System oszczędzania w kasach, które powstawałyby w ramach banków, byłby jednym z filarów nowego rządowego programu „Mieszkanie plus”. Drugi filar to budowa tanich mieszkań na wynajem, z możliwością późniejszego preferencyjnego odkupu. Tym razem rząd obiecuje, że czynsze za takie lokale rzeczywiście będą niskie, dzięki obniżeniu kosztów budowy. Uda się to zrobić, bo budynki będą stawiane na państwowych gruntach, a więc odpadnie konieczność kupna terenów pod inwestycje.

Wracając jednak do oszczędzania w kasach – nie jest to pomysł nowy. O takie rozwiązanie od dawna zabiegają bankowcy ze związku Banków Polskich. Kasy w założeniach mają nie tylko budować w obywatelach nawyk oszczędzania, a w ten sposób ich własny kapitał na cele mieszkaniowe, ale też stabilizować cały system bankowy. Polacy mało oszczędzają, a jeśli już – to ich pieniądze nie pracują w sposób właściwy. Często są odkładane na zwykłym ROR-rze, co sprawia, że dodatkowo nie zarabiają.

To generuje problemy z zaspokojeniem wymagań kredytowych ze strony klientów banków (m.in. rosnący wkład własny), ale też rodzi problemy z utrzymaniem odpowiednio wysokiej akcji kredytowej po stronie bankowej. Wg NBP ponad 95% depozytów w Polsce lokowanych jest na okres krótszy niż 1 rok.

Obecna struktura oszczędności przechowywanych w bankach rodzi zagrożenia dla stabilności portfela kredytowego. Krótko mówiąc, bez większych oszczędności może nie udać się utrzymać akcji kredytowej na dotychczasowym poziomie – co oznacza, że przyznawanych kredytów będzie mniej i będzie o nie trudniej. Dla utrzymania poziomu udzielania nowych kredytów hipotecznych w wysokości 40 mld złotych rocznie, banki potrzebować będą do roku 2030 środków finansowych w wysokości 600 mld złotych.

Na jakich zasadach ma działać oszczędzanie?

Osoba, która zdecyduje się na taki krok, podpisze z bankiem umowę na 4 lata, oczywiście z możliwością przedłużenia. Przez ten czas zobowiąże się do regularnego wpłacania środków na swoje konto. Za każdy rok będzie dostawać od państwa premię za oszczędzanie w wysokości 15 proc. zgromadzonych środków, ale liczonych od kwoty wynoszącej maksymalnie 6000 zł. Tak więc maksymalna państwowa roczna premia wyniesie 900 zł. Do tego dochodzą oczywiście odsetki, bowiem konto w kasie będzie oprocentowane.

Po czterech latach obligatoryjnego oszczędzania właściciel środków będzie mógł starać się o preferencyjny kredyt w ramach kas. Jego kwota nie będzie mogła być wyższa, niż 100 proc. całości zgromadzonych w ramach kas pieniędzy – włącznie z odsetkami i premią. Co ważne jednak: oprocentowanie takiego kredytu będzie stałe przez cały okres trwania umowy. Konstrukcja jest taka, że rata miesięczna miałaby nie przekraczać swoją wysokością miesięcznych wpłat, jakie dokonywał uczestnik kas. Tak więc kredyt byłby dla niego „bezbolesny”.

Eksperci, którzy porównują oszczędzanie w kasach do programu MDM, wskazują, że rzeczywista państwowa pomoc w tym przypadku będzie mniejsza – zwłaszcza dla rodzin z kilkorgiem dzieci. Z symulacji wynika, że przy wpłatach rzędu 500 zł miesięcznie, uzbierane środki nie pozwolą na kupno mieszkania. Całość kwoty oszczędności z odsetkami i premiami plus kredyt w tej samej wysokości dadzą niecałe 60 tys. zł. To za mało na mieszkanie, ale wystarczająco na wkład własny kredytu. Oczywiście nikt nie każe zaprzestać oszczędzania po 4 latach.

Zwolennicy programu podkreślają, że choć realna kwota państwowej dopłaty będzie niższa niż w MDM, to sam program będzie uczciwszy i lepszy dla obywateli starających się o mieszkanie. MDM dzięki systemowi limitów cenowych, wypacza w dużej mierze ceny na lokalnych rynkach. Niejednokrotnie pozwala deweloperom utrzymywać wysokie stawki i w sposób sztuczny generuje popyt. Stąd często pojawiające się zarzuty, że dotychczasowy program de facto wspiera branżę deweloperską i gdyby nie on mieszkania mogłyby być tańsze. Nie miejsce na to, by rozważać na ile są to zarzuty uzasadnione, w każdym razie pewne jest, że tym razem państwo raczej nie podaruje nam ryby. Da nam za to wędkę, byśmy sami ją złowili.  

Marcin Moneta
Dział Analiz WGN