Ze świata nieruchomości - strona 126

W okolicach dużych miast tanieją działki budowlane

W podwarszawskich Łomiankach w ostatnim roku ceny działek budowlanych spadły średnio o 35 proc. W okolicach dużych miast – poza stolicą – średnie ceny gruntów budowlanych spadły do 100–200 zł za mkw. Eksperci nie wykluczają dalszego spadku cen działek budowlanych.

Największe przeceny działek budowlanych dotyczą miejscowości podwarszawskich. W Legionowie średnia cena metra kwadratowego działek wystawionych do sprzedaży spadła o 35 proc. Niewiele mniejsze spadki cen gruntów są w Łomiankach, Starych Babicach i Józefowie. Ceny zaczynają się już od 100 złotych za mkw., choć oczywiście działki położone w rejonach bardziej atrakcyjnych są droższe.

– W województwie mazowieckim, pomiędzy styczniem a czerwcem tego roku, liczba działek budowlanych wystawionych do sprzedaży wzrosła aż o 65 proc. – mówi Marta Kosińska z portalu Szybko.pl.

W samej Warszawie podaż działek budowlanych jest natomiast bardzo ograniczona. Dlatego mimo mniejszego popytu ceny gruntów budowlanych nie spadają.

– W dużych miastach bardzo często w praktyce nie ma działek budowlanych do kupienia. W Warszawie są takie w zasadzie tylko na Białołęce – mówi Tomasz Labiedź z Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.

W miejscowościach podwarszawskich podaż działek jest zdecydowanie większa, co przy małym popycie powoduje spadki ich cen. Podobnie jest w okolicach innych dużych miast. Pod Wrocławiem, nadal najdroższe grunty są w Kobierzycach, ale w ostatnim roku staniały one średnio o 28 proc. W okolicach Poznania największa przecena działek budowlanych o ok. 20 proc., miała miejsce w Murowanej Goślinie i Obornikach. Pod Krakowem ceny działek są stosunkowo stabilne. Jedynie w Michałowicach grunty są tańsze o 13 proc.

Kwestia odrolnienia

Nie można powiedzieć, że w ostatnim roku spadły ceny wszystkich działek budowlanych znajdujących się w sąsiedztwie dużych aglomeracji. W podwarszawskim Milanówku wzrost cen gruntu w ostatnim roku wyniósł 2 proc., a pod Krakowem: w Skawinie i Niepołomicach o 4–6 proc. Nawet w miejscowościach, w których generalnie notowane są spadki cen, są grunty, których właściciele nie godzą się na jakiekolwiek obniżki. Takie grunty leżakują i czekają na nabywców już od dwóch lat. Poziom cen działek budowlanych w dużej części zależy też od polityki prowadzonej przez władze samorządowe.

– Jeśli gmina odrolniła dużo gruntów lub jest w trakcie ich odralniania, to ceny działek w takich miejscowościach szybciej spadają. Jeśli gmina nie odrealnia, to ceny są bardziej stabilne i spadki są niewielkie – twierdzi prof. Witold Werner z Instytutu Rozwoju Miast.

Podstawowym czynnikiem powodującym spadek cen gruntów budowlanych są oczywiście kłopoty z uzyskaniem kredytu.

– Jeśli banki nadal będą przykręcały kurek z kredytami na nieruchomości, to jest pewne, że ceny gruntów będą jeszcze spadać. Dzisiaj, aby kupić działkę budowlaną, w praktyce trzeba mieć gotówkę – twierdzi Tomasz Lebiedź.

Mniej transakcji

Transakcji kupna działek budowlanych jest obecnie zdecydowanie mniej niż przed rokiem. Według niektórych ekspertów liczba transakcji kupna ziemi budowlanej spadła o 70 proc. Pomimo tego właściciele wielu działek nie decydują się obniżyć ich cen.

– Mają świadomość, że za jakiś czas ceny wrócą do poziomu sprzed kryzysu. Jeśli ktoś nie musi, to nie sprzedaje gruntów budowlanych – mówi Marta Kosińska.

Jednak im dłużej trwa kryzys, tym tych przymuszonych do sprzedaży jest więcej.

– Rolnicy mają najczęściej do sprzedaży po kilka, kilkanaście działek, więc łatwiej godzą się na niższą cenę przy ich sprzedaży niż ktoś, kto ma tylko jedną działkę w centrum dużego miasta – dodaje ekspert Szybko.pl.

Często jednak kończy się na sprzedaży przez rolnika tylko jednej działki. Następna będzie sprzedawana dopiero za dwa lata, gdy skończą się pieniądze z pierwszej transakcji.

– Większość ma świadomość, że działka to bardzo dobra lokata kapitału. Działka budowlana jeść nie woła, a za kilka lat może być droższa – mówi Tomasz Labiedź.

Eksperci twierdzą jednak, że w najbliższym czasie nie należy się spodziewać się wzrostu cen działek budowlanych.

– Moim zdaniem ceny nieruchomości gruntowych przez kolejne dwa lata nie wzrosną, a raczej można się spodziewać ich spadków. Jeśli będą jakieś wzrosty, to dlatego, że np. budowa mostu spowodowała, że dany obszar stał się bardzo atrakcyjny – mówi Jerzy Sobański z Agencji Akces.

– Spadek cen gruntów poza miastem jest jeszcze możliwy. Potrwa on jeden, dwa lata, a dopiero później ceny pójdą w górę – prognozuje Witold Werner.

Największy popyt niezmiennie jest na działki o powierzchni od 1000 do 1500 mkw. Generalnie tańsze są działki wąskie i o większej powierzchni. Nasze prawo podatkowe zachęca wręcz do traktowania gruntów rolnych jako bardzo dobrej lokaty kapitału. Podatki od nieruchomości są u nas stosunkowo niskie, a plany wprowadzenia podatku katastralnego są odkładane na bliżej nieokreśloną przyszłość.

OPINIA

Marcin Jańczuk
agencja Metrohouse

Rzeczywiście ceny działek budowlanych w okolicach dużych miastach spadają, podczas gdy ceny w samych miastach są stabilne. W granicach miast jest ograniczona podaż działek, które nadają się pod inwestycje. Jeśli takie się pojawiają, to mimo kryzysu są stosunkowo drogie.

W miejscowościach satelickich spadki cen gruntów są często dość istotne. Tego można było się spodziewać. W podwarszawskich lokalizacjach jeszcze do niedawna ceny działek były na tyle wysokie, że bardziej opłacało się kupić gotowy dom niż działkę z zamiarem budowy domu według własnego projektu. Największym zainteresowaniem nie cieszą się wcale działki najtańsze, ale grunty z pełnym dostępem do mediów. Zainteresowanie działką wzrasta, jeśli grunt jest częściowo zalesiony. Dopóki nie zmieni się podejście banków do kredytowania nieruchomości, ceny działek nadal będą utrzymywać się na podobnym poziomie, możliwe są dalsze drobne korekty. Jednakże nie można wykluczyć lokalnych wzrostów cen wynikających z ograniczonej podaży na danym terenie.


Roman Grzyb

 

W okolicach dużych miast tanieją działki budowlane

W podwarszawskich Łomiankach w ostatnim roku ceny działek budowlanych spadły średnio o 35 proc. W okolicach dużych miast – poza stolicą – średnie ceny gruntów budowlanych spadły do 100–200 zł za mkw. Eksperci nie wykluczają dalszego spadku cen działek budowlanych.

Największe przeceny działek budowlanych dotyczą miejscowości podwarszawskich. W Legionowie średnia cena metra kwadratowego działek wystawionych do sprzedaży spadła o 35 proc. Niewiele mniejsze spadki cen gruntów są w Łomiankach, Starych Babicach i Józefowie. Ceny zaczynają się już od 100 złotych za mkw., choć oczywiście działki położone w rejonach bardziej atrakcyjnych są droższe.

– W województwie mazowieckim, pomiędzy styczniem a czerwcem tego roku, liczba działek budowlanych wystawionych do sprzedaży wzrosła aż o 65 proc. – mówi Marta Kosińska z portalu Szybko.pl.

W samej Warszawie podaż działek budowlanych jest natomiast bardzo ograniczona. Dlatego mimo mniejszego popytu ceny gruntów budowlanych nie spadają.

– W dużych miastach bardzo często w praktyce nie ma działek budowlanych do kupienia. W Warszawie są takie w zasadzie tylko na Białołęce – mówi Tomasz Labiedź z Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.

W miejscowościach podwarszawskich podaż działek jest zdecydowanie większa, co przy małym popycie powoduje spadki ich cen. Podobnie jest w okolicach innych dużych miast. Pod Wrocławiem, nadal najdroższe grunty są w Kobierzycach, ale w ostatnim roku staniały one średnio o 28 proc. W okolicach Poznania największa przecena działek budowlanych o ok. 20 proc., miała miejsce w Murowanej Goślinie i Obornikach. Pod Krakowem ceny działek są stosunkowo stabilne. Jedynie w Michałowicach grunty są tańsze o 13 proc.

Kwestia odrolnienia

Nie można powiedzieć, że w ostatnim roku spadły ceny wszystkich działek budowlanych znajdujących się w sąsiedztwie dużych aglomeracji. W podwarszawskim Milanówku wzrost cen gruntu w ostatnim roku wyniósł 2 proc., a pod Krakowem: w Skawinie i Niepołomicach o 4–6 proc. Nawet w miejscowościach, w których generalnie notowane są spadki cen, są grunty, których właściciele nie godzą się na jakiekolwiek obniżki. Takie grunty leżakują i czekają na nabywców już od dwóch lat. Poziom cen działek budowlanych w dużej części zależy też od polityki prowadzonej przez władze samorządowe.

– Jeśli gmina odrolniła dużo gruntów lub jest w trakcie ich odralniania, to ceny działek w takich miejscowościach szybciej spadają. Jeśli gmina nie odrealnia, to ceny są bardziej stabilne i spadki są niewielkie – twierdzi prof. Witold Werner z Instytutu Rozwoju Miast.

Podstawowym czynnikiem powodującym spadek cen gruntów budowlanych są oczywiście kłopoty z uzyskaniem kredytu.

– Jeśli banki nadal będą przykręcały kurek z kredytami na nieruchomości, to jest pewne, że ceny gruntów będą jeszcze spadać. Dzisiaj, aby kupić działkę budowlaną, w praktyce trzeba mieć gotówkę – twierdzi Tomasz Lebiedź.

Mniej transakcji

Transakcji kupna działek budowlanych jest obecnie zdecydowanie mniej niż przed rokiem. Według niektórych ekspertów liczba transakcji kupna ziemi budowlanej spadła o 70 proc. Pomimo tego właściciele wielu działek nie decydują się obniżyć ich cen.

– Mają świadomość, że za jakiś czas ceny wrócą do poziomu sprzed kryzysu. Jeśli ktoś nie musi, to nie sprzedaje gruntów budowlanych – mówi Marta Kosińska.

Jednak im dłużej trwa kryzys, tym tych przymuszonych do sprzedaży jest więcej.

– Rolnicy mają najczęściej do sprzedaży po kilka, kilkanaście działek, więc łatwiej godzą się na niższą cenę przy ich sprzedaży niż ktoś, kto ma tylko jedną działkę w centrum dużego miasta – dodaje ekspert Szybko.pl.

Często jednak kończy się na sprzedaży przez rolnika tylko jednej działki. Następna będzie sprzedawana dopiero za dwa lata, gdy skończą się pieniądze z pierwszej transakcji.

– Większość ma świadomość, że działka to bardzo dobra lokata kapitału. Działka budowlana jeść nie woła, a za kilka lat może być droższa – mówi Tomasz Labiedź.

Eksperci twierdzą jednak, że w najbliższym czasie nie należy się spodziewać się wzrostu cen działek budowlanych.

– Moim zdaniem ceny nieruchomości gruntowych przez kolejne dwa lata nie wzrosną, a raczej można się spodziewać ich spadków. Jeśli będą jakieś wzrosty, to dlatego, że np. budowa mostu spowodowała, że dany obszar stał się bardzo atrakcyjny – mówi Jerzy Sobański z Agencji Akces.

– Spadek cen gruntów poza miastem jest jeszcze możliwy. Potrwa on jeden, dwa lata, a dopiero później ceny pójdą w górę – prognozuje Witold Werner.

Największy popyt niezmiennie jest na działki o powierzchni od 1000 do 1500 mkw. Generalnie tańsze są działki wąskie i o większej powierzchni. Nasze prawo podatkowe zachęca wręcz do traktowania gruntów rolnych jako bardzo dobrej lokaty kapitału. Podatki od nieruchomości są u nas stosunkowo niskie, a plany wprowadzenia podatku katastralnego są odkładane na bliżej nieokreśloną przyszłość.

OPINIA

Marcin Jańczuk
agencja Metrohouse

Rzeczywiście ceny działek budowlanych w okolicach dużych miastach spadają, podczas gdy ceny w samych miastach są stabilne. W granicach miast jest ograniczona podaż działek, które nadają się pod inwestycje. Jeśli takie się pojawiają, to mimo kryzysu są stosunkowo drogie.

W miejscowościach satelickich spadki cen gruntów są często dość istotne. Tego można było się spodziewać. W podwarszawskich lokalizacjach jeszcze do niedawna ceny działek były na tyle wysokie, że bardziej opłacało się kupić gotowy dom niż działkę z zamiarem budowy domu według własnego projektu. Największym zainteresowaniem nie cieszą się wcale działki najtańsze, ale grunty z pełnym dostępem do mediów. Zainteresowanie działką wzrasta, jeśli grunt jest częściowo zalesiony. Dopóki nie zmieni się podejście banków do kredytowania nieruchomości, ceny działek nadal będą utrzymywać się na podobnym poziomie, możliwe są dalsze drobne korekty. Jednakże nie można wykluczyć lokalnych wzrostów cen wynikających z ograniczonej podaży na danym terenie.


Roman Grzyb

 

Rostowski: przychody z VAT będą rosły

Zdaniem ministra finansów Jacka Rostowskiego wyczerpanie zapasów spowoduje wzrost produkcji oraz wzrost przychodów z podatku VAT. Rostowski nie wyklucza wzrostu podatków w najbliższych latach.

Zdaniem Rostowskiego niższe niż spodziewane przychody do budżetu są skutkiem niższych dochodów z podatków CIT i VAT.

"Są problemy przejściowe np. z VAT, wynikające z faktu, że część produkcji, a raczej sprzedaży, pochodzi z zapasów. Teraz kiedy zapasy się wyczerpały spodziewamy się, że produkcja ruszy na nowo i będziemy mieć wzrost tego podatku" - powiedział w radiowej Trójce Rostowski.

Projekt nowelizacji tegorocznego budżetu przewiduje wzrost deficytu w 2009 r. z 18,18 mld zł do 27,18 mld zł. Tegoroczne wpływy podatkowe będą mniejsze od zakładanych w obowiązującej ustawie o 46,6 mld.

Minister finansów nie wykluczył podwyżki podatków w najbliższych latach.

"Mam nadzieję, że nie będzie podwyżki podatków w najbliższych latach. Nie możemy sobie jednak pozwolić, żeby zadłużenie rosło przez kilka lat w tempie w jakim rośnie w tym roku. W takim przypadku bardzo szybko 'uderzymy' o limit konstytucyjny, który nie pozwala, aby dług publiczny przekraczał 60 proc. PKB" - powiedział.

Źródło: onet.pl

Rostowski: przychody z VAT będą rosły

Zdaniem ministra finansów Jacka Rostowskiego wyczerpanie zapasów spowoduje wzrost produkcji oraz wzrost przychodów z podatku VAT. Rostowski nie wyklucza wzrostu podatków w najbliższych latach.

Zdaniem Rostowskiego niższe niż spodziewane przychody do budżetu są skutkiem niższych dochodów z podatków CIT i VAT.

"Są problemy przejściowe np. z VAT, wynikające z faktu, że część produkcji, a raczej sprzedaży, pochodzi z zapasów. Teraz kiedy zapasy się wyczerpały spodziewamy się, że produkcja ruszy na nowo i będziemy mieć wzrost tego podatku" - powiedział w radiowej Trójce Rostowski.

Projekt nowelizacji tegorocznego budżetu przewiduje wzrost deficytu w 2009 r. z 18,18 mld zł do 27,18 mld zł. Tegoroczne wpływy podatkowe będą mniejsze od zakładanych w obowiązującej ustawie o 46,6 mld.

Minister finansów nie wykluczył podwyżki podatków w najbliższych latach.

"Mam nadzieję, że nie będzie podwyżki podatków w najbliższych latach. Nie możemy sobie jednak pozwolić, żeby zadłużenie rosło przez kilka lat w tempie w jakim rośnie w tym roku. W takim przypadku bardzo szybko 'uderzymy' o limit konstytucyjny, który nie pozwala, aby dług publiczny przekraczał 60 proc. PKB" - powiedział.

Źródło: onet.pl

Upada, by powstać - wielkie zmiany w General Motors

Sprzedaż aktywów GM zgodnie z punktem 363 amerykańskiego postępowania upadłościowego zatwierdzona przez Amerykański Sąd Upadłościowy. Koncern General Motors wykonał kolejny krok w kierunku reorganizacji.
Sędzia Robert E. Gerber z Amerykańskiego Sądu Upadłościowego dla dystryktu południowego Nowego Jorku zatwierdził sprzedaż wszystkich aktywów koncernu General Motors Corporation spółce NGMCO, Inc., podmiotowi finansowanemu przez amerykański Departament Skarbu. W związku z zakończeniem transakcji sprzedaży, NGMCO, Inc. zmieni nazwę na General Motors Company i prowadzić będzie działalność pod historyczną marką GM i markami zależnymi. Zatwierdzenie stanowi kolejny krok w kierunku powołania niezależnej, nowej spółki GM. Nowa spółka wejdzie w posiadanie nasilniejszych aktywów GM i charakteryzować się będzie inną strukturą kosztów operacyjnych, częściowo wynikających z niedawnych porozumień zawartych ze związkiem zawodowym pracowników przemysłu motoryzacyjnego United Auto Workers (UAW) oraz związkiem zawodowym pracowników przemysłu motoryzacyjnego Canadian Auto Workers (CAW).

 Nowa spółka GM będzie mieć mniejsze zobowiązania i większe aktywa, co w połączeniu z niższym progiem rentowności ma pozwolić na ograniczenie ryzyka, osiągnięcie zyskowności działalności przy niższym poziomie sprzedaży oraz inwestowanie w działalność prowadzoną w kluczowych obszarach zaawansowanych technologii i rozwoju produktów. Spółki zależne GM, działające poza obszarem Stanów Zjednoczonych zostaną przejęte przez nową spółkę przy zachowaniu ciągłości ich działalności.

Siedziba nowej spółki GM zlokalizowana będzie w Detroit; spółką kierować będą Fritz Henderson jako prezes i dyrektor generalny oraz Edward E. Whitacre, Jr. jako prezes zarządu.

- „Był to okres stawiający przed nami wyjątkowe wyzwania, zmuszeni byliśmy podejmować bardzo trudne decyzje związane z problemami, z którymi nasza spółka borykała się przez dziesięciolecia. W chwili obecnej obowiązkiem naszym jest naprawa przedsiębiorstwa i niezwłoczne wyprowadzenie spółki na prostą drogę do sukcesu" - powiedział Henderson.

60,8 procent akcji nowej spółki GM będzie należeć do amerykańskiego Departamentu Skarbu; 17,5 procent do funduszu UAW Retiree Medical Benefits Trust; 11,7 procent do rządu Kanady i prowincji Ontario, a 10 procent do dawnej spółki GM. Ponadto, dawna spółka GM oraz UAW Retiree Medical Benefits Trust wejdą w posiadanie gwarancji uprawniających do nabycia odpowiednio, 15 i 2,5 procent udziałów w nowej spółce.

UAW Retiree Medical Benefits Trust oraz rząd kanadyjski mieć będą prawo do wyznaczenia po jednym członku zarządu nowej spółki GM. Fundusz emerytalny wyznaczył na to stanowisko doświadczonego analityka branży motoryzacyjnej, Stephena Girsky'ego. Do zarządu nowej spółki GM wyznaczono również sześciu obecnych członków zarządu General Motors Corporation, w tym Errolla Davisa, Neville'a Isdella, Kenta Kresa, Philipa Laskawy, Kathryn Marinello i Fritza Hendersona. Przedstawiciela rządu kanadyjskiego oraz czterech dodatkowych członków zarządu, których wyznaczyć ma amerykański Departament Skarbu, poznamy w późniejszym terminie.

 Decyzja sędziego Gerbera obejmuje czterodniowy okres zawieszenia, poprzedzający możliwość realizacji sprzedaży. Tym niemniej, spółka GM oczekuje, iż sprzedaż zostanie zrealizowana w najbliższej przyszłości. Oczekuje się, że nowa spółka GM będzie natychmiast gotowa do działania i w pełni kokurencyjna, zaoferuje interesującą linię nowych produktów i będzie posiadać węższy, skoncentrowany na określonych markach portfel produktów, a racjonalizacja sieci dystrybucyjnej będzie już od dawna w toku. Nowa spółka zaproponuje stanowiska obecnym pracownikom GM.

W związku z zamnknięciem obecna spółka General Motors Corporation zmieni nazwę na Motors Liquidation Company. Pozostałe aktywa zostaną postawione w stan likwidacji lub sprzedane. Proces ten nadzorować będzie nowy zarząd, zaś likwidacja spółki nadzorowana będzie przez Sąd Upadłościowy.

 

źródło:wp.pl

Upada, by powstać - wielkie zmiany w General Motors

Sprzedaż aktywów GM zgodnie z punktem 363 amerykańskiego postępowania upadłościowego zatwierdzona przez Amerykański Sąd Upadłościowy. Koncern General Motors wykonał kolejny krok w kierunku reorganizacji.
Sędzia Robert E. Gerber z Amerykańskiego Sądu Upadłościowego dla dystryktu południowego Nowego Jorku zatwierdził sprzedaż wszystkich aktywów koncernu General Motors Corporation spółce NGMCO, Inc., podmiotowi finansowanemu przez amerykański Departament Skarbu. W związku z zakończeniem transakcji sprzedaży, NGMCO, Inc. zmieni nazwę na General Motors Company i prowadzić będzie działalność pod historyczną marką GM i markami zależnymi. Zatwierdzenie stanowi kolejny krok w kierunku powołania niezależnej, nowej spółki GM. Nowa spółka wejdzie w posiadanie nasilniejszych aktywów GM i charakteryzować się będzie inną strukturą kosztów operacyjnych, częściowo wynikających z niedawnych porozumień zawartych ze związkiem zawodowym pracowników przemysłu motoryzacyjnego United Auto Workers (UAW) oraz związkiem zawodowym pracowników przemysłu motoryzacyjnego Canadian Auto Workers (CAW).

 Nowa spółka GM będzie mieć mniejsze zobowiązania i większe aktywa, co w połączeniu z niższym progiem rentowności ma pozwolić na ograniczenie ryzyka, osiągnięcie zyskowności działalności przy niższym poziomie sprzedaży oraz inwestowanie w działalność prowadzoną w kluczowych obszarach zaawansowanych technologii i rozwoju produktów. Spółki zależne GM, działające poza obszarem Stanów Zjednoczonych zostaną przejęte przez nową spółkę przy zachowaniu ciągłości ich działalności.

Siedziba nowej spółki GM zlokalizowana będzie w Detroit; spółką kierować będą Fritz Henderson jako prezes i dyrektor generalny oraz Edward E. Whitacre, Jr. jako prezes zarządu.

- „Był to okres stawiający przed nami wyjątkowe wyzwania, zmuszeni byliśmy podejmować bardzo trudne decyzje związane z problemami, z którymi nasza spółka borykała się przez dziesięciolecia. W chwili obecnej obowiązkiem naszym jest naprawa przedsiębiorstwa i niezwłoczne wyprowadzenie spółki na prostą drogę do sukcesu" - powiedział Henderson.

60,8 procent akcji nowej spółki GM będzie należeć do amerykańskiego Departamentu Skarbu; 17,5 procent do funduszu UAW Retiree Medical Benefits Trust; 11,7 procent do rządu Kanady i prowincji Ontario, a 10 procent do dawnej spółki GM. Ponadto, dawna spółka GM oraz UAW Retiree Medical Benefits Trust wejdą w posiadanie gwarancji uprawniających do nabycia odpowiednio, 15 i 2,5 procent udziałów w nowej spółce.

UAW Retiree Medical Benefits Trust oraz rząd kanadyjski mieć będą prawo do wyznaczenia po jednym członku zarządu nowej spółki GM. Fundusz emerytalny wyznaczył na to stanowisko doświadczonego analityka branży motoryzacyjnej, Stephena Girsky'ego. Do zarządu nowej spółki GM wyznaczono również sześciu obecnych członków zarządu General Motors Corporation, w tym Errolla Davisa, Neville'a Isdella, Kenta Kresa, Philipa Laskawy, Kathryn Marinello i Fritza Hendersona. Przedstawiciela rządu kanadyjskiego oraz czterech dodatkowych członków zarządu, których wyznaczyć ma amerykański Departament Skarbu, poznamy w późniejszym terminie.

 Decyzja sędziego Gerbera obejmuje czterodniowy okres zawieszenia, poprzedzający możliwość realizacji sprzedaży. Tym niemniej, spółka GM oczekuje, iż sprzedaż zostanie zrealizowana w najbliższej przyszłości. Oczekuje się, że nowa spółka GM będzie natychmiast gotowa do działania i w pełni kokurencyjna, zaoferuje interesującą linię nowych produktów i będzie posiadać węższy, skoncentrowany na określonych markach portfel produktów, a racjonalizacja sieci dystrybucyjnej będzie już od dawna w toku. Nowa spółka zaproponuje stanowiska obecnym pracownikom GM.

W związku z zamnknięciem obecna spółka General Motors Corporation zmieni nazwę na Motors Liquidation Company. Pozostałe aktywa zostaną postawione w stan likwidacji lub sprzedane. Proces ten nadzorować będzie nowy zarząd, zaś likwidacja spółki nadzorowana będzie przez Sąd Upadłościowy.

 

źródło:wp.pl

Najwyższy wieżowiec świata będzie otwarty w tym roku

Deweloper budujący w Dubaju najwyższy na świecie drapacz chmur poinformował w poniedziałek, że zostanie on otwarty jeszcze w tym roku.

Firma Emaar Properties podawała wcześniej, że lśniąca szklana budowla o wysokości ponad 800 metrów - Burdż Dubaj (wieża Dubaju) - miała zostać otwarta we wrześniu. Prace rozpoczęły się w 2004 roku.

Wychodzący w Abu Zabi anglojęzyczny dziennik The National napisał w poniedziałek, że otwarcie wieżowca przesunięto na grudzień 2009 roku. Emaar miał w ostatnim czasie trudności w związku ze spadkiem cen nieruchomości w Dubaju i na świecie.

źródło: money.pl

Najwyższy wieżowiec świata będzie otwarty w tym roku

Deweloper budujący w Dubaju najwyższy na świecie drapacz chmur poinformował w poniedziałek, że zostanie on otwarty jeszcze w tym roku.

Firma Emaar Properties podawała wcześniej, że lśniąca szklana budowla o wysokości ponad 800 metrów - Burdż Dubaj (wieża Dubaju) - miała zostać otwarta we wrześniu. Prace rozpoczęły się w 2004 roku.

