Ze świata nieruchomości - strona 147

Rynek wynajmu mieszkań. Marzec 2009

Ostatni miesiąc pierwszego kwartału 2009 r. niewiele zmienił w nastrojach na rynku nieruchomości. Deweloperzy w dalszym ciągu mają problemy ze sprzedażą gotowych lokali ze względu na ograniczone możliwości nabywcze potencjalnych klientów. Pogarszająca się sytuacja makroekonomiczna dodatkowo oddziałuje na rynek mieszkaniowy, w tym również na rynek wynajmu. Marcowy raport Wynajem.pl pokazuje kolejny spadek średnich czynszów ofertowych w analizowanych miastach tj. Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu i Trójmieście. Gwałtowny wzrost cen, z którym mieliśmy do czynienia w 2008 roku został zahamowany. Sytuacja na rynku nieruchomości mieszkaniowych zaczyna się więc normalizować. Czynsze rosły w ostatnim czasie w tempie dwucyfrowym i dla wielu osób wynajęcie mieszkania oznaczało poważne zwiększenie wydatków w budżecie domowym.

W Warszawie za mkw. mieszkania na wynajem w marcu średnio trzeba było zapłacić 47 PLN, we Wrocławiu 38 PLN, a w Krakowie 35 PLN. Taniej jest w Poznaniu, gdzie średnia cena mkw. w marcu wynosiła 31 PLN oraz w Trójmieście, w którym wysokość średniego czynszu ofertowego w stosunku do lutego 2009 roku również się zmniejszyła się i sięgnęła 33 PLN. W ofercie cały czas dominują mieszkania dwupokojowe i trzypokojowe.

 

Źródło: Wynajem.pl

 

Warszawa
Mieszkania w stolicy wyróżniają się na tle innych przede wszystkim wysoką ceną. Średnia cena mkw. mieszkania na wynajem w marcu wyniosła 47 PLN i była niższa o 2 PLN/mkw. w stosunku do lutego i 4 PLN/mkw. w stosunku do stycznia. Największa część mieszkań na wynajem w Warszawie znajduje się w przedziale 2500-3000 PLN (34,1%). Najmniej jest natomiast mieszkań, za które trzeba zapłacić 4000-4500 PLN (3,1%). W marcu, w stosunku do lutego, zanotowano mniejszy udział mieszkań z najwyższych przedziałów cenowych. Miało to odzwierciedlenie w niższej wartości średniego czynszu.

 


Źródło: Wynajem.pl

 

Kraków
W marcu średnio za mieszkanie w Krakowie trzeba było zapłacić 35 PLN, podczas gdy jeszcze w styczniu cena ta wynosiła 38 PLN. Zwiększyła się pula mieszkań o czynszu poniżej 2000 PLN (w marcu obejmowały one 67,5% oferty, podczas gdy w lutym było to 62,3%). Pozostałe przedziały nie odgrywają dużego znaczenia, jedynie mieszkania z przedziału 2000-2500 PLN (15,4%) mają jeszcze dwucyfrowy udział.

 

Źródło: Wynajem.pl

 

Wrocław
Wrocław już od dłuższego czasu zajmuje drugie miejsce pod względem najwyższej średniej ceny mkw. mieszkania na wynajem, chociaż rozbieżności między nim a Warszawą są dość duże. W marcu średnia cena metra kwadratowego wyniosła 38 PLN, a więc była niższa o 2 PLN w stosunku do lutego. Największą część oferty stanowią mieszkania o czynszu niższym niż 2000 PLN (42,4%). Dużą część mieszkań można było także wynająć za 2000-2500 PLN (24,1%). Niewielki odsetek (1,7%) dotyczy mieszkań najdroższych, o czynszu powyżej 4500 PLN.

 

Źródło: Wynajem.pl

 

Poznań
Z ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski najłatwiej jest wynająć mieszkanie w pierwszym przedziale cenowym (poniżej 2000 PLN). Udział tych mieszkań jest największy spośród analizowanych miast i wynosi 76,1%. W Poznaniu średnia cena mkw. mieszkania na wynajem w marcu wyniosła 31 PLN wobec 33 PLN w lutym i 35 PLN w styczniu.

 

Źródło: Wynajem.pl

 

Trójmiasto
W Trójmieście czynsze ofertowe również uległy zmianie w ujęciu miesięcznym – średnio za mkw. trzeba było zapłacić w marcu 33 PLN. Tę wartość zawyża Sopot, w którym średnia cena metra kwadratowego odbiega od pozostałych miast i wyniosła w marcu 44 PLN. W Trójmieście przeważają mieszkania, za które trzeba zapłacić poniżej 2000 PLN (52,2% ogółu mieszkań na wynajem).

 Źródło: Wynajem.pl

 

Pogarszająca się sytuacja gospodarcza wpływa na ogólny nastrój na polskim rynku nieruchomości, który już od kilku miesięcy boryka się z różnymi problemami. Jednocześnie zachodzą jednak na nim pozytywne zmiany – sytuacja normalizuje się. Gwałtowny wzrost czynszów został zahamowany, co powinno ucieszyć najemców. Dla wynajmujących nie jest to optymistyczna informacja, bo oznacza to mniejsze zyski z tytułu wynajmu lokalu, ale nie powinni oni narzekać, bo czynsze w dużych miastach i tak utrzymują się na dość wysokim poziomie i dla wielu stanowią barierę nie do przejścia.


Małgorzata Kędzierska
Analityk Rynku Nieruchomości Wynajem.pl

 

Rynek wynajmu mieszkań. Marzec 2009

Ostatni miesiąc pierwszego kwartału 2009 r. niewiele zmienił w nastrojach na rynku nieruchomości. Deweloperzy w dalszym ciągu mają problemy ze sprzedażą gotowych lokali ze względu na ograniczone możliwości nabywcze potencjalnych klientów. Pogarszająca się sytuacja makroekonomiczna dodatkowo oddziałuje na rynek mieszkaniowy, w tym również na rynek wynajmu. Marcowy raport Wynajem.pl pokazuje kolejny spadek średnich czynszów ofertowych w analizowanych miastach tj. Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu i Trójmieście. Gwałtowny wzrost cen, z którym mieliśmy do czynienia w 2008 roku został zahamowany. Sytuacja na rynku nieruchomości mieszkaniowych zaczyna się więc normalizować. Czynsze rosły w ostatnim czasie w tempie dwucyfrowym i dla wielu osób wynajęcie mieszkania oznaczało poważne zwiększenie wydatków w budżecie domowym.

W Warszawie za mkw. mieszkania na wynajem w marcu średnio trzeba było zapłacić 47 PLN, we Wrocławiu 38 PLN, a w Krakowie 35 PLN. Taniej jest w Poznaniu, gdzie średnia cena mkw. w marcu wynosiła 31 PLN oraz w Trójmieście, w którym wysokość średniego czynszu ofertowego w stosunku do lutego 2009 roku również się zmniejszyła się i sięgnęła 33 PLN. W ofercie cały czas dominują mieszkania dwupokojowe i trzypokojowe.

 

Źródło: Wynajem.pl

 

Warszawa
Mieszkania w stolicy wyróżniają się na tle innych przede wszystkim wysoką ceną. Średnia cena mkw. mieszkania na wynajem w marcu wyniosła 47 PLN i była niższa o 2 PLN/mkw. w stosunku do lutego i 4 PLN/mkw. w stosunku do stycznia. Największa część mieszkań na wynajem w Warszawie znajduje się w przedziale 2500-3000 PLN (34,1%). Najmniej jest natomiast mieszkań, za które trzeba zapłacić 4000-4500 PLN (3,1%). W marcu, w stosunku do lutego, zanotowano mniejszy udział mieszkań z najwyższych przedziałów cenowych. Miało to odzwierciedlenie w niższej wartości średniego czynszu.

 


Źródło: Wynajem.pl

 

Kraków
W marcu średnio za mieszkanie w Krakowie trzeba było zapłacić 35 PLN, podczas gdy jeszcze w styczniu cena ta wynosiła 38 PLN. Zwiększyła się pula mieszkań o czynszu poniżej 2000 PLN (w marcu obejmowały one 67,5% oferty, podczas gdy w lutym było to 62,3%). Pozostałe przedziały nie odgrywają dużego znaczenia, jedynie mieszkania z przedziału 2000-2500 PLN (15,4%) mają jeszcze dwucyfrowy udział.

 

Źródło: Wynajem.pl

 

Wrocław
Wrocław już od dłuższego czasu zajmuje drugie miejsce pod względem najwyższej średniej ceny mkw. mieszkania na wynajem, chociaż rozbieżności między nim a Warszawą są dość duże. W marcu średnia cena metra kwadratowego wyniosła 38 PLN, a więc była niższa o 2 PLN w stosunku do lutego. Największą część oferty stanowią mieszkania o czynszu niższym niż 2000 PLN (42,4%). Dużą część mieszkań można było także wynająć za 2000-2500 PLN (24,1%). Niewielki odsetek (1,7%) dotyczy mieszkań najdroższych, o czynszu powyżej 4500 PLN.

 

Źródło: Wynajem.pl

 

Poznań
Z ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski najłatwiej jest wynająć mieszkanie w pierwszym przedziale cenowym (poniżej 2000 PLN). Udział tych mieszkań jest największy spośród analizowanych miast i wynosi 76,1%. W Poznaniu średnia cena mkw. mieszkania na wynajem w marcu wyniosła 31 PLN wobec 33 PLN w lutym i 35 PLN w styczniu.

 

Źródło: Wynajem.pl

 

Trójmiasto
W Trójmieście czynsze ofertowe również uległy zmianie w ujęciu miesięcznym – średnio za mkw. trzeba było zapłacić w marcu 33 PLN. Tę wartość zawyża Sopot, w którym średnia cena metra kwadratowego odbiega od pozostałych miast i wyniosła w marcu 44 PLN. W Trójmieście przeważają mieszkania, za które trzeba zapłacić poniżej 2000 PLN (52,2% ogółu mieszkań na wynajem).

 Źródło: Wynajem.pl

 

Pogarszająca się sytuacja gospodarcza wpływa na ogólny nastrój na polskim rynku nieruchomości, który już od kilku miesięcy boryka się z różnymi problemami. Jednocześnie zachodzą jednak na nim pozytywne zmiany – sytuacja normalizuje się. Gwałtowny wzrost czynszów został zahamowany, co powinno ucieszyć najemców. Dla wynajmujących nie jest to optymistyczna informacja, bo oznacza to mniejsze zyski z tytułu wynajmu lokalu, ale nie powinni oni narzekać, bo czynsze w dużych miastach i tak utrzymują się na dość wysokim poziomie i dla wielu stanowią barierę nie do przejścia.


Małgorzata Kędzierska
Analityk Rynku Nieruchomości Wynajem.pl

 

Ogród zgodny z fazami Księżyca

Od paru lat coraz więcej osób decyduje się na założenie tak zwanego ogrodu biodynamicznego. W ogrodzie takim wszystkie prace wykonuje się „pod dyktando” poszczególnych faz Księżyca. Zwolennicy tej koncepcji twierdzą, że ponieważ rośliny składają się w 90 procentach z wody, to właśnie Księżyc, który odpowiada między innymi za zjawiska przypływów i odpływów, determinuje wzrost i rozwój roślin.
Ogrodnictwo biodynamiczne zaleca również jak najmniejszą ingerencję człowieka w strukturę gleby. Tym samym powinniśmy ograniczyć do minimum jej przekopywanie, stosując zamiast tego delikatne spulchnianie, które nie narusza tak zwanego życia glebowego. Ważnym zabiegiem w „księżycowym” ogrodzie jest również ściółkowanie, gdyż zapobiega erozji oraz w znaczny sposób ogranicza rozwój chwastów.  

Musimy również całkowicie zrezygnować z nawozów sztucznych, zastępując je kompostem lub obornikiem. Bardzo ważne jest także zapewnienie roślinom odpowiedniego sąsiedztwa. Posadzenie obok siebie prawidłowo dobranych gatunków, pozwoli nam czerpać prawdziwą satysfakcję z piękna naturalnego ogrodu.  

Rytm księżycowy to nie jest wymysł naszych czasów, stosowali się już do niego nasi przodkowie,  teraz zaś przeżywa swój renesans.  Rolnicy przestrzegali go zwłaszcza wiosną z racji Świąt Wielkanocnych wyznaczonych w pierwszą niedzielę po wiosennej pełni Księżyca również był on bardzo związany z katolickimi świętami. Jeżeli więc jakieś przysłowia, rady, prognozy wiązały się z Wielkanocą, Zielonymi Świątkami, Bożym Ciałem to pośrednio zawsze odnosiły się więc do rytmu Księżyca wyznaczonego głównymi fazami - nowiem i pełnią. 
dom.wp

Ogród zgodny z fazami Księżyca

Od paru lat coraz więcej osób decyduje się na założenie tak zwanego ogrodu biodynamicznego. W ogrodzie takim wszystkie prace wykonuje się „pod dyktando” poszczególnych faz Księżyca. Zwolennicy tej koncepcji twierdzą, że ponieważ rośliny składają się w 90 procentach z wody, to właśnie Księżyc, który odpowiada między innymi za zjawiska przypływów i odpływów, determinuje wzrost i rozwój roślin.
Ogrodnictwo biodynamiczne zaleca również jak najmniejszą ingerencję człowieka w strukturę gleby. Tym samym powinniśmy ograniczyć do minimum jej przekopywanie, stosując zamiast tego delikatne spulchnianie, które nie narusza tak zwanego życia glebowego. Ważnym zabiegiem w „księżycowym” ogrodzie jest również ściółkowanie, gdyż zapobiega erozji oraz w znaczny sposób ogranicza rozwój chwastów.  

Musimy również całkowicie zrezygnować z nawozów sztucznych, zastępując je kompostem lub obornikiem. Bardzo ważne jest także zapewnienie roślinom odpowiedniego sąsiedztwa. Posadzenie obok siebie prawidłowo dobranych gatunków, pozwoli nam czerpać prawdziwą satysfakcję z piękna naturalnego ogrodu.  

Rytm księżycowy to nie jest wymysł naszych czasów, stosowali się już do niego nasi przodkowie,  teraz zaś przeżywa swój renesans.  Rolnicy przestrzegali go zwłaszcza wiosną z racji Świąt Wielkanocnych wyznaczonych w pierwszą niedzielę po wiosennej pełni Księżyca również był on bardzo związany z katolickimi świętami. Jeżeli więc jakieś przysłowia, rady, prognozy wiązały się z Wielkanocą, Zielonymi Świątkami, Bożym Ciałem to pośrednio zawsze odnosiły się więc do rytmu Księżyca wyznaczonego głównymi fazami - nowiem i pełnią. 
dom.wp

Setką nie zaświecisz

Od września nie kupimy już tradycyjnych żarówek 100 watowych, a także tych kolorowych i matowych. W 2012 roku na obszarze całej Unii Europejskiej w sklepach będą dostępne już tylko energooszczędne świetlówki.
Powoli musimy przyzwyczajać się do myśli, że z naszych mieszkań wkrótce znikną zwyczajne żarówki, a zastąpią je energooszczędne wymienniki. Klasyczna żarówka, która niewiele zmieniła się od jej wynalezienia w XIX wieku, zużywa tylko 5 proc. energii na światło - resztę traci na emisję ciepła. Nowoczesne źródła światła (oświetlenie halogenowe, fluorescencyjne, diodowe) są kilka razy bardziej wydajne, zużywając mniej energii. A dzięki temu są też bardziej przyjazne środowisku i … naszemu portfelowi.  

Według szacunków Komisji Europejskiej całkowita rezygnacja z  tradycyjnych żarówek w UE oznacza rocznie oszczędności porównywalne z produkcją prądu 10 średnich elektrowni. Odpowiada to zużyciu energii elektrycznej 11 mln gospodarstw domowych. W zależności od specyfiki każde z nich może zaoszczędzić 25-50 euro rocznie. W skali całej UE oznacza to 5-10 mld euro rocznie.  

W polskich realiach wymiana tylko jednej żarówki 100 watowej na jej świetlówkowy odpowiednik to oszczędność 60 zł w ciągu roku. Wycofywanie żarówek będzie odbywało się stopniowo, po „setkach” - za rok - przyjdzie czas na żarówki 75W, w 2011 r. - 60W, a 1 września 2012 roku – na żarówki 40- i 25 watowe. Najmniej wydajne halogeny (klasy C) będą wycofane w roku 2016.  

dom.wp

Setką nie zaświecisz

Od września nie kupimy już tradycyjnych żarówek 100 watowych, a także tych kolorowych i matowych. W 2012 roku na obszarze całej Unii Europejskiej w sklepach będą dostępne już tylko energooszczędne świetlówki.
Powoli musimy przyzwyczajać się do myśli, że z naszych mieszkań wkrótce znikną zwyczajne żarówki, a zastąpią je energooszczędne wymienniki. Klasyczna żarówka, która niewiele zmieniła się od jej wynalezienia w XIX wieku, zużywa tylko 5 proc. energii na światło - resztę traci na emisję ciepła. Nowoczesne źródła światła (oświetlenie halogenowe, fluorescencyjne, diodowe) są kilka razy bardziej wydajne, zużywając mniej energii. A dzięki temu są też bardziej przyjazne środowisku i … naszemu portfelowi.  

Według szacunków Komisji Europejskiej całkowita rezygnacja z  tradycyjnych żarówek w UE oznacza rocznie oszczędności porównywalne z produkcją prądu 10 średnich elektrowni. Odpowiada to zużyciu energii elektrycznej 11 mln gospodarstw domowych. W zależności od specyfiki każde z nich może zaoszczędzić 25-50 euro rocznie. W skali całej UE oznacza to 5-10 mld euro rocznie.  

W polskich realiach wymiana tylko jednej żarówki 100 watowej na jej świetlówkowy odpowiednik to oszczędność 60 zł w ciągu roku. Wycofywanie żarówek będzie odbywało się stopniowo, po „setkach” - za rok - przyjdzie czas na żarówki 75W, w 2011 r. - 60W, a 1 września 2012 roku – na żarówki 40- i 25 watowe. Najmniej wydajne halogeny (klasy C) będą wycofane w roku 2016.  

dom.wp

Podsumowanie marcowych wydarzeń na rynku nieruchomości

Ostatni miesiąc pierwszego kwartału 2009 roku niewiele zmienił w nastrojach na rynku nieruchomości. Deweloperzy w dalszym ciągu mają problemy ze sprzedażą gotowych lokali ze względu na ograniczone możliwości nabywcze Polaków. Pogarszająca się sytuacja makroekonomiczna dodatkowo oddziałuje na rynek mieszkaniowy.
Z opublikowanych 17 marca danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w okresie I-II 2009 roku do użytku oddano 29 880 mieszkań, a więc o 4260 więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Wzrost liczby oddawanych do użytku mieszkań dotyczył wszystkich segmentów z wyjątkiem segmentu spółdzielczego, w którym odnotowano spadek o 84,5% w stosunku do okresu styczeń-luty 2008 roku. Dane rzeczywiście są optymistyczne, ale doskonale wiemy, że są wynikiem boomu budowlanego poprzednich lat. Teraz duża część inwestycji jest wstrzymana ze względu na niepewność na rynku, ale też i problemy finansowe części inwestorów. Będzie to miało swoje konsekwencje w kolejnych latach.

19 marca weszła w życie ustawa o wspieraniu termomodernizacji i remontów. Zakłada ona możliwość skorzystania z premii termomodernizacyjnej, remontowej i kompensacyjnej. Inwestorowi będzie więc przysługiwała premia z tytułu realizacji przedsięwzięcia mającego na celu zmniejszenie zapotrzebowania na energię cieplną, przedsięwzięcia remontowego czy też premia z tytułu remontów budynków mieszkalnych jednorodzinnych. Inwestor składa wniosek o przyznanie premii do Banku Gospodarstwa Krajowego za pośrednictwem banku kredytującego. Wspieranie termomodernizacji i remontów jest rozwiązaniem, które pomoże w odnowie substancji mieszkaniowej i uatrakcyjnieniu miejskich przestrzeni.

Bank Gospodarstwa Krajowego zaangażowany jest także w inny projekt, który już od pewnego czasu nazywany jest „hitem” na rynku mieszkaniowym. „Rodzina na swoim”, bo o niej tu mowa, to program rządowy, którego celem jest dofinansowanie części raty odsetkowej kredytu uzyskanego na zakup mieszkania lub domu. Trzeba jednak pamiętać, że marzec był ostatnim miesiącem w kwartale, a to oznacza zmianę średniego wskaźnika przeliczeniowego kosztu 1 mkw. powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych.

W marcu przedstawione zostały także ogólne ramy przygotowywanego przez rząd programu mającego na celu pomoc w spłacie kredytu hipotecznego osobom, które utraciły pracę. Nieoprocentowana pożyczka o korzystnych terminach spłaty oraz rządowy limit wsparcia w spłacie rat w wysokości 1200 zł – to podstawowe  założenia programu.

Marzec kojarzyć się będzie także z nieprzyjemną sytuacją na rynku bankowym – UOKiK złożył pozew przeciwko bankowi dowolnie zmieniającego odsetki od kredytów (BRE Bank). Komisja Nadzoru Finansowego zwróciła z kolei uwagę na nieetyczne zachowanie ze strony Polbanku, który chciał renegocjować umowy kredytów hipotecznych udzielonych w ostatnich miesiącach. W obronie klientów stanął nawet Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, który zwrócił uwagę na to, że banki próbują obciążyć klientów skutkami kryzysu finansowego.

Rynek mieszkaniowy boryka się teraz z różnymi problemami, ale warto zauważyć, że nie jest on zupełnie wystawiony na działanie sił rynkowych. Uaktywnia się także działalność państwa. Konstruowanie przemyślanych instrumentów oraz czujność instytucji są jak najbardziej wskazane. Ważne jest jednak zachowanie odpowiednich proporcji.

 

Małgorzata Kędzierska


Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Podsumowanie marcowych wydarzeń na rynku nieruchomości

Ostatni miesiąc pierwszego kwartału 2009 roku niewiele zmienił w nastrojach na rynku nieruchomości. Deweloperzy w dalszym ciągu mają problemy ze sprzedażą gotowych lokali ze względu na ograniczone możliwości nabywcze Polaków. Pogarszająca się sytuacja makroekonomiczna dodatkowo oddziałuje na rynek mieszkaniowy.
Z opublikowanych 17 marca danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w okresie I-II 2009 roku do użytku oddano 29 880 mieszkań, a więc o 4260 więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Wzrost liczby oddawanych do użytku mieszkań dotyczył wszystkich segmentów z wyjątkiem segmentu spółdzielczego, w którym odnotowano spadek o 84,5% w stosunku do okresu styczeń-luty 2008 roku. Dane rzeczywiście są optymistyczne, ale doskonale wiemy, że są wynikiem boomu budowlanego poprzednich lat. Teraz duża część inwestycji jest wstrzymana ze względu na niepewność na rynku, ale też i problemy finansowe części inwestorów. Będzie to miało swoje konsekwencje w kolejnych latach.

19 marca weszła w życie ustawa o wspieraniu termomodernizacji i remontów. Zakłada ona możliwość skorzystania z premii termomodernizacyjnej, remontowej i kompensacyjnej. Inwestorowi będzie więc przysługiwała premia z tytułu realizacji przedsięwzięcia mającego na celu zmniejszenie zapotrzebowania na energię cieplną, przedsięwzięcia remontowego czy też premia z tytułu remontów budynków mieszkalnych jednorodzinnych. Inwestor składa wniosek o przyznanie premii do Banku Gospodarstwa Krajowego za pośrednictwem banku kredytującego. Wspieranie termomodernizacji i remontów jest rozwiązaniem, które pomoże w odnowie substancji mieszkaniowej i uatrakcyjnieniu miejskich przestrzeni.

Bank Gospodarstwa Krajowego zaangażowany jest także w inny projekt, który już od pewnego czasu nazywany jest „hitem” na rynku mieszkaniowym. „Rodzina na swoim”, bo o niej tu mowa, to program rządowy, którego celem jest dofinansowanie części raty odsetkowej kredytu uzyskanego na zakup mieszkania lub domu. Trzeba jednak pamiętać, że marzec był ostatnim miesiącem w kwartale, a to oznacza zmianę średniego wskaźnika przeliczeniowego kosztu 1 mkw. powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych.

W marcu przedstawione zostały także ogólne ramy przygotowywanego przez rząd programu mającego na celu pomoc w spłacie kredytu hipotecznego osobom, które utraciły pracę. Nieoprocentowana pożyczka o korzystnych terminach spłaty oraz rządowy limit wsparcia w spłacie rat w wysokości 1200 zł – to podstawowe  założenia programu.

Marzec kojarzyć się będzie także z nieprzyjemną sytuacją na rynku bankowym – UOKiK złożył pozew przeciwko bankowi dowolnie zmieniającego odsetki od kredytów (BRE Bank). Komisja Nadzoru Finansowego zwróciła z kolei uwagę na nieetyczne zachowanie ze strony Polbanku, który chciał renegocjować umowy kredytów hipotecznych udzielonych w ostatnich miesiącach. W obronie klientów stanął nawet Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, który zwrócił uwagę na to, że banki próbują obciążyć klientów skutkami kryzysu finansowego.

Rynek mieszkaniowy boryka się teraz z różnymi problemami, ale warto zauważyć, że nie jest on zupełnie wystawiony na działanie sił rynkowych. Uaktywnia się także działalność państwa. Konstruowanie przemyślanych instrumentów oraz czujność instytucji są jak najbardziej wskazane. Ważne jest jednak zachowanie odpowiednich proporcji.

 

Małgorzata Kędzierska


Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Czego nie widać … w oknie?

Pozornie większość okien wygląda tak samo, bez względu na producenta. Wszyscy mają okna 5-komorowe, podobne kolory w standardzie, niemal takie same kształty profili… więc gdzie są różnice?
Różnic jest zaskakująco dużo, jednak wiele bardzo istotnych elementów jest niewidocznych na pierwszy rzut oka.

1. Profile

Profile mogą być klasy A, B lub C. Oznacza to iż ścianki konstrukcyjne mogą mieć 2,8 mm grubości (klasa A) ale i poniżej 2,5mm (klasa C). Różnica sięga zatem nawet 11% i więcej. To niepozorne 0,5 mm odgrywa jednak bardzo istotną rolę.
- Producenci profili bazując na opinii, że klienci zwracają uwagę głównie na magiczną ilość „5 komór”, szerokość 70 mm profilu i cenę okna - dostosowują swoją ofertę do tych oczekiwań. Większość profili „nowej generacji”, 5-komorowych waży tyle samo co „starsze  3 komorowe modele” mające szerokości 58 – 60 mm. Wszystko da się „rozdmuchać” – profile na etapie produkcji także. Powód jest jeden - cena profilu to jego waga, a nie ilość komór! – mówi Izabela Tryba, dyrektor handlowy firmy Oknoplus.

Grubość ścianek profilu ma bezpośredni wpływ na statykę, wytrzymałość stolarki i możliwości konstrukcyjne. Warto zatem sprawdzić z jakiej klasy profilu proponowane są okna. Klasa profilu podawana jest w aprobacie technicznej, którą powinien dysponować handlowiec.

2. Zbrojenie

Wszystkie profile PCV wymagają dodatkowego usztywnienia w postaci zbrojenia. Stal jest jednak droga, ale … na szczęście dla niektórych producentów w gotowym wyrobie jej nie widać. Wprawdzie zgodnie z wytycznymi powinno się stosować zbrojenie min. 1,5 mm, ale jak zastosuje się 1,0 - 1,2 mm to oszczędności są dość istotne, a więc pokusa dla producenta duża. Dlatego też często producenci nie zawierają w umowie informacji o grubości zastosowanego zbrojenia, co ułatwia takie uproszczenia.

Dodatkowo zbrojenie winno być zgodnie z wytycznymi przykręcane do profilu nie rzadziej niż co 30cm. Rzadziej przykręcone zbrojenie to również wymierne korzyści - taniej i szybciej.
dom.wp

Czego nie widać … w oknie?

Pozornie większość okien wygląda tak samo, bez względu na producenta. Wszyscy mają okna 5-komorowe, podobne kolory w standardzie, niemal takie same kształty profili… więc gdzie są różnice?
Różnic jest zaskakująco dużo, jednak wiele bardzo istotnych elementów jest niewidocznych na pierwszy rzut oka.

1. Profile

Profile mogą być klasy A, B lub C. Oznacza to iż ścianki konstrukcyjne mogą mieć 2,8 mm grubości (klasa A) ale i poniżej 2,5mm (klasa C). Różnica sięga zatem nawet 11% i więcej. To niepozorne 0,5 mm odgrywa jednak bardzo istotną rolę.
- Producenci profili bazując na opinii, że klienci zwracają uwagę głównie na magiczną ilość „5 komór”, szerokość 70 mm profilu i cenę okna - dostosowują swoją ofertę do tych oczekiwań. Większość profili „nowej generacji”, 5-komorowych waży tyle samo co „starsze  3 komorowe modele” mające szerokości 58 – 60 mm. Wszystko da się „rozdmuchać” – profile na etapie produkcji także. Powód jest jeden - cena profilu to jego waga, a nie ilość komór! – mówi Izabela Tryba, dyrektor handlowy firmy Oknoplus.

Grubość ścianek profilu ma bezpośredni wpływ na statykę, wytrzymałość stolarki i możliwości konstrukcyjne. Warto zatem sprawdzić z jakiej klasy profilu proponowane są okna. Klasa profilu podawana jest w aprobacie technicznej, którą powinien dysponować handlowiec.

2. Zbrojenie

Wszystkie profile PCV wymagają dodatkowego usztywnienia w postaci zbrojenia. Stal jest jednak droga, ale … na szczęście dla niektórych producentów w gotowym wyrobie jej nie widać. Wprawdzie zgodnie z wytycznymi powinno się stosować zbrojenie min. 1,5 mm, ale jak zastosuje się 1,0 - 1,2 mm to oszczędności są dość istotne, a więc pokusa dla producenta duża. Dlatego też często producenci nie zawierają w umowie informacji o grubości zastosowanego zbrojenia, co ułatwia takie uproszczenia.

Dodatkowo zbrojenie winno być zgodnie z wytycznymi przykręcane do profilu nie rzadziej niż co 30cm. Rzadziej przykręcone zbrojenie to również wymierne korzyści - taniej i szybciej.
dom.wp

W.Brytania - domy droższe

Ceny domów w Wielkiej Brytanii wzrosły w marcu po raz pierwszy od października 2007 roku - poinformowała budowlana kasa oszczędnościowa Nationwide Bulding Society, ostrzegając jednocześnie przed nadmiernym optymizmem w sprawie trendów rynkowych.

