- pomimo upływu siedmiu lat nie rozpoczęto prac związanych z realizacją celu w niej określonego,
- pomimo upływu dziesięciu lat cel ten nie został zrealizowany.Nieruchomość nie może być użyta na cel inny niż określony w decyzji o wywłaszczeniu, chyba że poprzedni właściciel lub jego spadkobierca – mimo zawiadomienia o zamiarze użycia jej na inny cel – nie złożą wniosku o zwrot.
Jeśli cel wywłaszczenia został zrealizowany na części nieruchomości, zwrotowi podlega co do zasady pozostała część - dodaje dziennik.
- pomimo upływu siedmiu lat nie rozpoczęto prac związanych z realizacją celu w niej określonego,
- pomimo upływu dziesięciu lat cel ten nie został zrealizowany.Nieruchomość nie może być użyta na cel inny niż określony w decyzji o wywłaszczeniu, chyba że poprzedni właściciel lub jego spadkobierca – mimo zawiadomienia o zamiarze użycia jej na inny cel – nie złożą wniosku o zwrot.
Jeśli cel wywłaszczenia został zrealizowany na części nieruchomości, zwrotowi podlega co do zasady pozostała część - dodaje dziennik.
Nowe książeczki różnią się od tych z czasów PRL. Oferują oszczędzającym oprocentowanie zbliżone do lokat bankowych (od 4 do 5,3 proc. w skali roku) i są zwolnione z 19-proc. podatku Belki.
Do tego dochodzą dodatkowe profity przy przyszłym zaciąganiu kredytu hipotecznego w PKO BP: niższe prowizje i opłaty. Jak duże, zależy od tego, ile wpłacono na książeczkę. Oszczędzać trzeba minimum 12 miesięcy - pisze "Dziennik".
źródło:onet.pl
Nowe książeczki różnią się od tych z czasów PRL. Oferują oszczędzającym oprocentowanie zbliżone do lokat bankowych (od 4 do 5,3 proc. w skali roku) i są zwolnione z 19-proc. podatku Belki.
Do tego dochodzą dodatkowe profity przy przyszłym zaciąganiu kredytu hipotecznego w PKO BP: niższe prowizje i opłaty. Jak duże, zależy od tego, ile wpłacono na książeczkę. Oszczędzać trzeba minimum 12 miesięcy - pisze "Dziennik".
źródło:onet.pl
Trwają jeszcze narady na szczeblu politycznym i eksperckim, jednak Stany Zjednoczone biorą pod uwagę dwie główne lokalizacje: w bezpośrednim sąsiedztwie Iranu lub w południowej części Europy. Już latem, nie zaś jak wcześniej zapowiadano do końca roku, Amerykanie zakończą przegląd dokumentów dotyczących projektu.
Jeszcze w tym miesiącu ma dojść do spotkania ekspertów amerykańskiego i rosyjskiego wywiadu, którzy omówią kwestię zagrożenia ze strony Iranu oraz porównają zgromadzone przez siebie dane. Polscy analitycy obawiają się, aby Rosja nie odczytała decyzji Amerykanów jako zielonego światła dla stworzenia w tej części Europy strefy buforowej między Wschodem a Zachodem - podkreśla "Nasz Dziennik"
.
źródło:onet.pl
Trwają jeszcze narady na szczeblu politycznym i eksperckim, jednak Stany Zjednoczone biorą pod uwagę dwie główne lokalizacje: w bezpośrednim sąsiedztwie Iranu lub w południowej części Europy. Już latem, nie zaś jak wcześniej zapowiadano do końca roku, Amerykanie zakończą przegląd dokumentów dotyczących projektu.
Jeszcze w tym miesiącu ma dojść do spotkania ekspertów amerykańskiego i rosyjskiego wywiadu, którzy omówią kwestię zagrożenia ze strony Iranu oraz porównają zgromadzone przez siebie dane. Polscy analitycy obawiają się, aby Rosja nie odczytała decyzji Amerykanów jako zielonego światła dla stworzenia w tej części Europy strefy buforowej między Wschodem a Zachodem - podkreśla "Nasz Dziennik"
.
źródło:onet.pl
Fatalny obraz w przemyśle budowlano-montażowym obrazuje ujemna dynamika wzrostu tego wskaźnika. W maju - to ostatni miesiąc objęty statystyką - po raz pierwszy od 2008 roku produkcja materiałów budowlanych i maszyn zmalała w stosunku do poprzedniego miesiąca o 1,8 proc.
Mimo tych fatalnych danych miesięczna wartość robót budowlano-montażowych w kraju to nadal około 4 mld zł. Lwią ich część zleca i finansuje Skarb Państwa bezpośrednio lub poprzez spółki, w których ma udziały. Jak policzyła GP, wartość zrealizowanych inwestycji w najważniejszych sektorach gospodarki wyniosła do połowy roku ok. 12 mld zł. W opinii rozmówców GP tak gigantyczny zastrzyk finansowy pozwala firmom przetrwać kryzys.
Ale co to za życie. Liczby robią nawet wrażenie, ale w rzeczywistości to jedynie kroplówka umożliwiająca budowlańcom jako tako przeżyć, gdy tymczasem wydatki na inwestycje infrastrukturalne miały być o kilka miliardów większe - mówi Adrian Furgalski, analityk zajmujący się problematyką infrastrukturalną.
Tomasz Kaczor, analityk banku BGK, wpływ zamówień publicznych na kondycję branży budowlanej ocenia bardzo pozytywnie. - To dla jej infrastrukturalnej części ożywczy strumień. Dla porównania, branża deweloperska, która w zasadzie nie korzysta z pieniędzy budżetowych, przechodzi obecnie znacznie gorsze doświadczenia. Niewykluczone, że w II połowie 2009 r. dojdzie tam do tworzenia się zatorów płatniczych. Na razie udaje się tego uniknąć - mówi Tomasz Kaczor.
Maciej Szczepaniuk
źródło: interia.pl
Fatalny obraz w przemyśle budowlano-montażowym obrazuje ujemna dynamika wzrostu tego wskaźnika. W maju - to ostatni miesiąc objęty statystyką - po raz pierwszy od 2008 roku produkcja materiałów budowlanych i maszyn zmalała w stosunku do poprzedniego miesiąca o 1,8 proc.
Mimo tych fatalnych danych miesięczna wartość robót budowlano-montażowych w kraju to nadal około 4 mld zł. Lwią ich część zleca i finansuje Skarb Państwa bezpośrednio lub poprzez spółki, w których ma udziały. Jak policzyła GP, wartość zrealizowanych inwestycji w najważniejszych sektorach gospodarki wyniosła do połowy roku ok. 12 mld zł. W opinii rozmówców GP tak gigantyczny zastrzyk finansowy pozwala firmom przetrwać kryzys.
Ale co to za życie. Liczby robią nawet wrażenie, ale w rzeczywistości to jedynie kroplówka umożliwiająca budowlańcom jako tako przeżyć, gdy tymczasem wydatki na inwestycje infrastrukturalne miały być o kilka miliardów większe - mówi Adrian Furgalski, analityk zajmujący się problematyką infrastrukturalną.
Tomasz Kaczor, analityk banku BGK, wpływ zamówień publicznych na kondycję branży budowlanej ocenia bardzo pozytywnie. - To dla jej infrastrukturalnej części ożywczy strumień. Dla porównania, branża deweloperska, która w zasadzie nie korzysta z pieniędzy budżetowych, przechodzi obecnie znacznie gorsze doświadczenia. Niewykluczone, że w II połowie 2009 r. dojdzie tam do tworzenia się zatorów płatniczych. Na razie udaje się tego uniknąć - mówi Tomasz Kaczor.
Maciej Szczepaniuk
źródło: interia.pl
Konsorcjum ma zrealizować zadaszenie widowni oraz niezbędną infrastrukturę techniczną stadionu. Konsorcjum z Mostostalem Zabrze złożyło najtańszą ofertę, a cena była jedynym kryterium oceny ofert. Kolejne oferty - złożone przez Budimex-Dromex i Polimex-Mostostal - były droższe odpowiednio o ok. 9 i 13 mln zł.
Konsorcjum ma zrealizować zadaszenie widowni oraz niezbędną infrastrukturę techniczną stadionu. Konsorcjum z Mostostalem Zabrze złożyło najtańszą ofertę, a cena była jedynym kryterium oceny ofert. Kolejne oferty - złożone przez Budimex-Dromex i Polimex-Mostostal - były droższe odpowiednio o ok. 9 i 13 mln zł.
Zmieni się sposób wyliczenia maksymalnego dochodu uprawniającego do starania się o najem lokalu komunalnego. Obowiązujące dotychczas kryterium dochodowe wynosiło 100 proc. minimalnego wynagrodzenia dla gospodarstw wieloosobowych (1276 zł brutto) i 150 proc. tej kwoty dla gospodarstw jednoosobowych (1914 zł brutto).
W myśl nowej uchwały wskaźnik ten będzie wyliczany w stosunku do najniższej emerytury. Dla wieloosobowego gospodarstwa rodzinnego wyniesie on 160 proc. tej kwoty (ok. 1380 zł brutto), a dla gospodarstw jednoosobowych - 220 proc. (ok. 1850 zł brutto).
Wartość minimum dochodowego zwiększona została o 30 proc. m.in. dla osób z budynków zwróconych dawnym właścicielom; dla osób, których wyłącznym źródłem dochodu w gospodarstwie domowym jest emerytura; niepełnosprawnych, wymagających stałej opieki i prowadzących jednoosobowe gospodarstwo domowe; rodzin wielodzietnych, a także osób objętych programem wychodzenia z bezdomności.
