Świadkami dramatu kredytobiorców „frankowiczów” jesteśmy od 15 stycznia 2015 roku, kiedy to Szwajcarski Bank Centralny ogłosił, że uwalnia swoją walutę, powodując tym samym niemałe zamieszanie na światowych rynkach. Przed 15 stycznia kurs franka szwajcarskiego był sztywny, co oznaczało, że 1 euro mogło kosztować nie mniej niż 1,20 franka. Uwolnienie waluty spowodowało gwałtowny wzrost wartości franka względem złotego i właśnie wtedy zobaczyliśmy magiczne 5,19 zł za 1 CHF, mimo że dzień wcześniej kosztował on „tylko” 3,57 zł. I w tym właśnie dniu w Polsce, grupa składająca się z prawie 600 tys osób zadłużonych we franku szwajcarskim znalazła się w centrum uwagi.
W pierwszych dniach lipca posłowie Platformy Obywatelskiej złożyli autorski projekt ustawy, która zakładała możliwość denominacji kredytów zaciągniętych w obcej walucie po kursie z dnia podpisania umowy restrukturyzacyjnej. W dalszej kolejności, bank miałby wyliczyć różnicę między kwotą kredytu po denominacji a kwotą kredytu złotówkowego. Różnica miałaby zostać rozłożona proporcjonalnie w stosunku 50/50, gdzie połowa kwoty miałaby zostać umorzona przez bank, a druga kwota miałaby zostać zamieniona na kredyt niezabezpieczony hipoteką.
Na początku sierpnia posłowie SLD złożyli poprawkę do projektu ustawy, która zakładała rozłożenie powyżej różnicy w stosunku 90/10, gdzie 90 % kosztów zostałoby przeniesionych na banki. Poprawka została przyjęta, co wzbudziło liczne kontrowersje, zwłaszcza wśród banków, które po całej „aferze” z ustawą walutową mocno straciły notowania na warszawskiej giełdzie. Takie perturbacje odbiją się niestety na ograniczonym zaufaniu zagranicznych inwestorów, bowiem poziom ryzyka inwestycyjnego na polskim rynku kapitałowym jest dość wysoki.
Po sejmowym głosowaniu, ustawa trafiła do Senatu, gdzie przywrócono pierwotny model dzielenia kosztów związanych z przewalutowaniem kredytu w stosunku 50/50. W dalszej kolejności, komisja finansów dopatrzyła się niezgodności ustawy z Konstytucją.
Obecnie trwają prace nad sporządzeniem dokładnej ekspertyzy prawnej, która powinna zostać przedstawiona na dniach. Na czym polegać mają zastrzeżenia, co do niezgodności ustawy z Konstytucją? Na pierwszy plan rzuca się ograniczenie grona kredytobiorców, którzy będą mogli skorzystać z udogodnień, jakie niesie ze sobą ustawa. Powierzchnia spłacanej nieruchomości nie może być większa niż 100 m2 w przypadku mieszkań i 150 m2 w przypadku domu (wyjątkiem są rodziny z trójką i więcej dzieci). Następnym warunkiem jest zależność wartości kredytu hipotecznego do wartości jego zabezpieczenia (tak zwane LtV)- musi ona być wyższa niż 80 %. Banki podnoszą zarzut, że ustawa narusza fundamentalne prawo wolności gospodarczej, ochrony własności oraz nienaruszalności umów gospodarczych.
Według Analityków WGN, przy powyższych założeniach z ustawy skorzystać by mogła tylko 1/3 zadłużonych w obcej walucie, a według danych przekazanych przez Narodowy Banki Polski oraz Komitet Stabilności Finansowej, wejście ustawy w życie mogłoby kosztować banki nawet 20 mld zł. Tak ogromna kwota mogłaby wyraźnie naruszyć stabilność działania sektora finansowego w Polsce, zatem wychodzi na to, że ustawa jest nie tylko niesprawiedliwa dla większości beneficjentów, ale również po prostu nieopłacalna.
Katarzyna Surma, redaktor wgn.pl