Ze świata nieruchomości - strona 97

Ranking miast polskich: gdzie się żyje najlepiej?

"Przekrój" przygotował pierwszy w Polsce ranking miast przyjaznych obywatelowi. Pod lupę wzięto liczbę miejsc w żłobkach czy kolejkę do ginekologa.
Każdy mieszkaniec miasta jest z czegoś niezadowolony. Pamiętając, że w naturze Polaka jest twierdzenie, że u sąsiada trawa jest zawsze bardziej zielona, postanowiliśmy - nie na podstawie subiektywnych opinii, ale obiektywnych kryteriów - sprawdzić, jak mieszka się w polskich miastach. Choć oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że na pytanie: „Jak żyje ci się w twoim mieście, co cię denerwuje, a co cieszy?”, każdy z nas odpowiedziałby inaczej.

Pod lupę wzięliśmy 26 miast – wszystkie, które mają powyżej 175 tysięcy mieszkańców, oraz te, w których znajdują się siedziby województw. Sprawdziliśmy też pozycję Sopotu, który uważany jest za wymarzone miejsce do życia.

Miasta ocenialiśmy w 24 kategoriach. Ponieważ nie każda z nich jest tak samo istotna, przyznaliśmy im różne wagi punktowe. Za najważniejsze kryterium uznaliśmy średnie dochody na członka rodziny oraz poziom bezrobocia. To one pozwalają bowiem ocenić, na jakim poziomie możemy w danym mieście utrzymać rodzinę. Za ważny czynnik wpływający na jakość życia uznaliśmy także ceny nieruchomości oraz średnią cenę zużycia metra sześciennego wody (pokazują koszty życia w danym mieście).

Miasta nie lubią rowerzystów

O tym, jak ważne jest szybkie i sprawne przemieszczanie się z domu do pracy, nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać. By ustalić, jak miasta radzą sobie z tym problemem, sprawdziliśmy, iloma miejscami na mieszkańca dysponują publiczne środki transportu. Pod uwagę wzięliśmy także gęstość zaludnienia oraz gęstość dróg i ulic. Te trzy wskaźniki są w stanie pokazać nam, jak sprawnie można się po danym mieście poruszać.

Warszawa znacząco wyprzedza inne miasta pod względem liczby miejsc w środkach transportu publicznego, ale już zdecydowanie przegrywa pod względem sieci dróg i ulic. Ten ból zna chyba każdy zmotoryzowany warszawiak. Ale już zupełnie inaczej jest w Gdyni, gdzie zarówno podróżowanie komunikacją miejską, jak i samochodem jest łatwiejsze i komfortowe.

Oceniając dostępność środków transportu publicznego, „ekstrapunkty” doliczaliśmy za działania, które zachęcają mieszkańców do rezygnowania z poruszania się samochodem – po 10 punktów przyznaliśmy Warszawie za metro oraz Gdańskowi, Sopotowi i Gdyni za SKM.

Sprawdziliśmy, jak w miastach traktowany jest jeden z najpowszechniejszych w wielu zachodnich krajach środków lokomocji, czyli rower. Porównaliśmy, ile kilometrów ścieżek rowerowych przypada w każdym z miast na tysiąc mieszkańców. Wyliczenia nas nie zaskoczyły – 400 metrów w Gdyni to naprawdę smutny rekord.
Daleko do cywilizacji

Postanowiliśmy też sprawdzić, jak w polskich miastach dba się o ludzi starszych i schorowanych. Tu oprócz liczby miejsc w szpitalach w przeliczeniu na liczbę mieszkańców ważnym wskaźnikiem było, ile pieniędzy Narodowy Fundusz Zdrowia przeznacza na opiekę długoterminową (to wydatki, jakie NFZ musi ponosić w sytuacji, gdy trafimy na przykład na wózek inwalidzki). W niektórych miastach suma ta nie przekracza nawet 10 złotych na jednego mieszkańca w skali roku!
wp.pl

Przewidywanie cen dla elitarnych nieruchomości w Moskwie i regionie latem 2009

Przewidywanie cen dla elitarnych nieruchomości  w Moskwie i regionie latem 2009
Przewidywania cen elitarnych nieruchomości oparto na kluczowych parametrach makroekonomicznych (inflacja, notowania dolara US, ceny ropy naftowej na świecie, etc).
Zakładają one konserwatywno - optymistyczny scenariusz rozwoju gospodarczego Federacji Rosyjskiej. W  maju 2009 przeciętne ceny nieruchomości w wyższym standardzie w Moskwie zmalały o 2,4 %  w porównaniu do poprzedniego miesiąca. W ten sposób od początku 2009 ceny w tym segmencie spadły o 10,8 %. Analitycy prognozowali spadek dynamiki cen na tym rynku od czerwca 2009. Jednakże, tempo spadku już wcześniej wzrosło o 1,0-1,5 %, z powodu długich wakacji i zmniejszenia działalności rynkowej tradycyjnie na przełomie wiosny i zaczynającego się lata.
Ceny nieruchomości w średniej klasie (domy w mieście i na wsi) pozostały praktycznie na poziomie z kwietnia. Od początku 2009 ceny w tym sektorze spadły o 11,4 %. Tu przewidywana jest dłuższa stabilizacja cen. Zarówno deweloperzy jak i pośrednicy nie będą podnosić znacząco cen na początku sezonu letniego, mając nadzieję ożywienia rynku. Analiza potwierdza wcześniejsze przewidywania zahamowania  dynamiki cen na rynku nieruchomości w najwyższym standardzie w regionie Moskwy, co może prowadzić do dalszego zmniejszenia cen do końca 2009 roku o 12-15% zarówno w mieście, jak i okolicy. (wk)

Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 06-07/09

Przewidywanie cen dla elitarnych nieruchomości w Moskwie i regionie latem 2009

Przewidywanie cen dla elitarnych nieruchomości  w Moskwie i regionie latem 2009
Przewidywania cen elitarnych nieruchomości oparto na kluczowych parametrach makroekonomicznych (inflacja, notowania dolara US, ceny ropy naftowej na świecie, etc).
Zakładają one konserwatywno - optymistyczny scenariusz rozwoju gospodarczego Federacji Rosyjskiej. W  maju 2009 przeciętne ceny nieruchomości w wyższym standardzie w Moskwie zmalały o 2,4 %  w porównaniu do poprzedniego miesiąca. W ten sposób od początku 2009 ceny w tym segmencie spadły o 10,8 %. Analitycy prognozowali spadek dynamiki cen na tym rynku od czerwca 2009. Jednakże, tempo spadku już wcześniej wzrosło o 1,0-1,5 %, z powodu długich wakacji i zmniejszenia działalności rynkowej tradycyjnie na przełomie wiosny i zaczynającego się lata.
Ceny nieruchomości w średniej klasie (domy w mieście i na wsi) pozostały praktycznie na poziomie z kwietnia. Od początku 2009 ceny w tym sektorze spadły o 11,4 %. Tu przewidywana jest dłuższa stabilizacja cen. Zarówno deweloperzy jak i pośrednicy nie będą podnosić znacząco cen na początku sezonu letniego, mając nadzieję ożywienia rynku. Analiza potwierdza wcześniejsze przewidywania zahamowania  dynamiki cen na rynku nieruchomości w najwyższym standardzie w regionie Moskwy, co może prowadzić do dalszego zmniejszenia cen do końca 2009 roku o 12-15% zarówno w mieście, jak i okolicy. (wk)

Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 06-07/09

Optymizm wraca do japońskiego handlu nieruchomościami

Optymizm wraca do japońskiego handlu nieruchomościami
Analitycy spekulują, że handel nieruchomościami w Japonii sięgnął dna i prognozują poprawę w gospodarce.
Odnotowują też,  że inwestowanie i usługi brokerskie przewyższają oczekiwania. W kwietniu uspokoił się także kryzys eksportu Japonii, co zwiększyło optymizm. Analitycy zbyli wzruszeniem ramion sprawozdanie Ministerstwa Gospodarki, mówiące, że ceny nieruchomości w ostatnich trzech miesiącach spadły prawie we wszystkich głównych japońskich miastach. Ministerstwo zapowiada połączenia i reorganizacje funduszy nieruchomości, zabiegając o większy w nich udział deweloperów. „Odczuwam zwyżkowy trend w obrocie nieruchomościami, ceny ziemi ciągną wskaźniki”, powiedział Wing Asset’s Haga.  Udziały w Mitsui Fudosan Company, którego oddział zarządza największym inwestorem nieruchomości Japonii, Mitsibushi Estate Company i NTT Urban Development Company, znacznie wzrosły. Japonia może przewyższyć inne rynki w ciągu pięciu lat. Według Marca Fabera, inwestora, który publikuje raport Gloom, Boom and Doom: „Ze wszystkich regionów świata, Azja jest nadal tym najbardziej atrakcyjnym”.

Dopływ pieniędzy do Hong Kongu z Chin i innych regionów świata spowodował powiew optymizmu w sektorze nieruchomości. Rząd Hong Kongu przewiduje, że pomimo iż gospodarka skurczy się w tym roku aż 6,5 %, a bezrobocie jest najwyższe od trzech lat, to jednak ceny nieruchomości wzrosną o około 13 % do końca roku. Rynek nieruchomości „Hong Kongu może być jednym z wyraźniejszych beneficjantów globalnego wysiłku rządów, by pobudzić inwestycje. Banki centralne w Stanach Zjednoczonych, Europie i Azji skierowały tu strumienie kapitału, które szybko są wchłaniane przez inwestycje”, uważa strateg Sean Darby z Nomura International.

Ograniczenia kredytów hipotecznych i niewielki zapas nowych apartamentów powodują, że ceny nieruchomości idą w górę. Wpływ na to ma również parcie na ten rynek kontynentalnego Pekinu. (wk)

Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 06-07/09

Optymizm wraca do japońskiego handlu nieruchomościami

Optymizm wraca do japońskiego handlu nieruchomościami
Analitycy spekulują, że handel nieruchomościami w Japonii sięgnął dna i prognozują poprawę w gospodarce.
Odnotowują też,  że inwestowanie i usługi brokerskie przewyższają oczekiwania. W kwietniu uspokoił się także kryzys eksportu Japonii, co zwiększyło optymizm. Analitycy zbyli wzruszeniem ramion sprawozdanie Ministerstwa Gospodarki, mówiące, że ceny nieruchomości w ostatnich trzech miesiącach spadły prawie we wszystkich głównych japońskich miastach. Ministerstwo zapowiada połączenia i reorganizacje funduszy nieruchomości, zabiegając o większy w nich udział deweloperów. „Odczuwam zwyżkowy trend w obrocie nieruchomościami, ceny ziemi ciągną wskaźniki”, powiedział Wing Asset’s Haga.  Udziały w Mitsui Fudosan Company, którego oddział zarządza największym inwestorem nieruchomości Japonii, Mitsibushi Estate Company i NTT Urban Development Company, znacznie wzrosły. Japonia może przewyższyć inne rynki w ciągu pięciu lat. Według Marca Fabera, inwestora, który publikuje raport Gloom, Boom and Doom: „Ze wszystkich regionów świata, Azja jest nadal tym najbardziej atrakcyjnym”.

Dopływ pieniędzy do Hong Kongu z Chin i innych regionów świata spowodował powiew optymizmu w sektorze nieruchomości. Rząd Hong Kongu przewiduje, że pomimo iż gospodarka skurczy się w tym roku aż 6,5 %, a bezrobocie jest najwyższe od trzech lat, to jednak ceny nieruchomości wzrosną o około 13 % do końca roku. Rynek nieruchomości „Hong Kongu może być jednym z wyraźniejszych beneficjantów globalnego wysiłku rządów, by pobudzić inwestycje. Banki centralne w Stanach Zjednoczonych, Europie i Azji skierowały tu strumienie kapitału, które szybko są wchłaniane przez inwestycje”, uważa strateg Sean Darby z Nomura International.

Ograniczenia kredytów hipotecznych i niewielki zapas nowych apartamentów powodują, że ceny nieruchomości idą w górę. Wpływ na to ma również parcie na ten rynek kontynentalnego Pekinu. (wk)

Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 06-07/09

Kredyty z dopłatą zmieniają rynek. Co z cenami?

Kredyty z rządową dopłatą upowszechniły się na rynku kredytowym. W maju udzielono ich przeszło czterokrotnie więcej niż w styczniu. Trudno przesądzić jak duży wpływ program wywiera na ceny nieruchomości.
Jak zauważają analitycy Open Finance od stycznia do maja systematycznie rósł cały rynek kredytów hipotecznych. - Było to  podyktowane przede wszystkim niewielką aktywnością inwestorów z przełomu roku oraz rosnącą obecnie - czytamy w raporcie Rodzina na swoim szturmuje rynek.
Analitycy OF zauważają, że na rynku rośnie liczba kredytów udzielanych w ramach programu Rodzina na swoim.

- O ile np. liczba transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance w największych miastach Polski wzrosła między styczniem i majem ponad dwukrotnie, to liczba kredytów Rodzina na swoim wzrosła na całym rynku przeszło czterokrotnie - czytamy w analizie OF. W konsekwencji udział programu w rynku hipotecznym wzrósł - jak szacują autorzy opracowania - z mniej niż 5 proc. w styczniu do ponad 20 proc. w maju.

Dynamika liczby kredytów udzielonych w ramach programu Rodzina na swoim w 2009 r.

Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance

Wpływ na ceny mieszkań

Około 20-proc. udział programu w rynku kredytów hipotecznych przekłada się również na jego znaczący udział w transakcjach na rynku nieruchomości, które nadal w dominującym stopniu finansowane są kredytami hipotecznymi. Niestety nie ma w Polsce danych pokazujących liczbę transakcji choćby w przybliżeniu.

- Możemy natomiast powiedzieć, że przez pierwsze cztery miesiące roku 70 proc. transakcji finansowanych w ramach programu ,,Rodzina na swoim" przeprowadzono poza miastami wojewódzkimi. Ze względu na znaczące rozproszenie tych transakcji trudno przesądzać o ich wpływie na kształtowanie się cen nieruchomości w Polsce poza miastami wojewódzkimi - czytamy w raporcie Open Finance.

Autorzy zauważają, że wpływ programu na ceny w największych miastach Polski jest trudny do zmierzenia i różny w różnych miastach. Dla przykładu 402 mieszkania sprzedane w ramach programu Rodzina na swoim w Warszawie może nie mieć tak dużego znaczenia dla średnich cen jak 169 mieszkań sprzedanych w tym czasie w Łodzi z wykorzystaniem wsparcia skarbu państwa w zaciągnięciu kredytu.

Program może mieć większy wpływ na ceny ofertowe - sprzedający mogą dostosować się do limitów obowiązujących w programie - niż na liczbę rzeczywiście przeprowadzanych transakcji, przynajmniej w obecnym stanie rynku (przewagi podaży).

Rozkład funkcjonowania programu Rodzina na swoim


Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance

(MM)
Kredyty z dopłatą zmieniają rynek. Co z cenami?

Kredyty z dopłatą zmieniają rynek. Co z cenami?

Kredyty z rządową dopłatą upowszechniły się na rynku kredytowym. W maju udzielono ich przeszło czterokrotnie więcej niż w styczniu. Trudno przesądzić jak duży wpływ program wywiera na ceny nieruchomości.
Jak zauważają analitycy Open Finance od stycznia do maja systematycznie rósł cały rynek kredytów hipotecznych. - Było to  podyktowane przede wszystkim niewielką aktywnością inwestorów z przełomu roku oraz rosnącą obecnie - czytamy w raporcie Rodzina na swoim szturmuje rynek.
Analitycy OF zauważają, że na rynku rośnie liczba kredytów udzielanych w ramach programu Rodzina na swoim.

- O ile np. liczba transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance w największych miastach Polski wzrosła między styczniem i majem ponad dwukrotnie, to liczba kredytów Rodzina na swoim wzrosła na całym rynku przeszło czterokrotnie - czytamy w analizie OF. W konsekwencji udział programu w rynku hipotecznym wzrósł - jak szacują autorzy opracowania - z mniej niż 5 proc. w styczniu do ponad 20 proc. w maju.

Dynamika liczby kredytów udzielonych w ramach programu Rodzina na swoim w 2009 r.

Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance

Wpływ na ceny mieszkań

Około 20-proc. udział programu w rynku kredytów hipotecznych przekłada się również na jego znaczący udział w transakcjach na rynku nieruchomości, które nadal w dominującym stopniu finansowane są kredytami hipotecznymi. Niestety nie ma w Polsce danych pokazujących liczbę transakcji choćby w przybliżeniu.

- Możemy natomiast powiedzieć, że przez pierwsze cztery miesiące roku 70 proc. transakcji finansowanych w ramach programu ,,Rodzina na swoim" przeprowadzono poza miastami wojewódzkimi. Ze względu na znaczące rozproszenie tych transakcji trudno przesądzać o ich wpływie na kształtowanie się cen nieruchomości w Polsce poza miastami wojewódzkimi - czytamy w raporcie Open Finance.

Autorzy zauważają, że wpływ programu na ceny w największych miastach Polski jest trudny do zmierzenia i różny w różnych miastach. Dla przykładu 402 mieszkania sprzedane w ramach programu Rodzina na swoim w Warszawie może nie mieć tak dużego znaczenia dla średnich cen jak 169 mieszkań sprzedanych w tym czasie w Łodzi z wykorzystaniem wsparcia skarbu państwa w zaciągnięciu kredytu.

Program może mieć większy wpływ na ceny ofertowe - sprzedający mogą dostosować się do limitów obowiązujących w programie - niż na liczbę rzeczywiście przeprowadzanych transakcji, przynajmniej w obecnym stanie rynku (przewagi podaży).

Rozkład funkcjonowania programu Rodzina na swoim


Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance

(MM)
Kredyty z dopłatą zmieniają rynek. Co z cenami?

Spada liczba pozwoleń. Deweloperzy mniej budują

- Liczba mieszkań, na realizację których wydano pozwolenia, spadła o 18,5 proc. proc.w ujęciu rocznym do 74 tys. 986 w okresie styczeń-maj 2009 roku - podał Główny Urząd Statystyczny.
W całym 2008 roku liczba ta wyniosła 230,1 tys. (spadek o 7,1 proc.).
W tej grupie w okresie pięciu miesięcy 2009 roku spadła liczba mieszkań we wszystkich kategoriach. Największy spadek odnotowano w budownictwie spółdzielczym - o 37,6 proc. do 1974 mieszkań, a w przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem spadek wyniósł 27,2 proc. - do 28 tys. 104.

Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 52 tys. 640. Co oznacza spadek o 31,3 proc. proc..

W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 63 tys. 659 mieszkań, czyli o 8,2 proc. więcej niż przed rokiem.

- Największy udział w przyroście nowych zasobów mieszkaniowych mieli deweloperzy, którzy w okresie styczeń-maj 2009 r. oddali 29 557 mieszkań, tj. o 22,3 proc. więcej niż w ubiegłym roku, co stanowiło 46,4 proc. ogólnej liczby mieszkań oddanych do użytkowania. W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku inwestorzy ci rozpoczęli budowę 14 343 mieszkań, tj. o 53,3 proc. mniej niż w 2008 r. Spadła również liczba mieszkań, na których budowę uzyskali oni pozwolenie - do 28 104, tj. o 27,2 proc. - napisał GUS w komunikacie.

money.pl

Spada liczba pozwoleń. Deweloperzy mniej budują

- Liczba mieszkań, na realizację których wydano pozwolenia, spadła o 18,5 proc. proc.w ujęciu rocznym do 74 tys. 986 w okresie styczeń-maj 2009 roku - podał Główny Urząd Statystyczny.
W całym 2008 roku liczba ta wyniosła 230,1 tys. (spadek o 7,1 proc.).
W tej grupie w okresie pięciu miesięcy 2009 roku spadła liczba mieszkań we wszystkich kategoriach. Największy spadek odnotowano w budownictwie spółdzielczym - o 37,6 proc. do 1974 mieszkań, a w przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem spadek wyniósł 27,2 proc. - do 28 tys. 104.

Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 52 tys. 640. Co oznacza spadek o 31,3 proc. proc..

W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 63 tys. 659 mieszkań, czyli o 8,2 proc. więcej niż przed rokiem.

- Największy udział w przyroście nowych zasobów mieszkaniowych mieli deweloperzy, którzy w okresie styczeń-maj 2009 r. oddali 29 557 mieszkań, tj. o 22,3 proc. więcej niż w ubiegłym roku, co stanowiło 46,4 proc. ogólnej liczby mieszkań oddanych do użytkowania. W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku inwestorzy ci rozpoczęli budowę 14 343 mieszkań, tj. o 53,3 proc. mniej niż w 2008 r. Spadła również liczba mieszkań, na których budowę uzyskali oni pozwolenie - do 28 104, tj. o 27,2 proc. - napisał GUS w komunikacie.

money.pl

Czym zaskoczą deweloperzy?

Wiosna jest najlepszym czasem na zmiany. Psychologowie coraz częściej zwracają uwagę na to, że ten okres, bardziej niż początek nowego roku, sprzyja realizacji naszych zamierzeń. Widać to także na rynku nieruchomości.
Wraz z nadejściem wiosny zwiększa się zainteresowanie mieszkaniami. Jednak już latem pojawiają się kłopoty ze sprzedażą lokali. Okres wakacyjny może być w tym roku wyjątkowo bolesny dla deweloperów. Od dłuższego już czasu zmagają się oni z zastojem na rynku wynikającym w głównej mierze z ograniczonej dostępności bankowego źródła finansowania. Teraz dojdzie do tego jeszcze sezonowe osłabienie popytu na deweloperskie mieszkania.

W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi Rodzina na swoim. Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu.

Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.

Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane. Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.

Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.

Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku).

Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale?

Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.

Czym zaskoczą deweloperzy?

Czym zaskoczą deweloperzy?

Wiosna jest najlepszym czasem na zmiany. Psychologowie coraz częściej zwracają uwagę na to, że ten okres, bardziej niż początek nowego roku, sprzyja realizacji naszych zamierzeń. Widać to także na rynku nieruchomości.
Wraz z nadejściem wiosny zwiększa się zainteresowanie mieszkaniami. Jednak już latem pojawiają się kłopoty ze sprzedażą lokali. Okres wakacyjny może być w tym roku wyjątkowo bolesny dla deweloperów. Od dłuższego już czasu zmagają się oni z zastojem na rynku wynikającym w głównej mierze z ograniczonej dostępności bankowego źródła finansowania. Teraz dojdzie do tego jeszcze sezonowe osłabienie popytu na deweloperskie mieszkania.

W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi Rodzina na swoim. Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu.

Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.

Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane. Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.

Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.

Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku).

Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale?

Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.

Czym zaskoczą deweloperzy?

25 mln zł na polskie fast foody

Tania ziemia i kryzys sprzyja polskim sieciom gastronomicznym, zwłaszcza tym, które oferują jedzenie szybko i niedrogo. Do końca roku otworzą one w sumie ponad 50 nowych placówek.

Oszczędności w domowych budżetach zaczęły sprzyjać tańszym restauracjom typu fast food. I to nie tylko rozwijanym przez zachodnich graczy, takich jak McDonald's, KFC czy Pizza Hut, lecz także polskie firmy. Mimo spowolnienia gospodarczego stawiają one na dynamiczny rozwój. Z szacunków wynika, że do końca roku w uruchomienie kilkudziesięciu nowych placówek zainwestują 25 mln zł. Wzrost liczby klientów odnotowują wszystkie lokale, które oferują możliwość zjedzenia obiadu w cenie poniżej 20 zł.

Zasada: dobre jedzenie, szybko podane, za niewielkie pieniądze, zaczyna się sprawdzać - uważa Jan Kościuszko, prezes Grupy Kościuszko Polskie Jadło. Dodaje jednocześnie, że liczba klientów w przydrożnych Gościńcach Polskie Jadło rozwijanych przez grupę sięga dziś 400-500 osób.

Nasze restauracje osiągają rentowność już w pierwszym miesiącu działalności. To bardzo szybko, zważywszy na to, że do tej pory średni okres dochodzenia do rentowności wynosił od 6 do 12 miesięcy - zaznacza Marek Zuber, przewodniczący rady nadzorczej Kościuszko Polskie Jadło. Wzrost liczby klientów notuje też sieć Szybki Kęs. Rosną też dochody - w tym roku są o kilkanaście procent wyższe niż przed rokiem - zauważa Dariusz Winiarski, prezes spółki Restauracje Polskie, rozwijającej sieć Szybki Kęs.

Podobnie jest w sieci pizzerii Da Grasso.

Na przełomie 2008 i 2009 roku nasze restauracje zanotowały delikatny spadek klientów, ale już wszystko wróciło do normy - mówi Magdalena Piróg ze spółki Da Grasso. Polskie fast foody planują w tym roku dalszy rozwój.

- Otworzymy na pewno 17 nowych placówek, każda to koszt około 200 tys. zł. Do końca roku chcemy podpisać kolejne 15 umów, z których część być może zostanie zrealizowana jeszcze w tym roku - informuje Magdalena Piróg.

Grupa Kościuszko chce do końca roku otworzyć co najmniej dwie restauracje pod marką Gościniec Polskie Jadło, których docelowo ma powstać 15-25, oraz nawet około 20 restauracji pod logo Sztuka Pieroga. Tych ostatnich ma być w przyszłości na rynku aż 200. Otwarcie jednej przydrożnej restauracji to koszt około 3,5 mln zł.

Koszty związane z uruchomieniem punktu Sztuka Pieroga to koszt od 50 do 100 tys. zł. W tej chwili są one znacznie niższe niż jeszcze rok temu, kiedy na Gościniec Polskie Jadło trzeba było wydać około 5 mln zł - zauważa Marek Zuber. Spadek kosztów to jeden z powodów, które mogą pomóc w szybkim rozwoju.

Zastój w branży nieruchomości daje możliwość pozyskania ziemi na atrakcyjnych warunkach. Pierwsze półrocze wykorzystaliśmy na poszukiwania i zakup terenów inwestycyjnych - dodaje Jan Kościuszko.Ambitne plany ma również firma Power Sun Eugeniusz Marszał, rozwijająca sieć Nasz Naleśnik. W tym roku chcemy otworzyć jeszcze przynajmniej cztery punkty, na pewno w Warszawie, Siedlcach i Gliwicach - mówi Barbara Knap, odpowiedzialna za rozwój sieci Nasz Naleśnik.

Patrycja Otto

interia.pl

25 mln zł na polskie fast foody

Tania ziemia i kryzys sprzyja polskim sieciom gastronomicznym, zwłaszcza tym, które oferują jedzenie szybko i niedrogo. Do końca roku otworzą one w sumie ponad 50 nowych placówek.

Oszczędności w domowych budżetach zaczęły sprzyjać tańszym restauracjom typu fast food. I to nie tylko rozwijanym przez zachodnich graczy, takich jak McDonald's, KFC czy Pizza Hut, lecz także polskie firmy. Mimo spowolnienia gospodarczego stawiają one na dynamiczny rozwój. Z szacunków wynika, że do końca roku w uruchomienie kilkudziesięciu nowych placówek zainwestują 25 mln zł. Wzrost liczby klientów odnotowują wszystkie lokale, które oferują możliwość zjedzenia obiadu w cenie poniżej 20 zł.

Zasada: dobre jedzenie, szybko podane, za niewielkie pieniądze, zaczyna się sprawdzać - uważa Jan Kościuszko, prezes Grupy Kościuszko Polskie Jadło. Dodaje jednocześnie, że liczba klientów w przydrożnych Gościńcach Polskie Jadło rozwijanych przez grupę sięga dziś 400-500 osób.

Nasze restauracje osiągają rentowność już w pierwszym miesiącu działalności. To bardzo szybko, zważywszy na to, że do tej pory średni okres dochodzenia do rentowności wynosił od 6 do 12 miesięcy - zaznacza Marek Zuber, przewodniczący rady nadzorczej Kościuszko Polskie Jadło. Wzrost liczby klientów notuje też sieć Szybki Kęs. Rosną też dochody - w tym roku są o kilkanaście procent wyższe niż przed rokiem - zauważa Dariusz Winiarski, prezes spółki Restauracje Polskie, rozwijającej sieć Szybki Kęs.

Podobnie jest w sieci pizzerii Da Grasso.

Na przełomie 2008 i 2009 roku nasze restauracje zanotowały delikatny spadek klientów, ale już wszystko wróciło do normy - mówi Magdalena Piróg ze spółki Da Grasso. Polskie fast foody planują w tym roku dalszy rozwój.

- Otworzymy na pewno 17 nowych placówek, każda to koszt około 200 tys. zł. Do końca roku chcemy podpisać kolejne 15 umów, z których część być może zostanie zrealizowana jeszcze w tym roku - informuje Magdalena Piróg.

Grupa Kościuszko chce do końca roku otworzyć co najmniej dwie restauracje pod marką Gościniec Polskie Jadło, których docelowo ma powstać 15-25, oraz nawet około 20 restauracji pod logo Sztuka Pieroga. Tych ostatnich ma być w przyszłości na rynku aż 200. Otwarcie jednej przydrożnej restauracji to koszt około 3,5 mln zł.

Koszty związane z uruchomieniem punktu Sztuka Pieroga to koszt od 50 do 100 tys. zł. W tej chwili są one znacznie niższe niż jeszcze rok temu, kiedy na Gościniec Polskie Jadło trzeba było wydać około 5 mln zł - zauważa Marek Zuber. Spadek kosztów to jeden z powodów, które mogą pomóc w szybkim rozwoju.

Zastój w branży nieruchomości daje możliwość pozyskania ziemi na atrakcyjnych warunkach. Pierwsze półrocze wykorzystaliśmy na poszukiwania i zakup terenów inwestycyjnych - dodaje Jan Kościuszko.Ambitne plany ma również firma Power Sun Eugeniusz Marszał, rozwijająca sieć Nasz Naleśnik. W tym roku chcemy otworzyć jeszcze przynajmniej cztery punkty, na pewno w Warszawie, Siedlcach i Gliwicach - mówi Barbara Knap, odpowiedzialna za rozwój sieci Nasz Naleśnik.

Patrycja Otto

interia.pl

JWC:U deweloperów taniej?

Biorąc kredyt za pośrednictwem dewelopera, można uzyskać niższą marżę, prowizję i szybciej załatwić wszystkie procedury. Nie należy spodziewać się, że bank łagodniej oceni naszą zdolność kredytową.
Niemal każdy deweloper ma w swojej ofercie propozycje kredytowania zakupu nieruchomości przez współpracujące z nim banki. Taki kredyt jest zwykle tańszy od tych dostępnych bezpośrednio w oddziałach banków.

Nasza oferta kredytowa jest na ogół lepsza, gdyż mamy podpisane umowy m.in. z tymi bankami, które finansują nasze inwestycje - mówi Małgorzata Szwarc-Sroka, dyrektor pionu ekonomicznego J.W. Construction.

Dzięki umowom z bankami oferujemy dużo korzystniejsze warunki kredytowe niż te proponowane przez bank klientom z ulicy - dodaje Alicja Kościesz z Orco Poland.

Sami bankowcy potwierdzają, że są zainteresowani ułatwieniami w finansowaniu zakupu mieszkań w tych budynkach, których budowę kredytuje ich bank.

Jeśli deweloper ma kredyt w banku, to rzeczywiście często jest specjalna oferta dla osób kupujących mieszkanie na takim osiedlu - mówi Iwona Załuska z Upper Finance.

Nie należy jednak się spodziewać, że bank złagodzi swoje wymagania dotyczące oceny zdolności kredytowej i udziału własnego w finansowanej nieruchomości.

Wszystkie podstawowe warunki kredytowe są standardowe. Preferencje mogą dotyczyć tylko wysokości marży, prowizji lub innych opłat - mówi Agnieszka Nachyła z Banku Millennium.

Tak jak przy zwykłym kredycie trzeba więc posiadać odpowiednie dochody i zabezpieczenie. Za pośrednictwem dewelopera kredyt może być jednak tańszy. W Polnordzie przy kredycie mieszkaniowym z Noredea Bank marża przez pierwsze dwa lata nie jest pobierana, a potniej wynosi 1,7 proc. Marża przy pożyczkach mieszkaniowych PKO BP, oferowana w tej samej firmie, wynosi od 1,8 do 2 proc. Podobna oferta kredytowa PKO BP jest też w Dom Development.

Proponowana za naszym pośrednictwem marża jest o 0,5 pkt proc. niższa niż w standardowej ofercie banku. Prowizja zamiast 2 proc. wynosi 1 proc. Często w tych specjalnych ofertach kredytowych brak jest też opłat za oszacowanie wartości nieruchomości - mówi Janusz Stolarczyk z Dom Development.

Takie kredyty hipoteczne są dla banków nieco bezpieczniejsze.

Jeśli wcześniej kredytujemy dewelopera, to jest oczywiste, że mamy wiedzę na temat inwestycji budowlanej, w ramach której konkretne mieszkania będą zabezpieczeniem udzielanych klientom kredytów mieszkaniowych - mówi Izabela Świderek-Kowalczyk z PKO BP.

Pośrednicy kredytowi twierdzą, że PKO BP jest obecnie zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe dostępne za pośrednictwem deweloperów. Klient może w tym banku liczyć na niską cenę kredytu oraz szybsze rozpatrzenie wniosku.

Jeśli dana inwestycja jest znana bankowi, to oczywiste, że dużo szybciej można uzyskać w banku kredyt mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie twierdzą inni deweloperzy.

W każdym banku, z którym współpracujemy, jest wytypowana osoba, która się z nami kontaktuje, zna naszą firmę i nasze inwestycje. To bardzo skraca procedurę kredytową - mówi Małgorzata Szwarc-Sroka.

Wszystkie te elementy powodują, że coraz więcej klientów korzysta z pomocy deweloperów przy kredycie.

W tej chwili nawet 60?70 proc. osób kupujących u nas mieszkania korzysta z takiej specjalnej oferty kredytowej - twierdzi Janusz Stolarczyk.

Roman Grzyb
interia.pl

JWC:U deweloperów taniej?

Biorąc kredyt za pośrednictwem dewelopera, można uzyskać niższą marżę, prowizję i szybciej załatwić wszystkie procedury. Nie należy spodziewać się, że bank łagodniej oceni naszą zdolność kredytową.
Niemal każdy deweloper ma w swojej ofercie propozycje kredytowania zakupu nieruchomości przez współpracujące z nim banki. Taki kredyt jest zwykle tańszy od tych dostępnych bezpośrednio w oddziałach banków.

Nasza oferta kredytowa jest na ogół lepsza, gdyż mamy podpisane umowy m.in. z tymi bankami, które finansują nasze inwestycje - mówi Małgorzata Szwarc-Sroka, dyrektor pionu ekonomicznego J.W. Construction.

Dzięki umowom z bankami oferujemy dużo korzystniejsze warunki kredytowe niż te proponowane przez bank klientom z ulicy - dodaje Alicja Kościesz z Orco Poland.

Sami bankowcy potwierdzają, że są zainteresowani ułatwieniami w finansowaniu zakupu mieszkań w tych budynkach, których budowę kredytuje ich bank.

Jeśli deweloper ma kredyt w banku, to rzeczywiście często jest specjalna oferta dla osób kupujących mieszkanie na takim osiedlu - mówi Iwona Załuska z Upper Finance.

Nie należy jednak się spodziewać, że bank złagodzi swoje wymagania dotyczące oceny zdolności kredytowej i udziału własnego w finansowanej nieruchomości.

Wszystkie podstawowe warunki kredytowe są standardowe. Preferencje mogą dotyczyć tylko wysokości marży, prowizji lub innych opłat - mówi Agnieszka Nachyła z Banku Millennium.

Tak jak przy zwykłym kredycie trzeba więc posiadać odpowiednie dochody i zabezpieczenie. Za pośrednictwem dewelopera kredyt może być jednak tańszy. W Polnordzie przy kredycie mieszkaniowym z Noredea Bank marża przez pierwsze dwa lata nie jest pobierana, a potniej wynosi 1,7 proc. Marża przy pożyczkach mieszkaniowych PKO BP, oferowana w tej samej firmie, wynosi od 1,8 do 2 proc. Podobna oferta kredytowa PKO BP jest też w Dom Development.

Proponowana za naszym pośrednictwem marża jest o 0,5 pkt proc. niższa niż w standardowej ofercie banku. Prowizja zamiast 2 proc. wynosi 1 proc. Często w tych specjalnych ofertach kredytowych brak jest też opłat za oszacowanie wartości nieruchomości - mówi Janusz Stolarczyk z Dom Development.

Takie kredyty hipoteczne są dla banków nieco bezpieczniejsze.

Jeśli wcześniej kredytujemy dewelopera, to jest oczywiste, że mamy wiedzę na temat inwestycji budowlanej, w ramach której konkretne mieszkania będą zabezpieczeniem udzielanych klientom kredytów mieszkaniowych - mówi Izabela Świderek-Kowalczyk z PKO BP.

Pośrednicy kredytowi twierdzą, że PKO BP jest obecnie zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe dostępne za pośrednictwem deweloperów. Klient może w tym banku liczyć na niską cenę kredytu oraz szybsze rozpatrzenie wniosku.

Jeśli dana inwestycja jest znana bankowi, to oczywiste, że dużo szybciej można uzyskać w banku kredyt mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie twierdzą inni deweloperzy.

W każdym banku, z którym współpracujemy, jest wytypowana osoba, która się z nami kontaktuje, zna naszą firmę i nasze inwestycje. To bardzo skraca procedurę kredytową - mówi Małgorzata Szwarc-Sroka.

Wszystkie te elementy powodują, że coraz więcej klientów korzysta z pomocy deweloperów przy kredycie.

W tej chwili nawet 60?70 proc. osób kupujących u nas mieszkania korzysta z takiej specjalnej oferty kredytowej - twierdzi Janusz Stolarczyk.

Roman Grzyb
interia.pl

Nieoczekiwany spadek sprzedaży detal. w W.Brytanii

Sprzedaż detaliczna w W.Brytanii nieoczekiwanie spadła w maju o 0,6 proc. mdm, po wzroście w kwietniu o 0,9 proc. - poinformowało w czwartek w komunikacie Biuro Narodowej Statystyki.
Analitycy spodziewali się tymczasem wzrostu sprzedaży mdm w maju o 0,3 proc.

Rdr sprzedaż spadła o 1,6 proc., po wzroście w kwietniu o 2,6 proc. - podał organ statystyczny.
(PAP, ak/18.06.2009, godz. 11:26)
onet.pl

Nieoczekiwany spadek sprzedaży detal. w W.Brytanii

Sprzedaż detaliczna w W.Brytanii nieoczekiwanie spadła w maju o 0,6 proc. mdm, po wzroście w kwietniu o 0,9 proc. - poinformowało w czwartek w komunikacie Biuro Narodowej Statystyki.
Analitycy spodziewali się tymczasem wzrostu sprzedaży mdm w maju o 0,3 proc.

Rdr sprzedaż spadła o 1,6 proc., po wzroście w kwietniu o 2,6 proc. - podał organ statystyczny.
(PAP, ak/18.06.2009, godz. 11:26)
onet.pl

Rynek musi się "przewietrzyć"

Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego od stycznia do maja 2009 roku oddano już do użytkowania 63 659 mieszkań. W porównaniu z zeszłym rokiem jest to o 8,2 proc. więcej.