O 60 proc. wyższe minimum dochodowe przysługiwać będzie osobom z budynków odzyskanych przez byłych właścicieli, jeśli jedynym źródłem ich dochodu jest emerytura albo świadczenie z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i samodzielnej egzystencji. Takim samym kryterium dochodowym objęte będą lokale przyznawane pracownikom szkół oraz osobom, które będą chciały uregulować status mieszkania po śmierci lub opuszczeniu go przez najemcę.
Jak powiedziała z-ca dyrektora Biura Polityki Lokalowej stołecznego Ratusza Katarzyna Łęgiewicz, uchwała pomoże rozwiązać problemy większej liczbie osób mieszkających w budynkach zwracanych właścicielom, a odebranych na mocy dekretu Bieruta z 1945 r. Niektórzy właściciele takich lokali znacznie podnoszą czynsz, przez co niezamożni lokatorzy popadają w długi. Skutkiem tego najczęściej jest wypowiedzenie umowy najmu za zaległości czynszowe oraz sądowy wyrok eksmisji.
Zamieszkujący w takich budynkach będą mieli pierwszeństwo w uzyskaniu lokalu komunalnego, jeśli czynsz ustalony przez właściciela będzie rażąco wysoki w porównaniu z ich dochodami. W sytuacji trzyletniego wypowiedzenia umowy najmu (przysługującego właścicielowi, jeśli on lub członek jego najbliższej rodziny chce w odzyskanym lokalu zamieszkać) oraz wypowiedzenia z powodu zaległości czynszowych, zwolnieni będą też z kryterium metrażowego, które ustalone zostało na 6 m kw. na osobę.
Osoby, którym wypowiedziano umowę najmu z powodu zadłużenia czynszowego, będą miały możliwość ponownego jej zawarcia po spłacie zadłużenia bądź po podpisaniu i będącego w trakcie realizacji porozumienia dotyczącego jego spłaty. Możliwe to będzie jednak tylko raz przez cały okres korzystania z lokalu komunalnego.
W trakcie czwartkowych obrad radnych na sali licznie zjawili się lokatorzy mieszkań komunalnych, protestujący przeciwko nowym zasadom najmu. Przynieśli ze sobą m.in. balony, do których przyczepione były kartki z nazwiskami radnych, którzy w październiku ub.r. głosowali za podwyżką czynszu w lokalach komunalnych. Napełnione helem balony mieszkańcy wypuścili, w efekcie wciąż wiszą one pod sufitem sali, w której trwa sesja.
W czwartek radni zdecydowali także, że miasto będzie miało możliwość najmu lokali mieszkalnych od innych właścicieli w celu ich dalszego podnajęcia. Podnajemcy będą zobowiązani do opłacania czynszu w wysokości takiej, jak najemcy mieszkań komunalnych. Procedura ta ma być stosowana jedynie w sytuacjach doraźnych i wobec osób oczekujących na lokal socjalny albo na lokale zamienne na czas remontu ich dotychczasowych mieszkań. Umowa taka będzie podpisywana na trzy lata.
Stolica ma około 96 tys. lokali mieszkalnych, w tym ok. 3 tys. lokali socjalnych, przyznawanych osobom o najniższych dochodach (w przyjętej w czwartek uchwale minimum dochodowe dla tych lokali ustalone zostało na 911,29 zł brutto na osobę dla gospodarstw wieloosobowych i 1146 zł dla gospodarstw jednoosobowych).
Według przyjętego przez Radę Warszawy w październiku ub.r. wieloletniego programu gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta, do 2012 r. zmniejszy się on o 12 proc., ale liczba lokali socjalnych zwiększy się blisko dwukrotnie.
Uchwała dotycząca ogólnych zasad najmu lokali komunalnych wchodzi w życie 14 dni od daty ogłoszenia w Dzienniku Urzędowym woj. mazowieckiego, a uchwała o podnajmie lokali od innych właścicieli - w ciągu 60 dni.
W październiku 2008 r. Rada Warszawy zdecydowała także, że podstawowa stawka czynszu w mieszkaniach komunalnych w stolicy będzie od stycznia br. wynosić 6 zł za metr kwadratowy, a nie, jak uprzednio - ok. 2 zł. Wysokość czynszu może zostać obniżona m.in. ze względu na niski standard lokalu - brak kanalizacji, czy bieżącej wody. Najemca może też starać się o dodatek mieszkaniowy. Jednocześnie radni wprowadzili wówczas ulgi dla najemców o niskich dochodach sięgające nawet 60 proc.
Najwięcej mieszkań komunalnych znajduje się w centralnych dzielnicach miasta - w Śródmieściu, na Woli, Mokotowie, Pradze Północ i Pradze Południe. Większość budynków, w których się mieszczą, wybudowana została przed II wojną światową. Większość z nich wymaga poprawy stanu sanitarnego i kapitalnego remontu. Według danych za 2007 r., z opłatami czynszowymi dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich. Na koniec 2007 r. łączne zadłużenie wszystkich mieszkań komunalnych w stolicy sięgało prawie 158 mln zł.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Zmieni się sposób wyliczenia maksymalnego dochodu uprawniającego do starania się o najem lokalu komunalnego. Obowiązujące dotychczas kryterium dochodowe wynosiło 100 proc. minimalnego wynagrodzenia dla gospodarstw wieloosobowych (1276 zł brutto) i 150 proc. tej kwoty dla gospodarstw jednoosobowych (1914 zł brutto).
W myśl nowej uchwały wskaźnik ten będzie wyliczany w stosunku do najniższej emerytury. Dla wieloosobowego gospodarstwa rodzinnego wyniesie on 160 proc. tej kwoty (ok. 1380 zł brutto), a dla gospodarstw jednoosobowych - 220 proc. (ok. 1850 zł brutto).
Wartość minimum dochodowego zwiększona została o 30 proc. m.in. dla osób z budynków zwróconych dawnym właścicielom; dla osób, których wyłącznym źródłem dochodu w gospodarstwie domowym jest emerytura; niepełnosprawnych, wymagających stałej opieki i prowadzących jednoosobowe gospodarstwo domowe; rodzin wielodzietnych, a także osób objętych programem wychodzenia z bezdomności.
O 60 proc. wyższe minimum dochodowe przysługiwać będzie osobom z budynków odzyskanych przez byłych właścicieli, jeśli jedynym źródłem ich dochodu jest emerytura albo świadczenie z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i samodzielnej egzystencji. Takim samym kryterium dochodowym objęte będą lokale przyznawane pracownikom szkół oraz osobom, które będą chciały uregulować status mieszkania po śmierci lub opuszczeniu go przez najemcę.
Jak powiedziała z-ca dyrektora Biura Polityki Lokalowej stołecznego Ratusza Katarzyna Łęgiewicz, uchwała pomoże rozwiązać problemy większej liczbie osób mieszkających w budynkach zwracanych właścicielom, a odebranych na mocy dekretu Bieruta z 1945 r. Niektórzy właściciele takich lokali znacznie podnoszą czynsz, przez co niezamożni lokatorzy popadają w długi. Skutkiem tego najczęściej jest wypowiedzenie umowy najmu za zaległości czynszowe oraz sądowy wyrok eksmisji.
Zamieszkujący w takich budynkach będą mieli pierwszeństwo w uzyskaniu lokalu komunalnego, jeśli czynsz ustalony przez właściciela będzie rażąco wysoki w porównaniu z ich dochodami. W sytuacji trzyletniego wypowiedzenia umowy najmu (przysługującego właścicielowi, jeśli on lub członek jego najbliższej rodziny chce w odzyskanym lokalu zamieszkać) oraz wypowiedzenia z powodu zaległości czynszowych, zwolnieni będą też z kryterium metrażowego, które ustalone zostało na 6 m kw. na osobę.
Osoby, którym wypowiedziano umowę najmu z powodu zadłużenia czynszowego, będą miały możliwość ponownego jej zawarcia po spłacie zadłużenia bądź po podpisaniu i będącego w trakcie realizacji porozumienia dotyczącego jego spłaty. Możliwe to będzie jednak tylko raz przez cały okres korzystania z lokalu komunalnego.
W trakcie czwartkowych obrad radnych na sali licznie zjawili się lokatorzy mieszkań komunalnych, protestujący przeciwko nowym zasadom najmu. Przynieśli ze sobą m.in. balony, do których przyczepione były kartki z nazwiskami radnych, którzy w październiku ub.r. głosowali za podwyżką czynszu w lokalach komunalnych. Napełnione helem balony mieszkańcy wypuścili, w efekcie wciąż wiszą one pod sufitem sali, w której trwa sesja.
W czwartek radni zdecydowali także, że miasto będzie miało możliwość najmu lokali mieszkalnych od innych właścicieli w celu ich dalszego podnajęcia. Podnajemcy będą zobowiązani do opłacania czynszu w wysokości takiej, jak najemcy mieszkań komunalnych. Procedura ta ma być stosowana jedynie w sytuacjach doraźnych i wobec osób oczekujących na lokal socjalny albo na lokale zamienne na czas remontu ich dotychczasowych mieszkań. Umowa taka będzie podpisywana na trzy lata.
Stolica ma około 96 tys. lokali mieszkalnych, w tym ok. 3 tys. lokali socjalnych, przyznawanych osobom o najniższych dochodach (w przyjętej w czwartek uchwale minimum dochodowe dla tych lokali ustalone zostało na 911,29 zł brutto na osobę dla gospodarstw wieloosobowych i 1146 zł dla gospodarstw jednoosobowych).
Według przyjętego przez Radę Warszawy w październiku ub.r. wieloletniego programu gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta, do 2012 r. zmniejszy się on o 12 proc., ale liczba lokali socjalnych zwiększy się blisko dwukrotnie.
Uchwała dotycząca ogólnych zasad najmu lokali komunalnych wchodzi w życie 14 dni od daty ogłoszenia w Dzienniku Urzędowym woj. mazowieckiego, a uchwała o podnajmie lokali od innych właścicieli - w ciągu 60 dni.
