Grupowy szał już za nami. Serwisy takie jak Groupon drastycznie ścięły wydatki na reklamę, jednocześnie redefiniując profil biznesu.
Jeszcze niedawno reklamy lidera zakupów grupowych, czyli Groupona, wyświetlały się przy niemal każdym haśle wyszukiwania w Google’u, migały też na co drugiej stronie internetowej. Co miesiąc taka kampania kosztowała w Polsce amerykańskiego potentata nawet ponad 1 mln zł. Co w tym czasie robiła lokalna konkurencja? Również nie oszczędzała na marketingowych fajerwerkach, mając przed oczyma fakty. A te były takie, że debiutujący na giełdzie Groupon został wyceniony na ponad 10 mld USD i zakładał sowite zyski już w 2013 r. Amerykański protoplasta zakupów grupowych zapowiadał, że agresywny marketing zaprowadzi go na szczyt, co — jak już wiemy — nie nastąpiło. — Po takim szalonym wzroście musiała przyjść stabilizacja. Rynek się nasycił, ludziom się przejadło, amerykański model nie pachniał szybkimi zyskami — przyznaje Marek Rusiecki, prezes Xevin Investments, będącego inwestorem serwisu Cuppon.pl. Jednak rynek się nie tylko nasycił, ale i zdefiniował na nowo. Nie ma już w Polsce też liczących się serwisów zakupów grupowych. Czym są zatem Groupon, Gruper czy Citeam? — Zmieniając strategię serwisu Groupon, przestaliśmy być serwisem zakupów grupowych, staliśmy się platformą e-commerce. Stawiamy na trzy sektory: rynek lokalny, oferty produktowe i podróże — mówi Aniela Hejnowska, dyrektor zarządzająca Groupona, przypominając jednocześnie, że globalnie koncern ściął wydatki marketingowe o niemal 60 proc. Najbardziej widocznym objawem strategicznej wolty w segmencie zakupów grupowych jest właśnie poziom wydatków reklamowych czołowych serwisów w Polsce. Z miesiąca na miesiąc spadają one nawet o kilkanaście procent. W sumie przez ostatni rok trzy czołowe serwisy (Groupon, Citeam i Gruper) obcięły wydatki na reklamę o ponad 60 proc. W rezultacie w okresie listopad 2011 — listopad 2012 liderzy stracili ponad 40 proc. zeszłorocznego zasięgu. Czy nad tym ubolewają? Raczej nie. Po prostu zbudowały już dużą bazę potencjalnych klientów i stwierdziły, że czas skończyć z masowym spalaniem gotówki. Zdaniem Tomasza Dalacha, współtwórcy i pierwszego prezesa Grupera (sprzedał swoje udziały w serwisie kilka miesięcy temu), serwisy grupowe szczyty popularności mają za sobą. Co nie znaczy, że schodząc ze ścieżki agresywnego marketingu, zwijają interes. — Rynek się urealnił, jednak kupony ciągle się sprzedają, wciąż newslettery z serwisów trafiają do milionów Polaków. Teraz trwa praca nad tym, by budować rentowność na pozyskanej bazie. Oceniam, że wkrótce na polskim rynku zostanie jedynie 2-3 graczy, których działalność będzie oparta na modelu platformy marketingowo-sprzedażowej — podkreśla Tomasz Dalach. Już teraz około połowy przychodów serwisów grupowych pochodzi z segmentu sprzedaży produktów, usługi tracą na znaczeniu. A to upodabnia je do np. Złotych Wyprzedaży, spółki święcącej triumfy w ostatnich miesiącach, sprzedającej ubrania i elektronikę po promocyjnych cenach. — Każdy z graczy szuka niszy, która zbliży go do rentowności. My np. stawiamy na dostarczanie systemów informatycznych, wspomagających biznesy naszych partnerów — mówi Piotr Majcherkiewicz, prezes Grupera. A niemal wszyscy menedżerowie z tego rynku po cichu przyznają, że u podstawy model biznesu pozostaje ten sam. Prosty: uzyskać jak najwyższą marżę, sprzedając towar lub usługę.
— A skoro magnetyczna moc zakupów grupowych uleciała, czas na nowe opakowanie — kwituje jeden z rozmówców.