W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku najbardziej aktywni byli deweloperzy, którzy wybudowali 29 557 lokali, aż o 22,3 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Tak dobry wynik to efekt szybkiego rozwoju budownictwa, z którym mieliśmy doczynienia w ostatnich latach. Inwestycje teraz oddawane rozpoczynane były w połowie 2007 i na początku 2008 roku czyli na szczycie boomu na rynku nieruchomości. Patrząc na to, co się obecnie dzieje można spodziewać się, że w najbliższych latach oddawanych będzie coraz mniej mieszkań. Z powodu słabych wyników sprzedaży duża część deweloperów wstrzymała większość planowanych na ten rok inwestycji. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że od początku 2009 roku rozpoczęto budowę 52 640 mieszkań, czyli o 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008r. Wśród tych lokali zaledwie 14 343 jest budowanych przez deweloperów, co tylko potwierdza słabą kondycję deweloperów.

Kiepsko wygląda też sytuacja pozwoleń na budowę. Od stycznia do maja bieżącego roku wydano ich 74 986 i jest to o 18,5 proc. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W tym wypadku deweloperzy również nie prezentują się najlepiej, ponieważ otrzymali tylko 28 104 pozwoleń na budowę, podczas gdy inwestorzy indywidualni aż 41 474. Patrząc na te wyniki można śmiało stwierdzić, że w 2011 roku, kiedy obecnie rozpoczynane oraz planowane inwestycje będą oddawane, ich liczba może nie przekroczyć 100 tys. W tym roku powinniśmy spodziewać się ok. 160 tys. oddanych do użytkowania mieszkań, czyli mniej więcej tyle, ile w roku ubiegłym. W przyszłym roku natomiast będzie ich już znacznie mniej, jednak wciąż oddawane będą projekty rozpoczęte jeszcze w 2008 roku, co zawyży wynik.

Taka sytuacja jest jak najbardziej korzystna dla rynku, który ma okazję nieco się "przewietrzyć". Dzięki zamieszaniu wywołanym przez światowy kryzys ceny mieszkań znacznie spadły dzięki czemu więcej ludzi może pozwolić sobie na zakup mieszkania. Niestety z drugiej strony kredyty hipoteczne stały się mniej dostępne, ale ci, którzy mają zdolność kredytową na pewno skorzystają na obniżkach cen. Najważniejsze jest jednak to, że deweloperzy zaczęli inaczej patrzeć na klientów i teraz wchodząc do biura sprzedaży to my możemy dyktować warunki, co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia.

Aleksandra Szarek,

Specjalista Rynku Nieruchomości

interia.pl

Rynek musi się "przewietrzyć"

Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego od stycznia do maja 2009 roku oddano już do użytkowania 63 659 mieszkań. W porównaniu z zeszłym rokiem jest to o 8,2 proc. więcej.

W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku najbardziej aktywni byli deweloperzy, którzy wybudowali 29 557 lokali, aż o 22,3 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Tak dobry wynik to efekt szybkiego rozwoju budownictwa, z którym mieliśmy doczynienia w ostatnich latach. Inwestycje teraz oddawane rozpoczynane były w połowie 2007 i na początku 2008 roku czyli na szczycie boomu na rynku nieruchomości. Patrząc na to, co się obecnie dzieje można spodziewać się, że w najbliższych latach oddawanych będzie coraz mniej mieszkań. Z powodu słabych wyników sprzedaży duża część deweloperów wstrzymała większość planowanych na ten rok inwestycji. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że od początku 2009 roku rozpoczęto budowę 52 640 mieszkań, czyli o 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008r. Wśród tych lokali zaledwie 14 343 jest budowanych przez deweloperów, co tylko potwierdza słabą kondycję deweloperów.

Kiepsko wygląda też sytuacja pozwoleń na budowę. Od stycznia do maja bieżącego roku wydano ich 74 986 i jest to o 18,5 proc. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W tym wypadku deweloperzy również nie prezentują się najlepiej, ponieważ otrzymali tylko 28 104 pozwoleń na budowę, podczas gdy inwestorzy indywidualni aż 41 474. Patrząc na te wyniki można śmiało stwierdzić, że w 2011 roku, kiedy obecnie rozpoczynane oraz planowane inwestycje będą oddawane, ich liczba może nie przekroczyć 100 tys. W tym roku powinniśmy spodziewać się ok. 160 tys. oddanych do użytkowania mieszkań, czyli mniej więcej tyle, ile w roku ubiegłym. W przyszłym roku natomiast będzie ich już znacznie mniej, jednak wciąż oddawane będą projekty rozpoczęte jeszcze w 2008 roku, co zawyży wynik.

Taka sytuacja jest jak najbardziej korzystna dla rynku, który ma okazję nieco się "przewietrzyć". Dzięki zamieszaniu wywołanym przez światowy kryzys ceny mieszkań znacznie spadły dzięki czemu więcej ludzi może pozwolić sobie na zakup mieszkania. Niestety z drugiej strony kredyty hipoteczne stały się mniej dostępne, ale ci, którzy mają zdolność kredytową na pewno skorzystają na obniżkach cen. Najważniejsze jest jednak to, że deweloperzy zaczęli inaczej patrzeć na klientów i teraz wchodząc do biura sprzedaży to my możemy dyktować warunki, co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia.

Aleksandra Szarek,

Specjalista Rynku Nieruchomości

interia.pl

Działki PKP za grosze

W Krakowie niektóre tereny należące do Polskich Kolei Państwowych były dzierżawione po 6 gr. za m kw., w Rzeszowie jeszcze taniej - pisze "Dziennik Polski".
W niektórych przypadkach kwoty były zaniżane nawet pięciokrotnie! "DP" dotarł do wykazu stawek, według którego nieruchomości PKP były dzierżawione w latach ubiegłych. Okazało się np., że w Nowym Sączu za dzierżawę 805 m kw. PKP otrzymywały co miesiąc jedynie 3 zł 35 gr.
PAP/Dziennik Polski
interia.pl

Działki PKP za grosze

W Krakowie niektóre tereny należące do Polskich Kolei Państwowych były dzierżawione po 6 gr. za m kw., w Rzeszowie jeszcze taniej - pisze "Dziennik Polski".
W niektórych przypadkach kwoty były zaniżane nawet pięciokrotnie! "DP" dotarł do wykazu stawek, według którego nieruchomości PKP były dzierżawione w latach ubiegłych. Okazało się np., że w Nowym Sączu za dzierżawę 805 m kw. PKP otrzymywały co miesiąc jedynie 3 zł 35 gr.
PAP/Dziennik Polski
interia.pl

Po dom może do Hiszpanii?

Sprzedaż domów w Hiszpanii spadła w kwietniu aż o 47,6 proc. rdr - podał we wtorek w komunikacie Narodowy Instytut Statystyczny.

To największa procentowa zniżka w ciągu ostatnich 16 miesięcy spadków tego wskaźnika.

W marcu sprzedaż spadła rdr o 24,3 proc., najmniej od 11 miesięcy.

INTERIA.PL/PAP

Po dom może do Hiszpanii?

Sprzedaż domów w Hiszpanii spadła w kwietniu aż o 47,6 proc. rdr - podał we wtorek w komunikacie Narodowy Instytut Statystyczny.

To największa procentowa zniżka w ciągu ostatnich 16 miesięcy spadków tego wskaźnika.

W marcu sprzedaż spadła rdr o 24,3 proc., najmniej od 11 miesięcy.

INTERIA.PL/PAP

Mniej pozwoleń na budowę

16 tys. 153 wyniosła w maju liczba pozwoleń na budowę, tj. o 16,3 proc. mniej rok do roku i 5,9 proc. więcej miesiąc do miesiąca - podał GUS.

Od początku roku liczba zezwoleń wyniosła 74 tys. 986, o 18,5 proc. mniej rdr.

Liczba rozpoczętych budów mieszkań w maju wyniosła 13 tys. 806, tj. o 18,3 proc. mniej rdr i 10,1 proc. mniej mdm. W ciągu pięciu miesięcy rozpoczęto budowę 52 tys. 640 mieszkań, 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.

GUS: liczba oddanych mieszkań wzrosła w maju o 4,4 proc.

Liczba mieszkań oddanych do użytku wzrosła w maju 2009 roku o 4,4 proc. wobec analogicznego okresu 2008 roku i wyniosła 10 tys. 153 - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny.

Liczba oddanych mieszkań w maju wobec kwietnia spadła o 15,7 proc.

W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano 63 tys. 659 mieszkań, o 8,2 proc. więcej niż w pięciu pierwszych miesiącach 2008 roku.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Mniej pozwoleń na budowę

16 tys. 153 wyniosła w maju liczba pozwoleń na budowę, tj. o 16,3 proc. mniej rok do roku i 5,9 proc. więcej miesiąc do miesiąca - podał GUS.

Od początku roku liczba zezwoleń wyniosła 74 tys. 986, o 18,5 proc. mniej rdr.

Liczba rozpoczętych budów mieszkań w maju wyniosła 13 tys. 806, tj. o 18,3 proc. mniej rdr i 10,1 proc. mniej mdm. W ciągu pięciu miesięcy rozpoczęto budowę 52 tys. 640 mieszkań, 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.

GUS: liczba oddanych mieszkań wzrosła w maju o 4,4 proc.

Liczba mieszkań oddanych do użytku wzrosła w maju 2009 roku o 4,4 proc. wobec analogicznego okresu 2008 roku i wyniosła 10 tys. 153 - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny.

Liczba oddanych mieszkań w maju wobec kwietnia spadła o 15,7 proc.

W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano 63 tys. 659 mieszkań, o 8,2 proc. więcej niż w pięciu pierwszych miesiącach 2008 roku.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Pieniądze są coraz droższe

W ostatnich dwóch miesiącach połowa banków podniosła oprocentowanie kredytów gotówkowych. Rekordzista, Allianz Bank, podniósł je od kwietnia aż o 4 pkt. proc.

W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.

- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.

Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.

- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.

Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.

- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.

- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.

Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.

- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.

Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.

Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.

- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.

Roman Grzyb

interia.pl

Pieniądze są coraz droższe

W ostatnich dwóch miesiącach połowa banków podniosła oprocentowanie kredytów gotówkowych. Rekordzista, Allianz Bank, podniósł je od kwietnia aż o 4 pkt. proc.

W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.

- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.

Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.

- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.

Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.

- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.

- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.

Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.

- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.

Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.

Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.

- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.

Roman Grzyb

interia.pl

Oprocentowanie lekko w górę

Banki zwolniły tempo obniżania depozytowych stawek. Niektóre instytucje zdecydowały się nawet na niewielkie podwyżki oprocentowania wybranych lokat i kont oszczędnościowych. Co w ciągu minionego tygodnia zmieniło się w bankowości dla klientów indywidualnych?

Lokaty

Raiffeisen Bank Polska zaoferował lokatę WIBORną, której oprocentowanie zależy od 1-miesięcznej stawki WIBOR, pokazującej oprocentowanie kredytów na rynku międzybankowym. Do stawki WIBOR 1M bank dodaje 1 punkt procentowy, co daje ostateczną wysokość oprocentowania lokaty (przykład: gdy średnia miesięczna wartość wskaźnika WIBOR 1M wynosi 3,91%, to oprocentowanie depozytu w kolejnym miesiącu sięga 4,91%).

Lokatę WIBORną można zakładać na 3, 6 i 12 miesięcy. Minimalna wpłata to 5 tys. zł. Oprocentowanie ustalane jest co miesiąc, w zależności od zmian stawki WIBOR 1M.

Millennium Bank obniżył oprocentowanie lokaty SuperProcent w PLN. Depozyt gwarantuje obecnie - w zależności od okresu trwania lokaty i salda - od 4,00% do 5,50% w skali roku. Dotychczasowe oprocentowanie lokaty nie zależało od zdeponowanej kwoty i wynosiło: 6,00% dla lokaty 3M oraz 5,00% dla lokat 6M i 12M. Niższe stawki obowiązują od 8 czerwca br.

10 czerwca br. MultiBank wprowadził nowe stawki oprocentowania dla depozytów terminowych oraz lokat w formie polisy, tzw. polisolokat, zwolnionych z podatku od zysków kapitałowych. Oprocentowanie lokaty 6- miesięcznej dla wkładu od 1 tys. zł wzrosło do 5,20% (zmiana o 1,50 p.p) i 5,40% (zmiana o 1,60 p.p) dla Członków Klubu Aquarius. Jednocześnie bank wprowadził dodatkowe progi kwotowe - po osiągnięciu poziomu 20 tys. zł oprocentowanie środków wzrasta do 5,50% i 5,70% dla Członków Klubu Aquarius. Od kwoty 100 tys. zł oprocentowanie wynosi 6,00% - dla Członków Klubu Aquarius.

Oprocentowanie środków zgromadzonych na lokacie rocznej (minimalny wkład: 1 tys. zł) wzrosło o 0,10 p.p. i wynosi obecnie 5,60% i 5,80% dla Członków Klubu Aquarius (zmiana o 0,20 p.p.). Wzrosło również oprocentowanie 6- miesięcznej Strategii MultiZysk (lokaty w formie polisy ubezpieczeniowej).

Produkt gwarantuje obecnie 4,86% w ujęciu rocznym (wzrost o 0,76 p.p.) - odpowiednik 6,00% na tradycyjnej lokacie bankowej. Minimalna kwota składki: 5 tys. zł. Z uwagi na zmianę rynkowych stóp procentowych korekcie o 0,20-0,30 p.p. uległo z kolei oprocentowanie depozytów terminowych w USD.

Konta

MultiBank podwyższył oprocentowanie rachunków oszczędnościowych. Oprocentowanie środków ulokowanych na koncie oszczędnościowym MultiMax wzrosło o 0,30 p.p. i wynosi obecnie 4,30% (oraz 4,50% dla Członków Klubu Aquarius - zmiana o 0,40 p.p.).

W obu przypadkach, po osiągnięciu progu 90 tys. zł, oprocentowanie środków zdeponowanych na rachunku wzrasta do 5,00% (wzrost o 0,40 p.p. wobec poprzedniej stawki, która wynosiła 4,60%). Wyższe oprocentowanie obowiązuje od 10 czerwca br.

PRODUKTY STRUKTURYZOWANE

Nordea Polska TUnŻ S.A wprowadziło do swojej oferty nowe produkty strukturyzowane z gwarancją kapitału - Nordea Gwarant - Złota Szansa oraz Nordea Gwarant - Euroszansa. Nordea Gwarant - Euroszansa daje możliwość osiągnięcia zysku zależnego od wzrostu wartości koszyka walut, składającego się z kursów złotówki, funta brytyjskiego, korony norweskiej oraz szwedzkiej względem euro.

Przy dwuletnim okresie inwestycji Nordea Gwarant - Euroszansa daje 97% ochrony zainwestowanego kapitału, a minimalna kwota inwestycji wynosi 5 tys. zł. Nordea Gwarant - Złota Szansa to natomiast oferta trzyletnia, która daje klientom 100% gwarancji zainwestowanego kapitału. Produkt umożliwia zarabianie zarówno na wzroście wartości złota, jak i utrzymaniu jego wartości na obecnym poziomie.

Minimalna kwota inwestycji w Nordea Gwarant - Złota szansa wynosi 5 tys. zł. Subskrypcja produktów potrwa od 8 czerwca do 10 lipca br.

mBank rozpoczął subskrypcję 10-miesięcznych struktur Index PLUS oraz Index MINUS, opartych o kontrakty terminowe na indeks WIG20. Lokata strukturyzowana Index PLUS zakłada wzrost wartości kontraktów terminowych na indeks WIG20 w okresie trwania lokaty. Jeżeli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie wyższa niż 15%, oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% w skali roku.

Index MINUS pozwala natomiast na osiągnięcie zysku w przypadku, gdy wartość kontraktów terminowych na indeks WIG20 spadnie w okresie trwania lokaty. Jeśli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie niższa niż -15%, wówczas oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% p.a. Według danych rynkowych z dnia 02.06.09., wysokość oprocentowania przy spełnieniu warunku lokat wyniosłaby 10% w skali roku.

Ostateczna wartość oprocentowania zostanie ustalona 18.06.09. Otwarcie i zarządzanie obiema strukturami jest bezpłatne. Zrywając lokatę przed terminem, klient musi ponieść opłatę manipulacyjną, której wysokość określana jest każdorazowo w zasadach danej oferty. Minimalna kwota wpłaty wynosi 1 tys. zł, a powierzony kapitał jest gwarantowany w 100%. Zapisy na oba produkty potrwają do 17 czerwca br.

Justyna Niedzielska

źródło informacji: inwestycje.pl

interia.pl

Oprocentowanie lekko w górę

Banki zwolniły tempo obniżania depozytowych stawek. Niektóre instytucje zdecydowały się nawet na niewielkie podwyżki oprocentowania wybranych lokat i kont oszczędnościowych. Co w ciągu minionego tygodnia zmieniło się w bankowości dla klientów indywidualnych?

Lokaty

Raiffeisen Bank Polska zaoferował lokatę WIBORną, której oprocentowanie zależy od 1-miesięcznej stawki WIBOR, pokazującej oprocentowanie kredytów na rynku międzybankowym. Do stawki WIBOR 1M bank dodaje 1 punkt procentowy, co daje ostateczną wysokość oprocentowania lokaty (przykład: gdy średnia miesięczna wartość wskaźnika WIBOR 1M wynosi 3,91%, to oprocentowanie depozytu w kolejnym miesiącu sięga 4,91%).

Lokatę WIBORną można zakładać na 3, 6 i 12 miesięcy. Minimalna wpłata to 5 tys. zł. Oprocentowanie ustalane jest co miesiąc, w zależności od zmian stawki WIBOR 1M.

Millennium Bank obniżył oprocentowanie lokaty SuperProcent w PLN. Depozyt gwarantuje obecnie - w zależności od okresu trwania lokaty i salda - od 4,00% do 5,50% w skali roku. Dotychczasowe oprocentowanie lokaty nie zależało od zdeponowanej kwoty i wynosiło: 6,00% dla lokaty 3M oraz 5,00% dla lokat 6M i 12M. Niższe stawki obowiązują od 8 czerwca br.

10 czerwca br. MultiBank wprowadził nowe stawki oprocentowania dla depozytów terminowych oraz lokat w formie polisy, tzw. polisolokat, zwolnionych z podatku od zysków kapitałowych. Oprocentowanie lokaty 6- miesięcznej dla wkładu od 1 tys. zł wzrosło do 5,20% (zmiana o 1,50 p.p) i 5,40% (zmiana o 1,60 p.p) dla Członków Klubu Aquarius. Jednocześnie bank wprowadził dodatkowe progi kwotowe - po osiągnięciu poziomu 20 tys. zł oprocentowanie środków wzrasta do 5,50% i 5,70% dla Członków Klubu Aquarius. Od kwoty 100 tys. zł oprocentowanie wynosi 6,00% - dla Członków Klubu Aquarius.

Oprocentowanie środków zgromadzonych na lokacie rocznej (minimalny wkład: 1 tys. zł) wzrosło o 0,10 p.p. i wynosi obecnie 5,60% i 5,80% dla Członków Klubu Aquarius (zmiana o 0,20 p.p.). Wzrosło również oprocentowanie 6- miesięcznej Strategii MultiZysk (lokaty w formie polisy ubezpieczeniowej).

