Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
Rozmowy w sprawie sprzedaży prowadzone były z firmą Unibail Rodamco, która jest pośrednim właścicielem pozostałych 50 proc. udziałów w CH1.
money.pl
(PAP) |
Rozmowy w sprawie sprzedaży prowadzone były z firmą Unibail Rodamco, która jest pośrednim właścicielem pozostałych 50 proc. udziałów w CH1.
money.pl
(PAP) |
Przetarg na budowę stadionu dobiegł końca, jednak aby procedury zostały zamknięte, Biuro Inwestycji Euro Gdańsk 2012 musi poczekać 10 dni na ewentualne odwołania od wyniku przetargu - napisano w komunikacie na stronach internetowych spółki BIEG 2012, która odpowiada w Gdańsku za budowę stadionu.
Wszystkie firmy wchodzące w skład zwycięskiego konsorcjum mają bogate doświadczenie. Liczymy że pozostali uczestnicy przetargu uszanują jego wynik i na początku kwietnia podpiszemy umowę na budowę stadionu - dodaje cytowany w komunikacie prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
Baltic Arena w Gdańsku ma pomieścić 44 tysiące widzów.
Harmonogram przewiduje, że pod koniec kwietnia tego roku powinna zostać podpisana umowa na budowę stadionu, a w maju lub czerwcu wykonawca powinien wejść na plac budowy.
money.pl
PAP
Przetarg na budowę stadionu dobiegł końca, jednak aby procedury zostały zamknięte, Biuro Inwestycji Euro Gdańsk 2012 musi poczekać 10 dni na ewentualne odwołania od wyniku przetargu - napisano w komunikacie na stronach internetowych spółki BIEG 2012, która odpowiada w Gdańsku za budowę stadionu.
Wszystkie firmy wchodzące w skład zwycięskiego konsorcjum mają bogate doświadczenie. Liczymy że pozostali uczestnicy przetargu uszanują jego wynik i na początku kwietnia podpiszemy umowę na budowę stadionu - dodaje cytowany w komunikacie prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
Baltic Arena w Gdańsku ma pomieścić 44 tysiące widzów.
Harmonogram przewiduje, że pod koniec kwietnia tego roku powinna zostać podpisana umowa na budowę stadionu, a w maju lub czerwcu wykonawca powinien wejść na plac budowy.
money.pl
PAP
Tylko w styczniu i lutym Bank Gospodarstwa Krajowego udzielił wsparcia do kredytów o łącznej wartości ponad 300 mln zł.
To niecałe 15 proc. puli przewidzianej na ten rok.- Planujemy udzielenie ok. 17 tys. kredytów za ok. 2,2 mld zł - mówi Money.pl Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka BGK.
Ta kwota jak ocenia bank wystarczy na dopłaty do ponad 1400 kredytów miesięcznie. I właśnie mniej więcej tyle dopłat udzielono w lutym. W tym miesiącu przyznano je do 1319 kredytów o wartości 204 mln zł.
To jednak ponad dwa razy więcej niż w styczniu, gdy w ramach programu Rodzina na swoim udzielono dopłat do 669 kredytów opiewających na kwotę 99 mln zł.
Jeżeli więc zainteresowanie rządowymi dopłatami będzie rosło w dotychczasowym tempie, to zarezerwowana przez resort infrastruktury suma wyczerpie się już za dwa miesiące.
Czarny scenariusz - budżetowych pieniędzy starczy do maja
Jeśli założymy, że dotychczasowy wzrost zainteresowania dopłatami do kredytów utrzyma się i z miesiąca na miesiąc będzie się podwajał, to budżetowych pieniędzy może zabraknąć już w maju.
źródło: BGK, * szacunki Money.pl
Scenariusz optymistyczny - pieniędzy wystarczy do października
Zakładając, że obecne zainteresowanie Rodziną na swoim i liczba wniosków w tym miesiącu wzrośnie tylko nieznacznie do ok 250 mln zł, czyli zakładanego przez BGK limitu 1400 wniosków miesięcznie, a zainteresowanie na tym poziomie utrzyma się w kolejnych miesiącach, to pula 80 mln zł z budżetu na dopłaty wyczerpie się w październiku.
BGK: Na razie pieniądze są, martwić się będziemy później
- Na razie nie przewidujemy sytuacji, że w Funduszu Dopłat zabraknie pieniędzy na dopłaty do kredytów mieszkaniowych. - mówi Money.pl Ewa Balicka-Sawiak.
12 600
to liczba kredytów do których, BKG dopłaca, od początku programu, czyli od 25 stycznia 2007 roku.
Co jednak stanie się w sytuacji, gdy pula się wyczerpie? W przypadku wcześniejszego wyczerpania przeznaczonych na ten cel środków BGK może zwrócić się do Ministra Infrastruktury o przeznaczenie dodatkowych pieniędzy z rezerwy budżetowej.
W ostateczności BGK jest zobowiązany do końca roku realizować dopłaty ze środków własnych. Wtedy minister infrastruktury zwróci mu wypłaconą kwotę wraz z odsetkami.
Skąd tak gwałtowny wzrost zainteresowania dopłatami?
Popularność dopłat z BGK, wynika przede wszystkim ze styczniowej zmiany ustawy regulującej zasady programu Rodzina na swoim.
Nowelizacja zezwala na przystąpienie do kredytu osób z najbliższej rodziny kredytobiorcy, co zwiększa jego zdolność kredytową. Zmienił się także mnożnik stosowany do ustalenia limitu ceny jednego metra kwadratowego nieruchomości, która miałaby zostać kredytowana. Wzrósł on z 1,3 do 1,4, co zwiększyło liczbę nieruchomości, która kwalifikuje się do programu.
Przede wszystkim jednak dodatkowymi impulsami stymulującymi wzrost zainteresowania kredytami z dopłatą jest spadek cen nieruchomości.
Zestawienie średnich cen za mkw nieruchomości (02 2009 r) w największych miastach Polski z limitami cen w ramach programu Rodzina na swoim | ||
Miasto | Średnia cena mieszkania/domu(zł/m kw) | Limit cen(zł/m kw) |
Białystok | 4400 | 4309 |
Bydgoszcz | 4200 | 5443 |
Gdańsk | 6400 | 5235 |
Katowice | 4100 | 5088 |
Kraków | 7400 | 4979 |
Lublin | 5000 | 4226 |
Łódź | 4300 | 5017 |
Olsztyn | 4826 | 5328 |
Opole | 4000 | 4672 |
Poznań | 5700 | 6335 |
Rzeszów | 4500 | 4204 |
Szczecin | 4900 | 4652 |
Warszawa | 9000 | 7142 |
Wrocław | 6700 | 5679 |
źródło: BGK, Open Finance
Wprawdzie w największych miastach takich jak Warszawa, Kraków czy Wrocław, średnia cena mkw wciąż jest wyższa od wyznaczonych limitów, to jednak na rynek trafia coraz więcej mieszkań, które kwalifikują się do dopłat.
Z szacunków Open Finance wynika, iż cena metra kwadratowego w najtańszych lokalach może być niższa od średniej nawet o 30-40 proc, dotyczy to głównie mieszkań oferowanych na rynku wtórnym.
- Z kredytów z dopłatą korzystają przede wszystkim kupujący na rynku wtórnym, to 65 proc. wszystkich uczestników programu - potwierdza Ewa Balicka-Sawiak, z BGK. Na rynku pierwotnym z kredytów skorzystało 10 proc., zaś z dopłat do budowy domu jednorodzinnego 25 proc. kredytobiorców.
65 proc.
tylu uczestników programu, kupiło mieszkania na rynku wtórnym.
25 proc.
tylu uczestników programu dostało dopłaty do domów.
Powiększanie się puli mieszkań kwalifikujących się do programu dopłat, widać np. we Wrocławiu.
Praktycznie wszystkie mieszkania pod względem metrażowym, oferowane przez TMB, czy Dachbud, spełniają warunki rządowego programu.
Podobnie jest w Warszawie. Na przykład jeden z najbardziej znanych deweloperów - Dom Developmet ma w ofercie kilkadziesiąt takich takich lokali.
Tylko w styczniu i lutym Bank Gospodarstwa Krajowego udzielił wsparcia do kredytów o łącznej wartości ponad 300 mln zł.
To niecałe 15 proc. puli przewidzianej na ten rok.- Planujemy udzielenie ok. 17 tys. kredytów za ok. 2,2 mld zł - mówi Money.pl Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka BGK.
Ta kwota jak ocenia bank wystarczy na dopłaty do ponad 1400 kredytów miesięcznie. I właśnie mniej więcej tyle dopłat udzielono w lutym. W tym miesiącu przyznano je do 1319 kredytów o wartości 204 mln zł.
To jednak ponad dwa razy więcej niż w styczniu, gdy w ramach programu Rodzina na swoim udzielono dopłat do 669 kredytów opiewających na kwotę 99 mln zł.
Jeżeli więc zainteresowanie rządowymi dopłatami będzie rosło w dotychczasowym tempie, to zarezerwowana przez resort infrastruktury suma wyczerpie się już za dwa miesiące.
Czarny scenariusz - budżetowych pieniędzy starczy do maja
Jeśli założymy, że dotychczasowy wzrost zainteresowania dopłatami do kredytów utrzyma się i z miesiąca na miesiąc będzie się podwajał, to budżetowych pieniędzy może zabraknąć już w maju.
źródło: BGK, * szacunki Money.pl
Scenariusz optymistyczny - pieniędzy wystarczy do października
Zakładając, że obecne zainteresowanie Rodziną na swoim i liczba wniosków w tym miesiącu wzrośnie tylko nieznacznie do ok 250 mln zł, czyli zakładanego przez BGK limitu 1400 wniosków miesięcznie, a zainteresowanie na tym poziomie utrzyma się w kolejnych miesiącach, to pula 80 mln zł z budżetu na dopłaty wyczerpie się w październiku.
BGK: Na razie pieniądze są, martwić się będziemy później
- Na razie nie przewidujemy sytuacji, że w Funduszu Dopłat zabraknie pieniędzy na dopłaty do kredytów mieszkaniowych. - mówi Money.pl Ewa Balicka-Sawiak.
12 600
to liczba kredytów do których, BKG dopłaca, od początku programu, czyli od 25 stycznia 2007 roku.
