Ze świata nieruchomości - strona 150

Wzrost PKB może przekroczyć 2,0% w 2009

Dzięki nadal silnej konsumpcji, wzrost PKB w tym roku może przekroczyć nawet 2,0%, wynika z czwartkowej wypowiedzi członka Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Mariana Nogi. Jego zdaniem, nie należy natomiast martwić się już inflacją, która jest pod kontrolą Rady.
W połowie tego roku inflacja zejdzie przejściowo do celu, czyli do poziomu 2,5%, a może nawet lekko poniżej. Natomiast na jesieni są spodziewane kolejne zmiany cen regulowanych i ta inflacja znów się wybrzuszy, zrobi się taki mały garb, po to, żeby w I kw. 2010 zacząć łagodnie schodzić do celu, a nawet może niżej - powiedział Noga w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes.
Członek RPP dodał, że raczej nie spodziewa się spadku wskaźnika CPI poniżej 2,0% w połowie roku, ale też i jej wzrostu powyżej 3,0% podczas szczytu w grudniu 2009 r. Zaznaczył jednak, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ dla władzy pieniężnej najważniejszy jest cel średnioroczny.

W 2010 r. inflacja na stałe zejdzie w okolice 2,5% , to z dzisiejszego punktu widzenia można powiedzieć, że inflację mamy pod kontrolą - podkreślił Noga.

Przedstawiciel władzy monetarnej z dużym optymizmem patrzy także na perspektywy wzrostu gospodarczego Polski w 2009 r. Jego zdaniem, jesteśmy w stanie rozwijać się w tempie zbliżonym do 2,0%.

Zakładam, że lokomotywą ciągnącą PKB jest konsumpcja, ale od razu zaznaczam, że sprzedaż detaliczna, która ostatnio słabnie, to nie jest cała konsumpcja. Nie ma tam bowiem usług, a są samochody, których nie kupujemy co miesiąc - wyjaśnił Noga.

Rosną natomiast wydatki na leki, kosmetyki, obuwie, odzież, sprzęt AGD, napoje czy usługi. W tej sytuacji Noga szacuje wzrost konsumpcji w całym 2009 r. na 3,0-3,5%. Decydujący więc dla wzrostu PKB będzie poziom inwestycji oraz handlu zagranicznego.

Jeśli założymy, że inwestycje będą miały w najgorszym razie zerowy wkład do PKB, a handel zagraniczny będą na niewielkim minusie, to dzięki 3-proc. wzroście konsumpcji mamy PKB na poziomie 2,0% a nawet nieco więcej - wyliczył Noga.

Oficjalna budżetowa prognoza zakłada wzrost PKB w 2009 r. o 3,7%, natomiast pesymistyczny scenariusz rządowy - o 1,7%. Natomiast według centralnej ścieżki projekcji inflacyjnej Narodowego Banku Polskiego (NBP), wzrost PKB wyniesie 1,1% w 2009 r., a w kolejnym gospodarka przyspieszy do 2,2%, zaś w 2011 - do 3,7%.

Bank Światowy, jak i Komisja Europejska szacowały ostatnio, że Polska będzie w tym roku należała do europejskiej czołówki pod względem wzrostu PKB - obie instytucje spodziewają się, że wyniesie on w naszym kraju ok. 2,0%. (ISB)

lk/tom
wp.pl/ISB | 26.03.2009 | 10:14

Wzrost PKB może przekroczyć 2,0% w 2009

Dzięki nadal silnej konsumpcji, wzrost PKB w tym roku może przekroczyć nawet 2,0%, wynika z czwartkowej wypowiedzi członka Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Mariana Nogi. Jego zdaniem, nie należy natomiast martwić się już inflacją, która jest pod kontrolą Rady.
W połowie tego roku inflacja zejdzie przejściowo do celu, czyli do poziomu 2,5%, a może nawet lekko poniżej. Natomiast na jesieni są spodziewane kolejne zmiany cen regulowanych i ta inflacja znów się wybrzuszy, zrobi się taki mały garb, po to, żeby w I kw. 2010 zacząć łagodnie schodzić do celu, a nawet może niżej - powiedział Noga w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes.
Członek RPP dodał, że raczej nie spodziewa się spadku wskaźnika CPI poniżej 2,0% w połowie roku, ale też i jej wzrostu powyżej 3,0% podczas szczytu w grudniu 2009 r. Zaznaczył jednak, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ dla władzy pieniężnej najważniejszy jest cel średnioroczny.

W 2010 r. inflacja na stałe zejdzie w okolice 2,5% , to z dzisiejszego punktu widzenia można powiedzieć, że inflację mamy pod kontrolą - podkreślił Noga.

Przedstawiciel władzy monetarnej z dużym optymizmem patrzy także na perspektywy wzrostu gospodarczego Polski w 2009 r. Jego zdaniem, jesteśmy w stanie rozwijać się w tempie zbliżonym do 2,0%.

Zakładam, że lokomotywą ciągnącą PKB jest konsumpcja, ale od razu zaznaczam, że sprzedaż detaliczna, która ostatnio słabnie, to nie jest cała konsumpcja. Nie ma tam bowiem usług, a są samochody, których nie kupujemy co miesiąc - wyjaśnił Noga.

Rosną natomiast wydatki na leki, kosmetyki, obuwie, odzież, sprzęt AGD, napoje czy usługi. W tej sytuacji Noga szacuje wzrost konsumpcji w całym 2009 r. na 3,0-3,5%. Decydujący więc dla wzrostu PKB będzie poziom inwestycji oraz handlu zagranicznego.

Jeśli założymy, że inwestycje będą miały w najgorszym razie zerowy wkład do PKB, a handel zagraniczny będą na niewielkim minusie, to dzięki 3-proc. wzroście konsumpcji mamy PKB na poziomie 2,0% a nawet nieco więcej - wyliczył Noga.

Oficjalna budżetowa prognoza zakłada wzrost PKB w 2009 r. o 3,7%, natomiast pesymistyczny scenariusz rządowy - o 1,7%. Natomiast według centralnej ścieżki projekcji inflacyjnej Narodowego Banku Polskiego (NBP), wzrost PKB wyniesie 1,1% w 2009 r., a w kolejnym gospodarka przyspieszy do 2,2%, zaś w 2011 - do 3,7%.

Bank Światowy, jak i Komisja Europejska szacowały ostatnio, że Polska będzie w tym roku należała do europejskiej czołówki pod względem wzrostu PKB - obie instytucje spodziewają się, że wyniesie on w naszym kraju ok. 2,0%. (ISB)

lk/tom
wp.pl/ISB | 26.03.2009 | 10:14

KNF, UOKiK ostrzegają banki przed renegocjacją umów o kredyty hipoteczne w CHF

Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) skrytykowała banki żądające zgody na podniesienie marż lub przedstawienie dodatkowych zabezpieczeń do kredytów hipotecznych denominowanych w CHF od klientów, których zdolność kredytowa nie pogorszyła się.
Także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) uważa włączanie do umów zapisów, które umożliwiają takie działania, za zbyt ogóle i zapowiada, że w ciągu kilku dni skieruje do sądu pozew o uznanie ich za zakazaną klauzulę umowną.

Aktualna sytuacja na rynku finansowym i bankowym nie może być wykorzystywana do zwiększania rentowności portfela kredytowego kosztem klientów, np. poprzez podwyższanie marż albo rozszerzanie spreadów walutowych - czytamy w komunikacie KNF.

Komisja podkreśla, że jedną z podstawowych zasad przy zawieraniu umów jest zasada równości stron, w związku z tym za niewłaściwą uznaje sytuację, w której banki wykorzystując zapisy umów będą dążyły do zmiany warunków, na jakich udzielały kredyty. Zwiększenie obciążeń klienta w wyniku wzrostu marży może ponadto negatywnie wpłynąć na jego zdolność do spłaty kredytu - ostrzega KNF.

Wcześniej w tym tygodniu "Gazeta Wyborcza" poinformowała, że Polbank jako pierwszy bank w Polsce zaczął skłaniać klientów do zmiany warunków podpisanych w ubiegłych latach umów o kredyty hipoteczne w CHF. Tym, którym - przede wszystkim z powodu wzrostu kursu franka szwajcarskiego - wartość kredytu przekroczyła wartość kupionego na kredyt mieszkania, bank proponuje podwyższenie marży o 0,5 pkt proc. - pisała "GW".

Podobnych działań nie wykluczał PKO Bank Polski. Gdy poziom kredytu przekracza 130% wartości mieszkania, w toku indywidualnych rozmów proponujemy kredytobiorcy ustanowienie dodatkowego zabezpieczenia kredytu. A jeśli klient odmawia? Bank ściśle monitoruje obsługę danego kredytu - czytamy w oświadczeniu PKO BP przesłanym do "GW". Według nieoficjalnych informacji mediów, także inne banki rozważają podjęcie podobnych ruchów.

Jak wyliczyła "Gazeta Prawna", część banków nadal zwiększa spready pomiędzy kursem kupna a sprzedaży CHF, co dodatkowo podnosi koszt kredytów denominowanych we franku. Według gazety, spread dla pary CHF-PLN w DomBanku wzrósł do 41 gr z 19 gr w ciągu 6 miesięcy.

Podejmowane przez niektóre z tych instytucji próby zmiany warunków umowy kredytowej poprzez podwyższenie marży, domaganie się dodatkowego zabezpieczenia od klientów (w szczególności tych, których ocena zdolności kredytowej oraz wartości zabezpieczenia kredytu była dokonana w niedalekiej przeszłości) lub sprzedaż dodatkowych produktów finansowych świadczyć może o niedostatecznej jakości procesu zarządzania ryzykiem - czytamy w komunikacie KNF.

Komisja zapowiedziała przy tym, że będzie się "bacznie przyglądać" bieżącej praktyce kredytowej banków i bieżącemu zarządzaniu portfelem kredytowym pod kątem generowanego ryzyka. Szczególną obserwacją UKNF obejmie banki o podwyższonym profilu ryzyka, wobec takich instytucji może podjąć działania nadzorcze, których celem będzie podniesienie wymogu kapitałowego (w ramach II filaru NUK) na ryzyko kredytowe - podał urząd.

Także UOKiK zapowiedział podjęcie działań wobec banków, które powołują się na zapis w umowach, by zmieniać obecnie ich warunki.

Jak podał w czwartek dziennik "Polska", UOKiK w ciągu kilku dni skieruje do sądu pozew o uznanie takich zapisów za zakazaną klauzulę umowną.

Zdaniem urzędu zapis jest zbyt ogólnikowy i nie podaje, co dokładnie musi się stać, by bank mógł postawić nowe żądania. Jeśli więc sąd zgodzi się z UOKiK-iem, to nawet te osoby, które dały dodatkowe zabezpieczenia, będą mogły je wycofać - czytamy w "Polsce".

Według gazety, jeśli sąd przyzna rację UOKiK, wówczas przestaną obowiązywać nie tylko takie zapisy w umowach kredytowych, ale również podpisane już aneksy. (ISB)
wp.pl/
ISB 2009-03-26 (09:55)

KNF, UOKiK ostrzegają banki przed renegocjacją umów o kredyty hipoteczne w CHF

Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) skrytykowała banki żądające zgody na podniesienie marż lub przedstawienie dodatkowych zabezpieczeń do kredytów hipotecznych denominowanych w CHF od klientów, których zdolność kredytowa nie pogorszyła się.
Także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) uważa włączanie do umów zapisów, które umożliwiają takie działania, za zbyt ogóle i zapowiada, że w ciągu kilku dni skieruje do sądu pozew o uznanie ich za zakazaną klauzulę umowną.

Aktualna sytuacja na rynku finansowym i bankowym nie może być wykorzystywana do zwiększania rentowności portfela kredytowego kosztem klientów, np. poprzez podwyższanie marż albo rozszerzanie spreadów walutowych - czytamy w komunikacie KNF.

Komisja podkreśla, że jedną z podstawowych zasad przy zawieraniu umów jest zasada równości stron, w związku z tym za niewłaściwą uznaje sytuację, w której banki wykorzystując zapisy umów będą dążyły do zmiany warunków, na jakich udzielały kredyty. Zwiększenie obciążeń klienta w wyniku wzrostu marży może ponadto negatywnie wpłynąć na jego zdolność do spłaty kredytu - ostrzega KNF.

Wcześniej w tym tygodniu "Gazeta Wyborcza" poinformowała, że Polbank jako pierwszy bank w Polsce zaczął skłaniać klientów do zmiany warunków podpisanych w ubiegłych latach umów o kredyty hipoteczne w CHF. Tym, którym - przede wszystkim z powodu wzrostu kursu franka szwajcarskiego - wartość kredytu przekroczyła wartość kupionego na kredyt mieszkania, bank proponuje podwyższenie marży o 0,5 pkt proc. - pisała "GW".

Podobnych działań nie wykluczał PKO Bank Polski. Gdy poziom kredytu przekracza 130% wartości mieszkania, w toku indywidualnych rozmów proponujemy kredytobiorcy ustanowienie dodatkowego zabezpieczenia kredytu. A jeśli klient odmawia? Bank ściśle monitoruje obsługę danego kredytu - czytamy w oświadczeniu PKO BP przesłanym do "GW". Według nieoficjalnych informacji mediów, także inne banki rozważają podjęcie podobnych ruchów.

Jak wyliczyła "Gazeta Prawna", część banków nadal zwiększa spready pomiędzy kursem kupna a sprzedaży CHF, co dodatkowo podnosi koszt kredytów denominowanych we franku. Według gazety, spread dla pary CHF-PLN w DomBanku wzrósł do 41 gr z 19 gr w ciągu 6 miesięcy.

Podejmowane przez niektóre z tych instytucji próby zmiany warunków umowy kredytowej poprzez podwyższenie marży, domaganie się dodatkowego zabezpieczenia od klientów (w szczególności tych, których ocena zdolności kredytowej oraz wartości zabezpieczenia kredytu była dokonana w niedalekiej przeszłości) lub sprzedaż dodatkowych produktów finansowych świadczyć może o niedostatecznej jakości procesu zarządzania ryzykiem - czytamy w komunikacie KNF.

Komisja zapowiedziała przy tym, że będzie się "bacznie przyglądać" bieżącej praktyce kredytowej banków i bieżącemu zarządzaniu portfelem kredytowym pod kątem generowanego ryzyka. Szczególną obserwacją UKNF obejmie banki o podwyższonym profilu ryzyka, wobec takich instytucji może podjąć działania nadzorcze, których celem będzie podniesienie wymogu kapitałowego (w ramach II filaru NUK) na ryzyko kredytowe - podał urząd.

Także UOKiK zapowiedział podjęcie działań wobec banków, które powołują się na zapis w umowach, by zmieniać obecnie ich warunki.

Jak podał w czwartek dziennik "Polska", UOKiK w ciągu kilku dni skieruje do sądu pozew o uznanie takich zapisów za zakazaną klauzulę umowną.

Zdaniem urzędu zapis jest zbyt ogólnikowy i nie podaje, co dokładnie musi się stać, by bank mógł postawić nowe żądania. Jeśli więc sąd zgodzi się z UOKiK-iem, to nawet te osoby, które dały dodatkowe zabezpieczenia, będą mogły je wycofać - czytamy w "Polsce".

Według gazety, jeśli sąd przyzna rację UOKiK, wówczas przestaną obowiązywać nie tylko takie zapisy w umowach kredytowych, ale również podpisane już aneksy. (ISB)
wp.pl/
ISB 2009-03-26 (09:55)

Mieszkania potanieją o 10-15 %

J.W.Construction ma możliwość obniżki cen mieszkań o 10-15 procent bez ujemnego wpływu na wyniki spółki.

- Jest to możliwe między innymi dzięki sprzedaży mieszkań, które wróciły do oferty w związku z rezygnacjami - poinformował PAP Józef Wojciechowski, przewodniczący rady nadzorczej i większościowy akcjonariusz J.W. Construction.

- Mamy sporo takich klientów, którzy z różnych powodów nie mogą odebrać mieszkań, na które zawarli przedwstępne umowy sprzedaży. Możemy sprzedać te mieszkania taniej - powiedział Wojciechowski. Jednocześnie nie spodziewa się on dużego spadku cen mieszkań na rynku.

- Jeśli utrzyma się obecne tempo wzrostu PKB, a tak prognozuje większość specjalistów, to nie sądzę, aby ceny mieszkań mocno spadły - powiedział.

- Styczeń, podobnie jak ostatnie miesiące zeszłego roku, był kiepski pod względem liczby sprzedanych mieszkań. Natomiast w lutym odnotowaliśmy wyraźną poprawę, w marcu obserwujemy kontynuację pozytywnego trendu. Jeśli utrzymamy sprzedaż na podobnym poziomie, to druga połowa tego roku w naszej branży powinna być naprawdę dobra - powiedział Wojciechowski.

- Sprzedaż w ostatnich dwóch miesiącach wskazuje na wyraźne odbicie. W lutym sprzedaliśmy około 50 mieszkań, jest to wynik satysfakcjonujący w obecnej sytuacji gospodarczej - dodał.

- Być może niebawem dojdzie do konsolidacji rynku, ale na mówienie o niej jest jeszcze za wcześnie. Dziś należy raczej uważnie przyjrzeć się swojej firmie, posprzątać po tym trudnym okresie własne podwórko, niż robić porządek w innej spółce - powiedział Wojciechowski. - Myślę, że o konsolidacji będziemy mogli mówić dopiero pod koniec tego roku. Myślę, że może to być dobry okres na zakupy - dodał.

Przewodniczący poinformował, że przejmowanie konkurencyjnych przedsiębiorstw nie jest w tej chwili atrakcyjne dla J.W. Construction.

- Mamy dość duży bank ziemi, który pozwala na wybudowanie kilku tysięcy mieszkań. Przejmowanie innych spółek niewiele nam pomoże - poinformował Wojciechowski.

- Mamy dobrze zorganizowane struktury i dziś musimy sobie tylko odpowiedzieć na pytanie czy budować więcej, czy mniej. A to znowu zależy od tego, jak będzie postępowała sprzedaż mieszkań, które mamy w ofercie. Konsolidacja w tym momencie niewiele nam pomoże - dodał.

PAP/interia.pl/Środa, 25 marca (15:38)

Mieszkania potanieją o 10-15 %

J.W.Construction ma możliwość obniżki cen mieszkań o 10-15 procent bez ujemnego wpływu na wyniki spółki.

- Jest to możliwe między innymi dzięki sprzedaży mieszkań, które wróciły do oferty w związku z rezygnacjami - poinformował PAP Józef Wojciechowski, przewodniczący rady nadzorczej i większościowy akcjonariusz J.W. Construction.

- Mamy sporo takich klientów, którzy z różnych powodów nie mogą odebrać mieszkań, na które zawarli przedwstępne umowy sprzedaży. Możemy sprzedać te mieszkania taniej - powiedział Wojciechowski. Jednocześnie nie spodziewa się on dużego spadku cen mieszkań na rynku.

- Jeśli utrzyma się obecne tempo wzrostu PKB, a tak prognozuje większość specjalistów, to nie sądzę, aby ceny mieszkań mocno spadły - powiedział.

- Styczeń, podobnie jak ostatnie miesiące zeszłego roku, był kiepski pod względem liczby sprzedanych mieszkań. Natomiast w lutym odnotowaliśmy wyraźną poprawę, w marcu obserwujemy kontynuację pozytywnego trendu. Jeśli utrzymamy sprzedaż na podobnym poziomie, to druga połowa tego roku w naszej branży powinna być naprawdę dobra - powiedział Wojciechowski.

- Sprzedaż w ostatnich dwóch miesiącach wskazuje na wyraźne odbicie. W lutym sprzedaliśmy około 50 mieszkań, jest to wynik satysfakcjonujący w obecnej sytuacji gospodarczej - dodał.

- Być może niebawem dojdzie do konsolidacji rynku, ale na mówienie o niej jest jeszcze za wcześnie. Dziś należy raczej uważnie przyjrzeć się swojej firmie, posprzątać po tym trudnym okresie własne podwórko, niż robić porządek w innej spółce - powiedział Wojciechowski. - Myślę, że o konsolidacji będziemy mogli mówić dopiero pod koniec tego roku. Myślę, że może to być dobry okres na zakupy - dodał.

Przewodniczący poinformował, że przejmowanie konkurencyjnych przedsiębiorstw nie jest w tej chwili atrakcyjne dla J.W. Construction.

- Mamy dość duży bank ziemi, który pozwala na wybudowanie kilku tysięcy mieszkań. Przejmowanie innych spółek niewiele nam pomoże - poinformował Wojciechowski.

- Mamy dobrze zorganizowane struktury i dziś musimy sobie tylko odpowiedzieć na pytanie czy budować więcej, czy mniej. A to znowu zależy od tego, jak będzie postępowała sprzedaż mieszkań, które mamy w ofercie. Konsolidacja w tym momencie niewiele nam pomoże - dodał.

PAP/interia.pl/Środa, 25 marca (15:38)

Gotowe do wzięcia

Jak wygląda kryzys w Polsce? - z pewnością ostatnia Giełda Domów i Mieszkań, która odbyła się w Krakowie w miniony weekend, nie da nam w tym wypadku miarodajnej odpowiedzi. Może bowiem prowadzić do wniosku, że nie jest jeszcze tak źle, skoro przez dwie sale obiektu PTG Sokół przy ul. Piłsudskiego 27 przewinęło się kilka tysięcy osób, wykazując autentyczne zainteresowanie zakupem domu lub mieszkania.

Osoby mające szerszy ogląd sytuacji, w jakiej znajduje się budownictwo mieszkaniowe w naszym kraju, biją jednak na alarm. Należy do nich m.in. poseł Andrzej Adamczyk, wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury, który był uczestnikiem konferencji prasowej poprzedzającej giełdę.

- Osoby decydujące o rozwoju muszą mieć świadomość, że kiedy staje budownictwo to wówczas zatrzymuje się polska gospodarka - podkreślał. Obecnie czekamy na propozycję pakietu, który umożliwi szybka realizację inwestycji współfinansowanych z funduszy Unii Europejskiej. Wszyscy mamy nadzieją, że środki te będą głównym czynnikiem pozwalającym przetrwać budownictwu.

Niestety działalność legislacyjna rządu stanowi dziś przedmiot daleko idących obaw.

Wyczekiwane od dawna ustawy dotyczące budownictwa utknęły w ministerialnych gabinetach. Jałowym okazał się efekt pracy komisji "Przyjazne Państwo", kierowanej przez posła Janusza Palikota. Opracowana przez to ciało nowelizacja Prawa budowlanego trafiła pod obrady Senatu, gdzie wprowadzono aż... 51 poprawek. - Można powiedzieć, ż3 zdetonowały one cały projekt (piszemy o tym fakcie również na str. PN3 - przyp. red.) - stwierdza poseł Andrzej Adamczyk.

W tej sytuacji zarówno posłowie opozycji, jak i koalicji rządzącej czekają na projekt rządowy, który uznajemy za wiodący. Jeśli chodzi o nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym to jej projekt utknął gdzieś w uzgodnieniach międzyresortowych.

Kluczowe znaczenie z punktu widzenia przedstawicieli firm budowlanych ma dostęp do środków inwestycyjnych.

Czy jest aż tak źle, jak głosi obiegowa opinia? Na polskim rynku coraz większe znaczenie zyskują instytucje pośredniczące w pozyskiwaniu kredytów inwestycyjnych. Należy do nich Upper Finance, firma mającą w swym portfelu ofertę 20 banków. - Obiegowe opinie na temat trudności w pozyskaniu kredytu nie są prawdziwe - stwierdza Iwona Załuska, prezes Upper Finance. Mamy kontakty z bankami, które są zainteresowane ich udzielaniem, pod warunkiem że mają do czynienia z deweloperem o dobrej marce i bardzo dobrze przygotowaną inwestycją.

W pierwszym kwartale br. pośredniczyliśmy z pozyskaniu 6 kredytów na kwotę 150 mln zł. Jednym z nowych instrumentów jest leasing mieszkań pod wynajem na 15 lat, co może stanowić atrakcyjną propozycję dla firm, które mają problemy z pozyskaniem klientów. Banki z reguły chętniej udzielają kredytów na inwestycje o wartości do 20-30 mln zł. Projekty o wartości ok. 100 mln zł mają sporo problemów.

