Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 06-07/09
Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 06-07/09
- O ile np. liczba transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance w największych miastach Polski wzrosła między styczniem i majem ponad dwukrotnie, to liczba kredytów Rodzina na swoim wzrosła na całym rynku przeszło czterokrotnie - czytamy w analizie OF. W konsekwencji udział programu w rynku hipotecznym wzrósł - jak szacują autorzy opracowania - z mniej niż 5 proc. w styczniu do ponad 20 proc. w maju.
Dynamika liczby kredytów udzielonych w ramach programu Rodzina na swoim w 2009 r.
Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance
Wpływ na ceny mieszkań
Około 20-proc. udział programu w rynku kredytów hipotecznych przekłada się również na jego znaczący udział w transakcjach na rynku nieruchomości, które nadal w dominującym stopniu finansowane są kredytami hipotecznymi. Niestety nie ma w Polsce danych pokazujących liczbę transakcji choćby w przybliżeniu.
- Możemy natomiast powiedzieć, że przez pierwsze cztery miesiące roku 70 proc. transakcji finansowanych w ramach programu ,,Rodzina na swoim" przeprowadzono poza miastami wojewódzkimi. Ze względu na znaczące rozproszenie tych transakcji trudno przesądzać o ich wpływie na kształtowanie się cen nieruchomości w Polsce poza miastami wojewódzkimi - czytamy w raporcie Open Finance.
Autorzy zauważają, że wpływ programu na ceny w największych miastach Polski jest trudny do zmierzenia i różny w różnych miastach. Dla przykładu 402 mieszkania sprzedane w ramach programu Rodzina na swoim w Warszawie może nie mieć tak dużego znaczenia dla średnich cen jak 169 mieszkań sprzedanych w tym czasie w Łodzi z wykorzystaniem wsparcia skarbu państwa w zaciągnięciu kredytu.
Program może mieć większy wpływ na ceny ofertowe - sprzedający mogą dostosować się do limitów obowiązujących w programie - niż na liczbę rzeczywiście przeprowadzanych transakcji, przynajmniej w obecnym stanie rynku (przewagi podaży).
Rozkład funkcjonowania programu Rodzina na swoim
Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance
- O ile np. liczba transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance w największych miastach Polski wzrosła między styczniem i majem ponad dwukrotnie, to liczba kredytów Rodzina na swoim wzrosła na całym rynku przeszło czterokrotnie - czytamy w analizie OF. W konsekwencji udział programu w rynku hipotecznym wzrósł - jak szacują autorzy opracowania - z mniej niż 5 proc. w styczniu do ponad 20 proc. w maju.
Dynamika liczby kredytów udzielonych w ramach programu Rodzina na swoim w 2009 r.
Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance
Wpływ na ceny mieszkań
Około 20-proc. udział programu w rynku kredytów hipotecznych przekłada się również na jego znaczący udział w transakcjach na rynku nieruchomości, które nadal w dominującym stopniu finansowane są kredytami hipotecznymi. Niestety nie ma w Polsce danych pokazujących liczbę transakcji choćby w przybliżeniu.
- Możemy natomiast powiedzieć, że przez pierwsze cztery miesiące roku 70 proc. transakcji finansowanych w ramach programu ,,Rodzina na swoim" przeprowadzono poza miastami wojewódzkimi. Ze względu na znaczące rozproszenie tych transakcji trudno przesądzać o ich wpływie na kształtowanie się cen nieruchomości w Polsce poza miastami wojewódzkimi - czytamy w raporcie Open Finance.
Autorzy zauważają, że wpływ programu na ceny w największych miastach Polski jest trudny do zmierzenia i różny w różnych miastach. Dla przykładu 402 mieszkania sprzedane w ramach programu Rodzina na swoim w Warszawie może nie mieć tak dużego znaczenia dla średnich cen jak 169 mieszkań sprzedanych w tym czasie w Łodzi z wykorzystaniem wsparcia skarbu państwa w zaciągnięciu kredytu.
Program może mieć większy wpływ na ceny ofertowe - sprzedający mogą dostosować się do limitów obowiązujących w programie - niż na liczbę rzeczywiście przeprowadzanych transakcji, przynajmniej w obecnym stanie rynku (przewagi podaży).
Rozkład funkcjonowania programu Rodzina na swoim
Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance
Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 52 tys. 640. Co oznacza spadek o 31,3 proc. proc..
W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 63 tys. 659 mieszkań, czyli o 8,2 proc. więcej niż przed rokiem.
- Największy udział w przyroście nowych zasobów mieszkaniowych mieli deweloperzy, którzy w okresie styczeń-maj 2009 r. oddali 29 557 mieszkań, tj. o 22,3 proc. więcej niż w ubiegłym roku, co stanowiło 46,4 proc. ogólnej liczby mieszkań oddanych do użytkowania. W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku inwestorzy ci rozpoczęli budowę 14 343 mieszkań, tj. o 53,3 proc. mniej niż w 2008 r. Spadła również liczba mieszkań, na których budowę uzyskali oni pozwolenie - do 28 104, tj. o 27,2 proc. - napisał GUS w komunikacie.
money.pl
Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 52 tys. 640. Co oznacza spadek o 31,3 proc. proc..
W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 63 tys. 659 mieszkań, czyli o 8,2 proc. więcej niż przed rokiem.
- Największy udział w przyroście nowych zasobów mieszkaniowych mieli deweloperzy, którzy w okresie styczeń-maj 2009 r. oddali 29 557 mieszkań, tj. o 22,3 proc. więcej niż w ubiegłym roku, co stanowiło 46,4 proc. ogólnej liczby mieszkań oddanych do użytkowania. W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku inwestorzy ci rozpoczęli budowę 14 343 mieszkań, tj. o 53,3 proc. mniej niż w 2008 r. Spadła również liczba mieszkań, na których budowę uzyskali oni pozwolenie - do 28 104, tj. o 27,2 proc. - napisał GUS w komunikacie.
money.pl
W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi Rodzina na swoim. Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu.
Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.
Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane. Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.
Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.
Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku).
Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale?
Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.
W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi Rodzina na swoim. Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu.
Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.
Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane. Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.
Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.
Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku).
Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale?
Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.
Oszczędności w domowych budżetach zaczęły sprzyjać tańszym restauracjom typu fast food. I to nie tylko rozwijanym przez zachodnich graczy, takich jak McDonald's, KFC czy Pizza Hut, lecz także polskie firmy. Mimo spowolnienia gospodarczego stawiają one na dynamiczny rozwój. Z szacunków wynika, że do końca roku w uruchomienie kilkudziesięciu nowych placówek zainwestują 25 mln zł. Wzrost liczby klientów odnotowują wszystkie lokale, które oferują możliwość zjedzenia obiadu w cenie poniżej 20 zł.
Zasada: dobre jedzenie, szybko podane, za niewielkie pieniądze, zaczyna się sprawdzać - uważa Jan Kościuszko, prezes Grupy Kościuszko Polskie Jadło. Dodaje jednocześnie, że liczba klientów w przydrożnych Gościńcach Polskie Jadło rozwijanych przez grupę sięga dziś 400-500 osób.
Nasze restauracje osiągają rentowność już w pierwszym miesiącu działalności. To bardzo szybko, zważywszy na to, że do tej pory średni okres dochodzenia do rentowności wynosił od 6 do 12 miesięcy - zaznacza Marek Zuber, przewodniczący rady nadzorczej Kościuszko Polskie Jadło. Wzrost liczby klientów notuje też sieć Szybki Kęs. Rosną też dochody - w tym roku są o kilkanaście procent wyższe niż przed rokiem - zauważa Dariusz Winiarski, prezes spółki Restauracje Polskie, rozwijającej sieć Szybki Kęs.
Podobnie jest w sieci pizzerii Da Grasso.
Na przełomie 2008 i 2009 roku nasze restauracje zanotowały delikatny spadek klientów, ale już wszystko wróciło do normy - mówi Magdalena Piróg ze spółki Da Grasso. Polskie fast foody planują w tym roku dalszy rozwój.
- Otworzymy na pewno 17 nowych placówek, każda to koszt około 200 tys. zł. Do końca roku chcemy podpisać kolejne 15 umów, z których część być może zostanie zrealizowana jeszcze w tym roku - informuje Magdalena Piróg.
Grupa Kościuszko chce do końca roku otworzyć co najmniej dwie restauracje pod marką Gościniec Polskie Jadło, których docelowo ma powstać 15-25, oraz nawet około 20 restauracji pod logo Sztuka Pieroga. Tych ostatnich ma być w przyszłości na rynku aż 200. Otwarcie jednej przydrożnej restauracji to koszt około 3,5 mln zł.
Koszty związane z uruchomieniem punktu Sztuka Pieroga to koszt od 50 do 100 tys. zł. W tej chwili są one znacznie niższe niż jeszcze rok temu, kiedy na Gościniec Polskie Jadło trzeba było wydać około 5 mln zł - zauważa Marek Zuber. Spadek kosztów to jeden z powodów, które mogą pomóc w szybkim rozwoju.