Według Nationwide, w marcu ceny domów wzrosły o 0,9 proc. po tym, gdy w lutym spadły o 1,9 proc. Średnia cena domu w Wielkiej Brytanii sięga obecnie 151 tys. funtów.

Spadek cen domów w wymiarze rocznym wyniósł w marcu 15,7 proc. w porównaniu z 17,6 proc. w lutym.

- Redukcja rocznego wskaźnika jest w pewnym sensie zniekształcona ubiegłorocznymi warunkami i dlatego byłoby nierozsądne stawianie autorytatywnych wniosków. Jednocześnie, choć wzrost cen w marcu należy powitać z uznaniem, jest o wiele za wcześnie, by traktować go jako dowód, iż najgorsze już minęło - powiedziała naczelna ekonomistka Nationwide Fionnuala Earley.

Sytuacja na brytyjskim rynku mieszkaniowym znacznie pogorszyła się w ostatnich miesiącach w następstwie kryzysu finansowego, zniechęcającego banki do pożyczania pieniędzy.

- Dlatego obecny zwrot w aktywności odzwierciedla raczej powrót kupujących, którzy odkładali transakcje przez okres najgorszych finansowych zaburzeń pod koniec 2008 roku, a nie początek szybkiej odnowy. Tym niemniej wola kredytobiorców, by powracać na rynek jest zachęcająca i zapewne częściowo odzwierciedla obniżające się koszty kredytu - dodała Earley.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Czwartek, 2 kwietnia (12:26)

W.Brytania - domy droższe

Ceny domów w Wielkiej Brytanii wzrosły w marcu po raz pierwszy od października 2007 roku - poinformowała budowlana kasa oszczędnościowa Nationwide Bulding Society, ostrzegając jednocześnie przed nadmiernym optymizmem w sprawie trendów rynkowych.

Według Nationwide, w marcu ceny domów wzrosły o 0,9 proc. po tym, gdy w lutym spadły o 1,9 proc. Średnia cena domu w Wielkiej Brytanii sięga obecnie 151 tys. funtów.

Spadek cen domów w wymiarze rocznym wyniósł w marcu 15,7 proc. w porównaniu z 17,6 proc. w lutym.

- Redukcja rocznego wskaźnika jest w pewnym sensie zniekształcona ubiegłorocznymi warunkami i dlatego byłoby nierozsądne stawianie autorytatywnych wniosków. Jednocześnie, choć wzrost cen w marcu należy powitać z uznaniem, jest o wiele za wcześnie, by traktować go jako dowód, iż najgorsze już minęło - powiedziała naczelna ekonomistka Nationwide Fionnuala Earley.

Sytuacja na brytyjskim rynku mieszkaniowym znacznie pogorszyła się w ostatnich miesiącach w następstwie kryzysu finansowego, zniechęcającego banki do pożyczania pieniędzy.

- Dlatego obecny zwrot w aktywności odzwierciedla raczej powrót kupujących, którzy odkładali transakcje przez okres najgorszych finansowych zaburzeń pod koniec 2008 roku, a nie początek szybkiej odnowy. Tym niemniej wola kredytobiorców, by powracać na rynek jest zachęcająca i zapewne częściowo odzwierciedla obniżające się koszty kredytu - dodała Earley.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Czwartek, 2 kwietnia (12:26)

EBC obniżył stopy. Firmy odetchną

Zredukowanie przez EBC głównej stopy procentowej do 1,25 proc. oznacza niższe raty dla firm, które zadłużone są w bankach na ponad 41 mld euro. Spadnie również oprocentowanie kredytów hipotecznych.

Zadłużenie polskich przedsiębiorstw rosło od 2007 roku. Firmy inwestowały i potrzebowały kapitału. Wraz z umacniającym się złotym coraz więcej zaczęło pojawiać się również kredytów denominowanych w walutach obcych, a przede wszystkim - w euro. Jak szacują analitycy kredyty firm w euro stanowią 80 procent całej sumy zadłużenia firm w walutach obcych.

Od stycznia 2009 roku EBC dokonało łącznej obniżki o 125 punktów bazowych sprowadzając główną stopę do 1,25 proc.

Pod koniec ubiegłego roku, sytuacja na rynku walutowym zaczęła zmierzać w niekorzystnym kierunku dla firm. To jest jeden z powodów dla których zadłużenie w euro w przeliczeniu na złotego (wg danych NBP) tak mocno wzrosło i obecnie wynosi 41 mld euro.


źródło: NBP
*80% zadłużenia w walutach obcych stanowi należność w euro,
na podstawie szacunków własnych i analityków

Firmy zaciągają kredyty walutowe nie tylko w kraju, ale także poza jego granicami. Przedsiębiorstwa, których właściciele mają centrale we Francji czy w Niemczech również wspierają swoje spółki córki. Według danych NBP na koniec 2008 roku udzielili oni wsparcia na kwotę około 32 mld euro. Wiele dużych firm ma również linie kredytowe w zagranicznych bankach. Jest to niecałe 30,7 mld euro.

Zadłużenie firm w euro na koniec 2008 r.
za granicą 30,69 mld euro
w Polsce* 10,49 mld euro
łącznie 41,18 mld euro

źródło NBP
*analiza własna na podstawie szacunków analityków uwzględniająca zadłużenie w euro na koniec 2008 roku liczone jako 80% ogólnego zadłużenia firm w walutach obcych, przeliczone po kursie średnim NBP z 31.12.2008 r.

 

Niższe stopy niższe raty?

Obniżka stóp procentowych w strefie euro jest dobrą wiadomością dla przedsiębiorców.

- Z pewnością zmniejszą się koszty obsługi długu, firmy będą płacić mniejsze odsetki. Sęk w tym, że wszystko zależy od umowy jaką podpisała firma z bankiem zaciągając kredyt - mówi Money.pl Adam Antoniak, ekonomista z BPH.

Obniżka może być jednak nieodczuwalna ze względu na dużą zmienność na rynku złotego. Jeżeli zacznie się on ponownie osłabiać, to pomimo spadku oprocentowania, rata kredytu będzie rosnąć.

- Taki spadek obsługi długu w euro zapewne odczują szybciej te firmy, które mają zabezpieczone jednocześnie ryzyko kursowe - dodaje Marcin Mróz, główny analityk z Fortis Banku.

Ostatnie miesiące przyniosły jednak tak duże zmiany na globalnych rynkach, że raczej niewiele firm potrafiło takie wahania przewidzieć. Szczególnie dotyczące kursu złotego.

Trudniej o kredyt dla firmy

Kryzys finansowy wpłynął również na inne postrzeganie przedsiębiorstw przez banki. W tym przypadku i EBC redukując stopy procentowe nie jest w stanie im pomóc.

- W obecnej sytuacji gospodarczej znacznie wzrosło ryzyko przy udzielaniu kredytów dla firm. To powoduje, że koszt pozyskania finansowania stał się wyższy niż był jeszcze kilka miesięcy wcześniej - dodaje Adam Antoniak.

To oznacza, że redukcja stóp dokonana przez EBC niekoniecznie wpłynie na łatwiejszy dostęp do kredytu dla przedsiębiorstw. Inaczej sytuacja przedstawia się dla osoby fizycznej planującej zaciągnięcie kredytu hipotecznego.

Kowalski ma większy wybór

Do tej pory na rynku kredytów hipotecznych przede wszystkim dominował frank szwajcarski, potem krajowa waluta a na końcu euro. Po kolejnych redukcjach stóp procentowych dokonanych przez EBC może się to zmienić.

Według przedstawicieli pośredników kredytowych obecny spadek stóp w strefie euro powoduje, że kredyty w europejskiej walucie będą już wkrótce tańsze niż te we franku szwajcarskim. Choć stopy rynkowe dla euro są ciągle wyższe niż w przypadku franka, to jednak na kredyty w euro banki oferują niższe marże.

Zdaniem Pawła Majtkowskiego, głównego analityka z Finamo SA, w przypadku franka przeciętna marża to obecnie 3,5 punktu procentowego, podczas gdy dla kredytów w euro jest to tylko 2,5 p.p. Różnica wynosi wiec 1 p.p., czyli więcej niż wyniesie za kilka tygodni różnica w wysokości stóp procentowych.

Kredyt w euro coraz atrakcyjniejszy
waluta Libor/Wibor/Euribor 3M marża oprocentowanie rata
EUR po redukcji
1,27% 2,50% 3,77% 1476,32 zł
CHF 0,40% 3,50% 3,90% 1499,90 zł
PLN 4,16% 2,00% 6,16% 1829,63 zł

założenie: nowy kredyt zaciągnięty na 300 tys. zł na 30 lat, spread CHF - 20 gr., EUR -30 gr. Kurs wypłaty i spłaty wg. śr. kursu NBP z 2.04.2009 r.
źródło: Finamo SA.

Dziś euribor wyniósł 1,52 proc., a po obniżce oficjalnych stóp o 25 punktów bazowych można się spodziewać jego spadku do około 1,27 proc. Trzymiesięczny libor dla CHF wynosi natomiast obecnie 0,4 p.p. Zatem w wypadku euro będziemy wkrótce mieć o 0,87 p.p. wyższe stopy, ale o około 1 p.p. niższą marżę. To będzie powodować, że kredyt w euro będzie o 0,13 p.p. tańszy. Dla przeciętnego kredytu na kwotę 300 tys. zł rata kredytu w euro będzie o prawie 25 zł niższa niż frankowego - dodaje Majtkowski.

Komentarz Money.pl

Marek Knitter
Money.pl

Kiedy złoty był mocny, a gospodarka ostro pędziła naprzód, zadłużenie w euro nie stanowiło większego problemu. Nikt nie mógł jednak przewidzieć, że kryzys finansowy tak szybko przeniesie się z USA do Europy gdzie rozlał się po wszystkich krajach. Globalni inwestorzy zaczęli wycofywać się z wielu rynków co tylko spotęgowało problemy.

Polsce nie udało się od tego uciec. Złoty bardzo mocno zaczął się osłabiać, a tym samym powiększając zadłużenie walutowe firm. To co pozwala na chwilowe złapanie oddechu przez wiele firm związane jest z redukcjami stóp procentowych. Niestety nikt nie monitoruje ile jest firm, które zaciągnęły kredyty w walutach obcych i dodatkowo zabezpieczyło się przed ryzykiem kursowym. Przy spowalniającej gospodarce rosnące raty od zadłużenia mogą poważnie zagrozić egzystencji danej firmy. Należy jednak mieć nadzieję, ze złoty umocni się i ustabilizuje na poziomie, który pozwoli spokojnie planować i spłacać zadłużenie polskim firmom. Brakuje jeszcze tylko jednego... Poprawy w gospodarce światowej.

Najważniejsze informacje w twojej skrzynce e-mail!

Wiadomości z kraju i ze świata na Twojej stronie internetowej



Marek Knitter
2009-04-03 07:25

EBC obniżył stopy. Firmy odetchną

Zredukowanie przez EBC głównej stopy procentowej do 1,25 proc. oznacza niższe raty dla firm, które zadłużone są w bankach na ponad 41 mld euro. Spadnie również oprocentowanie kredytów hipotecznych.

Zadłużenie polskich przedsiębiorstw rosło od 2007 roku. Firmy inwestowały i potrzebowały kapitału. Wraz z umacniającym się złotym coraz więcej zaczęło pojawiać się również kredytów denominowanych w walutach obcych, a przede wszystkim - w euro. Jak szacują analitycy kredyty firm w euro stanowią 80 procent całej sumy zadłużenia firm w walutach obcych.

Od stycznia 2009 roku EBC dokonało łącznej obniżki o 125 punktów bazowych sprowadzając główną stopę do 1,25 proc.

Pod koniec ubiegłego roku, sytuacja na rynku walutowym zaczęła zmierzać w niekorzystnym kierunku dla firm. To jest jeden z powodów dla których zadłużenie w euro w przeliczeniu na złotego (wg danych NBP) tak mocno wzrosło i obecnie wynosi 41 mld euro.


źródło: NBP
*80% zadłużenia w walutach obcych stanowi należność w euro,
na podstawie szacunków własnych i analityków

Firmy zaciągają kredyty walutowe nie tylko w kraju, ale także poza jego granicami. Przedsiębiorstwa, których właściciele mają centrale we Francji czy w Niemczech również wspierają swoje spółki córki. Według danych NBP na koniec 2008 roku udzielili oni wsparcia na kwotę około 32 mld euro. Wiele dużych firm ma również linie kredytowe w zagranicznych bankach. Jest to niecałe 30,7 mld euro.

Zadłużenie firm w euro na koniec 2008 r.
za granicą 30,69 mld euro
w Polsce* 10,49 mld euro
łącznie 41,18 mld euro

źródło NBP
*analiza własna na podstawie szacunków analityków uwzględniająca zadłużenie w euro na koniec 2008 roku liczone jako 80% ogólnego zadłużenia firm w walutach obcych, przeliczone po kursie średnim NBP z 31.12.2008 r.

 

Niższe stopy niższe raty?

Obniżka stóp procentowych w strefie euro jest dobrą wiadomością dla przedsiębiorców.

- Z pewnością zmniejszą się koszty obsługi długu, firmy będą płacić mniejsze odsetki. Sęk w tym, że wszystko zależy od umowy jaką podpisała firma z bankiem zaciągając kredyt - mówi Money.pl Adam Antoniak, ekonomista z BPH.

Obniżka może być jednak nieodczuwalna ze względu na dużą zmienność na rynku złotego. Jeżeli zacznie się on ponownie osłabiać, to pomimo spadku oprocentowania, rata kredytu będzie rosnąć.

- Taki spadek obsługi długu w euro zapewne odczują szybciej te firmy, które mają zabezpieczone jednocześnie ryzyko kursowe - dodaje Marcin Mróz, główny analityk z Fortis Banku.

Ostatnie miesiące przyniosły jednak tak duże zmiany na globalnych rynkach, że raczej niewiele firm potrafiło takie wahania przewidzieć. Szczególnie dotyczące kursu złotego.

Trudniej o kredyt dla firmy

Kryzys finansowy wpłynął również na inne postrzeganie przedsiębiorstw przez banki. W tym przypadku i EBC redukując stopy procentowe nie jest w stanie im pomóc.

- W obecnej sytuacji gospodarczej znacznie wzrosło ryzyko przy udzielaniu kredytów dla firm. To powoduje, że koszt pozyskania finansowania stał się wyższy niż był jeszcze kilka miesięcy wcześniej - dodaje Adam Antoniak.

To oznacza, że redukcja stóp dokonana przez EBC niekoniecznie wpłynie na łatwiejszy dostęp do kredytu dla przedsiębiorstw. Inaczej sytuacja przedstawia się dla osoby fizycznej planującej zaciągnięcie kredytu hipotecznego.

Kowalski ma większy wybór

Do tej pory na rynku kredytów hipotecznych przede wszystkim dominował frank szwajcarski, potem krajowa waluta a na końcu euro. Po kolejnych redukcjach stóp procentowych dokonanych przez EBC może się to zmienić.

Według przedstawicieli pośredników kredytowych obecny spadek stóp w strefie euro powoduje, że kredyty w europejskiej walucie będą już wkrótce tańsze niż te we franku szwajcarskim. Choć stopy rynkowe dla euro są ciągle wyższe niż w przypadku franka, to jednak na kredyty w euro banki oferują niższe marże.

Zdaniem Pawła Majtkowskiego, głównego analityka z Finamo SA, w przypadku franka przeciętna marża to obecnie 3,5 punktu procentowego, podczas gdy dla kredytów w euro jest to tylko 2,5 p.p. Różnica wynosi wiec 1 p.p., czyli więcej niż wyniesie za kilka tygodni różnica w wysokości stóp procentowych.

Kredyt w euro coraz atrakcyjniejszy
waluta Libor/Wibor/Euribor 3M marża oprocentowanie rata
EUR po redukcji
1,27% 2,50% 3,77% 1476,32 zł
CHF 0,40% 3,50% 3,90% 1499,90 zł
PLN 4,16% 2,00% 6,16% 1829,63 zł

założenie: nowy kredyt zaciągnięty na 300 tys. zł na 30 lat, spread CHF - 20 gr., EUR -30 gr. Kurs wypłaty i spłaty wg. śr. kursu NBP z 2.04.2009 r.
źródło: Finamo SA.

Dziś euribor wyniósł 1,52 proc., a po obniżce oficjalnych stóp o 25 punktów bazowych można się spodziewać jego spadku do około 1,27 proc. Trzymiesięczny libor dla CHF wynosi natomiast obecnie 0,4 p.p. Zatem w wypadku euro będziemy wkrótce mieć o 0,87 p.p. wyższe stopy, ale o około 1 p.p. niższą marżę. To będzie powodować, że kredyt w euro będzie o 0,13 p.p. tańszy. Dla przeciętnego kredytu na kwotę 300 tys. zł rata kredytu w euro będzie o prawie 25 zł niższa niż frankowego - dodaje Majtkowski.

Komentarz Money.pl

Marek Knitter
Money.pl

Kiedy złoty był mocny, a gospodarka ostro pędziła naprzód, zadłużenie w euro nie stanowiło większego problemu. Nikt nie mógł jednak przewidzieć, że kryzys finansowy tak szybko przeniesie się z USA do Europy gdzie rozlał się po wszystkich krajach. Globalni inwestorzy zaczęli wycofywać się z wielu rynków co tylko spotęgowało problemy.

Polsce nie udało się od tego uciec. Złoty bardzo mocno zaczął się osłabiać, a tym samym powiększając zadłużenie walutowe firm. To co pozwala na chwilowe złapanie oddechu przez wiele firm związane jest z redukcjami stóp procentowych. Niestety nikt nie monitoruje ile jest firm, które zaciągnęły kredyty w walutach obcych i dodatkowo zabezpieczyło się przed ryzykiem kursowym. Przy spowalniającej gospodarce rosnące raty od zadłużenia mogą poważnie zagrozić egzystencji danej firmy. Należy jednak mieć nadzieję, ze złoty umocni się i ustabilizuje na poziomie, który pozwoli spokojnie planować i spłacać zadłużenie polskim firmom. Brakuje jeszcze tylko jednego... Poprawy w gospodarce światowej.

Najważniejsze informacje w twojej skrzynce e-mail!

Wiadomości z kraju i ze świata na Twojej stronie internetowej



Marek Knitter
2009-04-03 07:25

Jesteśmy najlepsi w regionie!

Nawet jeśli kryzys dotknie Polskę później i silniej niż inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej, i tak jest w lepszej niż one sytuacji - uważa dr Constantin Vayenas, szef Działu Badań Rynków Wschodzących w UBS Wealth Management. Świat popadł w recesję. Jakie są Pańskie prognozy na ten rok?
Constantin Vayenas: Obecnie bardzo trudno jest mieć pewność przy podawaniu dokładnych prognoz - mówieniu o wzroście o 0,5 proc., 1 proc. czy 1,5 proc. To, co jest pewne, to fakt, że znaleźliśmy się w bardzo nietypowej, zagrażającej całemu światu sytuacji - a to nie miało miejsca już od wielu lat. Jednak większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że kryzys faktycznie zaczął się trzy lata temu: ceny nieruchomości na rynku amerykańskim zaczęły spadać w I połowie 2006 r.

Zobaczmy, jak wiele czasu trwało rozprzestrzenienie się kryzysu na cały świat. W Europie zaczął się od Irlandii, potem przeniósł się na Eurazję, aż po Władywostok. Spodziewam się recesji, a zatem ujemnego wzrostu gospodarczego. Tu akurat jednym z wyjątków jest Polska. Przewiduję również recesję w Ameryce Północnej i w Japonii.

A czy w tym pesymistycznym obrazie są jakieś pozytywy?

C. V.: Wzrost gospodarczy odnotuje część rynków wschodzących w Azji - przede wszystkim Chiny i Indie. Nieco słabiej, ale również na plusie będą kraje południowoamerykańskie. Pozytywnie oceniam również perspektywy Afryki i Bliskiego Wschodu.

Wspomniał Pan o Chinach jako przykładzie pozytywnym - tymczasem mówi się, że wzrost gospodarczy spadnie tam w tym roku do zera.

C. V.: Wszyscy zastanawiają się, co będzie z Chinami. Standardowo uważa się, że na kraj uzależniony od eksportu - a takim są Chiny - kryzys będzie miał duży wpływ. Jednak Państwo Środka jest wyjątkowe. Kluczowym czynnikiem są pieniądze: kto je ma? kto będzie wydawał?

Chiny będą wydawać. Rząd tego kraju ma pieniądze, rezerwy walutowe należą do największych na świecie. Jest tam miejsce do obniżania stóp procentowych - a nie wszystkie kraje mogą to robić, wystarczy spojrzeć, co się dzieje w Rosji. Moim zdaniem, chińska gospodarka będzie nadal rosła. Innym krajem tego regionu, który odnotuje wzrost, są Indie. Ale to, co jest jasne, to fakt, że kryzys się rozszerza i uderza w różnym czasie w różne kraje.

I na różne sposoby.

C. V.: Tak. Długi i głęboki wpływ będzie miał na kraje strefy euro, Amerykę Północną, Japonię.

A jaka jest sytuacja krajów rozwijających się? Czy są w lepszej sytuacji niż kraje rozwinięte, czy w gorszej?

C. V.: Mówiąc o krajach rozwijających się trzeba sobie uświadomić, że obejmują one 80 proc. mieszkańców Ziemi - 5,7 miliarda, że tworzy je niemal 150 krajów, wiele z nich jest już mocno rozwiniętych cywilizacyjnie i gospodarczo, ale znacznie więcej jest takich, które rozwijają się o wiele słabiej i zostają w tyle. Nie ma wątpliwości, że kryzys dociera do nich z opóźnieniem, ale uderza wszędzie, prognozy wzrostu gospodarczego są rewidowane w dół. Jednak rynki wschodzące można podzielić na kilka stref.

Europa Wschodnia jest najsłabsza, tu nie ma wątpliwości. Azja jest wciąż relatywnie mocna. Sytuacja Ameryki Południowej jest bardziej różnorodna: mamy silną Brazylię i słaby Meksyk. I wciąż mamy wzrost w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki. Sytuacja jest zatem różnorodna i o ile rok czy dwa lata temu ludzie inwestowali w rynki wschodzące, w działające tam fundusze, nie bardzo dbając, dokąd idą pieniądze, to teraz bardzo zwracają na to uwagę.

A kryzys dotyka rynki wschodzące w różny sposób. W niektórych pojawił się wcześniej niż w innych, niektóre są lepiej przed nim zabezpieczone.

A wśród tych krajów są i takie, które mają wiele pieniędzy - i same inwestują.

C. V.: Kluczową kwestią w obecnych czasach jest to, kto ma gotówkę. Nawet jeśli wszystkie prognozy pogarszają się dramatycznie, te kraje wciąż mają pieniądze. Projekty, w które inwestują, są długoterminowe, były przygotowywane 3-4 lata temu. Ale inwestorzy są dziś ostrożniejsi, nie wchodzą w nowe obszary inwestycyjne, nowe pomysły zostały odłożone w czasie. Jednym z powodów są spadające ceny ropy.

Ale Libia kupuje właśnie akcje UniCredit - a to nowy projekt.

C. V.: Rzeczywiście, na rynkach wschodzących są fundusze na inwestycje i ich właściciele szukają okazji do inwestowania. Powstawały tam nadwyżki środków, a takie nadwyżki często wychodzą poza granice kraju i są inwestowane np. w amerykańskie papiery skarbowe, nieruchomości czy chińskie banki. To pokazuje, że są wciąż kierunki inwestycyjne do wykorzystania.

To dobry czas do inwestowania, bo spółki tanieją.

C. V.: Podczas każdego kryzysu są zwycięzcy i przegrani.

Gdyby miał Pan stworzyć ranking rynków wschodzących, na którym miejscu znalazłaby się Europa Środkowa i Wschodnia?

C. V.: Niestety, na odległym. To często jest frustrujące dla inwestorów krajowych w takim państwie, jak np. Polska. Znają oni siłę polskiej gospodarki i nie mogą zrozumieć, dlaczego kraj jest oceniany jako ryzykowny, tak jak Europa Wschodnia.

Ale im więcej problemów pojawia się w kraju czy regionie, tym więcej zarządzających funduszami ma tendencje do grupowania krajów. Można to oceniać dobrze albo źle, ale tak jest. Teraz u inwestorów czerwone światło pali się dla całej Europy Wschodniej.

Pierwszym powodem jest fakt bardzo bliskich związków tych państw ze strefą euro - a jest ona dotknięta recesją. To nietypowa sytuacja, gdyż na ogół problemy krajów wschodzących są wewnętrzne. Drugi zaś, to fakt dużego zadłużenia krajów tego regionu.

Ogromne inwestycje były finansowane pożyczkami zagranicznymi.

Teraz te kraje mają duże deficyty na rachunku obrotów bieżących. Niektóre z tych deficytów są bardziej niebezpieczne - to zależy od finansowania. Generalnie jednak zagraniczni inwestorzy potrzebują uzasadnienia, dlaczego Polska jest w innej sytuacji, dlaczego jest lepsza, dlaczego jest bezpieczniejsza.

Grupowanie krajów, o którym Pan wspomniał, prowadzi do tego, że złoty słabnie nie z powodu problemów Polski, lecz dlatego, że słabsze są waluty innych krajów - zwłaszcza węgierski forint. Czy nie bardziej opłaca się inwestować w jeden czy kilka krajów w lepszej sytuacji niż nie inwestować w cały region?

C. V.: Wiele decyzji inwestycyjnych podejmowanych jest daleko stąd. Analitycy odwiedzają kraj, region raz czy dwa razy w roku. Ludzie zawsze szukają uproszczeń, obawiają się szczegółów. Polska ma duży deficyt - i jest to sygnał ostrzegawczy. Analitycy widzą sytuację strefy euro, jej wpływ na Europę Wschodnią, w tym także na Polskę. Widzą, że działające w regionie banki zagraniczne redukują akcję kredytową. To wszystko wpływa na ocenę Polski. W takiej atmosferze inwestorzy bardziej zwracają uwagę na negatywne informacje i potrzebują naprawdę silnych argumentów, by zainwestować w waszym kraju.

To, co jest korzystne dla Polski, to duża liczba ludności, co oznacza duży rynek wewnętrzny - a to jest obecnie bardzo ważne. Macie bardziej zdywersyfikowaną gospodarkę niż inne kraje regionu. To czyni Polskę bardziej interesującą, ale w obecnej sytuacji trzeba przekonać inwestorów do siebie, zaoferować powody do inwestowania.

W tej sytuacji co sądzi Pan o proponowanym terminie wprowadzenia euro w Polsce w roku 2012?

C. V.: Pierwszym sygnałem pokazującym dobrą pozycję Polski w drodze do euro jest to, co dzieje się ze stopami procentowymi. Zazwyczaj podczas kryzysu w krajach rozwijających się trzeba - w związku z osłabieniem waluty - podnosić stopy.

Tak jest w Rosji - i jest to oznaka słabości. Polska, w trudnych warunkach, obniża stopy - i to jest oznaka siły. To daje nadzieję, że Polska jest w lepszej sytuacji, jeżeli chodzi o politykę pieniężną. Nie można ciąć stóp, gdy inflacja jest zbyt wysoka, gdy zbyt dużo kapitału opuszcza kraj. To wszystko oznacza, że Polska jest na dobrej drodze do spełnienia kryteriów wejścia do strefy euro.

To wszystko oznacza, że Polska jest w lepszej sytuacji niż inne kraje regionu?

C. V.: W znacznie lepszej. Nie ma wątpliwości, że wasza pozycja jest silna. Nawet osłabienie waluty jest pozytywne. Wprawdzie nikt nie chce zbyt szybkiego słabnięcia waluty, słabnąca waluta nie pomaga gospodarce. Chciałbym podkreślić, że nie jest wcale pewne, że Polska pogrąży się w recesji. Za sześć miesięcy, choć ryzyko jest duże, można przypuszczać, że problemy będą mniejsze niż obecnie. To trend, który obserwuję w wielu krajach, które przeżywały kilkuletni wzrost gospodarczy.

Byłem w Brazylii, na Ukrainie, w Rumunii, Bułgarii i innych krajach. Mówiono tam: to nie nasz problem, to nie nasz kryzys. Niech inni się martwią. Kiedy odwiedzałem te państwa po kilku miesiącach, mówiono: to jednak również nasz kryzys. Dla Polski problemem może być opóźnienie w dojściu kryzysu - jego wpływ na gospodarkę może być przez to silniejszy. Ale nawet jeśli okaże się to prawdą, Polska i tak pozostanie w lepszej sytuacji niż pozostałe kraje Europy Środkowej i Wschodniej.

Dr Constantin Vayenas, szef Działu Badań Rynków Wschodzących w UBS Wealth Management, kieruje grupą specjalistów realizujących badania oraz dostarczających analizy i rekomendacje inwestycyjne w odniesieniu do kluczowych rynków wschodzących oraz głównych rodzajów aktywów. Constantin Vayenas podjął pracę w UBS w 1991 r. jako ekonomista w Dziale Badań Ekonomicznych w Zurychu. Kilka następnych lat spędził w Londynie jako analityk specjalizujący się w akcjach, inwestycjach o stałym dochodzie oraz rynkach walutowych.

Przed objęciem obecnego stanowiska w lipcu 2007 r., przez kilka lat pracował w UBS Investment Bank w Nowym Jorku. Constantin Vayenas jest autorem wielu publikacji poświęconych krajom rozwiniętym. Kształcił się w Republice Południowej Afryki, ukończył International Executive Programme we Francji (INSEAD), wykładał na Wydziale International Relations Uniwersytetu w Zurychu.

interia.pl/Sobota, 4 kwietnia (06:00)

Jesteśmy najlepsi w regionie!

Nawet jeśli kryzys dotknie Polskę później i silniej niż inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej, i tak jest w lepszej niż one sytuacji - uważa dr Constantin Vayenas, szef Działu Badań Rynków Wschodzących w UBS Wealth Management. Świat popadł w recesję. Jakie są Pańskie prognozy na ten rok?
Constantin Vayenas: Obecnie bardzo trudno jest mieć pewność przy podawaniu dokładnych prognoz - mówieniu o wzroście o 0,5 proc., 1 proc. czy 1,5 proc. To, co jest pewne, to fakt, że znaleźliśmy się w bardzo nietypowej, zagrażającej całemu światu sytuacji - a to nie miało miejsca już od wielu lat. Jednak większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że kryzys faktycznie zaczął się trzy lata temu: ceny nieruchomości na rynku amerykańskim zaczęły spadać w I połowie 2006 r.

Zobaczmy, jak wiele czasu trwało rozprzestrzenienie się kryzysu na cały świat. W Europie zaczął się od Irlandii, potem przeniósł się na Eurazję, aż po Władywostok. Spodziewam się recesji, a zatem ujemnego wzrostu gospodarczego. Tu akurat jednym z wyjątków jest Polska. Przewiduję również recesję w Ameryce Północnej i w Japonii.