Kryzys nie przyczynił się do radykalnego spadku zainteresowania dużymi mieszkaniami. - Mieliśmy wielu pytających o mieszkania o pow. ok. 70 m kw., trzypokojowe - stwierdza Ziemowit Cyrek z firmy Janbud. Drugą grupę stanowią osoby zainteresowane zakupem niedużych dwupokojowych mieszkań o pow. do 40 m kw. a także niewielkich kawalerek. Nie ma też reguły, jeśli chodzi o domy. Zainteresowaniem cieszą się zarówno te, które mają pow. do 120 m kw., jak i dużo większe - o pow. 200 m kw.

Wielokrotnie na naszych łamach pisaliśmy, że sytuacja rynkowa sprzyja nabywcom mieszkań. Tym bardziej, że mają oni szeroką ofertę lokali gotowych. Na rynku krakowskim bardzo trudno znaleźć mieszkania w cenie poniżej 6 tys. zł za m kw. Są one dostępne jedynie w nieco dalszych lokalizacjach. Krakowski Dom-Bud realizuje inwestycje przy ul. Bohomolca z mieszkaniami o pow. od 30 do 95 m kw. Cena 1 m kw. mieszkania kosztuje tu 5,5 - 6,2 tys. złotych.

Po drugiej stronie Krakowa przy u. Macedońskiej dobiegła końca budowa kameralnego, starannie wykończonego klinkierem budynku z mieszkaniami o pow. 38-72 m kw. W tej lokalizacji ceny są jednak wyższe - 6,4-7 tys. zł za m kw. Atrakcyjną propozycją mogą być mieszkania przy ul. Ślicznej, w inwestycji zrealizowanej przez Instal S.A. (6-7,2 tys. zł). Gotowe apartamenty z pięknym widokiem na południową część Krakowa oferuje Verona Building. Jest to jednak propozycja dla majętnych. Apartament o pow. 120 m kw. w Tarasach Verona przy ul. Armii Krajowej kosztuje bowiem ponad 1 mln zł.

JANUSZ MICHALCZAK

wp.pl/Wtorek, 24 marca (13:44)

Gotowe do wzięcia

Jak wygląda kryzys w Polsce? - z pewnością ostatnia Giełda Domów i Mieszkań, która odbyła się w Krakowie w miniony weekend, nie da nam w tym wypadku miarodajnej odpowiedzi. Może bowiem prowadzić do wniosku, że nie jest jeszcze tak źle, skoro przez dwie sale obiektu PTG Sokół przy ul. Piłsudskiego 27 przewinęło się kilka tysięcy osób, wykazując autentyczne zainteresowanie zakupem domu lub mieszkania.

Osoby mające szerszy ogląd sytuacji, w jakiej znajduje się budownictwo mieszkaniowe w naszym kraju, biją jednak na alarm. Należy do nich m.in. poseł Andrzej Adamczyk, wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury, który był uczestnikiem konferencji prasowej poprzedzającej giełdę.

- Osoby decydujące o rozwoju muszą mieć świadomość, że kiedy staje budownictwo to wówczas zatrzymuje się polska gospodarka - podkreślał. Obecnie czekamy na propozycję pakietu, który umożliwi szybka realizację inwestycji współfinansowanych z funduszy Unii Europejskiej. Wszyscy mamy nadzieją, że środki te będą głównym czynnikiem pozwalającym przetrwać budownictwu.

Niestety działalność legislacyjna rządu stanowi dziś przedmiot daleko idących obaw.

Wyczekiwane od dawna ustawy dotyczące budownictwa utknęły w ministerialnych gabinetach. Jałowym okazał się efekt pracy komisji "Przyjazne Państwo", kierowanej przez posła Janusza Palikota. Opracowana przez to ciało nowelizacja Prawa budowlanego trafiła pod obrady Senatu, gdzie wprowadzono aż... 51 poprawek. - Można powiedzieć, ż3 zdetonowały one cały projekt (piszemy o tym fakcie również na str. PN3 - przyp. red.) - stwierdza poseł Andrzej Adamczyk.

W tej sytuacji zarówno posłowie opozycji, jak i koalicji rządzącej czekają na projekt rządowy, który uznajemy za wiodący. Jeśli chodzi o nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym to jej projekt utknął gdzieś w uzgodnieniach międzyresortowych.

Kluczowe znaczenie z punktu widzenia przedstawicieli firm budowlanych ma dostęp do środków inwestycyjnych.

Czy jest aż tak źle, jak głosi obiegowa opinia? Na polskim rynku coraz większe znaczenie zyskują instytucje pośredniczące w pozyskiwaniu kredytów inwestycyjnych. Należy do nich Upper Finance, firma mającą w swym portfelu ofertę 20 banków. - Obiegowe opinie na temat trudności w pozyskaniu kredytu nie są prawdziwe - stwierdza Iwona Załuska, prezes Upper Finance. Mamy kontakty z bankami, które są zainteresowane ich udzielaniem, pod warunkiem że mają do czynienia z deweloperem o dobrej marce i bardzo dobrze przygotowaną inwestycją.

W pierwszym kwartale br. pośredniczyliśmy z pozyskaniu 6 kredytów na kwotę 150 mln zł. Jednym z nowych instrumentów jest leasing mieszkań pod wynajem na 15 lat, co może stanowić atrakcyjną propozycję dla firm, które mają problemy z pozyskaniem klientów. Banki z reguły chętniej udzielają kredytów na inwestycje o wartości do 20-30 mln zł. Projekty o wartości ok. 100 mln zł mają sporo problemów.

Kryzys nie przyczynił się do radykalnego spadku zainteresowania dużymi mieszkaniami. - Mieliśmy wielu pytających o mieszkania o pow. ok. 70 m kw., trzypokojowe - stwierdza Ziemowit Cyrek z firmy Janbud. Drugą grupę stanowią osoby zainteresowane zakupem niedużych dwupokojowych mieszkań o pow. do 40 m kw. a także niewielkich kawalerek. Nie ma też reguły, jeśli chodzi o domy. Zainteresowaniem cieszą się zarówno te, które mają pow. do 120 m kw., jak i dużo większe - o pow. 200 m kw.

Wielokrotnie na naszych łamach pisaliśmy, że sytuacja rynkowa sprzyja nabywcom mieszkań. Tym bardziej, że mają oni szeroką ofertę lokali gotowych. Na rynku krakowskim bardzo trudno znaleźć mieszkania w cenie poniżej 6 tys. zł za m kw. Są one dostępne jedynie w nieco dalszych lokalizacjach. Krakowski Dom-Bud realizuje inwestycje przy ul. Bohomolca z mieszkaniami o pow. od 30 do 95 m kw. Cena 1 m kw. mieszkania kosztuje tu 5,5 - 6,2 tys. złotych.

Po drugiej stronie Krakowa przy u. Macedońskiej dobiegła końca budowa kameralnego, starannie wykończonego klinkierem budynku z mieszkaniami o pow. 38-72 m kw. W tej lokalizacji ceny są jednak wyższe - 6,4-7 tys. zł za m kw. Atrakcyjną propozycją mogą być mieszkania przy ul. Ślicznej, w inwestycji zrealizowanej przez Instal S.A. (6-7,2 tys. zł). Gotowe apartamenty z pięknym widokiem na południową część Krakowa oferuje Verona Building. Jest to jednak propozycja dla majętnych. Apartament o pow. 120 m kw. w Tarasach Verona przy ul. Armii Krajowej kosztuje bowiem ponad 1 mln zł.

JANUSZ MICHALCZAK

wp.pl/Wtorek, 24 marca (13:44)

Akumulator ogrzeje Warszawę

Wybudowany za 50 mln zł akumulator ciepła, czyli zbiornik mieszczący około 30 tys. metrów sześciennych gorącej wody, oddano we wtorek do użytku w warszawskiej Elektrociepłowni Siekierki - podał koncern Vattenfall.

Według przedstawicieli firmy, do której należy elektrociepłownia, jest to pierwsza tego typu inwestycja w dużym miejskim systemie ciepłowniczym w Polsce.

Akumulator to zbiornik, który gromadzi energię cieplną w postaci gorącej wody. Wyrównuje pracę elektrociepłowni w ciągu doby, przez co ogranicza ilość spalanego w kotłach paliwa. Tym samym zmniejsza emisję szkodliwych substancji.

- Akumulator gromadzi ciepło, gdy zapotrzebowanie na nie jest mniejsze, a oddaje, gdy jego zużycie rośnie, z reguły rano i wieczorem - wyjaśnił rzecznik.

Vattenfall jest m.in. producentem prądu i ciepła w Warszawie oraz dystrybutorem energii na Górnym Śląsku.

- Akumulator ciepła został zaprojektowany i wykonany przez polskie firmy na podstawie doświadczeń skandynawskich. W przypadku awarii może zasilać ciepłem kilkadziesiąt tysięcy mieszkań przez kilka godzin - wyjaśnił rzecznik firmy, Łukasz Zimnoch.

Oddanie do eksploatacji akumulatora ciepła to pierwszy etap modernizacji Elektrociepłowni Siekierki. Inwestycja ma poprawić bezpieczeństwo dostaw ciepła dla mieszkańców Warszawy. To także regulator w sytuacjach wahającego się zapotrzebowania na ciepło.

Wzorzec zaczerpnięto ze Skandynawii, gdzie takie rozwiązanie stosowane jest powszechnie.

Akumulator ma średnicę 30 m, wysokość 47 m i pojemność ok. 30,4 tys. m sześciennych. Jego rozmiary można porównać np. do olbrzymiego termosu na 150 mln filiżanek kawy albo do 100 tys. wanien ciepłej wody. Moc cieplna akumulatora to 1300 megawatów termicznych.

Według wcześniejszych informacji, Vattenfall przygotowuje się też do innej inwestycji w elektrociepłowni Siekierki. Ma tam stanąć nowy blok energetyczny, przystosowany do technologii wychwytywania dwutlenku węgla, gdy takie technologie wejdą do praktyki przemysłowej.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Wtorek, 24 marca (10:22)

Akumulator ogrzeje Warszawę

Wybudowany za 50 mln zł akumulator ciepła, czyli zbiornik mieszczący około 30 tys. metrów sześciennych gorącej wody, oddano we wtorek do użytku w warszawskiej Elektrociepłowni Siekierki - podał koncern Vattenfall.

Według przedstawicieli firmy, do której należy elektrociepłownia, jest to pierwsza tego typu inwestycja w dużym miejskim systemie ciepłowniczym w Polsce.

Akumulator to zbiornik, który gromadzi energię cieplną w postaci gorącej wody. Wyrównuje pracę elektrociepłowni w ciągu doby, przez co ogranicza ilość spalanego w kotłach paliwa. Tym samym zmniejsza emisję szkodliwych substancji.

- Akumulator gromadzi ciepło, gdy zapotrzebowanie na nie jest mniejsze, a oddaje, gdy jego zużycie rośnie, z reguły rano i wieczorem - wyjaśnił rzecznik.

Vattenfall jest m.in. producentem prądu i ciepła w Warszawie oraz dystrybutorem energii na Górnym Śląsku.

- Akumulator ciepła został zaprojektowany i wykonany przez polskie firmy na podstawie doświadczeń skandynawskich. W przypadku awarii może zasilać ciepłem kilkadziesiąt tysięcy mieszkań przez kilka godzin - wyjaśnił rzecznik firmy, Łukasz Zimnoch.

Oddanie do eksploatacji akumulatora ciepła to pierwszy etap modernizacji Elektrociepłowni Siekierki. Inwestycja ma poprawić bezpieczeństwo dostaw ciepła dla mieszkańców Warszawy. To także regulator w sytuacjach wahającego się zapotrzebowania na ciepło.

Wzorzec zaczerpnięto ze Skandynawii, gdzie takie rozwiązanie stosowane jest powszechnie.

Akumulator ma średnicę 30 m, wysokość 47 m i pojemność ok. 30,4 tys. m sześciennych. Jego rozmiary można porównać np. do olbrzymiego termosu na 150 mln filiżanek kawy albo do 100 tys. wanien ciepłej wody. Moc cieplna akumulatora to 1300 megawatów termicznych.

Według wcześniejszych informacji, Vattenfall przygotowuje się też do innej inwestycji w elektrociepłowni Siekierki. Ma tam stanąć nowy blok energetyczny, przystosowany do technologii wychwytywania dwutlenku węgla, gdy takie technologie wejdą do praktyki przemysłowej.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Wtorek, 24 marca (10:22)

Erbud wybuduje nowoczesne centrum handlowe Agora Bytom

18 marca 2009 roku Erbud podpisał umowę na budowę nowoczesnego centrum handlowego w Bytomiu o powierzchni brutto około 57.350 metrów kwadratowych.

Wartość kontraktu do realizacji w latach 2009-2010 wynosi 186 518,999 zł a inwestorem i zleceniodawcą jest firma Braaten+Pedersen plus Partners sp. z o.o. Zgodnie z warunkami umowy, Erbud rozpoczyna budowę galerii Agora Bytom w kwietniu br. 38 proc. kontraktu ? około 70 mln zł wartość robót budowlanych, w tym wykonanie fundamentów i zamknięcie poziomu '0', jest planowane w 2009 roku. Zakończenie budowy stanu surowego przewidziano na wiosnę 2010 roku. Inwestorem centrum handlowego w Bytomiu jest duńska firma deweloperska Braaten+Pedersen działająca głównie na rynku Europy Centralnej i Skandynawii.

Zgodnie z harmonogramem umowy, inwestor planuje otwarcie centrum już w listopadzie 2010 roku. Cieszymy się że z grona najlepszych firm budowlanych w kraju, inwestor do realizacji tak prestiżowej inwestycji komercyjnej w Bytomiu wybrał właśnie firmę Erbud. Uwzględniając nasze wieloletnie doświadczenie przy wykonawstwie projektów centrów handlowych jesteśmy przekonani, że zrealizujemy powierzone nam zdania dochowując najlepszych standardów wykonania. Mam nadzieję, że już za rok na jesieni będziemy mogli wspólnie z mieszkańcami Bytomia świętować otwarcie galerii Agora Bytom ? komentuje Dariusz Grzeszczak, członek zarządu Erbud SA.

Agora Bytom to kompleksowa, wielofunkcyjna inwestycja, składająca się z nowoczesnej galerii handlowo-rozrywkowej oraz sąsiadującego parkingu na 1000 miejsc. W Galerii znajdą się m.in.: wieloekranowe kino, ok. 120 sklepów i punktów usługowych, kawiarnie, restauracje, a także kameralna sala widowiskowa oraz powierzchnie biurowe. Jest to pierwsza w Bytomiu tak nowoczesna inwestycja o charakterze handlowo-usługowym, zlokalizowana w centrum miasta.

źródło informacji: Informacja prasowa

interia.pl/Wtorek, 24 marca (09:54)

Erbud wybuduje nowoczesne centrum handlowe Agora Bytom

18 marca 2009 roku Erbud podpisał umowę na budowę nowoczesnego centrum handlowego w Bytomiu o powierzchni brutto około 57.350 metrów kwadratowych.

Wartość kontraktu do realizacji w latach 2009-2010 wynosi 186 518,999 zł a inwestorem i zleceniodawcą jest firma Braaten+Pedersen plus Partners sp. z o.o. Zgodnie z warunkami umowy, Erbud rozpoczyna budowę galerii Agora Bytom w kwietniu br. 38 proc. kontraktu ? około 70 mln zł wartość robót budowlanych, w tym wykonanie fundamentów i zamknięcie poziomu '0', jest planowane w 2009 roku. Zakończenie budowy stanu surowego przewidziano na wiosnę 2010 roku. Inwestorem centrum handlowego w Bytomiu jest duńska firma deweloperska Braaten+Pedersen działająca głównie na rynku Europy Centralnej i Skandynawii.

Zgodnie z harmonogramem umowy, inwestor planuje otwarcie centrum już w listopadzie 2010 roku. Cieszymy się że z grona najlepszych firm budowlanych w kraju, inwestor do realizacji tak prestiżowej inwestycji komercyjnej w Bytomiu wybrał właśnie firmę Erbud. Uwzględniając nasze wieloletnie doświadczenie przy wykonawstwie projektów centrów handlowych jesteśmy przekonani, że zrealizujemy powierzone nam zdania dochowując najlepszych standardów wykonania. Mam nadzieję, że już za rok na jesieni będziemy mogli wspólnie z mieszkańcami Bytomia świętować otwarcie galerii Agora Bytom ? komentuje Dariusz Grzeszczak, członek zarządu Erbud SA.

Agora Bytom to kompleksowa, wielofunkcyjna inwestycja, składająca się z nowoczesnej galerii handlowo-rozrywkowej oraz sąsiadującego parkingu na 1000 miejsc. W Galerii znajdą się m.in.: wieloekranowe kino, ok. 120 sklepów i punktów usługowych, kawiarnie, restauracje, a także kameralna sala widowiskowa oraz powierzchnie biurowe. Jest to pierwsza w Bytomiu tak nowoczesna inwestycja o charakterze handlowo-usługowym, zlokalizowana w centrum miasta.

źródło informacji: Informacja prasowa

interia.pl/Wtorek, 24 marca (09:54)

Obligacje drogowe zapewnią pieniądze na autostrady

W najbliższych dniach do Sejmu trafi rządowy projekt nowelizacji ustawy o autostradach płatnych oraz o Krajowym Funduszu Drogowym (KFD).

Dzięki zmianie w przepisach już w 2010 roku zostanie wdrożony nowy system finansowania budowy i przebudowy dróg krajowych, który ma przyspieszyć realizację inwestycji komunikacyjnych. Projekt nowelizacji ma zostać potraktowany w Sejmie priorytetowo.

- Zadania związane z rozwojem autostrad i dróg krajowych stanowią najważniejszy cel rządu. Będzie to instrument przeciwdziałania negatywnym skutkom globalnego spowolnienia gospodarczego - podkreśla Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury.

Fundusz wybuduje drogi

Zaprezentowany w projekcie mechanizm finansowania przewiduje, że środki na krajowe inwestycje drogowe będą pochodzić z KFD.

- Inwestycje wieloletnie w przeważającej części podlegają obecnie finansowaniu ze środków budżetowych i są przedmiotem współfinansowania w ramach wykorzystania środków z budżetu Unii Europejskiej. Przeniesienie tych wydatków do Funduszu pozwolić ma na zwiększenie elastyczności finansowania zadań o okresie realizacji dłuższym niż rok budżetowy - podkreśla Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy Banku Gospodarstwa Krajowego.

- Wadą obowiązującego systemu jest brak elastyczności i rozproszenie źródeł finansowania na jednym zadaniu inwestycyjnym. Gdy inwestycja jest w części finansowana z budżetu, a w części z rezerwy integracyjnej, może się przedłużać proces pozyskiwania środków przez GDDKiA. Wprowadzany system powinien uporządkować i ułatwić proces inwestycyjny - podkreśla Magdalena Jaworska, zastępca generalnego dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad.

KFD będzie zajmował się wyłącznie finansowaniem budowy i przebudowy dróg krajowych. Inne wydatki związane z utrzymaniem i zarządzaniem tymi drogami, remontami czy nawet pozyskiwaniem gruntów pod nowe szlaki komunikacyjne mają być pokrywane z budżetu państwa. Reorganizacja Funduszu ma nastąpić w 2010 roku. Jeżeli nowela wejdzie w życie jeszcze w 2009 roku, to wszystkie wymienione zadania będzie musiał tymczasowo wykonywać KFD. Pozwoli to rządowi osiągnąć zaplanowane oszczędności w kwocie blisko 10 mld zł.

Dlaczego lepszym rozwiązaniem byłoby przedłużenie vacatio legis do początku 2010 roku? Jakie będą nowe źródła zasilania KFD? Czy otwarte fundusze emerytalne będą inwestowały w obligacje KFD?

Więcej: Gazeta Prawna 25.03.2009 (59) - str.8

Adam Makosz

interia.pl

Obligacje drogowe zapewnią pieniądze na autostrady

W najbliższych dniach do Sejmu trafi rządowy projekt nowelizacji ustawy o autostradach płatnych oraz o Krajowym Funduszu Drogowym (KFD).

Dzięki zmianie w przepisach już w 2010 roku zostanie wdrożony nowy system finansowania budowy i przebudowy dróg krajowych, który ma przyspieszyć realizację inwestycji komunikacyjnych. Projekt nowelizacji ma zostać potraktowany w Sejmie priorytetowo.

- Zadania związane z rozwojem autostrad i dróg krajowych stanowią najważniejszy cel rządu. Będzie to instrument przeciwdziałania negatywnym skutkom globalnego spowolnienia gospodarczego - podkreśla Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury.

Fundusz wybuduje drogi

Zaprezentowany w projekcie mechanizm finansowania przewiduje, że środki na krajowe inwestycje drogowe będą pochodzić z KFD.

- Inwestycje wieloletnie w przeważającej części podlegają obecnie finansowaniu ze środków budżetowych i są przedmiotem współfinansowania w ramach wykorzystania środków z budżetu Unii Europejskiej. Przeniesienie tych wydatków do Funduszu pozwolić ma na zwiększenie elastyczności finansowania zadań o okresie realizacji dłuższym niż rok budżetowy - podkreśla Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy Banku Gospodarstwa Krajowego.

- Wadą obowiązującego systemu jest brak elastyczności i rozproszenie źródeł finansowania na jednym zadaniu inwestycyjnym. Gdy inwestycja jest w części finansowana z budżetu, a w części z rezerwy integracyjnej, może się przedłużać proces pozyskiwania środków przez GDDKiA. Wprowadzany system powinien uporządkować i ułatwić proces inwestycyjny - podkreśla Magdalena Jaworska, zastępca generalnego dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad.

KFD będzie zajmował się wyłącznie finansowaniem budowy i przebudowy dróg krajowych. Inne wydatki związane z utrzymaniem i zarządzaniem tymi drogami, remontami czy nawet pozyskiwaniem gruntów pod nowe szlaki komunikacyjne mają być pokrywane z budżetu państwa. Reorganizacja Funduszu ma nastąpić w 2010 roku. Jeżeli nowela wejdzie w życie jeszcze w 2009 roku, to wszystkie wymienione zadania będzie musiał tymczasowo wykonywać KFD. Pozwoli to rządowi osiągnąć zaplanowane oszczędności w kwocie blisko 10 mld zł.

Dlaczego lepszym rozwiązaniem byłoby przedłużenie vacatio legis do początku 2010 roku? Jakie będą nowe źródła zasilania KFD? Czy otwarte fundusze emerytalne będą inwestowały w obligacje KFD?

Więcej: Gazeta Prawna 25.03.2009 (59) - str.8

Adam Makosz

interia.pl

Słowacy budują, Polacy pozorują

Autostrada D3 z Żyliny do polskiej granicy w 2014 r. oraz z Koszyc na Węgry i uzupełnienie autostrady D1 z Żyliny do Koszyc - to najbliższe plany Słowacji. Budować będą w tym i przyszłym roku za unijne pieniądze.

Prócz wymienionych tras powstanie także 150 km autostrad i dróg ekspresowych (np. R1 Trnawa - Nitra - Zwoleń - Bańska Bystrzyca) m.in. ze środków publiczno-prywatnych. Nie uda się w przyszłym roku dokończenie D1 z Bratysławy do Koszyc. Wszystkie odcinki otwarte zostaną dopiero w 2014 roku. Wtedy też Bratysława i Koszyce mieć mają połączenie z systemem autostradowym Polski. Jeśli takowy u nas powstanie...

Słowacy chcą w okresie 2007-2013 wydać na drogi 3,2 mld euro z funduszy europejskich. Unia finansuje 85 proc. kosztów prac infrastrukturalnych (dotyczy też modernizacji kolei). Polaków - w tej kwestii od wielu lat wyjątkowo nieudolnych - niewątpliwie zje zazdrość. W przyszłym roku Słowacy zaczynają budowę odcinka autostrady D3 od naszej granicy do miejscowości Kysucké Nové Mesto. Do tego czasu uda się wykupić teren, ukończyć projektowanie i pozyskać pieniądze z UE. Rok później zacznie się budowa odcinka Kysucké Nové Mesto - Żylina. Trasa będzie gotowa w latach 2013-2014. D3 ma się połączyć z drogą do Katowic w 2013 roku. Jeżeli takowa po polskiej stronie zostanie zbudowana...