W październiku 2008 r. Rada Warszawy zdecydowała także, że podstawowa stawka czynszu w mieszkaniach komunalnych w stolicy będzie od stycznia br. wynosić 6 zł za metr kwadratowy, a nie, jak uprzednio - ok. 2 zł. Wysokość czynszu może zostać obniżona m.in. ze względu na niski standard lokalu - brak kanalizacji, czy bieżącej wody. Najemca może też starać się o dodatek mieszkaniowy. Jednocześnie radni wprowadzili wówczas ulgi dla najemców o niskich dochodach sięgające nawet 60 proc.
Najwięcej mieszkań komunalnych znajduje się w centralnych dzielnicach miasta - w Śródmieściu, na Woli, Mokotowie, Pradze Północ i Pradze Południe. Większość budynków, w których się mieszczą, wybudowana została przed II wojną światową. Większość z nich wymaga poprawy stanu sanitarnego i kapitalnego remontu. Według danych za 2007 r., z opłatami czynszowymi dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich. Na koniec 2007 r. łączne zadłużenie wszystkich mieszkań komunalnych w stolicy sięgało prawie 158 mln zł.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Należy mieć nadzieję, że obecny kryzys szybko się skończy, bo jeśli potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ubezpieczyciele kredytu kupieckiego mogą mieć problemy - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz, menedżer nadzorujący ocenę ryzyka w Atradius.
Dwuletnie recesje
Na szczęście historyczne dane pozwalają na pewien optymizm.
- Pokazują one, że kryzysy kredytowe raczej nie trwają dłużej niż dwa lata, więc fala powinna wkrótce zacząć opadać - mówi Yves Złotowski, główny ekonomista Coface.
Dodaje, że końca recesji jego firma spodziewa się pod koniec lata tego roku. Jednak jeszcze na cały 2009 rok. Coface prognozuje aż 2,5-proc. spadek światowej gospodarki. W porównaniu z 2007 rokiem będzie to oznaczało spadek o 6,6 pkt, czyli rekordowo duży. Dopiero 2010 rok ma przynieść 1,7-proc. wzrost.
Ale jeszcze istotniejszym wskaźnikiem jest indeks zaległości płatniczych, wyrażający stosunek wartości opóźnionych należności zgłoszonych do Coface do wartości całego ubezpieczonego obrotu. W ostatnich latach oscylował on między 90 a 100 pkt, żeby w 2008 roku poszybować do poziomu 170 pkt nienotowanego w ostatnich niemal 40 latach. A statystyki ze stycznia tego roku były jeszcze gorsze: 192 pkt.
Krótki czas na przygotowanie
To największy problem ubezpieczycieli kredytu. Na przykład Coface w normalnych warunkach w skali globalnej wypłaca około 60 mln euro roszczeń miesięcznie, a teraz jest to około 200 mln euro. Takie wysokie wypłaty to problem, bo nie zdołali się przygotować do kryzysu tak jak w poprzednich latach. Zwykle, widząc oznaki kryzysu, ubezpieczyciele mogą zaostrzać procedury oceny ryzyka, zmniejszać swoje limity odpowiedzialności, podwyższać ceny, wprowadzać większe udziały własne dla najbardziej zagrożonych branż czy firm.
- Tym razem ta faza ostrzegawcza była wyjątkowo krótka, a pogorszenie sytuacji gospodarczej wyjątkowo dynamiczne i mało było czasu na przygotowanie się do kryzysu - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz.
Ocenia, że w latach 2005-2007 oraz w I połowie 2008 r. mieliśmy dobry czas dla gospodarek i ubezpieczycieli kredytu kupieckiego w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, a już w II połowie 2008 r. kryzys dotknął również tę część kontynentu.
- Zwykle okres, w którym pojawiają się sygnały zbliżającego się spowolnienia, wynosi więcej niż trzy, sześć miesięcy - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz.
Dodaje, że jeszcze większym problemem jest to, że to najgłębszy kryzys od wielu lat.
Trudno o umowę
W tym trudnym czasie ubezpieczyciele kredytu kupieckiego nie chcą odnawiać umów na dotychczasowych warunkach dla niektórych grup klientów i zawierać nowych umów z przedstawicielami branż, które najmocniej odczuwają skutki spowolnienia oraz spadku popytu na ich towary.
- Gdy ryzyko rośnie, wraz z nim zmieniają się warunki ubezpieczeń. Taki jest model biznesowy ubezpieczeń - mówi Maciej Drowanowski, dyrektor zarządzający Coface Poland.
Dodaje, że oferta staje się mniej dostępna dla firm o słabszej kondycji finansowej.
- Najwięcej zaś problemów płatniczych i upadłości obserwujemy w branżach stalowej, budowlanej, transporcie, meblarskiej czy AGD - mówi Maciej Drowanowski.
Pocieszające dla poszukujących takich polis jest to, że póki co polskie oddziały światowych ubezpieczycieli kredytu mają mniejsze problemy niż placówki w innych krajach. Wspomniany indeks zaległości płatniczych dla Polski wyniósł w styczniu 45 pkt. Co prawda, w porównaniu z poprzednimi miesiącami to o kilka punktów więcej, ale przeciętna dla krajów naszego regionu wynosi 120 pkt. Zawyżają ją np. Węgrzy (243 pkt) czy Czesi (184 pkt). Oznacza to, że rodzimi ubezpieczyciele mogą być nieco mniej restrykcyjni niż koledzy z innych rynków.
Marcin Jaworski
Gazeta Prawna
interia.pl
Należy mieć nadzieję, że obecny kryzys szybko się skończy, bo jeśli potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ubezpieczyciele kredytu kupieckiego mogą mieć problemy - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz, menedżer nadzorujący ocenę ryzyka w Atradius.
Dwuletnie recesje
Na szczęście historyczne dane pozwalają na pewien optymizm.
- Pokazują one, że kryzysy kredytowe raczej nie trwają dłużej niż dwa lata, więc fala powinna wkrótce zacząć opadać - mówi Yves Złotowski, główny ekonomista Coface.
Dodaje, że końca recesji jego firma spodziewa się pod koniec lata tego roku. Jednak jeszcze na cały 2009 rok. Coface prognozuje aż 2,5-proc. spadek światowej gospodarki. W porównaniu z 2007 rokiem będzie to oznaczało spadek o 6,6 pkt, czyli rekordowo duży. Dopiero 2010 rok ma przynieść 1,7-proc. wzrost.
Ale jeszcze istotniejszym wskaźnikiem jest indeks zaległości płatniczych, wyrażający stosunek wartości opóźnionych należności zgłoszonych do Coface do wartości całego ubezpieczonego obrotu. W ostatnich latach oscylował on między 90 a 100 pkt, żeby w 2008 roku poszybować do poziomu 170 pkt nienotowanego w ostatnich niemal 40 latach. A statystyki ze stycznia tego roku były jeszcze gorsze: 192 pkt.
Krótki czas na przygotowanie
To największy problem ubezpieczycieli kredytu. Na przykład Coface w normalnych warunkach w skali globalnej wypłaca około 60 mln euro roszczeń miesięcznie, a teraz jest to około 200 mln euro. Takie wysokie wypłaty to problem, bo nie zdołali się przygotować do kryzysu tak jak w poprzednich latach. Zwykle, widząc oznaki kryzysu, ubezpieczyciele mogą zaostrzać procedury oceny ryzyka, zmniejszać swoje limity odpowiedzialności, podwyższać ceny, wprowadzać większe udziały własne dla najbardziej zagrożonych branż czy firm.
- Tym razem ta faza ostrzegawcza była wyjątkowo krótka, a pogorszenie sytuacji gospodarczej wyjątkowo dynamiczne i mało było czasu na przygotowanie się do kryzysu - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz.
Ocenia, że w latach 2005-2007 oraz w I połowie 2008 r. mieliśmy dobry czas dla gospodarek i ubezpieczycieli kredytu kupieckiego w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, a już w II połowie 2008 r. kryzys dotknął również tę część kontynentu.
- Zwykle okres, w którym pojawiają się sygnały zbliżającego się spowolnienia, wynosi więcej niż trzy, sześć miesięcy - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz.
Dodaje, że jeszcze większym problemem jest to, że to najgłębszy kryzys od wielu lat.
Trudno o umowę
W tym trudnym czasie ubezpieczyciele kredytu kupieckiego nie chcą odnawiać umów na dotychczasowych warunkach dla niektórych grup klientów i zawierać nowych umów z przedstawicielami branż, które najmocniej odczuwają skutki spowolnienia oraz spadku popytu na ich towary.
- Gdy ryzyko rośnie, wraz z nim zmieniają się warunki ubezpieczeń. Taki jest model biznesowy ubezpieczeń - mówi Maciej Drowanowski, dyrektor zarządzający Coface Poland.
Dodaje, że oferta staje się mniej dostępna dla firm o słabszej kondycji finansowej.
- Najwięcej zaś problemów płatniczych i upadłości obserwujemy w branżach stalowej, budowlanej, transporcie, meblarskiej czy AGD - mówi Maciej Drowanowski.
Pocieszające dla poszukujących takich polis jest to, że póki co polskie oddziały światowych ubezpieczycieli kredytu mają mniejsze problemy niż placówki w innych krajach. Wspomniany indeks zaległości płatniczych dla Polski wyniósł w styczniu 45 pkt. Co prawda, w porównaniu z poprzednimi miesiącami to o kilka punktów więcej, ale przeciętna dla krajów naszego regionu wynosi 120 pkt. Zawyżają ją np. Węgrzy (243 pkt) czy Czesi (184 pkt). Oznacza to, że rodzimi ubezpieczyciele mogą być nieco mniej restrykcyjni niż koledzy z innych rynków.
