Ze świata nieruchomości - strona 127

Bogate kraje potrzebują Indii i Chin

Pod takimi tytułami indyjskie media przynoszą relacje ze Szczytu G-8 we Włoszech. W trakcie spotkania przywódców grupy najbardziej uprzemysłowionych krajów świata odbywały się konsultacje polityczne z liderami wschodzących potęg gospodarczych. Brał w nich udział premier Indii Manmohan Singh.
Indyjscy komentatorzy podkreślają, iż włoskie rozmowy pokazały, iż najbogatsze kraje świata nie mogą nie liczyć się z głosem wchodzącym potęg gospodarczych. Zdaniem indyjskich komentatorów, żadnego z najważniejszych problemów współczesnego świata nie uda się rozwiązać bez współpracy krajów rozwiniętych z krajami określanymi mianem wschodzących rynków.

Komentatorzy w Indiach zauważają, że zbudowanie nowego ładu gospodarczego świata, reforma międzynarodowych instytucji finansowych oraz walka z ociepleniem klimatu, to wszystko sprawy nie do rozwiązania bez uwzględnienia stanowiska nowych potęg gospodarczych. W New Delhi zalicza się do nich oprócz Indii, także Chiny, Brazylię, Republikę Południowej Afryki, Meksyk oraz coraz częściej Egipt. Dlatego G-8 powinna, zdaniem indyjskich komentatorów, zostać już wkrótce zastąpiona nową instytucją grupującą większą liczbę krajów.


Źródło: IAR
onet.pl

Bogate kraje potrzebują Indii i Chin

Pod takimi tytułami indyjskie media przynoszą relacje ze Szczytu G-8 we Włoszech. W trakcie spotkania przywódców grupy najbardziej uprzemysłowionych krajów świata odbywały się konsultacje polityczne z liderami wschodzących potęg gospodarczych. Brał w nich udział premier Indii Manmohan Singh.
Indyjscy komentatorzy podkreślają, iż włoskie rozmowy pokazały, iż najbogatsze kraje świata nie mogą nie liczyć się z głosem wchodzącym potęg gospodarczych. Zdaniem indyjskich komentatorów, żadnego z najważniejszych problemów współczesnego świata nie uda się rozwiązać bez współpracy krajów rozwiniętych z krajami określanymi mianem wschodzących rynków.

Komentatorzy w Indiach zauważają, że zbudowanie nowego ładu gospodarczego świata, reforma międzynarodowych instytucji finansowych oraz walka z ociepleniem klimatu, to wszystko sprawy nie do rozwiązania bez uwzględnienia stanowiska nowych potęg gospodarczych. W New Delhi zalicza się do nich oprócz Indii, także Chiny, Brazylię, Republikę Południowej Afryki, Meksyk oraz coraz częściej Egipt. Dlatego G-8 powinna, zdaniem indyjskich komentatorów, zostać już wkrótce zastąpiona nową instytucją grupującą większą liczbę krajów.


Źródło: IAR
onet.pl

Rynek nieruchomości kluczowy dla gospodarki USA

Parę tygodni temu odwiedziłam stan Zachodnia Wirginia w USA, gdzie moi przyjaciele prowadzą niewielką firmę obrotu nieruchomościami. Siedząc u nich na podwórku w pewien łagodny letni wieczór, usłyszałam jak dotkliwie krach w mieszkalnictwie odczuli ludzie z tej branż w tej ładnej niewielkiej miejscowości.
Jak dotąd moi przyjaciele uniknęli najgorszego sprytnymi manewrami finansowymi. I pogodnie utrzymują, że miasto może zapobiec większym szkodom jeśli ceny się ustabilizują lub wzrosną. - Jeśli jednak ceny będą dalej spadać, to będzie straszne - powiedział jeden z nich, po czym zaznaczył, że "tak naprawdę nie uważamy tego za prawdopodobne. Nic nie może spadać przez tak długi czas".

Czy takie założenie jest uzasadnione? To jest pytanie warte 6000 mld dolarów, nie tylko dla  Zachodniej Wirginii, lecz także dla szerszego systemu finansowego. To w końcu zwrot na rynku nieruchomości w USA dał początek kryzysowi finansowemu. I choć od tamtego czasu wydarzyło się wiele innych katastrof finansowych, stan amerykańskiego rynku nieruchomości pozostaje nadal kluczowy dla całego sektora bankowości.

Bowiem nie tylko kondycja amerykańskiego konsumenta – i tym samym gospodarki – jest nadal powiązana z mieszkalnictwem, lecz bilanse księgowe banków zachodnich są również mocno splecione z nieruchomościami. Zwłaszcza największe banki w Ameryce, w rodzaju Bank of America, JPMorgan i Citi wciąż mają zapisane w księgach duże ilości pożyczek zabezpieczonych nieruchomościami mieszkalnymi i komercyjnymi, do czego dochodzą pożyczki uprzednio przepakowane na obligacje i sprzedane dalej. To samo dotyczy wielu mniejszych banków.

I podczas gdy ceny obligacji powiązanych z hipotekami już spadły odzwierciedlając obniżki cen domów, wartość wielu pożyczek materialnych nie została w pełni obniżona ponieważ figurują one w księgach jako zastrzeżone do terminu zapadalności – a banki nie wierzą w dalszy spadek cen. W mieście odwiedzonym przeze mnie w Zachodniej Wirginii niektórzy lokalni bankierzy odmawiają nawet sprzedawania nieruchomości poddanych egzekucji komorniczej ponieważ uważają, że ceny wkrótce wzrosną. Czyli jeśli ceny zamiast tego spadną, oznaczać to może tylko jedno: dalszą udrękę dla banków. 

A więc, czy ceny nieruchomości w USA ustabilizują się? Chyba nie, jeśli wierzyć zaskakującej prezentacji z tego tygodnia w wykonaniu dużej globalnej grupy finansowej. Akurat ta ekipa analityków – która bardzo dobrze rozpoznawała oznaki nadchodzącego kryzysu finansowego w ciągu minionych czterech lat – obecnie ostrzega swych klientów, aby w obecnym cyklu spodziewali się spadku cen nieruchomości w USA o przeszło 40 procent.

Dobra wiadomość jest taka, że w niektórych regionach USA ceny spadły już tak gwałtownie – często  o ponad 30 procent – że już teraz nieruchomości są bardzo atrakcyjne przy uwzględnieniu dochodów ludności i aspektów historycznych. Jednak zła polega na tym, że domy nie są jeszcze wystarczająco tanie do zapobieżenia dalszym spadkom cen. Wręcz przeciwnie, ta ekipa analityków uważa, że gdy do modelu doda się problemy nadmiaru podaży w mieszkalnictwie oraz  wzrost bezrobocia, średnie ceny domów w USA spadną o dalsze 14 procent w ciągu następnych kilku lat – nakładając się na dotychczasowe spadki.

Za główną informacją kryją się zaskakujące różnice regionalne. Uważa się, że Colorado ma już najgorsze poza sobą. Natomiast w Nowym Jorku bolesne problemy dopiero się zaczynają. Przewidywany spadek cen wyniesie tam około 30 procent. W sumie, z prognoz tych wynika, że w 25 mln gospodarstwach domowych w Ameryce posiadany przez nie majątek zmniejszy swoją wartość. 

Jest to prognoza bardziej ponura od przedstawianych przez rząd USA i wiele dużych banków amerykańskich. Jednak liczbę 25 mln powtarzają inne grupy inwestycyjne w rodzaju Pimco. Jeśli okaże się trafna, powstaną dwa kluczowe pytania. Jednym jest stopień, do jakiego zachodni system bankowy byłby w stanie stawić czoła drugiej rundzie strat na rynku nieruchomości (zwłaszcza, że wspomniani analitycy są bardziej zaniepokojeni perspektywami nieruchomości komercyjnych niż sektorem mieszkaniowym).

Jednak drugim fascynującym pytaniem jest jaki wpływ dalsze spadki cen domów mogłyby wywrzeć na psychikę konsumentów. Ameryka nigdy dotąd nie miała do czynienia ze spadkiem wartości majątków w takiej skali, a więc nikt nie jest pewien jak mogłyby zareagować gospodarstwa domowe. Czy masowym niewywiązywaniem się z zawartych umów? Czy wyborcy aż tak się rozsierdzą, że żądać będą dalszych populistycznych akcji ratunkowych dla sektora mieszkaniowego (lub reformy finansów)? Czy konsumenci jeszcze bardziej ograniczą wydatki?

Albo może zamiast tego gospodarstwa domowe zachowają się jak moi przyjaciele w Zachodniej Wirginii – czyli wzruszą ramionami i wykażą się tym powszechnym w Ameryce poczuciem optymizmu i prężnością, zakładając po prostu, że w końcu sprawy jakoś się ułożą (lub że prezydent Obama w jakiś sposób pospieszy z ratunkiem)? 

Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Jest jednak jasne, że trudno będzie administracji Obamy zapobiec zagrażającym spadkom cen biorąc pod uwagę zróżnicowany charakter rynku kredytów hipotecznych i rosnące zadłużenie. To z kolei skłania mnie do poglądu, że jest za wcześnie aby sądzić, iż ‘zielone kiełki’ mogą być zapowiedzią rychłego odrodzenia w pełnym wymiarze – ani na zielonych pastwiskach Zachodniej Wirginii, ani w jakimkolwiek innym miejscu powiązanym  ze światem amerykańskich kredytów hipotecznych. 

Autorka: Gillian Tett
Financial Times

Rynek nieruchomości kluczowy dla gospodarki USA

Parę tygodni temu odwiedziłam stan Zachodnia Wirginia w USA, gdzie moi przyjaciele prowadzą niewielką firmę obrotu nieruchomościami. Siedząc u nich na podwórku w pewien łagodny letni wieczór, usłyszałam jak dotkliwie krach w mieszkalnictwie odczuli ludzie z tej branż w tej ładnej niewielkiej miejscowości.
Jak dotąd moi przyjaciele uniknęli najgorszego sprytnymi manewrami finansowymi. I pogodnie utrzymują, że miasto może zapobiec większym szkodom jeśli ceny się ustabilizują lub wzrosną. - Jeśli jednak ceny będą dalej spadać, to będzie straszne - powiedział jeden z nich, po czym zaznaczył, że "tak naprawdę nie uważamy tego za prawdopodobne. Nic nie może spadać przez tak długi czas".

Czy takie założenie jest uzasadnione? To jest pytanie warte 6000 mld dolarów, nie tylko dla  Zachodniej Wirginii, lecz także dla szerszego systemu finansowego. To w końcu zwrot na rynku nieruchomości w USA dał początek kryzysowi finansowemu. I choć od tamtego czasu wydarzyło się wiele innych katastrof finansowych, stan amerykańskiego rynku nieruchomości pozostaje nadal kluczowy dla całego sektora bankowości.

Bowiem nie tylko kondycja amerykańskiego konsumenta – i tym samym gospodarki – jest nadal powiązana z mieszkalnictwem, lecz bilanse księgowe banków zachodnich są również mocno splecione z nieruchomościami. Zwłaszcza największe banki w Ameryce, w rodzaju Bank of America, JPMorgan i Citi wciąż mają zapisane w księgach duże ilości pożyczek zabezpieczonych nieruchomościami mieszkalnymi i komercyjnymi, do czego dochodzą pożyczki uprzednio przepakowane na obligacje i sprzedane dalej. To samo dotyczy wielu mniejszych banków.

I podczas gdy ceny obligacji powiązanych z hipotekami już spadły odzwierciedlając obniżki cen domów, wartość wielu pożyczek materialnych nie została w pełni obniżona ponieważ figurują one w księgach jako zastrzeżone do terminu zapadalności – a banki nie wierzą w dalszy spadek cen. W mieście odwiedzonym przeze mnie w Zachodniej Wirginii niektórzy lokalni bankierzy odmawiają nawet sprzedawania nieruchomości poddanych egzekucji komorniczej ponieważ uważają, że ceny wkrótce wzrosną. Czyli jeśli ceny zamiast tego spadną, oznaczać to może tylko jedno: dalszą udrękę dla banków. 

A więc, czy ceny nieruchomości w USA ustabilizują się? Chyba nie, jeśli wierzyć zaskakującej prezentacji z tego tygodnia w wykonaniu dużej globalnej grupy finansowej. Akurat ta ekipa analityków – która bardzo dobrze rozpoznawała oznaki nadchodzącego kryzysu finansowego w ciągu minionych czterech lat – obecnie ostrzega swych klientów, aby w obecnym cyklu spodziewali się spadku cen nieruchomości w USA o przeszło 40 procent.

Dobra wiadomość jest taka, że w niektórych regionach USA ceny spadły już tak gwałtownie – często  o ponad 30 procent – że już teraz nieruchomości są bardzo atrakcyjne przy uwzględnieniu dochodów ludności i aspektów historycznych. Jednak zła polega na tym, że domy nie są jeszcze wystarczająco tanie do zapobieżenia dalszym spadkom cen. Wręcz przeciwnie, ta ekipa analityków uważa, że gdy do modelu doda się problemy nadmiaru podaży w mieszkalnictwie oraz  wzrost bezrobocia, średnie ceny domów w USA spadną o dalsze 14 procent w ciągu następnych kilku lat – nakładając się na dotychczasowe spadki.

Za główną informacją kryją się zaskakujące różnice regionalne. Uważa się, że Colorado ma już najgorsze poza sobą. Natomiast w Nowym Jorku bolesne problemy dopiero się zaczynają. Przewidywany spadek cen wyniesie tam około 30 procent. W sumie, z prognoz tych wynika, że w 25 mln gospodarstwach domowych w Ameryce posiadany przez nie majątek zmniejszy swoją wartość. 

Jest to prognoza bardziej ponura od przedstawianych przez rząd USA i wiele dużych banków amerykańskich. Jednak liczbę 25 mln powtarzają inne grupy inwestycyjne w rodzaju Pimco. Jeśli okaże się trafna, powstaną dwa kluczowe pytania. Jednym jest stopień, do jakiego zachodni system bankowy byłby w stanie stawić czoła drugiej rundzie strat na rynku nieruchomości (zwłaszcza, że wspomniani analitycy są bardziej zaniepokojeni perspektywami nieruchomości komercyjnych niż sektorem mieszkaniowym).

Jednak drugim fascynującym pytaniem jest jaki wpływ dalsze spadki cen domów mogłyby wywrzeć na psychikę konsumentów. Ameryka nigdy dotąd nie miała do czynienia ze spadkiem wartości majątków w takiej skali, a więc nikt nie jest pewien jak mogłyby zareagować gospodarstwa domowe. Czy masowym niewywiązywaniem się z zawartych umów? Czy wyborcy aż tak się rozsierdzą, że żądać będą dalszych populistycznych akcji ratunkowych dla sektora mieszkaniowego (lub reformy finansów)? Czy konsumenci jeszcze bardziej ograniczą wydatki?

Albo może zamiast tego gospodarstwa domowe zachowają się jak moi przyjaciele w Zachodniej Wirginii – czyli wzruszą ramionami i wykażą się tym powszechnym w Ameryce poczuciem optymizmu i prężnością, zakładając po prostu, że w końcu sprawy jakoś się ułożą (lub że prezydent Obama w jakiś sposób pospieszy z ratunkiem)? 

Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Jest jednak jasne, że trudno będzie administracji Obamy zapobiec zagrażającym spadkom cen biorąc pod uwagę zróżnicowany charakter rynku kredytów hipotecznych i rosnące zadłużenie. To z kolei skłania mnie do poglądu, że jest za wcześnie aby sądzić, iż ‘zielone kiełki’ mogą być zapowiedzią rychłego odrodzenia w pełnym wymiarze – ani na zielonych pastwiskach Zachodniej Wirginii, ani w jakimkolwiek innym miejscu powiązanym  ze światem amerykańskich kredytów hipotecznych. 

Autorka: Gillian Tett
Financial Times

Geithner broni rządowego planu pobudzenia gospodarki

Minister skarbu USA Timothy Geithner bronił w piątek rządowego planu pobudzenia gospodarki kosztem wydatków 787 miliardów dolarów z budżetu, który zdaniem krytyków nie skutkuje w walce z recesją.
"Pakiet stymulacyjny spełnia oczekiwania, zwiększając zasoby pieniężne podatników i dostarczając pomocy stanom, aby nie musiały zwalniać dziesiątek tysięcy nauczycieli, strażaków i innych pracowników" - powiedział Geithner na przesłuchaniach przed Komisjami Usług Finansowych i Rolnictwa Izby Reprezentantów.

"Są także istotne inwestycje w infrastrukturę, które już zaczęły przynosić efekty i będą miały maksymalny wpływ na gospodarkę w drugiej połowie tego roku. Mam wrażenie i myślę, że na ogół zgadzają się co do tego ekonomiści, iż nastąpiła istotna poprawa w powstrzymywaniu najgorszej od pokoleń światowej recesji" - dodał.

Republikanie krytykują pakiet stymulacyjny, wskazując na rosnące wciąż bezrobocie, które w czerwcu osiągnęło już 9,5 procent, a zdaniem ekonomistów do końca roku przekroczy 10 procent.

Konserwatyści twierdzą, że głównym skutkiem ogromnych wydatków rządowych będzie niebezpieczne powiększenie deficytu i długu publicznego, co może doprowadzić do wzrostu inflacji.

Na przesłuchaniach w Kongresie Geithner podkreślał, że wzrost bezrobocia jest nieunikniony w czasie recesji.

Wezwał też do zaostrzenia regulacji rynku derywatów, czyli takich instrumentów finansowych jak papiery wartościowe gwarantowane kredytami hipotecznymi (MBS), którymi spekulacja decydująco przyczyniła się do kryzysu finansowego i recesji.

Wymaga to uchwalenia przez Kongres odpowiednich ustaw. Demokratyczny przewodniczący Komisji Usług Finansowych Barney Frank obiecał administracji poparcie w tej sprawie.


Źródło: PAP
onet.pl

Geithner broni rządowego planu pobudzenia gospodarki

Minister skarbu USA Timothy Geithner bronił w piątek rządowego planu pobudzenia gospodarki kosztem wydatków 787 miliardów dolarów z budżetu, który zdaniem krytyków nie skutkuje w walce z recesją.
"Pakiet stymulacyjny spełnia oczekiwania, zwiększając zasoby pieniężne podatników i dostarczając pomocy stanom, aby nie musiały zwalniać dziesiątek tysięcy nauczycieli, strażaków i innych pracowników" - powiedział Geithner na przesłuchaniach przed Komisjami Usług Finansowych i Rolnictwa Izby Reprezentantów.

"Są także istotne inwestycje w infrastrukturę, które już zaczęły przynosić efekty i będą miały maksymalny wpływ na gospodarkę w drugiej połowie tego roku. Mam wrażenie i myślę, że na ogół zgadzają się co do tego ekonomiści, iż nastąpiła istotna poprawa w powstrzymywaniu najgorszej od pokoleń światowej recesji" - dodał.

Republikanie krytykują pakiet stymulacyjny, wskazując na rosnące wciąż bezrobocie, które w czerwcu osiągnęło już 9,5 procent, a zdaniem ekonomistów do końca roku przekroczy 10 procent.

Konserwatyści twierdzą, że głównym skutkiem ogromnych wydatków rządowych będzie niebezpieczne powiększenie deficytu i długu publicznego, co może doprowadzić do wzrostu inflacji.

Na przesłuchaniach w Kongresie Geithner podkreślał, że wzrost bezrobocia jest nieunikniony w czasie recesji.

Wezwał też do zaostrzenia regulacji rynku derywatów, czyli takich instrumentów finansowych jak papiery wartościowe gwarantowane kredytami hipotecznymi (MBS), którymi spekulacja decydująco przyczyniła się do kryzysu finansowego i recesji.

Wymaga to uchwalenia przez Kongres odpowiednich ustaw. Demokratyczny przewodniczący Komisji Usług Finansowych Barney Frank obiecał administracji poparcie w tej sprawie.


Źródło: PAP
onet.pl

Gaz za stocznie

Rząd zachęcił inwestorów do stoczni w Szczecinie i Gdyni tym, że za gaz z Kataru zapłacił znacznie więcej niż inni? Twardych dowodów nie ma, ale wskazują na to poszlaki - pisze "Gazeta Wyborcza".
Gazeta przypomina, że sprzedaż majątku stoczni odbywała się pod presją czasu i UE. Rząd chciał za wszelką cenę znaleźć inwestorów dla upadłych stoczni, otrąbić sukces i uspokoić wściekłych stoczniowców.

W maju nadeszły pierwsze informacje, że inwestorem będzie zarejestrowana na holenderskich Antylach spółka United International Trust, zaraz potem -że prawdziwym inwestorem będzie kapitał z Kataru.

Minister skarbu Aleksander Grad, mimo że wcześniej to zapowiadał, do dziś nie ujawnił, kto jest właściwie inwestorem i co z nim wynegocjował. Twierdzi, że inwestor pochodzi z Kataru. Wiadomo też, że zapłacił za obie stocznie 380 mln zł, a stoczniowcy otrzymali odprawy -w sumie prawie 600 mln zł.