Produkt gwarantuje obecnie 4,86% w ujęciu rocznym (wzrost o 0,76 p.p.) - odpowiednik 6,00% na tradycyjnej lokacie bankowej. Minimalna kwota składki: 5 tys. zł. Z uwagi na zmianę rynkowych stóp procentowych korekcie o 0,20-0,30 p.p. uległo z kolei oprocentowanie depozytów terminowych w USD.

Konta

MultiBank podwyższył oprocentowanie rachunków oszczędnościowych. Oprocentowanie środków ulokowanych na koncie oszczędnościowym MultiMax wzrosło o 0,30 p.p. i wynosi obecnie 4,30% (oraz 4,50% dla Członków Klubu Aquarius - zmiana o 0,40 p.p.).

W obu przypadkach, po osiągnięciu progu 90 tys. zł, oprocentowanie środków zdeponowanych na rachunku wzrasta do 5,00% (wzrost o 0,40 p.p. wobec poprzedniej stawki, która wynosiła 4,60%). Wyższe oprocentowanie obowiązuje od 10 czerwca br.

PRODUKTY STRUKTURYZOWANE

Nordea Polska TUnŻ S.A wprowadziło do swojej oferty nowe produkty strukturyzowane z gwarancją kapitału - Nordea Gwarant - Złota Szansa oraz Nordea Gwarant - Euroszansa. Nordea Gwarant - Euroszansa daje możliwość osiągnięcia zysku zależnego od wzrostu wartości koszyka walut, składającego się z kursów złotówki, funta brytyjskiego, korony norweskiej oraz szwedzkiej względem euro.

Przy dwuletnim okresie inwestycji Nordea Gwarant - Euroszansa daje 97% ochrony zainwestowanego kapitału, a minimalna kwota inwestycji wynosi 5 tys. zł. Nordea Gwarant - Złota Szansa to natomiast oferta trzyletnia, która daje klientom 100% gwarancji zainwestowanego kapitału. Produkt umożliwia zarabianie zarówno na wzroście wartości złota, jak i utrzymaniu jego wartości na obecnym poziomie.

Minimalna kwota inwestycji w Nordea Gwarant - Złota szansa wynosi 5 tys. zł. Subskrypcja produktów potrwa od 8 czerwca do 10 lipca br.

mBank rozpoczął subskrypcję 10-miesięcznych struktur Index PLUS oraz Index MINUS, opartych o kontrakty terminowe na indeks WIG20. Lokata strukturyzowana Index PLUS zakłada wzrost wartości kontraktów terminowych na indeks WIG20 w okresie trwania lokaty. Jeżeli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie wyższa niż 15%, oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% w skali roku.

Index MINUS pozwala natomiast na osiągnięcie zysku w przypadku, gdy wartość kontraktów terminowych na indeks WIG20 spadnie w okresie trwania lokaty. Jeśli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie niższa niż -15%, wówczas oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% p.a. Według danych rynkowych z dnia 02.06.09., wysokość oprocentowania przy spełnieniu warunku lokat wyniosłaby 10% w skali roku.

Ostateczna wartość oprocentowania zostanie ustalona 18.06.09. Otwarcie i zarządzanie obiema strukturami jest bezpłatne. Zrywając lokatę przed terminem, klient musi ponieść opłatę manipulacyjną, której wysokość określana jest każdorazowo w zasadach danej oferty. Minimalna kwota wpłaty wynosi 1 tys. zł, a powierzony kapitał jest gwarantowany w 100%. Zapisy na oba produkty potrwają do 17 czerwca br.

Justyna Niedzielska

źródło informacji: inwestycje.pl

interia.pl

BANKI:Pięć banków przyjmie gotówkę

O ile banki nie wprowadzą specjalnej oferty przelewów walutowych po wejściu w życie rekomendacji SII, spłata kredytu w walucie będzie opłacalna tylko w gotówce - wynika z analizy Expandera.

Obecnie jednak uruchomienie takiej możliwości dla wszystkich klientów deklaruje tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING BŚ, Kredyt Bank i PKO BP

Zgodnie z rekomendacją SII, już za trzy tygodnie banki powinny umożliwić osobom posiadającym walutowe kredyty hipoteczne spłatę rat bezpośrednio w walucie. Choć dzięki temu kredytobiorcy będą mogli zmniejszyć wysokość płaconych rat, to najprawdopodobniej wielu z nich z tej możliwości nie skorzysta. Zmiana jest bowiem kosztowna, a późniejsza spłata w walucie dość uciążliwa.

Opłata za aneks

Zmianą sposobu spłaty kredytu zwykle wymaga podpisania aneksu do umowy kredytowej i opłacenia prowizji. Za przygotowanie aneksu banki każą sobie płacić od 100 zł do 200 zł. Zmiana sposobu spłaty może się też wiązać z koniecznością zmiany rachunku powiązanego z kredytem. Tak jest np. w banku Millennium, gdzie taka operacja będzie kosztowała aż 500 zł. Klient nie będzie jednak płacił za aneks.

Przykłady opłat za zmianę sposobu spłaty
Nazwa banku Wysokość opłaty
Bank Millennium* 500 zł
Kredyt Bank 200 zł
PKO BP** 150 zł
ING BŚ 100 zł
BZ WBK 100 zł
* Opłata za zmianę konta powiązanego z kredytem ** Aneksy dotyczą umów zawartych przed 15 lutego 2004 r.

Techniczne aspekty spłaty kredytu

Do obsługi kredytu może służyć tzw. rachunek techniczny albo zwykły ROR, z którego bank ściąga ratę. Jeżeli klient posiada w banku, w którym zaciągną kredyt również ROR, a bank prowadzi obsługę kasową, nie powinno być problemu z wpłatą gotówkową na poczet raty kredytu. Jeżeli natomiast klient posiada wyłącznie rachunek techniczny w banku, który udzielił kredytu, bank ten raczej będzie wymagał spłaty raty w formie przelewu z innego banku. Tak jest w przypadku kredytów w złotych. Sytuacja jest bardziej skomplikowana w przypadku kredytów walutowych. W większości banków nie ma możliwości ani wpłaty gotówkowej, ani przelewu w walucie. Jeżeli klient ma w banku kredytującym ROR - bank pobiera z niego równowartość w złotych raty kredytowej. Jeżeli natomiast klient ma tylko rachunek techniczny, przelewa na niego odpowiednią kwotę w złotych.

Część banków nie przyjmie wpłaty gotówki

Od początku lipca banki będą zobowiązane przyjąć walutę albo w postaci gotówki, albo przelewu. Środki będą trafiać albo na rachunek techniczny, albo walutowy. Większość banków nie podjęło jeszcze decyzji w tej kwestii, choć zostało już bardzie niewiele czasu - wynika z badania przeprowadzonego Expandera. Na pewno wiadomo, że wpłat gotówkowych nie będą przyjmować DnB Nord, GE Money Bank, Dominet Banku oraz mBank. W rezultacie spłata w tych bankach będzie możliwa jedynie poprzez dokonanie przelewu walutowego z innego banku. I tu pojawia się problem, gdyż przelew walutowy może kosztować od kilkudziesięciu do nawet 200 zł plus ewentualne koszty prowadzenia konta walutowego.

Korzyści z rekomendacji nie dla wszystkich

Dlatego, o ile banki nie wprowadzą specjalnej oferty przelewów walutowych, korzystanie z dobrodziejstw rekomendacji SII będzie możliwe tylko w przypadku wpłat gotówkowych i wcześniejszego zakupu walut w kantorze. Decyzje o tym, że będą przyjmowane wpłaty gotówkowe podjęło na razie tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING Bank Śląski, Kredyt Bank i PKO BP. Wszystkie banki zdecydowały ponadto, że wpłata nie będzie obciążona prowizją. Zatem jeżeli klient kupi franki po korzystniejszym kursie niż stosowany przez bank, (w ING BŚ do końca tego roku jest to kurs średni NBP) skorzysta na takiej operacji, chociaż będzie na to musiał poświęcić swój czas. Do tej listy trzeba jeszcze dodać Pekao SA i BPH, które udzielają kredytów walutowych tylko osobom zarabiającym w walucie i od tych osób przyjmują wpłaty w gotówce.

Najtańszy Euro Bank nie sprzedaje waluty

Jedynym bankiem, który oferuje korzystniejszy kurs niż kantory jest Euro Bank. Podczas, gdy w najtańszym kantorze można było kupić franki po 2,97 zł, to Euro Bank oferował kurs 2,95 zł. Niestety kurs ten jest wykorzystywany do przeliczania rat kredytów klientów tego banku oraz płatności kartą wykonywanych za granicą. Nie prowadzi on jednak rachunków walutowych i nie sprzedaje waluty. W rezultacie najtaniej można było kupić franki w banku po 3,02 zł. Tymczasem średni kurs sprzedaży w bankach wniósł 3,04 zł. W rezultacie kupno waluty w banku przyniesie widoczne korzyści jedynie tym osobom, które spłacają kredyty w tych bankach, które stosują najwyższe kursy sprzedaży.

 Kursy walutowe w wybranych bankach Bank CHF 

Expander.pl

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski Expander

Expander.pl

BANKI:Pięć banków przyjmie gotówkę

O ile banki nie wprowadzą specjalnej oferty przelewów walutowych po wejściu w życie rekomendacji SII, spłata kredytu w walucie będzie opłacalna tylko w gotówce - wynika z analizy Expandera.

Obecnie jednak uruchomienie takiej możliwości dla wszystkich klientów deklaruje tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING BŚ, Kredyt Bank i PKO BP

Zgodnie z rekomendacją SII, już za trzy tygodnie banki powinny umożliwić osobom posiadającym walutowe kredyty hipoteczne spłatę rat bezpośrednio w walucie. Choć dzięki temu kredytobiorcy będą mogli zmniejszyć wysokość płaconych rat, to najprawdopodobniej wielu z nich z tej możliwości nie skorzysta. Zmiana jest bowiem kosztowna, a późniejsza spłata w walucie dość uciążliwa.

Opłata za aneks

Zmianą sposobu spłaty kredytu zwykle wymaga podpisania aneksu do umowy kredytowej i opłacenia prowizji. Za przygotowanie aneksu banki każą sobie płacić od 100 zł do 200 zł. Zmiana sposobu spłaty może się też wiązać z koniecznością zmiany rachunku powiązanego z kredytem. Tak jest np. w banku Millennium, gdzie taka operacja będzie kosztowała aż 500 zł. Klient nie będzie jednak płacił za aneks.

Przykłady opłat za zmianę sposobu spłaty
Nazwa banku Wysokość opłaty
Bank Millennium* 500 zł
Kredyt Bank 200 zł
PKO BP** 150 zł
ING BŚ 100 zł
BZ WBK 100 zł
* Opłata za zmianę konta powiązanego z kredytem ** Aneksy dotyczą umów zawartych przed 15 lutego 2004 r.

Techniczne aspekty spłaty kredytu

Do obsługi kredytu może służyć tzw. rachunek techniczny albo zwykły ROR, z którego bank ściąga ratę. Jeżeli klient posiada w banku, w którym zaciągną kredyt również ROR, a bank prowadzi obsługę kasową, nie powinno być problemu z wpłatą gotówkową na poczet raty kredytu. Jeżeli natomiast klient posiada wyłącznie rachunek techniczny w banku, który udzielił kredytu, bank ten raczej będzie wymagał spłaty raty w formie przelewu z innego banku. Tak jest w przypadku kredytów w złotych. Sytuacja jest bardziej skomplikowana w przypadku kredytów walutowych. W większości banków nie ma możliwości ani wpłaty gotówkowej, ani przelewu w walucie. Jeżeli klient ma w banku kredytującym ROR - bank pobiera z niego równowartość w złotych raty kredytowej. Jeżeli natomiast klient ma tylko rachunek techniczny, przelewa na niego odpowiednią kwotę w złotych.

Część banków nie przyjmie wpłaty gotówki

Od początku lipca banki będą zobowiązane przyjąć walutę albo w postaci gotówki, albo przelewu. Środki będą trafiać albo na rachunek techniczny, albo walutowy. Większość banków nie podjęło jeszcze decyzji w tej kwestii, choć zostało już bardzie niewiele czasu - wynika z badania przeprowadzonego Expandera. Na pewno wiadomo, że wpłat gotówkowych nie będą przyjmować DnB Nord, GE Money Bank, Dominet Banku oraz mBank. W rezultacie spłata w tych bankach będzie możliwa jedynie poprzez dokonanie przelewu walutowego z innego banku. I tu pojawia się problem, gdyż przelew walutowy może kosztować od kilkudziesięciu do nawet 200 zł plus ewentualne koszty prowadzenia konta walutowego.

Korzyści z rekomendacji nie dla wszystkich

Dlatego, o ile banki nie wprowadzą specjalnej oferty przelewów walutowych, korzystanie z dobrodziejstw rekomendacji SII będzie możliwe tylko w przypadku wpłat gotówkowych i wcześniejszego zakupu walut w kantorze. Decyzje o tym, że będą przyjmowane wpłaty gotówkowe podjęło na razie tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING Bank Śląski, Kredyt Bank i PKO BP. Wszystkie banki zdecydowały ponadto, że wpłata nie będzie obciążona prowizją. Zatem jeżeli klient kupi franki po korzystniejszym kursie niż stosowany przez bank, (w ING BŚ do końca tego roku jest to kurs średni NBP) skorzysta na takiej operacji, chociaż będzie na to musiał poświęcić swój czas. Do tej listy trzeba jeszcze dodać Pekao SA i BPH, które udzielają kredytów walutowych tylko osobom zarabiającym w walucie i od tych osób przyjmują wpłaty w gotówce.

Najtańszy Euro Bank nie sprzedaje waluty

Jedynym bankiem, który oferuje korzystniejszy kurs niż kantory jest Euro Bank. Podczas, gdy w najtańszym kantorze można było kupić franki po 2,97 zł, to Euro Bank oferował kurs 2,95 zł. Niestety kurs ten jest wykorzystywany do przeliczania rat kredytów klientów tego banku oraz płatności kartą wykonywanych za granicą. Nie prowadzi on jednak rachunków walutowych i nie sprzedaje waluty. W rezultacie najtaniej można było kupić franki w banku po 3,02 zł. Tymczasem średni kurs sprzedaży w bankach wniósł 3,04 zł. W rezultacie kupno waluty w banku przyniesie widoczne korzyści jedynie tym osobom, które spłacają kredyty w tych bankach, które stosują najwyższe kursy sprzedaży.

 Kursy walutowe w wybranych bankach Bank CHF 

Expander.pl

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski Expander

Expander.pl

Gminy wolą płacić miliony, zamiast budować mieszkania

Gminy muszą wypłacać milionowe odszkodowania właścicielom kamienic i spółdzielni mieszkaniowych za brak lokali socjalnych dla osób z nakazami eksmisji.

W Poznaniu liczba wyroków eksmisyjnych, w których sąd orzekł prawo do lokalu socjalnego, przekroczyła 1,4 tys., w Łodzi 2,7 tys., a w Szczecinie 2,8 tys. - Choć w ostatnich latach w stolicy Wielkopolski wybudowano ponad 160 nowych lokali, mieszkań socjalnych na realizację wyroków eksmisyjnych jest wciąż zbyt mało - tłumaczy Magdalena Gościńska z Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu. Dodaje, że wierzyciele czekają na mieszkanie dla swoich wyeksmitowanych lokatorów nawet 4-6 lat.

Konsekwencją opóźnień w dostarczaniu lokali socjalnych są wysokie odszkodowania, które płacą gminy. Tylko w Poznaniu w ubiegłym roku z miejskiej kasy wypłacono prawie 3,5 mln zł właścicielom prywatnych kamienic oraz spółdzielniom mieszkaniowym. Liczba roszczeń jednak wzrasta. W I kwartale 2009 r. poznański magistrat na odszkodowania wydał milion złotych.

W Łodzi na lokal socjalny z tytułu orzeczonej eksmisji z uprawnieniem do lokalu socjalnego oczekuje 2755 osób. W 2008 roku gmina wypłaciła z tego tytułu 435 109,38 zł.

- W Częstochowie na liście oczekujących na mieszkanie socjalne jest ponad 2 tys. osób. Są to nie tylko osoby z wyrokami eksmisyjnymi, ale także rodziny z domów przeznaczonych do wyburzeń lub szukające podstawowych form zapewnienia lokum mieszkalnego - wyjaśnia Jarosław Kapsa z Urzędu Miejskiego w Częstochowie. Dodaje, że jednocześnie lawinowo zwiększa się liczba spraw związanych z koniecznością zapewnienia lokum osobom eksmitowanym. - Jest to już w skali miasta ponad 700 prawomocnych orzeczeń. Z samego porównania listy oczekujących i liczby pozyskiwanych mieszkań wynika, że gmina nie jest w stanie zapewnić zasądzonych lokali socjalnych. Płaci więc odszkodowanie - w zeszłym roku było to 300 tys. zł - wylicza Jarosław Kapsa.

Łukasz Sobiech

interia.pl

Gminy wolą płacić miliony, zamiast budować mieszkania

Gminy muszą wypłacać milionowe odszkodowania właścicielom kamienic i spółdzielni mieszkaniowych za brak lokali socjalnych dla osób z nakazami eksmisji.

W Poznaniu liczba wyroków eksmisyjnych, w których sąd orzekł prawo do lokalu socjalnego, przekroczyła 1,4 tys., w Łodzi 2,7 tys., a w Szczecinie 2,8 tys. - Choć w ostatnich latach w stolicy Wielkopolski wybudowano ponad 160 nowych lokali, mieszkań socjalnych na realizację wyroków eksmisyjnych jest wciąż zbyt mało - tłumaczy Magdalena Gościńska z Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu. Dodaje, że wierzyciele czekają na mieszkanie dla swoich wyeksmitowanych lokatorów nawet 4-6 lat.

Konsekwencją opóźnień w dostarczaniu lokali socjalnych są wysokie odszkodowania, które płacą gminy. Tylko w Poznaniu w ubiegłym roku z miejskiej kasy wypłacono prawie 3,5 mln zł właścicielom prywatnych kamienic oraz spółdzielniom mieszkaniowym. Liczba roszczeń jednak wzrasta. W I kwartale 2009 r. poznański magistrat na odszkodowania wydał milion złotych.

W Łodzi na lokal socjalny z tytułu orzeczonej eksmisji z uprawnieniem do lokalu socjalnego oczekuje 2755 osób. W 2008 roku gmina wypłaciła z tego tytułu 435 109,38 zł.

- W Częstochowie na liście oczekujących na mieszkanie socjalne jest ponad 2 tys. osób. Są to nie tylko osoby z wyrokami eksmisyjnymi, ale także rodziny z domów przeznaczonych do wyburzeń lub szukające podstawowych form zapewnienia lokum mieszkalnego - wyjaśnia Jarosław Kapsa z Urzędu Miejskiego w Częstochowie. Dodaje, że jednocześnie lawinowo zwiększa się liczba spraw związanych z koniecznością zapewnienia lokum osobom eksmitowanym. - Jest to już w skali miasta ponad 700 prawomocnych orzeczeń. Z samego porównania listy oczekujących i liczby pozyskiwanych mieszkań wynika, że gmina nie jest w stanie zapewnić zasądzonych lokali socjalnych. Płaci więc odszkodowanie - w zeszłym roku było to 300 tys. zł - wylicza Jarosław Kapsa.