Marcin Jaworski
Gazeta Prawna
interia.pl
Minister skarbu Aleksander Grad podpisał w czwartek umowę o zbyciu akcji w spółkach: Przedsiębiorstwo Poszukiwań i Eksploatacji Złóż Ropy i Gazu "Petrobaltic" w Gdańsku, Lotos Czechowice oraz Lotos Jasło na rzecz Grupy Lotos poprzez wniesienie ich na podwyższenie kapitału zakładowego tej grupy.
Jak poinformował resort, wzmocnienie spółki przez Skarb Państwa ma służyć wsparciu realizacji programu rozwojowego Grupy, przede wszystkim w obszarze poszukiwań oraz wydobycia gazu i ropy.
Grupa Lotos realizuje m.in. program rozwoju rafinerii w Gdańsku - "10+". Ma on umożliwić po 2010 roku przerób ropy na poziomie ponad 10 milionów ton rocznie oraz zapewnić grupie ok. 10-procentowy udział w rynku detalicznym paliw. Większościowym udziałowcem Lotosu (51,91 proc. akcji) jest należąca do Skarbu Państwa Nafta Polska.
Skarb Państwa zdecydował się nabyć 16.173.362 akcji wyemitowanych przez Lotos o wartości nominalnej 1 zł każda. Jak poinformowała spółka, cena emisyjna wyniesie 22,07 zł. W zamian Skarb Państwa przekaże Lotosowi 2.801.400 akcji Petrobalticu, 375 tys. akcji Lotosu Czechowice oraz 300 tys. akcji Lotosu Jasło.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Minister skarbu Aleksander Grad podpisał w czwartek umowę o zbyciu akcji w spółkach: Przedsiębiorstwo Poszukiwań i Eksploatacji Złóż Ropy i Gazu "Petrobaltic" w Gdańsku, Lotos Czechowice oraz Lotos Jasło na rzecz Grupy Lotos poprzez wniesienie ich na podwyższenie kapitału zakładowego tej grupy.
Jak poinformował resort, wzmocnienie spółki przez Skarb Państwa ma służyć wsparciu realizacji programu rozwojowego Grupy, przede wszystkim w obszarze poszukiwań oraz wydobycia gazu i ropy.
Grupa Lotos realizuje m.in. program rozwoju rafinerii w Gdańsku - "10+". Ma on umożliwić po 2010 roku przerób ropy na poziomie ponad 10 milionów ton rocznie oraz zapewnić grupie ok. 10-procentowy udział w rynku detalicznym paliw. Większościowym udziałowcem Lotosu (51,91 proc. akcji) jest należąca do Skarbu Państwa Nafta Polska.
Skarb Państwa zdecydował się nabyć 16.173.362 akcji wyemitowanych przez Lotos o wartości nominalnej 1 zł każda. Jak poinformowała spółka, cena emisyjna wyniesie 22,07 zł. W zamian Skarb Państwa przekaże Lotosowi 2.801.400 akcji Petrobalticu, 375 tys. akcji Lotosu Czechowice oraz 300 tys. akcji Lotosu Jasło.
źródło informacji: PAP
interia.pl
W rezultacie indeks Dow Jones zyskał 4,76 pkt. (0,10 proc.) do 8 183,17 pkt.
Standard & Poor's 500 podniósł się o 3,12 pkt. (0,35 proc.) do 882,68 pkt.
Nasdaq poszedł do góry o 5,38 pkt. (0,31 proc.) i zakończył dzień na poziomie 1 752,55 pkt.
Natomiast indeks małych firm Russell 2000 spadł o 0,41 pkt. (0,1 proc.) do 479,27 pkt.
źródło informacji: PAP
interia.pl
W rezultacie indeks Dow Jones zyskał 4,76 pkt. (0,10 proc.) do 8 183,17 pkt.
Standard & Poor's 500 podniósł się o 3,12 pkt. (0,35 proc.) do 882,68 pkt.
Nasdaq poszedł do góry o 5,38 pkt. (0,31 proc.) i zakończył dzień na poziomie 1 752,55 pkt.
Natomiast indeks małych firm Russell 2000 spadł o 0,41 pkt. (0,1 proc.) do 479,27 pkt.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Pierwsza to podniesienie kwoty, jaką na poczet projektu przedsiębiorca może zabezpieczyć wekslem in blanco do 10 milionów złotych wartości dofinansowania projektu. Dotychczas kwota ta wynosiła 4 miliony złotych. Wszystkie wydatki powyżej tej kwoty dotąd pokrywano z gwarancji bankowych lub poprzez zabezpieczenie hipoteczne.
Druga zmiana dotyczy progu, od którego będzie wymagane tzw. twarde zabezpieczenie, a więc na przykład gwarancje bankowe. Dotąd wymagano, aby firma ubiegająca się o grant przedstawiała twarde zabezpieczenie na całą kwotę uzyskaną z funduszy unijnych. Teraz ma się to zmienić i wystarczy, że gwarancje bankowe zabezpieczą jedynie kwotę zaliczki, a nie całej subwencji.
Będzie też trzecie ułatwienie. Minister Bieńkowska chce, aby firmy miały możliwość uzyskania refundacji na koszty poniesione w związku z zapewnieniem gwarancji bankowych dla projektu.
Więcej o projekcie rozporządzenia pisze "Puls Biznesu".
Pierwsza to podniesienie kwoty, jaką na poczet projektu przedsiębiorca może zabezpieczyć wekslem in blanco do 10 milionów złotych wartości dofinansowania projektu. Dotychczas kwota ta wynosiła 4 miliony złotych. Wszystkie wydatki powyżej tej kwoty dotąd pokrywano z gwarancji bankowych lub poprzez zabezpieczenie hipoteczne.
Druga zmiana dotyczy progu, od którego będzie wymagane tzw. twarde zabezpieczenie, a więc na przykład gwarancje bankowe. Dotąd wymagano, aby firma ubiegająca się o grant przedstawiała twarde zabezpieczenie na całą kwotę uzyskaną z funduszy unijnych. Teraz ma się to zmienić i wystarczy, że gwarancje bankowe zabezpieczą jedynie kwotę zaliczki, a nie całej subwencji.
Będzie też trzecie ułatwienie. Minister Bieńkowska chce, aby firmy miały możliwość uzyskania refundacji na koszty poniesione w związku z zapewnieniem gwarancji bankowych dla projektu.
Więcej o projekcie rozporządzenia pisze "Puls Biznesu".
Spotkanie odbędzie się w Pałacu Prezydenckim.
Wcześniej premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie ustalał z prezydentem i opozycją kształt przyszłorocznych podatków. Rzecznik rządu Paweł Graś informował natomiast, że kancelaria premiera zaproponowała kilka terminów.
Minister finansów Jacek Rostowski powiedział wcześniej, że rząd koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego jest ostatnim rządem, który chciałby podwyższać podatki .
- Podwyższenie podatków jest ostatecznością. Jeżeli do tego przystąpimy, to dlatego, że nie będzie innej możliwości, aby zapewnić bezpieczeństwo finansów publicznych. Zawsze lepiej jest oszczędzać na wydatkach, zawsze lepiej jest unikać wzrostu podatków, jeśli tylko można - dodał Rostowski.
źródło: money.pl
Spotkanie odbędzie się w Pałacu Prezydenckim.
Wcześniej premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie ustalał z prezydentem i opozycją kształt przyszłorocznych podatków. Rzecznik rządu Paweł Graś informował natomiast, że kancelaria premiera zaproponowała kilka terminów.
Minister finansów Jacek Rostowski powiedział wcześniej, że rząd koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego jest ostatnim rządem, który chciałby podwyższać podatki .
- Podwyższenie podatków jest ostatecznością. Jeżeli do tego przystąpimy, to dlatego, że nie będzie innej możliwości, aby zapewnić bezpieczeństwo finansów publicznych. Zawsze lepiej jest oszczędzać na wydatkach, zawsze lepiej jest unikać wzrostu podatków, jeśli tylko można - dodał Rostowski.
źródło: money.pl
W dobie trudności gospodarczych, przekładających się na szukanie przez firmy oszczędności, jednym z głównych kryteriów najemców stała się efektywność i funkcjonalność miejsca prowadzenia biznesu. Co więcej
Rynek
Wysokie koszty wynajmu przyczyną przenoszenia firm
Coraz więcej firm woli wynajmować powierzchnie na obrzeżach. Zwłaszcza te, które mają ustaloną pozycję na rynku i stałych klientów, a chcą ograniczyć koszty własne. Plusy to przede wszystkim dobry dojazd, bezpłatne parkingi i też znacznie niższe koszty najmu. Nie widać natomiast wyraźnego zainteresowania ekspansją poza stolicę ze względu na ograniczony popyt na powierzchnię biurową na rynkach regionalnych.
Coraz częściej zauważamy tendencję, że firmy przenoszą część lub całość działalności poza obszary centralne, gdzie czynsze są niższe. W roku 2008, który był rekordowym jeśli chodzi o rynek biurowy, 84% wynajętej powierzchni w Warszawie znajdowało się poza Centrum Warszawy - podsumowuje Paweł Lothammer z Jones Lang LaSalle.
Ponadto firmy zmieniają lokalizację, aby zwiększyć powierzchnię biura, przejść na korzystniejsze warunki czynszu lub podwyższyć standard. Popyt dotyczy przede wszystkim biur w klasie A i B. Małe jest natomiast zainteresowania niższym standardem.
Szczególnie parki biznesowe cieszą się dużym zainteresowaniem wśród najemców nowoczesnych powierzchni biurowych. Na rynek trafiają konkurencyjne dla śródmiejskich lokalizacji projekty komercyjne na bliskiej Woli i bliskim Mokotowie czy w okolicach portu lotniczego, takie jak Poleczki Business Park – twierdzi Andrzej Brochocki, wspólnik zarządzający Kancelarii Brochocki Nieruchomości.