Co jednak stanie się w sytuacji, gdy pula się wyczerpie? W przypadku wcześniejszego wyczerpania przeznaczonych na ten cel środków BGK może zwrócić się do Ministra Infrastruktury o przeznaczenie dodatkowych pieniędzy z rezerwy budżetowej.
W ostateczności BGK jest zobowiązany do końca roku realizować dopłaty ze środków własnych. Wtedy minister infrastruktury zwróci mu wypłaconą kwotę wraz z odsetkami.
Skąd tak gwałtowny wzrost zainteresowania dopłatami?
Popularność dopłat z BGK, wynika przede wszystkim ze styczniowej zmiany ustawy regulującej zasady programu Rodzina na swoim.
Nowelizacja zezwala na przystąpienie do kredytu osób z najbliższej rodziny kredytobiorcy, co zwiększa jego zdolność kredytową. Zmienił się także mnożnik stosowany do ustalenia limitu ceny jednego metra kwadratowego nieruchomości, która miałaby zostać kredytowana. Wzrósł on z 1,3 do 1,4, co zwiększyło liczbę nieruchomości, która kwalifikuje się do programu.
Przede wszystkim jednak dodatkowymi impulsami stymulującymi wzrost zainteresowania kredytami z dopłatą jest spadek cen nieruchomości.
Zestawienie średnich cen za mkw nieruchomości (02 2009 r) w największych miastach Polski z limitami cen w ramach programu Rodzina na swoim | ||
Miasto | Średnia cena mieszkania/domu(zł/m kw) | Limit cen(zł/m kw) |
Białystok | 4400 | 4309 |
Bydgoszcz | 4200 | 5443 |
Gdańsk | 6400 | 5235 |
Katowice | 4100 | 5088 |
Kraków | 7400 | 4979 |
Lublin | 5000 | 4226 |
Łódź | 4300 | 5017 |
Olsztyn | 4826 | 5328 |
Opole | 4000 | 4672 |
Poznań | 5700 | 6335 |
Rzeszów | 4500 | 4204 |
Szczecin | 4900 | 4652 |
Warszawa | 9000 | 7142 |
Wrocław | 6700 | 5679 |
źródło: BGK, Open Finance
Wprawdzie w największych miastach takich jak Warszawa, Kraków czy Wrocław, średnia cena mkw wciąż jest wyższa od wyznaczonych limitów, to jednak na rynek trafia coraz więcej mieszkań, które kwalifikują się do dopłat.
Z szacunków Open Finance wynika, iż cena metra kwadratowego w najtańszych lokalach może być niższa od średniej nawet o 30-40 proc, dotyczy to głównie mieszkań oferowanych na rynku wtórnym.
- Z kredytów z dopłatą korzystają przede wszystkim kupujący na rynku wtórnym, to 65 proc. wszystkich uczestników programu - potwierdza Ewa Balicka-Sawiak, z BGK. Na rynku pierwotnym z kredytów skorzystało 10 proc., zaś z dopłat do budowy domu jednorodzinnego 25 proc. kredytobiorców.
65 proc.
tylu uczestników programu, kupiło mieszkania na rynku wtórnym.
25 proc.
tylu uczestników programu dostało dopłaty do domów.
Powiększanie się puli mieszkań kwalifikujących się do programu dopłat, widać np. we Wrocławiu.
Praktycznie wszystkie mieszkania pod względem metrażowym, oferowane przez TMB, czy Dachbud, spełniają warunki rządowego programu.
Podobnie jest w Warszawie. Na przykład jeden z najbardziej znanych deweloperów - Dom Developmet ma w ofercie kilkadziesiąt takich takich lokali.
Przepisy ustawy o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania zaskarżyła grupa posłów.
Jak tłumaczy przedstawicielka wnioskodawców, posłanka Jolanta Szymanek - Deresz, Trybunał przypomniał, że pierwotnym zadaniem spółdzielczych kas była samopomoc.
Skarżący uważali, że w czasie uchwalania przepisu popełniono błędy proceduralne, dlatego przepis jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Skarżący nie kwestionują słuszności samego przepisu, jednak sposób jego uchwalenia.
Zdaniem posłów, którzy zaskarżyli ustawę do Trybunału, poprawki zostały wprowadzone dopiero przez Radę Ministrów, a nie było ich w pierwotnym projekcie. Ponadto niespełnione zostały konstytucyjne wymagania dotyczące inicjatywy ustawodawczej, ponieważ poprawka została zgłoszona w fazie prac komisyjnych.
Za niekonstytucyjnością przepisów opowiedzieli się również przedstawiciele Sejmu i Prokuratora Generalnego.
Ci, którzy otrzymali już taki kredyt w SKOK-ach mogą spać spokojnie. Zaskarżony przepis korzysta z domniemania konstytucyjności do czasu opublikowania w dzienniku ustaw. Dlatego jak tłumaczy posłanka Szymanek - Deresz - umowy kredytowe zawarte do tej pory są ważne i wiążące.
IAR/money.pl/2009-03-24 12:50
Przepisy ustawy o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania zaskarżyła grupa posłów.
Jak tłumaczy przedstawicielka wnioskodawców, posłanka Jolanta Szymanek - Deresz, Trybunał przypomniał, że pierwotnym zadaniem spółdzielczych kas była samopomoc.
Skarżący uważali, że w czasie uchwalania przepisu popełniono błędy proceduralne, dlatego przepis jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Skarżący nie kwestionują słuszności samego przepisu, jednak sposób jego uchwalenia.
Zdaniem posłów, którzy zaskarżyli ustawę do Trybunału, poprawki zostały wprowadzone dopiero przez Radę Ministrów, a nie było ich w pierwotnym projekcie. Ponadto niespełnione zostały konstytucyjne wymagania dotyczące inicjatywy ustawodawczej, ponieważ poprawka została zgłoszona w fazie prac komisyjnych.
Za niekonstytucyjnością przepisów opowiedzieli się również przedstawiciele Sejmu i Prokuratora Generalnego.
Ci, którzy otrzymali już taki kredyt w SKOK-ach mogą spać spokojnie. Zaskarżony przepis korzysta z domniemania konstytucyjności do czasu opublikowania w dzienniku ustaw. Dlatego jak tłumaczy posłanka Szymanek - Deresz - umowy kredytowe zawarte do tej pory są ważne i wiążące.
IAR/money.pl/2009-03-24 12:50
Immoeast poinformował, że w trzecim kwartale, który w przypadku spółki trwa od 1 listopada 2008 r. do 31 stycznia 2009 r., otoczenie rynkowe było wyjątkowo trudne.
- Spowodowało to dalszy nieunikniony spadek wartości portfela nieruchomości oraz odpisy amortyzacyjne, co było skutkiem wstrzymania projektów deweloperskich - podano w raporcie.
Spółka poinformowała, że skumulowane spadki wartości (aktualizacja wyceny nieruchomości) z pierwszych trzech kwartałów osiągnęły poziom minus 507,7 mln euro, a odpisy amortyzacyjne obejmujące projekty deweloperskie, wartość firmy oraz należności
poziom minus 634,2 mln euro.
- Częściowo zawarty jest tu również spadek wartości należności od Constantia Packaging B.V. (Corporate Bond spółki IBAG) w wysokości minus 172 mln euro (około jednej trzeciej należności w wysokości 513 mln euro) - poinformował Immoeast.
Spółka podała, że oprócz tego kontynuacja projektów deweloperskich grozi ewentualnymi stratami w wysokości 352 mln euro.
Z powodu trudnej ogólnej sytuacji panującej na rynku nieruchomości zarząd nie może wykluczyć dalszych spadków wartości - podano w raporcie.
Spółka poinformowała, że bez uwzględnienia znajdujących się w bilansie dodatnich efektów różnic kursowych, spadki wartości za ubiegłych dziewięć miesięcy wyniosłyby 1,096 mld euro.
- Dynamika działalności operacyjnej była pozytywna, przy czym nowo obrana strategia spółki zaczyna przynosić pierwsze rezultaty. Poziom EBITDA w wysokości 88,7 mln euro był tylko o 2,6 proc. niższy niż w ubiegłym roku, obrót (plus 19,3 proc.) oraz cash flow
z wyniku (plus 46,5 proc.) wyraźnie wzrosły - napisano w komunikacie.
Również przychody z czynszów z tytułu najmu wykazują pozytywną dynamikę. Bez uwzględnienia efektów walutowych (waluty obce mają negatywny wpływ na ten wskaźnik), przychody z czynszów z tytułu najmu wzrosły w porównaniu rocznym o 19,7 proc.
(...) obszerny pipeline projektów zmniejszono o ponad połowę, przy czym przyszłe zapotrzebowanie spółki Immoeast na finansowanie spadło o około 2,434 mld euro - podała spółka.
Wstrzymanie kolejnych projektów o łącznym wolumenie inwestycji wynoszącym 1,147 mld euro jest obecnie negocjowane z partnerami handlowymi.
(PAP) |
Immoeast poinformował, że w trzecim kwartale, który w przypadku spółki trwa od 1 listopada 2008 r. do 31 stycznia 2009 r., otoczenie rynkowe było wyjątkowo trudne.
- Spowodowało to dalszy nieunikniony spadek wartości portfela nieruchomości oraz odpisy amortyzacyjne, co było skutkiem wstrzymania projektów deweloperskich - podano w raporcie.
Spółka poinformowała, że skumulowane spadki wartości (aktualizacja wyceny nieruchomości) z pierwszych trzech kwartałów osiągnęły poziom minus 507,7 mln euro, a odpisy amortyzacyjne obejmujące projekty deweloperskie, wartość firmy oraz należności
poziom minus 634,2 mln euro.
- Częściowo zawarty jest tu również spadek wartości należności od Constantia Packaging B.V. (Corporate Bond spółki IBAG) w wysokości minus 172 mln euro (około jednej trzeciej należności w wysokości 513 mln euro) - poinformował Immoeast.
Spółka podała, że oprócz tego kontynuacja projektów deweloperskich grozi ewentualnymi stratami w wysokości 352 mln euro.
Z powodu trudnej ogólnej sytuacji panującej na rynku nieruchomości zarząd nie może wykluczyć dalszych spadków wartości - podano w raporcie.
Spółka poinformowała, że bez uwzględnienia znajdujących się w bilansie dodatnich efektów różnic kursowych, spadki wartości za ubiegłych dziewięć miesięcy wyniosłyby 1,096 mld euro.
