Podczas dwutygodniowej konferencji w Dubaju będą ważyć się losy wolności światowego internetu. Od kilku lat otwarcie słychać głosy, które nawołują do odebrania pozarządowej organizacji ICANN (Internet Corporation for Assigned Names and Numbers - Internetowa Korporacja ds. Nadawania Nazw i Numerów) kontroli nad przyznawaniem nazw domen internetowych, ustalania ich struktury oraz ogólnego nadzoru nad działaniem serwerów DNS. Kompetencje ICANN miałyby trafić w ręce instytucji należącej do ONZ.  Nad tym właśnie mają do 14 grudnia debatować członkowie Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego podczas konferencji WCIT-12 (World Conference on International Telecommunications). Pozornie taka operacja może wydawać się uzasadniona - ICANN operuje na terenie Kalifornii, w dużej mierze dzięki uprzejmości Stanów Zjednoczonych, a przecież internet to obecnie globalne narzędzie komunikacji. Problem polega na tym, że potencjalne przejęcie kompetencji ICANN przez organy ONZ może wiązać się ze zwiększonym wpływem Rosji oraz Chin (członków Rady Bezpieczeństwa), także niektóre kraje arabskie (np. Zjednoczone Emiraty Arabskie, Iran) oraz Azji Środkowej (Turkmenistan, Uzbekistan) z otwartymi rękami powitałyby taką szansę. Sekretarz generalny agendy ONZ - Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego Hamadoun Toure powiedział podczas otwarcia światowej konferencji telekomunikacyjnej w Dubaju, że przejęcie nowych uprawnień związanych z internetem nie jest celem organizacji - podała Agencja PAP. - Przygotowując się do tej konferencji widzieliśmy i słyszeliśmy wiele komentarzy o tym, że ITU czy Narody Zjednoczone starają się przejąć internet. Po raz kolejny chcę powiedzieć jasno: w konferencji WCIT nie chodzi o regulacje internetu, WCIT nie jest na temat zarządzania internetem. Celem jest upewnienie się, że będziemy mogli podłączyć miliard ludzi, którzy nie mają dostępu do telefonii komórkowej oraz 4,5 miliarda ludzi, którzy wciąż są offline - powiedział Toure.