Niskie ceny na amerykańskim rynku nieruchomości przyciągają obcokrajowców.
Niskie ceny na amerykańskim rynku nieruchomości przyciągają obcokrajowców. Na gorących rynkach mieszkaniowych (dosłownie i w przenośni), takich jak Floryda, Arizona czy Las Vegas, ceny spadły o 50-60% od 2007 roku. Najliczniejszą grupę kupujących stanowią tam Kanadyjczycy. Ale w ostatnich miesiącach pojawiła się silna konkurencja – z Chin.
„W ciągu ostatnich kilku miesięcy obserwujemy wzmożony ruch na rynku sprzedaży i ceny dość szybko zaczynają wzrastać; tylko w ostatnim roku poszły w górę o 20% lub więcej w takich miejscach, jak Phoenix, Miami czy Las Vegas. Jest to prawdopodobnie ostatnia szansa dla wielu obcokrajowców, aby kupić tanio i oni to napędzają koniunkturę na rynku” – mówi John Budz z Realty Executives, jednej z największych amerykańskich sieci brokerskich.
Inwestorzy z Azji, którzy do tej pory interesowali się takimi atrakcyjnymi lokalizacjami, jak Vancouver i Toronto w Kanadzie, teraz przenoszą się na południe, do Stanów Zjednoczonych, gdzie ceny są jeszcze bardzo przystępne.
"Ostatnio paru naszych klientów przekonało się na własnej skórze jak szybko rynek się zmienia, gdy stracili okazję do kupna, bo czekali za długo na rezerwacje lotów. Chińscy inwestorzy uprzedzili ich i wykupili 35 mieszkań nawet ich nie oglądając. Popatrzyli na zdjęcia i wypisali czeki" – relacjonuje Wayne Levy z firmy Toronto Florida Home Finders.
Zainteresowanie Florydą wzrosło w przeciągu ostatnich kilku miesięcy do tego stopnia, że pojawiły się wyspecjalizowane firmy brokerskie, które organizują wyjazdy do Hong Kongu, Pekinu czy Singapuru w celu ściągnięcia azjatyckich inwestorów na rynek amerykański. I jest to skuteczne działanie, bo jak mówi John Budz - w ostatnich miesiącach Azjaci kupują wszystko co się da, zaczynając od mieszkań na Florydzie, a kończąc na multimilionowych rezydencjach w Nowym Jorku i Kalifornii. Grupy inwestorów robią zakupy masowo, w bezprecedensowych rozmiarach – jednorazowo kilkadziesiąt lub kilkaset mieszkań lub domów, np. na Florydzie, gdzie w konsekwencji następuje wzrost cen. Średni czas sprzedaży zmalał tam z 20 miesięcy w 2008 roku, do 5 miesięcy obecnie.
Zorganizowane grupy inwestorów ‘czyszczą dno’ cenowe na rynku nieruchomości, zmuszając innych kupujących do wspinaczki w górę po drabinie cenowej. Pytanie jak długo potrwa ta hossa, bo tak silny popyt ze strony obcokrajowców powoduje, że amerykański rynek nieruchomości powoli wychodzi z długoletniego kryzys i „coraz trudniej znaleźć dobrą nieruchomość poniżej 150 tys. dolarów” – mówi Budz. W ciągu ostatniego roku pula kupujących wzrosła również z tego powodu, że coraz więcej Amerykanów kwalifikuje się do pożyczek. Rośnie też liczba nabywców z innych części świata, jak Brazylia i Europa. „Są oni skłonni zapłacić dwukrotnie więcej niż płaci przeciętny Kanadyjczyk inwestujący w Ameryce; średnia cena ich zakupów to 200 –300 tys. dolarów” – dodaje.
„Wszystko to sprawia, że zastanawiam się dlaczego nie skorzystałem z okazji i nie kupiłem w 2009 roku apartamentu w Naples” – podsumowuje John Budz. „Kiedy moja córka rozpoczęła studia prawnicze na Florydzie, rozważałem możliwość kupna mieszkania w Naples na południu Florydy. Znalazłem piękny nowy kompleks mieszkaniowy z polem golfowym i tylko 10 minut od plaży. Deweloper w tym czasie był w wielkich opałach i obniżył ceny o 50%. Dodatkowo jako zachętę oferował umeblować mieszkanie, a dwa dni po moim powrocie do domu, telefonicznie zaoferował nowy samochód Smart w garażu! Ale jak to często bywa, jako ‘typowy kupujący’ myślałem, że ceny pójdą jeszcze w dół. Znów, jak ten typowy kupujący, przeliczyłem się, a dzisiaj te same mieszkania sprzedawane są po 100 tys. dolarów drożej...”.
Małgorzata Battek, WGN Nieruchomości
John Budz, Realty Executives, USA