Liczyła się tylko cena, a nie -jak zwykle przy prywatyzacjach - także zobowiązanie do zainwestowania kapitału, zatrudnienia określonej liczby ludzi, pakiety socjalne.

30 czerwca podczas krótkiej wizyty w Katarze minister Grad i szefowie państwowej firmy gazowej PGNiG podpisali z Qatargasem 20-letni kontrakt na dostawę do Polski skroplonego gazu- 1 mln ton rocznie. Z informacji, które PGNiG musiało ujawnić jako spółka giełdowa, wynika, że cena za tonę wyniesie 550 dol. i będzie się zmieniać zależnie od ceny ropy.

Według portalu internetowego Platts poświęconego światowemu rynkowi towarów i energii Qatargas podpisał 19 czerwca umowę z konsorcjum ośmiu japońskich firm energetycznych na dostawy 6 mln ton skroplonego gazu rocznie do roku 2021. Cena też jest powiązana z cenami ropy naftowej. Przy obecnym ich poziomie wynosi około 450 dol. za tonę.

Zatem PGNiG będzie płacić co roku o 100 mln dol. więcej niż Japończycy! A ostateczny rachunek zapłacą konsumenci gazu - konkluduje "Gazeta Wyborcza".


źródło:onet.pl

Gaz za stocznie

Rząd zachęcił inwestorów do stoczni w Szczecinie i Gdyni tym, że za gaz z Kataru zapłacił znacznie więcej niż inni? Twardych dowodów nie ma, ale wskazują na to poszlaki - pisze "Gazeta Wyborcza".
Gazeta przypomina, że sprzedaż majątku stoczni odbywała się pod presją czasu i UE. Rząd chciał za wszelką cenę znaleźć inwestorów dla upadłych stoczni, otrąbić sukces i uspokoić wściekłych stoczniowców.

W maju nadeszły pierwsze informacje, że inwestorem będzie zarejestrowana na holenderskich Antylach spółka United International Trust, zaraz potem -że prawdziwym inwestorem będzie kapitał z Kataru.

Minister skarbu Aleksander Grad, mimo że wcześniej to zapowiadał, do dziś nie ujawnił, kto jest właściwie inwestorem i co z nim wynegocjował. Twierdzi, że inwestor pochodzi z Kataru. Wiadomo też, że zapłacił za obie stocznie 380 mln zł, a stoczniowcy otrzymali odprawy -w sumie prawie 600 mln zł.

Liczyła się tylko cena, a nie -jak zwykle przy prywatyzacjach - także zobowiązanie do zainwestowania kapitału, zatrudnienia określonej liczby ludzi, pakiety socjalne.

30 czerwca podczas krótkiej wizyty w Katarze minister Grad i szefowie państwowej firmy gazowej PGNiG podpisali z Qatargasem 20-letni kontrakt na dostawę do Polski skroplonego gazu- 1 mln ton rocznie. Z informacji, które PGNiG musiało ujawnić jako spółka giełdowa, wynika, że cena za tonę wyniesie 550 dol. i będzie się zmieniać zależnie od ceny ropy.

Według portalu internetowego Platts poświęconego światowemu rynkowi towarów i energii Qatargas podpisał 19 czerwca umowę z konsorcjum ośmiu japońskich firm energetycznych na dostawy 6 mln ton skroplonego gazu rocznie do roku 2021. Cena też jest powiązana z cenami ropy naftowej. Przy obecnym ich poziomie wynosi około 450 dol. za tonę.

Zatem PGNiG będzie płacić co roku o 100 mln dol. więcej niż Japończycy! A ostateczny rachunek zapłacą konsumenci gazu - konkluduje "Gazeta Wyborcza".


źródło:onet.pl

Zwrot wywłaszczonej nieruchomości

Były właściciel lub jego spadkobierca mogą żądać zwrotu wywłaszczonej nieruchomości lub jej części, jeżeli stała się zbędna, na cel określony w decyzji o wywłaszczeniu.
Rzeczpospolita podkreśla, że tak jest gdy:

- pomimo upływu siedmiu lat nie rozpoczęto prac związanych z realizacją celu w niej określonego,

- pomimo upływu dziesięciu lat cel ten nie został zrealizowany.Nieruchomość nie może być użyta na cel inny niż określony w decyzji o wywłaszczeniu, chyba że poprzedni właściciel lub jego spadkobierca – mimo zawiadomienia o zamiarze użycia jej na inny cel – nie złożą wniosku o zwrot.

Jeśli cel wywłaszczenia został zrealizowany na części nieruchomości, zwrotowi podlega co do zasady pozostała część - dodaje dziennik.

Źródło: Rzeczpospolita

Zwrot wywłaszczonej nieruchomości

Były właściciel lub jego spadkobierca mogą żądać zwrotu wywłaszczonej nieruchomości lub jej części, jeżeli stała się zbędna, na cel określony w decyzji o wywłaszczeniu.
Rzeczpospolita podkreśla, że tak jest gdy:

- pomimo upływu siedmiu lat nie rozpoczęto prac związanych z realizacją celu w niej określonego,

- pomimo upływu dziesięciu lat cel ten nie został zrealizowany.Nieruchomość nie może być użyta na cel inny niż określony w decyzji o wywłaszczeniu, chyba że poprzedni właściciel lub jego spadkobierca – mimo zawiadomienia o zamiarze użycia jej na inny cel – nie złożą wniosku o zwrot.

Jeśli cel wywłaszczenia został zrealizowany na części nieruchomości, zwrotowi podlega co do zasady pozostała część - dodaje dziennik.

Źródło: Rzeczpospolita

Triumfalny powrót książeczek mieszkaniowych

Książeczki mieszkaniowe, reanimowany przez PKO BP relikt PRL, zaczynają robić furorę - ocenia "Dziennik". Po blisko 20 latach przerwy bank postanowił wykorzystać markę i zaproponował książeczki w unowocześnionej formie. W ciągu pół roku wykupiło je 160 tys. osób.

Nowe książeczki różnią się od tych z czasów PRL. Oferują oszczędzającym oprocentowanie zbliżone do lokat bankowych (od 4 do 5,3 proc. w skali roku) i są zwolnione z 19-proc. podatku Belki.

Do tego dochodzą dodatkowe profity przy przyszłym zaciąganiu kredytu hipotecznego w PKO BP: niższe prowizje i opłaty. Jak duże, zależy od tego, ile wpłacono na książeczkę. Oszczędzać trzeba minimum 12 miesięcy - pisze "Dziennik".

źródło:onet.pl

Triumfalny powrót książeczek mieszkaniowych

Książeczki mieszkaniowe, reanimowany przez PKO BP relikt PRL, zaczynają robić furorę - ocenia "Dziennik". Po blisko 20 latach przerwy bank postanowił wykorzystać markę i zaproponował książeczki w unowocześnionej formie. W ciągu pół roku wykupiło je 160 tys. osób.

Nowe książeczki różnią się od tych z czasów PRL. Oferują oszczędzającym oprocentowanie zbliżone do lokat bankowych (od 4 do 5,3 proc. w skali roku) i są zwolnione z 19-proc. podatku Belki.

Do tego dochodzą dodatkowe profity przy przyszłym zaciąganiu kredytu hipotecznego w PKO BP: niższe prowizje i opłaty. Jak duże, zależy od tego, ile wpłacono na książeczkę. Oszczędzać trzeba minimum 12 miesięcy - pisze "Dziennik".

źródło:onet.pl

Wyniki programu "Rodzina na swoim" po pierwszym półroczu 2009 r.

Z początkiem lipca br. Bank Gospodarstwa Krajowego opublikował informacje dotyczące wyników akcji kredytowej w ramach rządowego programu "Rodzina na swoim", realizowanego na podstawie ustawy z dnia 8 września 2006 r. o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania. W porównaniu z miesiącem majem, w czerwcu liczba udzielonych kredytów mieszkaniowych objętych dopłatami do oprocentowania wzrosła o około 9%, zamykając się liczbą 3.107, zaś ich łączna kwota była wyższa o 8% i osiągnęła 555.124 zł.
Wg stanu na koniec czerwca br. łącznie w ramach programu udzielone zostały 23.072 kredyty mieszkaniowe o łącznej wartości ponad 3,4 mld zł, przy czym jedynie w I półroczu 2009r. liczba i kwota udzielonych kredytów wyniosła odpowiednio 12.444 oraz 2.128 mln zł.

Zgodnie z ustawą preferencyjny kredyt mieszkaniowy przez pierwszych 8 lat spłaty jest objęty pomocą państwa, w formie dopłat pokrywających część odsetek. O kredyt mieszkaniowy objęty dopłatami do oprocentowania można ubiegać się w bankach uczestniczących w programie na podstawie umowy zawartej z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Po przystąpieniu do programu trzech nowych banków w marcu br. kredyty oferowane są obecnie przez 11 instytucji finansowych:
- Bank PKO BP SA,
- Bank Pekao SA,
- Gospodarczy Bank Wielkopolski SA,
- Bank Polskiej Spółdzielczości SA,
- Mazowiecki Bank Regionalny S.A.,
- Bank Pocztowy SA.,
- Alior Bank S.A.,
- Dombank Hipoteczny Oddział Getin Bank S.A.
- Pekao Bank Hipoteczny S.A.
- Bank BPH
- Noble Bank.
 
Rosnąca liczba podmiotów udzielających preferencyjnych kredytów mieszkaniowych zapewnia obecnie szeroką ofertę kredytów udzielanych w ramach programu, stwarzając podstawy dla realnej konkurencji pomiędzy bankami oraz zwiększając szansę wyboru kredytu optymalnego z punktu widzenia potrzeb kredytobiorcy.
Ministerstwo Infrastruktury wyjaśnia przy tej okazji, że wymiar kwoty pomocy w formie dopłat do oprocentowania jest zdefiniowany w ustawie i nie zależy od rzeczywistego poziomu oprocentowania kredytu. Wysokość dopłat do oprocentowania wynosi 50% tzw. stopy referencyjnej, przez którą rozumie się stopę WIBOR 3M powiększoną o 2 punkty procentowe. Oprocentowanie kredytu mieszkaniowego (w tym tzw. marża), jak również inne parametry produktu bankowego wpływające na jego atrakcyjność mogą być jednak w ofercie poszczególnych banków bardzo zróżnicowane. Z punktu widzenia kredytobiorcy wysokość oprocentowania kredytów oferowanych w ramach programu przez poszczególne banki niewątpliwie stanowić więc powinna ważne kryterium wyboru dostępnych na rynku ofert - w zależności od poziomu oprocentowania kredytu mieszkaniowego udzielonego przez dany bank udział dopłat w należnym oprocentowaniu może się bowiem różnić, wynosząc np. 40%, 45%, 50% czy 55% należnych odsetek. Konsekwencją dla klienta będzie oczywiście różna wysokość comiesięcznej raty.

Ministerstwo Infranstuktury

jn

Wyniki programu "Rodzina na swoim" po pierwszym półroczu 2009 r.

Z początkiem lipca br. Bank Gospodarstwa Krajowego opublikował informacje dotyczące wyników akcji kredytowej w ramach rządowego programu "Rodzina na swoim", realizowanego na podstawie ustawy z dnia 8 września 2006 r. o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania. W porównaniu z miesiącem majem, w czerwcu liczba udzielonych kredytów mieszkaniowych objętych dopłatami do oprocentowania wzrosła o około 9%, zamykając się liczbą 3.107, zaś ich łączna kwota była wyższa o 8% i osiągnęła 555.124 zł.
Wg stanu na koniec czerwca br. łącznie w ramach programu udzielone zostały 23.072 kredyty mieszkaniowe o łącznej wartości ponad 3,4 mld zł, przy czym jedynie w I półroczu 2009r. liczba i kwota udzielonych kredytów wyniosła odpowiednio 12.444 oraz 2.128 mln zł.

Zgodnie z ustawą preferencyjny kredyt mieszkaniowy przez pierwszych 8 lat spłaty jest objęty pomocą państwa, w formie dopłat pokrywających część odsetek. O kredyt mieszkaniowy objęty dopłatami do oprocentowania można ubiegać się w bankach uczestniczących w programie na podstawie umowy zawartej z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Po przystąpieniu do programu trzech nowych banków w marcu br. kredyty oferowane są obecnie przez 11 instytucji finansowych:
- Bank PKO BP SA,
- Bank Pekao SA,
- Gospodarczy Bank Wielkopolski SA,
- Bank Polskiej Spółdzielczości SA,
- Mazowiecki Bank Regionalny S.A.,
- Bank Pocztowy SA.,
- Alior Bank S.A.,
- Dombank Hipoteczny Oddział Getin Bank S.A.
- Pekao Bank Hipoteczny S.A.
- Bank BPH
- Noble Bank.
 
Rosnąca liczba podmiotów udzielających preferencyjnych kredytów mieszkaniowych zapewnia obecnie szeroką ofertę kredytów udzielanych w ramach programu, stwarzając podstawy dla realnej konkurencji pomiędzy bankami oraz zwiększając szansę wyboru kredytu optymalnego z punktu widzenia potrzeb kredytobiorcy.
Ministerstwo Infrastruktury wyjaśnia przy tej okazji, że wymiar kwoty pomocy w formie dopłat do oprocentowania jest zdefiniowany w ustawie i nie zależy od rzeczywistego poziomu oprocentowania kredytu. Wysokość dopłat do oprocentowania wynosi 50% tzw. stopy referencyjnej, przez którą rozumie się stopę WIBOR 3M powiększoną o 2 punkty procentowe. Oprocentowanie kredytu mieszkaniowego (w tym tzw. marża), jak również inne parametry produktu bankowego wpływające na jego atrakcyjność mogą być jednak w ofercie poszczególnych banków bardzo zróżnicowane. Z punktu widzenia kredytobiorcy wysokość oprocentowania kredytów oferowanych w ramach programu przez poszczególne banki niewątpliwie stanowić więc powinna ważne kryterium wyboru dostępnych na rynku ofert - w zależności od poziomu oprocentowania kredytu mieszkaniowego udzielonego przez dany bank udział dopłat w należnym oprocentowaniu może się bowiem różnić, wynosząc np. 40%, 45%, 50% czy 55% należnych odsetek. Konsekwencją dla klienta będzie oczywiście różna wysokość comiesięcznej raty.

Ministerstwo Infranstuktury

jn

A co ze starszymi ludźmi?

Pierwsze własne mieszkanie lub dom jest marzeniem wielu ludzi. Zwłaszcza tych młodych, wkraczających w prawdziwe dorosłe życie. Stworzenie własnego gniazdka okazuje się jednak w znacznej części przypadków dość trudne. Ale nie tylko młode osoby mają problem z zaspokojeniem potrzeb mieszkaniowych. Kiedy powiększa się rodzina, często trzeba pomyśleć o zmianie mieszkanie na większe. Niełatwo mają też osoby starsze – zdarzają się przypadki, kiedy jedna osoba mieszka w 100-metrowym lokalu w kamienicy i od wielu miesięcy, a nawet lat, próbuje zamienić je na mniejsze lokum. Z kolei wysokie opłaty mieszkaniowe zabierają wielu osobom znaczną część i tak niskiej emerytury. Dziś mamy program „Rodzina na swoim”, który jest skierowany głównie do ludzi młodych. A co ze starszymi osobami? Czy o nich się pamięta?
Każde z nich ma określone potrzeby względem mieszkania, ale także ograniczone możliwości finansowe.

Młode gospodarstwa domowe nie posiadają zbyt wielu środków finansowych. Dopiero rozpoczynają karierę zawodową i zdobywają doświadczenie, które będzie procentowało w późniejszym okresie. Jednocześnie wraz z wejściem w samodzielne życie ich potrzeby są duże. To, w jaki sposób rozpoczną ten etap nie pozostanie bez wpływu na ich ogólną jakość życia i rozwój, a więc i na późniejsze okresy wspólnego życia. Tak więc wszelka pomoc w postaci wsparcia rodziny, finansowania zakupu mieszkania/domu ze strony instytucji finansowych czy pomocy państwa jest mile widziana. W tym miejscu warto podkreślić rozwój w zakresie udzielania długoterminowych kredytów (zwracam tu uwagę na przeobrażenie systemu bankowego w ciągu ostatnich dwudziestu lat) oraz na dopłaty do części oprocentowania kredytu w pierwszych ośmiu latach jego spłaty.

Bardziej dojrzałe już gospodarstwa często borykają się z brakiem miejsca. Poszukują więc większego mieszkania lub decydują się na budowę choćby niewielkiego domku. Jeśli są właścicielami choćby niewielkiego mieszkania, to mogą je sprzedać i uzyskane w ten sposób środki przeznaczyć na zakup nowego lokum (ewentualnie wziąć kredyt na pozostałą część) albo przeznaczyć je na wynajem i  z czynszu pokryć choćby część raty kredytowej.

W przypadku bardzo dojrzałych gospodarstw domowych zdarza się czasem, że po opuszczeniu przez dzieci rodzinnego domu, nagle robi się w nim za dużo miejsca. Dodatkowym argumentem do zmiany mieszkania na mniejsze są mniejsze koszty jego utrzymania. Taką decyzję podejmują też osoby samotne, którym w zupełności wystarcza kawalerka. Ten problem z reguły dotyczy osób starszych. Jeśli wymagają one opieki, a bliskie osoby nie mogą im jej dostarczyć, to w wielu przypadkach rozwiązaniem pozostaje zamieszkanie w domach opieki. Wielu takie miejsca kojarzą się jednak negatywnie. U zachodnich sąsiadów funkcjonują tzw. osiedla seniorów. Można je porównać do  małych miasteczek, bo właściwie wszystko znajduje się w jednym miejscu. Zapewniona jest nie tylko wysoka jakość opieki, ale także kontakt z rówieśnikami. Życie w takiej wspólnocie może dać osobom w podeszłym wieku wiele radości. Chociaż pojawiają się także negatywne opinie o takich inwestycjach (używane są nawet tak mocne słowa jak „getto”, czy  „więzienie”). Wszystko zależy jednak od sposobu funkcjonowania placówki i zarządzania tego typu miejscami.

W Polsce dopiero zaczyna się zwracać uwagę na potrzeby ludzi starszych. Jeszcze co prawda nie powstało żadne „osiedle seniorów”, ale już myśli się o takich inwestycjach. Rozmawia się także o popularnym, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, produkcie dla osób starszych – odwróconej hipotece. Polega ona na wypłacie comiesięcznej renty w zamian za zrzeczenie się po śmierci praw do mieszkania czy domu. Taka propozycja pozwala na powiększenie domowego budżetu i może być dobra dla osób, które nie mają zamiaru ustanowić spadkobierców swej nieruchomości. Takie rozwiązania funkcjonują na przykład w USA czy Europie Zachodniej. U nas dopiero zaczyna się dostrzegać potrzeby ludzi starszych. Wprowadzenie takich inicjatyw będzie wymagało przede wszystkim uwzględnienia mentalności Polaków. Nowości nie są zbyt dobrze przyjmowane przez osoby starsze. Konieczne więc będzie zwrócenie szczególnej uwagi na pełną i rzetelną informację o produkcie i wyczerpujące wyjaśnienie wszelkich wątpliwości.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

A co ze starszymi ludźmi?

Pierwsze własne mieszkanie lub dom jest marzeniem wielu ludzi. Zwłaszcza tych młodych, wkraczających w prawdziwe dorosłe życie. Stworzenie własnego gniazdka okazuje się jednak w znacznej części przypadków dość trudne. Ale nie tylko młode osoby mają problem z zaspokojeniem potrzeb mieszkaniowych. Kiedy powiększa się rodzina, często trzeba pomyśleć o zmianie mieszkanie na większe. Niełatwo mają też osoby starsze – zdarzają się przypadki, kiedy jedna osoba mieszka w 100-metrowym lokalu w kamienicy i od wielu miesięcy, a nawet lat, próbuje zamienić je na mniejsze lokum. Z kolei wysokie opłaty mieszkaniowe zabierają wielu osobom znaczną część i tak niskiej emerytury. Dziś mamy program „Rodzina na swoim”, który jest skierowany głównie do ludzi młodych. A co ze starszymi osobami? Czy o nich się pamięta?
Każde z nich ma określone potrzeby względem mieszkania, ale także ograniczone możliwości finansowe.

Młode gospodarstwa domowe nie posiadają zbyt wielu środków finansowych. Dopiero rozpoczynają karierę zawodową i zdobywają doświadczenie, które będzie procentowało w późniejszym okresie. Jednocześnie wraz z wejściem w samodzielne życie ich potrzeby są duże. To, w jaki sposób rozpoczną ten etap nie pozostanie bez wpływu na ich ogólną jakość życia i rozwój, a więc i na późniejsze okresy wspólnego życia. Tak więc wszelka pomoc w postaci wsparcia rodziny, finansowania zakupu mieszkania/domu ze strony instytucji finansowych czy pomocy państwa jest mile widziana. W tym miejscu warto podkreślić rozwój w zakresie udzielania długoterminowych kredytów (zwracam tu uwagę na przeobrażenie systemu bankowego w ciągu ostatnich dwudziestu lat) oraz na dopłaty do części oprocentowania kredytu w pierwszych ośmiu latach jego spłaty.