A czy w tym pesymistycznym obrazie są jakieś pozytywy?

C. V.: Wzrost gospodarczy odnotuje część rynków wschodzących w Azji - przede wszystkim Chiny i Indie. Nieco słabiej, ale również na plusie będą kraje południowoamerykańskie. Pozytywnie oceniam również perspektywy Afryki i Bliskiego Wschodu.

Wspomniał Pan o Chinach jako przykładzie pozytywnym - tymczasem mówi się, że wzrost gospodarczy spadnie tam w tym roku do zera.

C. V.: Wszyscy zastanawiają się, co będzie z Chinami. Standardowo uważa się, że na kraj uzależniony od eksportu - a takim są Chiny - kryzys będzie miał duży wpływ. Jednak Państwo Środka jest wyjątkowe. Kluczowym czynnikiem są pieniądze: kto je ma? kto będzie wydawał?

Chiny będą wydawać. Rząd tego kraju ma pieniądze, rezerwy walutowe należą do największych na świecie. Jest tam miejsce do obniżania stóp procentowych - a nie wszystkie kraje mogą to robić, wystarczy spojrzeć, co się dzieje w Rosji. Moim zdaniem, chińska gospodarka będzie nadal rosła. Innym krajem tego regionu, który odnotuje wzrost, są Indie. Ale to, co jest jasne, to fakt, że kryzys się rozszerza i uderza w różnym czasie w różne kraje.

I na różne sposoby.

C. V.: Tak. Długi i głęboki wpływ będzie miał na kraje strefy euro, Amerykę Północną, Japonię.

A jaka jest sytuacja krajów rozwijających się? Czy są w lepszej sytuacji niż kraje rozwinięte, czy w gorszej?

C. V.: Mówiąc o krajach rozwijających się trzeba sobie uświadomić, że obejmują one 80 proc. mieszkańców Ziemi - 5,7 miliarda, że tworzy je niemal 150 krajów, wiele z nich jest już mocno rozwiniętych cywilizacyjnie i gospodarczo, ale znacznie więcej jest takich, które rozwijają się o wiele słabiej i zostają w tyle. Nie ma wątpliwości, że kryzys dociera do nich z opóźnieniem, ale uderza wszędzie, prognozy wzrostu gospodarczego są rewidowane w dół. Jednak rynki wschodzące można podzielić na kilka stref.

Europa Wschodnia jest najsłabsza, tu nie ma wątpliwości. Azja jest wciąż relatywnie mocna. Sytuacja Ameryki Południowej jest bardziej różnorodna: mamy silną Brazylię i słaby Meksyk. I wciąż mamy wzrost w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki. Sytuacja jest zatem różnorodna i o ile rok czy dwa lata temu ludzie inwestowali w rynki wschodzące, w działające tam fundusze, nie bardzo dbając, dokąd idą pieniądze, to teraz bardzo zwracają na to uwagę.

A kryzys dotyka rynki wschodzące w różny sposób. W niektórych pojawił się wcześniej niż w innych, niektóre są lepiej przed nim zabezpieczone.

A wśród tych krajów są i takie, które mają wiele pieniędzy - i same inwestują.

C. V.: Kluczową kwestią w obecnych czasach jest to, kto ma gotówkę. Nawet jeśli wszystkie prognozy pogarszają się dramatycznie, te kraje wciąż mają pieniądze. Projekty, w które inwestują, są długoterminowe, były przygotowywane 3-4 lata temu. Ale inwestorzy są dziś ostrożniejsi, nie wchodzą w nowe obszary inwestycyjne, nowe pomysły zostały odłożone w czasie. Jednym z powodów są spadające ceny ropy.

Ale Libia kupuje właśnie akcje UniCredit - a to nowy projekt.

C. V.: Rzeczywiście, na rynkach wschodzących są fundusze na inwestycje i ich właściciele szukają okazji do inwestowania. Powstawały tam nadwyżki środków, a takie nadwyżki często wychodzą poza granice kraju i są inwestowane np. w amerykańskie papiery skarbowe, nieruchomości czy chińskie banki. To pokazuje, że są wciąż kierunki inwestycyjne do wykorzystania.

To dobry czas do inwestowania, bo spółki tanieją.

C. V.: Podczas każdego kryzysu są zwycięzcy i przegrani.

Gdyby miał Pan stworzyć ranking rynków wschodzących, na którym miejscu znalazłaby się Europa Środkowa i Wschodnia?

C. V.: Niestety, na odległym. To często jest frustrujące dla inwestorów krajowych w takim państwie, jak np. Polska. Znają oni siłę polskiej gospodarki i nie mogą zrozumieć, dlaczego kraj jest oceniany jako ryzykowny, tak jak Europa Wschodnia.

Ale im więcej problemów pojawia się w kraju czy regionie, tym więcej zarządzających funduszami ma tendencje do grupowania krajów. Można to oceniać dobrze albo źle, ale tak jest. Teraz u inwestorów czerwone światło pali się dla całej Europy Wschodniej.

Pierwszym powodem jest fakt bardzo bliskich związków tych państw ze strefą euro - a jest ona dotknięta recesją. To nietypowa sytuacja, gdyż na ogół problemy krajów wschodzących są wewnętrzne. Drugi zaś, to fakt dużego zadłużenia krajów tego regionu.

Ogromne inwestycje były finansowane pożyczkami zagranicznymi.

Teraz te kraje mają duże deficyty na rachunku obrotów bieżących. Niektóre z tych deficytów są bardziej niebezpieczne - to zależy od finansowania. Generalnie jednak zagraniczni inwestorzy potrzebują uzasadnienia, dlaczego Polska jest w innej sytuacji, dlaczego jest lepsza, dlaczego jest bezpieczniejsza.

Grupowanie krajów, o którym Pan wspomniał, prowadzi do tego, że złoty słabnie nie z powodu problemów Polski, lecz dlatego, że słabsze są waluty innych krajów - zwłaszcza węgierski forint. Czy nie bardziej opłaca się inwestować w jeden czy kilka krajów w lepszej sytuacji niż nie inwestować w cały region?

C. V.: Wiele decyzji inwestycyjnych podejmowanych jest daleko stąd. Analitycy odwiedzają kraj, region raz czy dwa razy w roku. Ludzie zawsze szukają uproszczeń, obawiają się szczegółów. Polska ma duży deficyt - i jest to sygnał ostrzegawczy. Analitycy widzą sytuację strefy euro, jej wpływ na Europę Wschodnią, w tym także na Polskę. Widzą, że działające w regionie banki zagraniczne redukują akcję kredytową. To wszystko wpływa na ocenę Polski. W takiej atmosferze inwestorzy bardziej zwracają uwagę na negatywne informacje i potrzebują naprawdę silnych argumentów, by zainwestować w waszym kraju.

To, co jest korzystne dla Polski, to duża liczba ludności, co oznacza duży rynek wewnętrzny - a to jest obecnie bardzo ważne. Macie bardziej zdywersyfikowaną gospodarkę niż inne kraje regionu. To czyni Polskę bardziej interesującą, ale w obecnej sytuacji trzeba przekonać inwestorów do siebie, zaoferować powody do inwestowania.

W tej sytuacji co sądzi Pan o proponowanym terminie wprowadzenia euro w Polsce w roku 2012?

C. V.: Pierwszym sygnałem pokazującym dobrą pozycję Polski w drodze do euro jest to, co dzieje się ze stopami procentowymi. Zazwyczaj podczas kryzysu w krajach rozwijających się trzeba - w związku z osłabieniem waluty - podnosić stopy.

Tak jest w Rosji - i jest to oznaka słabości. Polska, w trudnych warunkach, obniża stopy - i to jest oznaka siły. To daje nadzieję, że Polska jest w lepszej sytuacji, jeżeli chodzi o politykę pieniężną. Nie można ciąć stóp, gdy inflacja jest zbyt wysoka, gdy zbyt dużo kapitału opuszcza kraj. To wszystko oznacza, że Polska jest na dobrej drodze do spełnienia kryteriów wejścia do strefy euro.

To wszystko oznacza, że Polska jest w lepszej sytuacji niż inne kraje regionu?

C. V.: W znacznie lepszej. Nie ma wątpliwości, że wasza pozycja jest silna. Nawet osłabienie waluty jest pozytywne. Wprawdzie nikt nie chce zbyt szybkiego słabnięcia waluty, słabnąca waluta nie pomaga gospodarce. Chciałbym podkreślić, że nie jest wcale pewne, że Polska pogrąży się w recesji. Za sześć miesięcy, choć ryzyko jest duże, można przypuszczać, że problemy będą mniejsze niż obecnie. To trend, który obserwuję w wielu krajach, które przeżywały kilkuletni wzrost gospodarczy.

Byłem w Brazylii, na Ukrainie, w Rumunii, Bułgarii i innych krajach. Mówiono tam: to nie nasz problem, to nie nasz kryzys. Niech inni się martwią. Kiedy odwiedzałem te państwa po kilku miesiącach, mówiono: to jednak również nasz kryzys. Dla Polski problemem może być opóźnienie w dojściu kryzysu - jego wpływ na gospodarkę może być przez to silniejszy. Ale nawet jeśli okaże się to prawdą, Polska i tak pozostanie w lepszej sytuacji niż pozostałe kraje Europy Środkowej i Wschodniej.

Dr Constantin Vayenas, szef Działu Badań Rynków Wschodzących w UBS Wealth Management, kieruje grupą specjalistów realizujących badania oraz dostarczających analizy i rekomendacje inwestycyjne w odniesieniu do kluczowych rynków wschodzących oraz głównych rodzajów aktywów. Constantin Vayenas podjął pracę w UBS w 1991 r. jako ekonomista w Dziale Badań Ekonomicznych w Zurychu. Kilka następnych lat spędził w Londynie jako analityk specjalizujący się w akcjach, inwestycjach o stałym dochodzie oraz rynkach walutowych.

Przed objęciem obecnego stanowiska w lipcu 2007 r., przez kilka lat pracował w UBS Investment Bank w Nowym Jorku. Constantin Vayenas jest autorem wielu publikacji poświęconych krajom rozwiniętym. Kształcił się w Republice Południowej Afryki, ukończył International Executive Programme we Francji (INSEAD), wykładał na Wydziale International Relations Uniwersytetu w Zurychu.

interia.pl/Sobota, 4 kwietnia (06:00)

Sposób na kryzys - pokoje za 1 dolara

Alexander Inn, hotel w Filadelfii, oferuje "Plan Stymulujący dla Gości", czyli pokoje za 1 dolara za dobę - podaje "Examiner".

Oferta dotyczy ograniczonej liczby pokoi i obowiązuje od niedzieli do wtorku, aż do 11 lipca.

Hotelarz John Cochie mówi, że plan pokoi za dolara narodził się po spotkaniu, podczas którego przedstawiono posępne prognozy dla branży hotelarskiej.

W tym samym czasie prezydent Obama apelował w telewizji do przedsiębiorców o innowacyjność, aby pomóc gospodarce w wyjściu z kryzysu.

- Ludzie dzwonią do nas i pytają, czy tak jest rzeczywiście, i ile dni mogą spędzić płacąc za dobę 1 dolara - mówi Cochie.

Alexander Inn jest trzecim najbardziej popularnym hotelem w Filadelfii. Opłata za dobę rozpoczyna się zwykle od 119 USD.

 

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Sposób na kryzys - pokoje za 1 dolara

Alexander Inn, hotel w Filadelfii, oferuje "Plan Stymulujący dla Gości", czyli pokoje za 1 dolara za dobę - podaje "Examiner".

Oferta dotyczy ograniczonej liczby pokoi i obowiązuje od niedzieli do wtorku, aż do 11 lipca.

Hotelarz John Cochie mówi, że plan pokoi za dolara narodził się po spotkaniu, podczas którego przedstawiono posępne prognozy dla branży hotelarskiej.

W tym samym czasie prezydent Obama apelował w telewizji do przedsiębiorców o innowacyjność, aby pomóc gospodarce w wyjściu z kryzysu.

- Ludzie dzwonią do nas i pytają, czy tak jest rzeczywiście, i ile dni mogą spędzić płacąc za dobę 1 dolara - mówi Cochie.

Alexander Inn jest trzecim najbardziej popularnym hotelem w Filadelfii. Opłata za dobę rozpoczyna się zwykle od 119 USD.

 

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Nieruchomości odporne na kryzys

Nieruchomości komercyjne, mimo kryzysu, trzymają się lepiej niż mieszkaniowe. Z analiz wynika, że ten sektor przez najbliższe dwa lata będzie się cieszyć zainteresowaniem najemców. Co czwarta firma deklaruje chęć wynajęcia lokum na prowadzenie działalności.

Tak przynajmniej wynika z prognoz dla rynku opracowanych przez Nowy Adres i instytut badawczy Millward Brown SMG/KRC. Przyczyną jest fakt, że mimo przejawów spowolnienia gospodarczego, poziom konsumpcji Polaków wzrasta, a umowy zawierane z najemcami mają charakter długoterminowy. Przodującym rynkiem pod względem dostępu do nieruchomości komercyjnych jest Warszawa. Tutaj skupia się aż 67 proc. powierzchni biurowych w kraju.

Z raportu polskiego biura firmy doradczej DTZ wynika, że w całym 2008 roku całkowita ilość powierzchni biurowej w stolicy wzrosła o 252 500 m kw., z czego tylko 6 proc. powierzchni przybyło w strefach centralnych.

Ceny spadły, zachęty wzrosły

- Całkowita ilość nowoczesnej powierzchni biurowej w Warszawie na koniec 2008 r. to 2,98 miliona m kw., z czego blisko 63 proc. przypada na strefy poza centrum miasta - uważa Anna Staniszewska z DTZ.

W ubiegłym roku popyt na nowoczesną powierzchnię biurową wyniósł blisko 460 tys. m kw., co jest, jak dotychczas, najwyższą wartością odnotowaną w Warszawie. Biorąc pod uwagę renegocjacje wcześniej zawartych umów, popyt ukształtował się na poziomie 524 tys. m kw. W związku z brakami na rynku powierzchni biurowej, transakcje na podstawie umów zawartych przed oddaniem budynku do użytkowania były często stosowaną praktyką.

Na koniec IV kwartału 2008 r. stopa pustostanów w Warszawie wyniosła 2,9 proc., co oznacza minimalny wzrost w porównaniu z poprzednimi kwartałami.

Stawki czynszów w budynkach biurowych klasy A systematycznie wzrastały w 2007 r. oraz w pierwszej połowie 2008 r., osiągając poziom 30-33 euro za m kw. miesięcznie w najlepszych lokalizacjach oraz 16-18 euro za m kw. miesięcznie poza centrum miasta. W związku z niskim poziomem zachęt stosowanych przez właścicieli budynków, czynsze efektywne były minimalnie niższe w porównaniu z czynszami wywoławczymi.

- Sytuacja zaczęła się zmieniać w IV kwartale 2008 r. w związku z osłabieniem popytu. Czynsze wywoławcze w strefach centralnych spadły do poziomu 28-30 euro za m kw. miesięcznie, a oferowane pakiety zachęt wzrosły - wylicza Anna Staniszewska.

Natomiast w strefach poza centrum stawki wywoławcze za wynajem pozostały stabilne. Trudno więc się dziwić, że deweloperzy są zainteresowani budową budynków biurowych. Stąd realizacja Libra Business Centre czy Jasna Residence przy najatrakcyjniejszych ulicach Warszawy.

Konkurencja poza stolicą

Gdyby jednak apetyty inwestycyjne deweloperów spadły, a zapotrzebowanie na biura nie malało, na pewno przełożyłoby się to na wzrost cen wynajmu. Wtedy może okazać się, że Warszawa nie jest dla firm tak atrakcyjna. Rozpoczną się poszukiwania lokali w miasteczkach satelickich i dużych aglomeracjach położonych w niewielkiej odległości od stolicy. Najszybciej na takim stanie rzeczy zyska Łódź.

Tym miastem już zainteresowali się giganci przemysłowi, np. Dell, Siemens czy Bosch. Co ich przekonało? Nie tylko dostęp do taniej kadry pracowniczej, dobra komunikacja, ale także dużo niższe koszty utrzymania firmy. Podobnie jak w innych dużych miastach w kraju, w Łodzi cena metra kwadratowego biura waha się od 15 do 20 euro miesięcznie.

Stąd bardzo duże zainteresowanie inwestorów odnawianiem starych biurowców oraz przeróbkami budynków przemysłowych. W takich miejscach coraz częściej duże firmy otwierają call center i zaplecza obsługujące główne siedziby.

Kraków to tradycyjnie najbardziej dynamiczny rynek nieruchomości biurowych w Polsce. Z raportu DTZ wynika, że do końca 2010 r. liczba powierzchni biurowych do wynajęcia wzrośnie do 490 tys. mkw. przy utrzymującej się na stałym poziomie cenie 15-18 euro za m kw. powierzchni. Przewidywane wzrosty cenowe będą mieć miejsce, ale nie przekroczą wartości jednego euro.

Najbardziej pożądane, choć nie najtańsze, miejsca na biuro to centra: Edison, Rondo Business Park, Onyx czy Galeria Kazimierz. Ale do końca 2011 r. pojawią się nowe lokalizacje, m.in. Pawia Trade Center, Avatar czy Sequoia.

Drugim równie dominującym rynkiem nieruchomości biurowych poza Warszawą jest Wrocław. Tylko w ubiegłym roku przybyło tu 100 tys. mkw. powierzchni biurowych. To najwięcej spośród wszystkich rynków regionalnych w kraju. Biuro DTZ szacuje, że do końca 2010 r., uwzględniając fakt, że część deweloperów wstrzymała lub całkowicie zrezygnowała z inwestycji w powierzchnie komercyjne, rynek wrocławski sięgnie 400 tys. m kw. powierzchni do wynajęcia.

W przygotowaniu bądź częściowej realizacji jest dziesięć inwestycji w najbardziej atrakcyjnych lokalizacjach: wzdłuż ul. Legnickiej, Karkonoskiej oraz Strzegomskiej. Ceny lokali wahają się od 14 do 18 euro za metr kwadratowy.

Podobnie przedstawia się sytuacja w innych dużych aglomeracjach: Poznaniu, Trójmieście oraz Katowicach.

Najsłabiej ukształtowanym rynkiem nieruchomości dysponuje Szczecin. W tym mieście dostępnych jest zaledwie 65 tys. m kw. nowoczesnej powierzchni biurowej, z czego ponad połowa usytuowana jest w budynkach starszych niż dziesięcioletnie.

Duża grupa dostępnych biur nie mieści się nawet w kategorii B. Z tej przyczyny czynsze w mieście nie oszałamiają. W starych, ale zmodernizowanych biurowcach opłaty wynoszą od 8 do 11 euro za m kw., w najnowocześniejszych - od 15 do 18 euro za m kw. Sytuacja z wolna się jednak poprawia, bo deweloperzy zauważyli, iż Szczecin jest atrakcyjnym miejscem pod budowę powierzchni komercyjnych. Stąd aż dziesięć inwestycji tego typu w fazie przygotowań do realizacji.

Prognozy dla rynku

Rynek nieruchomości komercyjnych jest w dużo lepszej kondycji niż mieszkaniówka. Klienci nadal bowiem są zainteresowani wynajmem, choć ich wybór coraz częściej pada na nieruchomości najtańsze. Największym popytem cieszą się biura położone poza centrum dużych miast, prestiżowe lokalizacje pozostają raczej w zasięgu najzamożniejszych klientów. Właściciele nieruchomości robią więc wszystko, by zatrzymać dotychczasowych klientów i przedłużyć umowy najmu.

W każdym z przypadków ceny zaczynają dyktować najemcy, a stawki transakcyjne spadają, choć skoki cen nie mają charakteru gwałtownych zmian. Rok 2009 to więc czas atrakcyjnych renegocjacji cenowych, o które za dwa lata będzie bardzo trudno. W tym roku warto zainteresować się także podpisaniem umowy najmu na dłuższy czas, bo i w tym przypadku można spodziewać się atrakcyjnych cen. Deweloperzy i właściciele już istniejących nieruchomości komercyjnych są zainteresowani podpisywaniem umów przedsprzedażowych. Mając taki papier w ręku łatwiej im pozyskać środki na finansowanie planowanych czy finalizowanych nieruchomości.

Obecny rok ma być sprawdzianem kondycji niewielkich deweloperów, bo im najtrudniej będzie pozyskać pieniądze na inwestycje. Największe firmy mogą jednak spać spokojnie. Wystarczy, że przeczekają trudniejszy moment na rynku. Z prognoz wynika, że nowych biur w tym roku przybędzie, a ich powierzchnia całkowita zamknie się liczbą 3,5 miliona metrów kwadratowych.

źródło informacji: Businessman

Nieruchomości odporne na kryzys

Nieruchomości komercyjne, mimo kryzysu, trzymają się lepiej niż mieszkaniowe. Z analiz wynika, że ten sektor przez najbliższe dwa lata będzie się cieszyć zainteresowaniem najemców. Co czwarta firma deklaruje chęć wynajęcia lokum na prowadzenie działalności.

Tak przynajmniej wynika z prognoz dla rynku opracowanych przez Nowy Adres i instytut badawczy Millward Brown SMG/KRC. Przyczyną jest fakt, że mimo przejawów spowolnienia gospodarczego, poziom konsumpcji Polaków wzrasta, a umowy zawierane z najemcami mają charakter długoterminowy. Przodującym rynkiem pod względem dostępu do nieruchomości komercyjnych jest Warszawa. Tutaj skupia się aż 67 proc. powierzchni biurowych w kraju.

Z raportu polskiego biura firmy doradczej DTZ wynika, że w całym 2008 roku całkowita ilość powierzchni biurowej w stolicy wzrosła o 252 500 m kw., z czego tylko 6 proc. powierzchni przybyło w strefach centralnych.

Ceny spadły, zachęty wzrosły

- Całkowita ilość nowoczesnej powierzchni biurowej w Warszawie na koniec 2008 r. to 2,98 miliona m kw., z czego blisko 63 proc. przypada na strefy poza centrum miasta - uważa Anna Staniszewska z DTZ.

W ubiegłym roku popyt na nowoczesną powierzchnię biurową wyniósł blisko 460 tys. m kw., co jest, jak dotychczas, najwyższą wartością odnotowaną w Warszawie. Biorąc pod uwagę renegocjacje wcześniej zawartych umów, popyt ukształtował się na poziomie 524 tys. m kw. W związku z brakami na rynku powierzchni biurowej, transakcje na podstawie umów zawartych przed oddaniem budynku do użytkowania były często stosowaną praktyką.

Na koniec IV kwartału 2008 r. stopa pustostanów w Warszawie wyniosła 2,9 proc., co oznacza minimalny wzrost w porównaniu z poprzednimi kwartałami.

Stawki czynszów w budynkach biurowych klasy A systematycznie wzrastały w 2007 r. oraz w pierwszej połowie 2008 r., osiągając poziom 30-33 euro za m kw. miesięcznie w najlepszych lokalizacjach oraz 16-18 euro za m kw. miesięcznie poza centrum miasta. W związku z niskim poziomem zachęt stosowanych przez właścicieli budynków, czynsze efektywne były minimalnie niższe w porównaniu z czynszami wywoławczymi.

- Sytuacja zaczęła się zmieniać w IV kwartale 2008 r. w związku z osłabieniem popytu. Czynsze wywoławcze w strefach centralnych spadły do poziomu 28-30 euro za m kw. miesięcznie, a oferowane pakiety zachęt wzrosły - wylicza Anna Staniszewska.

Natomiast w strefach poza centrum stawki wywoławcze za wynajem pozostały stabilne. Trudno więc się dziwić, że deweloperzy są zainteresowani budową budynków biurowych. Stąd realizacja Libra Business Centre czy Jasna Residence przy najatrakcyjniejszych ulicach Warszawy.

Konkurencja poza stolicą

Gdyby jednak apetyty inwestycyjne deweloperów spadły, a zapotrzebowanie na biura nie malało, na pewno przełożyłoby się to na wzrost cen wynajmu. Wtedy może okazać się, że Warszawa nie jest dla firm tak atrakcyjna. Rozpoczną się poszukiwania lokali w miasteczkach satelickich i dużych aglomeracjach położonych w niewielkiej odległości od stolicy. Najszybciej na takim stanie rzeczy zyska Łódź.

Tym miastem już zainteresowali się giganci przemysłowi, np. Dell, Siemens czy Bosch. Co ich przekonało? Nie tylko dostęp do taniej kadry pracowniczej, dobra komunikacja, ale także dużo niższe koszty utrzymania firmy. Podobnie jak w innych dużych miastach w kraju, w Łodzi cena metra kwadratowego biura waha się od 15 do 20 euro miesięcznie.

Stąd bardzo duże zainteresowanie inwestorów odnawianiem starych biurowców oraz przeróbkami budynków przemysłowych. W takich miejscach coraz częściej duże firmy otwierają call center i zaplecza obsługujące główne siedziby.

Kraków to tradycyjnie najbardziej dynamiczny rynek nieruchomości biurowych w Polsce. Z raportu DTZ wynika, że do końca 2010 r. liczba powierzchni biurowych do wynajęcia wzrośnie do 490 tys. mkw. przy utrzymującej się na stałym poziomie cenie 15-18 euro za m kw. powierzchni. Przewidywane wzrosty cenowe będą mieć miejsce, ale nie przekroczą wartości jednego euro.

Najbardziej pożądane, choć nie najtańsze, miejsca na biuro to centra: Edison, Rondo Business Park, Onyx czy Galeria Kazimierz. Ale do końca 2011 r. pojawią się nowe lokalizacje, m.in. Pawia Trade Center, Avatar czy Sequoia.

Drugim równie dominującym rynkiem nieruchomości biurowych poza Warszawą jest Wrocław. Tylko w ubiegłym roku przybyło tu 100 tys. mkw. powierzchni biurowych. To najwięcej spośród wszystkich rynków regionalnych w kraju. Biuro DTZ szacuje, że do końca 2010 r., uwzględniając fakt, że część deweloperów wstrzymała lub całkowicie zrezygnowała z inwestycji w powierzchnie komercyjne, rynek wrocławski sięgnie 400 tys. m kw. powierzchni do wynajęcia.

W przygotowaniu bądź częściowej realizacji jest dziesięć inwestycji w najbardziej atrakcyjnych lokalizacjach: wzdłuż ul. Legnickiej, Karkonoskiej oraz Strzegomskiej. Ceny lokali wahają się od 14 do 18 euro za metr kwadratowy.

Podobnie przedstawia się sytuacja w innych dużych aglomeracjach: Poznaniu, Trójmieście oraz Katowicach.

Najsłabiej ukształtowanym rynkiem nieruchomości dysponuje Szczecin. W tym mieście dostępnych jest zaledwie 65 tys. m kw. nowoczesnej powierzchni biurowej, z czego ponad połowa usytuowana jest w budynkach starszych niż dziesięcioletnie.

Duża grupa dostępnych biur nie mieści się nawet w kategorii B. Z tej przyczyny czynsze w mieście nie oszałamiają. W starych, ale zmodernizowanych biurowcach opłaty wynoszą od 8 do 11 euro za m kw., w najnowocześniejszych - od 15 do 18 euro za m kw. Sytuacja z wolna się jednak poprawia, bo deweloperzy zauważyli, iż Szczecin jest atrakcyjnym miejscem pod budowę powierzchni komercyjnych. Stąd aż dziesięć inwestycji tego typu w fazie przygotowań do realizacji.

Prognozy dla rynku

Rynek nieruchomości komercyjnych jest w dużo lepszej kondycji niż mieszkaniówka. Klienci nadal bowiem są zainteresowani wynajmem, choć ich wybór coraz częściej pada na nieruchomości najtańsze. Największym popytem cieszą się biura położone poza centrum dużych miast, prestiżowe lokalizacje pozostają raczej w zasięgu najzamożniejszych klientów. Właściciele nieruchomości robią więc wszystko, by zatrzymać dotychczasowych klientów i przedłużyć umowy najmu.

W każdym z przypadków ceny zaczynają dyktować najemcy, a stawki transakcyjne spadają, choć skoki cen nie mają charakteru gwałtownych zmian. Rok 2009 to więc czas atrakcyjnych renegocjacji cenowych, o które za dwa lata będzie bardzo trudno. W tym roku warto zainteresować się także podpisaniem umowy najmu na dłuższy czas, bo i w tym przypadku można spodziewać się atrakcyjnych cen. Deweloperzy i właściciele już istniejących nieruchomości komercyjnych są zainteresowani podpisywaniem umów przedsprzedażowych. Mając taki papier w ręku łatwiej im pozyskać środki na finansowanie planowanych czy finalizowanych nieruchomości.

Obecny rok ma być sprawdzianem kondycji niewielkich deweloperów, bo im najtrudniej będzie pozyskać pieniądze na inwestycje. Największe firmy mogą jednak spać spokojnie. Wystarczy, że przeczekają trudniejszy moment na rynku. Z prognoz wynika, że nowych biur w tym roku przybędzie, a ich powierzchnia całkowita zamknie się liczbą 3,5 miliona metrów kwadratowych.

źródło informacji: Businessman

ROPA_BRENT:MFW - będzie wyprzedaż złota?

Od połowy lutego systematycznie pnie się w górę cena ropy naftowej. Zwiększyła się w tym czasie o około 13 dolarów na baryłce, czyli o niemal jedną trzecią.

Wzrost przerywany jest sporymi korektami, ale tendencja wydaje się mieć trwały charakter. Będzie ona wzmacniana przez każdy sygnał poprawy sytuacji w globalnej gospodarce. Mieliśmy tego przykład w czwartek, gdy w reakcji na domniemane pozytywne skutki obrad G20, czyli grupy najbardziej rozwiniętych państw świata, cena ropy skoczyła o 8%.

Na wartości zyskuje miedź. Korekta wzrostów nie była zbyt wielka i notowania szybko powróciły powyżej poziomu 4000 dolarów za tonę. Nic nie wskazuje na to, by miały spaść, więcej argumentów przemawia raczej za wzrostami.

Jeszcze pod konie ubiegłego tygodnia całkiem nieźle trzymała się cena złota. Za uncje tego metalu trzeba było płacić około 960 dolarów. Gdy tylko atmosfera na giełdach papierów wartościowych zaczęła się poprawiać, notowania kruszcu poszły w dół, w czwartek w ciągu dnia osiągając nawet 895 dolarów. Ujemna korelacja między rynkami akcji a ceną złota od początku tego roku jest niemal modelowa. Jeszcze w pierwszej połowie stycznia spadały jednocześnie i giełdowe indeksy i złoto. W drugiej części miesiąca tendencje na tych dwóch rynkach rozjechały się.

Gdy pod koniec lutego Dow Jones zbliżał się do dołka, cena złota osiągała szczyt, na poziomie przekraczającym nieco 1000 dolarów za uncję. Przez większą część marca notowania złota stabilizowały się wokół 930 dolarów, ale już widać było nerwowość i próby schodzenia w pobliże 900 dolarów. Jeśli rynki akcji nadal będą zwyżkować, złoto w krótkim terminie może jeszcze tanieć. Nie wydaje się jednak, by jego cena mogła zejść poniżej 840 dolarów.

Na niekorzyść złota może działać zapowiedź ewentualnej sprzedaży części zapasów złota z zasobów Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jeśli zajdzie potrzeba pozyskania przez tę organizację środków na wspieranie globalnej gospodarki. Krótkoterminowo zapowiedź ta nie zrobiła wrażenia na inwestorach i po silnym czwartkowym spadku w piątek złoto lekko drożało.

Ropa Brent Złoto 52,3 dol/baryłka 1,53% 905,5 dol/uncja -1,82%

interia.pl/Sobota, 4 kwietnia (06:30)

ROPA_BRENT:MFW - będzie wyprzedaż złota?

Od połowy lutego systematycznie pnie się w górę cena ropy naftowej. Zwiększyła się w tym czasie o około 13 dolarów na baryłce, czyli o niemal jedną trzecią.

Wzrost przerywany jest sporymi korektami, ale tendencja wydaje się mieć trwały charakter. Będzie ona wzmacniana przez każdy sygnał poprawy sytuacji w globalnej gospodarce. Mieliśmy tego przykład w czwartek, gdy w reakcji na domniemane pozytywne skutki obrad G20, czyli grupy najbardziej rozwiniętych państw świata, cena ropy skoczyła o 8%.

Na wartości zyskuje miedź. Korekta wzrostów nie była zbyt wielka i notowania szybko powróciły powyżej poziomu 4000 dolarów za tonę. Nic nie wskazuje na to, by miały spaść, więcej argumentów przemawia raczej za wzrostami.

Jeszcze pod konie ubiegłego tygodnia całkiem nieźle trzymała się cena złota. Za uncje tego metalu trzeba było płacić około 960 dolarów. Gdy tylko atmosfera na giełdach papierów wartościowych zaczęła się poprawiać, notowania kruszcu poszły w dół, w czwartek w ciągu dnia osiągając nawet 895 dolarów. Ujemna korelacja między rynkami akcji a ceną złota od początku tego roku jest niemal modelowa. Jeszcze w pierwszej połowie stycznia spadały jednocześnie i giełdowe indeksy i złoto. W drugiej części miesiąca tendencje na tych dwóch rynkach rozjechały się.

Gdy pod koniec lutego Dow Jones zbliżał się do dołka, cena złota osiągała szczyt, na poziomie przekraczającym nieco 1000 dolarów za uncję. Przez większą część marca notowania złota stabilizowały się wokół 930 dolarów, ale już widać było nerwowość i próby schodzenia w pobliże 900 dolarów. Jeśli rynki akcji nadal będą zwyżkować, złoto w krótkim terminie może jeszcze tanieć. Nie wydaje się jednak, by jego cena mogła zejść poniżej 840 dolarów.

Na niekorzyść złota może działać zapowiedź ewentualnej sprzedaży części zapasów złota z zasobów Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jeśli zajdzie potrzeba pozyskania przez tę organizację środków na wspieranie globalnej gospodarki. Krótkoterminowo zapowiedź ta nie zrobiła wrażenia na inwestorach i po silnym czwartkowym spadku w piątek złoto lekko drożało.

Ropa Brent Złoto 52,3 dol/baryłka 1,53% 905,5 dol/uncja -1,82%

interia.pl/Sobota, 4 kwietnia (06:30)

Największe giełdy na świecie stają do walki o GPW

Resort skarbu skierował do czterech inwestorów wstępne zaproszenia do rozmów w sprawie udziału w prywatyzacji Giełdy Papierów Wartościowych - powiedział rzecznik MSP Maciej Wewiór

Chodzi o cztery wiodące giełdy europejskie i amerykańskie: London Stock Exchange, Deutsche Boerse, Nasdaq OMX oraz NYSE Euronext.

- Resort skarbu ma duże wymagania wobec potencjalnych inwestorów, ale nie zamyka jeszcze listy podmiotów, które mogłyby wziąć udział w prywatyzacji GPW - powiedział rzecznik MSP.

W połowie marca minister skarbu Aleksander Grad podtrzymał w rozmowie z PAP, że sprzedaż akcji GPW nastąpi w tym roku. Jeżeli dobrze pójdą negocjacje z inwestorami, to jesteśmy w stanie w tym roku sfinalizować ten proces - mówił.

Strategia prywatyzacji GPW zakłada, że MSP zaprosi inwestorów branżowych do składania ofert na kupno do 73,82 proc. akcji GPW samodzielnie lub w konsorcjum z inwestorem finansowym.

MSP zastrzega możliwość sprzedaży inwestorowi branżowemu lub konsorcjum pakietu akcji mniejszego niż 73,82 proc., jednak powyżej 51 proc. akcji GPW.

W wyniku transakcji MSP zachowa udział w akcjonariacie GPW na poziomie 25 proc. plus jedna akcja. Zakończenie prywatyzacji jest planowane w perspektywie dwóch-trzech lat.

(PAP)/interia.pl

Największe giełdy na świecie stają do walki o GPW

Resort skarbu skierował do czterech inwestorów wstępne zaproszenia do rozmów w sprawie udziału w prywatyzacji Giełdy Papierów Wartościowych - powiedział rzecznik MSP Maciej Wewiór

Chodzi o cztery wiodące giełdy europejskie i amerykańskie: London Stock Exchange, Deutsche Boerse, Nasdaq OMX oraz NYSE Euronext.

- Resort skarbu ma duże wymagania wobec potencjalnych inwestorów, ale nie zamyka jeszcze listy podmiotów, które mogłyby wziąć udział w prywatyzacji GPW - powiedział rzecznik MSP.

W połowie marca minister skarbu Aleksander Grad podtrzymał w rozmowie z PAP, że sprzedaż akcji GPW nastąpi w tym roku. Jeżeli dobrze pójdą negocjacje z inwestorami, to jesteśmy w stanie w tym roku sfinalizować ten proces - mówił.

Strategia prywatyzacji GPW zakłada, że MSP zaprosi inwestorów branżowych do składania ofert na kupno do 73,82 proc. akcji GPW samodzielnie lub w konsorcjum z inwestorem finansowym.

MSP zastrzega możliwość sprzedaży inwestorowi branżowemu lub konsorcjum pakietu akcji mniejszego niż 73,82 proc., jednak powyżej 51 proc. akcji GPW.

W wyniku transakcji MSP zachowa udział w akcjonariacie GPW na poziomie 25 proc. plus jedna akcja. Zakończenie prywatyzacji jest planowane w perspektywie dwóch-trzech lat.

(PAP)/interia.pl

ROPA_BRENT:MFW - będzie wyprzedaż złota?

Od połowy lutego systematycznie pnie się w górę cena ropy naftowej. Zwiększyła się w tym czasie o około 13 dolarów na baryłce, czyli o niemal jedną trzecią.

Wzrost przerywany jest sporymi korektami, ale tendencja wydaje się mieć trwały charakter. Będzie ona wzmacniana przez każdy sygnał poprawy sytuacji w globalnej gospodarce. Mieliśmy tego przykład w czwartek, gdy w reakcji na domniemane pozytywne skutki obrad G20, czyli grupy najbardziej rozwiniętych państw świata, cena ropy skoczyła o 8%.

Na wartości zyskuje miedź. Korekta wzrostów nie była zbyt wielka i notowania szybko powróciły powyżej poziomu 4000 dolarów za tonę. Nic nie wskazuje na to, by miały spaść, więcej argumentów przemawia raczej za wzrostami.

Jeszcze pod konie ubiegłego tygodnia całkiem nieźle trzymała się cena złota. Za uncje tego metalu trzeba było płacić około 960 dolarów. Gdy tylko atmosfera na giełdach papierów wartościowych zaczęła się poprawiać, notowania kruszcu poszły w dół, w czwartek w ciągu dnia osiągając nawet 895 dolarów. Ujemna korelacja między rynkami akcji a ceną złota od początku tego roku jest niemal modelowa. Jeszcze w pierwszej połowie stycznia spadały jednocześnie i giełdowe indeksy i złoto. W drugiej części miesiąca tendencje na tych dwóch rynkach rozjechały się.

Gdy pod koniec lutego Dow Jones zbliżał się do dołka, cena złota osiągała szczyt, na poziomie przekraczającym nieco 1000 dolarów za uncję. Przez większą część marca notowania złota stabilizowały się wokół 930 dolarów, ale już widać było nerwowość i próby schodzenia w pobliże 900 dolarów. Jeśli rynki akcji nadal będą zwyżkować, złoto w krótkim terminie może jeszcze tanieć. Nie wydaje się jednak, by jego cena mogła zejść poniżej 840 dolarów.

Na niekorzyść złota może działać zapowiedź ewentualnej sprzedaży części zapasów złota z zasobów Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jeśli zajdzie potrzeba pozyskania przez tę organizację środków na wspieranie globalnej gospodarki. Krótkoterminowo zapowiedź ta nie zrobiła wrażenia na inwestorach i po silnym czwartkowym spadku w piątek złoto lekko drożało.

Ropa Brent Złoto 52,3 dol/baryłka 1,53% 905,5 dol/uncja -1,82%

interia.pl/Sobota, 4 kwietnia (06:30)

ROPA_BRENT:MFW - będzie wyprzedaż złota?

Od połowy lutego systematycznie pnie się w górę cena ropy naftowej. Zwiększyła się w tym czasie o około 13 dolarów na baryłce, czyli o niemal jedną trzecią.

Wzrost przerywany jest sporymi korektami, ale tendencja wydaje się mieć trwały charakter. Będzie ona wzmacniana przez każdy sygnał poprawy sytuacji w globalnej gospodarce. Mieliśmy tego przykład w czwartek, gdy w reakcji na domniemane pozytywne skutki obrad G20, czyli grupy najbardziej rozwiniętych państw świata, cena ropy skoczyła o 8%.

Na wartości zyskuje miedź. Korekta wzrostów nie była zbyt wielka i notowania szybko powróciły powyżej poziomu 4000 dolarów za tonę. Nic nie wskazuje na to, by miały spaść, więcej argumentów przemawia raczej za wzrostami.

Jeszcze pod konie ubiegłego tygodnia całkiem nieźle trzymała się cena złota. Za uncje tego metalu trzeba było płacić około 960 dolarów. Gdy tylko atmosfera na giełdach papierów wartościowych zaczęła się poprawiać, notowania kruszcu poszły w dół, w czwartek w ciągu dnia osiągając nawet 895 dolarów. Ujemna korelacja między rynkami akcji a ceną złota od początku tego roku jest niemal modelowa. Jeszcze w pierwszej połowie stycznia spadały jednocześnie i giełdowe indeksy i złoto. W drugiej części miesiąca tendencje na tych dwóch rynkach rozjechały się.

Gdy pod koniec lutego Dow Jones zbliżał się do dołka, cena złota osiągała szczyt, na poziomie przekraczającym nieco 1000 dolarów za uncję. Przez większą część marca notowania złota stabilizowały się wokół 930 dolarów, ale już widać było nerwowość i próby schodzenia w pobliże 900 dolarów. Jeśli rynki akcji nadal będą zwyżkować, złoto w krótkim terminie może jeszcze tanieć. Nie wydaje się jednak, by jego cena mogła zejść poniżej 840 dolarów.

Na niekorzyść złota może działać zapowiedź ewentualnej sprzedaży części zapasów złota z zasobów Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jeśli zajdzie potrzeba pozyskania przez tę organizację środków na wspieranie globalnej gospodarki. Krótkoterminowo zapowiedź ta nie zrobiła wrażenia na inwestorach i po silnym czwartkowym spadku w piątek złoto lekko drożało.

Ropa Brent Złoto 52,3 dol/baryłka 1,53% 905,5 dol/uncja -1,82%

interia.pl/Sobota, 4 kwietnia (06:30)

Schiff zapowiada koniec dolara i bankructwo USA

Rząd amerykański w niedługim czasie stanie się niewypłacalny, a dolar straci status waluty rezerwowej - uważa Peter Schiff, znany amerykański ekonomista, prezes Euro Pacific Capital. Jego zdaniem, euro będzie dla Polski korzystne, ale najkorzystniejsze dla naszego i innych krajów byłoby przywrócenie parytetu złota.
Peter Schiff jest krytykiem obecnego systemu gospodarczego Stanów Zjednoczonych. Opowiada się za radykalną obniżką podatków i wydatków publicznych, likwidacją FED i powrotem do waluty opartej na parytecie złota. Jest zwolennikiem ultraliberalnej austriackiej szkoły ekonomii. W opinii Schiffa, polityka fiskalna amerykańskiego rządu, polegająca na utrzymywaniu zwiększonego deficytu, doprowadzi do gwałtownej inflacji.

W niedługim czasie świat przestanie tak chętnie finansować nasze zadłużenie. FED będzie starał się pokryć ogromny deficyt poprzez dodruk pieniądza, co doprowadzi do gwałtownej inflacji - powiedział Schiff. W jego opinii, takie działanie spowoduje, że dolar amerykański utraci status waluty rezerwowej.

-Myślę, że tak się stanie jeszcze za kadencji prezydenta Obamy. (...) Uważam, że Chiny przestaną gromadzić dolary i na tyle, na ile będą mogły sobie na to pozwolić, będą starały się ich pozbyć - powiedział.

Zdaniem Schiffa, przeświadczenie, że Chiny nie zdecydują się na taki krok, jest błędne.

Jeżeli Chiny będą kontynuować skupowanie dolara i obligacji amerykańskich w takim zakresie, w jakim robią to obecnie, ich rezerwy pod koniec rządów Obamy mogą wynieść 4-6 bln dolarów. Nie sądzę, żeby taka perspektywa wydawała się Chińczykom szczególnie pociągająca. Wydaje mi się, że Chiny zdecydują się raczej na stratę w wysokości 1 bln USD, niż zaryzykują utratę 5 bln USD - powiedział ekonomista. Według zachodnich źródeł, Chiny zainwestowały w amerykańskie obligacje rządowe i inne papiery wartościowe w USA około połowy z 2 bln dolarów swoich rezerw dewizowych. Od początku kryzysu finansowego stracić miały na tych inwestycjach ponad 80 mld USD. Jeżeli Chiny zdecydują się na pozbycie dolarów, inne kraje z pewnością zrobią to samo - zaznaczył.

Zdaniem Schiffa, niewypłacalność rządu amerykańskiego jest tylko kwestią czasu.

- W zasadzie już w tej chwili jest niewypłacalny. (...) Zdolni do życia będziemy tak długo, jak długo będziemy mieli możliwość zwiększania długu, ale jest on przeznaczany na nieproduktywne cele i nigdy nie będzie mógł być spłacony - powiedział Schiff.

W jego opinii europejska waluta - przynajmniej w najbliższym czasie - nie podzieli losów dolara, a przystąpienie do ERM2 może przynieść Polsce korzyści w postaci stabilniejszej sytuacji fiskalnej. Najkorzystniejszy jednak - uważa Schiff - byłby powrót do systemu waluty opartej o parytet złota.

- Niewątpliwie najlepszą rzeczą, jaką może zrobić Polska, jest powrócenie do parytetu złota. To najlepsza rzecz, jaką każdy może zrobić - powiedział.

Schiff nie widzi szansy na rzeczywiste ożywienie gospodarcze w 2010 roku, nawet jeżeli miary makro, takie jak np. dynamika PKB, będą pozytywne.

RMF/interia.pl

Schiff zapowiada koniec dolara i bankructwo USA

Rząd amerykański w niedługim czasie stanie się niewypłacalny, a dolar straci status waluty rezerwowej - uważa Peter Schiff, znany amerykański ekonomista, prezes Euro Pacific Capital. Jego zdaniem, euro będzie dla Polski korzystne, ale najkorzystniejsze dla naszego i innych krajów byłoby przywrócenie parytetu złota.
Peter Schiff jest krytykiem obecnego systemu gospodarczego Stanów Zjednoczonych. Opowiada się za radykalną obniżką podatków i wydatków publicznych, likwidacją FED i powrotem do waluty opartej na parytecie złota. Jest zwolennikiem ultraliberalnej austriackiej szkoły ekonomii. W opinii Schiffa, polityka fiskalna amerykańskiego rządu, polegająca na utrzymywaniu zwiększonego deficytu, doprowadzi do gwałtownej inflacji.

W niedługim czasie świat przestanie tak chętnie finansować nasze zadłużenie. FED będzie starał się pokryć ogromny deficyt poprzez dodruk pieniądza, co doprowadzi do gwałtownej inflacji - powiedział Schiff. W jego opinii, takie działanie spowoduje, że dolar amerykański utraci status waluty rezerwowej.

-Myślę, że tak się stanie jeszcze za kadencji prezydenta Obamy. (...) Uważam, że Chiny przestaną gromadzić dolary i na tyle, na ile będą mogły sobie na to pozwolić, będą starały się ich pozbyć - powiedział.

Zdaniem Schiffa, przeświadczenie, że Chiny nie zdecydują się na taki krok, jest błędne.

Jeżeli Chiny będą kontynuować skupowanie dolara i obligacji amerykańskich w takim zakresie, w jakim robią to obecnie, ich rezerwy pod koniec rządów Obamy mogą wynieść 4-6 bln dolarów. Nie sądzę, żeby taka perspektywa wydawała się Chińczykom szczególnie pociągająca. Wydaje mi się, że Chiny zdecydują się raczej na stratę w wysokości 1 bln USD, niż zaryzykują utratę 5 bln USD - powiedział ekonomista. Według zachodnich źródeł, Chiny zainwestowały w amerykańskie obligacje rządowe i inne papiery wartościowe w USA około połowy z 2 bln dolarów swoich rezerw dewizowych. Od początku kryzysu finansowego stracić miały na tych inwestycjach ponad 80 mld USD. Jeżeli Chiny zdecydują się na pozbycie dolarów, inne kraje z pewnością zrobią to samo - zaznaczył.

Zdaniem Schiffa, niewypłacalność rządu amerykańskiego jest tylko kwestią czasu.

- W zasadzie już w tej chwili jest niewypłacalny. (...) Zdolni do życia będziemy tak długo, jak długo będziemy mieli możliwość zwiększania długu, ale jest on przeznaczany na nieproduktywne cele i nigdy nie będzie mógł być spłacony - powiedział Schiff.

W jego opinii europejska waluta - przynajmniej w najbliższym czasie - nie podzieli losów dolara, a przystąpienie do ERM2 może przynieść Polsce korzyści w postaci stabilniejszej sytuacji fiskalnej. Najkorzystniejszy jednak - uważa Schiff - byłby powrót do systemu waluty opartej o parytet złota.

- Niewątpliwie najlepszą rzeczą, jaką może zrobić Polska, jest powrócenie do parytetu złota. To najlepsza rzecz, jaką każdy może zrobić - powiedział.

Schiff nie widzi szansy na rzeczywiste ożywienie gospodarcze w 2010 roku, nawet jeżeli miary makro, takie jak np. dynamika PKB, będą pozytywne.

RMF/interia.pl

Gdzie najtańszy kredyt dla Rodziny na swoim?

- Najtańszy kredyt z rządowymi dopłatami z programu Rodzina na swoim oferuje w tej chwili Pekao Bank Hipoteczny. Efektywne oprocentowanie pożyczonych w tej instytucji 250 tys. zł to na dzień dzisiejszy 0,27 procent - tak wynika z najnowszego raportu Open Finance.

- Należy pamiętać, że każdy bank ma swoje zasady udzielania kredytów, jedynie wysokość dopłat jest ustalona przez BGK. Lecz nawet mając zestawienie rynkowych ofert trudno jest wybrać tę najlepszą - podkreślają analitycy Open Finance.

0 Jest tak m.in. dlatego, że każda instytucja w inny sposób wylicza stawkę bazową oprocentowania. (...) Trudno jest też porównać prowizję, bo zwykle obok wartości procentowej znajduje się przyimek do. Zresztą, marża też nie jest taka pewna (choć tu króluje przyimek od) - czytamy w raporcie.

Z zestawienia OF wynika, że najkorzystniejszą standardową ofertę ma Pekao Bank Hipoteczny (były BPH Bank Hipoteczny), który pobiera najniższą marżę, a jednocześnie - na chwilę obecną - stosuje najniższy WIBOR. Rata przykładowego kredytu (250 tys. zł na 30 lat) wyniesie 1433,62 zł, a po odjęciu dopłaty - 723,20 zł.

- To oznacza, że rząd spłaca nam prawie połowę raty kredytowej, a efektywna stopa procentowa owego kredytu wynosi na dzień dzisiejszy 0,27 procent. Oczywiście wartość ta będzie się co miesiąc zmieniać, a po ośmiu latach skokowo wzrośnie - podkreśla Marcin Krasoń z OF.

Chętnych wciąż przybywa

Z danych prowadzącego program Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w marcu z rządowego programu skorzystało 2203 osób, które łącznie pożyczyły od banków 361,5 mln złotych.

To kolejny miesiąc, w którym liczba korzystających z pomocy rządu rosła. W styczniu tego roku było to 669 osób, a w lutym - 1319.

Nie ma jednak obawy, że zabraknie pieniędzy przeznaczonych na ten cel. Według zapewnień przedstawicieli BGK, gdyby dedykowane do programu 80 mln zł miało nie wystarczyć, bank może wystąpić do Ministra Infrastruktury z prośbą o zwiększenie puli.

Rośnie limit cen, maleje dopłata

Jak czytamy w raporcie OF wbrew oczekiwaniom ekspertów, wzrosły limity cen nieruchomości objętych dotacjami, średnio o 357,25 zł (7,83 proc.). Sprawdziły się z kolei oczekiwania co do stopy referencyjnej decydującej o wysokości dopłat - spadła ona z 8,64 do 6,82 procent. - To oznacza, że przy pożyczonych na 30 lat 250 tys. zł kredytobiorca otrzyma od rządu 710,42 zł, podczas gdy w poprzednim kwartale kwota ta wynosiła 900 zł - podkreślają analitycy OF.

Nie oznacza to jednak, że klient będzie musiał płacić wyższe raty. Obniżenie stopy referencyjnej spowodowane jest spadkiem trzymiesięcznej stawki WIBOR, na podstawie której jest ona obliczana (od końca grudnia WIBOR 3M spadł o 1,71 pkt proc.). Za niższym WIBOR-em idą niższe raty kredytów i okazuje się, że mimo niższych dopłat, kredytobiorcy i tak płacą mniej niż trzy miesiące temu.



(MM)
Gdzie najtańszy kredyt dla Rodziny na swoim?

Gdzie najtańszy kredyt dla Rodziny na swoim?

- Najtańszy kredyt z rządowymi dopłatami z programu Rodzina na swoim oferuje w tej chwili Pekao Bank Hipoteczny. Efektywne oprocentowanie pożyczonych w tej instytucji 250 tys. zł to na dzień dzisiejszy 0,27 procent - tak wynika z najnowszego raportu Open Finance.

- Należy pamiętać, że każdy bank ma swoje zasady udzielania kredytów, jedynie wysokość dopłat jest ustalona przez BGK. Lecz nawet mając zestawienie rynkowych ofert trudno jest wybrać tę najlepszą - podkreślają analitycy Open Finance.

0 Jest tak m.in. dlatego, że każda instytucja w inny sposób wylicza stawkę bazową oprocentowania. (...) Trudno jest też porównać prowizję, bo zwykle obok wartości procentowej znajduje się przyimek do. Zresztą, marża też nie jest taka pewna (choć tu króluje przyimek od) - czytamy w raporcie.

Z zestawienia OF wynika, że najkorzystniejszą standardową ofertę ma Pekao Bank Hipoteczny (były BPH Bank Hipoteczny), który pobiera najniższą marżę, a jednocześnie - na chwilę obecną - stosuje najniższy WIBOR. Rata przykładowego kredytu (250 tys. zł na 30 lat) wyniesie 1433,62 zł, a po odjęciu dopłaty - 723,20 zł.

- To oznacza, że rząd spłaca nam prawie połowę raty kredytowej, a efektywna stopa procentowa owego kredytu wynosi na dzień dzisiejszy 0,27 procent. Oczywiście wartość ta będzie się co miesiąc zmieniać, a po ośmiu latach skokowo wzrośnie - podkreśla Marcin Krasoń z OF.

Chętnych wciąż przybywa

Z danych prowadzącego program Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w marcu z rządowego programu skorzystało 2203 osób, które łącznie pożyczyły od banków 361,5 mln złotych.

To kolejny miesiąc, w którym liczba korzystających z pomocy rządu rosła. W styczniu tego roku było to 669 osób, a w lutym - 1319.

Nie ma jednak obawy, że zabraknie pieniędzy przeznaczonych na ten cel. Według zapewnień przedstawicieli BGK, gdyby dedykowane do programu 80 mln zł miało nie wystarczyć, bank może wystąpić do Ministra Infrastruktury z prośbą o zwiększenie puli.

Rośnie limit cen, maleje dopłata

Jak czytamy w raporcie OF wbrew oczekiwaniom ekspertów, wzrosły limity cen nieruchomości objętych dotacjami, średnio o 357,25 zł (7,83 proc.). Sprawdziły się z kolei oczekiwania co do stopy referencyjnej decydującej o wysokości dopłat - spadła ona z 8,64 do 6,82 procent. - To oznacza, że przy pożyczonych na 30 lat 250 tys. zł kredytobiorca otrzyma od rządu 710,42 zł, podczas gdy w poprzednim kwartale kwota ta wynosiła 900 zł - podkreślają analitycy OF.

Nie oznacza to jednak, że klient będzie musiał płacić wyższe raty. Obniżenie stopy referencyjnej spowodowane jest spadkiem trzymiesięcznej stawki WIBOR, na podstawie której jest ona obliczana (od końca grudnia WIBOR 3M spadł o 1,71 pkt proc.). Za niższym WIBOR-em idą niższe raty kredytów i okazuje się, że mimo niższych dopłat, kredytobiorcy i tak płacą mniej niż trzy miesiące temu.



(MM)
Gdzie najtańszy kredyt dla Rodziny na swoim?

Rodzina na swoim. Twoje szanse na dopłatę wzrosły

Od początku kwietnia limity cen za metr kwadratowy w ramach programu Rodzina na swoim, wzrosły niemal w całym kraju, najwięcej - o blisko tysiąc złotych.
Od początku roku Bank Gospodarstwa Krajowego dopłacił już do ponad 4 tys. kredytów na łączną kwotę przekraczającą ponad 660 mln zł. W niektórych miastach wszystkie mieszkania o średnim standardzie kwalifikują się do dopłat.
To około 30 proc. puli przewidzianej na ten rok. - Planujemy udzielenie ok. 17 tys. kredytów za ok. 2,2 mld zł - mówi Money.pl Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka BGK. Na same dopłaty przewidziano pulę 80 mln
Jak szacuje Money.pl, ta kwota będzie musiała się jednak zwiększyć. Wraz z podniesieniem limitów za metr kwadratowy, zwiększyła się pula mieszkań, kwalifikujących się  do programu. W niektórych miastach kwalifikują się praktycznie wszystkie nowe lokale o średnim standardzie - tak jest np. w Białymstoku, Bydgoszczy, Katowicach,  Łodzi, Olsztynie, Poznaniu i w Opolu.

Skąd tak gwałtowny wzrost dostępności dopłat?

Popularność dopłat z BGK, wynika przede wszystkim ze styczniowej zmiany ustawy regulującej zasady programu Rodzina na swoim.

Nowelizacja zezwala na przystąpienie do kredytu osób z najbliższej rodziny kredytobiorcy, co zwiększa jego zdolność kredytową. Zmienił się także mnożnik stosowany do ustalenia limitu ceny jednego metra kwadratowego nieruchomości, która miałaby zostać kredytowana. Wzrósł on z 1,3 do 1,4, co zwiększyło liczbę nieruchomości, która kwalifikuje się do programu.

Przede wszystkim jednak dodatkowymi impulsami stymulującymi wzrost zainteresowania kredytami z dopłatą jest spadek cen nieruchomości, połączony z powiększającym się co kwartał limitem cen za metr kwadratowy.

Zestawienie średnich cen za mkw nieruchomości (02 2009 r) w największych miastach Polski z limitami cen* w ramach programu Rodzina na swoim
Miasto Średnia cena mieszkania/domu(zł/m kw) Limit cen(zł/m kw)
Białystok 4400 5171
Bydgoszcz 4200 6391
Gdańsk 6400 5234
Katowice 4100 5133
Kraków 7400 5340
Lublin 5000 4329
Łódź 4300 5601
Olsztyn 4826 5875
Opole 4000 5215
Poznań 5700 7224
Rzeszów 4500 4342
Szczecin 4900 4698
Warszawa 9000 7257
Wrocław 6700 6295

źródło: BGK, Open Finance *limit obowiązujący od 1 kwietnia 2009 roku

Wprawdzie w największych miastach takich jak Warszawa, Kraków czy Wrocław, średnia cena mkw wciąż jest wyższa od wyznaczonych limitów, to jednak na rynek trafia coraz więcej mieszkań, które kwalifikują się do dopłat.

Z szacunków Open Finance wynika, iż cena metra kwadratowego w najtańszych lokalach może być niższa od średniej nawet o 30-40 proc, dotyczy to głównie mieszkań oferowanych na rynku wtórnym.

- Z kredytów z dopłatą korzystają przede wszystkim kupujący na rynku wtórnym, to 65 proc. wszystkich uczestników programu - potwierdza Ewa Balicka-Sawiak, z BGK. Na rynku pierwotnym z kredytów skorzystało 10 proc., zaś z dopłat do budowy domu jednorodzinnego 25 proc. kredytobiorców.

Powiększanie się puli mieszkań kwalifikujących się do programu dopłat, widać np. we Wrocławiu.

Praktycznie wszystkie mieszkania pod względem metrażowym, oferowane przez TMB, czy Dachbud, spełniają warunki rządowego programu.

Podobnie jest w Warszawie. Na przykład jeden z najbardziej znanych deweloperów - Dom Developmet ma w ofercie kilkadziesiąt takich takich lokali.

Czy starczy pieniędzy na dopłaty?

Zakładając, że obecne zainteresowanie Rodziną na swoim i liczbą wniosków w tym miesiącu wzrośnie tylko nieznacznie do ok 250 mln zł, czyli zakładanego przez BGK limitu 1400 wniosków miesięcznie, a zainteresowanie na tym poziomie utrzyma się w kolejnych miesiącach, to pula 80 mln zł z budżetu na dopłaty wyczerpie się w październiku.