Zastój w branży nieruchomości daje możliwość pozyskania ziemi na atrakcyjnych warunkach. Pierwsze półrocze wykorzystaliśmy na poszukiwania i zakup terenów inwestycyjnych - dodaje Jan Kościuszko.Ambitne plany ma również firma Power Sun Eugeniusz Marszał, rozwijająca sieć Nasz Naleśnik. W tym roku chcemy otworzyć jeszcze przynajmniej cztery punkty, na pewno w Warszawie, Siedlcach i Gliwicach - mówi Barbara Knap, odpowiedzialna za rozwój sieci Nasz Naleśnik.
Oszczędności w domowych budżetach zaczęły sprzyjać tańszym restauracjom typu fast food. I to nie tylko rozwijanym przez zachodnich graczy, takich jak McDonald's, KFC czy Pizza Hut, lecz także polskie firmy. Mimo spowolnienia gospodarczego stawiają one na dynamiczny rozwój. Z szacunków wynika, że do końca roku w uruchomienie kilkudziesięciu nowych placówek zainwestują 25 mln zł. Wzrost liczby klientów odnotowują wszystkie lokale, które oferują możliwość zjedzenia obiadu w cenie poniżej 20 zł.
Zasada: dobre jedzenie, szybko podane, za niewielkie pieniądze, zaczyna się sprawdzać - uważa Jan Kościuszko, prezes Grupy Kościuszko Polskie Jadło. Dodaje jednocześnie, że liczba klientów w przydrożnych Gościńcach Polskie Jadło rozwijanych przez grupę sięga dziś 400-500 osób.
Nasze restauracje osiągają rentowność już w pierwszym miesiącu działalności. To bardzo szybko, zważywszy na to, że do tej pory średni okres dochodzenia do rentowności wynosił od 6 do 12 miesięcy - zaznacza Marek Zuber, przewodniczący rady nadzorczej Kościuszko Polskie Jadło. Wzrost liczby klientów notuje też sieć Szybki Kęs. Rosną też dochody - w tym roku są o kilkanaście procent wyższe niż przed rokiem - zauważa Dariusz Winiarski, prezes spółki Restauracje Polskie, rozwijającej sieć Szybki Kęs.
Podobnie jest w sieci pizzerii Da Grasso.
Na przełomie 2008 i 2009 roku nasze restauracje zanotowały delikatny spadek klientów, ale już wszystko wróciło do normy - mówi Magdalena Piróg ze spółki Da Grasso. Polskie fast foody planują w tym roku dalszy rozwój.
- Otworzymy na pewno 17 nowych placówek, każda to koszt około 200 tys. zł. Do końca roku chcemy podpisać kolejne 15 umów, z których część być może zostanie zrealizowana jeszcze w tym roku - informuje Magdalena Piróg.
Grupa Kościuszko chce do końca roku otworzyć co najmniej dwie restauracje pod marką Gościniec Polskie Jadło, których docelowo ma powstać 15-25, oraz nawet około 20 restauracji pod logo Sztuka Pieroga. Tych ostatnich ma być w przyszłości na rynku aż 200. Otwarcie jednej przydrożnej restauracji to koszt około 3,5 mln zł.
Koszty związane z uruchomieniem punktu Sztuka Pieroga to koszt od 50 do 100 tys. zł. W tej chwili są one znacznie niższe niż jeszcze rok temu, kiedy na Gościniec Polskie Jadło trzeba było wydać około 5 mln zł - zauważa Marek Zuber. Spadek kosztów to jeden z powodów, które mogą pomóc w szybkim rozwoju.
Zastój w branży nieruchomości daje możliwość pozyskania ziemi na atrakcyjnych warunkach. Pierwsze półrocze wykorzystaliśmy na poszukiwania i zakup terenów inwestycyjnych - dodaje Jan Kościuszko.Ambitne plany ma również firma Power Sun Eugeniusz Marszał, rozwijająca sieć Nasz Naleśnik. W tym roku chcemy otworzyć jeszcze przynajmniej cztery punkty, na pewno w Warszawie, Siedlcach i Gliwicach - mówi Barbara Knap, odpowiedzialna za rozwój sieci Nasz Naleśnik.
W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku najbardziej aktywni byli deweloperzy, którzy wybudowali 29 557 lokali, aż o 22,3 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Tak dobry wynik to efekt szybkiego rozwoju budownictwa, z którym mieliśmy doczynienia w ostatnich latach. Inwestycje teraz oddawane rozpoczynane były w połowie 2007 i na początku 2008 roku czyli na szczycie boomu na rynku nieruchomości. Patrząc na to, co się obecnie dzieje można spodziewać się, że w najbliższych latach oddawanych będzie coraz mniej mieszkań. Z powodu słabych wyników sprzedaży duża część deweloperów wstrzymała większość planowanych na ten rok inwestycji. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że od początku 2009 roku rozpoczęto budowę 52 640 mieszkań, czyli o 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008r. Wśród tych lokali zaledwie 14 343 jest budowanych przez deweloperów, co tylko potwierdza słabą kondycję deweloperów.
Kiepsko wygląda też sytuacja pozwoleń na budowę. Od stycznia do maja bieżącego roku wydano ich 74 986 i jest to o 18,5 proc. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W tym wypadku deweloperzy również nie prezentują się najlepiej, ponieważ otrzymali tylko 28 104 pozwoleń na budowę, podczas gdy inwestorzy indywidualni aż 41 474. Patrząc na te wyniki można śmiało stwierdzić, że w 2011 roku, kiedy obecnie rozpoczynane oraz planowane inwestycje będą oddawane, ich liczba może nie przekroczyć 100 tys. W tym roku powinniśmy spodziewać się ok. 160 tys. oddanych do użytkowania mieszkań, czyli mniej więcej tyle, ile w roku ubiegłym. W przyszłym roku natomiast będzie ich już znacznie mniej, jednak wciąż oddawane będą projekty rozpoczęte jeszcze w 2008 roku, co zawyży wynik.
Taka sytuacja jest jak najbardziej korzystna dla rynku, który ma okazję nieco się "przewietrzyć". Dzięki zamieszaniu wywołanym przez światowy kryzys ceny mieszkań znacznie spadły dzięki czemu więcej ludzi może pozwolić sobie na zakup mieszkania. Niestety z drugiej strony kredyty hipoteczne stały się mniej dostępne, ale ci, którzy mają zdolność kredytową na pewno skorzystają na obniżkach cen. Najważniejsze jest jednak to, że deweloperzy zaczęli inaczej patrzeć na klientów i teraz wchodząc do biura sprzedaży to my możemy dyktować warunki, co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia.
Aleksandra Szarek,
Specjalista Rynku Nieruchomości
interia.pl
W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku najbardziej aktywni byli deweloperzy, którzy wybudowali 29 557 lokali, aż o 22,3 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Tak dobry wynik to efekt szybkiego rozwoju budownictwa, z którym mieliśmy doczynienia w ostatnich latach. Inwestycje teraz oddawane rozpoczynane były w połowie 2007 i na początku 2008 roku czyli na szczycie boomu na rynku nieruchomości. Patrząc na to, co się obecnie dzieje można spodziewać się, że w najbliższych latach oddawanych będzie coraz mniej mieszkań. Z powodu słabych wyników sprzedaży duża część deweloperów wstrzymała większość planowanych na ten rok inwestycji. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że od początku 2009 roku rozpoczęto budowę 52 640 mieszkań, czyli o 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008r. Wśród tych lokali zaledwie 14 343 jest budowanych przez deweloperów, co tylko potwierdza słabą kondycję deweloperów.
Kiepsko wygląda też sytuacja pozwoleń na budowę. Od stycznia do maja bieżącego roku wydano ich 74 986 i jest to o 18,5 proc. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W tym wypadku deweloperzy również nie prezentują się najlepiej, ponieważ otrzymali tylko 28 104 pozwoleń na budowę, podczas gdy inwestorzy indywidualni aż 41 474. Patrząc na te wyniki można śmiało stwierdzić, że w 2011 roku, kiedy obecnie rozpoczynane oraz planowane inwestycje będą oddawane, ich liczba może nie przekroczyć 100 tys. W tym roku powinniśmy spodziewać się ok. 160 tys. oddanych do użytkowania mieszkań, czyli mniej więcej tyle, ile w roku ubiegłym. W przyszłym roku natomiast będzie ich już znacznie mniej, jednak wciąż oddawane będą projekty rozpoczęte jeszcze w 2008 roku, co zawyży wynik.
Taka sytuacja jest jak najbardziej korzystna dla rynku, który ma okazję nieco się "przewietrzyć". Dzięki zamieszaniu wywołanym przez światowy kryzys ceny mieszkań znacznie spadły dzięki czemu więcej ludzi może pozwolić sobie na zakup mieszkania. Niestety z drugiej strony kredyty hipoteczne stały się mniej dostępne, ale ci, którzy mają zdolność kredytową na pewno skorzystają na obniżkach cen. Najważniejsze jest jednak to, że deweloperzy zaczęli inaczej patrzeć na klientów i teraz wchodząc do biura sprzedaży to my możemy dyktować warunki, co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia.