Bardziej dojrzałe już gospodarstwa często borykają się z brakiem miejsca. Poszukują więc większego mieszkania lub decydują się na budowę choćby niewielkiego domku. Jeśli są właścicielami choćby niewielkiego mieszkania, to mogą je sprzedać i uzyskane w ten sposób środki przeznaczyć na zakup nowego lokum (ewentualnie wziąć kredyt na pozostałą część) albo przeznaczyć je na wynajem i  z czynszu pokryć choćby część raty kredytowej.

W przypadku bardzo dojrzałych gospodarstw domowych zdarza się czasem, że po opuszczeniu przez dzieci rodzinnego domu, nagle robi się w nim za dużo miejsca. Dodatkowym argumentem do zmiany mieszkania na mniejsze są mniejsze koszty jego utrzymania. Taką decyzję podejmują też osoby samotne, którym w zupełności wystarcza kawalerka. Ten problem z reguły dotyczy osób starszych. Jeśli wymagają one opieki, a bliskie osoby nie mogą im jej dostarczyć, to w wielu przypadkach rozwiązaniem pozostaje zamieszkanie w domach opieki. Wielu takie miejsca kojarzą się jednak negatywnie. U zachodnich sąsiadów funkcjonują tzw. osiedla seniorów. Można je porównać do  małych miasteczek, bo właściwie wszystko znajduje się w jednym miejscu. Zapewniona jest nie tylko wysoka jakość opieki, ale także kontakt z rówieśnikami. Życie w takiej wspólnocie może dać osobom w podeszłym wieku wiele radości. Chociaż pojawiają się także negatywne opinie o takich inwestycjach (używane są nawet tak mocne słowa jak „getto”, czy  „więzienie”). Wszystko zależy jednak od sposobu funkcjonowania placówki i zarządzania tego typu miejscami.

W Polsce dopiero zaczyna się zwracać uwagę na potrzeby ludzi starszych. Jeszcze co prawda nie powstało żadne „osiedle seniorów”, ale już myśli się o takich inwestycjach. Rozmawia się także o popularnym, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, produkcie dla osób starszych – odwróconej hipotece. Polega ona na wypłacie comiesięcznej renty w zamian za zrzeczenie się po śmierci praw do mieszkania czy domu. Taka propozycja pozwala na powiększenie domowego budżetu i może być dobra dla osób, które nie mają zamiaru ustanowić spadkobierców swej nieruchomości. Takie rozwiązania funkcjonują na przykład w USA czy Europie Zachodniej. U nas dopiero zaczyna się dostrzegać potrzeby ludzi starszych. Wprowadzenie takich inicjatyw będzie wymagało przede wszystkim uwzględnienia mentalności Polaków. Nowości nie są zbyt dobrze przyjmowane przez osoby starsze. Konieczne więc będzie zwrócenie szczególnej uwagi na pełną i rzetelną informację o produkcie i wyczerpujące wyjaśnienie wszelkich wątpliwości.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

USA porozumiały się z Rosją ws. lokalizacji tarczy

"Nasz Dziennik": w zasadzie jest już przesądzone, że w Czechach i w Polsce nie powstanie amerykański system rakiet przechwytujących.

Trwają jeszcze narady na szczeblu politycznym i eksperckim, jednak Stany Zjednoczone biorą pod uwagę dwie główne lokalizacje: w bezpośrednim sąsiedztwie Iranu lub w południowej części Europy. Już latem, nie zaś jak wcześniej zapowiadano do końca roku, Amerykanie zakończą przegląd dokumentów dotyczących projektu.

Jeszcze w tym miesiącu ma dojść do spotkania ekspertów amerykańskiego i rosyjskiego wywiadu, którzy omówią kwestię zagrożenia ze strony Iranu oraz porównają zgromadzone przez siebie dane. Polscy analitycy obawiają się, aby Rosja nie odczytała decyzji Amerykanów jako zielonego światła dla stworzenia w tej części Europy strefy buforowej między Wschodem a Zachodem - podkreśla "Nasz Dziennik" .

źródło:onet.pl

USA porozumiały się z Rosją ws. lokalizacji tarczy

"Nasz Dziennik": w zasadzie jest już przesądzone, że w Czechach i w Polsce nie powstanie amerykański system rakiet przechwytujących.

Trwają jeszcze narady na szczeblu politycznym i eksperckim, jednak Stany Zjednoczone biorą pod uwagę dwie główne lokalizacje: w bezpośrednim sąsiedztwie Iranu lub w południowej części Europy. Już latem, nie zaś jak wcześniej zapowiadano do końca roku, Amerykanie zakończą przegląd dokumentów dotyczących projektu.

Jeszcze w tym miesiącu ma dojść do spotkania ekspertów amerykańskiego i rosyjskiego wywiadu, którzy omówią kwestię zagrożenia ze strony Iranu oraz porównają zgromadzone przez siebie dane. Polscy analitycy obawiają się, aby Rosja nie odczytała decyzji Amerykanów jako zielonego światła dla stworzenia w tej części Europy strefy buforowej między Wschodem a Zachodem - podkreśla "Nasz Dziennik" .

źródło:onet.pl

Branżę budowlaną ratuje państwowa kasa

Kolejny miesiąc firmy budowlane zatrudniające powyżej dziewięciu osób nie wykorzystują w pełni mocy produkcyjnych - wynika z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego. To efekt kryzysu, bo przedsiębiorstwa wstrzymały dużą część projektów inwestycyjnych.

Fatalny obraz w przemyśle budowlano-montażowym obrazuje ujemna dynamika wzrostu tego wskaźnika. W maju - to ostatni miesiąc objęty statystyką - po raz pierwszy od 2008 roku produkcja materiałów budowlanych i maszyn zmalała w stosunku do poprzedniego miesiąca o 1,8 proc.

Mimo tych fatalnych danych miesięczna wartość robót budowlano-montażowych w kraju to nadal około 4 mld zł. Lwią ich część zleca i finansuje Skarb Państwa bezpośrednio lub poprzez spółki, w których ma udziały. Jak policzyła GP, wartość zrealizowanych inwestycji w najważniejszych sektorach gospodarki wyniosła do połowy roku ok. 12 mld zł. W opinii rozmówców GP tak gigantyczny zastrzyk finansowy pozwala firmom przetrwać kryzys.

Ale co to za życie. Liczby robią nawet wrażenie, ale w rzeczywistości to jedynie kroplówka umożliwiająca budowlańcom jako tako przeżyć, gdy tymczasem wydatki na inwestycje infrastrukturalne miały być o kilka miliardów większe - mówi Adrian Furgalski, analityk zajmujący się problematyką infrastrukturalną.

Tomasz Kaczor, analityk banku BGK, wpływ zamówień publicznych na kondycję branży budowlanej ocenia bardzo pozytywnie. - To dla jej infrastrukturalnej części ożywczy strumień. Dla porównania, branża deweloperska, która w zasadzie nie korzysta z pieniędzy budżetowych, przechodzi obecnie znacznie gorsze doświadczenia. Niewykluczone, że w II połowie 2009 r. dojdzie tam do tworzenia się zatorów płatniczych. Na razie udaje się tego uniknąć - mówi Tomasz Kaczor.

Maciej Szczepaniuk

źródło: interia.pl

Branżę budowlaną ratuje państwowa kasa

Kolejny miesiąc firmy budowlane zatrudniające powyżej dziewięciu osób nie wykorzystują w pełni mocy produkcyjnych - wynika z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego. To efekt kryzysu, bo przedsiębiorstwa wstrzymały dużą część projektów inwestycyjnych.

Fatalny obraz w przemyśle budowlano-montażowym obrazuje ujemna dynamika wzrostu tego wskaźnika. W maju - to ostatni miesiąc objęty statystyką - po raz pierwszy od 2008 roku produkcja materiałów budowlanych i maszyn zmalała w stosunku do poprzedniego miesiąca o 1,8 proc.

Mimo tych fatalnych danych miesięczna wartość robót budowlano-montażowych w kraju to nadal około 4 mld zł. Lwią ich część zleca i finansuje Skarb Państwa bezpośrednio lub poprzez spółki, w których ma udziały. Jak policzyła GP, wartość zrealizowanych inwestycji w najważniejszych sektorach gospodarki wyniosła do połowy roku ok. 12 mld zł. W opinii rozmówców GP tak gigantyczny zastrzyk finansowy pozwala firmom przetrwać kryzys.

Ale co to za życie. Liczby robią nawet wrażenie, ale w rzeczywistości to jedynie kroplówka umożliwiająca budowlańcom jako tako przeżyć, gdy tymczasem wydatki na inwestycje infrastrukturalne miały być o kilka miliardów większe - mówi Adrian Furgalski, analityk zajmujący się problematyką infrastrukturalną.

Tomasz Kaczor, analityk banku BGK, wpływ zamówień publicznych na kondycję branży budowlanej ocenia bardzo pozytywnie. - To dla jej infrastrukturalnej części ożywczy strumień. Dla porównania, branża deweloperska, która w zasadzie nie korzysta z pieniędzy budżetowych, przechodzi obecnie znacznie gorsze doświadczenia. Niewykluczone, że w II połowie 2009 r. dojdzie tam do tworzenia się zatorów płatniczych. Na razie udaje się tego uniknąć - mówi Tomasz Kaczor.

Maciej Szczepaniuk

źródło: interia.pl

Konsorcjum z Mostostalem Zabrze zmodernizuje Stadion Śląski

Konsorcjum ma zrealizować zadaszenie widowni oraz niezbędną infrastrukturę techniczną stadionu. Konsorcjum z Mostostalem Zabrze złożyło najtańszą ofertę, a cena była jedynym kryterium oceny ofert. Kolejne oferty - złożone przez Budimex-Dromex i Polimex-Mostostal - były droższe odpowiednio o ok. 9 i 13 mln zł.

Konsorcjum ma zrealizować zadaszenie widowni oraz niezbędną infrastrukturę techniczną stadionu. Konsorcjum z Mostostalem Zabrze złożyło najtańszą ofertę, a cena była jedynym kryterium oceny ofert. Kolejne oferty - złożone przez Budimex-Dromex i Polimex-Mostostal - były droższe odpowiednio o ok. 9 i 13 mln zł.

Konsorcjum z Mostostalem Zabrze zmodernizuje Stadion Śląski

Konsorcjum ma zrealizować zadaszenie widowni oraz niezbędną infrastrukturę techniczną stadionu. Konsorcjum z Mostostalem Zabrze złożyło najtańszą ofertę, a cena była jedynym kryterium oceny ofert. Kolejne oferty - złożone przez Budimex-Dromex i Polimex-Mostostal - były droższe odpowiednio o ok. 9 i 13 mln zł.

Konsorcjum ma zrealizować zadaszenie widowni oraz niezbędną infrastrukturę techniczną stadionu. Konsorcjum z Mostostalem Zabrze złożyło najtańszą ofertę, a cena była jedynym kryterium oceny ofert. Kolejne oferty - złożone przez Budimex-Dromex i Polimex-Mostostal - były droższe odpowiednio o ok. 9 i 13 mln zł.

Warszawa: Nowe zasady najmu

Stołeczni radni uchwalili nowe zasady najmu lokali komunalnych. Na ich wynajem na preferencyjnych zasadach będą mogły liczyć m.in. osoby mieszkające w budynkach zwróconych byłym właścicielom, emeryci i rodziny wielodzietne.

Zmieni się sposób wyliczenia maksymalnego dochodu uprawniającego do starania się o najem lokalu komunalnego. Obowiązujące dotychczas kryterium dochodowe wynosiło 100 proc. minimalnego wynagrodzenia dla gospodarstw wieloosobowych (1276 zł brutto) i 150 proc. tej kwoty dla gospodarstw jednoosobowych (1914 zł brutto).

W myśl nowej uchwały wskaźnik ten będzie wyliczany w stosunku do najniższej emerytury. Dla wieloosobowego gospodarstwa rodzinnego wyniesie on 160 proc. tej kwoty (ok. 1380 zł brutto), a dla gospodarstw jednoosobowych - 220 proc. (ok. 1850 zł brutto).

Wartość minimum dochodowego zwiększona została o 30 proc. m.in. dla osób z budynków zwróconych dawnym właścicielom; dla osób, których wyłącznym źródłem dochodu w gospodarstwie domowym jest emerytura; niepełnosprawnych, wymagających stałej opieki i prowadzących jednoosobowe gospodarstwo domowe; rodzin wielodzietnych, a także osób objętych programem wychodzenia z bezdomności.

O 60 proc. wyższe minimum dochodowe przysługiwać będzie osobom z budynków odzyskanych przez byłych właścicieli, jeśli jedynym źródłem ich dochodu jest emerytura albo świadczenie z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i samodzielnej egzystencji. Takim samym kryterium dochodowym objęte będą lokale przyznawane pracownikom szkół oraz osobom, które będą chciały uregulować status mieszkania po śmierci lub opuszczeniu go przez najemcę.

Jak powiedziała z-ca dyrektora Biura Polityki Lokalowej stołecznego Ratusza Katarzyna Łęgiewicz, uchwała pomoże rozwiązać problemy większej liczbie osób mieszkających w budynkach zwracanych właścicielom, a odebranych na mocy dekretu Bieruta z 1945 r. Niektórzy właściciele takich lokali znacznie podnoszą czynsz, przez co niezamożni lokatorzy popadają w długi. Skutkiem tego najczęściej jest wypowiedzenie umowy najmu za zaległości czynszowe oraz sądowy wyrok eksmisji.

Zamieszkujący w takich budynkach będą mieli pierwszeństwo w uzyskaniu lokalu komunalnego, jeśli czynsz ustalony przez właściciela będzie rażąco wysoki w porównaniu z ich dochodami. W sytuacji trzyletniego wypowiedzenia umowy najmu (przysługującego właścicielowi, jeśli on lub członek jego najbliższej rodziny chce w odzyskanym lokalu zamieszkać) oraz wypowiedzenia z powodu zaległości czynszowych, zwolnieni będą też z kryterium metrażowego, które ustalone zostało na 6 m kw. na osobę.

Osoby, którym wypowiedziano umowę najmu z powodu zadłużenia czynszowego, będą miały możliwość ponownego jej zawarcia po spłacie zadłużenia bądź po podpisaniu i będącego w trakcie realizacji porozumienia dotyczącego jego spłaty. Możliwe to będzie jednak tylko raz przez cały okres korzystania z lokalu komunalnego.

W trakcie czwartkowych obrad radnych na sali licznie zjawili się lokatorzy mieszkań komunalnych, protestujący przeciwko nowym zasadom najmu. Przynieśli ze sobą m.in. balony, do których przyczepione były kartki z nazwiskami radnych, którzy w październiku ub.r. głosowali za podwyżką czynszu w lokalach komunalnych. Napełnione helem balony mieszkańcy wypuścili, w efekcie wciąż wiszą one pod sufitem sali, w której trwa sesja.

W czwartek radni zdecydowali także, że miasto będzie miało możliwość najmu lokali mieszkalnych od innych właścicieli w celu ich dalszego podnajęcia. Podnajemcy będą zobowiązani do opłacania czynszu w wysokości takiej, jak najemcy mieszkań komunalnych. Procedura ta ma być stosowana jedynie w sytuacjach doraźnych i wobec osób oczekujących na lokal socjalny albo na lokale zamienne na czas remontu ich dotychczasowych mieszkań. Umowa taka będzie podpisywana na trzy lata.

Stolica ma około 96 tys. lokali mieszkalnych, w tym ok. 3 tys. lokali socjalnych, przyznawanych osobom o najniższych dochodach (w przyjętej w czwartek uchwale minimum dochodowe dla tych lokali ustalone zostało na 911,29 zł brutto na osobę dla gospodarstw wieloosobowych i 1146 zł dla gospodarstw jednoosobowych).

Według przyjętego przez Radę Warszawy w październiku ub.r. wieloletniego programu gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta, do 2012 r. zmniejszy się on o 12 proc., ale liczba lokali socjalnych zwiększy się blisko dwukrotnie.

Uchwała dotycząca ogólnych zasad najmu lokali komunalnych wchodzi w życie 14 dni od daty ogłoszenia w Dzienniku Urzędowym woj. mazowieckiego, a uchwała o podnajmie lokali od innych właścicieli - w ciągu 60 dni.

W październiku 2008 r. Rada Warszawy zdecydowała także, że podstawowa stawka czynszu w mieszkaniach komunalnych w stolicy będzie od stycznia br. wynosić 6 zł za metr kwadratowy, a nie, jak uprzednio - ok. 2 zł. Wysokość czynszu może zostać obniżona m.in. ze względu na niski standard lokalu - brak kanalizacji, czy bieżącej wody. Najemca może też starać się o dodatek mieszkaniowy. Jednocześnie radni wprowadzili wówczas ulgi dla najemców o niskich dochodach sięgające nawet 60 proc.

Najwięcej mieszkań komunalnych znajduje się w centralnych dzielnicach miasta - w Śródmieściu, na Woli, Mokotowie, Pradze Północ i Pradze Południe. Większość budynków, w których się mieszczą, wybudowana została przed II wojną światową. Większość z nich wymaga poprawy stanu sanitarnego i kapitalnego remontu. Według danych za 2007 r., z opłatami czynszowymi dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich. Na koniec 2007 r. łączne zadłużenie wszystkich mieszkań komunalnych w stolicy sięgało prawie 158 mln zł.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Warszawa: Nowe zasady najmu

Stołeczni radni uchwalili nowe zasady najmu lokali komunalnych. Na ich wynajem na preferencyjnych zasadach będą mogły liczyć m.in. osoby mieszkające w budynkach zwróconych byłym właścicielom, emeryci i rodziny wielodzietne.

Zmieni się sposób wyliczenia maksymalnego dochodu uprawniającego do starania się o najem lokalu komunalnego. Obowiązujące dotychczas kryterium dochodowe wynosiło 100 proc. minimalnego wynagrodzenia dla gospodarstw wieloosobowych (1276 zł brutto) i 150 proc. tej kwoty dla gospodarstw jednoosobowych (1914 zł brutto).

W myśl nowej uchwały wskaźnik ten będzie wyliczany w stosunku do najniższej emerytury. Dla wieloosobowego gospodarstwa rodzinnego wyniesie on 160 proc. tej kwoty (ok. 1380 zł brutto), a dla gospodarstw jednoosobowych - 220 proc. (ok. 1850 zł brutto).

Wartość minimum dochodowego zwiększona została o 30 proc. m.in. dla osób z budynków zwróconych dawnym właścicielom; dla osób, których wyłącznym źródłem dochodu w gospodarstwie domowym jest emerytura; niepełnosprawnych, wymagających stałej opieki i prowadzących jednoosobowe gospodarstwo domowe; rodzin wielodzietnych, a także osób objętych programem wychodzenia z bezdomności.

O 60 proc. wyższe minimum dochodowe przysługiwać będzie osobom z budynków odzyskanych przez byłych właścicieli, jeśli jedynym źródłem ich dochodu jest emerytura albo świadczenie z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i samodzielnej egzystencji. Takim samym kryterium dochodowym objęte będą lokale przyznawane pracownikom szkół oraz osobom, które będą chciały uregulować status mieszkania po śmierci lub opuszczeniu go przez najemcę.

Jak powiedziała z-ca dyrektora Biura Polityki Lokalowej stołecznego Ratusza Katarzyna Łęgiewicz, uchwała pomoże rozwiązać problemy większej liczbie osób mieszkających w budynkach zwracanych właścicielom, a odebranych na mocy dekretu Bieruta z 1945 r. Niektórzy właściciele takich lokali znacznie podnoszą czynsz, przez co niezamożni lokatorzy popadają w długi. Skutkiem tego najczęściej jest wypowiedzenie umowy najmu za zaległości czynszowe oraz sądowy wyrok eksmisji.

Zamieszkujący w takich budynkach będą mieli pierwszeństwo w uzyskaniu lokalu komunalnego, jeśli czynsz ustalony przez właściciela będzie rażąco wysoki w porównaniu z ich dochodami. W sytuacji trzyletniego wypowiedzenia umowy najmu (przysługującego właścicielowi, jeśli on lub członek jego najbliższej rodziny chce w odzyskanym lokalu zamieszkać) oraz wypowiedzenia z powodu zaległości czynszowych, zwolnieni będą też z kryterium metrażowego, które ustalone zostało na 6 m kw. na osobę.

Osoby, którym wypowiedziano umowę najmu z powodu zadłużenia czynszowego, będą miały możliwość ponownego jej zawarcia po spłacie zadłużenia bądź po podpisaniu i będącego w trakcie realizacji porozumienia dotyczącego jego spłaty. Możliwe to będzie jednak tylko raz przez cały okres korzystania z lokalu komunalnego.

