W polskich realiach zazwyczaj dodatkowym kredytobiorcą zostaje po prostu ktoś z najbliższej rodziny, komu ufamy i kto ufa nam. Człowiek taki decyduje się przystąpić do kredytu nie po to, by go spłacać razem z nami, ale by poprawić naszą zdolność. Czy to dobre wyjście? Oczywiście jeśli mamy pełne zaufanie, wiemy że druga strona nas nie oszuka itp. to można zaryzykować, ale generalnie właśnie – przystąpienie do kredytu to spawa niezwykle ryzykowna.
Po pierwsze – jeśli nasz kredytobiorca nie miałby szansy na uzyskanie pożądanej sumy, bez naszego przystąpienia, to znaczy, że zarabia po prostu za mało i może to wieszczyć probelmy w przyszłości – ze spłatą. A wtedy bank przyjdzie po pieniądze do nas. Po drugie – z bycia współkredytobiorcą niełatwo się „wykręcić”, sprawa równa się ze zobowiązaniem na długie lata, podczas których sami formalnie mamy mniejszą zdolność kredytową, nawet jeśli to nie my bezpośrednio spłacamy kredyt.
By zostać odłączonym od kredytu należy podpisać specjalny aneks do umowy. Bank jeszcze raz przeliczy zdolność kredytową potrzebną do spłaty pozostałości zobowiązania tylko przez jednego kredytobiorcę. Jeśli wyliczenie wypadnie korzystnie, wtedy będzie możliwość wyłączenia współkredytobiorcy. Jest też oczywiście możliwa sytuacja w drugą stronę – na każdym etapie spłacania do kredytu mogą przystąpić dodatkowe osoby (nie tylko jedna).
Dla banku jeden czy nawet więcej dodatkowych kredytobiorców, odpowiadających solidarnie za zobowiązanie, to oczywiście wymarzona sytuacja. W przypadku problemów ze spłatą instytucja finansowa może dochodzić swoich roszczeń od dodatkowych osób. Posiadanie kredytowego wspólnika zazwyczaj poprawia wysokość wskaźnika DTI (debt to income) czyli raty do dochodów. Ponieważ dochody współkredytobiorców się sumuje, są one po prostu większe.
Jeśli coś miałoby się stać ze spłatą, wierzytelność zostanie zaspokojona z dochodów tego współkredytobiorcy, którego najszybciej i najskuteczniej dosięgnie komornik. Co niezwykle istotne – bycie współkredytobiorcą nie jest równoznaczne z byciem współwłaścicielem mieszkania. Nic z tych rzeczy. Prawny właściciel może swobodnie dysponować nieruchomością, może też ją sprzedać bez zgody i wiedzy współkredytobiorcy.
Osoba, która decyduje się przystąpić do kredytu, wyraża jedynie zgodę na to, że będzie go również spłacać (zgoda to warunek podstawowy). Oczywiście wcale nie musi pokrywać rat i w praktyce tak się zazwyczaj nie dzieje, a kredyt spłaca tylko „główny” zaciągający, ale właśnie w sytuacji, gdyby się coś niedobrego stało i pieniądze przestały trafiać do banku, ten zwróci się do drugiego z uczestników zobowiązania.
Z punktu widzenia banku nie ma żadnego znaczenia, jakie relacje łączą współkredytobiorców. Mogą to być nawet zupełnie obce sobie osoby. Oczywiście – jak wspomnieliśmy – ten drugi musi się na przystąpienie do kredytu się zgodzić i powinien zdawać sobie sprawę z konsekwencji takiego kroku – m.in. tego, że w ten sposób jego własna zdolność kredytowa się zmniejsza.
Dla głównego kredytobiorcy, ewentualna pomoc”mająca na celu formalne poprawienie zdolności kredytowej to oczywiście bardzo dobre wyjście, ale należy pamiętać, że równie dobrze dodatkowy uczestnik zobowiązania może utrudniać a nie ułatwiać sprawę. Jeśli jego dochody są niestabilne i małe, a poza tym ma wiele zobowiązań, może się okazać, że nie tylko nie poprawi naszej zdolności kredytowej, ale jeszcze jej zaszkodzi. Poza tym należy pamiętać o tym, że banki prześwietlają całą historię kredytową dodatkowego uczestnika, więc wszelkie problemy i opóźnienia w spłatach będą rzutować na jego wiarygodność.
Monika Prądzyńska
Dział Analiz