Aleksandra Szarek,
Specjalista Rynku Nieruchomości
interia.pl
To największa procentowa zniżka w ciągu ostatnich 16 miesięcy spadków tego wskaźnika.
W marcu sprzedaż spadła rdr o 24,3 proc., najmniej od 11 miesięcy.
INTERIA.PL/PAP
To największa procentowa zniżka w ciągu ostatnich 16 miesięcy spadków tego wskaźnika.
W marcu sprzedaż spadła rdr o 24,3 proc., najmniej od 11 miesięcy.
INTERIA.PL/PAP
Od początku roku liczba zezwoleń wyniosła 74 tys. 986, o 18,5 proc. mniej rdr.
Liczba rozpoczętych budów mieszkań w maju wyniosła 13 tys. 806, tj. o 18,3 proc. mniej rdr i 10,1 proc. mniej mdm. W ciągu pięciu miesięcy rozpoczęto budowę 52 tys. 640 mieszkań, 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.
GUS: liczba oddanych mieszkań wzrosła w maju o 4,4 proc.
Liczba mieszkań oddanych do użytku wzrosła w maju 2009 roku o 4,4 proc. wobec analogicznego okresu 2008 roku i wyniosła 10 tys. 153 - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny.
Liczba oddanych mieszkań w maju wobec kwietnia spadła o 15,7 proc.
W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano 63 tys. 659 mieszkań, o 8,2 proc. więcej niż w pięciu pierwszych miesiącach 2008 roku.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Od początku roku liczba zezwoleń wyniosła 74 tys. 986, o 18,5 proc. mniej rdr.
Liczba rozpoczętych budów mieszkań w maju wyniosła 13 tys. 806, tj. o 18,3 proc. mniej rdr i 10,1 proc. mniej mdm. W ciągu pięciu miesięcy rozpoczęto budowę 52 tys. 640 mieszkań, 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.
GUS: liczba oddanych mieszkań wzrosła w maju o 4,4 proc.
Liczba mieszkań oddanych do użytku wzrosła w maju 2009 roku o 4,4 proc. wobec analogicznego okresu 2008 roku i wyniosła 10 tys. 153 - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny.
Liczba oddanych mieszkań w maju wobec kwietnia spadła o 15,7 proc.
W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano 63 tys. 659 mieszkań, o 8,2 proc. więcej niż w pięciu pierwszych miesiącach 2008 roku.
źródło informacji: PAP
interia.pl
W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.
- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.
Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.
Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.
- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.
Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.
- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.
Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.
- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.
Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.
- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.
Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.
Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.
- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.
Roman Grzyb
interia.pl
W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.
- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.
Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.
Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.
- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.
Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.
- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.
Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.
- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.
Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.
- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.
Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.
Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.
- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.
Roman Grzyb
interia.pl
Lokaty
Raiffeisen Bank Polska zaoferował lokatę WIBORną, której oprocentowanie zależy od 1-miesięcznej stawki WIBOR, pokazującej oprocentowanie kredytów na rynku międzybankowym. Do stawki WIBOR 1M bank dodaje 1 punkt procentowy, co daje ostateczną wysokość oprocentowania lokaty (przykład: gdy średnia miesięczna wartość wskaźnika WIBOR 1M wynosi 3,91%, to oprocentowanie depozytu w kolejnym miesiącu sięga 4,91%).
Lokatę WIBORną można zakładać na 3, 6 i 12 miesięcy. Minimalna wpłata to 5 tys. zł. Oprocentowanie ustalane jest co miesiąc, w zależności od zmian stawki WIBOR 1M.
Millennium Bank obniżył oprocentowanie lokaty SuperProcent w PLN. Depozyt gwarantuje obecnie - w zależności od okresu trwania lokaty i salda - od 4,00% do 5,50% w skali roku. Dotychczasowe oprocentowanie lokaty nie zależało od zdeponowanej kwoty i wynosiło: 6,00% dla lokaty 3M oraz 5,00% dla lokat 6M i 12M. Niższe stawki obowiązują od 8 czerwca br.
10 czerwca br. MultiBank wprowadził nowe stawki oprocentowania dla depozytów terminowych oraz lokat w formie polisy, tzw. polisolokat, zwolnionych z podatku od zysków kapitałowych. Oprocentowanie lokaty 6- miesięcznej dla wkładu od 1 tys. zł wzrosło do 5,20% (zmiana o 1,50 p.p) i 5,40% (zmiana o 1,60 p.p) dla Członków Klubu Aquarius. Jednocześnie bank wprowadził dodatkowe progi kwotowe - po osiągnięciu poziomu 20 tys. zł oprocentowanie środków wzrasta do 5,50% i 5,70% dla Członków Klubu Aquarius. Od kwoty 100 tys. zł oprocentowanie wynosi 6,00% - dla Członków Klubu Aquarius.
Oprocentowanie środków zgromadzonych na lokacie rocznej (minimalny wkład: 1 tys. zł) wzrosło o 0,10 p.p. i wynosi obecnie 5,60% i 5,80% dla Członków Klubu Aquarius (zmiana o 0,20 p.p.). Wzrosło również oprocentowanie 6- miesięcznej Strategii MultiZysk (lokaty w formie polisy ubezpieczeniowej).
Produkt gwarantuje obecnie 4,86% w ujęciu rocznym (wzrost o 0,76 p.p.) - odpowiednik 6,00% na tradycyjnej lokacie bankowej. Minimalna kwota składki: 5 tys. zł. Z uwagi na zmianę rynkowych stóp procentowych korekcie o 0,20-0,30 p.p. uległo z kolei oprocentowanie depozytów terminowych w USD.
Konta
MultiBank podwyższył oprocentowanie rachunków oszczędnościowych. Oprocentowanie środków ulokowanych na koncie oszczędnościowym MultiMax wzrosło o 0,30 p.p. i wynosi obecnie 4,30% (oraz 4,50% dla Członków Klubu Aquarius - zmiana o 0,40 p.p.).
W obu przypadkach, po osiągnięciu progu 90 tys. zł, oprocentowanie środków zdeponowanych na rachunku wzrasta do 5,00% (wzrost o 0,40 p.p. wobec poprzedniej stawki, która wynosiła 4,60%). Wyższe oprocentowanie obowiązuje od 10 czerwca br.
PRODUKTY STRUKTURYZOWANE
Nordea Polska TUnŻ S.A wprowadziło do swojej oferty nowe produkty strukturyzowane z gwarancją kapitału - Nordea Gwarant - Złota Szansa oraz Nordea Gwarant - Euroszansa. Nordea Gwarant - Euroszansa daje możliwość osiągnięcia zysku zależnego od wzrostu wartości koszyka walut, składającego się z kursów złotówki, funta brytyjskiego, korony norweskiej oraz szwedzkiej względem euro.
Przy dwuletnim okresie inwestycji Nordea Gwarant - Euroszansa daje 97% ochrony zainwestowanego kapitału, a minimalna kwota inwestycji wynosi 5 tys. zł. Nordea Gwarant - Złota Szansa to natomiast oferta trzyletnia, która daje klientom 100% gwarancji zainwestowanego kapitału. Produkt umożliwia zarabianie zarówno na wzroście wartości złota, jak i utrzymaniu jego wartości na obecnym poziomie.
Minimalna kwota inwestycji w Nordea Gwarant - Złota szansa wynosi 5 tys. zł. Subskrypcja produktów potrwa od 8 czerwca do 10 lipca br.
mBank rozpoczął subskrypcję 10-miesięcznych struktur Index PLUS oraz Index MINUS, opartych o kontrakty terminowe na indeks WIG20. Lokata strukturyzowana Index PLUS zakłada wzrost wartości kontraktów terminowych na indeks WIG20 w okresie trwania lokaty. Jeżeli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie wyższa niż 15%, oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% w skali roku.
Index MINUS pozwala natomiast na osiągnięcie zysku w przypadku, gdy wartość kontraktów terminowych na indeks WIG20 spadnie w okresie trwania lokaty. Jeśli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie niższa niż -15%, wówczas oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% p.a. Według danych rynkowych z dnia 02.06.09., wysokość oprocentowania przy spełnieniu warunku lokat wyniosłaby 10% w skali roku.
Ostateczna wartość oprocentowania zostanie ustalona 18.06.09. Otwarcie i zarządzanie obiema strukturami jest bezpłatne. Zrywając lokatę przed terminem, klient musi ponieść opłatę manipulacyjną, której wysokość określana jest każdorazowo w zasadach danej oferty. Minimalna kwota wpłaty wynosi 1 tys. zł, a powierzony kapitał jest gwarantowany w 100%. Zapisy na oba produkty potrwają do 17 czerwca br.
Justyna Niedzielska
interia.pl
Lokaty
Raiffeisen Bank Polska zaoferował lokatę WIBORną, której oprocentowanie zależy od 1-miesięcznej stawki WIBOR, pokazującej oprocentowanie kredytów na rynku międzybankowym. Do stawki WIBOR 1M bank dodaje 1 punkt procentowy, co daje ostateczną wysokość oprocentowania lokaty (przykład: gdy średnia miesięczna wartość wskaźnika WIBOR 1M wynosi 3,91%, to oprocentowanie depozytu w kolejnym miesiącu sięga 4,91%).