BGK: Na razie pieniądze są, martwić się będziemy później

- Na razie nie przewidujemy sytuacji, że w Funduszu Dopłat zabraknie pieniędzy na dopłaty do kredytów mieszkaniowych. - mówi Money.pl Ewa Balicka-Sawiak.

Co jednak stanie się w sytuacji, gdy pula się wyczerpie? W przypadku wcześniejszego wyczerpania przeznaczonych na ten cel środków BGK może zwrócić się do ministra infrastruktury o przeznaczenie dodatkowych pieniędzy z rezerwy budżetowej.

W ostateczności BGK jest zobowiązany do końca roku realizować dopłaty ze środków własnych. Wtedy minister infrastruktury zwróci mu wypłaconą kwotę wraz z odsetkami.

money.pl

Rodzina na swoim. Twoje szanse na dopłatę wzrosły

Od początku kwietnia limity cen za metr kwadratowy w ramach programu Rodzina na swoim, wzrosły niemal w całym kraju, najwięcej - o blisko tysiąc złotych.
Od początku roku Bank Gospodarstwa Krajowego dopłacił już do ponad 4 tys. kredytów na łączną kwotę przekraczającą ponad 660 mln zł. W niektórych miastach wszystkie mieszkania o średnim standardzie kwalifikują się do dopłat.
To około 30 proc. puli przewidzianej na ten rok. - Planujemy udzielenie ok. 17 tys. kredytów za ok. 2,2 mld zł - mówi Money.pl Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka BGK. Na same dopłaty przewidziano pulę 80 mln
Jak szacuje Money.pl, ta kwota będzie musiała się jednak zwiększyć. Wraz z podniesieniem limitów za metr kwadratowy, zwiększyła się pula mieszkań, kwalifikujących się  do programu. W niektórych miastach kwalifikują się praktycznie wszystkie nowe lokale o średnim standardzie - tak jest np. w Białymstoku, Bydgoszczy, Katowicach,  Łodzi, Olsztynie, Poznaniu i w Opolu.

Skąd tak gwałtowny wzrost dostępności dopłat?

Popularność dopłat z BGK, wynika przede wszystkim ze styczniowej zmiany ustawy regulującej zasady programu Rodzina na swoim.

Nowelizacja zezwala na przystąpienie do kredytu osób z najbliższej rodziny kredytobiorcy, co zwiększa jego zdolność kredytową. Zmienił się także mnożnik stosowany do ustalenia limitu ceny jednego metra kwadratowego nieruchomości, która miałaby zostać kredytowana. Wzrósł on z 1,3 do 1,4, co zwiększyło liczbę nieruchomości, która kwalifikuje się do programu.

Przede wszystkim jednak dodatkowymi impulsami stymulującymi wzrost zainteresowania kredytami z dopłatą jest spadek cen nieruchomości, połączony z powiększającym się co kwartał limitem cen za metr kwadratowy.

Zestawienie średnich cen za mkw nieruchomości (02 2009 r) w największych miastach Polski z limitami cen* w ramach programu Rodzina na swoim
Miasto Średnia cena mieszkania/domu(zł/m kw) Limit cen(zł/m kw)
Białystok 4400 5171
Bydgoszcz 4200 6391
Gdańsk 6400 5234
Katowice 4100 5133
Kraków 7400 5340
Lublin 5000 4329
Łódź 4300 5601
Olsztyn 4826 5875
Opole 4000 5215
Poznań 5700 7224
Rzeszów 4500 4342
Szczecin 4900 4698
Warszawa 9000 7257
Wrocław 6700 6295

źródło: BGK, Open Finance *limit obowiązujący od 1 kwietnia 2009 roku

Wprawdzie w największych miastach takich jak Warszawa, Kraków czy Wrocław, średnia cena mkw wciąż jest wyższa od wyznaczonych limitów, to jednak na rynek trafia coraz więcej mieszkań, które kwalifikują się do dopłat.

Z szacunków Open Finance wynika, iż cena metra kwadratowego w najtańszych lokalach może być niższa od średniej nawet o 30-40 proc, dotyczy to głównie mieszkań oferowanych na rynku wtórnym.

- Z kredytów z dopłatą korzystają przede wszystkim kupujący na rynku wtórnym, to 65 proc. wszystkich uczestników programu - potwierdza Ewa Balicka-Sawiak, z BGK. Na rynku pierwotnym z kredytów skorzystało 10 proc., zaś z dopłat do budowy domu jednorodzinnego 25 proc. kredytobiorców.

Powiększanie się puli mieszkań kwalifikujących się do programu dopłat, widać np. we Wrocławiu.

Praktycznie wszystkie mieszkania pod względem metrażowym, oferowane przez TMB, czy Dachbud, spełniają warunki rządowego programu.

Podobnie jest w Warszawie. Na przykład jeden z najbardziej znanych deweloperów - Dom Developmet ma w ofercie kilkadziesiąt takich takich lokali.

Czy starczy pieniędzy na dopłaty?

Zakładając, że obecne zainteresowanie Rodziną na swoim i liczbą wniosków w tym miesiącu wzrośnie tylko nieznacznie do ok 250 mln zł, czyli zakładanego przez BGK limitu 1400 wniosków miesięcznie, a zainteresowanie na tym poziomie utrzyma się w kolejnych miesiącach, to pula 80 mln zł z budżetu na dopłaty wyczerpie się w październiku.

BGK: Na razie pieniądze są, martwić się będziemy później

- Na razie nie przewidujemy sytuacji, że w Funduszu Dopłat zabraknie pieniędzy na dopłaty do kredytów mieszkaniowych. - mówi Money.pl Ewa Balicka-Sawiak.

Co jednak stanie się w sytuacji, gdy pula się wyczerpie? W przypadku wcześniejszego wyczerpania przeznaczonych na ten cel środków BGK może zwrócić się do ministra infrastruktury o przeznaczenie dodatkowych pieniędzy z rezerwy budżetowej.

W ostateczności BGK jest zobowiązany do końca roku realizować dopłaty ze środków własnych. Wtedy minister infrastruktury zwróci mu wypłaconą kwotę wraz z odsetkami.

money.pl

ZŁOTO:Gorączka złota powraca

Na tle rosnącego bezrobocia w Kalifornii i załamania się tamtejszego rynku nieruchomości, niektórych świeżo upieczonych górników ogarnia gorączka złota.

Wśród udających się na poszukiwania jest Kevin Brown, bezrobotny technik oświetlenia pracujący niegdyś w studio w Hollywood. Kevin postanowił sprzedać swój majątek, kupić przyczepę - i szukać ulotnych złotych samorodków wzdłuż brzegów rzeki w San Gabriel Mountains, około 45 minut na wschód od Los Angeles.

Kevin Brown, poszukiwacz złota:

- Teraz po prostu nie ma dla nas dużo pracy. Przyjechałem tutaj, żeby uciec od szaleństwa miasta. Straciłem dom, który wynajmowałem w Venice. Zamiast żyć tam jako bezdomny albo wynajmować jakiś pokój w cudzym domu, przyjechałem tutaj i zająłem się tym, bo to daje mi więcej wolności. Chcę też znaleźć złoto i zarobić trochę pieniędzy.

Nowa gorączka złota okazała się dobrodziejstwem dla firm takich, jak Keene Engineering, producent sprzętu górniczego, której obroty podwoiły się w ciągu ostatniego roku.

Patrick Kenne, Keene Engineering:

- Interes kręci się dobrze, bo cena złota wzrosła do tysiąca dolarów za uncję. Ludzie powoli wychodzą z tarapatów, nowi górnicy i poszukiwacze przybywają na te tereny, by znaleźć złoto.

Bez względu na to, czy im się powiedzie, czy nie, urok kruszcu daje niektórym z tych poszukiwaczy nadzieję w poszukiwaniach kalifornijskiego złota.

Jon Decker, Reuters, tłum. Katarzyna Kasińska

źródło informacji: INTERIA.PL/Reuters

ZŁOTO:Gorączka złota powraca

Na tle rosnącego bezrobocia w Kalifornii i załamania się tamtejszego rynku nieruchomości, niektórych świeżo upieczonych górników ogarnia gorączka złota.

Wśród udających się na poszukiwania jest Kevin Brown, bezrobotny technik oświetlenia pracujący niegdyś w studio w Hollywood. Kevin postanowił sprzedać swój majątek, kupić przyczepę - i szukać ulotnych złotych samorodków wzdłuż brzegów rzeki w San Gabriel Mountains, około 45 minut na wschód od Los Angeles.

Kevin Brown, poszukiwacz złota:

- Teraz po prostu nie ma dla nas dużo pracy. Przyjechałem tutaj, żeby uciec od szaleństwa miasta. Straciłem dom, który wynajmowałem w Venice. Zamiast żyć tam jako bezdomny albo wynajmować jakiś pokój w cudzym domu, przyjechałem tutaj i zająłem się tym, bo to daje mi więcej wolności. Chcę też znaleźć złoto i zarobić trochę pieniędzy.

Nowa gorączka złota okazała się dobrodziejstwem dla firm takich, jak Keene Engineering, producent sprzętu górniczego, której obroty podwoiły się w ciągu ostatniego roku.

Patrick Kenne, Keene Engineering:

- Interes kręci się dobrze, bo cena złota wzrosła do tysiąca dolarów za uncję. Ludzie powoli wychodzą z tarapatów, nowi górnicy i poszukiwacze przybywają na te tereny, by znaleźć złoto.

Bez względu na to, czy im się powiedzie, czy nie, urok kruszcu daje niektórym z tych poszukiwaczy nadzieję w poszukiwaniach kalifornijskiego złota.

Jon Decker, Reuters, tłum. Katarzyna Kasińska

źródło informacji: INTERIA.PL/Reuters

Rata kredytu z dopłatą może być większa niż "normalnego" kredytu

Wejście nowych banków na rynek kredytów z dopłatą nie spowodowało zaostrzenia konkurencji, a wręcz przeciwnie. Nie dość, że nowe oferty są mniej atrakcyjne, to dodatkowo część banków już wcześniej oferujących kredyty z dopłatą podniosła marże. W efekcie rata kredytu z dopłatą może być wyższa od raty standardowego kredytu w złotych.
Od kwietnia powiększyła się lista banków udzielających kredyt z dopłatą. Do swojej oferty preferencyjne kredyty włączyły Alior Bank, Dom Bank oraz Pekao Bank Hipoteczny. Niestety, dołączenie tych banków do programu „Rodzina na swoim” nie spowodowało zaostrzenia konkurencji i spadku marż. Dwa pierwsze zaoferowały marże znacznie przewyższające poziomy w pozostałych bankach. W Alior Banku marża wynosi bowiem 3,3% lub 3,5%, a w Dom Banku – 5,55% lub 6,15%. W obu przypadkach marża zależy od  wysokości wkładu własnego.
Podwyżki marż

Jeszcze na początku marca średnia marża wynosiła ok. 1,5%, a najniższa wynosiła 1,3% - w Banku Pocztowym. Obecnie średnia marża kredytu z dopłatą wynosi ok. 2,5%. W znacznym stopniu jest ona zawyżana przez oferty nowych banków. Jednak nie jest to jedyna przyczyna tak znacznego wzrostu średniej. Część banków już oferujących kredyt z dopłatą też podniosła marże. W Banku Pocztowym wynosi ona już 1,9%, a w Pekao jest to ponad 3%.

W rezultacie wzrostu marż kredytów z dopłatą może się okazać, że zaciągnięcie takiego kredytu jest mniej korzystne od zaciągnięcia zwykłego kredytu w złotych, aczkolwiek w przypadku tych drugich marże też wzrosły w kwietniu. Obecnie wynoszą średnio 2,8% wobec 2% w marcu.

Większa rata

Z wyliczeń Expandera wynika, że w przypadku kredytu z dopłatą zaciągniętego na kwotę 300 tys. zł (na 30 lat, 25% wkładu własnego, marża 5,55%) w Dom Banku początkowa rata przy uwzględnieniu dopłaty wyniesie 1758 zł. Tymczasem rata tradycyjnego kredytu z marżą 1,35% (taką stawkę oferuje m.in. BZ WBK) wyniesie 1701 zł.

Porównanie wysokości rat

 

Rodzaj kredytu

Szacunkowo rata początkowa

Szacunkowa ata po 8 latach

Suma wszystkich rat

Dom Bank

Kredyt z dopłatą

1 758 zł

2 611 zł

860,2 tys. zł

BZ WBK

Kredyt tradycyjny

1 701 zł

612,5 tys. zł

300 tys. zł na 30 lat, 25% wkładu własnego

Zakładamy stałość stóp procentowych

Trzeba też pamiętać, że w przypadku kredytu preferencyjnego dopłaty kończą się po ośmiu latach. Po zakończeniu dopłat (przy założeniu stałości stóp procentowych) rata kredytu z marża 5,55% wzrośnie do poziomu 2611 zł. Przez 30 lat kredytobiorca spłaci w sumie (kapitał plus odsetki) 860,2 tys. zł. Tymczasem zaciągając tradycyjny kredyt z marżą 1,35% spłaciłby 612,5 tys. zł.

 

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski 

Expander
wp.pl/
netPR.pl (12:36)

Rata kredytu z dopłatą może być większa niż "normalnego" kredytu

Wejście nowych banków na rynek kredytów z dopłatą nie spowodowało zaostrzenia konkurencji, a wręcz przeciwnie. Nie dość, że nowe oferty są mniej atrakcyjne, to dodatkowo część banków już wcześniej oferujących kredyty z dopłatą podniosła marże. W efekcie rata kredytu z dopłatą może być wyższa od raty standardowego kredytu w złotych.
Od kwietnia powiększyła się lista banków udzielających kredyt z dopłatą. Do swojej oferty preferencyjne kredyty włączyły Alior Bank, Dom Bank oraz Pekao Bank Hipoteczny. Niestety, dołączenie tych banków do programu „Rodzina na swoim” nie spowodowało zaostrzenia konkurencji i spadku marż. Dwa pierwsze zaoferowały marże znacznie przewyższające poziomy w pozostałych bankach. W Alior Banku marża wynosi bowiem 3,3% lub 3,5%, a w Dom Banku – 5,55% lub 6,15%. W obu przypadkach marża zależy od  wysokości wkładu własnego.
Podwyżki marż

Jeszcze na początku marca średnia marża wynosiła ok. 1,5%, a najniższa wynosiła 1,3% - w Banku Pocztowym. Obecnie średnia marża kredytu z dopłatą wynosi ok. 2,5%. W znacznym stopniu jest ona zawyżana przez oferty nowych banków. Jednak nie jest to jedyna przyczyna tak znacznego wzrostu średniej. Część banków już oferujących kredyt z dopłatą też podniosła marże. W Banku Pocztowym wynosi ona już 1,9%, a w Pekao jest to ponad 3%.

W rezultacie wzrostu marż kredytów z dopłatą może się okazać, że zaciągnięcie takiego kredytu jest mniej korzystne od zaciągnięcia zwykłego kredytu w złotych, aczkolwiek w przypadku tych drugich marże też wzrosły w kwietniu. Obecnie wynoszą średnio 2,8% wobec 2% w marcu.

Większa rata

Z wyliczeń Expandera wynika, że w przypadku kredytu z dopłatą zaciągniętego na kwotę 300 tys. zł (na 30 lat, 25% wkładu własnego, marża 5,55%) w Dom Banku początkowa rata przy uwzględnieniu dopłaty wyniesie 1758 zł. Tymczasem rata tradycyjnego kredytu z marżą 1,35% (taką stawkę oferuje m.in. BZ WBK) wyniesie 1701 zł.

Porównanie wysokości rat

 

Rodzaj kredytu

Szacunkowo rata początkowa

Szacunkowa ata po 8 latach

Suma wszystkich rat

Dom Bank

Kredyt z dopłatą

1 758 zł

2 611 zł

860,2 tys. zł

BZ WBK

Kredyt tradycyjny

1 701 zł

612,5 tys. zł

300 tys. zł na 30 lat, 25% wkładu własnego

Zakładamy stałość stóp procentowych

Trzeba też pamiętać, że w przypadku kredytu preferencyjnego dopłaty kończą się po ośmiu latach. Po zakończeniu dopłat (przy założeniu stałości stóp procentowych) rata kredytu z marża 5,55% wzrośnie do poziomu 2611 zł. Przez 30 lat kredytobiorca spłaci w sumie (kapitał plus odsetki) 860,2 tys. zł. Tymczasem zaciągając tradycyjny kredyt z marżą 1,35% spłaciłby 612,5 tys. zł.

 

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski 

Expander
wp.pl/
netPR.pl (12:36)

To przez PGNiG nadal bardzo dużo płacimy za gaz

Od początku kwietnia powinniśmy mniej płacić za gaz ziemny. Nasz następny rachunek mógłby być średnio o około 5 proc. mniejszy, ale od ponad trzech tygodni czekamy na ostateczną decyzję prezesa Urzędu Regulacji Energetyki w sprawie nowych stawek.
Gdyby ceny spadły, gospodarstwo domowe, które używa gazu jedynie do gotowania, płaciłoby rocznie o kilkanaście złotych mniej. Natomiast rodzinom ogrzewającym gazem domy zostałoby w portfelach nawet kilkaset złotych.

Niestety, od wielu dni trwa przepychanka pomiędzy Polskim Górnictwem Naftowym i Gazownictwem a prezesem URE, który chce, by monopolista ostro zszedł ze stawkami.
Nie akceptujemy propozycji nowych cen przesłanych przez PGNiG i po raz kolejny wystąpimy o ich korektę w dół - powiedział wczoraj Marek Woszczyk, wiceprezes URE. Dodał, że najprawdopodobniej jeszcze dzisiaj URE prześle do PGNiG kolejne wezwanie do obniżki stawek. Zdaniem Woszczyka spółka powinna zmniejszyć cenę zarówno dla gospodarstw domowych, jak i odbiorców przemysłowych.
Poprzednia taryfa, którą zaakceptował urząd przed czterema miesiącami, teoretycznie wygasła z końcem marca. Jednak PGNiG może zależeć na jak najdłuższym przeciąganiu negocjacji z URE, bo do czasu akceptacji nowych stawek może naliczać należności za gaz po dotychczasowych cenach.

URE naciska na obniżki, bo ceny gazu zależą m.in. od notowań ropy naftowej, a te od dziewięciu miesięcy spadają. Od szczytu, który miał miejsce w pierwszej połowie lipca, wycena tego surowca zmniejszyła się ze 145 dol. za baryłkę do ok. 45 dol. Drugim czynnikiem określającym cenę gazu jest notowanie złotego wobec dolara. PGNiG tą walutą płaci rosyjskiemu dostawcy. Dla koncernu osłabienie złotego jest argumentem przeciwko głębokim cięciom stawek.

W Polsce konieczne jest ustalanie cen gazu przez regulatora, bo PGNiG to monopolista - tłumaczy Tomasz Chmal z Instytutu Sobieskiego. Jednak gdyby był wolny rynek i kilka podmiotów sprzedających surowiec, to i tak gaz nie byłby tańszy - uważa. W Polsce niższe ceny niż na świecie uzyskuje się dzięki mieszaniu surowca krajowego z importowanym. Około jedna trzecia gazu pochodzi ze złóż krajowych.

Dlatego tak ważne jest, by pozyskiwać go tanio z zagranicy. PGNiG jest w trakcie negocjacji z Gazpromem dostaw 2,5 mld m sześc. surowca. Rosjanie chcą sobie zapewnić dostawy na najbliższe 13 lat. My myślimy o uniezależnieniu od dostaw z Rosji, wiązanie się z jednym partnerem powoduje, że to on dyktuje stawki. Dlatego PGNiG chce zapewnić Polsce dostawy z wielu źródeł, co pozwoli nam na negocjacje cen. Będzie to możliwe najwcześniej w 2014 r., kiedy to ma być uruchomiony gazoport w Świnoujściu. Zapewnimy sobie dzięki temu dostawy z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. W tym samym czasie ma być zbudowany rurociąg do Danii, którym popłynie do nas gaz z Norwegii.

5 proc. o tyle niższe od 1 kwietnia powinny być nasze rachunki za gaz do kuchenek

2,5 mld dostawy tylu m sześc. gazu rocznie negocjuje PGNiG z Gazpromem

Henryk Sadowski
POLSKA Dziennik Zachodni
wp.pl/Polska Dziennik Zachodni | 04.04.2009 | 07:55

To przez PGNiG nadal bardzo dużo płacimy za gaz

Od początku kwietnia powinniśmy mniej płacić za gaz ziemny. Nasz następny rachunek mógłby być średnio o około 5 proc. mniejszy, ale od ponad trzech tygodni czekamy na ostateczną decyzję prezesa Urzędu Regulacji Energetyki w sprawie nowych stawek.
Gdyby ceny spadły, gospodarstwo domowe, które używa gazu jedynie do gotowania, płaciłoby rocznie o kilkanaście złotych mniej. Natomiast rodzinom ogrzewającym gazem domy zostałoby w portfelach nawet kilkaset złotych.

Niestety, od wielu dni trwa przepychanka pomiędzy Polskim Górnictwem Naftowym i Gazownictwem a prezesem URE, który chce, by monopolista ostro zszedł ze stawkami.
Nie akceptujemy propozycji nowych cen przesłanych przez PGNiG i po raz kolejny wystąpimy o ich korektę w dół - powiedział wczoraj Marek Woszczyk, wiceprezes URE. Dodał, że najprawdopodobniej jeszcze dzisiaj URE prześle do PGNiG kolejne wezwanie do obniżki stawek. Zdaniem Woszczyka spółka powinna zmniejszyć cenę zarówno dla gospodarstw domowych, jak i odbiorców przemysłowych.
Poprzednia taryfa, którą zaakceptował urząd przed czterema miesiącami, teoretycznie wygasła z końcem marca. Jednak PGNiG może zależeć na jak najdłuższym przeciąganiu negocjacji z URE, bo do czasu akceptacji nowych stawek może naliczać należności za gaz po dotychczasowych cenach.

URE naciska na obniżki, bo ceny gazu zależą m.in. od notowań ropy naftowej, a te od dziewięciu miesięcy spadają. Od szczytu, który miał miejsce w pierwszej połowie lipca, wycena tego surowca zmniejszyła się ze 145 dol. za baryłkę do ok. 45 dol. Drugim czynnikiem określającym cenę gazu jest notowanie złotego wobec dolara. PGNiG tą walutą płaci rosyjskiemu dostawcy. Dla koncernu osłabienie złotego jest argumentem przeciwko głębokim cięciom stawek.

W Polsce konieczne jest ustalanie cen gazu przez regulatora, bo PGNiG to monopolista - tłumaczy Tomasz Chmal z Instytutu Sobieskiego. Jednak gdyby był wolny rynek i kilka podmiotów sprzedających surowiec, to i tak gaz nie byłby tańszy - uważa. W Polsce niższe ceny niż na świecie uzyskuje się dzięki mieszaniu surowca krajowego z importowanym. Około jedna trzecia gazu pochodzi ze złóż krajowych.

Dlatego tak ważne jest, by pozyskiwać go tanio z zagranicy. PGNiG jest w trakcie negocjacji z Gazpromem dostaw 2,5 mld m sześc. surowca. Rosjanie chcą sobie zapewnić dostawy na najbliższe 13 lat. My myślimy o uniezależnieniu od dostaw z Rosji, wiązanie się z jednym partnerem powoduje, że to on dyktuje stawki. Dlatego PGNiG chce zapewnić Polsce dostawy z wielu źródeł, co pozwoli nam na negocjacje cen. Będzie to możliwe najwcześniej w 2014 r., kiedy to ma być uruchomiony gazoport w Świnoujściu. Zapewnimy sobie dzięki temu dostawy z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. W tym samym czasie ma być zbudowany rurociąg do Danii, którym popłynie do nas gaz z Norwegii.

5 proc. o tyle niższe od 1 kwietnia powinny być nasze rachunki za gaz do kuchenek

2,5 mld dostawy tylu m sześc. gazu rocznie negocjuje PGNiG z Gazpromem

Henryk Sadowski
POLSKA Dziennik Zachodni
wp.pl/Polska Dziennik Zachodni | 04.04.2009 | 07:55

Komentarz analityka: Marzec nie przyniósł przełomu

Ostatni miesiąc pierwszego kwartału 2009 roku niewiele zmienił w nastrojach na rynku nieruchomości.

Deweloperzy w dalszym ciągu mają problemy ze sprzedażą gotowych lokali ze względu na ograniczone możliwości nabywcze Polaków. Pogarszająca się sytuacja makroekonomiczna dodatkowo oddziałuje na rynek mieszkaniowy.

Z opublikowanych 17 marca danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w okresie I-II 2009 roku do użytku oddano 29 880 mieszkań, a więc o 4260 więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Wzrost liczby oddawanych do użytku mieszkań dotyczył wszystkich segmentów z wyjątkiem segmentu spółdzielczego, w którym odnotowano spadek o 84,5 proc. w stosunku do okresu styczeń-luty 2008 roku.

Dane rzeczywiście są optymistyczne, ale doskonale wiemy, że są wynikiem boomu budowlanego poprzednich lat. Teraz duża część inwestycji jest wstrzymana ze względu na niepewność na rynku, ale też i problemy finansowe części inwestorów. Będzie to miało swoje konsekwencje w kolejnych latach.

19 marca weszła w życie ustawa o wspieraniu termomodernizacji i remontów. Zakłada ona możliwość skorzystania z premii termomodernizacyjnej, remontowej i kompensacyjnej. Inwestorowi będzie więc przysługiwała premia z tytułu realizacji przedsięwzięcia mającego na celu zmniejszenie zapotrzebowania na energię cieplną, przedsięwzięcia remontowego czy też premia z tytułu remontów budynków mieszkalnych jednorodzinnych.

Inwestor składa wniosek o przyznanie premii do Banku Gospodarstwa Krajowego za pośrednictwem banku kredytującego. Wspieranie termomodernizacji i remontów jest rozwiązaniem, które pomoże w odnowie substancji mieszkaniowej i uatrakcyjnieniu miejskich przestrzeni.

Bank Gospodarstwa Krajowego zaangażowany jest także w inny projekt, który już od pewnego czasu nazywany jest hitem na rynku mieszkaniowym. Rodzina na swoim, bo o niej tu mowa, to program rządowy, którego celem jest dofinansowanie części raty odsetkowej kredytu uzyskanego na zakup mieszkania lub domu.

W marcu przedstawione zostały także ogólne ramy przygotowywanego przez rząd programu mającego na celu pomoc w spłacie kredytu hipotecznego osobom, które utraciły pracę.

Nieoprocentowana pożyczka o korzystnych terminach spłaty oraz rządowy limit wsparcia w spłacie rat w wysokości 1200 zł - to podstawowe założenia programu.

Marzec kojarzyć się będzie także z nieprzyjemną sytuacją na rynku bankowym - UOKiK złożył pozew przeciwko bankowi dowolnie zmieniającego odsetki od kredytów (BRE Bank).

Komisja Nadzoru Finansowego zwróciła z kolei uwagę na nieetyczne zachowanie ze strony Polbanku, który chciał renegocjować umowy kredytów hipotecznych udzielonych w ostatnich miesiącach.

W obronie klientów stanął nawet Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, który zwrócił uwagę na to, że banki próbują obciążyć klientów skutkami kryzysu finansowego.

Rynek mieszkaniowy boryka się teraz z różnymi problemami, ale warto zauważyć, że nie jest on zupełnie wystawiony na działanie sił rynkowych. Uaktywnia się także działalność państwa. Konstruowanie przemyślanych instrumentów oraz czujność instytucji są jak najbardziej wskazane. Ważne jest jednak zachowanie odpowiednich proporcji.



Komentarz analityka: Marzec nie przyniósł przełomu

2009-04-02 10:10

Komentarz analityka: Marzec nie przyniósł przełomu

Ostatni miesiąc pierwszego kwartału 2009 roku niewiele zmienił w nastrojach na rynku nieruchomości.

Deweloperzy w dalszym ciągu mają problemy ze sprzedażą gotowych lokali ze względu na ograniczone możliwości nabywcze Polaków. Pogarszająca się sytuacja makroekonomiczna dodatkowo oddziałuje na rynek mieszkaniowy.

Z opublikowanych 17 marca danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w okresie I-II 2009 roku do użytku oddano 29 880 mieszkań, a więc o 4260 więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Wzrost liczby oddawanych do użytku mieszkań dotyczył wszystkich segmentów z wyjątkiem segmentu spółdzielczego, w którym odnotowano spadek o 84,5 proc. w stosunku do okresu styczeń-luty 2008 roku.

Dane rzeczywiście są optymistyczne, ale doskonale wiemy, że są wynikiem boomu budowlanego poprzednich lat. Teraz duża część inwestycji jest wstrzymana ze względu na niepewność na rynku, ale też i problemy finansowe części inwestorów. Będzie to miało swoje konsekwencje w kolejnych latach.

19 marca weszła w życie ustawa o wspieraniu termomodernizacji i remontów. Zakłada ona możliwość skorzystania z premii termomodernizacyjnej, remontowej i kompensacyjnej. Inwestorowi będzie więc przysługiwała premia z tytułu realizacji przedsięwzięcia mającego na celu zmniejszenie zapotrzebowania na energię cieplną, przedsięwzięcia remontowego czy też premia z tytułu remontów budynków mieszkalnych jednorodzinnych.

Inwestor składa wniosek o przyznanie premii do Banku Gospodarstwa Krajowego za pośrednictwem banku kredytującego. Wspieranie termomodernizacji i remontów jest rozwiązaniem, które pomoże w odnowie substancji mieszkaniowej i uatrakcyjnieniu miejskich przestrzeni.

Bank Gospodarstwa Krajowego zaangażowany jest także w inny projekt, który już od pewnego czasu nazywany jest hitem na rynku mieszkaniowym. Rodzina na swoim, bo o niej tu mowa, to program rządowy, którego celem jest dofinansowanie części raty odsetkowej kredytu uzyskanego na zakup mieszkania lub domu.

W marcu przedstawione zostały także ogólne ramy przygotowywanego przez rząd programu mającego na celu pomoc w spłacie kredytu hipotecznego osobom, które utraciły pracę.

Nieoprocentowana pożyczka o korzystnych terminach spłaty oraz rządowy limit wsparcia w spłacie rat w wysokości 1200 zł - to podstawowe założenia programu.

Marzec kojarzyć się będzie także z nieprzyjemną sytuacją na rynku bankowym - UOKiK złożył pozew przeciwko bankowi dowolnie zmieniającego odsetki od kredytów (BRE Bank).

Komisja Nadzoru Finansowego zwróciła z kolei uwagę na nieetyczne zachowanie ze strony Polbanku, który chciał renegocjować umowy kredytów hipotecznych udzielonych w ostatnich miesiącach.

W obronie klientów stanął nawet Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, który zwrócił uwagę na to, że banki próbują obciążyć klientów skutkami kryzysu finansowego.