- Dynamika działalności operacyjnej była pozytywna, przy czym nowo obrana strategia spółki zaczyna przynosić pierwsze rezultaty. Poziom EBITDA w wysokości 88,7 mln euro był tylko o 2,6 proc. niższy niż w ubiegłym roku, obrót (plus 19,3 proc.) oraz cash flow
z wyniku (plus 46,5 proc.) wyraźnie wzrosły - napisano w komunikacie.
Również przychody z czynszów z tytułu najmu wykazują pozytywną dynamikę. Bez uwzględnienia efektów walutowych (waluty obce mają negatywny wpływ na ten wskaźnik), przychody z czynszów z tytułu najmu wzrosły w porównaniu rocznym o 19,7 proc.
(...) obszerny pipeline projektów zmniejszono o ponad połowę, przy czym przyszłe zapotrzebowanie spółki Immoeast na finansowanie spadło o około 2,434 mld euro - podała spółka.
Wstrzymanie kolejnych projektów o łącznym wolumenie inwestycji wynoszącym 1,147 mld euro jest obecnie negocjowane z partnerami handlowymi.
(PAP) |
W dniu wydania raportu kurs akcji Mostostalu Warszawa wyniósł 43,50 zł.
Zdaniem analityków Millennium DM, w IV kw. 2008 roku Mostostal Warszawa osiągnął dobre wyniki finansowe.
Poprawa przychodów, a szczególnie wysoka marża brutto na sprzedaży, była efektem portfela zamówień podpisanego po wyższych cenach, a realizowanego w bieżących warunkach, gdzie ceny materiałów i prac podwykonawców są znacznie niższe - napisano w raporcie.
Analitycy uważają, że w 2009 roku Mostostal Warszawa powinien nadal osiągnąć dobre wyniki finansowe, dzięki portfelowi zamówień na poziomie około 3,5 mld zł. Z drugiej strony wynik netto nadal może zostać obciążony niekorzystnym rozliczeniem transakcji zabezpieczających ryzyko kursowe.
W kolejnych latach oczekujemy spadku rentowności spółki, ze względu na coraz trudniejsze warunki rynkowe oraz zaostrzenie konkurencji i tym samym konieczność rywalizacji cenowej w celu pozyskania nowych kontraktów - napisano w raporcie.
money.pl/PAP/ 2009-03-24 10:24
W dniu wydania raportu kurs akcji Mostostalu Warszawa wyniósł 43,50 zł.
Zdaniem analityków Millennium DM, w IV kw. 2008 roku Mostostal Warszawa osiągnął dobre wyniki finansowe.
Poprawa przychodów, a szczególnie wysoka marża brutto na sprzedaży, była efektem portfela zamówień podpisanego po wyższych cenach, a realizowanego w bieżących warunkach, gdzie ceny materiałów i prac podwykonawców są znacznie niższe - napisano w raporcie.
Analitycy uważają, że w 2009 roku Mostostal Warszawa powinien nadal osiągnąć dobre wyniki finansowe, dzięki portfelowi zamówień na poziomie około 3,5 mld zł. Z drugiej strony wynik netto nadal może zostać obciążony niekorzystnym rozliczeniem transakcji zabezpieczających ryzyko kursowe.
W kolejnych latach oczekujemy spadku rentowności spółki, ze względu na coraz trudniejsze warunki rynkowe oraz zaostrzenie konkurencji i tym samym konieczność rywalizacji cenowej w celu pozyskania nowych kontraktów - napisano w raporcie.
money.pl/PAP/ 2009-03-24 10:24
główny ekonomista X-Trade Brokers DM SA
główny ekonomista X-Trade Brokers DM SA
W okresie styczeń-luty wzrosła liczba pozwoleń na budowę mieszkań jedynie w budownictwie indywidualnym - o 2,7 proc. do 14,3 tys. szt.
W przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem spadek wyniósł 21,4 proc. - do 11,7 tys. szt., a w budownictwie spółdzielczym - o 47,5 proc. do 0,6 tys. mieszkań, podano także.
Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 12,2 tys., co oznacza spadek o 44,8 proc..
GUS szacuje, że w końcu lutego br. w budowie było 669,8 tys. mieszkań i była to liczba o 0,7 proc. niższa niż przed rokiem.
GUS podał też, że w okresie styczeń-luty 2009 roku oddano do użytkowania 29 tys. 880 mieszkań, czyli o 16,6 proc. więcej niż przed rokiem
interia.pl/2009-03-24 11:52
W okresie styczeń-luty wzrosła liczba pozwoleń na budowę mieszkań jedynie w budownictwie indywidualnym - o 2,7 proc. do 14,3 tys. szt.
W przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem spadek wyniósł 21,4 proc. - do 11,7 tys. szt., a w budownictwie spółdzielczym - o 47,5 proc. do 0,6 tys. mieszkań, podano także.
Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 12,2 tys., co oznacza spadek o 44,8 proc..
GUS szacuje, że w końcu lutego br. w budowie było 669,8 tys. mieszkań i była to liczba o 0,7 proc. niższa niż przed rokiem.
GUS podał też, że w okresie styczeń-luty 2009 roku oddano do użytkowania 29 tys. 880 mieszkań, czyli o 16,6 proc. więcej niż przed rokiem
interia.pl/2009-03-24 11:52
Duże miasta przyciągają najwięcej inwestycji - powstają tu mieszkania, biurowce, galerie handlowe, hotele, obiekty sportowe, edukacyjne itd. W mniejszych miejscowościach inwestowanie odbywa się na mniejszą skalę, ale i tak w ostatnim czasie można mówić o rozkwicie realizowanych projektów. Dzięki nim polskie miasta rozwijają się i uatrakcyjniają swój wizerunek.
Coraz częściej projekty uwzględniają także atrakcyjne zagospodarowanie otoczenia obiektów, jak i ich wnętrz, co zapewnia kompleksowość inwestycji. Problem jednak w tym, że nierzadko zdarza się tak, że rzeczywistość jest zupełnie inna niż piękne wizualizacje i opisy.
Piękne osiedle mieszkaniowe z licznymi sklepikami, placem zabaw dla dzieci i wszelkimi wygodami dla lokatorów- taki opis kusi niejednego. I też niejeden decyduje się zapłacić za taki komfort pokaźną sumę. Teraz klienci mają komfortową sytuację, bo decydując się na zakup mieszkania mogą wybierać spośród gotowych ofert, więc dokładnie mogą zapoznać się z inwestycją. Gorzej mają osoby, które w okresie tzw. hossy na rynku nieruchomości "zmuszone" były zakupić zamiast mieszkań "dziurę w ziemi". Problemy z wywiązywaniem się ustalonych terminów oddania mieszkań do użytkowania sprawiły, że o otoczeniu inwestycji trzeba było na jakiś czas zapomnieć. Tak więc dziś wielu mieszkańców nowych osiedli może co prawda cieszyć się mieszkaniami o podwyższonym standardzie, ale widokiem z okna już nie. Często też okazuje się, że na osiedlach brakuje oświetlenia, parkingów, chodników i ulic, co powoduje, że o wysokim komforcie mieszkania można zapomnieć.
Podobnie jest z obiektami komercyjnymi, np. galeriami handlowymi. Zdarza się, że ich otwarcie ma miejsce jeszcze przed całkowitym zakończeniem budowy. Częste są przypadki, kiedy dojście do galerii jest bardzo utrudnione, albo część powierzchni jest jeszcze wykańczana. Głośne były przypadki niesprawnych instalacji czy nawet wadliwych konstrukcji. Terminy były ważniejsze od bezpieczeństwa ludzi.
Rzeczywiście jeszcze dwa, trzy lata temu bardzo trudno było o pracowników budowlanych, co wydłużało cały proces. Jednak oddawanie do użytku niedokończonych obiektów mieszkalnych czy komercyjnych wystawia świadectwo inwestorom. I okazuje się, że na odwzorowanie wizualizacji trzeba jeszcze długo poczekać. Oby kolejne inwestycje były oddawane już całościowo. Bo mieszkać, pracować czy robić zakupy na placu budowy nie należy do przyjemności.
Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości
interia.pl
Duże miasta przyciągają najwięcej inwestycji - powstają tu mieszkania, biurowce, galerie handlowe, hotele, obiekty sportowe, edukacyjne itd. W mniejszych miejscowościach inwestowanie odbywa się na mniejszą skalę, ale i tak w ostatnim czasie można mówić o rozkwicie realizowanych projektów. Dzięki nim polskie miasta rozwijają się i uatrakcyjniają swój wizerunek.
Coraz częściej projekty uwzględniają także atrakcyjne zagospodarowanie otoczenia obiektów, jak i ich wnętrz, co zapewnia kompleksowość inwestycji. Problem jednak w tym, że nierzadko zdarza się tak, że rzeczywistość jest zupełnie inna niż piękne wizualizacje i opisy.
Piękne osiedle mieszkaniowe z licznymi sklepikami, placem zabaw dla dzieci i wszelkimi wygodami dla lokatorów- taki opis kusi niejednego. I też niejeden decyduje się zapłacić za taki komfort pokaźną sumę. Teraz klienci mają komfortową sytuację, bo decydując się na zakup mieszkania mogą wybierać spośród gotowych ofert, więc dokładnie mogą zapoznać się z inwestycją. Gorzej mają osoby, które w okresie tzw. hossy na rynku nieruchomości "zmuszone" były zakupić zamiast mieszkań "dziurę w ziemi". Problemy z wywiązywaniem się ustalonych terminów oddania mieszkań do użytkowania sprawiły, że o otoczeniu inwestycji trzeba było na jakiś czas zapomnieć. Tak więc dziś wielu mieszkańców nowych osiedli może co prawda cieszyć się mieszkaniami o podwyższonym standardzie, ale widokiem z okna już nie. Często też okazuje się, że na osiedlach brakuje oświetlenia, parkingów, chodników i ulic, co powoduje, że o wysokim komforcie mieszkania można zapomnieć.
Podobnie jest z obiektami komercyjnymi, np. galeriami handlowymi. Zdarza się, że ich otwarcie ma miejsce jeszcze przed całkowitym zakończeniem budowy. Częste są przypadki, kiedy dojście do galerii jest bardzo utrudnione, albo część powierzchni jest jeszcze wykańczana. Głośne były przypadki niesprawnych instalacji czy nawet wadliwych konstrukcji. Terminy były ważniejsze od bezpieczeństwa ludzi.