Lokatę WIBORną można zakładać na 3, 6 i 12 miesięcy. Minimalna wpłata to 5 tys. zł. Oprocentowanie ustalane jest co miesiąc, w zależności od zmian stawki WIBOR 1M.
Millennium Bank obniżył oprocentowanie lokaty SuperProcent w PLN. Depozyt gwarantuje obecnie - w zależności od okresu trwania lokaty i salda - od 4,00% do 5,50% w skali roku. Dotychczasowe oprocentowanie lokaty nie zależało od zdeponowanej kwoty i wynosiło: 6,00% dla lokaty 3M oraz 5,00% dla lokat 6M i 12M. Niższe stawki obowiązują od 8 czerwca br.
10 czerwca br. MultiBank wprowadził nowe stawki oprocentowania dla depozytów terminowych oraz lokat w formie polisy, tzw. polisolokat, zwolnionych z podatku od zysków kapitałowych. Oprocentowanie lokaty 6- miesięcznej dla wkładu od 1 tys. zł wzrosło do 5,20% (zmiana o 1,50 p.p) i 5,40% (zmiana o 1,60 p.p) dla Członków Klubu Aquarius. Jednocześnie bank wprowadził dodatkowe progi kwotowe - po osiągnięciu poziomu 20 tys. zł oprocentowanie środków wzrasta do 5,50% i 5,70% dla Członków Klubu Aquarius. Od kwoty 100 tys. zł oprocentowanie wynosi 6,00% - dla Członków Klubu Aquarius.
Oprocentowanie środków zgromadzonych na lokacie rocznej (minimalny wkład: 1 tys. zł) wzrosło o 0,10 p.p. i wynosi obecnie 5,60% i 5,80% dla Członków Klubu Aquarius (zmiana o 0,20 p.p.). Wzrosło również oprocentowanie 6- miesięcznej Strategii MultiZysk (lokaty w formie polisy ubezpieczeniowej).
Produkt gwarantuje obecnie 4,86% w ujęciu rocznym (wzrost o 0,76 p.p.) - odpowiednik 6,00% na tradycyjnej lokacie bankowej. Minimalna kwota składki: 5 tys. zł. Z uwagi na zmianę rynkowych stóp procentowych korekcie o 0,20-0,30 p.p. uległo z kolei oprocentowanie depozytów terminowych w USD.
Konta
MultiBank podwyższył oprocentowanie rachunków oszczędnościowych. Oprocentowanie środków ulokowanych na koncie oszczędnościowym MultiMax wzrosło o 0,30 p.p. i wynosi obecnie 4,30% (oraz 4,50% dla Członków Klubu Aquarius - zmiana o 0,40 p.p.).
W obu przypadkach, po osiągnięciu progu 90 tys. zł, oprocentowanie środków zdeponowanych na rachunku wzrasta do 5,00% (wzrost o 0,40 p.p. wobec poprzedniej stawki, która wynosiła 4,60%). Wyższe oprocentowanie obowiązuje od 10 czerwca br.
PRODUKTY STRUKTURYZOWANE
Nordea Polska TUnŻ S.A wprowadziło do swojej oferty nowe produkty strukturyzowane z gwarancją kapitału - Nordea Gwarant - Złota Szansa oraz Nordea Gwarant - Euroszansa. Nordea Gwarant - Euroszansa daje możliwość osiągnięcia zysku zależnego od wzrostu wartości koszyka walut, składającego się z kursów złotówki, funta brytyjskiego, korony norweskiej oraz szwedzkiej względem euro.
Przy dwuletnim okresie inwestycji Nordea Gwarant - Euroszansa daje 97% ochrony zainwestowanego kapitału, a minimalna kwota inwestycji wynosi 5 tys. zł. Nordea Gwarant - Złota Szansa to natomiast oferta trzyletnia, która daje klientom 100% gwarancji zainwestowanego kapitału. Produkt umożliwia zarabianie zarówno na wzroście wartości złota, jak i utrzymaniu jego wartości na obecnym poziomie.
Minimalna kwota inwestycji w Nordea Gwarant - Złota szansa wynosi 5 tys. zł. Subskrypcja produktów potrwa od 8 czerwca do 10 lipca br.
mBank rozpoczął subskrypcję 10-miesięcznych struktur Index PLUS oraz Index MINUS, opartych o kontrakty terminowe na indeks WIG20. Lokata strukturyzowana Index PLUS zakłada wzrost wartości kontraktów terminowych na indeks WIG20 w okresie trwania lokaty. Jeżeli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie wyższa niż 15%, oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% w skali roku.
Index MINUS pozwala natomiast na osiągnięcie zysku w przypadku, gdy wartość kontraktów terminowych na indeks WIG20 spadnie w okresie trwania lokaty. Jeśli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie niższa niż -15%, wówczas oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% p.a. Według danych rynkowych z dnia 02.06.09., wysokość oprocentowania przy spełnieniu warunku lokat wyniosłaby 10% w skali roku.
Ostateczna wartość oprocentowania zostanie ustalona 18.06.09. Otwarcie i zarządzanie obiema strukturami jest bezpłatne. Zrywając lokatę przed terminem, klient musi ponieść opłatę manipulacyjną, której wysokość określana jest każdorazowo w zasadach danej oferty. Minimalna kwota wpłaty wynosi 1 tys. zł, a powierzony kapitał jest gwarantowany w 100%. Zapisy na oba produkty potrwają do 17 czerwca br.
Justyna Niedzielska
interia.pl
Obecnie jednak uruchomienie takiej możliwości dla wszystkich klientów deklaruje tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING BŚ, Kredyt Bank i PKO BP
Zgodnie z rekomendacją SII, już za trzy tygodnie banki powinny umożliwić osobom posiadającym walutowe kredyty hipoteczne spłatę rat bezpośrednio w walucie. Choć dzięki temu kredytobiorcy będą mogli zmniejszyć wysokość płaconych rat, to najprawdopodobniej wielu z nich z tej możliwości nie skorzysta. Zmiana jest bowiem kosztowna, a późniejsza spłata w walucie dość uciążliwa.
Opłata za aneks
Zmianą sposobu spłaty kredytu zwykle wymaga podpisania aneksu do umowy kredytowej i opłacenia prowizji. Za przygotowanie aneksu banki każą sobie płacić od 100 zł do 200 zł. Zmiana sposobu spłaty może się też wiązać z koniecznością zmiany rachunku powiązanego z kredytem. Tak jest np. w banku Millennium, gdzie taka operacja będzie kosztowała aż 500 zł. Klient nie będzie jednak płacił za aneks.
Przykłady opłat za zmianę sposobu spłaty* Opłata za zmianę konta powiązanego z kredytem ** Aneksy dotyczą umów zawartych przed 15 lutego 2004 r.
Nazwa banku Wysokość opłaty
Bank Millennium* 500 zł
Kredyt Bank 200 zł
PKO BP** 150 zł
ING BŚ 100 zł
BZ WBK 100 zł
Techniczne aspekty spłaty kredytu
Do obsługi kredytu może służyć tzw. rachunek techniczny albo zwykły ROR, z którego bank ściąga ratę. Jeżeli klient posiada w banku, w którym zaciągną kredyt również ROR, a bank prowadzi obsługę kasową, nie powinno być problemu z wpłatą gotówkową na poczet raty kredytu. Jeżeli natomiast klient posiada wyłącznie rachunek techniczny w banku, który udzielił kredytu, bank ten raczej będzie wymagał spłaty raty w formie przelewu z innego banku. Tak jest w przypadku kredytów w złotych. Sytuacja jest bardziej skomplikowana w przypadku kredytów walutowych. W większości banków nie ma możliwości ani wpłaty gotówkowej, ani przelewu w walucie. Jeżeli klient ma w banku kredytującym ROR - bank pobiera z niego równowartość w złotych raty kredytowej. Jeżeli natomiast klient ma tylko rachunek techniczny, przelewa na niego odpowiednią kwotę w złotych.
Część banków nie przyjmie wpłaty gotówki
Od początku lipca banki będą zobowiązane przyjąć walutę albo w postaci gotówki, albo przelewu. Środki będą trafiać albo na rachunek techniczny, albo walutowy. Większość banków nie podjęło jeszcze decyzji w tej kwestii, choć zostało już bardzie niewiele czasu - wynika z badania przeprowadzonego Expandera. Na pewno wiadomo, że wpłat gotówkowych nie będą przyjmować DnB Nord, GE Money Bank, Dominet Banku oraz mBank. W rezultacie spłata w tych bankach będzie możliwa jedynie poprzez dokonanie przelewu walutowego z innego banku. I tu pojawia się problem, gdyż przelew walutowy może kosztować od kilkudziesięciu do nawet 200 zł plus ewentualne koszty prowadzenia konta walutowego.