Wychodzący w Abu Zabi anglojęzyczny dziennik The National napisał w poniedziałek, że otwarcie wieżowca przesunięto na grudzień 2009 roku. Emaar miał w ostatnim czasie trudności w związku ze spadkiem cen nieruchomości w Dubaju i na świecie.

źródło: money.pl

Mieszkania tanieją. Najszybciej nad morzem

W maju ceny mieszkań na rynku wtórnym znacząco spadły w Gdyni, Szczecinie, Sopocie i Krakowie w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.

W żadnym z 17 badanych największych miast w Polsce nie odnotowano wzrostu cen mieszkań na rynku wtórnym.

Najwięcej, bo o 10,5 proc. w stosunku do maja 2008 r., spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Gdyni, do poziomu 6292 zł. Drugi był Szczecin (spadek o 9,5 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4857 zł. Na trzecim miejscu znalazł się Sopot, gdzie ceny mieszkań spadły o 9,2 proc. Metr kwadratowy mieszkania kosztował tam w maju 9935 zł.

Również w Opolu spadły znacznie ceny mieszkań, bo o 8,5 proc. w porównaniu z majem ub.r. do 4082 zł za metr kwadratowy.

W maju skala obniżek w stolicy była również duża, bo wyniosła 8,1 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2008 roku. Metr kwadratowy mieszkania kosztował w Warszawie w ubiegłym miesiącu średnio 8762 zł.

Dyrektor serwisu nieruchomości Oferty.net Marcin Drogomirecki wyjaśnia, że znaczący spadek cen mieszkań w największych miastach Polski jest spowodowany zmniejszonym popytem na mieszkania.

- Spadek popytu wynika z ograniczonej dostępności do kredytów hipotecznych. Obecnie warunki uzyskania takiego kredytu są zdecydowanie gorsze niż przed rokiem, czyli przed rozpoczęciem kryzysu. Ponadto kredyty hipoteczne są wyżej oprocentowane, a wymogi wobec osób, które chciałyby go zaciągnąć są zdecydowanie wyższe. Tym samym trudniej jest uzyskać zdolność kredytową - powiedział Drogomirecki.

- Trend spadkowy cen mieszkań trwa już od ponad roku. Wiele osób powstrzymuje się z zakupem swojego M, czekając na jeszcze większe spadki. Trudno powiedzieć, kiedy ten trend spadkowy się zakończy - dodał.

W raporcie uwzględniono 20112 oferty mieszkań wystawionych w maju do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

 



(PAP)
money.pl

Mieszkania tanieją. Najszybciej nad morzem

W maju ceny mieszkań na rynku wtórnym znacząco spadły w Gdyni, Szczecinie, Sopocie i Krakowie w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.

W żadnym z 17 badanych największych miast w Polsce nie odnotowano wzrostu cen mieszkań na rynku wtórnym.

Najwięcej, bo o 10,5 proc. w stosunku do maja 2008 r., spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Gdyni, do poziomu 6292 zł. Drugi był Szczecin (spadek o 9,5 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4857 zł. Na trzecim miejscu znalazł się Sopot, gdzie ceny mieszkań spadły o 9,2 proc. Metr kwadratowy mieszkania kosztował tam w maju 9935 zł.

Również w Opolu spadły znacznie ceny mieszkań, bo o 8,5 proc. w porównaniu z majem ub.r. do 4082 zł za metr kwadratowy.

W maju skala obniżek w stolicy była również duża, bo wyniosła 8,1 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2008 roku. Metr kwadratowy mieszkania kosztował w Warszawie w ubiegłym miesiącu średnio 8762 zł.

Dyrektor serwisu nieruchomości Oferty.net Marcin Drogomirecki wyjaśnia, że znaczący spadek cen mieszkań w największych miastach Polski jest spowodowany zmniejszonym popytem na mieszkania.

- Spadek popytu wynika z ograniczonej dostępności do kredytów hipotecznych. Obecnie warunki uzyskania takiego kredytu są zdecydowanie gorsze niż przed rokiem, czyli przed rozpoczęciem kryzysu. Ponadto kredyty hipoteczne są wyżej oprocentowane, a wymogi wobec osób, które chciałyby go zaciągnąć są zdecydowanie wyższe. Tym samym trudniej jest uzyskać zdolność kredytową - powiedział Drogomirecki.

- Trend spadkowy cen mieszkań trwa już od ponad roku. Wiele osób powstrzymuje się z zakupem swojego M, czekając na jeszcze większe spadki. Trudno powiedzieć, kiedy ten trend spadkowy się zakończy - dodał.

W raporcie uwzględniono 20112 oferty mieszkań wystawionych w maju do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

 



(PAP)
money.pl

Wielka płyta tanieje najszybciej

Od kilkunastu miesięcy tanieją mieszkania. Najbardziej straciły na wartości lokale w blokach z wielkiej płyty.

Ludzie planujący zakup mieszkania, niezbyt chętnie rozważają możliwość zakupu lokalu w budynku z wielkiej płyty. Prawie 30 proc. ankietowanych przez Home Broker osób zdecydowanie nie chce kupować mieszkania z wielkiej płyty.

Jak podkreśla Aleksandra Szarek z Home Broker jest kilka przyczyn takiej sytuacji. Po pierwsze z najbardziej pesymistycznych analiz wynika, że część osiedli wybudowanych w latach 70. powinna już zniknąć z ziemi. Według nich termin ważności wielkiej płyty to 30 lat. - Jednak zdaniem ekspertów budynki z prefabrykatów trzymają się mocno i nie grożą zawaleniem, przydałaby się im jednak modernizacja - czytamy w analizie Home Broker..

 Wielka płyta to także niezbyt wysoki standard mieszkania. - Cienkie ściany nie tłumią hałasów dochodzących od sąsiadów, niskie i małe pomieszczenia wywołują klaustrofobiczne uczucia a długie korytarze sprawiają ponure wrażenie. Dlatego też niewiele osób szuka mieszkań w takich budynkach - podkreśla Szarek.

Ale coraz częściej zdarza się, że cena sprawia, że mimo iż początkowo nie braliśmy pod uwagę budynku z wielkiej płyty ostatecznie decydujemy się na zakup w nim mieszkania.

Różnice są spore .Eksperci Home Broker porównali wielką płytę ze standardowymi mieszkaniami z cegły z lat 50-tych, 60-tych i 90-tych. Pod uwagę wzięte zostały najbardziej popularne dzielnice w największych miastach: Warszawa, Wrocław, Kraków.

Skąd tak duże różnice? - Na Mokotowie jest to uwarunkowane tym, że znajdziemy

Skąd tak duże różnice? - Na Mokotowie jest to uwarunkowane tym, że znajdziemy tu dużo budynków z wielkiej płyty w złym stanie. Poza tym pozostałe mieszkania na Mokotowie są po prostu bardzo drogie. Jeśli chodzi o Kraków, to stosunkowo niewielka różnica wynika z małego zróżnicowania cen w dzielnicy Krowodrza. Na wrocławskich Krzykach wybór mieszkań jest bardzo różnorodny, dlatego różnica pomiędzy płytą a cegłą jest na średnim poziomie - uzasadnia Aleksandra Szarek.

Podane wyżej ceny to ceny ofertowe. A warto pamiętać,że mieszkania z wielkiej płyty sprzedają się zdecydowanie wolniej niż inne lokale, dlatego ich właściciele są bardziej chętni do obniżania cen wyjściowych. W efekcie możemy osiągnąć cenę o kilkanaście procent niższą.

money.pl

Wielka płyta tanieje najszybciej

Od kilkunastu miesięcy tanieją mieszkania. Najbardziej straciły na wartości lokale w blokach z wielkiej płyty.

Ludzie planujący zakup mieszkania, niezbyt chętnie rozważają możliwość zakupu lokalu w budynku z wielkiej płyty. Prawie 30 proc. ankietowanych przez Home Broker osób zdecydowanie nie chce kupować mieszkania z wielkiej płyty.

Jak podkreśla Aleksandra Szarek z Home Broker jest kilka przyczyn takiej sytuacji. Po pierwsze z najbardziej pesymistycznych analiz wynika, że część osiedli wybudowanych w latach 70. powinna już zniknąć z ziemi. Według nich termin ważności wielkiej płyty to 30 lat. - Jednak zdaniem ekspertów budynki z prefabrykatów trzymają się mocno i nie grożą zawaleniem, przydałaby się im jednak modernizacja - czytamy w analizie Home Broker..

 Wielka płyta to także niezbyt wysoki standard mieszkania. - Cienkie ściany nie tłumią hałasów dochodzących od sąsiadów, niskie i małe pomieszczenia wywołują klaustrofobiczne uczucia a długie korytarze sprawiają ponure wrażenie. Dlatego też niewiele osób szuka mieszkań w takich budynkach - podkreśla Szarek.

Ale coraz częściej zdarza się, że cena sprawia, że mimo iż początkowo nie braliśmy pod uwagę budynku z wielkiej płyty ostatecznie decydujemy się na zakup w nim mieszkania.

Różnice są spore .Eksperci Home Broker porównali wielką płytę ze standardowymi mieszkaniami z cegły z lat 50-tych, 60-tych i 90-tych. Pod uwagę wzięte zostały najbardziej popularne dzielnice w największych miastach: Warszawa, Wrocław, Kraków.

Skąd tak duże różnice? - Na Mokotowie jest to uwarunkowane tym, że znajdziemy

Skąd tak duże różnice? - Na Mokotowie jest to uwarunkowane tym, że znajdziemy tu dużo budynków z wielkiej płyty w złym stanie. Poza tym pozostałe mieszkania na Mokotowie są po prostu bardzo drogie. Jeśli chodzi o Kraków, to stosunkowo niewielka różnica wynika z małego zróżnicowania cen w dzielnicy Krowodrza. Na wrocławskich Krzykach wybór mieszkań jest bardzo różnorodny, dlatego różnica pomiędzy płytą a cegłą jest na średnim poziomie - uzasadnia Aleksandra Szarek.

Podane wyżej ceny to ceny ofertowe. A warto pamiętać,że mieszkania z wielkiej płyty sprzedają się zdecydowanie wolniej niż inne lokale, dlatego ich właściciele są bardziej chętni do obniżania cen wyjściowych. W efekcie możemy osiągnąć cenę o kilkanaście procent niższą.

money.pl

Studenckie mieszkania. Gdzie jest najdrożej?

Akademik najdroższy jest w Poznaniu. Za stancję i pokój w samodzielnie wynajmowanym mieszkaniu najwięcej zapłaci student w stolicy.

Na podstawie danych pochodzących z ogłoszeń wynajmu zamieszczanych w www.szybko.pl, ogólnodostępnych danych statystycznych, badań i ankiet, powstało zestawienie kosztów mieszkaniowych, które ponoszą studenci mieszkający w 15 największych polskich miastach.

Przy standardowych, dostępnych każdemu studentowi opcjach mieszkaniowych, szacunkowy minimalny koszt zakwaterowania oscyluje wokół kwoty 11 tys. 925 złotych i jest to koszt miejsca w akademiku w Łodzi (pomijamy sytuacje, kiedy student mieszka z rodzicami, rodziną lub krewnymi i przyjaciółmi i nie płaci za mieszkanie).

W przypadku akademika najdrożej będzie w Poznaniu, przez 5 lat wydatki wyniosą około 15 tys. 435 złotych.

 W przypadku stancji szacunkowe koszty mieszkania w trakcie studiów wyniosą od 15 tys. 300 złotych w Rzeszowie do 31 tys. 050 w Warszawie.

Komfortowe aczkolwiek bardzo kosztowne jest samodzielne wynajęcie kawalerki: najmniejsze wydatki poniosą studiujący w Toruniu 36 tys. 900 złotych, w Warszawie będzie to ponad 66 tysięcy przez okres studiów.

Co wybrać i ile to kosztuje?

Statystyczny student ma kilka możliwości kwaterunkowych. Jeśli nie wyjeżdża na okres studiów poza miejsce zamieszkania, może mieszkać z rodzicami. Dla młodych ludzi emigrujących na okres studiów pozostają: akademik, stancja, wynajęte mieszkanie i dostępne niewielkiej grupie szczęśliwców własne mieszkanie.

Akademik jest najtańszą formą zakwaterowania, ceny zaczynają się już od 170 złotych miesięcznie za miejsce w pokoju 3-osobowym lub większym w Krakowie, a kończą się na 425 za jedynkę w Poznaniu. Jednym z najpoważniejszych problemów związanych z akademikami jest ich mała dostępność. Największe szanse na mieszkanie w akademiku mają młodzi ludzie rozpoczynający studia w województwie małopolskim, opolskim, śląskim i wielkopolskim. Tam 10 na 100 studentów ma zapewnione miejsca w akademikach. Najgorzej jest w województwie mazowieckim. Mimo największej w Polsce liczby dostępnych miejsc, na 100 studentów przypada zaledwie 6,2 miejsca. Nieco lepiej jest w łódzkim, śląskim i wielkopolskim, gdzie 6,4% studentów może mieszkać w akademiku.

Innym sposobem na zakwaterowanie jest stancja. Ponieważ w klasyfikacji kosztowej jest na trzecim miejscu, po mieszkaniu z rodzicami i w akademiku, jest to forma stosunkowo powszechna. Wynajęcie pokoju przy rodzinie lub osobie samotnej najtańsze jest w Rzeszowie i Białymstoku. W tych miastach koszt jest niewiele wyższy niż koszt miejsca w akademiku. Najdrożej jest w Warszawie - 690 złotych miesięcznie i we Wrocławiu - 630.

Najliczniejsza grupa studentów - około 60% - wynajmuje mieszkania samodzielnie lub ze znajomymi. W okresie sierpnia i września, kiedy studenci poszukują mieszkań na kolejny rok akademicki, oferty przestają być aktualne nawet w ciągu kilku godzin, a właściciele windują ceny wynajmowanych mieszkań nawet o kilkaset złotych.

W tym roku najprawdopodobniej nie powtórzy się taki scenariusz, a to dzięki znacznemu wzrostowi liczby mieszkań do wynajęcia. W serwisie ogłoszeniowym www.szybko.pl, w porównaniu z ubiegłym rokiem, dostępnych jest dwa i pół razy więcej ofert wynajmu.

 

źródło: dom.money.pl

Studenckie mieszkania. Gdzie jest najdrożej?

Akademik najdroższy jest w Poznaniu. Za stancję i pokój w samodzielnie wynajmowanym mieszkaniu najwięcej zapłaci student w stolicy.

Na podstawie danych pochodzących z ogłoszeń wynajmu zamieszczanych w www.szybko.pl, ogólnodostępnych danych statystycznych, badań i ankiet, powstało zestawienie kosztów mieszkaniowych, które ponoszą studenci mieszkający w 15 największych polskich miastach.

Przy standardowych, dostępnych każdemu studentowi opcjach mieszkaniowych, szacunkowy minimalny koszt zakwaterowania oscyluje wokół kwoty 11 tys. 925 złotych i jest to koszt miejsca w akademiku w Łodzi (pomijamy sytuacje, kiedy student mieszka z rodzicami, rodziną lub krewnymi i przyjaciółmi i nie płaci za mieszkanie).

W przypadku akademika najdrożej będzie w Poznaniu, przez 5 lat wydatki wyniosą około 15 tys. 435 złotych.

 W przypadku stancji szacunkowe koszty mieszkania w trakcie studiów wyniosą od 15 tys. 300 złotych w Rzeszowie do 31 tys. 050 w Warszawie.

Komfortowe aczkolwiek bardzo kosztowne jest samodzielne wynajęcie kawalerki: najmniejsze wydatki poniosą studiujący w Toruniu 36 tys. 900 złotych, w Warszawie będzie to ponad 66 tysięcy przez okres studiów.

Co wybrać i ile to kosztuje?

Statystyczny student ma kilka możliwości kwaterunkowych. Jeśli nie wyjeżdża na okres studiów poza miejsce zamieszkania, może mieszkać z rodzicami. Dla młodych ludzi emigrujących na okres studiów pozostają: akademik, stancja, wynajęte mieszkanie i dostępne niewielkiej grupie szczęśliwców własne mieszkanie.

Akademik jest najtańszą formą zakwaterowania, ceny zaczynają się już od 170 złotych miesięcznie za miejsce w pokoju 3-osobowym lub większym w Krakowie, a kończą się na 425 za jedynkę w Poznaniu. Jednym z najpoważniejszych problemów związanych z akademikami jest ich mała dostępność. Największe szanse na mieszkanie w akademiku mają młodzi ludzie rozpoczynający studia w województwie małopolskim, opolskim, śląskim i wielkopolskim. Tam 10 na 100 studentów ma zapewnione miejsca w akademikach. Najgorzej jest w województwie mazowieckim. Mimo największej w Polsce liczby dostępnych miejsc, na 100 studentów przypada zaledwie 6,2 miejsca. Nieco lepiej jest w łódzkim, śląskim i wielkopolskim, gdzie 6,4% studentów może mieszkać w akademiku.

Innym sposobem na zakwaterowanie jest stancja. Ponieważ w klasyfikacji kosztowej jest na trzecim miejscu, po mieszkaniu z rodzicami i w akademiku, jest to forma stosunkowo powszechna. Wynajęcie pokoju przy rodzinie lub osobie samotnej najtańsze jest w Rzeszowie i Białymstoku. W tych miastach koszt jest niewiele wyższy niż koszt miejsca w akademiku. Najdrożej jest w Warszawie - 690 złotych miesięcznie i we Wrocławiu - 630.

Najliczniejsza grupa studentów - około 60% - wynajmuje mieszkania samodzielnie lub ze znajomymi. W okresie sierpnia i września, kiedy studenci poszukują mieszkań na kolejny rok akademicki, oferty przestają być aktualne nawet w ciągu kilku godzin, a właściciele windują ceny wynajmowanych mieszkań nawet o kilkaset złotych.

W tym roku najprawdopodobniej nie powtórzy się taki scenariusz, a to dzięki znacznemu wzrostowi liczby mieszkań do wynajęcia. W serwisie ogłoszeniowym www.szybko.pl, w porównaniu z ubiegłym rokiem, dostępnych jest dwa i pół razy więcej ofert wynajmu.

 

źródło: dom.money.pl

W Sejmie o świadectwach energetycznych

Projekt ustawy nowelizującej Prawo budowlane zakłada, że świadectwa energetyczne budynków i lokali będą mogły wystawiać osoby, które ukończyły studia magisterskie lub inżynierskie na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewnych.

We wtorek, podczas II czytania w Sejmie Wiesław Andrzej Szczepański z Lewicy zgłosił poprawkę, aby świadectw nie mogli wystawiać właściciele lokali. Projekt powrócił do dalszych prac w komisji infrastruktury.

Od 1 stycznia 2009 roku budynki oddawane do użytku muszą mieć świadectwa energetyczne. W przypadku ich braku, nieruchomości nie będą mogły uzyskać pozwolenia na użytkowanie. Wymóg posiadania świadectwa jest konsekwencją Prawa budowlanego, które weszło w życie od początku tego roku.

Z informacji zawartych w świadectwach wynikać ma m.in., ile energii elektrycznej zużyje potencjalnie budynek lub lokal. Świadectwo charakterystyki energetycznej ważne jest 10 lat.

- Projekt nowelizacji dostosowuje nas do prawa unijnego. Ma on na celu m.in. określenie sytuacji, w których powstaje obowiązek sporządzenia świadectwa charakterystyki energetycznej lokalu mieszkalnego, poszerza katalog osób, które będą mogły wystawiać taki dokument - powiedział Adamczyk.

Posłanka Aldona Młyńczak (PO) wskazała, że nowe regulacje będą miały pozytywny wpływ na rozwój budownictwa energooszczędnego i zwiększenie efektywności energetycznej budynków.

- Wprowadzone rozwiązania stwarzają możliwość zdobycia nowego zawodu przez wszystkie osoby, które ukończyły odpowiednie studia magisterskie oraz inżynierskie, odbyły szkolenie i zdały egzamin lub też posiadają stosowne uprawnienia budowlane - powiedziała.

Poseł PiS Edward Czesak wyraził nadzieję, że nowelizacja może pomóc w podejmowaniu decyzji o kupnie mieszkania czy też domu. "Osoba taka będzie miała możliwość oszacowania zużytej energii w danym lokalu".

źródło informacji: PAP

interia.pl

W Sejmie o świadectwach energetycznych

Projekt ustawy nowelizującej Prawo budowlane zakłada, że świadectwa energetyczne budynków i lokali będą mogły wystawiać osoby, które ukończyły studia magisterskie lub inżynierskie na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewnych.

We wtorek, podczas II czytania w Sejmie Wiesław Andrzej Szczepański z Lewicy zgłosił poprawkę, aby świadectw nie mogli wystawiać właściciele lokali. Projekt powrócił do dalszych prac w komisji infrastruktury.

Od 1 stycznia 2009 roku budynki oddawane do użytku muszą mieć świadectwa energetyczne. W przypadku ich braku, nieruchomości nie będą mogły uzyskać pozwolenia na użytkowanie. Wymóg posiadania świadectwa jest konsekwencją Prawa budowlanego, które weszło w życie od początku tego roku.

Z informacji zawartych w świadectwach wynikać ma m.in., ile energii elektrycznej zużyje potencjalnie budynek lub lokal. Świadectwo charakterystyki energetycznej ważne jest 10 lat.

- Projekt nowelizacji dostosowuje nas do prawa unijnego. Ma on na celu m.in. określenie sytuacji, w których powstaje obowiązek sporządzenia świadectwa charakterystyki energetycznej lokalu mieszkalnego, poszerza katalog osób, które będą mogły wystawiać taki dokument - powiedział Adamczyk.

Posłanka Aldona Młyńczak (PO) wskazała, że nowe regulacje będą miały pozytywny wpływ na rozwój budownictwa energooszczędnego i zwiększenie efektywności energetycznej budynków.

- Wprowadzone rozwiązania stwarzają możliwość zdobycia nowego zawodu przez wszystkie osoby, które ukończyły odpowiednie studia magisterskie oraz inżynierskie, odbyły szkolenie i zdały egzamin lub też posiadają stosowne uprawnienia budowlane - powiedziała.

Poseł PiS Edward Czesak wyraził nadzieję, że nowelizacja może pomóc w podejmowaniu decyzji o kupnie mieszkania czy też domu. "Osoba taka będzie miała możliwość oszacowania zużytej energii w danym lokalu".

źródło informacji: PAP

interia.pl

Na wpis do księgi wieczystej czeka się nawet rok

Kolejki w wydziałach ksiąg wieczystych nie maleją. - Mimo informatyzacji w dalszym ciągu rozpatrzenie wniosku o dokonanie wpisu do księgi wieczystej trwa wiele miesięcy, w niektórych wypadkach prawie rok - sygnalizuje Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich.

Sytuacja taka występuje nie tylko w dużych ośrodkach, ale także w małych miejscowościach, gdzie skala obrotu nieruchomościami, a co za tym idzie, zakres jego ewidencjonowania w księgach nie są znaczne.

Przewlekłość postępowania wieczystoksięgowego ogranicza pewność obrotu nieruchomościami i sprawia, że koszty kredytu hipotecznego są znacznie wyższe.

Zdaniem sędziów, do opóźnień przyczynił się nie tylko wzmożony popyt na nieruchomości. Część winy ponosi także ustawodawca.

- Do opóźnienia wpisów w księgach wieczystych przyczyniła się lawina wniosków w sprawie przekształcenia mieszkań spółdzielczych za tzw. złotówkę. Ustawodawca nie przewidział, że tysiące osób, które miały mieszkania spółdzielcze własnościowe, zechcą je wykupić i wpisać do księgi. Sądy nie były w stanie sobie z tym poradzić - odpiera zarzuty Waldemar Żurek, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie.

Paradoksalnie opóźnienia powoduje również informatyzacja. Wszystkie księgi w formie papierowej muszą przybrać postać elektroniczną. To także zajmuje czas - tłumaczą sędziowie.

Katarzyna Wójcik-Adamska

interia.pl

Na wpis do księgi wieczystej czeka się nawet rok

Kolejki w wydziałach ksiąg wieczystych nie maleją. - Mimo informatyzacji w dalszym ciągu rozpatrzenie wniosku o dokonanie wpisu do księgi wieczystej trwa wiele miesięcy, w niektórych wypadkach prawie rok - sygnalizuje Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich.

Sytuacja taka występuje nie tylko w dużych ośrodkach, ale także w małych miejscowościach, gdzie skala obrotu nieruchomościami, a co za tym idzie, zakres jego ewidencjonowania w księgach nie są znaczne.

Przewlekłość postępowania wieczystoksięgowego ogranicza pewność obrotu nieruchomościami i sprawia, że koszty kredytu hipotecznego są znacznie wyższe.

Zdaniem sędziów, do opóźnień przyczynił się nie tylko wzmożony popyt na nieruchomości. Część winy ponosi także ustawodawca.

- Do opóźnienia wpisów w księgach wieczystych przyczyniła się lawina wniosków w sprawie przekształcenia mieszkań spółdzielczych za tzw. złotówkę. Ustawodawca nie przewidział, że tysiące osób, które miały mieszkania spółdzielcze własnościowe, zechcą je wykupić i wpisać do księgi. Sądy nie były w stanie sobie z tym poradzić - odpiera zarzuty Waldemar Żurek, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie.

Paradoksalnie opóźnienia powoduje również informatyzacja. Wszystkie księgi w formie papierowej muszą przybrać postać elektroniczną. To także zajmuje czas - tłumaczą sędziowie.

Katarzyna Wójcik-Adamska

interia.pl

Złoty do weekendu będzie zyskiwał

Zdaniem ekspertów, do końca tygodnia złoty będzie zyskiwał i przed weekendem będzie wyceniany na 4,22 wobec euro.
Dziś złoty będzie się dalej umacniał. Spodziewam się, że dzisiejsza sesja zamknie złotego w przedziale 4,27-4,30/EUR" - powiedział PAP Tomasz Nowakowski z Fortis Banku.

Nowakowski szacuje, że trend umacniający złotego utrzyma się do końca tygodnia, kiedy to złoty osiągnie wartość 4,22 wobec euro.

"Aprecjacja złotego jest skutkiem dobrych nastrojów na rynkach globalnych. Do góry idą giełdy, wzrasta cena ropy, słabnie zaś dolar. To wszystko powoduje umacnianie się złotego" - dodał.

Zdaniem analityków banku BPH, umacniający się złoty powinien spowodować ograniczone spadki rentowności.

Mniejsze znaczenie będzie miała ostatnia z zaplanowanych na ten miesiąc aukcja obligacji, na której MF zaoferuje 5-letnie papiery (PS0414) o wartości 1-2 mld zł.

"Przetarg będzie najprawdopodobniej należał do udanych, niemniej jednak nie będzie to miało większego przełożenia na rynek wtórny. Czynnikiem, który ponownie zacznie odgrywać ważną rolę, będzie kurs złotego. Jego znaczące umocnienie i ewentualne dalsze umocnienie w kierunku 4,25/EUR może dziś spowodować kolejne, aczkolwiek ograniczone, spadki rentowności" - napisali w porannym biuletynie.

           środa       wtorek     wtorek    
           9.10        16.25      9.15        

EUR/PLN    4,2863      4,3310     4,3709        
USD/PLN    3,0503      3,0990     3,3175  
EUR/USD    1,4055      1,3971     1,3972  

OK0112     5,31        5,31       5,31  
PS0414     5,59        5,63       5,60  
DS1019     6,23        6,22       6,23     
 
źródło: onet.pl

Złoty do weekendu będzie zyskiwał

Zdaniem ekspertów, do końca tygodnia złoty będzie zyskiwał i przed weekendem będzie wyceniany na 4,22 wobec euro.
Dziś złoty będzie się dalej umacniał. Spodziewam się, że dzisiejsza sesja zamknie złotego w przedziale 4,27-4,30/EUR" - powiedział PAP Tomasz Nowakowski z Fortis Banku.

Nowakowski szacuje, że trend umacniający złotego utrzyma się do końca tygodnia, kiedy to złoty osiągnie wartość 4,22 wobec euro.

"Aprecjacja złotego jest skutkiem dobrych nastrojów na rynkach globalnych. Do góry idą giełdy, wzrasta cena ropy, słabnie zaś dolar. To wszystko powoduje umacnianie się złotego" - dodał.

Zdaniem analityków banku BPH, umacniający się złoty powinien spowodować ograniczone spadki rentowności.

Mniejsze znaczenie będzie miała ostatnia z zaplanowanych na ten miesiąc aukcja obligacji, na której MF zaoferuje 5-letnie papiery (PS0414) o wartości 1-2 mld zł.

"Przetarg będzie najprawdopodobniej należał do udanych, niemniej jednak nie będzie to miało większego przełożenia na rynek wtórny. Czynnikiem, który ponownie zacznie odgrywać ważną rolę, będzie kurs złotego. Jego znaczące umocnienie i ewentualne dalsze umocnienie w kierunku 4,25/EUR może dziś spowodować kolejne, aczkolwiek ograniczone, spadki rentowności" - napisali w porannym biuletynie.

           środa       wtorek     wtorek    
           9.10        16.25      9.15        

EUR/PLN    4,2863      4,3310     4,3709        
USD/PLN    3,0503      3,0990     3,3175  
EUR/USD    1,4055      1,3971     1,3972  

OK0112     5,31        5,31       5,31  
PS0414     5,59        5,63       5,60  
DS1019     6,23        6,22       6,23     
 
źródło: onet.pl

555 głosów na Buzka. Polak szefem PE!

Niespodzianki nie było Polskiego kandydata poparła zdecydowana większość eurodeputowanych.

Na Jerzego Buzka głosowało 555 europosłów spośród 713, którzy brali udział w wyborach. Oddano w sumie 644 głosów ważnych. Konkurentka Buzka Szwedka Eva-Britt Svensson dostała 89 głosów.

Po wyborze Buzek podziękował za wybór.  - To dla mnie wielkie wyzwanie i wielki zaszczyt. Zrobię wszystko, by nie zawieść, tych którzy na mnie głosowali. Tych, którzy na mnie nie głosowali chcę przekonać do siebie - podkreślał Jerzy Buzek.

Buzek stwierdził, że jego wybór to wielki dzień i znak dla krajów Europy Środkowej i Wschodniej. - To wyraz hołdu dla milionów obywatelu tych krajów, którzy nie poddali się złowrogiemu systemowi. Czuję się reprezentantem tych krajów - podkreślał nowy szef PE.

Buzek będzie kierował pracami PE przez najbliższe dwa i pół roku. W przemówieniu przed wyborem określił swoje priorytety. To: rozwój nauki, zmiany klimatyczne, kryzys gospodarczy oraz współpraca z Partnerstwem Wschodnim.

 

money.pl

555 głosów na Buzka. Polak szefem PE!

Niespodzianki nie było Polskiego kandydata poparła zdecydowana większość eurodeputowanych.

Na Jerzego Buzka głosowało 555 europosłów spośród 713, którzy brali udział w wyborach. Oddano w sumie 644 głosów ważnych. Konkurentka Buzka Szwedka Eva-Britt Svensson dostała 89 głosów.

Po wyborze Buzek podziękował za wybór.  - To dla mnie wielkie wyzwanie i wielki zaszczyt. Zrobię wszystko, by nie zawieść, tych którzy na mnie głosowali. Tych, którzy na mnie nie głosowali chcę przekonać do siebie - podkreślał Jerzy Buzek.

Buzek stwierdził, że jego wybór to wielki dzień i znak dla krajów Europy Środkowej i Wschodniej. - To wyraz hołdu dla milionów obywatelu tych krajów, którzy nie poddali się złowrogiemu systemowi. Czuję się reprezentantem tych krajów - podkreślał nowy szef PE.

Buzek będzie kierował pracami PE przez najbliższe dwa i pół roku. W przemówieniu przed wyborem określił swoje priorytety. To: rozwój nauki, zmiany klimatyczne, kryzys gospodarczy oraz współpraca z Partnerstwem Wschodnim.

 

money.pl

Państwo pomoże w spłacie kredytów

Prezydent Lech Kaczyński podpisał ustawę o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom, które utraciły pracę. Ustawa przewiduje, że państwo będzie udzielało osobom bezrobotnym rocznej pożyczki.

Zgodnie z ustawą, bezrobotni będą mogli uzyskać od państwa do 1,2 tys. zł miesięcznie na spłatę zaciągniętych przez nich kredytów mieszkaniowych. Środki wpłyną bezpośrednio do banków, z którymi klienci ci mają umowy. Państwo będzie udzielało bezrobotnym pożyczek na rok.

Decyzję o przyznaniu wsparcia ma przyznawać starosta, a wniosek trzeba będzie złożyć do urzędu pracy, w którym dana osoba jest zarejestrowana. Pieniądze wypłacać będzie Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK). Będą one trafiały bezpośrednio do banków, w których osoby uzyskujące pomoc zaciągnęły kredyty.

Ustawa adresowana jest do osób, które utraciły pracę po 1 lipca 2008 r. i złożą wniosek o udzielenie pomocy do końca 2010 r. Na pomoc mogą liczyć osoby, które posiadają tylko jedno mieszkanie obciążone kredytem lub dom jednorodzinny.

Z dopłat będą mogły korzystać też osoby, które prowadziły samodzielną działalność na własny rachunek, ale w związku z kryzysem musiały z niej zrezygnować. Pomocą objęci będą również małżonkowie posiadający wspólnotę majątkową, jeżeli pracę utracił współmałżonek niebędący kredytobiorcą.

Pomoc państwa będzie przerwana, jeśli kredyt zostanie spłacony, korzystający z pomocy przestanie być bezrobotnym, sprzeda dom lub mieszkanie, na które uzyskał pomoc, zostanie wypowiedziana umowa kredytu lub dojdzie do egzekucji należności z kredytowanego mieszkania.

Ustawa przewiduje zwrot udzielonej pomocy - jej spłata będzie rozpoczynała się po dwóch latach i trwała w ratach przez osiem lat. Pomoc ma być nieoprocentowana. Przewidziano także, że starosta może odroczyć termin płatności, rozłożyć spłatę na raty, umorzyć w całości lub w części spłatę zobowiązania, np. w przypadkach trudnej sytuacji materialnej kredytobiorcy.

Środki będą pochodziły z Funduszu Pracy. Rząd przewiduje, że pożyczki będą kosztować fundusz około 440 mln zł.

W czerwcu br. wiceminister pracy i polityki społecznej Agnieszka Chłoń-Domińczak poinformowała, że system pomocy finansowej może ruszyć na początku sierpnia. Zaznaczyła jednak, że wiele zależy od tego, jak nad tymi rozwiązaniami będzie pracować parlament oraz od tego, kiedy ustawę podpisze prezydent.



(PAP)

money.pl

Państwo pomoże w spłacie kredytów

Prezydent Lech Kaczyński podpisał ustawę o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom, które utraciły pracę. Ustawa przewiduje, że państwo będzie udzielało osobom bezrobotnym rocznej pożyczki.

Zgodnie z ustawą, bezrobotni będą mogli uzyskać od państwa do 1,2 tys. zł miesięcznie na spłatę zaciągniętych przez nich kredytów mieszkaniowych. Środki wpłyną bezpośrednio do banków, z którymi klienci ci mają umowy. Państwo będzie udzielało bezrobotnym pożyczek na rok.

Decyzję o przyznaniu wsparcia ma przyznawać starosta, a wniosek trzeba będzie złożyć do urzędu pracy, w którym dana osoba jest zarejestrowana. Pieniądze wypłacać będzie Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK). Będą one trafiały bezpośrednio do banków, w których osoby uzyskujące pomoc zaciągnęły kredyty.

Ustawa adresowana jest do osób, które utraciły pracę po 1 lipca 2008 r. i złożą wniosek o udzielenie pomocy do końca 2010 r. Na pomoc mogą liczyć osoby, które posiadają tylko jedno mieszkanie obciążone kredytem lub dom jednorodzinny.

Z dopłat będą mogły korzystać też osoby, które prowadziły samodzielną działalność na własny rachunek, ale w związku z kryzysem musiały z niej zrezygnować. Pomocą objęci będą również małżonkowie posiadający wspólnotę majątkową, jeżeli pracę utracił współmałżonek niebędący kredytobiorcą.

Pomoc państwa będzie przerwana, jeśli kredyt zostanie spłacony, korzystający z pomocy przestanie być bezrobotnym, sprzeda dom lub mieszkanie, na które uzyskał pomoc, zostanie wypowiedziana umowa kredytu lub dojdzie do egzekucji należności z kredytowanego mieszkania.

Ustawa przewiduje zwrot udzielonej pomocy - jej spłata będzie rozpoczynała się po dwóch latach i trwała w ratach przez osiem lat. Pomoc ma być nieoprocentowana. Przewidziano także, że starosta może odroczyć termin płatności, rozłożyć spłatę na raty, umorzyć w całości lub w części spłatę zobowiązania, np. w przypadkach trudnej sytuacji materialnej kredytobiorcy.

Środki będą pochodziły z Funduszu Pracy. Rząd przewiduje, że pożyczki będą kosztować fundusz około 440 mln zł.

W czerwcu br. wiceminister pracy i polityki społecznej Agnieszka Chłoń-Domińczak poinformowała, że system pomocy finansowej może ruszyć na początku sierpnia. Zaznaczyła jednak, że wiele zależy od tego, jak nad tymi rozwiązaniami będzie pracować parlament oraz od tego, kiedy ustawę podpisze prezydent.



(PAP)

money.pl

Za maksymalny kredyt 5 m.kw. mieszkania mniej

Po czerwcowym spadku, lipiec przyniósł ponowny wzrost zdolności kredytowej, czyli maksymalnej kwoty kredytu mieszkaniowego, jaką banki gotowe są przyznać kredytobiorcy o określonych parametrach – wskazują dane Expandera. W stosunku do maja ub.r. banki na tyle jednak zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów, że mimo spadku cen mieszkań za maksymalny kredyt można kupić w Warszawie 5 m.kw. mieszkania mniej, a w Gdyni ponad 8 m.kw. mniej.

4-osobowa rodzina o dochodach 3,5 tys. zł netto może obecnie uzyskać kredyt mieszkaniowy w złotych na kwotę 211 tys. zł – to przeciętna wartość z ponad 20 banków ujętych w zestawieniu Expandera. Kwota dostępnego kredytu jest o 15 tys. zł większa niż w grudniu 2008 r., kiedy zdolność była najniższa. Mimo wzrostu zdolności kredytowej w tym roku wciąż jest ona znacząco niższa niż przed kryzysem. Jeszcze w maju ubiegłego roku maksymalna zdolność wynosiła bowiem ok. 272 tys.

zł, a w maju 2007 r. aż 313 tys. zł. W stosunku do czerwca tego roku zdolność wzrosła o niespełna 4,5 tys. zł.

 

Pomógł spadek oprocentowania

Zmiany poziomu zdolności kredytowej są związane są ściśle związane z oprocentowaniem kredytu. Im jest ono niższe, czyli niższa jest miesięczna rata, tym bank gotów jest udzielić wyższej kwoty kredytu. Lipcowy wzrost zdolności spowodowany jest przede wszystkim spadkiem przeciętnego (mediany) oprocentowania kredytów z 7,43% w czerwcu do 7,28% w lipcu (kredyt na 300 tys. zł, 25% wkładu własnego, 30 lat), co z kolei było spowodowane nieznacznym obniżeniem stopy WIBOR. Wysokość kwoty, jaką bank pożyczy zależy też od okresu kredytowania. Zdolność rośnie wraz z wydłużeniem tego okresu. Poza tym, w narzędziach służących do wyliczenia zdolności kredytowej banki uwzględniają też inne czynniki, przede wszystkim wysokość miesięcznego dochodu, ale również koszty utrzymania czy liczbę osób w rodzinie. Różnice w wysokości maksymalnej kwoty w poszczególnych bankach są efektem różnej polityki kredytowej, która znajduje odzwierciedlenie w stosowanych narzędziach.

Należy jednak zaznaczyć, że oferty niektórych banków znacznie odbiegają od średniej. Najkorzystniej zdolność kredytową w złotych oblicza Polbank, który jest gotów przyznać rodzinie z naszego przykładu aż 337 tys. zł. Wysokie kwoty przyznają również BGŻ (281 tys. zł) i Bank BPH (277 tys. zł). Najmniejszego kredytu udzieli natomiast Nordea – tylko 103 tys. zł. Niskie kwoty kredytów przyznają również GE Money Bank (105 tys. zl) i Kredyt Bank (131 tys. zł). W zestawieniu uwzględnione są wartości maksymalne kredytu w poszczególnych bankach. Uzyskanie takiej kwoty może się wiązać z koniecznością spełnienia dodatkowych warunków, np. wykupienia ubezpieczenia na życie. 

O 21 tys. zł więcej kredytu we frankach

W przypadku oferty kredytów we frankach szwajcarskich też nie można mówić o przełomie nw zakresie wyliczania przez banki zdolności kredytowej. Zdolność ta wzrosła co prawda w lipcu w porównaniu z czerwca, jednak w czerwcu była najniższa w badanym okresie. Obecnie rodzina z naszego przykładu przeciętnie może uzyskać kredyt na kwotę 166 tys. zł, a przed miesiącem było to 145 tys. zł. Przyczyna wzrostu jest taka sama, jak w przypadku kredytów w złotych, czyli spadek oprocentowania. Przeciętne (mediana) oprocentowania spadło od czerwca z 4,2% do 4% (kredyt na 300 tys. zł, 30 lat). Analizując sytuację w segmencie kredytów we frankach trzeba jednak pamiętać o skromnej liczbie banków, które mają w ofercie takie kredyty, co ogranicza „użyteczność” wartości średnich.

Ogromne rozbieżności w ofertach

Podobnie, jak w przypadku kredytów w złotych maksymalna kwota kredytu we frankach jest obecnie znacznie niższa niż przed kryzysem. W maju ubiegłego roku maksymalna kwota wynosiła 247 tys. zł, a w maju 2007 r. było to 259 tys. zł. Także i w tym przypadku istnieją znaczne rozbieżności w ofertach. Najwięcej, bo aż 267 tys. zł jest gotów pożyczyć rodzinie z naszego przykładu Polbank, a najmniej Bank Nordea – 92 tys. zł.

Trzeba zrezygnować z jednego pokoju

Spadek zdolności kredytowej w okresie ostatnich 15 miesięcy miał większy wpływ na „siłę nabywczą” kredytu odpowiadającego maksymalnej zdolności, niż towarzyszący mu spadek cen mieszkań. Oznacza to, że korzyści ze spadku cen mieszkań z nawiązką zniwelowało zaostrzenie polityki kredytowej banków. Sprawdziliśmy, ile m.kw. mieszkania można było kupić za kredyt odpowiadający maksymalnej zdolności rodziny z naszego przykładu w wybranych miastach Polski w lipcu br. i w maju 2008 r., czyli przed kryzysem. Dane o cenach mieszkań pochodzą z cyklicznego raportu Expandera i szybko.pl

Najmniej metrów kwadratowych może dziś kupić rodzina w ramach maksymalnej kwoty kredytu w Sopocie (21), a najwięcej w Poznaniu (ponad 37). Analogicznie sytuacja wyglądała w maju 2008 r., jednak liczba dostępnych za maksymalna kwotę kredytu metrów kwadratowych była znacznie większa. W największym stopniu, w stosunku do maja ub.r., spadła „siła nabywcza” maksymalnego kredytu w Gdyni, gdzie rodzina z naszego przykładu może kupić o ponad 8 m. kw. mieszkania mniej. Najmniejszy spadek (o niespełna 3 m.kw.) miał miejsce w Sopocie.

Katarzyna Siwek,

Jarosław Sadowski, Expander

inwestycje.pl

Za maksymalny kredyt 5 m.kw. mieszkania mniej

Po czerwcowym spadku, lipiec przyniósł ponowny wzrost zdolności kredytowej, czyli maksymalnej kwoty kredytu mieszkaniowego, jaką banki gotowe są przyznać kredytobiorcy o określonych parametrach – wskazują dane Expandera. W stosunku do maja ub.r. banki na tyle jednak zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów, że mimo spadku cen mieszkań za maksymalny kredyt można kupić w Warszawie 5 m.kw. mieszkania mniej, a w Gdyni ponad 8 m.kw. mniej.

4-osobowa rodzina o dochodach 3,5 tys. zł netto może obecnie uzyskać kredyt mieszkaniowy w złotych na kwotę 211 tys. zł – to przeciętna wartość z ponad 20 banków ujętych w zestawieniu Expandera. Kwota dostępnego kredytu jest o 15 tys. zł większa niż w grudniu 2008 r., kiedy zdolność była najniższa. Mimo wzrostu zdolności kredytowej w tym roku wciąż jest ona znacząco niższa niż przed kryzysem. Jeszcze w maju ubiegłego roku maksymalna zdolność wynosiła bowiem ok. 272 tys.

zł, a w maju 2007 r. aż 313 tys. zł. W stosunku do czerwca tego roku zdolność wzrosła o niespełna 4,5 tys. zł.

 

Pomógł spadek oprocentowania

Zmiany poziomu zdolności kredytowej są związane są ściśle związane z oprocentowaniem kredytu. Im jest ono niższe, czyli niższa jest miesięczna rata, tym bank gotów jest udzielić wyższej kwoty kredytu. Lipcowy wzrost zdolności spowodowany jest przede wszystkim spadkiem przeciętnego (mediany) oprocentowania kredytów z 7,43% w czerwcu do 7,28% w lipcu (kredyt na 300 tys. zł, 25% wkładu własnego, 30 lat), co z kolei było spowodowane nieznacznym obniżeniem stopy WIBOR. Wysokość kwoty, jaką bank pożyczy zależy też od okresu kredytowania. Zdolność rośnie wraz z wydłużeniem tego okresu. Poza tym, w narzędziach służących do wyliczenia zdolności kredytowej banki uwzględniają też inne czynniki, przede wszystkim wysokość miesięcznego dochodu, ale również koszty utrzymania czy liczbę osób w rodzinie. Różnice w wysokości maksymalnej kwoty w poszczególnych bankach są efektem różnej polityki kredytowej, która znajduje odzwierciedlenie w stosowanych narzędziach.

Należy jednak zaznaczyć, że oferty niektórych banków znacznie odbiegają od średniej. Najkorzystniej zdolność kredytową w złotych oblicza Polbank, który jest gotów przyznać rodzinie z naszego przykładu aż 337 tys. zł. Wysokie kwoty przyznają również BGŻ (281 tys. zł) i Bank BPH (277 tys. zł). Najmniejszego kredytu udzieli natomiast Nordea – tylko 103 tys. zł. Niskie kwoty kredytów przyznają również GE Money Bank (105 tys. zl) i Kredyt Bank (131 tys. zł). W zestawieniu uwzględnione są wartości maksymalne kredytu w poszczególnych bankach. Uzyskanie takiej kwoty może się wiązać z koniecznością spełnienia dodatkowych warunków, np. wykupienia ubezpieczenia na życie. 

O 21 tys. zł więcej kredytu we frankach

W przypadku oferty kredytów we frankach szwajcarskich też nie można mówić o przełomie nw zakresie wyliczania przez banki zdolności kredytowej. Zdolność ta wzrosła co prawda w lipcu w porównaniu z czerwca, jednak w czerwcu była najniższa w badanym okresie. Obecnie rodzina z naszego przykładu przeciętnie może uzyskać kredyt na kwotę 166 tys. zł, a przed miesiącem było to 145 tys. zł. Przyczyna wzrostu jest taka sama, jak w przypadku kredytów w złotych, czyli spadek oprocentowania. Przeciętne (mediana) oprocentowania spadło od czerwca z 4,2% do 4% (kredyt na 300 tys. zł, 30 lat). Analizując sytuację w segmencie kredytów we frankach trzeba jednak pamiętać o skromnej liczbie banków, które mają w ofercie takie kredyty, co ogranicza „użyteczność” wartości średnich.

Ogromne rozbieżności w ofertach

Podobnie, jak w przypadku kredytów w złotych maksymalna kwota kredytu we frankach jest obecnie znacznie niższa niż przed kryzysem. W maju ubiegłego roku maksymalna kwota wynosiła 247 tys. zł, a w maju 2007 r. było to 259 tys. zł. Także i w tym przypadku istnieją znaczne rozbieżności w ofertach. Najwięcej, bo aż 267 tys. zł jest gotów pożyczyć rodzinie z naszego przykładu Polbank, a najmniej Bank Nordea – 92 tys. zł.

Trzeba zrezygnować z jednego pokoju

Spadek zdolności kredytowej w okresie ostatnich 15 miesięcy miał większy wpływ na „siłę nabywczą” kredytu odpowiadającego maksymalnej zdolności, niż towarzyszący mu spadek cen mieszkań. Oznacza to, że korzyści ze spadku cen mieszkań z nawiązką zniwelowało zaostrzenie polityki kredytowej banków. Sprawdziliśmy, ile m.kw. mieszkania można było kupić za kredyt odpowiadający maksymalnej zdolności rodziny z naszego przykładu w wybranych miastach Polski w lipcu br. i w maju 2008 r., czyli przed kryzysem. Dane o cenach mieszkań pochodzą z cyklicznego raportu Expandera i szybko.pl

Najmniej metrów kwadratowych może dziś kupić rodzina w ramach maksymalnej kwoty kredytu w Sopocie (21), a najwięcej w Poznaniu (ponad 37). Analogicznie sytuacja wyglądała w maju 2008 r., jednak liczba dostępnych za maksymalna kwotę kredytu metrów kwadratowych była znacznie większa. W największym stopniu, w stosunku do maja ub.r., spadła „siła nabywcza” maksymalnego kredytu w Gdyni, gdzie rodzina z naszego przykładu może kupić o ponad 8 m. kw. mieszkania mniej. Najmniejszy spadek (o niespełna 3 m.kw.) miał miejsce w Sopocie.

Katarzyna Siwek,

Jarosław Sadowski, Expander

inwestycje.pl

Wicepremier Pawlak: Wzmacniajmy własność prywatną

Ustalenie wysokości płacy minimalnej na poziomie 1317 zł brutto w 2010 r. oraz rozwiązania prywatyzacyjne, polegające na wykorzystaniu, w większym stopniu niż dotychczas, prywatyzacji pracowniczej – to główne tematy obrad Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych, której przewodniczył wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. O uzgodnieniach partnerów społecznych wicepremier poinformował na konferencji prasowej, która odbyła się 13 lipca br. w MG.
Strona społeczne przyjęła propozycję rządu, aby od 1 stycznia 2010 r. wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę wynosiła 1317 zł brutto, co stanowi 41,8 proc. średniego wynagrodzenia – powiedziała obecna na konferencji minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak. Wyjaśniła, że taka informacja ogłoszona już w połowie roku, ułatwia pracodawców planowanie działalności gospodarczej i przygotowanie kontraktów na 2010 r. – Już po raz drugi rządowi udało się osiągnąć, w ramach Komisji, porozumienie dotyczące płacy minimalnej. Żaden poprzedni tego nie dokonał – dodała szefowa MPiPS.

Wicepremier Waldemar Pawlak poinformował, że na dzisiejszym posiedzeniu Trójstronnej Komisji zaproponował partnerom społecznym większe wykorzystanie leasingu pracowniczego, tj. metody prywatyzacji, skierowanej głównie do osób zatrudnionych w sprzedawanym przedsiębiorstwie.– Chcemy, aby te firmy, które przez ostatnie 20 lat utrzymują się na rynku, w pierwszej kolejności zostały sprywatyzowane w oparciu o własność pracowniczą i menadżerską – wyjaśnił wiceszef rządu. Dodał, że ta inicjatywa mogłaby być rozpatrywana w ramach Komisji Trójstronnej i jej zespołów problemowych.

Propozycja wicepremiera Pawlaka jest również odpowiedzią na skutki kryzysu, pozwala bowiem na wzmocnienie prywatnej własności w Polsce. – Koresponduje to także z inicjatywą ministra rolnictwa, dotyczącą trwałego zagospodarowania ziemi. Chodzi o ułatwienie sprzedaży gruntów tym, którzy je dzierżawią, a także, przekształcenie prawa wieczystego użytkowania w prawo własności – dodał wiceszef rządu.
 
***

Posiedzenie plenarne i prezydium Trójstronnej Komisji do Spraw Społeczno-Gospodarczych odbyło się 13 lipca br. w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog”. Wzięli w nim udział, obok wicepremiera Waldemara Pawlaka i minister pracy Jolanty Fedak, również wiceminister gospodarki Rafał Baniak oraz przedstawiciele organizacji pracodawców i związków zawodowych. 

Ministerstwo Gospodarki

jn
inwestycje.pl

Wicepremier Pawlak: Wzmacniajmy własność prywatną

Ustalenie wysokości płacy minimalnej na poziomie 1317 zł brutto w 2010 r. oraz rozwiązania prywatyzacyjne, polegające na wykorzystaniu, w większym stopniu niż dotychczas, prywatyzacji pracowniczej – to główne tematy obrad Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych, której przewodniczył wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. O uzgodnieniach partnerów społecznych wicepremier poinformował na konferencji prasowej, która odbyła się 13 lipca br. w MG.
Strona społeczne przyjęła propozycję rządu, aby od 1 stycznia 2010 r. wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę wynosiła 1317 zł brutto, co stanowi 41,8 proc. średniego wynagrodzenia – powiedziała obecna na konferencji minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak. Wyjaśniła, że taka informacja ogłoszona już w połowie roku, ułatwia pracodawców planowanie działalności gospodarczej i przygotowanie kontraktów na 2010 r. – Już po raz drugi rządowi udało się osiągnąć, w ramach Komisji, porozumienie dotyczące płacy minimalnej. Żaden poprzedni tego nie dokonał – dodała szefowa MPiPS.

Wicepremier Waldemar Pawlak poinformował, że na dzisiejszym posiedzeniu Trójstronnej Komisji zaproponował partnerom społecznym większe wykorzystanie leasingu pracowniczego, tj. metody prywatyzacji, skierowanej głównie do osób zatrudnionych w sprzedawanym przedsiębiorstwie.– Chcemy, aby te firmy, które przez ostatnie 20 lat utrzymują się na rynku, w pierwszej kolejności zostały sprywatyzowane w oparciu o własność pracowniczą i menadżerską – wyjaśnił wiceszef rządu. Dodał, że ta inicjatywa mogłaby być rozpatrywana w ramach Komisji Trójstronnej i jej zespołów problemowych.

Propozycja wicepremiera Pawlaka jest również odpowiedzią na skutki kryzysu, pozwala bowiem na wzmocnienie prywatnej własności w Polsce. – Koresponduje to także z inicjatywą ministra rolnictwa, dotyczącą trwałego zagospodarowania ziemi. Chodzi o ułatwienie sprzedaży gruntów tym, którzy je dzierżawią, a także, przekształcenie prawa wieczystego użytkowania w prawo własności – dodał wiceszef rządu.
 