Rzeczywiście jeszcze dwa, trzy lata temu bardzo trudno było o pracowników budowlanych, co wydłużało cały proces. Jednak oddawanie do użytku niedokończonych obiektów mieszkalnych czy komercyjnych wystawia świadectwo inwestorom. I okazuje się, że na odwzorowanie wizualizacji trzeba jeszcze długo poczekać. Oby kolejne inwestycje były oddawane już całościowo. Bo mieszkać, pracować czy robić zakupy na placu budowy nie należy do przyjemności.
Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości
interia.pl
Jeżeli kara nie była zastrzeżona w umowie lub wynosi 5 proc. i więcej wartości nieruchomości, to konsument nie musi jej płacić.
Bezpodstawna kara
- Odstąpiłam od umowy z deweloperem, gdyż nie otrzymałam kredytu z banku. Deweloper zastrzegł jednak, że w takim przypadku muszę zapłacić 15 tys. zł kary. Po przejrzeniu umowy stwierdziłam jednak, że żadne z jej postanowień nie mówiło o karze - napisała do nas pani Marta z Krakowa. Takie przypadki w nie są odosobnione, mimo że naruszają prawo.
- O sytuacji stron umowy deweloperskiej decyduje treść umowy. W przypadku gdy nie ma klauzuli o możliwości naliczania kary umownej, nie istnieje możliwość jej naliczenia - tłumaczy Janusz Krakowiak, radca prawny, wspólnik w Kancelarii Prawnej Gregorowicz-Ziemba, Krakowiak, Gąsiorowski.
Zaznacza, że w takiej sytuacji deweloper może ewentualnie żądać naprawienia szkody na ogólnych zasadach kodeksu cywilnego (jeżeli szkoda zaistnieje). Jednak wówczas to on musi udowodnić przed sądem, że szkoda pozostaje w związku przyczynowo-skutkowym z działaniem lub zaniechaniem klienta.
Jeżeli jednak kara została zastrzeżona w umowie, to zazwyczaj klient musi ją zapłacić.
- Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie kwestionuje kar, które są powszechnie stosowane w obrocie handlowym, a jedynie ich wysokość. W praktyce deweloperzy stosują zróżnicowane stawki, które wahają się od 2 do 10 proc. ceny nieruchomości, będącej przedmiotem umowy - mówi Konrad Gruner z biura prasowego UOKiK.
Rażąca wysokość
O obowiązkach i prawach stron mówi umowa, którą klient podpisuje z deweloperem. Może się jednak okazać, że umowne zapisy są niezgodne z prawem.
- W przypadku kar umownych dla konsumentów podstawowe znaczenie mają przepisy regulujące kwestię tzw. niedozwolonych postanowień umownych, czyli takich, które kształtują prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając interesy konsumentów - mówi Janusz Krakowiak.
W jaki sposób przepisy tłumaczą, kiedy karę można uznać za rażąco wygórowaną ? Od czego zależy uznanie kary umownej za rażąco wygórowaną ? Dlaczego kara umowna nie może stanowić źródła dochodu dla dewelopera ?
Małgorzata Kryszkiewicz - Więcej: Gazeta Prawna 26.03.2009 (60) - str.11
interia.pl
Jeżeli kara nie była zastrzeżona w umowie lub wynosi 5 proc. i więcej wartości nieruchomości, to konsument nie musi jej płacić.
Bezpodstawna kara
- Odstąpiłam od umowy z deweloperem, gdyż nie otrzymałam kredytu z banku. Deweloper zastrzegł jednak, że w takim przypadku muszę zapłacić 15 tys. zł kary. Po przejrzeniu umowy stwierdziłam jednak, że żadne z jej postanowień nie mówiło o karze - napisała do nas pani Marta z Krakowa. Takie przypadki w nie są odosobnione, mimo że naruszają prawo.
- O sytuacji stron umowy deweloperskiej decyduje treść umowy. W przypadku gdy nie ma klauzuli o możliwości naliczania kary umownej, nie istnieje możliwość jej naliczenia - tłumaczy Janusz Krakowiak, radca prawny, wspólnik w Kancelarii Prawnej Gregorowicz-Ziemba, Krakowiak, Gąsiorowski.
Zaznacza, że w takiej sytuacji deweloper może ewentualnie żądać naprawienia szkody na ogólnych zasadach kodeksu cywilnego (jeżeli szkoda zaistnieje). Jednak wówczas to on musi udowodnić przed sądem, że szkoda pozostaje w związku przyczynowo-skutkowym z działaniem lub zaniechaniem klienta.
Jeżeli jednak kara została zastrzeżona w umowie, to zazwyczaj klient musi ją zapłacić.
- Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie kwestionuje kar, które są powszechnie stosowane w obrocie handlowym, a jedynie ich wysokość. W praktyce deweloperzy stosują zróżnicowane stawki, które wahają się od 2 do 10 proc. ceny nieruchomości, będącej przedmiotem umowy - mówi Konrad Gruner z biura prasowego UOKiK.
Rażąca wysokość
O obowiązkach i prawach stron mówi umowa, którą klient podpisuje z deweloperem. Może się jednak okazać, że umowne zapisy są niezgodne z prawem.
- W przypadku kar umownych dla konsumentów podstawowe znaczenie mają przepisy regulujące kwestię tzw. niedozwolonych postanowień umownych, czyli takich, które kształtują prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając interesy konsumentów - mówi Janusz Krakowiak.
W jaki sposób przepisy tłumaczą, kiedy karę można uznać za rażąco wygórowaną ? Od czego zależy uznanie kary umownej za rażąco wygórowaną ? Dlaczego kara umowna nie może stanowić źródła dochodu dla dewelopera ?
Małgorzata Kryszkiewicz - Więcej: Gazeta Prawna 26.03.2009 (60) - str.11
interia.pl
Rozmowy w sprawie sprzedaży prowadzone były z firmą Unibail Rodamco, która jest pośrednim właścicielem pozostałych 50 proc.
udziałów w CH1.
PAP/interia.pl/Czwartek, 26 marca (19:03)
Rozmowy w sprawie sprzedaży prowadzone były z firmą Unibail Rodamco, która jest pośrednim właścicielem pozostałych 50 proc.
udziałów w CH1.
PAP/interia.pl/Czwartek, 26 marca (19:03)
Jak co roku odwiedziliśmy warszawskie targi mieszkaniowe by przekonać się, że ceny ofertowe domów - podobnie jak i mieszkań - spadły w porównaniu do tego, co oglądaliśmy przed rokiem. Mniejszy jest też wybór jeśli chodzi o liczbę realizowanych inwestycji, za to rozrzut cenowy pozostaje szeroki - od 455 tys. zł za dom w stanie "pod klucz" w Chotomowie, po 1,9 mln zł za bliźniak w prestiżowym Konstancinie (stan deweloperski).
A tych najbardziej prestiżowych inwestycji tym razem nie braliśmy pod uwagę - klienci, których stać na wydanie ponad 2 mln zł za dom, często wolą go budować na własnej działce i wedle własnego (zwykle skrojonego na miarę) projektu, niż od deweloperów. Co zresztą ma swoje uzasadnienie nie tylko estetyczne, czy praktyczne, ale również ekonomiczne.
Co ciekawe, choć mediana ceny domu (to pojęcie umowne - w większości oferta dotyczy segmentów i bliźniaków) spadła z 913 do 817 tys. zł, to przeciętna cena metra obniżyła się o 6,5 proc. - razem z cenami zmniejszył się bowiem metraż oferowanych budynków.
Oferty, po odrzuceniu wartości skrajnych, czyli odcięciu 25 proc. najtańszych i 25 proc. najdroższych, zawierają się w przedziale 4100 do 5800 zł za metr kwadratowy (przed rokiem od 4450 do 6700 zł). Stosując tę samą metodologię, okazuje się, że ceny środkowych 50 proc. ofert wahają się od 660 do 980 tys. zł (rok temu 733 do 1104 tys. zł). Za te pieniądze można obecnie kupić dom o wielkości od ok. 140 do 185 mkw., posadowiony na działce o wielkości od 300 do 550 m kw.
Łatwo o upusty
To, co poza spadkiem cen wyraźnie rzuca się w oczy, to fakt, że także deweloperzy specjalizujący się w domach jednorodzinnych, wzorem większych firm operujących w segmencie wielorodzinnym, aby przyciągnąć klientów zaczęli stosować różne promocje. Do najczęstszych ekstra dodatków należą oferty wykończenia pod klucz z materiałów klienta oraz projekt, materiały i wykończenie kuchni czy łazienek.
Takie postępowanie firm deweloperskich wynika z faktu, że na klientów czeka wiele gotowych domów, które można kupić, by niemal natychmiast się do nich wprowadzić (rezerwując oczywiście czas potrzebny na wykończenie). Zatem również w tym segmencie, choć na mniejszą skalę, zapanował zastój - gotowe domy czekają na klientów i skończyły się czasy kupowania domów istniejących wyłącznie na deskach kreślarskich. Potencjalnym zainteresowanym zakupem zdecydowanie doradzamy więc twarde negocjacje. Może się okazać, że dostaniemy atrakcyjną zniżkę lub otrzymamy dodatkowy bonus w postaci np. wycieczki zagranicznej, bo i taką propozycję odnotowaliśmy. Zresztą nawet na samych targach za "jeden uśmiech" często udawało się zbić cenę ofertową nawet o 10 proc.
Apartament za dom?
Wróćmy jednak do tytułowego przesłania niniejszego raportu. Kupno domu przeciętnej wielkości 160-170 m kw. z działką ok. 500 m kw. to koszt rzędu od 820 do 870 tys. zł. Aby sfinansować tę transakcję ze środków pozyskanych ze sprzedaży mieszkania, trzeba by dysponować lokalem o wielkości 105-111 m kw. (licząc po cenie 7818 zł za m kw., czyli mediany cen transakcyjnych mieszkań w Warszawie, uzyskanych na podstawie analizy wniosków kredytowych składanych przez klientów za pośrednictwem Open Finance w lutym br.).
