To jedna z nowych propozycji unijnych dyrektyw dotyczących energetyki. Wśród planowanych rozwiązań znalazły się też zapisy ułatwiające zmianę sprzedawcy energii oraz zasady wsparcia ubogich odbiorców prądu.
W opinii Swory, wynegocjowane w ramach UE zasady sprzyjają konsumentom. Liczymy, że wszystkie zmiany w prawie unijnym szybko wejdą do prawa polskiego i że stanie się to przy obecnej nowelizacji Prawa energetycznego - ocenił. Nie potrzeba do tego jakichś specjalnych wysiłków, w zasadzie wszystko jest przygotowane - podkreślił.
Wyjaśnił, że propozycje dotyczą m.in. wprowadzenia obowiązkowego, maksymalnie 3-tygodniowego terminu na zmianę sprzedawcy prądu. Jeżeli klient zdecyduje się na taką zmianę, będzie mógł to zrobić bezpłatnie.
Na firmy energetyczne zostaną nałożone szczegółowe obowiązki informacyjne. Firmy będą musiały na rachunkach i na swoich witrynach w internecie informować klientów o ich prawach - powiedział.
Odnosząc się do propozycji pomocy dla uboższych klientów, Swora wyjaśnił, że pieniądze na ten cel miałyby pochodzić z pomocy społecznej.
Kto za to zapłaci?
W Polsce pojawił się pomysł taryf socjalnych dla najuboższych klientów. Ten pomysł na poziomie UE został jednak odrzucony - powiedział prezes URE. Zaznaczył, że poszczególne państwa mają przyjmować krajowe plany pomocy odbiorcom ubogim oraz zapewnić środki, które pozwolą zwalczyć zjawisko ubóstwa energetycznego.
Projekt Prawa energetycznego wrócił niedawno do uzgodnień międzyresortowych. Zakłada on m.in. umocnienie pozycji szefa URE jako regulatora rynku energetycznego. Dostosowuje polskie przepisy do wymogów UE.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
To jedna z nowych propozycji unijnych dyrektyw dotyczących energetyki. Wśród planowanych rozwiązań znalazły się też zapisy ułatwiające zmianę sprzedawcy energii oraz zasady wsparcia ubogich odbiorców prądu.
W opinii Swory, wynegocjowane w ramach UE zasady sprzyjają konsumentom. Liczymy, że wszystkie zmiany w prawie unijnym szybko wejdą do prawa polskiego i że stanie się to przy obecnej nowelizacji Prawa energetycznego - ocenił. Nie potrzeba do tego jakichś specjalnych wysiłków, w zasadzie wszystko jest przygotowane - podkreślił.
Wyjaśnił, że propozycje dotyczą m.in. wprowadzenia obowiązkowego, maksymalnie 3-tygodniowego terminu na zmianę sprzedawcy prądu. Jeżeli klient zdecyduje się na taką zmianę, będzie mógł to zrobić bezpłatnie.
Na firmy energetyczne zostaną nałożone szczegółowe obowiązki informacyjne. Firmy będą musiały na rachunkach i na swoich witrynach w internecie informować klientów o ich prawach - powiedział.
Odnosząc się do propozycji pomocy dla uboższych klientów, Swora wyjaśnił, że pieniądze na ten cel miałyby pochodzić z pomocy społecznej.
Kto za to zapłaci?
W Polsce pojawił się pomysł taryf socjalnych dla najuboższych klientów. Ten pomysł na poziomie UE został jednak odrzucony - powiedział prezes URE. Zaznaczył, że poszczególne państwa mają przyjmować krajowe plany pomocy odbiorcom ubogim oraz zapewnić środki, które pozwolą zwalczyć zjawisko ubóstwa energetycznego.
Projekt Prawa energetycznego wrócił niedawno do uzgodnień międzyresortowych. Zakłada on m.in. umocnienie pozycji szefa URE jako regulatora rynku energetycznego. Dostosowuje polskie przepisy do wymogów UE.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Najnowsze dane Izby Pożyczkodawców Hipotecznych publikuje "Times Online".
Oznacza to, że problem dotyczy 13 proc. osób, które wzięły kredyt hipoteczny między marcem 2005 a końcem 2008 roku.
Różnica w wartości domów i wielkości kredytów to najczęściej kwota od 6 do 8 tys. funtów. Dla blisko 250 tys. osób to kwota zbliżona do 20 tys. funtów.
Brytyjski serwis donosi, że największy odsetek osób, które znalazły się w takiej sytuacji jest w północnej Angli (9,2 proc. wszystkich właścicieli domów w regionie), najmniejszy w Szkocji (1 proc.).
Najnowsze dane Izby Pożyczkodawców Hipotecznych publikuje "Times Online".
Oznacza to, że problem dotyczy 13 proc. osób, które wzięły kredyt hipoteczny między marcem 2005 a końcem 2008 roku.
Różnica w wartości domów i wielkości kredytów to najczęściej kwota od 6 do 8 tys. funtów. Dla blisko 250 tys. osób to kwota zbliżona do 20 tys. funtów.
Brytyjski serwis donosi, że największy odsetek osób, które znalazły się w takiej sytuacji jest w północnej Angli (9,2 proc. wszystkich właścicieli domów w regionie), najmniejszy w Szkocji (1 proc.).
Ministerstwo pracy skierowało projekt ustawy do uzgodnień międzyresortowych oraz do konsultacji w Komisji Trójstronnej. Dokument przewiduje, że pomoc w płacie kredytu zaciągniętego na zakup mieszkania lub domu będzie przysługiwała osobom, które straciły pracę po 1 lipca 2008 r., zarejestrowały się jako bezrobotne i uzyskały prawo do zasiłku.
Pomoc będzie pochodziła ze środków Funduszu Pracy, administrowanego przez ministra pracy. Pieniądze na rachunki bankowe kredytobiorców będzie przelewał Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK).Wprowadzenie regulacji spowoduje wzrost wydatków Funduszu Pracy w latach 2009-2011 o odpowiednio 142, 296 i 141 mln zł oraz wzrost dochodów Funduszu Pracy w kolejnych latach o ok. 50-70 mln zł rocznie- czytamy w uzasadnieniu do projektu.
Łączny koszt wprowadzenia regulacji w latach 2009-2020 to, biorąc pod uwagę koszt pieniądza w czasie (przy stopie dyskonta w wysokości 3 proc.) 90 mln zł, w tym 8,5 mln zł wyłącznie jako koszty obsługi BGK. Przy założeniu braku możliwości egzekucji udzielonej pomocy (np. w wyniku przepisów o upadłości konsumenckiej) na poziomie 10 proc. dodatkowy koszt instrumentu wyniesie ok. 60 mln zł, co daje łączny koszt rozwiązania w wysokości 150 mln zł - podano.
Pomoc ma przysługiwać najdłużej przez 12 miesięcy, ale jeżeli ktoś znajdzie pracę wcześniej, to pieniądze dostanie jeszcze przez miesiąc po zatrudnieniu. Maksymalna wysokość pomocy to 1200 zł miesięcznie. Kwota ta obejmie kapitał i odsetki.
Najpóźniej po upływie 2 lat od zakończenia korzystania z pomocy państwa trzeba będzie rozpocząć jej zwracanie. Kredytobiorca będzie musiał oddawać pożyczone od państwa pieniądze w równych, nieoprocentowanych ratach przez maksymalnie 8 lat.
Pomocy nie otrzymają ci, którzy zostali zwolnieni dyscyplinarnie, na własną prośbę lub za porozumieniem stron. Nie mogą liczyć na pomoc również osoby, które mają inne mieszkanie lub dom. Jeżeli małżonkowie mają wspólnotę majątkową i wzięli wspólny kredyt, otrzymają pomoc w jego spłacie także wtedy, gdy pracę straci tylko jedno z nich.
Aby otrzymać pomoc, bezrobotny będzie musiał złożyć w tej sprawie wniosek do powiatowego urzędu pracy, w którym został zarejestrowany. Ten przekaże wniosek staroście, który wyda decyzję o przyznaniu pomocy. Wnioski będzie można składać do 31 grudnia 2010 r.
Ustawa ma wejść w życie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.
Minister w kancelarii premiera Michał Boni mówił w marcu, że rząd chce, aby ustawa weszła w życie nawet w maju. Szef Centrum Legislacyjnego Rządu Maciej Berek wyjaśniał natomiast PAP, że uzgodnienia międzyresortowe mogą trwać kilka dni albo kilka tygodni, ale w uzasadnionych wypadkach można je nadzwyczajnie skrócić. Jego zdaniem, rozmowy w Komisji Trójstronnej mogą wydłużyć czas konsultacji.
Obecnie w Funduszu Pracy jest ok. 850 mln zł, które mogą być przeznaczone na pomoc w spłacie kredytów. Ok. 350 mln zł to wolne środki Funduszu, które - jak mówiła PAP w lutym rzeczniczka prasowa resortu Bożena Diaby - mogą być przeznaczone na dopłaty do kredytów. 500 mln zł pochodzi z prywatyzacji. Jak informowała w lutym minister pracy Jolanta Fedak, te pieniądze "mogą być wykorzystane przez Fundusz Pracy na pomoc w spłacie kredytów".
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Sobota, 18 kwietnia (05:06)
Ministerstwo pracy skierowało projekt ustawy do uzgodnień międzyresortowych oraz do konsultacji w Komisji Trójstronnej. Dokument przewiduje, że pomoc w płacie kredytu zaciągniętego na zakup mieszkania lub domu będzie przysługiwała osobom, które straciły pracę po 1 lipca 2008 r., zarejestrowały się jako bezrobotne i uzyskały prawo do zasiłku.
Pomoc będzie pochodziła ze środków Funduszu Pracy, administrowanego przez ministra pracy. Pieniądze na rachunki bankowe kredytobiorców będzie przelewał Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK).Wprowadzenie regulacji spowoduje wzrost wydatków Funduszu Pracy w latach 2009-2011 o odpowiednio 142, 296 i 141 mln zł oraz wzrost dochodów Funduszu Pracy w kolejnych latach o ok. 50-70 mln zł rocznie- czytamy w uzasadnieniu do projektu.
Łączny koszt wprowadzenia regulacji w latach 2009-2020 to, biorąc pod uwagę koszt pieniądza w czasie (przy stopie dyskonta w wysokości 3 proc.) 90 mln zł, w tym 8,5 mln zł wyłącznie jako koszty obsługi BGK. Przy założeniu braku możliwości egzekucji udzielonej pomocy (np. w wyniku przepisów o upadłości konsumenckiej) na poziomie 10 proc. dodatkowy koszt instrumentu wyniesie ok. 60 mln zł, co daje łączny koszt rozwiązania w wysokości 150 mln zł - podano.
Pomoc ma przysługiwać najdłużej przez 12 miesięcy, ale jeżeli ktoś znajdzie pracę wcześniej, to pieniądze dostanie jeszcze przez miesiąc po zatrudnieniu. Maksymalna wysokość pomocy to 1200 zł miesięcznie. Kwota ta obejmie kapitał i odsetki.
Najpóźniej po upływie 2 lat od zakończenia korzystania z pomocy państwa trzeba będzie rozpocząć jej zwracanie. Kredytobiorca będzie musiał oddawać pożyczone od państwa pieniądze w równych, nieoprocentowanych ratach przez maksymalnie 8 lat.
Pomocy nie otrzymają ci, którzy zostali zwolnieni dyscyplinarnie, na własną prośbę lub za porozumieniem stron. Nie mogą liczyć na pomoc również osoby, które mają inne mieszkanie lub dom. Jeżeli małżonkowie mają wspólnotę majątkową i wzięli wspólny kredyt, otrzymają pomoc w jego spłacie także wtedy, gdy pracę straci tylko jedno z nich.
Aby otrzymać pomoc, bezrobotny będzie musiał złożyć w tej sprawie wniosek do powiatowego urzędu pracy, w którym został zarejestrowany. Ten przekaże wniosek staroście, który wyda decyzję o przyznaniu pomocy. Wnioski będzie można składać do 31 grudnia 2010 r.
Ustawa ma wejść w życie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.