Słowacy w najbliższym czasie budować będą za unijne pieniądze także drogę ekspresową D2 łączącą Trenczyn z Prievidzą, Zwoleniem, Lučencem i Koszycami.

KOMENTARZ

Wszyscy budują drogi, szczególnie jeśli pomaga w tym Unia Europejska. Wszyscy czynią to szczególnie w dobie kryzysu, bowiem prace infrastrukturalne dają zatrudnienie firmom i ludziom, powodują gospodarczą ucieczkę do przodu. Tylko Polska stoi w miejscu - ciągle zwalnia się odpowiedzialnych za budowę autostrad. Jedynie u nas tak łatwo zablokować prace, tylko w Polsce jest tak durnowate prawo, które wszystko niweczy. My gadamy i ciągle planujemy, Czesi i Słowacy od lat się realnie modernizują.

Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL

źródło informacji: INTERIA.PL

Słowacy budują, Polacy pozorują

Autostrada D3 z Żyliny do polskiej granicy w 2014 r. oraz z Koszyc na Węgry i uzupełnienie autostrady D1 z Żyliny do Koszyc - to najbliższe plany Słowacji. Budować będą w tym i przyszłym roku za unijne pieniądze.

Prócz wymienionych tras powstanie także 150 km autostrad i dróg ekspresowych (np. R1 Trnawa - Nitra - Zwoleń - Bańska Bystrzyca) m.in. ze środków publiczno-prywatnych. Nie uda się w przyszłym roku dokończenie D1 z Bratysławy do Koszyc. Wszystkie odcinki otwarte zostaną dopiero w 2014 roku. Wtedy też Bratysława i Koszyce mieć mają połączenie z systemem autostradowym Polski. Jeśli takowy u nas powstanie...

Słowacy chcą w okresie 2007-2013 wydać na drogi 3,2 mld euro z funduszy europejskich. Unia finansuje 85 proc. kosztów prac infrastrukturalnych (dotyczy też modernizacji kolei). Polaków - w tej kwestii od wielu lat wyjątkowo nieudolnych - niewątpliwie zje zazdrość. W przyszłym roku Słowacy zaczynają budowę odcinka autostrady D3 od naszej granicy do miejscowości Kysucké Nové Mesto. Do tego czasu uda się wykupić teren, ukończyć projektowanie i pozyskać pieniądze z UE. Rok później zacznie się budowa odcinka Kysucké Nové Mesto - Żylina. Trasa będzie gotowa w latach 2013-2014. D3 ma się połączyć z drogą do Katowic w 2013 roku. Jeżeli takowa po polskiej stronie zostanie zbudowana...

Słowacy w najbliższym czasie budować będą za unijne pieniądze także drogę ekspresową D2 łączącą Trenczyn z Prievidzą, Zwoleniem, Lučencem i Koszycami.

KOMENTARZ

Wszyscy budują drogi, szczególnie jeśli pomaga w tym Unia Europejska. Wszyscy czynią to szczególnie w dobie kryzysu, bowiem prace infrastrukturalne dają zatrudnienie firmom i ludziom, powodują gospodarczą ucieczkę do przodu. Tylko Polska stoi w miejscu - ciągle zwalnia się odpowiedzialnych za budowę autostrad. Jedynie u nas tak łatwo zablokować prace, tylko w Polsce jest tak durnowate prawo, które wszystko niweczy. My gadamy i ciągle planujemy, Czesi i Słowacy od lat się realnie modernizują.

Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL

źródło informacji: INTERIA.PL

Teraz jest idealny moment, żeby uwolnić ceny prądu dla gospodarstw domowych

Rozmawiamy z Torbjörnem Wahlborgiem, prezesem zarządu Vattenfall Poland. Wygraliście w pierwszej instancji spór z Urzędem Regulacji Energetyki o prawo do samodzielnego ustalania cen energii dla gospodarstw domowych. Jak sąd uzasadnił postanowienie?
- Szczerze mówiąc, nie zapoznałem się z całym uzasadnieniem, ale z przekazanych mi informacji wynika, że sąd podzielił nasze argumenty.

Regulator odwołał się od tego postanowienia, ale gdybyście wygrali, to miałoby to znaczenie dla całego rynku, czy nie?

- Dla całego rynku nie miałoby to raczej dużego znaczenia, bo jesteśmy w wyjątkowej sytuacji prawnej. Nasza firma handlowa zaczynała sprzedaż energii prawie dziesięć lat temu. Nie miała jeszcze klientów, ale dostała koncesję na sprzedaż energii elektrycznej. W 2001 roku ówczesny prezes URE zwolnił firmy sprzedaży niebędące pionowo zintegrowanymi przedsiębiorstwami energetycznymi z obowiązku przedstawienia cen do zatwierdzenia, w tym naszą. W 2007 roku, w procesie rozdziału obrotu i dystrybucji, wszystkich naszych klientów przenieśliśmy do tej firmy, która nie miała obowiązku przedstawiania cen do zatwierdzenia i to jest obecny Vattenfall Sales Poland.

Należało się spodziewać, że regulator może się na takie rozwiązanie nie zgodzić.

- Uprzedziliśmy regulatora, co chcemy zrobić. Przygotowaliśmy nawet specjalny wniosek taryfowy, złożyliśmy go, ale otrzymaliśmy decyzję, w której czarno na białym regulator stwierdził, że ponieważ Vattenfall Sales Poland został zwolniony z obowiązku przedstawienia cen do zatwierdzenia w 2001 roku, postępowanie taryfowe jest bezpodstawne. Taką decyzję wydał pan Leszek Juchniewicz, ówczesny prezes URE. A skoro tak, to jak już powiedziałem, przenieśliśmy klientów do Vattenfall Sales Poland, stojąc stanowczo na stanowisku, wspartym decyzją prezesa URE, że nie musimy przedstawiać cen do zatwierdzenia, ponieważ jesteśmy z tego obowiązku zwolnieni.

Jak ocenia pan utrzymanie kontroli nad cenami dla gospodarstw domowych przy jednoczesnym uwolnieniu cen dla odbiorców przemysłowych?

- To jest dziwna sytuacja, a sama regulacja jest zła. Regulator powinien się skupić na tym, żeby zapewnić konkurencyjność rynku, a nie na ustalaniu cen, które są znacznie niższe niż rynkowe i powodują, że nie opłaca się zmieniać sprzedawcy. Tak było rok temu i tak jest teraz, a regulator twierdzi, że rynek jest niekonkurencyjny. Nie jest, ale to nic dziwnego, bo jak może być?

Czy wprowadzenie obowiązku sprzedaży przez producentów do 30 proc. energii w trybie publicznym wzmocni konkurencję na rynku hurtowym? Jeśli ceny dla gospodarstw domowych zostaną uwolnione powiedzmy za rok, to wzrosną nie o 40 proc., jak oczekiwali w tym roku sprzedawcy, a znacznie bardziej? Jaki spadek sprzedaży energii notuje w tym roku Vattenfall w Polsce?

Rozmawiał Ireneusz Chojnacki

Więcej: Gazeta Prawna 25.03.2009 (59) - forsal.pl - str.A8

Teraz jest idealny moment, żeby uwolnić ceny prądu dla gospodarstw domowych

Rozmawiamy z Torbjörnem Wahlborgiem, prezesem zarządu Vattenfall Poland. Wygraliście w pierwszej instancji spór z Urzędem Regulacji Energetyki o prawo do samodzielnego ustalania cen energii dla gospodarstw domowych. Jak sąd uzasadnił postanowienie?
- Szczerze mówiąc, nie zapoznałem się z całym uzasadnieniem, ale z przekazanych mi informacji wynika, że sąd podzielił nasze argumenty.

Regulator odwołał się od tego postanowienia, ale gdybyście wygrali, to miałoby to znaczenie dla całego rynku, czy nie?

- Dla całego rynku nie miałoby to raczej dużego znaczenia, bo jesteśmy w wyjątkowej sytuacji prawnej. Nasza firma handlowa zaczynała sprzedaż energii prawie dziesięć lat temu. Nie miała jeszcze klientów, ale dostała koncesję na sprzedaż energii elektrycznej. W 2001 roku ówczesny prezes URE zwolnił firmy sprzedaży niebędące pionowo zintegrowanymi przedsiębiorstwami energetycznymi z obowiązku przedstawienia cen do zatwierdzenia, w tym naszą. W 2007 roku, w procesie rozdziału obrotu i dystrybucji, wszystkich naszych klientów przenieśliśmy do tej firmy, która nie miała obowiązku przedstawiania cen do zatwierdzenia i to jest obecny Vattenfall Sales Poland.

Należało się spodziewać, że regulator może się na takie rozwiązanie nie zgodzić.

- Uprzedziliśmy regulatora, co chcemy zrobić. Przygotowaliśmy nawet specjalny wniosek taryfowy, złożyliśmy go, ale otrzymaliśmy decyzję, w której czarno na białym regulator stwierdził, że ponieważ Vattenfall Sales Poland został zwolniony z obowiązku przedstawienia cen do zatwierdzenia w 2001 roku, postępowanie taryfowe jest bezpodstawne. Taką decyzję wydał pan Leszek Juchniewicz, ówczesny prezes URE. A skoro tak, to jak już powiedziałem, przenieśliśmy klientów do Vattenfall Sales Poland, stojąc stanowczo na stanowisku, wspartym decyzją prezesa URE, że nie musimy przedstawiać cen do zatwierdzenia, ponieważ jesteśmy z tego obowiązku zwolnieni.

Jak ocenia pan utrzymanie kontroli nad cenami dla gospodarstw domowych przy jednoczesnym uwolnieniu cen dla odbiorców przemysłowych?

- To jest dziwna sytuacja, a sama regulacja jest zła. Regulator powinien się skupić na tym, żeby zapewnić konkurencyjność rynku, a nie na ustalaniu cen, które są znacznie niższe niż rynkowe i powodują, że nie opłaca się zmieniać sprzedawcy. Tak było rok temu i tak jest teraz, a regulator twierdzi, że rynek jest niekonkurencyjny. Nie jest, ale to nic dziwnego, bo jak może być?

Czy wprowadzenie obowiązku sprzedaży przez producentów do 30 proc. energii w trybie publicznym wzmocni konkurencję na rynku hurtowym? Jeśli ceny dla gospodarstw domowych zostaną uwolnione powiedzmy za rok, to wzrosną nie o 40 proc., jak oczekiwali w tym roku sprzedawcy, a znacznie bardziej? Jaki spadek sprzedaży energii notuje w tym roku Vattenfall w Polsce?

Rozmawiał Ireneusz Chojnacki

Więcej: Gazeta Prawna 25.03.2009 (59) - forsal.pl - str.A8

Banki zaczynają renegocjować umowy kredytowe

Banki zaczynają renegocjować umowy dotyczące kredytów hipotecznych i żądać od swoich klientów dodatkowych zabezpieczeń pożyczki - twierdzi "Dziennik".
Od kilkunastu dni propozycję nie do odrzucenia składa swoim klientom Polbank i domaga się od nich dodatkowych zabezpieczeń. Jeśli klienci nie mogą dopłacić do kredytu, każe im wyrazić zgodę na wyższą marżę.
O podobnych renegocjacjach umów myśli BZ WBK, a PKO BP rozpoczął monitorowanie spłaty rat. Jeśli wartość pożyczki przekroczy 130 proc. wartości mieszkania, także może zażądać dodatkowego zabezpieczenia dla kredytu.

Według ekspertów, banki zorientowały się, że sytuacja na rynku walut i nieruchomości jest trwała. Podnosząc marże, zrzucają na klientów własne, rosnące wciąż koszty.

Zdaniem specjalisty od prawa bankowego Krzysztofa Langego, klienci mogą odrzucić bankowe ultimatum - nie grozi im ani wypowiedzenie umowy, ani konieczność natychmiastowej spłaty pożyczki. Ale banki mogą sięgnąć po inne rozwiązanie: część w umowach dała sobie prawo do podjęcia arbitralnej decyzji o przewalutowaniu kredytu na złotowy w dowolnym momencie.

onet.pl/(PAP, dd/25.03.2009, godz. 06:15)

Banki zaczynają renegocjować umowy kredytowe

Banki zaczynają renegocjować umowy dotyczące kredytów hipotecznych i żądać od swoich klientów dodatkowych zabezpieczeń pożyczki - twierdzi "Dziennik".
Od kilkunastu dni propozycję nie do odrzucenia składa swoim klientom Polbank i domaga się od nich dodatkowych zabezpieczeń. Jeśli klienci nie mogą dopłacić do kredytu, każe im wyrazić zgodę na wyższą marżę.
O podobnych renegocjacjach umów myśli BZ WBK, a PKO BP rozpoczął monitorowanie spłaty rat. Jeśli wartość pożyczki przekroczy 130 proc. wartości mieszkania, także może zażądać dodatkowego zabezpieczenia dla kredytu.

Według ekspertów, banki zorientowały się, że sytuacja na rynku walut i nieruchomości jest trwała. Podnosząc marże, zrzucają na klientów własne, rosnące wciąż koszty.

Zdaniem specjalisty od prawa bankowego Krzysztofa Langego, klienci mogą odrzucić bankowe ultimatum - nie grozi im ani wypowiedzenie umowy, ani konieczność natychmiastowej spłaty pożyczki. Ale banki mogą sięgnąć po inne rozwiązanie: część w umowach dała sobie prawo do podjęcia arbitralnej decyzji o przewalutowaniu kredytu na złotowy w dowolnym momencie.

onet.pl/(PAP, dd/25.03.2009, godz. 06:15)

Zerwij lokatę albo weź odsetki z góry

Koniec wojny na lokaty. Banki po kolejnych obniżkach stóp procentowych będą musiały szukać innych sposobów, by przyciągnąć klientów. Jedne już płacą im z góry odsetki z lokat, inne pozwalają zrywać depozyty bez utraty zysku. Takie pomysły jeszcze kilka miesięcy temu wydawały się nierealne.
Dzisiaj Rada Polityki Pieniężnej prawdopodobnie obniży stopy procentowe w Polsce o 0,25 pkt proc. do 3,75 proc. Będzie to najniższy poziom stóp w historii. Banki nie mają więc szans na utrzymanie wysokiego oprocentowania lokat.

Wspólnie z firmą doradczą Open Finance zebraliśmy najnowsze dostępne już oferty banków. BOŚ i Raiffeisen postanowiły, że klientom, którzy założą u nich lokaty, będą wypłacać odsetki z góry. BOŚ oferuje oprocentowanie w wysokości 6,5 proc. w skali roku na lokacie 3-miesięcznej i 5,5 proc. na półrocznej. W Raiffeisenie jest ono nieco niższe: 5 proc. w skali roku na depozycie kwartalnym i 4,4 proc. na rocznym.
Jak zaznacza Mateusz Ostrowski, analityk z Open Finance, oferty obu banków niosą ze sobą dodatkowe korzyści. Uzyskane z góry odsetki można przecież jeszcze raz zainwestować i tym samym podwyższyć całkowity zysk. Im wyższa kwota zdeponowana w banku, tym wyższy zysk z całej operacji.

Na jeszcze inny pomysł, by przyciągnąć klientów, wpadł Polbank, który od kilku dni intensywnie reklamuje promocyjną lokatę El Dorado. Czteromiesięczny depozyt jest oprocentowany na 7 proc. w skali roku. I co ciekawe, można go zerwać w trakcie trwania bez utraty odsetek. Rzecz jasna, nie wszystkich, ale naliczonych za okres przed zerwaniem lokaty. Np. inwestując kwotę 10 tys. zł na lokacie w Polbanku, po pełnych czterech miesiącach klient dostanie 189 zł zysku (już po odliczeniu podatku Belki). Jeżeli zerwie lokatę po 3 miesiącach, jego zysk będzie o 47 zł niższy.

Ciekawa jest również oferta Deutsche Banku, który proponuje w tej chwili klientom lokatę db Trio. Produkt, chociaż trochę skomplikowany, pozwala klientowi co jakiś czas uruchamiać część środków z lokaty bez utraty odsetek. Gdy klient wpłaci na db Trio 10 tys. zł, 2 tys. zł zostanie ulokowane na 1 miesiąc przy oprocentowaniu 9 proc., 3 tys. zł na 6 miesięcy na 7 proc. i 5 tys. zł na 12 miesięcy na 6 proc. Gdy zsumujemy wszystkie elementy, zysk po roku wyniesie 340 zł (po odliczeniu podatku Belki).

Klientów nową ofertą próbuje skusić też AIG Bank, który proponuje 12-miesięczną lokatę progresywną Zysk+Progresja na 12 proc. Wysokie oprocentowanie jest jednak złudne. Słowo "progresja" oznacza bowiem, że oprocentowanie będzie rosło w trakcie trwania lokaty od 1,5 do 12 proc. Daje to średnie odsetki w wysokości 5,21 proc. w skali roku. Składając więc na lokacie w AIG 10 tys. zł, klient po roku dostanie 422 zł (po odliczeniu podatku Belki).

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego warto korzystać z nowych ofert lokat w bankach. Zanim jednak zdecydujemy się ulokować w nich pieniądze, trzeba sprawdzić dokładnie warunki umowy. Bowiem im bardziej skomplikowany produkt, tym większe może być zaskoczenie niezorientowanego klienta po zakończeniu czasu trwania lokaty.

Dlatego cały czas warto też szukać promocji prostych depozytów na wysoki procent. Np. do końca marca w Getin Banku znajdziemy lokatę 3-miesięczną na 8 proc. Z kolei VW Bank cały czas daje w skali roku 7 proc. na 3-miesięcznej lokacie.

Łukasz Pałka
POLSKA Dziennik Zachodni
wp.pl/
Polska Dziennik Zachodni (07:59)

Zerwij lokatę albo weź odsetki z góry

Koniec wojny na lokaty. Banki po kolejnych obniżkach stóp procentowych będą musiały szukać innych sposobów, by przyciągnąć klientów. Jedne już płacą im z góry odsetki z lokat, inne pozwalają zrywać depozyty bez utraty zysku. Takie pomysły jeszcze kilka miesięcy temu wydawały się nierealne.
Dzisiaj Rada Polityki Pieniężnej prawdopodobnie obniży stopy procentowe w Polsce o 0,25 pkt proc. do 3,75 proc. Będzie to najniższy poziom stóp w historii. Banki nie mają więc szans na utrzymanie wysokiego oprocentowania lokat.

Wspólnie z firmą doradczą Open Finance zebraliśmy najnowsze dostępne już oferty banków. BOŚ i Raiffeisen postanowiły, że klientom, którzy założą u nich lokaty, będą wypłacać odsetki z góry. BOŚ oferuje oprocentowanie w wysokości 6,5 proc. w skali roku na lokacie 3-miesięcznej i 5,5 proc. na półrocznej. W Raiffeisenie jest ono nieco niższe: 5 proc. w skali roku na depozycie kwartalnym i 4,4 proc. na rocznym.
Jak zaznacza Mateusz Ostrowski, analityk z Open Finance, oferty obu banków niosą ze sobą dodatkowe korzyści. Uzyskane z góry odsetki można przecież jeszcze raz zainwestować i tym samym podwyższyć całkowity zysk. Im wyższa kwota zdeponowana w banku, tym wyższy zysk z całej operacji.

Na jeszcze inny pomysł, by przyciągnąć klientów, wpadł Polbank, który od kilku dni intensywnie reklamuje promocyjną lokatę El Dorado. Czteromiesięczny depozyt jest oprocentowany na 7 proc. w skali roku. I co ciekawe, można go zerwać w trakcie trwania bez utraty odsetek. Rzecz jasna, nie wszystkich, ale naliczonych za okres przed zerwaniem lokaty. Np. inwestując kwotę 10 tys. zł na lokacie w Polbanku, po pełnych czterech miesiącach klient dostanie 189 zł zysku (już po odliczeniu podatku Belki). Jeżeli zerwie lokatę po 3 miesiącach, jego zysk będzie o 47 zł niższy.

Ciekawa jest również oferta Deutsche Banku, który proponuje w tej chwili klientom lokatę db Trio. Produkt, chociaż trochę skomplikowany, pozwala klientowi co jakiś czas uruchamiać część środków z lokaty bez utraty odsetek. Gdy klient wpłaci na db Trio 10 tys. zł, 2 tys. zł zostanie ulokowane na 1 miesiąc przy oprocentowaniu 9 proc., 3 tys. zł na 6 miesięcy na 7 proc. i 5 tys. zł na 12 miesięcy na 6 proc. Gdy zsumujemy wszystkie elementy, zysk po roku wyniesie 340 zł (po odliczeniu podatku Belki).

Klientów nową ofertą próbuje skusić też AIG Bank, który proponuje 12-miesięczną lokatę progresywną Zysk+Progresja na 12 proc. Wysokie oprocentowanie jest jednak złudne. Słowo "progresja" oznacza bowiem, że oprocentowanie będzie rosło w trakcie trwania lokaty od 1,5 do 12 proc. Daje to średnie odsetki w wysokości 5,21 proc. w skali roku. Składając więc na lokacie w AIG 10 tys. zł, klient po roku dostanie 422 zł (po odliczeniu podatku Belki).

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego warto korzystać z nowych ofert lokat w bankach. Zanim jednak zdecydujemy się ulokować w nich pieniądze, trzeba sprawdzić dokładnie warunki umowy. Bowiem im bardziej skomplikowany produkt, tym większe może być zaskoczenie niezorientowanego klienta po zakończeniu czasu trwania lokaty.

Dlatego cały czas warto też szukać promocji prostych depozytów na wysoki procent. Np. do końca marca w Getin Banku znajdziemy lokatę 3-miesięczną na 8 proc. Z kolei VW Bank cały czas daje w skali roku 7 proc. na 3-miesięcznej lokacie.

Łukasz Pałka
POLSKA Dziennik Zachodni
wp.pl/
Polska Dziennik Zachodni (07:59)

Coraz tańsze mieszkania nadal czekają na klientów

Mieszkania będą tanieć. I to wcale nie z powodu kryzysu. Ten tylko przyspieszył proces spadku cen. W ciągu ostatniego roku ceny obniżyły się już o 20 proc. I na tym się nie skończy.
Mimo to mieszkania się nie sprzedają, bo deweloperzy wybudowali ich po prostu za dużo jak na możliwości nabywcze Polaków. W dodatku wzrost ceny metra kwadratowego mieszkania w poprzednich latach spowodował, że nawet ci, którzy chcieliby je kupić, nie mają teraz zdolności kredytowej. Banki bowiem zaostrzyły warunki udzielania kredytów.

Deweloperzy błędnie oszacowali liczbę osób gotowych kupić ich lokale. Np. Dom Development zawiesił realizację inwestycji Oaza we Wrocławiu. Hiszpańska firma Urbanica zaprzestała budowy dwóch osiedli w Łodzi. J.W. Construction nie zrealizuje 5-tysięcznego "miasteczka" w Ożarowie k. Warszawy. Kiedy na rynku królowali spekulanci (wręcz pakietami nabywający mieszkania), wydawało się, że popyt może tylko rosnąć.

Statystyki mówiły, że nawet przy utrzymaniu rekordowej liczby budowanych mieszkań z roku 2008, czyli 165 tys., deficyt mieszkaniowy w Polsce będzie wynosić ponad 1 mln lokali. I to przez wiele lat. Wskaźnik liczby mieszkań na 1000 mieszkańców jest bowiem u nas najniższy w Europie. W Polsce wynosi 340, w Hiszpanii zaś 564, Irlandii - 425, czy w Niemczech - 425.

To są jednak tylko statystyki - mówi nam Urszula Słowik, prezes Instytutu Rynku Nieruchomości. Teraz mamy do czynienia z nadprodukcją mieszkań, a także z niedostosowaniem cen do możliwości finansowych klientów. Nic zatem dziwnego, że rynek sprzedaży się załamał. Deweloperzy mówią o spadku rzędu 70-80 proc.

J.W. Construction miał na koniec 2008 r. w ofercie 1590 mieszkań. Jeśli weźmiemy poziom sprzedaży z czwartego kwartału ubiegłego roku (kiedy to nabywców znalazło tylko 90 lokali), to zapasy dewelopera wystarczą na 53 miesiące sprzedaży! Inny duży gracz na tym rynku Dom Development miał na koniec 2008 r. w ofercie 1360 lokali i aż 7170 w fazie przygotowania.

Średniomiesięczna sprzedaż w roku ubiegłym u tego dewelopera wyniosła zaledwie 83 mieszkania. Deweloperzy wstrzymali 80 proc. planowanych na ten rok inwestycji.
Nie sądzę, żeby "odmrozili je" w następnym roku, a na pewno - nie od razu - mówi Aleksandra Szarek, analityk firmy Home Broker. Zdaniem Łukasza Madeja z ProDevelopment w 2009 roku skala projektów nowo rozpoczętych będzie na poziomie maksymalnie 30 proc. tego, co było w 2008 r.
W efekcie tego możemy znaleźć się w takiej sytuacji jak przed kilku laty, kiedy z powodu małej liczby nowych mieszkań na rynku ceny zaczęły bardzo szybko iść w górę - prognozuje Aleksandra Szarek.

Nie będą to już tak spektakularne wzrosty dochodzące do kilkudziesięciu procent w ciągu roku. Ale kilkunastoprocentowych podwyżek możemy się spodziewać już za dwa, trzy lata. I wtedy znów zacznie się wyścig deweloperów w uruchamianiu kolejnych inwestycji. Stanie się tak, jeśli rząd nie zrozumie, że rynek nieruchomości potrzebuje schłodzenia w okresie wzrostów cen mieszkań (np. poprzez wyższe podatki, wystawianie gruntów na sprzedaż), a w okresie bessy pobudzenia (poprzez ulgi podatkowe, wsparcie finansowania).
Inaczej będziemy mieli duże "amplitudy" w obrębie cyklu i nie wyjdziemy z obecnego niedoboru przez kolejną dekadę - wyjaśnia Łukasz Madej.

Dorota Skrobisz
POLSKA Gazeta Krakowska
wp.pl/Polska Gazeta Krakowska | 25.03.2009 | 07:53

Coraz tańsze mieszkania nadal czekają na klientów

Mieszkania będą tanieć. I to wcale nie z powodu kryzysu. Ten tylko przyspieszył proces spadku cen. W ciągu ostatniego roku ceny obniżyły się już o 20 proc. I na tym się nie skończy.
Mimo to mieszkania się nie sprzedają, bo deweloperzy wybudowali ich po prostu za dużo jak na możliwości nabywcze Polaków. W dodatku wzrost ceny metra kwadratowego mieszkania w poprzednich latach spowodował, że nawet ci, którzy chcieliby je kupić, nie mają teraz zdolności kredytowej. Banki bowiem zaostrzyły warunki udzielania kredytów.

Deweloperzy błędnie oszacowali liczbę osób gotowych kupić ich lokale. Np. Dom Development zawiesił realizację inwestycji Oaza we Wrocławiu. Hiszpańska firma Urbanica zaprzestała budowy dwóch osiedli w Łodzi. J.W. Construction nie zrealizuje 5-tysięcznego "miasteczka" w Ożarowie k. Warszawy. Kiedy na rynku królowali spekulanci (wręcz pakietami nabywający mieszkania), wydawało się, że popyt może tylko rosnąć.

Statystyki mówiły, że nawet przy utrzymaniu rekordowej liczby budowanych mieszkań z roku 2008, czyli 165 tys., deficyt mieszkaniowy w Polsce będzie wynosić ponad 1 mln lokali. I to przez wiele lat. Wskaźnik liczby mieszkań na 1000 mieszkańców jest bowiem u nas najniższy w Europie. W Polsce wynosi 340, w Hiszpanii zaś 564, Irlandii - 425, czy w Niemczech - 425.

To są jednak tylko statystyki - mówi nam Urszula Słowik, prezes Instytutu Rynku Nieruchomości. Teraz mamy do czynienia z nadprodukcją mieszkań, a także z niedostosowaniem cen do możliwości finansowych klientów. Nic zatem dziwnego, że rynek sprzedaży się załamał. Deweloperzy mówią o spadku rzędu 70-80 proc.

J.W. Construction miał na koniec 2008 r. w ofercie 1590 mieszkań. Jeśli weźmiemy poziom sprzedaży z czwartego kwartału ubiegłego roku (kiedy to nabywców znalazło tylko 90 lokali), to zapasy dewelopera wystarczą na 53 miesiące sprzedaży! Inny duży gracz na tym rynku Dom Development miał na koniec 2008 r. w ofercie 1360 lokali i aż 7170 w fazie przygotowania.

Średniomiesięczna sprzedaż w roku ubiegłym u tego dewelopera wyniosła zaledwie 83 mieszkania. Deweloperzy wstrzymali 80 proc. planowanych na ten rok inwestycji.
Nie sądzę, żeby "odmrozili je" w następnym roku, a na pewno - nie od razu - mówi Aleksandra Szarek, analityk firmy Home Broker. Zdaniem Łukasza Madeja z ProDevelopment w 2009 roku skala projektów nowo rozpoczętych będzie na poziomie maksymalnie 30 proc. tego, co było w 2008 r.
W efekcie tego możemy znaleźć się w takiej sytuacji jak przed kilku laty, kiedy z powodu małej liczby nowych mieszkań na rynku ceny zaczęły bardzo szybko iść w górę - prognozuje Aleksandra Szarek.

Nie będą to już tak spektakularne wzrosty dochodzące do kilkudziesięciu procent w ciągu roku. Ale kilkunastoprocentowych podwyżek możemy się spodziewać już za dwa, trzy lata. I wtedy znów zacznie się wyścig deweloperów w uruchamianiu kolejnych inwestycji. Stanie się tak, jeśli rząd nie zrozumie, że rynek nieruchomości potrzebuje schłodzenia w okresie wzrostów cen mieszkań (np. poprzez wyższe podatki, wystawianie gruntów na sprzedaż), a w okresie bessy pobudzenia (poprzez ulgi podatkowe, wsparcie finansowania).
Inaczej będziemy mieli duże "amplitudy" w obrębie cyklu i nie wyjdziemy z obecnego niedoboru przez kolejną dekadę - wyjaśnia Łukasz Madej.

Dorota Skrobisz
POLSKA Gazeta Krakowska
wp.pl/Polska Gazeta Krakowska | 25.03.2009 | 07:53

W całej Polsce firmy tną świadczenia

W tym kwartale pracodawcy podpisali z zatrudnionymi więcej porozumień kryzysowych niż w ciągu całego ubiegłego roku. Ograniczają wynagrodzenia, premie, nagrody i zmniejszają wymiar etatów.
W czasie prosperity takie działania, dopuszczalne przez kodeks pracy, są dokonywane sporadycznie. Teraz firmy sięgają po nie masowo. Możliwe jest bowiem zawieszanie świadczeń wynikających m.in. z układów zbiorowych pracy, zakładowych regulaminów, statutów czy pakietów - jeżeli przedsiębiorstwo wpadnie w tarapaty finansowe.

Takie cięcia czy ograniczenia przywilejów pracowniczych mogą trwać nawet trzy lata. Na razie strony umawiają się jednak na kilkumiesięczny okres zawieszenia.
Na naszym terenie z reguły porozumienia nie przekraczają roku, a ich negocjowanie nie trwa dłużej niż dwa - trzy tygodnie - mówi Maria Konstowicz z biura konsultacyjno-negocjacyjnego wielkopolskiej „Solidarności”.
Tego rodzaju ograniczenia wprowadzają firmy w całej Polsce. Przykładowo w poznańskiej SKF Polska (produkującej łożyska) zawarto porozumienie, że od 1 marca do końca czerwca o 20 proc. zmniejszone zostaną czas pracy, a także wynagrodzenia. Z kolei w firmie spedycyjnej PANOPA ze Swarzędza załoga zgodziła się na osiem dni postoju w lutym i zmniejszenie pensji w tym miesiącu do 80 proc.

PKP Cargo postanowiły natomiast, że od 1 marca do końca roku obniżą o 10 pkt procentowych fundusz premiowy i zawieszą wypłaty nagród pieniężnych oraz... gratyfikacji z okazji Dnia Kolejarza.

Porozumienie może dotyczyć wszystkich dodatkowych świadczeń korzystniejszych od zagwarantowanych w kodeksie pracy. Jak jednak wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy, w zdecydowanej większości porozumienia dotyczą tych samych kwestii. Pracownicy godzą się na kodeksowe stawki dodatków za nadgodziny, ograniczają wymiar czasu pracy, rezygnują z premii i nagród, np. jubileuszowych, zawieszane są odpisy na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych i regulaminy wynagradzania.

PIP rejestruje i sprawdza

Prawo zobowiązuje pracodawców do zgłaszania i rejestrowania takich porozumień w PIP. Do ich wprowadzenia w życie nie jest potrzebne potwierdzenie przez inspektora, że uzgodnienia zawarte z załogą są zgodne z prawem i nie naruszają interesów pracowników. Z reguły więc PIP ogranicza się do rejestrowania porozumień.

Ze względu na liczbę zgłaszanych porozumień na naszym terenie postanowiliśmy, że ich treść będzie sprawdzana przez inspektorów. To nasza lokalna inicjatywa. Ocenimy, czy stosowane w zakładach przepisy po zawieszeniu np. regulaminu wynagradzania nie naruszają powszechnie obowiązujących norm prawa pracy, bo tych nie można dowolnie modyfikować ani ograniczać ich stosowania - mówi Magdalena Skalmierska z katowickiej PIP.

Związkowcy czuwają

Związki zawodowe także monitorują przebieg negocjacji i rozwiązania, jakie mają się znaleźć w porozumieniu kryzysowym.
Rozesłaliśmy do naszych członków w regionie ankiety, w których pytaliśmy o działania inicjowane przez pracodawców w związku z sytuacją finansową firm. Mamy sygnały, że część pracodawców chce skorzystać z kryzysowej „okazji” i próbuje niezasadnie ograniczyć świadczenia na rzecz załogi - mówi Wojciech Gumułka, rzecznik śląskiego NSZZ "Solidarność".

Z kolei wielkopolskie biuro "Solidarności" służy pomocą w negocjacjach z pracodawcą.
Priorytetem jest utrzymanie miejsc pracy. Pracownicy widzą, że spada liczba zamówień, a firma nie podpisuje nowych kontraktów, więc zdają sobie sprawę, iż ustępstwa z ich strony są konieczne. Nie spotkaliśmy się z przypadkami, żeby pod pretekstem kryzysu firma chciała bez przyczyny zmniejszyć swoje zobowiązania wobec załogi - mówi Maria Konstowicz.

Tomasz Zalewski
Rzeczpospolita
wp.pl/Rzeczpospolita | 25.03.2009 | 06:53

W całej Polsce firmy tną świadczenia

W tym kwartale pracodawcy podpisali z zatrudnionymi więcej porozumień kryzysowych niż w ciągu całego ubiegłego roku. Ograniczają wynagrodzenia, premie, nagrody i zmniejszają wymiar etatów.
W czasie prosperity takie działania, dopuszczalne przez kodeks pracy, są dokonywane sporadycznie. Teraz firmy sięgają po nie masowo. Możliwe jest bowiem zawieszanie świadczeń wynikających m.in. z układów zbiorowych pracy, zakładowych regulaminów, statutów czy pakietów - jeżeli przedsiębiorstwo wpadnie w tarapaty finansowe.

Takie cięcia czy ograniczenia przywilejów pracowniczych mogą trwać nawet trzy lata. Na razie strony umawiają się jednak na kilkumiesięczny okres zawieszenia.
Na naszym terenie z reguły porozumienia nie przekraczają roku, a ich negocjowanie nie trwa dłużej niż dwa - trzy tygodnie - mówi Maria Konstowicz z biura konsultacyjno-negocjacyjnego wielkopolskiej „Solidarności”.
Tego rodzaju ograniczenia wprowadzają firmy w całej Polsce. Przykładowo w poznańskiej SKF Polska (produkującej łożyska) zawarto porozumienie, że od 1 marca do końca czerwca o 20 proc. zmniejszone zostaną czas pracy, a także wynagrodzenia. Z kolei w firmie spedycyjnej PANOPA ze Swarzędza załoga zgodziła się na osiem dni postoju w lutym i zmniejszenie pensji w tym miesiącu do 80 proc.

PKP Cargo postanowiły natomiast, że od 1 marca do końca roku obniżą o 10 pkt procentowych fundusz premiowy i zawieszą wypłaty nagród pieniężnych oraz... gratyfikacji z okazji Dnia Kolejarza.

Porozumienie może dotyczyć wszystkich dodatkowych świadczeń korzystniejszych od zagwarantowanych w kodeksie pracy. Jak jednak wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy, w zdecydowanej większości porozumienia dotyczą tych samych kwestii. Pracownicy godzą się na kodeksowe stawki dodatków za nadgodziny, ograniczają wymiar czasu pracy, rezygnują z premii i nagród, np. jubileuszowych, zawieszane są odpisy na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych i regulaminy wynagradzania.

PIP rejestruje i sprawdza

Prawo zobowiązuje pracodawców do zgłaszania i rejestrowania takich porozumień w PIP. Do ich wprowadzenia w życie nie jest potrzebne potwierdzenie przez inspektora, że uzgodnienia zawarte z załogą są zgodne z prawem i nie naruszają interesów pracowników. Z reguły więc PIP ogranicza się do rejestrowania porozumień.

Ze względu na liczbę zgłaszanych porozumień na naszym terenie postanowiliśmy, że ich treść będzie sprawdzana przez inspektorów. To nasza lokalna inicjatywa. Ocenimy, czy stosowane w zakładach przepisy po zawieszeniu np. regulaminu wynagradzania nie naruszają powszechnie obowiązujących norm prawa pracy, bo tych nie można dowolnie modyfikować ani ograniczać ich stosowania - mówi Magdalena Skalmierska z katowickiej PIP.

Związkowcy czuwają

Związki zawodowe także monitorują przebieg negocjacji i rozwiązania, jakie mają się znaleźć w porozumieniu kryzysowym.
Rozesłaliśmy do naszych członków w regionie ankiety, w których pytaliśmy o działania inicjowane przez pracodawców w związku z sytuacją finansową firm. Mamy sygnały, że część pracodawców chce skorzystać z kryzysowej „okazji” i próbuje niezasadnie ograniczyć świadczenia na rzecz załogi - mówi Wojciech Gumułka, rzecznik śląskiego NSZZ "Solidarność".

Z kolei wielkopolskie biuro "Solidarności" służy pomocą w negocjacjach z pracodawcą.
Priorytetem jest utrzymanie miejsc pracy. Pracownicy widzą, że spada liczba zamówień, a firma nie podpisuje nowych kontraktów, więc zdają sobie sprawę, iż ustępstwa z ich strony są konieczne. Nie spotkaliśmy się z przypadkami, żeby pod pretekstem kryzysu firma chciała bez przyczyny zmniejszyć swoje zobowiązania wobec załogi - mówi Maria Konstowicz.

Tomasz Zalewski
Rzeczpospolita
wp.pl/Rzeczpospolita | 25.03.2009 | 06:53

Kolejne banki podwyższają opłaty za rachunki i karty płatnicze

Analitycy i obserwatorzy rynku nie mieli złudzeń, że podniesienie opłat przez banki to tylko kwestia czasu. Spadające stopy procentowe NBP, załamanie na rynku kredytów hipotecznych oraz wywołana jeszcze jesienią 2008 roku wojna na depozyty znacznie zwiększyły presję na kurczenie się marży odsetkowej (różnicy pomiędzy oprocentowaniem, po jakim banki pożyczają nam pieniądze, a tym, po jakim je przyjmują od klientów).
To negatywnie wpływa na wynik odsetkowy, jedno z głównych źródeł przychodów wszystkich banków. Dlatego banki tak skwapliwie szukają dodatkowych przychodów, podnosząc opłaty za korzystanie ze swoich usług.

Kurczenie się marży odsetkowej, a także niższe wolumeny sprzedaży produktów głównie po stronie kredytowej, już odbijają się na wynikach banków. Dlatego poszukują one dodatkowych przychodów. A można w miarę łatwo to zrobić, podnosząc opłaty - uważa Marta Czajkowska, analityk KBC Securities.
Dla największych graczy, takich jak PKO BP, Pekao czy ING Bank Śląski, obsługujących miliony klientów, nawet stosunkowo niewielkie przesunięcia w tabeli opłat i prowizji oznaczają dodatkowe przychody idące co miesiąc w miliony złotych. Zresztą patrząc na podwyżki, jakie zapowiedziały już PKO BP i ING BSK, nie są one wcale takie niewielkie.

W tym pierwszym banku miesięczna opłata za korzystanie z podstawowego rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego (Superkonta) rośnie z początkiem maja z 5 do 6,9 zł (wzrost o 27 proc.).

W ING Banku Śląskim skala podwyżki za użytkowanie Konta Z Lwem Standard jest niższa (z 7 na 8 zł, czyli wzrost o 14 proc.), ale już opłaty za miesięczne użytkowanie niektórych kart debetowych wzrosną nawet o 50 proc. Jeszcze bardziej radykalnie bank podszedł do wypłat z bankomatów innych banków. Zamiast dotychczasowych 5 zł, będzie pobierał 3 proc. wartości transakcji, ale minimum 5 zł.

Czy decyzję PKO BP o podwyżkach opłat i prowizji można uznać za sygnał startowy dla innych banków? Kiedy będzie gotowa nowa oferta detaliczna i nowy cennik Pekao? Ile wynosiły ostanie zmiany w tabeli i prowizji w 12 wybranych bankach?

Jacek Iskra
Więcej: Gazeta Prawna 25.03.2009 (59) - str.A10
wp.pl/
Gazeta Prawna (07:18)

Kolejne banki podwyższają opłaty za rachunki i karty płatnicze

Analitycy i obserwatorzy rynku nie mieli złudzeń, że podniesienie opłat przez banki to tylko kwestia czasu. Spadające stopy procentowe NBP, załamanie na rynku kredytów hipotecznych oraz wywołana jeszcze jesienią 2008 roku wojna na depozyty znacznie zwiększyły presję na kurczenie się marży odsetkowej (różnicy pomiędzy oprocentowaniem, po jakim banki pożyczają nam pieniądze, a tym, po jakim je przyjmują od klientów).
To negatywnie wpływa na wynik odsetkowy, jedno z głównych źródeł przychodów wszystkich banków. Dlatego banki tak skwapliwie szukają dodatkowych przychodów, podnosząc opłaty za korzystanie ze swoich usług.

Kurczenie się marży odsetkowej, a także niższe wolumeny sprzedaży produktów głównie po stronie kredytowej, już odbijają się na wynikach banków. Dlatego poszukują one dodatkowych przychodów. A można w miarę łatwo to zrobić, podnosząc opłaty - uważa Marta Czajkowska, analityk KBC Securities.
Dla największych graczy, takich jak PKO BP, Pekao czy ING Bank Śląski, obsługujących miliony klientów, nawet stosunkowo niewielkie przesunięcia w tabeli opłat i prowizji oznaczają dodatkowe przychody idące co miesiąc w miliony złotych. Zresztą patrząc na podwyżki, jakie zapowiedziały już PKO BP i ING BSK, nie są one wcale takie niewielkie.

W tym pierwszym banku miesięczna opłata za korzystanie z podstawowego rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego (Superkonta) rośnie z początkiem maja z 5 do 6,9 zł (wzrost o 27 proc.).

W ING Banku Śląskim skala podwyżki za użytkowanie Konta Z Lwem Standard jest niższa (z 7 na 8 zł, czyli wzrost o 14 proc.), ale już opłaty za miesięczne użytkowanie niektórych kart debetowych wzrosną nawet o 50 proc. Jeszcze bardziej radykalnie bank podszedł do wypłat z bankomatów innych banków. Zamiast dotychczasowych 5 zł, będzie pobierał 3 proc. wartości transakcji, ale minimum 5 zł.

Czy decyzję PKO BP o podwyżkach opłat i prowizji można uznać za sygnał startowy dla innych banków? Kiedy będzie gotowa nowa oferta detaliczna i nowy cennik Pekao? Ile wynosiły ostanie zmiany w tabeli i prowizji w 12 wybranych bankach?

Jacek Iskra
Więcej: Gazeta Prawna 25.03.2009 (59) - str.A10
wp.pl/
Gazeta Prawna (07:18)

Dom w cenie mieszkania. W stolicy to możliwe

Przeciętny dom od dewelopera można dziś kupić w okolicach Warszawy o 100 tys. złotych taniej niż przed rokiem.
Taniej niż przed rokiem można też zbudować dom z firmą budowlaną oraz samodzielnie - metodą gospodarczą. Tak wynika z analizy ofert zebranych przez Open Finance.

- Mniejszy jest też wybór jeśli chodzi o liczbę realizowanych inwestycji. Za to rozrzut cenowy pozostaje szeroki - od 455 tys. zł za dom w stanie pod klucz w Chotomowie, po 1,9 mln zł za bliźniak w prestiżowym Konstancinie (stan deweloperski) - czytamy w raporcie autorstwa Emila Szwedy i Bernarda Waszczyka.

Co ciekawe, choć mediana ceny domu (to pojęcie umowne - w większości oferta dotyczy segmentów i bliźniaków) spadła z 913 do 817 tys. zł, to przeciętna cena metra obniżyła się o 6,5 proc. - razem z cenami zmniejszył się bowiem metraż oferowanych budynków.

Łatwo o upusty

- To, co poza spadkiem cen wyraźnie rzuca się w oczy, to fakt, że także deweloperzy specjalizujący się w domach jednorodzinnych, wzorem większych firm operujących w segmencie wielorodzinnym, aby przyciągnąć klientów zaczęli stosować różne promocje. Do najczęstszych ekstra dodatków należą oferty wykończenia pod klucz z materiałów klienta oraz projekt, materiały i wykończenie kuchni czy łazienek - czytamy w raporcie.

Zdaniem analityków OF oznacza to, że również w tym segmencie, choć na mniejszą skalę, zapanował zastój - gotowe domy czekają na klientów i skończyły się czasy kupowania domów istniejących wyłącznie na deskach kreślarskich.

money.pl/2009-03-24 07:47

Dom w cenie mieszkania. W stolicy to możliwe

Przeciętny dom od dewelopera można dziś kupić w okolicach Warszawy o 100 tys. złotych taniej niż przed rokiem.
Taniej niż przed rokiem można też zbudować dom z firmą budowlaną oraz samodzielnie - metodą gospodarczą. Tak wynika z analizy ofert zebranych przez Open Finance.

- Mniejszy jest też wybór jeśli chodzi o liczbę realizowanych inwestycji. Za to rozrzut cenowy pozostaje szeroki - od 455 tys. zł za dom w stanie pod klucz w Chotomowie, po 1,9 mln zł za bliźniak w prestiżowym Konstancinie (stan deweloperski) - czytamy w raporcie autorstwa Emila Szwedy i Bernarda Waszczyka.

Co ciekawe, choć mediana ceny domu (to pojęcie umowne - w większości oferta dotyczy segmentów i bliźniaków) spadła z 913 do 817 tys. zł, to przeciętna cena metra obniżyła się o 6,5 proc. - razem z cenami zmniejszył się bowiem metraż oferowanych budynków.

Łatwo o upusty

- To, co poza spadkiem cen wyraźnie rzuca się w oczy, to fakt, że także deweloperzy specjalizujący się w domach jednorodzinnych, wzorem większych firm operujących w segmencie wielorodzinnym, aby przyciągnąć klientów zaczęli stosować różne promocje. Do najczęstszych ekstra dodatków należą oferty wykończenia pod klucz z materiałów klienta oraz projekt, materiały i wykończenie kuchni czy łazienek - czytamy w raporcie.

Zdaniem analityków OF oznacza to, że również w tym segmencie, choć na mniejszą skalę, zapanował zastój - gotowe domy czekają na klientów i skończyły się czasy kupowania domów istniejących wyłącznie na deskach kreślarskich.

money.pl/2009-03-24 07:47

Będą kary za użytkowanie

Na najbliższym posiedzeniu Sejmu odbędzie się głosowanie nad 51. poprawkami Senatu do nowelizacji ustawy - Prawo budowlane.

Jedna z tych poprawek w sposób istotny zmienia zadania gmin w zakresie budownictwa. Przewiduje, że to wójt, burmistrz, prezydent będzie prowadził postępowania w zakresie zmiany sposobu użytkowania budynków. Dziś sprawy takie prowadzone są przez wyspecjalizowaną administrację budowlaną - powiatowych inspektorów nadzoru budowlanego.

Nowe procedury

Inwestor, który postanowi zmienić sposób użytkowania obiektu lub jego części, będzie musiał dokonać zgłoszenia do wójta, burmistrza, prezydenta miasta. Będzie musiało ono nastąpić przed zmianą sposobu użytkowania. Zmiana funkcji użytkowej budynku nastąpi, jeżeli w terminie 30 dni od dnia doręczenia zgłoszenia, wójt, burmistrz albo prezydent nie wniesie sprzeciwu w drodze decyzji. Sprzeciw ma być dopuszczalny, jeżeli zamierzona zmiana sposobu użytkowania będzie naruszała ustalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego lub będzie mogła spowodować: zagrożenie bezpieczeństwa ludzi lub mienia; pogorszenie stanu środowiska lub stanu zachowania zabytków; pogorszenie warunków zdrowotno-sanitarnych, albo ograniczenia lub uciążliwości dla terenów sąsiednich.

Sprzeciw gmin

Propozycji Senatu nie akceptują samorządowcy. Ich zdaniem niedopuszczalne jest nakładanie na gminy nowych zadań, bez przyznania im dodatkowych pieniędzy.

- Nikt nie pytał nas, czy gminy są przygotowane do realizacji tych zadań. Na gminy nakłada się nowe zadania, nie przyznając im na ich realizację pieniędzy - mówi Edward Trojanowski, sekretarz generalny Związku Gmin Wiejskich. Jego zdaniem sposób przekazywania gminom nowych zadań może rodzić wątpliwości natury konstytucyjnej.

Zagrożenie uznania nowych przepisów za niezgodne z konstytucją nie jest bezpodstawne. W podobnych przypadkach Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie uznawał, że niedopuszczalne jest nakładanie na gminy obowiązków bez przyznania im na nie środków finansowych.

Niewykwalifikowana kadra

Samorządowcy uważają, że do wykonywania nowych obowiązków nie są przygotowane.

- Odkąd wszystkie sprawy z zakresu budownictwa zostały przekazane do powiatów, to w gminach nie ma kadry urzędniczej przygotowanej do takich zadań. Trzeba będzie więc stworzyć nowe komórki i zatrudnić nowych pracowników - uważa sekretarz generalny Związku Gmin Wiejskich.

Kto skorzysta na przyspieszeniu procedury zmiany sposobu użytkowania budynków ?

Jakie będą zmiany w zakresie wysokości i sposobu naliczania kar za nielegalną zmianę sposobu użytkowania budynku ? Kiedy przepisy wejdą w życie ?

Arkadiusz Jaraszek - Więcej: Gazeta Prawna 23.03.2009 (57) - str.10

źródło informacji:

interia.pl

Będą kary za użytkowanie

Na najbliższym posiedzeniu Sejmu odbędzie się głosowanie nad 51. poprawkami Senatu do nowelizacji ustawy - Prawo budowlane.

Jedna z tych poprawek w sposób istotny zmienia zadania gmin w zakresie budownictwa. Przewiduje, że to wójt, burmistrz, prezydent będzie prowadził postępowania w zakresie zmiany sposobu użytkowania budynków. Dziś sprawy takie prowadzone są przez wyspecjalizowaną administrację budowlaną - powiatowych inspektorów nadzoru budowlanego.

Nowe procedury

Inwestor, który postanowi zmienić sposób użytkowania obiektu lub jego części, będzie musiał dokonać zgłoszenia do wójta, burmistrza, prezydenta miasta. Będzie musiało ono nastąpić przed zmianą sposobu użytkowania. Zmiana funkcji użytkowej budynku nastąpi, jeżeli w terminie 30 dni od dnia doręczenia zgłoszenia, wójt, burmistrz albo prezydent nie wniesie sprzeciwu w drodze decyzji. Sprzeciw ma być dopuszczalny, jeżeli zamierzona zmiana sposobu użytkowania będzie naruszała ustalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego lub będzie mogła spowodować: zagrożenie bezpieczeństwa ludzi lub mienia; pogorszenie stanu środowiska lub stanu zachowania zabytków; pogorszenie warunków zdrowotno-sanitarnych, albo ograniczenia lub uciążliwości dla terenów sąsiednich.

Sprzeciw gmin

Propozycji Senatu nie akceptują samorządowcy. Ich zdaniem niedopuszczalne jest nakładanie na gminy nowych zadań, bez przyznania im dodatkowych pieniędzy.

- Nikt nie pytał nas, czy gminy są przygotowane do realizacji tych zadań. Na gminy nakłada się nowe zadania, nie przyznając im na ich realizację pieniędzy - mówi Edward Trojanowski, sekretarz generalny Związku Gmin Wiejskich. Jego zdaniem sposób przekazywania gminom nowych zadań może rodzić wątpliwości natury konstytucyjnej.

Zagrożenie uznania nowych przepisów za niezgodne z konstytucją nie jest bezpodstawne. W podobnych przypadkach Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie uznawał, że niedopuszczalne jest nakładanie na gminy obowiązków bez przyznania im na nie środków finansowych.

Niewykwalifikowana kadra

Samorządowcy uważają, że do wykonywania nowych obowiązków nie są przygotowane.

- Odkąd wszystkie sprawy z zakresu budownictwa zostały przekazane do powiatów, to w gminach nie ma kadry urzędniczej przygotowanej do takich zadań. Trzeba będzie więc stworzyć nowe komórki i zatrudnić nowych pracowników - uważa sekretarz generalny Związku Gmin Wiejskich.

Kto skorzysta na przyspieszeniu procedury zmiany sposobu użytkowania budynków ?

Jakie będą zmiany w zakresie wysokości i sposobu naliczania kar za nielegalną zmianę sposobu użytkowania budynku ? Kiedy przepisy wejdą w życie ?

Arkadiusz Jaraszek - Więcej: Gazeta Prawna 23.03.2009 (57) - str.10

źródło informacji:

interia.pl

Spadła cena działek na Księżycu

Sprzedaż działek na Księżycu, Venus i Marsie spadła w styczniu i lutym praktycznie do zera. Dlatego Księżycowa Ambasada w Pradze obniża ceny o 20 procent. Od dziś możecie więc zostać właścicielem gruntów na Księżycu za 30 euro.
Ta cena skusiła już co najmniej jednego Czecha, który kupił działkę na 18 urodziny córki: Prawdopodobnie nigdy tam nie poleci i będzie mogła tylko podziwiać Księżyc z Ziemi, będzie mogła śmiać się z dziećmi, jakim wariatem był dziadek. Dziewczyna stał się sąsiadką Micka Jaggera, Arnolda Schwarzeneggera, Toma Cruise'a a także... braci Kaczyńskich.
interia.pl/RMF/Niedziela, 22 marca (06:00)

Spadła cena działek na Księżycu

Sprzedaż działek na Księżycu, Venus i Marsie spadła w styczniu i lutym praktycznie do zera. Dlatego Księżycowa Ambasada w Pradze obniża ceny o 20 procent. Od dziś możecie więc zostać właścicielem gruntów na Księżycu za 30 euro.
Ta cena skusiła już co najmniej jednego Czecha, który kupił działkę na 18 urodziny córki: Prawdopodobnie nigdy tam nie poleci i będzie mogła tylko podziwiać Księżyc z Ziemi, będzie mogła śmiać się z dziećmi, jakim wariatem był dziadek. Dziewczyna stał się sąsiadką Micka Jaggera, Arnolda Schwarzeneggera, Toma Cruise'a a także... braci Kaczyńskich.
interia.pl/RMF/Niedziela, 22 marca (06:00)

KNF:SKOK-i idą na wojnę z bankami

Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo - Kredytowe idą na wojnę z bankami. Chcą przekonać ludzi, że to banki są odpowiedzialne za cały kryzys i odebrać im klientów.

SKOK-i ruszyły właśnie z kampanią reklamową pod hasłem "Nie wińcie nas. Nie jesteśmy bankiem". Towarzyszą mu znane już wcześniejszych kampanii stwierdzenia, że SKOK-i opierają się wyłącznie na polskim kapitale.

W samym ostatnim kwartale 2008 r, gdy polskim rynkiem wstrząsał już kryzys finansowy, SKOK-i pozyskały prawie 50 tys. nowych członków i ściągnęły ponad pół miliarda złotych depozytów.

Zdaniem Gazety Prawnej w 2009 roku SKOKI pozyskają kolejnych klientów i będzie ich ponad 2 miliony (obecnie SKOK-i mają 1,75 mln członków ), co oznacza, że zakresem działania kas objętych zostanie w praktyce więcej niż 8 milionów ludności.

Zdaniem analityków

Statystyki pozwalają wnioskować, że kryzys sprzyja SKOK-om w pozyskiwaniu nowych klientów. W ciągu roku liczba klientów korzystających z ich usług skoczyła o 187 tys., czyli o ponad 11 proc. W tym samym czasie przynieśli oni SKOK-om prawie 2 mld zł nowych depozytów (wzrost o 28 proc.), a suma udzielonych pożyczek wzrosła o 1,7 mld zł (wzrost o 34 proc.).

SKOK-i bezkonkurencyjne!

Główny Urząd Statystyczny, który po publikacji danych za pierwsze półrocze 2008 roku stwierdził, że ryzyko finansowe SKOK zmniejsza konsekwentnie realizowana od wielu lat strategia wzmocnienia potencjału kapitałowego kas, nie tylko w drodze konsolidacji ich zasobów finansowych, ale także dzięki napływowi nowych członków i utrzymywaniu stopy emisji nowych pożyczek poniżej stopy przyrostu nowych i odnawianych depozytów. Dobre wyniki kas za rok 2008 pozwalają twierdzić, że kasy nie są objęte kryzysem, który dotknął rynki finansowe.

INTERIA.PL/Gazeta Krakowska

Niedziela, 22 marca (06:00)


KNF:SKOK-i idą na wojnę z bankami

Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo - Kredytowe idą na wojnę z bankami. Chcą przekonać ludzi, że to banki są odpowiedzialne za cały kryzys i odebrać im klientów.

SKOK-i ruszyły właśnie z kampanią reklamową pod hasłem "Nie wińcie nas. Nie jesteśmy bankiem". Towarzyszą mu znane już wcześniejszych kampanii stwierdzenia, że SKOK-i opierają się wyłącznie na polskim kapitale.

W samym ostatnim kwartale 2008 r, gdy polskim rynkiem wstrząsał już kryzys finansowy, SKOK-i pozyskały prawie 50 tys. nowych członków i ściągnęły ponad pół miliarda złotych depozytów.

Zdaniem Gazety Prawnej w 2009 roku SKOKI pozyskają kolejnych klientów i będzie ich ponad 2 miliony (obecnie SKOK-i mają 1,75 mln członków ), co oznacza, że zakresem działania kas objętych zostanie w praktyce więcej niż 8 milionów ludności.

Zdaniem analityków

Statystyki pozwalają wnioskować, że kryzys sprzyja SKOK-om w pozyskiwaniu nowych klientów. W ciągu roku liczba klientów korzystających z ich usług skoczyła o 187 tys., czyli o ponad 11 proc. W tym samym czasie przynieśli oni SKOK-om prawie 2 mld zł nowych depozytów (wzrost o 28 proc.), a suma udzielonych pożyczek wzrosła o 1,7 mld zł (wzrost o 34 proc.).

SKOK-i bezkonkurencyjne!

Główny Urząd Statystyczny, który po publikacji danych za pierwsze półrocze 2008 roku stwierdził, że ryzyko finansowe SKOK zmniejsza konsekwentnie realizowana od wielu lat strategia wzmocnienia potencjału kapitałowego kas, nie tylko w drodze konsolidacji ich zasobów finansowych, ale także dzięki napływowi nowych członków i utrzymywaniu stopy emisji nowych pożyczek poniżej stopy przyrostu nowych i odnawianych depozytów. Dobre wyniki kas za rok 2008 pozwalają twierdzić, że kasy nie są objęte kryzysem, który dotknął rynki finansowe.

INTERIA.PL/Gazeta Krakowska

Niedziela, 22 marca (06:00)


Nieruchomości dobiły e-handel

Zwolnienie gospodarki nie ominie internetowego handlu. Wstępne podsumowania pierwszego kwartału, choć do jego końca został jeszcze tydzień, nie pozostawiają wątpliwości, że konsumenci ostrożniej wydają pieniądze.

- Sprzedaż wciąż rośnie, ale widać spowolnienie - mówi GP Tomasz Sypuła, prezes Agito.pl, największego pod względem obrotów sklepu w polskim internecie. - Potwierdzam. Sprzedaż nam wzrosła, ale nie tak, jak zakładaliśmy. Trzeba jednak podkreślić, że nie było drastycznego spadku i jesteśmy pozytywnie zaskoczeni - dodaje Agata Czarnowska, rzecznik prasowy Merlin.pl.

Wolniej, ale urośnie

Przedstawiciele największych sklepów są już pewni, że rynek handlu internetowego nie powtórzy wyniku z ubiegłego roku, kiedy - według szacunków - Polacy wydali na zakupy przez internet około 35-40 proc. więcej niż w roku 2007. W sumie, według szacunków, Polacy wydali w ubiegłym roku na e-zakupy ponad 10 mld zł. Choć to wciąż zaledwie kilka procent sprzedaży detalicznej w Polsce, tradycyjny handel nie rośnie tak szybko.

Największe spowolnienie sprzedaży, jak przyznaje Tomasz Sypuła, widać w segmencie elektroniki użytkowej oraz sprzętu gospodarstwa domowego. - Zwolnienie na rynku nieruchomości musiało się przełożyć na mniejszą sprzedaż w handlu - podkreśla.

- Widać osłabienie sprzedaży w branżach związanych z rynkiem nieruchomości. Rok temu sprzedaż w segmentach RTV i AGD rosła o około 50-60 proc., w I kwartale tego roku około 20-30 proc. Natomiast w komputerach jest totalny marazm - mówi GP Piotr Jarosz, prezes spółki Dotcom River, wydawcy serwisu Sklepy24.pl oraz wyszukiwarki sklepów internetowych Kangoo.pl. Zapowiedzią wolniejszego wzrostu był już ostatni kwartał roku 2008. Wówczas sprzedaż też wzrosła średnio o 20-30 proc., a to wynik słaby, biorąc pod uwagę, że ostatni kwartał roku to dla e-sklepów okres żniw.

Spowolnienie sprawia, że w ostatnim czasie upadło kilka sklepów - np. Sirius.pl, a później Znak.pl.

Jakiego rodzaju sklepy internetowe nie ucierpiały w związku z kryzysem? Czy kryzys wyeliminuje oszustów? Co trzeba zrobić, by poprawić bezpieczeństwo e-handlu?

Więcej: Gazeta Prawna 24.03.2009 (58) - forsal.pl - str.A2-3

Michał Fura

interia.pl/Wtorek, 24 marca (06:00)

Nieruchomości dobiły e-handel

Zwolnienie gospodarki nie ominie internetowego handlu. Wstępne podsumowania pierwszego kwartału, choć do jego końca został jeszcze tydzień, nie pozostawiają wątpliwości, że konsumenci ostrożniej wydają pieniądze.

- Sprzedaż wciąż rośnie, ale widać spowolnienie - mówi GP Tomasz Sypuła, prezes Agito.pl, największego pod względem obrotów sklepu w polskim internecie. - Potwierdzam. Sprzedaż nam wzrosła, ale nie tak, jak zakładaliśmy. Trzeba jednak podkreślić, że nie było drastycznego spadku i jesteśmy pozytywnie zaskoczeni - dodaje Agata Czarnowska, rzecznik prasowy Merlin.pl.

Wolniej, ale urośnie

Przedstawiciele największych sklepów są już pewni, że rynek handlu internetowego nie powtórzy wyniku z ubiegłego roku, kiedy - według szacunków - Polacy wydali na zakupy przez internet około 35-40 proc. więcej niż w roku 2007. W sumie, według szacunków, Polacy wydali w ubiegłym roku na e-zakupy ponad 10 mld zł. Choć to wciąż zaledwie kilka procent sprzedaży detalicznej w Polsce, tradycyjny handel nie rośnie tak szybko.

Największe spowolnienie sprzedaży, jak przyznaje Tomasz Sypuła, widać w segmencie elektroniki użytkowej oraz sprzętu gospodarstwa domowego. - Zwolnienie na rynku nieruchomości musiało się przełożyć na mniejszą sprzedaż w handlu - podkreśla.

- Widać osłabienie sprzedaży w branżach związanych z rynkiem nieruchomości. Rok temu sprzedaż w segmentach RTV i AGD rosła o około 50-60 proc., w I kwartale tego roku około 20-30 proc. Natomiast w komputerach jest totalny marazm - mówi GP Piotr Jarosz, prezes spółki Dotcom River, wydawcy serwisu Sklepy24.pl oraz wyszukiwarki sklepów internetowych Kangoo.pl. Zapowiedzią wolniejszego wzrostu był już ostatni kwartał roku 2008. Wówczas sprzedaż też wzrosła średnio o 20-30 proc., a to wynik słaby, biorąc pod uwagę, że ostatni kwartał roku to dla e-sklepów okres żniw.

Spowolnienie sprawia, że w ostatnim czasie upadło kilka sklepów - np. Sirius.pl, a później Znak.pl.

Jakiego rodzaju sklepy internetowe nie ucierpiały w związku z kryzysem? Czy kryzys wyeliminuje oszustów? Co trzeba zrobić, by poprawić bezpieczeństwo e-handlu?

Więcej: Gazeta Prawna 24.03.2009 (58) - forsal.pl - str.A2-3

Michał Fura

interia.pl/Wtorek, 24 marca (06:00)

Royal Bank of Scotland rekomenduje polskie banki

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla BRE Banku od zalecenia "sprzedaj" - poinformowała agencja Bloomberg. Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji BRE Banku wyniósł 125 zł.

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla Pekao od zalecenia "kupuj". Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji Pekao wyniósł 89,90 zł.

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla BZ WBK i PKO BP od zalecenia "trzymaj". Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji BZ WBK wyniósł 79,50 zł, a PKO BP 23,50 zł.

PAP/interia.pl

Royal Bank of Scotland rekomenduje polskie banki

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla BRE Banku od zalecenia "sprzedaj" - poinformowała agencja Bloomberg. Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji BRE Banku wyniósł 125 zł.

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla Pekao od zalecenia "kupuj". Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji Pekao wyniósł 89,90 zł.

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla BZ WBK i PKO BP od zalecenia "trzymaj". Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji BZ WBK wyniósł 79,50 zł, a PKO BP 23,50 zł.

PAP/interia.pl

Opole inwestuje w amfiteatr

Już za dwa lata Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu ma się odbyć w nowoczesnym Narodowym Centrum Polskiej Piosenki, które powstanie dzięki przebudowie Amfiteatru Tysiąclecia, informuje "Puls Biznesu".

Otwarty jest już przetarg na przebudowę amfiteatru. Firmy budowlane mogą składać oferty do końca kwietnia. O wyborze zwycięzcy zdecyduje najniższa cena.

Szacunkowa wartość inwestycji to 38,3 mln zł, z czego 20 mln zł wyłoży Unia Europejska, a resztę miasto. Planowany termin ukończenia prac to koniec kwietnia 2011 r.

W nowym gmachu opolskiego amfiteatru oprócz sceny przeznaczonej na imprezy muzyczne znajdzie się również muzeum polskiej piosenki. Włodarze miasta chcą w nowym obiekcie wystawiać także opery i operetki.

PAP/PulsBiznesu

Opole inwestuje w amfiteatr

Już za dwa lata Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu ma się odbyć w nowoczesnym Narodowym Centrum Polskiej Piosenki, które powstanie dzięki przebudowie Amfiteatru Tysiąclecia, informuje "Puls Biznesu".

Otwarty jest już przetarg na przebudowę amfiteatru. Firmy budowlane mogą składać oferty do końca kwietnia. O wyborze zwycięzcy zdecyduje najniższa cena.

Szacunkowa wartość inwestycji to 38,3 mln zł, z czego 20 mln zł wyłoży Unia Europejska, a resztę miasto. Planowany termin ukończenia prac to koniec kwietnia 2011 r.

W nowym gmachu opolskiego amfiteatru oprócz sceny przeznaczonej na imprezy muzyczne znajdzie się również muzeum polskiej piosenki. Włodarze miasta chcą w nowym obiekcie wystawiać także opery i operetki.

PAP/PulsBiznesu

Płać haracz za garaż

Właściciele podziemnych miejsc parkingowych w stolicy mogą mocno dostać po kieszeni, ostrzega "Życie Warszawy". Miasto chce, by za metr kwadratowy płacili... 1000 proc. więcej niż dotychczas. Podwyżka podatku zależy od dzielnic. Niektóre mówią: nie!

Władze finansowe miasta zarekomendowały podwyżkę podatku od nieruchomości w podziemnych garażach do 6,64 zł za mkw. Do tej pory właściciel płacił jak za mieszkanie, czyli 62 grosze.

Urzędnicy tłumaczą wzrost opłat wyrokiem WSA w Białymstoku. Sąd uznał, że jeśli garaż ma wydzieloną księgę wieczystą, podlega wyższemu opodatkowaniu niż mieszkanie. - To logiczne, bo przecież garaż nie jest mieszkaniem, mówi szefowa Biura Podatków i Egzekucji Joanna Gutkowska.

- Ale skoro parking jest pod domem, to logiczny jest właśnie podatek "mieszkaniowy", tłumaczy jeden z urzędników wydziału finansowego. A inni komentują: - Miasto w kryzysie szuka dochodów. Dziesięciokrotnie wyższe opłaty to dodatkowe miliony w kasie.

Decyzje podatkowe podejmują dzielnice. Szykuje się niezły bałagan. Oto bowiem np. Śródmieście pozostaje przy 62 gr. za mkw; na Bielanach będzie 6,64 gr/mkw.

PAP/Życie Warszawy

Płać haracz za garaż

Właściciele podziemnych miejsc parkingowych w stolicy mogą mocno dostać po kieszeni, ostrzega "Życie Warszawy". Miasto chce, by za metr kwadratowy płacili... 1000 proc. więcej niż dotychczas. Podwyżka podatku zależy od dzielnic. Niektóre mówią: nie!

Władze finansowe miasta zarekomendowały podwyżkę podatku od nieruchomości w podziemnych garażach do 6,64 zł za mkw. Do tej pory właściciel płacił jak za mieszkanie, czyli 62 grosze.

Urzędnicy tłumaczą wzrost opłat wyrokiem WSA w Białymstoku. Sąd uznał, że jeśli garaż ma wydzieloną księgę wieczystą, podlega wyższemu opodatkowaniu niż mieszkanie. - To logiczne, bo przecież garaż nie jest mieszkaniem, mówi szefowa Biura Podatków i Egzekucji Joanna Gutkowska.

- Ale skoro parking jest pod domem, to logiczny jest właśnie podatek "mieszkaniowy", tłumaczy jeden z urzędników wydziału finansowego. A inni komentują: - Miasto w kryzysie szuka dochodów. Dziesięciokrotnie wyższe opłaty to dodatkowe miliony w kasie.

Decyzje podatkowe podejmują dzielnice. Szykuje się niezły bałagan. Oto bowiem np. Śródmieście pozostaje przy 62 gr. za mkw; na Bielanach będzie 6,64 gr/mkw.

PAP/Życie Warszawy

Handel spadnie najniżej od czasów II wojny światowej?

Globalna wymiana handlowa spadnie w tym roku o 9% do najniższego poziomu od II wojny światowej - poinformowała Światowa Organizacja Handlu (WTO).
Według przewidywań WTO, najbardziej - o około 10% - spadnie handel w krajach bogatych. Ale kraje biedne, w których wzrost gospodarczy uzależniony jest w bardzo dużym stopniu od eksportu, ucierpią najbardziej.