Zachowaj marżę dla siebie
Kupując gotowy dom od firmy deweloperskiej nasz udział ogranicza się w większości do roli dostarczyciela kapitału. W zamian za to płacimy oczywiście firmie określoną prowizję, zwiększającą ostateczną cenę, która przecież nie równa się samej tylko sumie materiałów i robocizny. Ten koszt można ograniczyć, jeśli część koniecznej do wykonania pracy organizacyjnej weźmiemy na własne barki. Możliwości mamy dwie: wynajęcie firmy budowlanej, realizującej projekty od A do Z, lub budowa domu od podstaw metodą gospodarczą, czyli kupowanie materiałów i wyszukiwanie ekip do realizacji poszczególnych etapów budowy we własnym zakresie.
Pierwszym krokiem jest oczywiście zakup działki, co jest sporym wydatkiem. Jeśli więc nie mamy tego szczęścia i nie odziedziczyliśmy kawałka ziemi w miłej okolicy, to niestety musimy się przygotować, że za metr kwadratowy działki budowlanej położonej w promieniu 30 km od centrum Warszawy, trzeba będzie zapłacić przeciętnie od 300 do 600 tys. zł i więcej. Cena zależy rzecz jasna od lokalizacji. Przykładowo w okolicach Jabłonny czy Legionowa przeciętne oferty sprzedaży kształtują się w okolicach 300-400 zł za metr kwadratowy, w Markach czy Zielonce 500-600 zł, w Sulejówku czy Lesznowoli 400 zł, a w Michałowicach czy Łomiankach 800 zł.
I w tym wypadku możliwe są jednak negocjacje, ponieważ w odróżnieniu od stanu rynku sprzed dwóch lat czy choćby roku, liczba wystawionych na sprzedaż posesji wzrosła, a kupujących nie jest znowu tak wielu. Większą popularnością cieszą się działki w większej odległości od stolicy, które można kupić za 200-300 tys. zł, niż te położone w zasięgu komunikacji miejskiej, za to kosztujące nawet 1 mln zł za tysiąc metrów.
Pewnym rozwiązaniem jest zakup działki rolnej z możliwością uzyskania warunków zabudowy. Ceny są wtedy czasem wielokrotnie niższe. Związane jest to oczywiście z ryzykiem i decydować się na to powinny osoby, którym nieobce są urzędowe swary.
Korzystna zmiana
Jeszcze w zeszłym roku koszt wybudowania metra kwadratowego domu z firmą realizującą projekty od A do Z kształtował się na poziomie 2500-3000 zł. Sytuacja uległa jednak korzystnej zmianie, bowiem ze względu na załamanie koniunktury w branży budowlanej, spadają koszty robocizny i materiałów. Ceny np. cegieł są dziś niższe nawet o 40 proc. niż u szczytu koniunktury (połowa 2007 roku), solidne obniżki dotyczą też cementu czy stali. Niższe niż rok temu są także ceny większości podstawowych materiałów budowlanych. Przykładowo ocieplenia potaniały o ponad 20 proc., silikaty o ok. 15 proc., a płyty z kartongipsu oraz drewno i materiały drewnopochodne o 6-7 proc. (dane za cennikami PSB). Śmiało można więc przyjąć, że znajdziemy firmę, która nieskomplikowany projekt zrealizuje za ok. 2200-2700 zł za metr kwadratowy (w standardzie deweloperskim), choć naturalnie wiele będzie zależało od samego projektu i użytych materiałów budowlanych (zwłaszcza pokrycia dachowego).
Policzmy ile na tym zyskujemy w porównaniu z przeciętną ofertą dewelopera. Za działkę 600 m kw. zapłacimy w optymistycznym wariancie 300 tys. zł (licząc po 500 zł za metr), natomiast postawienie domu o powierzchni 170 m kw. będzie nas kosztować ok. 370-460 tys. zł. W sumie daje to jakieś 670-760 tys. zł. Oszczędzić można więc nawet 100-150 tys. zł. Pieniądze te swobodnie mogą posłużyć do wykończenia domu, a przynajmniej do zakupu większości materiałów i wykonania prac montażowych.
Sam sobie deweloperem
Biorąc jeszcze więcej na własne barki, czyli rezygnując z firmy od A do Z i samemu kupując wszystkie materiały, wyszukując najtańszych ofert oraz najmując osobne ekipy fachowców do realizacji poszczególnych etapów prac (murarze, tynkarze, dekarze, hydraulicy, elektrycy, itd.), można wyłuskać dodatkowe 10 proc. oszczędności. Realnym staje się więc postawienie domu za nie więcej niż 2000 zł za m kw. (plus koszty zakupu działki). Taki scenariusz powinny jednak wybierać te osoby, które albo nie mają szefa nad głową, albo mają szefa takiego, którego cechuje duża wyrozumiałość. Trzeba się bowiem nastawić, że przez co najmniej rok budowa domu będzie pochłaniała większość naszego czasu. Budowa domu metodą gospodarczą ma tę dodatkową zaletę, że pozwala skorzystać z ulg podatkowych. Zostały one co prawda znacząco okrojone, ale ze zwrotu VAT za materiały budowlane można uzyskać nawet 24 tys. zł, co w przypadku domu o powierzchni 150 m kw., pozwala zbić jego cenę o kolejne 150 zł za metr kwadratowy. W rezultacie w dzisiejszych warunkach można stać się posiadaczem własnego domu za 500-600 tys. zł, co odpowiada wartości mieszkania w stolicy o powierzchni 60-75 m kw.
Powyższe dane i obliczenia dotyczą Warszawy i okolic. W innych miastach zazwyczaj niższe są ceny mieszkań, ale jednocześnie niższe też są ceny ziemi czy robocizny. Trudno jednoznacznie orzec, że zachodzą tam podobne relacje cen co w stolicy, bo każdy lokalny rynek nieruchomości ma swoje specyficzne uwarunkowania i do pewnego stopnia rządzi się własnymi prawami. Może się więc okazać, że na zamianie mieszkania na dom w jednym mieście można zyskać względnie więcej niż na podobnej operacji w innym. Dlatego każdorazowo wymaga to oddzielnej, dokładnej kalkulacji kosztów.
Emil Szweda i Bernard Waszczyk
Jak co roku odwiedziliśmy warszawskie targi mieszkaniowe by przekonać się, że ceny ofertowe domów - podobnie jak i mieszkań - spadły w porównaniu do tego, co oglądaliśmy przed rokiem. Mniejszy jest też wybór jeśli chodzi o liczbę realizowanych inwestycji, za to rozrzut cenowy pozostaje szeroki - od 455 tys. zł za dom w stanie "pod klucz" w Chotomowie, po 1,9 mln zł za bliźniak w prestiżowym Konstancinie (stan deweloperski).
A tych najbardziej prestiżowych inwestycji tym razem nie braliśmy pod uwagę - klienci, których stać na wydanie ponad 2 mln zł za dom, często wolą go budować na własnej działce i wedle własnego (zwykle skrojonego na miarę) projektu, niż od deweloperów. Co zresztą ma swoje uzasadnienie nie tylko estetyczne, czy praktyczne, ale również ekonomiczne.
Co ciekawe, choć mediana ceny domu (to pojęcie umowne - w większości oferta dotyczy segmentów i bliźniaków) spadła z 913 do 817 tys. zł, to przeciętna cena metra obniżyła się o 6,5 proc. - razem z cenami zmniejszył się bowiem metraż oferowanych budynków.
Oferty, po odrzuceniu wartości skrajnych, czyli odcięciu 25 proc. najtańszych i 25 proc. najdroższych, zawierają się w przedziale 4100 do 5800 zł za metr kwadratowy (przed rokiem od 4450 do 6700 zł). Stosując tę samą metodologię, okazuje się, że ceny środkowych 50 proc. ofert wahają się od 660 do 980 tys. zł (rok temu 733 do 1104 tys. zł). Za te pieniądze można obecnie kupić dom o wielkości od ok. 140 do 185 mkw., posadowiony na działce o wielkości od 300 do 550 m kw.
Łatwo o upusty
To, co poza spadkiem cen wyraźnie rzuca się w oczy, to fakt, że także deweloperzy specjalizujący się w domach jednorodzinnych, wzorem większych firm operujących w segmencie wielorodzinnym, aby przyciągnąć klientów zaczęli stosować różne promocje. Do najczęstszych ekstra dodatków należą oferty wykończenia pod klucz z materiałów klienta oraz projekt, materiały i wykończenie kuchni czy łazienek.
Takie postępowanie firm deweloperskich wynika z faktu, że na klientów czeka wiele gotowych domów, które można kupić, by niemal natychmiast się do nich wprowadzić (rezerwując oczywiście czas potrzebny na wykończenie). Zatem również w tym segmencie, choć na mniejszą skalę, zapanował zastój - gotowe domy czekają na klientów i skończyły się czasy kupowania domów istniejących wyłącznie na deskach kreślarskich. Potencjalnym zainteresowanym zakupem zdecydowanie doradzamy więc twarde negocjacje. Może się okazać, że dostaniemy atrakcyjną zniżkę lub otrzymamy dodatkowy bonus w postaci np. wycieczki zagranicznej, bo i taką propozycję odnotowaliśmy. Zresztą nawet na samych targach za "jeden uśmiech" często udawało się zbić cenę ofertową nawet o 10 proc.
Apartament za dom?
Wróćmy jednak do tytułowego przesłania niniejszego raportu. Kupno domu przeciętnej wielkości 160-170 m kw. z działką ok. 500 m kw. to koszt rzędu od 820 do 870 tys. zł. Aby sfinansować tę transakcję ze środków pozyskanych ze sprzedaży mieszkania, trzeba by dysponować lokalem o wielkości 105-111 m kw. (licząc po cenie 7818 zł za m kw., czyli mediany cen transakcyjnych mieszkań w Warszawie, uzyskanych na podstawie analizy wniosków kredytowych składanych przez klientów za pośrednictwem Open Finance w lutym br.).
Zachowaj marżę dla siebie
Kupując gotowy dom od firmy deweloperskiej nasz udział ogranicza się w większości do roli dostarczyciela kapitału. W zamian za to płacimy oczywiście firmie określoną prowizję, zwiększającą ostateczną cenę, która przecież nie równa się samej tylko sumie materiałów i robocizny. Ten koszt można ograniczyć, jeśli część koniecznej do wykonania pracy organizacyjnej weźmiemy na własne barki. Możliwości mamy dwie: wynajęcie firmy budowlanej, realizującej projekty od A do Z, lub budowa domu od podstaw metodą gospodarczą, czyli kupowanie materiałów i wyszukiwanie ekip do realizacji poszczególnych etapów budowy we własnym zakresie.
Pierwszym krokiem jest oczywiście zakup działki, co jest sporym wydatkiem. Jeśli więc nie mamy tego szczęścia i nie odziedziczyliśmy kawałka ziemi w miłej okolicy, to niestety musimy się przygotować, że za metr kwadratowy działki budowlanej położonej w promieniu 30 km od centrum Warszawy, trzeba będzie zapłacić przeciętnie od 300 do 600 tys. zł i więcej. Cena zależy rzecz jasna od lokalizacji. Przykładowo w okolicach Jabłonny czy Legionowa przeciętne oferty sprzedaży kształtują się w okolicach 300-400 zł za metr kwadratowy, w Markach czy Zielonce 500-600 zł, w Sulejówku czy Lesznowoli 400 zł, a w Michałowicach czy Łomiankach 800 zł.
I w tym wypadku możliwe są jednak negocjacje, ponieważ w odróżnieniu od stanu rynku sprzed dwóch lat czy choćby roku, liczba wystawionych na sprzedaż posesji wzrosła, a kupujących nie jest znowu tak wielu. Większą popularnością cieszą się działki w większej odległości od stolicy, które można kupić za 200-300 tys. zł, niż te położone w zasięgu komunikacji miejskiej, za to kosztujące nawet 1 mln zł za tysiąc metrów.
Pewnym rozwiązaniem jest zakup działki rolnej z możliwością uzyskania warunków zabudowy. Ceny są wtedy czasem wielokrotnie niższe. Związane jest to oczywiście z ryzykiem i decydować się na to powinny osoby, którym nieobce są urzędowe swary.
Korzystna zmiana
Jeszcze w zeszłym roku koszt wybudowania metra kwadratowego domu z firmą realizującą projekty od A do Z kształtował się na poziomie 2500-3000 zł. Sytuacja uległa jednak korzystnej zmianie, bowiem ze względu na załamanie koniunktury w branży budowlanej, spadają koszty robocizny i materiałów. Ceny np. cegieł są dziś niższe nawet o 40 proc. niż u szczytu koniunktury (połowa 2007 roku), solidne obniżki dotyczą też cementu czy stali. Niższe niż rok temu są także ceny większości podstawowych materiałów budowlanych. Przykładowo ocieplenia potaniały o ponad 20 proc., silikaty o ok. 15 proc., a płyty z kartongipsu oraz drewno i materiały drewnopochodne o 6-7 proc. (dane za cennikami PSB). Śmiało można więc przyjąć, że znajdziemy firmę, która nieskomplikowany projekt zrealizuje za ok. 2200-2700 zł za metr kwadratowy (w standardzie deweloperskim), choć naturalnie wiele będzie zależało od samego projektu i użytych materiałów budowlanych (zwłaszcza pokrycia dachowego).
Policzmy ile na tym zyskujemy w porównaniu z przeciętną ofertą dewelopera. Za działkę 600 m kw. zapłacimy w optymistycznym wariancie 300 tys. zł (licząc po 500 zł za metr), natomiast postawienie domu o powierzchni 170 m kw. będzie nas kosztować ok. 370-460 tys. zł. W sumie daje to jakieś 670-760 tys. zł. Oszczędzić można więc nawet 100-150 tys. zł. Pieniądze te swobodnie mogą posłużyć do wykończenia domu, a przynajmniej do zakupu większości materiałów i wykonania prac montażowych.
Sam sobie deweloperem
Biorąc jeszcze więcej na własne barki, czyli rezygnując z firmy od A do Z i samemu kupując wszystkie materiały, wyszukując najtańszych ofert oraz najmując osobne ekipy fachowców do realizacji poszczególnych etapów prac (murarze, tynkarze, dekarze, hydraulicy, elektrycy, itd.), można wyłuskać dodatkowe 10 proc. oszczędności. Realnym staje się więc postawienie domu za nie więcej niż 2000 zł za m kw. (plus koszty zakupu działki). Taki scenariusz powinny jednak wybierać te osoby, które albo nie mają szefa nad głową, albo mają szefa takiego, którego cechuje duża wyrozumiałość. Trzeba się bowiem nastawić, że przez co najmniej rok budowa domu będzie pochłaniała większość naszego czasu. Budowa domu metodą gospodarczą ma tę dodatkową zaletę, że pozwala skorzystać z ulg podatkowych. Zostały one co prawda znacząco okrojone, ale ze zwrotu VAT za materiały budowlane można uzyskać nawet 24 tys. zł, co w przypadku domu o powierzchni 150 m kw., pozwala zbić jego cenę o kolejne 150 zł za metr kwadratowy. W rezultacie w dzisiejszych warunkach można stać się posiadaczem własnego domu za 500-600 tys. zł, co odpowiada wartości mieszkania w stolicy o powierzchni 60-75 m kw.
Powyższe dane i obliczenia dotyczą Warszawy i okolic. W innych miastach zazwyczaj niższe są ceny mieszkań, ale jednocześnie niższe też są ceny ziemi czy robocizny. Trudno jednoznacznie orzec, że zachodzą tam podobne relacje cen co w stolicy, bo każdy lokalny rynek nieruchomości ma swoje specyficzne uwarunkowania i do pewnego stopnia rządzi się własnymi prawami. Może się więc okazać, że na zamianie mieszkania na dom w jednym mieście można zyskać względnie więcej niż na podobnej operacji w innym. Dlatego każdorazowo wymaga to oddzielnej, dokładnej kalkulacji kosztów.
Emil Szweda i Bernard Waszczyk
Fatalne będą lata 2010-2012.
Liczba mieszkań oddanych do użytku w 2009 roku spadnie do 130-150 tys. ze 165 tys. oddanych do użytku w 2008 - prognozuje Jacek Bielecki, dyrektor Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Z wyliczeń PAP wynika, że spadek liczby oddanych do użytku mieszkań w 2009 roku wyniesie więc 9-21 proc. Do użytku oddanych zostanie w tym roku 130-150 tys. mieszkań - powiedział w poniedziałek Bielecki.
W 2009 roku nastąpi konsumpcja boomu mieszkaniowego sprzed 2-3 lat. Na polskim rynku mieszkaniowym mamy do czynienia z dużą amplitudą popytową oraz z krótkim cyklem koniunkturalnym - dodał Bielecki . Dla rynku mieszkaniowego fatalne będą lata 2010-2012. Obecnie deweloperzy wstrzymują około 80 proc. inwestycji. Nikt nie chce bowiem budować mieszkań na skład - dodał Bielecki.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Fatalne będą lata 2010-2012.
Liczba mieszkań oddanych do użytku w 2009 roku spadnie do 130-150 tys. ze 165 tys. oddanych do użytku w 2008 - prognozuje Jacek Bielecki, dyrektor Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Z wyliczeń PAP wynika, że spadek liczby oddanych do użytku mieszkań w 2009 roku wyniesie więc 9-21 proc. Do użytku oddanych zostanie w tym roku 130-150 tys. mieszkań - powiedział w poniedziałek Bielecki.
W 2009 roku nastąpi konsumpcja boomu mieszkaniowego sprzed 2-3 lat. Na polskim rynku mieszkaniowym mamy do czynienia z dużą amplitudą popytową oraz z krótkim cyklem koniunkturalnym - dodał Bielecki . Dla rynku mieszkaniowego fatalne będą lata 2010-2012. Obecnie deweloperzy wstrzymują około 80 proc. inwestycji. Nikt nie chce bowiem budować mieszkań na skład - dodał Bielecki.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Osoby, które poniosły straty na inwestycjach kapitałowych, mogą je odliczać w ciągu pięciu lat, pod warunkiem że będą mieć dochód z tego samego źródła, czyli inwestycji kapitałowych. A o ten, jak można szacować, w najbliższym okresie może być trudno.
Eksperci proponują, aby w czasie kryzysu Ministerstwo Finansów rozważyło możliwość obniżenia podatku Belki płaconego od zysków kapitałowych lub zawiesiło jego pobór. Wiele osób teraz decyduje się na zakładanie lokat bankowych, a od nich też jest pobierany podatek. Z nieoficjalnych danych Ministerstwa Finansów wynika, że na razie prace nad likwidacją podatku Belki nie są prowadzone mimo przedwyborczych obietnic jego zniesienia.
- Należy się spodziewać, że rządzący nie tak łatwo będą chcieli zrezygnować z tak dużych i regularnych wpływów do budżetu, jakie daje podatek Belki - komentuje Grzegorz Grochowina, ekspert z Doradztwa Podatkowego KPMG.
Podatek nieefektywny
Podatek od dochodów kapitałowych, zwany podatkiem Belki, został wprowadzony w celu minimalizacji skutków wysokiego deficytu budżetowego. Jak wskazuje Marek Wronka, starszy menedżer w Deloitte, opodatkowaniu podlegają m.in. dochody kapitałowe (w tym dochody giełdowe) oraz odsetki od dłużnych papierów wartościowych oraz lokat bankowych. Podatnicy mają prawo w niektórych przypadkach (np. ze sprzedaży akcji) do rozliczenia poniesionych strat przez kolejnych pięć lat.
- Mając na uwadze nadchodzący kryzys i związaną z nim głęboką bessę na rynku kapitałowym oraz niższą skłonność do oszczędzania wskutek spadku dochodów, należałoby rozważyć ograniczenie bądź zniesienie podatku Belki - twierdzi Marek Wronka.
Tłumaczy, że z racji bessy podatek Belki stał się mniej efektywnym instrumentem polityki fiskalnej państwa. Jego zniesienie mogłoby stymulować różne formy oszczędzania. Poziom oszczędności determinuje poziom inwestycji w gospodarce, a te z kolei wpływają na tempo wzrostu gospodarczego.
Jaki efekt może przynieść zaniechanie poboru podatku od zysków kapitałowych w najbliższych kilkunastu miesiącach? Jakie są alternatywne rozwiązania, jeśli nie zostanie zniesiony podatek Belki?
