Komisja Europejska zaproponowała daninę od transakcji finansowych. Dochody mogą wynieść od 30 do 50 mld euro rocznie. Chodzi o to, by banki i fundusze zapłaciły za kryzys
Bruksela chce, aby obowiązywały dwie stawki: inna dla akcji i obligacji, inna dla instrumentów pochodnych. Na razie dokładny poziom nie jest podany, konkretną wysokość przedstawi sam szef KE Jose Barroso.
Z naszych informacji wynika, że jedna z nich wyniesie 0,01 proc., a druga 0,1 proc. Będą to poziomy minimalne, kraje mogą wprowadzić podatki na wyższym poziomie. Stawka będzie bardzo niska, żeby nie zniechęcać banków i inwestorów do europejskiego rynku finansowego. W przypadku pojedynczych transakcji obciążenie będzie prawie niezauważalne, zacznie mieć znaczenie w przypadku dużych funduszy inwestycyjnych i banków.
Podatek bezpośrednio zapłaci nie inwestor, ale dokonująca w jego imieniu transakcji instytucja finansowa. Będzie musiała podzielić równo opłatę na sprzedającego i kupującego instrument finansowy. Podatkowi będą podlegać prawie wszystkie operacje, z wyjątkiem wymiany walut (typu spot) oraz transakcji dokonywanych przez osoby prywatne czy małe firmy. Pieniądze pochodzące z tej nowej opłaty mogłyby częściowo zasilić unijny budżet, a częściowo kasy narodowe. W jakiej proporcji, tego Komisja na razie nie precyzuje. Jeśli chodzi o budżety narodowe, to dochody będą dzielone według kraju pochodzenia inwestora, a nie kraju siedziby instytucji pośredniczącej. Podatek będzie obowiązywał zawsze, gdy choć jedna strona transakcji – kupujący lub sprzedający – ma siedzibę w UE.