W trakcie czwartkowych obrad radnych na sali licznie zjawili się lokatorzy mieszkań komunalnych, protestujący przeciwko nowym zasadom najmu. Przynieśli ze sobą m.in. balony, do których przyczepione były kartki z nazwiskami radnych, którzy w październiku ub.r. głosowali za podwyżką czynszu w lokalach komunalnych. Napełnione helem balony mieszkańcy wypuścili, w efekcie wciąż wiszą one pod sufitem sali, w której trwa sesja.

W czwartek radni zdecydowali także, że miasto będzie miało możliwość najmu lokali mieszkalnych od innych właścicieli w celu ich dalszego podnajęcia. Podnajemcy będą zobowiązani do opłacania czynszu w wysokości takiej, jak najemcy mieszkań komunalnych. Procedura ta ma być stosowana jedynie w sytuacjach doraźnych i wobec osób oczekujących na lokal socjalny albo na lokale zamienne na czas remontu ich dotychczasowych mieszkań. Umowa taka będzie podpisywana na trzy lata.

Stolica ma około 96 tys. lokali mieszkalnych, w tym ok. 3 tys. lokali socjalnych, przyznawanych osobom o najniższych dochodach (w przyjętej w czwartek uchwale minimum dochodowe dla tych lokali ustalone zostało na 911,29 zł brutto na osobę dla gospodarstw wieloosobowych i 1146 zł dla gospodarstw jednoosobowych).

Według przyjętego przez Radę Warszawy w październiku ub.r. wieloletniego programu gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta, do 2012 r. zmniejszy się on o 12 proc., ale liczba lokali socjalnych zwiększy się blisko dwukrotnie.

Uchwała dotycząca ogólnych zasad najmu lokali komunalnych wchodzi w życie 14 dni od daty ogłoszenia w Dzienniku Urzędowym woj. mazowieckiego, a uchwała o podnajmie lokali od innych właścicieli - w ciągu 60 dni.

W październiku 2008 r. Rada Warszawy zdecydowała także, że podstawowa stawka czynszu w mieszkaniach komunalnych w stolicy będzie od stycznia br. wynosić 6 zł za metr kwadratowy, a nie, jak uprzednio - ok. 2 zł. Wysokość czynszu może zostać obniżona m.in. ze względu na niski standard lokalu - brak kanalizacji, czy bieżącej wody. Najemca może też starać się o dodatek mieszkaniowy. Jednocześnie radni wprowadzili wówczas ulgi dla najemców o niskich dochodach sięgające nawet 60 proc.

Najwięcej mieszkań komunalnych znajduje się w centralnych dzielnicach miasta - w Śródmieściu, na Woli, Mokotowie, Pradze Północ i Pradze Południe. Większość budynków, w których się mieszczą, wybudowana została przed II wojną światową. Większość z nich wymaga poprawy stanu sanitarnego i kapitalnego remontu. Według danych za 2007 r., z opłatami czynszowymi dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich. Na koniec 2007 r. łączne zadłużenie wszystkich mieszkań komunalnych w stolicy sięgało prawie 158 mln zł.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Duży problem ubezpieczycieli

Jeśli zła sytuacja gospodarcza potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ubezpieczyciele kredytu kupieckiego będą mieli duże problemy. Obecny kryzys uderzył szybciej i mocniej niż poprzednie i towarzystwa nie zdążyły się do niego przygotować.

Należy mieć nadzieję, że obecny kryzys szybko się skończy, bo jeśli potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ubezpieczyciele kredytu kupieckiego mogą mieć problemy - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz, menedżer nadzorujący ocenę ryzyka w Atradius.

Dwuletnie recesje

Na szczęście historyczne dane pozwalają na pewien optymizm.

- Pokazują one, że kryzysy kredytowe raczej nie trwają dłużej niż dwa lata, więc fala powinna wkrótce zacząć opadać - mówi Yves Złotowski, główny ekonomista Coface.

Dodaje, że końca recesji jego firma spodziewa się pod koniec lata tego roku. Jednak jeszcze na cały 2009 rok. Coface prognozuje aż 2,5-proc. spadek światowej gospodarki. W porównaniu z 2007 rokiem będzie to oznaczało spadek o 6,6 pkt, czyli rekordowo duży. Dopiero 2010 rok ma przynieść 1,7-proc. wzrost.

Ale jeszcze istotniejszym wskaźnikiem jest indeks zaległości płatniczych, wyrażający stosunek wartości opóźnionych należności zgłoszonych do Coface do wartości całego ubezpieczonego obrotu. W ostatnich latach oscylował on między 90 a 100 pkt, żeby w 2008 roku poszybować do poziomu 170 pkt nienotowanego w ostatnich niemal 40 latach. A statystyki ze stycznia tego roku były jeszcze gorsze: 192 pkt.

Krótki czas na przygotowanie

To największy problem ubezpieczycieli kredytu. Na przykład Coface w normalnych warunkach w skali globalnej wypłaca około 60 mln euro roszczeń miesięcznie, a teraz jest to około 200 mln euro. Takie wysokie wypłaty to problem, bo nie zdołali się przygotować do kryzysu tak jak w poprzednich latach. Zwykle, widząc oznaki kryzysu, ubezpieczyciele mogą zaostrzać procedury oceny ryzyka, zmniejszać swoje limity odpowiedzialności, podwyższać ceny, wprowadzać większe udziały własne dla najbardziej zagrożonych branż czy firm.

- Tym razem ta faza ostrzegawcza była wyjątkowo krótka, a pogorszenie sytuacji gospodarczej wyjątkowo dynamiczne i mało było czasu na przygotowanie się do kryzysu - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz.

Ocenia, że w latach 2005-2007 oraz w I połowie 2008 r. mieliśmy dobry czas dla gospodarek i ubezpieczycieli kredytu kupieckiego w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, a już w II połowie 2008 r. kryzys dotknął również tę część kontynentu.

- Zwykle okres, w którym pojawiają się sygnały zbliżającego się spowolnienia, wynosi więcej niż trzy, sześć miesięcy - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz.

Dodaje, że jeszcze większym problemem jest to, że to najgłębszy kryzys od wielu lat.

Trudno o umowę

W tym trudnym czasie ubezpieczyciele kredytu kupieckiego nie chcą odnawiać umów na dotychczasowych warunkach dla niektórych grup klientów i zawierać nowych umów z przedstawicielami branż, które najmocniej odczuwają skutki spowolnienia oraz spadku popytu na ich towary.

- Gdy ryzyko rośnie, wraz z nim zmieniają się warunki ubezpieczeń. Taki jest model biznesowy ubezpieczeń - mówi Maciej Drowanowski, dyrektor zarządzający Coface Poland.

Dodaje, że oferta staje się mniej dostępna dla firm o słabszej kondycji finansowej.

- Najwięcej zaś problemów płatniczych i upadłości obserwujemy w branżach stalowej, budowlanej, transporcie, meblarskiej czy AGD - mówi Maciej Drowanowski.

Pocieszające dla poszukujących takich polis jest to, że póki co polskie oddziały światowych ubezpieczycieli kredytu mają mniejsze problemy niż placówki w innych krajach. Wspomniany indeks zaległości płatniczych dla Polski wyniósł w styczniu 45 pkt. Co prawda, w porównaniu z poprzednimi miesiącami to o kilka punktów więcej, ale przeciętna dla krajów naszego regionu wynosi 120 pkt. Zawyżają ją np. Węgrzy (243 pkt) czy Czesi (184 pkt). Oznacza to, że rodzimi ubezpieczyciele mogą być nieco mniej restrykcyjni niż koledzy z innych rynków.

Marcin Jaworski

Gazeta Prawna

interia.pl

Duży problem ubezpieczycieli

Jeśli zła sytuacja gospodarcza potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ubezpieczyciele kredytu kupieckiego będą mieli duże problemy. Obecny kryzys uderzył szybciej i mocniej niż poprzednie i towarzystwa nie zdążyły się do niego przygotować.

Należy mieć nadzieję, że obecny kryzys szybko się skończy, bo jeśli potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ubezpieczyciele kredytu kupieckiego mogą mieć problemy - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz, menedżer nadzorujący ocenę ryzyka w Atradius.

Dwuletnie recesje

Na szczęście historyczne dane pozwalają na pewien optymizm.

- Pokazują one, że kryzysy kredytowe raczej nie trwają dłużej niż dwa lata, więc fala powinna wkrótce zacząć opadać - mówi Yves Złotowski, główny ekonomista Coface.

Dodaje, że końca recesji jego firma spodziewa się pod koniec lata tego roku. Jednak jeszcze na cały 2009 rok. Coface prognozuje aż 2,5-proc. spadek światowej gospodarki. W porównaniu z 2007 rokiem będzie to oznaczało spadek o 6,6 pkt, czyli rekordowo duży. Dopiero 2010 rok ma przynieść 1,7-proc. wzrost.

Ale jeszcze istotniejszym wskaźnikiem jest indeks zaległości płatniczych, wyrażający stosunek wartości opóźnionych należności zgłoszonych do Coface do wartości całego ubezpieczonego obrotu. W ostatnich latach oscylował on między 90 a 100 pkt, żeby w 2008 roku poszybować do poziomu 170 pkt nienotowanego w ostatnich niemal 40 latach. A statystyki ze stycznia tego roku były jeszcze gorsze: 192 pkt.

Krótki czas na przygotowanie

To największy problem ubezpieczycieli kredytu. Na przykład Coface w normalnych warunkach w skali globalnej wypłaca około 60 mln euro roszczeń miesięcznie, a teraz jest to około 200 mln euro. Takie wysokie wypłaty to problem, bo nie zdołali się przygotować do kryzysu tak jak w poprzednich latach. Zwykle, widząc oznaki kryzysu, ubezpieczyciele mogą zaostrzać procedury oceny ryzyka, zmniejszać swoje limity odpowiedzialności, podwyższać ceny, wprowadzać większe udziały własne dla najbardziej zagrożonych branż czy firm.

- Tym razem ta faza ostrzegawcza była wyjątkowo krótka, a pogorszenie sytuacji gospodarczej wyjątkowo dynamiczne i mało było czasu na przygotowanie się do kryzysu - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz.

Ocenia, że w latach 2005-2007 oraz w I połowie 2008 r. mieliśmy dobry czas dla gospodarek i ubezpieczycieli kredytu kupieckiego w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, a już w II połowie 2008 r. kryzys dotknął również tę część kontynentu.

- Zwykle okres, w którym pojawiają się sygnały zbliżającego się spowolnienia, wynosi więcej niż trzy, sześć miesięcy - mówi Arkadiusz Taraszkiewicz.

Dodaje, że jeszcze większym problemem jest to, że to najgłębszy kryzys od wielu lat.

Trudno o umowę

W tym trudnym czasie ubezpieczyciele kredytu kupieckiego nie chcą odnawiać umów na dotychczasowych warunkach dla niektórych grup klientów i zawierać nowych umów z przedstawicielami branż, które najmocniej odczuwają skutki spowolnienia oraz spadku popytu na ich towary.

- Gdy ryzyko rośnie, wraz z nim zmieniają się warunki ubezpieczeń. Taki jest model biznesowy ubezpieczeń - mówi Maciej Drowanowski, dyrektor zarządzający Coface Poland.

Dodaje, że oferta staje się mniej dostępna dla firm o słabszej kondycji finansowej.

- Najwięcej zaś problemów płatniczych i upadłości obserwujemy w branżach stalowej, budowlanej, transporcie, meblarskiej czy AGD - mówi Maciej Drowanowski.

Pocieszające dla poszukujących takich polis jest to, że póki co polskie oddziały światowych ubezpieczycieli kredytu mają mniejsze problemy niż placówki w innych krajach. Wspomniany indeks zaległości płatniczych dla Polski wyniósł w styczniu 45 pkt. Co prawda, w porównaniu z poprzednimi miesiącami to o kilka punktów więcej, ale przeciętna dla krajów naszego regionu wynosi 120 pkt. Zawyżają ją np. Węgrzy (243 pkt) czy Czesi (184 pkt). Oznacza to, że rodzimi ubezpieczyciele mogą być nieco mniej restrykcyjni niż koledzy z innych rynków.

Marcin Jaworski

Gazeta Prawna

interia.pl

Ministerstwo Skarbu zasili Lotos

Należące do Skarbu Państwa akcje Petrobalticu, Lotosu Czechowice oraz Lotosu Jasło zasilą kapitał Grupy Lotos - wynika z komunikatu resortu.

Minister skarbu Aleksander Grad podpisał w czwartek umowę o zbyciu akcji w spółkach: Przedsiębiorstwo Poszukiwań i Eksploatacji Złóż Ropy i Gazu "Petrobaltic" w Gdańsku, Lotos Czechowice oraz Lotos Jasło na rzecz Grupy Lotos poprzez wniesienie ich na podwyższenie kapitału zakładowego tej grupy.

Jak poinformował resort, wzmocnienie spółki przez Skarb Państwa ma służyć wsparciu realizacji programu rozwojowego Grupy, przede wszystkim w obszarze poszukiwań oraz wydobycia gazu i ropy.

Grupa Lotos realizuje m.in. program rozwoju rafinerii w Gdańsku - "10+". Ma on umożliwić po 2010 roku przerób ropy na poziomie ponad 10 milionów ton rocznie oraz zapewnić grupie ok. 10-procentowy udział w rynku detalicznym paliw. Większościowym udziałowcem Lotosu (51,91 proc. akcji) jest należąca do Skarbu Państwa Nafta Polska.

Skarb Państwa zdecydował się nabyć 16.173.362 akcji wyemitowanych przez Lotos o wartości nominalnej 1 zł każda. Jak poinformowała spółka, cena emisyjna wyniesie 22,07 zł. W zamian Skarb Państwa przekaże Lotosowi 2.801.400 akcji Petrobalticu, 375 tys. akcji Lotosu Czechowice oraz 300 tys. akcji Lotosu Jasło.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Ministerstwo Skarbu zasili Lotos

Należące do Skarbu Państwa akcje Petrobalticu, Lotosu Czechowice oraz Lotosu Jasło zasilą kapitał Grupy Lotos - wynika z komunikatu resortu.

Minister skarbu Aleksander Grad podpisał w czwartek umowę o zbyciu akcji w spółkach: Przedsiębiorstwo Poszukiwań i Eksploatacji Złóż Ropy i Gazu "Petrobaltic" w Gdańsku, Lotos Czechowice oraz Lotos Jasło na rzecz Grupy Lotos poprzez wniesienie ich na podwyższenie kapitału zakładowego tej grupy.

Jak poinformował resort, wzmocnienie spółki przez Skarb Państwa ma służyć wsparciu realizacji programu rozwojowego Grupy, przede wszystkim w obszarze poszukiwań oraz wydobycia gazu i ropy.

Grupa Lotos realizuje m.in. program rozwoju rafinerii w Gdańsku - "10+". Ma on umożliwić po 2010 roku przerób ropy na poziomie ponad 10 milionów ton rocznie oraz zapewnić grupie ok. 10-procentowy udział w rynku detalicznym paliw. Większościowym udziałowcem Lotosu (51,91 proc. akcji) jest należąca do Skarbu Państwa Nafta Polska.

Skarb Państwa zdecydował się nabyć 16.173.362 akcji wyemitowanych przez Lotos o wartości nominalnej 1 zł każda. Jak poinformowała spółka, cena emisyjna wyniesie 22,07 zł. W zamian Skarb Państwa przekaże Lotosowi 2.801.400 akcji Petrobalticu, 375 tys. akcji Lotosu Czechowice oraz 300 tys. akcji Lotosu Jasło.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Wzrosty na Wall Street

W czwartek wszystkie indeksy wzrosły po opublikowaniu informacji o spadku w ub. tygodniu liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Inwestorzy zaczęli kupować akcje banków i korporacji przemysłowych przezwyciężając w ten sposób tendencję spadkową z początku tygodnia. Wzrosły ceny wielu towarów, w tym ropy a kursy dolara i jena spadły.

W rezultacie indeks Dow Jones zyskał 4,76 pkt. (0,10 proc.) do 8 183,17 pkt.

Standard & Poor's 500 podniósł się o 3,12 pkt. (0,35 proc.) do 882,68 pkt.

Nasdaq poszedł do góry o 5,38 pkt. (0,31 proc.) i zakończył dzień na poziomie 1 752,55 pkt.

Natomiast indeks małych firm Russell 2000 spadł o 0,41 pkt. (0,1 proc.) do 479,27 pkt.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Wzrosty na Wall Street

W czwartek wszystkie indeksy wzrosły po opublikowaniu informacji o spadku w ub. tygodniu liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Inwestorzy zaczęli kupować akcje banków i korporacji przemysłowych przezwyciężając w ten sposób tendencję spadkową z początku tygodnia. Wzrosły ceny wielu towarów, w tym ropy a kursy dolara i jena spadły.

W rezultacie indeks Dow Jones zyskał 4,76 pkt. (0,10 proc.) do 8 183,17 pkt.

Standard & Poor's 500 podniósł się o 3,12 pkt. (0,35 proc.) do 882,68 pkt.

Nasdaq poszedł do góry o 5,38 pkt. (0,31 proc.) i zakończył dzień na poziomie 1 752,55 pkt.

Natomiast indeks małych firm Russell 2000 spadł o 0,41 pkt. (0,1 proc.) do 479,27 pkt.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Łatwiej będzie dostać fundusze z UE

Ministerstwo Rozwoju Regionalnego ma już gotowy projekt rozporządzenia, które ułatwi wykorzystanie przez firmy funduszy z programów operacyjnych. Jak pisze "Puls Biznesu", przedsiębiorcy mogą liczyć na trzy istotne zmiany w dotychczasowych przepisach.

Pierwsza to podniesienie kwoty, jaką na poczet projektu przedsiębiorca może zabezpieczyć wekslem in blanco do 10 milionów złotych wartości dofinansowania projektu. Dotychczas kwota ta wynosiła 4 miliony złotych. Wszystkie wydatki powyżej tej kwoty dotąd pokrywano z gwarancji bankowych lub poprzez zabezpieczenie hipoteczne.

Druga zmiana dotyczy progu, od którego będzie wymagane tzw. twarde zabezpieczenie, a więc na przykład gwarancje bankowe. Dotąd wymagano, aby firma ubiegająca się o grant przedstawiała twarde zabezpieczenie na całą kwotę uzyskaną z funduszy unijnych. Teraz ma się to zmienić i wystarczy, że gwarancje bankowe zabezpieczą jedynie kwotę zaliczki, a nie całej subwencji.

Będzie też trzecie ułatwienie. Minister Bieńkowska chce, aby firmy miały możliwość uzyskania refundacji na koszty poniesione w związku z zapewnieniem gwarancji bankowych dla projektu.

Więcej o projekcie rozporządzenia pisze "Puls Biznesu".

 

źródło:onet.pl

Łatwiej będzie dostać fundusze z UE

Ministerstwo Rozwoju Regionalnego ma już gotowy projekt rozporządzenia, które ułatwi wykorzystanie przez firmy funduszy z programów operacyjnych. Jak pisze "Puls Biznesu", przedsiębiorcy mogą liczyć na trzy istotne zmiany w dotychczasowych przepisach.

Pierwsza to podniesienie kwoty, jaką na poczet projektu przedsiębiorca może zabezpieczyć wekslem in blanco do 10 milionów złotych wartości dofinansowania projektu. Dotychczas kwota ta wynosiła 4 miliony złotych. Wszystkie wydatki powyżej tej kwoty dotąd pokrywano z gwarancji bankowych lub poprzez zabezpieczenie hipoteczne.

Druga zmiana dotyczy progu, od którego będzie wymagane tzw. twarde zabezpieczenie, a więc na przykład gwarancje bankowe. Dotąd wymagano, aby firma ubiegająca się o grant przedstawiała twarde zabezpieczenie na całą kwotę uzyskaną z funduszy unijnych. Teraz ma się to zmienić i wystarczy, że gwarancje bankowe zabezpieczą jedynie kwotę zaliczki, a nie całej subwencji.

Będzie też trzecie ułatwienie. Minister Bieńkowska chce, aby firmy miały możliwość uzyskania refundacji na koszty poniesione w związku z zapewnieniem gwarancji bankowych dla projektu.

Więcej o projekcie rozporządzenia pisze "Puls Biznesu".

 

źródło:onet.pl

Dziś spotkanie prezydenta i premiera ws. podatków

Premier Donald Tusk spotka się dzisiaj przed południem z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Politycy będą rozmawiać o przyszłorocznych podatkach - poinformował szef gabinetu premiera Sławomir Nowak.

Spotkanie odbędzie się w Pałacu Prezydenckim.

Wcześniej premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie ustalał z prezydentem i opozycją kształt przyszłorocznych podatków. Rzecznik rządu Paweł Graś informował natomiast, że kancelaria premiera zaproponowała kilka terminów.

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział wcześniej, że rząd koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego jest ostatnim rządem, który chciałby podwyższać podatki .

- Podwyższenie podatków jest ostatecznością. Jeżeli do tego przystąpimy, to dlatego, że nie będzie innej możliwości, aby zapewnić bezpieczeństwo finansów publicznych. Zawsze lepiej jest oszczędzać na wydatkach, zawsze lepiej jest unikać wzrostu podatków, jeśli tylko można - dodał Rostowski.