Dla projektów biurowych szczególnie istotna jest bliskość dużych ciągów komunikacyjnych, umożliwiająca pracownikom dogodny dojazd do pracy - dodaje Paweł Lothammer z Jones Lang LaSalle.
Najlepsza lokalizacja
Powierzchnie biurowe na Mokotowie i w dolnym rejonie ulicy Puławskiej stanowią 27% wszystkich dostępnych w Warszawie – mówi Mateusz Polkowski, starszy analityk w Jones Lang LaSalle. Aktualnie ta część Warszawy jest jednym z najintensywniej rozwijających się obszarów biurowych stolicy. Trasa NS z węzłem komunikacyjnym "Marynarska" i "Lotnisko" oraz planowana południowa obwodnica Warszawy S2 znacznie poprawi komunikację w tym rejonie, co dodatkowo wpłynie na zainteresowanie najemców i deweloperów tą częścią Warszawy - dodaje Mateusz Polkowski z Jones Lang LaSalle.
Dlatego też realizacja największego parku
Jest to z pewnością bardzo dobra alternatywa dla najemców szukających dużych powierzchni biurowych z dodatkowymi, czasem bardzo istotnymi funkcjonalnościami – podsumowuje Andrzej Brochocki z Kancelarii Brochocki Nieruchomości.
Potencjał parków biznesu poza centrum miasta
Lokalizacjami poza centrum miasta interesują się przede wszystkim duże międzynarodowe firmy z wielu branż jak IT, farmaceutyczne, motoryzacyjne, w tym koncerny które przenoszą do naszego kraju część swojej działalności (BPO), także te, które w wyniku procesów globalizacyjnych łączą się i poszukują dużych przestrzeni do wynajęcia.
Oddziaływanie centrów biznesu na życie miasta jest istotne, a więc ważne jest gdzie są one zlokalizowane - czy tylko w obszarach centralnych czy może też na obrzeżach miast – mówi Leszek Drogosz, wicedyrektor Biura Infrastruktury Urzędu Miasta Warszawa. Patrząc na plan Warszawy, analizując gęstość zaludnienia, ale też obserwując jak ludzie przemieszczają się po terenie naszego miasta można wskazać kilka miejsc odpowiednich na tego typu centra poza tradycyjnym city. Najprościej mówiąc to północ, południe i zachód Warszawy pozwalają przechwycić i zatrzymać część ruchu kołowego, zmierzającego do centrum. Oczywiście bardzo istotne jest też, aby biznes lokalizować w obszarze dobrze obsłużonym przez infrastrukturę, a przede wszystkim transportową. Okolice lotniska Okęcie to ciągle nie w pełni wykorzystany potencjał terenów pod zabudowę biznesową czy hotelową. Jego atrakcyjność wraz z rozbudową arterii komunikacyjnych, a także połączenia kolejowego będzie wzrastać. Poleczki Business Park jest przykładem przyciągania firm i instytucji w ten obszar. Należy mieć nadzieję, że będzie to miejsce pracy dla wielu osób zamieszkałych w pobliżu lub dojeżdżających z kierunku południowego co pozytywnie wpłynęłoby na natężenie ruchu w tym rejonie Warszawy - dodaje Drogosz.
Poleczki Business Park
as
źródło: inwestycje.pl
W dobie trudności gospodarczych, przekładających się na szukanie przez firmy oszczędności, jednym z głównych kryteriów najemców stała się efektywność i funkcjonalność miejsca prowadzenia biznesu. Co więcej
Rynek
Wysokie koszty wynajmu przyczyną przenoszenia firm
Coraz więcej firm woli wynajmować powierzchnie na obrzeżach. Zwłaszcza te, które mają ustaloną pozycję na rynku i stałych klientów, a chcą ograniczyć koszty własne. Plusy to przede wszystkim dobry dojazd, bezpłatne parkingi i też znacznie niższe koszty najmu. Nie widać natomiast wyraźnego zainteresowania ekspansją poza stolicę ze względu na ograniczony popyt na powierzchnię biurową na rynkach regionalnych.
Coraz częściej zauważamy tendencję, że firmy przenoszą część lub całość działalności poza obszary centralne, gdzie czynsze są niższe. W roku 2008, który był rekordowym jeśli chodzi o rynek biurowy, 84% wynajętej powierzchni w Warszawie znajdowało się poza Centrum Warszawy - podsumowuje Paweł Lothammer z Jones Lang LaSalle.
Ponadto firmy zmieniają lokalizację, aby zwiększyć powierzchnię biura, przejść na korzystniejsze warunki czynszu lub podwyższyć standard. Popyt dotyczy przede wszystkim biur w klasie A i B. Małe jest natomiast zainteresowania niższym standardem.
Szczególnie parki biznesowe cieszą się dużym zainteresowaniem wśród najemców nowoczesnych powierzchni biurowych. Na rynek trafiają konkurencyjne dla śródmiejskich lokalizacji projekty komercyjne na bliskiej Woli i bliskim Mokotowie czy w okolicach portu lotniczego, takie jak Poleczki Business Park – twierdzi Andrzej Brochocki, wspólnik zarządzający Kancelarii Brochocki Nieruchomości.
Dla projektów biurowych szczególnie istotna jest bliskość dużych ciągów komunikacyjnych, umożliwiająca pracownikom dogodny dojazd do pracy - dodaje Paweł Lothammer z Jones Lang LaSalle.
Najlepsza lokalizacja
Powierzchnie biurowe na Mokotowie i w dolnym rejonie ulicy Puławskiej stanowią 27% wszystkich dostępnych w Warszawie – mówi Mateusz Polkowski, starszy analityk w Jones Lang LaSalle. Aktualnie ta część Warszawy jest jednym z najintensywniej rozwijających się obszarów biurowych stolicy. Trasa NS z węzłem komunikacyjnym "Marynarska" i "Lotnisko" oraz planowana południowa obwodnica Warszawy S2 znacznie poprawi komunikację w tym rejonie, co dodatkowo wpłynie na zainteresowanie najemców i deweloperów tą częścią Warszawy - dodaje Mateusz Polkowski z Jones Lang LaSalle.
Dlatego też realizacja największego parku
Jest to z pewnością bardzo dobra alternatywa dla najemców szukających dużych powierzchni biurowych z dodatkowymi, czasem bardzo istotnymi funkcjonalnościami – podsumowuje Andrzej Brochocki z Kancelarii Brochocki Nieruchomości.
Potencjał parków biznesu poza centrum miasta
Lokalizacjami poza centrum miasta interesują się przede wszystkim duże międzynarodowe firmy z wielu branż jak IT, farmaceutyczne, motoryzacyjne, w tym koncerny które przenoszą do naszego kraju część swojej działalności (BPO), także te, które w wyniku procesów globalizacyjnych łączą się i poszukują dużych przestrzeni do wynajęcia.
Oddziaływanie centrów biznesu na życie miasta jest istotne, a więc ważne jest gdzie są one zlokalizowane - czy tylko w obszarach centralnych czy może też na obrzeżach miast – mówi Leszek Drogosz, wicedyrektor Biura Infrastruktury Urzędu Miasta Warszawa. Patrząc na plan Warszawy, analizując gęstość zaludnienia, ale też obserwując jak ludzie przemieszczają się po terenie naszego miasta można wskazać kilka miejsc odpowiednich na tego typu centra poza tradycyjnym city. Najprościej mówiąc to północ, południe i zachód Warszawy pozwalają przechwycić i zatrzymać część ruchu kołowego, zmierzającego do centrum. Oczywiście bardzo istotne jest też, aby biznes lokalizować w obszarze dobrze obsłużonym przez infrastrukturę, a przede wszystkim transportową. Okolice lotniska Okęcie to ciągle nie w pełni wykorzystany potencjał terenów pod zabudowę biznesową czy hotelową. Jego atrakcyjność wraz z rozbudową arterii komunikacyjnych, a także połączenia kolejowego będzie wzrastać. Poleczki Business Park jest przykładem przyciągania firm i instytucji w ten obszar. Należy mieć nadzieję, że będzie to miejsce pracy dla wielu osób zamieszkałych w pobliżu lub dojeżdżających z kierunku południowego co pozytywnie wpłynęłoby na natężenie ruchu w tym rejonie Warszawy - dodaje Drogosz.
Poleczki Business Park
as
źródło: inwestycje.pl
Budowa nowych obiektów jest bardzo ważna, ale nie można przy tym zapominać o już istniejących budynkach. Niestety przez długie lata nie zwracano na nie uwagi. Skutkiem tego jest występowanie wielu zdegradowanych, nie tylko fizycznie, ale i społecznie, obszarów miejskich. Trzeba więc podjąć kompleksowe działania mające na celu ich odnowę. To będzie wymagało nie tylko czasu, ale i sporych nakładów finansowych. Skala zniszczonych budynków i długoletnia perspektywa ich renowacji powinna uwrażliwić na dobre zarządzanie nowymi
Miasta podejmują dziś wiele przedsięwzięć inwestycyjnych i przeobrażają dotychczasową przestrzeń miejską.