Ewa Matyszewska
Więcej: Gazeta Prawna 27.03.2009 (61) - str.4
interia.pl/Piątek, 27 marca (06:00
Osoby, które poniosły straty na inwestycjach kapitałowych, mogą je odliczać w ciągu pięciu lat, pod warunkiem że będą mieć dochód z tego samego źródła, czyli inwestycji kapitałowych. A o ten, jak można szacować, w najbliższym okresie może być trudno.
Eksperci proponują, aby w czasie kryzysu Ministerstwo Finansów rozważyło możliwość obniżenia podatku Belki płaconego od zysków kapitałowych lub zawiesiło jego pobór. Wiele osób teraz decyduje się na zakładanie lokat bankowych, a od nich też jest pobierany podatek. Z nieoficjalnych danych Ministerstwa Finansów wynika, że na razie prace nad likwidacją podatku Belki nie są prowadzone mimo przedwyborczych obietnic jego zniesienia.
- Należy się spodziewać, że rządzący nie tak łatwo będą chcieli zrezygnować z tak dużych i regularnych wpływów do budżetu, jakie daje podatek Belki - komentuje Grzegorz Grochowina, ekspert z Doradztwa Podatkowego KPMG.
Podatek nieefektywny
Podatek od dochodów kapitałowych, zwany podatkiem Belki, został wprowadzony w celu minimalizacji skutków wysokiego deficytu budżetowego. Jak wskazuje Marek Wronka, starszy menedżer w Deloitte, opodatkowaniu podlegają m.in. dochody kapitałowe (w tym dochody giełdowe) oraz odsetki od dłużnych papierów wartościowych oraz lokat bankowych. Podatnicy mają prawo w niektórych przypadkach (np. ze sprzedaży akcji) do rozliczenia poniesionych strat przez kolejnych pięć lat.
- Mając na uwadze nadchodzący kryzys i związaną z nim głęboką bessę na rynku kapitałowym oraz niższą skłonność do oszczędzania wskutek spadku dochodów, należałoby rozważyć ograniczenie bądź zniesienie podatku Belki - twierdzi Marek Wronka.
Tłumaczy, że z racji bessy podatek Belki stał się mniej efektywnym instrumentem polityki fiskalnej państwa. Jego zniesienie mogłoby stymulować różne formy oszczędzania. Poziom oszczędności determinuje poziom inwestycji w gospodarce, a te z kolei wpływają na tempo wzrostu gospodarczego.
Jaki efekt może przynieść zaniechanie poboru podatku od zysków kapitałowych w najbliższych kilkunastu miesiącach? Jakie są alternatywne rozwiązania, jeśli nie zostanie zniesiony podatek Belki?
Ewa Matyszewska
Więcej: Gazeta Prawna 27.03.2009 (61) - str.4
interia.pl/Piątek, 27 marca (06:00
Równocześnie skorygowane w górę zostały styczniowe dane. Ostatecznie sprzedaż w tym miesiącu wzrosła o 0,8 proc. miesiąc do miesiąca i o 3,8 proc. rok do roku, podczas gdy wcześniej szacowano, że wzrost ten sięgnął odpowiednio 0,7 proc. i 3,6 proc.
Kurs GBP/USD zareagował spadkiem na te jednoznacznie złe dane. O godzinie 10:36 para ta testowała poziom 1,4563 dolara wobec 1,4598 tuż przed publikacją. Słabe wyniki lutowej sprzedaży, mają szanse w istotny sposób wpłynąć na kształtowanie się notowań funta w kolejnych godzinach, przesądzając o kontynuacji rozpoczętej wczoraj spadkowej korekty. Jej cel wyznacza poziom 1,4411 dolara, gdzie wsparcie tworzy dołek z 20 marca br. na wykresie godzinowym. W średnim terminie pozycja strony popytowej, nawet pomimo ewentualnych spadków, pozostaje niezagrożona. Dalej więc silne wzrosty wydają się bardziej prawdopodobnym scenariuszem na najbliższe tygodnie, niż równie zdecydowane spadki.
---
Marcin R. Kiepas
marcin.kiepas@xtb.pl
X-Trade Brokers DM S.A.
Równocześnie skorygowane w górę zostały styczniowe dane. Ostatecznie sprzedaż w tym miesiącu wzrosła o 0,8 proc. miesiąc do miesiąca i o 3,8 proc. rok do roku, podczas gdy wcześniej szacowano, że wzrost ten sięgnął odpowiednio 0,7 proc. i 3,6 proc.
Kurs GBP/USD zareagował spadkiem na te jednoznacznie złe dane. O godzinie 10:36 para ta testowała poziom 1,4563 dolara wobec 1,4598 tuż przed publikacją. Słabe wyniki lutowej sprzedaży, mają szanse w istotny sposób wpłynąć na kształtowanie się notowań funta w kolejnych godzinach, przesądzając o kontynuacji rozpoczętej wczoraj spadkowej korekty. Jej cel wyznacza poziom 1,4411 dolara, gdzie wsparcie tworzy dołek z 20 marca br. na wykresie godzinowym. W średnim terminie pozycja strony popytowej, nawet pomimo ewentualnych spadków, pozostaje niezagrożona. Dalej więc silne wzrosty wydają się bardziej prawdopodobnym scenariuszem na najbliższe tygodnie, niż równie zdecydowane spadki.
---
Marcin R. Kiepas
marcin.kiepas@xtb.pl
X-Trade Brokers DM S.A.
Kurs przeliczeniowy (33,0 korony za euro) okazał się bardzo niekorzystny - powiedział Osiatyński. Jego zdaniem, miało to wpływ na gwałtowny spadek PKB w IV kw. 2008 r. i pierwszych miesiącach br. w tym kraju. Jestem daleki od tego, żeby wyciągnąć wniosek, że Polska nie powinna być krajem członkowskim Unii Gospodarczej i Walutowej. Chodzi o kurs przeliczeniowy (czyli kurs złotego do euro ), że będziemy w stanie utrzymać się sami w korytarzu (czyli tzw. mechanizmie ERM2 ) bez pomocy Europejskiego Banku Centralnego - wyjaśnił Osiatyński.
Moment wejścia do strefy euro poprzedza uczestnictwo w mechanizmie ERM2, gdy przez dwa lata dana waluta jest już związana z euro, a jej kurs może się wahać w stosunku do kursu euro tylko o plus/minus 15 proc.
Strategia rządu ograniczania wydatków budżetowych doprowadzi do większego niż planowany deficytu budżetowego - powiedział wczoraj w Sejmie na konferencji prasowej, b. minister finansów prof. Jerzy Osiatyński.
Kiedy patrzymy na strategię rządu, która jest w istocie strategią zacieśnienia fiskalnego, ograniczenia wydatków budżetowych w imię ochrony rozmiarów deficytu budżetowego (rząd przyjął że deficyt budżetowy wyniesie w tym roku 18,2 mld ), to - jak się wydaje - jest to strategia, która (...) będzie prowadziła, tak czy owak do większego niż planowany deficyt budżetowy - powiedział Osiatyński.
Wyjaśnił, że z jednej strony stanie się tak dlatego, iż do budżetu wpłyną mniejsze dochody podatkowe, a z drugiej, że będą większe wydatki na zasiłki dla bezrobotnych i inne świadczenia socjalne.Profesor zaznaczył, że poprawy koniunktury gospodarczej w Polsce będzie można oczekiwać, kiedy nastąpi poprawa przede wszystkim w Niemczech.
Prof. Jerzy Osiatyński w latach 1989-1990 był ministrem - kierownikiem Centralnego Urzędu Planowania w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. W rządzie Hanny Suchockiej pełnił funkcję ministra finansów (1992-1993). Był posłem na Sejm X oraz I, II i III kadencji z ramienia Unii Demokratycznej, a następnie Unii Wolności. Obecnie należy do Partii Demokratycznej - demokraci.pl.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Kurs przeliczeniowy (33,0 korony za euro) okazał się bardzo niekorzystny - powiedział Osiatyński. Jego zdaniem, miało to wpływ na gwałtowny spadek PKB w IV kw. 2008 r. i pierwszych miesiącach br. w tym kraju. Jestem daleki od tego, żeby wyciągnąć wniosek, że Polska nie powinna być krajem członkowskim Unii Gospodarczej i Walutowej. Chodzi o kurs przeliczeniowy (czyli kurs złotego do euro ), że będziemy w stanie utrzymać się sami w korytarzu (czyli tzw. mechanizmie ERM2 ) bez pomocy Europejskiego Banku Centralnego - wyjaśnił Osiatyński.
Moment wejścia do strefy euro poprzedza uczestnictwo w mechanizmie ERM2, gdy przez dwa lata dana waluta jest już związana z euro, a jej kurs może się wahać w stosunku do kursu euro tylko o plus/minus 15 proc.
Strategia rządu ograniczania wydatków budżetowych doprowadzi do większego niż planowany deficytu budżetowego - powiedział wczoraj w Sejmie na konferencji prasowej, b. minister finansów prof. Jerzy Osiatyński.
Kiedy patrzymy na strategię rządu, która jest w istocie strategią zacieśnienia fiskalnego, ograniczenia wydatków budżetowych w imię ochrony rozmiarów deficytu budżetowego (rząd przyjął że deficyt budżetowy wyniesie w tym roku 18,2 mld ), to - jak się wydaje - jest to strategia, która (...) będzie prowadziła, tak czy owak do większego niż planowany deficyt budżetowy - powiedział Osiatyński.
Wyjaśnił, że z jednej strony stanie się tak dlatego, iż do budżetu wpłyną mniejsze dochody podatkowe, a z drugiej, że będą większe wydatki na zasiłki dla bezrobotnych i inne świadczenia socjalne.Profesor zaznaczył, że poprawy koniunktury gospodarczej w Polsce będzie można oczekiwać, kiedy nastąpi poprawa przede wszystkim w Niemczech.
Prof. Jerzy Osiatyński w latach 1989-1990 był ministrem - kierownikiem Centralnego Urzędu Planowania w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. W rządzie Hanny Suchockiej pełnił funkcję ministra finansów (1992-1993). Był posłem na Sejm X oraz I, II i III kadencji z ramienia Unii Demokratycznej, a następnie Unii Wolności. Obecnie należy do Partii Demokratycznej - demokraci.pl.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
W dobie spowolnienia gospodarczego należy wspierać rozwój akcji kredytowej niezbędnej do finansowania rozwoju gospodarczego. Przede wszystkim zapewnić stabilność sektora finansowego - mówił podczas środowego spotkania Klubu Polska 2015+ Pietraszkiewicz.