źródło: money.pl

Dziś spotkanie prezydenta i premiera ws. podatków

Premier Donald Tusk spotka się dzisiaj przed południem z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Politycy będą rozmawiać o przyszłorocznych podatkach - poinformował szef gabinetu premiera Sławomir Nowak.

Spotkanie odbędzie się w Pałacu Prezydenckim.

Wcześniej premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie ustalał z prezydentem i opozycją kształt przyszłorocznych podatków. Rzecznik rządu Paweł Graś informował natomiast, że kancelaria premiera zaproponowała kilka terminów.

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział wcześniej, że rząd koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego jest ostatnim rządem, który chciałby podwyższać podatki .

- Podwyższenie podatków jest ostatecznością. Jeżeli do tego przystąpimy, to dlatego, że nie będzie innej możliwości, aby zapewnić bezpieczeństwo finansów publicznych. Zawsze lepiej jest oszczędzać na wydatkach, zawsze lepiej jest unikać wzrostu podatków, jeśli tylko można - dodał Rostowski.

źródło: money.pl

Książeczka mieszkaniowa - reaktywacja. Pomysł na oszczędzanie?

Z danych PKO BP wynika, że zaoferowany w tym roku reaktywowany produkt książeczek mieszkaniowych cieszy się ogromną popularnością. Wskaźniki pokazują, że z oferty banku skorzystało już ponad 160 tys. osób, które łącznie zgromadziły kapitał w wysokości 3 mld złotych. Takim danym nie dowierza Paweł Majtkowski z Finamo, którego poprosiliśmy o komentarz.
Choć pomysł na gromadzenie oszczędności na tzw. książeczkach mieszkaniowych pojawił się przeszło pół wieku temu, to w tym roku bank PKO BP postanowił reaktywować ten produkt. Wydawać by się mogło, że to prawdziwy hit na rynku produktów oszczędnościowych, bo zyskał już sobie 160 tys. klientów. Być może powodem tak dużej popularności produktu jest fakt, że banki w czasach kryzysu prowadzą bardzo ostrożną politykę kredytową. Dla wielu klientów taka książeczka mieszkaniowa może być mobilizująca do oszczędzania, a pieniądze na niej zgromadzone - wkładem własnym na zakup mieszkania. Prawo do ubiegania się o udzielenie kredytu mieszkaniowego na preferencyjnych warunkach posiadacz książeczki zachowuje przez 6 miesięcy, licząc od dnia likwidacji rachunku książeczki.

Obecnie trudno jest znaleźć bank, który zechce sfinansować 100 proc. zakupu nieruchomości, dlatego większość osób planujących zakup mieszkania wcześniej gromadzi wkład własny. Większość banków wymaga, aby klient był zdolny do pokrycia co najmniej 20 proc. wartości nieruchomości i dopiero wtedy w ogóle jego wniosek kredytowy będzie rozpatrywany. Być może książeczka mieszkaniowa przychodzi tutaj z pomocą, bo jesteśmy zmuszeni oszczędzać, ale czy to najlepszy sposób na pomnażanie swojego kapitału?
Zdaniem Pawła Majtkowskiego, głównego analityka Finamo, książeczka oszczędnościowa to pomysł poprzedniej epoki i produkt przeznaczony dla bardzo konserwatywnych klientów, głównie osób starszych. Majtkowski uważa, że obecnie na rynku jest tyle ofert narzędzi oszczędnościowych, że warunki oferowane na książeczce PKO BP są raczej niekorzystne. Przede wszystkim przegrywają oprocentowaniem kapitału. PKO BP oferuje obecnie 4-5 proc., gdy na rynku można znaleźć lokaty, które oferują niemal dwa razy więcej. W tej chwili najlepsze lokaty dają nam 7 proc. w skali roku, a dodatkowo, podobnie jak na książeczkach mieszkaniowych, da się uniknąć "podatku Belki". Dzieje się tak za sprawą codziennej kapitalizacji odsetek.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat lokat, porównać oferty i dowiedzieć się, jak uniknąć podatku odsetkowego, polecamy materiał: Trwa wojna depozytowa banków. Jak wybrać właściwą lokatę?
Oferta PKO BP przewiduje trzy okresy oszczędnościowe, roczny, dwuletni i trzyletni. Minimalna wpłata na rachunek to jedynie 200 złotych. Warto zaznaczyć, że nie musimy zobowiązywać się do systematycznych wpłat. Natomiast wysokość zgromadzonej sumy będzie już miała znaczenie przy planach zaciągnięcia kredytu mieszkaniowego w banku.

Klient, który skorzysta z oferty i zgromadzi na swoim rachunku co najmniej 10 tys. złotych, zapłaci m.in. o połowę mniejszą prowizję. Natomiast gdy uda mu się zgromadzić kwotę powyżej 50 tys. zł, to bank będzie gotowy zrezygnować nawet z 75 proc. wysokości prowizji - wyjaśnia Marcin Siudalski z PKO Bank Polski.

Korzyści płynące z posiadania rachunku w PKO BP to:
- mniejsza prowizja za udzielenie kredytu,
- mniejsza prowizja za wcześniejszą spłatę kredytu,
- tańsza wycena nieruchomości przed wypłaceniem kredytu,
- mniejsze opłaty za przeprowadzone kontrole na terenie budowy, przed wypłaceniem kolejnych transz kredytu.
Wspomniałem już o konkurencyjności lokat względem książeczki mieszkaniowej, skupmy się więc na przedstawieniu różnic oprocentowania. W tej chwili oprocentowanie na książeczce wynosi od 4-5 proc. i jest to zmienne oprocentowanie w skali roku. Na im dłuższy czas zobowiążemy się do oszczędzania, tym oprocentowanie będzie wyższe. Wspomnijmy tutaj, że oprocentowanie zwykłej lokaty w PKO BP waha się teraz na poziomie 4,8 proc. Trzeba się zastanowić, czy oszczędności gromadzone na lokacie, ale oprocentowane "podatkiem Belki" nie będą mniejsze niż te z książeczki, a zwolnione z tego obciążenia?

Prawdopodobnie tak, ale sytuacja będzie wyglądać w ten sposób jedynie patrząc na lokaty tego banku. Jeśli klient poszuka korzystniejszej oferty, np. konta oszczędnościowego zaopatrzonego w dzienną kapitalizację odsetek, to jego zysk będzie dużo wyższy niż z książeczki mieszkaniowej.

Jak potwierdza Paweł Majtkowski, wtedy nawet korzyści płynące z bonusów, jakie bank zaoferuje nam przy zaciąganiu kredytu na zakup nieruchomości, nie będą w stanie zrekompensować nam straty z tytułu niższego oprocentowania kapitału na książeczce mieszkaniowej.
Rozsądny klient powinien wybrać oszczędzanie na bankowej lokacie - kwituje Majtkowski.

Kamil Jakubczak, Wirtualna Polska

Książeczka mieszkaniowa - reaktywacja. Pomysł na oszczędzanie?

Z danych PKO BP wynika, że zaoferowany w tym roku reaktywowany produkt książeczek mieszkaniowych cieszy się ogromną popularnością. Wskaźniki pokazują, że z oferty banku skorzystało już ponad 160 tys. osób, które łącznie zgromadziły kapitał w wysokości 3 mld złotych. Takim danym nie dowierza Paweł Majtkowski z Finamo, którego poprosiliśmy o komentarz.
Choć pomysł na gromadzenie oszczędności na tzw. książeczkach mieszkaniowych pojawił się przeszło pół wieku temu, to w tym roku bank PKO BP postanowił reaktywować ten produkt. Wydawać by się mogło, że to prawdziwy hit na rynku produktów oszczędnościowych, bo zyskał już sobie 160 tys. klientów. Być może powodem tak dużej popularności produktu jest fakt, że banki w czasach kryzysu prowadzą bardzo ostrożną politykę kredytową. Dla wielu klientów taka książeczka mieszkaniowa może być mobilizująca do oszczędzania, a pieniądze na niej zgromadzone - wkładem własnym na zakup mieszkania. Prawo do ubiegania się o udzielenie kredytu mieszkaniowego na preferencyjnych warunkach posiadacz książeczki zachowuje przez 6 miesięcy, licząc od dnia likwidacji rachunku książeczki.

Obecnie trudno jest znaleźć bank, który zechce sfinansować 100 proc. zakupu nieruchomości, dlatego większość osób planujących zakup mieszkania wcześniej gromadzi wkład własny. Większość banków wymaga, aby klient był zdolny do pokrycia co najmniej 20 proc. wartości nieruchomości i dopiero wtedy w ogóle jego wniosek kredytowy będzie rozpatrywany. Być może książeczka mieszkaniowa przychodzi tutaj z pomocą, bo jesteśmy zmuszeni oszczędzać, ale czy to najlepszy sposób na pomnażanie swojego kapitału?
Zdaniem Pawła Majtkowskiego, głównego analityka Finamo, książeczka oszczędnościowa to pomysł poprzedniej epoki i produkt przeznaczony dla bardzo konserwatywnych klientów, głównie osób starszych. Majtkowski uważa, że obecnie na rynku jest tyle ofert narzędzi oszczędnościowych, że warunki oferowane na książeczce PKO BP są raczej niekorzystne. Przede wszystkim przegrywają oprocentowaniem kapitału. PKO BP oferuje obecnie 4-5 proc., gdy na rynku można znaleźć lokaty, które oferują niemal dwa razy więcej. W tej chwili najlepsze lokaty dają nam 7 proc. w skali roku, a dodatkowo, podobnie jak na książeczkach mieszkaniowych, da się uniknąć "podatku Belki". Dzieje się tak za sprawą codziennej kapitalizacji odsetek.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat lokat, porównać oferty i dowiedzieć się, jak uniknąć podatku odsetkowego, polecamy materiał: Trwa wojna depozytowa banków. Jak wybrać właściwą lokatę?
Oferta PKO BP przewiduje trzy okresy oszczędnościowe, roczny, dwuletni i trzyletni. Minimalna wpłata na rachunek to jedynie 200 złotych. Warto zaznaczyć, że nie musimy zobowiązywać się do systematycznych wpłat. Natomiast wysokość zgromadzonej sumy będzie już miała znaczenie przy planach zaciągnięcia kredytu mieszkaniowego w banku.

Klient, który skorzysta z oferty i zgromadzi na swoim rachunku co najmniej 10 tys. złotych, zapłaci m.in. o połowę mniejszą prowizję. Natomiast gdy uda mu się zgromadzić kwotę powyżej 50 tys. zł, to bank będzie gotowy zrezygnować nawet z 75 proc. wysokości prowizji - wyjaśnia Marcin Siudalski z PKO Bank Polski.

Korzyści płynące z posiadania rachunku w PKO BP to:
- mniejsza prowizja za udzielenie kredytu,
- mniejsza prowizja za wcześniejszą spłatę kredytu,
- tańsza wycena nieruchomości przed wypłaceniem kredytu,
- mniejsze opłaty za przeprowadzone kontrole na terenie budowy, przed wypłaceniem kolejnych transz kredytu.
Wspomniałem już o konkurencyjności lokat względem książeczki mieszkaniowej, skupmy się więc na przedstawieniu różnic oprocentowania. W tej chwili oprocentowanie na książeczce wynosi od 4-5 proc. i jest to zmienne oprocentowanie w skali roku. Na im dłuższy czas zobowiążemy się do oszczędzania, tym oprocentowanie będzie wyższe. Wspomnijmy tutaj, że oprocentowanie zwykłej lokaty w PKO BP waha się teraz na poziomie 4,8 proc. Trzeba się zastanowić, czy oszczędności gromadzone na lokacie, ale oprocentowane "podatkiem Belki" nie będą mniejsze niż te z książeczki, a zwolnione z tego obciążenia?

Prawdopodobnie tak, ale sytuacja będzie wyglądać w ten sposób jedynie patrząc na lokaty tego banku. Jeśli klient poszuka korzystniejszej oferty, np. konta oszczędnościowego zaopatrzonego w dzienną kapitalizację odsetek, to jego zysk będzie dużo wyższy niż z książeczki mieszkaniowej.

Jak potwierdza Paweł Majtkowski, wtedy nawet korzyści płynące z bonusów, jakie bank zaoferuje nam przy zaciąganiu kredytu na zakup nieruchomości, nie będą w stanie zrekompensować nam straty z tytułu niższego oprocentowania kapitału na książeczce mieszkaniowej.
Rozsądny klient powinien wybrać oszczędzanie na bankowej lokacie - kwituje Majtkowski.

Kamil Jakubczak, Wirtualna Polska

Powierzchnie biurowe coraz częściej wynajmowane poza Centrum

Obecnie obserwujemy przejściowe osłabienia popytu na powierzchnie biurowe, wynikające z niepewności gospodarczej. Pomimo tego, długoterminowe perspektywy popytu na rynku nieruchomości komercyjnych przedstawiają się optymistycznie.

W dobie trudności gospodarczych, przekładających się na szukanie przez firmy oszczędności, jednym z głównych kryteriów najemców stała się efektywność i funkcjonalność miejsca prowadzenia biznesu. Co więcej Centrum (COB - Centralny Obszar Biznesu) przestaje być lokalizacją dominującą. Obiektem zainteresowania są coraz częściej lokalizacje położone dalej od centrum, oferujące dobrą infrastrukturę, dodatkowe udogodnienia i niższe czynsze  (w Warszawie na poziomie 14-17 euro za m.kw.). Natomiast stawki czynszów w najlepszych lokalizacjach w Centrum stolicy wynoszą nawet ok. 23-25 euro za m.kw.

Rynek nieruchomości biurowych w Warszawie rozwija się dynamicznie od początku lat dziewięćdziesiątych w wyniku transformacji gospodarczych, jak i reform ekonomicznych. Duże koncerny zagraniczne z sektora finansowego, firmy konsultingowe oraz instytucje międzynarodowe otwierały wówczas swoje biura. Wysoki popyt zagranicznych, jak i krajowych firm na najem nowoczesnej powierzchni biurowych wpłynął na znaczny wzrost podaży. Nowoczesne obiekty biurowe pojawiały się nie tylko w centrum miasta, ale i poza nim. Warto dodać, że obecnie największa ilość powierzchni biurowej powstaje poza centrum.

Wysokie koszty wynajmu przyczyną przenoszenia firm

Coraz więcej firm woli wynajmować powierzchnie na obrzeżach. Zwłaszcza te, które mają ustaloną pozycję na rynku i stałych klientów, a chcą ograniczyć koszty własne. Plusy to przede wszystkim dobry dojazd, bezpłatne parkingi i też znacznie niższe koszty najmu. Nie widać natomiast wyraźnego zainteresowania ekspansją poza stolicę ze względu na ograniczony popyt na powierzchnię biurową na rynkach regionalnych.

Coraz częściej zauważamy tendencję, że firmy przenoszą część lub całość działalności poza obszary centralne, gdzie czynsze są niższe. W roku 2008, który był rekordowym jeśli chodzi o rynek biurowy, 84% wynajętej powierzchni w Warszawie znajdowało się poza Centrum Warszawy - podsumowuje Paweł Lothammer z Jones Lang LaSalle.

Ponadto firmy zmieniają lokalizację, aby zwiększyć powierzchnię biura, przejść na korzystniejsze warunki czynszu lub podwyższyć standard. Popyt dotyczy przede wszystkim biur w klasie A i B. Małe jest natomiast zainteresowania niższym standardem.

Szczególnie parki biznesowe cieszą się dużym zainteresowaniem wśród najemców nowoczesnych powierzchni biurowych. Na rynek trafiają konkurencyjne dla śródmiejskich lokalizacji projekty komercyjne na bliskiej Woli i bliskim Mokotowie czy w okolicach portu lotniczego, takie jak Poleczki Business Park – twierdzi Andrzej Brochocki, wspólnik zarządzający Kancelarii Brochocki Nieruchomości.

Dla projektów biurowych szczególnie istotna jest bliskość dużych ciągów komunikacyjnych, umożliwiająca pracownikom dogodny dojazd do pracy - dodaje Paweł Lothammer z Jones Lang LaSalle.

Najlepsza lokalizacja

Powierzchnie biurowe na Mokotowie i w dolnym rejonie ulicy Puławskiej stanowią 27% wszystkich dostępnych w Warszawie – mówi Mateusz Polkowski, starszy analityk w Jones Lang LaSalle. Aktualnie ta część Warszawy jest jednym z najintensywniej rozwijających się obszarów biurowych stolicy. Trasa NS z węzłem komunikacyjnym "Marynarska" i "Lotnisko" oraz planowana południowa obwodnica Warszawy S2 znacznie poprawi komunikację w tym rejonie, co dodatkowo wpłynie na zainteresowanie najemców i deweloperów tą częścią Warszawy - dodaje Mateusz Polkowski z Jones Lang LaSalle.

Dlatego też realizacja największego parku biznesu w Polsce, Poleczki Business Park, odbywa się na warszawskim Mokotowie i to właśnie lokalizacja kompleksu jest jedną z największych zalet projektu. Dzięki modernizacji ulicy Poleczki oraz otwarciu wiaduktu na ul. Wirażowej, dojazd do lotniska nie zajmie więcej niż 5 minut. Ponadto w nadchodzących miesiącach w okolicy będą realizowane dalsze przedsięwzięcia budowlane z zakresu infrastruktury drogowej - powstaną dwie drogi ekspresowe S-2 i S-79.

Jest to z pewnością bardzo dobra alternatywa dla najemców szukających dużych powierzchni biurowych z dodatkowymi, czasem bardzo istotnymi funkcjonalnościami – podsumowuje Andrzej Brochocki z Kancelarii Brochocki Nieruchomości.

Potencjał parków biznesu poza centrum miasta

Lokalizacjami poza centrum miasta interesują się przede wszystkim duże międzynarodowe firmy z wielu branż jak IT, farmaceutyczne, motoryzacyjne,
w tym koncerny które przenoszą do naszego kraju część swojej działalności (BPO), także te, które w wyniku procesów globalizacyjnych łączą się i poszukują dużych przestrzeni do wynajęcia.

Oddziaływanie centrów biznesu na życie miasta jest istotne, a więc ważne jest gdzie są one zlokalizowane - czy tylko w obszarach centralnych czy może też na obrzeżach miast – mówi Leszek Drogosz, wicedyrektor Biura Infrastruktury Urzędu Miasta Warszawa. Patrząc na plan Warszawy, analizując gęstość zaludnienia, ale też obserwując jak ludzie przemieszczają się po terenie naszego miasta można wskazać kilka miejsc odpowiednich na tego typu centra poza tradycyjnym city. Najprościej mówiąc to północ, południe i zachód Warszawy  pozwalają przechwycić i zatrzymać część ruchu kołowego, zmierzającego do centrum. Oczywiście bardzo istotne jest też, aby biznes lokalizować w obszarze dobrze obsłużonym przez infrastrukturę, a przede wszystkim transportową. Okolice lotniska Okęcie to ciągle nie w pełni wykorzystany potencjał terenów pod zabudowę biznesową czy hotelową. Jego atrakcyjność wraz z rozbudową arterii komunikacyjnych, a także połączenia kolejowego będzie wzrastać. Poleczki Business Park jest przykładem przyciągania firm i instytucji w ten obszar. Należy mieć nadzieję, że będzie to miejsce pracy dla wielu osób zamieszkałych w pobliżu lub dojeżdżających z kierunku południowego co pozytywnie wpłynęłoby na natężenie ruchu w tym rejonie Warszawy - dodaje Drogosz.

Poleczki Business Park

as

źródło: inwestycje.pl

Powierzchnie biurowe coraz częściej wynajmowane poza Centrum

Obecnie obserwujemy przejściowe osłabienia popytu na powierzchnie biurowe, wynikające z niepewności gospodarczej. Pomimo tego, długoterminowe perspektywy popytu na rynku nieruchomości komercyjnych przedstawiają się optymistycznie.

W dobie trudności gospodarczych, przekładających się na szukanie przez firmy oszczędności, jednym z głównych kryteriów najemców stała się efektywność i funkcjonalność miejsca prowadzenia biznesu. Co więcej Centrum (COB - Centralny Obszar Biznesu) przestaje być lokalizacją dominującą. Obiektem zainteresowania są coraz częściej lokalizacje położone dalej od centrum, oferujące dobrą infrastrukturę, dodatkowe udogodnienia i niższe czynsze  (w Warszawie na poziomie 14-17 euro za m.kw.). Natomiast stawki czynszów w najlepszych lokalizacjach w Centrum stolicy wynoszą nawet ok. 23-25 euro za m.kw.

Rynek nieruchomości biurowych w Warszawie rozwija się dynamicznie od początku lat dziewięćdziesiątych w wyniku transformacji gospodarczych, jak i reform ekonomicznych. Duże koncerny zagraniczne z sektora finansowego, firmy konsultingowe oraz instytucje międzynarodowe otwierały wówczas swoje biura. Wysoki popyt zagranicznych, jak i krajowych firm na najem nowoczesnej powierzchni biurowych wpłynął na znaczny wzrost podaży. Nowoczesne obiekty biurowe pojawiały się nie tylko w centrum miasta, ale i poza nim. Warto dodać, że obecnie największa ilość powierzchni biurowej powstaje poza centrum.

