Wśród przyczyn, które doprowadziły Grecję do tak fatalnej kondycji finansowej, jako pierwsza wymieniana jest waluta euro. Grecja zbyt szybko, bo w 2002 roku, przyjęła europejską walutę, a dziś wiadomo, że odbyło się to na podstawie zafałszowanych statystyk określających wysokość długu. Specjaliści, odwołując się do historii, twierdzą, że od kiedy tylko Grecja odzyskała niepodległość ( XIX w.), finanse państwa nigdy nie były w najlepszej kondycji. Kolejne rządy prowadziły politykę w kierunku bankructwa: albo nie spłacając w całości zadłużenia, albo w ogóle je ignorując. Walutę euro należy przyjąć tylko w przypadku dobrej kondycji finansowej państwa, kiedy nie wydajemy więcej niż mamy.

Eksperci z Forum Obywatelskiego Rozwoju mówią o błędach inwestycyjnych. W momencie przyjęcia euro, Grecja zrównała się z takimi państwami jak Niemcy, dzięki czemu, mogła zadłużać się na równie niskim procencie. Efektem był punkt, w którym Grecja zaczęła wydawać jeszcze więcej, doprowadzając do zadłużenia w zawrotnych kwotach, aż w końcu rząd zdał sobie sprawę z tego, że nigdy nie będzie w stanie spłacić tych długów. Dostrzegli to również inwestorzy z całego świata, którzy, przestraszeni informacją, że pieniędzy mogą nie odzyskać, podnieśli koszty oprocentowania, doprowadzając tym samym Grecję do upadku.

Kolejną kwestią, która jest równią pochyłą są wysokie koszty utrzymania. Przykładowo warto wspomnieć o greckiej kolei. Odnotowuje 100 mln euro przychodu rocznie, a wydaje 400 mln euro na same pensje dla pracowników oraz 300 mln na inne dodatkowe koszty. Wniosek nasuwa się sam.

Również polityka społeczna Grecji pozostawia wiele do życzenia. Wcześniejsze emerytury i przywileje socjalne to tutejsza codzienność. Na celowniku są konkretne grupy zawodowe, takie jak, lekarze i prawnicy, którzy deklarują minimalne dochody tak, aby nie płacić podatków. Na specjalne przywileje mogą liczyć nauczyciele, którzy pracują najmniej w Europie, jak również pracownicy poczty czy... kolei.

Za co Grecy dostają dopłaty? Za korzystanie z darmowej (sic!) stołówki – dopłata w wysokości 120 euro miesięcznie, za niespóźnianie się do pracy – 600 euro, za mycie rąk dofinansowanie w wysokości 420 euro miesięcznie. Na inne dopłaty mogą również liczyć pracownicy administracji państwowej, na przykład za wysyłanie faksów, pracownikowi co miesiąc wpada do kieszeni 870 euro. Tych absurdów można by wymieniać w nieskończoność.

W obecnej sytuacji powstaje pytanie, jak ta cała grecka komedia wpłynie na Polską gospodarkę, o ile w ogóle? Czy wyjście Grecji ze strefy euro będzie dla Polski miało jakieś znaczenie?

Początkowo ekonomiści zapowiadali, że jeśli Grecja nie dojdzie do porozumienia z wierzycielami, to 01.07.2015 dojdzie do kryzysu na światowym rynku walutowym. Prognozy mówiły o wzroście walut, takich jak euro, dolar czy frank szwajcarski. I mimo tego, że Grecja o północy oficjalnie stała się bankrutem, to o 10:00 czasu polskiego na giełdach panował spokój, a kurs chociażby szalejącego ostatnio franka wynosił 4,01 zł.

Mimo to, specjaliści twierdzą, że wyjście Grecji ze strefy euro będzie w Polsce odczuwalne. Zdecydowany spadek wpływów zagranicznych kapitałów, utrata zainteresowania polskimi akcjami i obligacjami, czy silne tendencje spadkowe na Giełdzie Papierów Wartościowych, to tyle niektóre ze skutków, jakie nas czekają. Ale wszyscy co do jednego są zgodni – to tylko przejściowe kłopoty. Gospodarczo Polska może nawet na tym zyskać. „Grexit” (wyjście Grecji ze strefy euro) będzie oznaczało pozbycie się najsłabszego ogniwa w łańcuchu europejskiej waluty, a to z pewnością wszystkim wyjdzie na dobre. Przewiduje się, że Polska stanie się silnym następcą Grecji w strefie euro.

Katarzyna Surma, redaktor wgn.pl