Minister w kancelarii premiera Michał Boni mówił w marcu, że rząd chce, aby ustawa weszła w życie nawet w maju. Szef Centrum Legislacyjnego Rządu Maciej Berek wyjaśniał natomiast PAP, że uzgodnienia międzyresortowe mogą trwać kilka dni albo kilka tygodni, ale w uzasadnionych wypadkach można je nadzwyczajnie skrócić. Jego zdaniem, rozmowy w Komisji Trójstronnej mogą wydłużyć czas konsultacji.
Obecnie w Funduszu Pracy jest ok. 850 mln zł, które mogą być przeznaczone na pomoc w spłacie kredytów. Ok. 350 mln zł to wolne środki Funduszu, które - jak mówiła PAP w lutym rzeczniczka prasowa resortu Bożena Diaby - mogą być przeznaczone na dopłaty do kredytów. 500 mln zł pochodzi z prywatyzacji. Jak informowała w lutym minister pracy Jolanta Fedak, te pieniądze "mogą być wykorzystane przez Fundusz Pracy na pomoc w spłacie kredytów".
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Sobota, 18 kwietnia (05:06)
Przedstawiciele zainteresowanych podmiotów otrzymali m.in. tzw. specyfikację istotnych warunków zamówienia, projekty: wykonawczy i budowlany wraz z pozwoleniem na budowę oraz wszystkie dane techniczne dotyczące wykonania i odbioru modernizacji stadionu. Bez tych dokumentów niemożliwe byłoby przygotowanie szczegółowej oferty.
- Każde z konsorcjów otrzymało dokumenty w formie papierowej - a znajdowały się one aż w szesnastu kartonowych pudełkach - jak i elektronicznej, na siedmiu płytach CD - poinformował w piątek Andrzej Bilnik z biura Inżyniera Kontraktu.
Termin składania ofert przetargowych upływa 22 maja o godzinie 13. Rozstrzygnięcie przetargu nastąpi w czerwcu. 1 lipca plac budowy zostanie przekazany generalnemu wykonawcy. Ostateczne zakończenie modernizacji Stadionu Śląskiego nastąpi 29 kwietnia 2011 roku.
Oferty mogą złożyć: Budimex-Dromex, Polimex-Mostostal, PORR Polska, Hochtief Polska, Skanska, MSF - Moniz Da Maia, Serra & Fortunato - Empreiteiros z Lizbony oraz Alpine Bau Deutschland AG NL z Berlina.
Przekazanie firmom dokumentacji otworzyło kolejny etap przetargu ograniczonego na wybór generalnego wykonawcy robót budowlanych dla inwestycji zatytułowanej "Zadaszenie widowni oraz niezbędna infrastruktura techniczna Stadionu Śląskiego w Chorzowie". Wartość robót to ponad 360 mln zł. Pieniądze da samorząd woj. śląskiego i Ministerstwo Sportu.
Modernizacja stadionu obejmuje przede wszystkim wybudowanie zadaszenia widowni; elipsa projektowanego dachu wynosi 43 tys. m kw. Przestrzenna forma projektu uwzględnia też wkomponowanie stadionu w zieleń chorzowskiego parku oraz jego przystosowanie do rozgrywania zawodów lekkoatletycznych. Po modernizacji obiekt pomieści ponad 55 tys. widzów.
Pozwolenie budowlane oraz decyzja zatwierdzająca projekt przebudowy i zadaszenia stadionu została wydana na początku lutego. Oprócz zadaszenia widowni w ramach przebudowy zmieniona zostanie też m.in. trybuna zachodnia, która będzie podobna do już istniejącej wschodniej, powstaną parkingi, nowe stanowiska handlowe oraz toalety. Na dziennikarzy czekać będzie 741 stanowisk, a na komentatorów - 240.
Przewidziano 132 miejsca dla wózków inwalidzkich, udrożnione zostaną drogi ewakuacyjne i bramy wejściowe obiektu, powstaną pomieszczenia zaplecza sanitarnego i cateringowego, system nagłośnienia i oświetlenia, dodatkowe siedziska, skybox oraz pomieszczenia dla VIP-ów.
* * *
- Na finały mistrzostw Europy w piłce nożnej EURO-2012 powstaną stadiony i lotniska, nie będzie jednak wszystkich planowanych dróg i linii kolejowych - ocenia poseł PSL, wiceprzewodniczący komisji infrastruktury Janusz Piechociński (PSL).
Piechociński przedstawił w piątek raport o stanie przygotowań do mistrzostw. Według niego Polska "tylko szybkim biegiem" zdąży z projektami infrastruktury transportowej na EURO-2012.
Możliwość wybudowania dróg Piechociński ocenia na 50-60 proc. w stosunku do planów połączenia siecią autostrad i dróg ekspresowych wszystkich miast, w których odbędą się mecze mistrzostw Europy w piłce nożnej.
Jego zdaniem, tylko te inwestycje drogowe, których wykonawcy zostaną wyłonieni do końca roku będą ukończone przed EURO. Natomiast, jeśli do połowy 2010 r. nie będzie wykonawcy jakiejś inwestycji drogowej, trzeba "zapomnieć" o niej przed mistrzostwami.
Według posła, w sytuacji kryzysu gospodarczego, obniżonych wpływów do spółek kolejowych, Polskie Linie Kolejowe nie będą w stanie wykonać planów modernizacji sieci. Możliwość połączenia głównych miast liniami, po których pociągi będą jeździły z prędkością 160 km na godzinę poseł ocenia na 40-50 proc. i tylko w przypadku wsparcia tych działań z budżetu państwa.
Finały EURO-2012 mają się odbyć w Polsce i na Ukrainie. UEFA wybierze osiem miast spośród 12 kandydatów. O organizację EURO- 2012 starają się: Kijów, Dniepropietrowsk, Donieck, Lwów, Odessa i Charków oraz Warszawa, Gdańsk, Poznań, Wrocław, Kraków i Chorzów.
źródło informacji: PAP
Piątek, 17 kwietnia (16:29)
Przedstawiciele zainteresowanych podmiotów otrzymali m.in. tzw. specyfikację istotnych warunków zamówienia, projekty: wykonawczy i budowlany wraz z pozwoleniem na budowę oraz wszystkie dane techniczne dotyczące wykonania i odbioru modernizacji stadionu. Bez tych dokumentów niemożliwe byłoby przygotowanie szczegółowej oferty.
- Każde z konsorcjów otrzymało dokumenty w formie papierowej - a znajdowały się one aż w szesnastu kartonowych pudełkach - jak i elektronicznej, na siedmiu płytach CD - poinformował w piątek Andrzej Bilnik z biura Inżyniera Kontraktu.
Termin składania ofert przetargowych upływa 22 maja o godzinie 13. Rozstrzygnięcie przetargu nastąpi w czerwcu. 1 lipca plac budowy zostanie przekazany generalnemu wykonawcy. Ostateczne zakończenie modernizacji Stadionu Śląskiego nastąpi 29 kwietnia 2011 roku.
Oferty mogą złożyć: Budimex-Dromex, Polimex-Mostostal, PORR Polska, Hochtief Polska, Skanska, MSF - Moniz Da Maia, Serra & Fortunato - Empreiteiros z Lizbony oraz Alpine Bau Deutschland AG NL z Berlina.
Przekazanie firmom dokumentacji otworzyło kolejny etap przetargu ograniczonego na wybór generalnego wykonawcy robót budowlanych dla inwestycji zatytułowanej "Zadaszenie widowni oraz niezbędna infrastruktura techniczna Stadionu Śląskiego w Chorzowie". Wartość robót to ponad 360 mln zł. Pieniądze da samorząd woj. śląskiego i Ministerstwo Sportu.
Modernizacja stadionu obejmuje przede wszystkim wybudowanie zadaszenia widowni; elipsa projektowanego dachu wynosi 43 tys. m kw. Przestrzenna forma projektu uwzględnia też wkomponowanie stadionu w zieleń chorzowskiego parku oraz jego przystosowanie do rozgrywania zawodów lekkoatletycznych. Po modernizacji obiekt pomieści ponad 55 tys. widzów.
Pozwolenie budowlane oraz decyzja zatwierdzająca projekt przebudowy i zadaszenia stadionu została wydana na początku lutego. Oprócz zadaszenia widowni w ramach przebudowy zmieniona zostanie też m.in. trybuna zachodnia, która będzie podobna do już istniejącej wschodniej, powstaną parkingi, nowe stanowiska handlowe oraz toalety. Na dziennikarzy czekać będzie 741 stanowisk, a na komentatorów - 240.
Przewidziano 132 miejsca dla wózków inwalidzkich, udrożnione zostaną drogi ewakuacyjne i bramy wejściowe obiektu, powstaną pomieszczenia zaplecza sanitarnego i cateringowego, system nagłośnienia i oświetlenia, dodatkowe siedziska, skybox oraz pomieszczenia dla VIP-ów.
* * *
- Na finały mistrzostw Europy w piłce nożnej EURO-2012 powstaną stadiony i lotniska, nie będzie jednak wszystkich planowanych dróg i linii kolejowych - ocenia poseł PSL, wiceprzewodniczący komisji infrastruktury Janusz Piechociński (PSL).
Piechociński przedstawił w piątek raport o stanie przygotowań do mistrzostw. Według niego Polska "tylko szybkim biegiem" zdąży z projektami infrastruktury transportowej na EURO-2012.
Możliwość wybudowania dróg Piechociński ocenia na 50-60 proc. w stosunku do planów połączenia siecią autostrad i dróg ekspresowych wszystkich miast, w których odbędą się mecze mistrzostw Europy w piłce nożnej.
Jego zdaniem, tylko te inwestycje drogowe, których wykonawcy zostaną wyłonieni do końca roku będą ukończone przed EURO. Natomiast, jeśli do połowy 2010 r. nie będzie wykonawcy jakiejś inwestycji drogowej, trzeba "zapomnieć" o niej przed mistrzostwami.
Według posła, w sytuacji kryzysu gospodarczego, obniżonych wpływów do spółek kolejowych, Polskie Linie Kolejowe nie będą w stanie wykonać planów modernizacji sieci. Możliwość połączenia głównych miast liniami, po których pociągi będą jeździły z prędkością 160 km na godzinę poseł ocenia na 40-50 proc. i tylko w przypadku wsparcia tych działań z budżetu państwa.
Finały EURO-2012 mają się odbyć w Polsce i na Ukrainie. UEFA wybierze osiem miast spośród 12 kandydatów. O organizację EURO- 2012 starają się: Kijów, Dniepropietrowsk, Donieck, Lwów, Odessa i Charków oraz Warszawa, Gdańsk, Poznań, Wrocław, Kraków i Chorzów.
źródło informacji: PAP
Piątek, 17 kwietnia (16:29)
Ogólne pogorszenie sytuacji gospodarczej nie ominęło rynku najmu. Po raz pierwszy od kilkunastu kwartałów można było zaobserwować spadki stawek ofertowych. Część osób, które kupiły mieszkania w celach spekulacyjnych obecnie wstrzymuje się ze sprzedażą ze względu na mało korzystne ceny. Decydują się na wynajem lokalu. To właśnie wysoka podaż mieszkań pod wynajem oraz wywindowane stawki wpływają na aktualną korektę.
Źródło: Wynajem.pl
Źródło: Wynajem.pl
Warszawa
Stołeczny rynek najmu niezmiennie pozostaje najbardziej rozwiniętym i dojrzałym w kraju. W porównaniu do IV kwartału 2008 niewielkiej zmianie uległa struktura podaży – udział najbardziej popularnych, dwupokojowych mieszkań wzrósł do 47% kosztem większych, 3 - , oraz 4 - pokojowych lokali. Udział kawalerek utrzymuje się na podobnym poziomie (9%).
W ciągu ostatnich trzech miesięcy średni koszt wynajęcia mieszkania w Warszawie spadł o 2 zł/mkw. do 48 zł/mkw. Korekta o 4% była głównie efektem zwiększenia podaży mieszkań pod wynajem przy jednoczesnej stabilizacji popytu. Obecnie za wynajęcie dwupokojowego lokalu w przyzwoitej lokalizacji zapłacić trzeba średnio około 2,4 tys. zł/miesiąc.
Śródmieście utrzymało miano najbardziej zyskownej lokalizacji pod wynajem (57 zł/mkw.). Dość wyraźnie spadł udział Śródmieścia i Mokotowa w strukturze podaży. Odsetek ofert pochodzących z tych lokalizacji zmalał o przeszło 5%.
Ze względu na stabilizację cen mieszkań oraz spadek stawek najmu obniżyła się rentowność wynajmu w Stolicy. Jest to dość naturalna kolej rzeczy, w szczególności dlatego, że w ciągu ostatniego roku ceny mieszkań spadały, a stawki najmu dynamicznie wzrastały. Wysokie stopy kapitalizacji zachęciły do wynajmu mieszkań a rynkowa nisza została wypełniona.
Źródło: Wynajem.pl
Kraków
Bezwzględny spadek średnich stawek ofertowych za wynajem mieszkania w Krakowie był podobny do odnotowanego w Warszawie – 2zł/mkw. (aktualny poziom 35 zł/mkw.). Niemniej jednak korekta w odniesieniu do poziomu cenowego była silniejsza: średni koszt wynajęcia lokalu zmalał o 5,5%.
Struktura podaży krakowskiego rynku najmu pozostała praktycznie bez zmian, najbardziej popularne dwupokojowe mieszkania stanowią ok. 50% podaży. Ciągle brak jest największych 4 – pokojowych lokali.
Ceny w najdroższej dzielnicy (Stare Miasto) spadły o 2 zł/mkw. osiągając poziom 41 zł/mkw. Krowodrza pozostaje obszarem, gdzie oferta najmu jest najbogatsza (22% całego rynku).
Źródło: Wynajem.pl
Wrocław
Wrocław dość silnie wpisał się w trend spadkowy na rynku najmu. W ciągu ostatniego kwartału średni koszt wynajęcia mieszkania spadł aż o 4 zł/mkw. (-9,5%). Obecnie za wynajem 2 – pokojowego mieszkania zapłacić trzeba około 1,9 tys.zł/miesiąc.
Silny spadek doprowadził ceny do realnego, choć ciągle stosunkowo wysokiego poziomu. Dlatego też niewykluczone są dalsze, już nie tak dynamiczne spadki.
Spadek cen w najbardziej prestiżowej dzielnicy (Stare Miasto) był nieco mniej dynamiczny. Średnia stawka ofertowa spadła o 3 zł/mkw. sprowadzając ceny do 53 zł/mkw. Krzyki pozostały liderem w kategorii największej liczby ofert z udziałem w całej podaży wrocławskiego rynku na poziomie 41%.
Źródło: Wynajem.pl
Poznań
W ciągu ostatnich trzech miesięcy w Poznaniu odnotowany został najsilniejszy spadek stawek ofertowych na rynku najmu. Przeciętny koszt wynajęcia mieszkania spadł o 4 zł/mkw. sprowadzając średnią do 32 zł/mkw. W ujęciu procentowym przecena wyniosła 11%. Aktualny koszt wynajęcia 2 – pokojowego lokalu to około 1,6 tys. zł/miesiąc.
Najdroższą dzielnicą pozostaje Centrum (40 zł/mkw.). Ponad połowa podaży koncentruje się w trzech dzielnicach: Rataje (18%), Grunwald (18%) oraz Centrum (14%).
Źródło: Wynajem.pl
Trójmiasto
Niekorzystny trend panujący na rynku najmu nie ominął Trójmiasta. Średnie ceny ofertowe z Gdańska, Gdyni o Sopotu spadły o 2 zł/mkw. (-5,5%). Relacje między poszczególnymi miastami nie uległy istotnym zmianom, z oczywistych względów najdroższy jest wynajem lokalu w Sopocie (44 zł/mkw.). Koszt wynajęcia mieszkania w Gdańsku i Gdyni jest podobny i waha się między 33 – 35 zł/mkw.
Źródło: Wynajem.pl
Podsumowanie
Rynek najmu poszedł w ślad za klasycznym rynkiem nieruchomości mieszkaniowych w trend spadkowy. Problemy ze sprzedażą mieszkań zmuszają właścicieli do ich wynajmu, sytuacja części najemców ulega pogorszeniu ze względu na osłabienie koniunktury gospodarczej, jeszcze inni z pomocą Państwa opuszczają rynek najmu kupując własne mieszkanie.
Wszystkie analizowane miasta i aglomeracje zanotowały istotne spadki stawek najmu w ciągu ostatniego kwartału. Najsilniejszy spadek miał miejsce w Poznaniu (-11%), w najmniejszym stopniu dotknięty został rynek warszawski.
W najbliższym czasie prawdopodobne jest utrzymanie lekkiego trendu spadkowego, który będzie przede wszystkim efektem nadpodaży na rynku najmu. Sytuacja na rynku najmu w ciągu najbliższego roku będzie również silnie uzależniona od koniunktury gospodarczej, w szczególności zmian klimatu inwestycyjnego na rynku nieruchomości.
Ożywienia można się spodziewać jednak już pod koniec okresu wakacyjnego. Jest to najlepszy okres dla posiadaczy mieszkań pod wynajem, ponieważ mogą niemal „wybierać” wśród najemców. Na rynku pojawiają się m.in. studenci poszukujący lokum na kolejny rok akademicki a także absolwenci, rozpoczynający karierę zawodową.
Wynajem.pl i CEE Property Group
Ogólne pogorszenie sytuacji gospodarczej nie ominęło rynku najmu. Po raz pierwszy od kilkunastu kwartałów można było zaobserwować spadki stawek ofertowych. Część osób, które kupiły mieszkania w celach spekulacyjnych obecnie wstrzymuje się ze sprzedażą ze względu na mało korzystne ceny. Decydują się na wynajem lokalu. To właśnie wysoka podaż mieszkań pod wynajem oraz wywindowane stawki wpływają na aktualną korektę.
Źródło: Wynajem.pl
Źródło: Wynajem.pl
Warszawa
Stołeczny rynek najmu niezmiennie pozostaje najbardziej rozwiniętym i dojrzałym w kraju. W porównaniu do IV kwartału 2008 niewielkiej zmianie uległa struktura podaży – udział najbardziej popularnych, dwupokojowych mieszkań wzrósł do 47% kosztem większych, 3 - , oraz 4 - pokojowych lokali. Udział kawalerek utrzymuje się na podobnym poziomie (9%).
W ciągu ostatnich trzech miesięcy średni koszt wynajęcia mieszkania w Warszawie spadł o 2 zł/mkw. do 48 zł/mkw. Korekta o 4% była głównie efektem zwiększenia podaży mieszkań pod wynajem przy jednoczesnej stabilizacji popytu. Obecnie za wynajęcie dwupokojowego lokalu w przyzwoitej lokalizacji zapłacić trzeba średnio około 2,4 tys. zł/miesiąc.
Śródmieście utrzymało miano najbardziej zyskownej lokalizacji pod wynajem (57 zł/mkw.). Dość wyraźnie spadł udział Śródmieścia i Mokotowa w strukturze podaży. Odsetek ofert pochodzących z tych lokalizacji zmalał o przeszło 5%.
Ze względu na stabilizację cen mieszkań oraz spadek stawek najmu obniżyła się rentowność wynajmu w Stolicy. Jest to dość naturalna kolej rzeczy, w szczególności dlatego, że w ciągu ostatniego roku ceny mieszkań spadały, a stawki najmu dynamicznie wzrastały. Wysokie stopy kapitalizacji zachęciły do wynajmu mieszkań a rynkowa nisza została wypełniona.
Źródło: Wynajem.pl
Kraków
Bezwzględny spadek średnich stawek ofertowych za wynajem mieszkania w Krakowie był podobny do odnotowanego w Warszawie – 2zł/mkw. (aktualny poziom 35 zł/mkw.). Niemniej jednak korekta w odniesieniu do poziomu cenowego była silniejsza: średni koszt wynajęcia lokalu zmalał o 5,5%.
Struktura podaży krakowskiego rynku najmu pozostała praktycznie bez zmian, najbardziej popularne dwupokojowe mieszkania stanowią ok. 50% podaży. Ciągle brak jest największych 4 – pokojowych lokali.
Ceny w najdroższej dzielnicy (Stare Miasto) spadły o 2 zł/mkw. osiągając poziom 41 zł/mkw. Krowodrza pozostaje obszarem, gdzie oferta najmu jest najbogatsza (22% całego rynku).
Źródło: Wynajem.pl
Wrocław
Wrocław dość silnie wpisał się w trend spadkowy na rynku najmu. W ciągu ostatniego kwartału średni koszt wynajęcia mieszkania spadł aż o 4 zł/mkw. (-9,5%). Obecnie za wynajem 2 – pokojowego mieszkania zapłacić trzeba około 1,9 tys.zł/miesiąc.
Silny spadek doprowadził ceny do realnego, choć ciągle stosunkowo wysokiego poziomu. Dlatego też niewykluczone są dalsze, już nie tak dynamiczne spadki.
Spadek cen w najbardziej prestiżowej dzielnicy (Stare Miasto) był nieco mniej dynamiczny. Średnia stawka ofertowa spadła o 3 zł/mkw. sprowadzając ceny do 53 zł/mkw. Krzyki pozostały liderem w kategorii największej liczby ofert z udziałem w całej podaży wrocławskiego rynku na poziomie 41%.
Źródło: Wynajem.pl
Poznań
W ciągu ostatnich trzech miesięcy w Poznaniu odnotowany został najsilniejszy spadek stawek ofertowych na rynku najmu. Przeciętny koszt wynajęcia mieszkania spadł o 4 zł/mkw. sprowadzając średnią do 32 zł/mkw. W ujęciu procentowym przecena wyniosła 11%. Aktualny koszt wynajęcia 2 – pokojowego lokalu to około 1,6 tys. zł/miesiąc.
Najdroższą dzielnicą pozostaje Centrum (40 zł/mkw.). Ponad połowa podaży koncentruje się w trzech dzielnicach: Rataje (18%), Grunwald (18%) oraz Centrum (14%).
Źródło: Wynajem.pl
Trójmiasto
Niekorzystny trend panujący na rynku najmu nie ominął Trójmiasta. Średnie ceny ofertowe z Gdańska, Gdyni o Sopotu spadły o 2 zł/mkw. (-5,5%). Relacje między poszczególnymi miastami nie uległy istotnym zmianom, z oczywistych względów najdroższy jest wynajem lokalu w Sopocie (44 zł/mkw.). Koszt wynajęcia mieszkania w Gdańsku i Gdyni jest podobny i waha się między 33 – 35 zł/mkw.
Źródło: Wynajem.pl
Podsumowanie
Rynek najmu poszedł w ślad za klasycznym rynkiem nieruchomości mieszkaniowych w trend spadkowy. Problemy ze sprzedażą mieszkań zmuszają właścicieli do ich wynajmu, sytuacja części najemców ulega pogorszeniu ze względu na osłabienie koniunktury gospodarczej, jeszcze inni z pomocą Państwa opuszczają rynek najmu kupując własne mieszkanie.
Wszystkie analizowane miasta i aglomeracje zanotowały istotne spadki stawek najmu w ciągu ostatniego kwartału. Najsilniejszy spadek miał miejsce w Poznaniu (-11%), w najmniejszym stopniu dotknięty został rynek warszawski.
W najbliższym czasie prawdopodobne jest utrzymanie lekkiego trendu spadkowego, który będzie przede wszystkim efektem nadpodaży na rynku najmu. Sytuacja na rynku najmu w ciągu najbliższego roku będzie również silnie uzależniona od koniunktury gospodarczej, w szczególności zmian klimatu inwestycyjnego na rynku nieruchomości.
Ożywienia można się spodziewać jednak już pod koniec okresu wakacyjnego. Jest to najlepszy okres dla posiadaczy mieszkań pod wynajem, ponieważ mogą niemal „wybierać” wśród najemców. Na rynku pojawiają się m.in. studenci poszukujący lokum na kolejny rok akademicki a także absolwenci, rozpoczynający karierę zawodową.
Wynajem.pl i CEE Property Group
Norwegia uzyskała powiększenie swego szelfu kontynentalnego
Na podstawie dokumentów dostarczonych przez Norwegię w 2006 r. Komisja Granic Szelfu Kontynentalnego, która jest agendą ONZ, zatwierdziła roszczenia Norwegii do olbrzymich obszarów Morza Norweskiego, Morza Barentsa i Oceanu Arktycznego.
Pozostaje tylko zapisać to w prawie norweskim i tym sposobem powiększenie naszego szelfu kontynentalnego wejdzie w życie - oświadczył dyrektor służb prawnych norweskiego MSZ Rolf Einar Fife.
Konwencja Narodów Zjednoczonych o Prawie Morza z 1982 r. pozwala poszerzyć prawa do eksploatowania bogactw naturalnych z obszarów odległych o 200 mil morskich od granicy lądowej do odległych o 350 mil morskich, jeśli dane państwo dowiedzie, że obszary te stanowią "naturalne składniki krawędzi kontynentalnej".
Według szacunków rządu norweskiego, uzyskane tereny mają powierzchnię ok. 235 tys. km kw., stanowią więc "równowartość siedmiu boisk piłkarskich" na każdego z 4,8 mln Norwegów - oświadczył szef dyplomacji norweskiej Jonas Gahr Stoere.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Norwegia uzyskała powiększenie swego szelfu kontynentalnego
Na podstawie dokumentów dostarczonych przez Norwegię w 2006 r. Komisja Granic Szelfu Kontynentalnego, która jest agendą ONZ, zatwierdziła roszczenia Norwegii do olbrzymich obszarów Morza Norweskiego, Morza Barentsa i Oceanu Arktycznego.
Pozostaje tylko zapisać to w prawie norweskim i tym sposobem powiększenie naszego szelfu kontynentalnego wejdzie w życie - oświadczył dyrektor służb prawnych norweskiego MSZ Rolf Einar Fife.
Konwencja Narodów Zjednoczonych o Prawie Morza z 1982 r. pozwala poszerzyć prawa do eksploatowania bogactw naturalnych z obszarów odległych o 200 mil morskich od granicy lądowej do odległych o 350 mil morskich, jeśli dane państwo dowiedzie, że obszary te stanowią "naturalne składniki krawędzi kontynentalnej".
Według szacunków rządu norweskiego, uzyskane tereny mają powierzchnię ok. 235 tys. km kw., stanowią więc "równowartość siedmiu boisk piłkarskich" na każdego z 4,8 mln Norwegów - oświadczył szef dyplomacji norweskiej Jonas Gahr Stoere.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
W Łodzi montuje się komputery Della, składa maszynki Gilette, produkuje pralki Bosha i Siemensa czy Indesitu. Miasto nie boi się kryzysu, może na nim jeszcze dużo zyskać.
Dell zaczyna przenosić do Łodzi linie montażowe z Limerick w Irlandii, razem z nim odejdą jego kooperanci - i ci też zwiększą zatrudnienie w Łodzi.
W Radomsku nieopodal Łodzi duże inwestycje planuje Indesit (zamyka zakład pod Turynem i w Walii).
W Irlandii doszło do tego, że szefowie spółek zaczynają straszyć Łodzią swoich pracowników.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/(Gazeta Wyborcza, dd/18.04.2009, godz. 08:51)
W Łodzi montuje się komputery Della, składa maszynki Gilette, produkuje pralki Bosha i Siemensa czy Indesitu. Miasto nie boi się kryzysu, może na nim jeszcze dużo zyskać.
Dell zaczyna przenosić do Łodzi linie montażowe z Limerick w Irlandii, razem z nim odejdą jego kooperanci - i ci też zwiększą zatrudnienie w Łodzi.
W Radomsku nieopodal Łodzi duże inwestycje planuje Indesit (zamyka zakład pod Turynem i w Walii).
W Irlandii doszło do tego, że szefowie spółek zaczynają straszyć Łodzią swoich pracowników.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/(Gazeta Wyborcza, dd/18.04.2009, godz. 08:51)
Mobius to jeden z największych na świecie specjalistów od naszego regionu Europy. W powszechnej opinii rzadko się myli, a teraz stawia na Polskę.
Jego zdaniem jesteśmy prawdopodobnie jedynym europejskim krajem, który w 2009 r. wypracuje dodatni wzrost PKB. Dzięki znakomitym perspektywom naszej gospodarki złoty będzie się umacniał.
Z inwestorem zgadzają się polscy ekonomiści. - Jeżeli strach przed inwestowaniem w nasz rynek się skończy, w ciągu kilku miesięcy euro będzie znów kosztowało 4 zł - mówi Jacek Wiśniewski z Raiffeisen Bank Polska.
Więcej w "Dzienniku".
(Dziennik, dd/ 18.04.2009, godz. 09:53)
Mobius to jeden z największych na świecie specjalistów od naszego regionu Europy. W powszechnej opinii rzadko się myli, a teraz stawia na Polskę.
Jego zdaniem jesteśmy prawdopodobnie jedynym europejskim krajem, który w 2009 r. wypracuje dodatni wzrost PKB. Dzięki znakomitym perspektywom naszej gospodarki złoty będzie się umacniał.
Z inwestorem zgadzają się polscy ekonomiści. - Jeżeli strach przed inwestowaniem w nasz rynek się skończy, w ciągu kilku miesięcy euro będzie znów kosztowało 4 zł - mówi Jacek Wiśniewski z Raiffeisen Bank Polska.
Więcej w "Dzienniku".
(Dziennik, dd/ 18.04.2009, godz. 09:53)
Jak donosi Times Online z najnowszych informacji Department of Communities and Local Govermnent spadek cen między lutym 2008 a lutym 2009 roku, był nieco głębszy niż między styczniem 2008 r. a styczniem 2009 roku, kiedy wyniósł 11,5 proc.
Według najnowszych informacji średnia wartość domu w Wielkiej Brytanii to w tej chwili 189,8 tys. funtów.
W ciagu ostatniego roku największe spadki cen zanotowano w Irlandii Północnej (19,4 proc.). W Walii ceny posżły w dół o 12,5 proc. W Anglii o 12,4 proc., a w Szkocji o 8,6 proc.
Jak podkreśla Times Online rządowe dane pokazują inny obraz sytuacji na rynku nieruchomości niż to wynika z ostatnich raportów ekspertów, których zdaniem widać już oznaki - jeżeli nie poprawy - to stabilizacji na rynku.
Jak donosi Times Online z najnowszych informacji Department of Communities and Local Govermnent spadek cen między lutym 2008 a lutym 2009 roku, był nieco głębszy niż między styczniem 2008 r. a styczniem 2009 roku, kiedy wyniósł 11,5 proc.
Według najnowszych informacji średnia wartość domu w Wielkiej Brytanii to w tej chwili 189,8 tys. funtów.
W ciagu ostatniego roku największe spadki cen zanotowano w Irlandii Północnej (19,4 proc.). W Walii ceny posżły w dół o 12,5 proc. W Anglii o 12,4 proc., a w Szkocji o 8,6 proc.
Jak podkreśla Times Online rządowe dane pokazują inny obraz sytuacji na rynku nieruchomości niż to wynika z ostatnich raportów ekspertów, których zdaniem widać już oznaki - jeżeli nie poprawy - to stabilizacji na rynku.
Nie ma dziś najmniejszej choćby przesłanki do tego, by spodziewać się wzrostu cen mieszkań, czy choćby zatrzymania spadku. Co jednak nie oznacza, że sytuacja kupujących będzie się poprawiać.
W ostatnim czasie opublikowano co najmniej kilka artykułów, które można określić zbiorowym tytułem X powodów, dla których mieszkania będą taniały i nie warto ich kupować.
Prawie wszystkie - niejako wbrew intencjom autorów - podają jednak przyczyny, dla których mieszkaniami warto się teraz interesować, mimo iż główna teza (o spadku cen) jest zapewne prawidłowa.
Przewaga podaży nad popytem czy groźba utrudnionego dostępu do kredytów nie jest bowiem zachętą do biernego wyczekiwania, lecz do działania. Nie ma większego sensu oczekiwanie na zmianę sytuacji czyli oczekiwanie aż popyt weźmie górę nad podażą, a kredyty staną się łatwiej dostępne. Wówczas mieszkanie będzie kupić trudniej (mniejszy wybór), a ceny zaczną rosnąć. Otwarte pozostaje natomiast pytanie, kiedy to się wydarzy.
Niższe koszty budowy
Ze względu na spadek cen materiałów budowlanych i robocizny dziś można budować mieszkania taniej niż przed rokiem czy dwoma. A do tego dochodzi jeszcze spadek cen gruntów inwestycyjnych, który sięga - o czym donosiła prasa - nawet 40 proc.
Deweloperzy, nie widząc popytu, nie budują banków ziemi, a ci, którzy oczekują kłopotów z płynnością, starają się niewykorzystanych gruntów pozbyć. Oznacza to, że deweloper, który dziś rozpocznie działalność - kupi grunt, materiały i zatrudni wykonawców - jest w stanie budować po niższych kosztach niż deweloperzy, którzy teraz wystawiają na sprzedaż swoje zapasy zbudowane w czasie rekordowo wysokich cen gruntów, materiałów i robocizny. Jak dużo taniej? Ostrożnie można szacować, że koszty mogłyby być nawet o 20 proc. niższe (przy założeniu, że trzy główne składniki kosztów skurczyły się w takich właśnie proporcjach).
Przewaga podaży nad popytem
Druga ważna sprawa to przewaga podaży. Deweloperzy muszą pozbyć się zapasów, a ,,rynek" o tym wie. Wiedząc już, że deweloperzy mogą budować taniej dziś niż rok czy dwa lata temu, kupujący wstrzymują się z transakcjami do czasu aż sprzedający dostosują swoją ofertę do nowych warunków kosztowych. Nawet jeśli oznaczać to będzie dla nich sprzedaż niektórych mieszkań ze stratą.
Deweloperzy nie muszą rozpoczynać nowych budów jeśli widzą słabość popytu (co powoduje dalszy spadek kosztów - gruntów, materiałów i robocizny), ale zapasów pozbyć się muszą. Należy do tego dodać rynek wtórny, który jest większy niż pierwotny, a który musi naśladować tendencje cenowe na rynku pierwotnym.
Z wyłączeniem pewnych ultra-unikalnych lokalizacji, ceny na rynku wtórnym odzwierciedlają bowiem bieżącą wartość zbudowania podobnych mieszkań w podobnych lokalizacjach. Nie można twierdzić, że mieszkanie np. przy ul. Świerkowej 6 jest dwukrotnie droższe niż wynosi cena nowo budowanych podobnych mieszkań przy ul. Świerkowej 8 (o ile nie usprawiedliwiają tego specyficzne uwarunkowania).
Analogicznie, jeśli deweloper będzie sprzedawał je wyraźnie drożej, to ceny przy Świerkowej 6 szybko dorównają do cen dewelopera, ponieważ to one zawierają najbardziej aktualne składniki kosztowe (ceny gruntów, materiałów i robocizny).
W obecnych warunkach mamy do czynienia z istotnym zakrzywieniem tej relacji, ponieważ deweloperzy nie cieszą się dobrą sławą ze względu na ryzyko upadłości. Klienci deweloperów w Polsce są bardzo słabo chronieni w takiej sytuacji (żeby nie powiedzieć, że są całkowicie bezbronni), wobec czego ceny mieszkań już istniejących mogą zawierać dodatkową premię (premia standardowa wynika z niższych kosztów finansowania inwestycji w czasie) względem cen mieszkań dopiero budowanych. Dopiero silne dyskonto w cenie dewelopera przełoży się na zwrot kupujących w jego stronę. To zaś oznaczać będzie konieczność obniżenia cen także na rynku wtórnym.
Z tych powodów możemy oczekiwać dalszego spadku cen u deweloperów (w pierwszej kolejności) i na rynku wtórnym (w dalszej).
Strona popytowa pozostaje zaś nadal w odwrocie, ponieważ nie jest wyposażona w kapitał, a o nowe kredyty jest i - co ważniejsze - będzie coraz trudniej.
Wysokie koszty kredytów
Inwestorzy, którzy planują zakup mieszkań za gotówkę, mogą pozwolić sobie na luksus czekania, aż rynek osiągnie dołek cenowy, pojawią się znakomite okazje wynikające z pilnej potrzeby wyprzedaży mieszkań przez deweloperów, indywidualnych inwestorów czy - oby tak nie było - banki przejmujące majątek dłużników. Ale chętni na kupno mieszkania za kredyt tak luksusowej sytuacji mogą nie mieć.
Już obecnie pomimo obniżek stóp procentowych dokonanych przez Radę Polityki Pieniężnej rośnie oprocentowanie nowych kredytów - banki stosują coraz wyższe marże. Kredyty walutowe, które mogłyby być tańszą alternatywą, są dostępne dla osób w bardzo dobrej sytuacji finansowej. A wiele wskazuje na to, że przyszłość będzie gorsza.
Banki muszą utrzymywać swoje wskaźniki wypłacalności w okolicach 10-11 proc. (nieco powyżej ustawowych norm, aby zachować bufor na nieprzewidziane wypadki w rodzaju dalszego osłabienia złotego). Ze względu na kompresję marż (w przeszłości udzieliły wielu tanich kredytów, a teraz płacą drogo za depozyty) nie będą w stanie poprawić z osiąganych zysków kapitałów własnych tak potrzebnych do zwiększenia akcji kredytowej.
Droga do zwiększenia kapitałów przez emisje akcji lub sekurytyzację aktywów (odsprzedaż portfela kredytowego) również wydaje się obecnie odcięta. W rezultacie możliwości chociażby utrzymania akcji kredytowej na obecnym poziomie są bardzo małe. Banki zdecydują się więc na rozwój najbezpieczniejszych i najbardziej zyskownych produktów (kredyty konsumenckie) zamiast mniej zyskownych (kredytów hipotecznych) lub ryzykownych (kredyty dla przedsiębiorców). W skrajnych wpadkach będzie to oznaczało wycofanie się z działalności na rynku kredytów hipotecznych (Santander Consumer Bank już się na taki krok zdecydował), a powszechną praktyką jest podwyższanie marż i coraz bardziej ostra selekcja kredytobiorców.
PODSUMOWANIE
Może się więc zdarzyć tak, że spadek cen mieszkań nie poprawi sytuacji kupujących ponieważ nie będzie ich stać na zaciągnięcie kredytu. Alternatywą może być odłożenie decyzji o kupnie mieszkania nawet o... No właśnie. Jest duży problem z oszacowaniem jak długo trzeba będzie czekać na większą skłonność banków do udzielania kredytów. Być może jest to kwestia miesięcy (jeśli wstrzykiwanie gotówki przez banki centralne na świecie przyniesie efekt), być może znacznie dłuższa (trzeba będzie czekać, aż banki podniosą swoje kapitały w ten czy inny sposób, a więc do poprawy ogólnej koniunktury gospodarczej i rynkowej, kiedy będzie można i sprzedać aktywa i przeprowadzić emisję akcji).
I ci, którzy zdecydują się na kredyt, i ci którzy wolą poczekać, powinni mieć świadomość, że w niedalekiej przyszłości ceną za ratowanie światowego systemu finansowego drukowaniem pieniędzy będzie najpewniej wzrost inflacji i stóp procentowych, co oznaczać będzie wyższe oprocentowanie kredytów. Ich zwiększona dostępność w możliwej do określenia przyszłości jest więc problematyczna.
Nie ma dziś najmniejszej choćby przesłanki do tego, by spodziewać się wzrostu cen mieszkań, czy choćby zatrzymania spadku. Co jednak nie oznacza, że sytuacja kupujących będzie się poprawiać.
W ostatnim czasie opublikowano co najmniej kilka artykułów, które można określić zbiorowym tytułem X powodów, dla których mieszkania będą taniały i nie warto ich kupować.
Prawie wszystkie - niejako wbrew intencjom autorów - podają jednak przyczyny, dla których mieszkaniami warto się teraz interesować, mimo iż główna teza (o spadku cen) jest zapewne prawidłowa.
Przewaga podaży nad popytem czy groźba utrudnionego dostępu do kredytów nie jest bowiem zachętą do biernego wyczekiwania, lecz do działania. Nie ma większego sensu oczekiwanie na zmianę sytuacji czyli oczekiwanie aż popyt weźmie górę nad podażą, a kredyty staną się łatwiej dostępne. Wówczas mieszkanie będzie kupić trudniej (mniejszy wybór), a ceny zaczną rosnąć. Otwarte pozostaje natomiast pytanie, kiedy to się wydarzy.
Niższe koszty budowy
Ze względu na spadek cen materiałów budowlanych i robocizny dziś można budować mieszkania taniej niż przed rokiem czy dwoma. A do tego dochodzi jeszcze spadek cen gruntów inwestycyjnych, który sięga - o czym donosiła prasa - nawet 40 proc.
Deweloperzy, nie widząc popytu, nie budują banków ziemi, a ci, którzy oczekują kłopotów z płynnością, starają się niewykorzystanych gruntów pozbyć. Oznacza to, że deweloper, który dziś rozpocznie działalność - kupi grunt, materiały i zatrudni wykonawców - jest w stanie budować po niższych kosztach niż deweloperzy, którzy teraz wystawiają na sprzedaż swoje zapasy zbudowane w czasie rekordowo wysokich cen gruntów, materiałów i robocizny. Jak dużo taniej? Ostrożnie można szacować, że koszty mogłyby być nawet o 20 proc. niższe (przy założeniu, że trzy główne składniki kosztów skurczyły się w takich właśnie proporcjach).
Przewaga podaży nad popytem
Druga ważna sprawa to przewaga podaży. Deweloperzy muszą pozbyć się zapasów, a ,,rynek" o tym wie. Wiedząc już, że deweloperzy mogą budować taniej dziś niż rok czy dwa lata temu, kupujący wstrzymują się z transakcjami do czasu aż sprzedający dostosują swoją ofertę do nowych warunków kosztowych. Nawet jeśli oznaczać to będzie dla nich sprzedaż niektórych mieszkań ze stratą.
Deweloperzy nie muszą rozpoczynać nowych budów jeśli widzą słabość popytu (co powoduje dalszy spadek kosztów - gruntów, materiałów i robocizny), ale zapasów pozbyć się muszą. Należy do tego dodać rynek wtórny, który jest większy niż pierwotny, a który musi naśladować tendencje cenowe na rynku pierwotnym.
Z wyłączeniem pewnych ultra-unikalnych lokalizacji, ceny na rynku wtórnym odzwierciedlają bowiem bieżącą wartość zbudowania podobnych mieszkań w podobnych lokalizacjach. Nie można twierdzić, że mieszkanie np. przy ul. Świerkowej 6 jest dwukrotnie droższe niż wynosi cena nowo budowanych podobnych mieszkań przy ul. Świerkowej 8 (o ile nie usprawiedliwiają tego specyficzne uwarunkowania).
Analogicznie, jeśli deweloper będzie sprzedawał je wyraźnie drożej, to ceny przy Świerkowej 6 szybko dorównają do cen dewelopera, ponieważ to one zawierają najbardziej aktualne składniki kosztowe (ceny gruntów, materiałów i robocizny).
W obecnych warunkach mamy do czynienia z istotnym zakrzywieniem tej relacji, ponieważ deweloperzy nie cieszą się dobrą sławą ze względu na ryzyko upadłości. Klienci deweloperów w Polsce są bardzo słabo chronieni w takiej sytuacji (żeby nie powiedzieć, że są całkowicie bezbronni), wobec czego ceny mieszkań już istniejących mogą zawierać dodatkową premię (premia standardowa wynika z niższych kosztów finansowania inwestycji w czasie) względem cen mieszkań dopiero budowanych. Dopiero silne dyskonto w cenie dewelopera przełoży się na zwrot kupujących w jego stronę. To zaś oznaczać będzie konieczność obniżenia cen także na rynku wtórnym.
Z tych powodów możemy oczekiwać dalszego spadku cen u deweloperów (w pierwszej kolejności) i na rynku wtórnym (w dalszej).
Strona popytowa pozostaje zaś nadal w odwrocie, ponieważ nie jest wyposażona w kapitał, a o nowe kredyty jest i - co ważniejsze - będzie coraz trudniej.
Wysokie koszty kredytów
Inwestorzy, którzy planują zakup mieszkań za gotówkę, mogą pozwolić sobie na luksus czekania, aż rynek osiągnie dołek cenowy, pojawią się znakomite okazje wynikające z pilnej potrzeby wyprzedaży mieszkań przez deweloperów, indywidualnych inwestorów czy - oby tak nie było - banki przejmujące majątek dłużników. Ale chętni na kupno mieszkania za kredyt tak luksusowej sytuacji mogą nie mieć.
Już obecnie pomimo obniżek stóp procentowych dokonanych przez Radę Polityki Pieniężnej rośnie oprocentowanie nowych kredytów - banki stosują coraz wyższe marże. Kredyty walutowe, które mogłyby być tańszą alternatywą, są dostępne dla osób w bardzo dobrej sytuacji finansowej. A wiele wskazuje na to, że przyszłość będzie gorsza.
Banki muszą utrzymywać swoje wskaźniki wypłacalności w okolicach 10-11 proc. (nieco powyżej ustawowych norm, aby zachować bufor na nieprzewidziane wypadki w rodzaju dalszego osłabienia złotego). Ze względu na kompresję marż (w przeszłości udzieliły wielu tanich kredytów, a teraz płacą drogo za depozyty) nie będą w stanie poprawić z osiąganych zysków kapitałów własnych tak potrzebnych do zwiększenia akcji kredytowej.
Droga do zwiększenia kapitałów przez emisje akcji lub sekurytyzację aktywów (odsprzedaż portfela kredytowego) również wydaje się obecnie odcięta. W rezultacie możliwości chociażby utrzymania akcji kredytowej na obecnym poziomie są bardzo małe. Banki zdecydują się więc na rozwój najbezpieczniejszych i najbardziej zyskownych produktów (kredyty konsumenckie) zamiast mniej zyskownych (kredytów hipotecznych) lub ryzykownych (kredyty dla przedsiębiorców). W skrajnych wpadkach będzie to oznaczało wycofanie się z działalności na rynku kredytów hipotecznych (Santander Consumer Bank już się na taki krok zdecydował), a powszechną praktyką jest podwyższanie marż i coraz bardziej ostra selekcja kredytobiorców.
PODSUMOWANIE
Może się więc zdarzyć tak, że spadek cen mieszkań nie poprawi sytuacji kupujących ponieważ nie będzie ich stać na zaciągnięcie kredytu. Alternatywą może być odłożenie decyzji o kupnie mieszkania nawet o... No właśnie. Jest duży problem z oszacowaniem jak długo trzeba będzie czekać na większą skłonność banków do udzielania kredytów. Być może jest to kwestia miesięcy (jeśli wstrzykiwanie gotówki przez banki centralne na świecie przyniesie efekt), być może znacznie dłuższa (trzeba będzie czekać, aż banki podniosą swoje kapitały w ten czy inny sposób, a więc do poprawy ogólnej koniunktury gospodarczej i rynkowej, kiedy będzie można i sprzedać aktywa i przeprowadzić emisję akcji).
I ci, którzy zdecydują się na kredyt, i ci którzy wolą poczekać, powinni mieć świadomość, że w niedalekiej przyszłości ceną za ratowanie światowego systemu finansowego drukowaniem pieniędzy będzie najpewniej wzrost inflacji i stóp procentowych, co oznaczać będzie wyższe oprocentowanie kredytów. Ich zwiększona dostępność w możliwej do określenia przyszłości jest więc problematyczna.
Banki odwróciły się od klientów
W kilku ostatnich miesiącach sytuacja zmieniła się diametralnie. Można powiedzieć, że banki, których główną funkcją jest zaspokajanie zapotrzebowania na pieniądz, odwróciły się od klientów i zaczęły dostosowywać się do nowych warunków rynkowych. Niepokojące są nawet wypowiedzi niektórych osób zarządzających bankami, że teraz nie powinno się przyjmować depozytów oraz udzielać kredytów. Strategia dosyć kontrowersyjna - przecież na tych dwóch czynnościach opiera się główna działalność banków.
Paradoks czystej historii
Akcja kredytowa dla gospodarki jest mocno ograniczona, czego skutki obserwujemy na co dzień. Niedawno problemem był brak zdolności kredytowej. Dziś okazuje się, że barier jest znacznie więcej. Można dobrze zarabiać, mieć zdolność kredytową, nawet niewielki wkład własny, ale wniosek kredytowy na zakup mieszkania będzie odrzucony np. ze względu na czystą historię kredytową. To tylko dowodzi, że banki nie są skłonne do udzielania kredytów i wyszukują coraz więcej przeszkód. Oczywiste jest, że nie każdy musi mieć własne mieszkanie - niektórych po prostu na to nie stać. Niepokojące jest jednak to, że teraz kredyt jest dostępny dla nielicznych i nawet wysokie zarobki nie gwarantują jego otrzymania.
Coraz wyższe marże
Najgorsze jest jednak to, że niektóre banki, widząc rosnącą popularność rządowego programu "Rodzina na swoim", zaczęły znacząco podwyższać marże. Może się więc okazać, że rata kredytowa spłacana z pomocą państwa będzie wyższa od raty spłacanej indywidualnie w całym okresie kredytowania. Dofinansowanie do części odsetek kredytu ma pomóc małżeństwom i osobom samotnie wychowującym dzieci w spłacie raty kredytowej w początkowym okresie. Z jednej strony mamy więc pomoc państwa, a z drugiej banki, które widząc zwiększone zainteresowanie kredytami z państwową dopłatą chcą na nich więcej zarobić. Banki, podobnie jak inne przedsiębiorstwa, dążą do maksymalizacji zysku i wykorzystują nadarzające się na rynku okazje. Ale oprócz zysku ważne jest zaufanie i bezpieczeństwo - to od nich zależy sprawne funkcjonowanie banku. Niektóre banki zdają się o tym ostatnio zapominać, podobnie jak o tym, że pełnią ważną funkcję w gospodarce i chociażby z tego względu powinny współpracować z pozostałymi podmiotami. Dostosowywanie się do zmieniających się warunków rynkowych jest racjonalne, ale prawie całkowite wstrzymanie akcji kredytowej już nie.
Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości
interia.pl
Banki odwróciły się od klientów
W kilku ostatnich miesiącach sytuacja zmieniła się diametralnie. Można powiedzieć, że banki, których główną funkcją jest zaspokajanie zapotrzebowania na pieniądz, odwróciły się od klientów i zaczęły dostosowywać się do nowych warunków rynkowych. Niepokojące są nawet wypowiedzi niektórych osób zarządzających bankami, że teraz nie powinno się przyjmować depozytów oraz udzielać kredytów. Strategia dosyć kontrowersyjna - przecież na tych dwóch czynnościach opiera się główna działalność banków.
Paradoks czystej historii
Akcja kredytowa dla gospodarki jest mocno ograniczona, czego skutki obserwujemy na co dzień. Niedawno problemem był brak zdolności kredytowej. Dziś okazuje się, że barier jest znacznie więcej. Można dobrze zarabiać, mieć zdolność kredytową, nawet niewielki wkład własny, ale wniosek kredytowy na zakup mieszkania będzie odrzucony np. ze względu na czystą historię kredytową. To tylko dowodzi, że banki nie są skłonne do udzielania kredytów i wyszukują coraz więcej przeszkód. Oczywiste jest, że nie każdy musi mieć własne mieszkanie - niektórych po prostu na to nie stać. Niepokojące jest jednak to, że teraz kredyt jest dostępny dla nielicznych i nawet wysokie zarobki nie gwarantują jego otrzymania.
Coraz wyższe marże
Najgorsze jest jednak to, że niektóre banki, widząc rosnącą popularność rządowego programu "Rodzina na swoim", zaczęły znacząco podwyższać marże. Może się więc okazać, że rata kredytowa spłacana z pomocą państwa będzie wyższa od raty spłacanej indywidualnie w całym okresie kredytowania. Dofinansowanie do części odsetek kredytu ma pomóc małżeństwom i osobom samotnie wychowującym dzieci w spłacie raty kredytowej w początkowym okresie. Z jednej strony mamy więc pomoc państwa, a z drugiej banki, które widząc zwiększone zainteresowanie kredytami z państwową dopłatą chcą na nich więcej zarobić. Banki, podobnie jak inne przedsiębiorstwa, dążą do maksymalizacji zysku i wykorzystują nadarzające się na rynku okazje. Ale oprócz zysku ważne jest zaufanie i bezpieczeństwo - to od nich zależy sprawne funkcjonowanie banku. Niektóre banki zdają się o tym ostatnio zapominać, podobnie jak o tym, że pełnią ważną funkcję w gospodarce i chociażby z tego względu powinny współpracować z pozostałymi podmiotami. Dostosowywanie się do zmieniających się warunków rynkowych jest racjonalne, ale prawie całkowite wstrzymanie akcji kredytowej już nie.
Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości
interia.pl
- Obecne, stopniowe stabilizowanie się sytuacji na rynkach finansowych jest pozytywnym sygnałem i na pewno kompensuje w pewnym stopniu ryzyko związane z czynnikiem politycznym (utrudniającym przeprowadzenie wymaganych dostosowań prawnych), jednak nie eliminuje go - powiedział Rozkrut w rozmowie z PAP.
- Musimy zagwarantować bezpieczne uczestnictwo złotego w mechanizmie ERM2. Dobre fundamenty gospodarcze, dodatkowo potwierdzone pozytywną oceną MFW, na podstawie której przyznano nam elastyczną linię kredytową, są czynnikiem sprzyjającym ograniczaniu wahań polskiej waluty. Niemniej, spowodowana czynnikami globalnymi niestabilna sytuacja na rynku walutowym oraz brak porozumienia politycznego co do przeprowadzenia wymaganych dostosowań prawnych na pewno utrudniają wejście do ERM2, trudno jednak przesądzać czy je wykluczają - dodał.
Rozkrut przypomniał, że MF przygotowuje dokument, w którym zostaną określone warunki przystąpienia Polski do ERM2. Dodał, że gwałtowne i silne wahania kursu walutowego utrudniają wyznaczenie kursu parytetowego.
- Wysoka zmienność kursu walutowego jest czynnikiem utrudniającym rozmowy z partnerami z instytucji europejskich i krajów strefy euro na temat poziomu parytetu w systemie ERM2. Stabilizacji sytuacji na rynku walutowym nie sprzyja dodatkowo niepewność polityczna - powiedział.
Jego zdaniem wyznaczenie centralnego parytetu w ERM2 mogłoby być jednak punktem odniesienia stabilizującym sytuację na rynku walutowym.
- W warunkach realizacji wiarygodnej strategii integracji walutowej, członkostwo w ERM2 powinno sprzyjać stabilizacji kursowej. Wynika to z faktu, iż włączenie złotego do nowego systemu będzie stanowić wyraźny sygnał gotowości naszego kraju do przyjęcia wspólnej waluty. Parytet centralny, jako wiarygodny punkt odniesienia dla kursu konwersji, powinien wtedy pełnić funkcję nominalnej kotwicy stabilizującej sytuację na polskim rynku walutowym - uważa Rozkrut.
Podkreśla jednocześnie, że aby wyznaczenie kursu centralnego mogło skutecznie ograniczać wahania złotego, muszą być jednak spełnione pewne warunki.
- Po pierwsze, poziom ustalonego parytetu powinien być spójny z sytuacją makroekonomiczną kraju. Po drugie, okres uczestnictwa w ERM2 powinien być możliwie krótki, co - poprzez przybliżenie momentu przyjęcia wspólnej waluty - będzie zwiększać wiarygodność bieżącego poziomu parytetu jako punktu odniesienia dla ostatecznego kursu zamiany złotego na euro. Po trzecie, Polska powinna w momencie oceny gotowości do przyjęcia wspólnej waluty spełnić wszystkie formalne warunki członkostwa w strefie euro, gdyż tylko wtedy będzie możliwe przyjęcie wspólnej waluty w wyznaczonym terminie - powiedział.
- Obecnie spełnienie tych warunków utrudniają pozostające poza kontrolą krajowej polityki gospodarczej czynniki zewnętrzne wpływające na destabilizację kursu złotego oraz brak zgody politycznej na przeprowadzenie niezbędnych zmian prawnych warunkujących przyjęcie wspólnej waluty - dodał.
Rozkrut powiedział także, że Polska nie zamierza ubiegać się o specjalne traktowanie w mechanizmie ERM2.
- Uważamy, że Polska jest w stanie wypełnić kryterium kursowe konwergencji oraz wszystkie inne wymagania traktatowe - powiedział.
PAP/interia.pl/Piątek, 17 kwietnia (09:29)
- Obecne, stopniowe stabilizowanie się sytuacji na rynkach finansowych jest pozytywnym sygnałem i na pewno kompensuje w pewnym stopniu ryzyko związane z czynnikiem politycznym (utrudniającym przeprowadzenie wymaganych dostosowań prawnych), jednak nie eliminuje go - powiedział Rozkrut w rozmowie z PAP.
- Musimy zagwarantować bezpieczne uczestnictwo złotego w mechanizmie ERM2. Dobre fundamenty gospodarcze, dodatkowo potwierdzone pozytywną oceną MFW, na podstawie której przyznano nam elastyczną linię kredytową, są czynnikiem sprzyjającym ograniczaniu wahań polskiej waluty. Niemniej, spowodowana czynnikami globalnymi niestabilna sytuacja na rynku walutowym oraz brak porozumienia politycznego co do przeprowadzenia wymaganych dostosowań prawnych na pewno utrudniają wejście do ERM2, trudno jednak przesądzać czy je wykluczają - dodał.
Rozkrut przypomniał, że MF przygotowuje dokument, w którym zostaną określone warunki przystąpienia Polski do ERM2. Dodał, że gwałtowne i silne wahania kursu walutowego utrudniają wyznaczenie kursu parytetowego.
- Wysoka zmienność kursu walutowego jest czynnikiem utrudniającym rozmowy z partnerami z instytucji europejskich i krajów strefy euro na temat poziomu parytetu w systemie ERM2. Stabilizacji sytuacji na rynku walutowym nie sprzyja dodatkowo niepewność polityczna - powiedział.
Jego zdaniem wyznaczenie centralnego parytetu w ERM2 mogłoby być jednak punktem odniesienia stabilizującym sytuację na rynku walutowym.
- W warunkach realizacji wiarygodnej strategii integracji walutowej, członkostwo w ERM2 powinno sprzyjać stabilizacji kursowej. Wynika to z faktu, iż włączenie złotego do nowego systemu będzie stanowić wyraźny sygnał gotowości naszego kraju do przyjęcia wspólnej waluty. Parytet centralny, jako wiarygodny punkt odniesienia dla kursu konwersji, powinien wtedy pełnić funkcję nominalnej kotwicy stabilizującej sytuację na polskim rynku walutowym - uważa Rozkrut.
Podkreśla jednocześnie, że aby wyznaczenie kursu centralnego mogło skutecznie ograniczać wahania złotego, muszą być jednak spełnione pewne warunki.
- Po pierwsze, poziom ustalonego parytetu powinien być spójny z sytuacją makroekonomiczną kraju. Po drugie, okres uczestnictwa w ERM2 powinien być możliwie krótki, co - poprzez przybliżenie momentu przyjęcia wspólnej waluty - będzie zwiększać wiarygodność bieżącego poziomu parytetu jako punktu odniesienia dla ostatecznego kursu zamiany złotego na euro. Po trzecie, Polska powinna w momencie oceny gotowości do przyjęcia wspólnej waluty spełnić wszystkie formalne warunki członkostwa w strefie euro, gdyż tylko wtedy będzie możliwe przyjęcie wspólnej waluty w wyznaczonym terminie - powiedział.
- Obecnie spełnienie tych warunków utrudniają pozostające poza kontrolą krajowej polityki gospodarczej czynniki zewnętrzne wpływające na destabilizację kursu złotego oraz brak zgody politycznej na przeprowadzenie niezbędnych zmian prawnych warunkujących przyjęcie wspólnej waluty - dodał.
Rozkrut powiedział także, że Polska nie zamierza ubiegać się o specjalne traktowanie w mechanizmie ERM2.
- Uważamy, że Polska jest w stanie wypełnić kryterium kursowe konwergencji oraz wszystkie inne wymagania traktatowe - powiedział.
PAP/interia.pl/Piątek, 17 kwietnia (09:29)
Dobre rezultaty osiągnął m. in. czołowy producent telefonów komórkowych Nokia i internetowy gigant Google. Pomyślne wieści napłynęły też od kilku wielkich banków, m. in. JP Morgan Chase & Co.
Czwartek przyniósł ożywienie na giełdzie i wzrosty wszystkich indeksów, zwłaszcza indeksu firm wysokiej technologii Nasdaq.
Dow Jones, indeks "blue chips", czyli największych korporacji przemysłowych, wzrósł o 95,81 pkt. (1.19 proc.) do 8125,43 pkt. Dow po raz pierwszy od 9 lutego przekroczył poziom 8100 pkt.
Szersze wskaźniki wzrosły w jeszcze większym stopniu. Standard & Poor's 500 zyskał 13,24 pkt. (1,55 proc.) i zakończył notowania na poziomie 865,30 pkt.
Technologiczny Nasdaq podskoczył o 43,64 pkt. (2,68 proc.) i osiągnął poziom 1670,44 pkt.
Indeks małych firm Russell 2000 podniósł się o 12,75 pkt. (2,8 proc.) do 473,88 pkt.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Piątek, 17 kwietnia (06:34)
Dobre rezultaty osiągnął m. in. czołowy producent telefonów komórkowych Nokia i internetowy gigant Google. Pomyślne wieści napłynęły też od kilku wielkich banków, m. in. JP Morgan Chase & Co.
Czwartek przyniósł ożywienie na giełdzie i wzrosty wszystkich indeksów, zwłaszcza indeksu firm wysokiej technologii Nasdaq.
Dow Jones, indeks "blue chips", czyli największych korporacji przemysłowych, wzrósł o 95,81 pkt. (1.19 proc.) do 8125,43 pkt. Dow po raz pierwszy od 9 lutego przekroczył poziom 8100 pkt.
Szersze wskaźniki wzrosły w jeszcze większym stopniu. Standard & Poor's 500 zyskał 13,24 pkt. (1,55 proc.) i zakończył notowania na poziomie 865,30 pkt.
Technologiczny Nasdaq podskoczył o 43,64 pkt. (2,68 proc.) i osiągnął poziom 1670,44 pkt.
Indeks małych firm Russell 2000 podniósł się o 12,75 pkt. (2,8 proc.) do 473,88 pkt.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Piątek, 17 kwietnia (06:34)
Pod koniec stycznia oferta konsorcjum Mostostalu Warszawa została uznana za najkorzystniejszą. Termin realizacji inwestycji to 21 miesięcy od dnia podpisania umowy.
O wybudowanie stadionu we Wrocławiu starały się jeszcze konsorcja spółki PBG i Budimeksu Dromeksu.
Wrocławski Stadion na Euro 2012 ma pomieścić 44 tys. widzów. Cały obiekt z infrastrukturą, parkingami, salami konferencyjnymi, gastronomią, promenadą i zielenią będzie wybudowany na obszarze 21 hektarów.
money.pl/pap/2009-04-15 16:55
Pod koniec stycznia oferta konsorcjum Mostostalu Warszawa została uznana za najkorzystniejszą. Termin realizacji inwestycji to 21 miesięcy od dnia podpisania umowy.
O wybudowanie stadionu we Wrocławiu starały się jeszcze konsorcja spółki PBG i Budimeksu Dromeksu.
Wrocławski Stadion na Euro 2012 ma pomieścić 44 tys. widzów. Cały obiekt z infrastrukturą, parkingami, salami konferencyjnymi, gastronomią, promenadą i zielenią będzie wybudowany na obszarze 21 hektarów.
money.pl/pap/2009-04-15 16:55
Kobiety na czele spółek | ||
---|---|---|
imię i nazwisko |
nazwa | branża |
Małgorzata Krauze | NFI Krezus | fundusze/finanse |
Karina Wściubiak | Alchemia | chemia |
Ewa Bereśniewicz-Kozłowska | TF SKOK | finanse |
Małgorzata Iwanejko | Boryszew | chemia |
Iwona Menes-Malinowska | Suwary | chemia |
Anna Kajkowska | Atlantis | budownictwo/materiały budowlane |
Ewa Bobkowska | PA Nova | budownictwo |
Halina Mirgos | Mirbud | budownictwo |
Barbara Urbaniak-Marconi | Polcolorit | materiały budowlane |
Gabriela Derecka | Elkop | budownictwo |
Joanna Kuzdak | Bankier.pl | media |
W analizie celowo przyjęliśmy nieco odmienny podział spółek na branże od tego, jaki na ogół stosuje się na rynku kapitałowym. Naszym zdaniem jest on bardziej czytelny i zrozumiały nie tylko dla specjalistów zajmujących się na co dzień giełdą.
Najwięcej kobiet znajdziemy w spółkach związanych z szeroko pojętym budownictwem i finansami. Znajdziemy tutaj m.in. dewelopera takiego jak J.W Construction, w którym zasiadają aż 4 panie. W firmach budowlanych: Mirbud, Elkop, Pa Nova czy Polcolorit prezesami są kobiety. Z kolei szefowymi spółek związanych z finansami jest m.in. Ewa Breśniewicz-Kozłowska (TF SKOK), czy Małgorzata Krauze z NFI Krezus.
Spółki z GPW z największą liczbą kobiet w zarządzie |
|
---|---|
J.W. Construction |
4 |
Bankier |
3 |
Śnieżka |
2 |
Monnari Trade |
2 |
AD Drągowski |
2 |
Kolejne miejsca zajmują spółki spożywcze (handel/produkcja), chemiczne i informatyczne. W tych branżach znajdziemy dwie kobiety, których nazwiska są doskonale znane na rynku kapitałowym. To Karina Wściubiak z Alchemii i Małgorzata Iwanejko z Boryszewa. Jeszcze do niedawna Wściubiak zarządzała jednocześnie, aż dwiema firmami: Alchemią i NFI Midas. Są również obecne panie w branżach, które wydają się być całkowicie zdominowane przez mężczyzn. Do takich firm należy m.in. Famur, czy Kopex, które związane są z górnictwem węgla kamiennego.
Stosunkowo niewiele kobiet zasiada w zarządach spółek związanych z mediami. Po części wynika to z faktu, że na GPW niewiele jest takich firm. Niemal tak samo przedstawia się statystyka związana ze spółkami zajmującymi się dystrybucją leków i produkcją kosmetyków (Zdrowie i Uroda) czy z modą. W tym ostatnim przypadku znajdziemy jednak kobiety zarówno w Monnari Trade czy Vistuli.
Ponad 90 proc. wszystkich kobiet w spółkach zarządza przede wszystkim finansami firmy. Najczęściej są to panie, które rozpoczynały karierę zawodową od stanowisk związanych z księgowością. Bardzo często wiceprezesami ds. finansowych lub prokurentami zostają właśnie główne księgowe.
Liczba kobiet w zarządach spółek giełdowych (wg branż) |
|
---|---|
Budownictwo |
27 |
Finanse/fundusze/doradztwo |
13 |
Spółki spożywcze/produkcja/dystrybucja |
11 |
Spółki informatyczne |
9 |
Spółki chemiczne | 9 |
Zdrowie i uroda | 7 |
Przemysł ciężki | 7 |
Media i rozrywka | 6 |
Moda | 6 |
Inne | 11 |
Jak zwracają uwagę same panie, to ich zmysł analityczny, zwracanie uwagi na szczegóły jak i cierpliwość są najwyżej cenionymi cechami. Choć zarządy, w których są sami mężczyźni jest jeszcze przeważająca większość, to ich liczba z roku na rok topnieje.
Joanna Parzych, wiceprezes zarządu Kopex SA: Kobiety są bardziej lojalne |
|
Bardzo dobrze się dzieje, że liczba kobiet w zarządach spółek giełdowych rośnie. Nadal jednak jest to niewiele w porównaniu z ogólną liczbą notowanych na GPW spółek. Kobiety są bardziej ostrożne, choć czasami kierują się emocjami. Z drugiej jednak strony w negocjacjach, nawet bardzo trudnych i skomplikowanych wykazują się dużą cierpliwością i są wręcz pożądane w takich sytuacjach. Wykazują się bardzo dobrym zmysłem analitycznym i zwracają uwagę na wiele szczegółów, które wcześniej nikt nie zauważył. Moim zdaniem mieszane zarządy radzą sobie najlepiej na rynku. Z mojego doświadczenia wynika również, że oprócz bardzo dobrego wykształcenia przejawiają niejednokrotnie większą chęć do dalszej nauki czy szkoleń. Są bardzo lojalne wobec firmy i czują się z nią związane. A nie zawsze jest im lekko, kiedy muszą pogodzić ciężką pracę czy dalekie wyjazdy służbowe z obowiązkami domowymi. |
Beata Stelmach, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych: Napoleon nie wiedział, że kobiety w Polsce będą zaradne |
|
Napoleon powiedział: Lepiej, żeby kobiety obracały igłą, niż językiem. Ale kiedy wypowiadał te słowa nie wiedział, że po dwustu latach w Polsce kobiety będą w stanie pogodzić obowiązki domowe z pracą zawodową (ponad 51 proc. kobiet pracuje zawodowo), ale też będą lepiej wykształcone, niż mężczyźni (jeszcze niedawno wykształceniem średnim mogło pochwalić się ponad 36 proc. pań, zaś wyższym prawie 11 proc., podczas, gdy tylko 28 proc. panów ukończyło szkołę średnią, a poniżej 10 proc. posiadało tytuł magistra). Napoleon nie wiedział też, że w Polsce kobiety będą zaradne, rozsądne, zdolne do podejmowania ryzyka, czyli w stopniu doskonałym sprawdzą się w roli menadżera. W całym okresie transformacji przybyło aż 171 proc. kobiet pracujących na rachunek własny; w przypadku płci przeciwnej, to tylko wzrost o 104,3 proc. Skąd, zatem tak niski procent pań zasiadających w zarządach spółek giełdowych? Bywa, że odpowiedzialność za powierzone zadania sprawia, iż bardziej cenią sobie komfort z dobrze wykonanej pracy, niż udział - w jakże trudnym - wyścigu o najważniejszy fotel w firmie. Ale dla wielu pań ważny jest też inny aspekt - umiejętność godzenia kariery zawodowej ze spokojem i czasem przeznaczonym dla rodziny; i to podejście także należy uszanować. Ale biada tym, którzy na swej drodze spotkają ambitną i gotową do walki konkurencyjnej damę, z ambicjami, a na dodatek kompetentną i doskonale wykształconą. Wtedy jest to tylko kwestia czasu.... Bo, cytując Mary McCarthy: Kobieta jest mądrzejsza od mężczyzny, ale najwięcej rozumu musi zużyć, aby ukryć ten fakt. |
Kobiety na czele spółek | ||
---|---|---|
imię i nazwisko |
nazwa | branża |
Małgorzata Krauze | NFI Krezus | fundusze/finanse |
Karina Wściubiak | Alchemia | chemia |
Ewa Bereśniewicz-Kozłowska | TF SKOK | finanse |
Małgorzata Iwanejko | Boryszew | chemia |
Iwona Menes-Malinowska | Suwary | chemia |
Anna Kajkowska | Atlantis | budownictwo/materiały budowlane |
Ewa Bobkowska | PA Nova | budownictwo |
Halina Mirgos | Mirbud | budownictwo |
Barbara Urbaniak-Marconi | Polcolorit | materiały budowlane |
Gabriela Derecka | Elkop | budownictwo |
Joanna Kuzdak | Bankier.pl | media |
W analizie celowo przyjęliśmy nieco odmienny podział spółek na branże od tego, jaki na ogół stosuje się na rynku kapitałowym. Naszym zdaniem jest on bardziej czytelny i zrozumiały nie tylko dla specjalistów zajmujących się na co dzień giełdą.
Najwięcej kobiet znajdziemy w spółkach związanych z szeroko pojętym budownictwem i finansami. Znajdziemy tutaj m.in. dewelopera takiego jak J.W Construction, w którym zasiadają aż 4 panie. W firmach budowlanych: Mirbud, Elkop, Pa Nova czy Polcolorit prezesami są kobiety. Z kolei szefowymi spółek związanych z finansami jest m.in. Ewa Breśniewicz-Kozłowska (TF SKOK), czy Małgorzata Krauze z NFI Krezus.
Spółki z GPW z największą liczbą kobiet w zarządzie |
|
---|---|
J.W. Construction |
4 |
Bankier |
3 |
Śnieżka |
2 |
Monnari Trade |
2 |
AD Drągowski |
2 |
Kolejne miejsca zajmują spółki spożywcze (handel/produkcja), chemiczne i informatyczne. W tych branżach znajdziemy dwie kobiety, których nazwiska są doskonale znane na rynku kapitałowym. To Karina Wściubiak z Alchemii i Małgorzata Iwanejko z Boryszewa. Jeszcze do niedawna Wściubiak zarządzała jednocześnie, aż dwiema firmami: Alchemią i NFI Midas. Są również obecne panie w branżach, które wydają się być całkowicie zdominowane przez mężczyzn. Do takich firm należy m.in. Famur, czy Kopex, które związane są z górnictwem węgla kamiennego.
Stosunkowo niewiele kobiet zasiada w zarządach spółek związanych z mediami. Po części wynika to z faktu, że na GPW niewiele jest takich firm. Niemal tak samo przedstawia się statystyka związana ze spółkami zajmującymi się dystrybucją leków i produkcją kosmetyków (Zdrowie i Uroda) czy z modą. W tym ostatnim przypadku znajdziemy jednak kobiety zarówno w Monnari Trade czy Vistuli.
Ponad 90 proc. wszystkich kobiet w spółkach zarządza przede wszystkim finansami firmy. Najczęściej są to panie, które rozpoczynały karierę zawodową od stanowisk związanych z księgowością. Bardzo często wiceprezesami ds. finansowych lub prokurentami zostają właśnie główne księgowe.
Liczba kobiet w zarządach spółek giełdowych (wg branż) |
|
---|---|
Budownictwo |
27 |
Finanse/fundusze/doradztwo |
13 |
Spółki spożywcze/produkcja/dystrybucja |
11 |
Spółki informatyczne |
9 |
Spółki chemiczne | 9 |
Zdrowie i uroda | 7 |
Przemysł ciężki | 7 |
Media i rozrywka | 6 |
Moda | 6 |
Inne | 11 |
Jak zwracają uwagę same panie, to ich zmysł analityczny, zwracanie uwagi na szczegóły jak i cierpliwość są najwyżej cenionymi cechami. Choć zarządy, w których są sami mężczyźni jest jeszcze przeważająca większość, to ich liczba z roku na rok topnieje.
Joanna Parzych, wiceprezes zarządu Kopex SA: Kobiety są bardziej lojalne |
|
Bardzo dobrze się dzieje, że liczba kobiet w zarządach spółek giełdowych rośnie. Nadal jednak jest to niewiele w porównaniu z ogólną liczbą notowanych na GPW spółek. Kobiety są bardziej ostrożne, choć czasami kierują się emocjami. Z drugiej jednak strony w negocjacjach, nawet bardzo trudnych i skomplikowanych wykazują się dużą cierpliwością i są wręcz pożądane w takich sytuacjach. Wykazują się bardzo dobrym zmysłem analitycznym i zwracają uwagę na wiele szczegółów, które wcześniej nikt nie zauważył. Moim zdaniem mieszane zarządy radzą sobie najlepiej na rynku. Z mojego doświadczenia wynika również, że oprócz bardzo dobrego wykształcenia przejawiają niejednokrotnie większą chęć do dalszej nauki czy szkoleń. Są bardzo lojalne wobec firmy i czują się z nią związane. A nie zawsze jest im lekko, kiedy muszą pogodzić ciężką pracę czy dalekie wyjazdy służbowe z obowiązkami domowymi. |
Beata Stelmach, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych: Napoleon nie wiedział, że kobiety w Polsce będą zaradne |
|
Napoleon powiedział: Lepiej, żeby kobiety obracały igłą, niż językiem. Ale kiedy wypowiadał te słowa nie wiedział, że po dwustu latach w Polsce kobiety będą w stanie pogodzić obowiązki domowe z pracą zawodową (ponad 51 proc. kobiet pracuje zawodowo), ale też będą lepiej wykształcone, niż mężczyźni (jeszcze niedawno wykształceniem średnim mogło pochwalić się ponad 36 proc. pań, zaś wyższym prawie 11 proc., podczas, gdy tylko 28 proc. panów ukończyło szkołę średnią, a poniżej 10 proc. posiadało tytuł magistra). Napoleon nie wiedział też, że w Polsce kobiety będą zaradne, rozsądne, zdolne do podejmowania ryzyka, czyli w stopniu doskonałym sprawdzą się w roli menadżera. W całym okresie transformacji przybyło aż 171 proc. kobiet pracujących na rachunek własny; w przypadku płci przeciwnej, to tylko wzrost o 104,3 proc. Skąd, zatem tak niski procent pań zasiadających w zarządach spółek giełdowych? Bywa, że odpowiedzialność za powierzone zadania sprawia, iż bardziej cenią sobie komfort z dobrze wykonanej pracy, niż udział - w jakże trudnym - wyścigu o najważniejszy fotel w firmie. Ale dla wielu pań ważny jest też inny aspekt - umiejętność godzenia kariery zawodowej ze spokojem i czasem przeznaczonym dla rodziny; i to podejście także należy uszanować. Ale biada tym, którzy na swej drodze spotkają ambitną i gotową do walki konkurencyjnej damę, z ambicjami, a na dodatek kompetentną i doskonale wykształconą. Wtedy jest to tylko kwestia czasu.... Bo, cytując Mary McCarthy: Kobieta jest mądrzejsza od mężczyzny, ale najwięcej rozumu musi zużyć, aby ukryć ten fakt. |
"Wyborcza" twierdzi, że poznała wstępną wycenę obiektu: metr kwadratowy miałby tam być wart ledwo 4-6 tys. zł. Za tyle nie da się kupić w Warszawie nawet niewykończonego mieszkania na peryferiach.
Właścicielem dawnego Domu Partii oraz 60 proc. Centrum Giełdowego jest państwowa spółka o nazwie Centrum Bankowo-Finansowe "Nowy Świat". Ta właśnie spółka decyzją Ministerstwa Skarbu ma zostać sprywatyzowana. Jej akcje przejmie Agencja Rozwoju Przemysłu.
Nieruchomości o powierzchni 47 tys. m kw. stojące na prawie dwóch hektarach gruntu w najdroższym miejscu stolicy wyceniono na kwotę od 260 mln zł (wycena majątkowa) do 158,4 mln zł (wycena ostateczna). Oznacza to, że 1 m kw. ma wartość 4-6 tys. zł. Wyceny dokonała spółka BAA Polska. Ujawniona przez "Gazetę Wyborczą" kwota wzbudziła duże zaniepokojenie. Agencja Rozwoju Przemysłu zarządziła jej weryfikację.
źródło informacji: PAP/Gazeta Wyborcza
interia.pl/
"Wyborcza" twierdzi, że poznała wstępną wycenę obiektu: metr kwadratowy miałby tam być wart ledwo 4-6 tys. zł. Za tyle nie da się kupić w Warszawie nawet niewykończonego mieszkania na peryferiach.
Właścicielem dawnego Domu Partii oraz 60 proc. Centrum Giełdowego jest państwowa spółka o nazwie Centrum Bankowo-Finansowe "Nowy Świat". Ta właśnie spółka decyzją Ministerstwa Skarbu ma zostać sprywatyzowana. Jej akcje przejmie Agencja Rozwoju Przemysłu.
Nieruchomości o powierzchni 47 tys. m kw. stojące na prawie dwóch hektarach gruntu w najdroższym miejscu stolicy wyceniono na kwotę od 260 mln zł (wycena majątkowa) do 158,4 mln zł (wycena ostateczna). Oznacza to, że 1 m kw. ma wartość 4-6 tys. zł. Wyceny dokonała spółka BAA Polska. Ujawniona przez "Gazetę Wyborczą" kwota wzbudziła duże zaniepokojenie. Agencja Rozwoju Przemysłu zarządziła jej weryfikację.
źródło informacji: PAP/Gazeta Wyborcza
interia.pl/
E.ON wprowadza od przyszłego troku obniżkę opłat za energię elektryczną dla małych przedsiębiorstw o 20 procent. Spóźnił się nieco, bowiem ČEZ taką akcję już przeprowadził - kto zdecydował się na tę firmę jako dostawcę w przyszłym roku zapłaci o 15 procent mniej niż w 2009 r. Różnicę stanowi te 5 procent?
Odbiorcy detaliczni nie mogą spekulować w powyższy sposób - dopiero w listopadzie po ogłoszeniu nowych stawek na 2010 r. mogą wypowiedzieć umowę jednemu z dostawców i przejść do drugiego. Cenniki zależą w dużej mierze od stawek za prąd na giełdach energii. Sytuacja w Czechach i tak jest o wiele bardziej rynkowa niż w Polsce, gdzie konkurencja jest fikcją.
Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL
źródło informacji: INTERIA.PL
E.ON wprowadza od przyszłego troku obniżkę opłat za energię elektryczną dla małych przedsiębiorstw o 20 procent. Spóźnił się nieco, bowiem ČEZ taką akcję już przeprowadził - kto zdecydował się na tę firmę jako dostawcę w przyszłym roku zapłaci o 15 procent mniej niż w 2009 r. Różnicę stanowi te 5 procent?
Odbiorcy detaliczni nie mogą spekulować w powyższy sposób - dopiero w listopadzie po ogłoszeniu nowych stawek na 2010 r. mogą wypowiedzieć umowę jednemu z dostawców i przejść do drugiego. Cenniki zależą w dużej mierze od stawek za prąd na giełdach energii. Sytuacja w Czechach i tak jest o wiele bardziej rynkowa niż w Polsce, gdzie konkurencja jest fikcją.
Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL
źródło informacji: INTERIA.PL
Główny Urząd Statystyczny podał w środę, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych w marcu wzrosły o 3,6 proc. w stosunku do marca 2008 roku, a w porównaniu z lutym wzrosły o 0,7.
Według analityków resortu gospodarki, na wskaźnik inflacji w najbliższych miesiącach wpływać będzie przede wszystkim sytuacja na rynku walutowym. Jak podkreślają, trwające od lutego br. przyspieszenie inflacji wynika głównie z osłabienia złotego.
Ponadto największy wpływ na inflację - w opinii analityków - będą miały ceny żywności, szczególnie żywca wieprzowego. "Od połowy ub.r. utrzymują się one na najwyższym poziomie od momentu akcesji Polski do UE. Agencja Rynku Rolnego wskazuje na dalszy wzrost cen żywca w 2009 r." - napisano w komentarzu.
Eksperci resortu gospodarki wskazali, że roczny wskaźnik cen dóbr i usług konsumpcyjnych znalazł się w marcu br. powyżej górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego NBP. Oczekują oni jednak "powrotu dynamiki cen w okolice celu inflacyjnego, co będzie wynikiem spowolnienia wzrostu gospodarczego" - napisano.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Główny Urząd Statystyczny podał w środę, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych w marcu wzrosły o 3,6 proc. w stosunku do marca 2008 roku, a w porównaniu z lutym wzrosły o 0,7.
Według analityków resortu gospodarki, na wskaźnik inflacji w najbliższych miesiącach wpływać będzie przede wszystkim sytuacja na rynku walutowym. Jak podkreślają, trwające od lutego br. przyspieszenie inflacji wynika głównie z osłabienia złotego.
Ponadto największy wpływ na inflację - w opinii analityków - będą miały ceny żywności, szczególnie żywca wieprzowego. "Od połowy ub.r. utrzymują się one na najwyższym poziomie od momentu akcesji Polski do UE. Agencja Rynku Rolnego wskazuje na dalszy wzrost cen żywca w 2009 r." - napisano w komentarzu.
Eksperci resortu gospodarki wskazali, że roczny wskaźnik cen dóbr i usług konsumpcyjnych znalazł się w marcu br. powyżej górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego NBP. Oczekują oni jednak "powrotu dynamiki cen w okolice celu inflacyjnego, co będzie wynikiem spowolnienia wzrostu gospodarczego" - napisano.
źródło informacji: PAP
interia.pl
średnia ocen: 4,5