Łukasz Sobiech

interia.pl

Aksamitny kryzys w Polsce nęci

Polska staje się rajem dla zagranicznych inwestorów - uważa "Puls Biznesu". Gazeta wyjaśnia, że w całym regionie nie ma drugiej gospodarki i kosztów pracy tak stabilnych, a wymiany walut tak korzystnej.
Polska wypiękniała na tle innych krajów europejskich. Mamy do czynienia z aksamitnym kryzysem, a polscy konsumenci i przedsiębiorcy nie zadłużyli się tak, jak na Zachodzie - powiedział gazecie prezes PAIIZ Sławomir Majman.
W rozmowie z "Pulsem Biznesu" Majman ocenił, że teraz jest najlepszy moment, żeby inwestować właśnie w Polsce. Zapewnił, że powtarza to "wszędzie i wszystkim po kilkanaście razy dziennie". Przyznał jednak, że nie wszyscy wiedzą, iż sytuacja w Polsce wygląda inaczej niż pozostałych państwach regionu.

Szef PAIIZ podkreślił też, że nie sposób przewidzieć jak będzie się przedstawiał w najbliższym czasie napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych do naszego kraju. Poinformował przy tym, że PAIIZ pracuje obecnie nad "setką projektów", ale ich efekty inwestycyjne będą widoczne nie wcześniej niż w przyszłym roku.
wp.pl

Aksamitny kryzys w Polsce nęci

Polska staje się rajem dla zagranicznych inwestorów - uważa "Puls Biznesu". Gazeta wyjaśnia, że w całym regionie nie ma drugiej gospodarki i kosztów pracy tak stabilnych, a wymiany walut tak korzystnej.
Polska wypiękniała na tle innych krajów europejskich. Mamy do czynienia z aksamitnym kryzysem, a polscy konsumenci i przedsiębiorcy nie zadłużyli się tak, jak na Zachodzie - powiedział gazecie prezes PAIIZ Sławomir Majman.
W rozmowie z "Pulsem Biznesu" Majman ocenił, że teraz jest najlepszy moment, żeby inwestować właśnie w Polsce. Zapewnił, że powtarza to "wszędzie i wszystkim po kilkanaście razy dziennie". Przyznał jednak, że nie wszyscy wiedzą, iż sytuacja w Polsce wygląda inaczej niż pozostałych państwach regionu.

Szef PAIIZ podkreślił też, że nie sposób przewidzieć jak będzie się przedstawiał w najbliższym czasie napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych do naszego kraju. Poinformował przy tym, że PAIIZ pracuje obecnie nad "setką projektów", ale ich efekty inwestycyjne będą widoczne nie wcześniej niż w przyszłym roku.
wp.pl

Płatności kartą za granicą tańsze niż się spodziewasz

Zbliżają się wakacje. Być może postanowiłeś je spędzić w odległych zakątkach świata. Niezbędna będzie obca waluta do robienia zakupów, płatności hotelowych, wynajmu samochodu. Warto zastanowić się jednak, czy przypadkiem nie łatwiej i taniej będzie posługiwać się swoją kartą płatniczą. Sprawdziliśmy dla Was na co trzeba zwracać uwagę przy korzystaniu z bezgotówkowej formy płatności za granicą.
Przepytani przez nas specjaliści zgodnie twierdzą, że płatności bezgotówkowe to idealne rozwiązanie dla osób udających się w podróż. Największym atutem takiego rozwiązania jest większe bezpieczeństwo naszych pieniędzy. Nie musimy kupować obcej waluty w kantorze, a później zamiast korzystać z urlopu łapać się co chwilę za kieszeń, zadając jednocześnie pytanie, czy na pewno mam jeszcze swój plik gotówki. Trzeba jednak podkreślić, że posiadanie karty płatniczej nie zwalania nas z obowiązku jej pilnowania. Co najważniejsze, nawet w przypadku kradzieży, czy uszkodzenia, można ją szybką dezaktywować.

Kwestią jednak zasadniczą, która powinna interesować korzystających z kart jest koszt ich użytkowania. Jak wykazują nasi specjaliści, dzięki płatnością bezgotówkowym można sporo zaoszczędzić. Wszystko zależy od banku, który wydał nam kartę oraz jej rodzaju. Po pierwsze bank często przelicza transakcje po korzystniejszych kursach niż kantor. W praktyce oznacza to, że zamiast przepłacać w kantorze, a dodatkowo zastanawiać się co zrobić z pozostałym bilonem, oszczędzamy czas i pieniądze.
Drugim ważnym czynnikiem decydującym o kosztach korzystania z kart jest jej rodzaj. Należy rozróżnić karty debetowe oraz kredytowe i to w jaki sposób zamierzamy z nich korzystać. Zarówno z jednej, jak i drugiej płatności w punktach usługowych dokonujemy w sposób identyczny. Różnica, do tego bardzo kosztowna, pojawia się wówczas, gdy chcemy wypłacić pieniądze z zagranicznego bankomatu. Jeśli wypłacimy je przy pomocy naszej zwykłej karty dołączanej do rachunku rozliczeniowego to nasze konto zostanie obciążone równowartością wypłaty po przeliczeniu na złotówki. Część naszych krajowych banków oferuje wypłaty w bankomatach na całym świecie bez prowizji. Gdyby jednak przyszło nam wypłacić pieniądze korzystając z karty kredytowej, to należy pamiętać, że taka transakcja jest formą kredytu oprocentowanego od chwili wypłaty. W tym przypadku nie ma zastosowania termin grace period, czyli zakupu na kredyt z kilkudziesięciodniowym terminem bezodsetkowym.

Ciekawym rozwiązaniem dla osób często podróżujących lub dzieci i młodzieży, którą wysyłamy w wakacyjną podróż, może być tzw. karta przedpłacona. Oznacza to, że do zakupionej karty otrzymujemy numer konta, na których w każdej chwili możemy przelać określoną kwotę. Pozwala to zapewnić bezpieczne korzystanie z pieniędzy przez nasze pociechy oraz kontrolę ich wydatków.

Należy także pamiętać, że warto przy wyjazdach zaopatrzyć się w kilka kart, najlepiej zróżnicowanych pod względem organizacji rozliczeniowych (MasterCard czy Visa), banków, czy ich rodzaju. Chodzi tutaj zwłaszcza o wypukłość lub jej brak na karcie. W niektórych regionach świata pracują jeszcze urządzenia rozliczeniowe działające na zasadzie off-line, do których trzeba użyć karty wypukłej. Transakcja jest potwierdzana na zasadzie odbicia informacji z karty na wydruku.

przygotował: Kamil Jakubczak, Wirtualna Polska
wp.pl

Płatności kartą za granicą tańsze niż się spodziewasz

Zbliżają się wakacje. Być może postanowiłeś je spędzić w odległych zakątkach świata. Niezbędna będzie obca waluta do robienia zakupów, płatności hotelowych, wynajmu samochodu. Warto zastanowić się jednak, czy przypadkiem nie łatwiej i taniej będzie posługiwać się swoją kartą płatniczą. Sprawdziliśmy dla Was na co trzeba zwracać uwagę przy korzystaniu z bezgotówkowej formy płatności za granicą.
Przepytani przez nas specjaliści zgodnie twierdzą, że płatności bezgotówkowe to idealne rozwiązanie dla osób udających się w podróż. Największym atutem takiego rozwiązania jest większe bezpieczeństwo naszych pieniędzy. Nie musimy kupować obcej waluty w kantorze, a później zamiast korzystać z urlopu łapać się co chwilę za kieszeń, zadając jednocześnie pytanie, czy na pewno mam jeszcze swój plik gotówki. Trzeba jednak podkreślić, że posiadanie karty płatniczej nie zwalania nas z obowiązku jej pilnowania. Co najważniejsze, nawet w przypadku kradzieży, czy uszkodzenia, można ją szybką dezaktywować.

Kwestią jednak zasadniczą, która powinna interesować korzystających z kart jest koszt ich użytkowania. Jak wykazują nasi specjaliści, dzięki płatnością bezgotówkowym można sporo zaoszczędzić. Wszystko zależy od banku, który wydał nam kartę oraz jej rodzaju. Po pierwsze bank często przelicza transakcje po korzystniejszych kursach niż kantor. W praktyce oznacza to, że zamiast przepłacać w kantorze, a dodatkowo zastanawiać się co zrobić z pozostałym bilonem, oszczędzamy czas i pieniądze.
Drugim ważnym czynnikiem decydującym o kosztach korzystania z kart jest jej rodzaj. Należy rozróżnić karty debetowe oraz kredytowe i to w jaki sposób zamierzamy z nich korzystać. Zarówno z jednej, jak i drugiej płatności w punktach usługowych dokonujemy w sposób identyczny. Różnica, do tego bardzo kosztowna, pojawia się wówczas, gdy chcemy wypłacić pieniądze z zagranicznego bankomatu. Jeśli wypłacimy je przy pomocy naszej zwykłej karty dołączanej do rachunku rozliczeniowego to nasze konto zostanie obciążone równowartością wypłaty po przeliczeniu na złotówki. Część naszych krajowych banków oferuje wypłaty w bankomatach na całym świecie bez prowizji. Gdyby jednak przyszło nam wypłacić pieniądze korzystając z karty kredytowej, to należy pamiętać, że taka transakcja jest formą kredytu oprocentowanego od chwili wypłaty. W tym przypadku nie ma zastosowania termin grace period, czyli zakupu na kredyt z kilkudziesięciodniowym terminem bezodsetkowym.

Ciekawym rozwiązaniem dla osób często podróżujących lub dzieci i młodzieży, którą wysyłamy w wakacyjną podróż, może być tzw. karta przedpłacona. Oznacza to, że do zakupionej karty otrzymujemy numer konta, na których w każdej chwili możemy przelać określoną kwotę. Pozwala to zapewnić bezpieczne korzystanie z pieniędzy przez nasze pociechy oraz kontrolę ich wydatków.

Należy także pamiętać, że warto przy wyjazdach zaopatrzyć się w kilka kart, najlepiej zróżnicowanych pod względem organizacji rozliczeniowych (MasterCard czy Visa), banków, czy ich rodzaju. Chodzi tutaj zwłaszcza o wypukłość lub jej brak na karcie. W niektórych regionach świata pracują jeszcze urządzenia rozliczeniowe działające na zasadzie off-line, do których trzeba użyć karty wypukłej. Transakcja jest potwierdzana na zasadzie odbicia informacji z karty na wydruku.

przygotował: Kamil Jakubczak, Wirtualna Polska
wp.pl

Analitycy: RPP znowu będzie obniżać stopy

Ich zdaniem długo oczekiwany spadek inflacji stał się nareszcie faktem i będzie argumentem dla gołębiej frakcji w Radzie Polityki Pieniężnej, kierowana przez Sławomira Skrzypka, więc obniżka stóp procentowych w czerwcu jest raczej pewna.
Według nich wskaźnik CPI będzie nadal spadał, by jeszcze w tym roku osiągnąć 2,5-proc. cel Narodowego Banku Polskiego.

Wskaźnik cen i usług konsumpcyjnych (CPI) w maju zanotował spadek (do 3,6 proc. w skali roku) po kilku miesiącach systematycznego wzrostu i osiągnięciu szczytu w kwietniu na poziomie 4,0 procent.

Analitycy oczekują, że w efekcie spadku inflacji RPP może już w czerwcu ponownie obniżyć stopy procentowe.

- Dzisiejsze dane są argumentem za obniżką stóp procentowych na czerwcowym posiedzeniu. Ewentualna obniżka o 25 bps nie będzie oznaczała zgody na ujemne stopy procentowe, co w połączeniu z nową projekcją inflacji i PKB, która pokaże zapewne niższą niż poprzednia ścieżkę wzrostu gospodarczego zadecyduje o kolejnym cięci oprocentowania - ekonomista Banku Millennium Grzegorz Maliszewski.

Podobnego zdania jest Marta Petka-Zagajewska z Raiffeisen Banku, która uważa, że czerwcowe posiedzenie przyniesie redukcję stóp procentowych o 25pb do 3,50 procent.

- Zwiększają się szanse na to, że czerwcowy ruch Rady Polityki Pieniężnej nie będzie ostatni. Oczekujemy, że poza czerwcową obniżką, Rada zredukuje stopy procentowe jeszcze jeden raz - na koniec wakacji - podkreśla analityczka.

Także członek RPP, Marian Noga nie ma wątpliwości, iż Rada ma pole do obniżki stóp procentowych. W jego ocenie, wesprze to wzrost PKB, ale pomocna dłoń musi także wyciągnąć rząd, zwiększając deficyt budżetowy o 2-3 mld zł, czyli do 20-21 mld zł.

Według niego, wzmocnienie akcji kredytowej i utrzymanie na planowanym poziomie wydatków inwestycyjnych po ewentualnym zwiększeniu deficytu plus kolejna obniżka stóp procentowych i nawet 1-proc. redukcja stopy rezerwy obowiązkowej (z obecnych 3,0 proc.) dla banków może zdecydowanie przyspieszyć powrót polskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu. Zdaniem Nogi, może to być nawet 1,0 proc. w IV kw. 2009 roku.

Rada Polityki Pieniężnej od listopad 2008 roku do marca 2009 roku obniżyła stopy procentowe pięciokrotnie. Główna stopa referencyjna spadła z 6 do 3,75 procent.
money.pl

Analitycy: RPP znowu będzie obniżać stopy

Ich zdaniem długo oczekiwany spadek inflacji stał się nareszcie faktem i będzie argumentem dla gołębiej frakcji w Radzie Polityki Pieniężnej, kierowana przez Sławomira Skrzypka, więc obniżka stóp procentowych w czerwcu jest raczej pewna.
Według nich wskaźnik CPI będzie nadal spadał, by jeszcze w tym roku osiągnąć 2,5-proc. cel Narodowego Banku Polskiego.

Wskaźnik cen i usług konsumpcyjnych (CPI) w maju zanotował spadek (do 3,6 proc. w skali roku) po kilku miesiącach systematycznego wzrostu i osiągnięciu szczytu w kwietniu na poziomie 4,0 procent.

Analitycy oczekują, że w efekcie spadku inflacji RPP może już w czerwcu ponownie obniżyć stopy procentowe.

- Dzisiejsze dane są argumentem za obniżką stóp procentowych na czerwcowym posiedzeniu. Ewentualna obniżka o 25 bps nie będzie oznaczała zgody na ujemne stopy procentowe, co w połączeniu z nową projekcją inflacji i PKB, która pokaże zapewne niższą niż poprzednia ścieżkę wzrostu gospodarczego zadecyduje o kolejnym cięci oprocentowania - ekonomista Banku Millennium Grzegorz Maliszewski.

Podobnego zdania jest Marta Petka-Zagajewska z Raiffeisen Banku, która uważa, że czerwcowe posiedzenie przyniesie redukcję stóp procentowych o 25pb do 3,50 procent.

- Zwiększają się szanse na to, że czerwcowy ruch Rady Polityki Pieniężnej nie będzie ostatni. Oczekujemy, że poza czerwcową obniżką, Rada zredukuje stopy procentowe jeszcze jeden raz - na koniec wakacji - podkreśla analityczka.

Także członek RPP, Marian Noga nie ma wątpliwości, iż Rada ma pole do obniżki stóp procentowych. W jego ocenie, wesprze to wzrost PKB, ale pomocna dłoń musi także wyciągnąć rząd, zwiększając deficyt budżetowy o 2-3 mld zł, czyli do 20-21 mld zł.

Według niego, wzmocnienie akcji kredytowej i utrzymanie na planowanym poziomie wydatków inwestycyjnych po ewentualnym zwiększeniu deficytu plus kolejna obniżka stóp procentowych i nawet 1-proc. redukcja stopy rezerwy obowiązkowej (z obecnych 3,0 proc.) dla banków może zdecydowanie przyspieszyć powrót polskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu. Zdaniem Nogi, może to być nawet 1,0 proc. w IV kw. 2009 roku.

Rada Polityki Pieniężnej od listopad 2008 roku do marca 2009 roku obniżyła stopy procentowe pięciokrotnie. Główna stopa referencyjna spadła z 6 do 3,75 procent.
money.pl

Coraz więcej Amerykanów nie spłaca kart kredytowych

Słabe dane makro sprawiły, że indeksy na Wall Street spadły.

Jak podał wczoraj największy bank w USA - Bank of America, rośnie liczba długów na kartach kredytowych, które najprawdopodobniej nie będą spłacone. W maju odsetek ten wzrósł do 12,5 proc., podczas gdy jeszcze miesiąc wcześniej było to niespełna 10,5 procent.

W podobnym tonie wypowiedział się także American Express - wydawca kart, który ma prawie jedną czwartą rynku w USA (licząc pod względem wydanych kart). Odsetek niespłaconych kredytów wzrósł do 10,4 proc. z 9,9 proc. poprzednio.

Nie tylko zresztą te dane sprawiły, że wczorajsza sesja w USA zakończyła się odwrotem inwestorów od akcji i była najsłabsza w przeciągu miesiąca. S&P stracił na zamknięciu 2,38 proc., Dow Jones 2,13 proc., a Nasdaq 2,28 procent.

 

Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej

 

Słabo wypadł wczoraj indeks NY Empire State, mierzący koniunkturę gospodarczą w regionie Nowego Jorku. Indeks spadł do poziomu - 9,41 pkt., podczas gdy analitycy spodziewali się spadku o ok. 2,1 punktów.

Niekorzystnie wyglądał także kwietniowy napływ kapitałów netto, który był ujemny (-53,2 mld dol.) oraz napływ kapitałów długoterminowych, który co prawda był dodatni i wyniósł 11 mld dol., ale przewidywania mówiły o sumie ponad 5-krotnie wyższej. Innymi słowy - w kwietniu zagraniczny kapitał uciekał i nie inwestował w USA.


Coraz więcej Amerykanów nie spłaca kart kredytowych

Słabe dane makro sprawiły, że indeksy na Wall Street spadły.

Jak podał wczoraj największy bank w USA - Bank of America, rośnie liczba długów na kartach kredytowych, które najprawdopodobniej nie będą spłacone. W maju odsetek ten wzrósł do 12,5 proc., podczas gdy jeszcze miesiąc wcześniej było to niespełna 10,5 procent.

W podobnym tonie wypowiedział się także American Express - wydawca kart, który ma prawie jedną czwartą rynku w USA (licząc pod względem wydanych kart). Odsetek niespłaconych kredytów wzrósł do 10,4 proc. z 9,9 proc. poprzednio.

Nie tylko zresztą te dane sprawiły, że wczorajsza sesja w USA zakończyła się odwrotem inwestorów od akcji i była najsłabsza w przeciągu miesiąca. S&P stracił na zamknięciu 2,38 proc., Dow Jones 2,13 proc., a Nasdaq 2,28 procent.

 

Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej

 

Słabo wypadł wczoraj indeks NY Empire State, mierzący koniunkturę gospodarczą w regionie Nowego Jorku. Indeks spadł do poziomu - 9,41 pkt., podczas gdy analitycy spodziewali się spadku o ok. 2,1 punktów.

Niekorzystnie wyglądał także kwietniowy napływ kapitałów netto, który był ujemny (-53,2 mld dol.) oraz napływ kapitałów długoterminowych, który co prawda był dodatni i wyniósł 11 mld dol., ale przewidywania mówiły o sumie ponad 5-krotnie wyższej. Innymi słowy - w kwietniu zagraniczny kapitał uciekał i nie inwestował w USA.


Budżet 2010 najtrudniejszy po 1989 roku

Rząd prognozuje, że wzrost gospodarczy w 2010 roku wyniesie pół procent, czyli najmniej od początku lat 90. ubiegłego wieku.

Rada Ministrów przyjęła wczoraj założenia do projektu budżetu państwa na rok 2010. Rząd spodziewa się, że średnioroczna inflacja będzie oscylować wokół procenta. Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wzrośnie o 2,5 procent do 3150 złotych.

Pogorszy się sytuacja na rynku pracy. Zatrudnienie w gospodarce narodowej spadnie o 2,2 procent, a w sektorze przedsiębiorstw o 2,8 procent. Spowoduje to, że stopa bezrobocia rejestrowanego na koniec roku osiągnie poziom 13,8 procent. Obecnie oscyluje ona w okolicach 11 procent. Jeżeli prognoza się sprawdzi, przybędzie nam około 450 tys. bezrobotnych. A bez pracy będzie ponad dwa miliony osób.

