach Unii Europejskiej rodziny przeznaczają na ten cel zdecydowanie mniej – na przykład Niemcy, Austriacy czy Anglicy wydają na jedzenie tylko od 9 proc. do 11 proc. swoich pensji. Niestety, nic nie wskazuje, aby ten rok był dla naszych portfeli łaskawszy. – Żywność może podrożeć o kolejne 2,5–3 proc. – ocenia Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ. Jego zdaniem we znaki dadzą nam się podwyżki ceny mięsa wieprzowego, wołowego i drobiowego. – Można też oczekiwać znikomych podwyżek cen mleka i produktów mleczarskich – analizuje Winek.