Wszystko wskazuje na to, że kredytobiorcy bardzo poważnie potraktowali zmiany w bankowej rekomendacji S, czyli rosnący do 2017 roku poziom wymagalnego wkładu własnego (do 20 proc.) i coraz większa część z nich postanawia wywiązać się z tego obowiązku już teraz. Być może też dobrze kalkulują i dochodzą do – słusznego skąd inąd – wniosku, że kredyty wysokie na zakup mieszkania, o niskim wkładzie własnym im się po prostu nie opłacają. Zamiast więc zadłużać się jeszcze póki można na 95 proc. wartości nieruchomości (takie kredyty będą w ofercie tylko do końca roku) postanawiają wyłożyć więcej z własnych oszczędności i zaciągnąć niższy, za to lepiej oprocentowany kredyt.
Z raportu Amron Sarfin dla Związku Banków Polskich za II kwartał tego roku wynika, że liczba nowo zaciąganych kredytów ze wskaźnikiem LtV powyżej 80 proc., (czyli takich gdzie wkład własny wynosi maksymalnie do 20 proc. wartości mieszkania), w stosunku do wcześniejszego kwartału zmniejszyła się o ponad 9 procent. W całej puli nowo udzielonych kredytów było ich nieco ponad 47,5 proc.
Liczba kredytów z niskim wkładem własnym maleje od początku roku. W pierwszym kwartale było ich nieco ponad 56 proc. (maksymalnie do 20 proc. wkładu). Liczba ta spadła o ponad 4,6 proc. w stosunku do ostatniego kwartału 2013.
Jak więc widzimy dynamika ‘rezygnacji” z niskiego wkładu rośnie, tak jak i rośnie liczba tych kredytobiorców, którzy dysponują większym wkładem własnym. W drugim kwartale o ponad 7 proc. zwiększył się udział kredytów, z wkładem na poziomie od 20 do 50 proc. W całej puli nowo przyznanych kredytów stanowił 38 proc. Te o wkładzie już bardzo wysokim – od 50 do 70 proc. stanowiły ponad 10 proc. całej puli kredytowej, a takich, gdzie wkład własny był na poziomie powyżej 70 proc. wartości mieszkania, było nieco ponad 3 proc.
Coraz wyższy wkład własny przekłada się też na większe zainteresowanie kredytami mniejszymi. Z raportu Amron –Sarfin wynika, że tych do 100 tysięcy złotych, było blisko 22 proc. - o ponad 3,3 proc. więcej, niż w pierwszym kwartale. Równolegle zmniejszyła się liczba umów kredytowych na kwoty powyżej 200 tysięcy złotych. Największy spadek – o 2,04 proc. dotyczy kredytów o wartości od 300 do 400 tysięcy.
Tradycyjnie największym rynkiem kredytowym i mieszkaniowym w Polsce jest oczywiście Warszawa, na którą przypadka 25 proc. z ogólnej liczby kredytów zawartych w całym kraju. W przypadku pozostałych dużych miast takich jak Trójmiasto, Łódź, Poznań, Kraków, Katowice, Wrocław, Szczecin i Białystok, tylko w Łodzi i Poznaniu liczba nowo udzielonych kredytów wzrosła, w pozostałych lokalizacjach nieznacznie spadła.
Rośnie natomiast udział tzw. prowincji, czyli wszystkich innych lokalizacji, poza głównymi miastami, wymienionymi powyżej. Prawie 38 proc. nowych kredytów (wzrost kwartał do kwartału o 0,86 proc.) dotyczy właśnie tych, mniejszych ośrodków.
Oprócz tego, że zadłużamy się coraz częściej na mniejsze kwoty, przynosząc coraz większy wkład własny, to jednocześnie przybywa kredytów na krótsze okresy. Spadła liczba –kredytów na 25 do 35 lat. Są one co prawda nadal najpopularniejsze, ale ich liczba zmniejszyła się o ponad 1 proc. ( w całej puli było ich 61,20 proc.). Wzrosła natomiast ilość kredytów zaciąganych na okres od 15 do 25 lat (o niespełna 2 proc. do poziomu 25,79 proc.). Umowy podpisywane na okres do 15 lat stanowiły z kolei niecałe 12 proc. wszystkich nowo przyznanych kredytów.
Dane, które przytoczyliśmy, wskazują na to, że klienci banków starają się minimalizować ewentualne koszty umów kredytowych. Mają ku temu dobre warunki – kredyty ciągle są tanie, nie rosną także ceny mieszkań. Na rynku panuje stabilizacja. Klienci, być może nauczeni problemami tych, którzy zadłużali się w czasie bańki cenowej lat 2006 – 2008, zdają sobie teraz częściej sprawę z ryzyka i korzyści płynących z większego wkładu własnego.
Marcin Moneta
Dział Analiz WGN