Tylko w ciągu miesiąca do urzędów pracy zgłosiło się blisko 318 tysięcy osób. Wyrejestrowało się z ewidencji 159 tysięcy, ale jedynie niecałe 80 tysięcy zamieniło status bezrobotnego na pracownika. Jak mówią osoby spotkane w  pośredniaku, ofert pracy brakuje. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika także, że lawinowo przybywa osób, które straciły zatrudnienie z winy zakładu pracy. Jest ich teraz o ponad sześćdziesiąt procent więcej niż przed rokiem. Najwyższą stopę bezrobocia bo az ponad dwadzieścia dwa procent  odnotowano w styczniu na Warmii i Mazurach. Tam też jest najwięcej, bo aż pięć, powiatów, w których stopa bezrobocia przekracza trzydzieści procent. Rekordzistą w skali kraju pozostaje powiat szydłowiecki na Mazowszu, gdzie stopa bezrobocia na koniec stycznia osiągnęła poziom blisko trzydzieści dziewięć procent. Najniższe bezrobocie jest w Poznaniu - wynosi 4,5 procent.
Receptę na rosnące bezrobocie w Polsce jakiś czas temu  przedstawił przewodniczący rady nadzorczej ZPP Robert Gwiazdowski. Jak mówił, jest nią obniżenie kosztów pracy i zmiana przepisów Prawa pracy. "W Polsce szczególnie złym podatkiem jest podatek nałożony na pracę, który dla zmyłki nazywany jest składką ubezpieczeniową. (...) Jeśli wynagrodzenie brutto wynosi 3,4 tys. zł, to przedsiębiorca musi zapłacić za taką pracę 4,1 tys. zł, bo musi doliczyć do kwoty brutto składkę na Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, Fundusz Pracy i składkę emerytalną dla pracownika. Pracownik do ręki dostaje 2,4 tys. zł - z jego wynagrodzenia brutto zabiera mu się PIT i składki ZUS. To jest 1,7 tys. zł różnicy. Przy takiej konstrukcji ten system nie może funkcjonować w nieskończoność. (...) W Polsce praca opodatkowana jest jak wódka" - powiedział Gwiazdowski.