Według rządu, budżet na 2010 rok będzie jednym z najtrudniejszych po 1989 roku. Główną przyczyną są bardzo niekorzystne warunki zewnętrzne.

- Głównym ryzykiem dla prognozy jest długość recesji w krajach strefy euro, które są głównym partnerem handlowym Polski. Przedłużająca się recesja może wpłynąć na dalsze ograniczenie wymiany handlowej i aktywności inwestycyjnej. Wielość ryzyk dla wzrostu gospodarczego w kolejnych okresach nie pozwalają na obecnym etapie określić bazowej ścieżki wzrostu gospodarczego - napisano w komunikacie po posiedzeniu rządu.

źródło: Money.pl
* - wzrost PKB zapisany w ustawie budżetowej
** - prognoza wzrostu PKB, do której skłania się rząd

*** - prognoza wzrostu PKB Komisji Europejskiej

Rząd zastrzega, że w tej sytuacji zdecydował się przedstawić ostrożne prognozy, zakładające możliwie bezpieczny poziom wzrostu gospodarczego na 2010 r. Uwzględniają one negatywne następstwa kryzysu finansowego w Europie i świecie.

Deficyt budżetowy wcale nie musi wzrosnąć

Niski wzrost gospodarczy oznacza niskie wpływy z podatków i kłopoty z dopięciem budżetu. Według Stanisława Gomułki, byłego wiceministra finansów w rządzie Donalda Tuska, w przyszłym roku rząd będzie miał duże problemy. - W 2010 roku zabraknie - jak prognozuje Komisja Europejska - w sektorze finansów publicznych około 95 mld złotych - powiedział Money.pl były wiceminister.

Były wiceszef resortu finansów podkreśla, że nie oznacza to jednak, że w przyszłym roku deficyt budżetowy będzie się wiele różnił od tegorocznego. Rząd może ponownie przesunąć część wydatków z budżetu do podległych sobie instytucji - tak jak to zrobił w tym roku przy finansowaniu budowy dróg - lub odroczyć je w czasie.

Bardzo mało prawdopodobne jest to, by rząd zdecydował się na wariant łotewski i obniżył pensje w sektorze publicznym o 20 procent, co hipotetycznie mogłoby przynieść nawet kilkanaście miliardów złotych.
(ISB), (PAP), (AD)

Budżet 2010 najtrudniejszy po 1989 roku

Rząd prognozuje, że wzrost gospodarczy w 2010 roku wyniesie pół procent, czyli najmniej od początku lat 90. ubiegłego wieku.

Rada Ministrów przyjęła wczoraj założenia do projektu budżetu państwa na rok 2010. Rząd spodziewa się, że średnioroczna inflacja będzie oscylować wokół procenta. Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wzrośnie o 2,5 procent do 3150 złotych.

Pogorszy się sytuacja na rynku pracy. Zatrudnienie w gospodarce narodowej spadnie o 2,2 procent, a w sektorze przedsiębiorstw o 2,8 procent. Spowoduje to, że stopa bezrobocia rejestrowanego na koniec roku osiągnie poziom 13,8 procent. Obecnie oscyluje ona w okolicach 11 procent. Jeżeli prognoza się sprawdzi, przybędzie nam około 450 tys. bezrobotnych. A bez pracy będzie ponad dwa miliony osób.

Według rządu, budżet na 2010 rok będzie jednym z najtrudniejszych po 1989 roku. Główną przyczyną są bardzo niekorzystne warunki zewnętrzne.

- Głównym ryzykiem dla prognozy jest długość recesji w krajach strefy euro, które są głównym partnerem handlowym Polski. Przedłużająca się recesja może wpłynąć na dalsze ograniczenie wymiany handlowej i aktywności inwestycyjnej. Wielość ryzyk dla wzrostu gospodarczego w kolejnych okresach nie pozwalają na obecnym etapie określić bazowej ścieżki wzrostu gospodarczego - napisano w komunikacie po posiedzeniu rządu.

źródło: Money.pl
* - wzrost PKB zapisany w ustawie budżetowej
** - prognoza wzrostu PKB, do której skłania się rząd

*** - prognoza wzrostu PKB Komisji Europejskiej

Rząd zastrzega, że w tej sytuacji zdecydował się przedstawić ostrożne prognozy, zakładające możliwie bezpieczny poziom wzrostu gospodarczego na 2010 r. Uwzględniają one negatywne następstwa kryzysu finansowego w Europie i świecie.

Deficyt budżetowy wcale nie musi wzrosnąć

Niski wzrost gospodarczy oznacza niskie wpływy z podatków i kłopoty z dopięciem budżetu. Według Stanisława Gomułki, byłego wiceministra finansów w rządzie Donalda Tuska, w przyszłym roku rząd będzie miał duże problemy. - W 2010 roku zabraknie - jak prognozuje Komisja Europejska - w sektorze finansów publicznych około 95 mld złotych - powiedział Money.pl były wiceminister.

Były wiceszef resortu finansów podkreśla, że nie oznacza to jednak, że w przyszłym roku deficyt budżetowy będzie się wiele różnił od tegorocznego. Rząd może ponownie przesunąć część wydatków z budżetu do podległych sobie instytucji - tak jak to zrobił w tym roku przy finansowaniu budowy dróg - lub odroczyć je w czasie.

Bardzo mało prawdopodobne jest to, by rząd zdecydował się na wariant łotewski i obniżył pensje w sektorze publicznym o 20 procent, co hipotetycznie mogłoby przynieść nawet kilkanaście miliardów złotych.
(ISB), (PAP), (AD)

Pieniądze są coraz droższe

W ostatnich dwóch miesiącach połowa banków podniosła oprocentowanie kredytów gotówkowych. Rekordzista, Allianz Bank, podniósł je od kwietnia aż o 4 pkt. proc.

W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.

- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.

Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.

- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.

Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.

- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.

- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.

Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.

- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.

Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.

Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.

- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.

Roman Grzyb

Poniedziałek, 15 czerwca (07:14)

interia.pl

Pieniądze są coraz droższe

W ostatnich dwóch miesiącach połowa banków podniosła oprocentowanie kredytów gotówkowych. Rekordzista, Allianz Bank, podniósł je od kwietnia aż o 4 pkt. proc.

W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.

- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.

Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.

- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.

Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.

- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.

- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.

Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.

- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.

Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.

Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.

- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.

Roman Grzyb

Poniedziałek, 15 czerwca (07:14)

interia.pl

OFE:Jak Polacy chcą oszczędzać?

Ponad trzy czwarte z nas chce dalej oszczędzać na starość w Otwartych Funduszach Emerytalnych i ZUS, lub tylko w OFE - wynika z badań GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej".

Mimo kryzysu i nie najlepszych wyników otwartych funduszy emerytalnych, co drugi Polak, który jest klientem OFE, chce, aby jego składka emerytalna wciąż była dzielona i wpływała zarówno do ZUS, jak i OFE. Co czwarty ankietowany wolałby, aby jego składką zarządzał tylko fundusz, zaś 7 proc. uczestników sondażu opowiada się wyłącznie za ZUS.

"Większość zauważyła, że i ZUS, i OFE są potrzebne" - mówi gazecie Ewa Lewicka, szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. Wciąż jednak za mało dodatkowo oszczędzamy na emeryturę. Nie robi tego aż 80 proc. respondentów.

Szczegóły sondażu publikuje dziś "Rzeczpospolita".

interia.pl

OFE:Jak Polacy chcą oszczędzać?

Ponad trzy czwarte z nas chce dalej oszczędzać na starość w Otwartych Funduszach Emerytalnych i ZUS, lub tylko w OFE - wynika z badań GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej".

Mimo kryzysu i nie najlepszych wyników otwartych funduszy emerytalnych, co drugi Polak, który jest klientem OFE, chce, aby jego składka emerytalna wciąż była dzielona i wpływała zarówno do ZUS, jak i OFE. Co czwarty ankietowany wolałby, aby jego składką zarządzał tylko fundusz, zaś 7 proc. uczestników sondażu opowiada się wyłącznie za ZUS.

"Większość zauważyła, że i ZUS, i OFE są potrzebne" - mówi gazecie Ewa Lewicka, szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. Wciąż jednak za mało dodatkowo oszczędzamy na emeryturę. Nie robi tego aż 80 proc. respondentów.

Szczegóły sondażu publikuje dziś "Rzeczpospolita".

interia.pl

Czym zaskoczą deweloperzy?

Wiosna jest najlepszym czasem na zmiany. Psychologowie coraz częściej zwracają uwagę na to, że ten okres, bardziej niż początek nowego roku, sprzyja realizacji naszych zamierzeń. Widać to także na rynku nieruchomości.
Wraz z nadejściem wiosny zwiększa się zainteresowanie mieszkaniami. Jednak już latem pojawiają się kłopoty ze sprzedażą lokali. Okres wakacyjny może być w tym roku wyjątkowo bolesny dla deweloperów. Od dłuższego już czasu zmagają się oni z zastojem na rynku wynikającym w głównej mierze z ograniczonej dostępności bankowego źródła finansowania. Teraz dojdzie do tego jeszcze sezonowe osłabienie popytu na deweloperskie mieszkania.

W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi "Rodzina na swoim". Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu. Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.

Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane.

Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.

Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.

Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku). Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale? Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

źródło informacji: Wynajem.pl

interia.pl

Czym zaskoczą deweloperzy?

Wiosna jest najlepszym czasem na zmiany. Psychologowie coraz częściej zwracają uwagę na to, że ten okres, bardziej niż początek nowego roku, sprzyja realizacji naszych zamierzeń. Widać to także na rynku nieruchomości.
Wraz z nadejściem wiosny zwiększa się zainteresowanie mieszkaniami. Jednak już latem pojawiają się kłopoty ze sprzedażą lokali. Okres wakacyjny może być w tym roku wyjątkowo bolesny dla deweloperów. Od dłuższego już czasu zmagają się oni z zastojem na rynku wynikającym w głównej mierze z ograniczonej dostępności bankowego źródła finansowania. Teraz dojdzie do tego jeszcze sezonowe osłabienie popytu na deweloperskie mieszkania.

W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi "Rodzina na swoim". Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu. Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.

Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane.

Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.

Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.

Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku). Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale? Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

źródło informacji: Wynajem.pl

interia.pl

Koleje dzierżawiły działki za grosze

W Krakowie niektóre tereny należące do Polskich Kolei Państwowych były dzierżawione po 6 gr. za m kw., w Rzeszowie jeszcze taniej - pisze "Dziennik Polski".
W niektórych przypadkach kwoty były zaniżane nawet pięciokrotnie! "DP" dotarł do wykazu stawek, według którego nieruchomości PKP były dzierżawione w latach ubiegłych.

Okazało się np., że w Nowym Sączu za dzierżawę 805 m kw. PKP otrzymywały co miesiąc jedynie 3 zł 35 gr.
PAP | 16.06.2009 | 00:20
wp.pl

Koleje dzierżawiły działki za grosze

W Krakowie niektóre tereny należące do Polskich Kolei Państwowych były dzierżawione po 6 gr. za m kw., w Rzeszowie jeszcze taniej - pisze "Dziennik Polski".
W niektórych przypadkach kwoty były zaniżane nawet pięciokrotnie! "DP" dotarł do wykazu stawek, według którego nieruchomości PKP były dzierżawione w latach ubiegłych.

Okazało się np., że w Nowym Sączu za dzierżawę 805 m kw. PKP otrzymywały co miesiąc jedynie 3 zł 35 gr.
PAP | 16.06.2009 | 00:20
wp.pl

Chińska firma grozi sądem w sprawie przetargu na metro

Dziś (16 czerwca) Krajowa Izba Odwoławcza rozpatrzy protest Chińczyków, którzy przegrali przetarg na budowę metra w Warszawie. Inwestycja za ponad 4 mld zł może zostać zablokowana na długie miesiące.
Ważą się losy przetargu na drugą linię metra w stolicy. Gigantyczna inwestycja nie ma szczęścia. Już w 2008 roku miasto musiało unieważnić przetarg z powodu zbyt drogich ofert. Obecnie firmy z całego świata skupione w trzech konsorcjach oprotestowują nawzajem oferty.

Wynik przetargu rozstrzygnięto w marcu. Wygrało konsorcjum włoskiego Astaldi, tureckiego Gulermak i polskiego PBDiM Mińsk Mazowiecki z najniższą ofertą 4 mld 117 mln zł.

Droższy Mostostal Warszawa za realizację inwestycji chce o ponad 800 mln zł więcej przekonuje jednak, że powierzenie inwestycji konkurencji będzie zgubne dla Warszawy, bo włosko-tureckie firmy niedoszacowały wydatków, co grozić może zatrzymaniem budowy.
Chińczycy straszą sądem

Poza Mostostalem protest złożyła również China Overseas Engineering Group z Państwa Środka, która zaproponowała blisko 4,5 mld zł. Chińczycy twierdzą, że zwycięska firma m.in. nienależycie udokumentowała swoje doświadczenie w budowie podziemnej kolejki.

Metro odrzuciło protesty. Firmy odwołały się więc do Krajowej Izby Odwoławczej przy prezesie Urzędu Zamówień Publicznych. Dziś o godz. 10 rozpatrzony zostanie protest Chińczyków.

Jak usłyszeliśmy od Tomasza Drzała z firmy doradczej pracującej dla konsorcjum, w przypadku odrzucenia przez KIO protestu firma zamierza dalej walczyć w sądzie. A to może oznaczać kilka miesięcy opóźnienia.

W tej sytuacji pod znakiem zapytania stoi rozpisanie przetargu na 35 pociągów, którymi metro woziłoby pasażerów drugiej linii.

Przetarg na wagony w 2010 r.

Jerzy Lejk, szef warszawskiego metra, ma nadzieję, że przetarg nie zostanie storpedowany na wiele miesięcy. Poszukiwania dostawcy 250 wagonów dla podziemnej kolejki chce rozpocząć w I kwartale 2010 r. Kontrakt o szacunkowej wartości ok. 250 mln euro już obecnie wzbudza ogromne zainteresowanie największych producentów taboru kolejowego.



Maciej Szczepaniuk
Gazeta Prawna
wp.pl

Chińska firma grozi sądem w sprawie przetargu na metro

Dziś (16 czerwca) Krajowa Izba Odwoławcza rozpatrzy protest Chińczyków, którzy przegrali przetarg na budowę metra w Warszawie. Inwestycja za ponad 4 mld zł może zostać zablokowana na długie miesiące.
Ważą się losy przetargu na drugą linię metra w stolicy. Gigantyczna inwestycja nie ma szczęścia. Już w 2008 roku miasto musiało unieważnić przetarg z powodu zbyt drogich ofert. Obecnie firmy z całego świata skupione w trzech konsorcjach oprotestowują nawzajem oferty.

Wynik przetargu rozstrzygnięto w marcu. Wygrało konsorcjum włoskiego Astaldi, tureckiego Gulermak i polskiego PBDiM Mińsk Mazowiecki z najniższą ofertą 4 mld 117 mln zł.

Droższy Mostostal Warszawa za realizację inwestycji chce o ponad 800 mln zł więcej przekonuje jednak, że powierzenie inwestycji konkurencji będzie zgubne dla Warszawy, bo włosko-tureckie firmy niedoszacowały wydatków, co grozić może zatrzymaniem budowy.
Chińczycy straszą sądem

Poza Mostostalem protest złożyła również China Overseas Engineering Group z Państwa Środka, która zaproponowała blisko 4,5 mld zł. Chińczycy twierdzą, że zwycięska firma m.in. nienależycie udokumentowała swoje doświadczenie w budowie podziemnej kolejki.

Metro odrzuciło protesty. Firmy odwołały się więc do Krajowej Izby Odwoławczej przy prezesie Urzędu Zamówień Publicznych. Dziś o godz. 10 rozpatrzony zostanie protest Chińczyków.

Jak usłyszeliśmy od Tomasza Drzała z firmy doradczej pracującej dla konsorcjum, w przypadku odrzucenia przez KIO protestu firma zamierza dalej walczyć w sądzie. A to może oznaczać kilka miesięcy opóźnienia.

W tej sytuacji pod znakiem zapytania stoi rozpisanie przetargu na 35 pociągów, którymi metro woziłoby pasażerów drugiej linii.

Przetarg na wagony w 2010 r.

Jerzy Lejk, szef warszawskiego metra, ma nadzieję, że przetarg nie zostanie storpedowany na wiele miesięcy. Poszukiwania dostawcy 250 wagonów dla podziemnej kolejki chce rozpocząć w I kwartale 2010 r. Kontrakt o szacunkowej wartości ok. 250 mln euro już obecnie wzbudza ogromne zainteresowanie największych producentów taboru kolejowego.



Maciej Szczepaniuk
Gazeta Prawna
wp.pl

Obama ostrzega przed bankructwem USA

Prezydent Barack Obama oświadczył, że wzrastające w lawinowym tempie koszty opieki zdrowotnej mogą doprowadzić do bankructwa amerykańskiej gospodarki
Stany Zjednoczone mogą "pójść śladem General Motors" jeśli system opieki zdrowotnej nie zostanie zreformowany - powiedział Obama na dorocznym zjeździe Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego (AMA).

Reforma tego systemu była jedną z podstawowych obietnic składanych przez Obamę podczas kampanii wyborczej. Obecnie, mimo nakładów sięgających ponad 2 bilionów dolarów rocznie, ok. 15 proc. Amerykanów pozbawionych jest ubezpieczeń zdrowotnych.
Obama przedstawił na zjeździe propozycję wprowadzenia możliwości wyboru między prywatnymi i publicznymi programami ubezpieczeniowymi, które - jak powiedział - "wprowadzą konkurencję na rynek opieki zdrowotnej, zmniejszą marnotrawstwo i zmuszą do uczciwości towarzystwa ubezpieczeniowe".

Środowisko lekarskie jest podzielone wobec propozycji prezydenta.
PAP | 16.06.2009 | 09:49
wp.pl

Obama ostrzega przed bankructwem USA

Prezydent Barack Obama oświadczył, że wzrastające w lawinowym tempie koszty opieki zdrowotnej mogą doprowadzić do bankructwa amerykańskiej gospodarki
Stany Zjednoczone mogą "pójść śladem General Motors" jeśli system opieki zdrowotnej nie zostanie zreformowany - powiedział Obama na dorocznym zjeździe Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego (AMA).

Reforma tego systemu była jedną z podstawowych obietnic składanych przez Obamę podczas kampanii wyborczej. Obecnie, mimo nakładów sięgających ponad 2 bilionów dolarów rocznie, ok. 15 proc. Amerykanów pozbawionych jest ubezpieczeń zdrowotnych.
Obama przedstawił na zjeździe propozycję wprowadzenia możliwości wyboru między prywatnymi i publicznymi programami ubezpieczeniowymi, które - jak powiedział - "wprowadzą konkurencję na rynek opieki zdrowotnej, zmniejszą marnotrawstwo i zmuszą do uczciwości towarzystwa ubezpieczeniowe".

Środowisko lekarskie jest podzielone wobec propozycji prezydenta.
PAP | 16.06.2009 | 09:49
wp.pl

Chlebowski: niewykluczona podwyżka VAT na wybrane towary i usługi

Zbigniew Chlebowski, przewodniczący klubu PO nie wyklucza, że może dojść do podwyżki VAT na wybrane towary i usługi. Oszczędności rząd może szukać, jego zdaniem, m.in. w instytucjach związanych z budżetem, takich jak agencje i fundusze.
Chlebowski w rozmowie z "Dziennikiem" powtórzył, że podstawą decyzji o nowelizacji budżetu będzie wykonanie na koniec czerwca.