Wysokie koszty wynajmu przyczyną przenoszenia firm

Coraz więcej firm woli wynajmować powierzchnie na obrzeżach. Zwłaszcza te, które mają ustaloną pozycję na rynku i stałych klientów, a chcą ograniczyć koszty własne. Plusy to przede wszystkim dobry dojazd, bezpłatne parkingi i też znacznie niższe koszty najmu. Nie widać natomiast wyraźnego zainteresowania ekspansją poza stolicę ze względu na ograniczony popyt na powierzchnię biurową na rynkach regionalnych.

Coraz częściej zauważamy tendencję, że firmy przenoszą część lub całość działalności poza obszary centralne, gdzie czynsze są niższe. W roku 2008, który był rekordowym jeśli chodzi o rynek biurowy, 84% wynajętej powierzchni w Warszawie znajdowało się poza Centrum Warszawy - podsumowuje Paweł Lothammer z Jones Lang LaSalle.

Ponadto firmy zmieniają lokalizację, aby zwiększyć powierzchnię biura, przejść na korzystniejsze warunki czynszu lub podwyższyć standard. Popyt dotyczy przede wszystkim biur w klasie A i B. Małe jest natomiast zainteresowania niższym standardem.

Szczególnie parki biznesowe cieszą się dużym zainteresowaniem wśród najemców nowoczesnych powierzchni biurowych. Na rynek trafiają konkurencyjne dla śródmiejskich lokalizacji projekty komercyjne na bliskiej Woli i bliskim Mokotowie czy w okolicach portu lotniczego, takie jak Poleczki Business Park – twierdzi Andrzej Brochocki, wspólnik zarządzający Kancelarii Brochocki Nieruchomości.

Dla projektów biurowych szczególnie istotna jest bliskość dużych ciągów komunikacyjnych, umożliwiająca pracownikom dogodny dojazd do pracy - dodaje Paweł Lothammer z Jones Lang LaSalle.

Najlepsza lokalizacja

Powierzchnie biurowe na Mokotowie i w dolnym rejonie ulicy Puławskiej stanowią 27% wszystkich dostępnych w Warszawie – mówi Mateusz Polkowski, starszy analityk w Jones Lang LaSalle. Aktualnie ta część Warszawy jest jednym z najintensywniej rozwijających się obszarów biurowych stolicy. Trasa NS z węzłem komunikacyjnym "Marynarska" i "Lotnisko" oraz planowana południowa obwodnica Warszawy S2 znacznie poprawi komunikację w tym rejonie, co dodatkowo wpłynie na zainteresowanie najemców i deweloperów tą częścią Warszawy - dodaje Mateusz Polkowski z Jones Lang LaSalle.

Dlatego też realizacja największego parku biznesu w Polsce, Poleczki Business Park, odbywa się na warszawskim Mokotowie i to właśnie lokalizacja kompleksu jest jedną z największych zalet projektu. Dzięki modernizacji ulicy Poleczki oraz otwarciu wiaduktu na ul. Wirażowej, dojazd do lotniska nie zajmie więcej niż 5 minut. Ponadto w nadchodzących miesiącach w okolicy będą realizowane dalsze przedsięwzięcia budowlane z zakresu infrastruktury drogowej - powstaną dwie drogi ekspresowe S-2 i S-79.

Jest to z pewnością bardzo dobra alternatywa dla najemców szukających dużych powierzchni biurowych z dodatkowymi, czasem bardzo istotnymi funkcjonalnościami – podsumowuje Andrzej Brochocki z Kancelarii Brochocki Nieruchomości.

Potencjał parków biznesu poza centrum miasta

Lokalizacjami poza centrum miasta interesują się przede wszystkim duże międzynarodowe firmy z wielu branż jak IT, farmaceutyczne, motoryzacyjne,
w tym koncerny które przenoszą do naszego kraju część swojej działalności (BPO), także te, które w wyniku procesów globalizacyjnych łączą się i poszukują dużych przestrzeni do wynajęcia.

Oddziaływanie centrów biznesu na życie miasta jest istotne, a więc ważne jest gdzie są one zlokalizowane - czy tylko w obszarach centralnych czy może też na obrzeżach miast – mówi Leszek Drogosz, wicedyrektor Biura Infrastruktury Urzędu Miasta Warszawa. Patrząc na plan Warszawy, analizując gęstość zaludnienia, ale też obserwując jak ludzie przemieszczają się po terenie naszego miasta można wskazać kilka miejsc odpowiednich na tego typu centra poza tradycyjnym city. Najprościej mówiąc to północ, południe i zachód Warszawy  pozwalają przechwycić i zatrzymać część ruchu kołowego, zmierzającego do centrum. Oczywiście bardzo istotne jest też, aby biznes lokalizować w obszarze dobrze obsłużonym przez infrastrukturę, a przede wszystkim transportową. Okolice lotniska Okęcie to ciągle nie w pełni wykorzystany potencjał terenów pod zabudowę biznesową czy hotelową. Jego atrakcyjność wraz z rozbudową arterii komunikacyjnych, a także połączenia kolejowego będzie wzrastać. Poleczki Business Park jest przykładem przyciągania firm i instytucji w ten obszar. Należy mieć nadzieję, że będzie to miejsce pracy dla wielu osób zamieszkałych w pobliżu lub dojeżdżających z kierunku południowego co pozytywnie wpłynęłoby na natężenie ruchu w tym rejonie Warszawy - dodaje Drogosz.

Poleczki Business Park

as

źródło: inwestycje.pl

Gwałtowny wzrost inwestycji w londyńskie nieruchomości komercyjne ze strony nabywców zagranicznych

Jak podaje najnowszy raport firmy Cushman & Wakefield wielkość inwestycji w nieruchomości komercyjne w Londynie wzrosła po raz pierwszy od 2 kw. 2007. Zgodnie z danymi w drugim kwartale 2009 r. na rynkach w głównych londyńskich dzielnicach West End oraz City&Docklands zainwestowano 1.433 miliardów funtów brytyjskich, co stanowi wzrost o ponad 110% w porównaniu do wyniku z pierwszego kwartału (679 milionów funtów).
Oczekuje się, że rynek inwestycji w nieruchomości w Londynie Centralnym będzie jednym z pierwszych w Europie, który wejdzie na drogę ożywienia. Wzrost aktywności w tym sektorze dowodzi, że zagraniczni inwestorzy dostrzegają wartość fundamentalną nieruchomości przy korzystnych stopach zwrotu. Wydany właśnie miesięczny raport dotyczący wysokości stóp kapitalizacji firmy Cushman & Wakefield’s pokazuje także, że koszt pieniądza wywiera presję na stopy kapitalizacji dla najlepszych nieruchomości w londyńskiej dzielnicy City.

Największy wzrost aktywności odnotowano na rynku w dzielnicy West End, gdzie zainwestowano 733 miliony funtów brytyjskich, co stanowi wzrost o 250% w stosunku do wyniku z pierwszego kwartału (207 milionów funtów brytyjskich). Jest to wielkość nadal niższa od łącznej sumy inwestycji z drugiego kwartału 2008 r., wynoszącej 928 milionów funtów brytyjskich. Średnia wartość transakcji jednostkowej to 23,6 miliona funtów, co oznacza wzrost z poziomu 14,7 miliona funtów z pierwszego kwartału.  Dominującą grupę na rynku stanowili zagraniczni nabywcy prywatni, na których przypadło 38% inwestycji. Kolejną grupę z 22% udziałem stanowiły fundusze zagraniczne. Najbardziej znaczące transakcje to nabycie za 115 milionów funtów budynku biurowego przy 2-4 Triton Square, N1 w Londynie, przez bank Abbey, który dotąd był jego najemcą,  oraz nabycie budynku Belvedere House przy 27 Knightsbridge, który po emocjonującej licytacji  wśród zagranicznych inwestorów został w końcu sprzedany za 59,5 miliona funtów zagranicznemu nabywcy prywatnemu.

Clive Bull, szef działu Inwestycji w Londynie Centralnym oraz partner w firmie Cushman & Wakefield Grupy Londyńskiej powiedział: “Najbardziej charakterystyczna cecha obecnego rynku to dominacja inwestorów zagranicznych. Ponad 60% transakcji przeprowadzonych w dzielnicy West End zostało dokonanych przez zagraniczne fundusze oraz prywatne organizacje. Zwiększone zainteresowanie wiązało się z przekonaniem, że rynek londyński przedstawia stosunkowo dobrą wartość, dzięki słabnącemu funtowi oraz braku konkurencji ze strony krajowych nabywców kredytowych.  Wielu inwestorów nurtuje jednak pytanie, czy zjawisko to jest zapowiedzią ożywienia czy też należy traktować je jako fałszywy alarm. Pozytywne sygnały dochodzące z rynku przemawiają raczej za tym pierwszym: kolejne projekty w dzielnicy West End znajdujące się obecnie poza ofertą, czekające na ostateczne sfinalizowanie opiewają na sumę 275 milionów funtów brytyjskich; podpisano już również  umowy sprzedaży nieruchomości na łączną sumę 167 milionów funtów.”

Największa jednostkową transakcją przeprowadzoną w Londynie Centralnym było nabycie przez fundusz Oman Investment Authority 80% udziałów w budynku biurowym przy Bishop’s Square w dzielnicy City, należącym do  spółki  Hammerson, za sumę 440 milionów funtów (przy stopie kapitalizacji – 7,3).  Dzięki tej transakcji całkowita wartość inwestycji w dzielnicy City w drugim kwartale wyniosła 700 milionów funtów, przy czym kolejne 616 milionów funtów to wartość transakcji, które  mają zostać wkrótce sfinalizowane.  Wynik osiągnięty w drugim kwartale oznacza wzrost o 48% w porównaniu do wyniku z pierwszego kwartału, kiedy to inwestycje opiewały na sumę 472 milionów funtów.

Prawdopodobnie najbardziej znaczącą transakcją przeprowadzoną w dzielnicy City, jest sprzedaż nieruchomości Friary Court, usytuowanej przy 65 Crutched Friars, EC3 za około 42 milionów funtów.  Przez cały poprzedni rok budynek ten przy stopie kapitalizacji na poziomie 7,5%  nie mógł znaleźć nabywcy. W momencie zawierania transakcji stopa kapitalizacji wynosiła 6,8%, co dowodzi, że w dzielnicy City jako pierwsze zaczną się stabilizować stopy kapitalizacji dotyczące najlepszych nieruchomości.

Bill Tyser, szef działu Inwestycji oraz partner w firmie Cushman & Wakefield Grupy Londyńskiej powiedział: “Rynek nadal rozwija się dwubiegunowo. Główna działalność skupia się wokół najlepszych nieruchomości (charakteryzujących się naturalną niechęcią do ryzyka). Aktywność inwestycyjna jest pobudzana przez fundusze denominowane w euro między innymi niemieckie, francuskie oraz włoskie.  Na pozostałym obszarze, obejmującym rynek wtórny, aktywność hamowana jest brakiem odpowiedniego finansowania oraz bardziej ryzykownymi aktywami. Choć nie można mówić o całkowitym braku aktywności, jest ona wyraźnie mniejsza. W drugim kwartale poziom zainteresowania oraz aktywności ze strony inwestorów z Europy wzrósł, co jest wynikiem stosunkowo słabego funta oraz ogólnego przekonania, że stopy kapitalizacji w Londynie, w połączeniu z najniższymi jak dotąd odnotowanymi stopami procentowymi, znajdują się na korzystnym poziomie.”

Cushman & Wakefield

as

Gwałtowny wzrost inwestycji w londyńskie nieruchomości komercyjne ze strony nabywców zagranicznych

Jak podaje najnowszy raport firmy Cushman & Wakefield wielkość inwestycji w nieruchomości komercyjne w Londynie wzrosła po raz pierwszy od 2 kw. 2007. Zgodnie z danymi w drugim kwartale 2009 r. na rynkach w głównych londyńskich dzielnicach West End oraz City&Docklands zainwestowano 1.433 miliardów funtów brytyjskich, co stanowi wzrost o ponad 110% w porównaniu do wyniku z pierwszego kwartału (679 milionów funtów).
Oczekuje się, że rynek inwestycji w nieruchomości w Londynie Centralnym będzie jednym z pierwszych w Europie, który wejdzie na drogę ożywienia. Wzrost aktywności w tym sektorze dowodzi, że zagraniczni inwestorzy dostrzegają wartość fundamentalną nieruchomości przy korzystnych stopach zwrotu. Wydany właśnie miesięczny raport dotyczący wysokości stóp kapitalizacji firmy Cushman & Wakefield’s pokazuje także, że koszt pieniądza wywiera presję na stopy kapitalizacji dla najlepszych nieruchomości w londyńskiej dzielnicy City.

Największy wzrost aktywności odnotowano na rynku w dzielnicy West End, gdzie zainwestowano 733 miliony funtów brytyjskich, co stanowi wzrost o 250% w stosunku do wyniku z pierwszego kwartału (207 milionów funtów brytyjskich). Jest to wielkość nadal niższa od łącznej sumy inwestycji z drugiego kwartału 2008 r., wynoszącej 928 milionów funtów brytyjskich. Średnia wartość transakcji jednostkowej to 23,6 miliona funtów, co oznacza wzrost z poziomu 14,7 miliona funtów z pierwszego kwartału.  Dominującą grupę na rynku stanowili zagraniczni nabywcy prywatni, na których przypadło 38% inwestycji. Kolejną grupę z 22% udziałem stanowiły fundusze zagraniczne. Najbardziej znaczące transakcje to nabycie za 115 milionów funtów budynku biurowego przy 2-4 Triton Square, N1 w Londynie, przez bank Abbey, który dotąd był jego najemcą,  oraz nabycie budynku Belvedere House przy 27 Knightsbridge, który po emocjonującej licytacji  wśród zagranicznych inwestorów został w końcu sprzedany za 59,5 miliona funtów zagranicznemu nabywcy prywatnemu.

Clive Bull, szef działu Inwestycji w Londynie Centralnym oraz partner w firmie Cushman & Wakefield Grupy Londyńskiej powiedział: “Najbardziej charakterystyczna cecha obecnego rynku to dominacja inwestorów zagranicznych. Ponad 60% transakcji przeprowadzonych w dzielnicy West End zostało dokonanych przez zagraniczne fundusze oraz prywatne organizacje. Zwiększone zainteresowanie wiązało się z przekonaniem, że rynek londyński przedstawia stosunkowo dobrą wartość, dzięki słabnącemu funtowi oraz braku konkurencji ze strony krajowych nabywców kredytowych.  Wielu inwestorów nurtuje jednak pytanie, czy zjawisko to jest zapowiedzią ożywienia czy też należy traktować je jako fałszywy alarm. Pozytywne sygnały dochodzące z rynku przemawiają raczej za tym pierwszym: kolejne projekty w dzielnicy West End znajdujące się obecnie poza ofertą, czekające na ostateczne sfinalizowanie opiewają na sumę 275 milionów funtów brytyjskich; podpisano już również  umowy sprzedaży nieruchomości na łączną sumę 167 milionów funtów.”

Największa jednostkową transakcją przeprowadzoną w Londynie Centralnym było nabycie przez fundusz Oman Investment Authority 80% udziałów w budynku biurowym przy Bishop’s Square w dzielnicy City, należącym do  spółki  Hammerson, za sumę 440 milionów funtów (przy stopie kapitalizacji – 7,3).  Dzięki tej transakcji całkowita wartość inwestycji w dzielnicy City w drugim kwartale wyniosła 700 milionów funtów, przy czym kolejne 616 milionów funtów to wartość transakcji, które  mają zostać wkrótce sfinalizowane.  Wynik osiągnięty w drugim kwartale oznacza wzrost o 48% w porównaniu do wyniku z pierwszego kwartału, kiedy to inwestycje opiewały na sumę 472 milionów funtów.

Prawdopodobnie najbardziej znaczącą transakcją przeprowadzoną w dzielnicy City, jest sprzedaż nieruchomości Friary Court, usytuowanej przy 65 Crutched Friars, EC3 za około 42 milionów funtów.  Przez cały poprzedni rok budynek ten przy stopie kapitalizacji na poziomie 7,5%  nie mógł znaleźć nabywcy. W momencie zawierania transakcji stopa kapitalizacji wynosiła 6,8%, co dowodzi, że w dzielnicy City jako pierwsze zaczną się stabilizować stopy kapitalizacji dotyczące najlepszych nieruchomości.

Bill Tyser, szef działu Inwestycji oraz partner w firmie Cushman & Wakefield Grupy Londyńskiej powiedział: “Rynek nadal rozwija się dwubiegunowo. Główna działalność skupia się wokół najlepszych nieruchomości (charakteryzujących się naturalną niechęcią do ryzyka). Aktywność inwestycyjna jest pobudzana przez fundusze denominowane w euro między innymi niemieckie, francuskie oraz włoskie.  Na pozostałym obszarze, obejmującym rynek wtórny, aktywność hamowana jest brakiem odpowiedniego finansowania oraz bardziej ryzykownymi aktywami. Choć nie można mówić o całkowitym braku aktywności, jest ona wyraźnie mniejsza. W drugim kwartale poziom zainteresowania oraz aktywności ze strony inwestorów z Europy wzrósł, co jest wynikiem stosunkowo słabego funta oraz ogólnego przekonania, że stopy kapitalizacji w Londynie, w połączeniu z najniższymi jak dotąd odnotowanymi stopami procentowymi, znajdują się na korzystnym poziomie.”

Cushman & Wakefield

as

Stare zabudowania czekają na swoje „drugie życie”

O odnowie starych zabudowań dotychczas mówiło się bardzo rzadko. Na szczęście tej kwestii poświęca się coraz więcej uwagi.

Budowa nowych obiektów jest bardzo ważna, ale nie można przy tym zapominać o już istniejących budynkach. Niestety przez długie lata nie zwracano na nie uwagi. Skutkiem tego jest występowanie wielu zdegradowanych, nie tylko fizycznie, ale i społecznie, obszarów miejskich. Trzeba więc podjąć kompleksowe działania mające na celu ich odnowę. To będzie wymagało nie tylko czasu, ale i sporych nakładów finansowych. Skala zniszczonych budynków i długoletnia perspektywa ich renowacji powinna uwrażliwić na dobre zarządzanie nowymi nieruchomościami.

Miasta podejmują dziś wiele przedsięwzięć inwestycyjnych i przeobrażają dotychczasową przestrzeń miejską. Inwestycje przyspieszyły jeszcze bardziej wraz z przyznaniem Polsce i naszemu ukraińskiemu sąsiadowi organizacji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku.

Tak więc mamy remonty i budowę nowych połączeń komunikacyjnych, budowę obiektów sportowych i kulturalnych, rozbudowę lotnisk, budowę hoteli itd. Przestrzeń miejska zmienia się wokół nas nieustannie i dopasowuje się do rozwoju społecznego i ekonomicznego. Nowe inwestycje cieszą, ale co ze starszymi zabudowaniami?

Zdegradowane dzielnice staromiejskie, blokowiska, obszary powojskowe i poprzemysłowe też zasługują na szczególną uwagę. Dzielnice staromiejskie to skupiska pięknych i często zabytkowych kamienic. Trudno jednak dziś dostrzec w nich piękno. Widzi się raczej brudne, odrapane i niszczejące ściany, które odrywają spojrzenie od wyjątkowych zdobień. Blokowiska straszą z kolei swoją szarością, ciasnotą i brakiem estetyki, a na terenach poprzemysłowych i powojskowych od wielu lat nic się nie dzieje. To wszystko wpływa na wizerunek miast. Miast, które dzięki nowym inwestycjom są coraz bardziej nowoczesne. Ale to tylko jedno ich oblicze.

Renowacyjne działania kamienic podejmowane są w polskich miastach od kilku lat. Jak na razie ich efekty widoczne są tylko w promieniu ścisłego centrum, a nawet wyłącznie w samym rynku miasta. Sytuacja ta obrazuje, jak wiele jeszcze działań w tym zakresie musi zostać podjętych, by stare zabudowania mogły odzyskać dawny blask.

Coraz częściej procesom odnowy poddawane są też osiedla wielkopłytowe. Ma to poprawić jakość i poziom życia mieszkańców. Przede wszystkim jednak chociaż częściowo przywrócić atrakcyjność zamieszkiwania na nich i zatrzymać pracujące i młode rodziny „rozwojowych”, których odpływ może oznaczać dla osiedla stagnację.

Stanowiące niegdyś główne miejsca zatrudnienia mieszkańców regionów ośrodki przemysłowe dziś w większości są już niefunkcjonalne. Drzemiący w nich potencjał jest jednak bardzo duży – mogą zostać przekształcone na kompleksy handlowo-rozrywkowe, muzea, galerie sztuki czy luksusowe apartamenty.