Tak więc mamy remonty i budowę nowych połączeń komunikacyjnych, budowę obiektów sportowych i kulturalnych, rozbudowę lotnisk, budowę hoteli itd. Przestrzeń miejska zmienia się wokół nas nieustannie i dopasowuje się do rozwoju społecznego i ekonomicznego. Nowe
Zdegradowane dzielnice staromiejskie, blokowiska, obszary powojskowe i poprzemysłowe też zasługują na szczególną uwagę. Dzielnice staromiejskie to skupiska pięknych i często zabytkowych kamienic. Trudno jednak dziś dostrzec w nich piękno. Widzi się raczej brudne, odrapane i niszczejące ściany, które odrywają spojrzenie od wyjątkowych zdobień. Blokowiska straszą z kolei swoją szarością, ciasnotą i brakiem estetyki, a na terenach poprzemysłowych i powojskowych od wielu lat nic się nie dzieje. To wszystko wpływa na wizerunek miast. Miast, które dzięki nowym inwestycjom są coraz bardziej nowoczesne. Ale to tylko jedno ich oblicze.
Renowacyjne działania kamienic podejmowane są w polskich miastach od kilku lat. Jak na razie ich efekty widoczne są tylko w promieniu ścisłego centrum, a nawet wyłącznie w samym rynku miasta. Sytuacja ta obrazuje, jak wiele jeszcze działań w tym zakresie musi zostać podjętych, by stare zabudowania mogły odzyskać dawny blask.
Coraz częściej procesom odnowy poddawane są też osiedla wielkopłytowe. Ma to poprawić jakość i poziom życia mieszkańców. Przede wszystkim jednak chociaż częściowo przywrócić atrakcyjność zamieszkiwania na nich i zatrzymać pracujące i młode rodziny „rozwojowych”, których odpływ może oznaczać dla osiedla stagnację.
Stanowiące niegdyś główne miejsca
Zapotrzebowanie na nowe obiekty, zarówno mieszkalne, jak i komercyjne jest duże. Oby te, które teraz powstają nie zaczęły odstraszać za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Zasada „lepiej zapobiegać, niż leczyć” powinna być stosowana także w przypadku nieruchomości. Wtedy niszczejące zabudowania nie będą stanowiły takiego problemu, z jakim dziś mamy do czynienia. Na razie jednak wielkim wyzwaniem jest uzdrowienie kamienic i blokowisk, a także zagospodarowanie niefunkcjonalnych już dziś obiektów.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl
Budowa nowych obiektów jest bardzo ważna, ale nie można przy tym zapominać o już istniejących budynkach. Niestety przez długie lata nie zwracano na nie uwagi. Skutkiem tego jest występowanie wielu zdegradowanych, nie tylko fizycznie, ale i społecznie, obszarów miejskich. Trzeba więc podjąć kompleksowe działania mające na celu ich odnowę. To będzie wymagało nie tylko czasu, ale i sporych nakładów finansowych. Skala zniszczonych budynków i długoletnia perspektywa ich renowacji powinna uwrażliwić na dobre zarządzanie nowymi
Miasta podejmują dziś wiele przedsięwzięć inwestycyjnych i przeobrażają dotychczasową przestrzeń miejską.
Tak więc mamy remonty i budowę nowych połączeń komunikacyjnych, budowę obiektów sportowych i kulturalnych, rozbudowę lotnisk, budowę hoteli itd. Przestrzeń miejska zmienia się wokół nas nieustannie i dopasowuje się do rozwoju społecznego i ekonomicznego. Nowe
Zdegradowane dzielnice staromiejskie, blokowiska, obszary powojskowe i poprzemysłowe też zasługują na szczególną uwagę. Dzielnice staromiejskie to skupiska pięknych i często zabytkowych kamienic. Trudno jednak dziś dostrzec w nich piękno. Widzi się raczej brudne, odrapane i niszczejące ściany, które odrywają spojrzenie od wyjątkowych zdobień. Blokowiska straszą z kolei swoją szarością, ciasnotą i brakiem estetyki, a na terenach poprzemysłowych i powojskowych od wielu lat nic się nie dzieje. To wszystko wpływa na wizerunek miast. Miast, które dzięki nowym inwestycjom są coraz bardziej nowoczesne. Ale to tylko jedno ich oblicze.
Renowacyjne działania kamienic podejmowane są w polskich miastach od kilku lat. Jak na razie ich efekty widoczne są tylko w promieniu ścisłego centrum, a nawet wyłącznie w samym rynku miasta. Sytuacja ta obrazuje, jak wiele jeszcze działań w tym zakresie musi zostać podjętych, by stare zabudowania mogły odzyskać dawny blask.
Coraz częściej procesom odnowy poddawane są też osiedla wielkopłytowe. Ma to poprawić jakość i poziom życia mieszkańców. Przede wszystkim jednak chociaż częściowo przywrócić atrakcyjność zamieszkiwania na nich i zatrzymać pracujące i młode rodziny „rozwojowych”, których odpływ może oznaczać dla osiedla stagnację.
Stanowiące niegdyś główne miejsca
Zapotrzebowanie na nowe obiekty, zarówno mieszkalne, jak i komercyjne jest duże. Oby te, które teraz powstają nie zaczęły odstraszać za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Zasada „lepiej zapobiegać, niż leczyć” powinna być stosowana także w przypadku nieruchomości. Wtedy niszczejące zabudowania nie będą stanowiły takiego problemu, z jakim dziś mamy do czynienia. Na razie jednak wielkim wyzwaniem jest uzdrowienie kamienic i blokowisk, a także zagospodarowanie niefunkcjonalnych już dziś obiektów.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl
Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli – wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.
Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.
Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. – Coraz więcej
W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.
Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program „Rodzina na swoim”, w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys.
Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.
PROGNOZA
Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.
Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.
Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.
W porównaniu do drugiego kwartału 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).
NASZE DANE I NBP
W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.
Emil Szweda, Bernard Waszczyk – analitycy Open Finance
Współpraca: Home Broker
jn
źródło: inwestycje.pl
Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli – wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.
Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.
Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. – Coraz więcej
W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.
Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program „Rodzina na swoim”, w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys.
Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.
PROGNOZA
Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.
Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.
Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.
W porównaniu do drugiego kwartału 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).
NASZE DANE I NBP
W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.
Emil Szweda, Bernard Waszczyk – analitycy Open Finance
Współpraca: Home Broker
jn
źródło: inwestycje.pl
Eksperci uważają jednak, że taki scenariusz, przynajmniej w najbliższych latach, nie zostanie zrealizowany. Główny ekonomista Citibanku Piotr Kalisz zwraca uwagę, że ostatnimi działaniami Amerykanie sami podważają znaczenie swojej waluty. Dzieje się tak zwłaszcza z powodu drukowania dolarów w celu walki z kryzysem. Taki krok powoduje obawy inwestorów i
IAR
js
źródło: inwestycje.pl
Eksperci uważają jednak, że taki scenariusz, przynajmniej w najbliższych latach, nie zostanie zrealizowany. Główny ekonomista Citibanku Piotr Kalisz zwraca uwagę, że ostatnimi działaniami Amerykanie sami podważają znaczenie swojej waluty. Dzieje się tak zwłaszcza z powodu drukowania dolarów w celu walki z kryzysem. Taki krok powoduje obawy inwestorów i
IAR
js
źródło: inwestycje.pl
Zdaniem ekspertów złoty dziś jest niedowartościowany. Wczoraj na rynku za euro płacono około 4,40 zł. Rozmówcy GP uważają, że wraz ze stopniowym uspokajaniem się sytuacji na rynku inwestorzy coraz przychylniej będą patrzeć na aktywa w takich krajach, jak Polska, które względnie dobrze radzą sobie z kryzysem.
– Euro powinno pod koniec roku kosztować około 4,15 zł. Najtrudniejsze rynkowo czasy chyba już minęły – ocenia Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.
– Na początku tego roku było wiele obaw, czy Polska poradzi sobie z kryzysem. Dziś, gdy mamy zapewnione finansowanie, mamy umowę pożyczki z MFW i są chętni na nasze obligacje, najczarniejsze scenariusze coraz rzadziej są brane pod uwagę. Inwestorzy coraz częściej będą szukać bardziej rentownych instrumentów, akceptując większe ryzyko – dodaje.
Według Marka Wołosa, analityka TMS Brokers, to, że rynek spokojnie przyjął projekt nowelizacji budżetu, to dobry znak.
– Nasza gospodarka na tle innych wygląda dobrze. Najważniejsze, że poprawia się saldo na rachunku obrotów bieżących, zmniejsza się nierównowaga zewnętrzna. Złoty może zyskać – nawet do 3,90 za euro na koniec roku – mówi.
Ekspertów nie dziwi więc zapowiedź Ministerstwa Finansów, że będzie ono starało się wymienić środki z UE po obecnym, korzystnym kursie. Osłabienie złotego pozwoliło ministerstwu na nowo oszacować wartość potencjalnych dochodów z UE. Zgodnie z projektem nowelizacji wyniosą one ponad 41,7 md zł – czyli o prawie 8,2 mld zł więcej, niż zapisano w ustawie budżetowej.
Żeby ten plan się powiódł, MF musi się jednak pospieszyć z wymianą.
– Optymalnym czasem na to jest III kwartał. Mieliśmy w ubiegłym tygodniu przykład tego, co z kursem może zrobić zmiana awersji do ryzyka. Jeśli nastąpi silny wzrost apetytu na ryzyko – a tego spodziewamy się w IV kwartale – przejście z 4,5 do 4,15 zł za euro może trwać tydzień – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista InvestBanku. I dodaje, że nie ma powodów, aby resort nie wymieniał funduszy europejskich na rynku.
O tym, że resort zdecyduje się na wymianę środków w NBP, przekonany jest Jacek Wiśniewski.
– Operacja będzie miała znikomy wpływ na rynek. Co nie znaczy, że broń w postaci środków unijnych, po jaką sięgnęło MF w lutym, nigdy już nie zostanie użyta – mówi.
Ministerstwo nie określiło dokładnie, jak zamierza zamienić euro na złote. Po wczorajszych wypowiedziach wiceministra finansów Dominika Radziwiłła można sądzić, że skłania się ku wariantowi wymiany w banku centralnym.