Handel światowy rósł dotąd nieprzerwanie od 1982 roku. Przez ostatnie 30 lat wymiana handlowa była stale rosnącą częścią globalnej aktywności gospodarczej - powiedział szef WTO Pascal Lamy.
Jednak kryzys finansowy sprawił, że maleje pula dostępnych kredytów, a to powoduje znaczący spadek obrotów handlowych, zwłaszcza w krajach rozwijających się - podkreślił Lamy.

Również prognoza Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF) przewiduje spadek wymiany handlowej rzędu 3%, ale przewidywania WTO są bardziej pesymistyczne.

Lamy zaapelował do rządów by unikały rozwiązań antykryzysowych prowadzących do pogorszenia sytuacji, a polegających na przykład na ratowaniu rodzimych firm przed upadłością kosztem zagranicznej konkurencji. Wzrost ekonomicznego izolacjonizmu może - według raportu WTO - pogłębić recesję, tak jak to miało miejsce podczas wielkiej depresji lat 30.

Rośnie tendencja do protekcjonizmu - powiedział Lamy, a to może doprowadzić do dalszego spadku wymiany handlowej. Ograniczanie importu prowadzi do tego, że partnerzy handlowi zachowają się tak samo, a to uderzy w wasz eksport - dodał szef WTO.

Raport WTO zawiera ostrzeżenie, że nawet Chiny nie będą w stanie uchronić się przed skutkami spadku globalnych obrotów handlowych, ponieważ we wszystkich krajach będących najważniejszymi partnerami Pekinu prawdopodobnie spadnie popyt na towary importowane.

Raport odnotowuje spadek chińskiego eksportu w lutym o 26% w stosunku do roku poprzedniego, a o 28% od stycznia 2009 r.

Gdyby utrzymała się taka tendencja spadkowa, eksport Chin zmalałby do zera w ciągu 10 miesięcy lub roku - podkreśla agencja AP cytując raport WTO.

Ale tak gwałtowny dalszy spadek jest nie do pomyślenia; zdaniem autorów raportu korekta tego trendu nastąpi szybko.
wp.pl/PAP | 24.03.2009 | 06:40

Handel spadnie najniżej od czasów II wojny światowej?

Globalna wymiana handlowa spadnie w tym roku o 9% do najniższego poziomu od II wojny światowej - poinformowała Światowa Organizacja Handlu (WTO).
Według przewidywań WTO, najbardziej - o około 10% - spadnie handel w krajach bogatych. Ale kraje biedne, w których wzrost gospodarczy uzależniony jest w bardzo dużym stopniu od eksportu, ucierpią najbardziej.

Handel światowy rósł dotąd nieprzerwanie od 1982 roku. Przez ostatnie 30 lat wymiana handlowa była stale rosnącą częścią globalnej aktywności gospodarczej - powiedział szef WTO Pascal Lamy.
Jednak kryzys finansowy sprawił, że maleje pula dostępnych kredytów, a to powoduje znaczący spadek obrotów handlowych, zwłaszcza w krajach rozwijających się - podkreślił Lamy.

Również prognoza Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF) przewiduje spadek wymiany handlowej rzędu 3%, ale przewidywania WTO są bardziej pesymistyczne.

Lamy zaapelował do rządów by unikały rozwiązań antykryzysowych prowadzących do pogorszenia sytuacji, a polegających na przykład na ratowaniu rodzimych firm przed upadłością kosztem zagranicznej konkurencji. Wzrost ekonomicznego izolacjonizmu może - według raportu WTO - pogłębić recesję, tak jak to miało miejsce podczas wielkiej depresji lat 30.

Rośnie tendencja do protekcjonizmu - powiedział Lamy, a to może doprowadzić do dalszego spadku wymiany handlowej. Ograniczanie importu prowadzi do tego, że partnerzy handlowi zachowają się tak samo, a to uderzy w wasz eksport - dodał szef WTO.

Raport WTO zawiera ostrzeżenie, że nawet Chiny nie będą w stanie uchronić się przed skutkami spadku globalnych obrotów handlowych, ponieważ we wszystkich krajach będących najważniejszymi partnerami Pekinu prawdopodobnie spadnie popyt na towary importowane.

Raport odnotowuje spadek chińskiego eksportu w lutym o 26% w stosunku do roku poprzedniego, a o 28% od stycznia 2009 r.

Gdyby utrzymała się taka tendencja spadkowa, eksport Chin zmalałby do zera w ciągu 10 miesięcy lub roku - podkreśla agencja AP cytując raport WTO.

Ale tak gwałtowny dalszy spadek jest nie do pomyślenia; zdaniem autorów raportu korekta tego trendu nastąpi szybko.
wp.pl/PAP | 24.03.2009 | 06:40

Najtańsze kredyty na budowę domu w DnB Nord i Deutsche Bank PBC

Oprocentowanie najdroższych kredytów budowlanych przekracza już 8 proc., ale są banki, które biorą dwa razy niższe odsetki. Pożyczki walutowe są tańsze niż kredyty złotowe bez dopłaty.
Najtańszym kredytem na budowę domu jest dzisiaj pożyczka z dopłatą Skarbu Państwa - wynika z raportu przygotowanego przez Expandera dla Gazety Prawnej. Taki kredyt nie jest powszechnie dostępny. W wypadku budowy domu łatwiej spełnić kryterium maksymalnego kosztu budowy 1 mkw. powierzchni, ale ograniczeniem jest wielkość domu: powierzchnia użytkowa nie może być większa niż 140 mkw. O taką pożyczkę z dopłatą mogą starać się tylko małżeństwa i osoby samotnie wychowujące dzieci. Nie można posiadać innego mieszkania.

W naszym rankingu koncentrujemy się więc na kredytach bez dopłaty państwa.
Nie jest prawdą, że banki wstrzymały akcję kredytową. Kredytów udzielają, choć kryteria są zaostrzone - przyznaje Rafał Konarski z Expandera.

Kredyty w euro i we frankach

Jeśli mamy odpowiednią zdolność kredytową, to nadal można polecić kredyt walutowy. Z zestawienia wynika, że zarówno najdroższy, jak i najtańszy jest kredyt w euro. Przy pożyczce 200 tys. zł na 30 lat najmniejszą ratę miesięczną, 968 zł, zapłacimy w DnB Nord. W MultiBanku i mBanku rata będzie wyższa o prawie 650 zł.

Najczęściej banki, które mają zagranicznych udziałowców, nie mają problemów z dostępem do euro i mogą proponować atrakcyjne warunki - mówi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Na pewno z dostępem do szwajcarskiej waluty jest znacznie gorzej. Mimo że oprocentowanie proponowane przez szwajcarski bank centralny jest niższe niż w strefie euro, to banki stosują najczęściej przy tych pożyczkach wyższe marże. Jednak także w przypadku kredytów frankowych polityka banków jest bardzo różna. Przy kredycie frankowym minimalna rata naszego kredytu wyniesie 977 zł (Deutsche Bank PBS), a maksymalna aż 1586 zł. Jeśli więc wierzymy w umocnienie naszej waluty i świadomie chcemy ponieść ryzyko walutowe, to powinniśmy bardzo uważnie przeanalizować ofertę kredytową wszystkich banków.

Koszty ubezpieczenia

Warto zwrócić uwagę np. na obowiązkowe ubezpieczenie kredytobiorcy. Czasem punkt ten zdecydowanie podnosi rzeczywisty koszt kredytu, choć banki unikają przedstawiania go w tym świetle.

Niektóre instytucje finansowe proponują ubezpieczenie na życie i jeśli klient nie chce takiego ubezpieczenia, to podnoszą marżę do poziomu, który powoduje, że takie ubezpieczenia warto wziąć - mówi Rafał Konarski.

Zawsze w pierwszym okresie po uzyskaniu kredytu trzeba kredyt ubezpieczyć do czasu pojawienia się wpisu w księdze wieczystej. W zależności od regionu zajmuje to od dwóch do ośmiu miesięcy. Tego kosztu kredytu też w naszym zestawieniu nie widać. Banki prowadzą też bardzo różną politykę, jeśli chodzi o wysokość prowizji pobieranej przy kredytowaniu budowy domów. O ile niektóre banki w wypadku naszego kredytu pobiorą 4 tys. zł prowizji, czyli 2 proc. wartości kredytu, to w innych marża nie jest pobierana.

W wypadku kredytów złotowych różnice w oprocentowaniu między poszczególnymi bankami nie są już tak duże. Przy kredycie w wysokości 200 tys. zł najniższą ratę zapłacimy w BGŻ (1134 zł), a najwyższą w PKO BP (1438 zł).

To jest bardzo dziwne, bo w czasie kryzysu bank, w którym państwo ma tak duże udziały, powinien prowadzić bardziej aktywną politykę kredytową, zwłaszcza że nie ma żadnych problemów z płynnością - uważa Marcin Piątkowski.

W praktyce różnica w oprocentowaniu kredytów złotowych sięga niewiele ponad 2 proc., a przy kredytach walutowych sięga prawie 5 proc. Zasada jest taka, że im kredyt jest mniejszy, a zabezpieczenie większe, tym można się spodziewać lepszych warunków kredytowania.

Nadal można w banku dostać kredyt na 100 proc. wartości inwestycji, ale tylko przy kredytach złotowych i w euro - twierdzi Rafał Konarski.

Działka jako zabezpieczenie

W przypadku kredytów na budowę domu najczęściej nie ma problemu z zagwarantowaniem udziału własnego kredytobiorcy. Mimo spadku cen nieruchomości w okolicach dużych miast wartość działki przewyższa czasem koszt całej budowy. Działka, jeśli nie jest obciążona innym kredytem, jest bardzo dobrym zabezpieczeniem pożyczki na budowę domu. Kredyt na budowę jest zawsze wypłacany w transzach. Najczęściej po wykonaniu określonego zakresu prac inwestor przedstawia w banku aktualne zdjęcia inwestycji i wpisy w dzienniku budowy i otrzymuje kolejną transzę kredytu. Są też banki, które domagają się również przedstawienia zapłaconych faktur i wymagają wizyty swojego przedstawiciela na budowie. Za takie odwiedziny kredytobiorca musi dodatkowo zapłacić ok. 150 zł.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna 2009-03-24 (07:00)

Najtańsze kredyty na budowę domu w DnB Nord i Deutsche Bank PBC

Oprocentowanie najdroższych kredytów budowlanych przekracza już 8 proc., ale są banki, które biorą dwa razy niższe odsetki. Pożyczki walutowe są tańsze niż kredyty złotowe bez dopłaty.
Najtańszym kredytem na budowę domu jest dzisiaj pożyczka z dopłatą Skarbu Państwa - wynika z raportu przygotowanego przez Expandera dla Gazety Prawnej. Taki kredyt nie jest powszechnie dostępny. W wypadku budowy domu łatwiej spełnić kryterium maksymalnego kosztu budowy 1 mkw. powierzchni, ale ograniczeniem jest wielkość domu: powierzchnia użytkowa nie może być większa niż 140 mkw. O taką pożyczkę z dopłatą mogą starać się tylko małżeństwa i osoby samotnie wychowujące dzieci. Nie można posiadać innego mieszkania.

W naszym rankingu koncentrujemy się więc na kredytach bez dopłaty państwa.
Nie jest prawdą, że banki wstrzymały akcję kredytową. Kredytów udzielają, choć kryteria są zaostrzone - przyznaje Rafał Konarski z Expandera.

Kredyty w euro i we frankach

Jeśli mamy odpowiednią zdolność kredytową, to nadal można polecić kredyt walutowy. Z zestawienia wynika, że zarówno najdroższy, jak i najtańszy jest kredyt w euro. Przy pożyczce 200 tys. zł na 30 lat najmniejszą ratę miesięczną, 968 zł, zapłacimy w DnB Nord. W MultiBanku i mBanku rata będzie wyższa o prawie 650 zł.

Najczęściej banki, które mają zagranicznych udziałowców, nie mają problemów z dostępem do euro i mogą proponować atrakcyjne warunki - mówi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Na pewno z dostępem do szwajcarskiej waluty jest znacznie gorzej. Mimo że oprocentowanie proponowane przez szwajcarski bank centralny jest niższe niż w strefie euro, to banki stosują najczęściej przy tych pożyczkach wyższe marże. Jednak także w przypadku kredytów frankowych polityka banków jest bardzo różna. Przy kredycie frankowym minimalna rata naszego kredytu wyniesie 977 zł (Deutsche Bank PBS), a maksymalna aż 1586 zł. Jeśli więc wierzymy w umocnienie naszej waluty i świadomie chcemy ponieść ryzyko walutowe, to powinniśmy bardzo uważnie przeanalizować ofertę kredytową wszystkich banków.

Koszty ubezpieczenia

Warto zwrócić uwagę np. na obowiązkowe ubezpieczenie kredytobiorcy. Czasem punkt ten zdecydowanie podnosi rzeczywisty koszt kredytu, choć banki unikają przedstawiania go w tym świetle.

Niektóre instytucje finansowe proponują ubezpieczenie na życie i jeśli klient nie chce takiego ubezpieczenia, to podnoszą marżę do poziomu, który powoduje, że takie ubezpieczenia warto wziąć - mówi Rafał Konarski.

Zawsze w pierwszym okresie po uzyskaniu kredytu trzeba kredyt ubezpieczyć do czasu pojawienia się wpisu w księdze wieczystej. W zależności od regionu zajmuje to od dwóch do ośmiu miesięcy. Tego kosztu kredytu też w naszym zestawieniu nie widać. Banki prowadzą też bardzo różną politykę, jeśli chodzi o wysokość prowizji pobieranej przy kredytowaniu budowy domów. O ile niektóre banki w wypadku naszego kredytu pobiorą 4 tys. zł prowizji, czyli 2 proc. wartości kredytu, to w innych marża nie jest pobierana.

W wypadku kredytów złotowych różnice w oprocentowaniu między poszczególnymi bankami nie są już tak duże. Przy kredycie w wysokości 200 tys. zł najniższą ratę zapłacimy w BGŻ (1134 zł), a najwyższą w PKO BP (1438 zł).

To jest bardzo dziwne, bo w czasie kryzysu bank, w którym państwo ma tak duże udziały, powinien prowadzić bardziej aktywną politykę kredytową, zwłaszcza że nie ma żadnych problemów z płynnością - uważa Marcin Piątkowski.

W praktyce różnica w oprocentowaniu kredytów złotowych sięga niewiele ponad 2 proc., a przy kredytach walutowych sięga prawie 5 proc. Zasada jest taka, że im kredyt jest mniejszy, a zabezpieczenie większe, tym można się spodziewać lepszych warunków kredytowania.

Nadal można w banku dostać kredyt na 100 proc. wartości inwestycji, ale tylko przy kredytach złotowych i w euro - twierdzi Rafał Konarski.

Działka jako zabezpieczenie

W przypadku kredytów na budowę domu najczęściej nie ma problemu z zagwarantowaniem udziału własnego kredytobiorcy. Mimo spadku cen nieruchomości w okolicach dużych miast wartość działki przewyższa czasem koszt całej budowy. Działka, jeśli nie jest obciążona innym kredytem, jest bardzo dobrym zabezpieczeniem pożyczki na budowę domu. Kredyt na budowę jest zawsze wypłacany w transzach. Najczęściej po wykonaniu określonego zakresu prac inwestor przedstawia w banku aktualne zdjęcia inwestycji i wpisy w dzienniku budowy i otrzymuje kolejną transzę kredytu. Są też banki, które domagają się również przedstawienia zapłaconych faktur i wymagają wizyty swojego przedstawiciela na budowie. Za takie odwiedziny kredytobiorca musi dodatkowo zapłacić ok. 150 zł.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna 2009-03-24 (07:00)

Rachunki za prąd z poślizgiem

RWE Polska wystawił warszawiakom rachunki za prąd grubo po terminie zapłaty. - Przepraszamy, nie naliczymy klientom odsetek za zwłokę - mówią energetycy
Pani Anna, mieszkanka warszawskiego Bródna, otrzymała fakturę za prąd 18 marca. Termin zapłaty minął 10 marca. - Rozmawiałam z sąsiadami. Oni też znaleźli rachunki w skrzynkach dopiero osiem dni po terminie. Czy teraz wszyscy mamy płacić karne odsetki? - pyta.
Fakturę wystawił RWE Polska (dawniej RWE Stoen). Data wydruku: 1 lutego. Pani Anna pokazuje kopertę - jest na niej nadruk "nadano 16 marca 2009", czyli sześć dni po terminie zapłaty!

Co działo się z listem przez 1,5 miesiąca i czy RWE naliczy swoim klientom karne odsetki za zapłatę po terminie? Pani Anna zapytała o to pracownika infolinii. Usłyszała, że odsetki na jej koncie "są już zablokowane" i nie będą naliczane, ale nie da się zablokować automatycznie odsetek na kontach wszystkich osób, które dostały rachunki z opóźnieniem. Każdy musi zadzwonić lub przyjść do RWE Polska osobiście.

- Usłyszałam też, że za opóźnienie odpowiada Poczta - opowiada czytelniczka. Faktury RWE na Bródno dostarcza Polska Grupa Pocztowa SA, ale zdaniem jej pracowników zarzut jest niesłuszny. - Nadruk na kopercie ("nadano 16 marca 2009") nie jest nasz, ale RWE Polska. My dostaliśmy listy 16 marca i w dwa dni dostarczyliśmy adresatom - mówi pracownica PGP SA.

W końcu RWE przyznał się do błędu. - Bardzo przepraszamy naszych klientów za zaistniałą sytuację - mówi Joanna Kalbarczyk, dyrektor ds. obsługi klientów i billingu RWE Polska. - Ponieważ nie mieli oni szans uregulować należności do 10 marca, automatycznie przedłużamy im termin płatności do 3 kwietnia 2009 r. i do tego czasu nie będziemy naliczać im karnych odsetek - zapowiada. Dyrektor zapewnia, że klienci, którzy zadzwonią na infolinię RWE, będą o tym informowani.

RWE Polska nie chciał nam ujawnić, ilu klientów dotyczy problem i co było przyczyną błędu.
Maciej Sopyło
2009-03-22, ostatnia aktualizacja 2009-03-22 19:22

Rachunki za prąd z poślizgiem

RWE Polska wystawił warszawiakom rachunki za prąd grubo po terminie zapłaty. - Przepraszamy, nie naliczymy klientom odsetek za zwłokę - mówią energetycy
Pani Anna, mieszkanka warszawskiego Bródna, otrzymała fakturę za prąd 18 marca. Termin zapłaty minął 10 marca. - Rozmawiałam z sąsiadami. Oni też znaleźli rachunki w skrzynkach dopiero osiem dni po terminie. Czy teraz wszyscy mamy płacić karne odsetki? - pyta.
Fakturę wystawił RWE Polska (dawniej RWE Stoen). Data wydruku: 1 lutego. Pani Anna pokazuje kopertę - jest na niej nadruk "nadano 16 marca 2009", czyli sześć dni po terminie zapłaty!

Co działo się z listem przez 1,5 miesiąca i czy RWE naliczy swoim klientom karne odsetki za zapłatę po terminie? Pani Anna zapytała o to pracownika infolinii. Usłyszała, że odsetki na jej koncie "są już zablokowane" i nie będą naliczane, ale nie da się zablokować automatycznie odsetek na kontach wszystkich osób, które dostały rachunki z opóźnieniem. Każdy musi zadzwonić lub przyjść do RWE Polska osobiście.

- Usłyszałam też, że za opóźnienie odpowiada Poczta - opowiada czytelniczka. Faktury RWE na Bródno dostarcza Polska Grupa Pocztowa SA, ale zdaniem jej pracowników zarzut jest niesłuszny. - Nadruk na kopercie ("nadano 16 marca 2009") nie jest nasz, ale RWE Polska. My dostaliśmy listy 16 marca i w dwa dni dostarczyliśmy adresatom - mówi pracownica PGP SA.

W końcu RWE przyznał się do błędu. - Bardzo przepraszamy naszych klientów za zaistniałą sytuację - mówi Joanna Kalbarczyk, dyrektor ds. obsługi klientów i billingu RWE Polska. - Ponieważ nie mieli oni szans uregulować należności do 10 marca, automatycznie przedłużamy im termin płatności do 3 kwietnia 2009 r. i do tego czasu nie będziemy naliczać im karnych odsetek - zapowiada. Dyrektor zapewnia, że klienci, którzy zadzwonią na infolinię RWE, będą o tym informowani.

RWE Polska nie chciał nam ujawnić, ilu klientów dotyczy problem i co było przyczyną błędu.
Maciej Sopyło
2009-03-22, ostatnia aktualizacja 2009-03-22 19:22

Czy rynek mieszkaniowy przejęli już klienci?

Co przyniósł nam kryzys? Brutalne ograniczenia w dostępie do kredytów hipotecznych, wstrzymywanie inwestycji, kłopoty finansowe inwestorów. Ale i spadek cen, większy wybór mieszkań i nareszcie - rynek klienta, a nie dewelopera. A analitycy dodają: dzięki kryzysowi, nasz rynek ma szansę dojrzeć
- Rynek ma teraz problemy, ale za to dojrzewa - przekonuje Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl. - W latach 2006-07, kiedy mieliśmy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości, obserwowaliśmy kolejkę chętnych do zakupu własnego mieszkania. Na porządku dziennym był więc zakup tzw. dziury w ziemi czy zrywanie przez niektórych deweloperów umów przedwstępnych. Rynek należał do deweloperów i to oni dyktowali warunki - dodaje. - Fakt, jeszcze rok temu roku wiele nowych mieszkań kupowało się jak mięso w najgorszych latach socjalizmu w Polsce. Najpierw trzeba było stać w długich kolejkach, a potem się okazywało, że i tak dostawaliśmy nie to, co pierwotnie chcieliśmy kupić - komentuje Paweł Majtkowski, główny analityk Finamo.

Przyszedł kryzys i... sytuacja zmieniła się diametralnie. Obecnie to kupujący grają na rynku pierwsze skrzypce. Mogą sobie na to pozwolić - popyt na mieszkania znacznie spadł. Nad wieloma deweloperami zawisło widmo bankructwa - żeby sprzedać cokolwiek, zostali zmuszeni poobniżać zbyt wywindowane wcześniejsze kwoty. Jak wykazuje najnowszy raport portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander, ceny mieszkań idą w dół właściwie bez przerwy. - Zgodnie z przewidywaniami następuje pogłębienie spadków cen nieruchomości. W lutym w żadnym z badanych przez nas miast średnie ceny nie są już wyższe niż w 2008 roku - napisano w analizie. - W tej kwestii kryzys przynosi normalność. Na rynku jest teraz dużo niesprzedanych mieszkań, dlatego klienci w końcu mogą wybierać z szerokiej oferty gotowych lokali. Dodatkowo wróciła możliwość negocjowania ceny. Warto z niej korzystać - mówi Paweł Majtkowski.
emetro.pl/
Ewelina Zając
2009-03-17, ostatnia aktualizacja 2009-03-17 13:57

Czy rynek mieszkaniowy przejęli już klienci?

Co przyniósł nam kryzys? Brutalne ograniczenia w dostępie do kredytów hipotecznych, wstrzymywanie inwestycji, kłopoty finansowe inwestorów. Ale i spadek cen, większy wybór mieszkań i nareszcie - rynek klienta, a nie dewelopera. A analitycy dodają: dzięki kryzysowi, nasz rynek ma szansę dojrzeć
- Rynek ma teraz problemy, ale za to dojrzewa - przekonuje Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl. - W latach 2006-07, kiedy mieliśmy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości, obserwowaliśmy kolejkę chętnych do zakupu własnego mieszkania. Na porządku dziennym był więc zakup tzw. dziury w ziemi czy zrywanie przez niektórych deweloperów umów przedwstępnych. Rynek należał do deweloperów i to oni dyktowali warunki - dodaje. - Fakt, jeszcze rok temu roku wiele nowych mieszkań kupowało się jak mięso w najgorszych latach socjalizmu w Polsce. Najpierw trzeba było stać w długich kolejkach, a potem się okazywało, że i tak dostawaliśmy nie to, co pierwotnie chcieliśmy kupić - komentuje Paweł Majtkowski, główny analityk Finamo.

Przyszedł kryzys i... sytuacja zmieniła się diametralnie. Obecnie to kupujący grają na rynku pierwsze skrzypce. Mogą sobie na to pozwolić - popyt na mieszkania znacznie spadł. Nad wieloma deweloperami zawisło widmo bankructwa - żeby sprzedać cokolwiek, zostali zmuszeni poobniżać zbyt wywindowane wcześniejsze kwoty. Jak wykazuje najnowszy raport portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander, ceny mieszkań idą w dół właściwie bez przerwy. - Zgodnie z przewidywaniami następuje pogłębienie spadków cen nieruchomości. W lutym w żadnym z badanych przez nas miast średnie ceny nie są już wyższe niż w 2008 roku - napisano w analizie. - W tej kwestii kryzys przynosi normalność. Na rynku jest teraz dużo niesprzedanych mieszkań, dlatego klienci w końcu mogą wybierać z szerokiej oferty gotowych lokali. Dodatkowo wróciła możliwość negocjowania ceny. Warto z niej korzystać - mówi Paweł Majtkowski.
emetro.pl/
Ewelina Zając
2009-03-17, ostatnia aktualizacja 2009-03-17 13:57

Kurs franka mocno się zmienia. Twoja rata również

Ubiegły tydzień stał pod znakiem mocnych wahań na rynku walutowym. Posiadacze kredytów we franku z niepokojem oczekują tego, co przyniosą kolejne dni.

Na początku minionego tygodnia złoty zaczął się umacniać. Dodatkowo dzięki Bankowi Szwajcarii frank miał powody do spadku. Udało się więc zejść do 2,9 zł za franka i wydawało się, że droga ku jeszcze niższym poziomom jest otwarta.

Koniec tygodnia przyniósł jednak zmianę zapatrywania się rynków na naszą walutę, i frank znów kosztował ponad 3 złote. A to tylko jeden tydzień. Podobne wahania mają miejsce od początku tego roku, co nie sprzyja planowaniu wydatków w domu, bo nasza rata potrafi z miesiąca na miesiąc różnić się nawet o 160 złotych.

W ubiegły piątek kurs średni NBP szwajcarskiej waluty wynosił 3,03 złotych.

KURS FRANKA SZWAJCARSKIEGO NA RYNKU FOREX OD POCZĄTKU TEGO ROKU:

 

Nasza rata wzrosła więc w tym okresie do 969 złotych, czyli o 8 procent.

TAK ZMIENIAŁA SIĘ RATA KREDYTU Z NASZEGO PRZYKŁADU:

To wyliczenie nie pokazuje jednak, jak z miesiąca na miesiąc ciężko nam przewidzieć ile będziemy musieli zarezerwować z domowego budżetu na spłatę raty . Na przykład gdyby spłata naszego kredytu przypadała około 17 lutego, bank zainkasowałby od nas 1059 zł, czyli o 163 zł więcej. Równocześnie, jak wynika z powyższych obliczeń, w marcu odetchnęlibyśmy nieco z ulgą, bo rata spadłaby o 90 złotych.

LIBOR coś pomoże?

Warto zwrócić także uwagę, na to jak kształtuje się nasza rata w zależności od zmian trzymiesięcznego LIBORu CHF. Co prawda jego wartość jest już bardzo niska, ale Bank Szwajcarii zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że będzie starał się obniżyć go do 25 punktów bazowych (0,25 proc.).

Co wtedy stanie się z naszą ratą? Gdyby plan SNB (Banku Szwajcarii) powiódł się, do banku musielibyśmy wpłacić dziś o 51 złotych mniej niż w przypadku obecnego poziomu LIBORu (0,41 proc.), czyli o 5 proc. mniej.

- Zapowiedzi SNB dotyczące zejścia LIBORu do 0,25 proc. są możliwe. Nie będzie to jednak miało większego przełożenia na raty kredytów, gdyż zmiany są znikome. To nie jest to samo jak LIBOR spadał z 2 proc. do 0,5 procent.- mówi Przemysław Kwiecień z XTB.

Jak liść na wietrze

Głównym czynnikiem niepewności dla naszego kredytowego portfela pozostaje więc kurs walutowy. A z jego przewidywaniem mogą być kłopoty.

­ - Jeśli mówimy o kursie franka, to powinniśmy rozpatrywać także notowania euro do złotego, gdyż kursy te są od siebie zależne. Ostatnie dni pokazały, że na ryku panuje duża zmienność, a niedawne oczekiwania co do szybkiego umocnienia się naszej waluty były błędne. To, że złoty trochę zyskał, nie oznacza jeszcze zmiany trendu. - mówi Przemysław Kwiecień.

- Jedno co można stwierdzić, to fakt, że kurs złoty-frank będzie się lepiej zachowywał od kursu złoty-euro. Generalnie jednak waluty będą się poruszać jak liść na wietrze i będą zależne od wydarzeń na świecie - dodaje.

Potwierdza się więc to, o czym pisaliśmy w zeszłym tygodniu: kurs złotego będzie zależny od zachowań się giełd w Polsce i na świecie. Ostatnio sesje na GPW nie wniosły wiele optymizmu, co widać także w reakcji inwestorów walutowych. Pozostaje nam więc patrzeć nie tylko na nasze portfele, ale także na indeksy giełdowe.

Paweł Satalecki

Kurs franka mocno się zmienia. Twoja rata również

Ubiegły tydzień stał pod znakiem mocnych wahań na rynku walutowym. Posiadacze kredytów we franku z niepokojem oczekują tego, co przyniosą kolejne dni.

Na początku minionego tygodnia złoty zaczął się umacniać. Dodatkowo dzięki Bankowi Szwajcarii frank miał powody do spadku. Udało się więc zejść do 2,9 zł za franka i wydawało się, że droga ku jeszcze niższym poziomom jest otwarta.

Koniec tygodnia przyniósł jednak zmianę zapatrywania się rynków na naszą walutę, i frank znów kosztował ponad 3 złote. A to tylko jeden tydzień. Podobne wahania mają miejsce od początku tego roku, co nie sprzyja planowaniu wydatków w domu, bo nasza rata potrafi z miesiąca na miesiąc różnić się nawet o 160 złotych.

W ubiegły piątek kurs średni NBP szwajcarskiej waluty wynosił 3,03 złotych.

KURS FRANKA SZWAJCARSKIEGO NA RYNKU FOREX OD POCZĄTKU TEGO ROKU:

 

Nasza rata wzrosła więc w tym okresie do 969 złotych, czyli o 8 procent.

TAK ZMIENIAŁA SIĘ RATA KREDYTU Z NASZEGO PRZYKŁADU:

To wyliczenie nie pokazuje jednak, jak z miesiąca na miesiąc ciężko nam przewidzieć ile będziemy musieli zarezerwować z domowego budżetu na spłatę raty . Na przykład gdyby spłata naszego kredytu przypadała około 17 lutego, bank zainkasowałby od nas 1059 zł, czyli o 163 zł więcej. Równocześnie, jak wynika z powyższych obliczeń, w marcu odetchnęlibyśmy nieco z ulgą, bo rata spadłaby o 90 złotych.

LIBOR coś pomoże?

Warto zwrócić także uwagę, na to jak kształtuje się nasza rata w zależności od zmian trzymiesięcznego LIBORu CHF. Co prawda jego wartość jest już bardzo niska, ale Bank Szwajcarii zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że będzie starał się obniżyć go do 25 punktów bazowych (0,25 proc.).

Co wtedy stanie się z naszą ratą? Gdyby plan SNB (Banku Szwajcarii) powiódł się, do banku musielibyśmy wpłacić dziś o 51 złotych mniej niż w przypadku obecnego poziomu LIBORu (0,41 proc.), czyli o 5 proc. mniej.

- Zapowiedzi SNB dotyczące zejścia LIBORu do 0,25 proc. są możliwe. Nie będzie to jednak miało większego przełożenia na raty kredytów, gdyż zmiany są znikome. To nie jest to samo jak LIBOR spadał z 2 proc. do 0,5 procent.- mówi Przemysław Kwiecień z XTB.

Jak liść na wietrze

Głównym czynnikiem niepewności dla naszego kredytowego portfela pozostaje więc kurs walutowy. A z jego przewidywaniem mogą być kłopoty.

­ - Jeśli mówimy o kursie franka, to powinniśmy rozpatrywać także notowania euro do złotego, gdyż kursy te są od siebie zależne. Ostatnie dni pokazały, że na ryku panuje duża zmienność, a niedawne oczekiwania co do szybkiego umocnienia się naszej waluty były błędne. To, że złoty trochę zyskał, nie oznacza jeszcze zmiany trendu. - mówi Przemysław Kwiecień.

- Jedno co można stwierdzić, to fakt, że kurs złoty-frank będzie się lepiej zachowywał od kursu złoty-euro. Generalnie jednak waluty będą się poruszać jak liść na wietrze i będą zależne od wydarzeń na świecie - dodaje.

Potwierdza się więc to, o czym pisaliśmy w zeszłym tygodniu: kurs złotego będzie zależny od zachowań się giełd w Polsce i na świecie. Ostatnio sesje na GPW nie wniosły wiele optymizmu, co widać także w reakcji inwestorów walutowych. Pozostaje nam więc patrzeć nie tylko na nasze portfele, ale także na indeksy giełdowe.

Paweł Satalecki

Ronson ma chętnych na Nauticę

Zarejestrowany w Holandii deweloper mieszkaniowy Ronson Europe podpisał z nabywcami umowy przedwstępne już na ponad 50 proc. mieszkań w projekcie Nautica na warszawskim Ursynowie.
Mimo że do zakończenia I etapu budowy projektu mieszkaniowego Nautica pozostał niemal rok, Ronson Development Group podpisał umowy przedwstępne już na ponad 50% mieszkań - czytamy w komunikacie.

Nautica staje się kolejnym naszym hitem, na co wskazują rewelacyjne wręcz wyniki sprzedaży mieszkań, które oferujemy od niespełna 5 miesięcy - powiedział prezes Ronsona Shraga Weisman, cytowany w komunikacie.

Weisman poinformował, że w tym roku Ronson sprzedał w aktualnie prowadzonych projektach łącznie 41 mieszkań. Oznacza to, że co drugi dzień sprzedajemy jedno mieszkanie. Biorąc pod uwagę sytuację rynkową, jest to, naszym zdaniem, bardzo dobry rezultat - dodał prezes.

Nautica to kompleks dwóch pięciokondygnacyjnych nowoczesnych budynków mieszkalnych, w których znajdzie się 147 mieszkań o powierzchni od 32 m kw. do 125 m kw. W skład I etapu projektu wchodzi 71 mieszkań, a w etapie II powstanie 76 mieszkań.

Sprzedaż inwestycji rozpoczęła się w listopadzie 2008 roku, po uzyskaniu przez Ronson pozwolenia na budowę. Aktualnie spółka sprzedała już 36 mieszkań z I etapu inwestycji. Zainteresowaniem cieszy się również II etap, gdzie umowy przedwstępne obejmują 10 mieszkań - głosi komunikat. Zakończenie budowy I etapu przewidziane jest na luty 2010 natomiast II etapu - czerwiec 2010.

Ostatnio dyrektor finansowy spółki Tomasz Łapiński poinformował w wywiadzie dla agencji ISB, że Ronson może istotnie poprawić wyniki w bieżącym roku. Firma nie zrealizuje co prawda ponad 40-proc. marży, jak w latach ubiegłych, ale wskaźnik ten powinien być wyższy niż u konkurencji.

Spółka deweloperska Ronson Europe NV miała po audycie 15,14 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 38,90 mln zł zysku rok wcześniej.
money.pl/2009-03-23 10:37

Ronson ma chętnych na Nauticę

Zarejestrowany w Holandii deweloper mieszkaniowy Ronson Europe podpisał z nabywcami umowy przedwstępne już na ponad 50 proc. mieszkań w projekcie Nautica na warszawskim Ursynowie.
Mimo że do zakończenia I etapu budowy projektu mieszkaniowego Nautica pozostał niemal rok, Ronson Development Group podpisał umowy przedwstępne już na ponad 50% mieszkań - czytamy w komunikacie.

Nautica staje się kolejnym naszym hitem, na co wskazują rewelacyjne wręcz wyniki sprzedaży mieszkań, które oferujemy od niespełna 5 miesięcy - powiedział prezes Ronsona Shraga Weisman, cytowany w komunikacie.

Weisman poinformował, że w tym roku Ronson sprzedał w aktualnie prowadzonych projektach łącznie 41 mieszkań. Oznacza to, że co drugi dzień sprzedajemy jedno mieszkanie. Biorąc pod uwagę sytuację rynkową, jest to, naszym zdaniem, bardzo dobry rezultat - dodał prezes.

Nautica to kompleks dwóch pięciokondygnacyjnych nowoczesnych budynków mieszkalnych, w których znajdzie się 147 mieszkań o powierzchni od 32 m kw. do 125 m kw. W skład I etapu projektu wchodzi 71 mieszkań, a w etapie II powstanie 76 mieszkań.

Sprzedaż inwestycji rozpoczęła się w listopadzie 2008 roku, po uzyskaniu przez Ronson pozwolenia na budowę. Aktualnie spółka sprzedała już 36 mieszkań z I etapu inwestycji. Zainteresowaniem cieszy się również II etap, gdzie umowy przedwstępne obejmują 10 mieszkań - głosi komunikat. Zakończenie budowy I etapu przewidziane jest na luty 2010 natomiast II etapu - czerwiec 2010.

Ostatnio dyrektor finansowy spółki Tomasz Łapiński poinformował w wywiadzie dla agencji ISB, że Ronson może istotnie poprawić wyniki w bieżącym roku. Firma nie zrealizuje co prawda ponad 40-proc. marży, jak w latach ubiegłych, ale wskaźnik ten powinien być wyższy niż u konkurencji.

Spółka deweloperska Ronson Europe NV miała po audycie 15,14 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 38,90 mln zł zysku rok wcześniej.
money.pl/2009-03-23 10:37

Kryzys dotarł do handlu

Kryzys doszedł do ostatniego pracującego silnika polskiej gospodarki, czyli handlu - ostrzega w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" szef polskiego Tesco Ryszard Tomaszewski, w którego sklepach wydajemy równowartość 3 proc. całego budżetu Polski.
Sklepy nie są w stanie poradzić sobie z czynszem w centrach handlowych, naliczanym w euro, a także z podwyżkami prądu. Już w wakacje pojawiły się również pierwsze sygnały, że klienci inaczej zaczęli robić zakupy.
"Zaczęli wybierać coraz tańsze rzeczy. W kryzysie wszyscy chcą kupować taniej, szukają okazji. Zawsze jak ludzie mają mniej pieniędzy do wydania, to handel wcześniej czy później to odczuje. Powtarzam moim menedżerom: przed nami rok darwinowski. Przetrwają nie jednostki, które są najsilniejsze czy najbardziej inteligentne, ale te, które potrafią szybko przystosować się do zmian" - mówi gazecie Tomaszewski.

Zdaniem prezesa Tesco Polska, będzie bardzo ciężko. Obrót się na pewno nie będzie powiększał, marże nie będą rosły, pensje dla pracowników może powolnym ruchem, ale będą szły do góry. A koszty rosną i to drastycznie.

Pełny tekst rozmowy z Ryszardem Tomaszewskim publikuje "Gazeta Wyborcza".
onet.pl/(PAP, dd/23.03.2009)

Kryzys dotarł do handlu

Kryzys doszedł do ostatniego pracującego silnika polskiej gospodarki, czyli handlu - ostrzega w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" szef polskiego Tesco Ryszard Tomaszewski, w którego sklepach wydajemy równowartość 3 proc. całego budżetu Polski.
Sklepy nie są w stanie poradzić sobie z czynszem w centrach handlowych, naliczanym w euro, a także z podwyżkami prądu. Już w wakacje pojawiły się również pierwsze sygnały, że klienci inaczej zaczęli robić zakupy.
"Zaczęli wybierać coraz tańsze rzeczy. W kryzysie wszyscy chcą kupować taniej, szukają okazji. Zawsze jak ludzie mają mniej pieniędzy do wydania, to handel wcześniej czy później to odczuje. Powtarzam moim menedżerom: przed nami rok darwinowski. Przetrwają nie jednostki, które są najsilniejsze czy najbardziej inteligentne, ale te, które potrafią szybko przystosować się do zmian" - mówi gazecie Tomaszewski.

Zdaniem prezesa Tesco Polska, będzie bardzo ciężko. Obrót się na pewno nie będzie powiększał, marże nie będą rosły, pensje dla pracowników może powolnym ruchem, ale będą szły do góry. A koszty rosną i to drastycznie.

Pełny tekst rozmowy z Ryszardem Tomaszewskim publikuje "Gazeta Wyborcza".
onet.pl/(PAP, dd/23.03.2009)

Stopa bezrobocia wśród młodzieży może skoczyć do 30%

Gwałtownie kurczy się rynek pracy dla młodych ludzi. Według wstępnych szacunków GUS, do których dotarł "WSJ Polska", stopa bezrobocia wśród młodzieży w wieku do 25 lat sięgnęła w lutym 21,4%. - czytamy w "Dzienniku". Z prognoz analityków wynika, że w tym roku może przekroczyć nawet 30%.
Bezrobocie wśród młodzieży zawsze było dużo wyższe niż średnia na rynku pracy - firmy mniej chętnie zatrudniają niedoświadczonych pracowników.

Tak złych perspektyw nie było od kilku lat. Gospodarka będzie hamować - to może spowodować wzrost ogólnej stopy bezrobocia do prawie 15%, a wśród młodzieży może być ona dwukrotnie większa - takie są proporcje od wielu lat. Zjawisko może przybrać drastyczne formy latem, gdy młodzież kończy szkoły.

Eksperci twierdzą, że lepiej poradzą sobie młodzi z dużych miast. Wśród młodzieży z małych miejscowości bezrobocie może przekroczyć nawet 50%.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl
Dziennik, dd/23.03.2009, godz. 08:28)

Stopa bezrobocia wśród młodzieży może skoczyć do 30%

Gwałtownie kurczy się rynek pracy dla młodych ludzi. Według wstępnych szacunków GUS, do których dotarł "WSJ Polska", stopa bezrobocia wśród młodzieży w wieku do 25 lat sięgnęła w lutym 21,4%. - czytamy w "Dzienniku". Z prognoz analityków wynika, że w tym roku może przekroczyć nawet 30%.
Bezrobocie wśród młodzieży zawsze było dużo wyższe niż średnia na rynku pracy - firmy mniej chętnie zatrudniają niedoświadczonych pracowników.

Tak złych perspektyw nie było od kilku lat. Gospodarka będzie hamować - to może spowodować wzrost ogólnej stopy bezrobocia do prawie 15%, a wśród młodzieży może być ona dwukrotnie większa - takie są proporcje od wielu lat. Zjawisko może przybrać drastyczne formy latem, gdy młodzież kończy szkoły.

Eksperci twierdzą, że lepiej poradzą sobie młodzi z dużych miast. Wśród młodzieży z małych miejscowości bezrobocie może przekroczyć nawet 50%.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl
Dziennik, dd/23.03.2009, godz. 08:28)

Dostałeś spadek? Przeczytaj

Spadki nabyte po 12 maja 2006 r., a przed 1 stycznia 2007 r. nie korzystają ze zwolnienia od podatku. Orzecznictwo sądów jest w tej kwestii jednolite.
RAPORT

Podatnicy, którzy nabyli spadki w okresie 13 maja-31 grudnia 2006 r., nie mają szans na skorzystanie ze zwolnienia od podatku spadkowego, które zostało wprowadzone na mocy nowelizacji ustawy od 1 stycznia 2007 r. Orzecznictwo sądów administracyjnych nie jest już bowiem rozbieżne. Sądy w całym kraju podzielają pogląd wyrażony w wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 12 czerwca 2008 r. (sygn. akt II FSK 722/08, prawomocny), który jest niekorzystny dla podatników.
Istota sporu
Istotą sporu o tzw. stare spadki jest to, od kiedy należy stosować zwolnienie od podatku, które dotyczy nabycia własności rzeczy i praw majątkowych przez członków najbliższej rodziny: od 1 stycznia 2007 r., kiedy weszła w życie nowelizacja ustawy o podatku od spadków i darowizn, czy od 13 maja 2006 r. Do sporów by nie doszło, gdyby nie przepisy nowelizacji, które zostały sformułowane bardzo niefortunnie. Artykuł 3 ust. 1 ustawy z 16 listopada 2006 r. o zmianie ustawy o podatku od spadków i darowizn oraz ustawy o podatku od czynności cywilnoprawnych (Dz.U. nr 222, poz. 1629) nakazywał bowiem stosować nowe zwolnienie od podatku do spadków nabytych po wejściu w życie nowelizacji, a art. 3 ust. 2 tej samej ustawy nowelizującej mówił, że zwolnienie stosuje się do spadków nabytych po 12 maja 2006 r. Gdy organy podatkowe odmówiły stosowania zwolnienia do spadków nabytych po 12 maja 2006 r., podatnicy zaczęli składać skargi do WSA. W orzecznictwie pojawiły się wyroki korzystne dla podatników (np. WSA w Bydgoszczy z 3 grudnia 2007 r., sygn. akt I SA/Bd 658/0) oraz niekorzystne. Spór rozstrzygnął przywoływany wyrok NSA uchylający m.in. korzystny wyrok bydgoski. Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że zwolnienie od podatku, o którym mowa w art. 4a ustawy o podatku od spadków i darowizn, dotyczy nabycia własności rzeczy i praw majątkowych, które nastąpiło po 31 grudnia 2006 r.

Obecne orzecznictwo

Sprawdziliśmy dostępne wyroki WSA w kraju (np. WSA w Warszawie, sygn. akt III SA/Wa 2002/08, WSA w Gliwicach, sygn. akt I SA/Gl 844-847/08, WSA w Krakowie, sygn. akt I SA/Kr 548/08) i okazało się, że są one takie same, czyli niekorzystne dla podatników, którzy nabyli spadki (liczy się data śmierci spadkodawcy) po 12 maja 2006 roku, a przed 1 stycznia 2007 r. Wydaje się zatem, że spór został rozwiązany. Podatnicy, którzy po wyroku WSA w Bydgoszczy mieli nadzieję na to, że sąd przyzna im prawo do zwolnienia od podatku, obecnie nie mają szans na wygraną w sądzie.

Zgodnie z art. 4a. ustawy o podatku od spadków i darowizn (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 142, poz. 1514 z późn. zm.) ze zwolnienia korzystają małżonkowie, zstępni, wstępni, pasierbowie, rodzeństwo, ojczymowie i macochy, którzy nabyli własność rzeczy lub praw majątkowych w drodze spadku od 1 stycznia 2007 r., po spełnieniu ustawowych warunków.

ZWOLNIENIE Z PODATKU SPADKÓW DLA CZŁONKÓW NAJBLIŻSZEJ RODZINY - KALENDARIUM

12 maja 2006 r. - data graniczna zastosowania zwolnienia od podatku od spadków dla członków najbliższej rodziny (art. 3 ust. 2 ustawy nowelizującej ustawę o podatku od spadków i darowizn)

1 stycznia 2007 r. - wejście w życie nowelizacji ustawy o podatku od spadków i darowizn, która przewiduje zwolnienie od podatku spadków nabytych przez członków najbliższej rodziny

26 stycznia 2007 r. - stanowisko Ministerstwa Finansów, w którym resort uznał, że zwolnienie ma zastosowanie do spadków nabytych od 1 stycznia 2007 r.

13 listopada 2007 r. - wyrok WSA w Poznaniu (sygn. akt I SA/Po 1344/07), zwolnienie należy stosować do spadków nabytych po 12 maja 2006 r.

28 listopada 2007 r. - wyrok WSA w Bydgoszczy (sygn. akt SA/Bd 692/07), sąd stwierdził, że zwolnienie należy stosować do spadków nabytych po 12 maja 2006 r.

19 grudnia 2007 r. - wyrok WSA w Warszawie (sygn. akt III SA/Wa 1375/07), niekorzystny dla podatników

12 czerwca 2008 r. - wyrok NSA (sygn. akt II FSK 722/08) - zwolnienie ma zastosowanie do spadków nabytych od 1 stycznia 2007 r.

Łukasz Zalewski
Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna (06:20)

Dostałeś spadek? Przeczytaj

Spadki nabyte po 12 maja 2006 r., a przed 1 stycznia 2007 r. nie korzystają ze zwolnienia od podatku. Orzecznictwo sądów jest w tej kwestii jednolite.
RAPORT

Podatnicy, którzy nabyli spadki w okresie 13 maja-31 grudnia 2006 r., nie mają szans na skorzystanie ze zwolnienia od podatku spadkowego, które zostało wprowadzone na mocy nowelizacji ustawy od 1 stycznia 2007 r. Orzecznictwo sądów administracyjnych nie jest już bowiem rozbieżne. Sądy w całym kraju podzielają pogląd wyrażony w wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 12 czerwca 2008 r. (sygn. akt II FSK 722/08, prawomocny), który jest niekorzystny dla podatników.
Istota sporu
Istotą sporu o tzw. stare spadki jest to, od kiedy należy stosować zwolnienie od podatku, które dotyczy nabycia własności rzeczy i praw majątkowych przez członków najbliższej rodziny: od 1 stycznia 2007 r., kiedy weszła w życie nowelizacja ustawy o podatku od spadków i darowizn, czy od 13 maja 2006 r. Do sporów by nie doszło, gdyby nie przepisy nowelizacji, które zostały sformułowane bardzo niefortunnie. Artykuł 3 ust. 1 ustawy z 16 listopada 2006 r. o zmianie ustawy o podatku od spadków i darowizn oraz ustawy o podatku od czynności cywilnoprawnych (Dz.U. nr 222, poz. 1629) nakazywał bowiem stosować nowe zwolnienie od podatku do spadków nabytych po wejściu w życie nowelizacji, a art. 3 ust. 2 tej samej ustawy nowelizującej mówił, że zwolnienie stosuje się do spadków nabytych po 12 maja 2006 r. Gdy organy podatkowe odmówiły stosowania zwolnienia do spadków nabytych po 12 maja 2006 r., podatnicy zaczęli składać skargi do WSA. W orzecznictwie pojawiły się wyroki korzystne dla podatników (np. WSA w Bydgoszczy z 3 grudnia 2007 r., sygn. akt I SA/Bd 658/0) oraz niekorzystne. Spór rozstrzygnął przywoływany wyrok NSA uchylający m.in. korzystny wyrok bydgoski. Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że zwolnienie od podatku, o którym mowa w art. 4a ustawy o podatku od spadków i darowizn, dotyczy nabycia własności rzeczy i praw majątkowych, które nastąpiło po 31 grudnia 2006 r.

Obecne orzecznictwo

Sprawdziliśmy dostępne wyroki WSA w kraju (np. WSA w Warszawie, sygn. akt III SA/Wa 2002/08, WSA w Gliwicach, sygn. akt I SA/Gl 844-847/08, WSA w Krakowie, sygn. akt I SA/Kr 548/08) i okazało się, że są one takie same, czyli niekorzystne dla podatników, którzy nabyli spadki (liczy się data śmierci spadkodawcy) po 12 maja 2006 roku, a przed 1 stycznia 2007 r. Wydaje się zatem, że spór został rozwiązany. Podatnicy, którzy po wyroku WSA w Bydgoszczy mieli nadzieję na to, że sąd przyzna im prawo do zwolnienia od podatku, obecnie nie mają szans na wygraną w sądzie.

Zgodnie z art. 4a. ustawy o podatku od spadków i darowizn (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 142, poz. 1514 z późn. zm.) ze zwolnienia korzystają małżonkowie, zstępni, wstępni, pasierbowie, rodzeństwo, ojczymowie i macochy, którzy nabyli własność rzeczy lub praw majątkowych w drodze spadku od 1 stycznia 2007 r., po spełnieniu ustawowych warunków.

ZWOLNIENIE Z PODATKU SPADKÓW DLA CZŁONKÓW NAJBLIŻSZEJ RODZINY - KALENDARIUM

12 maja 2006 r. - data graniczna zastosowania zwolnienia od podatku od spadków dla członków najbliższej rodziny (art. 3 ust. 2 ustawy nowelizującej ustawę o podatku od spadków i darowizn)

1 stycznia 2007 r. - wejście w życie nowelizacji ustawy o podatku od spadków i darowizn, która przewiduje zwolnienie od podatku spadków nabytych przez członków najbliższej rodziny

26 stycznia 2007 r. - stanowisko Ministerstwa Finansów, w którym resort uznał, że zwolnienie ma zastosowanie do spadków nabytych od 1 stycznia 2007 r.

13 listopada 2007 r. - wyrok WSA w Poznaniu (sygn. akt I SA/Po 1344/07), zwolnienie należy stosować do spadków nabytych po 12 maja 2006 r.

28 listopada 2007 r. - wyrok WSA w Bydgoszczy (sygn. akt SA/Bd 692/07), sąd stwierdził, że zwolnienie należy stosować do spadków nabytych po 12 maja 2006 r.

19 grudnia 2007 r. - wyrok WSA w Warszawie (sygn. akt III SA/Wa 1375/07), niekorzystny dla podatników

12 czerwca 2008 r. - wyrok NSA (sygn. akt II FSK 722/08) - zwolnienie ma zastosowanie do spadków nabytych od 1 stycznia 2007 r.

Łukasz Zalewski
Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna (06:20)

Więcej dolarów i franków może pomóc złotemu

Prędzej czy później miliardy nowo wydrukowanych dolarów i franków szwajcarskich dotrą do Europy Środkowej i Wschodniej, co może częściowo rozwiązać problem braku finansowania zagranicznego.
Złoty znacznie zyskał na ostatniej sesji w ubiegłym tygodniu, choć wcześniej systematycznie - przez cztery dni - tracił na wartości. Z krótką przerwą w czwartek przed południem, gdy zyskiwał na fali optymizmu wywołanej decyzją Rezerwy Federalnej USA. Fed postanowił odkupić od banków komercyjnych amerykańskie papiery skarbowe za 300 mld dol. To wzmocnienie jednak nie trwało długo, bo już w czwartkowe popołudnie złoty zaczął gwałtownie tracić na wartości.
Według analityków osłabienie złotego z poprzedniego tygodnia wcale nie musi być kontynuowane w następnych dniach. Ich zdaniem to była przerwa w kilkutygodniowej korekcie po silnych spadkach wartości naszej waluty z pierwszej połowy lutego.
Poza tym akurat w czwartek wiele zamieszania wywołała niefortunna wypowiedź premiera o rozmowach z MFW w sprawie negocjowania przez polski rząd linii kredytowych w funduszu. Rynek w końcu nie wiedział, czy Polska potrzebuje tych pieniędzy, czy nie. To też ściągnęło złotego w dół - mówi Sebastian Cichy z BNP Paribas.

Jednak już w piątek złoty zaczął się umacniać. Według dilera BNP Paribas ten trend może być kontynuowany w następnych dniach.

Miliardy dodrukowanych dolarów w którymś momencie dotrą i do naszego regionu. A naszym głównym problemem jest finansowanie w walucie zagranicznej. Jeśli do tego dodać, że wcześniej agresywną ilościową politykę pieniężną zapowiedział Bank Szwajcarii, to może mieć wpływ na umocnienie złotego - ocenia Sebastian Cichy.

Piątkowe umocnienie daje nadzieję, że kurs euro może spaść do 4,45 zł. Jeśli przebije ten poziom, to następna granica jest w okolicach 4,25 zł za euro. Otoczenie globalne zmieniło się na naszą korzyść. Obraz rynku może się zmienić na bardziej optymistyczny w ciągu kilku najbliższych dni - dodaje.

W duże umocnienie złotego nie wierzy Marek Wołos, analityk TMS Brokers.
Na początek trendu wzrostowego jest za wcześnie. Złoty będzie się raczej wahał w szerokim paśmie, między 4,50 a 4,70 zł za euro - mówi Marek Wołos.

Według niego osłabienie z ostatniego tygodnia było wywołane przez inwestorów, którzy starali się zamykać pozycje przy korzystnych kursach.

Złotemu nie zaszkodził też wywiad z wiceprezesem banku Witoldem Konińskim, jaki w piątek został opublikowany na stronach internetowych NBP. Wiceprezes powiedział, że tzw. kurs centralny złotego w ERM2 powinien być zbliżony do tzw. kursu równowagi.

Według ostatnich szacunków kurs równowagi złotego do euro byłby o około 1 zł niższy niż obecny kurs rynkowy. Dlatego mówimy, że złoty jest niedowartościowany, podobnie jak wcześniej jego wartość rynkowa była przeszacowana - powiedział Witold Koziński.

Jeśli złoty dalej będzie się umacniał, to przeciwnikom obniżek stóp procentowych w Radzie Polityki Pieniężnej może wypaść oręż z rąk.

Osłabienie złotego dotąd było argumentem za tym, żeby nie zmieniać stóp - mówi Agnieszka Decewicz z Pekao.

Ryzyko kolejnego osłabienia złotego oczywiście jest, ale duże zmiany kursu są raczej mało realne. Inwestorzy mają świadomość, że to może to wywołać reakcje instytucji państwa, w tym banku centralnego - mówi Marcin Mróz, ekonomista Fortis Banku.

Marek Chądzyński
Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna (06:00)

Więcej dolarów i franków może pomóc złotemu

Prędzej czy później miliardy nowo wydrukowanych dolarów i franków szwajcarskich dotrą do Europy Środkowej i Wschodniej, co może częściowo rozwiązać problem braku finansowania zagranicznego.
Złoty znacznie zyskał na ostatniej sesji w ubiegłym tygodniu, choć wcześniej systematycznie - przez cztery dni - tracił na wartości. Z krótką przerwą w czwartek przed południem, gdy zyskiwał na fali optymizmu wywołanej decyzją Rezerwy Federalnej USA. Fed postanowił odkupić od banków komercyjnych amerykańskie papiery skarbowe za 300 mld dol. To wzmocnienie jednak nie trwało długo, bo już w czwartkowe popołudnie złoty zaczął gwałtownie tracić na wartości.
Według analityków osłabienie złotego z poprzedniego tygodnia wcale nie musi być kontynuowane w następnych dniach. Ich zdaniem to była przerwa w kilkutygodniowej korekcie po silnych spadkach wartości naszej waluty z pierwszej połowy lutego.
Poza tym akurat w czwartek wiele zamieszania wywołała niefortunna wypowiedź premiera o rozmowach z MFW w sprawie negocjowania przez polski rząd linii kredytowych w funduszu. Rynek w końcu nie wiedział, czy Polska potrzebuje tych pieniędzy, czy nie. To też ściągnęło złotego w dół - mówi Sebastian Cichy z BNP Paribas.

Jednak już w piątek złoty zaczął się umacniać. Według dilera BNP Paribas ten trend może być kontynuowany w następnych dniach.

Miliardy dodrukowanych dolarów w którymś momencie dotrą i do naszego regionu. A naszym głównym problemem jest finansowanie w walucie zagranicznej. Jeśli do tego dodać, że wcześniej agresywną ilościową politykę pieniężną zapowiedział Bank Szwajcarii, to może mieć wpływ na umocnienie złotego - ocenia Sebastian Cichy.

Piątkowe umocnienie daje nadzieję, że kurs euro może spaść do 4,45 zł. Jeśli przebije ten poziom, to następna granica jest w okolicach 4,25 zł za euro. Otoczenie globalne zmieniło się na naszą korzyść. Obraz rynku może się zmienić na bardziej optymistyczny w ciągu kilku najbliższych dni - dodaje.

W duże umocnienie złotego nie wierzy Marek Wołos, analityk TMS Brokers.
Na początek trendu wzrostowego jest za wcześnie. Złoty będzie się raczej wahał w szerokim paśmie, między 4,50 a 4,70 zł za euro - mówi Marek Wołos.

Według niego osłabienie z ostatniego tygodnia było wywołane przez inwestorów, którzy starali się zamykać pozycje przy korzystnych kursach.

Złotemu nie zaszkodził też wywiad z wiceprezesem banku Witoldem Konińskim, jaki w piątek został opublikowany na stronach internetowych NBP. Wiceprezes powiedział, że tzw. kurs centralny złotego w ERM2 powinien być zbliżony do tzw. kursu równowagi.

Według ostatnich szacunków kurs równowagi złotego do euro byłby o około 1 zł niższy niż obecny kurs rynkowy. Dlatego mówimy, że złoty jest niedowartościowany, podobnie jak wcześniej jego wartość rynkowa była przeszacowana - powiedział Witold Koziński.

Jeśli złoty dalej będzie się umacniał, to przeciwnikom obniżek stóp procentowych w Radzie Polityki Pieniężnej może wypaść oręż z rąk.

Osłabienie złotego dotąd było argumentem za tym, żeby nie zmieniać stóp - mówi Agnieszka Decewicz z Pekao.

Ryzyko kolejnego osłabienia złotego oczywiście jest, ale duże zmiany kursu są raczej mało realne. Inwestorzy mają świadomość, że to może to wywołać reakcje instytucji państwa, w tym banku centralnego - mówi Marcin Mróz, ekonomista Fortis Banku.

Marek Chądzyński
Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna (06:00)

Tanieje budowa fabryki. Dobry czas na inwestycje?

W ciągu ostatnich czterech miesięcy koszty budowy fabryk zmalały o ok. 8 - 10 proc.

Tak wynika z obserwacji PM Group Polska, międzynarodowej firmy architektonicznej zarządzającej realizacją inwestycji i zajmującą się doradztwem technicznym dla sektora prywatnego i publicznego.

Zdaniem Cona Murphy'ego, dyrektora zarządzającego PM Group Polska obecnie jest korzystny czas na inwestycje, ponieważ:

- skrócił się termin dostaw głównych materiałów budowlanych. Średni termin dostarczenia elementów stalowych na budowę trwa ok. 4 tygodnie od dnia złożenia zlecenia, podczas gdy jeszcze na początku 2008 roku termin ten wynosił od 6 do 8 tygodni.

- w porównaniu z 2008 rokiem koszty budowy metra kwadratowego obiektu przemysłowego w 2009 mogą spaść mniej więcej o 15 proc.

- widać większe zainteresowanie wykonawców uczestniczeniem w przetargach na roboty budowlane, co ma przełożenie na konkurencyjność ofert i w konsekwencji znajduje odzwierciedlenie w cenach. Na podstawie obserwacji ofert spływających do PM Group Polska można wnioskować, że aktualnie ceny spadły o ok. 4-5 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem 2008 roku. Tendencja do spadków cen będzie się utrzymywała przez najbliższe miesiące.

- dla inwestorów zagranicznych posiadających środki w walutach obcych, osłabienie złotego przekłada się pozytywnie na koszty realizacji inwestycji.

Zdaniem Cona Murphy'ego obecnie można zauważyć spowolnienie w procesach inwestycyjnych ze względu na sytuację na świecie, ale to chwilowe. - Polska jest nadal atrakcyjnym miejscem dla inwestycji zagranicznych. To może spowodować, że inwestorzy chociażby z branży tanich dóbr szybko zbywalnych zechcą pozostać w Polsce, zamiast przenosić swoje inwestycje na Wschód - mówi Con Murphy.

money.pl

Tanieje budowa fabryki. Dobry czas na inwestycje?

W ciągu ostatnich czterech miesięcy koszty budowy fabryk zmalały o ok. 8 - 10 proc.

Tak wynika z obserwacji PM Group Polska, międzynarodowej firmy architektonicznej zarządzającej realizacją inwestycji i zajmującą się doradztwem technicznym dla sektora prywatnego i publicznego.

Zdaniem Cona Murphy'ego, dyrektora zarządzającego PM Group Polska obecnie jest korzystny czas na inwestycje, ponieważ:

- skrócił się termin dostaw głównych materiałów budowlanych. Średni termin dostarczenia elementów stalowych na budowę trwa ok. 4 tygodnie od dnia złożenia zlecenia, podczas gdy jeszcze na początku 2008 roku termin ten wynosił od 6 do 8 tygodni.

- w porównaniu z 2008 rokiem koszty budowy metra kwadratowego obiektu przemysłowego w 2009 mogą spaść mniej więcej o 15 proc.

- widać większe zainteresowanie wykonawców uczestniczeniem w przetargach na roboty budowlane, co ma przełożenie na konkurencyjność ofert i w konsekwencji znajduje odzwierciedlenie w cenach. Na podstawie obserwacji ofert spływających do PM Group Polska można wnioskować, że aktualnie ceny spadły o ok. 4-5 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem 2008 roku. Tendencja do spadków cen będzie się utrzymywała przez najbliższe miesiące.

- dla inwestorów zagranicznych posiadających środki w walutach obcych, osłabienie złotego przekłada się pozytywnie na koszty realizacji inwestycji.

Zdaniem Cona Murphy'ego obecnie można zauważyć spowolnienie w procesach inwestycyjnych ze względu na sytuację na świecie, ale to chwilowe. - Polska jest nadal atrakcyjnym miejscem dla inwestycji zagranicznych. To może spowodować, że inwestorzy chociażby z branży tanich dóbr szybko zbywalnych zechcą pozostać w Polsce, zamiast przenosić swoje inwestycje na Wschód - mówi Con Murphy.

money.pl

Mariah Carey kupuje najdroższy dom świata?

Mariah Carey znalazła dla siebie wymarzony dom. Przeprowadzka może być bardzo kosztowna. Cena wywoławcza posiadłości jaką zamierza kupić wraz z mężem Nickiem Cannonem wynosi 125 milionów dolarów!
Taki klient to skarb dla agencji nieruchomości. W czasach kiedy miliarderzy gwałtownie wyprzedają swoje rezydencje, a ci którzy już kupili próbują wycofać się z wcześniej uzgodnionych transakcji piosenkarka zdecydowała się kupić prawdopodobnie najdroższą posiadłość na światowym rynku nieruchomości.

Rezydencja Fleur de Lys (z francuskiego- kwiat lilii) stylizowana jest na XVIII – wieczny francuski zamek. Miejsca jest sporo - budynek ma ponad 5 tys. metrów kwadratowych! Leży w prestiżowej dzielnicy Los Angeles – Holmby Hills.  

Jak na „prawdziwy” pałac przystało znajduje się tam wielka sala balowa z freskami. Oprócz tego 12 sypialni, 15 łazienek, dwie kuchnie, sala kinowa mieszcząca 50 osób. Myli się jednak ten, kto sądzi,  że to wiekowy budynek. Budowę ociekającej złotem willi rozpoczęto w latach 90 – tych ubiegłego wieku a ukończono ostatecznie 2002 roku. Zamieszkał w niej David Saperstein, miliarder z Teksasu.  

Do wykończenia ekskluzywnego domu użyto też luksusowych materiałów. Wszystko obłożone jest włoskim marmurem i skórą pokrytą… złotem. Nie wszystkim takie dekoracje przypadną do gustu, ale na pewno podnoszą wartość willi. Na terenie posiadłości znajduje się też gigantyczny garaż na 9 samochodów,  dom dla służby, basen z osobną kuchnią, salą gimnastyczną i pomieszczeniami do masażu.
wp.pl

Mariah Carey kupuje najdroższy dom świata?

Mariah Carey znalazła dla siebie wymarzony dom. Przeprowadzka może być bardzo kosztowna. Cena wywoławcza posiadłości jaką zamierza kupić wraz z mężem Nickiem Cannonem wynosi 125 milionów dolarów!
Taki klient to skarb dla agencji nieruchomości. W czasach kiedy miliarderzy gwałtownie wyprzedają swoje rezydencje, a ci którzy już kupili próbują wycofać się z wcześniej uzgodnionych transakcji piosenkarka zdecydowała się kupić prawdopodobnie najdroższą posiadłość na światowym rynku nieruchomości.

Rezydencja Fleur de Lys (z francuskiego- kwiat lilii) stylizowana jest na XVIII – wieczny francuski zamek. Miejsca jest sporo - budynek ma ponad 5 tys. metrów kwadratowych! Leży w prestiżowej dzielnicy Los Angeles – Holmby Hills.  

Jak na „prawdziwy” pałac przystało znajduje się tam wielka sala balowa z freskami. Oprócz tego 12 sypialni, 15 łazienek, dwie kuchnie, sala kinowa mieszcząca 50 osób. Myli się jednak ten, kto sądzi,  że to wiekowy budynek. Budowę ociekającej złotem willi rozpoczęto w latach 90 – tych ubiegłego wieku a ukończono ostatecznie 2002 roku. Zamieszkał w niej David Saperstein, miliarder z Teksasu.  

Do wykończenia ekskluzywnego domu użyto też luksusowych materiałów. Wszystko obłożone jest włoskim marmurem i skórą pokrytą… złotem. Nie wszystkim takie dekoracje przypadną do gustu, ale na pewno podnoszą wartość willi. Na terenie posiadłości znajduje się też gigantyczny garaż na 9 samochodów,  dom dla służby, basen z osobną kuchnią, salą gimnastyczną i pomieszczeniami do masażu.
wp.pl

Zielone miasta bardziej przyjazne

Miasta, w których jest dużo dobrze rozplanowanej i dobrze utrzymanej zieleni, są bardziej przyjazne dla mieszkańców oraz lepiej postrzegane przez turystów i inwestorów, niż te ośrodki, gdzie zieleń traktowana jest jako uciążliwy dodatek do miejskiej infrastruktury - oceniają architekci krajobrazu.
O tym, jak dobrze zaplanować i utrzymywać miejską zieleń, dyskutowali w czwartek w Częstochowie przedstawiciele hodowców roślin, architekci oraz miejscy urzędnicy i pracownicy spółdzielni mieszkaniowych, odpowiedzialni za kształtowanie terenów zieleni publicznej.

Eksperci przekonywali, że zadbana i dobrze zaplanowana zieleń oraz właściwy dobór roślin nie tylko przyczyniają się do poprawy wizerunku miasta i polepszenia jakości życia mieszkańców, ale także znacząco podnoszą wartość usytuowanych wśród zieleni nieruchomości - nawet o 30 proc.

Skupiający producentów drzew, krzewów i bylin Związek Szkółkarzy Polskich nieprzypadkowo zorganizował seminarium na temat miejskiej zieleni właśnie w Częstochowie. Jej władze zapewniają, że Częstochowa robi wszystko, by być przyjaznym, "zielonym" miastem.

"Od wielu lat szczególny nacisk kładziemy na intensywne nasadzenia drzew na terenie miasta, w tym w pasach zieleni ulicznej. W ciągu ostatnich 7 lat na częstochowskich terenach zieleni miejskiej posadzono ok. 7,4 tys. drzew i prawie 100 tys. krzewów" - mówił wiceprezydent Częstochowy, Bogumił Sobuś.
dom.wp

Zielone miasta bardziej przyjazne

Miasta, w których jest dużo dobrze rozplanowanej i dobrze utrzymanej zieleni, są bardziej przyjazne dla mieszkańców oraz lepiej postrzegane przez turystów i inwestorów, niż te ośrodki, gdzie zieleń traktowana jest jako uciążliwy dodatek do miejskiej infrastruktury - oceniają architekci krajobrazu.
O tym, jak dobrze zaplanować i utrzymywać miejską zieleń, dyskutowali w czwartek w Częstochowie przedstawiciele hodowców roślin, architekci oraz miejscy urzędnicy i pracownicy spółdzielni mieszkaniowych, odpowiedzialni za kształtowanie terenów zieleni publicznej.

Eksperci przekonywali, że zadbana i dobrze zaplanowana zieleń oraz właściwy dobór roślin nie tylko przyczyniają się do poprawy wizerunku miasta i polepszenia jakości życia mieszkańców, ale także znacząco podnoszą wartość usytuowanych wśród zieleni nieruchomości - nawet o 30 proc.

Skupiający producentów drzew, krzewów i bylin Związek Szkółkarzy Polskich nieprzypadkowo zorganizował seminarium na temat miejskiej zieleni właśnie w Częstochowie. Jej władze zapewniają, że Częstochowa robi wszystko, by być przyjaznym, "zielonym" miastem.

"Od wielu lat szczególny nacisk kładziemy na intensywne nasadzenia drzew na terenie miasta, w tym w pasach zieleni ulicznej. W ciągu ostatnich 7 lat na częstochowskich terenach zieleni miejskiej posadzono ok. 7,4 tys. drzew i prawie 100 tys. krzewów" - mówił wiceprezydent Częstochowy, Bogumił Sobuś.
dom.wp

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies