Ze świata nieruchomości - strona 151

Playboy sprzedaje willę

Kryzys nie oszczędza żadnej z branż. Ostatnio przekonał się o tym nawet Hugh Hefner. Kłopoty finansowe zmusiły go wystawienia na sprzedaż jednego z domów. Jednak będzie miał na oku przyszłego lokatora, ponieważ nieruchomość znajduje się „rzut beretem” od głównej rezydencji twórcy Playboya.
Właściwie to dom należący do tej pory do żony, z którą od lat jest w separacji. Na tej transakcji Hefner zamierza ubić niezły interes. Kiedy ponad dziesięć lat temu kupował willę musiał wyłożyć „tylko” 6,7 mln dolarów. Teraz cena wywoławcza posiadłości wynosi prawie 28 milionów.  

Oprócz rozrywkowego sąsiada na potencjalnego kupca czeka siedem łazienek, tyle samo sypialni, dwupoziomowy hol, olbrzymi salon z kominkiem, świeżo wyremontowana kuchnia, biblioteka i wszelkie udogodnienia. Na piętro wiodą zaś schody z ręcznie rzeźbioną balustradą. Na zewnątrz obowiązkowy basen i kort tenisowy. Dom został wybudowany w 1929 roku.  

Oficjalnie Hefner nie przyznaje się do jakichkolwiek finansowych problemów. Jako powód sprzedaży nieruchomości podaje fakt, że jego dwaj - prawie dorośli - synowie, którzy do tej pory mieszkali  z matką w willi, niedługo opuszczają rodzinne strony. W takiej sytuacji dom po prostu przestanie być potrzebny.

dom.wp.pl

Playboy sprzedaje willę

Kryzys nie oszczędza żadnej z branż. Ostatnio przekonał się o tym nawet Hugh Hefner. Kłopoty finansowe zmusiły go wystawienia na sprzedaż jednego z domów. Jednak będzie miał na oku przyszłego lokatora, ponieważ nieruchomość znajduje się „rzut beretem” od głównej rezydencji twórcy Playboya.
Właściwie to dom należący do tej pory do żony, z którą od lat jest w separacji. Na tej transakcji Hefner zamierza ubić niezły interes. Kiedy ponad dziesięć lat temu kupował willę musiał wyłożyć „tylko” 6,7 mln dolarów. Teraz cena wywoławcza posiadłości wynosi prawie 28 milionów.  

Oprócz rozrywkowego sąsiada na potencjalnego kupca czeka siedem łazienek, tyle samo sypialni, dwupoziomowy hol, olbrzymi salon z kominkiem, świeżo wyremontowana kuchnia, biblioteka i wszelkie udogodnienia. Na piętro wiodą zaś schody z ręcznie rzeźbioną balustradą. Na zewnątrz obowiązkowy basen i kort tenisowy. Dom został wybudowany w 1929 roku.  

Oficjalnie Hefner nie przyznaje się do jakichkolwiek finansowych problemów. Jako powód sprzedaży nieruchomości podaje fakt, że jego dwaj - prawie dorośli - synowie, którzy do tej pory mieszkali  z matką w willi, niedługo opuszczają rodzinne strony. W takiej sytuacji dom po prostu przestanie być potrzebny.

dom.wp.pl

"Rodzina na Swoim" w czasach zawirowań na rynku nieruchomości

Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje projekt rządowy „Rodzina na Swoim”, wynika, że w styczniu 2009 r. udzielono 669 kredytów z dopłatami na łączną kwotę 99 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu rok wcześniej. Liczba umów podpisanych w lutym 2009 r. wyniosła już 1319 (wartość udzielonych w tym miesiącu kredytów to ponad 200 mln zł.). Bogdan Zdunek, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Mieszkaniowych w BGK poinformował, że w całym 2009 r. planuje się udzielenie 17,9 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Czy państwo będzie w stanie udźwignąć ciężar rosnącej popularności programu?
Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Dopłatami objęta jest rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 m2 powierzchni użytkowej w przypadku mieszkania oraz 70 m2 powierzchni użytkowej dla domu jednorodzinnego, przy czym powierzchnia kredytowanego mieszkania nie może przekraczać 75 m2, zaś domu jednorodzinnego 140 m2.

Przez dość długi okres zainteresowanie programem „Rodzina na swoim” było niewielkie w stosunku do oczekiwań. Przeszkadzały przede wszystkim limity cenowe mkw. lokali, określone w ustawie. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Tym samym rozszerzyła się zarówno liczba potencjalnych kredytobiorców, jak i liczba ofert spełniających kryteria programu. Coraz większe problemy ze sprzedażą gotowych mieszkań skłoniły także wielu deweloperów do dostosowania cen wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż.

Okazało się, że program rządowy dopiero w czasach załamania na rynku nieruchomości stał się hitem. Najbardziej zainteresowani są nim oczywiście przyszli kredytobiorcy, dla których osiem lat dopłaty do odsetek stanowi duże odciążenie budżetowe. Na program coraz większą uwagę zwracają także deweloperzy oraz instytucje finansowe. 12 marca umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego podpisały: Alior Bank S.A., Dom Bank Hipoteczny Oddział GETIN Bank S.A. oraz Pekao Bank Hipoteczny S.A. (wnioski będą przyjmowane od kwietnia). Liczba udzielanych kredytów preferencyjnych wzrasta bardzo dynamicznie. Odciążenie budżetów domowych oznacza jednak obciążenie budżetu państwa. Czy będzie on w stanie zapewnić dofinansowanie? Już teraz pojawiają się niepokojące sygnały o polskiej gospodarce. Oby nie było tak, że udzielanie dopłat do odsetek kredytów nagle zostanie wstrzymane. Miejmy nadzieję, że chociaż ten program długo będzie dostępny na rynku mieszkaniowym i nie przeszkodzą w tym kłopoty budżetu państwa.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

"Rodzina na Swoim" w czasach zawirowań na rynku nieruchomości

Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje projekt rządowy „Rodzina na Swoim”, wynika, że w styczniu 2009 r. udzielono 669 kredytów z dopłatami na łączną kwotę 99 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu rok wcześniej. Liczba umów podpisanych w lutym 2009 r. wyniosła już 1319 (wartość udzielonych w tym miesiącu kredytów to ponad 200 mln zł.). Bogdan Zdunek, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Mieszkaniowych w BGK poinformował, że w całym 2009 r. planuje się udzielenie 17,9 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Czy państwo będzie w stanie udźwignąć ciężar rosnącej popularności programu?
Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Dopłatami objęta jest rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 m2 powierzchni użytkowej w przypadku mieszkania oraz 70 m2 powierzchni użytkowej dla domu jednorodzinnego, przy czym powierzchnia kredytowanego mieszkania nie może przekraczać 75 m2, zaś domu jednorodzinnego 140 m2.

Przez dość długi okres zainteresowanie programem „Rodzina na swoim” było niewielkie w stosunku do oczekiwań. Przeszkadzały przede wszystkim limity cenowe mkw. lokali, określone w ustawie. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Tym samym rozszerzyła się zarówno liczba potencjalnych kredytobiorców, jak i liczba ofert spełniających kryteria programu. Coraz większe problemy ze sprzedażą gotowych mieszkań skłoniły także wielu deweloperów do dostosowania cen wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż.

Okazało się, że program rządowy dopiero w czasach załamania na rynku nieruchomości stał się hitem. Najbardziej zainteresowani są nim oczywiście przyszli kredytobiorcy, dla których osiem lat dopłaty do odsetek stanowi duże odciążenie budżetowe. Na program coraz większą uwagę zwracają także deweloperzy oraz instytucje finansowe. 12 marca umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego podpisały: Alior Bank S.A., Dom Bank Hipoteczny Oddział GETIN Bank S.A. oraz Pekao Bank Hipoteczny S.A. (wnioski będą przyjmowane od kwietnia). Liczba udzielanych kredytów preferencyjnych wzrasta bardzo dynamicznie. Odciążenie budżetów domowych oznacza jednak obciążenie budżetu państwa. Czy będzie on w stanie zapewnić dofinansowanie? Już teraz pojawiają się niepokojące sygnały o polskiej gospodarce. Oby nie było tak, że udzielanie dopłat do odsetek kredytów nagle zostanie wstrzymane. Miejmy nadzieję, że chociaż ten program długo będzie dostępny na rynku mieszkaniowym i nie przeszkodzą w tym kłopoty budżetu państwa.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Rynek ma teraz problemy, ale za to dojrzewa

W latach 2006-2007, kiedy mieliśmy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości, obserwowaliśmy kolejkę chętnych do zakupu własnego mieszkania. Na porządku dziennym był więc zakup tzw. „dziury w ziemi” czy zrywanie przez niektórych deweloperów umów przedwstępnych. Rynek należał do deweloperów i to oni dyktowali warunki.
Sytuacja zaczęła się gwałtownie zmieniać w drugiej połowie 2008 roku.  Zadecydowały o tym  głównie dwa czynniki: bardzo wysokie już ceny mieszkań - szczególnie w największych miastach, oraz przeobrażenia w polityce kredytowej banków, które miały związek z kryzysem na amerykańskim rynku finansowym. Mało kto jednak brał na poważnie pierwsze sygnały zawirowań. Niektórzy deweloperzy długo zapewniali, że ze sprzedażą wcale nie jest tak źle, w związku z czym nie ma co liczyć na obniżki cen mieszkań.

Obecnie mamy sytuację, w której są chętni do zakupu mieszkania, na rynku jest wiele gotowych mieszkań, ale do transakcji dochodzi bardzo rzadko. Coraz częściej pojawiają się niepokojące sygnały o kondycji finansowej niektórych firm deweloperskich. Wstrzymywane są kolejne projekty, a te które już znajdują się w fazie realizacji są dostosowywane, w granicach możliwości, do zmieniającej się sytuacji rynkowej.

Przystosowywanie się do nowej sytuacji rynkowej następowało stosunkowo wolno. Dziś, w obliczu pojawiających się decyzji o wstrzymywaniu inwestycji, złej kondycji finansowej niektórych firm, a także niesprzyjającej sytuacji gospodarczej, nikt już nie ma wątpliwości, że rynek nieruchomości znajduje się w zupełnie innej fazie. W gąszczu złych informacji warto jednak poszukać pozytywnych zjawisk.

Firmy deweloperskie, które jeszcze niedawno błyskawicznie sprzedawały swoje mieszkania uświadomią sobie, jak ważne jest dokładne rozpoznanie potrzeb, ale i możliwości finansowych potencjalnych klientów i będą uważniej przyglądać się swoim nowym projektom. Zdecydowana większość klientów zainteresowana jest mieszkaniami z segmentu popularnego, tymczasem deweloperzy w ostatnim czasie budowali zbyt wiele mieszkań o tzw. podwyższonym standardzie. W przyszłości można więc oczekiwać, że projekty będą bardzo dokładnie analizowane, co pozwoli lepiej dostosować je do polskiej rzeczywistości.

Firmom, które zdecydowały się wejść na rynek w okresie hossy na rynku nieruchomości tylko w celu osiągnięcia szybkiego zysku, obecna sytuacja pokaże, że działalność deweloperska wymaga nie tylko odpowiedniego zaplecza finansowego, ale także kompetentnego zespołu, który sprawnie pokieruje całym procesem budowy. Być może uświadomi też, że oferują bardzo ważny i niezwykle drogi produkt, a to wymaga dużej odpowiedzialności. Rynek oczyści się z nieprofesjonalnych i nastawionych na krótką działalność firm. Poprawi się też jakość obsługi klientów i może nareszcie zaczną być rzeczywiście traktowani jak równoprawna strona transakcji.

Rola deweloperów na rynku nieruchomości w ostatnich latach znacząco wzrosła. Dzięki nim powstaje wiele obiektów mieszkalnych i komercyjnych, które zmieniają wizerunek polskich miast. Teraz atmosfera na rynku inwestycyjnym nie jest najlepsza i wielu inwestorów zastanawia się, jak przetrwać obecną sytuację, ale ten czas powinien zostać wykorzystany także na konstruktywne przemyślenia. Rynek po obecnych przejściach będzie z pewnością dojrzalszy, o ile zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski z tego, co działo się w ostatnim czasie.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Rynek ma teraz problemy, ale za to dojrzewa

W latach 2006-2007, kiedy mieliśmy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości, obserwowaliśmy kolejkę chętnych do zakupu własnego mieszkania. Na porządku dziennym był więc zakup tzw. „dziury w ziemi” czy zrywanie przez niektórych deweloperów umów przedwstępnych. Rynek należał do deweloperów i to oni dyktowali warunki.
Sytuacja zaczęła się gwałtownie zmieniać w drugiej połowie 2008 roku.  Zadecydowały o tym  głównie dwa czynniki: bardzo wysokie już ceny mieszkań - szczególnie w największych miastach, oraz przeobrażenia w polityce kredytowej banków, które miały związek z kryzysem na amerykańskim rynku finansowym. Mało kto jednak brał na poważnie pierwsze sygnały zawirowań. Niektórzy deweloperzy długo zapewniali, że ze sprzedażą wcale nie jest tak źle, w związku z czym nie ma co liczyć na obniżki cen mieszkań.

Obecnie mamy sytuację, w której są chętni do zakupu mieszkania, na rynku jest wiele gotowych mieszkań, ale do transakcji dochodzi bardzo rzadko. Coraz częściej pojawiają się niepokojące sygnały o kondycji finansowej niektórych firm deweloperskich. Wstrzymywane są kolejne projekty, a te które już znajdują się w fazie realizacji są dostosowywane, w granicach możliwości, do zmieniającej się sytuacji rynkowej.

Przystosowywanie się do nowej sytuacji rynkowej następowało stosunkowo wolno. Dziś, w obliczu pojawiających się decyzji o wstrzymywaniu inwestycji, złej kondycji finansowej niektórych firm, a także niesprzyjającej sytuacji gospodarczej, nikt już nie ma wątpliwości, że rynek nieruchomości znajduje się w zupełnie innej fazie. W gąszczu złych informacji warto jednak poszukać pozytywnych zjawisk.

Firmy deweloperskie, które jeszcze niedawno błyskawicznie sprzedawały swoje mieszkania uświadomią sobie, jak ważne jest dokładne rozpoznanie potrzeb, ale i możliwości finansowych potencjalnych klientów i będą uważniej przyglądać się swoim nowym projektom. Zdecydowana większość klientów zainteresowana jest mieszkaniami z segmentu popularnego, tymczasem deweloperzy w ostatnim czasie budowali zbyt wiele mieszkań o tzw. podwyższonym standardzie. W przyszłości można więc oczekiwać, że projekty będą bardzo dokładnie analizowane, co pozwoli lepiej dostosować je do polskiej rzeczywistości.

Firmom, które zdecydowały się wejść na rynek w okresie hossy na rynku nieruchomości tylko w celu osiągnięcia szybkiego zysku, obecna sytuacja pokaże, że działalność deweloperska wymaga nie tylko odpowiedniego zaplecza finansowego, ale także kompetentnego zespołu, który sprawnie pokieruje całym procesem budowy. Być może uświadomi też, że oferują bardzo ważny i niezwykle drogi produkt, a to wymaga dużej odpowiedzialności. Rynek oczyści się z nieprofesjonalnych i nastawionych na krótką działalność firm. Poprawi się też jakość obsługi klientów i może nareszcie zaczną być rzeczywiście traktowani jak równoprawna strona transakcji.

Rola deweloperów na rynku nieruchomości w ostatnich latach znacząco wzrosła. Dzięki nim powstaje wiele obiektów mieszkalnych i komercyjnych, które zmieniają wizerunek polskich miast. Teraz atmosfera na rynku inwestycyjnym nie jest najlepsza i wielu inwestorów zastanawia się, jak przetrwać obecną sytuację, ale ten czas powinien zostać wykorzystany także na konstruktywne przemyślenia. Rynek po obecnych przejściach będzie z pewnością dojrzalszy, o ile zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski z tego, co działo się w ostatnim czasie.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Za wynajem coraz drożej!

Średnio o 150 - 200 zł, a w niektórych przypadkach nawet o 300 zł poszły w górę stawki za wynajem mieszkań w Łodzi. Podwyżki dotyczą przede wszystkim kawalerek i mieszkań dwupokojowych o niskim lub co najwyżej średnim standardzie. Na takie cztery kąty zapotrzebowanie jest bowiem największe. W dół idą tymczasem stawki za wynajem mieszkań luksusowych.
Na wynajmowanie mieszkania decyduje się coraz więcej par, rozpoczynających dopiero karierę zawodową, które w ostatniej chwili musiały zrezygnować z zakupu własnego M - mówi Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości. Po tym jak banki zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów, wiele rodzin straciło zdolność kredytową. Inne z kolei nie są w stanie wyłożyć wkładu własnego. Takie pary nie potrzebują luksusów, ale chcą się uniezależnić od rodziców.
Ponieważ chętnych na wynajem przybywa szybciej niż ofert, ceny idą do góry.
Jeszcze do niedawna kawalerkę w tzw. studenckim, czyli najniższym standardzie, można było wynająć za 400 - 500 zł (plus opłaty) - mówi Marek Olejniczak z biura nieruchomości przy al. Kościuszki. Teraz ich ceny zaczynają się od 650 - 750 zł. Podobnie jest z mieszkaniami dwupokojowymi, których ceny rozpoczynają się od 800 - 1.000 zł (plus opłaty), a jeszcze nie tak dawno za 900 zł miesięcznie można było wynająć dwa pokoje o podwyższonym standardzie, w dobrej lokalizacji.
wp.pl/
Express Ilustrowany | 20.03.2009 | 08:03

Za wynajem coraz drożej!

Średnio o 150 - 200 zł, a w niektórych przypadkach nawet o 300 zł poszły w górę stawki za wynajem mieszkań w Łodzi. Podwyżki dotyczą przede wszystkim kawalerek i mieszkań dwupokojowych o niskim lub co najwyżej średnim standardzie. Na takie cztery kąty zapotrzebowanie jest bowiem największe. W dół idą tymczasem stawki za wynajem mieszkań luksusowych.
Na wynajmowanie mieszkania decyduje się coraz więcej par, rozpoczynających dopiero karierę zawodową, które w ostatniej chwili musiały zrezygnować z zakupu własnego M - mówi Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości. Po tym jak banki zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów, wiele rodzin straciło zdolność kredytową. Inne z kolei nie są w stanie wyłożyć wkładu własnego. Takie pary nie potrzebują luksusów, ale chcą się uniezależnić od rodziców.
Ponieważ chętnych na wynajem przybywa szybciej niż ofert, ceny idą do góry.
Jeszcze do niedawna kawalerkę w tzw. studenckim, czyli najniższym standardzie, można było wynająć za 400 - 500 zł (plus opłaty) - mówi Marek Olejniczak z biura nieruchomości przy al. Kościuszki. Teraz ich ceny zaczynają się od 650 - 750 zł. Podobnie jest z mieszkaniami dwupokojowymi, których ceny rozpoczynają się od 800 - 1.000 zł (plus opłaty), a jeszcze nie tak dawno za 900 zł miesięcznie można było wynająć dwa pokoje o podwyższonym standardzie, w dobrej lokalizacji.
wp.pl/
Express Ilustrowany | 20.03.2009 | 08:03

Raty kredytów w złotych będą niższe niż we frankach

Już w najbliższą środę Rada Polityki Pieniężnej najprawdopodobniej po raz piąty z rzędu obniży stopy procentowe w Polsce. To dobra wiadomość dla kredytobiorców. Po raz pierwszy od kilku lat raty nowo udzielanych kredytów hipotecznych w złotych mogą być niższe od zaciąganych we frankach szwajcarskich.
Analitycy są zgodni co do tego, że cięcie nastąpi. Pytanie tylko, czy RPP zdecyduje się na ostrożną obniżkę - o 0,25 pkt proc., czy od razu zetnie stopy o 0,5 pkt proc. - do poziomu 3,5 proc. Za obniżkami stóp przemawia przede wszystkim pogarszająca się sytuacja gospodarcza naszego kraju. Spada produkcja przemysłowa i zatrudnienie - mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING BSK. Sytuacja wokół złotego przynajmniej na chwilę się ustabilizowała i decyzja RPP nie powinna mieć większego wpływu na spadek wartości polskiej waluty. I nawet jeżeli na najbliższym posiedzeniu RPP obetnie stopy ostrożniej o 0,25 pkt proc., to jeszcze w tym półroczu spadną one o kolejną "ćwiartkę" do 3,50 proc. - uważa ekonomista. A to oznacza, że już niedługo będziemy mieli najniższe stopy w historii.

Krzysztof Wołowicz, analityk makroekonomiczny z banku BPS jest zdania, że rada nie zawaha się przed cięciami nawet, jeżeli dane pokazują, że w ostatnich miesiącach inflacja lekko zaczęła rosnąć. Wzrost cen cały czas jest pod kontrolą. Do tego większe znaczenie dla RPP będzie miało teraz spowolnienie gospodarcze - podkreśla Krzysztof Wołowicz. Prognoza dotycząca obniżek stóp procentowych w Polsce to dobra informacja dla osób spłacających kredyty hipoteczne w złotych, jak i tych, które dopiero zamierzają zaciągnąć nowe zobowiązania.
wp.pl/
Polska Gazeta Krakowska 2009-03-20 (07:58)

Raty kredytów w złotych będą niższe niż we frankach

Już w najbliższą środę Rada Polityki Pieniężnej najprawdopodobniej po raz piąty z rzędu obniży stopy procentowe w Polsce. To dobra wiadomość dla kredytobiorców. Po raz pierwszy od kilku lat raty nowo udzielanych kredytów hipotecznych w złotych mogą być niższe od zaciąganych we frankach szwajcarskich.
Analitycy są zgodni co do tego, że cięcie nastąpi. Pytanie tylko, czy RPP zdecyduje się na ostrożną obniżkę - o 0,25 pkt proc., czy od razu zetnie stopy o 0,5 pkt proc. - do poziomu 3,5 proc. Za obniżkami stóp przemawia przede wszystkim pogarszająca się sytuacja gospodarcza naszego kraju. Spada produkcja przemysłowa i zatrudnienie - mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING BSK. Sytuacja wokół złotego przynajmniej na chwilę się ustabilizowała i decyzja RPP nie powinna mieć większego wpływu na spadek wartości polskiej waluty. I nawet jeżeli na najbliższym posiedzeniu RPP obetnie stopy ostrożniej o 0,25 pkt proc., to jeszcze w tym półroczu spadną one o kolejną "ćwiartkę" do 3,50 proc. - uważa ekonomista. A to oznacza, że już niedługo będziemy mieli najniższe stopy w historii.

Krzysztof Wołowicz, analityk makroekonomiczny z banku BPS jest zdania, że rada nie zawaha się przed cięciami nawet, jeżeli dane pokazują, że w ostatnich miesiącach inflacja lekko zaczęła rosnąć. Wzrost cen cały czas jest pod kontrolą. Do tego większe znaczenie dla RPP będzie miało teraz spowolnienie gospodarcze - podkreśla Krzysztof Wołowicz. Prognoza dotycząca obniżek stóp procentowych w Polsce to dobra informacja dla osób spłacających kredyty hipoteczne w złotych, jak i tych, które dopiero zamierzają zaciągnąć nowe zobowiązania.
wp.pl/
Polska Gazeta Krakowska 2009-03-20 (07:58)

Inwestycje w złoto. Kryzysowe koło ratunkowe?

Szykuje się kolejny atak cen złota na psychologiczny poziom 1000 dolarów za uncję. To byłaby trzecia próba w ostatnich miesiącach. Stara zasada, do trzech razy sztuka, może się tym razem sprawdzić.

Tym bardziej, że szlachetny kruszec w ubiegłą środę zyskał wsparcie od amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Działania Fed wzmagają obawy inwestorów o wzrost inflacji. A to woda na młyn dla cen złota, które uważane jest za ostoję wartości kapitału.


źródło: Money.pl, X-Trade Brokers

Ucieczka od inflacji

Kruszec przeżywa swoje kolejne złote czasy już od kilku lat. Od marca 2003 roku do chwili obecnej złoto potroiło swoją wartość, podczas gdy amerykańskie indeksy giełdowe spadły do poziomów z lat dziewięćdziesiątych. W efekcie destrukcja wartości, która pochłonęła miliardy dolarów, euro, juanów, jenów i złotych, nie dotknęła aurum.

Proinflacyjne działania Rezerwy Federalnej USA i innych banków centralnych oraz pompowanie deficytów budżetowych i publicznych w krajach zachodnich są czynnikami, które sprzyjają ucieczce w trwałe aktywa, których ilości nie można powiększać w nieskończoność (w odróżnieniu od druku papierowego pieniądza).

źródło: GFMS Gold Review

Według raportu GFMS Gold Review 2009 w ubiegłym roku wydobycie złota kolejnych raz lekko spadło. Wydobycie łącznie wyniosło ponad 2,4 tys. ton. Tymczasem popyt w ubiegłym roku wzrósł do 3,66 tys. ton.

Taka tendencja utrzymuje się od początku dekady, a prognozy mówią, że taka sytuacja utrzyma się w kolejnych latach. Przewaga na korzyść zwyżki notowań złota jest więc bardzo wyraźna.

Najwięcej kruszcu wydobyły w 2008 roku Chiny. Produkcja Państwa Środka sięga już bardzo blisko poziomu 300 ton rocznie. Przed tradycyjnie kojarzone ze złotem RPA, wskoczyło USA. Poważny regres zanotowała w ubiegłym roku Australia. RPA i Australia są odpowiedzialne za łączny spadek wydobycia. Rosną za to powoli nowe, złote potęgi, chociażby Rosja i Peru.

money.pl

Inwestycje w złoto. Kryzysowe koło ratunkowe?

Szykuje się kolejny atak cen złota na psychologiczny poziom 1000 dolarów za uncję. To byłaby trzecia próba w ostatnich miesiącach. Stara zasada, do trzech razy sztuka, może się tym razem sprawdzić.

Tym bardziej, że szlachetny kruszec w ubiegłą środę zyskał wsparcie od amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Działania Fed wzmagają obawy inwestorów o wzrost inflacji. A to woda na młyn dla cen złota, które uważane jest za ostoję wartości kapitału.


źródło: Money.pl, X-Trade Brokers

Ucieczka od inflacji

Kruszec przeżywa swoje kolejne złote czasy już od kilku lat. Od marca 2003 roku do chwili obecnej złoto potroiło swoją wartość, podczas gdy amerykańskie indeksy giełdowe spadły do poziomów z lat dziewięćdziesiątych. W efekcie destrukcja wartości, która pochłonęła miliardy dolarów, euro, juanów, jenów i złotych, nie dotknęła aurum.

Proinflacyjne działania Rezerwy Federalnej USA i innych banków centralnych oraz pompowanie deficytów budżetowych i publicznych w krajach zachodnich są czynnikami, które sprzyjają ucieczce w trwałe aktywa, których ilości nie można powiększać w nieskończoność (w odróżnieniu od druku papierowego pieniądza).

źródło: GFMS Gold Review

Według raportu GFMS Gold Review 2009 w ubiegłym roku wydobycie złota kolejnych raz lekko spadło. Wydobycie łącznie wyniosło ponad 2,4 tys. ton. Tymczasem popyt w ubiegłym roku wzrósł do 3,66 tys. ton.

Taka tendencja utrzymuje się od początku dekady, a prognozy mówią, że taka sytuacja utrzyma się w kolejnych latach. Przewaga na korzyść zwyżki notowań złota jest więc bardzo wyraźna.

Najwięcej kruszcu wydobyły w 2008 roku Chiny. Produkcja Państwa Środka sięga już bardzo blisko poziomu 300 ton rocznie. Przed tradycyjnie kojarzone ze złotem RPA, wskoczyło USA. Poważny regres zanotowała w ubiegłym roku Australia. RPA i Australia są odpowiedzialne za łączny spadek wydobycia. Rosną za to powoli nowe, złote potęgi, chociażby Rosja i Peru.

money.pl

Średnia pensja wystarczy na pół metra mieszkania

Ponad dwa miesiące musi pracować Polak, aby kupić zaledwie jeden metr kwadratowy mieszkania w dużym mieście. W krajach Europy Zachodniej już za jedną średnią pensję można nabyć nawet ponad dwa metry.

Fundacja na Rzecz Kredytu Hipotecznego opracowała specjalny wskaźnik, który obrazuje, jak ciężko jest zapracować na własne M. Obecnie za średnią pensję można kupić zaledwie na 0,45 metra kwadratowego mieszkania.

źródło: Fundacja na Rzecz Kredytu Hipotecznego

W ocenie Agnieszki Nierodki, ekonomistki Fundacji na Rzecz Kredytu Hipotecznego i autorki badania, dane te wskazują, że dostępność mieszkań jest wciąż zbyt niska, aby zaspokoić potrzeby mieszkaniowe.

- W Europie Zachodniej za przeciętną płacę brutto można nabyć od 1,5 do 2,5 metrów kwadratowych - wskazuje Agnieszka Nierodka.

Są dwie przyczyny tak niskiego wskaźnika w Polsce. - Z jednej strony to relatywnie niskie zarobki na tle średniej UE, z drugiej niedawna hossa na rynku deweloperskim, która wywindowała ceny. Ten wskaźnik zawsze był niekorzystny dla kupujących, a jednak w ostatnich latach miliony Polaków zdecydowało się na nowe M - zaznacza Michał Sztabler, analityk DM PKO BP.

ego zdaniem, cena mieszkania ma tak naprawdę wtórne znaczenie przy zakupie. W hossie mieszkania sprzedawały się jak świeże bułeczki przy mocno wyśrubowanych cenach. Teraz jest taniej, a jednocześnie popyt gaśnie.

- Decydującym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania jest dostęp klienta do kredytowania inwestycji i ocena własnej sytuacji materialnej. Obecnie wielu klientów odpuszcza w związku z ogromną niepewnością co do przyszłości - zaznacza Michał Sztabler.

money.pl

Średnia pensja wystarczy na pół metra mieszkania

Ponad dwa miesiące musi pracować Polak, aby kupić zaledwie jeden metr kwadratowy mieszkania w dużym mieście. W krajach Europy Zachodniej już za jedną średnią pensję można nabyć nawet ponad dwa metry.

Fundacja na Rzecz Kredytu Hipotecznego opracowała specjalny wskaźnik, który obrazuje, jak ciężko jest zapracować na własne M. Obecnie za średnią pensję można kupić zaledwie na 0,45 metra kwadratowego mieszkania.

źródło: Fundacja na Rzecz Kredytu Hipotecznego

W ocenie Agnieszki Nierodki, ekonomistki Fundacji na Rzecz Kredytu Hipotecznego i autorki badania, dane te wskazują, że dostępność mieszkań jest wciąż zbyt niska, aby zaspokoić potrzeby mieszkaniowe.

- W Europie Zachodniej za przeciętną płacę brutto można nabyć od 1,5 do 2,5 metrów kwadratowych - wskazuje Agnieszka Nierodka.

Są dwie przyczyny tak niskiego wskaźnika w Polsce. - Z jednej strony to relatywnie niskie zarobki na tle średniej UE, z drugiej niedawna hossa na rynku deweloperskim, która wywindowała ceny. Ten wskaźnik zawsze był niekorzystny dla kupujących, a jednak w ostatnich latach miliony Polaków zdecydowało się na nowe M - zaznacza Michał Sztabler, analityk DM PKO BP.

ego zdaniem, cena mieszkania ma tak naprawdę wtórne znaczenie przy zakupie. W hossie mieszkania sprzedawały się jak świeże bułeczki przy mocno wyśrubowanych cenach. Teraz jest taniej, a jednocześnie popyt gaśnie.

- Decydującym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania jest dostęp klienta do kredytowania inwestycji i ocena własnej sytuacji materialnej. Obecnie wielu klientów odpuszcza w związku z ogromną niepewnością co do przyszłości - zaznacza Michał Sztabler.

money.pl

Pronox sprzeda nieruchomości

Pronox Technology chce pozyskać około 25 mln zł ze sprzedaży zbędnych aktywów, a środki te przeznaczy na zmniejszenie zobowiązań.

Spółka nie obawia się utraty płynności, ani nie rozważa wniosku o upadłość - poinformował wiceprezes Pronoksu Dariusz Smagorowicz.

Wystawiliśmy na sprzedaż nieruchomość na Porcelanowej w Katowicach oraz część działki w Dąbrowie Górniczej. Spodziewamy się pozyskania ze sprzedaży tych aktywów około 25 mln zł, które przeznaczymy na zmniejszenie zobowiązań finansowych - powiedział Smagorowicz.

Sprzedaż aktywów planujemy przeprowadzić w ciągu około dwóch- trzech miesięcy - dodał.

Grupa Pronoksu miała w IV kw. 2008 r. 30,23 mln zł straty netto wobec 5,88 mln zł zysku rok wcześniej. Na wyniki negatywnie wpłynęły m.in. słabnący kurs złotego i rezerwy na należności.

Na koniec 2008 r. zobowiązania długoterminowe grupy wynosiły 44,2 mln zł wobec 27,7 mln zł rok wcześniej, a zobowiązania krótkoterminowe wzrosły do 195,98 mln zł z 117,3 mln zł. Kapitały własne na koniec 2008 r. były na poziomie 54,65 mln zł, podczas gdy rok wcześniej 84,68 mln zł.

Kapitał zakładowy Pronoksu dzieli się na 9.310.000 akcji, a kapitalizacja spółki na zamknięciu wtorkowej sesji wynosiła 13,22 mln zł.

Smagorowicz poinformował, że nie obawia się o płynność spółki, ani nie jest rozważany wniosek o upadłość.

Obecnie nie obawiamy się utraty płynności, ani nie rozważamy złożenia wniosku o upadłość. Żaden z banków nie planuje postawienia nam kredytów w stan wymagalności, prowadziliśmy z bankami rozmowy od jakiegoś czasu i tu sytuacja jest pod kontrolą - powiedział.

Wiceprezes poinformował też, że w pierwszych dwóch miesiącach 2009 roku spółka wypracowała dodatnie wyniki operacyjne.

Spodziewamy się, że wynik operacyjny stycznia i lutego będzie dodatni, wynik na działalności finansowej, jak u każdego importera w tym okresie, pewnie pod kreską - powiedział.

PAP/money.pl/ 2009-03-18 13:08:00

Pronox sprzeda nieruchomości

Pronox Technology chce pozyskać około 25 mln zł ze sprzedaży zbędnych aktywów, a środki te przeznaczy na zmniejszenie zobowiązań.

Spółka nie obawia się utraty płynności, ani nie rozważa wniosku o upadłość - poinformował wiceprezes Pronoksu Dariusz Smagorowicz.

Wystawiliśmy na sprzedaż nieruchomość na Porcelanowej w Katowicach oraz część działki w Dąbrowie Górniczej. Spodziewamy się pozyskania ze sprzedaży tych aktywów około 25 mln zł, które przeznaczymy na zmniejszenie zobowiązań finansowych - powiedział Smagorowicz.

Sprzedaż aktywów planujemy przeprowadzić w ciągu około dwóch- trzech miesięcy - dodał.

Grupa Pronoksu miała w IV kw. 2008 r. 30,23 mln zł straty netto wobec 5,88 mln zł zysku rok wcześniej. Na wyniki negatywnie wpłynęły m.in. słabnący kurs złotego i rezerwy na należności.

Na koniec 2008 r. zobowiązania długoterminowe grupy wynosiły 44,2 mln zł wobec 27,7 mln zł rok wcześniej, a zobowiązania krótkoterminowe wzrosły do 195,98 mln zł z 117,3 mln zł. Kapitały własne na koniec 2008 r. były na poziomie 54,65 mln zł, podczas gdy rok wcześniej 84,68 mln zł.

Kapitał zakładowy Pronoksu dzieli się na 9.310.000 akcji, a kapitalizacja spółki na zamknięciu wtorkowej sesji wynosiła 13,22 mln zł.

Smagorowicz poinformował, że nie obawia się o płynność spółki, ani nie jest rozważany wniosek o upadłość.

Obecnie nie obawiamy się utraty płynności, ani nie rozważamy złożenia wniosku o upadłość. Żaden z banków nie planuje postawienia nam kredytów w stan wymagalności, prowadziliśmy z bankami rozmowy od jakiegoś czasu i tu sytuacja jest pod kontrolą - powiedział.

Wiceprezes poinformował też, że w pierwszych dwóch miesiącach 2009 roku spółka wypracowała dodatnie wyniki operacyjne.

Spodziewamy się, że wynik operacyjny stycznia i lutego będzie dodatni, wynik na działalności finansowej, jak u każdego importera w tym okresie, pewnie pod kreską - powiedział.

PAP/money.pl/ 2009-03-18 13:08:00

Ciech sprzedaje ziemię

Ciech określił cenę planowanej do zbycia działki w Warszawie o powierzchni 12 tys. metrów kwadratowych na około 25 mln zł - poinformował Ryszard Kunicki, prezes Ciechu.

W środę nadzwyczajne walne Ciechu zgodziło się na zbycie dwóch działek. Jedna z nich ma powierzchnię 12 tys. metrów kwadratowych i stoi na niej budynek przeznaczony do wyburzenia, a druga działka ma 8 tys. metrów kwadratowych.

Mamy już oszacowanie wartości obydwu działek. Cenę wywoławczą działki z budynkiem określiliśmy na około 25 mln zł - powiedział prezes Ciechu.

Na drugiej działce chcemy przeprowadzić inwestycję wspólnie z deweloperem. Do spółki celowej z deweloperem zamierzamy wnieść działkę i rozliczyć się z wykonawcą poprzez oddanie nam jednego z dwóch mających tam powstać budynków biurowych - dodał.

Prezes powiedział też, że na mniejszej działce, oprócz dwóch budynków biurowych, mają powstać też dwa budynki mieszkalne.

Kunicki nie podał jednak na ile Ciech szacuje wartość mniejszej działki.

Według prezesa Ciechu zaproszenie do składania ofert w ramach zbycia dwóch działek powinno zostać ogłoszone w kwietniu.

Uważam, że jest realna szansa na zakończenie tych transakcji jeszcze w roku 2009 - powiedział.

Prezes przypomniał, że Ciech w tym roku powinien przeprowadzić kilka dezinwestycji. Spółka chce między innymi sprzedać pakiet PTU, spółkę Cheman oraz Polfę.

Zastanawiamy się także nad sprzedażą udziałów w spółkach zagranicznych. Mamy firmy w Anglii, Singapurze i Brazylii. Na jednym z kwietniowych posiedzeń zarządu znajdzie się punkt dotyczący dezinwestycji w naszych spółkach, również tych zagranicznych - powiedział prezes.

Łącznie spółek, które trafią na listę i które będą rozważane pod względem celowości sprzedaży, jest ponad dwadzieścia - dodał.

Prezes Kunicki powiedział, że środki ze sprzedaży spółek posłużą Ciechowi głównie do obniżenia zadłużenia grupy.

 money.pl/2009-03-18 16:04:46



  (PAP

Ciech sprzedaje ziemię

Ciech określił cenę planowanej do zbycia działki w Warszawie o powierzchni 12 tys. metrów kwadratowych na około 25 mln zł - poinformował Ryszard Kunicki, prezes Ciechu.

W środę nadzwyczajne walne Ciechu zgodziło się na zbycie dwóch działek. Jedna z nich ma powierzchnię 12 tys. metrów kwadratowych i stoi na niej budynek przeznaczony do wyburzenia, a druga działka ma 8 tys. metrów kwadratowych.

Mamy już oszacowanie wartości obydwu działek. Cenę wywoławczą działki z budynkiem określiliśmy na około 25 mln zł - powiedział prezes Ciechu.

Na drugiej działce chcemy przeprowadzić inwestycję wspólnie z deweloperem. Do spółki celowej z deweloperem zamierzamy wnieść działkę i rozliczyć się z wykonawcą poprzez oddanie nam jednego z dwóch mających tam powstać budynków biurowych - dodał.

Prezes powiedział też, że na mniejszej działce, oprócz dwóch budynków biurowych, mają powstać też dwa budynki mieszkalne.

Kunicki nie podał jednak na ile Ciech szacuje wartość mniejszej działki.

Według prezesa Ciechu zaproszenie do składania ofert w ramach zbycia dwóch działek powinno zostać ogłoszone w kwietniu.

Uważam, że jest realna szansa na zakończenie tych transakcji jeszcze w roku 2009 - powiedział.

Prezes przypomniał, że Ciech w tym roku powinien przeprowadzić kilka dezinwestycji. Spółka chce między innymi sprzedać pakiet PTU, spółkę Cheman oraz Polfę.

Zastanawiamy się także nad sprzedażą udziałów w spółkach zagranicznych. Mamy firmy w Anglii, Singapurze i Brazylii. Na jednym z kwietniowych posiedzeń zarządu znajdzie się punkt dotyczący dezinwestycji w naszych spółkach, również tych zagranicznych - powiedział prezes.

Łącznie spółek, które trafią na listę i które będą rozważane pod względem celowości sprzedaży, jest ponad dwadzieścia - dodał.

Prezes Kunicki powiedział, że środki ze sprzedaży spółek posłużą Ciechowi głównie do obniżenia zadłużenia grupy.

 money.pl/2009-03-18 16:04:46



  (PAP

Spółka zależna Mostostal Zabrze wybuduję drogę

Przedsiębiorstwo Robót Drogowych i Mostowych (PRiM), spółka z grupy Mostostal Zabrze-Holding, złożyła najlepszą ofertę na budowę odcinka południowej obwodnicy Kędzierzyna-Koźla o wartości 30,58 mln zł brutto.
Zarząd Mostostal Zabrze-Holding informuje, iż w dniu 17 marca 2009 r. powziął informację o uznaniu za najkorzystniejszą ofertę złożoną przez PRDiM na budowę południowej obwodnicy m. Kędzierzyn - Koźle w ciągu drogi krajowej nr 40 - część A od km 0+999,40 km + do km 2+460,15. Wartość oferty wynosi 30.580.663,26 zł brutto" - czytamy w komunikacie.

Spółka podała, że w przetargu uczestniczyło w sumie 7 ofert, z czego 1 oferta została odrzucona. Oferta PRDiM została wybrana ze względu na najniższą cenę oraz otrzymała najwyższą punktację wśród ofert nieodrzuconych.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa Mostostal Zabrze miała 44,85 mln zł skonsolidowanego zysku netto wobec 54,18 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 833,8 mln zł wobec 682,5 mln zł.
money.pl/2009-03-18 19:03:04

Spółka zależna Mostostal Zabrze wybuduję drogę

Przedsiębiorstwo Robót Drogowych i Mostowych (PRiM), spółka z grupy Mostostal Zabrze-Holding, złożyła najlepszą ofertę na budowę odcinka południowej obwodnicy Kędzierzyna-Koźla o wartości 30,58 mln zł brutto.
Zarząd Mostostal Zabrze-Holding informuje, iż w dniu 17 marca 2009 r. powziął informację o uznaniu za najkorzystniejszą ofertę złożoną przez PRDiM na budowę południowej obwodnicy m. Kędzierzyn - Koźle w ciągu drogi krajowej nr 40 - część A od km 0+999,40 km + do km 2+460,15. Wartość oferty wynosi 30.580.663,26 zł brutto" - czytamy w komunikacie.

Spółka podała, że w przetargu uczestniczyło w sumie 7 ofert, z czego 1 oferta została odrzucona. Oferta PRDiM została wybrana ze względu na najniższą cenę oraz otrzymała najwyższą punktację wśród ofert nieodrzuconych.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa Mostostal Zabrze miała 44,85 mln zł skonsolidowanego zysku netto wobec 54,18 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 833,8 mln zł wobec 682,5 mln zł.
money.pl/2009-03-18 19:03:04

Osiedle Żubr - i kto tu jest jeleniem?

W Niepołomicach pod Krakowem powstawało osiedle mieszkaniowe. Sielską atmosferę lokatorom miała gwarantować lokalizacja z dala od zgiełku miasta oraz bliskość Puszczy Niepołomickiej. Niestety - deweloper zainkasował 12 milionów złotych i z zobowiązaniem rzędu 17 milionów zł wobec firmy budowlanej ulotnił się.

Niedoszli mieszkańcy osiedla Żubr liczą na ugodę z właścicielem spółki Marcelisem Boerem. Firma Adma (główny wierzyciel Providentii Invest), która do września 2008 r. budowała osiedle, zaproponowała, że przejmie spółkę "Osiedle Żubr" ze wszystkimi zobowiązaniami i doprowadzi budowę do końca. - Jesienią 2008 roku Providentia przestała płacić wykonawcy - powiedział Interia.pl Paweł Szczepański - prawnik firmy Adma. - Mamy potencjał organizacyjny i finansowy by dokończyć osiedle. Zaproponowaliśmy, że przejmiemy teren i dokończymy inwestycję- dodał.

Zabawa w ciuciubabkę

Takie rozwiązanie uchroniłoby mieszkańców oraz głównego wykonawcę przed konsekwencjami upadku dewelopera. Providentia podpisała dwie umowy przedwstępne ze spółką Adma, w której zobowiązała się, że jeżeli nie uzyska finansowania budowy, sprzeda osiedle. Pod koniec stycznia deweloper zamknął wszystkie biura (w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu). Klienci na spotkaniach z wykonawcą ustalili, że Providentia utraciła płynność finansową oraz że wyprowadziła ze spółki około 12 milionów złotych - głównie z wpłat od niedoszłych mieszkańców. Adma dwukrotnie próbowała sfinalizować przejęcie osiedla, bezskutecznie. Kwestię wyczyszczonego konta bada krakowska prokuratura.

Wszystkiemu winien kryzys?

Sytuacje jak ta - niestety - będą się powtarzać. W czasach boomu na rynku nieruchomości, gdy kupowano "dziurę w ziemi" odeszły w niepamięć, ale wielu inwestycji deweloperzy nie zdołali ukończyć. Banki odcięły inwestorów od pieniędzy i nie tylko mali, ale także najwięksi deweloperzy mają problemy z ukończeniem inwestycji rozpoczętych jeszcze w czasach prosperity. W listopadzie Leszek Czarnecki zawiesił budowę sztandarowej Sky Tower we Wrocławiu, chwilę później Dom Development ogłosił, że zwalnia część załogi. Powód? Kryzys i brak zainteresowania inwestycjami ze strony klientów, którym trudno się dziwić. Oni też w bankach nie mają czego szukać. Jednak w tej sprawie problemy zdają się wynikać z innych powodów. Jeżeli we wrześniu pojawiły się problemy z finansowaniem budowy, dlaczego Providentia nie przystała na propozycję kupna Żubra przez wykonawcę? Dlaczego deweloper unika rozmów z klientami i przedstawicielami Admy? W tych działaniach widać złą wolę dewelopera. Niestety, ani stanowiska prezesa Marcelisa Boera ani spółki Providentia nie udało nam się uzyskać mimo wielokrotnych prób.

Klient ostatni gasi światło

Obecny system prawny nie gwarantuje bezpieczeństwa transakcji ludziom, którzy chcą kupić dom, lub mieszkanie, które nie zostało jeszcze wybudowane. W przypadku bankructwa dewelopera, klient może zaspokoić swoje roszczenia z majątku masy upadłościowej dopiero po instytucjach państwowych i bankach. Jedynie kupno gotowego lokalu może nas ustrzec przed ryzykiem bankructwa inwestora. Dlatego niedoszłym mieszkańcom osiedla Żubr tak zależy na ugodzie głównego wykonawcy z Providentią. Jeżeli Admie nie uda się przejąć inwestycji, wystąpi do sądu o ściągnięcie swoich 17 milionów od Providentii - mówi jeden z poszkodowanych - Providentia nie ma tych pieniędzy, więc sąd doprowadzi ją do upadłości. Klienci sądzą, że na tym może zależeć Holendrowi. Jedna ze spółek Marcelisa Boera (zasiada w kilkunastu zarządach) mogłaby przejąć osiedle w licytacji i zacząć "interes" od nowa.

Lekcja wychowania

Zdezorientowani klienci pojechali do siedziby spółki Providentia w czwartek, by osobiście porozmawiać z prezesem. - Boer na nasz widok wybiegł z biura przerażony, krzycząc że "uczciwi ludzie umawiają się na spotkania" - relacjonuje dziennikarz RMF FM. - Na pytania klientów odpowiadał Janusz Wesołowski - szef finansów Providentia, który ostatecznie nakazał wszystkim opuścić biuro i wezwał policję. Prezes obiecał, ze spotka się w Krakowie z delegacją mieszkańców. - Wszyscy wiemy, że tego nie zrobi - wątpią bezsilni klienci.

Plac budowy zamarł, budynki i materiały niszczeją, osiedle świeci pustkami, wszystko w ostateczności odbije się na kieszeniach klientów.

Sytuacja jak ta, pokazuje, że prawo jest nieudolne, bo człowiek jeśli chce, znajdzie w nim lukę, lub egzotyczną wykładnię. Ludzie nie pamiętają o podstawowej zasadzie kodeksu cywilnego: Art. 65.§ 2. W umowach należy raczej badać, jaki był zgodny zamiar stron i cel umowy, aniżeli opierać się na jej dosłownym brzmieniu.

Michał Morek

interia.pl/Piątek, 20 marca (12:00)

Osiedle Żubr - i kto tu jest jeleniem?

W Niepołomicach pod Krakowem powstawało osiedle mieszkaniowe. Sielską atmosferę lokatorom miała gwarantować lokalizacja z dala od zgiełku miasta oraz bliskość Puszczy Niepołomickiej. Niestety - deweloper zainkasował 12 milionów złotych i z zobowiązaniem rzędu 17 milionów zł wobec firmy budowlanej ulotnił się.

Niedoszli mieszkańcy osiedla Żubr liczą na ugodę z właścicielem spółki Marcelisem Boerem. Firma Adma (główny wierzyciel Providentii Invest), która do września 2008 r. budowała osiedle, zaproponowała, że przejmie spółkę "Osiedle Żubr" ze wszystkimi zobowiązaniami i doprowadzi budowę do końca. - Jesienią 2008 roku Providentia przestała płacić wykonawcy - powiedział Interia.pl Paweł Szczepański - prawnik firmy Adma. - Mamy potencjał organizacyjny i finansowy by dokończyć osiedle. Zaproponowaliśmy, że przejmiemy teren i dokończymy inwestycję- dodał.

Zabawa w ciuciubabkę

Takie rozwiązanie uchroniłoby mieszkańców oraz głównego wykonawcę przed konsekwencjami upadku dewelopera. Providentia podpisała dwie umowy przedwstępne ze spółką Adma, w której zobowiązała się, że jeżeli nie uzyska finansowania budowy, sprzeda osiedle. Pod koniec stycznia deweloper zamknął wszystkie biura (w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu). Klienci na spotkaniach z wykonawcą ustalili, że Providentia utraciła płynność finansową oraz że wyprowadziła ze spółki około 12 milionów złotych - głównie z wpłat od niedoszłych mieszkańców. Adma dwukrotnie próbowała sfinalizować przejęcie osiedla, bezskutecznie. Kwestię wyczyszczonego konta bada krakowska prokuratura.

Wszystkiemu winien kryzys?

Sytuacje jak ta - niestety - będą się powtarzać. W czasach boomu na rynku nieruchomości, gdy kupowano "dziurę w ziemi" odeszły w niepamięć, ale wielu inwestycji deweloperzy nie zdołali ukończyć. Banki odcięły inwestorów od pieniędzy i nie tylko mali, ale także najwięksi deweloperzy mają problemy z ukończeniem inwestycji rozpoczętych jeszcze w czasach prosperity. W listopadzie Leszek Czarnecki zawiesił budowę sztandarowej Sky Tower we Wrocławiu, chwilę później Dom Development ogłosił, że zwalnia część załogi. Powód? Kryzys i brak zainteresowania inwestycjami ze strony klientów, którym trudno się dziwić. Oni też w bankach nie mają czego szukać. Jednak w tej sprawie problemy zdają się wynikać z innych powodów. Jeżeli we wrześniu pojawiły się problemy z finansowaniem budowy, dlaczego Providentia nie przystała na propozycję kupna Żubra przez wykonawcę? Dlaczego deweloper unika rozmów z klientami i przedstawicielami Admy? W tych działaniach widać złą wolę dewelopera. Niestety, ani stanowiska prezesa Marcelisa Boera ani spółki Providentia nie udało nam się uzyskać mimo wielokrotnych prób.

Klient ostatni gasi światło

Obecny system prawny nie gwarantuje bezpieczeństwa transakcji ludziom, którzy chcą kupić dom, lub mieszkanie, które nie zostało jeszcze wybudowane. W przypadku bankructwa dewelopera, klient może zaspokoić swoje roszczenia z majątku masy upadłościowej dopiero po instytucjach państwowych i bankach. Jedynie kupno gotowego lokalu może nas ustrzec przed ryzykiem bankructwa inwestora. Dlatego niedoszłym mieszkańcom osiedla Żubr tak zależy na ugodzie głównego wykonawcy z Providentią. Jeżeli Admie nie uda się przejąć inwestycji, wystąpi do sądu o ściągnięcie swoich 17 milionów od Providentii - mówi jeden z poszkodowanych - Providentia nie ma tych pieniędzy, więc sąd doprowadzi ją do upadłości. Klienci sądzą, że na tym może zależeć Holendrowi. Jedna ze spółek Marcelisa Boera (zasiada w kilkunastu zarządach) mogłaby przejąć osiedle w licytacji i zacząć "interes" od nowa.

Lekcja wychowania

Zdezorientowani klienci pojechali do siedziby spółki Providentia w czwartek, by osobiście porozmawiać z prezesem. - Boer na nasz widok wybiegł z biura przerażony, krzycząc że "uczciwi ludzie umawiają się na spotkania" - relacjonuje dziennikarz RMF FM. - Na pytania klientów odpowiadał Janusz Wesołowski - szef finansów Providentia, który ostatecznie nakazał wszystkim opuścić biuro i wezwał policję. Prezes obiecał, ze spotka się w Krakowie z delegacją mieszkańców. - Wszyscy wiemy, że tego nie zrobi - wątpią bezsilni klienci.

Plac budowy zamarł, budynki i materiały niszczeją, osiedle świeci pustkami, wszystko w ostateczności odbije się na kieszeniach klientów.

Sytuacja jak ta, pokazuje, że prawo jest nieudolne, bo człowiek jeśli chce, znajdzie w nim lukę, lub egzotyczną wykładnię. Ludzie nie pamiętają o podstawowej zasadzie kodeksu cywilnego: Art. 65.§ 2. W umowach należy raczej badać, jaki był zgodny zamiar stron i cel umowy, aniżeli opierać się na jej dosłownym brzmieniu.

Michał Morek

interia.pl/Piątek, 20 marca (12:00)

Wymiana okien - zwrot kosztów w PIT

Podatnicy, którzy wymienili okna na własny koszt, a następnie otrzymali zwrot tych środków, np. ze spółdzielni mieszkaniowej, muszą go wykazać w rocznym PIT i opodatkować jako dochód z innych źródeł. Takie stanowisko prezentuje Ministerstwo Finansów.

Jak podkreśla Aleksandra Kosonowska, starszy konsultant w Accreo Taxand, zdaniem MF zwrot wydatków stanowi dla lokatorów tzw. przychód z innych źródeł (bez względu na to, czy ma on formę pieniężną, czy też spółdzielnia zaliczyła go na poczet czynszu). Oznacza to, że w ocenie MF lokatorzy, otrzymujący zwrot wydatków ze spółdzielni, muszą zapłacić od niego podatek dochodowy od osób fizycznych obliczony według skali podatkowej.

- Rozliczenie zwrotu powinno nastąpić w zeznaniu rocznym (co do zasady PIT-36). Ministerstwo Finansów uznaje również, że spółdzielnia mieszkaniowa, zwracając wydatki, ma obowiązek przygotowania informacji PIT-8C - przypomina Aleksandra Kosonowska.

Informacja PIT-8C dla podatnika stanowi podstawę do wypełnienia zeznania rocznego, zaś dla urzędu podstawę do jego zweryfikowania.

Rozliczenie refundacji kosztów stolarki okiennej przez spółdzielnie mieszkaniowe przysparza podatnikom wielu problemów. Na ten aspekt zwraca uwagę Krzysztof Ścipień, starszy asystent podatkowy w BDO Numerica International Auditors & Consultants biuro w Katowicach, który stwierdza, że wątpliwości rodzi rozbieżność stanowisk prezentowanych przez organy podatkowe oraz orzecznictwo sądów administracyjnych.

Do 17 grudnia 2008 r. obowiązywało korzystne dla podatników stanowisko MF, wyrażane również w wydawanych przez organy podatkowe interpretacjach, m.in. w postanowieniu naczelnika Urzędu Skarbowego w Prudniku z 29 maja 2007 r. (nr PD-406/2/07), zgodnie z którym wypłacone przez spółdzielnię członkom spółdzielni oraz osobom niebędącym jej członkami kwoty z tytułu częściowego zwrotu poniesionych przez nich uprzednio nakładów związanych z wymianą stolarki okiennej w lokalach mieszkalnych nie powodują powstania po stronie tych osób przysporzenia majątkowego, a więc nie stanowią przychodu podlegającego opodatkowaniu PIT.

- Zatem wypłaty refundacji nie stanowią przychodu z innych źródeł - podkreśla Krzysztof Ścipień.

*

Jakie stanowiska ws. opodatkowania refundacji można znaleźć w interpretacjach wydawanych przez naczelników urzędów skarbowych ? Co trzeba zrobić w szczególnej sytuacji, gdy zwrot środków za wymianę okien jest wypłacany lokatorom z funduszu remontowego, na który sami odprowadzają składki?

Więcej: Gazeta Prawna 20.03.2009 (56) - str.2-3

Ewa Matyszewska

inter4ia.pl/Piątek, 20 marca (06:00)

Wymiana okien - zwrot kosztów w PIT

Podatnicy, którzy wymienili okna na własny koszt, a następnie otrzymali zwrot tych środków, np. ze spółdzielni mieszkaniowej, muszą go wykazać w rocznym PIT i opodatkować jako dochód z innych źródeł. Takie stanowisko prezentuje Ministerstwo Finansów.

Jak podkreśla Aleksandra Kosonowska, starszy konsultant w Accreo Taxand, zdaniem MF zwrot wydatków stanowi dla lokatorów tzw. przychód z innych źródeł (bez względu na to, czy ma on formę pieniężną, czy też spółdzielnia zaliczyła go na poczet czynszu). Oznacza to, że w ocenie MF lokatorzy, otrzymujący zwrot wydatków ze spółdzielni, muszą zapłacić od niego podatek dochodowy od osób fizycznych obliczony według skali podatkowej.

- Rozliczenie zwrotu powinno nastąpić w zeznaniu rocznym (co do zasady PIT-36). Ministerstwo Finansów uznaje również, że spółdzielnia mieszkaniowa, zwracając wydatki, ma obowiązek przygotowania informacji PIT-8C - przypomina Aleksandra Kosonowska.

Informacja PIT-8C dla podatnika stanowi podstawę do wypełnienia zeznania rocznego, zaś dla urzędu podstawę do jego zweryfikowania.

Rozliczenie refundacji kosztów stolarki okiennej przez spółdzielnie mieszkaniowe przysparza podatnikom wielu problemów. Na ten aspekt zwraca uwagę Krzysztof Ścipień, starszy asystent podatkowy w BDO Numerica International Auditors & Consultants biuro w Katowicach, który stwierdza, że wątpliwości rodzi rozbieżność stanowisk prezentowanych przez organy podatkowe oraz orzecznictwo sądów administracyjnych.

Do 17 grudnia 2008 r. obowiązywało korzystne dla podatników stanowisko MF, wyrażane również w wydawanych przez organy podatkowe interpretacjach, m.in. w postanowieniu naczelnika Urzędu Skarbowego w Prudniku z 29 maja 2007 r. (nr PD-406/2/07), zgodnie z którym wypłacone przez spółdzielnię członkom spółdzielni oraz osobom niebędącym jej członkami kwoty z tytułu częściowego zwrotu poniesionych przez nich uprzednio nakładów związanych z wymianą stolarki okiennej w lokalach mieszkalnych nie powodują powstania po stronie tych osób przysporzenia majątkowego, a więc nie stanowią przychodu podlegającego opodatkowaniu PIT.

- Zatem wypłaty refundacji nie stanowią przychodu z innych źródeł - podkreśla Krzysztof Ścipień.

*

Jakie stanowiska ws. opodatkowania refundacji można znaleźć w interpretacjach wydawanych przez naczelników urzędów skarbowych ? Co trzeba zrobić w szczególnej sytuacji, gdy zwrot środków za wymianę okien jest wypłacany lokatorom z funduszu remontowego, na który sami odprowadzają składki?

Więcej: Gazeta Prawna 20.03.2009 (56) - str.2-3

Ewa Matyszewska

inter4ia.pl/Piątek, 20 marca (06:00)

Wreszcie straszak na dewelopera

Na fali upadłości deweloperów i dekoniunktury na rynku nieruchomości powstał pomysł, by zabezpieczyć interesy innych uczestników procesu budowlanego. Przybrał on formę obywatelskiej inicjatywy wprowadzającym instytucję hipoteki budowlanej.

Miałaby ona zapewniać innym uczestnikom procesu budowlanego (np. inżynierom, dostawcom oraz producentom materiałów i urządzeń, wykonawcom robót wykończeniowych) gwarancję zapłaty w razie ekonomicznych problemów dewelopera.

Zdaniem twórców projektu, zakres uprawnionych powinien być stosunkowo szeroki, jednak obejmować tylko tych wierzycieli, na których ciąży szczególne ryzyko. Chodzi tu o ryzyko, które z reguły nie występuje w przypadku innych należności z uwagi na możliwość skorzystania przez wierzyciela z ogólnych instrumentów prawa cywilnego (np. prawo do odstąpienia od umowy). Przedmiotem obciążenia tą hipoteką miałaby być nieruchomość, na której realizowana jest inwestycja budowlana.

Hipoteka budowlana byłaby hipoteką przymusową, podobnie jak w prawie niemieckim. Powstawałaby (tak jak umowna) z chwilą jej wpisu do księgi wieczystej, dokonanego na wniosek uprawnionego. Istotą tego rodzaju hipoteki jest możliwość uzyskania jej bez zgody właściciela nieruchomości obciążanej (inwestora). Hipoteka budowlana byłaby ponadto hipoteką kaucyjną (w dacie jej powstania z reguły nie jest wiadoma łączna kwota niespłaconych należności, które mają zostać zabezpieczone) oraz hipoteką "wspólną", tj. przysługującą wszystkim uczestnikom procesu budowlanego, którzy skorzystali z prawa do uzyskania zabezpieczenia hipotecznego. Między poszczególnymi uczestnikami nie obowiązywałaby zasada pierwszeństwa wpisu - byłoby to ich wspólne prawo.

Prawo do uzyskania hipoteki budowlanej

wynikałoby z samej ustawy. Uprawniony ("uczestnik inwestycji budowlanej") musiałby złożyć do sądu wniosek o wpis hipoteki. Podstawą uzyskania wpisu byłaby umowa zawarta między uczestnikami procesu budowlanego z podpisem notarialnie poświadczonym. Żądanie wpisu do księgi wieczystej mogłoby zostać ograniczone określonym terminem. W razie braku przeszkód prawnych sąd dokonywałby wpisu - w relacji do każdego kolejnego uczestnika inwestycji budowlanej. Dany uczestnik nie uzyskiwałby swej własnej hipoteki, lecz byłby "dopisywany" do wierzycieli figurujących już w księdze wieczystej jako uprawnionych z tytułu hipoteki ciążącej na obciążonej nieruchomości.

Inwestor powinien mieć możliwość kontroli osób, których wierzytelność została zabezpieczona hipoteką na jego nieruchomości. Dlatego, zdaniem twórców ustawy, powinien zostać wprowadzony obowiązek każdego uczestnika inwestycji budowlanej do zawiadomienia inwestora o złożeniu wniosku o wpis hipoteki do sądu oraz przedłożenia mu umowy stanowiącej podstawę wpisu. Zawiadomienie to powinno nastąpić wraz ze złożeniem wskazanego wniosku, względnie niezwłocznie po nim. Według pomysłodawców, rozważenia wymaga przyznanie inwestorowi prawa złożenia sprzeciwu wobec wpisu hipoteki obciążającej jego nieruchomość, ale w ograniczonym stopniu.

Hipoteka budowlana

wygasłaby w przypadku, gdy w określonym terminie od zakończenia inwestycji budowlanej (np. kilka miesięcy), nie zostałby złożony wniosek o wszczęcie egzekucji z nieruchomości obciążonej tą hipoteką i w przypadkach, w których wygasa zwykła hipoteka. Jak podkreśla Wojciech Szabunio, radca prawny, procedura związana z inwestycjami budowlanymi jest długotrwała i wiąże się z koniecznością zapewnienia finansowania przez dłuższy okres. Specyfiką polskiego rynku jest finansowanie działalności przez nabywców lokali mieszkalnych.

- Drugą stroną procesu są podmioty świadczące usługi na rzecz firm deweloperskich, w tym wykonawcy i podwykonawcy realizujący prace budowlane - mówi Wojciech Szabunio. - W tym zakresie problemem, oczywiście bardzo ważnym, jest zapewnienie zapłaty za wykonane usługi. Inicjatywa wprowadzenia hipoteki budowlanej może być metodą pozwalającą podmiotom realizującym prace na rzecz deweloperów na zmniejszenie ryzyka związanego z niewypłacalnością deweloperów. Co więcej, ustanowienie hipoteki może być swego rodzaju "straszakiem" dla deweloperów, którzy mają jeszcze niesprzedane lokale. Z punktu widzenia nabywców, zakup obciążonej hipoteką nieruchomości jest obarczony ryzykiem związanym z egzekucją z nabytej nieruchomości. Pamiętać należy jednak, że proponowane rozwiązania mają chronić tylko jedną ze stron procesu inwestycyjnego.

W odniesieniu do inwestycji komercyjnych hipoteka budowlana może być skutecznym narzędziem odzyskiwania należności. W odniesieniu do inwestycji mieszkaniowych pojawia się problem "społeczny", który również należy brać pod uwagę.

TOMASZ BORKOWSKI

źródło informacji: Gazeta Bankowa

Wreszcie straszak na dewelopera

Na fali upadłości deweloperów i dekoniunktury na rynku nieruchomości powstał pomysł, by zabezpieczyć interesy innych uczestników procesu budowlanego. Przybrał on formę obywatelskiej inicjatywy wprowadzającym instytucję hipoteki budowlanej.

Miałaby ona zapewniać innym uczestnikom procesu budowlanego (np. inżynierom, dostawcom oraz producentom materiałów i urządzeń, wykonawcom robót wykończeniowych) gwarancję zapłaty w razie ekonomicznych problemów dewelopera.

Zdaniem twórców projektu, zakres uprawnionych powinien być stosunkowo szeroki, jednak obejmować tylko tych wierzycieli, na których ciąży szczególne ryzyko. Chodzi tu o ryzyko, które z reguły nie występuje w przypadku innych należności z uwagi na możliwość skorzystania przez wierzyciela z ogólnych instrumentów prawa cywilnego (np. prawo do odstąpienia od umowy). Przedmiotem obciążenia tą hipoteką miałaby być nieruchomość, na której realizowana jest inwestycja budowlana.

Hipoteka budowlana byłaby hipoteką przymusową, podobnie jak w prawie niemieckim. Powstawałaby (tak jak umowna) z chwilą jej wpisu do księgi wieczystej, dokonanego na wniosek uprawnionego. Istotą tego rodzaju hipoteki jest możliwość uzyskania jej bez zgody właściciela nieruchomości obciążanej (inwestora). Hipoteka budowlana byłaby ponadto hipoteką kaucyjną (w dacie jej powstania z reguły nie jest wiadoma łączna kwota niespłaconych należności, które mają zostać zabezpieczone) oraz hipoteką "wspólną", tj. przysługującą wszystkim uczestnikom procesu budowlanego, którzy skorzystali z prawa do uzyskania zabezpieczenia hipotecznego. Między poszczególnymi uczestnikami nie obowiązywałaby zasada pierwszeństwa wpisu - byłoby to ich wspólne prawo.

Prawo do uzyskania hipoteki budowlanej

wynikałoby z samej ustawy. Uprawniony ("uczestnik inwestycji budowlanej") musiałby złożyć do sądu wniosek o wpis hipoteki. Podstawą uzyskania wpisu byłaby umowa zawarta między uczestnikami procesu budowlanego z podpisem notarialnie poświadczonym. Żądanie wpisu do księgi wieczystej mogłoby zostać ograniczone określonym terminem. W razie braku przeszkód prawnych sąd dokonywałby wpisu - w relacji do każdego kolejnego uczestnika inwestycji budowlanej. Dany uczestnik nie uzyskiwałby swej własnej hipoteki, lecz byłby "dopisywany" do wierzycieli figurujących już w księdze wieczystej jako uprawnionych z tytułu hipoteki ciążącej na obciążonej nieruchomości.

Inwestor powinien mieć możliwość kontroli osób, których wierzytelność została zabezpieczona hipoteką na jego nieruchomości. Dlatego, zdaniem twórców ustawy, powinien zostać wprowadzony obowiązek każdego uczestnika inwestycji budowlanej do zawiadomienia inwestora o złożeniu wniosku o wpis hipoteki do sądu oraz przedłożenia mu umowy stanowiącej podstawę wpisu. Zawiadomienie to powinno nastąpić wraz ze złożeniem wskazanego wniosku, względnie niezwłocznie po nim. Według pomysłodawców, rozważenia wymaga przyznanie inwestorowi prawa złożenia sprzeciwu wobec wpisu hipoteki obciążającej jego nieruchomość, ale w ograniczonym stopniu.

Hipoteka budowlana

wygasłaby w przypadku, gdy w określonym terminie od zakończenia inwestycji budowlanej (np. kilka miesięcy), nie zostałby złożony wniosek o wszczęcie egzekucji z nieruchomości obciążonej tą hipoteką i w przypadkach, w których wygasa zwykła hipoteka. Jak podkreśla Wojciech Szabunio, radca prawny, procedura związana z inwestycjami budowlanymi jest długotrwała i wiąże się z koniecznością zapewnienia finansowania przez dłuższy okres. Specyfiką polskiego rynku jest finansowanie działalności przez nabywców lokali mieszkalnych.

- Drugą stroną procesu są podmioty świadczące usługi na rzecz firm deweloperskich, w tym wykonawcy i podwykonawcy realizujący prace budowlane - mówi Wojciech Szabunio. - W tym zakresie problemem, oczywiście bardzo ważnym, jest zapewnienie zapłaty za wykonane usługi. Inicjatywa wprowadzenia hipoteki budowlanej może być metodą pozwalającą podmiotom realizującym prace na rzecz deweloperów na zmniejszenie ryzyka związanego z niewypłacalnością deweloperów. Co więcej, ustanowienie hipoteki może być swego rodzaju "straszakiem" dla deweloperów, którzy mają jeszcze niesprzedane lokale. Z punktu widzenia nabywców, zakup obciążonej hipoteką nieruchomości jest obarczony ryzykiem związanym z egzekucją z nabytej nieruchomości. Pamiętać należy jednak, że proponowane rozwiązania mają chronić tylko jedną ze stron procesu inwestycyjnego.

W odniesieniu do inwestycji komercyjnych hipoteka budowlana może być skutecznym narzędziem odzyskiwania należności. W odniesieniu do inwestycji mieszkaniowych pojawia się problem "społeczny", który również należy brać pod uwagę.

TOMASZ BORKOWSKI

źródło informacji: Gazeta Bankowa

Dolarowa bomba

Luźna polityka monetarna może dać tylko jeden skutek – inflację. Ponieważ dotyczy to dolara, czyli pieniądza światowego, jego inflacja dotknie finansowy rynek międzynarodowy.
Peter D. Schiff jest teraz jedną z najbardziej znanych postaci w amerykańskim świecie finansów. Przewidział obecny kryzys i to wtedy, gdy indeksy amerykańskiej giełdy pięły się w górę jak szalone, wszyscy brali kredyty i kupowali domy, a pośrednicy w imieniu banków wciskali kredyty bezrobotnym, mającym na koncie jedynie długi. W efekcie 69 proc. Amerykanów miało domy! Że wciskany bez opamiętania kredyt był bez pokrycia? Cóż z tego: wystarczyło – w myśl tej filozofii działania – poczekać 2-3 lata, w tym czasie spłacić hipotekę (na pytanie: z czego? – nie szukano dociekliwych odpowiedzi)… i sprzedać dom z zyskiem. Póki co można było zwiększać dług na kartach kredytowych (każdy Amerykanin miał ich pełny portfel), a rosnące zadłużenie szło na konto przyszłych zysków. Ameryka żyła w błogim świecie nieokiełzanej konsumpcji – na kredyt.

Rząd też się zadłużał, ale cały świat kupował papiery skarbowe. Alan Greenspan ciął stopy procentowe, pieniądz był tani, sprzedaż rosła. Zapowiadała się dla Stanów Zjednoczonych kolejna wspaniała dekada. Owszem, były spory, jak to przed wyborami: Afganistan, problem czy wystawienie choinki przed świętami nie narusza praw obywatelskich ateistów i czy już zaatakować Pakistan.

Schiff przestrzegał

Chyba jesienią 2007 r. odbyła się przed kamerami CNN debata o stanie koniunktury w USA (można ją jeszcze dzisiaj obejrzeć na YouTube). Z jednej strony kilku profesorów ekonomii – wśród nich najbardziej elokwentny Arthur Laffer (tak, ten od krzywej Laffera) – z drugiej, jakby trochę prowincjonalny inwestor Peter Schiff, autor kilku artykułów przedstawiających obraz gospodarki amerykańskiej w zgoła odmiennym świetle. Schiff sypał liczbami: wzrasta dług publiczny, stopa procentowa jest praktycznie ujemna, bilans handlu zagranicznego coraz gorszy, a kraj systematycznie pozbawia się przemysłu, eksportując go do Azji, łącznie z miejscami pracy. Ameryka żyje na kredyt, mamy tylko olbrzymi sektor finansowy, który produkuje gigantyczną ilość papierów i zyski, ale są to zyski papierowe. To wszystko się kiedyś zawali, Ameryka jest bankrutem – kasandrycznie ostrzegał Schiff. Laffer go wyśmiał, twierdząc, że Schiff myli dane i w ogóle jest niekompetentny. Argumentował, że przecież cały świat bije się o to, żeby tylko zainwestować kapitał w Stanach Zjednoczonych.

Dzisiaj Schiff został bez mała uznany za wizjonera, ma znaną firmę inwestycyjną. Napisał książkę „Cash Proof. How to Profit from the Coming Economic Collapse”, skierowaną do inwestorów, w której przestrzega przed gigantycznym kryzysem dolara i daje rady jak uniknąć strat i osiągnąć duże zyski.

Książka jest omawiana na portalu Money Morning; jeśli idzie o konkretne rady dla inwestorów, to trzeba książkę kupić (49 $), ale diagnoza Schiffa jest w internecie darmo. Ponieważ jak na razie diagnozy Schiffa się sprawdzają, może warto zapoznać się z jego argumentacją. Ciekawe jest zwłaszcza wytłumaczenie dlaczego mimo pogłębiającego się kryzysu w USA i coraz gorszych perspektyw (ostatnio skorygowane dane na IV kwartał 2008 r. wykazują już spadek ponad 6 proc. PKB), dolar cieszy się niesłabnącym powodzeniem inwestorów na całym świecie. Skąd ten pęd do wyprzedaży aktywów i ucieczka w płynność?

Ucieczka w płynność

Przez ostatnie lata narastał olbrzymi balon papierów wartościowych. Tylko w latach 2005-2010 wartość wszystkich światowych akcji, obligacji, CDS-ów i innych finansowych aktywów urósł – wg McKinsey Globar Institute – ze 118 bilionów do 200 bilionów dolarów. Wzrost o 69 proc. w ciągu 5 lat! Ta gigantyczna suma aktywów nie ma oczywiście pokrycia, to tylko papiery i zapisy na kontach (PKB światowy wynosi ok. 40 bilionów dolarów).

Na razie tylko drobna część tej bańki pękła. Ponieważ nie wiadomo, które aktywa i w jakim stopniu są „puste”, wobec powszechnego braku zaufania inwestorów do siebie, obserwujemy zjawisko ucieczki inwestorów od wszystkich aktywów jakimi dysponują, siłą rzeczy również od tych dobrych. Inwestorzy uciekają w płynność, to znaczy w pieniądz. A ponieważ nikt nie trzyma dłużej gotówki, bo to nie przynosi zysku, ucieka się w amerykańskie papiery skarbowe.

Przy takim popycie na pieniądz jest go ciągle za mało, dlatego też szef Fedu Ben S. Bernanke zasila system w płynność. Zwiększając bilans Fed wpływa na możliwość kreacji pieniądza przez banki, czasami sam stając się bezpośrednio kredytodawcą firm (np. udzielając im kredytu w zamian za ich obligacje). Nie sposób nie zauważyć, że w ten sposób nie rozwiązuje się problemu „pustych” aktywów, a jedynie podtrzymuje funkcjonowanie chorego systemu.

Główny ciężar zasilania systemu bankowego wziął jednak na siebie rząd. Mając już i tak coraz większy deficyt strukturalny w budżecie (dług publiczny już przekracza 10,6 bln dolarów), prezentuje kolejne plany (bailout) zasilania banków. W roku 2009 – 1,75 bln dolarów, a w roku 2010 – 1,17 bln dolarów.

Według „San Francisco Chronicle”, całkowite zobowiązania finansowe państwa, a więc kolejne programy ratowania banków wraz z już uchwalonymi programami zasileń oraz zobowiązaniami przyjętymi wcześniej (gwarancje dla Fannie i Freddie, wydatki wojskowe, budżet NASA etc.) – wynoszą 8,5 bln dolarów. To prawie tyle ile wynosi już istniejący dług publiczny (deficyt budżetowy USA w obecnym roku to 12 proc. PKB).

Taka sytuacja powoduje masową podaż rządowych papierów wartościowych, które są ciągle najbardziej płynne, mimo że przy stopie procentowej bliskiej 0 ich rentowność jest – biorąc pod uwagę inflację – minusowa. Inwestorzy z całego świata, uciekając od aktywów w płynność, kupują te papiery. Tym samym utrzymują ciągle kurs dolara na wysokim poziomie i umacniają jednocześnie rząd amerykański w jego dotychczasowej strategii – w istocie kreacji z długu pustego pieniądza. Jak niektórzy (np. Roubini) zauważyli, rząd amerykański, kiedy przyjdzie czas, nie będzie w stanie wykupić tych obligacji: będzie je tylko rolował. A więc kupujący nie odzyskają sumy zainwestowanej, tylko – przez jakiś czas – oprocentowanie. Do istniejącej już piramidy złych długów banków dojdzie kolejna piramida: długów rządu. W końcu inwestorzy zorientują się, że rząd działa jak pompa zasysająca ich oszczędności – tylko w jedną stronę.

Kiedy wybuchnie bomba

Luźna polityka monetarna i luźna polityka pieniężna może dać tylko jeden skutek – inflację. Ponieważ dotyczy to dolara jako ciągle pieniądza światowego, inflacja dolara dotknie cały finansowy rynek międzynarodowy. Wtedy zacznie się paniczna ucieczka od dolara, tak jak obecnie – do dolara. Może wywołać to kryzys na skalę dużo większą niż obecnie. Bo będzie to już nie tylko kryzys systemu finansowego, ale kryzys pieniądza. Schiff pisze: „bomba dotknie każdego, kto jest w promieniu rażenia”. Pierwsi (najlepiej poinformowani) uciekną, reszta pozostanie z coraz mniej wartościowym dolarem, który każdy będzie chciał sprzedać. Grozi wybuch „bomby dolarowej” i dlatego Schiff radzi: uciekaj od dolara już teraz. W złoto, inne waluty (np. franki szwajcarskie), w akcje dobrych firm na rynkach rozwijających się, które przetrwają kataklizm, np. Azji, Ameryki Łacińskiej.

Dlaczego ta bomba dotąd nie wybuchła? Bo ciągle jest powstrzymywana przez przeciwdziałający wektor ucieczki w płynność. Ale kiedy wybuchnie, to – zdaniem Schiffa – pochłonie biliony pustych dolarów. W pewnym sensie inwestorzy już „czują bluesa”; rośnie popyt na złoto i rośnie jego cena. Wkrótce zapewne wzrośnie popyt na surowce i cena kontraktów surowcowych pójdzie w górę. To też pewniejsze zabezpieczenie niż papier.

Na razie wszyscy myślą o groźbie recesji, nie dostrzegając dużo poważniejszej groźby. Lont już się tli. Bernanke łudzi się, że jak przyjdzie ożywienie, to „poskromi tygrysa inflacji”… Tylko czy zdąży...

Prof. Tomasz Gruszecki

Autor jest pracownikiem Instytutu Ekonomii KUL
onet.pl/
(Gazeta Bankowa/16.03.2009, godz. 20:05)

Dolarowa bomba

Luźna polityka monetarna może dać tylko jeden skutek – inflację. Ponieważ dotyczy to dolara, czyli pieniądza światowego, jego inflacja dotknie finansowy rynek międzynarodowy.
Peter D. Schiff jest teraz jedną z najbardziej znanych postaci w amerykańskim świecie finansów. Przewidział obecny kryzys i to wtedy, gdy indeksy amerykańskiej giełdy pięły się w górę jak szalone, wszyscy brali kredyty i kupowali domy, a pośrednicy w imieniu banków wciskali kredyty bezrobotnym, mającym na koncie jedynie długi. W efekcie 69 proc. Amerykanów miało domy! Że wciskany bez opamiętania kredyt był bez pokrycia? Cóż z tego: wystarczyło – w myśl tej filozofii działania – poczekać 2-3 lata, w tym czasie spłacić hipotekę (na pytanie: z czego? – nie szukano dociekliwych odpowiedzi)… i sprzedać dom z zyskiem. Póki co można było zwiększać dług na kartach kredytowych (każdy Amerykanin miał ich pełny portfel), a rosnące zadłużenie szło na konto przyszłych zysków. Ameryka żyła w błogim świecie nieokiełzanej konsumpcji – na kredyt.

Rząd też się zadłużał, ale cały świat kupował papiery skarbowe. Alan Greenspan ciął stopy procentowe, pieniądz był tani, sprzedaż rosła. Zapowiadała się dla Stanów Zjednoczonych kolejna wspaniała dekada. Owszem, były spory, jak to przed wyborami: Afganistan, problem czy wystawienie choinki przed świętami nie narusza praw obywatelskich ateistów i czy już zaatakować Pakistan.

Schiff przestrzegał

Chyba jesienią 2007 r. odbyła się przed kamerami CNN debata o stanie koniunktury w USA (można ją jeszcze dzisiaj obejrzeć na YouTube). Z jednej strony kilku profesorów ekonomii – wśród nich najbardziej elokwentny Arthur Laffer (tak, ten od krzywej Laffera) – z drugiej, jakby trochę prowincjonalny inwestor Peter Schiff, autor kilku artykułów przedstawiających obraz gospodarki amerykańskiej w zgoła odmiennym świetle. Schiff sypał liczbami: wzrasta dług publiczny, stopa procentowa jest praktycznie ujemna, bilans handlu zagranicznego coraz gorszy, a kraj systematycznie pozbawia się przemysłu, eksportując go do Azji, łącznie z miejscami pracy. Ameryka żyje na kredyt, mamy tylko olbrzymi sektor finansowy, który produkuje gigantyczną ilość papierów i zyski, ale są to zyski papierowe. To wszystko się kiedyś zawali, Ameryka jest bankrutem – kasandrycznie ostrzegał Schiff. Laffer go wyśmiał, twierdząc, że Schiff myli dane i w ogóle jest niekompetentny. Argumentował, że przecież cały świat bije się o to, żeby tylko zainwestować kapitał w Stanach Zjednoczonych.

Dzisiaj Schiff został bez mała uznany za wizjonera, ma znaną firmę inwestycyjną. Napisał książkę „Cash Proof. How to Profit from the Coming Economic Collapse”, skierowaną do inwestorów, w której przestrzega przed gigantycznym kryzysem dolara i daje rady jak uniknąć strat i osiągnąć duże zyski.

Książka jest omawiana na portalu Money Morning; jeśli idzie o konkretne rady dla inwestorów, to trzeba książkę kupić (49 $), ale diagnoza Schiffa jest w internecie darmo. Ponieważ jak na razie diagnozy Schiffa się sprawdzają, może warto zapoznać się z jego argumentacją. Ciekawe jest zwłaszcza wytłumaczenie dlaczego mimo pogłębiającego się kryzysu w USA i coraz gorszych perspektyw (ostatnio skorygowane dane na IV kwartał 2008 r. wykazują już spadek ponad 6 proc. PKB), dolar cieszy się niesłabnącym powodzeniem inwestorów na całym świecie. Skąd ten pęd do wyprzedaży aktywów i ucieczka w płynność?

Ucieczka w płynność

Przez ostatnie lata narastał olbrzymi balon papierów wartościowych. Tylko w latach 2005-2010 wartość wszystkich światowych akcji, obligacji, CDS-ów i innych finansowych aktywów urósł – wg McKinsey Globar Institute – ze 118 bilionów do 200 bilionów dolarów. Wzrost o 69 proc. w ciągu 5 lat! Ta gigantyczna suma aktywów nie ma oczywiście pokrycia, to tylko papiery i zapisy na kontach (PKB światowy wynosi ok. 40 bilionów dolarów).

Na razie tylko drobna część tej bańki pękła. Ponieważ nie wiadomo, które aktywa i w jakim stopniu są „puste”, wobec powszechnego braku zaufania inwestorów do siebie, obserwujemy zjawisko ucieczki inwestorów od wszystkich aktywów jakimi dysponują, siłą rzeczy również od tych dobrych. Inwestorzy uciekają w płynność, to znaczy w pieniądz. A ponieważ nikt nie trzyma dłużej gotówki, bo to nie przynosi zysku, ucieka się w amerykańskie papiery skarbowe.

Przy takim popycie na pieniądz jest go ciągle za mało, dlatego też szef Fedu Ben S. Bernanke zasila system w płynność. Zwiększając bilans Fed wpływa na możliwość kreacji pieniądza przez banki, czasami sam stając się bezpośrednio kredytodawcą firm (np. udzielając im kredytu w zamian za ich obligacje). Nie sposób nie zauważyć, że w ten sposób nie rozwiązuje się problemu „pustych” aktywów, a jedynie podtrzymuje funkcjonowanie chorego systemu.

Główny ciężar zasilania systemu bankowego wziął jednak na siebie rząd. Mając już i tak coraz większy deficyt strukturalny w budżecie (dług publiczny już przekracza 10,6 bln dolarów), prezentuje kolejne plany (bailout) zasilania banków. W roku 2009 – 1,75 bln dolarów, a w roku 2010 – 1,17 bln dolarów.

Według „San Francisco Chronicle”, całkowite zobowiązania finansowe państwa, a więc kolejne programy ratowania banków wraz z już uchwalonymi programami zasileń oraz zobowiązaniami przyjętymi wcześniej (gwarancje dla Fannie i Freddie, wydatki wojskowe, budżet NASA etc.) – wynoszą 8,5 bln dolarów. To prawie tyle ile wynosi już istniejący dług publiczny (deficyt budżetowy USA w obecnym roku to 12 proc. PKB).

Taka sytuacja powoduje masową podaż rządowych papierów wartościowych, które są ciągle najbardziej płynne, mimo że przy stopie procentowej bliskiej 0 ich rentowność jest – biorąc pod uwagę inflację – minusowa. Inwestorzy z całego świata, uciekając od aktywów w płynność, kupują te papiery. Tym samym utrzymują ciągle kurs dolara na wysokim poziomie i umacniają jednocześnie rząd amerykański w jego dotychczasowej strategii – w istocie kreacji z długu pustego pieniądza. Jak niektórzy (np. Roubini) zauważyli, rząd amerykański, kiedy przyjdzie czas, nie będzie w stanie wykupić tych obligacji: będzie je tylko rolował. A więc kupujący nie odzyskają sumy zainwestowanej, tylko – przez jakiś czas – oprocentowanie. Do istniejącej już piramidy złych długów banków dojdzie kolejna piramida: długów rządu. W końcu inwestorzy zorientują się, że rząd działa jak pompa zasysająca ich oszczędności – tylko w jedną stronę.

Kiedy wybuchnie bomba

Luźna polityka monetarna i luźna polityka pieniężna może dać tylko jeden skutek – inflację. Ponieważ dotyczy to dolara jako ciągle pieniądza światowego, inflacja dolara dotknie cały finansowy rynek międzynarodowy. Wtedy zacznie się paniczna ucieczka od dolara, tak jak obecnie – do dolara. Może wywołać to kryzys na skalę dużo większą niż obecnie. Bo będzie to już nie tylko kryzys systemu finansowego, ale kryzys pieniądza. Schiff pisze: „bomba dotknie każdego, kto jest w promieniu rażenia”. Pierwsi (najlepiej poinformowani) uciekną, reszta pozostanie z coraz mniej wartościowym dolarem, który każdy będzie chciał sprzedać. Grozi wybuch „bomby dolarowej” i dlatego Schiff radzi: uciekaj od dolara już teraz. W złoto, inne waluty (np. franki szwajcarskie), w akcje dobrych firm na rynkach rozwijających się, które przetrwają kataklizm, np. Azji, Ameryki Łacińskiej.

Dlaczego ta bomba dotąd nie wybuchła? Bo ciągle jest powstrzymywana przez przeciwdziałający wektor ucieczki w płynność. Ale kiedy wybuchnie, to – zdaniem Schiffa – pochłonie biliony pustych dolarów. W pewnym sensie inwestorzy już „czują bluesa”; rośnie popyt na złoto i rośnie jego cena. Wkrótce zapewne wzrośnie popyt na surowce i cena kontraktów surowcowych pójdzie w górę. To też pewniejsze zabezpieczenie niż papier.

Na razie wszyscy myślą o groźbie recesji, nie dostrzegając dużo poważniejszej groźby. Lont już się tli. Bernanke łudzi się, że jak przyjdzie ożywienie, to „poskromi tygrysa inflacji”… Tylko czy zdąży...

Prof. Tomasz Gruszecki

Autor jest pracownikiem Instytutu Ekonomii KUL
onet.pl/
(Gazeta Bankowa/16.03.2009, godz. 20:05)

Je z prawem, możesz zalegać z rachunkami

Kryzys spowodował, że część z nas ma problemy z terminowym płaceniem rachunków. Z naszego czata dowiesz się, jak uniknąć wpisu do rejestru dłużników. Odpowiemy także na pytanie, które rachunki można opłacić w późniejszym terminie, bo termin ich egzekucji jest opóźniony. Dowiesz się również po jakim czasie zostanie ci odcięta energia elektryczna, gaz lub woda. Na pytania Internautów będzie odpowiadać Michał Kosiarski, ekspert z dziennika "Rzeczpospolita".
Jak długo mogę nie płacić za czynsz mieszkania we wspólnocie mieszkaniowej, tzn. chodzi, o opóźnienie w płatności?
Nie ma jakiś specjalnie określonych terminów, od aktywności wspólnoty zależy, kiedy zacznie się upominać o takie opłaty. Natomiast konsekwencją niepłacenia może być nawet licytacja mieszkania.

Jak długo, zgodnie z prawem, mogę zalegać z rachunkami i czy fakt utraty pracy z powodu redukcji jest jakimś czynnikiem umożliwiającym oddalenie na jakiś czas roszczeń i uniknięcie komornika?
Wszystko zależy od tego, jaka to jest umowa, czy jest to umowa o Internet, dostawa prądu, innych mediów, bo od tego zależy jak długo można przeciągać płacenie i od tego zależą ewentualne konsekwencje. W sumie najszybciej trzeba płacić rachunki tzw. telekomunikacyjny, czyli za telefon, Internet, telewizję kablową, bo ci operatorzy mogą najszybciej upomnieć się o swoje pieniądze i najłatwiej im zablokować nam ich usługi.

Po jakim czasie powinnam dostać, wezwanie do zapłaty - za nieuregulowaną fakturę za energię elektryczną.
Zakład energetyczny z reguły upomina się po miesiącu od terminu płatności.

Zalegałem z rachunkiem za tel. kom. Dług przejęła firma windykacyjna. Kiedy trafię do rejestru dłużników? Kiedy upływa termin przedawnienia sprawy? Nic nigdy nie wpłacałem. Sprawa już się ciągnie ok. 7 lat. Czy może do mnie jeszcze trafić komornik?
To, czy trafimy do rejestru dłużników zależy od wysokości naszego długu, bo jeśli jest to poniżej 200 zł to wtedy się nie trafi. Firma windykacyjna miałaby problemy z zasądzeniem tej wierzytelności, bo minął duży czas od terminu zapłaty. A komornik powinien mieć orzeczenie sądu, by ściągać pieniądze od dłużnika.

Często jadę za granicę i nie ma mnie w domu ok. 3 miesięcy. Nie mogę zapłacić z góry. Chodzi o rachunki za gaz i elektrykę?
To jest duży problem, bo rozliczenia te następują w długich okresach płatności, w przypadku zakładów energetycznych dostajemy po kilka faktur równocześnie z różnymi terminami zapłaty. I nic nie stoi na przeszkodzie by zapłacić je z góry, problemem może być sytuacja, gdy faktury przyjdą podczas naszej nieobecności i nie zapłacimy ich w terminie, nie odbierzemy wezwania do zapłaty i odłączą nam prąd. Wtedy jedyną szansą jest to, że nie doszło do zapłaty z naszej winy. Takie sporne sprawy można kierować do urzędu regulacji energetyki, przy którym działa specjalna komórka, której zadaniem jest pomoc konsumentom, to tzw. rzecznik odbiorców paliw i energii.

Czy jest możliwość uzgodnienia płacenia rachunków za prąd i wodę raz na kwartał? Wystarczy podpisać umowę z takim terminem płatności?

Myślę, że można spróbować negocjować z zakładem energetycznymi i wodociągami taką formę płatności, ponieważ są to umowy cywilno prawne. Przeszkodą mogą być regulaminy świadczenia usług, które mają te przedsiębiorstwa i które określają zasady płatności.

Michał Kosiarski

wp.pl | 19.03.2009 | 12:39

Je z prawem, możesz zalegać z rachunkami

Kryzys spowodował, że część z nas ma problemy z terminowym płaceniem rachunków. Z naszego czata dowiesz się, jak uniknąć wpisu do rejestru dłużników. Odpowiemy także na pytanie, które rachunki można opłacić w późniejszym terminie, bo termin ich egzekucji jest opóźniony. Dowiesz się również po jakim czasie zostanie ci odcięta energia elektryczna, gaz lub woda. Na pytania Internautów będzie odpowiadać Michał Kosiarski, ekspert z dziennika "Rzeczpospolita".
Jak długo mogę nie płacić za czynsz mieszkania we wspólnocie mieszkaniowej, tzn. chodzi, o opóźnienie w płatności?
Nie ma jakiś specjalnie określonych terminów, od aktywności wspólnoty zależy, kiedy zacznie się upominać o takie opłaty. Natomiast konsekwencją niepłacenia może być nawet licytacja mieszkania.

Jak długo, zgodnie z prawem, mogę zalegać z rachunkami i czy fakt utraty pracy z powodu redukcji jest jakimś czynnikiem umożliwiającym oddalenie na jakiś czas roszczeń i uniknięcie komornika?
Wszystko zależy od tego, jaka to jest umowa, czy jest to umowa o Internet, dostawa prądu, innych mediów, bo od tego zależy jak długo można przeciągać płacenie i od tego zależą ewentualne konsekwencje. W sumie najszybciej trzeba płacić rachunki tzw. telekomunikacyjny, czyli za telefon, Internet, telewizję kablową, bo ci operatorzy mogą najszybciej upomnieć się o swoje pieniądze i najłatwiej im zablokować nam ich usługi.

Po jakim czasie powinnam dostać, wezwanie do zapłaty - za nieuregulowaną fakturę za energię elektryczną.
Zakład energetyczny z reguły upomina się po miesiącu od terminu płatności.

Zalegałem z rachunkiem za tel. kom. Dług przejęła firma windykacyjna. Kiedy trafię do rejestru dłużników? Kiedy upływa termin przedawnienia sprawy? Nic nigdy nie wpłacałem. Sprawa już się ciągnie ok. 7 lat. Czy może do mnie jeszcze trafić komornik?
To, czy trafimy do rejestru dłużników zależy od wysokości naszego długu, bo jeśli jest to poniżej 200 zł to wtedy się nie trafi. Firma windykacyjna miałaby problemy z zasądzeniem tej wierzytelności, bo minął duży czas od terminu zapłaty. A komornik powinien mieć orzeczenie sądu, by ściągać pieniądze od dłużnika.

Często jadę za granicę i nie ma mnie w domu ok. 3 miesięcy. Nie mogę zapłacić z góry. Chodzi o rachunki za gaz i elektrykę?
To jest duży problem, bo rozliczenia te następują w długich okresach płatności, w przypadku zakładów energetycznych dostajemy po kilka faktur równocześnie z różnymi terminami zapłaty. I nic nie stoi na przeszkodzie by zapłacić je z góry, problemem może być sytuacja, gdy faktury przyjdą podczas naszej nieobecności i nie zapłacimy ich w terminie, nie odbierzemy wezwania do zapłaty i odłączą nam prąd. Wtedy jedyną szansą jest to, że nie doszło do zapłaty z naszej winy. Takie sporne sprawy można kierować do urzędu regulacji energetyki, przy którym działa specjalna komórka, której zadaniem jest pomoc konsumentom, to tzw. rzecznik odbiorców paliw i energii.

Czy jest możliwość uzgodnienia płacenia rachunków za prąd i wodę raz na kwartał? Wystarczy podpisać umowę z takim terminem płatności?

Myślę, że można spróbować negocjować z zakładem energetycznymi i wodociągami taką formę płatności, ponieważ są to umowy cywilno prawne. Przeszkodą mogą być regulaminy świadczenia usług, które mają te przedsiębiorstwa i które określają zasady płatności.

Michał Kosiarski

wp.pl | 19.03.2009 | 12:39

Kulczyk będzie sprzedawał kredyty w małych miastach

Po trzech latach przerwy Jan Kulczyk wraca na rynek finansowy. Nie osobiście, a przez zajmującą się inwestycjami spółkę Kulczyk Investments. W ubiegłym roku zainwestowała ona w pośrednika finansowego Family Finance, który 30 marca rozpocznie działalność. Jaki jest cel tej inwestycji? Nie wiadomo.
W pierwszym etapie rozwoju będziemy sprzedawali wyłącznie kredyty konsumpcyjne - mówi Ireneusz Kasner, prezes Family Finance. Już mamy podpisane umowy, albo kończymy rozmowy z m.in. DB PBC, Euro Bankiem, GE Money, Polbankiem EFG, Getin Bankiem, PKO BP, Sygma Bankiem, czy mBankiem - dodaje. Podkreśla, że firma nie zamierza walczyć o klientów w wielkich aglomeracjach. Skoncentruje się na miastach zamieszkanych przez 35-150 tys. osób. A takich w naszym kraju, jak policzył zarząd, jest 82 i tyle docelowo placówek zamierza mieć pośrednik.

Na razie gotowe do startu są oddziały w Tychach, Lesznie, Głogowie, Rybniku, Gorzowie Wielkopolskim i Jaworznie.
Family Finance nie będzie więc walczył o klientów z największymi pośrednikami, jak Open Finance czy Expander. Za to zamierza szukać kredytobiorców w miastach, w których nawet banki nie toczą między sobą wojny o klientów - ocenia Sebastian Gawłowski, analityk Money.pl.

Zarząd spółki jest zdania, że w tym roku to właśnie kredyty konsumpcyjne będą rozwijały się najszybciej. Zresztą na tym rynku dynamiczny wzrost widać już od kilku lat. W styczniu tego roku wartość portfela kredytów konsumpcyjnych w polskich bankach wzrosła do 98 mld zł. Była o ok. 35 proc. wyższa niż przed rokiem.
W tym roku wzrost wyniesie ok. 12 proc. - ocenia Ireneusz Kasner. Kulczyk Investments na cały projekt Family Finance wyda kilkadziesiąt milionów złotych, które mają się zwrócić w ciągu maksymalnie 3 lat. Co ciekawe, koncepcję Family Finance Ireneusz Kasner stworzył, będąc jeszcze wiceprezesem BWE (obecnie Meritum Bank). Fundusz Inwestycyjny Innova Capital, który przejął BWE, pozwolił mu odejść ze spółki z projektem do Kulczyk Investments i nie wziął za to ani grosza. Równocześnie Kasner, podając na talerzu gotowy koncept ogólnopolskiego pośrednika finansowego, nie dostał od Kulczyk Investments akcji spółki.

Nie wiadomo także, jakimi motywami kierował się inwestor kontrolowany przez Jana Kulczyka, inwestując w startującego od zera pośrednika finansowego. Na wszystkie pytania dotyczące: przejmowania przez Family Finance innych pośredników, przekształcenia w bank, planów zakupu banku na rynku, Marta Wysocka, zastępca dyrektora ds. komunikacji korporacyjnej, odpowiada: Obecnie nie mamy takich planów.

Family Finance to powrót Jana Kulczyka na rynek finansowy. W 2006 r. sprzedał on belgijskiej grupie KBC swoje udziały w jednym z największych towarzystw ubezpieczeniowych - Warcie. Wyszedł też z PTE DOM. Od tego czasu jego uwaga, a konkretnie uwaga Kulczyk Investments (powstałego w 2007 r. na fundamentach Kulczyk Holding), koncentruje się na inwestycjach w firmy poszukujące ropy naftowej i surowców mineralnych oraz wydobywające je, a także wytwarzające i sprzedające energię elektryczną i gaz.

Spółki kontrolowane przez grupę, bądź takie, w których ma ona udziały, poszukują gazu i ropy w Europie, ale także m.in. w Brunei, Syrii, Pakistanie, Kolumbii czy Peru.

Grupa jest także zaangażowana w budowę autostrady A2. Importuje do Polski samochody marek Audi, Volkswagen i Porsche, a także prowadzi sprzedaż bentleyów.

W 2006 r. głośno było o rozwodzie Jana Kulczyka z żoną Grażyną, która wyszła ze związku z centrum handlowym Stary Browar w Poznaniu i udziałami w spółce kontrolującej m.in. 28 proc. akcji Kampanii Piwowarskiej, producenta marek Lech, Żubr i Tyskie. Miesięcznik "Forbes" obliczył majątek Grażyny Kulczyk na 1,7 mld zł, co daje jej piątą pozycję na liście stu najbogatszych Polaków. Ale jej eksmęża na tej liście nie ma, zresztą podobnie jak w ubiegłym roku.

Nie byliśmy w stanie oszacować majątku Jana Kulczyka. Nie należy on bezpośrednio do niego, a wiele firm z jego grupy prowadzi działalność za granicą - tłumaczy Jacek Pochłopień, wicenaczelny "Forbesa". Samo Kulczyk Investments posiada biura w Luksemburgu, Warszawie, Londynie, Dubaju i Kijowie.

POLSKA Dziennik Bałtycki Beata Tomaszkiewicz
wp.pl/
Polska Dziennik Bałtycki (09:57)

Kulczyk będzie sprzedawał kredyty w małych miastach

Po trzech latach przerwy Jan Kulczyk wraca na rynek finansowy. Nie osobiście, a przez zajmującą się inwestycjami spółkę Kulczyk Investments. W ubiegłym roku zainwestowała ona w pośrednika finansowego Family Finance, który 30 marca rozpocznie działalność. Jaki jest cel tej inwestycji? Nie wiadomo.
W pierwszym etapie rozwoju będziemy sprzedawali wyłącznie kredyty konsumpcyjne - mówi Ireneusz Kasner, prezes Family Finance. Już mamy podpisane umowy, albo kończymy rozmowy z m.in. DB PBC, Euro Bankiem, GE Money, Polbankiem EFG, Getin Bankiem, PKO BP, Sygma Bankiem, czy mBankiem - dodaje. Podkreśla, że firma nie zamierza walczyć o klientów w wielkich aglomeracjach. Skoncentruje się na miastach zamieszkanych przez 35-150 tys. osób. A takich w naszym kraju, jak policzył zarząd, jest 82 i tyle docelowo placówek zamierza mieć pośrednik.

Na razie gotowe do startu są oddziały w Tychach, Lesznie, Głogowie, Rybniku, Gorzowie Wielkopolskim i Jaworznie.
Family Finance nie będzie więc walczył o klientów z największymi pośrednikami, jak Open Finance czy Expander. Za to zamierza szukać kredytobiorców w miastach, w których nawet banki nie toczą między sobą wojny o klientów - ocenia Sebastian Gawłowski, analityk Money.pl.

Zarząd spółki jest zdania, że w tym roku to właśnie kredyty konsumpcyjne będą rozwijały się najszybciej. Zresztą na tym rynku dynamiczny wzrost widać już od kilku lat. W styczniu tego roku wartość portfela kredytów konsumpcyjnych w polskich bankach wzrosła do 98 mld zł. Była o ok. 35 proc. wyższa niż przed rokiem.
W tym roku wzrost wyniesie ok. 12 proc. - ocenia Ireneusz Kasner. Kulczyk Investments na cały projekt Family Finance wyda kilkadziesiąt milionów złotych, które mają się zwrócić w ciągu maksymalnie 3 lat. Co ciekawe, koncepcję Family Finance Ireneusz Kasner stworzył, będąc jeszcze wiceprezesem BWE (obecnie Meritum Bank). Fundusz Inwestycyjny Innova Capital, który przejął BWE, pozwolił mu odejść ze spółki z projektem do Kulczyk Investments i nie wziął za to ani grosza. Równocześnie Kasner, podając na talerzu gotowy koncept ogólnopolskiego pośrednika finansowego, nie dostał od Kulczyk Investments akcji spółki.

Nie wiadomo także, jakimi motywami kierował się inwestor kontrolowany przez Jana Kulczyka, inwestując w startującego od zera pośrednika finansowego. Na wszystkie pytania dotyczące: przejmowania przez Family Finance innych pośredników, przekształcenia w bank, planów zakupu banku na rynku, Marta Wysocka, zastępca dyrektora ds. komunikacji korporacyjnej, odpowiada: Obecnie nie mamy takich planów.

Family Finance to powrót Jana Kulczyka na rynek finansowy. W 2006 r. sprzedał on belgijskiej grupie KBC swoje udziały w jednym z największych towarzystw ubezpieczeniowych - Warcie. Wyszedł też z PTE DOM. Od tego czasu jego uwaga, a konkretnie uwaga Kulczyk Investments (powstałego w 2007 r. na fundamentach Kulczyk Holding), koncentruje się na inwestycjach w firmy poszukujące ropy naftowej i surowców mineralnych oraz wydobywające je, a także wytwarzające i sprzedające energię elektryczną i gaz.

Spółki kontrolowane przez grupę, bądź takie, w których ma ona udziały, poszukują gazu i ropy w Europie, ale także m.in. w Brunei, Syrii, Pakistanie, Kolumbii czy Peru.

Grupa jest także zaangażowana w budowę autostrady A2. Importuje do Polski samochody marek Audi, Volkswagen i Porsche, a także prowadzi sprzedaż bentleyów.

W 2006 r. głośno było o rozwodzie Jana Kulczyka z żoną Grażyną, która wyszła ze związku z centrum handlowym Stary Browar w Poznaniu i udziałami w spółce kontrolującej m.in. 28 proc. akcji Kampanii Piwowarskiej, producenta marek Lech, Żubr i Tyskie. Miesięcznik "Forbes" obliczył majątek Grażyny Kulczyk na 1,7 mld zł, co daje jej piątą pozycję na liście stu najbogatszych Polaków. Ale jej eksmęża na tej liście nie ma, zresztą podobnie jak w ubiegłym roku.

Nie byliśmy w stanie oszacować majątku Jana Kulczyka. Nie należy on bezpośrednio do niego, a wiele firm z jego grupy prowadzi działalność za granicą - tłumaczy Jacek Pochłopień, wicenaczelny "Forbesa". Samo Kulczyk Investments posiada biura w Luksemburgu, Warszawie, Londynie, Dubaju i Kijowie.

POLSKA Dziennik Bałtycki Beata Tomaszkiewicz
wp.pl/
Polska Dziennik Bałtycki (09:57)

Od początku roku w USA zbankrutowało 20 banków

Upadłość trzech amerykańskich banków ogłoszona w piątek wyrównała liczbę bankructw banków depozytowych w tym roku do 20 - podała agencja AFP.
W piątek upadły banki w stanach Georgia (południowy-wschód), Kolorado (zachód) i Kansas (centrum).

Od początku roku rekordowa ilość banków ogłosiła bankructwo. W samej Kalifornii (zachód), Georgii i Illinois (środkowy zachód) upadły po trzy banki depozytowe.
W 2005 roku w USA nie upadł żaden bank; trzy ogłosiły upadłość w latach 2007-2008, nie licząc spektakularnego bankructwa giganta Lehman Brothers, który był bankiem inwestycyjnym i nie przyjmował depozytów od indywidualnych klientów.
wp.pl/
PAP (03:30)

Od początku roku w USA zbankrutowało 20 banków

Upadłość trzech amerykańskich banków ogłoszona w piątek wyrównała liczbę bankructw banków depozytowych w tym roku do 20 - podała agencja AFP.
W piątek upadły banki w stanach Georgia (południowy-wschód), Kolorado (zachód) i Kansas (centrum).

Od początku roku rekordowa ilość banków ogłosiła bankructwo. W samej Kalifornii (zachód), Georgii i Illinois (środkowy zachód) upadły po trzy banki depozytowe.
W 2005 roku w USA nie upadł żaden bank; trzy ogłosiły upadłość w latach 2007-2008, nie licząc spektakularnego bankructwa giganta Lehman Brothers, który był bankiem inwestycyjnym i nie przyjmował depozytów od indywidualnych klientów.
wp.pl/
PAP (03:30)

Koniec złotych czasów dla lokat

Kilkanaście ostatnich miesięcy to czas lokat bankowych. Przepływały na nie ogromne kwoty wycofywane z funduszy inwestycyjnych, z giełdy czy z innych, bardziej ryzykownych instrumentów. Co ciekawe, im większy był rynek depozytów bankowych, tym wyższe było oprocentowanie ulokowanych w nich środków.

Sytuacja ta miała miejsce z dwóch powodów. Po pierwsze, banki potrzebowały pieniędzy, by nadążyć z zaspakajaniem popytu na kredyty. Konkurowały więc ze sobą w walce o klientów i kusiły wysokimi odsetkami. Po drugie, Rada Polityki Pieniężnej od dłuższego czasu podnosiła stopy procentowe, co w konsekwencji spowodowało wzrost oprocentowania lokat. W drugiej połowie roku doszły do tego jeszcze zawirowania na światowych rynkach finansowych, które spowodowały, że banki niechętnie pożyczały sobie pieniądze.

W normalnych warunkach jest to powszechną praktyką. Tym bardziej banki starały się przyciągnąć pieniądze klientów, oferując wysokie stawki. Efektem tych anomalii była walka o aktywa klientów.

W rezultacie pod koniec ubiegłego i jeszcze na początku tego roku można było ulokować pieniądze nawet na 8-10 proc. w skali rocznej, choć "normą" było raczej 6-8 proc., a średnie oprocentowanie w największych bankach sięgało 4-4,5 proc. Bardzo wyraźny wzrost, do ponad 6 proc., miał miejsce w ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku. Od początku 2009 r. oprocentowanie lokat zaczęło wyraźnie spadać. Tendencja ta z pewnością utrzyma się do końca roku. Bo też i warunki dość radykalnie się zmieniły.

Na rynkach finansowych następuje uspokojenie, więc banki nie muszą gorączkowo szukać pieniędzy. Zaostrzenie warunków udzielania kredytów oraz osłabienie gospodarcze powoduje, że wartość udzielonych w tym roku przez banki pożyczek będzie znacznie niższa, niż w ostatnich latach. Również z tego powodu nie będzie aż tak dużego zapotrzebowania na pieniądze z lokat ze strony banków. I wreszcie najważniejsza przyczyna - zmiana kierunku w polityce pieniężnej. Od końca ubiegłego roku Rada Polityki Pieniężnej przystąpiła do zdecydowanego obniżania stóp procentowych, co przekładać się będzie na obniżki odsetek od lokat.

Trudno oczywiście oszacować, jak będzie kształtowało się oprocentowanie lokat, nie sposób dziś podać konkretnych liczb. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że czasy, gdy na lokacie można było "zarobić" 8 czy 9 proc. (nie zapominajmy o podatku od dochodów kapitałowych, czyli ciągle obowiązującym tzw. "podatku Belki"), wrócą nieprędko, jeśli w ogóle. W tej chwili, w mniejszych bankach najlepiej oprocentowane lokaty dają 7-8 proc. odsetek, w większości jest to 5-6 proc., z czasem oprocentowanie to będzie się obniżać.

Z naszych lokat nominalnie więc dostaniemy mniej pieniędzy. Pamiętać należy jednak, że przy ocenie atrakcyjności lokat musimy brać pod uwagę poziom inflacji. A ta wyraźnie spada, powodując, że relatywnie opłacalność dzisiejszej lokaty 5-procentowej może być taka sama lub wyższa niż ubiegłorocznej, dającej 8 proc. odsetek. Generalnie lokaty bankowe nigdy nie są źródłem wysokich zysków, realnie, czyli po odliczeniu podatku i uwzględnieniu inflacji, "czysty zysk" może sięgać 1-2 proc. w skali roku.

Roman Przasnyski

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Koniec złotych czasów dla lokat

Kilkanaście ostatnich miesięcy to czas lokat bankowych. Przepływały na nie ogromne kwoty wycofywane z funduszy inwestycyjnych, z giełdy czy z innych, bardziej ryzykownych instrumentów. Co ciekawe, im większy był rynek depozytów bankowych, tym wyższe było oprocentowanie ulokowanych w nich środków.

Sytuacja ta miała miejsce z dwóch powodów. Po pierwsze, banki potrzebowały pieniędzy, by nadążyć z zaspakajaniem popytu na kredyty. Konkurowały więc ze sobą w walce o klientów i kusiły wysokimi odsetkami. Po drugie, Rada Polityki Pieniężnej od dłuższego czasu podnosiła stopy procentowe, co w konsekwencji spowodowało wzrost oprocentowania lokat. W drugiej połowie roku doszły do tego jeszcze zawirowania na światowych rynkach finansowych, które spowodowały, że banki niechętnie pożyczały sobie pieniądze.

W normalnych warunkach jest to powszechną praktyką. Tym bardziej banki starały się przyciągnąć pieniądze klientów, oferując wysokie stawki. Efektem tych anomalii była walka o aktywa klientów.

W rezultacie pod koniec ubiegłego i jeszcze na początku tego roku można było ulokować pieniądze nawet na 8-10 proc. w skali rocznej, choć "normą" było raczej 6-8 proc., a średnie oprocentowanie w największych bankach sięgało 4-4,5 proc. Bardzo wyraźny wzrost, do ponad 6 proc., miał miejsce w ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku. Od początku 2009 r. oprocentowanie lokat zaczęło wyraźnie spadać. Tendencja ta z pewnością utrzyma się do końca roku. Bo też i warunki dość radykalnie się zmieniły.

Na rynkach finansowych następuje uspokojenie, więc banki nie muszą gorączkowo szukać pieniędzy. Zaostrzenie warunków udzielania kredytów oraz osłabienie gospodarcze powoduje, że wartość udzielonych w tym roku przez banki pożyczek będzie znacznie niższa, niż w ostatnich latach. Również z tego powodu nie będzie aż tak dużego zapotrzebowania na pieniądze z lokat ze strony banków. I wreszcie najważniejsza przyczyna - zmiana kierunku w polityce pieniężnej. Od końca ubiegłego roku Rada Polityki Pieniężnej przystąpiła do zdecydowanego obniżania stóp procentowych, co przekładać się będzie na obniżki odsetek od lokat.

Trudno oczywiście oszacować, jak będzie kształtowało się oprocentowanie lokat, nie sposób dziś podać konkretnych liczb. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że czasy, gdy na lokacie można było "zarobić" 8 czy 9 proc. (nie zapominajmy o podatku od dochodów kapitałowych, czyli ciągle obowiązującym tzw. "podatku Belki"), wrócą nieprędko, jeśli w ogóle. W tej chwili, w mniejszych bankach najlepiej oprocentowane lokaty dają 7-8 proc. odsetek, w większości jest to 5-6 proc., z czasem oprocentowanie to będzie się obniżać.

Z naszych lokat nominalnie więc dostaniemy mniej pieniędzy. Pamiętać należy jednak, że przy ocenie atrakcyjności lokat musimy brać pod uwagę poziom inflacji. A ta wyraźnie spada, powodując, że relatywnie opłacalność dzisiejszej lokaty 5-procentowej może być taka sama lub wyższa niż ubiegłorocznej, dającej 8 proc. odsetek. Generalnie lokaty bankowe nigdy nie są źródłem wysokich zysków, realnie, czyli po odliczeniu podatku i uwzględnieniu inflacji, "czysty zysk" może sięgać 1-2 proc. w skali roku.

Roman Przasnyski

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Będą trzy rodzaje dopłat do remontów budynków

Od dziś zmieniają się zasady udzielania dopłat z budżetu państwa do kredytów na termomodernizację oraz remonty budynków.

Inwestorzy będą mogli skorzystać nie tylko z dotychczasowej premii termomodernizacyjnej, ale także z zupełnie nowej premii remontowej. Ponadto właściciele starych kamienic, w których był przynajmniej jeden lokal kwaterunkowy, będą mogli otrzymać premię kompensacyjną przy remoncie.

Takie formy pomocy wprowadza nowa ustawa z 21 listopada 2008 r. o wspieraniu termomodernizacji i remontów (Dz.U. nr 223, poz. 1459), która dziś wchodzi w życie. Zastąpi ona dotychczasową ustawę z 1998 r. o wspieraniu przedsięwzięć termomodernizacyjnych (Dz.U. nr 162, poz. 1121 z późn. zm.).

Kredyt na remont lub termomodernizację trzeba będzie zaciągnąć w jednym z komercyjnych banków, który ma podpisaną umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Wniosek o przyznanie premii będzie trzeba złożyć do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) za pośrednictwem banku kredytującego inwestycję. Premie na spłatę części zaciągniętego kredytu będzie przyznawał BGK ze środków Funduszu Termomodernizacji i Remontów.

Premia na ocieplenie

Tak jak obecnie o premię termomodernizacyjną będą mogli ubiegać się wszyscy inwestorzy bez względu na ich status prawny, a więc spółdzielnie mieszkaniowe, wspólnoty mieszkaniowe, spółki prawa handlowego, osoby prywatne, w tym właściciele domów jednorodzinnych oraz gminy czy powiaty.

Podstawowym warunkiem uzyskania premii będzie osiągnięcie oszczędności w zużyciu energii cieplnej.

- O premię termomodernizacyjną można ubiegać się w przypadku realizacji przedsięwzięć, których celem jest zmniejszenie zużycia ciepła w już istniejących budynkach mieszkalnych oraz budynkach służących do wykonywania zadań publicznych przez jednostki samorządu terytorialnego. Może to być np.: ocieplenie ścian zewnętrznych budynku, wymiana okien, modernizacja systemu grzewczego. Koniecznym warunkiem jest uzyskanie określonych oszczędności energii - w zależności od rodzaju modernizacji - wyjaśnia Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy Banku Gospodarstwa Krajowego.

- Kwota przyznawanej premii termomodernizacyjnej stanowić będzie 20 proc. wykorzystanego kredytu (dotychczas 25 proc.), ale nie więcej niż 16 proc. kosztów poniesionych na realizację przedsięwzięcia termomodernizacyjnego i dwukrotność przewidywanych rocznych oszczędności kosztów energii, ustalonych na podstawie audytu energetycznego - dodaje.

Czy zniesione zostaną dotychczasowe ograniczenia dotyczące dopuszczalnej kwoty kredytu -na realizację przedsięwzięcia termomodernizacyjnego? Przy remontach jakich budynków będzie można korzystać z kredytów dofinansowanych przez premię remontową? Kto może otrzymać premię kompensacyjną?

Więcej: Gazeta Prawna 19.03.2009 (55) - str.10

Ewa Grączewska-Ivanova

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Będą trzy rodzaje dopłat do remontów budynków

Od dziś zmieniają się zasady udzielania dopłat z budżetu państwa do kredytów na termomodernizację oraz remonty budynków.

Inwestorzy będą mogli skorzystać nie tylko z dotychczasowej premii termomodernizacyjnej, ale także z zupełnie nowej premii remontowej. Ponadto właściciele starych kamienic, w których był przynajmniej jeden lokal kwaterunkowy, będą mogli otrzymać premię kompensacyjną przy remoncie.

Takie formy pomocy wprowadza nowa ustawa z 21 listopada 2008 r. o wspieraniu termomodernizacji i remontów (Dz.U. nr 223, poz. 1459), która dziś wchodzi w życie. Zastąpi ona dotychczasową ustawę z 1998 r. o wspieraniu przedsięwzięć termomodernizacyjnych (Dz.U. nr 162, poz. 1121 z późn. zm.).

Kredyt na remont lub termomodernizację trzeba będzie zaciągnąć w jednym z komercyjnych banków, który ma podpisaną umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Wniosek o przyznanie premii będzie trzeba złożyć do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) za pośrednictwem banku kredytującego inwestycję. Premie na spłatę części zaciągniętego kredytu będzie przyznawał BGK ze środków Funduszu Termomodernizacji i Remontów.

Premia na ocieplenie

Tak jak obecnie o premię termomodernizacyjną będą mogli ubiegać się wszyscy inwestorzy bez względu na ich status prawny, a więc spółdzielnie mieszkaniowe, wspólnoty mieszkaniowe, spółki prawa handlowego, osoby prywatne, w tym właściciele domów jednorodzinnych oraz gminy czy powiaty.

Podstawowym warunkiem uzyskania premii będzie osiągnięcie oszczędności w zużyciu energii cieplnej.

- O premię termomodernizacyjną można ubiegać się w przypadku realizacji przedsięwzięć, których celem jest zmniejszenie zużycia ciepła w już istniejących budynkach mieszkalnych oraz budynkach służących do wykonywania zadań publicznych przez jednostki samorządu terytorialnego. Może to być np.: ocieplenie ścian zewnętrznych budynku, wymiana okien, modernizacja systemu grzewczego. Koniecznym warunkiem jest uzyskanie określonych oszczędności energii - w zależności od rodzaju modernizacji - wyjaśnia Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy Banku Gospodarstwa Krajowego.

- Kwota przyznawanej premii termomodernizacyjnej stanowić będzie 20 proc. wykorzystanego kredytu (dotychczas 25 proc.), ale nie więcej niż 16 proc. kosztów poniesionych na realizację przedsięwzięcia termomodernizacyjnego i dwukrotność przewidywanych rocznych oszczędności kosztów energii, ustalonych na podstawie audytu energetycznego - dodaje.

Czy zniesione zostaną dotychczasowe ograniczenia dotyczące dopuszczalnej kwoty kredytu -na realizację przedsięwzięcia termomodernizacyjnego? Przy remontach jakich budynków będzie można korzystać z kredytów dofinansowanych przez premię remontową? Kto może otrzymać premię kompensacyjną?

Więcej: Gazeta Prawna 19.03.2009 (55) - str.10

Ewa Grączewska-Ivanova

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

"Rodzina na Swoim" w czasach zawirowań na rynku nieruchomości

Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje projekt rządowy "Rodzina na Swoim", wynika, że w styczniu 2009 r. udzielono 669 kredytów z dopłatami na łączną kwotę 99 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu rok wcześniej.

Liczba umów podpisanych w lutym 2009 r. wyniosła już 1319 (wartość udzielonych w tym miesiącu kredytów to ponad 200 mln zł.). Bogdan Zdunek, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Mieszkaniowych w BGK poinformował, że w całym 2009 r. planuje się udzielenie 17,9 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Czy państwo będzie w stanie udźwignąć ciężar rosnącej popularności programu?

Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Dopłatami objęta jest rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 m kw. powierzchni użytkowej w przypadku mieszkania oraz 70 m kw. powierzchni użytkowej dla domu jednorodzinnego, przy czym powierzchnia kredytowanego mieszkania nie może przekraczać 75 m kw., zaś domu jednorodzinnego 140 m kw.

Przez dość długi okres zainteresowanie programem "Rodzina na swoim" było niewielkie w stosunku do oczekiwań. Przeszkadzały przede wszystkim limity cenowe m kw. lokali, określone w ustawie. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Tym samym rozszerzyła się zarówno liczba potencjalnych kredytobiorców, jak i liczba ofert spełniających kryteria programu. Coraz większe problemy ze sprzedażą gotowych mieszkań skłoniły także wielu deweloperów do dostosowania cen wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż.

Okazało się, że program rządowy dopiero w czasach załamania na rynku nieruchomości stał się hitem. Najbardziej zainteresowani są nim oczywiście przyszli kredytobiorcy, dla których osiem lat dopłaty do odsetek stanowi duże odciążenie budżetowe. Na program coraz większą uwagę zwracają także deweloperzy oraz instytucje finansowe. 12 marca umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego podpisały: Alior Bank, Dom Bank Hipoteczny Oddział GETIN Bank oraz Pekao Bank Hipoteczny (wnioski będą przyjmowane od kwietnia). Liczba udzielanych kredytów preferencyjnych wzrasta bardzo dynamicznie. Odciążenie budżetów domowych oznacza jednak obciążenie budżetu państwa. Czy będzie on w stanie zapewnić dofinansowanie? Już teraz pojawiają się niepokojące sygnały o polskiej gospodarce. Oby nie było tak, że udzielanie dopłat do odsetek kredytów nagle zostanie wstrzymane. Miejmy nadzieję, że chociaż ten program długo będzie dostępny na rynku mieszkaniowym i nie przeszkodzą w tym kłopoty budżetu państwa.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

interia.pl/Czwartek, 19 marca (14:19)

"Rodzina na Swoim" w czasach zawirowań na rynku nieruchomości

Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje projekt rządowy "Rodzina na Swoim", wynika, że w styczniu 2009 r. udzielono 669 kredytów z dopłatami na łączną kwotę 99 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu rok wcześniej.

Liczba umów podpisanych w lutym 2009 r. wyniosła już 1319 (wartość udzielonych w tym miesiącu kredytów to ponad 200 mln zł.). Bogdan Zdunek, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Mieszkaniowych w BGK poinformował, że w całym 2009 r. planuje się udzielenie 17,9 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Czy państwo będzie w stanie udźwignąć ciężar rosnącej popularności programu?

Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Dopłatami objęta jest rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 m kw. powierzchni użytkowej w przypadku mieszkania oraz 70 m kw. powierzchni użytkowej dla domu jednorodzinnego, przy czym powierzchnia kredytowanego mieszkania nie może przekraczać 75 m kw., zaś domu jednorodzinnego 140 m kw.

Przez dość długi okres zainteresowanie programem "Rodzina na swoim" było niewielkie w stosunku do oczekiwań. Przeszkadzały przede wszystkim limity cenowe m kw. lokali, określone w ustawie. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Tym samym rozszerzyła się zarówno liczba potencjalnych kredytobiorców, jak i liczba ofert spełniających kryteria programu. Coraz większe problemy ze sprzedażą gotowych mieszkań skłoniły także wielu deweloperów do dostosowania cen wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż.

Okazało się, że program rządowy dopiero w czasach załamania na rynku nieruchomości stał się hitem. Najbardziej zainteresowani są nim oczywiście przyszli kredytobiorcy, dla których osiem lat dopłaty do odsetek stanowi duże odciążenie budżetowe. Na program coraz większą uwagę zwracają także deweloperzy oraz instytucje finansowe. 12 marca umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego podpisały: Alior Bank, Dom Bank Hipoteczny Oddział GETIN Bank oraz Pekao Bank Hipoteczny (wnioski będą przyjmowane od kwietnia). Liczba udzielanych kredytów preferencyjnych wzrasta bardzo dynamicznie. Odciążenie budżetów domowych oznacza jednak obciążenie budżetu państwa. Czy będzie on w stanie zapewnić dofinansowanie? Już teraz pojawiają się niepokojące sygnały o polskiej gospodarce. Oby nie było tak, że udzielanie dopłat do odsetek kredytów nagle zostanie wstrzymane. Miejmy nadzieję, że chociaż ten program długo będzie dostępny na rynku mieszkaniowym i nie przeszkodzą w tym kłopoty budżetu państwa.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

interia.pl/Czwartek, 19 marca (14:19)

Spółdzielnie będą oddłużone?

Spółdzielnie mieszkaniowe, które mają dług wobec Skarbu Państwa, będą mogły wystąpić o odroczenie jego spłaty, rozłożenie na raty albo umorzenie - przewiduje projekt nowelizacji ustawy o objęciu poręczeniami Skarbu Państwa spłaty niektórych kredytów mieszkaniowych.

Podczas środowej debaty nad sprawozdaniem komisji finansów publicznych oraz infrastruktury wszystkie kluby poselskie opowiedziały się za uchwaleniem nowelizacji bez poprawek.

Projekt umożliwia zawieranie przez ministra finansów ze spółdzielniami, będącymi dłużnikami Skarbu Państwa z tytułu poręczenia kredytów mieszkaniowych, umów o rozłożeniu zadłużenia na raty, odroczeniu jego spłaty albo całkowitym lub częściowym umorzeniu.

Całkowite umorzenie długu następowałoby wtedy, gdy koszty egzekucji byłyby wyższe niż należności, które w jej efekcie mogłyby zostać odzyskane.

Zadłużona spółdzielnia musiałaby złożyć wniosek o restrukturyzację zadłużenia do ministra finansów, który analizowałby indywidualnie każdą sytuację, biorąc pod uwagę kondycję finansową spółdzielni oraz interes społeczny i Skarbu Państwa.

Gdy spłata długu jest niemożliwa, często lepiej zrezygnować z części należności po to, aby potem można było resztę odzyskać - mówił w Sejmie wiceminister finansów Jacek Dominik. Dodał, że ustawa kierowana jest do ok. 11 spółdzielni, których łączny dług do restrukturyzacji wynosi niecałe 40 mln zł. Głosowanie nad ustawą ma się odbyć w najbliższym bloku głosowań.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 19 marca (09:03)

Spółdzielnie będą oddłużone?

Spółdzielnie mieszkaniowe, które mają dług wobec Skarbu Państwa, będą mogły wystąpić o odroczenie jego spłaty, rozłożenie na raty albo umorzenie - przewiduje projekt nowelizacji ustawy o objęciu poręczeniami Skarbu Państwa spłaty niektórych kredytów mieszkaniowych.

Podczas środowej debaty nad sprawozdaniem komisji finansów publicznych oraz infrastruktury wszystkie kluby poselskie opowiedziały się za uchwaleniem nowelizacji bez poprawek.

Projekt umożliwia zawieranie przez ministra finansów ze spółdzielniami, będącymi dłużnikami Skarbu Państwa z tytułu poręczenia kredytów mieszkaniowych, umów o rozłożeniu zadłużenia na raty, odroczeniu jego spłaty albo całkowitym lub częściowym umorzeniu.

Całkowite umorzenie długu następowałoby wtedy, gdy koszty egzekucji byłyby wyższe niż należności, które w jej efekcie mogłyby zostać odzyskane.

Zadłużona spółdzielnia musiałaby złożyć wniosek o restrukturyzację zadłużenia do ministra finansów, który analizowałby indywidualnie każdą sytuację, biorąc pod uwagę kondycję finansową spółdzielni oraz interes społeczny i Skarbu Państwa.

Gdy spłata długu jest niemożliwa, często lepiej zrezygnować z części należności po to, aby potem można było resztę odzyskać - mówił w Sejmie wiceminister finansów Jacek Dominik. Dodał, że ustawa kierowana jest do ok. 11 spółdzielni, których łączny dług do restrukturyzacji wynosi niecałe 40 mln zł. Głosowanie nad ustawą ma się odbyć w najbliższym bloku głosowań.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 19 marca (09:03)

Działkowcy otrzymają odszkodowanie za utratę działki

W przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę drogi publicznej działkowcy i Polski Związek Działkowców będą mogli ubiegać się o odszkodowanie i rekompensatę.
Wczoraj w Sejmie odbyła się debata nad projektem ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych. Nowelizacja ta przyznaje działkowcom prawo do rekompensaty i odszkodowania w przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę dróg. Do tej pory działkowcy prawa do odszkodowania nie mieli, gdyż pozbawiła ich tego nowelizacja ustawy z 25 lipca 2008 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych (Dz.U. nr 154, poz. 953), która weszła w życie pod koniec ubiegłego roku.

- Działkowcy zdają sobie sprawę, że budowa dróg publicznych jest potrzebna, ale nie mogą się zgodzić, by odbywało się to ich kosztem. Za utratę własności każdemu powinno przysługiwać prawo do rekompensaty i odszkodowania - mówi Czesław Smoczyński, prezes Okręgowego Zarządu w Gdańsku Polskiego Związku Działkowców (PZD).

Zdaniem ekspertów obecnie obowiązujące przepisy są niezgodne z konstytucją. Zwrócił na to uwagę także Rzecznik Praw Obywatelskich.

- Konstytucja jednoznacznie wprowadza wymóg słusznego odszkodowania w przypadku wywłaszczenia. Posadzone drzewa, urządzenia i obiekty znajdujące się na działce, wykonane lub nabyte ze środków finansowych użytkownika działki, stanowią jego własność i powinno za nie przysługiwać odszkodowanie - uważa Janusz Kochanowski.

Zgodnie z nowelizacją działkowcy i PZD będą mieli prawo do odszkodowania i rekompensaty także wtedy, gdy likwidacja ogrodów działkowych pod budowę dróg nastąpi przed wejściem w życie nowych przepisów.

Ustawa ma wejść w życie po upływie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Arkadiusz Jaraszek, "Gazeta Prawna"
interia.pl/
Czwartek, 19 marca (07:42)

Działkowcy otrzymają odszkodowanie za utratę działki

W przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę drogi publicznej działkowcy i Polski Związek Działkowców będą mogli ubiegać się o odszkodowanie i rekompensatę.
Wczoraj w Sejmie odbyła się debata nad projektem ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych. Nowelizacja ta przyznaje działkowcom prawo do rekompensaty i odszkodowania w przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę dróg. Do tej pory działkowcy prawa do odszkodowania nie mieli, gdyż pozbawiła ich tego nowelizacja ustawy z 25 lipca 2008 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych (Dz.U. nr 154, poz. 953), która weszła w życie pod koniec ubiegłego roku.

- Działkowcy zdają sobie sprawę, że budowa dróg publicznych jest potrzebna, ale nie mogą się zgodzić, by odbywało się to ich kosztem. Za utratę własności każdemu powinno przysługiwać prawo do rekompensaty i odszkodowania - mówi Czesław Smoczyński, prezes Okręgowego Zarządu w Gdańsku Polskiego Związku Działkowców (PZD).

Zdaniem ekspertów obecnie obowiązujące przepisy są niezgodne z konstytucją. Zwrócił na to uwagę także Rzecznik Praw Obywatelskich.

- Konstytucja jednoznacznie wprowadza wymóg słusznego odszkodowania w przypadku wywłaszczenia. Posadzone drzewa, urządzenia i obiekty znajdujące się na działce, wykonane lub nabyte ze środków finansowych użytkownika działki, stanowią jego własność i powinno za nie przysługiwać odszkodowanie - uważa Janusz Kochanowski.

Zgodnie z nowelizacją działkowcy i PZD będą mieli prawo do odszkodowania i rekompensaty także wtedy, gdy likwidacja ogrodów działkowych pod budowę dróg nastąpi przed wejściem w życie nowych przepisów.

Ustawa ma wejść w życie po upływie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Arkadiusz Jaraszek, "Gazeta Prawna"
interia.pl/
Czwartek, 19 marca (07:42)

W Stanach niepokój, nadchodzi inflacja?

Po dwóch dniach silnych wzrostów, w czwartek na nowojorskiej giełdzie przeważyła strona sprzedająca. Najnowsze plany Rezerwy Federalnej (Fed) na walkę z recesją, które dzień wcześniej wywołały na rynkach finansowych euforię, po dniu namysłu budziły wśród inwestorów głównie niepokój.

Fed, czyli amerykański bank centralny, ogłosił w środę zamiar przeznaczenia ponad biliona dolarów na zakup obligacji oraz papierów dłużnych powiązanych z rynkiem hipotecznym. Po sprowadzeniu stóp procentowych niemal do zera, Rezerwa Federalna zamierza w ten sposób zwiększyć ilość gotówki, którą banki mogłyby przeznaczyć na akcję kredytową.

W czwartek uwaga inwestorów skupiła się na kosztach tego rozwiązania, niestosowanego przez Fed już od półwiecza, oraz jego ewentualnych niepożądanych konsekwencjach. W szczególności istnieją obawy, że zalanie rynku taką ilością pieniądza w dłuższej perspektywie doprowadzi do inflacji. Działania te zagrażają również stabilności kursu dolara.

Sceptycyzm wobec planów Fed przyćmił nienajgorsze dane z rynku pracy, które tuż po otwarciu notowań na Wall Street przełożyły się na wzrosty głównych indeksów. Jak powiadomił amerykański Departament Pracy, liczba osób wnioskujących po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych spadła w ubiegłym tygodniu do 646 tys. z 658 tys. tydzień wcześniej. Jednocześnie liczba Amerykanów pobierających zasiłki wzrosła o 185 tys., do 5,47 mln.

W rezultacie, wskaźnik Dow Jones Industrial Average stracił 1,15 proc. (85,78 pkt) i zakończył notowania na poziomie 7400,80 pkt.

Indeks szerokiego rynku Standard & Poor's 500 osłabił się o 1,3 proc. (10,31 pkt) do 784,04 proc.

Wskaźnik Nasdaq Composite zniżkował o 0,52 proc. (7,74 pkt) i zamknął sesję na poziomie 1483,48 pkt. Ten zdominowany przez spółki technologiczne indeks wypadł lepiej niż pozostałe wskaźniki giełdowe głównie dzięki walorom drugiego największego na świecie producenta oprogramowania komputerowego Oracle. Po tym, jak firma opublikowała lepsze niż oczekiwano wyniki kwartalne, jej akcje podrożały o blisko 10 proc.

Spadkom przewodziły akcje banków. Skupiający je indeks KBW, który w środę skoczył o 11 proc., w czwartek zniżkował o 9 proc. Walory Citigroup przeceniono o 15,6 proc., a JPMorgan Chase o 8 proc.

Kurs akcji Prudential Financial, drugiego największego amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego załamał się o 25 proc. po tym, jak agencja ratingowa Moody's obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej tej spółki.

Podrożały natomiast akcje koncernów surowcowych. Było to skutkiem rosnących cen surowców, co z kolei odzwierciedlało osłabienie się dolara po środowej decyzji Fed.

INTERIA.PL/PAP/

W Stanach niepokój, nadchodzi inflacja?

Po dwóch dniach silnych wzrostów, w czwartek na nowojorskiej giełdzie przeważyła strona sprzedająca. Najnowsze plany Rezerwy Federalnej (Fed) na walkę z recesją, które dzień wcześniej wywołały na rynkach finansowych euforię, po dniu namysłu budziły wśród inwestorów głównie niepokój.

Fed, czyli amerykański bank centralny, ogłosił w środę zamiar przeznaczenia ponad biliona dolarów na zakup obligacji oraz papierów dłużnych powiązanych z rynkiem hipotecznym. Po sprowadzeniu stóp procentowych niemal do zera, Rezerwa Federalna zamierza w ten sposób zwiększyć ilość gotówki, którą banki mogłyby przeznaczyć na akcję kredytową.

W czwartek uwaga inwestorów skupiła się na kosztach tego rozwiązania, niestosowanego przez Fed już od półwiecza, oraz jego ewentualnych niepożądanych konsekwencjach. W szczególności istnieją obawy, że zalanie rynku taką ilością pieniądza w dłuższej perspektywie doprowadzi do inflacji. Działania te zagrażają również stabilności kursu dolara.

Sceptycyzm wobec planów Fed przyćmił nienajgorsze dane z rynku pracy, które tuż po otwarciu notowań na Wall Street przełożyły się na wzrosty głównych indeksów. Jak powiadomił amerykański Departament Pracy, liczba osób wnioskujących po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych spadła w ubiegłym tygodniu do 646 tys. z 658 tys. tydzień wcześniej. Jednocześnie liczba Amerykanów pobierających zasiłki wzrosła o 185 tys., do 5,47 mln.

W rezultacie, wskaźnik Dow Jones Industrial Average stracił 1,15 proc. (85,78 pkt) i zakończył notowania na poziomie 7400,80 pkt.

Indeks szerokiego rynku Standard & Poor's 500 osłabił się o 1,3 proc. (10,31 pkt) do 784,04 proc.

Wskaźnik Nasdaq Composite zniżkował o 0,52 proc. (7,74 pkt) i zamknął sesję na poziomie 1483,48 pkt. Ten zdominowany przez spółki technologiczne indeks wypadł lepiej niż pozostałe wskaźniki giełdowe głównie dzięki walorom drugiego największego na świecie producenta oprogramowania komputerowego Oracle. Po tym, jak firma opublikowała lepsze niż oczekiwano wyniki kwartalne, jej akcje podrożały o blisko 10 proc.

Spadkom przewodziły akcje banków. Skupiający je indeks KBW, który w środę skoczył o 11 proc., w czwartek zniżkował o 9 proc. Walory Citigroup przeceniono o 15,6 proc., a JPMorgan Chase o 8 proc.

Kurs akcji Prudential Financial, drugiego największego amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego załamał się o 25 proc. po tym, jak agencja ratingowa Moody's obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej tej spółki.

Podrożały natomiast akcje koncernów surowcowych. Było to skutkiem rosnących cen surowców, co z kolei odzwierciedlało osłabienie się dolara po środowej decyzji Fed.

INTERIA.PL/PAP/

Senat za poręczeniami i gwarancjami z BGK

Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) będzie mógł udzielać poręczeń i gwarancji kredytowych, a w przypadku zagranicznych nabywców polskich towarów, także kredytów eksportowych - przewidują poparte w czwartek przez Senat nowelizacje ustaw o gwarancjach i poręczeniach oraz BGK.

W czwartkowym głosowaniu wzięło udział 87 senatorów, 86 opowiedziało się za zmianami. Ponieważ Senat wprowadził do ustaw swoje poprawki, nowelizacja trafi teraz do Sejmu.

Zmiany w ustawach zaproponował rząd. Nowelizacja ustawy o poręczeniach i gwarancjach udzielanych przez Skarb Państwa oraz niektóre osoby prawne jest konsekwencją realizacji Rządowego Planu Stabilności i Rozwoju

Projektowane zmiany mają na celu wzmocnienie systemu poręczeń i gwarancji oraz ułatwienie w ten sposób dostępu do finansowania, głównie w formie kredytów, małym i średnim przedsiębiorcom.

Ministerstwo Finansów zapewniło w tym tygodniu, że możliwe będzie udzielanie poręczeń obejmujących całe portfele kredytów bankowych. O wprowadzenie takiego rozwiązania wnosili przedstawiciele banków.

Prezes BGK Ireneusz Fąfara wyraził nadzieję, że w kwietniu BGK będzie mógł wystąpić do banków z ofertą współpracy.

Zmiany w ustawie o BGK mają m.in. na celu umożliwienie BGK, jako bankowi państwowemu, wspieranie rządowych programów społeczno- gospodarczych oraz rozwoju regionalnego. BGK będzie mógł udzielać kredytów eksportowych zagranicznym nabywcom polskich towarów.

Dla skutecznej realizacji programów rządowych minister finansów będzie przekazywał środki na zwiększenie funduszu statutowego BGK. Ponadto BGK będzie miał możliwość sfinansowania programów rządowych ze środków pozyskanych z innych źródeł, w szczególności z zaciągniętych kredytów i pożyczek oraz emisji obligacji w kraju i za granicą.

Nowe przepisy umożliwiają ministrowi finansów przekazanie skarbowych papierów wartościowych na zwiększenie funduszu statutowego BGK.

Zmienione zostaną również regulacje związane z popieraniem budownictwa mieszkaniowego. Zaproponowano m.in. likwidację Krajowego Funduszu Mieszkaniowego i przekazanie ich aktywów na fundusz statutowy BGK.

Wprowadzono możliwości udzielania przez BGK preferencyjnych kredytów m.in. dla towarzystw budownictwa społecznego i spółdzielni mieszkaniowych na przedsięwzięcia inwestycyjno- budowlane mające na celu budowę lokali na wynajem.

PAP/inteeria.pl/Czwartek, 19 marca (18:41)

Senat za poręczeniami i gwarancjami z BGK

Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) będzie mógł udzielać poręczeń i gwarancji kredytowych, a w przypadku zagranicznych nabywców polskich towarów, także kredytów eksportowych - przewidują poparte w czwartek przez Senat nowelizacje ustaw o gwarancjach i poręczeniach oraz BGK.

W czwartkowym głosowaniu wzięło udział 87 senatorów, 86 opowiedziało się za zmianami. Ponieważ Senat wprowadził do ustaw swoje poprawki, nowelizacja trafi teraz do Sejmu.

Zmiany w ustawach zaproponował rząd. Nowelizacja ustawy o poręczeniach i gwarancjach udzielanych przez Skarb Państwa oraz niektóre osoby prawne jest konsekwencją realizacji Rządowego Planu Stabilności i Rozwoju

Projektowane zmiany mają na celu wzmocnienie systemu poręczeń i gwarancji oraz ułatwienie w ten sposób dostępu do finansowania, głównie w formie kredytów, małym i średnim przedsiębiorcom.

Ministerstwo Finansów zapewniło w tym tygodniu, że możliwe będzie udzielanie poręczeń obejmujących całe portfele kredytów bankowych. O wprowadzenie takiego rozwiązania wnosili przedstawiciele banków.

Prezes BGK Ireneusz Fąfara wyraził nadzieję, że w kwietniu BGK będzie mógł wystąpić do banków z ofertą współpracy.

Zmiany w ustawie o BGK mają m.in. na celu umożliwienie BGK, jako bankowi państwowemu, wspieranie rządowych programów społeczno- gospodarczych oraz rozwoju regionalnego. BGK będzie mógł udzielać kredytów eksportowych zagranicznym nabywcom polskich towarów.

Dla skutecznej realizacji programów rządowych minister finansów będzie przekazywał środki na zwiększenie funduszu statutowego BGK. Ponadto BGK będzie miał możliwość sfinansowania programów rządowych ze środków pozyskanych z innych źródeł, w szczególności z zaciągniętych kredytów i pożyczek oraz emisji obligacji w kraju i za granicą.

Nowe przepisy umożliwiają ministrowi finansów przekazanie skarbowych papierów wartościowych na zwiększenie funduszu statutowego BGK.

Zmienione zostaną również regulacje związane z popieraniem budownictwa mieszkaniowego. Zaproponowano m.in. likwidację Krajowego Funduszu Mieszkaniowego i przekazanie ich aktywów na fundusz statutowy BGK.

Wprowadzono możliwości udzielania przez BGK preferencyjnych kredytów m.in. dla towarzystw budownictwa społecznego i spółdzielni mieszkaniowych na przedsięwzięcia inwestycyjno- budowlane mające na celu budowę lokali na wynajem.

PAP/inteeria.pl/Czwartek, 19 marca (18:41)

W tym roku kredytom mówimy "nie"

Tylko 6 proc. Polaków planuje w tym roku zaciągnąć jakikolwiek kredyt - wynika z badań GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej". Ankietowanych powstrzymuje strach przed utratą pracy lub obniżką dochodów.

Jeśli nawet kredyt zaciągnie co 17. Polak, to według obliczeń gazety, będzie to ok. 1,8 mln osób. Ponad połowa z tej grupy myśli o pożyczce gotówkowej, która najczęściej jest wykorzystywana przy drobnych zakupach.

Mimo obaw o pracę oraz pogarszającej się sytuacji w branży budowlanej 350 tys. osób nie wyklucza sfinansowania kredytem budowy lub kupna domu.

Bankowcy spodziewają się, że spadnie sprzedaż kredytów hipotecznych, za to o 20 proc. w stosunku do ubiegłego roku zwiększy się zainteresowanie kredytami konsumpcyjnymi.

PAP/Rzeczpospolita

interia.pl/Piątek, 20 marca (07:13)

W tym roku kredytom mówimy "nie"

Tylko 6 proc. Polaków planuje w tym roku zaciągnąć jakikolwiek kredyt - wynika z badań GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej". Ankietowanych powstrzymuje strach przed utratą pracy lub obniżką dochodów.

Jeśli nawet kredyt zaciągnie co 17. Polak, to według obliczeń gazety, będzie to ok. 1,8 mln osób. Ponad połowa z tej grupy myśli o pożyczce gotówkowej, która najczęściej jest wykorzystywana przy drobnych zakupach.

Mimo obaw o pracę oraz pogarszającej się sytuacji w branży budowlanej 350 tys. osób nie wyklucza sfinansowania kredytem budowy lub kupna domu.

Bankowcy spodziewają się, że spadnie sprzedaż kredytów hipotecznych, za to o 20 proc. w stosunku do ubiegłego roku zwiększy się zainteresowanie kredytami konsumpcyjnymi.

PAP/Rzeczpospolita

interia.pl/Piątek, 20 marca (07:13)

Sześć tygodni po terminie zapłaty prąd zostanie odcięty

Spada popyt na prąd u odbiorców przemysłowych, a to zdaniem energetyków może oznaczać początek trudności z regulowaniem rachunków przez firmy. Przemysł kupuje 75 proc. energii. Spadek zużycia jest oceniany na 5-10 proc.
Chociaż w gospodarstwach domowych zużycie nie spada, a niektóre firmy informują, że nawet nieznacznie wzrosło, to branża energetyczna obawia się opóźnień w regulowaniu płatności za prąd. Zwłaszcza że odbiorcy przemysłowi mają kłopoty z płynnością, choćby z powodu opcji walutowych.

Wszyscy odbiorcy - zarówno indywidualni, jak i firmy - mają prawo do otrzymywania prądu aż przez sześć tygodni, licząc od momentu upływu terminu płatności. Energetycy obawiają się, że w kryzysie to prawo może być nadużywane.

- Firmy, które będą miały trudności finansowe, będą starały się wykorzystać to prawo, regulując w pierwszej kolejności inne zobowiązania, mimo że zwłoka w zapłacie wiąże się z dodatkowymi kosztami odsetek dla odbiorcy - ocenia wiceprezes Piotr Rudziński, wiceprezes EnergiaPro Gigawat.

Energetyka nalicza odsetki od przeterminowanych płatności w wysokości odsetek ustawowych, które wynoszą 13 proc. w skali roku. W przypadku odbiorców indywidualnych, przy rachunku za dwa miesiące rzędu 150 zł i zadłużeniu na 6 tygodni, odsetki byłyby kilkuzłotowe. Jeśli sprzedawca nie dostanie pieniędzy na czas, to każe dystrybutorowi wyłączyć prąd. Za powtórne przyłączenie trzeba zapłacić. W przypadku gospodarstwa domowego wznowienie dostaw wstrzymanych z powodu zaległości płatniczych to koszt 70 zł netto. W przypadku odbiorców przemysłowych opłaty sięgają 140 zł.

- Prawo odbiorcy do dostaw prądu mimo zalegania z płatnościami jest dużym ryzykiem dla sprzedawców. Warto rozważyć możliwość ustalania zasad wyłączeń prądu w umowach między sprzedawcami i odbiorcami przemysłowymi - uważa Grzegorz Lot z Vattenfall Sales Poland.

Nowelizowane obecnie prawo energetyczne nie przewiduje jednak zmian w zasadach wstrzymywania dostaw energii.

GDY NIE PŁACIMY RACHUNKÓW ZA PRĄD

  • Sprzedawca wystawia fakturę z terminem płatności

  • Przy braku płatności w terminie czeka miesiąc na zapłatę

  • Sprzedawca po upływie miesiąca:

    - powiadamia odbiorcę o zamiarze wypowiedzenia umowy

    - wyznacza dwa tygodnie na zapłatę bieżących i zaległych należności

  • Przy braku płatności po upływie sześciu tygodni zleca dystrybutorowi zaprzestanie dostaw energii

POWODY ODCIĘCIA PRĄDU

Prąd może zostać odcięty także z innych powodów niż brak płatności: gdy instalacja elektryczna odbiorcy stwarza zagrożenie dla zdrowia, życia i środowiska, gdy odbiorca kradnie prąd oraz przy braku zgody odbiorcy, który jest nierzetelnym płatnikiem, na zainstalowanie licznika przedpłatowego.

Ireneusz Chojnacki, "Gazeta Prawna"
interia.pl/

Sześć tygodni po terminie zapłaty prąd zostanie odcięty

Spada popyt na prąd u odbiorców przemysłowych, a to zdaniem energetyków może oznaczać początek trudności z regulowaniem rachunków przez firmy. Przemysł kupuje 75 proc. energii. Spadek zużycia jest oceniany na 5-10 proc.
Chociaż w gospodarstwach domowych zużycie nie spada, a niektóre firmy informują, że nawet nieznacznie wzrosło, to branża energetyczna obawia się opóźnień w regulowaniu płatności za prąd. Zwłaszcza że odbiorcy przemysłowi mają kłopoty z płynnością, choćby z powodu opcji walutowych.

Wszyscy odbiorcy - zarówno indywidualni, jak i firmy - mają prawo do otrzymywania prądu aż przez sześć tygodni, licząc od momentu upływu terminu płatności. Energetycy obawiają się, że w kryzysie to prawo może być nadużywane.

- Firmy, które będą miały trudności finansowe, będą starały się wykorzystać to prawo, regulując w pierwszej kolejności inne zobowiązania, mimo że zwłoka w zapłacie wiąże się z dodatkowymi kosztami odsetek dla odbiorcy - ocenia wiceprezes Piotr Rudziński, wiceprezes EnergiaPro Gigawat.

Energetyka nalicza odsetki od przeterminowanych płatności w wysokości odsetek ustawowych, które wynoszą 13 proc. w skali roku. W przypadku odbiorców indywidualnych, przy rachunku za dwa miesiące rzędu 150 zł i zadłużeniu na 6 tygodni, odsetki byłyby kilkuzłotowe. Jeśli sprzedawca nie dostanie pieniędzy na czas, to każe dystrybutorowi wyłączyć prąd. Za powtórne przyłączenie trzeba zapłacić. W przypadku gospodarstwa domowego wznowienie dostaw wstrzymanych z powodu zaległości płatniczych to koszt 70 zł netto. W przypadku odbiorców przemysłowych opłaty sięgają 140 zł.

- Prawo odbiorcy do dostaw prądu mimo zalegania z płatnościami jest dużym ryzykiem dla sprzedawców. Warto rozważyć możliwość ustalania zasad wyłączeń prądu w umowach między sprzedawcami i odbiorcami przemysłowymi - uważa Grzegorz Lot z Vattenfall Sales Poland.

Nowelizowane obecnie prawo energetyczne nie przewiduje jednak zmian w zasadach wstrzymywania dostaw energii.

GDY NIE PŁACIMY RACHUNKÓW ZA PRĄD

  • Sprzedawca wystawia fakturę z terminem płatności

  • Przy braku płatności w terminie czeka miesiąc na zapłatę

  • Sprzedawca po upływie miesiąca:

    - powiadamia odbiorcę o zamiarze wypowiedzenia umowy

    - wyznacza dwa tygodnie na zapłatę bieżących i zaległych należności

  • Przy braku płatności po upływie sześciu tygodni zleca dystrybutorowi zaprzestanie dostaw energii

POWODY ODCIĘCIA PRĄDU

Prąd może zostać odcięty także z innych powodów niż brak płatności: gdy instalacja elektryczna odbiorcy stwarza zagrożenie dla zdrowia, życia i środowiska, gdy odbiorca kradnie prąd oraz przy braku zgody odbiorcy, który jest nierzetelnym płatnikiem, na zainstalowanie licznika przedpłatowego.

Ireneusz Chojnacki, "Gazeta Prawna"
interia.pl/

Już nie chcemy brać kredytów

Strach przed utratą pracy lub obniżką dochodów sprawia, że coraz mniej Polaków zamierza zadłużać się w bankach - pisze "Rzeczpospolita". Z sondażu GfK, przeprowadzonego na zlecenie gazety wynika, że w tym roku zaledwie 6 procent Polaków planuje wziąć kredyt.
Dziennik przypomina, że dziś bankowe pożyczki spłaca co czwarty z nas. Z badań GUS wynika jednak, że w lutym pogorszyły się nastroje konsumenckie. "Rzeczpospolita" pisze, ze miała na to wpływ przede wszystkim ocena sytuacji na rynku pracy. Według gazety, ponad jedna szósta badanych jest niezadowolona z kondycji przedsiębiorstw, w której są zatrudnieni.

"Rzeczpospolita" dodaje, że ponad połowa osób, które planują kredyt, myśli o pożyczce gotówkowej, która najczęściej jest wykorzystywana do finansowania drobnych zakupów. Według eksperta z ING Banku, sprzedaż kredytów gotówkowych może być w tym roku o 20 procent większa niż w ubiegłym.
Około 350 tysięcy osób nie wyklucza jednak sfinansowania kredytem budowy lub kupna domu - zauważa "Rzeczpospolita".
wp.pl/
IAR 2009-03-19 (23:40)

Już nie chcemy brać kredytów

Strach przed utratą pracy lub obniżką dochodów sprawia, że coraz mniej Polaków zamierza zadłużać się w bankach - pisze "Rzeczpospolita". Z sondażu GfK, przeprowadzonego na zlecenie gazety wynika, że w tym roku zaledwie 6 procent Polaków planuje wziąć kredyt.
Dziennik przypomina, że dziś bankowe pożyczki spłaca co czwarty z nas. Z badań GUS wynika jednak, że w lutym pogorszyły się nastroje konsumenckie. "Rzeczpospolita" pisze, ze miała na to wpływ przede wszystkim ocena sytuacji na rynku pracy. Według gazety, ponad jedna szósta badanych jest niezadowolona z kondycji przedsiębiorstw, w której są zatrudnieni.

"Rzeczpospolita" dodaje, że ponad połowa osób, które planują kredyt, myśli o pożyczce gotówkowej, która najczęściej jest wykorzystywana do finansowania drobnych zakupów. Według eksperta z ING Banku, sprzedaż kredytów gotówkowych może być w tym roku o 20 procent większa niż w ubiegłym.
Około 350 tysięcy osób nie wyklucza jednak sfinansowania kredytem budowy lub kupna domu - zauważa "Rzeczpospolita".
wp.pl/
IAR 2009-03-19 (23:40)

Warszawski Atrium City to jedyny GreenBuilding w Polsce

Skanska Property Poland zastała Partnerem Unijnego Programu GreenBuilding z projektem Atrium City. Położony w centrum Warszawy biurowiec Atrium City jako pierwszy i jedyny w Polsce otrzymał od Komisji Europejskiej certyfikat GreenBuilding.

GreenBuidling to program Komisji Europejskiej, do którego firmy przyłączają się dobrowolnie. Program działa od 2005 roku, a jego celem jest podniesienie poziomu efektywnego wykorzystania energii w budynkach komercyjnych. Projekty, które otrzymują certyfikat (zostają partnerami programu) muszą spełnić jeden, za to niebywale znaczący warunek: zużycie energii mniejsze o 25 proc. niż przewidują krajowe normy w miejscu, gdzie projekt jest realizowany.

Atrium City nie tylko spełnia surowe wymagania energetyczne i ekologiczne stawiane projektom GreenBuilding, ale - jak wykazały badania przeprowadzone przez niezależną, zewnętrzną firmę audytorską ProBe - zużycie energii jest w tym biurowcu o 32,5 proc. niższe niż wymagane przez polskie prawo.

- Jesteśmy dumni z faktu, że Atrium City otrzymał certyfikat GreenBuilding. Od lat skupiamy się na efektywnym wykorzystaniu energii i optymalizacji kosztów jej zużycia - mówi Nicklas Lindberg, dyrektor zarządzający Skanska Property Poland. - Nasze starania przynoszą pozytywne rezultaty nie tylko dla środowiska, ale także dla najemców zmniejszając ich rachunki za energię przy zachowaniu takich samych kosztów wynajmu powierzchni biurowych - dodaje Lindberg.

Atrium City

14-piętrowy biurowiec Atrium City to kolejny etap budowy kompleksu Atrium tworzonego przez Skanska w centrum Warszawy, wzdłuż Al. Jana Pawła II. Budynek, którego otwarcie zaplanowano na maj 2009 roku, będzie oferować 20 tys. m kw. powierzchni, z czego ponad 90 proc. już została wynajęta. Skanska planuje stworzenie kolejnych dwóch budynków w ramach tego projektu. Atrium City został zaprojektowany przez biuro architektoniczne Kazimierski & Ryba. Projekt łączy elegancję i prostotę rozwiązań z nowoczesnym, skandynawskim stylem architektonicznym, na który składają się: dobre jakościowo materiały, wysokie standardy technologiczne, wykorzystanie naturalnego światła do oświetlenia wnętrz i racjonalny rozkład pomieszczeń, wszystko to estetycznie połączone w spójną całość. Skanska aktywnie przyczynia się do ochrony środowiska poprze użycie przemyślanych rozwiązań konstrukcyjnych, odpowiednich materiałów i wprowadzenie energooszczędnych procesów. Wysiłki podejmowania przez firmę w tym kierunku udowadniają otrzymane prze nią certyfikaty: ISO 14001 przyznany w 2000 roku, czy otrzymany niedawno certyfikat GreenBuilding.

źródło informacji: Informacja prasowa

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Warszawski Atrium City to jedyny GreenBuilding w Polsce

Skanska Property Poland zastała Partnerem Unijnego Programu GreenBuilding z projektem Atrium City. Położony w centrum Warszawy biurowiec Atrium City jako pierwszy i jedyny w Polsce otrzymał od Komisji Europejskiej certyfikat GreenBuilding.

GreenBuidling to program Komisji Europejskiej, do którego firmy przyłączają się dobrowolnie. Program działa od 2005 roku, a jego celem jest podniesienie poziomu efektywnego wykorzystania energii w budynkach komercyjnych. Projekty, które otrzymują certyfikat (zostają partnerami programu) muszą spełnić jeden, za to niebywale znaczący warunek: zużycie energii mniejsze o 25 proc. niż przewidują krajowe normy w miejscu, gdzie projekt jest realizowany.

Atrium City nie tylko spełnia surowe wymagania energetyczne i ekologiczne stawiane projektom GreenBuilding, ale - jak wykazały badania przeprowadzone przez niezależną, zewnętrzną firmę audytorską ProBe - zużycie energii jest w tym biurowcu o 32,5 proc. niższe niż wymagane przez polskie prawo.

- Jesteśmy dumni z faktu, że Atrium City otrzymał certyfikat GreenBuilding. Od lat skupiamy się na efektywnym wykorzystaniu energii i optymalizacji kosztów jej zużycia - mówi Nicklas Lindberg, dyrektor zarządzający Skanska Property Poland. - Nasze starania przynoszą pozytywne rezultaty nie tylko dla środowiska, ale także dla najemców zmniejszając ich rachunki za energię przy zachowaniu takich samych kosztów wynajmu powierzchni biurowych - dodaje Lindberg.

Atrium City

14-piętrowy biurowiec Atrium City to kolejny etap budowy kompleksu Atrium tworzonego przez Skanska w centrum Warszawy, wzdłuż Al. Jana Pawła II. Budynek, którego otwarcie zaplanowano na maj 2009 roku, będzie oferować 20 tys. m kw. powierzchni, z czego ponad 90 proc. już została wynajęta. Skanska planuje stworzenie kolejnych dwóch budynków w ramach tego projektu. Atrium City został zaprojektowany przez biuro architektoniczne Kazimierski & Ryba. Projekt łączy elegancję i prostotę rozwiązań z nowoczesnym, skandynawskim stylem architektonicznym, na który składają się: dobre jakościowo materiały, wysokie standardy technologiczne, wykorzystanie naturalnego światła do oświetlenia wnętrz i racjonalny rozkład pomieszczeń, wszystko to estetycznie połączone w spójną całość. Skanska aktywnie przyczynia się do ochrony środowiska poprze użycie przemyślanych rozwiązań konstrukcyjnych, odpowiednich materiałów i wprowadzenie energooszczędnych procesów. Wysiłki podejmowania przez firmę w tym kierunku udowadniają otrzymane prze nią certyfikaty: ISO 14001 przyznany w 2000 roku, czy otrzymany niedawno certyfikat GreenBuilding.

źródło informacji: Informacja prasowa

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Taniej budować i mieszkać

Rząd chce złagodzić obowiązek sporządzania świadectw energetycznych wystawianych dla mieszkań. W tym celu przyjął projekt nowelizacji ustawy w tej sprawie - podało Centrum Informacyjne Rządu.

Rząd przyjął we wtorek projekt nowelizacji ustawy o prawie budowlanym oraz ustawy o gospodarce nieruchomościami.

"Zaproponowane przepisy przewidują, że możliwe będzie dokonanie oceny energetycznej lokalu mieszkalnego na podstawie oceny energetycznej innego mieszkania z tej samej grupy" - napisano w komunikacie.

Chodzi o lokal mieszkalny m.in. o takich samych parametrach konstrukcyjno-materiałowych i instalacyjnych.

Nowe przepisy rozszerzają katalog osób uprawnionych do sporządzania świadectw charakterystyki energetycznej o osoby, które ukończyły studia inżynierskie na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewnych.

"Na osoby sporządzające świadectwa charakterystyki energetycznej nałożono obowiązek ich przechowywania przez 10 lat oraz ubezpieczania się od odpowiedzialności cywilnej" - napisano w komunikacie.

Nowe przepisy wprowadzają zasadę, że osoba sporządzająca świadectwo nie może być jednocześnie np. wykonawcą robót budowlanych, właścicielem oraz zarządcą tego budynku i lokalu mieszkalnego.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Środa, 18 marca (06:00)

Taniej budować i mieszkać

Rząd chce złagodzić obowiązek sporządzania świadectw energetycznych wystawianych dla mieszkań. W tym celu przyjął projekt nowelizacji ustawy w tej sprawie - podało Centrum Informacyjne Rządu.

Rząd przyjął we wtorek projekt nowelizacji ustawy o prawie budowlanym oraz ustawy o gospodarce nieruchomościami.

"Zaproponowane przepisy przewidują, że możliwe będzie dokonanie oceny energetycznej lokalu mieszkalnego na podstawie oceny energetycznej innego mieszkania z tej samej grupy" - napisano w komunikacie.

Chodzi o lokal mieszkalny m.in. o takich samych parametrach konstrukcyjno-materiałowych i instalacyjnych.

Nowe przepisy rozszerzają katalog osób uprawnionych do sporządzania świadectw charakterystyki energetycznej o osoby, które ukończyły studia inżynierskie na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewnych.

"Na osoby sporządzające świadectwa charakterystyki energetycznej nałożono obowiązek ich przechowywania przez 10 lat oraz ubezpieczania się od odpowiedzialności cywilnej" - napisano w komunikacie.

Nowe przepisy wprowadzają zasadę, że osoba sporządzająca świadectwo nie może być jednocześnie np. wykonawcą robót budowlanych, właścicielem oraz zarządcą tego budynku i lokalu mieszkalnego.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Środa, 18 marca (06:00)

Mieszkanie: kupić, czy wynająć?

To pytanie zadawane jest coraz częściej przez Polaków, szczególnie młodych, wkraczających w dorosłe życie. Czy jest na nie jedna, prawidłowa odpowiedź? Czy warto jej szukać? Czy warto zastanawiać się i kalkulować, co lepsze? Oczywiście, że warto!

Dlaczego nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy bardziej się opłaca wynajmować mieszkanie i płacić jego właścicielowi za użytkowanie, czy zadłużyć się i dawać zarabiać bankom na prowizjach i odsetkach, ale krok po kroku zbliżać się własnego "M"? Dlatego, że - jak w przypadku każdej decyzji finansowej czy inwestycyjnej - nie może być jednej, identycznej odpowiedzi dla wielu ludzi o różnych potrzebach, preferencjach, podejściu do życia i będących w różnych sytuacjach. Przy podejmowaniu takich decyzji zawsze potrzebne jest podejście indywidualne.

Jeżeli przejrzymy listy dyskusyjne, blogi i zamieszczane w różnych miejscach opinie, lub przypomnimy sobie zasłyszane oceny sprzed mniej więcej roku, to zauważymy, że spora część z nich wskazywała na przewagę wynajmowania mieszkania. Powód był oczywisty. Ceny mieszkań rosły niezwykle dynamicznie i ich poziom wydawał się wielu z nas astronomiczny. Z drugiej jednak strony, banki kusiły może nienajtańszym (chyba, że we frankach szwajcarskich), ale za to niezwykle łatwo dostępnym kredytem - mimo rosnących stóp procentowych.

Patrząc z jeszcze innej strony: nikt nie bał się utraty pracy lub zmniejszenia zarobków, co zachęcało do inwestycji także mocno wspomaganych kredytem. Niektórzy ulegali również wrażeniu, że ceny nieruchomości będą rosły jeszcze bardziej, wzmacniając dążenie do osiągnięcia korzyści z tej, wydawało się, stałej tendencji.

Czy z perspektywy czasu coś się zmieniło? Zmieniło się niemal wszystko. Ceny mieszkań spadają, wybór jest o wiele większy i nikt już nie musi kupować przysłowiowej "dziury w ziemi" i czekać aż wyrośnie z niej jego wymarzone gniazdko. Deweloperzy kuszą promocjami i do lokum dodają często nie tylko kuchenkę, lodówkę, telewizor, ale także nierzadko mały samochód. Z kolei ceny za wynajmowanie mieszkań żadnej promocji nie podlegają.

Wręcz przeciwnie, trzymają się mocno i nic nie wskazuje, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Może więc nadszedł czas na zweryfikowanie naszych opinii, poglądów i preferencji. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że zmieniły się także inne warunki.

Banki zdecydowanie zaostrzyły kryteria finansowania zakupu mieszkań. Kredyty we frankach szwajcarskich pokazały swoje gorsze oblicze i nieźle wystraszyły ich aktualnych posiadaczy i chyba dość skutecznie odstraszyły potencjalnych chętnych. Pewność zatrudnienia i utrzymania dotychczasowej wysokości pensji jest nieporównywalna z tą sprzed kilkunastu miesięcy.

Rząd podejmuje działania chroniące tych, którzy nie z własnej winy znaleźli się w sytuacji uniemożliwiającej im spłacanie wcześniej zaciągniętego kredytu (stracili pracę i są zarejestrowani jako bezrobotni). Można też spodziewać się, że i banki bardziej będą skłonne negocjować warunki spłaty zagrożonych kredytów, niż zajmować nasze mieszkania. Ich niechęć do udzielania kredytów powinna wkrótce minąć, bo przecież z nich właśnie żyją i czerpią zyski. Rada Polityki Pieniężnej zaczęła obniżać stopy procentowe i ta tendencja powinna jeszcze jakiś czas potrwać. Wiązać się z nią będą mniej lub bardziej ochoczo podejmowane decyzje banków o zmniejszaniu oprocentowania kredytów.

Choć większość ulg podatkowych, związanych z ożywianiem budownictwa mieszkaniowego już dawno odeszła w niepamięć, to ze strony rządu pojawiają się zachęty innego typu, takie jak na przykład program refundowania części kosztów kredytu, noszący nazwę "Rodzina na swoim". Adresowany jest on do osób o raczej skromniejszych możliwościach finansowych i zainteresowanych mieszkaniami tańszymi oraz o limitowanym metrażu. W jego ramach można jednak uzyskać przez osiem lat dopłatę stanowiącą równowartość połowy odsetek, jakie pobierają banki komercyjne, udzielając kredytów na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych rodzin (w tym także rodzin niepełnych). Wydaje się bardzo prawdopodobne, że wobec zapaści na rynku mieszkaniowym i kredytowym, program ten zostanie rozszerzony lub pojawią się nowe/stare sposoby na jego rozruszanie. Może nawet wróci znów nasza ulubiona ulga podatkowa.

Póki co, przejdźmy do konkretów, czyli rachunków i kalkulacji. Na początku 2007 r. średnia cena wynajęcia dwupokojowego mieszkania w Warszawie wynosiła około 1700 zł, a średnia cena kupna 1 metra kwadratowego mieszkania sięgała 8 500 zł, czyli za mieszkanie o powierzchni 50 m2 trzeba było zapłacić 425 tys. zł. Przy finansowaniu zakupu kredytem na 30 lat w złotych i oprocentowaniu wynoszącym 7,26 proc. miesięczna rata wynosiłaby 2 900 zł.

Różnica między kosztem wynajmu i zakupu pokaźna, wynosząca 70 proc., raczej nie do zaakceptowania dla przeciętnego młodego małżeństwa. Dziś w Warszawie takie samo mieszkanie można kupić płacąc poniżej 6 000 zł za metr, czyli za około 300 tys. zł. Rata kredytu przy takich samych, jak wyżej warunkach wyniosłaby 2 050 zł.

Miesięczny koszt wynajęcia mieszkania waha się od 2 000 do 2 500 zł, choć oczywiście odchylenia od tych poziomów bywają spore. Ale przy takich różnicach między kosztem wynajmu, a kupna na kredyt, można się już zacząć poważnie zastanawiać, co wybrać. Miesięczna rata przy kredycie we frankach szwajcarskich wyniosłaby nieco ponad 1 400 zł. A przecież, mimo wielu utrudnień i ograniczeń, taki kredyt można uzyskać.

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2007 rok


Goldfinance

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2008 rok


Goldfinance

Różnice między średnimi cenami ofertowymi sprzedaży mieszkań, a cenami po jakich zawierane są umowy, mogą sięgać w konkretnych przypadkach nawet 30 proc.

Można również stwierdzić, że wbrew pozorom, zaciąganie dziś kredytu w tej walucie wcale nie wiąże się z tak wielkim ryzykiem. Złoty wobec franka w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy bardzo się osłabił i prawdopodobieństwo, że straci jeszcze np. 30 proc. jest raczej bardzo niewielkie (wówczas za franka trzeba byłoby płacić około 4,15 zł). Przy dzisiejszym kursie nasz kredyt na zakup mieszkania to około 95 tys. franków.

Gdybyśmy go brali przy kursie jaki był rok temu, nasze zadłużenie wynosiłoby 120 tys. franków. Wniosek jest taki, że kredyt walutowy opłaca się zaciągać wtedy, gdy złoty jest tani. Mówiąc najprościej - dziś za franka dostaniemy o wiele więcej złotówek, niż przed rokiem - bo przecież bank nie wypłaca nam franków tylko ich równowartość w złotych. Trzeba jednak pamiętać, że za kilka lat czeka nas bardzo poważna operacja przyjęcia przez Polskę euro. To dodatkowy czynnik ryzyka, którego skalę trudno teraz oszacować.

Przy tych kalkulacjach należy wziąć pod uwagę jeszcze kilka czynników, o których już wspomniano, ale warto je przypomnieć:

- Ceny mieszkań mocno spadły. Ta tendencja może jeszcze nieco się pogłębić, ale trudno sobie dziś wyobrazić, że spadną jeszcze o 20 proc. A więc można zaryzykować tezę, że jest tanio.

- Koszty wynajmu lokali utrzymują się na wysokim poziomie i nie widać powodu, by miały się obniżyć (na rynku musiałoby pojawić się o wiele więcej lokali do wynajęcia, a przecież nowych mieszkań nie przybywa zbyt wiele).

- Rada Polityki Pieniężnej obniża stopy i ten proces powinien jeszcze trochę potrwać. Czyli można liczyć na to, że oprocentowanie kredytów będzie spadać.

- Kłopoty i uciążliwości z uzyskaniem kredytów będą się zmniejszały. Banki zarabiają na kredytach i będą ich udzielać.

- Ryzyko związane z zaciąganiem kredytu w walutach jest dziś o wiele mniejsze, niż jeszcze klika miesięcy temu.

- Można już skorzystać z rządowego programu "Rodzina na swoim", w ramach którego refundowana jest spora część kosztów kredytu i można liczyć, że wkrótce pojawią się dodatkowe zachęty do kupowania mieszkań.

Roman Przasnyski

źródło informacji: Goldfinance

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Mieszkanie: kupić, czy wynająć?

To pytanie zadawane jest coraz częściej przez Polaków, szczególnie młodych, wkraczających w dorosłe życie. Czy jest na nie jedna, prawidłowa odpowiedź? Czy warto jej szukać? Czy warto zastanawiać się i kalkulować, co lepsze? Oczywiście, że warto!

Dlaczego nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy bardziej się opłaca wynajmować mieszkanie i płacić jego właścicielowi za użytkowanie, czy zadłużyć się i dawać zarabiać bankom na prowizjach i odsetkach, ale krok po kroku zbliżać się własnego "M"? Dlatego, że - jak w przypadku każdej decyzji finansowej czy inwestycyjnej - nie może być jednej, identycznej odpowiedzi dla wielu ludzi o różnych potrzebach, preferencjach, podejściu do życia i będących w różnych sytuacjach. Przy podejmowaniu takich decyzji zawsze potrzebne jest podejście indywidualne.

Jeżeli przejrzymy listy dyskusyjne, blogi i zamieszczane w różnych miejscach opinie, lub przypomnimy sobie zasłyszane oceny sprzed mniej więcej roku, to zauważymy, że spora część z nich wskazywała na przewagę wynajmowania mieszkania. Powód był oczywisty. Ceny mieszkań rosły niezwykle dynamicznie i ich poziom wydawał się wielu z nas astronomiczny. Z drugiej jednak strony, banki kusiły może nienajtańszym (chyba, że we frankach szwajcarskich), ale za to niezwykle łatwo dostępnym kredytem - mimo rosnących stóp procentowych.

Patrząc z jeszcze innej strony: nikt nie bał się utraty pracy lub zmniejszenia zarobków, co zachęcało do inwestycji także mocno wspomaganych kredytem. Niektórzy ulegali również wrażeniu, że ceny nieruchomości będą rosły jeszcze bardziej, wzmacniając dążenie do osiągnięcia korzyści z tej, wydawało się, stałej tendencji.

Czy z perspektywy czasu coś się zmieniło? Zmieniło się niemal wszystko. Ceny mieszkań spadają, wybór jest o wiele większy i nikt już nie musi kupować przysłowiowej "dziury w ziemi" i czekać aż wyrośnie z niej jego wymarzone gniazdko. Deweloperzy kuszą promocjami i do lokum dodają często nie tylko kuchenkę, lodówkę, telewizor, ale także nierzadko mały samochód. Z kolei ceny za wynajmowanie mieszkań żadnej promocji nie podlegają.

Wręcz przeciwnie, trzymają się mocno i nic nie wskazuje, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Może więc nadszedł czas na zweryfikowanie naszych opinii, poglądów i preferencji. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że zmieniły się także inne warunki.

Banki zdecydowanie zaostrzyły kryteria finansowania zakupu mieszkań. Kredyty we frankach szwajcarskich pokazały swoje gorsze oblicze i nieźle wystraszyły ich aktualnych posiadaczy i chyba dość skutecznie odstraszyły potencjalnych chętnych. Pewność zatrudnienia i utrzymania dotychczasowej wysokości pensji jest nieporównywalna z tą sprzed kilkunastu miesięcy.

Rząd podejmuje działania chroniące tych, którzy nie z własnej winy znaleźli się w sytuacji uniemożliwiającej im spłacanie wcześniej zaciągniętego kredytu (stracili pracę i są zarejestrowani jako bezrobotni). Można też spodziewać się, że i banki bardziej będą skłonne negocjować warunki spłaty zagrożonych kredytów, niż zajmować nasze mieszkania. Ich niechęć do udzielania kredytów powinna wkrótce minąć, bo przecież z nich właśnie żyją i czerpią zyski. Rada Polityki Pieniężnej zaczęła obniżać stopy procentowe i ta tendencja powinna jeszcze jakiś czas potrwać. Wiązać się z nią będą mniej lub bardziej ochoczo podejmowane decyzje banków o zmniejszaniu oprocentowania kredytów.

Choć większość ulg podatkowych, związanych z ożywianiem budownictwa mieszkaniowego już dawno odeszła w niepamięć, to ze strony rządu pojawiają się zachęty innego typu, takie jak na przykład program refundowania części kosztów kredytu, noszący nazwę "Rodzina na swoim". Adresowany jest on do osób o raczej skromniejszych możliwościach finansowych i zainteresowanych mieszkaniami tańszymi oraz o limitowanym metrażu. W jego ramach można jednak uzyskać przez osiem lat dopłatę stanowiącą równowartość połowy odsetek, jakie pobierają banki komercyjne, udzielając kredytów na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych rodzin (w tym także rodzin niepełnych). Wydaje się bardzo prawdopodobne, że wobec zapaści na rynku mieszkaniowym i kredytowym, program ten zostanie rozszerzony lub pojawią się nowe/stare sposoby na jego rozruszanie. Może nawet wróci znów nasza ulubiona ulga podatkowa.

Póki co, przejdźmy do konkretów, czyli rachunków i kalkulacji. Na początku 2007 r. średnia cena wynajęcia dwupokojowego mieszkania w Warszawie wynosiła około 1700 zł, a średnia cena kupna 1 metra kwadratowego mieszkania sięgała 8 500 zł, czyli za mieszkanie o powierzchni 50 m2 trzeba było zapłacić 425 tys. zł. Przy finansowaniu zakupu kredytem na 30 lat w złotych i oprocentowaniu wynoszącym 7,26 proc. miesięczna rata wynosiłaby 2 900 zł.

Różnica między kosztem wynajmu i zakupu pokaźna, wynosząca 70 proc., raczej nie do zaakceptowania dla przeciętnego młodego małżeństwa. Dziś w Warszawie takie samo mieszkanie można kupić płacąc poniżej 6 000 zł za metr, czyli za około 300 tys. zł. Rata kredytu przy takich samych, jak wyżej warunkach wyniosłaby 2 050 zł.

Miesięczny koszt wynajęcia mieszkania waha się od 2 000 do 2 500 zł, choć oczywiście odchylenia od tych poziomów bywają spore. Ale przy takich różnicach między kosztem wynajmu, a kupna na kredyt, można się już zacząć poważnie zastanawiać, co wybrać. Miesięczna rata przy kredycie we frankach szwajcarskich wyniosłaby nieco ponad 1 400 zł. A przecież, mimo wielu utrudnień i ograniczeń, taki kredyt można uzyskać.

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2007 rok


Goldfinance

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2008 rok


Goldfinance

Różnice między średnimi cenami ofertowymi sprzedaży mieszkań, a cenami po jakich zawierane są umowy, mogą sięgać w konkretnych przypadkach nawet 30 proc.

Można również stwierdzić, że wbrew pozorom, zaciąganie dziś kredytu w tej walucie wcale nie wiąże się z tak wielkim ryzykiem. Złoty wobec franka w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy bardzo się osłabił i prawdopodobieństwo, że straci jeszcze np. 30 proc. jest raczej bardzo niewielkie (wówczas za franka trzeba byłoby płacić około 4,15 zł). Przy dzisiejszym kursie nasz kredyt na zakup mieszkania to około 95 tys. franków.

Gdybyśmy go brali przy kursie jaki był rok temu, nasze zadłużenie wynosiłoby 120 tys. franków. Wniosek jest taki, że kredyt walutowy opłaca się zaciągać wtedy, gdy złoty jest tani. Mówiąc najprościej - dziś za franka dostaniemy o wiele więcej złotówek, niż przed rokiem - bo przecież bank nie wypłaca nam franków tylko ich równowartość w złotych. Trzeba jednak pamiętać, że za kilka lat czeka nas bardzo poważna operacja przyjęcia przez Polskę euro. To dodatkowy czynnik ryzyka, którego skalę trudno teraz oszacować.

Przy tych kalkulacjach należy wziąć pod uwagę jeszcze kilka czynników, o których już wspomniano, ale warto je przypomnieć:

- Ceny mieszkań mocno spadły. Ta tendencja może jeszcze nieco się pogłębić, ale trudno sobie dziś wyobrazić, że spadną jeszcze o 20 proc. A więc można zaryzykować tezę, że jest tanio.

- Koszty wynajmu lokali utrzymują się na wysokim poziomie i nie widać powodu, by miały się obniżyć (na rynku musiałoby pojawić się o wiele więcej lokali do wynajęcia, a przecież nowych mieszkań nie przybywa zbyt wiele).

- Rada Polityki Pieniężnej obniża stopy i ten proces powinien jeszcze trochę potrwać. Czyli można liczyć na to, że oprocentowanie kredytów będzie spadać.

- Kłopoty i uciążliwości z uzyskaniem kredytów będą się zmniejszały. Banki zarabiają na kredytach i będą ich udzielać.

- Ryzyko związane z zaciąganiem kredytu w walutach jest dziś o wiele mniejsze, niż jeszcze klika miesięcy temu.

- Można już skorzystać z rządowego programu "Rodzina na swoim", w ramach którego refundowana jest spora część kosztów kredytu i można liczyć, że wkrótce pojawią się dodatkowe zachęty do kupowania mieszkań.

Roman Przasnyski

źródło informacji: Goldfinance

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Według

Według stołecznego dodatku do "Gazety Wyborczej" robotnicy schodzą z budowy 192-metrowego apartamentowca przy ulicy Złotej w Warszawie, którego inwestorem jest Orco Property Group.

Według gazety Orco twierdzi, że nie przerwało prac, ale firma przyznała, że negocjuje finansowanie z wieloma partnerami, między innymi z generalnym wykonawcą wieżowca przy Złotej - firmą Besix. Sama firma Besix nie skomentowała sytuacji na budowie wieżowca, ale jeden z podwykonawców budowy przyznał, że w poniedziałek przerwano betonowanie i montaż osłony przeciwwiatrowej na najwyższych kondygnacjach. Jeden z pracowników budowy przyznał nawet, że od poniedziałku na terenie inwestycji nie pojawiło się 70 proc. załogi.

Drapacz chmur przy ulicy Złotej 44 w Warszawie miał mieć 54 piętra. Na razie powstało ich 17. W wieżowcu miało powstać 251 apartamentów, a ceny za metr kwadratowy wahały się od 25 do około 40 tys. zł. Gazeta przypomina, że Orco w lutym zwolniło ponad 200 pracowników, w tym kierownika projektu Złota 44. Według gazety deweloper musi zebrać pieniądze i uregulować ponad 200 mln zł pożyczek, których termin spłaty upływa w 2009 roku. W poniedziałek obrót akcjami Orco został zawieszony na GPW. Spółka poinformowała wtedy o przesunięciu terminu publikacji raportu rocznego z 17 marca na koniec miesiąca. Kurs

Orco natychmiast po wznowieniu obrotu zareagował spadkiem na ostatnie doniesienia o sytuacji dewelopera. Na zamknięciu kurs Orco spadł o 13,14 proc. do 16,05 zł. Ponadto w reakcji na doniesienia o sytuacji Orco analitycy KBC w raporcie z 17 marca obniżyli rekomendację dla Orco Property Group do "sprzedaj", obniżając o 24,7 proc. cenę docelową dla akcji spółki, do 3,03 euro. Analitycy tłumaczą obniżenie rekomendacji i wyceny obawami, że "problemy spółki są potencjalnie dużo gorsze niż się spodziewaliśmy".

źródło informacji: PAP

interia.pl/Środa, 18 marca (11:56)

Według

Według stołecznego dodatku do "Gazety Wyborczej" robotnicy schodzą z budowy 192-metrowego apartamentowca przy ulicy Złotej w Warszawie, którego inwestorem jest Orco Property Group.

Według gazety Orco twierdzi, że nie przerwało prac, ale firma przyznała, że negocjuje finansowanie z wieloma partnerami, między innymi z generalnym wykonawcą wieżowca przy Złotej - firmą Besix. Sama firma Besix nie skomentowała sytuacji na budowie wieżowca, ale jeden z podwykonawców budowy przyznał, że w poniedziałek przerwano betonowanie i montaż osłony przeciwwiatrowej na najwyższych kondygnacjach. Jeden z pracowników budowy przyznał nawet, że od poniedziałku na terenie inwestycji nie pojawiło się 70 proc. załogi.

Drapacz chmur przy ulicy Złotej 44 w Warszawie miał mieć 54 piętra. Na razie powstało ich 17. W wieżowcu miało powstać 251 apartamentów, a ceny za metr kwadratowy wahały się od 25 do około 40 tys. zł. Gazeta przypomina, że Orco w lutym zwolniło ponad 200 pracowników, w tym kierownika projektu Złota 44. Według gazety deweloper musi zebrać pieniądze i uregulować ponad 200 mln zł pożyczek, których termin spłaty upływa w 2009 roku. W poniedziałek obrót akcjami Orco został zawieszony na GPW. Spółka poinformowała wtedy o przesunięciu terminu publikacji raportu rocznego z 17 marca na koniec miesiąca. Kurs

Orco natychmiast po wznowieniu obrotu zareagował spadkiem na ostatnie doniesienia o sytuacji dewelopera. Na zamknięciu kurs Orco spadł o 13,14 proc. do 16,05 zł. Ponadto w reakcji na doniesienia o sytuacji Orco analitycy KBC w raporcie z 17 marca obniżyli rekomendację dla Orco Property Group do "sprzedaj", obniżając o 24,7 proc. cenę docelową dla akcji spółki, do 3,03 euro. Analitycy tłumaczą obniżenie rekomendacji i wyceny obawami, że "problemy spółki są potencjalnie dużo gorsze niż się spodziewaliśmy".

źródło informacji: PAP

interia.pl/Środa, 18 marca (11:56)

Raport z rynku nieruchomosci - marzec 2009

"Zimowy sen" - tak można by określić sytuację jaka panowała na rynku nieruchomości w lutym br. Niewielkiej liczbie transakcji towarzyszyły nieznaczne zmiany cen. Wg danych serwisu Oferty.net największy spadek średniej ceny ofertowej nastąpił w Gdyni - 3,9% i Olsztynie - 2,8%.

Nieznaczny i będący zaprzeczeniem ogólnego trendu wzrost średnich cen ofertowych zanotowało Opole (2,7%), Szczecin (1,5%) i Katowice (1,1%).

Niepewność tego co się wydarzy w najbliższych miesiącach sprawia, że wielu właścicieli rezygnuje z pozbywania się nieruchomości i wycofuje swoje oferty sprzedaży. Na transakcje, często kosztem znacznych ustępstw cenowych, decydują się głównie ci, którzy pilnie potrzebują gotówki.

Podobna sytuacja ma miejsce także po stronie potencjalnych nabywców; obawy związane z zaciąganiem zobowiązań finansowych oraz docierające z różnych źródeł zapowiedzi dalszego spadku cen nieruchomości nie sprzyjają zakupom. Właścicieli zmieniają głównie te lokale, których zbywcy wykazują dużą elastyczność wobec kupujących - zarówno co do ceny jak i terminu sfinalizowania transakcji.

miasto 01'09
(PLN/m2)
02'09
(PLN/m2)
zmiana
ost. mies.
(%)
02'08
(PLN/m2)
zmiana
ost. rok
(%)
zmiana
ost. rok
(PLN/m2)
Białystok 4 420 4 429 0,2 4 607 -3,9 -178,0
Bydgoszcz 4 239 4 223 -0,4 4 242 -0,4 -19,0
Gdańsk 6 456 6 445 -0,2 6 963 -7,4 -518,0
Gdynia 6 984 6 714 -3,9 7 365 -8,8 -651,0
Katowice 4 123 4 170 1,1 4 701 -11,3 -531,0
Kraków 7 358 7 408 0,7 8 197 -9,6 -789,0
Lublin 5 000 5 001 0,0 5 103 -2,0 -102,0
Łódź 4 280 4 313 0,8 4 689 -8,0 -376,0
Olsztyn 4 967 4 826 -2,8 bd bd bd
Opole 3 976 4 084 2,7 bd bd bd
Poznań 5 750 5 724 -0,5 6 210 -7,8 -486,0
Rzeszów 4 493 4 520 0,6 4 763 -5,1 -243,0
Sopot 10 590 10 485 -1,0 11 347 -7,6 -862,0
Szczecin 4 923 4 999 1,5 5 205 -4,0 -206,0
Warszawa 9 144 9 089 -0,6 9 599 -5,3 -510,0
Wrocław 6 824 6 755 -1,0 7 430 -9,1 -675,0

KREDYTY ZŁOTOWE PONOWNIE TAŃSZE

Od naszego poprzedniego raportu ponownie spadły rynkowe stopy procentowe, które są benchmarkiem dla większości kredytów hipotecznych udzielonych w złotych. Tym razem spadek stopy WIBOR 3M wyniósł 27 punktów bazowych, przyczyniając się do spadku rat kredytów 30-letnich o kolejne 3 proc. - wynika z danych Open Finance. Nie wydaje się to spektakularną zmianą (ok. 17 PLN miesięcznie dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN), ale pamiętajmy, że spadek WIBOR jest częścią znacznie dłuższej sekwencji i jego obniżenie z 6,8 do 4,3 proc. od października 2008 r. do lutego 2009 r. oznacza spadek rat kredytów 30-letnich już o 29 proc. lub - licząc inaczej - o 163 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN, co trzeba uznać za znaczącą kwotę.

Ponadto należy zauważyć, że WIBOR 3M spadając do 4,33 proc. znalazł się zaledwie 13 pkt bazowych powyżej swojego historycznego minimum sprzed trzech lat. Po ewentualnej kolejnej obniżce stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej będzie można zapewne powiedzieć, że kredyty hipoteczne w złotych stały się tak tanie, jak jeszcze nigdy dotąd.

kwota kredytu
(PLN)
WIBOR 3M
25 lutego
(%)
rata
25 lutego
(PLN)
WIBOR 3M
13 marca
(%)
rata
13 marca
(PLN)
zmiana
(%)
100 000 4,60 574 4,33 557 -2,9

* Kredyt na 30 lat; raty równe. Marża 1 pkt proc. ponad WIBOR 3M

Niestety ta uwaga dotyczy wyłącznie tych kredytów, które zostały udzielone przed jesiennym załamaniem na rynkach kredytowych, a więc z niskimi marżami. Kredyty oferowane obecnie mają marże znacząco wyższe (nawet 2,5 proc. powyżej WIBOR 3M), co oznacza, że do rekordowo niskich poziomów potrzebna byłaby dalsza seria obniżek stóp procentowych nawet o 150 pkt bazowych (do 2,50 proc.), co nie wydaje się być obecnie wysoce prawdopodobnym scenariuszem. Niemniej nowe kredyty złotowe oprocentowane obecnie na ok. 6,8 proc. są i tak łatwiej dostępne niż w czasie, kiedy ich średnie oprocentowanie przekraczało 9 proc.


RATY W CHF TYM RAZEM NIŻSZE

Również trzymiesięczny LIBOR dla franka szwajcarskiego obniżył się w następstwie decyzji Narodowego Banku Szwajcarii (SNB) o obniżeniu stóp procentowych. Obniżka o 25 pkt bazowych nie jest jeszcze w pełni odzwierciedlona przez rynek (LIBOR spadł o 8 pkt), ale jeśli tak się stanie, oznaczać to będzie spadek raty kredytów we frankach o ok. 2,5 proc. dla kredytów 30-letnich lub o ok. 8 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN. Jednak zdaniem analityków Open Finance większe znaczenie dla kredytobiorców (którzy obniżkę stóp procentowych odczują dopiero za kilka tygodni lub miesięcy) będzie miał spadek notowań franka, który obserwowaliśmy ostatnio. Od naszego ostatniego raportu (25 lutego) kurs franka spadł z 3,17 do 2,94 PLN, a więc o 7,2 proc. Spadek notowań franka ma proporcjonalny wpływ na spadek rat kredytu, bez względu na czas jego trwania czy wysokość. Zatem można liczyć na to, że kolejna rata kredytów we frankach powinna być niższa.

Co ważne, SNB zapowiedział, że w razie dalszego umocnienia szwajcarskiej waluty nie zawaha się przeprowadzić interwencji na rynku walutowym, aby zapobiec rozwojowi takiego trendu. Posiadacze kredytów w CHF mogą więc czuć się w miarę komfortowo z takim obrońcą ich interesów. Ponadto zdaniem SNB przez najbliższe trzy lata w Szwajcarii utrzyma się deflacja lub inflacja zerowa, co oznacza, że bank centralny może utrzymać stopy procentowe na niskim poziomie przez dłuższy czas (właśnie ok. trzech lat), co także zapewnia spore poczucie komfortu posiadaczom kredytów we frankach.

Jednak mimo korzystnych okoliczności (wysoki kurs franka, zapowiedź utrzymania niskich stóp) do zaciągania kredytów w CHF, "moda" na kredyty we frankach zapewne nie wróci, z tej prostej przyczyny, że coraz mniejsza liczba banków ma je w swojej ofercie, a te które mają, udzielają ich tylko wybranym klientom (o ponadprzeciętnych dochodach).


CENA ZALEŻY OD...

Zastój na rynku nieruchomości choć spowodował spadki cen to jednak nie zmienił odwiecznej zasady, zgodnie z którą trzy główne czynniki decydujące o cenie mieszkania to: 1. Lokalizacja, 2. Lokalizacja i 3. Lokalizacja. Widać to doskonale porównując średnie ceny ofert zlokalizowanych w centralnych i peryferyjnych dzielnicach miast. Wpływ adresu na wartość nieruchomości potwierdza przygotowane przez serwis Oferty.net zestawienie średnich cen za jakie oferowane są mieszkania przy konkretnych ulicach w Warszawie, Poznaniu i Krakowie.

Zdaniem Marcin Drogomireckiego z serwisu Oferty.net dysproporcje w cenie metra kwadratowego mieszkania zlokalizowanego przy prestiżowej ulicy a mieszkania na peryferyjnym osiedlu mogą sięgać nawet kilkuset procent. W przypadku mieszkań o zbliżonym standardzie, w blokach wzniesionych w okresie PRL-u, rozpiętość cenowa wynikająca z różnic w lokalizacji może sięgać 60 procent.

Warszawa Poznań Kraków
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Nowy Świat 17 448
Mokotowska 13 911
Wilcza 11 535
Żurawia 11 430
Marszałkowska 9 318
Wrzeciono 8 433
Bora-Komorowskiego 8 336
Lazurowa 7 970
Zapustna 7 923
Strumykowa 6 690
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Nałęczowska 7 493
Długosza 7 271
Słowiańska 7 236
Dąbrowskiego 6 059
Rybaki 5 916
Czapla 5 886
Os. Bolesława Śmiałego 5 159
Os. Bolesława Chrobrego 5 014
Os. Wichrowe Wzgórze 4 874
Galileusza 4 668
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Felicjanek 15 265
Kościuszki 10 278
Karmelicka 10 000
Lea 8 206
Długa 8 151
Wielicka 6 753
Siewna 6 707
Wysłouchów 6 354
Osiedle 1000-lecia 5 598
Ściegiennego 5 462


W POLSCE JAK W USA?

Od wielu miesięcy amerykański rynek nieruchomości pogrążony jest w kryzysie. Popyt niemal zamarł a ceny spadły do tego stopnia, że dom w Kalifornii można kupić za mniej niż połowę dotychczasowej ceny, tj. za równowartość 3-pokojowego mieszkania np. we Wrocławiu (400 000 PLN).

Słuchając doniesień zza oceanu nasuwa się pytanie - czy czeka nas to samo w Polsce? Czy u nas też dojdzie do spadków cen o 50 procent i więcej?

Skala nieoczekiwanych wydarzeń do jakich doszło w ostatnim półroczu na rynkach finansowych każe z wielką ostrożnością wypowiadać się na temat tego, co może się wydarzyć w przyszłości. Opierając się jednak na twardych danych można wykluczyć amerykański scenariusz w Polsce. Wynika to z ogromnych różnic w strukturze zadłużenia z tytuły zaciągniętych kredytów hipotecznych w obu krajach. Według raportu InfoMonitora i Biura Informacji Kredytowej z lutego br., nieterminowo spłacanych jest zaledwie 0,9% ogólnej liczby kredytów hipotecznych, których wartość stanowi zaledwie 0,35% całkowitej wartości udzielonych kredytów mieszkaniowych (oznacza to, że częściej niespłacane są małe kredyty hipoteczne).

W świetle tych danych skala problemu "złych kredytów" jest w Polsce kilkanaście razy mniejsza niż w USA. Tam, zgodnie z szacunkami CNN Money, problem ze spłatą dotyczy ok. 11% kredytów hipotecznych. Wierzyciele - głównie banki - aby wyegzekwować należności masowo przejmują od dłużników nieruchomości i sprzedają je na licytacjach po cenach niższych od cen rynkowych. W Polsce takie sytuacje jak dotąd należą do rzadkości.
RYNEK NAJMU MIESZKAŃ W WARSZAWIE W LUTYM 2009 R.

Średnie stawki ofertowe
wg liczby pokoi (ceny za całość)


liczba pokoi śr. czynsz
XII 2008
(PLN)
śr. czynsz
II 2009
(PLN)
zmiana
(%)
1 1 770 1 739 -1,8
2 2 405 2 352 -2,2
3 3 523 3 338 -5,3
4 5 150 5 310 3,1
5 6 950 6 957 0,1

* stawki obejmują czynsz dla administracji
Średnie stawki ofertowe
wg liczby pokoi (ceny za m2)


liczba pokoi śr. czynsz
XII 2008
(PLN)
śr. czynsz
II 2009
(PLN)
zmiana
(%)
1 55 53 -3,6
2 48 47 -2,1
3 46 44 -4,3
4 48 47 -2,1
5 51 49 -3,9

* stawki obejmują czynsz dla administracji


INDEX KREDYTOWY OPEN FINANCE
RYNEK KREDYTÓW W WYBRANYCH MIASTACH POLSKI W LUTYM 2009 R.


Dane przygotowanie na podstawie wniosków kredytowych składanych
przez klientów OPEN FINANCE w lutym 2009 r.

miasto średnia wartość kredytu w lutym 2009 r. (w PLN) średnie LTV (stosunek kwoty kredytu do wart. nieruch., w %.) średni okres kredytowania
(w latach)
Gdańsk 252 583 80 29
Gdynia 317 435 87 28
Katowice 164 512 82 28
Kraków 263 989 79 27
Lublin 203 410 71 30
Olsztyn 261 651 87 37
Poznań 261 410 82 28
Warszawa 398 912 81 31
Wrocław 249 759 87 30

źródło informacji: Open Finance

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Raport z rynku nieruchomosci - marzec 2009

"Zimowy sen" - tak można by określić sytuację jaka panowała na rynku nieruchomości w lutym br. Niewielkiej liczbie transakcji towarzyszyły nieznaczne zmiany cen. Wg danych serwisu Oferty.net największy spadek średniej ceny ofertowej nastąpił w Gdyni - 3,9% i Olsztynie - 2,8%.

Nieznaczny i będący zaprzeczeniem ogólnego trendu wzrost średnich cen ofertowych zanotowało Opole (2,7%), Szczecin (1,5%) i Katowice (1,1%).

Niepewność tego co się wydarzy w najbliższych miesiącach sprawia, że wielu właścicieli rezygnuje z pozbywania się nieruchomości i wycofuje swoje oferty sprzedaży. Na transakcje, często kosztem znacznych ustępstw cenowych, decydują się głównie ci, którzy pilnie potrzebują gotówki.

Podobna sytuacja ma miejsce także po stronie potencjalnych nabywców; obawy związane z zaciąganiem zobowiązań finansowych oraz docierające z różnych źródeł zapowiedzi dalszego spadku cen nieruchomości nie sprzyjają zakupom. Właścicieli zmieniają głównie te lokale, których zbywcy wykazują dużą elastyczność wobec kupujących - zarówno co do ceny jak i terminu sfinalizowania transakcji.

miasto 01'09
(PLN/m2)
02'09
(PLN/m2)
zmiana
ost. mies.
(%)
02'08
(PLN/m2)
zmiana
ost. rok
(%)
zmiana
ost. rok
(PLN/m2)
Białystok 4 420 4 429 0,2 4 607 -3,9 -178,0
Bydgoszcz 4 239 4 223 -0,4 4 242 -0,4 -19,0
Gdańsk 6 456 6 445 -0,2 6 963 -7,4 -518,0
Gdynia 6 984 6 714 -3,9 7 365 -8,8 -651,0
Katowice 4 123 4 170 1,1 4 701 -11,3 -531,0
Kraków 7 358 7 408 0,7 8 197 -9,6 -789,0
Lublin 5 000 5 001 0,0 5 103 -2,0 -102,0
Łódź 4 280 4 313 0,8 4 689 -8,0 -376,0
Olsztyn 4 967 4 826 -2,8 bd bd bd
Opole 3 976 4 084 2,7 bd bd bd
Poznań 5 750 5 724 -0,5 6 210 -7,8 -486,0
Rzeszów 4 493 4 520 0,6 4 763 -5,1 -243,0
Sopot 10 590 10 485 -1,0 11 347 -7,6 -862,0
Szczecin 4 923 4 999 1,5 5 205 -4,0 -206,0
Warszawa 9 144 9 089 -0,6 9 599 -5,3 -510,0
Wrocław 6 824 6 755 -1,0 7 430 -9,1 -675,0

KREDYTY ZŁOTOWE PONOWNIE TAŃSZE

Od naszego poprzedniego raportu ponownie spadły rynkowe stopy procentowe, które są benchmarkiem dla większości kredytów hipotecznych udzielonych w złotych. Tym razem spadek stopy WIBOR 3M wyniósł 27 punktów bazowych, przyczyniając się do spadku rat kredytów 30-letnich o kolejne 3 proc. - wynika z danych Open Finance. Nie wydaje się to spektakularną zmianą (ok. 17 PLN miesięcznie dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN), ale pamiętajmy, że spadek WIBOR jest częścią znacznie dłuższej sekwencji i jego obniżenie z 6,8 do 4,3 proc. od października 2008 r. do lutego 2009 r. oznacza spadek rat kredytów 30-letnich już o 29 proc. lub - licząc inaczej - o 163 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN, co trzeba uznać za znaczącą kwotę.

Ponadto należy zauważyć, że WIBOR 3M spadając do 4,33 proc. znalazł się zaledwie 13 pkt bazowych powyżej swojego historycznego minimum sprzed trzech lat. Po ewentualnej kolejnej obniżce stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej będzie można zapewne powiedzieć, że kredyty hipoteczne w złotych stały się tak tanie, jak jeszcze nigdy dotąd.

kwota kredytu
(PLN)
WIBOR 3M
25 lutego
(%)
rata
25 lutego
(PLN)
WIBOR 3M
13 marca
(%)
rata
13 marca
(PLN)
zmiana
(%)
100 000 4,60 574 4,33 557 -2,9

* Kredyt na 30 lat; raty równe. Marża 1 pkt proc. ponad WIBOR 3M

Niestety ta uwaga dotyczy wyłącznie tych kredytów, które zostały udzielone przed jesiennym załamaniem na rynkach kredytowych, a więc z niskimi marżami. Kredyty oferowane obecnie mają marże znacząco wyższe (nawet 2,5 proc. powyżej WIBOR 3M), co oznacza, że do rekordowo niskich poziomów potrzebna byłaby dalsza seria obniżek stóp procentowych nawet o 150 pkt bazowych (do 2,50 proc.), co nie wydaje się być obecnie wysoce prawdopodobnym scenariuszem. Niemniej nowe kredyty złotowe oprocentowane obecnie na ok. 6,8 proc. są i tak łatwiej dostępne niż w czasie, kiedy ich średnie oprocentowanie przekraczało 9 proc.


RATY W CHF TYM RAZEM NIŻSZE

Również trzymiesięczny LIBOR dla franka szwajcarskiego obniżył się w następstwie decyzji Narodowego Banku Szwajcarii (SNB) o obniżeniu stóp procentowych. Obniżka o 25 pkt bazowych nie jest jeszcze w pełni odzwierciedlona przez rynek (LIBOR spadł o 8 pkt), ale jeśli tak się stanie, oznaczać to będzie spadek raty kredytów we frankach o ok. 2,5 proc. dla kredytów 30-letnich lub o ok. 8 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN. Jednak zdaniem analityków Open Finance większe znaczenie dla kredytobiorców (którzy obniżkę stóp procentowych odczują dopiero za kilka tygodni lub miesięcy) będzie miał spadek notowań franka, który obserwowaliśmy ostatnio. Od naszego ostatniego raportu (25 lutego) kurs franka spadł z 3,17 do 2,94 PLN, a więc o 7,2 proc. Spadek notowań franka ma proporcjonalny wpływ na spadek rat kredytu, bez względu na czas jego trwania czy wysokość. Zatem można liczyć na to, że kolejna rata kredytów we frankach powinna być niższa.

Co ważne, SNB zapowiedział, że w razie dalszego umocnienia szwajcarskiej waluty nie zawaha się przeprowadzić interwencji na rynku walutowym, aby zapobiec rozwojowi takiego trendu. Posiadacze kredytów w CHF mogą więc czuć się w miarę komfortowo z takim obrońcą ich interesów. Ponadto zdaniem SNB przez najbliższe trzy lata w Szwajcarii utrzyma się deflacja lub inflacja zerowa, co oznacza, że bank centralny może utrzymać stopy procentowe na niskim poziomie przez dłuższy czas (właśnie ok. trzech lat), co także zapewnia spore poczucie komfortu posiadaczom kredytów we frankach.

Jednak mimo korzystnych okoliczności (wysoki kurs franka, zapowiedź utrzymania niskich stóp) do zaciągania kredytów w CHF, "moda" na kredyty we frankach zapewne nie wróci, z tej prostej przyczyny, że coraz mniejsza liczba banków ma je w swojej ofercie, a te które mają, udzielają ich tylko wybranym klientom (o ponadprzeciętnych dochodach).


CENA ZALEŻY OD...

Zastój na rynku nieruchomości choć spowodował spadki cen to jednak nie zmienił odwiecznej zasady, zgodnie z którą trzy główne czynniki decydujące o cenie mieszkania to: 1. Lokalizacja, 2. Lokalizacja i 3. Lokalizacja. Widać to doskonale porównując średnie ceny ofert zlokalizowanych w centralnych i peryferyjnych dzielnicach miast. Wpływ adresu na wartość nieruchomości potwierdza przygotowane przez serwis Oferty.net zestawienie średnich cen za jakie oferowane są mieszkania przy konkretnych ulicach w Warszawie, Poznaniu i Krakowie.

Zdaniem Marcin Drogomireckiego z serwisu Oferty.net dysproporcje w cenie metra kwadratowego mieszkania zlokalizowanego przy prestiżowej ulicy a mieszkania na peryferyjnym osiedlu mogą sięgać nawet kilkuset procent. W przypadku mieszkań o zbliżonym standardzie, w blokach wzniesionych w okresie PRL-u, rozpiętość cenowa wynikająca z różnic w lokalizacji może sięgać 60 procent.

Warszawa Poznań Kraków
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Nowy Świat 17 448
Mokotowska 13 911
Wilcza 11 535
Żurawia 11 430
Marszałkowska 9 318
Wrzeciono 8 433
Bora-Komorowskiego 8 336
Lazurowa 7 970
Zapustna 7 923
Strumykowa 6 690
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Nałęczowska 7 493
Długosza 7 271
Słowiańska 7 236
Dąbrowskiego 6 059
Rybaki 5 916
Czapla 5 886
Os. Bolesława Śmiałego 5 159
Os. Bolesława Chrobrego 5 014
Os. Wichrowe Wzgórze 4 874
Galileusza 4 668
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Felicjanek 15 265
Kościuszki 10 278
Karmelicka 10 000
Lea 8 206
Długa 8 151
Wielicka 6 753
Siewna 6 707
Wysłouchów 6 354
Osiedle 1000-lecia 5 598
Ściegiennego 5 462


W POLSCE JAK W USA?

Od wielu miesięcy amerykański rynek nieruchomości pogrążony jest w kryzysie. Popyt niemal zamarł a ceny spadły do tego stopnia, że dom w Kalifornii można kupić za mniej niż połowę dotychczasowej ceny, tj. za równowartość 3-pokojowego mieszkania np. we Wrocławiu (400 000 PLN).

Słuchając doniesień zza oceanu nasuwa się pytanie - czy czeka nas to samo w Polsce? Czy u nas też dojdzie do spadków cen o 50 procent i więcej?

Skala nieoczekiwanych wydarzeń do jakich doszło w ostatnim półroczu na rynkach finansowych każe z wielką ostrożnością wypowiadać się na temat tego, co może się wydarzyć w przyszłości. Opierając się jednak na twardych danych można wykluczyć amerykański scenariusz w Polsce. Wynika to z ogromnych różnic w strukturze zadłużenia z tytuły zaciągniętych kredytów hipotecznych w obu krajach. Według raportu InfoMonitora i Biura Informacji Kredytowej z lutego br., nieterminowo spłacanych jest zaledwie 0,9% ogólnej liczby kredytów hipotecznych, których wartość stanowi zaledwie 0,35% całkowitej wartości udzielonych kredytów mieszkaniowych (oznacza to, że częściej niespłacane są małe kredyty hipoteczne).

W świetle tych danych skala problemu "złych kredytów" jest w Polsce kilkanaście razy mniejsza niż w USA. Tam, zgodnie z szacunkami CNN Money, problem ze spłatą dotyczy ok. 11% kredytów hipotecznych. Wierzyciele - głównie banki - aby wyegzekwować należności masowo przejmują od dłużników nieruchomości i sprzedają je na licytacjach po cenach niższych od cen rynkowych. W Polsce takie sytuacje jak dotąd należą do rzadkości.
RYNEK NAJMU MIESZKAŃ W WARSZAWIE W LUTYM 2009 R.

Średnie stawki ofertowe
wg liczby pokoi (ceny za całość)


liczba pokoi śr. czynsz
XII 2008
(PLN)
śr. czynsz
II 2009
(PLN)
zmiana
(%)
1 1 770 1 739 -1,8
2 2 405 2 352 -2,2
3 3 523 3 338 -5,3
4 5 150 5 310 3,1
5 6 950 6 957 0,1

* stawki obejmują czynsz dla administracji
Średnie stawki ofertowe
wg liczby pokoi (ceny za m2)


liczba pokoi śr. czynsz
XII 2008
(PLN)
śr. czynsz
II 2009
(PLN)
zmiana
(%)
1 55 53 -3,6
2 48 47 -2,1
3 46 44 -4,3
4 48 47 -2,1
5 51 49 -3,9

* stawki obejmują czynsz dla administracji


INDEX KREDYTOWY OPEN FINANCE
RYNEK KREDYTÓW W WYBRANYCH MIASTACH POLSKI W LUTYM 2009 R.


Dane przygotowanie na podstawie wniosków kredytowych składanych
przez klientów OPEN FINANCE w lutym 2009 r.

miasto średnia wartość kredytu w lutym 2009 r. (w PLN) średnie LTV (stosunek kwoty kredytu do wart. nieruch., w %.) średni okres kredytowania
(w latach)
Gdańsk 252 583 80 29
Gdynia 317 435 87 28
Katowice 164 512 82 28
Kraków 263 989 79 27
Lublin 203 410 71 30
Olsztyn 261 651 87 37
Poznań 261 410 82 28
Warszawa 398 912 81 31
Wrocław 249 759 87 30

źródło informacji: Open Finance

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Najgorsze dopiero przed nami?

Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas, który w listopadzie, jako jedyny, przewidział w Polsce stagnację dziś roztacza kolejne pesymistyczne prognozy.

Kilka miesięcy temu główny ekonomista francuskiego banku prognozował wzrost gospodarczy w 2009 roku na poziomie 0,4 proc. Po tej prognozie spadła na niego fala krytyki. Zareagował nawet rząd. Adam Szejnfeld twierdził, że wynik ten jest absurdalny i sugerował próbę manipulacji. Niestety dziś, po 4 miesiącach, mediana prognoz rynkowych jest niemal równa tej listopadowej. Rzeczywistość potoczyła się według najczarniejszego scenariusza.

Dziś, na łamach "Pulsu Biznesu" Michał Dybuła aktualizuje swoją prognozę. Spodziewa się on ujemnego przyrostu gospodarczego.

"Oczekuję spadku PKB. Sytuacja wewnętrzna jest bowiem gorsza, niż zakładałem w listopadzie" - stwierdza.

Ekonomista BNP Paribas odniósł się także do sytuacji złotego. Według niego obecne umocnienie jest jedynie przejściowe, a złoty będzie się dalej osłabiał.

Na pocieszenie Dybuła stwierdził, że Polska nadal ma szansę być jednym z najsłabiej dotkniętych kryzysem krajów Europy.

Więcej w "Pulsie Biznesu"

źródło informacji: INTERIA.PL/Puls Biznesu


Najgorsze dopiero przed nami?

Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas, który w listopadzie, jako jedyny, przewidział w Polsce stagnację dziś roztacza kolejne pesymistyczne prognozy.

Kilka miesięcy temu główny ekonomista francuskiego banku prognozował wzrost gospodarczy w 2009 roku na poziomie 0,4 proc. Po tej prognozie spadła na niego fala krytyki. Zareagował nawet rząd. Adam Szejnfeld twierdził, że wynik ten jest absurdalny i sugerował próbę manipulacji. Niestety dziś, po 4 miesiącach, mediana prognoz rynkowych jest niemal równa tej listopadowej. Rzeczywistość potoczyła się według najczarniejszego scenariusza.

Dziś, na łamach "Pulsu Biznesu" Michał Dybuła aktualizuje swoją prognozę. Spodziewa się on ujemnego przyrostu gospodarczego.

"Oczekuję spadku PKB. Sytuacja wewnętrzna jest bowiem gorsza, niż zakładałem w listopadzie" - stwierdza.

Ekonomista BNP Paribas odniósł się także do sytuacji złotego. Według niego obecne umocnienie jest jedynie przejściowe, a złoty będzie się dalej osłabiał.

Na pocieszenie Dybuła stwierdził, że Polska nadal ma szansę być jednym z najsłabiej dotkniętych kryzysem krajów Europy.

Więcej w "Pulsie Biznesu"

źródło informacji: INTERIA.PL/Puls Biznesu


Amerykańska inwestycja w Bolesławcu mimo kryzysu

Wbrew trendowi są u nas nowe inwestycje, w dodatku amerykańskie i z branży motoryzacyjnej - zauważa "Puls Biznesu".
Firma Guardian Automotive Poland, z amerykańskiej grupy specjalizującej się w szkle typu float oraz produktach dla branży motoryzacyjnej, zainwestuje 85,5 mln zł w budowę fabryki części plastikowych w Bolesławcu, w województwie dolnośląskim. Znajdzie w niej zatrudnienie 160 osób.
W ciągu kilku najbliższych dni inwestor otrzyma zezwolenie na działalność w strefie ekonomicznej. Zakończenie inwestycji planowane jest na koniec 2012 roku. Nowy zakład powstanie na 5 ha powierzchni. To już druga inwestycja motoryzacyjna w wałbrzyskiej strefie - zaznacza gazeta.

Szczegóły - w publikacji "Pulsu Biznesu".
onet.pl/(PAP, dd/19.03.2009, godz. 06:10)

Amerykańska inwestycja w Bolesławcu mimo kryzysu

Wbrew trendowi są u nas nowe inwestycje, w dodatku amerykańskie i z branży motoryzacyjnej - zauważa "Puls Biznesu".
Firma Guardian Automotive Poland, z amerykańskiej grupy specjalizującej się w szkle typu float oraz produktach dla branży motoryzacyjnej, zainwestuje 85,5 mln zł w budowę fabryki części plastikowych w Bolesławcu, w województwie dolnośląskim. Znajdzie w niej zatrudnienie 160 osób.
W ciągu kilku najbliższych dni inwestor otrzyma zezwolenie na działalność w strefie ekonomicznej. Zakończenie inwestycji planowane jest na koniec 2012 roku. Nowy zakład powstanie na 5 ha powierzchni. To już druga inwestycja motoryzacyjna w wałbrzyskiej strefie - zaznacza gazeta.

Szczegóły - w publikacji "Pulsu Biznesu".
onet.pl/(PAP, dd/19.03.2009, godz. 06:10)

Gwałtowny spadek cen gruntów inwestycyjnych

Deweloperzy i inwestorzy prywatni masowo pozbywają się gruntów, które kupili pod domy, biura i magazyny w czasie boomu na rynku nieruchomości. Na przedmieściach Warszawy niektóre działki potaniały w minionym roku o ponad 60% - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Zdaniem firmy Dolliers International, 2009 rok przyniesie dalszy spadek cen gruntów inwestycyjnych. Deweloperzy, którzy walczą o utrzymanie płynności finansowej albo potrzebują pieniędzy na dokończenie już rozpoczętych budów, zalali rynek ofertami gruntów - często z pozwoleniem na budowę.Spedek cen w przeliczeniu na euro jest dodatkowo potęgowany wzrostem wartości euro wobec złotego. Obniżki uderzyły przede wszystkim w inwestorów i deweloperów zagranicznych - oni swoje aktywa liczą właśnie w euro.

Gdyby banki chciały pożyczać deweloperom pieniądze - mielibyśmy szanse na tanie mieszkania w niedługim czasie, ale nie chcą.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, dd/19.03.2009, godz. 09:04)

Gwałtowny spadek cen gruntów inwestycyjnych

Deweloperzy i inwestorzy prywatni masowo pozbywają się gruntów, które kupili pod domy, biura i magazyny w czasie boomu na rynku nieruchomości. Na przedmieściach Warszawy niektóre działki potaniały w minionym roku o ponad 60% - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Zdaniem firmy Dolliers International, 2009 rok przyniesie dalszy spadek cen gruntów inwestycyjnych. Deweloperzy, którzy walczą o utrzymanie płynności finansowej albo potrzebują pieniędzy na dokończenie już rozpoczętych budów, zalali rynek ofertami gruntów - często z pozwoleniem na budowę.Spedek cen w przeliczeniu na euro jest dodatkowo potęgowany wzrostem wartości euro wobec złotego. Obniżki uderzyły przede wszystkim w inwestorów i deweloperów zagranicznych - oni swoje aktywa liczą właśnie w euro.

Gdyby banki chciały pożyczać deweloperom pieniądze - mielibyśmy szanse na tanie mieszkania w niedługim czasie, ale nie chcą.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, dd/19.03.2009, godz. 09:04)

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies