Dzięki Graph Search użytkownicy serwisu mogą łatwo sprawdzić, z czego naprawdę korzystają ich znajomi i jakie rzeczy „polubili". Nowa funkcja zaprezentowana przez samego Marka Zuckerberga tylko z pozoru jest drobiazgiem, który ma ułatwić życie miliardowi użytkowników portalu. W rzeczywistości to rękawica rzucona najpopularniejszej wyszukiwarce świata – Google'owi. Facebook tworzy w ten sposób system, z którego nie będzie trzeba wychodzić, aby zdobyć praktycznie dowolne informacje. Zawartość Facebooka – miliardy zdjęć, społeczna sieć „polubień" i rekomendacji – ma być równoległym Internetem. Podczas prezentacji Zuckerberg podkreślał, że jego zamiarem nie jest bezpośrednie konkurowanie z Google'em ani żadną inną wyszukiwarką (Graph Search korzysta zresztą z Microsoft Bing). Ale chwilę później przyznał, że w „pierwszej wersji beta" nie umieszczono wszystkich rozwiązań, nad którymi pracują jego inżynierowie. Graph Search ma się ponadto stać źródłem dochodów. Czytaj: wyniki wyszukiwania będą wykorzystywane do zdobywania reklam. A to już podwórko Google'a. Facebook musiał jednak wprowadzić taką funkcję. I to szybko, bo jego wartość giełdowa spadła, gdy inwestorzy przekonali się, iż szefowie serwisu nie mają pomysłu na zarabianie na użytkownikach. Graph Search ma zatem stać się „trzecim filarem" Facebooka – po aktualnościach i osi czasu – zapowiedział Mark Zuckerberg. Jak to działa? Wyszukiwarka opiera się na czterech typach danych – o ludziach, zdjęciach, aktywności („polubienia") i miejscach. Może je dowolnie łączyć, np. pytając o to, kto z moich znajomych mieszka w warszawskim Wilanowie i lubi sushi. Albo poprosić o wyświetlenie wykonanych na Mazurach zdjęć znajomych, na których jestem ja i jeszcze jedna osoba. Albo restauracji w Krakowie polecanych przez mieszkających tam kolegów. Liczba kombinacji jest nieograniczona.
Uważaj, w co klikasz
Oczywiście mają być zachowane wszelkie ustawienia prywatności – zapewniali przedstawiciele firmy. – W Graph Search zobaczysz tylko te treści, którymi ludzie zdecydowali się podzielić – mówił Lars Rasmussen, jeden z programistów. Oznacza to, że jeżeli ograniczyliśmy widoczność niektórych treści, nie pojawią się one w wynikach wyszukiwania.
Ale to bezpieczeństwo jest pozorne. Wyszukiwarka umożliwia wydobycie informacji – zdjęć, „polubień" czy statusów – o których sami wolelibyśmy zapomnieć. Podczas konferencji Tom Stocky demonstrował, w jaki sposób można stworzyć listę „znajomych znajomych, którzy są samotni i mieszkają w San Francisco". Natychmiast w Internecie pojawiły się kolejne wyniki wyszukiwania – niektóre bardziej, inne mniej zabawne, w rodzaju: znajome znajomych, samotne, mieszkające w pobliżu i „lubiące" seks. Albo – to już zza oceanu – znajomi lubiący rap i jednocześnie faszystowskie obrazki.
To wynik kliknięć „lubię to" w facebookowe strony. Często użytkownicy robią to pod wpływem impulsu. Zresztą zawartość takich stron wcale nie musi odpowiadać ich tytułowi, są tworzone dla dowcipu. Składają się jednak na profil użytkownika, który teraz będzie drobiazgowo analizował Graph Search. A z tego narzędzia może skorzystać na przykład przyszły pracodawca.