Korzyści z rekomendacji nie dla wszystkich
Dlatego, o ile banki nie wprowadzą specjalnej oferty przelewów walutowych, korzystanie z dobrodziejstw rekomendacji SII będzie możliwe tylko w przypadku wpłat gotówkowych i wcześniejszego zakupu walut w kantorze. Decyzje o tym, że będą przyjmowane wpłaty gotówkowe podjęło na razie tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING Bank Śląski, Kredyt Bank i PKO BP. Wszystkie banki zdecydowały ponadto, że wpłata nie będzie obciążona prowizją. Zatem jeżeli klient kupi franki po korzystniejszym kursie niż stosowany przez bank, (w ING BŚ do końca tego roku jest to kurs średni NBP) skorzysta na takiej operacji, chociaż będzie na to musiał poświęcić swój czas. Do tej listy trzeba jeszcze dodać Pekao SA i BPH, które udzielają kredytów walutowych tylko osobom zarabiającym w walucie i od tych osób przyjmują wpłaty w gotówce.
Najtańszy Euro Bank nie sprzedaje waluty
Jedynym bankiem, który oferuje korzystniejszy kurs niż kantory jest Euro Bank. Podczas, gdy w najtańszym kantorze można było kupić franki po 2,97 zł, to Euro Bank oferował kurs 2,95 zł. Niestety kurs ten jest wykorzystywany do przeliczania rat kredytów klientów tego banku oraz płatności kartą wykonywanych za granicą. Nie prowadzi on jednak rachunków walutowych i nie sprzedaje waluty. W rezultacie najtaniej można było kupić franki w banku po 3,02 zł. Tymczasem średni kurs sprzedaży w bankach wniósł 3,04 zł. W rezultacie kupno waluty w banku przyniesie widoczne korzyści jedynie tym osobom, które spłacają kredyty w tych bankach, które stosują najwyższe kursy sprzedaży.
Kursy walutowe w wybranych bankach Bank CHF
Expander.pl
Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski Expander
Obecnie jednak uruchomienie takiej możliwości dla wszystkich klientów deklaruje tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING BŚ, Kredyt Bank i PKO BP
Zgodnie z rekomendacją SII, już za trzy tygodnie banki powinny umożliwić osobom posiadającym walutowe kredyty hipoteczne spłatę rat bezpośrednio w walucie. Choć dzięki temu kredytobiorcy będą mogli zmniejszyć wysokość płaconych rat, to najprawdopodobniej wielu z nich z tej możliwości nie skorzysta. Zmiana jest bowiem kosztowna, a późniejsza spłata w walucie dość uciążliwa.
Opłata za aneks
Zmianą sposobu spłaty kredytu zwykle wymaga podpisania aneksu do umowy kredytowej i opłacenia prowizji. Za przygotowanie aneksu banki każą sobie płacić od 100 zł do 200 zł. Zmiana sposobu spłaty może się też wiązać z koniecznością zmiany rachunku powiązanego z kredytem. Tak jest np. w banku Millennium, gdzie taka operacja będzie kosztowała aż 500 zł. Klient nie będzie jednak płacił za aneks.
Przykłady opłat za zmianę sposobu spłaty* Opłata za zmianę konta powiązanego z kredytem ** Aneksy dotyczą umów zawartych przed 15 lutego 2004 r.
Nazwa banku Wysokość opłaty
Bank Millennium* 500 zł
Kredyt Bank 200 zł
PKO BP** 150 zł
ING BŚ 100 zł
BZ WBK 100 zł
Techniczne aspekty spłaty kredytu
Do obsługi kredytu może służyć tzw. rachunek techniczny albo zwykły ROR, z którego bank ściąga ratę. Jeżeli klient posiada w banku, w którym zaciągną kredyt również ROR, a bank prowadzi obsługę kasową, nie powinno być problemu z wpłatą gotówkową na poczet raty kredytu. Jeżeli natomiast klient posiada wyłącznie rachunek techniczny w banku, który udzielił kredytu, bank ten raczej będzie wymagał spłaty raty w formie przelewu z innego banku. Tak jest w przypadku kredytów w złotych. Sytuacja jest bardziej skomplikowana w przypadku kredytów walutowych. W większości banków nie ma możliwości ani wpłaty gotówkowej, ani przelewu w walucie. Jeżeli klient ma w banku kredytującym ROR - bank pobiera z niego równowartość w złotych raty kredytowej. Jeżeli natomiast klient ma tylko rachunek techniczny, przelewa na niego odpowiednią kwotę w złotych.
Część banków nie przyjmie wpłaty gotówki
Od początku lipca banki będą zobowiązane przyjąć walutę albo w postaci gotówki, albo przelewu. Środki będą trafiać albo na rachunek techniczny, albo walutowy. Większość banków nie podjęło jeszcze decyzji w tej kwestii, choć zostało już bardzie niewiele czasu - wynika z badania przeprowadzonego Expandera. Na pewno wiadomo, że wpłat gotówkowych nie będą przyjmować DnB Nord, GE Money Bank, Dominet Banku oraz mBank. W rezultacie spłata w tych bankach będzie możliwa jedynie poprzez dokonanie przelewu walutowego z innego banku. I tu pojawia się problem, gdyż przelew walutowy może kosztować od kilkudziesięciu do nawet 200 zł plus ewentualne koszty prowadzenia konta walutowego.
Korzyści z rekomendacji nie dla wszystkich
Dlatego, o ile banki nie wprowadzą specjalnej oferty przelewów walutowych, korzystanie z dobrodziejstw rekomendacji SII będzie możliwe tylko w przypadku wpłat gotówkowych i wcześniejszego zakupu walut w kantorze. Decyzje o tym, że będą przyjmowane wpłaty gotówkowe podjęło na razie tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING Bank Śląski, Kredyt Bank i PKO BP. Wszystkie banki zdecydowały ponadto, że wpłata nie będzie obciążona prowizją. Zatem jeżeli klient kupi franki po korzystniejszym kursie niż stosowany przez bank, (w ING BŚ do końca tego roku jest to kurs średni NBP) skorzysta na takiej operacji, chociaż będzie na to musiał poświęcić swój czas. Do tej listy trzeba jeszcze dodać Pekao SA i BPH, które udzielają kredytów walutowych tylko osobom zarabiającym w walucie i od tych osób przyjmują wpłaty w gotówce.
Najtańszy Euro Bank nie sprzedaje waluty
Jedynym bankiem, który oferuje korzystniejszy kurs niż kantory jest Euro Bank. Podczas, gdy w najtańszym kantorze można było kupić franki po 2,97 zł, to Euro Bank oferował kurs 2,95 zł. Niestety kurs ten jest wykorzystywany do przeliczania rat kredytów klientów tego banku oraz płatności kartą wykonywanych za granicą. Nie prowadzi on jednak rachunków walutowych i nie sprzedaje waluty. W rezultacie najtaniej można było kupić franki w banku po 3,02 zł. Tymczasem średni kurs sprzedaży w bankach wniósł 3,04 zł. W rezultacie kupno waluty w banku przyniesie widoczne korzyści jedynie tym osobom, które spłacają kredyty w tych bankach, które stosują najwyższe kursy sprzedaży.
Kursy walutowe w wybranych bankach Bank CHF
Expander.pl
Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski Expander
W Poznaniu liczba wyroków eksmisyjnych, w których sąd orzekł prawo do lokalu socjalnego, przekroczyła 1,4 tys., w Łodzi 2,7 tys., a w Szczecinie 2,8 tys. - Choć w ostatnich latach w stolicy Wielkopolski wybudowano ponad 160 nowych lokali, mieszkań socjalnych na realizację wyroków eksmisyjnych jest wciąż zbyt mało - tłumaczy Magdalena Gościńska z Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu. Dodaje, że wierzyciele czekają na mieszkanie dla swoich wyeksmitowanych lokatorów nawet 4-6 lat.
Konsekwencją opóźnień w dostarczaniu lokali socjalnych są wysokie odszkodowania, które płacą gminy. Tylko w Poznaniu w ubiegłym roku z miejskiej kasy wypłacono prawie 3,5 mln zł właścicielom prywatnych kamienic oraz spółdzielniom mieszkaniowym. Liczba roszczeń jednak wzrasta. W I kwartale 2009 r. poznański magistrat na odszkodowania wydał milion złotych.
W Łodzi na lokal socjalny z tytułu orzeczonej eksmisji z uprawnieniem do lokalu socjalnego oczekuje 2755 osób. W 2008 roku gmina wypłaciła z tego tytułu 435 109,38 zł.
- W Częstochowie na liście oczekujących na mieszkanie socjalne jest ponad 2 tys. osób. Są to nie tylko osoby z wyrokami eksmisyjnymi, ale także rodziny z domów przeznaczonych do wyburzeń lub szukające podstawowych form zapewnienia lokum mieszkalnego - wyjaśnia Jarosław Kapsa z Urzędu Miejskiego w Częstochowie. Dodaje, że jednocześnie lawinowo zwiększa się liczba spraw związanych z koniecznością zapewnienia lokum osobom eksmitowanym. - Jest to już w skali miasta ponad 700 prawomocnych orzeczeń. Z samego porównania listy oczekujących i liczby pozyskiwanych mieszkań wynika, że gmina nie jest w stanie zapewnić zasądzonych lokali socjalnych. Płaci więc odszkodowanie - w zeszłym roku było to 300 tys. zł - wylicza Jarosław Kapsa.
Łukasz Sobiech
interia.pl
W Poznaniu liczba wyroków eksmisyjnych, w których sąd orzekł prawo do lokalu socjalnego, przekroczyła 1,4 tys., w Łodzi 2,7 tys., a w Szczecinie 2,8 tys. - Choć w ostatnich latach w stolicy Wielkopolski wybudowano ponad 160 nowych lokali, mieszkań socjalnych na realizację wyroków eksmisyjnych jest wciąż zbyt mało - tłumaczy Magdalena Gościńska z Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu. Dodaje, że wierzyciele czekają na mieszkanie dla swoich wyeksmitowanych lokatorów nawet 4-6 lat.
Konsekwencją opóźnień w dostarczaniu lokali socjalnych są wysokie odszkodowania, które płacą gminy. Tylko w Poznaniu w ubiegłym roku z miejskiej kasy wypłacono prawie 3,5 mln zł właścicielom prywatnych kamienic oraz spółdzielniom mieszkaniowym. Liczba roszczeń jednak wzrasta. W I kwartale 2009 r. poznański magistrat na odszkodowania wydał milion złotych.
W Łodzi na lokal socjalny z tytułu orzeczonej eksmisji z uprawnieniem do lokalu socjalnego oczekuje 2755 osób. W 2008 roku gmina wypłaciła z tego tytułu 435 109,38 zł.
- W Częstochowie na liście oczekujących na mieszkanie socjalne jest ponad 2 tys. osób. Są to nie tylko osoby z wyrokami eksmisyjnymi, ale także rodziny z domów przeznaczonych do wyburzeń lub szukające podstawowych form zapewnienia lokum mieszkalnego - wyjaśnia Jarosław Kapsa z Urzędu Miejskiego w Częstochowie. Dodaje, że jednocześnie lawinowo zwiększa się liczba spraw związanych z koniecznością zapewnienia lokum osobom eksmitowanym. - Jest to już w skali miasta ponad 700 prawomocnych orzeczeń. Z samego porównania listy oczekujących i liczby pozyskiwanych mieszkań wynika, że gmina nie jest w stanie zapewnić zasądzonych lokali socjalnych. Płaci więc odszkodowanie - w zeszłym roku było to 300 tys. zł - wylicza Jarosław Kapsa.
Łukasz Sobiech
interia.pl
Analitycy oczekują, że w efekcie spadku inflacji RPP może już w czerwcu ponownie obniżyć stopy procentowe.
- Dzisiejsze dane są argumentem za obniżką stóp procentowych na czerwcowym posiedzeniu. Ewentualna obniżka o 25 bps nie będzie oznaczała zgody na ujemne stopy procentowe, co w połączeniu z nową projekcją inflacji i PKB, która pokaże zapewne niższą niż poprzednia ścieżkę wzrostu gospodarczego zadecyduje o kolejnym cięci oprocentowania - ekonomista Banku Millennium Grzegorz Maliszewski.
Podobnego zdania jest Marta Petka-Zagajewska z Raiffeisen Banku, która uważa, że czerwcowe posiedzenie przyniesie redukcję stóp procentowych o 25pb do 3,50 procent.
- Zwiększają się szanse na to, że czerwcowy ruch Rady Polityki Pieniężnej nie będzie ostatni. Oczekujemy, że poza czerwcową obniżką, Rada zredukuje stopy procentowe jeszcze jeden raz - na koniec wakacji - podkreśla analityczka.
Także członek RPP, Marian Noga nie ma wątpliwości, iż Rada ma pole do obniżki stóp procentowych. W jego ocenie, wesprze to wzrost PKB, ale pomocna dłoń musi także wyciągnąć rząd, zwiększając deficyt budżetowy o 2-3 mld zł, czyli do 20-21 mld zł.
Według niego, wzmocnienie akcji kredytowej i utrzymanie na planowanym poziomie wydatków inwestycyjnych po ewentualnym zwiększeniu deficytu plus kolejna obniżka stóp procentowych i nawet 1-proc. redukcja stopy rezerwy obowiązkowej (z obecnych 3,0 proc.) dla banków może zdecydowanie przyspieszyć powrót polskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu. Zdaniem Nogi, może to być nawet 1,0 proc. w IV kw. 2009 roku.
Analitycy oczekują, że w efekcie spadku inflacji RPP może już w czerwcu ponownie obniżyć stopy procentowe.
- Dzisiejsze dane są argumentem za obniżką stóp procentowych na czerwcowym posiedzeniu. Ewentualna obniżka o 25 bps nie będzie oznaczała zgody na ujemne stopy procentowe, co w połączeniu z nową projekcją inflacji i PKB, która pokaże zapewne niższą niż poprzednia ścieżkę wzrostu gospodarczego zadecyduje o kolejnym cięci oprocentowania - ekonomista Banku Millennium Grzegorz Maliszewski.
Podobnego zdania jest Marta Petka-Zagajewska z Raiffeisen Banku, która uważa, że czerwcowe posiedzenie przyniesie redukcję stóp procentowych o 25pb do 3,50 procent.
- Zwiększają się szanse na to, że czerwcowy ruch Rady Polityki Pieniężnej nie będzie ostatni. Oczekujemy, że poza czerwcową obniżką, Rada zredukuje stopy procentowe jeszcze jeden raz - na koniec wakacji - podkreśla analityczka.
Także członek RPP, Marian Noga nie ma wątpliwości, iż Rada ma pole do obniżki stóp procentowych. W jego ocenie, wesprze to wzrost PKB, ale pomocna dłoń musi także wyciągnąć rząd, zwiększając deficyt budżetowy o 2-3 mld zł, czyli do 20-21 mld zł.
Według niego, wzmocnienie akcji kredytowej i utrzymanie na planowanym poziomie wydatków inwestycyjnych po ewentualnym zwiększeniu deficytu plus kolejna obniżka stóp procentowych i nawet 1-proc. redukcja stopy rezerwy obowiązkowej (z obecnych 3,0 proc.) dla banków może zdecydowanie przyspieszyć powrót polskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu. Zdaniem Nogi, może to być nawet 1,0 proc. w IV kw. 2009 roku.
Jak podał wczoraj największy bank w USA - Bank of America, rośnie liczba długów na kartach kredytowych, które najprawdopodobniej nie będą spłacone. W maju odsetek ten wzrósł do 12,5 proc., podczas gdy jeszcze miesiąc wcześniej było to niespełna 10,5 procent.
W podobnym tonie wypowiedział się także American Express - wydawca kart, który ma prawie jedną czwartą rynku w USA (licząc pod względem wydanych kart). Odsetek niespłaconych kredytów wzrósł do 10,4 proc. z 9,9 proc. poprzednio.
Nie tylko zresztą te dane sprawiły, że wczorajsza sesja w USA zakończyła się odwrotem inwestorów od akcji i była najsłabsza w przeciągu miesiąca. S&P stracił na zamknięciu 2,38 proc., Dow Jones 2,13 proc., a Nasdaq 2,28 procent.
Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej
Słabo wypadł wczoraj indeks NY Empire State, mierzący koniunkturę gospodarczą w regionie Nowego Jorku. Indeks spadł do poziomu - 9,41 pkt., podczas gdy analitycy spodziewali się spadku o ok. 2,1 punktów.
Niekorzystnie wyglądał także kwietniowy napływ kapitałów netto, który był ujemny (-53,2 mld dol.) oraz napływ kapitałów długoterminowych, który co prawda był dodatni i wyniósł 11 mld dol., ale przewidywania mówiły o sumie ponad 5-krotnie wyższej. Innymi słowy - w kwietniu zagraniczny kapitał uciekał i nie inwestował w USA.
Jak podał wczoraj największy bank w USA - Bank of America, rośnie liczba długów na kartach kredytowych, które najprawdopodobniej nie będą spłacone. W maju odsetek ten wzrósł do 12,5 proc., podczas gdy jeszcze miesiąc wcześniej było to niespełna 10,5 procent.
W podobnym tonie wypowiedział się także American Express - wydawca kart, który ma prawie jedną czwartą rynku w USA (licząc pod względem wydanych kart). Odsetek niespłaconych kredytów wzrósł do 10,4 proc. z 9,9 proc. poprzednio.
Nie tylko zresztą te dane sprawiły, że wczorajsza sesja w USA zakończyła się odwrotem inwestorów od akcji i była najsłabsza w przeciągu miesiąca. S&P stracił na zamknięciu 2,38 proc., Dow Jones 2,13 proc., a Nasdaq 2,28 procent.
Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej
Słabo wypadł wczoraj indeks NY Empire State, mierzący koniunkturę gospodarczą w regionie Nowego Jorku. Indeks spadł do poziomu - 9,41 pkt., podczas gdy analitycy spodziewali się spadku o ok. 2,1 punktów.
Niekorzystnie wyglądał także kwietniowy napływ kapitałów netto, który był ujemny (-53,2 mld dol.) oraz napływ kapitałów długoterminowych, który co prawda był dodatni i wyniósł 11 mld dol., ale przewidywania mówiły o sumie ponad 5-krotnie wyższej. Innymi słowy - w kwietniu zagraniczny kapitał uciekał i nie inwestował w USA.