***

Posiedzenie plenarne i prezydium Trójstronnej Komisji do Spraw Społeczno-Gospodarczych odbyło się 13 lipca br. w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog”. Wzięli w nim udział, obok wicepremiera Waldemara Pawlaka i minister pracy Jolanty Fedak, również wiceminister gospodarki Rafał Baniak oraz przedstawiciele organizacji pracodawców i związków zawodowych. 

Ministerstwo Gospodarki

jn
inwestycje.pl

Powrót wzrostów na światowe parkiety

Wczoraj na giełdach w USA zapanował optymizm po pozytywnych rekomendacjach dla sektora bankowego. Indeks Dow Jones wzrósł o 2,27%, S&P 500 o 2,49%, a technologiczny Nasdaq zyskał 2,12%.

Giełdy na Wall Street były ciągnięte w górę przez sektor bankowy, który zyskiwał na fali optymistycznych prognoz jednego z analityków, zakładających 15-procentowy potencjał wzrostowy. Do poprawy sytuacji banków w największym stopniu przyczynić mają się zmiany przepisów księgowych oraz innych regulacji prawnych, mających pomóc pożyczkodawcom. Podczas wczorajszej sesji wzrostom przewodziły walory Goldman Sachs, Bank of America, JP Morgan, Citigroup. Na wartości zyskały również akcje banku UBS na fali doniesień o porozumieniu między szwajcarskim bankiem a rządem USA, dotyczącym ujawnienia tożsamości osób, posiadających konta w banku UBS, które są podejrzane o wykorzystywanie ich w celu unikania podatków.   

Dzisiejsza sesja w Azji również przebiegała pod znakiem wzrostów.

Japoński indeks Nikkei 225 zyskał 2,34%, przerywając w ten sposób trwające dziesięć kolejnych sesji spadki. Akcje spółki Komatsu wzrosły o 6% po informacji, że spółka ta wykazała w drugim kwartale dodatni wynik finansowy, dzięki redukcji kosztów oraz odradzającemu się popytowi ze strony Chin i innych gospodarek wschodzących. Koreański indeks KOSPI zwyżkował o 1% po tym, jak na poprzedniej sesji odnotował największy procentowy spadek od czterech miesięcy.

Podczas wczorajszej sesji w Europie również dominowały wzrosty, którym przewodziły banki oraz producenci ropy naftowej. Dzisiejszą sesję indeksy na Starym Kontynencie rozpoczęły na plusie – szczególnym zainteresowaniem w dalszym ciągu cieszyły się spółki z sektora finansowego. Na wartości zyskują również spółki wydobywcze w ślad za rosnącymi cenami metali. Dziś poznamy wyniki finansowe z kilku amerykańskich spółek m.in. z Goldman Sachs, którego dobry rezultat kwartalny może znacząco poprawić sentyment inwestycyjny.

 

Sporządzili:

Michał Fronc
Joanna Pluta
Departament Analiz
DM TMS Brokers S.A. 

Powrót wzrostów na światowe parkiety

Wczoraj na giełdach w USA zapanował optymizm po pozytywnych rekomendacjach dla sektora bankowego. Indeks Dow Jones wzrósł o 2,27%, S&P 500 o 2,49%, a technologiczny Nasdaq zyskał 2,12%.

Giełdy na Wall Street były ciągnięte w górę przez sektor bankowy, który zyskiwał na fali optymistycznych prognoz jednego z analityków, zakładających 15-procentowy potencjał wzrostowy. Do poprawy sytuacji banków w największym stopniu przyczynić mają się zmiany przepisów księgowych oraz innych regulacji prawnych, mających pomóc pożyczkodawcom. Podczas wczorajszej sesji wzrostom przewodziły walory Goldman Sachs, Bank of America, JP Morgan, Citigroup. Na wartości zyskały również akcje banku UBS na fali doniesień o porozumieniu między szwajcarskim bankiem a rządem USA, dotyczącym ujawnienia tożsamości osób, posiadających konta w banku UBS, które są podejrzane o wykorzystywanie ich w celu unikania podatków.   

Dzisiejsza sesja w Azji również przebiegała pod znakiem wzrostów.

Japoński indeks Nikkei 225 zyskał 2,34%, przerywając w ten sposób trwające dziesięć kolejnych sesji spadki. Akcje spółki Komatsu wzrosły o 6% po informacji, że spółka ta wykazała w drugim kwartale dodatni wynik finansowy, dzięki redukcji kosztów oraz odradzającemu się popytowi ze strony Chin i innych gospodarek wschodzących. Koreański indeks KOSPI zwyżkował o 1% po tym, jak na poprzedniej sesji odnotował największy procentowy spadek od czterech miesięcy.

Podczas wczorajszej sesji w Europie również dominowały wzrosty, którym przewodziły banki oraz producenci ropy naftowej. Dzisiejszą sesję indeksy na Starym Kontynencie rozpoczęły na plusie – szczególnym zainteresowaniem w dalszym ciągu cieszyły się spółki z sektora finansowego. Na wartości zyskują również spółki wydobywcze w ślad za rosnącymi cenami metali. Dziś poznamy wyniki finansowe z kilku amerykańskich spółek m.in. z Goldman Sachs, którego dobry rezultat kwartalny może znacząco poprawić sentyment inwestycyjny.

 

Sporządzili:

Michał Fronc
Joanna Pluta
Departament Analiz
DM TMS Brokers S.A. 

Bariery dla energooszczędnych

Coraz więcej Polaków chciałoby być właścicielami energooszczędnych domów i mieszkań, a kwestia ta staje się szczególnie paląca w kontekście nieustannie rosnących cen energii. Nadal jednak liczba "ciepłych" nieruchomości w naszym kraju jest niewielka. Przyczyny są różne.

Potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Rockwool Polska. Wprawdzie aż 86% architektów i 77% deweloperów jako główny i najważniejszy powód małej popularności energooszczędnego budownictwa w Polsce podaje ograniczone środki finansowe nabywców mieszkań, to jednak tylko 57% nabywców podziela ten pogląd.

Większość deweloperów i inwestorów (odpowiednio 62 i 58%) wskazuje na brak odpowiednich systemów wsparcia ze strony państwa, a ponad połowa architektów i deweloperów zwraca uwagę na brak wiedzy na temat korzyści ekonomicznych płynących z energooszczędnego budownictwa.

Rozwiązanie tego ostatniego problemu nie wymaga znaczących nakładów finansowych. Potrzebna jest systematyczna zmiana programów nauczana i dostęp do informacji. Aktualnie tylko 34% badanych projektantów architektonicznych przyznaje, że informacje na temat energooszczędnego budownictwa zdobyli na studiach. 77% czerpie swoją wiedzę z prasy fachowej, nieco mniej z materiałów informacyjno-handlowych producentów materiałów budowlanych do izolacji.

źródło:interia.pl

Bariery dla energooszczędnych

Coraz więcej Polaków chciałoby być właścicielami energooszczędnych domów i mieszkań, a kwestia ta staje się szczególnie paląca w kontekście nieustannie rosnących cen energii. Nadal jednak liczba "ciepłych" nieruchomości w naszym kraju jest niewielka. Przyczyny są różne.

Potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Rockwool Polska. Wprawdzie aż 86% architektów i 77% deweloperów jako główny i najważniejszy powód małej popularności energooszczędnego budownictwa w Polsce podaje ograniczone środki finansowe nabywców mieszkań, to jednak tylko 57% nabywców podziela ten pogląd.

Większość deweloperów i inwestorów (odpowiednio 62 i 58%) wskazuje na brak odpowiednich systemów wsparcia ze strony państwa, a ponad połowa architektów i deweloperów zwraca uwagę na brak wiedzy na temat korzyści ekonomicznych płynących z energooszczędnego budownictwa.

Rozwiązanie tego ostatniego problemu nie wymaga znaczących nakładów finansowych. Potrzebna jest systematyczna zmiana programów nauczana i dostęp do informacji. Aktualnie tylko 34% badanych projektantów architektonicznych przyznaje, że informacje na temat energooszczędnego budownictwa zdobyli na studiach. 77% czerpie swoją wiedzę z prasy fachowej, nieco mniej z materiałów informacyjno-handlowych producentów materiałów budowlanych do izolacji.

źródło:interia.pl

Wakacyjny spokój na rynku wynajmu mieszkań

Czerwiec kojarzy się głównie z początkiem wakacji. Okres ten jest specyficzny dla rynku nieruchomości. Zawieranych jest zdecydowanie mniej transakcji kupna-sprzedaży. Jest to szczególnie dotkliwe po okresie ożywienia wiosennego, kiedy zainteresowanie zakupem mieszkań jest wyjątkowo duże.

Również na rynku wynajmu mieszkań panuje teraz spokój. Największa grupa najemców - studenci - rozpoczęła trzymiesięczne wakacje. Sytuacja na rynku najmu mieszkań w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku jest stabilna. Bardziej przezorne osoby mogą zacząć szukać lokum nieco wcześniej, ale zwiększony ruch zaobserwujemy pewnie dopiero we wrześniu.

W Warszawie za metr kwadratowy mieszkania na wynajem w czerwcu średnio trzeba było zapłacić 46 PLN, we Wrocławiu 37 PLN, a w Krakowie 34 PLN. W Trójmieście średnia cena m kw. w czerwcu osiągnęła ten sam poziom, co w stolicy Małopolski - 34 PLN. Nadal najtaniej jest w Poznaniu, gdzie średnio na wynajem m kw. mieszkania trzeba przeznaczyć 30 PLN.

Warszawa

Średnia cena m kw. mieszkania na wynajem wyniosła w czerwcu 46 PLN. Za wynajęcie 50-metrowego mieszkania musimy obecnie zapłacić średnio 2300 PLN. Jest to najwyższy poziom średniego czynszu spośród analizowanych miast. Prawie połowa ofert (49 proc.) dotyczyła mieszkań o czynszu do 2500 PLN. Dużo jest też lokali z przedziału 2500-3000 PLN (prawie 20 proc.). Pozostałe przedziały nie odgrywają już takiego znaczenia. Spośród nich wyróżnia się jedynie ostatni z wyróżnionych przedziałów cenowych (>4500 PLN) - obejmuje 12 proc. lokali mieszkalnych przeznaczonych na wynajem.

Kraków

Sytuacja na rynku wynajmu mieszań w Krakowie, podobnie jak w Warszawie, jest stabilna od trzech miesięcy. Średni czynsz ofertowy 50-metrowego lokalu to 1700 PLN, co daje 34 PLN za m kw. Stolica Małopolski charakteryzuje się bardzo dużym udziałem mieszkań z pierwszego przedziału cenowego (<2000 PLN) - 70 proc. wszystkich oferowanych mieszkań na krakowskim rynku wynajmu. Dwucyfrowy, choć zdecydowanie mniejszy, udział dotyczy także lokali o czynszu 2000-2500 PLN (15 proc.).

Wrocław

W czerwcu średnia cena metra kwadratowego wyniosła 37 PLN i była niższa o 1 PLN/m kw. w stosunku do poprzednich dwóch miesięcy. Na wynajęcie 50-metrowego mieszkania średnio trzeba przeznaczyć 1850 PLN. Największą część oferty stanowią mieszkania o czynszu niższym niż 2000 PLN (47 proc.). Dużą część mieszkań można także wynająć za 2000-2500 PLN (23 proc.).

Poznań

W Poznaniu średnia cena m kw. mieszkania na wynajem w czerwcu wyniosła 30 PLN. Wynajęcie 50-metrowego mieszkania średnio kosztuje obecnie 1500 PLN. Z ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski najłatwiej jest wynająć mieszkanie w pierwszym przedziale cenowym (poniżej 2000 PLN). Udział tych mieszkań jest największy spośród analizowanych miast i wynosi 82 proc.

Trójmiasto

W ostatnich trzech miesiącach czynsze ofertowe w Trójmieście ulegały lekkim wahaniom. W kwietniu średnia cena m kw. mieszkania na wynajem wynosiła 33 PLN, w następnym miesiącu 35 PLN, a w czerwcu osiągnęła wartość 34 PLN. Za wynajem 50-metrowego lokalu trzeba średnio zapłacić 1700 PLN. Najtaniej jest w Gdyni, a najdrożej w Sopocie. Tam też znajduje się najmniej mieszkań do wynajęcia. Najwięcej jest ich natomiast w Gdańsku. W Trójmieście przeważają mieszkania, za które trzeba zapłacić poniżej 2000 PLN (59 proc. ogółu mieszkań na wynajem).

Czerwiec to kolejny miesiąc stabilizacji na rynku najmu mieszkań. W niektórych miastach średnie ceny ofertowe utrzymują się na tym samym poziomie już od kilku miesięcy. Na pewno w tym roku właściciele mieszkań zlokalizowanych w dzielnicach oddalonych od centrum bądź właściciele lokali o niższym standardzie będą musieli dostosować czynsze do zmieniającej się sytuacji rynkowej. Rok temu koszt najmu takich mieszkań był mocno wygórowany. Przyczyną takiego stanu był zwiększony popyt wynikający z wysokich cen nieruchomości i powoli zaostrzającej się polityki kredytowej. Obecna stabilizacja cen powinna ucieszyć potencjalnych najemców. Na szukanie prawdziwych okazji trzeba jednak poświęcić trochę czasu.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak, analityk rynku nieruchomości

interia.pl

Wakacyjny spokój na rynku wynajmu mieszkań

Czerwiec kojarzy się głównie z początkiem wakacji. Okres ten jest specyficzny dla rynku nieruchomości. Zawieranych jest zdecydowanie mniej transakcji kupna-sprzedaży. Jest to szczególnie dotkliwe po okresie ożywienia wiosennego, kiedy zainteresowanie zakupem mieszkań jest wyjątkowo duże.

Również na rynku wynajmu mieszkań panuje teraz spokój. Największa grupa najemców - studenci - rozpoczęła trzymiesięczne wakacje. Sytuacja na rynku najmu mieszkań w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku jest stabilna. Bardziej przezorne osoby mogą zacząć szukać lokum nieco wcześniej, ale zwiększony ruch zaobserwujemy pewnie dopiero we wrześniu.

W Warszawie za metr kwadratowy mieszkania na wynajem w czerwcu średnio trzeba było zapłacić 46 PLN, we Wrocławiu 37 PLN, a w Krakowie 34 PLN. W Trójmieście średnia cena m kw. w czerwcu osiągnęła ten sam poziom, co w stolicy Małopolski - 34 PLN. Nadal najtaniej jest w Poznaniu, gdzie średnio na wynajem m kw. mieszkania trzeba przeznaczyć 30 PLN.

Warszawa

Średnia cena m kw. mieszkania na wynajem wyniosła w czerwcu 46 PLN. Za wynajęcie 50-metrowego mieszkania musimy obecnie zapłacić średnio 2300 PLN. Jest to najwyższy poziom średniego czynszu spośród analizowanych miast. Prawie połowa ofert (49 proc.) dotyczyła mieszkań o czynszu do 2500 PLN. Dużo jest też lokali z przedziału 2500-3000 PLN (prawie 20 proc.). Pozostałe przedziały nie odgrywają już takiego znaczenia. Spośród nich wyróżnia się jedynie ostatni z wyróżnionych przedziałów cenowych (>4500 PLN) - obejmuje 12 proc. lokali mieszkalnych przeznaczonych na wynajem.

Kraków

Sytuacja na rynku wynajmu mieszań w Krakowie, podobnie jak w Warszawie, jest stabilna od trzech miesięcy. Średni czynsz ofertowy 50-metrowego lokalu to 1700 PLN, co daje 34 PLN za m kw. Stolica Małopolski charakteryzuje się bardzo dużym udziałem mieszkań z pierwszego przedziału cenowego (<2000 PLN) - 70 proc. wszystkich oferowanych mieszkań na krakowskim rynku wynajmu. Dwucyfrowy, choć zdecydowanie mniejszy, udział dotyczy także lokali o czynszu 2000-2500 PLN (15 proc.).

Wrocław

W czerwcu średnia cena metra kwadratowego wyniosła 37 PLN i była niższa o 1 PLN/m kw. w stosunku do poprzednich dwóch miesięcy. Na wynajęcie 50-metrowego mieszkania średnio trzeba przeznaczyć 1850 PLN. Największą część oferty stanowią mieszkania o czynszu niższym niż 2000 PLN (47 proc.). Dużą część mieszkań można także wynająć za 2000-2500 PLN (23 proc.).

Poznań

W Poznaniu średnia cena m kw. mieszkania na wynajem w czerwcu wyniosła 30 PLN. Wynajęcie 50-metrowego mieszkania średnio kosztuje obecnie 1500 PLN. Z ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski najłatwiej jest wynająć mieszkanie w pierwszym przedziale cenowym (poniżej 2000 PLN). Udział tych mieszkań jest największy spośród analizowanych miast i wynosi 82 proc.

Trójmiasto

W ostatnich trzech miesiącach czynsze ofertowe w Trójmieście ulegały lekkim wahaniom. W kwietniu średnia cena m kw. mieszkania na wynajem wynosiła 33 PLN, w następnym miesiącu 35 PLN, a w czerwcu osiągnęła wartość 34 PLN. Za wynajem 50-metrowego lokalu trzeba średnio zapłacić 1700 PLN. Najtaniej jest w Gdyni, a najdrożej w Sopocie. Tam też znajduje się najmniej mieszkań do wynajęcia. Najwięcej jest ich natomiast w Gdańsku. W Trójmieście przeważają mieszkania, za które trzeba zapłacić poniżej 2000 PLN (59 proc. ogółu mieszkań na wynajem).

Czerwiec to kolejny miesiąc stabilizacji na rynku najmu mieszkań. W niektórych miastach średnie ceny ofertowe utrzymują się na tym samym poziomie już od kilku miesięcy. Na pewno w tym roku właściciele mieszkań zlokalizowanych w dzielnicach oddalonych od centrum bądź właściciele lokali o niższym standardzie będą musieli dostosować czynsze do zmieniającej się sytuacji rynkowej. Rok temu koszt najmu takich mieszkań był mocno wygórowany. Przyczyną takiego stanu był zwiększony popyt wynikający z wysokich cen nieruchomości i powoli zaostrzającej się polityki kredytowej. Obecna stabilizacja cen powinna ucieszyć potencjalnych najemców. Na szukanie prawdziwych okazji trzeba jednak poświęcić trochę czasu.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak, analityk rynku nieruchomości

interia.pl

Fiskus ma sposób na dodatkowe wpływy

Fiskus bezprawnie pobiera opłaty za pełnomocnictwo - zauważa "Gazeta Prawna".
Podatnik, ustanawiając pełnomocnika, który będzie go reprezentował przed organami podatkowymi, musi zapłacić 17 zł opłaty skarbowej. Jednak urzędy skarbowe znalazły sposób, aby dodatkowo zarobić na pełnomocnikach. W przypadku, gdy występują oni o wydanie kilku zaświadczeń, np. o niezaleganiu, muszą zapłacić 17 zł od każdego takiego wniosku. Często więc opłata wzrasta nawet dziesięciokrotnie.

Eksperci podatkowi twierdzą, iż taki fiskalizm jest dobrym sposobem na uzyskiwanie przez urzędy dodatkowych wpływów, ale nie jest on niczym uzasadniony. Bowiem jedno pełnomocnictwo udzielone jednej osobie kreuje jeden stosunek pełnomocnictwa. Opłata skarbowa liczona jest od pełnomocnictwa, a nie od liczby czynności podejmowanych w jego następstwie.

Według ekspertów, organy podatkowe błędnie utożsamiają opłatę należną od dokumentu pełnomocnictwa, z opłatami należnymi od dokonania czynności urzędowej, jaką jest wydanie zaświadczenia - wyjaśnia dziennik.

O tym więcej w dzisiejszej "Gazecie Prawnej".

Fiskus ma sposób na dodatkowe wpływy

Fiskus bezprawnie pobiera opłaty za pełnomocnictwo - zauważa "Gazeta Prawna".
Podatnik, ustanawiając pełnomocnika, który będzie go reprezentował przed organami podatkowymi, musi zapłacić 17 zł opłaty skarbowej. Jednak urzędy skarbowe znalazły sposób, aby dodatkowo zarobić na pełnomocnikach. W przypadku, gdy występują oni o wydanie kilku zaświadczeń, np. o niezaleganiu, muszą zapłacić 17 zł od każdego takiego wniosku. Często więc opłata wzrasta nawet dziesięciokrotnie.

Eksperci podatkowi twierdzą, iż taki fiskalizm jest dobrym sposobem na uzyskiwanie przez urzędy dodatkowych wpływów, ale nie jest on niczym uzasadniony. Bowiem jedno pełnomocnictwo udzielone jednej osobie kreuje jeden stosunek pełnomocnictwa. Opłata skarbowa liczona jest od pełnomocnictwa, a nie od liczby czynności podejmowanych w jego następstwie.

Według ekspertów, organy podatkowe błędnie utożsamiają opłatę należną od dokumentu pełnomocnictwa, z opłatami należnymi od dokonania czynności urzędowej, jaką jest wydanie zaświadczenia - wyjaśnia dziennik.

O tym więcej w dzisiejszej "Gazecie Prawnej".

Trwa wybór przewodniczącego PE, historyczny moment dla Polski

Na inauguracyjnej sesji Parlamentu Europejskiego (PE) w Strasburgu rozpoczęło się po godz. 10:00 głosowanie w sprawie wyboru polskiego eurodeputowanego Jerzego Buzka na przewodniczącego PE.

- Przede wszystkim gratulujemy sobie, że spotkaliśmy się na tej sali. Jesteśmy reprezentantami 0,5 mld obywateli naszego kontynentu. To wielka odpowiedzialność - mówił Jerzy Buzek w przemówieniu przedstawiającym swoją kandydaturę.

Były premier krótko przedstawił swój życiorys. Powiedział, że jest naukowcem, przypominał swoją działalność w "Solidarności" (brawa na sali), po której "walka o prawa człowieka zawsze była mu bliska". Następnie przypomniał lata premierowskie (1997-2001) i działania jego rządu ws. akcesji unijnej. Następnie mówił o działalności w Parlamencie Europejskim od 2004 roku, gdzie zajmował się między innymi sprawami energetyki i Partnerstwa Wschodniego.

- To wszystko co powiedziałem nadal jest aktualne, zwłaszcza w dobie kryzysu. Musimy też umocnić pozycję PE, ale to wszystko da się zrobić, jeśli Traktat Lizboński wejdzie w życie. Traktat daje nam nadzwyczajne narzędzie do realizacji naszych planów i założeń - mówił Jerzy Buzek.

- Największy kryzys, jakim mam do kryzys braku zaufania obywateli do nas. Nasi obywatele często nas nie rozumieją. To zależy od nas, zmieńmy to. To my wiemy co najbardziej boli naszych wyborców. Zmieńmy to, wtedy łatwiej będzie nam sprostać zadaniom postawionymi przed nami - powiedział Buzek, za co otrzymał burzę braw na koniec swojego wystąpienia.

Kandydaturę Buzka forsowała Platforma Obywatelska wśród europejskich chadeków. Początkowo jego głównym konkurentem był Mario Mauro, przedstawiciel włoskiej centroprawicy.

Buzek jest już drugą kadencję poseł do Parlamentu Europejskiego. W okręgu śląskim w wyborach zdobył rekordowe poparcie. Głosowało na niego ponad 393 tys. osób. (w 2004 173 tys.).

Głosowanie jest tajne, za pomocą kart do głosowania, które eurodeputowani po kolei wrzucają do urny ustawionej w sali plenarnej. Nad prawidłowym przebiegiem głosowania czuwa ośmiu wybranych losowo deputowanych.

Były polski premier może być pewny zwycięstwa. Jego jedyną rywalką jest szwedzka eurodeputowana Eva-Britt Svensson, zgłoszona przez liczącą zaledwie 35 posłów frakcję komunistów i radykalnej lewicy.

Polaka popiera aż pięć największych frakcji politycznych w PE. Jest to oczywiście macierzysta, chadecka grupa Buzka, a także europejscy socjaliści, liberałowie, Zieloni oraz konserwatyści i reformatorzy. Zasiadający w tych frakcjach eurodeputowani razem stanowią prawie 90 proc. 736 członków PE. Dlatego Buzek powinien zostać wybrany już w pierwszej turze głosowania.

Zgodnie z regulaminem PE, aby być wybranym, kandydat musi uzyskać większość bezwzględną głosujących, czyli 50 proc. plus jeden głos.

- UE opiera się na wartościach: godności, demokracji, rządach prawa, prawach człowieka, prawie do pokoju - to jest podstawa naszego działania. Dzięki solidarności jesteśmy zjednoczeni. Proszę koleżanki i kolegów, byśmy działali, szanując innych. Przejdźmy więc do pracy - powiedział otwierając inauguracyjną sesję ustępujący przewodniczący, pełniący obowiązki przewodniczącego-seniora Hans-Gert Poettering i wezwał eurodeputowanych do głosowania.

Inauguracyjna sesja rozpoczęła się od wysłuchania przez eurodeputowanych na stojąco hymnu UE - "Ody do Radości".

 

źródło:onet.pl

Trwa wybór przewodniczącego PE, historyczny moment dla Polski

Na inauguracyjnej sesji Parlamentu Europejskiego (PE) w Strasburgu rozpoczęło się po godz. 10:00 głosowanie w sprawie wyboru polskiego eurodeputowanego Jerzego Buzka na przewodniczącego PE.

- Przede wszystkim gratulujemy sobie, że spotkaliśmy się na tej sali. Jesteśmy reprezentantami 0,5 mld obywateli naszego kontynentu. To wielka odpowiedzialność - mówił Jerzy Buzek w przemówieniu przedstawiającym swoją kandydaturę.

Były premier krótko przedstawił swój życiorys. Powiedział, że jest naukowcem, przypominał swoją działalność w "Solidarności" (brawa na sali), po której "walka o prawa człowieka zawsze była mu bliska". Następnie przypomniał lata premierowskie (1997-2001) i działania jego rządu ws. akcesji unijnej. Następnie mówił o działalności w Parlamencie Europejskim od 2004 roku, gdzie zajmował się między innymi sprawami energetyki i Partnerstwa Wschodniego.

- To wszystko co powiedziałem nadal jest aktualne, zwłaszcza w dobie kryzysu. Musimy też umocnić pozycję PE, ale to wszystko da się zrobić, jeśli Traktat Lizboński wejdzie w życie. Traktat daje nam nadzwyczajne narzędzie do realizacji naszych planów i założeń - mówił Jerzy Buzek.

- Największy kryzys, jakim mam do kryzys braku zaufania obywateli do nas. Nasi obywatele często nas nie rozumieją. To zależy od nas, zmieńmy to. To my wiemy co najbardziej boli naszych wyborców. Zmieńmy to, wtedy łatwiej będzie nam sprostać zadaniom postawionymi przed nami - powiedział Buzek, za co otrzymał burzę braw na koniec swojego wystąpienia.

Kandydaturę Buzka forsowała Platforma Obywatelska wśród europejskich chadeków. Początkowo jego głównym konkurentem był Mario Mauro, przedstawiciel włoskiej centroprawicy.

Buzek jest już drugą kadencję poseł do Parlamentu Europejskiego. W okręgu śląskim w wyborach zdobył rekordowe poparcie. Głosowało na niego ponad 393 tys. osób. (w 2004 173 tys.).

Głosowanie jest tajne, za pomocą kart do głosowania, które eurodeputowani po kolei wrzucają do urny ustawionej w sali plenarnej. Nad prawidłowym przebiegiem głosowania czuwa ośmiu wybranych losowo deputowanych.

Były polski premier może być pewny zwycięstwa. Jego jedyną rywalką jest szwedzka eurodeputowana Eva-Britt Svensson, zgłoszona przez liczącą zaledwie 35 posłów frakcję komunistów i radykalnej lewicy.

Polaka popiera aż pięć największych frakcji politycznych w PE. Jest to oczywiście macierzysta, chadecka grupa Buzka, a także europejscy socjaliści, liberałowie, Zieloni oraz konserwatyści i reformatorzy. Zasiadający w tych frakcjach eurodeputowani razem stanowią prawie 90 proc. 736 członków PE. Dlatego Buzek powinien zostać wybrany już w pierwszej turze głosowania.

Zgodnie z regulaminem PE, aby być wybranym, kandydat musi uzyskać większość bezwzględną głosujących, czyli 50 proc. plus jeden głos.

- UE opiera się na wartościach: godności, demokracji, rządach prawa, prawach człowieka, prawie do pokoju - to jest podstawa naszego działania. Dzięki solidarności jesteśmy zjednoczeni. Proszę koleżanki i kolegów, byśmy działali, szanując innych. Przejdźmy więc do pracy - powiedział otwierając inauguracyjną sesję ustępujący przewodniczący, pełniący obowiązki przewodniczącego-seniora Hans-Gert Poettering i wezwał eurodeputowanych do głosowania.

Inauguracyjna sesja rozpoczęła się od wysłuchania przez eurodeputowanych na stojąco hymnu UE - "Ody do Radości".

 

źródło:onet.pl

Rostowski: teraz można ocenić wpływ kryzysu na budżet

Minister finansów Jacek Rostowski przedstawiając w Sejmie projekt nowelizacji tegorocznej ustawy budżetowej wyjaśnił, że rząd przedkłada go dopiero teraz, ponieważ Polska "prowadzi odpowiedzialną politykę gospodarczą".

Według niego polskie firmy pokazały, że potrafią przeciwstawić się kryzysowi znacznie lepiej niż firmy z innych krajów.

"Nowelizacja teraz to wiedza i roztropność" - podkreślił minister.

Dodał, że - zgodnie z przewidywaniami MF - pod koniec pierwszej połowy roku nastąpiła stabilizacja kryzysu światowego. Przyznał jednocześnie, że okazał się on znacznie głębszy niż spodziewał się tego cały świat i nie pozostał bez wpływu na Polskę.

Teraz możemy precyzyjnie określić wpływ kryzysu na dochody budżetu w skali całego roku - powiedział Rostowski, uzasadniając dlaczego rząd nie przygotował wcześniej projektu nowelizacji ustawy budżetowej na 2009 r.

"Dziś rząd może wiarygodnie odpowiedzieć na podstawowe pytania - jakie cele mimo tak dotkliwego kryzysu - mogą być w tym roku zrealizowane zgodnie z wcześniejszymi planami; jakie - mimo kryzysu - mogą być zrealizowane częściowo, a jakie muszą być przesunięte na następne lata. Czas kryzysu to czas, w którym trzeba oszczędzać, by można było wydawać" - podkreślił szef resortu finansów.

Dodał, że teraz, kiedy "uspokoiła się sytuacja światowa, można przeprowadzić nowelizację, która sama nie będzie wymagać nowelizacji".

Minister finansów zapewnił, że główne oszczędności zaplanowane w projekcie nowelizacji tegorocznego budżetu weźmie na siebie państwo.

"Główne oszczędności potrzebne w warunkach kryzysu musi wziąć na siebie państwo tak, by zminimalizować jego skutki dla gospodarstw domowych i rodzin polskich" - powiedział. "Przyjęto zasadę, że w żadnej części sfery budżetowej nie nastąpi spadek dochodów jej pracowników" - mówił.

Zapewnił, że na niezmniejszonym poziomie pozostanie finansowanie świadczeń społecznych. Podkreślił też, że priorytetem jest utrzymanie tempa wzrostu najważniejszych wydatków rozwojowych, przede wszystkim wydatków na rozwój infrastruktury. Do "prorozwojowych" priorytetów minister zaliczył również podwyżki dla nauczycieli.

Ministerstwa ograniczyły realizację nowych zadań do najpilniejszych i skoncentrowały wysiłek na poprawie efektywności wydatków - powiedział minister.

"W ten sposób w grudniu rząd dokonał wstępnych oszczędności na kwotę 1 mld 700 mln zł, a w styczniu na kwotę 10 mld zł. Uzyskane w ten sposób oszczędności dotyczyły głównie wydatków bieżących. Wprowadzenie tych oszczędności na początku roku pozwoliło resortom i wojewodom zaplanować wydatki na cały rok w spokojny sposób. Uniknięto też potrzeby znacznie większych cięć wydatków w drugiej połowie tego roku" - wyjaśnił szef resortu finansów.

Dodał, że dla utrzymania planowanych wcześniej wydatków na budowę dróg opracowano nowe zasady współfinansowania tych wydatków przez Krajowy Fundusz Drogowy. "Będzie on pozyskiwał środki na ten cel w międzynarodowych instytucjach finansowych i od inwestorów prywatnych" - powiedział.

Mam nadzieję, że prezydent Lech Kaczyński wzniesie się ponad interes partii politycznej, z której się wywodzi i wesprze rząd w drugiej fazie walki z kryzysem - powiedział Rostowski.

"Weto czyni z prezydenta Rzeczpospolitej efektywnie trzecią izbę władzy ustawodawczej. Tak naprawdę bez jego zgody nie można zmienić ustaw i nie będzie możliwe skuteczne przeprowadzenie Polski przez kryzys" - podkreślił minister. Dodał, że weto daje prezydentowi wielką władzę, a ona wymaga odpowiedzialności.

"Partie konkurują między sobą, aby przedstawić najlepsze rozwiązania i przekonać do siebie wyborców, ale prezydent nie powinien być liderem opozycji. Powinien współpracować z rządem w walce z kryzysem" - zaznaczył minister.

Projekt nowelizacji tegorocznego budżetu przewiduje wzrost deficytu w 2009 r. z 18,18 mld zł do 27,18 mld zł. Tegoroczne wpływy podatkowe będą mniejsze od zakładanych w obowiązującej ustawie o 46,6 mld. Niedobór ten resort finansów chce zrekompensować pieniędzmi z innych źródeł. W efekcie łączne wpływy do budżetu mają być niższe o 30,1 mld zł i wyniosą 272,9 mld zł, a nie ponad 303 mld zł, jak wcześniej planowano. Nowelizacja ma także usankcjonować zaplanowane przez MF cięcia w wydatkach budżetowych na łączną kwotę ponad 21,13 mld zł.

Źródło: PAP
onet.pl

Rostowski: teraz można ocenić wpływ kryzysu na budżet

Minister finansów Jacek Rostowski przedstawiając w Sejmie projekt nowelizacji tegorocznej ustawy budżetowej wyjaśnił, że rząd przedkłada go dopiero teraz, ponieważ Polska "prowadzi odpowiedzialną politykę gospodarczą".

Według niego polskie firmy pokazały, że potrafią przeciwstawić się kryzysowi znacznie lepiej niż firmy z innych krajów.

"Nowelizacja teraz to wiedza i roztropność" - podkreślił minister.

Dodał, że - zgodnie z przewidywaniami MF - pod koniec pierwszej połowy roku nastąpiła stabilizacja kryzysu światowego. Przyznał jednocześnie, że okazał się on znacznie głębszy niż spodziewał się tego cały świat i nie pozostał bez wpływu na Polskę.

Teraz możemy precyzyjnie określić wpływ kryzysu na dochody budżetu w skali całego roku - powiedział Rostowski, uzasadniając dlaczego rząd nie przygotował wcześniej projektu nowelizacji ustawy budżetowej na 2009 r.

"Dziś rząd może wiarygodnie odpowiedzieć na podstawowe pytania - jakie cele mimo tak dotkliwego kryzysu - mogą być w tym roku zrealizowane zgodnie z wcześniejszymi planami; jakie - mimo kryzysu - mogą być zrealizowane częściowo, a jakie muszą być przesunięte na następne lata. Czas kryzysu to czas, w którym trzeba oszczędzać, by można było wydawać" - podkreślił szef resortu finansów.

Dodał, że teraz, kiedy "uspokoiła się sytuacja światowa, można przeprowadzić nowelizację, która sama nie będzie wymagać nowelizacji".

Minister finansów zapewnił, że główne oszczędności zaplanowane w projekcie nowelizacji tegorocznego budżetu weźmie na siebie państwo.

"Główne oszczędności potrzebne w warunkach kryzysu musi wziąć na siebie państwo tak, by zminimalizować jego skutki dla gospodarstw domowych i rodzin polskich" - powiedział. "Przyjęto zasadę, że w żadnej części sfery budżetowej nie nastąpi spadek dochodów jej pracowników" - mówił.

Zapewnił, że na niezmniejszonym poziomie pozostanie finansowanie świadczeń społecznych. Podkreślił też, że priorytetem jest utrzymanie tempa wzrostu najważniejszych wydatków rozwojowych, przede wszystkim wydatków na rozwój infrastruktury. Do "prorozwojowych" priorytetów minister zaliczył również podwyżki dla nauczycieli.

Ministerstwa ograniczyły realizację nowych zadań do najpilniejszych i skoncentrowały wysiłek na poprawie efektywności wydatków - powiedział minister.

"W ten sposób w grudniu rząd dokonał wstępnych oszczędności na kwotę 1 mld 700 mln zł, a w styczniu na kwotę 10 mld zł. Uzyskane w ten sposób oszczędności dotyczyły głównie wydatków bieżących. Wprowadzenie tych oszczędności na początku roku pozwoliło resortom i wojewodom zaplanować wydatki na cały rok w spokojny sposób. Uniknięto też potrzeby znacznie większych cięć wydatków w drugiej połowie tego roku" - wyjaśnił szef resortu finansów.

Dodał, że dla utrzymania planowanych wcześniej wydatków na budowę dróg opracowano nowe zasady współfinansowania tych wydatków przez Krajowy Fundusz Drogowy. "Będzie on pozyskiwał środki na ten cel w międzynarodowych instytucjach finansowych i od inwestorów prywatnych" - powiedział.

Mam nadzieję, że prezydent Lech Kaczyński wzniesie się ponad interes partii politycznej, z której się wywodzi i wesprze rząd w drugiej fazie walki z kryzysem - powiedział Rostowski.

"Weto czyni z prezydenta Rzeczpospolitej efektywnie trzecią izbę władzy ustawodawczej. Tak naprawdę bez jego zgody nie można zmienić ustaw i nie będzie możliwe skuteczne przeprowadzenie Polski przez kryzys" - podkreślił minister. Dodał, że weto daje prezydentowi wielką władzę, a ona wymaga odpowiedzialności.

"Partie konkurują między sobą, aby przedstawić najlepsze rozwiązania i przekonać do siebie wyborców, ale prezydent nie powinien być liderem opozycji. Powinien współpracować z rządem w walce z kryzysem" - zaznaczył minister.

Projekt nowelizacji tegorocznego budżetu przewiduje wzrost deficytu w 2009 r. z 18,18 mld zł do 27,18 mld zł. Tegoroczne wpływy podatkowe będą mniejsze od zakładanych w obowiązującej ustawie o 46,6 mld. Niedobór ten resort finansów chce zrekompensować pieniędzmi z innych źródeł. W efekcie łączne wpływy do budżetu mają być niższe o 30,1 mld zł i wyniosą 272,9 mld zł, a nie ponad 303 mld zł, jak wcześniej planowano. Nowelizacja ma także usankcjonować zaplanowane przez MF cięcia w wydatkach budżetowych na łączną kwotę ponad 21,13 mld zł.

Źródło: PAP
onet.pl

Czarny koń rynku nieruchomości

Ziemia znowu staje się inwestycją, która może przynieść krociowe zyski - czytamy w "Dzienniku". Według analiz, do których dotarł "WSJ Polska", firmy deweloperskie spodziewają się skoku cen gruntów oddalonych nawet o 50 km od aglomeracji miejskich, zwłaszcza tych powyżej 100 tys. mieszkańców.

Sytuacja jest wyjątkowa, bo do tej pory drożała ziemia położona na obrzeżach wielkich miast. W ciągu ostatnich paru lat notowania najlepszych działek wokół Warszawy, Trójmiasta czy Wrocławia skoczyły o 300-400%. W szczycie hossy w 2007 r. ceny dochodziły nawet do 350 zł za m kw.

Na terenach oddalonych o 20-50 km od miast jest nawet o połowę taniej. Dla nich, zdaniem ekspertów z rynku nieruchomości, nadchodzi złoty okres.

Według Justyny Kaniewskiej z Wealth Solutions, jeśli kupi się teraz działkę rolną, za 2-3 lata, po przekształceniu w nieruchomość pod budowę domu i doprowadzeniu mediów, można podwoić jej wartość.

Ceny powinny osiągnąć minimum na przełomie 2009 i 2010 r.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl

Czarny koń rynku nieruchomości

Ziemia znowu staje się inwestycją, która może przynieść krociowe zyski - czytamy w "Dzienniku". Według analiz, do których dotarł "WSJ Polska", firmy deweloperskie spodziewają się skoku cen gruntów oddalonych nawet o 50 km od aglomeracji miejskich, zwłaszcza tych powyżej 100 tys. mieszkańców.

Sytuacja jest wyjątkowa, bo do tej pory drożała ziemia położona na obrzeżach wielkich miast. W ciągu ostatnich paru lat notowania najlepszych działek wokół Warszawy, Trójmiasta czy Wrocławia skoczyły o 300-400%. W szczycie hossy w 2007 r. ceny dochodziły nawet do 350 zł za m kw.

Na terenach oddalonych o 20-50 km od miast jest nawet o połowę taniej. Dla nich, zdaniem ekspertów z rynku nieruchomości, nadchodzi złoty okres.

Według Justyny Kaniewskiej z Wealth Solutions, jeśli kupi się teraz działkę rolną, za 2-3 lata, po przekształceniu w nieruchomość pod budowę domu i doprowadzeniu mediów, można podwoić jej wartość.

Ceny powinny osiągnąć minimum na przełomie 2009 i 2010 r.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl

Polski obywatel zapłaci za spadek

Podwójne obywatelstwo nie ma wpływu na zastosowanie ulg i zwolnień w podatku od spadków i darowizn.
INTERPELACJA

Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na interpelację poselską (nr 9864) wypowiedziało się w sprawie zwolnienia z podatku od spadków i darowizn nabycia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu. Problem dotyczył osób mieszkających za granicą i mających podwójne obywatelstwo, które otrzymały przed laty nieruchomość w spadku, obecnie potwierdzonym w postępowaniu spadkowym.
MF wyjaśniło, że osoba, która ma podwójne obywatelstwo, w Polsce uznawana jest wyłącznie za obywatela polskiego. W związku z tym posiadanie podwójnego obywatelstwa nie ma wpływu na możliwość zastosowania ulg i zwolnień określonych w ustawie z 28 lipca 1983 r. o podatku od spadków i darowizn (t.j. Dz.U. z 2009 r. nr 93, poz. 768).

MF wskazało, że jeżeli nieodpłatne nabycie spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu nastąpiło przed 1 stycznia 2007 r., nabywca zaliczony do I grupy podatkowej może skorzystać z ulgi określonej w art. 16 ustawy o podatku od spadków i darowizn, w brzmieniu obowiązującym do 31 grudnia 2006 r. Na podstawie tego przepisu do podstawy opodatkowania nie wlicza się wartości nabytego prawa do łącznej wysokości nieprzekraczającej 110 mkw. powierzchni użytkowej lokalu.

Jeżeli nabywca nie spełnia warunków do skorzystania ze zwolnienia, podstawę opodatkowania stanowi wartość nabytego spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu po potrąceniu długów i ciężarów, ustalona według stanu w dniu nabycia i ceny rynkowej z dnia powstania obowiązku podatkowego.



Magdalena Majkowska
Gazeta Prawna



Polski obywatel zapłaci za spadek

Podwójne obywatelstwo nie ma wpływu na zastosowanie ulg i zwolnień w podatku od spadków i darowizn.
INTERPELACJA

Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na interpelację poselską (nr 9864) wypowiedziało się w sprawie zwolnienia z podatku od spadków i darowizn nabycia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu. Problem dotyczył osób mieszkających za granicą i mających podwójne obywatelstwo, które otrzymały przed laty nieruchomość w spadku, obecnie potwierdzonym w postępowaniu spadkowym.
MF wyjaśniło, że osoba, która ma podwójne obywatelstwo, w Polsce uznawana jest wyłącznie za obywatela polskiego. W związku z tym posiadanie podwójnego obywatelstwa nie ma wpływu na możliwość zastosowania ulg i zwolnień określonych w ustawie z 28 lipca 1983 r. o podatku od spadków i darowizn (t.j. Dz.U. z 2009 r. nr 93, poz. 768).

MF wskazało, że jeżeli nieodpłatne nabycie spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu nastąpiło przed 1 stycznia 2007 r., nabywca zaliczony do I grupy podatkowej może skorzystać z ulgi określonej w art. 16 ustawy o podatku od spadków i darowizn, w brzmieniu obowiązującym do 31 grudnia 2006 r. Na podstawie tego przepisu do podstawy opodatkowania nie wlicza się wartości nabytego prawa do łącznej wysokości nieprzekraczającej 110 mkw. powierzchni użytkowej lokalu.

Jeżeli nabywca nie spełnia warunków do skorzystania ze zwolnienia, podstawę opodatkowania stanowi wartość nabytego spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu po potrąceniu długów i ciężarów, ustalona według stanu w dniu nabycia i ceny rynkowej z dnia powstania obowiązku podatkowego.



Magdalena Majkowska
Gazeta Prawna



Drgnęło w nieruchomościach. Rynek odrywa się od dna?

W czerwcu w Wielkiej Brytanii sprzedano najwięcej domów od października 2008 roku.

Jak donosi serwis BBC, który powołuje się na dane HM Revenue and Customs - czyli brytyjskiego urzędu skarbowego - w czerwcu w Wielkiej Brytanii sprzedano 62 tys. domów, które kosztowały co najmniej 40 tys. funtów. To aż o 7 proc. więcej niż w maju.

Najnowsze dane pokazują, że ożywienie - które zaczęło się kilka miesięcy temu - wciąż jest widoczne na rynku nieruchomości. I choć majowe wartości są najwyższe od października 2008 roku, to wciąż pozostają daleko w tyle za wielkościami obserwowanymi w czasie boomu.

Także BBA - stowarzyszenie zrzeszające brytyjskie banki - podkreśla, że od sześciu miesięcy systematycznie rośnie liczba udzielanych kredytów hipotecznych. W maju udzielono ich ponad 31 tysięcy. O 15 proc. więcej niż przed rokiem.

money.pl

Drgnęło w nieruchomościach. Rynek odrywa się od dna?

W czerwcu w Wielkiej Brytanii sprzedano najwięcej domów od października 2008 roku.

Jak donosi serwis BBC, który powołuje się na dane HM Revenue and Customs - czyli brytyjskiego urzędu skarbowego - w czerwcu w Wielkiej Brytanii sprzedano 62 tys. domów, które kosztowały co najmniej 40 tys. funtów. To aż o 7 proc. więcej niż w maju.

Najnowsze dane pokazują, że ożywienie - które zaczęło się kilka miesięcy temu - wciąż jest widoczne na rynku nieruchomości. I choć majowe wartości są najwyższe od października 2008 roku, to wciąż pozostają daleko w tyle za wielkościami obserwowanymi w czasie boomu.

Także BBA - stowarzyszenie zrzeszające brytyjskie banki - podkreśla, że od sześciu miesięcy systematycznie rośnie liczba udzielanych kredytów hipotecznych. W maju udzielono ich ponad 31 tysięcy. O 15 proc. więcej niż przed rokiem.

money.pl

Wynajem mieszkań. Dobry czas dla szukających

Kończy się rok akademicki. Na rynku pojawia się sporo nowych ofert.

To właśnie teraz jest idealny moment na spokojne poszukiwanie spełniającego nasze wymogi, a co najważniejsze odpowiadającego naszym możliwościom finansowym lokum. Najczęściej wiąże się to z poniesieniem kosztów w trakcie wakacyjnych miesięcy, ale ten czas można wykorzystać na przykład na praktykę studencką czy tymczasową pracę. To dobry okres także dla tych, którzy nosili się z zamiarem zamiany wynajmowanego mieszkania na inne.

Z raportu miesięcznego Wynajem.pl wynika, że w Warszawie za mkw. mieszkania na wynajem w maju średnio trzeba było zapłacić 46 zł, we Wrocławiu 38 zł, a w Krakowie 34 zł (czynsze ofertowe utrzymały się więc na tym samym poziomie, co w kwietniu). W Poznaniu średnia cena mkw. mieszkania na wynajem wyniosła w maju 30 zł wobec 31 zł w kwietniu, natomiast w Trójmieście średni czynsz ofertowy w maju osiągnął wartość 35 zł i powrócił do poziomu ze stycznia i lutego.

 

Warszawa

Średnia cena mkw. mieszkania na wynajem w stolicy wyniosła 46 zł, a więc nie uległa zmianie w stosunku do kwietnia. Od początku roku średni czynsz ofertowy zmalał o 9,8 proc.. Za najem 50-metrowego mieszkania obecnie zapłacimy średnio 2300 zł, podczas gdy w styczniu trzeba było średnio wydać 2550 zł.

Dużą część majowej oferty stanowiły mieszkania z przedziału 2500-3000 zł (21,3 proc.), jak również tańsze lokale - w przedziale 2000-2500 zł mieściło się 21 proc. warszawskiej oferty, natomiast 20,4 proc. oferty dotyczyło mieszkań o miesięcznym czynszu poniżej 2000 zł.

 

Kraków

Również w Krakowie średnia cena wynajmu mkw. mieszkania utrzymała się na tym samym poziomie, co miesiąc wcześniej i wyniosła 34 zł. Od początku roku mamy więc do czynienia z korektą rzędu 10,5 proc.. 50-metrowe mieszkanie można więc średnio wynająć za 1700 zł.

W stolicy Małopolski dominują mieszkania o czynszu poniżej 2000 zł (w maju obejmowały one 68,3 proc. oferty). Dwucyfrowy udział (14,3 proc.) mają jeszcze mieszkania z przedziału 2000-2500 zł. Sytuacja na tym rynku jest więc bardzo korzystna na tle innych analizowanych miast. Lepiej jest jedynie w Poznaniu, ale to Kraków jest popularniejszym ośrodkiem akademickim i takie czynsze powinny ucieszyć zarówno studentów, którzy dominują na rynku najmu, jak i tych, którzy z różnych powodów są zainteresowani takimi lokalami.

Wrocław

Z sytuacji na rynku najmu raczej nie mogą cieszyć się osoby mieszkające we Wrocławiu. Chociaż obecnie średni czynsz ofertowy jest niższy o 7,3 proc. w stosunku do stycznia (38 zł/mkw. wobec 41 zł/mkw.), to jednak ceny utrzymują się na dość wysokim poziomie i są tu najwyższe zaraz po Warszawie. Na wynajęcie 50-metrowego mieszkania trzeba średnio przeznaczyć 1900 zł. Największą część oferty stanowią mieszkania o czynszu niższym niż 2000 zł (39,9 proc.).

Poznań

Z ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski najłatwiej jest wynająć mieszkanie o czynszu poniżej 2000 zł. Udział tych mieszkań jest przeważający i wynosi 78,3 proc.. Średnia cena mkw. mieszkania w maju wyniosła 30 zł, a więc była niższa o 1 zł aniżeli w kwietniu. Za wynajęcie 50- metrowego mieszkania trzeba zapłacić średnio 1500 zł.

 

Trójmiasto

W Trójmieście od stycznia do kwietnia nastąpiła korekta średniego czynszu ofertowego, która wyniosła -5,7 proc.. Jednak w maju, na podstawie ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl, zaobserwowano wzrost czynszu z 33 zł mkw. w kwietniu do 35 zł w maju (powrót do poziomu ze stycznia i lutego). W Trójmieście przeważają mieszkania, za które trzeba zapłacić poniżej 2000 zł (47 proc. ogółu mieszkań na wynajem w tym regionie).

Szaleństwo cenowe na rynku najmu mieszkań, z jakim mieliśmy do czynienia na przełomie III i IV kwartału zdaje się już przechodzić do przeszłości. I chociaż w wielu przypadkach czynsze i tak utrzymują się na wysokim poziomie w stosunku do zarobków większości najemców, to jednak rynek w ciągu kilku ostatnich miesięcy uspokoił się. Im bliżej rozpoczęcia nowego roku akademickiego, tym większy będzie ruch na rynku najmu mieszkań, co może się przełożyć na minimalny wzrost czynszów.

Małgorzata Kędzierska,Wynajem.pl

money.pl

Wynajem mieszkań. Dobry czas dla szukających

Kończy się rok akademicki. Na rynku pojawia się sporo nowych ofert.

To właśnie teraz jest idealny moment na spokojne poszukiwanie spełniającego nasze wymogi, a co najważniejsze odpowiadającego naszym możliwościom finansowym lokum. Najczęściej wiąże się to z poniesieniem kosztów w trakcie wakacyjnych miesięcy, ale ten czas można wykorzystać na przykład na praktykę studencką czy tymczasową pracę. To dobry okres także dla tych, którzy nosili się z zamiarem zamiany wynajmowanego mieszkania na inne.

Z raportu miesięcznego Wynajem.pl wynika, że w Warszawie za mkw. mieszkania na wynajem w maju średnio trzeba było zapłacić 46 zł, we Wrocławiu 38 zł, a w Krakowie 34 zł (czynsze ofertowe utrzymały się więc na tym samym poziomie, co w kwietniu). W Poznaniu średnia cena mkw. mieszkania na wynajem wyniosła w maju 30 zł wobec 31 zł w kwietniu, natomiast w Trójmieście średni czynsz ofertowy w maju osiągnął wartość 35 zł i powrócił do poziomu ze stycznia i lutego.

 

Warszawa

Średnia cena mkw. mieszkania na wynajem w stolicy wyniosła 46 zł, a więc nie uległa zmianie w stosunku do kwietnia. Od początku roku średni czynsz ofertowy zmalał o 9,8 proc.. Za najem 50-metrowego mieszkania obecnie zapłacimy średnio 2300 zł, podczas gdy w styczniu trzeba było średnio wydać 2550 zł.

Dużą część majowej oferty stanowiły mieszkania z przedziału 2500-3000 zł (21,3 proc.), jak również tańsze lokale - w przedziale 2000-2500 zł mieściło się 21 proc. warszawskiej oferty, natomiast 20,4 proc. oferty dotyczyło mieszkań o miesięcznym czynszu poniżej 2000 zł.

 

Kraków

Również w Krakowie średnia cena wynajmu mkw. mieszkania utrzymała się na tym samym poziomie, co miesiąc wcześniej i wyniosła 34 zł. Od początku roku mamy więc do czynienia z korektą rzędu 10,5 proc.. 50-metrowe mieszkanie można więc średnio wynająć za 1700 zł.

W stolicy Małopolski dominują mieszkania o czynszu poniżej 2000 zł (w maju obejmowały one 68,3 proc. oferty). Dwucyfrowy udział (14,3 proc.) mają jeszcze mieszkania z przedziału 2000-2500 zł. Sytuacja na tym rynku jest więc bardzo korzystna na tle innych analizowanych miast. Lepiej jest jedynie w Poznaniu, ale to Kraków jest popularniejszym ośrodkiem akademickim i takie czynsze powinny ucieszyć zarówno studentów, którzy dominują na rynku najmu, jak i tych, którzy z różnych powodów są zainteresowani takimi lokalami.

Wrocław

Z sytuacji na rynku najmu raczej nie mogą cieszyć się osoby mieszkające we Wrocławiu. Chociaż obecnie średni czynsz ofertowy jest niższy o 7,3 proc. w stosunku do stycznia (38 zł/mkw. wobec 41 zł/mkw.), to jednak ceny utrzymują się na dość wysokim poziomie i są tu najwyższe zaraz po Warszawie. Na wynajęcie 50-metrowego mieszkania trzeba średnio przeznaczyć 1900 zł. Największą część oferty stanowią mieszkania o czynszu niższym niż 2000 zł (39,9 proc.).

Poznań

Z ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski najłatwiej jest wynająć mieszkanie o czynszu poniżej 2000 zł. Udział tych mieszkań jest przeważający i wynosi 78,3 proc.. Średnia cena mkw. mieszkania w maju wyniosła 30 zł, a więc była niższa o 1 zł aniżeli w kwietniu. Za wynajęcie 50- metrowego mieszkania trzeba zapłacić średnio 1500 zł.

 

Trójmiasto

W Trójmieście od stycznia do kwietnia nastąpiła korekta średniego czynszu ofertowego, która wyniosła -5,7 proc.. Jednak w maju, na podstawie ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl, zaobserwowano wzrost czynszu z 33 zł mkw. w kwietniu do 35 zł w maju (powrót do poziomu ze stycznia i lutego). W Trójmieście przeważają mieszkania, za które trzeba zapłacić poniżej 2000 zł (47 proc. ogółu mieszkań na wynajem w tym regionie).

Szaleństwo cenowe na rynku najmu mieszkań, z jakim mieliśmy do czynienia na przełomie III i IV kwartału zdaje się już przechodzić do przeszłości. I chociaż w wielu przypadkach czynsze i tak utrzymują się na wysokim poziomie w stosunku do zarobków większości najemców, to jednak rynek w ciągu kilku ostatnich miesięcy uspokoił się. Im bliżej rozpoczęcia nowego roku akademickiego, tym większy będzie ruch na rynku najmu mieszkań, co może się przełożyć na minimalny wzrost czynszów.

Małgorzata Kędzierska,Wynajem.pl

money.pl

Za autostrady płacimy najwięcej w Unii

Za średnią miesięczną pensję w Polsce można przejechać płatną autostradą niemal cztery razy mniej kilometrów niż we Francji i dwa razy mniej niż w Hiszpanii i Portugalii - wynika z wyliczeń Money.pl.

W Polsce mamy około 770 kilometrów autostrad. Z tego 236 kilometrów to płatne odcinki. Opłaty za autostrady pobierają spółki: Autostrada Wielkopolska (autostrada A2), Stalexport Autostrada Małopolska (autostrada A4) i GTC (autostrada A1).  Lubimy narzekać, że przejazd nimi jest zbyt drogi. Money.pl postanowił sprawdzić, jak nasze ceny wyglądają na tle innych krajów UE.

Nad Sekwaną nawet cztery razy dłużej

W wielu krajach Unii Europejskiej - np. w Czechach - z autostrad korzysta się na podstawie okresowych winiet. Dlatego w naszym porównaniu uwzględniliśmy tylko te kraje, w których obowiązuje podobny model, jak w Polsce. Czyli płaci się za określony odcinek przejechanej trasy.

Jeden przejechany kilometr w Polsce kosztuje około 6 eurocentów.  We Francji 7, a Hiszpanii 8 eurocentów.

Ile kosztują autostrady
Polska 0,06 euro/km
Portugalia 0,06 euro/km
Włochy 0,06 euro/km
Francja 0,07 euro/km
Hiszpania 0,08 euro/km

Źródło: ViaMichelin

Choć Polacy płacą nominalnie najmniej, to za swoją średnią miesięczną pensję nad Wisłą możemy przejechać autostradą niemal czterokrotnie mniejszy odcinek niż we Francuz oraz dwukrotnie mniejszy od mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego.

Ile kilometrów można przejechać za średnią pensję
w wybranych krajach
Francja 39606 km
Hiszpania 22173 km
Portugalia 22123 km
Polska 10833 km

Źródło: Obliczenia na podstawie danych Eurostatu o średnich pensjach (za 2006 rok)

Co prawda, w porównaniu z podobnymi szacunkami, jakie Money.pl przeprowadził na początku 2008 roku, dziś stać nas na ponad 2000 kilometrów podróży więcej, ale proporcje niemal się nie zmieniły.

Ambicje, wielkie od zawsze

Budowa dróg i autostrad to pięta achillesowa wszystkich dotychczasowych rządów. Również obecnie rządząca koalicja PO-PSL ma kłopot z przełamaniem impasu. Pomimo tego, że ma nóż na gardle w postaci nieubłaganie zbliżającego się turnieju EURO 2012.

Czy to wymusi przyspieszenie? - Na ten rok przewidziano przekroczenie 20 mld złotych wydatków na inwestycje drogowe - zadeklarował minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. W ubiegłym roku na drogi zostało wydane blisko 14 mld zł.

Autostrady w Polsce istniejące i planowane do 2015 roku
Oznaczenie Przebieg Planowana długość Istniejąca
A1 Gdańsk-Toruń-Łódź-Katowice-Gorzyczki 582 km 107 km
A2 Świecko-Poznań-Łódź-
Warszawa-Siedlce-Kukuryki
610 km 254 km
A4 Jędrzychowice-Wrocław-Katowice
-Kraków-Rzeszów-Korczowa
670 km 365 km
A6 Kołbaskowo-Rzęśnica 29 km 21,7 km
A8 Obwodnica Autostradowa Wrocławia 27 km 0 km
A18 Olszyna-Krzyżowa(A4) 75 km 17 km
SUMA 1993 km 764 km

źródło GDDKiA

Eksperci jednak przypominają, że pierwotne plany mówiły o ponad 30 mld zł inwestycji drogowych, w związku z realizacją rządowego programu budowy 3 tysięcy km autostrad i dróg ekspresowych na EURO 2012. Zdaniem specjalistów drogowcy nie mają już szans na wykonanie tegorocznego planu. Najprawdopodobniej uda im się wydać w tym roku ok. 15 mld zł, a do rozgrywek wybudować połowę zaplanowanych kilometrów, czyli 1,5 tysiąca.

Kluczowe inwestycje

Rząd jednak zapowiada, że do końca roku zostaną ogłoszone wszystkie przetargi na autostrady. Budowa tych inwestycji rozpocznie się najpóźniej w 2010 roku. Na pierwszy ogień idzie A2.

Oprócz tego, w województwie śląskim obecnie buduje się odcinek drogi krajowej nr 46 z Opola do Częstochowy kosztem 186,7 mln zł, północną obwodnicę Lublińca - o długości 5,6 km. Za 214 mln zł powstaje obwodnica Siewierza, o długości blisko 7 km.

Prace trwają przy dwóch inwestycjach na śląskim odcinku autostrady A4: jeden z najbardziej skomplikowanych w Polsce, budowany za 855 mln zł węzeł Sośnica, a także modernizowany za 281 mln zł węzeł Murckowska łączący katowicki odcinek A4 z DK-86.

źródło:money.pl

Za autostrady płacimy najwięcej w Unii

Za średnią miesięczną pensję w Polsce można przejechać płatną autostradą niemal cztery razy mniej kilometrów niż we Francji i dwa razy mniej niż w Hiszpanii i Portugalii - wynika z wyliczeń Money.pl.

W Polsce mamy około 770 kilometrów autostrad. Z tego 236 kilometrów to płatne odcinki. Opłaty za autostrady pobierają spółki: Autostrada Wielkopolska (autostrada A2), Stalexport Autostrada Małopolska (autostrada A4) i GTC (autostrada A1).  Lubimy narzekać, że przejazd nimi jest zbyt drogi. Money.pl postanowił sprawdzić, jak nasze ceny wyglądają na tle innych krajów UE.

Nad Sekwaną nawet cztery razy dłużej

W wielu krajach Unii Europejskiej - np. w Czechach - z autostrad korzysta się na podstawie okresowych winiet. Dlatego w naszym porównaniu uwzględniliśmy tylko te kraje, w których obowiązuje podobny model, jak w Polsce. Czyli płaci się za określony odcinek przejechanej trasy.

Jeden przejechany kilometr w Polsce kosztuje około 6 eurocentów.  We Francji 7, a Hiszpanii 8 eurocentów.

Ile kosztują autostrady
Polska 0,06 euro/km
Portugalia 0,06 euro/km
Włochy 0,06 euro/km
Francja 0,07 euro/km
Hiszpania 0,08 euro/km

Źródło: ViaMichelin

Choć Polacy płacą nominalnie najmniej, to za swoją średnią miesięczną pensję nad Wisłą możemy przejechać autostradą niemal czterokrotnie mniejszy odcinek niż we Francuz oraz dwukrotnie mniejszy od mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego.

Ile kilometrów można przejechać za średnią pensję
w wybranych krajach
Francja 39606 km
Hiszpania 22173 km
Portugalia 22123 km
Polska 10833 km

Źródło: Obliczenia na podstawie danych Eurostatu o średnich pensjach (za 2006 rok)

Co prawda, w porównaniu z podobnymi szacunkami, jakie Money.pl przeprowadził na początku 2008 roku, dziś stać nas na ponad 2000 kilometrów podróży więcej, ale proporcje niemal się nie zmieniły.

Ambicje, wielkie od zawsze

Budowa dróg i autostrad to pięta achillesowa wszystkich dotychczasowych rządów. Również obecnie rządząca koalicja PO-PSL ma kłopot z przełamaniem impasu. Pomimo tego, że ma nóż na gardle w postaci nieubłaganie zbliżającego się turnieju EURO 2012.

Czy to wymusi przyspieszenie? - Na ten rok przewidziano przekroczenie 20 mld złotych wydatków na inwestycje drogowe - zadeklarował minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. W ubiegłym roku na drogi zostało wydane blisko 14 mld zł.

Autostrady w Polsce istniejące i planowane do 2015 roku
Oznaczenie Przebieg Planowana długość Istniejąca
A1 Gdańsk-Toruń-Łódź-Katowice-Gorzyczki 582 km 107 km
A2 Świecko-Poznań-Łódź-
Warszawa-Siedlce-Kukuryki
610 km 254 km
A4 Jędrzychowice-Wrocław-Katowice
-Kraków-Rzeszów-Korczowa
670 km 365 km
A6 Kołbaskowo-Rzęśnica 29 km 21,7 km
A8 Obwodnica Autostradowa Wrocławia 27 km 0 km
A18 Olszyna-Krzyżowa(A4) 75 km 17 km
SUMA 1993 km 764 km

źródło GDDKiA

Eksperci jednak przypominają, że pierwotne plany mówiły o ponad 30 mld zł inwestycji drogowych, w związku z realizacją rządowego programu budowy 3 tysięcy km autostrad i dróg ekspresowych na EURO 2012. Zdaniem specjalistów drogowcy nie mają już szans na wykonanie tegorocznego planu. Najprawdopodobniej uda im się wydać w tym roku ok. 15 mld zł, a do rozgrywek wybudować połowę zaplanowanych kilometrów, czyli 1,5 tysiąca.

Kluczowe inwestycje

Rząd jednak zapowiada, że do końca roku zostaną ogłoszone wszystkie przetargi na autostrady. Budowa tych inwestycji rozpocznie się najpóźniej w 2010 roku. Na pierwszy ogień idzie A2.

Oprócz tego, w województwie śląskim obecnie buduje się odcinek drogi krajowej nr 46 z Opola do Częstochowy kosztem 186,7 mln zł, północną obwodnicę Lublińca - o długości 5,6 km. Za 214 mln zł powstaje obwodnica Siewierza, o długości blisko 7 km.

Prace trwają przy dwóch inwestycjach na śląskim odcinku autostrady A4: jeden z najbardziej skomplikowanych w Polsce, budowany za 855 mln zł węzeł Sośnica, a także modernizowany za 281 mln zł węzeł Murckowska łączący katowicki odcinek A4 z DK-86.

źródło:money.pl

Najwięcej działek na sprzedaż

W okresie od stycznia do maja 2009 r. pojawiło się łącznie 11 575 ogłoszeń związanych ze sprzedażą gruntów.

Najwięcej z nich dotyczyło działek na Dolnym Śląsku, wynika z raportu przygotowanego przez Telefoniczną Agencję Informacyjną.

Najwięcej nieruchomości gruntowych na sprzedaż oferowano w regionach dolnośląskim (1 798 ogłoszeń), lubelskim (1 713) oraz mazowieckim (1 489). Z kolei najmniej ofert pojawiło się w województwie podlaskim (159). Na sprzedaż najczęściej wystawiane były działki liczące 1-3 tys. m², natomiast najrzadziej – nieruchomości do 500 m². Około 69% wszystkich ofert stanowiły działki niezabudowane.

Źródło: Polish Construction Review
dom.pl

Najwięcej działek na sprzedaż

W okresie od stycznia do maja 2009 r. pojawiło się łącznie 11 575 ogłoszeń związanych ze sprzedażą gruntów.

Najwięcej z nich dotyczyło działek na Dolnym Śląsku, wynika z raportu przygotowanego przez Telefoniczną Agencję Informacyjną.

Najwięcej nieruchomości gruntowych na sprzedaż oferowano w regionach dolnośląskim (1 798 ogłoszeń), lubelskim (1 713) oraz mazowieckim (1 489). Z kolei najmniej ofert pojawiło się w województwie podlaskim (159). Na sprzedaż najczęściej wystawiane były działki liczące 1-3 tys. m², natomiast najrzadziej – nieruchomości do 500 m². Około 69% wszystkich ofert stanowiły działki niezabudowane.

Źródło: Polish Construction Review
dom.pl

Nowe prawo budowlane

Z dniem 8 lipca 2009 r. wchodzą w życie nowe warunki techniczne dotyczące usytuowania na działce budynków oraz innych obiektów. Dzięki dość precyzyjnym zapisom nowe prawo ogranicza uznaniowość organów administracyjnych w przypadku sytuowania budynku przy granicy działki.

Nowe przepisy wydają się być bardziej liberalne i przyjazne inwestorom, lecz mogą być niekiedy krzywdzące dla sąsiadów.

Budynki jednorodzinne

Standardowe odległości od granicy działki, w jakich można postawić dom nie uległy zmianie. Budynku nadal nie można wybudować w odległości mniejszej niż:

  • 3 m od granicy działki, gdy dom jest zwrócony w stronę granicy ścianą bez otworów
  • 4 m od granicy działki, gdy dom jest zwrócony do granicy działki ścianą z otworami okiennymi i drzwiowymi

Dość istotną zmianą jest możliwość usytuowania, m.in. okapów, gzymsów, balkonów, daszków nad wejściem, galerii, tarasów, schodów w odległości nie mniejszej niż 1,5m od granicy z sąsiednią działką budowlaną.

Prawo dopuszcza sytuacje, w których budynek można umieścić bezpośrednio przy granicy działki lub w odległości nie mniejszej niż 1,5 m od granicy działki. Takie usytuowanie jest możliwe, gdy:

  • wynika to z ustaleń miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo decyzji o warunkach zabudow
  • działka budowlana ma szerokość mniejszą niż 16 m.

Ściana budynku od strony granicy nie może mieć otworów okiennych i drzwiowych. Muszą też być spełnione warunki dotyczące przesłaniania i ochrony przeciwpożarowej.

Przepisy dopuszczają usytuowanie budynku bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką, jeżeli będzie on przylegał całą powierzchnią do ściany budynku istniejącego na sąsiedniej działce lub projektowanego, dla którego istnieje ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę pod warunkiem, że jego część leżąca w pasie 3 m wzdłuż granicy działki będzie miała długość i wysokość nie większą niż ma budynek istniejący lub projektowany na sąsiedniej działce. Przepis ten się sprawdzi tylko wówczas, gdy przy granicy stoi już budynek sąsiada. Jeżeli działki po obu stronach są niezabudowane i żaden z sąsiadów nie uzyskał pozwolenia na budowę przy granicy wówczas budowa przy granicy nie będzie możliwa.

Część podziemna budynku, czyli piwnica, garaż podziemny mogą znajdować się nawet przy granicy z sąsiednią działką, bowiem prawo nie ustala odległości części podziemnej budynku od granicy z sąsiednią działką.

Garaże i budynki gospodarcze

Znowelizowane przepisy łagodzą warunki rozmieszczenia na działce garaży i budynków gospodarczych. Obiekty o długości mniejszej niż 5,5 m i o wysokości mniejszej niż 3 m można sytuować bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką lub w odległości nie mniejszej niż 1,5m.

 

Źródło: MTM Styl

dom.pl

Nowe prawo budowlane

Z dniem 8 lipca 2009 r. wchodzą w życie nowe warunki techniczne dotyczące usytuowania na działce budynków oraz innych obiektów. Dzięki dość precyzyjnym zapisom nowe prawo ogranicza uznaniowość organów administracyjnych w przypadku sytuowania budynku przy granicy działki.

Nowe przepisy wydają się być bardziej liberalne i przyjazne inwestorom, lecz mogą być niekiedy krzywdzące dla sąsiadów.

Budynki jednorodzinne

Standardowe odległości od granicy działki, w jakich można postawić dom nie uległy zmianie. Budynku nadal nie można wybudować w odległości mniejszej niż:

  • 3 m od granicy działki, gdy dom jest zwrócony w stronę granicy ścianą bez otworów
  • 4 m od granicy działki, gdy dom jest zwrócony do granicy działki ścianą z otworami okiennymi i drzwiowymi

Dość istotną zmianą jest możliwość usytuowania, m.in. okapów, gzymsów, balkonów, daszków nad wejściem, galerii, tarasów, schodów w odległości nie mniejszej niż 1,5m od granicy z sąsiednią działką budowlaną.

Prawo dopuszcza sytuacje, w których budynek można umieścić bezpośrednio przy granicy działki lub w odległości nie mniejszej niż 1,5 m od granicy działki. Takie usytuowanie jest możliwe, gdy:

  • wynika to z ustaleń miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo decyzji o warunkach zabudow
  • działka budowlana ma szerokość mniejszą niż 16 m.

Ściana budynku od strony granicy nie może mieć otworów okiennych i drzwiowych. Muszą też być spełnione warunki dotyczące przesłaniania i ochrony przeciwpożarowej.

Przepisy dopuszczają usytuowanie budynku bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką, jeżeli będzie on przylegał całą powierzchnią do ściany budynku istniejącego na sąsiedniej działce lub projektowanego, dla którego istnieje ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę pod warunkiem, że jego część leżąca w pasie 3 m wzdłuż granicy działki będzie miała długość i wysokość nie większą niż ma budynek istniejący lub projektowany na sąsiedniej działce. Przepis ten się sprawdzi tylko wówczas, gdy przy granicy stoi już budynek sąsiada. Jeżeli działki po obu stronach są niezabudowane i żaden z sąsiadów nie uzyskał pozwolenia na budowę przy granicy wówczas budowa przy granicy nie będzie możliwa.

Część podziemna budynku, czyli piwnica, garaż podziemny mogą znajdować się nawet przy granicy z sąsiednią działką, bowiem prawo nie ustala odległości części podziemnej budynku od granicy z sąsiednią działką.

Garaże i budynki gospodarcze

Znowelizowane przepisy łagodzą warunki rozmieszczenia na działce garaży i budynków gospodarczych. Obiekty o długości mniejszej niż 5,5 m i o wysokości mniejszej niż 3 m można sytuować bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką lub w odległości nie mniejszej niż 1,5m.

 

Źródło: MTM Styl

dom.pl

Od 13 lipca na funduszach tylko zarobimy?

Gdy będziemy chcieli zakupić jednostki funduszy inwestycyjnych, firmy doradztwa finansowego podsuną nam do wypełnienia dwa kwestionariusze. Jeden sprawdzi naszą wiedzę, drugi określi, na jakie ryzyko jesteśmy gotowi wystawić nasze oszczędności.

13 lipca upływa czas na dostosowanie się pośredników finansowych do rozporządzenia, które ma chronić niedoświadczonych inwestorów przed nieroztropnym inwestowaniem. Chodzi również o zapewnienie uczciwych praktyk w firmach oferujących produkty finansowe, jak jednostki funduszy inwestycyjnych.

A co konkretnie wynika z rozporządzenia?
Po pierwsze, od wakacji fundusze inwestycyjne i pośrednicy muszą nas informować - również w reklamach - o realnym koszcie i ryzyku produktów.
Muszą także stworzyć i wprowadzić w życie regulamin świadczenia usług. Powinien on zawierać m.in. zasady rozpatrywania skarg i reklamacji, sposób zapobiegania konfliktom interesów funduszu i klienta oraz podawać środki zaradcze, gdy konflikt zaistnieje.
Wdrożony ma zostać system kontroli wewnętrznych, które zapewnią, że wszystkie założenia są spełnione.

A co konkretnie wynika z rozporządzenia?
Po pierwsze, od wakacji fundusze inwestycyjne i pośrednicy muszą nas informować - również w reklamach - o realnym koszcie i ryzyku produktów.
Muszą także stworzyć i wprowadzić w życie regulamin świadczenia usług. Powinien on zawierać m.in. zasady rozpatrywania skarg i reklamacji, sposób zapobiegania konfliktom interesów funduszu i klienta oraz podawać środki zaradcze, gdy konflikt zaistnieje.
Wdrożony ma zostać system kontroli wewnętrznych, które zapewnią, że wszystkie założenia są spełnione.

Lerski przygotował ankietę do oceny profilu ryzyka klienta. Po wejściu w życie rozporządzania została one dostosowana do jego wymogów. Ankieta określa ogólny profil ryzyka inwestora, który staje się punktem wyjściowym do dalszej analizy. Druga część procesu ma na celu określenie, w co i z jakim ryzykiem może inwestować, czyli ustala pożądaną strukturę portfela inwestycyjnego. Dzięki temu będzie na przykład jasne, ile oszczędności umieścić w jednostkach funduszy związanych z akcjami, a ile z obligacjami.

Aleksandra Bachta z Open Finance podaje z kolei, że firma ta używać będzie ankiet Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami.
IZFiA - instytucja zrzeszająca część największych instytucji finansowych w Polsce - przygotowała kwestionariusze, które z założenia miały być uniwersalne dla całego rynku. Ciało to jednak nie ma prawa niczego narzucać, więc jego rozwiązanie jest tylko rekomendacją.

A jak my możemy sprawdzić pośrednika?

Jednak ankiety to nie wszystko. Jak się upewnić, że inne praktyki, do których zobowiązuje rozporządzenie, zostały wprowadzone?
Open Finance doradza, jak przykładowo się upewnić, czy dany doradca będzie chronił klienta w razie konfliktu interesów. Pośrednik ma obowiązek ujawnić sposoby zapobiegania konfliktom interesów na żądanie klienta. Zatem naszym narzędziem jest prawo do informacji o metodzie naszej ochrony. Warto o tym pamiętać.

Zmiany, o których mowa, wprowadza rozporządzenie ministra finansów z dnia 3 kwietnia 2009 r. w sprawie postępowania podmiotów prowadzących działalność w zakresie pośrednictwa w zbywaniu i odkupywaniu jednostek uczestnictwa oraz tytułów uczestnictwa.
Dotyczy ono głównie pośredników, za których uznaje się wszystkie instytucje mające w ofercie produkty inwestycyjne oprócz domów maklerskich i banków. Te są objęte odrębnymi przepisami. Zatem mowa głównie o firmach doradztwa finansowego.

Rozporządzenie wprowadza na grunt polski przepisy dyrektywy UE o nazwie MIFID - Markets in Financial Instruments Directive (Dyrektywa w sprawie rynków instrumentów finansowych). Dyrektywa ma na celu zwiększenie przejrzystości działania na rynkach inwestycyjnych oraz zapewnienie wspólnych ram prawnych dla usług inwestycyjnych oraz rynków finansowych w państwach Unii Europejskiej.

Tomasz Kamiński
Wirtualna Polska


Od 13 lipca na funduszach tylko zarobimy?

Gdy będziemy chcieli zakupić jednostki funduszy inwestycyjnych, firmy doradztwa finansowego podsuną nam do wypełnienia dwa kwestionariusze. Jeden sprawdzi naszą wiedzę, drugi określi, na jakie ryzyko jesteśmy gotowi wystawić nasze oszczędności.

13 lipca upływa czas na dostosowanie się pośredników finansowych do rozporządzenia, które ma chronić niedoświadczonych inwestorów przed nieroztropnym inwestowaniem. Chodzi również o zapewnienie uczciwych praktyk w firmach oferujących produkty finansowe, jak jednostki funduszy inwestycyjnych.

A co konkretnie wynika z rozporządzenia?
Po pierwsze, od wakacji fundusze inwestycyjne i pośrednicy muszą nas informować - również w reklamach - o realnym koszcie i ryzyku produktów.
Muszą także stworzyć i wprowadzić w życie regulamin świadczenia usług. Powinien on zawierać m.in. zasady rozpatrywania skarg i reklamacji, sposób zapobiegania konfliktom interesów funduszu i klienta oraz podawać środki zaradcze, gdy konflikt zaistnieje.
Wdrożony ma zostać system kontroli wewnętrznych, które zapewnią, że wszystkie założenia są spełnione.

A co konkretnie wynika z rozporządzenia?
Po pierwsze, od wakacji fundusze inwestycyjne i pośrednicy muszą nas informować - również w reklamach - o realnym koszcie i ryzyku produktów.
Muszą także stworzyć i wprowadzić w życie regulamin świadczenia usług. Powinien on zawierać m.in. zasady rozpatrywania skarg i reklamacji, sposób zapobiegania konfliktom interesów funduszu i klienta oraz podawać środki zaradcze, gdy konflikt zaistnieje.
Wdrożony ma zostać system kontroli wewnętrznych, które zapewnią, że wszystkie założenia są spełnione.

Lerski przygotował ankietę do oceny profilu ryzyka klienta. Po wejściu w życie rozporządzania została one dostosowana do jego wymogów. Ankieta określa ogólny profil ryzyka inwestora, który staje się punktem wyjściowym do dalszej analizy. Druga część procesu ma na celu określenie, w co i z jakim ryzykiem może inwestować, czyli ustala pożądaną strukturę portfela inwestycyjnego. Dzięki temu będzie na przykład jasne, ile oszczędności umieścić w jednostkach funduszy związanych z akcjami, a ile z obligacjami.

Aleksandra Bachta z Open Finance podaje z kolei, że firma ta używać będzie ankiet Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami.
IZFiA - instytucja zrzeszająca część największych instytucji finansowych w Polsce - przygotowała kwestionariusze, które z założenia miały być uniwersalne dla całego rynku. Ciało to jednak nie ma prawa niczego narzucać, więc jego rozwiązanie jest tylko rekomendacją.

A jak my możemy sprawdzić pośrednika?

Jednak ankiety to nie wszystko. Jak się upewnić, że inne praktyki, do których zobowiązuje rozporządzenie, zostały wprowadzone?
Open Finance doradza, jak przykładowo się upewnić, czy dany doradca będzie chronił klienta w razie konfliktu interesów. Pośrednik ma obowiązek ujawnić sposoby zapobiegania konfliktom interesów na żądanie klienta. Zatem naszym narzędziem jest prawo do informacji o metodzie naszej ochrony. Warto o tym pamiętać.