Rynek mieszkaniowy boryka się teraz z różnymi problemami, ale warto zauważyć, że nie jest on zupełnie wystawiony na działanie sił rynkowych. Uaktywnia się także działalność państwa. Konstruowanie przemyślanych instrumentów oraz czujność instytucji są jak najbardziej wskazane. Ważne jest jednak zachowanie odpowiednich proporcji.



Komentarz analityka: Marzec nie przyniósł przełomu

2009-04-02 10:10

Złoty rośnie w siłę. Frank coraz tańszy.

Po bardzo wyraźnym umocnieniu się polskiej waluty w środę, złoty kontynuował tendencję wzrostową także w czwartek. Zdaniem analityków główny wpływ na złotego miało mniejsze od oczekiwań cięcie stóp procentowych w eurolandzie oraz duży optymizm na amerykańskich giełdach.
Złoty zyskał na wartości wobec wszystkich głównych walut. Późnym popołudniem za jedno euro płacono 4,42 zł, dolar kosztował 3,28 zł, a frank szwajcarski był wyceniony na 2,89 zł. Oznacza to, że nasza waluta jest najmocniejsza względem euro i dolara od stycznia tego roku.

- Umocnienie złotego, podobnie jak w przypadku analogicznego zachowania innych walut regionu, to w głównej mierze efekt dalszej poprawy klimatu inwestycyjnego na świecie. Nie bez znaczenia był również wzrost notowań EUR/USD oraz informacje z Ministerstwa Finansów nt. deficytu budżetowego (po trzech miesiącach deficyt wyniesie 10,1 mld zł, wobec szacowanych wcześniej 12,3 mld deficytu) - zauważył  analityk  X-Trade Brokers, Marcin R. Kiepas.

Równocześnie zwrócił on uwagę na fakt, że znaczna część czwartkowej przeceny polskich par miała miejsce pomiędzy godziną 15.00 a 17.00, a więc gdy aktywność rynku powoli zamiera, to w sposób naturalny kieruje uwagę w stronę inwestorów zagranicznych. Szczególnie, że dzisiejsze silne wzrosty na warszawskim parkiecie, również kierują podejrzenia w ich stronę.

- Dzisiejsze silne umocnienie złotego, stanowi kolejne potwierdzenie zmiany średnioterminowego trendu, która miała miejsce w połowie lutego br. Jej konsekwencją powinien być test psychologicznego poziomu 3 zł przez USD/PLN już wiosną i poważne zbliżenie się kursu EUR/PLN do poziomu 4 zł - wyjaśnił Kiepas.

(JIM, ISB)

Złoty rośnie w siłę. Frank coraz tańszy.

Po bardzo wyraźnym umocnieniu się polskiej waluty w środę, złoty kontynuował tendencję wzrostową także w czwartek. Zdaniem analityków główny wpływ na złotego miało mniejsze od oczekiwań cięcie stóp procentowych w eurolandzie oraz duży optymizm na amerykańskich giełdach.
Złoty zyskał na wartości wobec wszystkich głównych walut. Późnym popołudniem za jedno euro płacono 4,42 zł, dolar kosztował 3,28 zł, a frank szwajcarski był wyceniony na 2,89 zł. Oznacza to, że nasza waluta jest najmocniejsza względem euro i dolara od stycznia tego roku.

- Umocnienie złotego, podobnie jak w przypadku analogicznego zachowania innych walut regionu, to w głównej mierze efekt dalszej poprawy klimatu inwestycyjnego na świecie. Nie bez znaczenia był również wzrost notowań EUR/USD oraz informacje z Ministerstwa Finansów nt. deficytu budżetowego (po trzech miesiącach deficyt wyniesie 10,1 mld zł, wobec szacowanych wcześniej 12,3 mld deficytu) - zauważył  analityk  X-Trade Brokers, Marcin R. Kiepas.

Równocześnie zwrócił on uwagę na fakt, że znaczna część czwartkowej przeceny polskich par miała miejsce pomiędzy godziną 15.00 a 17.00, a więc gdy aktywność rynku powoli zamiera, to w sposób naturalny kieruje uwagę w stronę inwestorów zagranicznych. Szczególnie, że dzisiejsze silne wzrosty na warszawskim parkiecie, również kierują podejrzenia w ich stronę.

- Dzisiejsze silne umocnienie złotego, stanowi kolejne potwierdzenie zmiany średnioterminowego trendu, która miała miejsce w połowie lutego br. Jej konsekwencją powinien być test psychologicznego poziomu 3 zł przez USD/PLN już wiosną i poważne zbliżenie się kursu EUR/PLN do poziomu 4 zł - wyjaśnił Kiepas.

(JIM, ISB)

Kredyt w walucie: Banki muszą lepiej informować

Do 1 kwietnia banki miały czas dostosować się do Rekomendacji S II, którą Komisja Nadzoru Finansoweg, kierowana przez Stanisława Kluzę (na zdjęciu) wydała w grudniu 2009 roku.
Zgodnie z nowymi zaleceniami banki przy umowach kredytów lub pożyczek w walutach obcych lub indeksowanych do tej waluty mają:
  • informować klientów o ryzyku walutowym, jak i jego konsekwencjach oraz wpływie spreadu walutowego na wielkość udostępnionego kredytu i poziom obciążenia jego spłatą,
  • zapewnić klientom możliwość nieodpłatnego dostępu do informacji o kursach walutowych stosowanych przez bank oraz odrębnego zestawienia stosowanych przez bank spreadów walutowych.
  • stosować kursy walut obcych nie mniej korzystne niż dla innych oferowanych dla klientów przez bank produktów i transakcji.
  • dołączyć do każdej umowy zapisy dotyczące sposobów i terminów ustalania kursu wymiany walut, na podstawie którego wyliczana jest kwota kredytu, jego transz i rat oraz zasad przeliczania na walutę wypłaty i spłaty kredytu.
  • Do 1 lipca banki mają natomiast czas, by dostosować się do zapisów rekomendacji S II zgodnie, z którymi na życzenie klienta jeden raz w trakcie trwania umowy kredytu ma on możliwość dokonywania spłaty kredytu w walucie do jakiej kredyt jest indeksowany. Przy tym KNF rekomenduje, by banki nie zastrzegały w umowie kredytu źródła pozyskania przez klienta waluty przeznaczonej na spłatę kredytu.

Money.pl/2009-04-01 14:30

Kredyt w walucie: Banki muszą lepiej informować

Do 1 kwietnia banki miały czas dostosować się do Rekomendacji S II, którą Komisja Nadzoru Finansoweg, kierowana przez Stanisława Kluzę (na zdjęciu) wydała w grudniu 2009 roku.
Zgodnie z nowymi zaleceniami banki przy umowach kredytów lub pożyczek w walutach obcych lub indeksowanych do tej waluty mają:
  • informować klientów o ryzyku walutowym, jak i jego konsekwencjach oraz wpływie spreadu walutowego na wielkość udostępnionego kredytu i poziom obciążenia jego spłatą,
  • zapewnić klientom możliwość nieodpłatnego dostępu do informacji o kursach walutowych stosowanych przez bank oraz odrębnego zestawienia stosowanych przez bank spreadów walutowych.
  • stosować kursy walut obcych nie mniej korzystne niż dla innych oferowanych dla klientów przez bank produktów i transakcji.
  • dołączyć do każdej umowy zapisy dotyczące sposobów i terminów ustalania kursu wymiany walut, na podstawie którego wyliczana jest kwota kredytu, jego transz i rat oraz zasad przeliczania na walutę wypłaty i spłaty kredytu.
  • Do 1 lipca banki mają natomiast czas, by dostosować się do zapisów rekomendacji S II zgodnie, z którymi na życzenie klienta jeden raz w trakcie trwania umowy kredytu ma on możliwość dokonywania spłaty kredytu w walucie do jakiej kredyt jest indeksowany. Przy tym KNF rekomenduje, by banki nie zastrzegały w umowie kredytu źródła pozyskania przez klienta waluty przeznaczonej na spłatę kredytu.

Money.pl/2009-04-01 14:30

Jak zlikwidować książeczkę i odzyskać premię

Od 1 kwietnia łatwiej skorzystać z premii z książeczki mieszkaniowej. Sprawdź co się zmienia i jak krok po kroku wygląda cała procedura.

Wielu Polaków wciąż ma książeczki mieszkaniowe z premią gwarancyjną. By ją wykorzystać, trzeba zlikwidować książeczkę i przeznaczyć pieniądze na określony cel. Money.pl radzi jak to zrobić.

Kto może ubiegać się o wypłatę premii gwarancyjnej?

Premia gwarancyjna jest wypłacana właścicielom książeczek założonych przed 23 października 1990 roku.

Jej wysokość jest obliczana zgodnie z wzorem podanym w załączniku do ustawy. Jest ona sumą premii cząstkowych wyliczonych dla każdego roku/kwartału oszczędzania.

Na potrzeby obliczania premii gwarancyjnej GUS publikuje w swoich Dziennikach Urzędowych cenę 1 mkw. powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego.

Do tej pory by nie stracić premii, trzeba było wykorzystać zgromadzone pieniądze na jeden z siedmiu, poniższych celów:

1) Zakup mieszkania w spółdzielni mieszkaniowej. W grę wchodzą lokale o statusie lokatorskim lub na odrębną własność. Wyjątkiem było przekształcenie spółdzielczego lokalu własnościowego w odrębną własność, wtedy premii nie można było odzyskać.

2) Kupno spółdzielczego mieszkania własnościowego lub domu jednorodzinnego w spółdzielni mieszkaniowej. W takiej sytuacji premię uzyskujemy także, gdy mieszkanie stało się naszą własnością w wyniku zamiany. Ale w obu przypadkach - kupna i zamiany - nie można uzyskać premii, gdy nabywaliśmy prawa jedynie do części lokalu lub domu.

3) Kupno lub zamiana mieszkania nowego lub używanego. Z wyjątkiem zakupu na zasadach współwłasności lub części lokalu. Prawo do premii daje też wykup mieszkania komunalnego lub zakładowego.

4) Kupno nowego mieszkania lub domu jednorodzinnego od dewelopera lub spółdzielni mieszkaniowej.

5) Budowa własnego domu jednorodzinnego.

6) Przebudowa, nadbudowa lub rozbudowa budynku mieszkalnego lub pomieszczenia niemieszkalnego na mieszkanie;

7) Najem lokalu budowanego w systemie czynszowego budownictwa społecznego przez TBS w związku z:

- wpłaceniem kaucji zabezpieczającej pokrycie należności z tytułu najmu lokalu mieszkalnego w budynku wielorodzinnym, w wysokości przekraczającej 3 proc. wartości odtworzeniowej lokalu

- dokonaniem wpłaty na podstawie umowy w sprawie partycypacji w wysokości nie niższej niż 20 proc. ostatecznych kosztów budowy, przypadających na dany lokal.

podstawa prawna: art. 3 ust. 1 ustawy z dnia 30.11.1995 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych

Pomimo tego, rzesza posiadaczy książeczek nie topniała tak szybko, jak się spodziewano. A to za sprawą ograniczonego katalogu możliwości korzystania z premii. Dlatego ustawę znowelizowano i od 1 kwietnia poszerzono katalog celów.

Możliwość odzyskania premii uzyskają też osoby, które pieniądze z premii przeznaczą np. na niektóre remonty lub do uzupełnienia wkładu własnego kredytu na kupno mieszkania.

NA JAKIE NOWE CELE MOŻNA WYKORZYSTAĆ PREMIĘ GWARANCYJNĄ:

1.Nabycie odrębnej własności lokalu w spółdzielni mieszkaniowej w drodze przekształcenia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego.

2. Remont domu lub mieszkania polegający na wymianie okien, instalacji gazowej lub instalacji elektrycznej.

3. Wpłata rocznej składki na fundusz remontowy kwoty.

Tutaj warunkiem jest przeprowadzenie w okresie ostatnich dwóch latach przez wspólnotę mieszkaniową lub spółdzielnię mieszkaniową remontów części wspólnej nieruchomości, w których kosztach udział właściciela książeczki, był co najmniej równy wpłacie dokonanej na fundusz remontowy.

4. Spłata tzw. starego kredytu mieszkaniowego w spółdzielni. Chodzi o zadłużenie obciążające lokal mieszkalny z tytułu tzw. starego kredytu spółdzielczego. Co ważne dotyczy to również tych spółdzielców, którzy dokonali takiej spłaty przed wejściem w życie ustawy.

5. Wkład własny do kredytu mieszkaniowego udzielonego na realizację przedsięwzięcia które uprawnia do wypłaty premii (czyli np.: zakup mieszkania lub domu).

4. Spłata tzw. starego kredytu mieszkaniowego w spółdzielni. Chodzi o zadłużenie obciążające lokal mieszkalny z tytułu tzw. starego kredytu spółdzielczego. Co ważne dotyczy to również tych spółdzielców, którzy dokonali takiej spłaty przed wejściem w życie ustawy.

5. Wkład własny do kredytu mieszkaniowego udzielonego na realizację przedsięwzięcia które uprawnia do wypłaty premii (czyli np.: zakup mieszkania lub domu).

GDZIE I KIEDY SIĘ ZGŁOSIĆ?

Wystarczy w dowolnym oddziale PKO BP SA złożyć wniosek o likwidację książeczki mieszkaniowej i wypłatę premii gwarancyjnej.

Pamiętajmy, że trzeba to zrobić w terminie 90 dni od dnia dokonania czynności, która uprawnia nas do uzyskania premii. Musimy też odpowiednio udokumentować dokonanie czynności uprawniającej do jej wypłaty.

W przypadku braku wszystkich potrzebnych dokumentów, bank wyznaczy termin na ich uzupełnienie Dostaniemy na to nie więcej niż 30 dni, licząc od dnia złożenia wniosku.

WAŻNE: sam fakt posiadania książeczki mieszkaniowej, nie uprawnia jej właściciela do uzyskania premii gwarancyjnej.

PODSTAWA TO DOKUMENTY. BEZ NICH NIE MA PREMII

By uniknąć kłopotów z brakiem dokumentów, lepiej zawczasu dobrze się przygotować do wizyty w banku. Tym bardziej, że każdy z nowych celów, na które możemy wykorzystać premię wymaga od nas przedstawienia innych zaświadczeń i faktur.

1. Przekształcenie lokalu spółdzielczego w mieszkanie własnościowe

- akt notarialny ustanawiający (przenoszący) odrębną własność lokalu mieszkalnego w spółdzielni mieszkaniowej w wyniku przekształcenia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego

2. Remont domu lub mieszkania polegający na wymianie okien, instalacji gazowej lub instalacji elektrycznej.

Premia gwarancyjna jest wypłacana zawsze po zakończeniu remontu. Ustawa nie zawiera ograniczenia kwotowego. Czyli łączny koszt remontu może być niższy niż wysokość przysługującej premii gwarancyjnej.

Wymiana okien:

- faktura zakupu materiału wystawiona na właściciela książeczki mieszkaniowej (lub jego współmałżonka), lub faktura za wykonanie usługi (wymianę) wystawiona na właściciela książeczki mieszkaniowej lub jego współmałżonka,

- dokument poświadczający tytuł prawny do lokalu mieszkalnego/domu jednorodzinnego.

Instalacja gazowa lub elektryczna:

- faktura zakupu materiału wystawiona na właściciela książeczki mieszkaniowej lub jego współmałżonka, lub faktura za wykonanie usługi (wymianę) wystawiona na właściciela książeczki mieszkaniowej lub jego współmałżonka,

- protokół sprawdzenia odbiorczego podpisany przez osobę trzecią wykwalifikowaną w zakresie takiego sprawdzenia,

- kserokopia świadectwa kwalifikacyjnego osoby dokonującej sprawdzenia odbiorczego,

- dokument poświadczający tytuł prawny do lokalu mieszkalnego/domu jednorodzinnego.

Premia do zwrotu? Tak. Ale nie od razu

Rząd, którzy przygotował nowe przepisy, bał się, by masowa akcja likwidacji książeczek nie nadwyrężyła zbytnio budżetu. Dlatego nowe przepisy wprowadzają harmonogram uzyskiwania uprawnień do wypłaty premii w związku z remontem czy wpłatą na fundusz remontowy (patrz niżej). Termin, w którym nabywamy prawa do premii jest uzależniony od daty wystawienia książeczki.

KIEDY UZYSKUJEMY UPRAWNIENIA DO PREMII Z TYTUŁU REMONTU LUB WPŁATY NA FUNDUSZ REMONTOWY:

1) 1 kwietnia 2009 roku dla książeczek wystawionych włącznie do roku 1968

2) 1 stycznia 2010 roku dla książeczek wystawionych w latach 1969-1972

3) 1 stycznia 2011 roku dla książeczek wystawionych w latach 1973-1975

4) 1 stycznia 2012 roku dla książeczek wystawionych w latach 1976-1979

5) 1 stycznia 2013 roku dla książeczek wystawionych w latach 1980-1985

6) 1 stycznia 2014 roku dla książeczek wystawionych w 1986 r.

7) 1 stycznia 2015 roku dla książeczek wystawionych w 1987 r.

8) 1 stycznia 2016 roku dla książeczek wystawionych w 1988 r.

9) 1 stycznia 2017 roku dla książeczek wystawionych w latach 1989-1990

3. Wpłata na fundusz remontowy

- zaświadczenie ze spółdzielni mieszkaniowej potwierdzające, iż właścicielowi książeczki przysługuje tytuł prawny do zajmowanego lokalu mieszkalnego

- zaświadczenie ze spółdzielni mieszkaniowej/wspólnoty mieszkaniowej potwierdzające dokonanie przez właściciela książeczki wpłaty na fundusz remontowy wspólnoty/spółdzielni, kwoty należnej za okres 12 miesięcy poprzedzających miesiąc złożenia wniosku o likwidację książeczki

WAŻNE: W tym przypadku także obowiązuje harmonogram nabywania praw do premii. Jest taki sam jak w przypadku remontów.

4. Spłata tzw. starych kredytów mieszkaniowych w spółdzielni

Osoby, które dopiero zamierzają spłacić kredyt spółdzielczy, jak i te które już go spłaciły wcześniej muszą przedstawić zaświadczenie ze spółdzielni mieszkaniowej potwierdzające dokonanie - przez właściciela książeczki mieszkaniowej - całkowitej spłaty kredytu obciążającego dany lokal mieszkalny.

Różnią się za to terminy. Dla osób, które zamierzają dopiero spłacić kredyt, warunkiem wypłaty premii jest złożenie wniosku o likwidację książeczki mieszkaniowej i wypłatę premii gwarancyjnej w ciągu 90 dni od dokonania całkowitej spłaty kredytu.
Natomiast jeżeli już spłaciliśmy całe zadłużenie - powstałe w związku z kredytem starego portfela - obciążające nasz lokal, ustawa wprowadza harmonogram realizacji uprawnień do premii gwarancyjnej.

Warunkiem wypłaty premii gwarancyjnej jest złożenie właściciela książeczki z wnioskiem o jej likwidację, w okresie pierwszych 6 miesięcy roku, w którym otrzymujemy uprawnienia do premii gwarancyjnej.

- Oznacza to, iż w przypadku oszczędnościowej książeczki mieszkaniowej założonej w latach 1969 - 1972 jej właściciel może złożyć wniosek o jej likwidację i wypłatę premii gwarancyjnej w związku ze spłatą kredytu w okresie pierwszych 6 miesięcy roku realizacji uprawnienia, tj. od dnia 1 stycznia do 30 czerwca 2010 r. A zatem, w przypadku złożenia wniosku 1 lipca 2010 r. Bank odmówi wypłaty premii gwarancyjnej - informuje Artur Smolarczyk, kierownik Zespołu Obsługi Książeczek Mieszkaniowych w PKO BP.

KIEDY UZYSKUJEMY PRAWO DO PREMII NA SPŁATĘ TZW. STAREGO KREDYTU?
1) od 1 kwietnia 2009 r. do 31 grudnia 2009 r. - książeczki wystawione do roku 1968 (włącznie)
2) od 1 stycznia do 31 grudnia 2010 r. dla książeczek wystawionych w latach 1969-1972
3) od 1 stycznia do 31 grudnia 2011 r. dla książeczek wystawionych w latach 1973-1975
4) od 1 stycznia do 31 grudnia 2012 r. dla książeczek wystawionych w latach 1976-1979
5) od 1 stycznia do 31 grudnia 2013 r. dla książeczek wystawionych w latach 1980-1985
6) od 1 stycznia do 31 grudnia 2014 r. dla książeczek wystawionych w 1986 r.
7) od 1 stycznia do 31 grudnia 2015 r. dla książeczek wystawionych w 1987 r.
8) od 1 stycznia do 31 grudnia 2016 r. dla książeczek wystawionych w 1988 r.
9) od 1 stycznia do 31 grudnia 2017 r. dla książeczek wystawionych w latach 1989-1990

5. Wkład własny do kredytu mieszkaniowego

1. W banku prowadzącym książeczkę mieszkaniową dostajemy zaświadczenie o aktualnej wysokości przysługującej premii gwarancyjnej i wysokości zgromadzonego wkładu.

2. W wybranym przez siebie banku zawieramy umowę kredytu mieszkaniowego w wysokości uwzględniającej należną premię. Premia wchodzi w skład naszego wkładu własnego - a więc nie zwiększa wysokości kredytu.

3. Składamy w banku prowadzącym książeczkę wniosek o jej likwidację i wypłatę premii gwarancyjnej. Przedstawiamy przy tym umowę kredytu wskazującą m.in. numer rachunku w banku kredytującym, na który ma nastąpić przekazanie premii.

4. Bank prowadzący książeczkę likwiduje ją i przekazuje premię gwarancyjną na w/w rachunek w banku kredytującym

5. Bank kredytujący po otrzymaniu premii (i ewentualnie po spełnieniu innych warunków przewidzianych w umowie kredytu, np. po ustanowieniu zabezpieczeń) uruchamia kredyt. Bank wypłaca kredyt (lub jego część, jeżeli wypłata następuje w transzach): wskazanemu inwestorowi, osobie od której właściciel książeczki - kredytobiorca nabywa lokal na rynku wtórnym lub samemu właścicielowi książeczki - w przypadku budowy własnego domu.

(MM)
Jak zlikwidować książeczkę i odzyskać premię
2009-04-01 07:00

Jak zlikwidować książeczkę i odzyskać premię

Od 1 kwietnia łatwiej skorzystać z premii z książeczki mieszkaniowej. Sprawdź co się zmienia i jak krok po kroku wygląda cała procedura.

Wielu Polaków wciąż ma książeczki mieszkaniowe z premią gwarancyjną. By ją wykorzystać, trzeba zlikwidować książeczkę i przeznaczyć pieniądze na określony cel. Money.pl radzi jak to zrobić.

Kto może ubiegać się o wypłatę premii gwarancyjnej?

Premia gwarancyjna jest wypłacana właścicielom książeczek założonych przed 23 października 1990 roku.

Jej wysokość jest obliczana zgodnie z wzorem podanym w załączniku do ustawy. Jest ona sumą premii cząstkowych wyliczonych dla każdego roku/kwartału oszczędzania.

Na potrzeby obliczania premii gwarancyjnej GUS publikuje w swoich Dziennikach Urzędowych cenę 1 mkw. powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego.

Do tej pory by nie stracić premii, trzeba było wykorzystać zgromadzone pieniądze na jeden z siedmiu, poniższych celów:

1) Zakup mieszkania w spółdzielni mieszkaniowej. W grę wchodzą lokale o statusie lokatorskim lub na odrębną własność. Wyjątkiem było przekształcenie spółdzielczego lokalu własnościowego w odrębną własność, wtedy premii nie można było odzyskać.

2) Kupno spółdzielczego mieszkania własnościowego lub domu jednorodzinnego w spółdzielni mieszkaniowej. W takiej sytuacji premię uzyskujemy także, gdy mieszkanie stało się naszą własnością w wyniku zamiany. Ale w obu przypadkach - kupna i zamiany - nie można uzyskać premii, gdy nabywaliśmy prawa jedynie do części lokalu lub domu.

3) Kupno lub zamiana mieszkania nowego lub używanego. Z wyjątkiem zakupu na zasadach współwłasności lub części lokalu. Prawo do premii daje też wykup mieszkania komunalnego lub zakładowego.

4) Kupno nowego mieszkania lub domu jednorodzinnego od dewelopera lub spółdzielni mieszkaniowej.

5) Budowa własnego domu jednorodzinnego.

6) Przebudowa, nadbudowa lub rozbudowa budynku mieszkalnego lub pomieszczenia niemieszkalnego na mieszkanie;

7) Najem lokalu budowanego w systemie czynszowego budownictwa społecznego przez TBS w związku z:

- wpłaceniem kaucji zabezpieczającej pokrycie należności z tytułu najmu lokalu mieszkalnego w budynku wielorodzinnym, w wysokości przekraczającej 3 proc. wartości odtworzeniowej lokalu

- dokonaniem wpłaty na podstawie umowy w sprawie partycypacji w wysokości nie niższej niż 20 proc. ostatecznych kosztów budowy, przypadających na dany lokal.

podstawa prawna: art. 3 ust. 1 ustawy z dnia 30.11.1995 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych

Pomimo tego, rzesza posiadaczy książeczek nie topniała tak szybko, jak się spodziewano. A to za sprawą ograniczonego katalogu możliwości korzystania z premii. Dlatego ustawę znowelizowano i od 1 kwietnia poszerzono katalog celów.

Możliwość odzyskania premii uzyskają też osoby, które pieniądze z premii przeznaczą np. na niektóre remonty lub do uzupełnienia wkładu własnego kredytu na kupno mieszkania.

NA JAKIE NOWE CELE MOŻNA WYKORZYSTAĆ PREMIĘ GWARANCYJNĄ:

1.Nabycie odrębnej własności lokalu w spółdzielni mieszkaniowej w drodze przekształcenia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego.

2. Remont domu lub mieszkania polegający na wymianie okien, instalacji gazowej lub instalacji elektrycznej.

3. Wpłata rocznej składki na fundusz remontowy kwoty.

Tutaj warunkiem jest przeprowadzenie w okresie ostatnich dwóch latach przez wspólnotę mieszkaniową lub spółdzielnię mieszkaniową remontów części wspólnej nieruchomości, w których kosztach udział właściciela książeczki, był co najmniej równy wpłacie dokonanej na fundusz remontowy.

4. Spłata tzw. starego kredytu mieszkaniowego w spółdzielni. Chodzi o zadłużenie obciążające lokal mieszkalny z tytułu tzw. starego kredytu spółdzielczego. Co ważne dotyczy to również tych spółdzielców, którzy dokonali takiej spłaty przed wejściem w życie ustawy.

5. Wkład własny do kredytu mieszkaniowego udzielonego na realizację przedsięwzięcia które uprawnia do wypłaty premii (czyli np.: zakup mieszkania lub domu).

4. Spłata tzw. starego kredytu mieszkaniowego w spółdzielni. Chodzi o zadłużenie obciążające lokal mieszkalny z tytułu tzw. starego kredytu spółdzielczego. Co ważne dotyczy to również tych spółdzielców, którzy dokonali takiej spłaty przed wejściem w życie ustawy.

5. Wkład własny do kredytu mieszkaniowego udzielonego na realizację przedsięwzięcia które uprawnia do wypłaty premii (czyli np.: zakup mieszkania lub domu).

GDZIE I KIEDY SIĘ ZGŁOSIĆ?

Wystarczy w dowolnym oddziale PKO BP SA złożyć wniosek o likwidację książeczki mieszkaniowej i wypłatę premii gwarancyjnej.

Pamiętajmy, że trzeba to zrobić w terminie 90 dni od dnia dokonania czynności, która uprawnia nas do uzyskania premii. Musimy też odpowiednio udokumentować dokonanie czynności uprawniającej do jej wypłaty.

W przypadku braku wszystkich potrzebnych dokumentów, bank wyznaczy termin na ich uzupełnienie Dostaniemy na to nie więcej niż 30 dni, licząc od dnia złożenia wniosku.

WAŻNE: sam fakt posiadania książeczki mieszkaniowej, nie uprawnia jej właściciela do uzyskania premii gwarancyjnej.

PODSTAWA TO DOKUMENTY. BEZ NICH NIE MA PREMII

By uniknąć kłopotów z brakiem dokumentów, lepiej zawczasu dobrze się przygotować do wizyty w banku. Tym bardziej, że każdy z nowych celów, na które możemy wykorzystać premię wymaga od nas przedstawienia innych zaświadczeń i faktur.

1. Przekształcenie lokalu spółdzielczego w mieszkanie własnościowe

- akt notarialny ustanawiający (przenoszący) odrębną własność lokalu mieszkalnego w spółdzielni mieszkaniowej w wyniku przekształcenia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego

2. Remont domu lub mieszkania polegający na wymianie okien, instalacji gazowej lub instalacji elektrycznej.

Premia gwarancyjna jest wypłacana zawsze po zakończeniu remontu. Ustawa nie zawiera ograniczenia kwotowego. Czyli łączny koszt remontu może być niższy niż wysokość przysługującej premii gwarancyjnej.

Wymiana okien:

- faktura zakupu materiału wystawiona na właściciela książeczki mieszkaniowej (lub jego współmałżonka), lub faktura za wykonanie usługi (wymianę) wystawiona na właściciela książeczki mieszkaniowej lub jego współmałżonka,

- dokument poświadczający tytuł prawny do lokalu mieszkalnego/domu jednorodzinnego.

Instalacja gazowa lub elektryczna:

- faktura zakupu materiału wystawiona na właściciela książeczki mieszkaniowej lub jego współmałżonka, lub faktura za wykonanie usługi (wymianę) wystawiona na właściciela książeczki mieszkaniowej lub jego współmałżonka,

- protokół sprawdzenia odbiorczego podpisany przez osobę trzecią wykwalifikowaną w zakresie takiego sprawdzenia,

- kserokopia świadectwa kwalifikacyjnego osoby dokonującej sprawdzenia odbiorczego,

- dokument poświadczający tytuł prawny do lokalu mieszkalnego/domu jednorodzinnego.

Premia do zwrotu? Tak. Ale nie od razu

Rząd, którzy przygotował nowe przepisy, bał się, by masowa akcja likwidacji książeczek nie nadwyrężyła zbytnio budżetu. Dlatego nowe przepisy wprowadzają harmonogram uzyskiwania uprawnień do wypłaty premii w związku z remontem czy wpłatą na fundusz remontowy (patrz niżej). Termin, w którym nabywamy prawa do premii jest uzależniony od daty wystawienia książeczki.

KIEDY UZYSKUJEMY UPRAWNIENIA DO PREMII Z TYTUŁU REMONTU LUB WPŁATY NA FUNDUSZ REMONTOWY:

1) 1 kwietnia 2009 roku dla książeczek wystawionych włącznie do roku 1968

2) 1 stycznia 2010 roku dla książeczek wystawionych w latach 1969-1972

3) 1 stycznia 2011 roku dla książeczek wystawionych w latach 1973-1975

4) 1 stycznia 2012 roku dla książeczek wystawionych w latach 1976-1979

5) 1 stycznia 2013 roku dla książeczek wystawionych w latach 1980-1985

6) 1 stycznia 2014 roku dla książeczek wystawionych w 1986 r.

7) 1 stycznia 2015 roku dla książeczek wystawionych w 1987 r.

8) 1 stycznia 2016 roku dla książeczek wystawionych w 1988 r.

9) 1 stycznia 2017 roku dla książeczek wystawionych w latach 1989-1990

3. Wpłata na fundusz remontowy

- zaświadczenie ze spółdzielni mieszkaniowej potwierdzające, iż właścicielowi książeczki przysługuje tytuł prawny do zajmowanego lokalu mieszkalnego

- zaświadczenie ze spółdzielni mieszkaniowej/wspólnoty mieszkaniowej potwierdzające dokonanie przez właściciela książeczki wpłaty na fundusz remontowy wspólnoty/spółdzielni, kwoty należnej za okres 12 miesięcy poprzedzających miesiąc złożenia wniosku o likwidację książeczki

WAŻNE: W tym przypadku także obowiązuje harmonogram nabywania praw do premii. Jest taki sam jak w przypadku remontów.

4. Spłata tzw. starych kredytów mieszkaniowych w spółdzielni

Osoby, które dopiero zamierzają spłacić kredyt spółdzielczy, jak i te które już go spłaciły wcześniej muszą przedstawić zaświadczenie ze spółdzielni mieszkaniowej potwierdzające dokonanie - przez właściciela książeczki mieszkaniowej - całkowitej spłaty kredytu obciążającego dany lokal mieszkalny.

Różnią się za to terminy. Dla osób, które zamierzają dopiero spłacić kredyt, warunkiem wypłaty premii jest złożenie wniosku o likwidację książeczki mieszkaniowej i wypłatę premii gwarancyjnej w ciągu 90 dni od dokonania całkowitej spłaty kredytu.
Natomiast jeżeli już spłaciliśmy całe zadłużenie - powstałe w związku z kredytem starego portfela - obciążające nasz lokal, ustawa wprowadza harmonogram realizacji uprawnień do premii gwarancyjnej.

Warunkiem wypłaty premii gwarancyjnej jest złożenie właściciela książeczki z wnioskiem o jej likwidację, w okresie pierwszych 6 miesięcy roku, w którym otrzymujemy uprawnienia do premii gwarancyjnej.

- Oznacza to, iż w przypadku oszczędnościowej książeczki mieszkaniowej założonej w latach 1969 - 1972 jej właściciel może złożyć wniosek o jej likwidację i wypłatę premii gwarancyjnej w związku ze spłatą kredytu w okresie pierwszych 6 miesięcy roku realizacji uprawnienia, tj. od dnia 1 stycznia do 30 czerwca 2010 r. A zatem, w przypadku złożenia wniosku 1 lipca 2010 r. Bank odmówi wypłaty premii gwarancyjnej - informuje Artur Smolarczyk, kierownik Zespołu Obsługi Książeczek Mieszkaniowych w PKO BP.

KIEDY UZYSKUJEMY PRAWO DO PREMII NA SPŁATĘ TZW. STAREGO KREDYTU?
1) od 1 kwietnia 2009 r. do 31 grudnia 2009 r. - książeczki wystawione do roku 1968 (włącznie)
2) od 1 stycznia do 31 grudnia 2010 r. dla książeczek wystawionych w latach 1969-1972
3) od 1 stycznia do 31 grudnia 2011 r. dla książeczek wystawionych w latach 1973-1975
4) od 1 stycznia do 31 grudnia 2012 r. dla książeczek wystawionych w latach 1976-1979
5) od 1 stycznia do 31 grudnia 2013 r. dla książeczek wystawionych w latach 1980-1985
6) od 1 stycznia do 31 grudnia 2014 r. dla książeczek wystawionych w 1986 r.
7) od 1 stycznia do 31 grudnia 2015 r. dla książeczek wystawionych w 1987 r.
8) od 1 stycznia do 31 grudnia 2016 r. dla książeczek wystawionych w 1988 r.
9) od 1 stycznia do 31 grudnia 2017 r. dla książeczek wystawionych w latach 1989-1990

5. Wkład własny do kredytu mieszkaniowego

1. W banku prowadzącym książeczkę mieszkaniową dostajemy zaświadczenie o aktualnej wysokości przysługującej premii gwarancyjnej i wysokości zgromadzonego wkładu.

2. W wybranym przez siebie banku zawieramy umowę kredytu mieszkaniowego w wysokości uwzględniającej należną premię. Premia wchodzi w skład naszego wkładu własnego - a więc nie zwiększa wysokości kredytu.

3. Składamy w banku prowadzącym książeczkę wniosek o jej likwidację i wypłatę premii gwarancyjnej. Przedstawiamy przy tym umowę kredytu wskazującą m.in. numer rachunku w banku kredytującym, na który ma nastąpić przekazanie premii.

4. Bank prowadzący książeczkę likwiduje ją i przekazuje premię gwarancyjną na w/w rachunek w banku kredytującym

5. Bank kredytujący po otrzymaniu premii (i ewentualnie po spełnieniu innych warunków przewidzianych w umowie kredytu, np. po ustanowieniu zabezpieczeń) uruchamia kredyt. Bank wypłaca kredyt (lub jego część, jeżeli wypłata następuje w transzach): wskazanemu inwestorowi, osobie od której właściciel książeczki - kredytobiorca nabywa lokal na rynku wtórnym lub samemu właścicielowi książeczki - w przypadku budowy własnego domu.

(MM)
Jak zlikwidować książeczkę i odzyskać premię
2009-04-01 07:00

Książeczki mieszkaniowe: 10 mld zł do wzięcia

Półtora miliona Polaków może dostać pieniądze na remont, jeśli zlikwidują stare książeczki mieszkaniowe. Możemy otrzymać prawie 10 mld złotych premii.
Od pierwszego kwietnia prawo do premii gwarancyjnej przy likwidacji książeczki będzie przysługiwać nie tylko w przypadku budowy lub zakupu domu czy mieszkania, ale także przy wymianie okien, instalacji gazowej czy elektrycznej.

Niewykorzystane pozostały przede wszystkim książeczki mieszkaniowe założone w ostatnich latach 1985-89, czyli pod koniec PRL-u.

Większość oszczędzających formalnie zgromadziła na rachunkach względnie niewysokie kwoty. Jednak kilkaset czy kilka tysięcy złotych, na jakie opiewa książeczka, to nie cała przypadająca do wypłaty suma.

Gros wypłacanych pieniędzy z książeczek to tak zwane premie gwarancyjne, które mają zrekompensować regularnie oszczędzającym utratę wartości ich wkładów.

Premie z książeczek założonych w latach 50., 60. i 70., to od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. - Najwyższa wypłacona premia była rzędu 50 tysięcy, średnio jest to jednak, według naszych szacunków, 6,5 tysiąca - mówi Maciej Kazimierski z banku PKO BP, zajmującego się obsługą większości książeczek mieszkaniowych. - Najniższa, o jakiej słyszałem, wyniosła zaledwie 15 złotych - dodaje.

Ponieważ realizacja książeczki z prawem do premii przysługiwała dotychczas jedynie w przypadku zakupu lub budowy domu, nie każdy mógł z takiego rozwiązania skorzystać.

Systematycznie w ostatnich latach malejąca liczba likwidowanych książeczek wyraźnie świadczy o wyczerpywaniu się liczby właścicieli książeczek zdolnych finansowo do zrealizowania któregokolwiek z istniejących tytułów do uzyskania premii - argumentował rząd w uzasadnieniu do ustawy, która rozszerza listę celów uprawniających do premii.

źródło: Money.pl na podstawie danych PKO BP

Poważna część posiadaczy książeczek, nie widząc szans na zakup mieszkania, więc i na wykorzystanie premii, wycofywała zgromadzone pieniądze rezygnując z dopłaty. - Bank zawsze do tego zniechęcał - mówi Maciej Kazimierski. - Trzeba zauważyć, że premię gwarancyjną finansuje budżet, nie mamy więc żadnego interesu w likwidacji książeczki z rezygnacją do premii. Nasi klienci byli szczegółowo informowani, co tracą, prosiliśmy ich też o podpisanie oświadczeń, że zdecydowali się na ten krok wiedząc o jego konsekwencjach. Jednak i tak w 2008 roku z dopłat zrezygnowało 13 tysięcy osób - dodaje.

Jak podaje Ministerstwo Gospodarki był to jeden z ważniejszych powodów zmiany katalogu czynności uprawniających do uzyskania premii.

Jednak, w jego ocenie, nowelizacja będzie niemało kosztować.

źródło: Ministerstwo Gospodarki

W szacunkach skutków wprowadzenia ustawy, przy założeniu, że aż 20 procent książeczek nie zostanie zrealizowana w ogóle (zaginęły, zostały zniszczone lub mimo złagodzenia warunków nie będą mogły być zrealizowane), na wypłaty tylko na nowe cele potrzebne będą prawie 4 miliardy złotych.

Z kolei szacunki PKO BP dotyczące łącznych - zarówno na dawne, jak i na nowe cele -  wypłat z książeczek mieszkaniowych do 2017 roku, czyli do momentu, w którym tracą one ważność, są na poziomie 9 miliardów.



Książeczki mieszkaniowe: 10 mld zł do wzięcia

Książeczki mieszkaniowe: 10 mld zł do wzięcia

Półtora miliona Polaków może dostać pieniądze na remont, jeśli zlikwidują stare książeczki mieszkaniowe. Możemy otrzymać prawie 10 mld złotych premii.
Od pierwszego kwietnia prawo do premii gwarancyjnej przy likwidacji książeczki będzie przysługiwać nie tylko w przypadku budowy lub zakupu domu czy mieszkania, ale także przy wymianie okien, instalacji gazowej czy elektrycznej.

Niewykorzystane pozostały przede wszystkim książeczki mieszkaniowe założone w ostatnich latach 1985-89, czyli pod koniec PRL-u.

Większość oszczędzających formalnie zgromadziła na rachunkach względnie niewysokie kwoty. Jednak kilkaset czy kilka tysięcy złotych, na jakie opiewa książeczka, to nie cała przypadająca do wypłaty suma.

Gros wypłacanych pieniędzy z książeczek to tak zwane premie gwarancyjne, które mają zrekompensować regularnie oszczędzającym utratę wartości ich wkładów.

Premie z książeczek założonych w latach 50., 60. i 70., to od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. - Najwyższa wypłacona premia była rzędu 50 tysięcy, średnio jest to jednak, według naszych szacunków, 6,5 tysiąca - mówi Maciej Kazimierski z banku PKO BP, zajmującego się obsługą większości książeczek mieszkaniowych. - Najniższa, o jakiej słyszałem, wyniosła zaledwie 15 złotych - dodaje.

Ponieważ realizacja książeczki z prawem do premii przysługiwała dotychczas jedynie w przypadku zakupu lub budowy domu, nie każdy mógł z takiego rozwiązania skorzystać.

Systematycznie w ostatnich latach malejąca liczba likwidowanych książeczek wyraźnie świadczy o wyczerpywaniu się liczby właścicieli książeczek zdolnych finansowo do zrealizowania któregokolwiek z istniejących tytułów do uzyskania premii - argumentował rząd w uzasadnieniu do ustawy, która rozszerza listę celów uprawniających do premii.

źródło: Money.pl na podstawie danych PKO BP

Poważna część posiadaczy książeczek, nie widząc szans na zakup mieszkania, więc i na wykorzystanie premii, wycofywała zgromadzone pieniądze rezygnując z dopłaty. - Bank zawsze do tego zniechęcał - mówi Maciej Kazimierski. - Trzeba zauważyć, że premię gwarancyjną finansuje budżet, nie mamy więc żadnego interesu w likwidacji książeczki z rezygnacją do premii. Nasi klienci byli szczegółowo informowani, co tracą, prosiliśmy ich też o podpisanie oświadczeń, że zdecydowali się na ten krok wiedząc o jego konsekwencjach. Jednak i tak w 2008 roku z dopłat zrezygnowało 13 tysięcy osób - dodaje.

Jak podaje Ministerstwo Gospodarki był to jeden z ważniejszych powodów zmiany katalogu czynności uprawniających do uzyskania premii.

Jednak, w jego ocenie, nowelizacja będzie niemało kosztować.

źródło: Ministerstwo Gospodarki

W szacunkach skutków wprowadzenia ustawy, przy założeniu, że aż 20 procent książeczek nie zostanie zrealizowana w ogóle (zaginęły, zostały zniszczone lub mimo złagodzenia warunków nie będą mogły być zrealizowane), na wypłaty tylko na nowe cele potrzebne będą prawie 4 miliardy złotych.

Z kolei szacunki PKO BP dotyczące łącznych - zarówno na dawne, jak i na nowe cele -  wypłat z książeczek mieszkaniowych do 2017 roku, czyli do momentu, w którym tracą one ważność, są na poziomie 9 miliardów.



Książeczki mieszkaniowe: 10 mld zł do wzięcia

Najbogatsi dadzą 5 bln dolarów na walkę z kryzysem

Grupa G20 opracowała globalny pakiet stymulujący na taką kwotę.
Do końca 2010 roku pieniądze te mają zostać przeznaczone między innymi na walkę z bezrobociem, ożywienie gospodarki i ochronę osób obciążonych kredytami hipotecznymi. Międzynarodowe organizacje finansowe - takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy - trafi bilion dolarów.
Bank Światowy dostanie pół biliona, dalsze ćwierć zasili fundusz gwarantowanych kredytów państwowych. Uratuje to wiele budżetów, zwłaszcza uboższych państw. Kolejne ćwierć biliona ma zagwarantować kredyty handlowe, bez których światowa gospodarka zastygłaby w bezruchu.

Pomoc otrzymają także najuboższe państwa. Przykładowo mają być dla nich przeznaczone zyski ze światowego handlu złotem, co przyniesie około 50 miliardów dolarów.
W Londynie zakończył się szczyt przywódców najbardziej uprzemysłowionych państw świata. Przywódcy państw z grupy G20 spotkali się, by ustalić strategię walki z kryzysem gospodarczym.

W wystąpieniu końcowym brytyjski premier Gordon Brown (na zdjęciu z prezydentem USA) zapowiedział wprowadzenie większego nadzoru finansowego, zlikwidowanie tak zwanych rajów podatkowych i zredukowanie niewiarygodnie wysokich wynagrodzeń bankierów. Premier Brown zapowiedział także ograniczenie tajemnicy bankowej.
Szef brytyjskiego rządu wyjaśnił, że 15 miliardów z pakietu zostanie przekazana dla rynków wschodzących.

Jak podkreślił, członkowie G20 wierzą, że globalne problemy wymagają globalnych rozwiązań. Dodał, że nie ma recepty na szybkie wyjście z kryzysu. Jednak grupa G20 chce zrobić wszystko, by zapobiec takim sytuacjom w przyszłości - podkreślił Gordon Brown.
(IAR)/money.pl

Najbogatsi dadzą 5 bln dolarów na walkę z kryzysem

Grupa G20 opracowała globalny pakiet stymulujący na taką kwotę.
Do końca 2010 roku pieniądze te mają zostać przeznaczone między innymi na walkę z bezrobociem, ożywienie gospodarki i ochronę osób obciążonych kredytami hipotecznymi. Międzynarodowe organizacje finansowe - takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy - trafi bilion dolarów.
Bank Światowy dostanie pół biliona, dalsze ćwierć zasili fundusz gwarantowanych kredytów państwowych. Uratuje to wiele budżetów, zwłaszcza uboższych państw. Kolejne ćwierć biliona ma zagwarantować kredyty handlowe, bez których światowa gospodarka zastygłaby w bezruchu.

Pomoc otrzymają także najuboższe państwa. Przykładowo mają być dla nich przeznaczone zyski ze światowego handlu złotem, co przyniesie około 50 miliardów dolarów.
W Londynie zakończył się szczyt przywódców najbardziej uprzemysłowionych państw świata. Przywódcy państw z grupy G20 spotkali się, by ustalić strategię walki z kryzysem gospodarczym.

W wystąpieniu końcowym brytyjski premier Gordon Brown (na zdjęciu z prezydentem USA) zapowiedział wprowadzenie większego nadzoru finansowego, zlikwidowanie tak zwanych rajów podatkowych i zredukowanie niewiarygodnie wysokich wynagrodzeń bankierów. Premier Brown zapowiedział także ograniczenie tajemnicy bankowej.
Szef brytyjskiego rządu wyjaśnił, że 15 miliardów z pakietu zostanie przekazana dla rynków wschodzących.

Jak podkreślił, członkowie G20 wierzą, że globalne problemy wymagają globalnych rozwiązań. Dodał, że nie ma recepty na szybkie wyjście z kryzysu. Jednak grupa G20 chce zrobić wszystko, by zapobiec takim sytuacjom w przyszłości - podkreślił Gordon Brown.
(IAR)/money.pl

Plaza Centers ogranicza nowe projekty i zatrudnienie

Plaza Centers w drugiej połowie zeszłego roku podjął decyzję o ograniczaniu rozpoczynania nowych projektów, wynika z raportu spółki. Spółka może zmniejszać zatrudnienie, zwłaszcza w rejonie Europy Środkowej i Wschodniej.
W świetle obecnych warunków rynkowych, w drugiej połowie roku podjęliśmy strategiczną decyzję o ograniczaniu nowych inwestycji oraz przejęć, choć będziemy kontynuowali rozwijanie projektów, które znajdują się w fazie konstrukcyjnej - czytamy w komunikacie.

Spółka poinformowała też, że podjęła kroki w celu redukcji zatrudnienia, zwłaszcza w regionie Europy Środkowej i Wschodniej.

W komunikacie podkreślono jednak, że sytuacja spółki jest dobra, a na koniec 2008 r. firma dysponowała gotówką i jej ekwiwalentem w wysokości 178 mln euro.

W raporcie spółka podała, że obecnie jest zaangażowana w 33 projekty w 9 krajach. Siedem z nich jest zlokalizowanych w Rumunii, po sześć w Polsce i Indiach, a cztery w Czechach. Pozostałe projekty są realizowane na Węgrzech, w Serbii, Bułgarii, Grecji i na Łotwie.

Zysk netto Plaza Centers wyniósł w 2008 r. 68 mln euro wobec 227 mln euro rok wcześniej, wynika ze wstępnych danych opublikowanych przez spółkę.

Od listopada 2006 roku Plaza Centers jest notowana na głównym parkiecie Giełdy Papierów Wartościowych w Londynie (London Stock Exchange), a od 19 października 2007 roku - także na głównym rynku Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.

Plaza Centers NV jest pośrednią własnością Elbit Imaging Ltd., izraelskiej spółki publicznej, której akcje notowane są na Giełdzie Papierów Wartościowych w Tel Awiwie (Izrael) i na NASDAQ Global Market w USA. Plaza Centers należy do grupy spółek Europe Israel, kontrolowanej przez założyciela, Mordechaja Zissera.
money.pl

Plaza Centers ogranicza nowe projekty i zatrudnienie

Plaza Centers w drugiej połowie zeszłego roku podjął decyzję o ograniczaniu rozpoczynania nowych projektów, wynika z raportu spółki. Spółka może zmniejszać zatrudnienie, zwłaszcza w rejonie Europy Środkowej i Wschodniej.
W świetle obecnych warunków rynkowych, w drugiej połowie roku podjęliśmy strategiczną decyzję o ograniczaniu nowych inwestycji oraz przejęć, choć będziemy kontynuowali rozwijanie projektów, które znajdują się w fazie konstrukcyjnej - czytamy w komunikacie.

Spółka poinformowała też, że podjęła kroki w celu redukcji zatrudnienia, zwłaszcza w regionie Europy Środkowej i Wschodniej.

W komunikacie podkreślono jednak, że sytuacja spółki jest dobra, a na koniec 2008 r. firma dysponowała gotówką i jej ekwiwalentem w wysokości 178 mln euro.

W raporcie spółka podała, że obecnie jest zaangażowana w 33 projekty w 9 krajach. Siedem z nich jest zlokalizowanych w Rumunii, po sześć w Polsce i Indiach, a cztery w Czechach. Pozostałe projekty są realizowane na Węgrzech, w Serbii, Bułgarii, Grecji i na Łotwie.

Zysk netto Plaza Centers wyniósł w 2008 r. 68 mln euro wobec 227 mln euro rok wcześniej, wynika ze wstępnych danych opublikowanych przez spółkę.

Od listopada 2006 roku Plaza Centers jest notowana na głównym parkiecie Giełdy Papierów Wartościowych w Londynie (London Stock Exchange), a od 19 października 2007 roku - także na głównym rynku Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.

Plaza Centers NV jest pośrednią własnością Elbit Imaging Ltd., izraelskiej spółki publicznej, której akcje notowane są na Giełdzie Papierów Wartościowych w Tel Awiwie (Izrael) i na NASDAQ Global Market w USA. Plaza Centers należy do grupy spółek Europe Israel, kontrolowanej przez założyciela, Mordechaja Zissera.
money.pl

PPL ma oddać konsorcjum Budimeksu 54,4 mln zł

Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze (PPL) ma zwrócić konsorcjum Budimeksu 54,4 mln zł pobranych wcześniej gwarancji bankowych plus 8,8 mln zł odsetek - poinformowała spółka po otrzymaniu wyroku Sądu Arbitrażowego przy Krajowej Izbie Gospodarczej.

W skład konsorcjum wchodziły następujące firmy: Ferrovial Agroman SA, Budimex SA i Studio Lamela S.L.

Część przypadająca na Budimex wynosi 40 proc. kwot zasądzonych -  napisano w komunikacie.

Spór dotyczył gwarancji bankowych pobranych przez PPL w związku z realizacją przez konsorcjum Budimeksu kontraktu dotyczącego budowy terminala pasażerskiego na lotnisku na warszawskim Okęciu.

Wyrok nie mógł być inny, gdyż Sąd opiera się na faktach i dokumentach, a nie na spekulacjach. Świadczy on o tym, że sprawa Terminalu nie jest tak bardzo jednoznaczna, jak do tej pory była przedstawiana. Może już czas na poważne rozmowy obu stron sporu - skomentował wyrok prezes Budimeksu Marek Michałowski w przesłanym komunikacie prasowym.

Władze Okęcia zajęły gwarancje po tym, jak w październiku 2007 r. zerwały umowę z konsorcjum z powodu opóźnień w pracach budowlanych Terminalu 2. Budowę hali odlotów skończyli polscy podwykonawcy. Po ponad dwuletnim opóźnieniu, w marcu ub.r. została ona oddana do użytku.

Konsorcjum zaskarżyło decyzję władz Okęcia do Sądu Arbitrażowego.

Sąd rozpatrzył jedynie kwestie gwarancji bankowych. Zajęliśmy je konsorcjum w wysokości ok. 54 mln zł, uważając, że mamy do tego prawo. Oni wystąpili z powództwem do sądu, który zarządził dziś ich zwrot. Nie zgadzamy się z tym i będziemy szukać rozwiązań na drodze prawnej - powiedział PAP rzecznik Okęcia Jakub Mielniczuk.

Jak dodał, Sąd Arbitrażowy rozpatruje jeszcze kwestie odszkodowania w wysokości 137,5 mln zł, jakiego domaga się od konsorcjum Okęcie z tytułu m.in. szkód poniesionych przez PPL w związku z koniecznością odstąpienia od umowy na budowę Terminalu 2.

Przetarg na budowę Terminalu 2 konsorcjum wygrało w 2002 r. Kontrakt opiewał wówczas na blisko 200 mln USD. W lutym 2006 r. przedstawiciele PPL informowali posłów z sejmowej Komisji Infrastruktury, że do końca maja 2006 r. do użytku będzie oddana część Terminalu 2, a cała inwestycja może być zakończona w połowie 2007 r.

W sierpniu była już mowa o innych terminach: oddaniu hali przylotów w listopadzie 2006 r. (termin został dotrzymany); w kwietniu 2007 r. pozostała do realizacji część budynku terminalu wraz z pirsem północnym. Pirsy są to przedłużenia hali głównej terminalu lotniczego, zazwyczaj węższe od niej. Od pirsów odchodzą rękawy - kryte przejścia, którymi można się bezpośrednio dostać na pokład samolotu.

Ostatecznym powodem do zerwania kontraktu z konsorcjum był brak akceptacji przez Komendę Główną Państwowej Straży Pożarnej dla rozwiązań proponowanych przez konsorcjum. W ocenie PPL, wszystkie terminy wynikające z kontraktu oraz aneksu zostały przekroczone; wykonawca nie był zdolny do sprawnego zakończenia budowy oraz nie dawał gwarancji, że jakikolwiek nowy termin zakończenia rozbudowy mógłby być dotrzymany.

PAP/money.pl

PPL ma oddać konsorcjum Budimeksu 54,4 mln zł

Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze (PPL) ma zwrócić konsorcjum Budimeksu 54,4 mln zł pobranych wcześniej gwarancji bankowych plus 8,8 mln zł odsetek - poinformowała spółka po otrzymaniu wyroku Sądu Arbitrażowego przy Krajowej Izbie Gospodarczej.

W skład konsorcjum wchodziły następujące firmy: Ferrovial Agroman SA, Budimex SA i Studio Lamela S.L.

Część przypadająca na Budimex wynosi 40 proc. kwot zasądzonych -  napisano w komunikacie.

Spór dotyczył gwarancji bankowych pobranych przez PPL w związku z realizacją przez konsorcjum Budimeksu kontraktu dotyczącego budowy terminala pasażerskiego na lotnisku na warszawskim Okęciu.

Wyrok nie mógł być inny, gdyż Sąd opiera się na faktach i dokumentach, a nie na spekulacjach. Świadczy on o tym, że sprawa Terminalu nie jest tak bardzo jednoznaczna, jak do tej pory była przedstawiana. Może już czas na poważne rozmowy obu stron sporu - skomentował wyrok prezes Budimeksu Marek Michałowski w przesłanym komunikacie prasowym.

Władze Okęcia zajęły gwarancje po tym, jak w październiku 2007 r. zerwały umowę z konsorcjum z powodu opóźnień w pracach budowlanych Terminalu 2. Budowę hali odlotów skończyli polscy podwykonawcy. Po ponad dwuletnim opóźnieniu, w marcu ub.r. została ona oddana do użytku.

Konsorcjum zaskarżyło decyzję władz Okęcia do Sądu Arbitrażowego.

Sąd rozpatrzył jedynie kwestie gwarancji bankowych. Zajęliśmy je konsorcjum w wysokości ok. 54 mln zł, uważając, że mamy do tego prawo. Oni wystąpili z powództwem do sądu, który zarządził dziś ich zwrot. Nie zgadzamy się z tym i będziemy szukać rozwiązań na drodze prawnej - powiedział PAP rzecznik Okęcia Jakub Mielniczuk.

Jak dodał, Sąd Arbitrażowy rozpatruje jeszcze kwestie odszkodowania w wysokości 137,5 mln zł, jakiego domaga się od konsorcjum Okęcie z tytułu m.in. szkód poniesionych przez PPL w związku z koniecznością odstąpienia od umowy na budowę Terminalu 2.

Przetarg na budowę Terminalu 2 konsorcjum wygrało w 2002 r. Kontrakt opiewał wówczas na blisko 200 mln USD. W lutym 2006 r. przedstawiciele PPL informowali posłów z sejmowej Komisji Infrastruktury, że do końca maja 2006 r. do użytku będzie oddana część Terminalu 2, a cała inwestycja może być zakończona w połowie 2007 r.

W sierpniu była już mowa o innych terminach: oddaniu hali przylotów w listopadzie 2006 r. (termin został dotrzymany); w kwietniu 2007 r. pozostała do realizacji część budynku terminalu wraz z pirsem północnym. Pirsy są to przedłużenia hali głównej terminalu lotniczego, zazwyczaj węższe od niej. Od pirsów odchodzą rękawy - kryte przejścia, którymi można się bezpośrednio dostać na pokład samolotu.

Ostatecznym powodem do zerwania kontraktu z konsorcjum był brak akceptacji przez Komendę Główną Państwowej Straży Pożarnej dla rozwiązań proponowanych przez konsorcjum. W ocenie PPL, wszystkie terminy wynikające z kontraktu oraz aneksu zostały przekroczone; wykonawca nie był zdolny do sprawnego zakończenia budowy oraz nie dawał gwarancji, że jakikolwiek nowy termin zakończenia rozbudowy mógłby być dotrzymany.

PAP/money.pl

Budimex pochwalił się rewelacyjnym wynikiem

Spółka budowlana Budimex miała po audycie 104,82 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 14,13 mln zł zysku rok wcześniej, podała spółka w raporcie rocznym.

Zysk operacyjny na poziomie grupy wyniósł 112,18 mln zł wobec 28,04 mln zł zysku rok wcześniej.

Skonsolidowane przychody wyniosły 3349,99 mln zł wobec 3075,91 mln zł rok wcześniej.

We wcześniejszym raporcie kwartalnym podano, że wynik netto za cały rok wyniósł 104,74 mln zł.

W ujęciu jednostkowym, w 2008 roku spółka miała 49,17 mln zł zysku netto wobec 27,02 mln zł zysku rok wcześniej.

money.pl

Budimex pochwalił się rewelacyjnym wynikiem

Spółka budowlana Budimex miała po audycie 104,82 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 14,13 mln zł zysku rok wcześniej, podała spółka w raporcie rocznym.

Zysk operacyjny na poziomie grupy wyniósł 112,18 mln zł wobec 28,04 mln zł zysku rok wcześniej.

Skonsolidowane przychody wyniosły 3349,99 mln zł wobec 3075,91 mln zł rok wcześniej.

We wcześniejszym raporcie kwartalnym podano, że wynik netto za cały rok wyniósł 104,74 mln zł.

W ujęciu jednostkowym, w 2008 roku spółka miała 49,17 mln zł zysku netto wobec 27,02 mln zł zysku rok wcześniej.

money.pl

Deweloperzy: Jest lepiej. Ale bez kredytów nie wróci hossa

Większość giełdowych deweloperów sprzedała w minionym kwartale więcej mieszkań niż w ostatnich trzech miesiącach 2008 r.

Jak podkreśla Parkiet poprzeczka zawieszona była jednak nisko. - Do trwałej poprawy potrzebna jest odbudowa jednego z fundamentów rynku - kredytów - czytamy w gazecie.

W trzech pierwszych miesiącach tego roku więcej mieszkań niż w IV kwartale 2008 sprzedały m.in. JW Construction i Dom Development.