Jedno jest pewne: trzeba będzie racjonalnie ograniczyć wydatki publiczne. Decyzje premiera sprzed kilku miesięcy, gdy zablokowano wydanie ok. 20 mld zł z budżetu państwa, powodują, że nowelizacja będzie nieco łatwiejsza. W końcu czerwca będziemy wiedzieć, jakich ograniczeń dokonać w wydatkach publicznych - powiedział.

Osobiście jestem zwolennikiem utrzymania niskiego deficytu, bo to znaczy, że będziemy mieli mniejsze koszty obsługi długu, obywatele będą mniej zadłużeni. Z drugiej strony trzeba utrzymać zasadniczy priorytet, czyli wzrost nakładów na inwestycje. Więc cięcie nie może oznaczać redukcji wydatków na inwestycje. Również, mimo trudnej sytuacji budżetowej, musi być zachowany poziom wydatków socjalnych. Wszystkie zobowiązania dotyczące podwyżek dla nauczycieli i służb mundurowych, waloryzacja rent i emerytur - to wszystko musi być utrzymane - dodał.
Chlebowski pytany, gdzie można znaleźć oszczędności odpowiedział, że oprócz ministerstw jest kilka instytucji związanych z budżetem, np. agencje i fundusze.

Nie chcę wnikać gdzie dokładnie, ale wiem, że tam można znaleźć oszczędności - powiedział.

Przewodniczący klubu PO nie wykluczył, że może to dotyczyć KRUS.

Zapewnimy świadczenia z KRUS i ZUS wszystkim rencistom i emerytom. Oszczędności można znaleźć, nie narażając ludzi pobierających należne im świadczenia - powiedział.

Chlebowski dodał, że nie sądzi, aby była potrzebna podwyżka podatków, nie wykluczył jednak podwyżki VAT na wybrane towary i usługi.

Ministerstwo musi rozważyć różne warianty, ale decyzje będą zapadały, gdy będziemy znali wykonanie budżetu na koniec czerwca. Najpierw będziemy zmniejszać wydatki publiczne. Być może będzie konieczne podniesienie VAT na wybrane towary i usługi. To bardzo realne. Ale nie na wszystkie produkty - będziemy bronić najuboższych. Jestem przeciwnikiem podniesienia podstawowej stawki VAT na wszystkie towary i usługi - powiedział.

Nie przesądzałbym tego już dziś. Na pewno nie ma mowy o podwyżce stawki na lekarstwa czy żywność, towary i usługi, które bezpośrednio dotyczą ludzi najbiedniejszych - stwierdził.

Dodał, że podwyżki VAT mogą dotyczyć towarów luksusowych, ale decyzje zapadną po wykonaniu budżetu po czerwcu.
wp.pl

Chlebowski: niewykluczona podwyżka VAT na wybrane towary i usługi

Zbigniew Chlebowski, przewodniczący klubu PO nie wyklucza, że może dojść do podwyżki VAT na wybrane towary i usługi. Oszczędności rząd może szukać, jego zdaniem, m.in. w instytucjach związanych z budżetem, takich jak agencje i fundusze.
Chlebowski w rozmowie z "Dziennikiem" powtórzył, że podstawą decyzji o nowelizacji budżetu będzie wykonanie na koniec czerwca.

Jedno jest pewne: trzeba będzie racjonalnie ograniczyć wydatki publiczne. Decyzje premiera sprzed kilku miesięcy, gdy zablokowano wydanie ok. 20 mld zł z budżetu państwa, powodują, że nowelizacja będzie nieco łatwiejsza. W końcu czerwca będziemy wiedzieć, jakich ograniczeń dokonać w wydatkach publicznych - powiedział.

Osobiście jestem zwolennikiem utrzymania niskiego deficytu, bo to znaczy, że będziemy mieli mniejsze koszty obsługi długu, obywatele będą mniej zadłużeni. Z drugiej strony trzeba utrzymać zasadniczy priorytet, czyli wzrost nakładów na inwestycje. Więc cięcie nie może oznaczać redukcji wydatków na inwestycje. Również, mimo trudnej sytuacji budżetowej, musi być zachowany poziom wydatków socjalnych. Wszystkie zobowiązania dotyczące podwyżek dla nauczycieli i służb mundurowych, waloryzacja rent i emerytur - to wszystko musi być utrzymane - dodał.
Chlebowski pytany, gdzie można znaleźć oszczędności odpowiedział, że oprócz ministerstw jest kilka instytucji związanych z budżetem, np. agencje i fundusze.

Nie chcę wnikać gdzie dokładnie, ale wiem, że tam można znaleźć oszczędności - powiedział.

Przewodniczący klubu PO nie wykluczył, że może to dotyczyć KRUS.

Zapewnimy świadczenia z KRUS i ZUS wszystkim rencistom i emerytom. Oszczędności można znaleźć, nie narażając ludzi pobierających należne im świadczenia - powiedział.

Chlebowski dodał, że nie sądzi, aby była potrzebna podwyżka podatków, nie wykluczył jednak podwyżki VAT na wybrane towary i usługi.

Ministerstwo musi rozważyć różne warianty, ale decyzje będą zapadały, gdy będziemy znali wykonanie budżetu na koniec czerwca. Najpierw będziemy zmniejszać wydatki publiczne. Być może będzie konieczne podniesienie VAT na wybrane towary i usługi. To bardzo realne. Ale nie na wszystkie produkty - będziemy bronić najuboższych. Jestem przeciwnikiem podniesienia podstawowej stawki VAT na wszystkie towary i usługi - powiedział.

Nie przesądzałbym tego już dziś. Na pewno nie ma mowy o podwyżce stawki na lekarstwa czy żywność, towary i usługi, które bezpośrednio dotyczą ludzi najbiedniejszych - stwierdził.

Dodał, że podwyżki VAT mogą dotyczyć towarów luksusowych, ale decyzje zapadną po wykonaniu budżetu po czerwcu.
wp.pl

BIEC: gwałtowny spadek Wskaźnika Przyszłej Inflacji

Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI), prognozujący z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem ruchy cen towarów i usług konsumpcyjnych - CPI, w czerwcu spadł dość gwałtownie. Oznacza to istotne zmniejszenie presji inflacyjnej w gospodarce - podał Instytut BIEC.

Wiadomości

(PAP, dd/15.06.2009, godz. 09:58)



"Przede wszystkim stabilizują się koszty funkcjonowania przedsiębiorstw, zmniejszyło się wykorzystanie mocy produkcyjnych, a złoty stabilizuje się. Pojawiają się również coraz bardziej wyraźne symptomy ograniczeń po stronie popytu krajowego" - napisano w raporcie.

"Szczególnie istotna dla funkcjonowania firm i ich przyszłych wyników finansowych jest redukcja kosztów wytwarzania, która pozwoli przedsiębiorcom na elastyczne dostosowywanie cen do spodziewanego w najbliższym czasie zmniejszonego popytu wewnętrznego" - dodano.

Autorzy raportu zauważają, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy złoty ustabilizował się względem dwóch podstawowych walut, a tym samym zmniejszył się częściowo niekorzystny wpływ kursu walutowego na ceny importu.
Według instytutu BIEC pewnym zagrożeniem dla tempa odwracania się tej tendencji mogą być rosnące ceny surowców na światowych rynkach.

"Ostatnie tygodnie charakteryzowały się wyższymi cenami ropy naftowej, miedzi oraz wielu innych podstawowych surowców, a to zdaniem części ekonomistów związane jest z nadchodzącym ożywieniem w gospodarce amerykańskiej" - napisali.

W raporcie zaznaczono, że w przedsiębiorstwach spadają koszty wytwarzania.

"Głównie dotyczy to kosztów w przeliczeniu na jednostkę wyrobu, a więc tych, które poza kosztami pracy zawierają, koszty zakupu materiałów i surowców do produkcji, koszty kredytu i inwestycji. Koszty w przeliczeniu na jednego zatrudnionego obrazujące koszty pracy, w ostatnich miesiącach uległy stabilizacji głównie za sprawą mniejszej dynamiki wzrostu płac oraz spadku zatrudnienia" - napisano.

"O ile w najbliższych miesiącach należy spodziewać się dalszej redukcji kosztów pracowniczych, o tyle na pozostałe koszty funkcjonowania przedsiębiorstw będą miały wpływ czynniki związane z cenami surowców na światowych rynkach oraz kurs złotego" - dodano.

Autorzy raportu podkreślają, że od początku roku spada dynamika zaciągania kredytów przez gospodarstwa domowe. Ich zdaniem w najbliższym czasie obok wielkości zatrudnienia i dynamiki płac będzie to istotny czynnik determinujący wielkość popytu w gospodarce.

"Ostatnie dwa miesiące charakteryzowały się przyspieszeniem tendencji do odchodzenia przez gospodarstwa domowe od finansowania zakupów przy wykorzystaniu kredytu bankowego" - napisali.

"Jednocześnie dochodzą coraz liczniejsze sygnały o nasilaniu się trudności ze spłacaniem kredytów konsumpcyjnych. Czynniki te będą działały w kierunku zmniejszenia presji inflacyjnej" - dodają.
onet.pl

"Umocnienie złotego do dolara i euro nie wpłynęło jak do tej pory na spadek cen importu. Zmiany w kursie złotego zwykle znajdują swe odbicie w cenach importu z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Można spodziewać się więc, że w najbliższych miesiącach ceny importu, które rosną od jesieni ubiegłego roku ulegną stabilizacji lub nawet spadkowi" - napisali.

BIEC: gwałtowny spadek Wskaźnika Przyszłej Inflacji

Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI), prognozujący z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem ruchy cen towarów i usług konsumpcyjnych - CPI, w czerwcu spadł dość gwałtownie. Oznacza to istotne zmniejszenie presji inflacyjnej w gospodarce - podał Instytut BIEC.

Wiadomości

(PAP, dd/15.06.2009, godz. 09:58)



"Przede wszystkim stabilizują się koszty funkcjonowania przedsiębiorstw, zmniejszyło się wykorzystanie mocy produkcyjnych, a złoty stabilizuje się. Pojawiają się również coraz bardziej wyraźne symptomy ograniczeń po stronie popytu krajowego" - napisano w raporcie.

"Szczególnie istotna dla funkcjonowania firm i ich przyszłych wyników finansowych jest redukcja kosztów wytwarzania, która pozwoli przedsiębiorcom na elastyczne dostosowywanie cen do spodziewanego w najbliższym czasie zmniejszonego popytu wewnętrznego" - dodano.

Autorzy raportu zauważają, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy złoty ustabilizował się względem dwóch podstawowych walut, a tym samym zmniejszył się częściowo niekorzystny wpływ kursu walutowego na ceny importu.
Według instytutu BIEC pewnym zagrożeniem dla tempa odwracania się tej tendencji mogą być rosnące ceny surowców na światowych rynkach.

"Ostatnie tygodnie charakteryzowały się wyższymi cenami ropy naftowej, miedzi oraz wielu innych podstawowych surowców, a to zdaniem części ekonomistów związane jest z nadchodzącym ożywieniem w gospodarce amerykańskiej" - napisali.

W raporcie zaznaczono, że w przedsiębiorstwach spadają koszty wytwarzania.

"Głównie dotyczy to kosztów w przeliczeniu na jednostkę wyrobu, a więc tych, które poza kosztami pracy zawierają, koszty zakupu materiałów i surowców do produkcji, koszty kredytu i inwestycji. Koszty w przeliczeniu na jednego zatrudnionego obrazujące koszty pracy, w ostatnich miesiącach uległy stabilizacji głównie za sprawą mniejszej dynamiki wzrostu płac oraz spadku zatrudnienia" - napisano.

"O ile w najbliższych miesiącach należy spodziewać się dalszej redukcji kosztów pracowniczych, o tyle na pozostałe koszty funkcjonowania przedsiębiorstw będą miały wpływ czynniki związane z cenami surowców na światowych rynkach oraz kurs złotego" - dodano.

Autorzy raportu podkreślają, że od początku roku spada dynamika zaciągania kredytów przez gospodarstwa domowe. Ich zdaniem w najbliższym czasie obok wielkości zatrudnienia i dynamiki płac będzie to istotny czynnik determinujący wielkość popytu w gospodarce.

"Ostatnie dwa miesiące charakteryzowały się przyspieszeniem tendencji do odchodzenia przez gospodarstwa domowe od finansowania zakupów przy wykorzystaniu kredytu bankowego" - napisali.

"Jednocześnie dochodzą coraz liczniejsze sygnały o nasilaniu się trudności ze spłacaniem kredytów konsumpcyjnych. Czynniki te będą działały w kierunku zmniejszenia presji inflacyjnej" - dodają.
onet.pl

"Umocnienie złotego do dolara i euro nie wpłynęło jak do tej pory na spadek cen importu. Zmiany w kursie złotego zwykle znajdują swe odbicie w cenach importu z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Można spodziewać się więc, że w najbliższych miesiącach ceny importu, które rosną od jesieni ubiegłego roku ulegną stabilizacji lub nawet spadkowi" - napisali.

Polski rząd dał gwarancje na ponad 28 mld zł

Z budżetu zniknęłaby co dziesiąta złotówka, gdyby niewypłacalne stały się wszystkie instytucje, którym rząd udzielił poręczeń lub gwarancji. Gwarancji na kwotę ponad 28 mld złotych państwo udzielało przed nastaniem globalnego kryzysu.
Jak sprawdził Money.pl, gdy do Polski przyszło spowolnienie gospodarcze, kwota poręczeń i gwarancji wcale nie wzrosła znacząco, choć na ten cel rząd w swoim pakiecie antykryzysowym podniósł roczny limit z 15 do 40 mld zł.

W 2009 roku wykorzystano z tego jedynie miliard. To gwarancje dla PKP Polskich Linii Kolejowych oraz dla Banku Gospodarstwa Krajowego.

To właśnie te dwie instytucje - jak sprawdził Money.pl - są największymi beneficjantami rządowego wsparcia.

Wartość gwarancji może się jednak zwiększyć, bo niedawno wicepremier Waldemar Pawlak stwierdził, że polski oddział Opla również mógłby je otrzymać, gdyby o nie wystąpił.

Money.pl sprawdził, komu i ile dotychczas tak hojnie państwo dawało gwarancje. Około 8,3 mld zł uzyskał BGK, który jest państwową instytucją finansową, specjalizującą się w obsłudze sektora finansów publicznych. Zapewnia wspieranie państwowych programów społeczno-gospodarczych oraz samorządowych programów rozwoju regionalnego. Stąd tak wysokie wsparcie rządowe w postaci gwarancji i poręczeń dla tej instytucji.

źródło: Ministerstwo Finansów, stan na 30 września 2008

Co ciekawe, niewiele mniej od BGK, bo ok. 7 mld zł, mają zagwarantowane PKP. Sytuacja polskich kolei jest nie do pozazdroszczenia od wielu lat. Na niekończącą się restrukturyzację grupa pozyskuje systematycznie kolejne kredyty, np. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.

Jednocześnie kredyty grupy PKP są systematycznie gwarantowane przez polski rząd. Obok samych PKP, gwarancje na ponad miliard otrzymały PKP Polskie Linie Kolejowe. Wygląda na to, że egzystencja polskiego kolejnictwa jest wręcz uzależniona od gwarancji rządowych.

Na ponad 5 mld zł rząd zagwarantował inwestycje w autostrady firmom: Autostrada Wielkopolska (A-2) i Gdańsk Transport Company (A-1). Potencjalne wsparcie na spłaty kredytów mieszkaniowych otrzymał bank PKO BP. Z kolei gwarancje na 2,4 mld zł ma również Polska Grupa Energetyczna.


Polski rząd dał gwarancje na ponad 28 mld zł

Z budżetu zniknęłaby co dziesiąta złotówka, gdyby niewypłacalne stały się wszystkie instytucje, którym rząd udzielił poręczeń lub gwarancji. Gwarancji na kwotę ponad 28 mld złotych państwo udzielało przed nastaniem globalnego kryzysu.
Jak sprawdził Money.pl, gdy do Polski przyszło spowolnienie gospodarcze, kwota poręczeń i gwarancji wcale nie wzrosła znacząco, choć na ten cel rząd w swoim pakiecie antykryzysowym podniósł roczny limit z 15 do 40 mld zł.

W 2009 roku wykorzystano z tego jedynie miliard. To gwarancje dla PKP Polskich Linii Kolejowych oraz dla Banku Gospodarstwa Krajowego.

To właśnie te dwie instytucje - jak sprawdził Money.pl - są największymi beneficjantami rządowego wsparcia.

Wartość gwarancji może się jednak zwiększyć, bo niedawno wicepremier Waldemar Pawlak stwierdził, że polski oddział Opla również mógłby je otrzymać, gdyby o nie wystąpił.

Money.pl sprawdził, komu i ile dotychczas tak hojnie państwo dawało gwarancje. Około 8,3 mld zł uzyskał BGK, który jest państwową instytucją finansową, specjalizującą się w obsłudze sektora finansów publicznych. Zapewnia wspieranie państwowych programów społeczno-gospodarczych oraz samorządowych programów rozwoju regionalnego. Stąd tak wysokie wsparcie rządowe w postaci gwarancji i poręczeń dla tej instytucji.

źródło: Ministerstwo Finansów, stan na 30 września 2008

Co ciekawe, niewiele mniej od BGK, bo ok. 7 mld zł, mają zagwarantowane PKP. Sytuacja polskich kolei jest nie do pozazdroszczenia od wielu lat. Na niekończącą się restrukturyzację grupa pozyskuje systematycznie kolejne kredyty, np. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.

Jednocześnie kredyty grupy PKP są systematycznie gwarantowane przez polski rząd. Obok samych PKP, gwarancje na ponad miliard otrzymały PKP Polskie Linie Kolejowe. Wygląda na to, że egzystencja polskiego kolejnictwa jest wręcz uzależniona od gwarancji rządowych.

Na ponad 5 mld zł rząd zagwarantował inwestycje w autostrady firmom: Autostrada Wielkopolska (A-2) i Gdańsk Transport Company (A-1). Potencjalne wsparcie na spłaty kredytów mieszkaniowych otrzymał bank PKO BP. Z kolei gwarancje na 2,4 mld zł ma również Polska Grupa Energetyczna.


Stopy NBP spadają, ale kredyty gotówkowe są coraz droższe

W ostatnich dwóch miesiącach połowa banków podniosła oprocentowanie kredytów gotówkowych. Rekordzista, Allianz Bank, podniósł je od kwietnia aż o 4 pkt proc.
W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.
Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.
Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.
W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.

Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.
Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Trochę inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.
To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.

Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.

Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.

Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.

Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.
Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna

wp.pl

Stopy NBP spadają, ale kredyty gotówkowe są coraz droższe

W ostatnich dwóch miesiącach połowa banków podniosła oprocentowanie kredytów gotówkowych. Rekordzista, Allianz Bank, podniósł je od kwietnia aż o 4 pkt proc.
W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.
Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.
Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.
W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.

Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.
Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Trochę inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.
To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.

Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.

Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.

Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.

Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.
Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna

wp.pl

Boom na farmy wiatrowe

Lawinowo rośnie lista chętnych do budowy elektrowni wiatrowych - donosi "Rzeczpospolita". Inwestorzy chcą zdążyć przed wprowadzeniem kaucji na uzyskanie warunków ich przyłączenia do sieci.
Firma zarządzająca polską siecią przesyłową - PSE Operator, określiła i uzgodniła warunki przyłączenia dla planowanych farm wiatrowych, których łączna moc przekracza 9 i pół tysiąca megawatów.