Zapotrzebowanie na nowe obiekty, zarówno mieszkalne, jak i komercyjne jest duże. Oby te, które teraz powstają nie zaczęły odstraszać za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Zasada „lepiej zapobiegać, niż leczyć” powinna być stosowana także w przypadku nieruchomości. Wtedy niszczejące zabudowania nie będą stanowiły takiego problemu, z jakim dziś mamy do czynienia. Na razie jednak wielkim wyzwaniem jest uzdrowienie kamienic i blokowisk, a także zagospodarowanie niefunkcjonalnych już dziś obiektów.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Stare zabudowania czekają na swoje „drugie życie”

O odnowie starych zabudowań dotychczas mówiło się bardzo rzadko. Na szczęście tej kwestii poświęca się coraz więcej uwagi.

Budowa nowych obiektów jest bardzo ważna, ale nie można przy tym zapominać o już istniejących budynkach. Niestety przez długie lata nie zwracano na nie uwagi. Skutkiem tego jest występowanie wielu zdegradowanych, nie tylko fizycznie, ale i społecznie, obszarów miejskich. Trzeba więc podjąć kompleksowe działania mające na celu ich odnowę. To będzie wymagało nie tylko czasu, ale i sporych nakładów finansowych. Skala zniszczonych budynków i długoletnia perspektywa ich renowacji powinna uwrażliwić na dobre zarządzanie nowymi nieruchomościami.

Miasta podejmują dziś wiele przedsięwzięć inwestycyjnych i przeobrażają dotychczasową przestrzeń miejską. Inwestycje przyspieszyły jeszcze bardziej wraz z przyznaniem Polsce i naszemu ukraińskiemu sąsiadowi organizacji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku.

Tak więc mamy remonty i budowę nowych połączeń komunikacyjnych, budowę obiektów sportowych i kulturalnych, rozbudowę lotnisk, budowę hoteli itd. Przestrzeń miejska zmienia się wokół nas nieustannie i dopasowuje się do rozwoju społecznego i ekonomicznego. Nowe inwestycje cieszą, ale co ze starszymi zabudowaniami?

Zdegradowane dzielnice staromiejskie, blokowiska, obszary powojskowe i poprzemysłowe też zasługują na szczególną uwagę. Dzielnice staromiejskie to skupiska pięknych i często zabytkowych kamienic. Trudno jednak dziś dostrzec w nich piękno. Widzi się raczej brudne, odrapane i niszczejące ściany, które odrywają spojrzenie od wyjątkowych zdobień. Blokowiska straszą z kolei swoją szarością, ciasnotą i brakiem estetyki, a na terenach poprzemysłowych i powojskowych od wielu lat nic się nie dzieje. To wszystko wpływa na wizerunek miast. Miast, które dzięki nowym inwestycjom są coraz bardziej nowoczesne. Ale to tylko jedno ich oblicze.

Renowacyjne działania kamienic podejmowane są w polskich miastach od kilku lat. Jak na razie ich efekty widoczne są tylko w promieniu ścisłego centrum, a nawet wyłącznie w samym rynku miasta. Sytuacja ta obrazuje, jak wiele jeszcze działań w tym zakresie musi zostać podjętych, by stare zabudowania mogły odzyskać dawny blask.

Coraz częściej procesom odnowy poddawane są też osiedla wielkopłytowe. Ma to poprawić jakość i poziom życia mieszkańców. Przede wszystkim jednak chociaż częściowo przywrócić atrakcyjność zamieszkiwania na nich i zatrzymać pracujące i młode rodziny „rozwojowych”, których odpływ może oznaczać dla osiedla stagnację.

Stanowiące niegdyś główne miejsca zatrudnienia mieszkańców regionów ośrodki przemysłowe dziś w większości są już niefunkcjonalne. Drzemiący w nich potencjał jest jednak bardzo duży – mogą zostać przekształcone na kompleksy handlowo-rozrywkowe, muzea, galerie sztuki czy luksusowe apartamenty.

Zapotrzebowanie na nowe obiekty, zarówno mieszkalne, jak i komercyjne jest duże. Oby te, które teraz powstają nie zaczęły odstraszać za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Zasada „lepiej zapobiegać, niż leczyć” powinna być stosowana także w przypadku nieruchomości. Wtedy niszczejące zabudowania nie będą stanowiły takiego problemu, z jakim dziś mamy do czynienia. Na razie jednak wielkim wyzwaniem jest uzdrowienie kamienic i blokowisk, a także zagospodarowanie niefunkcjonalnych już dziś obiektów.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Ceny transakcyjne mieszkań: jest ruch w interesie

Zgodnie z oczekiwaniami czerwiec przedłużył dobrą passę na rynku mieszkaniowym jeśli chodzi o liczbę przeprowadzanych transakcji. Ceny pozostają stabilne.

Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli – wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.

Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.

Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. – Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków – mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.

W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.

Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program „Rodzina na swoim”, w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.

Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.

PROGNOZA

Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.

Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.

W porównaniu do drugiego kwartału 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).

NASZE DANE I NBP

W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

Emil Szweda, Bernard Waszczyk – analitycy Open Finance
Współpraca: Home Broker

jn

źródło: inwestycje.pl

Ceny transakcyjne mieszkań: jest ruch w interesie

Zgodnie z oczekiwaniami czerwiec przedłużył dobrą passę na rynku mieszkaniowym jeśli chodzi o liczbę przeprowadzanych transakcji. Ceny pozostają stabilne.

Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli – wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.

Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.

Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. – Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków – mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.

W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.

Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program „Rodzina na swoim”, w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.

Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.

PROGNOZA

Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.

Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.

W porównaniu do drugiego kwartału 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).

NASZE DANE I NBP

W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

Emil Szweda, Bernard Waszczyk – analitycy Open Finance
Współpraca: Home Broker

jn

źródło: inwestycje.pl

G8: Nowa waluta zamiast dolara?

Zastąpienie dolara inną walutą rezerwową może być jedną z kwestii, jakimi zajmą się przywódcy państw grupy G8 podczas rozpoczynającego się szczytu we Włoszech. Zdaniem ekonomistów, takiej dyskusji sprzyjają problemy amerykańskiej gospodarki.

Eksperci uważają jednak, że taki scenariusz, przynajmniej w najbliższych latach, nie zostanie zrealizowany. Główny ekonomista Citibanku Piotr Kalisz zwraca uwagę, że ostatnimi działaniami Amerykanie sami podważają znaczenie swojej waluty. Dzieje się tak zwłaszcza z powodu drukowania dolarów w celu walki z kryzysem. Taki krok powoduje obawy inwestorów i banków centralnych o możliwy spadek wartości amerykańskiej waluty. Jednak główny ekonomista ING Banku Śląskiego Mateusz Szczurek przypomina, że ewentualna zmiana waluty rezerwowej jest procesem długotrwałym i nie wystarczy, że jakaś organizacja podejmie taką decyzję. Eksperci dodają, że nagłe pozbywanie się oszczędności w dolarach amerykańskich nie leży w interesie banków centralnych, ponieważ wówczas ich straty byłyby znaczne. Zwracają też uwagę na trudności w szybkiej zmianie struktury portfeli inwestycyjnych. Ekonomiści przyznają jednak, że w razie przeciągających się problemów gospodarki USA kwestia zmiany waluty rezerwowej coraz częściej będzie podnoszona. Zdetronizowanego dolara może wówczas zastąpić euro, sztuczna waluta SDR stworzona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy lub nowa regionalna waluta, która w najbliższym czasie może powstać w Azji.

IAR

js

źródło: inwestycje.pl

G8: Nowa waluta zamiast dolara?

Zastąpienie dolara inną walutą rezerwową może być jedną z kwestii, jakimi zajmą się przywódcy państw grupy G8 podczas rozpoczynającego się szczytu we Włoszech. Zdaniem ekonomistów, takiej dyskusji sprzyjają problemy amerykańskiej gospodarki.

Eksperci uważają jednak, że taki scenariusz, przynajmniej w najbliższych latach, nie zostanie zrealizowany. Główny ekonomista Citibanku Piotr Kalisz zwraca uwagę, że ostatnimi działaniami Amerykanie sami podważają znaczenie swojej waluty. Dzieje się tak zwłaszcza z powodu drukowania dolarów w celu walki z kryzysem. Taki krok powoduje obawy inwestorów i banków centralnych o możliwy spadek wartości amerykańskiej waluty. Jednak główny ekonomista ING Banku Śląskiego Mateusz Szczurek przypomina, że ewentualna zmiana waluty rezerwowej jest procesem długotrwałym i nie wystarczy, że jakaś organizacja podejmie taką decyzję. Eksperci dodają, że nagłe pozbywanie się oszczędności w dolarach amerykańskich nie leży w interesie banków centralnych, ponieważ wówczas ich straty byłyby znaczne. Zwracają też uwagę na trudności w szybkiej zmianie struktury portfeli inwestycyjnych. Ekonomiści przyznają jednak, że w razie przeciągających się problemów gospodarki USA kwestia zmiany waluty rezerwowej coraz częściej będzie podnoszona. Zdetronizowanego dolara może wówczas zastąpić euro, sztuczna waluta SDR stworzona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy lub nowa regionalna waluta, która w najbliższym czasie może powstać w Azji.

IAR

js

źródło: inwestycje.pl

Ekonomiści: złoty zyska do końca roku

Pod koniec roku złoty powinien się umocnić. Euro może kosztować około 4 zł. Resort finansów powinien się pospieszyć z wymianą środków z UE, jeśli chce zwiększyć dochody budżetu.

Zdaniem ekspertów złoty dziś jest niedowartościowany. Wczoraj na rynku za euro płacono około 4,40 zł. Rozmówcy GP uważają, że wraz ze stopniowym uspokajaniem się sytuacji na rynku inwestorzy coraz przychylniej będą patrzeć na aktywa w takich krajach, jak Polska, które względnie dobrze radzą sobie z kryzysem.

– Euro powinno pod koniec roku kosztować około 4,15 zł. Najtrudniejsze rynkowo czasy chyba już minęły – ocenia Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.

– Na początku tego roku było wiele obaw, czy Polska poradzi sobie z kryzysem. Dziś, gdy mamy zapewnione finansowanie, mamy umowę pożyczki z MFW i są chętni na nasze obligacje, najczarniejsze scenariusze coraz rzadziej są brane pod uwagę. Inwestorzy coraz częściej będą szukać bardziej rentownych instrumentów, akceptując większe ryzyko – dodaje.

Według Marka Wołosa, analityka TMS Brokers, to, że rynek spokojnie przyjął projekt nowelizacji budżetu, to dobry znak.

– Nasza gospodarka na tle innych wygląda dobrze. Najważniejsze, że poprawia się saldo na rachunku obrotów bieżących, zmniejsza się nierównowaga zewnętrzna. Złoty może zyskać – nawet do 3,90 za euro na koniec roku – mówi.

Ekspertów nie dziwi więc zapowiedź Ministerstwa Finansów, że będzie ono starało się wymienić środki z UE po obecnym, korzystnym kursie. Osłabienie złotego pozwoliło ministerstwu na nowo oszacować wartość potencjalnych dochodów z UE. Zgodnie z projektem nowelizacji wyniosą one ponad 41,7 md zł – czyli o prawie 8,2 mld zł więcej, niż zapisano w ustawie budżetowej.

Żeby ten plan się powiódł, MF musi się jednak pospieszyć z wymianą.

– Optymalnym czasem na to jest III kwartał. Mieliśmy w ubiegłym tygodniu przykład tego, co z kursem może zrobić zmiana awersji do ryzyka. Jeśli nastąpi silny wzrost apetytu na ryzyko – a tego spodziewamy się w IV kwartale – przejście z 4,5 do 4,15 zł za euro może trwać tydzień – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista InvestBanku. I dodaje, że nie ma powodów, aby resort nie wymieniał funduszy europejskich na rynku.

O tym, że resort zdecyduje się na wymianę środków w NBP, przekonany jest Jacek Wiśniewski.

– Operacja będzie miała znikomy wpływ na rynek. Co nie znaczy, że broń w postaci środków unijnych, po jaką sięgnęło MF w lutym, nigdy już nie zostanie użyta – mówi.

Ministerstwo nie określiło dokładnie, jak zamierza zamienić euro na złote. Po wczorajszych wypowiedziach wiceministra finansów Dominika Radziwiłła można sądzić, że skłania się ku wariantowi wymiany w banku centralnym.

– Wydaje się, że nie ma już potrzeby wymieniać funduszy na rynku, by stabilizować złotego – powiedział w rozmowie z agencją Reuters. I dodał, że MF nigdy nie chciało być aktywnym graczem na rynku.


Marek Chądzyński

Ekonomiści: złoty zyska do końca roku

Pod koniec roku złoty powinien się umocnić. Euro może kosztować około 4 zł. Resort finansów powinien się pospieszyć z wymianą środków z UE, jeśli chce zwiększyć dochody budżetu.

Zdaniem ekspertów złoty dziś jest niedowartościowany. Wczoraj na rynku za euro płacono około 4,40 zł. Rozmówcy GP uważają, że wraz ze stopniowym uspokajaniem się sytuacji na rynku inwestorzy coraz przychylniej będą patrzeć na aktywa w takich krajach, jak Polska, które względnie dobrze radzą sobie z kryzysem.

– Euro powinno pod koniec roku kosztować około 4,15 zł. Najtrudniejsze rynkowo czasy chyba już minęły – ocenia Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.

– Na początku tego roku było wiele obaw, czy Polska poradzi sobie z kryzysem. Dziś, gdy mamy zapewnione finansowanie, mamy umowę pożyczki z MFW i są chętni na nasze obligacje, najczarniejsze scenariusze coraz rzadziej są brane pod uwagę. Inwestorzy coraz częściej będą szukać bardziej rentownych instrumentów, akceptując większe ryzyko – dodaje.

Według Marka Wołosa, analityka TMS Brokers, to, że rynek spokojnie przyjął projekt nowelizacji budżetu, to dobry znak.

– Nasza gospodarka na tle innych wygląda dobrze. Najważniejsze, że poprawia się saldo na rachunku obrotów bieżących, zmniejsza się nierównowaga zewnętrzna. Złoty może zyskać – nawet do 3,90 za euro na koniec roku – mówi.

Ekspertów nie dziwi więc zapowiedź Ministerstwa Finansów, że będzie ono starało się wymienić środki z UE po obecnym, korzystnym kursie. Osłabienie złotego pozwoliło ministerstwu na nowo oszacować wartość potencjalnych dochodów z UE. Zgodnie z projektem nowelizacji wyniosą one ponad 41,7 md zł – czyli o prawie 8,2 mld zł więcej, niż zapisano w ustawie budżetowej.

Żeby ten plan się powiódł, MF musi się jednak pospieszyć z wymianą.

– Optymalnym czasem na to jest III kwartał. Mieliśmy w ubiegłym tygodniu przykład tego, co z kursem może zrobić zmiana awersji do ryzyka. Jeśli nastąpi silny wzrost apetytu na ryzyko – a tego spodziewamy się w IV kwartale – przejście z 4,5 do 4,15 zł za euro może trwać tydzień – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista InvestBanku. I dodaje, że nie ma powodów, aby resort nie wymieniał funduszy europejskich na rynku.

O tym, że resort zdecyduje się na wymianę środków w NBP, przekonany jest Jacek Wiśniewski.

– Operacja będzie miała znikomy wpływ na rynek. Co nie znaczy, że broń w postaci środków unijnych, po jaką sięgnęło MF w lutym, nigdy już nie zostanie użyta – mówi.

Ministerstwo nie określiło dokładnie, jak zamierza zamienić euro na złote. Po wczorajszych wypowiedziach wiceministra finansów Dominika Radziwiłła można sądzić, że skłania się ku wariantowi wymiany w banku centralnym.

– Wydaje się, że nie ma już potrzeby wymieniać funduszy na rynku, by stabilizować złotego – powiedział w rozmowie z agencją Reuters. I dodał, że MF nigdy nie chciało być aktywnym graczem na rynku.


Marek Chądzyński

Nowy PIT za prywatne jazdy firmowym autem

"Gazeta Prawna" pisze, że Ministerstwo Finansów pracuje nad projektem zmian w podatku PIT, które wprowadzą opodatkowanie samochodów firmowych używanych prywatnie.

Zgodnie z założeniem pracodawca dopisze do miesięcznych przychodów pracownika, który używa auta do celów prywatnych 0,5 procent wartości samochodu. Gdy firma nie będzie w stanie określić takiego pracownika sama zapłaci podatek, zwiększając swój przychód o jeden procent wartości auta.

Doradca podatkowy Anna Misiak ostrzega, że wprowadzenie odgórnie mechanizmu obowiązkowego odprowadzania podatku z tytułu samego faktu posiadania samochodu służbowego dla wielu pracowników może oznaczać zwiększenie obciążeń podatkowych poprzez zmniejszenie pensji netto.

IAR

źródło: onet.pl

Nowy PIT za prywatne jazdy firmowym autem

"Gazeta Prawna" pisze, że Ministerstwo Finansów pracuje nad projektem zmian w podatku PIT, które wprowadzą opodatkowanie samochodów firmowych używanych prywatnie.

Zgodnie z założeniem pracodawca dopisze do miesięcznych przychodów pracownika, który używa auta do celów prywatnych 0,5 procent wartości samochodu. Gdy firma nie będzie w stanie określić takiego pracownika sama zapłaci podatek, zwiększając swój przychód o jeden procent wartości auta.

Doradca podatkowy Anna Misiak ostrzega, że wprowadzenie odgórnie mechanizmu obowiązkowego odprowadzania podatku z tytułu samego faktu posiadania samochodu służbowego dla wielu pracowników może oznaczać zwiększenie obciążeń podatkowych poprzez zmniejszenie pensji netto.

IAR

źródło: onet.pl

Bogaci nie uratują budżetu

Powrót 40-procentowej stawki PIT to tylko około miliarda złotych dodatkowych pieniędzy dla państwowej kasy. Podwyżka do 50 procent teoretycznie dałaby 2,3 miliarda złotych - wynika z szacunków Money.pl.

Rząd Donalda Tuska szuka pieniędzy na załatanie rosnącej dziury w państwowej kasie. Tegoroczny budżet wczoraj już znowelizował. Jednym z pomysłów na zwiększenie dochodów państwa w kolejnych latach jest podniesienie podatków tym Polakom, którzy zarabiają najlepiej.

Jeżeli uda się przekonać prezydenta, aby podpisał ustawę lub zebrać odpowiednie poparcie w Sejmie do odrzucenia ewentualnego weta - od przyszłego roku najbogatsi zamiast - tak jak w tym roku - 32 proc. znów mogą płacić 40 proc. podatków.

Ile zyskałby na tym budżet? Z szacunków Money.pl wynika, że z tego źródła wielkich pieniędzy nie będzie.

Według najwyższej stawki  - jak wynika z danych Ministerstwa Finansów - rozlicza się zaledwie co setny podatnik. To nieco ponad 200 tysięcy Polaków.

Statystyczny Polak, który płaci najwyższy podatek dochodowy zarabia dziś około 160 tysięcy złotych rocznie.  W tym roku - dzięki obniżeniu najwyższej stawki podatkowej do 32 procent i zlikwidowaniu drugiego progu podatkowego - odda fiskusowi 34 tysiące złotych. To o tysiąc złotych mniej niż rok wcześniej.

W efekcie - jak wynika z szacunków Money.pl - fiskus zabierze w tym roku wszystkim najbogatszym Polakom nieco ponad 7 miliardów złotych. W 2008 roku - gdy obowiązywała stawka 40 proc. - było to około 7,4 miliarda.

Nawet dodatkowe dwa miliardy złotych - a tyle dodatkowych pieniędzy pojawiłoby się, gdyby rząd skorzystał z doświadczeń brytyjskich i podniósł najwyższą stawkę do 50 proc. - w skali budżetu nie wydają się kwotą oszałamiającą. Zbliżoną można uzyskać z dywidendy dużej spółki Skarbu Państwa albo z prywatyzacji jednego przedsiębiorstwa.

Teoretycznie znacznie więcej można by uzyskać przywracając drugi próg podatkowy. Według szacunków Jacka Rostowskiego dałoby to około 8 miliardów złotych. Tyle, że na taki ruch nie zgodzi się ani sejmowa opozycja, ani prezydent.

 

źródło: money.pl

Bogaci nie uratują budżetu

Powrót 40-procentowej stawki PIT to tylko około miliarda złotych dodatkowych pieniędzy dla państwowej kasy. Podwyżka do 50 procent teoretycznie dałaby 2,3 miliarda złotych - wynika z szacunków Money.pl.

Rząd Donalda Tuska szuka pieniędzy na załatanie rosnącej dziury w państwowej kasie. Tegoroczny budżet wczoraj już znowelizował. Jednym z pomysłów na zwiększenie dochodów państwa w kolejnych latach jest podniesienie podatków tym Polakom, którzy zarabiają najlepiej.

Jeżeli uda się przekonać prezydenta, aby podpisał ustawę lub zebrać odpowiednie poparcie w Sejmie do odrzucenia ewentualnego weta - od przyszłego roku najbogatsi zamiast - tak jak w tym roku - 32 proc. znów mogą płacić 40 proc. podatków.

