Deweloperzy węszą za nowymi lokalizacjami, wchodzą do miasteczek, o których jeszcze pięć lat temu powiedzieliby, że nie warto. Pomagają im sieci handlowe, które zamiast wojny z konkurentami w Poznaniu wybierają monopol w Rawie Mazowieckiej. Niedawno prześledzono mapę Polski. Okazuje się, że mamy jeszcze sporo białych plam tam, gdzie nie brakuje centrum handlowego i oferty dużych sieci handlowych.
Zaczęto od największych miast. Tu konkurencja jest już duża, ale to nie znaczy, że deweloperzy nie mają w nich co robić. Prawie każde z nich ma miejsce dla nowych, szczególnie mniejszych, formatów handlowych, nowych lokalizacji czy poprawy starszych obiektów. Króluje stolica.
W Polsce mamy ponad 7 mln mkw. powierzchni handlowej. Jednak w Warszawie nadal jest dużo miejsca na nowe, ciekawe projekty, które mogą wypełnić luki na handlowej mapie. Trochę gorzej, ale nadal nieźle, jest w innych dużych miastach.
Deweloperzy i agenci przypomnieli sobie ostatnio także o obrzeżach aglomeracji, których mieszkańcy zarabiają w centrum i według tamtych stawek. Chodzi w szczególności o okolice Warszawy i Górny Śląsk.
— Jeszcze kilka lat temu sądziliśmy, że klienci z Wołomina są w stanie pojechać na większe zakupy do Warszawy. Dziś już tak nie jest. Chcą mieć ofertę u siebie. Inaczej wielu z nich zrobi zakupy na przykład w internecie — mówi Karina Kreja, analityk z CBRE.
Prawdziwych białych plam szkoda szukać w kilkusettysięcznych miastach. Trzeba spojrzeć znacznie niżej. Analitycy agencji nieruchomości wskazują swoje typy i upominają inwestorów: musicie się spieszyć.
 Są miasta o wielkości 50-60 tys., w których brak nowoczesnej powierzchni handlowej. Ale to nie potrwa długo, bo w każdym z nich na różnym etapie są plany stworzenia nowoczesnych. Problemem tych miast jest jednak ich nieprzewidywalność. Tu trzeba uważać, by bardzo dobrze poznać lokalny rynek, bo zwyczaje zakupowe ich mieszkańców są zupełnie inne niż w dużym mieście.