Zmiany, o których mowa, wprowadza rozporządzenie ministra finansów z dnia 3 kwietnia 2009 r. w sprawie postępowania podmiotów prowadzących działalność w zakresie pośrednictwa w zbywaniu i odkupywaniu jednostek uczestnictwa oraz tytułów uczestnictwa.
Dotyczy ono głównie pośredników, za których uznaje się wszystkie instytucje mające w ofercie produkty inwestycyjne oprócz domów maklerskich i banków. Te są objęte odrębnymi przepisami. Zatem mowa głównie o firmach doradztwa finansowego.

Rozporządzenie wprowadza na grunt polski przepisy dyrektywy UE o nazwie MIFID - Markets in Financial Instruments Directive (Dyrektywa w sprawie rynków instrumentów finansowych). Dyrektywa ma na celu zwiększenie przejrzystości działania na rynkach inwestycyjnych oraz zapewnienie wspólnych ram prawnych dla usług inwestycyjnych oraz rynków finansowych w państwach Unii Europejskiej.

Tomasz Kamiński
Wirtualna Polska


Efekt domina w biznesie

Małe i średnie przedsiębiorstwa są szczególnie narażone na ryzyko utraty płynności finansowej. Na skutek kryzysu tradycyjne źródła ryzyka niosą większe zagrożenie upadłością. Zarządzanie ryzykiem, które do tej pory było trudne, teraz stanowić będzie jeszcze większe wyzwanie.

Spowolnienie gospodarcze zapoczątkowało załamanie sektora bankowego powstałego na skutek udzielania pożyczek podmiotom niezdolnym do ich spłaty. Pozbawione dochodu banki, stojące przed groźbą utraty płynności finansowej radykalnie zaostrzyły warunki przyznawania kredytów, co wpłynęło na ograniczenie siły nabywczej zarówno firm, jak i osób prywatnych. Niesie to dwojakie konsekwencje – ograniczenie popytu i brak środków na pokrycie kosztów bieżącej działalności firm.

Zarządzanie przepływami pieniężnymi

Dla MSP, które tradycyjnie cechuje niskie wyposażenie kapitałowe, a zatem ograniczona zdolność kredytowa, pozyskanie kredytu bankowego zawsze było trudne, a jego najpowszechniej stosowaną alternatywą był i nadal jest kredyt kupiecki. Jego wykorzystanie do finansowania bieżącej działalności polega na regulowaniu zobowiązań dopiero po uzyskaniu środków od własnych dłużników, które m.in. pochodzą ze sprzedaży zakupionego wcześniej towaru. Powoduje to, iż nawet w warunkach względnego spokoju, firmy mogą mieć problemy z zarządzaniem przepływami pieniężnymi, gdyż wydłużeniu ulegają okresy po jakich regulowane są płatności.

Spowolnienie gospodarcze wpływa na zwiększenie zagrożenia płynącego z kredytu kupieckiego. Ograniczenie popytu powoduje, iż odraczanie terminu płatności staje się warunkiem koniecznym do utrzymania sprzedaży. Pojawia się presja ze strony kontrahentów, aby płatności były regulowane możliwie w jak najdłuższym terminie. Rośnie także prawdopodobieństwo występowania opóźnień. Jest to szczególnie trudna sytuacja dla małych i średnich przedsiębiorstw. Powód jest prosty – z reguły dysponują one mniejszą liczbą kontrahentów, a niewypłacalność któregoś z nich lub znaczące opóźnienie przez niego płatności może uniemożliwić firmie spłatę jej własnych wierzycieli. W ten sposób generowane są zatory płatnicze pomiędzy podmiotami biorącymi udział w obiegu towarowym. W tym przypadku upadłość któregoś z nich – na zasadzie „efektu domina” – może pociągnąć ze sobą kolejne.

W ocenie obszarów ryzyka firmy z sektora MSP konieczne jest uwzględnienie ich pozycji przetargowej względem kontrahentów. Istotna jest priorytetowość danego dostawcy dla dłużnika. Jeśli dostarcza on podzespoły, materiały kluczowe do utrzymania produkcji – prawdopodobieństwo terminowego uzyskania spłaty jest wyższe. W praktyce przedsiębiorstwa muszą mierzyć się z celowym odraczaniem płatności przez silnych odbiorców, a ich strategicznymi klientami mogą być firmy duże, które często dyktują (najczęściej skutecznie) warunki na jakich odbywa się regulowanie płatności. Standardowo mogą one trwać długo, co związane jest z rozbudowanym łańcuchem decyzyjnym. Dobrym przykładem mogą być relacje pomiędzy podmiotami z sektora FMCG. Duże sieci handlowe współpracują z dużą liczbą drobnych dostawców, którym mogą dyktować warunki, na jakich rozliczane są transakcje.

W kontekście przedstawionych czynników zarządzanie przepływami pieniężnymi jest coraz trudniejsze. Zachowanie płynności finansowej w warunkach podwyższonego ryzyka wymaga strategicznego zarządzania ryzykiem. Dla wielu firm może być to nowe wyzwanie, które jednak powinno być kluczowym aspektem kierowania przedsiębiorstwem w czasach kryzysu.

Zarządzanie ryzykiem

Jakie zatem obszary powinno obejmować zarządzanie ryzykiem, tak aby skutecznie zabezpieczyć płynność finansową? Można rozróżnić dwa podstawowe źródła zagrożeń, które mogą doprowadzić firmę do upadłości: te, które można przewidzieć i zawczasu wyeliminować oraz te, których zdiagnozowanie jest niemożliwe i wymaga podjęcia odpowiednich kroków zaradczych w razie ich wystąpienia.

Trzeba także zastanowić się, czy przedsiębiorstwa mają możliwość realizacji wszystkich tych zadań we własnym zakresie. W teorii manipulowanie ryzykiem jest możliwe np. poprzez dystrybucję go pomiędzy wielu kontrahentów. W tym wypadku, jeśli któryś z nich nie zapłaci, zostanie to zrekompensowane przez terminowe spłaty od pozostałych. Bywa, iż takie praktyki stosują firmy duże, o rozbudowanym portfelu klientów. Jednak nawet one cierpią z powodu nieterminowych spłat należności. Tym bardziej stosowanie tej metody przez małe firmy z mniejszą liczbą kontrahentów nie ma uzasadnienia. Możliwe jest także wydzielenie dedykowanego zespołu lub osoby odpowiedzialnej za monitorowanie należności, wiekowanie ich i prowadzenie działań windykacyjnych w razie wystąpienia opóźnień i opracowanie wewnętrznych procedur do systematycznej analizy historii płatności swoich kontrahentów. Czy z punktu widzenia ograniczonego budżetu takie rozwiązanie ma ekonomiczne uzasadnienie? Konieczne może być nawiązanie współpracy z instytucją zewnętrzną, wyspecjalizowaną w tego typu działalności. Przykładem takiej jednostki są towarzystwa ubezpieczeniowe, zajmujące się zarządzaniem ryzykiem związanym z kompletnym zabezpieczeniem firmy. Jak taka współpraca wygląda w praktyce – w relacji do przedstawionych wcześniej założeń?

Podstawą ograniczenia ryzyka jest budowa portfela wypłacalnych i wiarygodnych kontrahentów.  Firma ma możliwość eliminacji z puli swoich odbiorców tych, którzy mają problemy z płynnością finansową oraz tych, którzy mogą próbować dokonać wyłudzenia, tzn. nie mają intencji zapłacić za otrzymany towar. Oceny te są dokonywane na podstawie informacji gospodarczej. Bazuje ona na analizie sprawozdania finansowego, zawiera także dane pozyskane podczas wizytacji wywiadowcy w firmie. Możliwe jest prześledzenie trybu współpracy badanego podmiotu z jego kontrahentami. Sprawdzenie przepływów pieniężnych pozwala ocenić moralność płatniczą badanego podmiotu. Dla przykładu, nieuzasadniony przyrost wartości zapasów i należności może świadczyć o problemach z uzyskaniem pieniędzy za towary. Jeśli odnotowana zostanie zbyt wysoka wartość zamówionych towarów w relacji do zdolności nabywczej firmy, świadczyć to może o tym, iż próbuje ona dokonać wyłudzenia.

W przypadku nawiązania współpracy z ubezpieczycielem kredytu kupieckiego, ocena poszczególnych kontrahentów powiązana jest z przydzieleniem im przez niego tzw. limitów kredytowych. Są one sumarycznym i czytelnym ujęciem zebranych danych na temat kontrahenta. Informują także o maksymalnej wartości kredytu kupieckiego, jaką skłonne jest zabezpieczyć towarzystwo. Analiza ich wartości może stanowić punkt wyjścia w procesie planowania sprzedaży. Pozytywna decyzja kredytowa ze strony towarzystwa ubezpieczeniowego daje pewność stabilnych relacji z kontrahentem. Niska wartość limitu lub odmowa jego przyznania, może stanowić wczesne ostrzeżenie, iż współpraca z konkretnym odbiorcą jest niewskazana.

Towarzystwa ubezpieczeniowe dysponują obszernymi bazami danych zawierającymi informacje o milionach podmiotów na całym świecie. Jednak nawet najbardziej profesjonalnie przeprowadzona, sumienna i precyzyjna ocena ryzyka nie daje całkowitej gwarancji jego eliminacji. Zawsze mogą wystąpić zdarzenia, na które jedyną odpowiedzią mogą być próby minimalizacji konsekwencji ich wystąpienia. W pewnym momencie przedsiębiorstwo może stanąć przed koniecznością podjęcia windykacji swoich należności.

Analogicznie, nadal istnieje ryzyko, iż odzyskanie należności od dłużnika będzie niemożliwe. W tym wypadku zabezpieczeniem jest ubezpieczenie kredytu kupieckiego. Towarzystwo ubezpieczeniowe przejmuje na siebie ciężar związany z niewypłacalnością kontrahenta, przekazując swojemu klientowi odszkodowanie.
Bieżące warunki ekonomiczne powodują, iż egzekucja należności jest trudniejsza. W praktyce kontrahenci mogą fizycznie nie mieć możliwości uregulowania długu. Podejściem zwiększającym szanse sukcesu jest połączenie systematyczności i współpracy. Jednocześnie wymaga ono większych nakładów pracy i profesjonalizmu. Jak może ono wyglądać w praktyce?

W kontekście przedstawionych aspektów zarządzania ryzykiem, najważniejszym elementem współpracy z towarzystwem ubezpieczeniowym jest możliwość zabezpieczenia przedsiębiorstwa na każdą ewentualność. Obecnie przedsiębiorstwa same odbierają sygnały o problemach po stronie swoich kontrahentów i wykazują coraz większe zapotrzebowanie na profesjonalne wsparcie. Dotychczas było to domeną wyłącznie dużych firm, jednak coraz więcej małych i średnich podmiotów skłania się ku tego typu rozwiązaniom.

Poszukują one usług dostosowanych do ich możliwości finansowych. Elementami podlegającymi indywidualnym ustaleniom są m.in. wysokość składki ubezpieczeniowej, czas po jakim następuje wypłata odszkodowania od momentu stwierdzenia szkody, wartość pokrycia ubezpieczeniem zobowiązania i zakres polisy. Zarządzanie polisą poprzez składanie wniosków o przyznanie limitów kredytowych i rozpoczęcie działań windykacyjnych musi wymagać jak najmniejszych nakładów pracy.

Reasumując, nie ma wątpliwości, iż kryzys wiąże się ze zmianą podejścia firm do kwestii ich bezpieczeństwa. Wymaga to więcej pracy niż kiedykolwiek, a skala ryzyka może być zbyt duża do samodzielnego zarządzania, tak samo jak ewentualne konsekwencje. Dbanie o własną płynność finansową to nie tylko wyraz troski o interes firmy. W praktyce wpływa na polepszenie kondycji całego sektora korporacyjnego. Tam gdzie wiele podmiotów stosuje odpowiednie zabezpieczenia, ryzyko wystąpienia efektu domina czy zatorów płatniczych jest znacznie niższe.

Bartłomiej Szlaz
Autor jest Dyrektorem Regionu Atradius Credit Insurance N.V. Oddział w Polsce
Gazeta Małych i Średnich Przedsiębiorstw

js

inwestycje.pl

Efekt domina w biznesie

Małe i średnie przedsiębiorstwa są szczególnie narażone na ryzyko utraty płynności finansowej. Na skutek kryzysu tradycyjne źródła ryzyka niosą większe zagrożenie upadłością. Zarządzanie ryzykiem, które do tej pory było trudne, teraz stanowić będzie jeszcze większe wyzwanie.

Spowolnienie gospodarcze zapoczątkowało załamanie sektora bankowego powstałego na skutek udzielania pożyczek podmiotom niezdolnym do ich spłaty. Pozbawione dochodu banki, stojące przed groźbą utraty płynności finansowej radykalnie zaostrzyły warunki przyznawania kredytów, co wpłynęło na ograniczenie siły nabywczej zarówno firm, jak i osób prywatnych. Niesie to dwojakie konsekwencje – ograniczenie popytu i brak środków na pokrycie kosztów bieżącej działalności firm.

Zarządzanie przepływami pieniężnymi

Dla MSP, które tradycyjnie cechuje niskie wyposażenie kapitałowe, a zatem ograniczona zdolność kredytowa, pozyskanie kredytu bankowego zawsze było trudne, a jego najpowszechniej stosowaną alternatywą był i nadal jest kredyt kupiecki. Jego wykorzystanie do finansowania bieżącej działalności polega na regulowaniu zobowiązań dopiero po uzyskaniu środków od własnych dłużników, które m.in. pochodzą ze sprzedaży zakupionego wcześniej towaru. Powoduje to, iż nawet w warunkach względnego spokoju, firmy mogą mieć problemy z zarządzaniem przepływami pieniężnymi, gdyż wydłużeniu ulegają okresy po jakich regulowane są płatności.

Spowolnienie gospodarcze wpływa na zwiększenie zagrożenia płynącego z kredytu kupieckiego. Ograniczenie popytu powoduje, iż odraczanie terminu płatności staje się warunkiem koniecznym do utrzymania sprzedaży. Pojawia się presja ze strony kontrahentów, aby płatności były regulowane możliwie w jak najdłuższym terminie. Rośnie także prawdopodobieństwo występowania opóźnień. Jest to szczególnie trudna sytuacja dla małych i średnich przedsiębiorstw. Powód jest prosty – z reguły dysponują one mniejszą liczbą kontrahentów, a niewypłacalność któregoś z nich lub znaczące opóźnienie przez niego płatności może uniemożliwić firmie spłatę jej własnych wierzycieli. W ten sposób generowane są zatory płatnicze pomiędzy podmiotami biorącymi udział w obiegu towarowym. W tym przypadku upadłość któregoś z nich – na zasadzie „efektu domina” – może pociągnąć ze sobą kolejne.

W ocenie obszarów ryzyka firmy z sektora MSP konieczne jest uwzględnienie ich pozycji przetargowej względem kontrahentów. Istotna jest priorytetowość danego dostawcy dla dłużnika. Jeśli dostarcza on podzespoły, materiały kluczowe do utrzymania produkcji – prawdopodobieństwo terminowego uzyskania spłaty jest wyższe. W praktyce przedsiębiorstwa muszą mierzyć się z celowym odraczaniem płatności przez silnych odbiorców, a ich strategicznymi klientami mogą być firmy duże, które często dyktują (najczęściej skutecznie) warunki na jakich odbywa się regulowanie płatności. Standardowo mogą one trwać długo, co związane jest z rozbudowanym łańcuchem decyzyjnym. Dobrym przykładem mogą być relacje pomiędzy podmiotami z sektora FMCG. Duże sieci handlowe współpracują z dużą liczbą drobnych dostawców, którym mogą dyktować warunki, na jakich rozliczane są transakcje.

W kontekście przedstawionych czynników zarządzanie przepływami pieniężnymi jest coraz trudniejsze. Zachowanie płynności finansowej w warunkach podwyższonego ryzyka wymaga strategicznego zarządzania ryzykiem. Dla wielu firm może być to nowe wyzwanie, które jednak powinno być kluczowym aspektem kierowania przedsiębiorstwem w czasach kryzysu.

Zarządzanie ryzykiem

Jakie zatem obszary powinno obejmować zarządzanie ryzykiem, tak aby skutecznie zabezpieczyć płynność finansową? Można rozróżnić dwa podstawowe źródła zagrożeń, które mogą doprowadzić firmę do upadłości: te, które można przewidzieć i zawczasu wyeliminować oraz te, których zdiagnozowanie jest niemożliwe i wymaga podjęcia odpowiednich kroków zaradczych w razie ich wystąpienia.

Trzeba także zastanowić się, czy przedsiębiorstwa mają możliwość realizacji wszystkich tych zadań we własnym zakresie. W teorii manipulowanie ryzykiem jest możliwe np. poprzez dystrybucję go pomiędzy wielu kontrahentów. W tym wypadku, jeśli któryś z nich nie zapłaci, zostanie to zrekompensowane przez terminowe spłaty od pozostałych. Bywa, iż takie praktyki stosują firmy duże, o rozbudowanym portfelu klientów. Jednak nawet one cierpią z powodu nieterminowych spłat należności. Tym bardziej stosowanie tej metody przez małe firmy z mniejszą liczbą kontrahentów nie ma uzasadnienia. Możliwe jest także wydzielenie dedykowanego zespołu lub osoby odpowiedzialnej za monitorowanie należności, wiekowanie ich i prowadzenie działań windykacyjnych w razie wystąpienia opóźnień i opracowanie wewnętrznych procedur do systematycznej analizy historii płatności swoich kontrahentów. Czy z punktu widzenia ograniczonego budżetu takie rozwiązanie ma ekonomiczne uzasadnienie? Konieczne może być nawiązanie współpracy z instytucją zewnętrzną, wyspecjalizowaną w tego typu działalności. Przykładem takiej jednostki są towarzystwa ubezpieczeniowe, zajmujące się zarządzaniem ryzykiem związanym z kompletnym zabezpieczeniem firmy. Jak taka współpraca wygląda w praktyce – w relacji do przedstawionych wcześniej założeń?

Podstawą ograniczenia ryzyka jest budowa portfela wypłacalnych i wiarygodnych kontrahentów.  Firma ma możliwość eliminacji z puli swoich odbiorców tych, którzy mają problemy z płynnością finansową oraz tych, którzy mogą próbować dokonać wyłudzenia, tzn. nie mają intencji zapłacić za otrzymany towar. Oceny te są dokonywane na podstawie informacji gospodarczej. Bazuje ona na analizie sprawozdania finansowego, zawiera także dane pozyskane podczas wizytacji wywiadowcy w firmie. Możliwe jest prześledzenie trybu współpracy badanego podmiotu z jego kontrahentami. Sprawdzenie przepływów pieniężnych pozwala ocenić moralność płatniczą badanego podmiotu. Dla przykładu, nieuzasadniony przyrost wartości zapasów i należności może świadczyć o problemach z uzyskaniem pieniędzy za towary. Jeśli odnotowana zostanie zbyt wysoka wartość zamówionych towarów w relacji do zdolności nabywczej firmy, świadczyć to może o tym, iż próbuje ona dokonać wyłudzenia.

W przypadku nawiązania współpracy z ubezpieczycielem kredytu kupieckiego, ocena poszczególnych kontrahentów powiązana jest z przydzieleniem im przez niego tzw. limitów kredytowych. Są one sumarycznym i czytelnym ujęciem zebranych danych na temat kontrahenta. Informują także o maksymalnej wartości kredytu kupieckiego, jaką skłonne jest zabezpieczyć towarzystwo. Analiza ich wartości może stanowić punkt wyjścia w procesie planowania sprzedaży. Pozytywna decyzja kredytowa ze strony towarzystwa ubezpieczeniowego daje pewność stabilnych relacji z kontrahentem. Niska wartość limitu lub odmowa jego przyznania, może stanowić wczesne ostrzeżenie, iż współpraca z konkretnym odbiorcą jest niewskazana.

Towarzystwa ubezpieczeniowe dysponują obszernymi bazami danych zawierającymi informacje o milionach podmiotów na całym świecie. Jednak nawet najbardziej profesjonalnie przeprowadzona, sumienna i precyzyjna ocena ryzyka nie daje całkowitej gwarancji jego eliminacji. Zawsze mogą wystąpić zdarzenia, na które jedyną odpowiedzią mogą być próby minimalizacji konsekwencji ich wystąpienia. W pewnym momencie przedsiębiorstwo może stanąć przed koniecznością podjęcia windykacji swoich należności.

Analogicznie, nadal istnieje ryzyko, iż odzyskanie należności od dłużnika będzie niemożliwe. W tym wypadku zabezpieczeniem jest ubezpieczenie kredytu kupieckiego. Towarzystwo ubezpieczeniowe przejmuje na siebie ciężar związany z niewypłacalnością kontrahenta, przekazując swojemu klientowi odszkodowanie.
Bieżące warunki ekonomiczne powodują, iż egzekucja należności jest trudniejsza. W praktyce kontrahenci mogą fizycznie nie mieć możliwości uregulowania długu. Podejściem zwiększającym szanse sukcesu jest połączenie systematyczności i współpracy. Jednocześnie wymaga ono większych nakładów pracy i profesjonalizmu. Jak może ono wyglądać w praktyce?

W kontekście przedstawionych aspektów zarządzania ryzykiem, najważniejszym elementem współpracy z towarzystwem ubezpieczeniowym jest możliwość zabezpieczenia przedsiębiorstwa na każdą ewentualność. Obecnie przedsiębiorstwa same odbierają sygnały o problemach po stronie swoich kontrahentów i wykazują coraz większe zapotrzebowanie na profesjonalne wsparcie. Dotychczas było to domeną wyłącznie dużych firm, jednak coraz więcej małych i średnich podmiotów skłania się ku tego typu rozwiązaniom.

Poszukują one usług dostosowanych do ich możliwości finansowych. Elementami podlegającymi indywidualnym ustaleniom są m.in. wysokość składki ubezpieczeniowej, czas po jakim następuje wypłata odszkodowania od momentu stwierdzenia szkody, wartość pokrycia ubezpieczeniem zobowiązania i zakres polisy. Zarządzanie polisą poprzez składanie wniosków o przyznanie limitów kredytowych i rozpoczęcie działań windykacyjnych musi wymagać jak najmniejszych nakładów pracy.

Reasumując, nie ma wątpliwości, iż kryzys wiąże się ze zmianą podejścia firm do kwestii ich bezpieczeństwa. Wymaga to więcej pracy niż kiedykolwiek, a skala ryzyka może być zbyt duża do samodzielnego zarządzania, tak samo jak ewentualne konsekwencje. Dbanie o własną płynność finansową to nie tylko wyraz troski o interes firmy. W praktyce wpływa na polepszenie kondycji całego sektora korporacyjnego. Tam gdzie wiele podmiotów stosuje odpowiednie zabezpieczenia, ryzyko wystąpienia efektu domina czy zatorów płatniczych jest znacznie niższe.

Bartłomiej Szlaz
Autor jest Dyrektorem Regionu Atradius Credit Insurance N.V. Oddział w Polsce
Gazeta Małych i Średnich Przedsiębiorstw

js

inwestycje.pl

Jak inne kraje radzą sobie z kryzysem?

Wzmacnianie popytu wewnętrznego, wprowadzanie oszczędności budżetowych oraz wspieranie małych i średnich firm, m.in. poprzez ułatwienia w dostępie do kredytów to przykłady działań antykryzysowych, podejmowanych w niektórych krajach świata. Ministerstwo Gospodarki zebrało te informacje i opracowało wnioski dla Polski.

Informacja dotycząca działań antykryzysowych, podejmowanych w wybranych krajach świata, została opracowana w Sekretariacie Ministra Gospodarki na podstawie danych zebranych przez Wydziały Promocji Handlu i Inwestycji (WPHiI).

W pierwszej części Informacji eksperci MG przedstawili globalny kontekst antykryzysowych działań państw, aktywność instytucji międzynarodowych oraz wybrane wątki debaty publicznej dotyczącej kryzysu. Z kolei w drugiej części zostały zaprezentowane rozwiązania programowe i instytucjonalne, przyjęte przez poszczególne państwa w celu skoordynowania działań antykryzysowych. Trzecia część poświęcona jest natomiast prezentacji tych działań, przyporządkowanych do poszczególnych obszarów polityki gospodarczej państwa.

Z dokumentu wynika, że większość analizowanych krajów uruchomiła swoje plany antykryzysowe. Jednak ich zakres jest różny - od standardowego pakietu wspierającego system bankowy, do szczegółowych działań dostosowanych do przejawów spowolnienia gospodarczego w danym kraju.

Austria, Irlandia i Bułgaria zdecydowały o wzmacnianiu popytu wewnętrznego
przez aktywną politykę zamówień publicznych, zwłaszcza dotyczących realizacji projektów budowlanych, drogowych i energetycznych. Inne kraje, jak np. Niemcy, Belgia i Japonia wprowadziły oszczędności budżetowe lub, tak jak Argentyna, uprościły system podatkowy.

Pomoc dla firm poprzez ułatwienie im dostępu do kredytów lub przyspieszenie odpisów amortyzacyjnych wprowadziły natomiast Czechy i Belgia. Z kolei Chorwacja skróciła terminy wydawania zezwoleń na inwestycje zagraniczne.

Według autorów Informacji warto rozważyć skorzystanie w Polsce z niektórych rozwiązań podejmowanych w innych krajach, m.in. ze stworzenia prorozwojowego planu inwestycji rządowych w obszarze infrastruktury i transportu. Dobrą praktyką byłoby także zabezpieczenie gospodarki przed nadmiernym odpływem kapitału, np. przez wprowadzenie zachęt do reinwestowania zysków w Polsce.

Informacja dotycząca działań antykryzysowych podejmowanych w wybranych krajach świata

Ministerstwo Gospodarki

as

inwestycje.pl

Jak inne kraje radzą sobie z kryzysem?

Wzmacnianie popytu wewnętrznego, wprowadzanie oszczędności budżetowych oraz wspieranie małych i średnich firm, m.in. poprzez ułatwienia w dostępie do kredytów to przykłady działań antykryzysowych, podejmowanych w niektórych krajach świata. Ministerstwo Gospodarki zebrało te informacje i opracowało wnioski dla Polski.

Informacja dotycząca działań antykryzysowych, podejmowanych w wybranych krajach świata, została opracowana w Sekretariacie Ministra Gospodarki na podstawie danych zebranych przez Wydziały Promocji Handlu i Inwestycji (WPHiI).

W pierwszej części Informacji eksperci MG przedstawili globalny kontekst antykryzysowych działań państw, aktywność instytucji międzynarodowych oraz wybrane wątki debaty publicznej dotyczącej kryzysu. Z kolei w drugiej części zostały zaprezentowane rozwiązania programowe i instytucjonalne, przyjęte przez poszczególne państwa w celu skoordynowania działań antykryzysowych. Trzecia część poświęcona jest natomiast prezentacji tych działań, przyporządkowanych do poszczególnych obszarów polityki gospodarczej państwa.

Z dokumentu wynika, że większość analizowanych krajów uruchomiła swoje plany antykryzysowe. Jednak ich zakres jest różny - od standardowego pakietu wspierającego system bankowy, do szczegółowych działań dostosowanych do przejawów spowolnienia gospodarczego w danym kraju.

Austria, Irlandia i Bułgaria zdecydowały o wzmacnianiu popytu wewnętrznego
przez aktywną politykę zamówień publicznych, zwłaszcza dotyczących realizacji projektów budowlanych, drogowych i energetycznych. Inne kraje, jak np. Niemcy, Belgia i Japonia wprowadziły oszczędności budżetowe lub, tak jak Argentyna, uprościły system podatkowy.

Pomoc dla firm poprzez ułatwienie im dostępu do kredytów lub przyspieszenie odpisów amortyzacyjnych wprowadziły natomiast Czechy i Belgia. Z kolei Chorwacja skróciła terminy wydawania zezwoleń na inwestycje zagraniczne.

Według autorów Informacji warto rozważyć skorzystanie w Polsce z niektórych rozwiązań podejmowanych w innych krajach, m.in. ze stworzenia prorozwojowego planu inwestycji rządowych w obszarze infrastruktury i transportu. Dobrą praktyką byłoby także zabezpieczenie gospodarki przed nadmiernym odpływem kapitału, np. przez wprowadzenie zachęt do reinwestowania zysków w Polsce.

Informacja dotycząca działań antykryzysowych podejmowanych w wybranych krajach świata

Ministerstwo Gospodarki

as

inwestycje.pl

Islandia ucieka przed falą kryzysu do UE

Parlament Islandii rozważa złożenie wniosku o członkostwo w Unii Europejskiej. Nowa premier Johanna Sigurdardottir zrobiła z wejścia do UE czołowy priorytet swego rządu.
-Jesteśmy blisko demokratycznej konkluzji w kwestii wstąpienia do UE, konkluzji, która bez wątpienia ułatwi nasze gospodarcze odrodzenie. Nie wątpię, że byłoby lepiej, gdybyśmy w trudnym okresie w październiku ubiegłego roku już byli członkiem Unii - mówi premier.

Jeśli islandzki parlament (Althing) pozwoli koalicji prounijnego Sojuszu Socjaldemokratycznego i bardziej sceptycznej wobec Brukseli Zielonej Lewicy na negocjacje w sprawie akcesji do UE, niebawem w kraju odbędzie się referendum w tej kwestii.

Według dziennika Frettabladid rezolucja o rozpoczęciu rozmów o akcesji do UE zostanie przyjęta niewielką liczbą głosów - 30-35 w 63-osobowym parlamencie. Aby została przyjęta, potrzeba 32 głosów.

Socjaldemokraci mają 20 mandatów w parlamencie, a Zielona Lewica 14, lecz obydwa ugrupowania ogłosiły, że podczas głosowania nie będzie dyscypliny partyjnej.

Opozycja chce, aby przeprowadzić dwa referenda: jedno z pytaniem, czy wstępować do UE, a jeśli  Islandczycy będą chcieli akcesji, drugie - w kwestii terminu wejścia do Unii. Rząd z kolei chce tylko pierwszego referendum.

Szwecja, która obecnie przewodniczy Unii Europejskiej, uważa, że Islandia może zostać przyjęta do UE najwcześniej w 2012 roku.

Zwolennikami przyjęcia Islandii do UE są głównie Szwecja, Dania i Finlandia.

Do czasu kryzysu finansowego w Islandii nie toczono faktycznie debaty na temat przystąpienia do UE, głównie ze względu na odrzucenie przez Islandczyków wspólnej, unijnej polityki połowowej.

Jako państwo z najczystszą na świecie wodą, łowiące ok. 2 mln ton ryb rocznie, Islandia jest zależna gospodarczo od rybołówstwa; ryby stanowią prawie trzy czwarte jej eksportu. Po przystąpieniu do Unii musiałaby nie tylko dzielić się swoimi łowiskami, lecz także dostosowywać się do unijnych decyzji co do wielkości połowów.

Przeciwnicy integracji obawiają się także zdominowania i uzależnienia Islandii od UE, z uwagi na mały rozmiar kraju i doświadczenie historyczne wyspy, która choć odzyskała niepodległość po I wojnie światowej, dopiero po II wojnie ogłosiła się republiką i uniezależniła się od Duńczyków.

źródło: money.pl

Islandia ucieka przed falą kryzysu do UE

Parlament Islandii rozważa złożenie wniosku o członkostwo w Unii Europejskiej. Nowa premier Johanna Sigurdardottir zrobiła z wejścia do UE czołowy priorytet swego rządu.
-Jesteśmy blisko demokratycznej konkluzji w kwestii wstąpienia do UE, konkluzji, która bez wątpienia ułatwi nasze gospodarcze odrodzenie. Nie wątpię, że byłoby lepiej, gdybyśmy w trudnym okresie w październiku ubiegłego roku już byli członkiem Unii - mówi premier.

Jeśli islandzki parlament (Althing) pozwoli koalicji prounijnego Sojuszu Socjaldemokratycznego i bardziej sceptycznej wobec Brukseli Zielonej Lewicy na negocjacje w sprawie akcesji do UE, niebawem w kraju odbędzie się referendum w tej kwestii.

Według dziennika Frettabladid rezolucja o rozpoczęciu rozmów o akcesji do UE zostanie przyjęta niewielką liczbą głosów - 30-35 w 63-osobowym parlamencie. Aby została przyjęta, potrzeba 32 głosów.

Socjaldemokraci mają 20 mandatów w parlamencie, a Zielona Lewica 14, lecz obydwa ugrupowania ogłosiły, że podczas głosowania nie będzie dyscypliny partyjnej.

Opozycja chce, aby przeprowadzić dwa referenda: jedno z pytaniem, czy wstępować do UE, a jeśli  Islandczycy będą chcieli akcesji, drugie - w kwestii terminu wejścia do Unii. Rząd z kolei chce tylko pierwszego referendum.

Szwecja, która obecnie przewodniczy Unii Europejskiej, uważa, że Islandia może zostać przyjęta do UE najwcześniej w 2012 roku.

Zwolennikami przyjęcia Islandii do UE są głównie Szwecja, Dania i Finlandia.

Do czasu kryzysu finansowego w Islandii nie toczono faktycznie debaty na temat przystąpienia do UE, głównie ze względu na odrzucenie przez Islandczyków wspólnej, unijnej polityki połowowej.

Jako państwo z najczystszą na świecie wodą, łowiące ok. 2 mln ton ryb rocznie, Islandia jest zależna gospodarczo od rybołówstwa; ryby stanowią prawie trzy czwarte jej eksportu. Po przystąpieniu do Unii musiałaby nie tylko dzielić się swoimi łowiskami, lecz także dostosowywać się do unijnych decyzji co do wielkości połowów.

Przeciwnicy integracji obawiają się także zdominowania i uzależnienia Islandii od UE, z uwagi na mały rozmiar kraju i doświadczenie historyczne wyspy, która choć odzyskała niepodległość po I wojnie światowej, dopiero po II wojnie ogłosiła się republiką i uniezależniła się od Duńczyków.

źródło: money.pl

Zawieszeni 400 metrów nad ziemią

Przezroczysty balkon w Chicago
Najwyższy budynek w USA ma nową, nieco mrożącą krew w żyłach, atrakcję. Za 15 dolarów można sobie zafundować krótką wycieczkę… na zewnątrz budynku. To zdecydowanie nie jest opcja dla tych, którzy mają lęk wysokości, ponieważ balkon wystający z wieżowca jest całkowicie przeszklony, a zwiedzający mają wrażenie „unoszenia się” nad miastem.

źródło:wp.pl

Zawieszeni 400 metrów nad ziemią

Przezroczysty balkon w Chicago
Najwyższy budynek w USA ma nową, nieco mrożącą krew w żyłach, atrakcję. Za 15 dolarów można sobie zafundować krótką wycieczkę… na zewnątrz budynku. To zdecydowanie nie jest opcja dla tych, którzy mają lęk wysokości, ponieważ balkon wystający z wieżowca jest całkowicie przeszklony, a zwiedzający mają wrażenie „unoszenia się” nad miastem.

źródło:wp.pl

Miasta na wodzie

The Swimming City - András Gyõrfi (Węgry) - zwycięzca
Recepta na całkowitą wolność, uniezależnienie się od polityki i ekonomii czy po prostu ucieczka dla wszystkich niezadowolonych z życia na lądzie? Idea osadnictwa morskiego robi coraz większą karierę. The Seasteanding Institiute, czyli organizacja je wspierająca, zorganizowała nawet pierwszy międzynarodowy konkurs na najlepszy projekt pływającego osiedla.

źródło: wp.pl

Miasta na wodzie

The Swimming City - András Gyõrfi (Węgry) - zwycięzca
Recepta na całkowitą wolność, uniezależnienie się od polityki i ekonomii czy po prostu ucieczka dla wszystkich niezadowolonych z życia na lądzie? Idea osadnictwa morskiego robi coraz większą karierę. The Seasteanding Institiute, czyli organizacja je wspierająca, zorganizowała nawet pierwszy międzynarodowy konkurs na najlepszy projekt pływającego osiedla.

źródło: wp.pl

Kiedy gmina zapłaci za niechcianego lokatora?

Samo wypowiedzenie najmu, a następnie uzyskanie w sądzie wyroku nakazującego opróżnienie i wydanie zajmowanego mieszkania, to dla właściciela dopiero początek batalii o odzyskanie lokalu. Często sądy przyznają lokatorom prawo do lokali socjalnych, a tych niemal w każdej gminie w Polsce jest jak na lekarstwo.
W kolejce po lokal socjalny

Obowiązek zapewnienia lokalu socjalnego ciąży na gminie właściwej ze względu na miejsce położenia lokalu podlegającego opróżnieniu. Orzekając o uprawnieniu do otrzymania lokalu socjalnego, sąd nakazuje również wstrzymanie wykonania opróżnienia lokalu do czasu złożenia przez gminę oferty zawarcia umowy najmu lokalu socjalnego. W efekcie na wykonanie przez komornika orzeczeń eksmisyjnych czeka się zwykle kilka lat.

W międzyczasie lokatorzy już zwykle nie płacą ani złotówki właścicielowi, który nie dość, że traci czynsz, jaki mógłby osiągnąć z wynajmu mieszkania, to jeszcze ponosi straty w postaci opłat eksploatacyjnych. Stosownie do obecnie obowiązujących regulacji tego rodzaju szkody ponoszone przez właścicieli winny być rekompensowane przez gminy. Marna to pociecha dla społeczności lokalnych w całym kraju, które w formie podatków i opłat de facto składają się na te odszkodowania.

Odpowiedzialność lokatora i gminy

W pierwszej kolejności to osoby zajmujące lokal bez tytułu prawnego mają obowiązek do dnia opróżnienia lokalu co miesiąc uiszczać odszkodowanie. Powinno ono wynosić tyle, ile właściciel mógłby osiągnąć z tytułu najmu danego lokalu na wolnym rynku. Jeżeli i to nie pokryje strat ponoszonych przez właściciela, ma on prawo żądać od lokatora uzupełniającego odszkodowania.

Ustawodawca obejmuje jednak szczególną ochroną osoby uprawnione do lokalu zamiennego albo socjalnego w przypadku, gdy sąd orzekł o wstrzymaniu wykonania wyroku eksmisyjnego do czasu dostarczenia im takiego lokalu. Mianowicie mają one obowiązek płacić właścicielowi odszkodowanie jedynie w wysokości dotychczasowego czynszu albo innych opłat za używanie lokalu.

Przykład


X płacił Y tytułem czynszu najmu 900 zł. Ponieważ X stracił pracę i trwale zaprzestał regulowania czynszu, Y po kilku pisemnych wezwaniach wypowiedział najem. Pomimo wygaśnięcia stosunku najmu, X nie wyprowadził się. Y wniósł do sądu pozew o nakazanie wydania i opróżnienia lokalu. Sąd wydając wyrok eksmisyjny orzekł o uprawnieniu X-a (bezrobotnego) do otrzymania lokalu socjalnego. Z uwagi na tę okoliczność X obowiązany jest płacić Y odszkodowanie w wysokości 900 zł miesięcznie, mimo iż Y mógłby wynająć mieszkanie za 1.200 zł.

Bez ograniczeń

Różnicę między czynszem rynkowym a odszkodowaniem płaconym przez lokatora bez tytułu prawnego (czyli w powyższym przykładzie 300 zł miesięcznie) pokryje właścicielowi gmina. Wszystko oczywiście przy optymistycznym założeniu, że eksmitowany lokator będzie w dalszym ciągu płacił właścicielowi dotychczasową stawkę czynszu - po wygaśnięciu najmu już w formie comiesięcznego odszkodowania.

Jeżeli jednak niechciany lokator płaci mniej lub - co chyba zdarza się najczęściej - nic, właściciel zyskuje odpowiadające ponoszonej szkodzie (a więc w pełnej wysokości) roszczenie odszkodowawcze wobec gminy z tytułu zaniechania przez nią wykonania wyroku eksmisyjnego.
 
WAŻNE!

Jeżeli gmina nie dostarczyła lokalu socjalnego osobie uprawnionej do niego z mocy wyroku, właścicielowi przysługuje roszczenie odszkodowawcze do gminy, na podstawie art. 417 Kodeksu cywilnego (art. 18 ust. 5 ustawy o ochronie praw lokatorów…).

Należy podkreślić, iż odpowiedzialność gminy nie jest ograniczona - jak to miało miejsce jeszcze kilka lat temu - do różnicy pomiędzy czynszem rynkowym a tym, który obowiązana jest w dalszym ciągu uiszczać osoba czekająca na przyznanie lokalu socjalnego. Jest tak za sprawą wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 11 września 2006 r. (sygn. akt P 14/06), który zakwestionował zgodność z ustawą zasadniczą przepisu art. 18 ust. 4 ustawy o ochronie praw lokatorów.

Szkodę trzeba wykazać

Roszczenie właściciela lokalu przeciwko gminie jest roszczeniem odszkodowawczym. Oznacza to, że gmina zobowiązana jest do zapłaty odszkodowania tylko wtedy, gdy właściciel wykaże, że na skutek zajmowania lokalu przez osobę bez tytułu prawnego poniósł szkodę (por. wyrok Sądu Najwyższego z dnia 7 kwietnia 2006 r., sygn. akt III CZP 21/2006). Najlepszym sposobem na to jest złożenie w pozwie skierowanym przeciwko gminie wniosku o opinię biegłego sądowego, który wskaże poziom czynszu możliwy do osiągnięcia na rynku w przypadku wynajmu danego mieszkania. Właściciel, który traci również na opłatach eksploatacyjnych, powinien także załączyć stosowne rachunki.

Jak nie socjalne, to tymczasowe

Wykonując obowiązek opróżnienia lokalu służącego zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych dłużnika na podstawie tytułu wykonawczego, z którego nie wynika prawo dłużnika do lokalu socjalnego lub zamiennego, komornik wstrzyma się z dokonaniem czynności do czasu, gdy gmina (lub sam właściciel) wskaże tymczasowe pomieszczenie lub gdy dłużnik znajdzie takie pomieszczenie. Wynika to z art. 1046 § 4 Kodeksu postępowania cywilnego.

Tymczasowe pomieszczenie powinno: nadawać się do zamieszkania, zapewniać co najmniej 5 m2 powierzchni mieszkalnej na jedną osobę oraz znajdować się w tej samej miejscowości lub pobliskiej. Od niektórych wymagań można odstąpić za zgodą osoby eksmitowanej. Szczegółowe warunki, jakim powinno odpowiadać tymczasowe pomieszczenie, określa rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 26 stycznia 2005 r. w sprawie szczegółowego trybu postępowania w sprawach o opróżnienie lokalu…

Podstawa prawna: ustawa z dnia 21.06.2001 r. o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego (Dz. U. z 2005 r. nr 31, poz. 266 ze zm.).


Autor: Tomasz Konieczny
Gazeta Podatkowa Nr 574 z dnia 2009-07-09



js

Kiedy gmina zapłaci za niechcianego lokatora?

Samo wypowiedzenie najmu, a następnie uzyskanie w sądzie wyroku nakazującego opróżnienie i wydanie zajmowanego mieszkania, to dla właściciela dopiero początek batalii o odzyskanie lokalu. Często sądy przyznają lokatorom prawo do lokali socjalnych, a tych niemal w każdej gminie w Polsce jest jak na lekarstwo.
W kolejce po lokal socjalny

Obowiązek zapewnienia lokalu socjalnego ciąży na gminie właściwej ze względu na miejsce położenia lokalu podlegającego opróżnieniu. Orzekając o uprawnieniu do otrzymania lokalu socjalnego, sąd nakazuje również wstrzymanie wykonania opróżnienia lokalu do czasu złożenia przez gminę oferty zawarcia umowy najmu lokalu socjalnego. W efekcie na wykonanie przez komornika orzeczeń eksmisyjnych czeka się zwykle kilka lat.

W międzyczasie lokatorzy już zwykle nie płacą ani złotówki właścicielowi, który nie dość, że traci czynsz, jaki mógłby osiągnąć z wynajmu mieszkania, to jeszcze ponosi straty w postaci opłat eksploatacyjnych. Stosownie do obecnie obowiązujących regulacji tego rodzaju szkody ponoszone przez właścicieli winny być rekompensowane przez gminy. Marna to pociecha dla społeczności lokalnych w całym kraju, które w formie podatków i opłat de facto składają się na te odszkodowania.

Odpowiedzialność lokatora i gminy

W pierwszej kolejności to osoby zajmujące lokal bez tytułu prawnego mają obowiązek do dnia opróżnienia lokalu co miesiąc uiszczać odszkodowanie. Powinno ono wynosić tyle, ile właściciel mógłby osiągnąć z tytułu najmu danego lokalu na wolnym rynku. Jeżeli i to nie pokryje strat ponoszonych przez właściciela, ma on prawo żądać od lokatora uzupełniającego odszkodowania.

Ustawodawca obejmuje jednak szczególną ochroną osoby uprawnione do lokalu zamiennego albo socjalnego w przypadku, gdy sąd orzekł o wstrzymaniu wykonania wyroku eksmisyjnego do czasu dostarczenia im takiego lokalu. Mianowicie mają one obowiązek płacić właścicielowi odszkodowanie jedynie w wysokości dotychczasowego czynszu albo innych opłat za używanie lokalu.

Przykład


X płacił Y tytułem czynszu najmu 900 zł. Ponieważ X stracił pracę i trwale zaprzestał regulowania czynszu, Y po kilku pisemnych wezwaniach wypowiedział najem. Pomimo wygaśnięcia stosunku najmu, X nie wyprowadził się. Y wniósł do sądu pozew o nakazanie wydania i opróżnienia lokalu. Sąd wydając wyrok eksmisyjny orzekł o uprawnieniu X-a (bezrobotnego) do otrzymania lokalu socjalnego. Z uwagi na tę okoliczność X obowiązany jest płacić Y odszkodowanie w wysokości 900 zł miesięcznie, mimo iż Y mógłby wynająć mieszkanie za 1.200 zł.

Bez ograniczeń

Różnicę między czynszem rynkowym a odszkodowaniem płaconym przez lokatora bez tytułu prawnego (czyli w powyższym przykładzie 300 zł miesięcznie) pokryje właścicielowi gmina. Wszystko oczywiście przy optymistycznym założeniu, że eksmitowany lokator będzie w dalszym ciągu płacił właścicielowi dotychczasową stawkę czynszu - po wygaśnięciu najmu już w formie comiesięcznego odszkodowania.

Jeżeli jednak niechciany lokator płaci mniej lub - co chyba zdarza się najczęściej - nic, właściciel zyskuje odpowiadające ponoszonej szkodzie (a więc w pełnej wysokości) roszczenie odszkodowawcze wobec gminy z tytułu zaniechania przez nią wykonania wyroku eksmisyjnego.
 
WAŻNE!

Jeżeli gmina nie dostarczyła lokalu socjalnego osobie uprawnionej do niego z mocy wyroku, właścicielowi przysługuje roszczenie odszkodowawcze do gminy, na podstawie art. 417 Kodeksu cywilnego (art. 18 ust. 5 ustawy o ochronie praw lokatorów…).

Należy podkreślić, iż odpowiedzialność gminy nie jest ograniczona - jak to miało miejsce jeszcze kilka lat temu - do różnicy pomiędzy czynszem rynkowym a tym, który obowiązana jest w dalszym ciągu uiszczać osoba czekająca na przyznanie lokalu socjalnego. Jest tak za sprawą wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 11 września 2006 r. (sygn. akt P 14/06), który zakwestionował zgodność z ustawą zasadniczą przepisu art. 18 ust. 4 ustawy o ochronie praw lokatorów.

Szkodę trzeba wykazać

Roszczenie właściciela lokalu przeciwko gminie jest roszczeniem odszkodowawczym. Oznacza to, że gmina zobowiązana jest do zapłaty odszkodowania tylko wtedy, gdy właściciel wykaże, że na skutek zajmowania lokalu przez osobę bez tytułu prawnego poniósł szkodę (por. wyrok Sądu Najwyższego z dnia 7 kwietnia 2006 r., sygn. akt III CZP 21/2006). Najlepszym sposobem na to jest złożenie w pozwie skierowanym przeciwko gminie wniosku o opinię biegłego sądowego, który wskaże poziom czynszu możliwy do osiągnięcia na rynku w przypadku wynajmu danego mieszkania. Właściciel, który traci również na opłatach eksploatacyjnych, powinien także załączyć stosowne rachunki.

Jak nie socjalne, to tymczasowe

Wykonując obowiązek opróżnienia lokalu służącego zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych dłużnika na podstawie tytułu wykonawczego, z którego nie wynika prawo dłużnika do lokalu socjalnego lub zamiennego, komornik wstrzyma się z dokonaniem czynności do czasu, gdy gmina (lub sam właściciel) wskaże tymczasowe pomieszczenie lub gdy dłużnik znajdzie takie pomieszczenie. Wynika to z art. 1046 § 4 Kodeksu postępowania cywilnego.

Tymczasowe pomieszczenie powinno: nadawać się do zamieszkania, zapewniać co najmniej 5 m2 powierzchni mieszkalnej na jedną osobę oraz znajdować się w tej samej miejscowości lub pobliskiej. Od niektórych wymagań można odstąpić za zgodą osoby eksmitowanej. Szczegółowe warunki, jakim powinno odpowiadać tymczasowe pomieszczenie, określa rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 26 stycznia 2005 r. w sprawie szczegółowego trybu postępowania w sprawach o opróżnienie lokalu…

Podstawa prawna: ustawa z dnia 21.06.2001 r. o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego (Dz. U. z 2005 r. nr 31, poz. 266 ze zm.).


Autor: Tomasz Konieczny
Gazeta Podatkowa Nr 574 z dnia 2009-07-09



js

GM wolny od ryzyka

Amerykański koncern samochodowy General Motors (GM) został w piątek uwolniony od rygorów postępowania upadłościowego, podejmując działalność jako nowa spółka o wyraźnie zmniejszonych rozmiarach, ze znacznie zredukowanymi długami i dominacją inwestorów państwowych w kapitale akcyjnym.

Postępowanie to wszczęto 1 czerwca, gdy GM złożył wniosek o sądową ochronę przed wierzycielami. Ogłoszenie formalnego bankructwa odbyło się w ramach popieranego przez administrację prezydenta Baracka Obamy planu, by silnie zadłużony koncern wyzbył się znacznej części swoich aktywów, a rolę jego głównego akcjonariusza przejęło państwo.

W rezultacie daleko posuniętej nacjonalizacji władze USA i Kanady dysponują obecnie łącznie 72,5 proc. akcji GM w zamian za udzieloną mu pomoc publiczną w kwocie znacznie ponad 50 mld dolarów. "Będziemy ciężko pracować nad tym, by spłacić pieniądze i zaufanie" - zapewnił prezes koncernu Fritz Henderson.

Działalność GM od początku 2005 roku do chwili obecnej zamknęła się skumulowaną stratą 88 mld dolarów. Zdaniem analityków, przyczynił się do tego nie tylko ogólnoświatowy kryzys, lecz również zaniedbanie redukcji kosztów i zbyt długie forsowanie produkcji modeli o nadmiernym zużyciu paliwa.

Amerykański związek zawodowy branży samochodowej UAW otrzymał 17,5 proc. akcji nowego GM dla zabezpieczenia kosztów opieki medycznej nad emerytowanymi pracownikami koncernu. Pozostałe 10 proc. udziałów przejęli wierzyciele w zamian za umorzenie długów na łączną sumę 27 mld dolarów.

Restrukturyzacja GM przewiduje rezygnację z wielu jego marek. W Stanach Zjednoczonych działalność produkcyjna koncernu skupi się wokół Chevroleta i Cadillaca, w Europie zostanie sprzedany szwedzki Saab. Natomiast w wyodrębnionym już prawnie Oplu GM chce zachować udział mniejszościowy na poziomie 35 procent - poinformował Henderson.

Potwierdził również, że "odchudzanie" koncernu będzie kontynuowane, a liczba jego pracowników na terenie USA zmniejszy się do końca br. do 64 tys. 20 lat temu w Stanach Zjednoczonych General Motors zatrudniał łącznie 538 tys. ludzi.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

GM wolny od ryzyka

Amerykański koncern samochodowy General Motors (GM) został w piątek uwolniony od rygorów postępowania upadłościowego, podejmując działalność jako nowa spółka o wyraźnie zmniejszonych rozmiarach, ze znacznie zredukowanymi długami i dominacją inwestorów państwowych w kapitale akcyjnym.

Postępowanie to wszczęto 1 czerwca, gdy GM złożył wniosek o sądową ochronę przed wierzycielami. Ogłoszenie formalnego bankructwa odbyło się w ramach popieranego przez administrację prezydenta Baracka Obamy planu, by silnie zadłużony koncern wyzbył się znacznej części swoich aktywów, a rolę jego głównego akcjonariusza przejęło państwo.

W rezultacie daleko posuniętej nacjonalizacji władze USA i Kanady dysponują obecnie łącznie 72,5 proc. akcji GM w zamian za udzieloną mu pomoc publiczną w kwocie znacznie ponad 50 mld dolarów. "Będziemy ciężko pracować nad tym, by spłacić pieniądze i zaufanie" - zapewnił prezes koncernu Fritz Henderson.

Działalność GM od początku 2005 roku do chwili obecnej zamknęła się skumulowaną stratą 88 mld dolarów. Zdaniem analityków, przyczynił się do tego nie tylko ogólnoświatowy kryzys, lecz również zaniedbanie redukcji kosztów i zbyt długie forsowanie produkcji modeli o nadmiernym zużyciu paliwa.

Amerykański związek zawodowy branży samochodowej UAW otrzymał 17,5 proc. akcji nowego GM dla zabezpieczenia kosztów opieki medycznej nad emerytowanymi pracownikami koncernu. Pozostałe 10 proc. udziałów przejęli wierzyciele w zamian za umorzenie długów na łączną sumę 27 mld dolarów.

Restrukturyzacja GM przewiduje rezygnację z wielu jego marek. W Stanach Zjednoczonych działalność produkcyjna koncernu skupi się wokół Chevroleta i Cadillaca, w Europie zostanie sprzedany szwedzki Saab. Natomiast w wyodrębnionym już prawnie Oplu GM chce zachować udział mniejszościowy na poziomie 35 procent - poinformował Henderson.

Potwierdził również, że "odchudzanie" koncernu będzie kontynuowane, a liczba jego pracowników na terenie USA zmniejszy się do końca br. do 64 tys. 20 lat temu w Stanach Zjednoczonych General Motors zatrudniał łącznie 538 tys. ludzi.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies