Sprawa jest oczywiście zupełnie zrozumiała, biorąc pod uwagę, jak bardzo w codziennym użytkowaniu kwestia piętra daje nam się we znaki. Skrajności są niemile widziane przede wszystkim dla małżeństw z dziećmi i osób starszych, choć przecież nikt nie lubi wspinać się na samą górę.
Z kolei mieszkanie na parterze – pozornie dobre dla małżeństw z małymi dziećmi (nie trzeba wnosić wózka na górę) ma również swoje minusy. Do domowników docierają w większym stopniu odgłosy z ulicy, krzyki, rozmowy itp. Taki stan rzeczy może być naprawdę irytujący, jeśli np. za oknem mamy ruchliwą ulicę, czy też przed blokiem do późnego wieczora przesiada głośna młodzież. Uważa się też, że mieszkania na parterze są mniej bezpieczne – łatwiej się do nich włamać, zwłaszcza jeśli mają np. otwarty balkon.
Sytuację – jak wspomnieliśmy – ratuje winda, choć nie wszędzie taki „luksus” istnieje. Na brak windy najczęściej cierpią stare kamienice i czteropiętrowe bloki z wielkiej płyty z czasów PRL. Tu – z reguły – skazani jesteśmy na siłę swoich mięśni.
Niestety – nie jest dobrze również w nowym budownictwie – zwłaszcza tym tańszym. Deweloperzy, którzy oferują tanie mieszkania w segmencie popularnym, najczęściej robią wszystko, by ominąć konieczność montażu windy. Zgodnie z prawem nie muszą tego robić w budynkach o maksymalnie 4 kondygnacjach (czyli parter plus trzy piętra). Z danych GUS za 2012 rok wynika np. że budynków mieszkalnych trzypiętrowych postawionych przez deweloperów było najwięcej - ponad 22 tysiące. O połowę mniej wybudowano budynków czteropiętrowych – ponad 11 tysięcy, a sześciopiętrowych już tylko niecałe 3,5 tysiąca.
Jak więc widzimy winda dla wielu ciągle jest rarytasem, co podnosi wartość mieszkań w budynkach, w których jest ona zamontowana. Gdy nie ma windy preferujemy mieszkania na piętrach, do których nie trzeba się „nachodzić”.
Teresa Michniak, Dział Analiz WGN