– Wydaje się, że nie ma już potrzeby wymieniać funduszy na rynku, by stabilizować złotego – powiedział w rozmowie z agencją Reuters. I dodał, że MF nigdy nie chciało być aktywnym graczem na rynku.
Marek Chądzyński
Zdaniem ekspertów złoty dziś jest niedowartościowany. Wczoraj na rynku za euro płacono około 4,40 zł. Rozmówcy GP uważają, że wraz ze stopniowym uspokajaniem się sytuacji na rynku inwestorzy coraz przychylniej będą patrzeć na aktywa w takich krajach, jak Polska, które względnie dobrze radzą sobie z kryzysem.
– Euro powinno pod koniec roku kosztować około 4,15 zł. Najtrudniejsze rynkowo czasy chyba już minęły – ocenia Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.
– Na początku tego roku było wiele obaw, czy Polska poradzi sobie z kryzysem. Dziś, gdy mamy zapewnione finansowanie, mamy umowę pożyczki z MFW i są chętni na nasze obligacje, najczarniejsze scenariusze coraz rzadziej są brane pod uwagę. Inwestorzy coraz częściej będą szukać bardziej rentownych instrumentów, akceptując większe ryzyko – dodaje.
Według Marka Wołosa, analityka TMS Brokers, to, że rynek spokojnie przyjął projekt nowelizacji budżetu, to dobry znak.
– Nasza gospodarka na tle innych wygląda dobrze. Najważniejsze, że poprawia się saldo na rachunku obrotów bieżących, zmniejsza się nierównowaga zewnętrzna. Złoty może zyskać – nawet do 3,90 za euro na koniec roku – mówi.
Ekspertów nie dziwi więc zapowiedź Ministerstwa Finansów, że będzie ono starało się wymienić środki z UE po obecnym, korzystnym kursie. Osłabienie złotego pozwoliło ministerstwu na nowo oszacować wartość potencjalnych dochodów z UE. Zgodnie z projektem nowelizacji wyniosą one ponad 41,7 md zł – czyli o prawie 8,2 mld zł więcej, niż zapisano w ustawie budżetowej.
Żeby ten plan się powiódł, MF musi się jednak pospieszyć z wymianą.
– Optymalnym czasem na to jest III kwartał. Mieliśmy w ubiegłym tygodniu przykład tego, co z kursem może zrobić zmiana awersji do ryzyka. Jeśli nastąpi silny wzrost apetytu na ryzyko – a tego spodziewamy się w IV kwartale – przejście z 4,5 do 4,15 zł za euro może trwać tydzień – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista InvestBanku. I dodaje, że nie ma powodów, aby resort nie wymieniał funduszy europejskich na rynku.
O tym, że resort zdecyduje się na wymianę środków w NBP, przekonany jest Jacek Wiśniewski.
– Operacja będzie miała znikomy wpływ na rynek. Co nie znaczy, że broń w postaci środków unijnych, po jaką sięgnęło MF w lutym, nigdy już nie zostanie użyta – mówi.
Ministerstwo nie określiło dokładnie, jak zamierza zamienić euro na złote. Po wczorajszych wypowiedziach wiceministra finansów Dominika Radziwiłła można sądzić, że skłania się ku wariantowi wymiany w banku centralnym.
– Wydaje się, że nie ma już potrzeby wymieniać funduszy na rynku, by stabilizować złotego – powiedział w rozmowie z agencją Reuters. I dodał, że MF nigdy nie chciało być aktywnym graczem na rynku.
Marek Chądzyński
Zgodnie z założeniem pracodawca dopisze do miesięcznych przychodów pracownika, który używa auta do celów prywatnych 0,5 procent wartości samochodu. Gdy firma nie będzie w stanie określić takiego pracownika sama zapłaci podatek, zwiększając swój przychód o jeden procent wartości auta.
Doradca podatkowy Anna Misiak ostrzega, że wprowadzenie odgórnie mechanizmu obowiązkowego odprowadzania podatku z tytułu samego faktu posiadania samochodu służbowego dla wielu pracowników może oznaczać zwiększenie obciążeń podatkowych poprzez zmniejszenie pensji netto.
źródło: onet.pl
Zgodnie z założeniem pracodawca dopisze do miesięcznych przychodów pracownika, który używa auta do celów prywatnych 0,5 procent wartości samochodu. Gdy firma nie będzie w stanie określić takiego pracownika sama zapłaci podatek, zwiększając swój przychód o jeden procent wartości auta.
Doradca podatkowy Anna Misiak ostrzega, że wprowadzenie odgórnie mechanizmu obowiązkowego odprowadzania podatku z tytułu samego faktu posiadania samochodu służbowego dla wielu pracowników może oznaczać zwiększenie obciążeń podatkowych poprzez zmniejszenie pensji netto.
źródło: onet.pl
Rząd Donalda Tuska szuka pieniędzy na załatanie rosnącej dziury w państwowej kasie. Tegoroczny budżet wczoraj już znowelizował. Jednym z pomysłów na zwiększenie dochodów państwa w kolejnych latach jest podniesienie podatków tym Polakom, którzy zarabiają najlepiej.
Jeżeli uda się przekonać prezydenta, aby podpisał ustawę lub zebrać odpowiednie poparcie w Sejmie do odrzucenia ewentualnego weta - od przyszłego roku najbogatsi zamiast - tak jak w tym roku - 32 proc. znów mogą płacić 40 proc. podatków.
Ile zyskałby na tym budżet? Z szacunków Money.pl wynika, że z tego źródła wielkich pieniędzy nie będzie.
Według najwyższej stawki - jak wynika z danych Ministerstwa Finansów - rozlicza się zaledwie co setny podatnik. To nieco ponad 200 tysięcy Polaków.
Statystyczny Polak, który płaci najwyższy podatek dochodowy zarabia dziś około 160 tysięcy złotych rocznie. W tym roku - dzięki obniżeniu najwyższej stawki podatkowej do 32 procent i zlikwidowaniu drugiego progu podatkowego - odda fiskusowi 34 tysiące złotych. To o tysiąc złotych mniej niż rok wcześniej.
W efekcie - jak wynika z szacunków Money.pl - fiskus zabierze w tym roku wszystkim najbogatszym Polakom nieco ponad 7 miliardów złotych. W 2008 roku - gdy obowiązywała stawka 40 proc. - było to około 7,4 miliarda.
Nawet dodatkowe dwa miliardy złotych - a tyle dodatkowych pieniędzy pojawiłoby się, gdyby rząd skorzystał z doświadczeń brytyjskich i podniósł najwyższą stawkę do 50 proc. - w skali budżetu nie wydają się kwotą oszałamiającą. Zbliżoną można uzyskać z dywidendy dużej spółki Skarbu Państwa albo z prywatyzacji jednego przedsiębiorstwa.
Teoretycznie znacznie więcej można by uzyskać przywracając drugi próg podatkowy. Według szacunków Jacka Rostowskiego dałoby to około 8 miliardów złotych. Tyle, że na taki ruch nie zgodzi się ani sejmowa opozycja, ani prezydent.
źródło: money.pl
Rząd Donalda Tuska szuka pieniędzy na załatanie rosnącej dziury w państwowej kasie. Tegoroczny budżet wczoraj już znowelizował. Jednym z pomysłów na zwiększenie dochodów państwa w kolejnych latach jest podniesienie podatków tym Polakom, którzy zarabiają najlepiej.
Jeżeli uda się przekonać prezydenta, aby podpisał ustawę lub zebrać odpowiednie poparcie w Sejmie do odrzucenia ewentualnego weta - od przyszłego roku najbogatsi zamiast - tak jak w tym roku - 32 proc. znów mogą płacić 40 proc. podatków.
Ile zyskałby na tym budżet? Z szacunków Money.pl wynika, że z tego źródła wielkich pieniędzy nie będzie.
Według najwyższej stawki - jak wynika z danych Ministerstwa Finansów - rozlicza się zaledwie co setny podatnik. To nieco ponad 200 tysięcy Polaków.
Statystyczny Polak, który płaci najwyższy podatek dochodowy zarabia dziś około 160 tysięcy złotych rocznie. W tym roku - dzięki obniżeniu najwyższej stawki podatkowej do 32 procent i zlikwidowaniu drugiego progu podatkowego - odda fiskusowi 34 tysiące złotych. To o tysiąc złotych mniej niż rok wcześniej.
W efekcie - jak wynika z szacunków Money.pl - fiskus zabierze w tym roku wszystkim najbogatszym Polakom nieco ponad 7 miliardów złotych. W 2008 roku - gdy obowiązywała stawka 40 proc. - było to około 7,4 miliarda.
Nawet dodatkowe dwa miliardy złotych - a tyle dodatkowych pieniędzy pojawiłoby się, gdyby rząd skorzystał z doświadczeń brytyjskich i podniósł najwyższą stawkę do 50 proc. - w skali budżetu nie wydają się kwotą oszałamiającą. Zbliżoną można uzyskać z dywidendy dużej spółki Skarbu Państwa albo z prywatyzacji jednego przedsiębiorstwa.
Teoretycznie znacznie więcej można by uzyskać przywracając drugi próg podatkowy. Według szacunków Jacka Rostowskiego dałoby to około 8 miliardów złotych. Tyle, że na taki ruch nie zgodzi się ani sejmowa opozycja, ani prezydent.
źródło: money.pl
Od dziś dom i garaż można budować bliżej nieruchomości sąsiada. Deweloperzy i właściciele małych działek w mieście na pewno skorzystają z możliwości, które daje im wchodzące w życie rozporządzenie ministra infrastruktury. Przepisy te umożliwią inwestorom budowanie najgęściej jak to możliwe, czyli nawet w odległości 1,5 m od granicy lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z ustaleń planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Możliwe będzie także postawienie domku jednorodzinnego bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką, jeżeli będzie on przylegał całą powierzchnią swojej ściany do budynku istniejącego na sąsiedniej działce lub do ściany budynku projektowanego, dla którego istnieje ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę. Warunkiem będzie to, by jego część leżąca w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy działki miała długość i wysokość nie większa niż budynek istniejący lub planowany.
Możliwa stała się rozbudowa domu usytuowanego nie bliżej niż 1,5 m od sąsiada (jeżeli w pasie szerokości 3 m wzdłuż granicy zostaną zachowane dotychczasowe wymiary budowli), a także nadbudowa (najwyżej o jedną kondygnację). W ścianie dostawionej w odległości mniejszej niż 4 m nie może być jednak ani okien, ani drzwi. Poszanowanie praw właścicieli sąsiednich działek ma gwarantować nadanie tym zagrożonym brakiem przestrzeni i światła sąsiadom przymiotu strony w postępowaniu o pozwolenie na budowę.
Rozporządzenie ministra infrastruktury z 12 marca 2009 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz.U. nr 56, poz. 461).
Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk
Od dziś dom i garaż można budować bliżej nieruchomości sąsiada. Deweloperzy i właściciele małych działek w mieście na pewno skorzystają z możliwości, które daje im wchodzące w życie rozporządzenie ministra infrastruktury. Przepisy te umożliwią inwestorom budowanie najgęściej jak to możliwe, czyli nawet w odległości 1,5 m od granicy lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z ustaleń planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Możliwe będzie także postawienie domku jednorodzinnego bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką, jeżeli będzie on przylegał całą powierzchnią swojej ściany do budynku istniejącego na sąsiedniej działce lub do ściany budynku projektowanego, dla którego istnieje ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę. Warunkiem będzie to, by jego część leżąca w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy działki miała długość i wysokość nie większa niż budynek istniejący lub planowany.
Możliwa stała się rozbudowa domu usytuowanego nie bliżej niż 1,5 m od sąsiada (jeżeli w pasie szerokości 3 m wzdłuż granicy zostaną zachowane dotychczasowe wymiary budowli), a także nadbudowa (najwyżej o jedną kondygnację). W ścianie dostawionej w odległości mniejszej niż 4 m nie może być jednak ani okien, ani drzwi. Poszanowanie praw właścicieli sąsiednich działek ma gwarantować nadanie tym zagrożonym brakiem przestrzeni i światła sąsiadom przymiotu strony w postępowaniu o pozwolenie na budowę.
Rozporządzenie ministra infrastruktury z 12 marca 2009 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz.U. nr 56, poz. 461).
Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk
Na razie nie wiadomo, kiedy pieniądze do organizacji pożytku publicznego trafią. Do tej pory sprawa była zamykana w sierpniu. Teraz jednak minister Rostowski nie chce podawać żadnych konkretnych terminów: W tej chwili nie wiem. Na pewno jest to dla nas bardzo ważne, żeby szybko te środki zostały przekazane.
Nie stanie się to jednak szybko. Przekazaliśmy znacznie więcej pieniędzy niż w latach ubiegłych i ich przesłanie wymaga więcej czasu. Po drugie, jak mówi minister Rostowski: Organizacje także prosiły o to, żeby przekazywać np. nazwiska ofiarodawców, co oczywiście wymaga dodatkowych czynności. A tego urzędnicy jak wiadomo wyjątkowo nie lubią. Podsumowując: nie przekazujesz jednego procenta z PIT - jest źle; przekazujesz - jeszcze gorzej.
Wszystko wskazuje na to, że minister postanowił załatać sobie dziurę budżetową przetrzymując je trochę dłużej, dlatego że one nie spływają. W zeszłym roku, w tym okresie mieliśmy już połowę pieniędzy. W tym roku nie mamy nawet promila - mówi prezes fundacji Jaś i Małgosia Tomasz Michałowicz. Jak dodaje, problem jest olbrzymi, ponieważ w placówce już powinien trwać remont. We wrześniu przyjmuje ona kilka osób niepełnosprawnych do szkoły.
źródło: interia.pl
Na razie nie wiadomo, kiedy pieniądze do organizacji pożytku publicznego trafią. Do tej pory sprawa była zamykana w sierpniu. Teraz jednak minister Rostowski nie chce podawać żadnych konkretnych terminów: W tej chwili nie wiem. Na pewno jest to dla nas bardzo ważne, żeby szybko te środki zostały przekazane.
Nie stanie się to jednak szybko. Przekazaliśmy znacznie więcej pieniędzy niż w latach ubiegłych i ich przesłanie wymaga więcej czasu. Po drugie, jak mówi minister Rostowski: Organizacje także prosiły o to, żeby przekazywać np. nazwiska ofiarodawców, co oczywiście wymaga dodatkowych czynności. A tego urzędnicy jak wiadomo wyjątkowo nie lubią. Podsumowując: nie przekazujesz jednego procenta z PIT - jest źle; przekazujesz - jeszcze gorzej.
Wszystko wskazuje na to, że minister postanowił załatać sobie dziurę budżetową przetrzymując je trochę dłużej, dlatego że one nie spływają. W zeszłym roku, w tym okresie mieliśmy już połowę pieniędzy. W tym roku nie mamy nawet promila - mówi prezes fundacji Jaś i Małgosia Tomasz Michałowicz. Jak dodaje, problem jest olbrzymi, ponieważ w placówce już powinien trwać remont. We wrześniu przyjmuje ona kilka osób niepełnosprawnych do szkoły.
źródło: interia.pl
Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli - wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.
Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.
Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. - Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków - mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.
W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.
Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program "Rodzina na swoim", w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.
Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.
PROGNOZA
Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.
Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.
Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.
W porównaniu z drugim kwartałem 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).
DANE NASZE I NBP
W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.
Porównanie cen transakcyjnych Open Finance i Narodowego Banku Polskiego za I kw. 2009 r. Źródło: NBP, Open Finance
Emil Szweda, Bernard Waszczyk - analitycy Open Finance
Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli - wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.
Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.
Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. - Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków - mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.
W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.
Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program "Rodzina na swoim", w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.
Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.
PROGNOZA
Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.
Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.
Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.
W porównaniu z drugim kwartałem 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).
DANE NASZE I NBP
W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.
Porównanie cen transakcyjnych Open Finance i Narodowego Banku Polskiego za I kw. 2009 r. Źródło: NBP, Open Finance
Emil Szweda, Bernard Waszczyk - analitycy Open Finance
Pułapek w umowach może być więcej. Jeżeli zatem podpisujemy umowę z deweloperem, którego nie znamy, o nie ustalonej reputacji na rynku, skorzystajmy z pomocy prawnika przed podpisaniem umowy, tak aby uniknąć konieczności odwoływania się później do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta lub Sądu.
Pułapek w umowach może być więcej. Jeżeli zatem podpisujemy umowę z deweloperem, którego nie znamy, o nie ustalonej reputacji na rynku, skorzystajmy z pomocy prawnika przed podpisaniem umowy, tak aby uniknąć konieczności odwoływania się później do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta lub Sądu.
Dużym problemem przy zawieraniu bądź rozwiązywaniu umów ze
Problemy te chce rozwiązać prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który w ramach projektu współfinansowanego przez Unię Europejską przygotowuje wzory ujednoliconych umów zawieranych pomiędzy sprzedawcami, operatorami systemów dystrybucyjnych (OSD) a odbiorcami energii. Jednocześnie trwają prace nad kodeksem dobrych praktyk sprzedawców energii elektrycznej i gazu oraz OSD.
Dla przeciętnego odbiorcy istotne jest doprecyzowanie obowiązków stron, wyjaśnienie zasad kalkulacji stosowanych taryf, a także trybu zmiany oraz rozwiązania umowy - uważa dr Aleksander Raczyński, radca prawny z Kancelarii Adwokackiej Sójka & Maciak.
Stosowane dotąd w praktyce wzorce umowne nie zawsze były w tej mierze wystarczająco precyzyjne. Wprowadzenie kodeksów dobrych praktyk oraz ujednoliconych wzorów umów powinno wpłynąć pozytywnie na praktykę przedsiębiorstw energetycznych.
Co pojawi się tuż po wakacjach na stronie URE? Jaki jest dziś istotny problem dla konsumentów rynku energetycznego? Co przewiduje projektu nowelizacji prawa energetycznego, który wpłynął już do laski marszałkowskiej?
Daria Stojak
Gazeta Prawna
Dużym problemem przy zawieraniu bądź rozwiązywaniu umów ze
Problemy te chce rozwiązać prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który w ramach projektu współfinansowanego przez Unię Europejską przygotowuje wzory ujednoliconych umów zawieranych pomiędzy sprzedawcami, operatorami systemów dystrybucyjnych (OSD) a odbiorcami energii. Jednocześnie trwają prace nad kodeksem dobrych praktyk sprzedawców energii elektrycznej i gazu oraz OSD.
Dla przeciętnego odbiorcy istotne jest doprecyzowanie obowiązków stron, wyjaśnienie zasad kalkulacji stosowanych taryf, a także trybu zmiany oraz rozwiązania umowy - uważa dr Aleksander Raczyński, radca prawny z Kancelarii Adwokackiej Sójka & Maciak.
Stosowane dotąd w praktyce wzorce umowne nie zawsze były w tej mierze wystarczająco precyzyjne. Wprowadzenie kodeksów dobrych praktyk oraz ujednoliconych wzorów umów powinno wpłynąć pozytywnie na praktykę przedsiębiorstw energetycznych.
Co pojawi się tuż po wakacjach na stronie URE? Jaki jest dziś istotny problem dla konsumentów rynku energetycznego? Co przewiduje projektu nowelizacji prawa energetycznego, który wpłynął już do laski marszałkowskiej?
Daria Stojak
Gazeta Prawna
średnia ocen: 4,5