Fakt że czasem, w nawale pracy, zdarzały się przypadki tzw. „bicia po łapach” natrętnych klientów, ale były to pojedyńcze incydenty nieuprawniajace do oskarżeń całej rzeszy profesjonalnych i kulturalnych pośredników. Trzeba też tutaj zrozumieć, że pewne wydarzenia były implikowane niezwykle trudną sytuacją na rynku nieruchomości tzw. Kryzysem.
Rok 2009, od początku został zdominowany w polskich nieruchomościach palącym problemem zlikwidowania kolejek przed naszymi biurami.
Olbrzymia armia klientów chcących kupić mieszkania, głównie te w wielkiej płycie, przekroczyła wszelkie wyobrażenia. W kolejkach do naszych office stało też wielu natarczywych amatorów domów i działek budowlanych. Powszechni byli kupcy nieruchomości komercyjnych, którzy już w nocy koczowali przed biurami, aby być pierwszymi w kolejce do nas – pośredników.
Nieustannie stali w ogonku „ garniturowcy” i „ krawaciarze” łaknący kupna nieruchomośći w Hiszpanii, Niemczech, Turcji i w Dubaju. Prawdziwą zmorą kolejek, szczególnie we Wrocławiu, stali się chętni nabywania nieruchomości w Stanach. I to nawet nie ci, którzy nabywali tam te słynne domy „ po dolarze” - biorąc je tuzinami, ale ci, co w Miami chcieli brać hurtem, te po 10 tysięcy $.
Sytuacja w Polsce zaczęła przybierać niepokojące rozmiary. Na porządku dziennym było tworzenie tzw. Nieruchomościowych Komitetów Kolejkowych. Jednocześnie prowizje pośredników podskoczyły standardowo do 10%. Nowopowstające biura np. w Warszawie nie nadążały z otwieraniem się. Wokół niektórych office, szczególnie w Szczecinie dochodziło do przepychanek. Przed jednym z biur WGN w Gdyni trzeba było wokół wejścia ustawić zasieki z drutów kolczastych, gdyż ruch klientów trwał nie do opanowania.
Natłok zleceń i transakcji spowodował, że kancelarie dla potrzeb nieruchomości zatrudniały na etacie po kilku notariuszy, którzy bez przerwy podpisywali umowy notarialne. Zastanawiano się nawet nad usprawnieniem tej pracy w postaci taśmowego sporządzania aktów notarialnych.
Dla pragnących wynajmu zbudowano na obrzeżach miast olbrzymie hale, w których pośrednicy – pośrednik przy pośredniku, przez osiem godzin dziennie, poszukiwali, kontaktowali i na bieżąco pośredniczyli w najmach. Tych transakcji były tysiące.
Nagminne stało się płacenie, co tam mówię płacenie, wciskanie pośrednikom pieniędzy za ich pracę, nawet bez pokwitowań.
Niektórzy klienci na Śląsku, zwłaszcza w Chorzowie i Gliwicach, wręcz żebrali o czas na podpisanie z nimi umowy pośrednictwa.
Ze względu na brak mocy przerobowych ograniczono czas prezentacji nieruchomości do 7 minut.
Osiągnięto niespotykaną w tym biznesie średnią – dwie transakcje przypadały na jedną prezentację.
Licencjonowani pośrednicy zajmowali się odsyłaniem klientów z gotowymi transakcjami do innych biur, które były jeszcze w stanie je obsłużyć.
Jednocześnie w stolicy nieustannie debatowała Najwyższa Rada nazwana roboczo za Arystotelesem – Nieruchomy Poruszyciel, Rada, gdzie właściciele największych sieci biur w Polsce próbowali zaradzić niekontrolowanej superHossie, temu biznesowemu szaleństwu w polskich nieruchomościach.
Nawet ja – spokojny, zwykły pośrednik, uśpiony spokojem rynku, osiągnąłem oszałamiające wyniki sprzedaży, bo na tym rynku – samograju, wyobraźcie sobie Państwo, przeprowadzałem porażającą ilość dwóch prezentacji i jednej transakcji ... miesięcznie.
Tak zostałem właśnie brutalnie obudzony ze snu „ spokojnym rynkiem”. Obudzony statecznie, grzecznie, bezpiecznie, komfortowo, niekryzysowo.
Arkadiusz Brzęczek
Agent Nieruchomości
Uczestnik XXVIII Kongresu Grupy WGN
Polanica Zdrój, 8 maja 2009 roku