Rada Ministrów przyjęła wczoraj założenia do projektu budżetu państwa na rok 2010. Rząd spodziewa się, że średnioroczna inflacja będzie oscylować wokół procenta. Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wzrośnie o 2,5 procent do 3150 złotych.
Pogorszy się sytuacja na rynku pracy. Zatrudnienie w gospodarce narodowej spadnie o 2,2 procent, a w sektorze przedsiębiorstw o 2,8 procent. Spowoduje to, że stopa bezrobocia rejestrowanego na koniec roku osiągnie poziom 13,8 procent. Obecnie oscyluje ona w okolicach 11 procent. Jeżeli prognoza się sprawdzi, przybędzie nam około 450 tys. bezrobotnych. A bez pracy będzie ponad dwa miliony osób.
Według rządu, budżet na 2010 rok będzie jednym z najtrudniejszych po 1989 roku. Główną przyczyną są bardzo niekorzystne warunki zewnętrzne.
- Głównym ryzykiem dla prognozy jest długość recesji w krajach strefy euro, które są głównym partnerem handlowym Polski. Przedłużająca się recesja może wpłynąć na dalsze ograniczenie wymiany handlowej i aktywności inwestycyjnej. Wielość ryzyk dla wzrostu gospodarczego w kolejnych okresach nie pozwalają na obecnym etapie określić bazowej ścieżki wzrostu gospodarczego - napisano w komunikacie po posiedzeniu rządu.
źródło: Money.pl
* - wzrost PKB zapisany w ustawie budżetowej
** - prognoza wzrostu PKB, do której skłania się rząd
*** - prognoza wzrostu PKB Komisji Europejskiej
Rząd zastrzega, że w tej sytuacji zdecydował się przedstawić ostrożne prognozy, zakładające możliwie bezpieczny poziom wzrostu gospodarczego na 2010 r. Uwzględniają one negatywne następstwa kryzysu finansowego w Europie i świecie.
Deficyt budżetowy wcale nie musi wzrosnąć
Niski wzrost gospodarczy oznacza niskie wpływy z podatków i kłopoty z dopięciem budżetu. Według Stanisława Gomułki, byłego wiceministra finansów w rządzie Donalda Tuska, w przyszłym roku rząd będzie miał duże problemy. - W 2010 roku zabraknie - jak prognozuje Komisja Europejska - w sektorze finansów publicznych około 95 mld złotych - powiedział Money.pl były wiceminister.
Były wiceszef resortu finansów podkreśla, że nie oznacza to jednak, że w przyszłym roku deficyt budżetowy będzie się wiele różnił od tegorocznego. Rząd może ponownie przesunąć część wydatków z budżetu do podległych sobie instytucji - tak jak to zrobił w tym roku przy finansowaniu budowy dróg - lub odroczyć je w czasie.
Bardzo mało prawdopodobne jest to, by rząd zdecydował się na wariant łotewski i obniżył pensje w sektorze publicznym o 20 procent, co hipotetycznie mogłoby przynieść nawet kilkanaście miliardów złotych.Rada Ministrów przyjęła wczoraj założenia do projektu budżetu państwa na rok 2010. Rząd spodziewa się, że średnioroczna inflacja będzie oscylować wokół procenta. Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wzrośnie o 2,5 procent do 3150 złotych.
Pogorszy się sytuacja na rynku pracy. Zatrudnienie w gospodarce narodowej spadnie o 2,2 procent, a w sektorze przedsiębiorstw o 2,8 procent. Spowoduje to, że stopa bezrobocia rejestrowanego na koniec roku osiągnie poziom 13,8 procent. Obecnie oscyluje ona w okolicach 11 procent. Jeżeli prognoza się sprawdzi, przybędzie nam około 450 tys. bezrobotnych. A bez pracy będzie ponad dwa miliony osób.
Według rządu, budżet na 2010 rok będzie jednym z najtrudniejszych po 1989 roku. Główną przyczyną są bardzo niekorzystne warunki zewnętrzne.
- Głównym ryzykiem dla prognozy jest długość recesji w krajach strefy euro, które są głównym partnerem handlowym Polski. Przedłużająca się recesja może wpłynąć na dalsze ograniczenie wymiany handlowej i aktywności inwestycyjnej. Wielość ryzyk dla wzrostu gospodarczego w kolejnych okresach nie pozwalają na obecnym etapie określić bazowej ścieżki wzrostu gospodarczego - napisano w komunikacie po posiedzeniu rządu.
źródło: Money.pl
* - wzrost PKB zapisany w ustawie budżetowej
** - prognoza wzrostu PKB, do której skłania się rząd
*** - prognoza wzrostu PKB Komisji Europejskiej
Rząd zastrzega, że w tej sytuacji zdecydował się przedstawić ostrożne prognozy, zakładające możliwie bezpieczny poziom wzrostu gospodarczego na 2010 r. Uwzględniają one negatywne następstwa kryzysu finansowego w Europie i świecie.
Deficyt budżetowy wcale nie musi wzrosnąć
Niski wzrost gospodarczy oznacza niskie wpływy z podatków i kłopoty z dopięciem budżetu. Według Stanisława Gomułki, byłego wiceministra finansów w rządzie Donalda Tuska, w przyszłym roku rząd będzie miał duże problemy. - W 2010 roku zabraknie - jak prognozuje Komisja Europejska - w sektorze finansów publicznych około 95 mld złotych - powiedział Money.pl były wiceminister.
Były wiceszef resortu finansów podkreśla, że nie oznacza to jednak, że w przyszłym roku deficyt budżetowy będzie się wiele różnił od tegorocznego. Rząd może ponownie przesunąć część wydatków z budżetu do podległych sobie instytucji - tak jak to zrobił w tym roku przy finansowaniu budowy dróg - lub odroczyć je w czasie.
Bardzo mało prawdopodobne jest to, by rząd zdecydował się na wariant łotewski i obniżył pensje w sektorze publicznym o 20 procent, co hipotetycznie mogłoby przynieść nawet kilkanaście miliardów złotych.W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.
- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.
Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.
Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.
- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.
Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.
- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.
Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.
- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.
Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.
- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.
Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.
Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.
- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.
Roman Grzyb
Poniedziałek, 15 czerwca (07:14)
interia.pl
W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.
- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.
Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.
Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.
- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.
Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.
- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.
Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.
- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.
Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.
- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.
Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.
Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.
- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.
Roman Grzyb
Poniedziałek, 15 czerwca (07:14)
interia.pl
Mimo kryzysu i nie najlepszych wyników otwartych funduszy emerytalnych, co drugi Polak, który jest klientem OFE, chce, aby jego składka emerytalna wciąż była dzielona i wpływała zarówno do ZUS, jak i OFE. Co czwarty ankietowany wolałby, aby jego składką zarządzał tylko fundusz, zaś 7 proc. uczestników sondażu opowiada się wyłącznie za ZUS.
"Większość zauważyła, że i ZUS, i OFE są potrzebne" - mówi gazecie Ewa Lewicka, szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. Wciąż jednak za mało dodatkowo oszczędzamy na emeryturę. Nie robi tego aż 80 proc. respondentów.
Szczegóły sondażu publikuje dziś "Rzeczpospolita".
interia.pl
Mimo kryzysu i nie najlepszych wyników otwartych funduszy emerytalnych, co drugi Polak, który jest klientem OFE, chce, aby jego składka emerytalna wciąż była dzielona i wpływała zarówno do ZUS, jak i OFE. Co czwarty ankietowany wolałby, aby jego składką zarządzał tylko fundusz, zaś 7 proc. uczestników sondażu opowiada się wyłącznie za ZUS.
"Większość zauważyła, że i ZUS, i OFE są potrzebne" - mówi gazecie Ewa Lewicka, szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. Wciąż jednak za mało dodatkowo oszczędzamy na emeryturę. Nie robi tego aż 80 proc. respondentów.
Szczegóły sondażu publikuje dziś "Rzeczpospolita".
interia.pl
W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi "Rodzina na swoim". Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu. Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.
Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane.
Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.
Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.
Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku). Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale? Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
interia.pl
W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi "Rodzina na swoim". Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu. Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.
Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane.
Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.
Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.
Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku). Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale? Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
interia.pl
Wiadomości |
(PAP, dd/15.06.2009, godz. 09:58) |
"Szczególnie istotna dla funkcjonowania firm i ich przyszłych wyników finansowych jest redukcja kosztów wytwarzania, która pozwoli przedsiębiorcom na elastyczne dostosowywanie cen do spodziewanego w najbliższym czasie zmniejszonego popytu wewnętrznego" - dodano. Autorzy raportu zauważają, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy złoty ustabilizował się względem dwóch podstawowych walut, a tym samym zmniejszył się częściowo niekorzystny wpływ kursu walutowego na ceny importu. Według instytutu BIEC pewnym zagrożeniem dla tempa odwracania się tej tendencji mogą być rosnące ceny surowców na światowych rynkach. "Ostatnie tygodnie charakteryzowały się wyższymi cenami ropy naftowej, miedzi oraz wielu innych podstawowych surowców, a to zdaniem części ekonomistów związane jest z nadchodzącym ożywieniem w gospodarce amerykańskiej" - napisali. W raporcie zaznaczono, że w przedsiębiorstwach spadają koszty wytwarzania. "Głównie dotyczy to kosztów w przeliczeniu na jednostkę wyrobu, a więc tych, które poza kosztami pracy zawierają, koszty zakupu materiałów i surowców do produkcji, koszty kredytu i inwestycji. Koszty w przeliczeniu na jednego zatrudnionego obrazujące koszty pracy, w ostatnich miesiącach uległy stabilizacji głównie za sprawą mniejszej dynamiki wzrostu płac oraz spadku zatrudnienia" - napisano. "O ile w najbliższych miesiącach należy spodziewać się dalszej redukcji kosztów pracowniczych, o tyle na pozostałe koszty funkcjonowania przedsiębiorstw będą miały wpływ czynniki związane z cenami surowców na światowych rynkach oraz kurs złotego" - dodano. Autorzy raportu podkreślają, że od początku roku spada dynamika zaciągania kredytów przez gospodarstwa domowe. Ich zdaniem w najbliższym czasie obok wielkości zatrudnienia i dynamiki płac będzie to istotny czynnik determinujący wielkość popytu w gospodarce. "Ostatnie dwa miesiące charakteryzowały się przyspieszeniem tendencji do odchodzenia przez gospodarstwa domowe od finansowania zakupów przy wykorzystaniu kredytu bankowego" - napisali. "Jednocześnie dochodzą coraz liczniejsze sygnały o nasilaniu się trudności ze spłacaniem kredytów konsumpcyjnych. Czynniki te będą działały w kierunku zmniejszenia presji inflacyjnej" - dodają. onet.pl "Umocnienie złotego do dolara i euro nie wpłynęło jak do tej pory na spadek cen importu. Zmiany w kursie złotego zwykle znajdują swe odbicie w cenach importu z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Można spodziewać się więc, że w najbliższych miesiącach ceny importu, które rosną od jesieni ubiegłego roku ulegną stabilizacji lub nawet spadkowi" - napisali. |
Wiadomości |
(PAP, dd/15.06.2009, godz. 09:58) |
"Szczególnie istotna dla funkcjonowania firm i ich przyszłych wyników finansowych jest redukcja kosztów wytwarzania, która pozwoli przedsiębiorcom na elastyczne dostosowywanie cen do spodziewanego w najbliższym czasie zmniejszonego popytu wewnętrznego" - dodano. Autorzy raportu zauważają, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy złoty ustabilizował się względem dwóch podstawowych walut, a tym samym zmniejszył się częściowo niekorzystny wpływ kursu walutowego na ceny importu. Według instytutu BIEC pewnym zagrożeniem dla tempa odwracania się tej tendencji mogą być rosnące ceny surowców na światowych rynkach. "Ostatnie tygodnie charakteryzowały się wyższymi cenami ropy naftowej, miedzi oraz wielu innych podstawowych surowców, a to zdaniem części ekonomistów związane jest z nadchodzącym ożywieniem w gospodarce amerykańskiej" - napisali. W raporcie zaznaczono, że w przedsiębiorstwach spadają koszty wytwarzania. "Głównie dotyczy to kosztów w przeliczeniu na jednostkę wyrobu, a więc tych, które poza kosztami pracy zawierają, koszty zakupu materiałów i surowców do produkcji, koszty kredytu i inwestycji. Koszty w przeliczeniu na jednego zatrudnionego obrazujące koszty pracy, w ostatnich miesiącach uległy stabilizacji głównie za sprawą mniejszej dynamiki wzrostu płac oraz spadku zatrudnienia" - napisano. "O ile w najbliższych miesiącach należy spodziewać się dalszej redukcji kosztów pracowniczych, o tyle na pozostałe koszty funkcjonowania przedsiębiorstw będą miały wpływ czynniki związane z cenami surowców na światowych rynkach oraz kurs złotego" - dodano. Autorzy raportu podkreślają, że od początku roku spada dynamika zaciągania kredytów przez gospodarstwa domowe. Ich zdaniem w najbliższym czasie obok wielkości zatrudnienia i dynamiki płac będzie to istotny czynnik determinujący wielkość popytu w gospodarce. "Ostatnie dwa miesiące charakteryzowały się przyspieszeniem tendencji do odchodzenia przez gospodarstwa domowe od finansowania zakupów przy wykorzystaniu kredytu bankowego" - napisali. "Jednocześnie dochodzą coraz liczniejsze sygnały o nasilaniu się trudności ze spłacaniem kredytów konsumpcyjnych. Czynniki te będą działały w kierunku zmniejszenia presji inflacyjnej" - dodają. onet.pl "Umocnienie złotego do dolara i euro nie wpłynęło jak do tej pory na spadek cen importu. Zmiany w kursie złotego zwykle znajdują swe odbicie w cenach importu z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Można spodziewać się więc, że w najbliższych miesiącach ceny importu, które rosną od jesieni ubiegłego roku ulegną stabilizacji lub nawet spadkowi" - napisali. |
W 2009 roku wykorzystano z tego jedynie miliard. To gwarancje dla PKP Polskich Linii Kolejowych oraz dla Banku Gospodarstwa Krajowego.
To właśnie te dwie instytucje - jak sprawdził Money.pl - są największymi beneficjantami rządowego wsparcia.
Wartość gwarancji może się jednak zwiększyć, bo niedawno wicepremier Waldemar Pawlak stwierdził, że polski oddział Opla również mógłby je otrzymać, gdyby o nie wystąpił.Money.pl sprawdził, komu i ile dotychczas tak hojnie państwo dawało gwarancje. Około 8,3 mld zł uzyskał BGK, który jest państwową instytucją finansową, specjalizującą się w obsłudze sektora finansów publicznych. Zapewnia wspieranie państwowych programów społeczno-gospodarczych oraz samorządowych programów rozwoju regionalnego. Stąd tak wysokie wsparcie rządowe w postaci gwarancji i poręczeń dla tej instytucji.
źródło: Ministerstwo Finansów, stan na 30 września 2008
Co ciekawe, niewiele mniej od BGK, bo ok. 7 mld zł, mają zagwarantowane PKP. Sytuacja polskich kolei jest nie do pozazdroszczenia od wielu lat. Na niekończącą się restrukturyzację grupa pozyskuje systematycznie kolejne kredyty, np. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
Jednocześnie kredyty grupy PKP są systematycznie gwarantowane przez polski rząd. Obok samych PKP, gwarancje na ponad miliard otrzymały PKP Polskie Linie Kolejowe. Wygląda na to, że egzystencja polskiego kolejnictwa jest wręcz uzależniona od gwarancji rządowych.
Na ponad 5 mld zł rząd zagwarantował inwestycje w autostrady firmom: Autostrada Wielkopolska (A-2) i Gdańsk Transport Company (A-1). Potencjalne wsparcie na spłaty kredytów mieszkaniowych otrzymał bank PKO BP. Z kolei gwarancje na 2,4 mld zł ma również Polska Grupa Energetyczna.
W 2009 roku wykorzystano z tego jedynie miliard. To gwarancje dla PKP Polskich Linii Kolejowych oraz dla Banku Gospodarstwa Krajowego.
To właśnie te dwie instytucje - jak sprawdził Money.pl - są największymi beneficjantami rządowego wsparcia.
Wartość gwarancji może się jednak zwiększyć, bo niedawno wicepremier Waldemar Pawlak stwierdził, że polski oddział Opla również mógłby je otrzymać, gdyby o nie wystąpił.Money.pl sprawdził, komu i ile dotychczas tak hojnie państwo dawało gwarancje. Około 8,3 mld zł uzyskał BGK, który jest państwową instytucją finansową, specjalizującą się w obsłudze sektora finansów publicznych. Zapewnia wspieranie państwowych programów społeczno-gospodarczych oraz samorządowych programów rozwoju regionalnego. Stąd tak wysokie wsparcie rządowe w postaci gwarancji i poręczeń dla tej instytucji.
źródło: Ministerstwo Finansów, stan na 30 września 2008
Co ciekawe, niewiele mniej od BGK, bo ok. 7 mld zł, mają zagwarantowane PKP. Sytuacja polskich kolei jest nie do pozazdroszczenia od wielu lat. Na niekończącą się restrukturyzację grupa pozyskuje systematycznie kolejne kredyty, np. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
Jednocześnie kredyty grupy PKP są systematycznie gwarantowane przez polski rząd. Obok samych PKP, gwarancje na ponad miliard otrzymały PKP Polskie Linie Kolejowe. Wygląda na to, że egzystencja polskiego kolejnictwa jest wręcz uzależniona od gwarancji rządowych.
Na ponad 5 mld zł rząd zagwarantował inwestycje w autostrady firmom: Autostrada Wielkopolska (A-2) i Gdańsk Transport Company (A-1). Potencjalne wsparcie na spłaty kredytów mieszkaniowych otrzymał bank PKO BP. Z kolei gwarancje na 2,4 mld zł ma również Polska Grupa Energetyczna.
średnia ocen: 4,4