"Rzeczpospolita" zauważa, że w ciągu zaledwie pół roku wartość ta wzrosła o 40 procent.
Gdyby zrealizowano te projekty, Polska bez problemu wypełniłaby unijne wymogi związane z 20-procentowym udziałem źródeł odnawialnych w produkcji energii elektrycznej.

"Rzeczpospolita" dodaje, że ponieważ wiele dotychczas ogłaszanych projektów nie doszło do skutku, rząd postanowił wprowadzić kaucje na poczet przyłączenia firmy do sieci.

Nowelizacja prawa energetycznego, którą ma się zająć Sejm przewiduje, że za każdy planowany kilowat mocy inwestorzy będą musieli wnieść 50 złotych zaliczki.
IAR | 15.06.2009 | 01:40 wp.pl

Boom na farmy wiatrowe

Lawinowo rośnie lista chętnych do budowy elektrowni wiatrowych - donosi "Rzeczpospolita". Inwestorzy chcą zdążyć przed wprowadzeniem kaucji na uzyskanie warunków ich przyłączenia do sieci.
Firma zarządzająca polską siecią przesyłową - PSE Operator, określiła i uzgodniła warunki przyłączenia dla planowanych farm wiatrowych, których łączna moc przekracza 9 i pół tysiąca megawatów.

"Rzeczpospolita" zauważa, że w ciągu zaledwie pół roku wartość ta wzrosła o 40 procent.
Gdyby zrealizowano te projekty, Polska bez problemu wypełniłaby unijne wymogi związane z 20-procentowym udziałem źródeł odnawialnych w produkcji energii elektrycznej.

"Rzeczpospolita" dodaje, że ponieważ wiele dotychczas ogłaszanych projektów nie doszło do skutku, rząd postanowił wprowadzić kaucje na poczet przyłączenia firmy do sieci.

Nowelizacja prawa energetycznego, którą ma się zająć Sejm przewiduje, że za każdy planowany kilowat mocy inwestorzy będą musieli wnieść 50 złotych zaliczki.
IAR | 15.06.2009 | 01:40 wp.pl

Na czarną godzinę i na świetlaną przyszłość

Na początek zagadka. Co to za pożyczka: tania, na duże sumy i rozłożona na kilkaset rat? Kredyt hipoteczny? Nie, ale blisko
W przeciwieństwie do kredytu hipotecznego, który zawsze finansuje zakup nieruchomości, pożyczkę hipoteczną można przeznaczyć na dowolny cel: podróż dokoła świata, zakup luksusowego samochodu albo jachtu, dofinansowanie firmy. Jedyny warunek: trzeba być właścicielem odpowiednio drogiego mieszkania, apartamentu, willi. Zabezpieczeniem jest bowiem nieruchomość. A im wyższa jej wartość, tym więcej bank jest gotów nam pożyczyć.

Maksymalna wysokość tego typu kredytów waha się od 60 do 80 proc. rynkowej ceny domu lub mieszkania. Bardzo często są to sumy rzędu kilkuset tysięcy złotych, choć zdarzają się też pożyczki, opiewające na kilka milionów euro. Podobnie jak w przypadku kredytów hipotecznych możemy wziąć kredyt w walucie: dolarach, euro lub frankach. Marne szanse na tego typu pożyczkę mają osoby, które wciąż spłacają kredyt na nieruchomość, którą chcieliby zastawić.
Atutami pożyczki hipotecznej są dłuższy okres spłaty, wynoszący zazwyczaj 15-20 lat, i wyższa maksymalna kwota, w większości przypadków uzależniona od wartości nieruchomości będącej zabezpieczeniem pożyczki - zachwala Maciej Kazimierski z PKO BP. Z kolei Agnieszka Nierodka, ekonomista Fundacji na rzecz Kredytu Hipotecznego, zwraca uwagę na niski koszt tych produktów. Ich oprocentowanie jest zbliżone do poziomu, na jakim oferowane są kredyty hipoteczne. Jeżeli jest wyższe, to najwyżej 1-2 proc. - wyjaśnia.

I rzeczywiście, w Banku Zachodnim rzeczywista roczna stopa oprocentowania (po uwzględnieniu wszystkich kosztów) dla pożyczki udzielanej w złotówkach wynosi 7,93 proc. Dla porównania, gdybyśmy w tym samym banku chcieli wziąć kredyt gotówkowy, to roczny koszt po uwzględnieniu wszystkich kosztów byłby ponad dwa i pół razy wyższy (RRSO - 21,5 proc.). Tanie pożyczki hipoteczne, na niezłych warunkach (do 70 proc. wartości nieruchomości, spłata rozłożona na przynajmniej 180 rat) oferują również Bank Ochrony Środowiska (8,63 proc.), Raiffeisen Bank (8,66 proc.). Warto też sprawdzić oferty Nykredit, ING Banku Śląskiego, Millennium i MultiBanku.
Decydując się na pożyczkę hipoteczną, warto wziąć pod uwagę kilka spraw. Ponieważ jest to kredyt pod zastaw, którego głównym zabezpieczeniem jest nieruchomość, koszty podwyższa konieczność przygotowanie profesjonalnej wyceny domu lub mieszkania przez rzeczoznawcę majątkowego, co kosztuje zwykle od kilkuset złotych wzwyż. A dochodzą jeszcze koszty bankowe, typu prowizje (do kilku procent wartości kredytu), nie wspominając. Nie warto więc brać pożyczki hipotecznej, gdy chcemy pożyczyć kilka lub kilkanaście tysięcy złotych, bo w skrajnych przypadkach sporą część wnioskowanej kwoty pochłoną opłaty przygotowawcze.

Poza tym konieczność przygotowania wyceny, kolejne wizyty w sądzie hipotecznym i oddziale banku pochłaniają czas. Załatwianie formalności trwa mniej więcej tyle samo czasu, co w przypadku tradycyjnego kredytu hipotecznego. To odstrasza klientów i powoduje, że zainteresowanie pożyczkami hipotecznymi jest stosunkowo nieduże - tłumaczy Agnieszka Nierodka z Fundacji na rzecz Kredytu Hipotecznego. Klienci chętniej sięgają po zwykłe pożyczki gotówkowe i ratalne, bo są łatwiej dostępne, formalności jest o wiele mniej albo nie ma ich wcale, o wiele krócej trzeba też czekać na decyzję kredytową i na pieniądze - wylicza.

Na każdą okazję

Kiedy więc warto sięgnąć po pożyczkę hipoteczną? Na pewno wówczas, gdy potrzebujemy większego zastrzyku gotówki na określony cel. Może to być zakup samochodu, sprzętu rolnego, remont domu lub mieszkania, zakup działki budowlanej bądź rolnej. Klienci zadłużają sobie hipotekę również wtedy, gdy chcą pomóc własnym dzieciom w zakupie mieszkania. Pieniądze idą wtedy na brakujący wkład własny - podpowiadają nam w jednym z oddziałów Banku Millennium.

Rzadziej zastawiamy nieruchomości, gdy chcemy zdobyć gotówkę na czarną godzinę (np. choroba jednego z członków rodziny) lub inwestycje w firmie (nie wszystkie banki dopuszczają taką możliwość). Niekiedy po pożyczkę hipoteczną sięgają także osoby aktywnie lokujące pieniądze w papiery wartościowe, wówczas występuje ona w roli giełdowego lewara (kredyt na zakup akcji, które mają przynieść szybki zysk)
wp.pl

Na czarną godzinę i na świetlaną przyszłość

Na początek zagadka. Co to za pożyczka: tania, na duże sumy i rozłożona na kilkaset rat? Kredyt hipoteczny? Nie, ale blisko
W przeciwieństwie do kredytu hipotecznego, który zawsze finansuje zakup nieruchomości, pożyczkę hipoteczną można przeznaczyć na dowolny cel: podróż dokoła świata, zakup luksusowego samochodu albo jachtu, dofinansowanie firmy. Jedyny warunek: trzeba być właścicielem odpowiednio drogiego mieszkania, apartamentu, willi. Zabezpieczeniem jest bowiem nieruchomość. A im wyższa jej wartość, tym więcej bank jest gotów nam pożyczyć.

Maksymalna wysokość tego typu kredytów waha się od 60 do 80 proc. rynkowej ceny domu lub mieszkania. Bardzo często są to sumy rzędu kilkuset tysięcy złotych, choć zdarzają się też pożyczki, opiewające na kilka milionów euro. Podobnie jak w przypadku kredytów hipotecznych możemy wziąć kredyt w walucie: dolarach, euro lub frankach. Marne szanse na tego typu pożyczkę mają osoby, które wciąż spłacają kredyt na nieruchomość, którą chcieliby zastawić.
Atutami pożyczki hipotecznej są dłuższy okres spłaty, wynoszący zazwyczaj 15-20 lat, i wyższa maksymalna kwota, w większości przypadków uzależniona od wartości nieruchomości będącej zabezpieczeniem pożyczki - zachwala Maciej Kazimierski z PKO BP. Z kolei Agnieszka Nierodka, ekonomista Fundacji na rzecz Kredytu Hipotecznego, zwraca uwagę na niski koszt tych produktów. Ich oprocentowanie jest zbliżone do poziomu, na jakim oferowane są kredyty hipoteczne. Jeżeli jest wyższe, to najwyżej 1-2 proc. - wyjaśnia.

I rzeczywiście, w Banku Zachodnim rzeczywista roczna stopa oprocentowania (po uwzględnieniu wszystkich kosztów) dla pożyczki udzielanej w złotówkach wynosi 7,93 proc. Dla porównania, gdybyśmy w tym samym banku chcieli wziąć kredyt gotówkowy, to roczny koszt po uwzględnieniu wszystkich kosztów byłby ponad dwa i pół razy wyższy (RRSO - 21,5 proc.). Tanie pożyczki hipoteczne, na niezłych warunkach (do 70 proc. wartości nieruchomości, spłata rozłożona na przynajmniej 180 rat) oferują również Bank Ochrony Środowiska (8,63 proc.), Raiffeisen Bank (8,66 proc.). Warto też sprawdzić oferty Nykredit, ING Banku Śląskiego, Millennium i MultiBanku.
Decydując się na pożyczkę hipoteczną, warto wziąć pod uwagę kilka spraw. Ponieważ jest to kredyt pod zastaw, którego głównym zabezpieczeniem jest nieruchomość, koszty podwyższa konieczność przygotowanie profesjonalnej wyceny domu lub mieszkania przez rzeczoznawcę majątkowego, co kosztuje zwykle od kilkuset złotych wzwyż. A dochodzą jeszcze koszty bankowe, typu prowizje (do kilku procent wartości kredytu), nie wspominając. Nie warto więc brać pożyczki hipotecznej, gdy chcemy pożyczyć kilka lub kilkanaście tysięcy złotych, bo w skrajnych przypadkach sporą część wnioskowanej kwoty pochłoną opłaty przygotowawcze.

Poza tym konieczność przygotowania wyceny, kolejne wizyty w sądzie hipotecznym i oddziale banku pochłaniają czas. Załatwianie formalności trwa mniej więcej tyle samo czasu, co w przypadku tradycyjnego kredytu hipotecznego. To odstrasza klientów i powoduje, że zainteresowanie pożyczkami hipotecznymi jest stosunkowo nieduże - tłumaczy Agnieszka Nierodka z Fundacji na rzecz Kredytu Hipotecznego. Klienci chętniej sięgają po zwykłe pożyczki gotówkowe i ratalne, bo są łatwiej dostępne, formalności jest o wiele mniej albo nie ma ich wcale, o wiele krócej trzeba też czekać na decyzję kredytową i na pieniądze - wylicza.

Na każdą okazję

Kiedy więc warto sięgnąć po pożyczkę hipoteczną? Na pewno wówczas, gdy potrzebujemy większego zastrzyku gotówki na określony cel. Może to być zakup samochodu, sprzętu rolnego, remont domu lub mieszkania, zakup działki budowlanej bądź rolnej. Klienci zadłużają sobie hipotekę również wtedy, gdy chcą pomóc własnym dzieciom w zakupie mieszkania. Pieniądze idą wtedy na brakujący wkład własny - podpowiadają nam w jednym z oddziałów Banku Millennium.

Rzadziej zastawiamy nieruchomości, gdy chcemy zdobyć gotówkę na czarną godzinę (np. choroba jednego z członków rodziny) lub inwestycje w firmie (nie wszystkie banki dopuszczają taką możliwość). Niekiedy po pożyczkę hipoteczną sięgają także osoby aktywnie lokujące pieniądze w papiery wartościowe, wówczas występuje ona w roli giełdowego lewara (kredyt na zakup akcji, które mają przynieść szybki zysk)
wp.pl

Rząd: płaca minimalna wzrośnie w przyszłym roku o 41 zł

W przyszłym roku wzrost płacy minimalnej nie będzie tak szybki jak w dwóch poprzednich latach. Wyniesie zaledwie 3,2 proc.
Na dzisiejszym posiedzeniu rząd ma przesądzić o wskaźnikach makroekonomicznych, na podstawie których będzie konstruowany przyszłoroczny budżet (m.in. wzrost PKB i inflacja). Musi też podjąć decyzję dotyczącą wysokości przyszłorocznej płacy minimalnej.
Do 15 czerwca musimy przesłać partnerom społecznym pakiet tych propozycji - wyjaśnia Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej.

Jak udało nam się ustalić, obradujący w ubiegłym tygodniu Komitet Rady Ministrów zaproponował, aby płaca ta wyniosła w 2010 roku 1317 zł. Propozycja ta nie była oprotestowana przez żaden z resortów. Płaca ta wzrośnie więc w przyszłym roku o 41 zł z kwoty 1276 zł. Będzie więc ona wyższa o 3,2 proc. W 2008 i 2009 roku płaca ta rosła odpowiednio o 20,3 proc. i 13,3 proc.
Jolanta Fedak zwraca uwagę, że niewielki w porównaniu z dwoma ubiegłymi latami, wzrost płacy minimalnej wynika z wyhamowania wzrostu cen oraz z niewielkiego, zakładanego wzrostu gospodarczego. Wskazuje też, że pogorszenie sytuacji na rynku pracy nie sprzyja gwałtownemu podnoszeniu płacowego minimum, bo osoby najgorzej wykwalifikowane i najmniej zarabiające mogłyby stracić zatrudnienie.
Chcę jednak zwrócić uwagę, że zachowamy, co jest dla nas ważne, relację płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia. Nadal minimalna pensja będzie wynosić około 40 proc. średniej płacy - mówi Jolanta Fedak.

Ustawa z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (Dz.U. nr 200, poz. 1679 z późn. zm.) stanowi, że dopóki nie osiągnie ona 50 proc. przeciętnej płacy, ma co roku rosnąć nie mniej niż o wskaźnik inflacji i co najmniej 2/3 prognozowanego wzrostu PKB. Propozycję podwyższenia pensji minimalnej rząd przedstawia Komisji Trójstronnej do 15 czerwca. KT uzgadnia następnie jej wysokość. Ma na to czas do 15 lipca. Jeśli nie wynegocjuje wysokości tej płacy, do 15 września ustala ją rząd.

Bartosz Marczuk
Gazeta Prawna
wp.pl

Rząd: płaca minimalna wzrośnie w przyszłym roku o 41 zł

W przyszłym roku wzrost płacy minimalnej nie będzie tak szybki jak w dwóch poprzednich latach. Wyniesie zaledwie 3,2 proc.
Na dzisiejszym posiedzeniu rząd ma przesądzić o wskaźnikach makroekonomicznych, na podstawie których będzie konstruowany przyszłoroczny budżet (m.in. wzrost PKB i inflacja). Musi też podjąć decyzję dotyczącą wysokości przyszłorocznej płacy minimalnej.
Do 15 czerwca musimy przesłać partnerom społecznym pakiet tych propozycji - wyjaśnia Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej.

Jak udało nam się ustalić, obradujący w ubiegłym tygodniu Komitet Rady Ministrów zaproponował, aby płaca ta wyniosła w 2010 roku 1317 zł. Propozycja ta nie była oprotestowana przez żaden z resortów. Płaca ta wzrośnie więc w przyszłym roku o 41 zł z kwoty 1276 zł. Będzie więc ona wyższa o 3,2 proc. W 2008 i 2009 roku płaca ta rosła odpowiednio o 20,3 proc. i 13,3 proc.
Jolanta Fedak zwraca uwagę, że niewielki w porównaniu z dwoma ubiegłymi latami, wzrost płacy minimalnej wynika z wyhamowania wzrostu cen oraz z niewielkiego, zakładanego wzrostu gospodarczego. Wskazuje też, że pogorszenie sytuacji na rynku pracy nie sprzyja gwałtownemu podnoszeniu płacowego minimum, bo osoby najgorzej wykwalifikowane i najmniej zarabiające mogłyby stracić zatrudnienie.
Chcę jednak zwrócić uwagę, że zachowamy, co jest dla nas ważne, relację płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia. Nadal minimalna pensja będzie wynosić około 40 proc. średniej płacy - mówi Jolanta Fedak.

Ustawa z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (Dz.U. nr 200, poz. 1679 z późn. zm.) stanowi, że dopóki nie osiągnie ona 50 proc. przeciętnej płacy, ma co roku rosnąć nie mniej niż o wskaźnik inflacji i co najmniej 2/3 prognozowanego wzrostu PKB. Propozycję podwyższenia pensji minimalnej rząd przedstawia Komisji Trójstronnej do 15 czerwca. KT uzgadnia następnie jej wysokość. Ma na to czas do 15 lipca. Jeśli nie wynegocjuje wysokości tej płacy, do 15 września ustala ją rząd.

Bartosz Marczuk
Gazeta Prawna
wp.pl

Czarna lista zawodów

Starasz się o kredyt? Zobacz czy nie ma Cię na bankowej czarnej liście branż, którym kredytu się nie udziela
Przedstawiciele banków nie mówią głośno o tworzeniu "czarnych list" i przyznają, że takie postępowanie jest pewnego rodzaju dyskryminacją . - "Teoretycznie nie możemy nikomu odmawiać kredytu ze względu na branżę, w której pracuje" - mówi dla "Gazety Wyborczej" przedstawicielka banku, który do niedawna był jednym z liderów rynku kredytów hipotecznych.

Czarne listy są w formie ustnej rekomendacji, stworzonej przez działy ryzyka. Już od dawna problemy z wzięciem kredytu mieli stoczniowcy i górnicy. Teraz na listę ryzykownych branż, trafiają kolejne, m.in. motoryzacja, transport, budownictwo, media a nawet bankowcy.

Dlaczego te branże?
  • Sprzedaż nowych aut w Europie spadła w ubiegłym roku o około 25 proc.
  • Firmy transportowe wg GUS przewiozły w pierwszym kwartale o jedną piątą mniej ładunków.
  • Ludzie nie kupują mieszkań, stąd mniej inwestycji w budowę nieruchomości.
  • Firmy szukając oszczędności, tną wydatki na reklamę.
  • Dlaczego na liście znalazła się sama branża bankowa?

    Według Komisji Nadzoru Finansowego na koniec marca w sektorze finansowym pracowało ponad 180 tys. osób. Analitycy sektora bankowego szacują, że 10 proc. z nich może w tym roku stracić pracę. A ci bankowcy, którzy zachowają posady, będą zarabiać mniej - podała "Gazeta Wyborcza".

    KNF nie będzie interweniować

    To czy bank udzieli kredytu, to indywidualna sprawa, to nie jest ich obowiązek. Muszą sprawdzić zdolność kredytową i to, jaką gwarancję daje klient na spłatę zadłużenia. Instytucja finansowa może np. założyć w swojej strategii, że nie będzie finansować konkretnego rodzaju działalności gospodarczej z powodu zbyt wysokiego ryzyka - informuje "GW".(wp.pl)

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,4

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies