Stuletni Polak? To powoli przestaje być rzadkością. Budżet ma coraz większe problemy z zapewnieniem emerytur coraz większej grupie Polaków w wieku poprodukcyjnym
"Piękno starości polega na tym, że pozwala nam żyć zgodnie z rytmem naszego ciała... Można obudzić się rano o dowolnej porze, włożyć na siebie jakieś wytarte łachy albo zostać w samej bieliźnie, wypuścić kota... przeczytać gazetę, wejść do netu, po czym zmierzać majestatycznie ku południu, by podjąć najważniejszą decyzję dnia: udać się na żwawy spacer, a potem uciąć sobie drzemkę. A może lepiej odwrócić kolejność?" - wychwala zalety długowieczności Garrison Keillor, słynny amerykański satyryk (artykuł w "Prospect" przedrukowało "Forum"). Takich osób mogących wybierać między drzemką a spacerem będzie przybywać, bo żyjemy coraz dłużej. Obecny 30-latek (wspólna średnia dla kobiet i mężczyzn) będzie jeszcze żył 572 miesiące (47,5 roku), 40 latek - 458 miesięcy (38 lat), 50-latek - 350 miesięcy (ponad 29 lat). To najnowsze marcowe dane GUS.
W ostatniej dekadzie tzw. oczekiwane życie 65-letniego Polaka wydłużyło się aż o dwa lata i trzy miesiące. Wcześniej, aby osiągnąć taki wynik, potrzebowaliśmy aż 40 lat (od 1950 do 1990 roku).
W ciągu ostatnich sześciu lat podwoiła się też liczba stulatków. Obecnie jest ich w Polsce 2150. Każdy z nich dostaje dodatkową, specjalną emeryturę z ZUS (3 tys. zł). To najwięcej, od kiedy prowadzona jest taka statystyka. Zakład, aby precyzyjniej prognozować, ile i komu będzie wypłacał emerytur, wprowadził nową grupę wiekową: 100-110 lat. Jeszcze niedawno było to nie do pomyślenia.
Dłużej żyjemy, bo lepiej się odżywiamy, mniej palimy, uprawiamy sport. Niestety, ma to też negatywne strony. Dla budżetu państwa.
Do 2035 r. liczba osób w tzw. wieku poprodukcyjnym wzrośnie z 6,4 mln do 9,6 mln. W efekcie na jednego emeryta przypadać będą tylko dwie osoby w wieku produkcyjnym, podczas gdy dziś przypadają cztery. To oznacza, że państwo będzie musiało coraz więcej dopłacać z budżetu do emerytur. Same składki nie wystarczą.
Już teraz co roku Zakład występuje do budżetu państwa o dotacje na wypłatę rent i emerytur. W tym roku będzie to 37 mld zł.
Aby zmniejszyć te wydatki, w 1999 r. rozpoczęliśmy reformę emerytalną, która wprowadziła nowy sposób wyliczania świadczeń. Odtąd wysokość emerytury ustalana jest na podstawie zebranych składek dzielonych przez przewidywalną długość życia. Im więc dłużej żyjemy, tym przez więcej miesięcy dzielimy zebrane składki i mamy mniejszą emeryturę. W rezultacie nasze emerytury za 20-30 lat mogą być niższe od dzisiejszych nawet o jedną trzecią.