Mniejszą sprzedaż zanotował Gant.W całym kwartale sięgnęła około 164 mieszkań. Jednak w IV kwartale 2008 dolnośląski deweloper pobił konkurencję, bo jako pierwszy obniżył ceny.

- Powody do zadowolenia z wyników sprzedaży w I kwartale mogą mieć natomiast szefowie Marvipolu. Warszawski deweloper znalazł w tym okresie nabywców na 62 lokale, czyli na sześć więcej niż w ostatnim kwartale 2008 r. i dwukrotnie więcej niż w pierwszych trzech miesiącach ubiegłego roku - donosi Parkiet.

money.pl

Deweloperzy: Jest lepiej. Ale bez kredytów nie wróci hossa

Większość giełdowych deweloperów sprzedała w minionym kwartale więcej mieszkań niż w ostatnich trzech miesiącach 2008 r.

Jak podkreśla Parkiet poprzeczka zawieszona była jednak nisko. - Do trwałej poprawy potrzebna jest odbudowa jednego z fundamentów rynku - kredytów - czytamy w gazecie.

W trzech pierwszych miesiącach tego roku więcej mieszkań niż w IV kwartale 2008 sprzedały m.in. JW Construction i Dom Development.

Mniejszą sprzedaż zanotował Gant.W całym kwartale sięgnęła około 164 mieszkań. Jednak w IV kwartale 2008 dolnośląski deweloper pobił konkurencję, bo jako pierwszy obniżył ceny.

- Powody do zadowolenia z wyników sprzedaży w I kwartale mogą mieć natomiast szefowie Marvipolu. Warszawski deweloper znalazł w tym okresie nabywców na 62 lokale, czyli na sześć więcej niż w ostatnim kwartale 2008 r. i dwukrotnie więcej niż w pierwszych trzech miesiącach ubiegłego roku - donosi Parkiet.

money.pl

MF:Minister - zwrot za okna to nie przychód

Podatnicy, którzy na własny koszt wymienili stolarkę okienną, a następnie spółdzielnia mieszkaniowa zwróciła im poniesione na ten cel wydatki, nie muszą już tych środków wykazywać w rocznym PIT i płacić od nich podatku.

Takie stanowisko przedstawił minister finansów w najnowszej interpretacji ogólnej nr DD3/033/33/KDJ/09/209, podkreślając w niej, że zmienia swoją dotychczasową interpretację w tym zakresie, która nakazywała opodatkowywać opisany zwrot ze spółdzielni. Gazeta Prawna 20 marca 2009 r. w materiale Wymiana okien: zwrot kosztów w PIT postulowała do ministra o wydanie właśnie takiej interpretacji.

To rewolucja w rozliczeniach podatkowych zwrotów za wymianę stolarki okiennej. Zmiana powinna ucieszyć zarówno podatników, jak i spółdzielnie mieszkaniowe. Ci pierwsi od zwróconych pieniędzy nie zapłacą PIT, a spółdzielnie nie będą musiały wystawiać podatnikom informacji PIT-8C o wypłaconych kwotach.

Stanowisko MF popierają również niezależni eksperci, którzy na łamach GP podkreślali, że opodatkowywanie zwrotów ze spółdzielni jest absurdalne.

Minister finansów w wydanej interpretacji stwierdza, że konsekwencje podatkowe wynikające z faktu otrzymania od spółdzielni mieszkaniowej zwrotu wydatków poniesionych na wymianę stolarki okiennej przez osoby posiadające spółdzielcze prawa do lokali mieszkalnych wielokrotnie były przedmiotem rozstrzygnięć przed sądami administracyjnymi. Obecnie można zaobserwować ugruntowaną linię orzecznictwa w tym zakresie. Stanowisko zajmowane przez sądy w tych sprawach odbiega jednak od prezentowanego dotychczas przez Ministerstwo Finansów.

Ewa Matyszewska - Więcej: Gazeta Prawna 2.04.2009 (65) - str.4

interia.pl

MF:Minister - zwrot za okna to nie przychód

Podatnicy, którzy na własny koszt wymienili stolarkę okienną, a następnie spółdzielnia mieszkaniowa zwróciła im poniesione na ten cel wydatki, nie muszą już tych środków wykazywać w rocznym PIT i płacić od nich podatku.

Takie stanowisko przedstawił minister finansów w najnowszej interpretacji ogólnej nr DD3/033/33/KDJ/09/209, podkreślając w niej, że zmienia swoją dotychczasową interpretację w tym zakresie, która nakazywała opodatkowywać opisany zwrot ze spółdzielni. Gazeta Prawna 20 marca 2009 r. w materiale Wymiana okien: zwrot kosztów w PIT postulowała do ministra o wydanie właśnie takiej interpretacji.

To rewolucja w rozliczeniach podatkowych zwrotów za wymianę stolarki okiennej. Zmiana powinna ucieszyć zarówno podatników, jak i spółdzielnie mieszkaniowe. Ci pierwsi od zwróconych pieniędzy nie zapłacą PIT, a spółdzielnie nie będą musiały wystawiać podatnikom informacji PIT-8C o wypłaconych kwotach.

Stanowisko MF popierają również niezależni eksperci, którzy na łamach GP podkreślali, że opodatkowywanie zwrotów ze spółdzielni jest absurdalne.

Minister finansów w wydanej interpretacji stwierdza, że konsekwencje podatkowe wynikające z faktu otrzymania od spółdzielni mieszkaniowej zwrotu wydatków poniesionych na wymianę stolarki okiennej przez osoby posiadające spółdzielcze prawa do lokali mieszkalnych wielokrotnie były przedmiotem rozstrzygnięć przed sądami administracyjnymi. Obecnie można zaobserwować ugruntowaną linię orzecznictwa w tym zakresie. Stanowisko zajmowane przez sądy w tych sprawach odbiega jednak od prezentowanego dotychczas przez Ministerstwo Finansów.

Ewa Matyszewska - Więcej: Gazeta Prawna 2.04.2009 (65) - str.4

interia.pl

Katowice migrują na południe

58% poszukujących mieszkań na katowickim rynku pierwotnym nie chce mieszkać w centrum Katowic. Tylko 7% wybrałoby stolicę aglomeracji na swój nowy dom. Najczęściej wskazywanymi lokalizacjami poza centrum Katowic są "prestiżowe" dzielnice Ligota, Zarzecze, Brynów oraz Piotrowice. To właśnie w tych dzielnicach deweloperzy coraz chętniej decydują się na inwestycje. Obecnie jest ich aż 9.

- Ludzie coraz częściej wolą żyć z dala od zgiełku wielkiego miasta, zapewniając sobie ciszę i prywatność. Na przenosiny decydują się zarówno całe rodziny z małymi dziećmi, osoby starsze, jak również osoby młode, dla których odległość 13 km od centrum nie stanowi żadnego problemu- mówi Monika Śleziońska dyrektor ds. marketingu i sprzedaży MK Inwestycje. - Przedmieścia wybierają także ci, którzy mają ograniczony budżet na zakup nowego domu lub mieszkania. Ceny lokali w tych dzielnicach są, bowiem niższe nawet o 20% w stosunku do tych w centrum Katowic, co przy obecnej zaostrzonej polityce kredytowej jest czynnikiem kluczowym przy wyborze lokalu - ocenia Śleziońska.

Przedmieścia na topie

Ale na cenie się nie kończy. Coraz częściej za powód rosnącej popularności przedmieść w stolicy Śląska podaje się trend przenosin, który do stolicy aglomeracji dotarł z dużym poślizgiem. Mieszkańcy Katowic dopiero zaczynają doceniać swoje przedmieścia. Jeszcze dwa lata temu, brakowało tu nowych inwestycji, o ciekawej architekturze, dających klientom wybór. Jedyną opcją było wybudowanie własnego domu lub odkupienie, używanego od poprzedniego właściciela. Obecnie powstało wiele osiedli, które kuszą zarówno ceną, architekturą, jak i lokalizacją.

Jednym z takich miejsc jest Osiedle Zagajnik, położone niecałe 15 minut drogi od katowickiego rynku. Zróżnicowana zabudowa i architektura, przyciąga zarówno rodziny, jak i singli, ceniących nowoczesność i funkcjonalność.

Młodzi ludzie decydują się na zamieszkanie na przedmieściach z powodów ekonomicznych. Za tę samą kwotę przeznaczoną na mieszkanie w centrum na przedmieściach można mieć własny dom. Duże znaczenie ma także fakt, ze wiele inwestycji mieszkaniowych na przedmieściach kwalifikuje się dziś do programu "Rodzina na swoim".

Dorobili się w mieście, inwestują na terenach podmiejskich

Trend przenosin, jaki dziś można zaobserwować w Katowicach nie wynika tylko z niższych cen mieszkań i domów w Zarzeczu czy Ligocie - oceniają analitycy. Powodem jest także bogacenie się wielu mieszkańców Śląska. - Dziś coraz częściej obserwujemy tendencję odwrotną do tej sprzed paru lat, kiedy przybywało mieszkańców Katowic. Dziś ci sami ludzie, już z pozycją i zgromadzonym kapitałem przeprowadzają się na tereny podmiejskie. Są to zarówno biznesmeni, lekarze, prawnicy jak również całe rodziny, dla których przedmieścia są kolejnym krokiem, po mieszkaniu w domach z wielkiej płyty - mówi Śleziońska.

Ten trend - zdaniem deweloperów - przyczynia się także w dużej mierze do rozwoju infrastruktury terenów podmiejskich.

Własny biznes w okolicy

Wiele osób decyduje się także na założenie własnego biznesu na przedmieściach. W ciągu ostatnich dwóch lat w południowych dzielnicach Katowic powstało blisko 100 poradni, także nowe ośrodki sportowe, korty tenisowe i sklepy, w tym liczne franczyzy. - Pojawienie się nowych mieszkańców, przyciąga inwestorów. Nowe inwestycje z kolei kuszą kolejnych mieszkańców do wyboru przedmieść - mówi Śleziońska.

Najczęściej dziś wybieranymi kierunkami migracji w Katowicach są dzielnice: Ligota, Podlesie, Zarzecze, Brynów, Piotrowice i Ochojec. Te dzielnice coraz częściej wybierają także mieszkańcy miast ościennych - Mikołowa, Tychów, Chorzowa, Bytomia czy Siemianowic Śląskich, jako powód podając atrakcyjną cenę, oraz brak podobnych inwestycji w ich miasta. Jak wskazują analitycy, wybór mieszkania czy domu w południowych dzielnicach Katowic może okazać się inwestycja niezwykle trafną. Rozwój terenów podmiejskich, oraz powstawanie kolejnych osiedli przyczyni się do wzrostu wartości inwestycji w ciągu najbliższych 5 lat.

interia.pl

Katowice migrują na południe

58% poszukujących mieszkań na katowickim rynku pierwotnym nie chce mieszkać w centrum Katowic. Tylko 7% wybrałoby stolicę aglomeracji na swój nowy dom. Najczęściej wskazywanymi lokalizacjami poza centrum Katowic są "prestiżowe" dzielnice Ligota, Zarzecze, Brynów oraz Piotrowice. To właśnie w tych dzielnicach deweloperzy coraz chętniej decydują się na inwestycje. Obecnie jest ich aż 9.

- Ludzie coraz częściej wolą żyć z dala od zgiełku wielkiego miasta, zapewniając sobie ciszę i prywatność. Na przenosiny decydują się zarówno całe rodziny z małymi dziećmi, osoby starsze, jak również osoby młode, dla których odległość 13 km od centrum nie stanowi żadnego problemu- mówi Monika Śleziońska dyrektor ds. marketingu i sprzedaży MK Inwestycje. - Przedmieścia wybierają także ci, którzy mają ograniczony budżet na zakup nowego domu lub mieszkania. Ceny lokali w tych dzielnicach są, bowiem niższe nawet o 20% w stosunku do tych w centrum Katowic, co przy obecnej zaostrzonej polityce kredytowej jest czynnikiem kluczowym przy wyborze lokalu - ocenia Śleziońska.

Przedmieścia na topie

Ale na cenie się nie kończy. Coraz częściej za powód rosnącej popularności przedmieść w stolicy Śląska podaje się trend przenosin, który do stolicy aglomeracji dotarł z dużym poślizgiem. Mieszkańcy Katowic dopiero zaczynają doceniać swoje przedmieścia. Jeszcze dwa lata temu, brakowało tu nowych inwestycji, o ciekawej architekturze, dających klientom wybór. Jedyną opcją było wybudowanie własnego domu lub odkupienie, używanego od poprzedniego właściciela. Obecnie powstało wiele osiedli, które kuszą zarówno ceną, architekturą, jak i lokalizacją.

Jednym z takich miejsc jest Osiedle Zagajnik, położone niecałe 15 minut drogi od katowickiego rynku. Zróżnicowana zabudowa i architektura, przyciąga zarówno rodziny, jak i singli, ceniących nowoczesność i funkcjonalność.

Młodzi ludzie decydują się na zamieszkanie na przedmieściach z powodów ekonomicznych. Za tę samą kwotę przeznaczoną na mieszkanie w centrum na przedmieściach można mieć własny dom. Duże znaczenie ma także fakt, ze wiele inwestycji mieszkaniowych na przedmieściach kwalifikuje się dziś do programu "Rodzina na swoim".

Dorobili się w mieście, inwestują na terenach podmiejskich

Trend przenosin, jaki dziś można zaobserwować w Katowicach nie wynika tylko z niższych cen mieszkań i domów w Zarzeczu czy Ligocie - oceniają analitycy. Powodem jest także bogacenie się wielu mieszkańców Śląska. - Dziś coraz częściej obserwujemy tendencję odwrotną do tej sprzed paru lat, kiedy przybywało mieszkańców Katowic. Dziś ci sami ludzie, już z pozycją i zgromadzonym kapitałem przeprowadzają się na tereny podmiejskie. Są to zarówno biznesmeni, lekarze, prawnicy jak również całe rodziny, dla których przedmieścia są kolejnym krokiem, po mieszkaniu w domach z wielkiej płyty - mówi Śleziońska.

Ten trend - zdaniem deweloperów - przyczynia się także w dużej mierze do rozwoju infrastruktury terenów podmiejskich.

Własny biznes w okolicy

Wiele osób decyduje się także na założenie własnego biznesu na przedmieściach. W ciągu ostatnich dwóch lat w południowych dzielnicach Katowic powstało blisko 100 poradni, także nowe ośrodki sportowe, korty tenisowe i sklepy, w tym liczne franczyzy. - Pojawienie się nowych mieszkańców, przyciąga inwestorów. Nowe inwestycje z kolei kuszą kolejnych mieszkańców do wyboru przedmieść - mówi Śleziońska.

Najczęściej dziś wybieranymi kierunkami migracji w Katowicach są dzielnice: Ligota, Podlesie, Zarzecze, Brynów, Piotrowice i Ochojec. Te dzielnice coraz częściej wybierają także mieszkańcy miast ościennych - Mikołowa, Tychów, Chorzowa, Bytomia czy Siemianowic Śląskich, jako powód podając atrakcyjną cenę, oraz brak podobnych inwestycji w ich miasta. Jak wskazują analitycy, wybór mieszkania czy domu w południowych dzielnicach Katowic może okazać się inwestycja niezwykle trafną. Rozwój terenów podmiejskich, oraz powstawanie kolejnych osiedli przyczyni się do wzrostu wartości inwestycji w ciągu najbliższych 5 lat.

interia.pl

W.Brytania - domy droższe

Ceny domów w Wielkiej Brytanii wzrosły w marcu po raz pierwszy od października 2007 roku - poinformowała budowlana kasa oszczędnościowa Nationwide Bulding Society, ostrzegając jednocześnie przed nadmiernym optymizmem w sprawie trendów rynkowych.

Według Nationwide, w marcu ceny domów wzrosły o 0,9 proc. po tym, gdy w lutym spadły o 1,9 proc. Średnia cena domu w Wielkiej Brytanii sięga obecnie 151 tys. funtów.

Spadek cen domów w wymiarze rocznym wyniósł w marcu 15,7 proc. w porównaniu z 17,6 proc. w lutym.

- Redukcja rocznego wskaźnika jest w pewnym sensie zniekształcona ubiegłorocznymi warunkami i dlatego byłoby nierozsądne stawianie autorytatywnych wniosków. Jednocześnie, choć wzrost cen w marcu należy powitać z uznaniem, jest o wiele za wcześnie, by traktować go jako dowód, iż najgorsze już minęło - powiedziała naczelna ekonomistka Nationwide Fionnuala Earley.

Sytuacja na brytyjskim rynku mieszkaniowym znacznie pogorszyła się w ostatnich miesiącach w następstwie kryzysu finansowego, zniechęcającego banki do pożyczania pieniędzy.

- Dlatego obecny zwrot w aktywności odzwierciedla raczej powrót kupujących, którzy odkładali transakcje przez okres najgorszych finansowych zaburzeń pod koniec 2008 roku, a nie początek szybkiej odnowy. Tym niemniej wola kredytobiorców, by powracać na rynek jest zachęcająca i zapewne częściowo odzwierciedla obniżające się koszty kredytu - dodała Earley.

źródło informacji: PAP

interia.pl/

W.Brytania - domy droższe

Ceny domów w Wielkiej Brytanii wzrosły w marcu po raz pierwszy od października 2007 roku - poinformowała budowlana kasa oszczędnościowa Nationwide Bulding Society, ostrzegając jednocześnie przed nadmiernym optymizmem w sprawie trendów rynkowych.

Według Nationwide, w marcu ceny domów wzrosły o 0,9 proc. po tym, gdy w lutym spadły o 1,9 proc. Średnia cena domu w Wielkiej Brytanii sięga obecnie 151 tys. funtów.

Spadek cen domów w wymiarze rocznym wyniósł w marcu 15,7 proc. w porównaniu z 17,6 proc. w lutym.

- Redukcja rocznego wskaźnika jest w pewnym sensie zniekształcona ubiegłorocznymi warunkami i dlatego byłoby nierozsądne stawianie autorytatywnych wniosków. Jednocześnie, choć wzrost cen w marcu należy powitać z uznaniem, jest o wiele za wcześnie, by traktować go jako dowód, iż najgorsze już minęło - powiedziała naczelna ekonomistka Nationwide Fionnuala Earley.

Sytuacja na brytyjskim rynku mieszkaniowym znacznie pogorszyła się w ostatnich miesiącach w następstwie kryzysu finansowego, zniechęcającego banki do pożyczania pieniędzy.

- Dlatego obecny zwrot w aktywności odzwierciedla raczej powrót kupujących, którzy odkładali transakcje przez okres najgorszych finansowych zaburzeń pod koniec 2008 roku, a nie początek szybkiej odnowy. Tym niemniej wola kredytobiorców, by powracać na rynek jest zachęcająca i zapewne częściowo odzwierciedla obniżające się koszty kredytu - dodała Earley.

źródło informacji: PAP

interia.pl/

PROGNOZY:Prognozy - drastycznie tani złoty!

Nie ma przesłanek fundamentalnych przemawiających za odnotowaną dotychczas skalą osłabienia złotego, który w dłuższym okresie będzie się umacniał w kierunku 4,00 za euro - uważają analitycy z banku PKO BP.

Podtrzymujemy naszą dotychczasową prognozę aprecjacji kursu złotego w dłuższym okresie w kierunku 4,00 PLN/EUR. Wg naszych analiz brak jest przesłanek fundamentalnych (bardziej istotnych z punktu widzenia średniookresowego) dla odnotowanej skali przeceny złotego" - napisali w raporcie.

Analizując skalę wzrostu globalnej premii za ryzyko oraz wzrostu dodatkowej premii za ryzyko regionu oceniamy, że bieżący słaby kurs złotego (deprecjacja ok. 40 proc. od początku września 2008 r. dla kursu PLN/EUR, najsilniejsza w grupie krajów regionu), jeżeli miałby okazać się trwały powinien wynikać z dodatkowej, wyższej premii za ryzyko kraju - dodają.

Według analityków z PKO BP, nie można doszukać się fundamentalnych czynników makroekonomicznych, wskazujących na szczególnie wysokie ryzyko Polski na tle innych rynków regionu.

Przeciwnie, dokonując porównań międzynarodowych oceniamy je jako relatywnie niższe - napisali.

Prognozę aprecjacji kursu złotego analitycy z PKO BP opierają na oczekiwaniach wygaśnięcia efektu szczególnie silnej deprecjacji złotego, jak i pewnego spadku globalnej premii za ryzyko i premii za ryzyko regionu w perspektywie średnioterminowej.

Z drugiej strony pewne trwałe efekty globalnego kryzysu finansowego (gł. ograniczenie napływu kapitału na rynki wschodzące i brak powrotu do historycznie niskich poziomów awersji do ryzyka) wskazuje na bardzo małe prawdopodobieństwo powrotu złotego do bardzo silnych poziomów z 2008 r.. - napisali analitycy.

Zaznaczają oni, że prognoza aprecjacji złotego sporządzona została przy założeniach nt. sytuacji zewnętrznej, tj. stopniowego spadku globalnej premii za ryzyko w dłuższym okresie jak i uniknięcia scenariusza kryzysu niewypłacalności najbardziej niestabilnych gospodarek regionu i efektu "domina" w regionie europejskich rynków wschodzących.

Drastyczne niedowartościowanie złotego

Przyjmując (na podstawie powyższych czynników) brak uzasadnienia dla bieżącej skali deprecjacji złotego podjęliśmy próbę oszacowania skali "nadwyżkowej" deprecjacji złotego ponad tę wynikającą z globalnej premii za ryzyko czy też premii za ryzyko regionu. Dlatego "nadwyżkowa" skala deprecjacji złotego wynosi dla kursu PLN/EUR ok. 17 proc.

Quantitative easing a kurs dolara

Przy wciąż utrzymujących się ryzykach ponownego wzrostu awersji do ryzyka dostrzegamy możliwość spadku kursu USD/EUR poniżej poziomu 1,30 dolara - uważaj a analitycy DM PKO BP. W dłuższym okresie presja na notowania dolara w efekcie polityki Fed będą się jednak nasilały. Zakładając możliwość okresowego spadku kursu poniżej 1,30 dolara w okresie wzrostu awersji do ryzyka nie oczekujemy jednak spadku kursu w kierunku 1,20 - 1,25 dolara, tj. do poziomów z jesieni ub.r.

źródło informacji: DM PKO BP

interia.pl/Czwartek, 2 kwietnia (06:00)

PROGNOZY:Prognozy - drastycznie tani złoty!

Nie ma przesłanek fundamentalnych przemawiających za odnotowaną dotychczas skalą osłabienia złotego, który w dłuższym okresie będzie się umacniał w kierunku 4,00 za euro - uważają analitycy z banku PKO BP.

Podtrzymujemy naszą dotychczasową prognozę aprecjacji kursu złotego w dłuższym okresie w kierunku 4,00 PLN/EUR. Wg naszych analiz brak jest przesłanek fundamentalnych (bardziej istotnych z punktu widzenia średniookresowego) dla odnotowanej skali przeceny złotego" - napisali w raporcie.

Analizując skalę wzrostu globalnej premii za ryzyko oraz wzrostu dodatkowej premii za ryzyko regionu oceniamy, że bieżący słaby kurs złotego (deprecjacja ok. 40 proc. od początku września 2008 r. dla kursu PLN/EUR, najsilniejsza w grupie krajów regionu), jeżeli miałby okazać się trwały powinien wynikać z dodatkowej, wyższej premii za ryzyko kraju - dodają.

Według analityków z PKO BP, nie można doszukać się fundamentalnych czynników makroekonomicznych, wskazujących na szczególnie wysokie ryzyko Polski na tle innych rynków regionu.

Przeciwnie, dokonując porównań międzynarodowych oceniamy je jako relatywnie niższe - napisali.

Prognozę aprecjacji kursu złotego analitycy z PKO BP opierają na oczekiwaniach wygaśnięcia efektu szczególnie silnej deprecjacji złotego, jak i pewnego spadku globalnej premii za ryzyko i premii za ryzyko regionu w perspektywie średnioterminowej.

Z drugiej strony pewne trwałe efekty globalnego kryzysu finansowego (gł. ograniczenie napływu kapitału na rynki wschodzące i brak powrotu do historycznie niskich poziomów awersji do ryzyka) wskazuje na bardzo małe prawdopodobieństwo powrotu złotego do bardzo silnych poziomów z 2008 r.. - napisali analitycy.

Zaznaczają oni, że prognoza aprecjacji złotego sporządzona została przy założeniach nt. sytuacji zewnętrznej, tj. stopniowego spadku globalnej premii za ryzyko w dłuższym okresie jak i uniknięcia scenariusza kryzysu niewypłacalności najbardziej niestabilnych gospodarek regionu i efektu "domina" w regionie europejskich rynków wschodzących.

Drastyczne niedowartościowanie złotego

Przyjmując (na podstawie powyższych czynników) brak uzasadnienia dla bieżącej skali deprecjacji złotego podjęliśmy próbę oszacowania skali "nadwyżkowej" deprecjacji złotego ponad tę wynikającą z globalnej premii za ryzyko czy też premii za ryzyko regionu. Dlatego "nadwyżkowa" skala deprecjacji złotego wynosi dla kursu PLN/EUR ok. 17 proc.

Quantitative easing a kurs dolara

Przy wciąż utrzymujących się ryzykach ponownego wzrostu awersji do ryzyka dostrzegamy możliwość spadku kursu USD/EUR poniżej poziomu 1,30 dolara - uważaj a analitycy DM PKO BP. W dłuższym okresie presja na notowania dolara w efekcie polityki Fed będą się jednak nasilały. Zakładając możliwość okresowego spadku kursu poniżej 1,30 dolara w okresie wzrostu awersji do ryzyka nie oczekujemy jednak spadku kursu w kierunku 1,20 - 1,25 dolara, tj. do poziomów z jesieni ub.r.

źródło informacji: DM PKO BP

interia.pl/Czwartek, 2 kwietnia (06:00)

Skonfiskowano majątek Madoffa

Władze federalne skonfiskowały w środę luksusową willę w Palm Beach, na Florydzie, należącą do Bernarda Madoffa, finansisty z Wall Street, aresztowanego pod zarzutem zdefraudowania ok. 65 mld dolarów.
Poza willą, której wartość ocenia się na 9,4 mld dol., skonfiskowano luksusowy 17-metrowy jacht "Bull" i mniejszą jednostkę pływającą, także należącą do Madoffa.

Ofiarami oszukańczej piramidy finansowej Madoffa padły m. in. instytucje charytatywne, fundusze emerytalne i dziesiątki tysięcy drobnych ciułaczy.

Madoffowi, który przyznał się do stawianych mu zarzutów, grozi kara nawet do 150 lat więzienia.
onet.pl/(PAP, ak/02.04.2009, godz. 06:10)

Skonfiskowano majątek Madoffa

Władze federalne skonfiskowały w środę luksusową willę w Palm Beach, na Florydzie, należącą do Bernarda Madoffa, finansisty z Wall Street, aresztowanego pod zarzutem zdefraudowania ok. 65 mld dolarów.
Poza willą, której wartość ocenia się na 9,4 mld dol., skonfiskowano luksusowy 17-metrowy jacht "Bull" i mniejszą jednostkę pływającą, także należącą do Madoffa.

Ofiarami oszukańczej piramidy finansowej Madoffa padły m. in. instytucje charytatywne, fundusze emerytalne i dziesiątki tysięcy drobnych ciułaczy.

Madoffowi, który przyznał się do stawianych mu zarzutów, grozi kara nawet do 150 lat więzienia.
onet.pl/(PAP, ak/02.04.2009, godz. 06:10)

Sprzedaż mieszkań odbiła się od dna

Większość giełdowych deweloperów sprzedała w minionym kwartale więcej mieszkań niż w ostatnich trzech miesiącach 2008 roku - pisze Gazeta Giełdy "Parkiet" i dodaje, że poprzeczka zawieszona była jednak nisko, bo ostatni kwartał 2008 roku był dla nich najgorszym okresem od lat. Na ile mocne i trwałe jest więc obserwowane odbicie?
Zdania w tej spraiwe są podzielone - pisze "Parkiet". Analitycy wskazują, że przecena firm z branży mieszkaniowej była na tyle silna, że dziś wartość likwidacyjna części z nich przewyższa ich wycenę rynkową. Oczekują, że wyniki sprzedaży mieszkań będą w 2009 r. bardzo słabe.

Sami deweloperzy wskazują natomiast, że wcale nie musi być tak źle. Większość z nich znalazła bowiem w minionym kwartale nabywców na więcej mieszkań niż w IV kwartale 2008 r. Nie popadają przy tym w hurraoptymizm – wszak ostatni kwartał ubiegłego roku był dla nich najgorszy od lat.

Jak donosi "Parkiet" prym w sprzedaży mieszkań, podobnie jak w ostatnich miesiącach ubiegłego roku wiedzie Gant Development. Niegdysiejsi liderzy - J.W. Construction i Dom Development - zmniejszają jednak do niego dystans. W pierwszej szóstce rankingu przygotowanego przez "Parkiet" są także Polnord, Marvipol i Ronson.

Więcej na ten temat - w dzisiejszym "Parkiecie".
onet.pl/
(Parkiet/02.04.2009, godz. 08:17)

Sprzedaż mieszkań odbiła się od dna

Większość giełdowych deweloperów sprzedała w minionym kwartale więcej mieszkań niż w ostatnich trzech miesiącach 2008 roku - pisze Gazeta Giełdy "Parkiet" i dodaje, że poprzeczka zawieszona była jednak nisko, bo ostatni kwartał 2008 roku był dla nich najgorszym okresem od lat. Na ile mocne i trwałe jest więc obserwowane odbicie?
Zdania w tej spraiwe są podzielone - pisze "Parkiet". Analitycy wskazują, że przecena firm z branży mieszkaniowej była na tyle silna, że dziś wartość likwidacyjna części z nich przewyższa ich wycenę rynkową. Oczekują, że wyniki sprzedaży mieszkań będą w 2009 r. bardzo słabe.

Sami deweloperzy wskazują natomiast, że wcale nie musi być tak źle. Większość z nich znalazła bowiem w minionym kwartale nabywców na więcej mieszkań niż w IV kwartale 2008 r. Nie popadają przy tym w hurraoptymizm – wszak ostatni kwartał ubiegłego roku był dla nich najgorszy od lat.

Jak donosi "Parkiet" prym w sprzedaży mieszkań, podobnie jak w ostatnich miesiącach ubiegłego roku wiedzie Gant Development. Niegdysiejsi liderzy - J.W. Construction i Dom Development - zmniejszają jednak do niego dystans. W pierwszej szóstce rankingu przygotowanego przez "Parkiet" są także Polnord, Marvipol i Ronson.

Więcej na ten temat - w dzisiejszym "Parkiecie".
onet.pl/
(Parkiet/02.04.2009, godz. 08:17)

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies