Wszelkie badania rynku wskazują, że Polska zaczyna być już nasycona centrami handlowymi. Chodzi zwłaszcza o duże miasta, co przełożyło się wyraźnie na trendy inwestycyjne w zeszłym roku. Deweloperzy uciekali z lokalizacji wielkomiejskich, na rzecz mniejszych ośrodków – miast do maksymalnie 200 tysięcy mieszkańców, gdzie rynek nie jest jeszcze wystarczająco zapełniony. Stąd też duża aktywność inwestorów m.in. na ścianie wschodniej.
Wg raportu Colliers International w Polsce na 1000 mieszkańców przypada 269 mkw. centrów handlowych. To już mniej więcej tyle, ile wynosi średnia w krajach Zachodu. Należy dodać, że są takie miejsca, gdzie nasycenie powierzchnią jest wielokrotnie wyższe. We Wrocławiu wskaźnik ten przykładowo wynosi około 800 mkw. na 1000 mieszkańców.
„Ucieczka” inwestorów z aglomeracji na mniejsze rynki jest więc zupełnie zrozumiała. Zmienia się również model centrów handlowych. Deweloperzy bardziej stawiają na małe, lokalne centra handlowe dobrze wpisujące się swą skalą w okolicę. Być może z tego faktu wynika również większe zainteresowanie lokalnym handlem.
Taka transakcja okazuje się korzystna dla obu stron. W związku z rosnącym poziomem pustostanów i obawą przed wynajmem na „gorszych” rynkach ze strony dużych sieci, często centra handlowe stoją pod presją obniżki czynszów, tak, że stają się one atrakcyjne dla mniejszych, lokalnych firm. Z drugiej strony ci mali, miejscowi producenci ciągle jednak mogą postrzegać centrum jako lokalizację atrakcyjną, przyciągającą więcej klientów niż np. ulica handlowa w mniejszym mieście. Stąd rosnący udział miejscowych firm w wynajmie powierzchni. Coraz częściej centra planują lokale usługowe z myślą o miejscowych handlowcach, a ich udział wynosi już nawet około 10 procent.
Miejscowe firmy mają też swoisty potencjał marketingowy, którym można się „chwalić”. Centra zaznaczają w ten sposób swoje lokalne zaangażowanie, umiejscowienie itp. Należy podkreślić, że niejednokrotnie lokalne marki mają silną pozycję wśród społeczności i ich związek z centrum może być pozytywny wizerunkowo dla tego ostatniego.
Stąd obiekty handlowe coraz częściej akcentują swoje otwarcie na takich najemców. Przykład to m.in. Park Handlowy MYBOX w Namysłowie, który niedawno poinformował, że wśród najemców znalazły się lokalne, dobrze rozpoznawalne delikatesy mięsne. We Wrocławiu Dom Handlowy Renoma wynajął niedawno lokal miejscowej, małej firmie absolwentów Akademii Sztuk Pięknych, którzy tworzą wysmakowane produkty codziennego użytku z ceramiki. Swój związek z lokalnymi producentami podkreśla m.in. centrum handlowe Ogrody z Elbląga. Podobne przykłady oczywiście można mnożyć.
Warto dodać, że postawienie na lokalność, koresponduje ze zmianą gustów konsumenckich. Polacy coraz mniej chętnie robią zakupy w dużych centrach handlowych. Z badań firmy Experian w 2014 roku wynikało np. że liczba wizyt w centrach handlowych zmniejszyła się o około 6,25%. Młodsi klienci coraz częściej korzystają z Internetu. Do łask też wracają bazary i targowiska.
Oczywiście nie jest tak, że nagle galerie handlowe stały się z dnia na dzień passe. Nie – w wielu miejscach, zwłaszcza w mniejszych miastach, gdzie takich obiektów nie ma – konsumenci są nimi zainteresowani i ciągle postrzegają je jako na swój sposób prestiżowe.
Jednak powoli widać już rysującą się zmianę trendu. Wynika ona także częściowo z gorszej koniunktury. Duże sieci obawiają się wejść na mniejsze rynki, stąd m.in. pole do wynajmu dla miejscowych producentów.
Wydaje się, że uczestnicy rynku dostrzegają, że konsumenci „nasycili się’ już wielkimi galeriami handlowymi, gdzie trzon stanowią twarde, silne marki modowe. Obecnie - szczególnie w dużych miastach preferowane jest poszerzanie oferty rozrywkowej, budowanie z galerii miejsca spotkań.
Liczą się też wszelkie rozwiązania, które otwierałyby takie obiekty na przestrzeń miejską. Do nich na pewno należy właśnie wynajem mniejszym, lokalnym producentom i odejście od tylko sieciowego charakteru centrów handlowych. W modzie wśród inwestorów zaczynają być też wszelkie rozwiązania miasto-twórcze, takie jak przestrzenie wokół samej galerii – parki, miejsca rozrywki, oraz planowane już bezpośrednio w centrach otwarte przestrzenie, przypominające swoim charakterem ryneczki. Stąd popularne są też różne tego typu eventy – targowiska staroci itp.
Szeroko pojęta „lokalność” jest dziś po prostu w modzie. Widać to nawet w strategii dużych sieci handlowych, które akcentują coraz częściej obecność na swoich półkach m.in. lokalnych produktów spożywczych - m.in. Skarby Regionów – Tesco, czy np. piwa z miejscowych browarów.
Ten wyraźnie obecny trend sprawia, że zarządcy centrów handlowych zaczynają lokalnych producentów postrzegać jako istotną wartość dodaną, która w sposób znaczący podnosi atrakcyjność oferty i nie chodzi tu tylko o zapełnienie pustostanów.
Iwona Hryncewicz WGN Nieruchomości