Jak podkreślił, szczególne znaczenie ma pomoc w rozwoju budownictwa mieszkalnego. Budownictwo mieszkaniowe powinno być traktowane, jako priorytet. W tym celu należy dokonać pewnych zabezpieczeń, które by zachęcały ludzi do inwestowania.
Jednocześnie bankom stwarzały większe bezpieczeństwo finansowania poprzez wprowadzenie m.in. zasady natychmiastowego uwłaszczenia, jeśli pada deweloper - powiedział Pietraszkiewicz.
Prezes ZBP przypomniał, że w styczniu banki udzieliły ponad 10 tys. kredytów mieszkaniowych. To jest około półtora raza mniej niż w podobnym okresie ubiegłego roku - dodał. Obecny na spotkaniu Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan wskazał, że popyt na kredyty inwestycyjne znacznie zmalał. W ciągu ostatnich pięciu tygodni odbyłem w kraju szereg spotkań z przedsiębiorcami i bankowcami. Część działań banków przedsiębiorcy przyjmują ze zrozumieniem, np. zaostrzenie kontroli udzielanych kredytów. Jednak narzekają, że bardzo trudno jest uzyskać bankową gwarancję oraz że banki zaostrzają kryteria udzielania kredytów i podnoszą ich oprocentowanie - powiedział Mordasewicz.
Eksperci spodziewają się rocznie tylko kilkuset upadłości konsumenckich. Banki nie przewidują w związku z ustawą podwyżki marż kredytowych. więcej »
W kwestii żądania przez banki dodatkowych zabezpieczeń do udzielanych w przeszłości kredytów hipotecznych wypowiedziała się w środę Komisja Nadzoru Finansowego. Środowy "Dziennik" napisał, że banki zaczynają renegocjować umowy dotyczące kredytów hipotecznych i żądać od swoich klientów dodatkowych zabezpieczeń pożyczki, np. podnosząc marże.
Aktualna sytuacja na rynku finansowym i bankowym nie może być wykorzystywana do zwiększania rentowności portfela kredytowego kosztem klientów, np. poprzez podwyższanie marż" - napisano w komunikacie KNF.
Ponadto KNF wskazał, że spadek zabezpieczenia nie oznacza spadku zdolności kredytowej klienta, a wszelkie działania podejmowane wobec kredytobiorców muszą uwzględniać specyfikę każdego kredytu i sytuacji kredytobiorcy. Dodatkowo, jedną z podstawowych zasad przy zawieraniu umów jest zasada równości stron, w związku z tym za niewłaściwą należy uznać sytuację, w której banki wykorzystując zapisy umów będą dążyły do zmiany warunków, na jakich udzielały kredyty - napisano. KNF podkreśliła, że zwiększenie obciążeń klienta w wyniku wzrostu marży może ponadto negatywnie wpłynąć na jego zdolność do spłaty kredytu.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
W dobie spowolnienia gospodarczego należy wspierać rozwój akcji kredytowej niezbędnej do finansowania rozwoju gospodarczego. Przede wszystkim zapewnić stabilność sektora finansowego - mówił podczas środowego spotkania Klubu Polska 2015+ Pietraszkiewicz.
Jak podkreślił, szczególne znaczenie ma pomoc w rozwoju budownictwa mieszkalnego. Budownictwo mieszkaniowe powinno być traktowane, jako priorytet. W tym celu należy dokonać pewnych zabezpieczeń, które by zachęcały ludzi do inwestowania.
Jednocześnie bankom stwarzały większe bezpieczeństwo finansowania poprzez wprowadzenie m.in. zasady natychmiastowego uwłaszczenia, jeśli pada deweloper - powiedział Pietraszkiewicz.
Prezes ZBP przypomniał, że w styczniu banki udzieliły ponad 10 tys. kredytów mieszkaniowych. To jest około półtora raza mniej niż w podobnym okresie ubiegłego roku - dodał. Obecny na spotkaniu Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan wskazał, że popyt na kredyty inwestycyjne znacznie zmalał. W ciągu ostatnich pięciu tygodni odbyłem w kraju szereg spotkań z przedsiębiorcami i bankowcami. Część działań banków przedsiębiorcy przyjmują ze zrozumieniem, np. zaostrzenie kontroli udzielanych kredytów. Jednak narzekają, że bardzo trudno jest uzyskać bankową gwarancję oraz że banki zaostrzają kryteria udzielania kredytów i podnoszą ich oprocentowanie - powiedział Mordasewicz.
Eksperci spodziewają się rocznie tylko kilkuset upadłości konsumenckich. Banki nie przewidują w związku z ustawą podwyżki marż kredytowych. więcej »
W kwestii żądania przez banki dodatkowych zabezpieczeń do udzielanych w przeszłości kredytów hipotecznych wypowiedziała się w środę Komisja Nadzoru Finansowego. Środowy "Dziennik" napisał, że banki zaczynają renegocjować umowy dotyczące kredytów hipotecznych i żądać od swoich klientów dodatkowych zabezpieczeń pożyczki, np. podnosząc marże.
Aktualna sytuacja na rynku finansowym i bankowym nie może być wykorzystywana do zwiększania rentowności portfela kredytowego kosztem klientów, np. poprzez podwyższanie marż" - napisano w komunikacie KNF.
Ponadto KNF wskazał, że spadek zabezpieczenia nie oznacza spadku zdolności kredytowej klienta, a wszelkie działania podejmowane wobec kredytobiorców muszą uwzględniać specyfikę każdego kredytu i sytuacji kredytobiorcy. Dodatkowo, jedną z podstawowych zasad przy zawieraniu umów jest zasada równości stron, w związku z tym za niewłaściwą należy uznać sytuację, w której banki wykorzystując zapisy umów będą dążyły do zmiany warunków, na jakich udzielały kredyty - napisano. KNF podkreśliła, że zwiększenie obciążeń klienta w wyniku wzrostu marży może ponadto negatywnie wpłynąć na jego zdolność do spłaty kredytu.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Filar pytany w wywiadzie dla "Dziennika" jakie są dalsze perspektywy dla stóp procentowych w Polsce powiedział, że gdyby w prognozach dla świata pojawiła się pewna stabilizacja, gdyby się one nie pogarszały, to mógłby to być sygnał dla RPP, że cykl obniżek należałoby zakończyć.
Ale na razie takich wiarygodnych sygnałów ze świata jeszcze nie mamy - dodał. Filar zaznaczył, że Polska jest powiązana z gospodarką światową. Biorąc to pod uwagę, odpowiednio musimy dostosowywać stopy -I to skłoniło radę do ostrożnych kroków, aby nie spowodować ewentualnego dalszego osłabienia złotego. Zapomina się o tym, że rada odpowiada przede wszystkim za stabilność cen. W lutym w porównaniu ze styczniem wskaźnik CPI wzrósł z 2,8 proc. do 3,3 proc. To musiało być i zostało uwzględnione przy podejmowaniu decyzji - dodał.
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Filar ocenił, że wzrost gospodarczy w całym roku 2009 powinien wynieść ok. 1 proc.
Niepokojące są informacje o słabnącej sprzedaży, bo to właśnie popyt wewnętrzny miał ciągnąć gospodarkę. Łącznie z eksportem, który też był motorem wzrostu, ostatnie dane każą ostrożniej szacować wzrost gospodarczy w całym roku, który powinien wynieść ok. 1 proc. To, co wiemy na razie, nie wskazuje na wystąpienie scenariusza recesji w Polsce" - powiedział.
Filar dodał, że przy podejmowaniu kolejnych decyzji RPP będzie zwracać uwagę na prognozy dla gospodarki światowej, kurs walutowy, a także na to, co będzie się działo z cenami usług.
Pytany o obniżkę stopy rezerwy obowiązkowej i głębszą redukcję stopy depozytowej powiedział, że RPP dyskutowała o tym, jednak jest na to obecnie za wcześnie.
"Na razie jednak RPP uznała, że w sytuacji, kiedy na rynku międzybankowym utrzymuje się znacząco nadpłynność, taki ruch byłby przedwczesny" - powiedział Filar.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Czwartek, 26 marca (08:35)
Filar pytany w wywiadzie dla "Dziennika" jakie są dalsze perspektywy dla stóp procentowych w Polsce powiedział, że gdyby w prognozach dla świata pojawiła się pewna stabilizacja, gdyby się one nie pogarszały, to mógłby to być sygnał dla RPP, że cykl obniżek należałoby zakończyć.
Ale na razie takich wiarygodnych sygnałów ze świata jeszcze nie mamy - dodał. Filar zaznaczył, że Polska jest powiązana z gospodarką światową. Biorąc to pod uwagę, odpowiednio musimy dostosowywać stopy -I to skłoniło radę do ostrożnych kroków, aby nie spowodować ewentualnego dalszego osłabienia złotego. Zapomina się o tym, że rada odpowiada przede wszystkim za stabilność cen. W lutym w porównaniu ze styczniem wskaźnik CPI wzrósł z 2,8 proc. do 3,3 proc. To musiało być i zostało uwzględnione przy podejmowaniu decyzji - dodał.
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Filar ocenił, że wzrost gospodarczy w całym roku 2009 powinien wynieść ok. 1 proc.
Niepokojące są informacje o słabnącej sprzedaży, bo to właśnie popyt wewnętrzny miał ciągnąć gospodarkę. Łącznie z eksportem, który też był motorem wzrostu, ostatnie dane każą ostrożniej szacować wzrost gospodarczy w całym roku, który powinien wynieść ok. 1 proc. To, co wiemy na razie, nie wskazuje na wystąpienie scenariusza recesji w Polsce" - powiedział.
Filar dodał, że przy podejmowaniu kolejnych decyzji RPP będzie zwracać uwagę na prognozy dla gospodarki światowej, kurs walutowy, a także na to, co będzie się działo z cenami usług.
Pytany o obniżkę stopy rezerwy obowiązkowej i głębszą redukcję stopy depozytowej powiedział, że RPP dyskutowała o tym, jednak jest na to obecnie za wcześnie.
"Na razie jednak RPP uznała, że w sytuacji, kiedy na rynku międzybankowym utrzymuje się znacząco nadpłynność, taki ruch byłby przedwczesny" - powiedział Filar.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Czwartek, 26 marca (08:35)
średnia ocen: 4,5