Jeśli podatek katastralny zastąpi obecny podatek od nieruchomości (podstawą do obliczenia podatku jest powierzchnia nieruchomości), to rynek nieruchomości w Polsce przeżyje prawdziwą katastrofę – oznaczać to będzie potężny wzrost cen.

Podatek katastralny to podatek ad valorem, czyli liczony od wartości nieruchomości. Taki sposób opodatkowania jest w Europie znany od wielu lat, m.in. w Wielkiej Brytani działa od 400 lat. Podatek od wartości nieruchomości płacą też Hiszpanie czy Szwedzi, którzy obliczają swój podatek na podstawie wyceny dokonanej przez urzędnika. W Niemczech czy Holandii podstawą opodatkowania jest wartość z ksiąg wieczystych lub aktu notarialnego. Najnowsze rozwiązanie w tej kwestii przyjęła Irlandia, w której podstawą podatku jest... wycena dokonana przez właściciela nieruchomości. Jednak, w sytuacji, w której sprzeda on nieruchomość powyżej 110 % deklarowanej wartości, poniesie spore koszty karne. Podatek katastralny sprawdza się również w innych, nieco uboższych krajach, jak na przykład Łotwa czy Słowacja. Dlaczego w Polsce wzbudza tak skrajne emocje?

Najwięcej skorzystają na tym samorządy, do kieszeni których będą napływały środki z opodatkowania nieruchomości. Wiąże się to również z uporządkowaniem całego systemu własności nieruchomości, co bezpośrednio będzie się przekładało na bezpieczeństwo w obrocie nieruchomościami. Można powiedzieć, że podatek katastralny jest „uzasadniony społecznie”, na zasadzie – masz droższą nieruchomość, płacisz więcej, a co za tym idzie, rozłożenie podatków wśród społeczeństwa będzie bardziej proporcjonalne.

Jednak, aby wprowadzić ten system opodatkowania, należy uzupełnić wszelkiego rodzaju ewidencje gruntów i budynków, a także księgi wieczyste. Wdrożenie systemu, który będzie pomocny przy obliczaniu wartości podatku jest niezwykle drogi, ponieważ wiąże się to z budową zintegrowanego systemu informacji o nieruchomościach, który będzie zapewniał szybki i rzetelny dostęp do informacji na temat nieruchomości oraz umożliwi wymianę dokumentów elektronicznych. Budowa takiego systemu zaczęła się wraz z wejściem w życie rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 17 stycznia 2013 r. i ma być ukończony najpóźniej 42 miesiące później, czyli 9 września 2016 r.

Największym problemem staną się same koszty związane z utrzymaniem nieruchomości. Coraz częściej słyszy się o stawce 1 % wartości nieruchomości, a to oznacza, że mając mieszkanie warte ok. 250 000 zł, zapłacimy rocznie 2 500 zł podatku, zamiast 50-100 zł, jak to ma miejsce obecnie. Oznacza to, że podatek katastralny nie będzie „sprawiedliwy społecznie” - nie będzie on zależeć od wysokości dochodów podatnika. Spadnie również opłacalność remontowania lokali, z obawy przed podnoszeniem wartości nieruchomości, a co za tym idzie, wyższym podatkiem. Będzie to miało również odbicie na cenach rynku wynajmu – właściciele, chcąc odbić sobie ciężar fiskalny, podniosą ceny czynszu, co z kolei wpłynie na takie grupy, jak absolwenci czy studenci, którzy do tej pory wynajmowali lokale mieszkalne.

W opinii ekspertów, wprowadzenie podatku katastralnego będzie wiązało się ze znacznym zubożeniem społeczeństwa. Wszystko przez wysoką dysproporcję pomiędzy średnimi zarobkami rodzin, a wyceną nieruchomości. Dużą grupą, która poniesie spore konsekwencje związane z tym podatkiem, to młode małżeństwa spłacające kredyt hipoteczny. Nie dość, że od dłuższego czasu wielu z nich spłaca kredyt przewyższający wartość nieruchomości, ze względu na wciąż spadające ceny w ciągu ostatnich trzech lat, to jeszcze podatek katastralny może zabrać im nawet 10 % dochodów.

Z drugiej jednak strony, jest to dobry impuls, aby w końcu zająć się problemem własności nieruchomości, a przede wszystkim, aby opracować w końcu jasny i przejrzysty elektroniczny system informacji o nieruchomościach. Jest to też dobra okazja, aby zająć się niewykorzystanymi nieruchomościami komunalnymi.

Katarzyna Surma, redaktor WGN