Ile zyskałby na tym budżet? Z szacunków Money.pl wynika, że z tego źródła wielkich pieniędzy nie będzie.

Według najwyższej stawki  - jak wynika z danych Ministerstwa Finansów - rozlicza się zaledwie co setny podatnik. To nieco ponad 200 tysięcy Polaków.

Statystyczny Polak, który płaci najwyższy podatek dochodowy zarabia dziś około 160 tysięcy złotych rocznie.  W tym roku - dzięki obniżeniu najwyższej stawki podatkowej do 32 procent i zlikwidowaniu drugiego progu podatkowego - odda fiskusowi 34 tysiące złotych. To o tysiąc złotych mniej niż rok wcześniej.

W efekcie - jak wynika z szacunków Money.pl - fiskus zabierze w tym roku wszystkim najbogatszym Polakom nieco ponad 7 miliardów złotych. W 2008 roku - gdy obowiązywała stawka 40 proc. - było to około 7,4 miliarda.

Nawet dodatkowe dwa miliardy złotych - a tyle dodatkowych pieniędzy pojawiłoby się, gdyby rząd skorzystał z doświadczeń brytyjskich i podniósł najwyższą stawkę do 50 proc. - w skali budżetu nie wydają się kwotą oszałamiającą. Zbliżoną można uzyskać z dywidendy dużej spółki Skarbu Państwa albo z prywatyzacji jednego przedsiębiorstwa.

Teoretycznie znacznie więcej można by uzyskać przywracając drugi próg podatkowy. Według szacunków Jacka Rostowskiego dałoby to około 8 miliardów złotych. Tyle, że na taki ruch nie zgodzi się ani sejmowa opozycja, ani prezydent.

 

źródło: money.pl

Dobra wiadomość dla osób, które chcą wybudować dom.

Można budować bliżej działki sąsiada. Będzie można wybudować dom, stawiając ścianę bez drzwi i okien nawet 1,5 m od sąsiedniej działki lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy.

Od dziś dom i garaż można budować bliżej nieruchomości sąsiada. Deweloperzy i właściciele małych działek w mieście na pewno skorzystają z możliwości, które daje im wchodzące w życie rozporządzenie ministra infrastruktury. Przepisy te umożliwią inwestorom budowanie najgęściej jak to możliwe, czyli nawet w odległości 1,5 m od granicy lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z ustaleń planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Możliwe będzie także postawienie domku jednorodzinnego bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką, jeżeli będzie on przylegał całą powierzchnią swojej ściany do budynku istniejącego na sąsiedniej działce lub do ściany budynku projektowanego, dla którego istnieje ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę. Warunkiem będzie to, by jego część leżąca w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy działki miała długość i wysokość nie większa niż budynek istniejący lub planowany.

Możliwa stała się rozbudowa domu usytuowanego nie bliżej niż 1,5 m od sąsiada (jeżeli w pasie szerokości 3 m wzdłuż granicy zostaną zachowane dotychczasowe wymiary budowli), a także nadbudowa (najwyżej o jedną kondygnację). W ścianie dostawionej w odległości mniejszej niż 4 m nie może być jednak ani okien, ani drzwi. Poszanowanie praw właścicieli sąsiednich działek ma gwarantować nadanie tym zagrożonym brakiem przestrzeni i światła sąsiadom przymiotu strony w postępowaniu o pozwolenie na budowę.

Rozporządzenie ministra infrastruktury z 12 marca 2009 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz.U. nr 56, poz. 461).

Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk

 

Dobra wiadomość dla osób, które chcą wybudować dom.

Można budować bliżej działki sąsiada. Będzie można wybudować dom, stawiając ścianę bez drzwi i okien nawet 1,5 m od sąsiedniej działki lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy.

Od dziś dom i garaż można budować bliżej nieruchomości sąsiada. Deweloperzy i właściciele małych działek w mieście na pewno skorzystają z możliwości, które daje im wchodzące w życie rozporządzenie ministra infrastruktury. Przepisy te umożliwią inwestorom budowanie najgęściej jak to możliwe, czyli nawet w odległości 1,5 m od granicy lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z ustaleń planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Możliwe będzie także postawienie domku jednorodzinnego bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką, jeżeli będzie on przylegał całą powierzchnią swojej ściany do budynku istniejącego na sąsiedniej działce lub do ściany budynku projektowanego, dla którego istnieje ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę. Warunkiem będzie to, by jego część leżąca w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy działki miała długość i wysokość nie większa niż budynek istniejący lub planowany.

Możliwa stała się rozbudowa domu usytuowanego nie bliżej niż 1,5 m od sąsiada (jeżeli w pasie szerokości 3 m wzdłuż granicy zostaną zachowane dotychczasowe wymiary budowli), a także nadbudowa (najwyżej o jedną kondygnację). W ścianie dostawionej w odległości mniejszej niż 4 m nie może być jednak ani okien, ani drzwi. Poszanowanie praw właścicieli sąsiednich działek ma gwarantować nadanie tym zagrożonym brakiem przestrzeni i światła sąsiadom przymiotu strony w postępowaniu o pozwolenie na budowę.

Rozporządzenie ministra infrastruktury z 12 marca 2009 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz.U. nr 56, poz. 461).

Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk

 

Gdzie się podział jeden procent naszego podatku?

Opóźnienia w przekazywaniu pieniędzy organizacjom pożytku publicznego wynikają z trudności biurokratycznych - tłumaczy minister finansów Jacek Rostowski. Stowarzyszenia i fundacje, które nie dostały jeszcze ani złotówki z procenta podatku, jaki przekazaliśmy im w naszych PIT-ach skarżą się, że bez tego nie mogą normalnie funkcjonować.

Na razie nie wiadomo, kiedy pieniądze do organizacji pożytku publicznego trafią. Do tej pory sprawa była zamykana w sierpniu. Teraz jednak minister Rostowski nie chce podawać żadnych konkretnych terminów: W tej chwili nie wiem. Na pewno jest to dla nas bardzo ważne, żeby szybko te środki zostały przekazane.

Nie stanie się to jednak szybko. Przekazaliśmy znacznie więcej pieniędzy niż w latach ubiegłych i ich przesłanie wymaga więcej czasu. Po drugie, jak mówi minister Rostowski: Organizacje także prosiły o to, żeby przekazywać np. nazwiska ofiarodawców, co oczywiście wymaga dodatkowych czynności. A tego urzędnicy jak wiadomo wyjątkowo nie lubią. Podsumowując: nie przekazujesz jednego procenta z PIT - jest źle; przekazujesz - jeszcze gorzej.

Wszystko wskazuje na to, że minister postanowił załatać sobie dziurę budżetową przetrzymując je trochę dłużej, dlatego że one nie spływają. W zeszłym roku, w tym okresie mieliśmy już połowę pieniędzy. W tym roku nie mamy nawet promila - mówi prezes fundacji Jaś i Małgosia Tomasz Michałowicz. Jak dodaje, problem jest olbrzymi, ponieważ w placówce już powinien trwać remont. We wrześniu przyjmuje ona kilka osób niepełnosprawnych do szkoły.

źródło: interia.pl

Gdzie się podział jeden procent naszego podatku?

Opóźnienia w przekazywaniu pieniędzy organizacjom pożytku publicznego wynikają z trudności biurokratycznych - tłumaczy minister finansów Jacek Rostowski. Stowarzyszenia i fundacje, które nie dostały jeszcze ani złotówki z procenta podatku, jaki przekazaliśmy im w naszych PIT-ach skarżą się, że bez tego nie mogą normalnie funkcjonować.

Na razie nie wiadomo, kiedy pieniądze do organizacji pożytku publicznego trafią. Do tej pory sprawa była zamykana w sierpniu. Teraz jednak minister Rostowski nie chce podawać żadnych konkretnych terminów: W tej chwili nie wiem. Na pewno jest to dla nas bardzo ważne, żeby szybko te środki zostały przekazane.

Nie stanie się to jednak szybko. Przekazaliśmy znacznie więcej pieniędzy niż w latach ubiegłych i ich przesłanie wymaga więcej czasu. Po drugie, jak mówi minister Rostowski: Organizacje także prosiły o to, żeby przekazywać np. nazwiska ofiarodawców, co oczywiście wymaga dodatkowych czynności. A tego urzędnicy jak wiadomo wyjątkowo nie lubią. Podsumowując: nie przekazujesz jednego procenta z PIT - jest źle; przekazujesz - jeszcze gorzej.

Wszystko wskazuje na to, że minister postanowił załatać sobie dziurę budżetową przetrzymując je trochę dłużej, dlatego że one nie spływają. W zeszłym roku, w tym okresie mieliśmy już połowę pieniędzy. W tym roku nie mamy nawet promila - mówi prezes fundacji Jaś i Małgosia Tomasz Michałowicz. Jak dodaje, problem jest olbrzymi, ponieważ w placówce już powinien trwać remont. We wrześniu przyjmuje ona kilka osób niepełnosprawnych do szkoły.

źródło: interia.pl

Po ile "chodzą" mieszkania?

Zgodnie z oczekiwaniami, czerwiec przedłużył dobrą passę na rynku mieszkaniowym jeśli chodzi o liczbę przeprowadzanych transakcji. Ceny pozostają stabilne.

Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli - wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.

Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.

Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. - Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków - mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.

W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.

Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program "Rodzina na swoim", w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.

Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.

PROGNOZA

Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.

Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.

W porównaniu z drugim kwartałem 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).

DANE NASZE I NBP

W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

Porównanie cen transakcyjnych Open Finance i Narodowego Banku Polskiego za I kw. 2009 r. Źródło: NBP, Open Finance

Emil Szweda, Bernard Waszczyk - analitycy Open Finance

Po ile "chodzą" mieszkania?

Zgodnie z oczekiwaniami, czerwiec przedłużył dobrą passę na rynku mieszkaniowym jeśli chodzi o liczbę przeprowadzanych transakcji. Ceny pozostają stabilne.

Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli - wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.

Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.

Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. - Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków - mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.

W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.

Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program "Rodzina na swoim", w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.

Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.

PROGNOZA

Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.

Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.

W porównaniu z drugim kwartałem 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).

DANE NASZE I NBP

W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

Porównanie cen transakcyjnych Open Finance i Narodowego Banku Polskiego za I kw. 2009 r. Źródło: NBP, Open Finance

Emil Szweda, Bernard Waszczyk - analitycy Open Finance

Złoty sposób?

Czy poprzez inwestowanie w złoto można zabezpieczyć swój majątek przed utratą wartości także w dobie obecnego kryzysu gospodarczego na świecie? Na powyższe pytanie trudno jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ pociąga ono za sobą natychmiast kolejne pytania. W jaką postać złota należy inwestować? Gdzie je kupić i jak je przechowywać? Jakie w ogóle konsekwencje dla poszczególnych inwestorów ma obecny kryzys finansowy i gospodarczy?
Już odpowiedź na pierwsze pytanie wskazuje na wiele możliwości inwestowania na rynku złota. Można mianowicie kupować sztabki złota, złote monety, złotą biżuterię, certyfikaty inwestycyjne lub jednostki uczestnictwa funduszy inwestujących w złoto, akcje kopalń złota bądź producentów biżuterii itp. Ze względu na fizyczne właściwości złota i jego cechy jako składnika majątku, w okresie kryzysu gospodarczego zwiększa się zainteresowanie inwestorów złotem. Warto rozpatrzyć mocne i słabe strony bezpośredniego i pośredniego inwestowania w złoto.

Historia

Złoto towarzyszy ludzkości od co najmniej 6-7 tysięcy lat, będąc synonimem bogactwa i pełniąc istotne funkcje gospodarcze i kulturowe. Prawie we wszystkich starożytnych kulturach złotu przypisywano magiczną siłę, bardzo ceniono sobie wszelkie ozdoby ze złota, które wkładano także zmarłym do grobu. Złoto było jednym z darów, które w pokłonie Dzieciątku Jezus złożyli trzej królowie. Jako powszechnie cenione dobro już w czasach antycznych złoto, początkowo w postaci kawałków kruszcu, a od VI w. przed naszą erą w formie monet, funkcjonowało w charakterze pieniądza, istotnie ułatwiając wymianę handlową. Należy podkreślić, że proces monetyzacji złota, który wówczas się rozpoczął, trwał aż do wybuchu I wojny światowej, a w ograniczonej postaci jeszcze dłużej – do lat siedemdziesiątych XX w., kiedy ostatecznie załamał się system dewizowo- złotowy oparty na wymienialności dolara na złoto. Obecnie złoto nie pełni już funkcji monetarnych z wyjątkiem funkcji środka tezauryzacji. Oprócz funkcji tezauryzacyjnej złoto jako cenny i występujący w ograniczonej ilości na świecie metal pełni wiele istotnych funkcji w życiu gospodarczym i społecznym:
- jest luksusowym dobrem przyjmującym postać wyrobów jubilerskich;
- służy jako cenny surowiec w przemyśle elektronicznym, chemicznym, farmaceutycznym, dentystycznym i spożywczym;
- dzięki swoim walorom estetycznym i właściwościom plastycznym (z 1 g złota można zrobić 3 km drutu lub 0,5 m2 złotej folii – doskonale nadaje się do zdobienia kopuł kościołów, rzeźb, ołtarzy itp.).
Złoto dzięki odporności na korozję, ogień i wodę praktycznie jest niezniszczalne. Szacuje się, że od momentu odkrycia złota ludzkość wykopała z ziemi lub wypłukała z mułu rzecznego łącznie około 160 tys. ton tego kruszcu. Z tej ilości 85 proc. jest nadal w jakiejś formie użytkowane, zaś reszta starła się na pył lub bezpowrotnie zaginęła. Znane dzisiaj złoża złota na naszej planecie zawierają szacunkowo około 50 tys. ton czystego kruszcu, z tego połowa znajduje się na południu Afryki.

Rezerwy

Roczne wydobycie złota na świecie w ostatnich pięciu latach wynosiło średnio 2209 ton, przy czym występował lekki trend spadkowy. Produkcja złota jest skoncentrowana w 12 krajach, na które przypada 2/3 światowego wydobycia żółtego kruszcu. W 2008 r. największymi producentami złota były następujące kraje: Chiny (292 t), USA (235 t), RPA (233 t), Australia (215 t) i Rosja (169 t). Z wydobycia pochodzi 60 proc. całej podaży złota, która w 2008 r. według danych World Gold Council w Genewie wynosiła 3468 ton. Reszta podaży złota pochodziła ze sprzedaży starego złota przez osoby prywatne i banki centralne oraz z odzysku z wyrobów przemysłowych (recycling).
Popyt na złoto w skali światowej w ubiegłym roku przewyższał podaż i wynosił 3659 ton. Ponad 2/3 oferowanego złota na świecie zużywa branża jubilerska, 17 proc. przemysł i branża medyczna, a 13 proc. nabywają banki i prywatni inwestorzy w formie złotych monet i sztabek.
Do największych nabywców złota na świecie należą Indie, na które przypada 20 proc. globalnego popytu na złoto, Chiny, USA, Włochy, Turcja, Rosja i państwa znad Zatoki Perskiej.

Złoto jest bardzo cenionym środkiem tezauryzacji bogactwa, tak przez osoby prywatne, jak i instytucje oficjalne. W złocie banki centralne tradycyjnie przetrzymują część swoich rezerw dewizowych. Łącznie w skarbcach banków centralnych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego znajduje się około 30 tys. ton złota. Największymi rezerwami złota dysponują Stany Zjednoczone (ponad 8 tys. ton). Na drugim miejscu pod względem wielkości rezerw dewizowych w złocie znajdują się Niemcy (ponad 3,4 tys. ton). Kolejne miejsca zajmują MFW (3,2 tys. t), Francja (2,5 tys. t) i Włochy (2,5 tys. t). Stosunkowo dużymi rezerwami złota, mimo upłynnienia na początku obecnego wieku ponad połowy posiadanego złota rezerwowego, dysponuje też Szwajcaria (według danych 2008 r. – 1040 ton). Ma to związek z obowiązującym w Szwajcarii do 2000 r. wymogiem pokrycia w złocie przynajmniej w 25 proc. wszystkich będących w obiegu banknotów. Szwajcarskie rezerwy złota są najwyższe na świecie w przeliczeniu na 1 mieszkańca i wynoszą ponad 100 g, czyli prawie 3 razy tyle co w bogatych w rezerwy złota takich krajach jak Niemcy, Francja i Włochy. Na tle tych krajów polskie oficjalne rezerwy dewizowe w złocie (nieznacznie ponad 100 ton) są skromne.

Należy zaznaczyć, że większość państw (także Polska) znaczną część swoich rezerw złota ze względów bezpieczeństwa przechowuje w skarbcach zagranicznych. Największym skarbcem na świecie są piwnice Banku Rezerwy Federalnej na Manhattanie, w których zdeponowane jest 550 tys. uncji złota należącego do 60 państw. Złoto rezerwowe przechowywane jest także w Forcie Knox w Appalachach. Bundesbank przechowuje swoje rezerwy złota w Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku, w Banku Anglii w Londynie i Banku Francji w Paryżu.

Dzisiaj już w żadnym kraju złoto będące w dyspozycji banku centralnego nie stanowi pokrycia dla waluty obiegowej, ale niewątpliwie stabilizuje kurs waluty krajowej na międzynarodowych rynkach walutowych i zwiększa zaufanie do niej kół biznesu. Rezerwy złota stanowią przede wszystkim dobre zabezpieczenie na wypadek jakichś zdarzeń losowych. Państwo bowiem poprzez sprzedaż złota może uzyskać środki finansowe na zakup za granicą dóbr, które mogą złagodzić skutki różnych katastrof. Jednakże mankamentem złota jako składnika rezerw dewizowych kraju jest to, że nie przynosi ono bieżących dochodów, poza pewnymi wpływami możliwymi do uzyskania z transakcji wypożyczenia złota zainteresowanym instytucjom.

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku banki centralne niektórych krajów rozwiniętych zaczęły wyprzedawać złoto ze swoich rezerw dewizowych. Doprowadziło to do spadku ceny złota na świecie z 400 dolarów za uncję trojańską (31,1g) na początku 1996 r. do 260 dolarów w maju 1999 r. Aby zapobiec dalszemu spadkowi ceny złota na rynkach międzynarodowych, 14 europejskich banków centralnych i Europejski Bank Centralny podpisały w 1999 r. Central Bank Gold Agreement (CBGA). Uzgodniły w nim, że sprzedaż złota z ich rezerw w okresie następnych 5 lat nie przekroczy 2000 ton. W efekcie cena złota na świecie wzrosła do poziomu 400 dolarów za uncję. Przedłużając CBGA na kolejne 5 lat, banki centralne ograniczyły roczną sprzedaż złota ze swoich zasobów do 500 ton rocznie. W wyniku wyprzedaży części złota przez banki centralne i wzrostu udziału innych walorów w strukturze rezerw dewizowych, złoto w 2006 r. stanowiło już tylko 10 proc. globalnych rezerw dewizowych, podczas gdy w 1980 r. 60 proc. Oczywiście istnieją kraje, w których wskaźnik ten jest wielokrotnie wyższy (np. złoto stanowi ponad 70 proc. rezerw dewizowych USA i ponad 60 proc. rezerw niemieckich, francuskich i włoskich) i jednocześnie kraje o bardzo niskim udziale złota w rezerwach dewizowych (np. Chiny, Japonia). Kraje z tej drugiej grupy – szczególnie Chiny, Rosja i Argentyna – systematycznie kupują złoto w celu zwiększenia jego udziału w rezerwach dewizowych. Stymuluje to wzrost ceny złota na rynkach międzynarodowych.

W rękach prywatnych

Złotem od zarania dziejów ludzkości żywo interesują się osoby prywatne, przeznaczając na jego zakup swoje oszczędności i gromadząc w nim majątek. Sprzyja temu niezniszczalność złota, jego walory estetyczne, łatwość upłynnienia na całym świecie i w każdym czasie lub zamiany na inne dobro materialne, a wysoki ciężar właściwy ułatwia przechowywanie złota i jego transport miejsca na miejsce. Dla wielu osób złoto stanowi żelazną rezerwę środków na czarną godzinę, a ponadto przez zamożniejsze osoby chętnie jest wykorzystywane do dywersyfikacji ryzyka portfela aktywów. Metal ten doskonale nadaje się na prezenty dla krewnych i przyjaciół z okazji świąt, ślubu i innych ważnych momentów w życiu ludzi. Nikt bowiem szybko nie pozbywa się prezentów ze złota i dlatego długo przypominają one obdarowanej osobie darczyńcę.
Szczególnie w Indiach i Chinach, gdzie żyje 40 proc. ludności świata, złoto jest bardzo pożądanym składnikiem majątku. Każdy względnie zamożny Hindus stara się posiadać pewną ilość złota jako zabezpieczenie na wypadek zdarzeń losowych. W Indiach trudno sobie wyobrazić wesele bez podarków ze złota. Zdarza się tam często, że podczas ceremonii ślubnej młoda para ustrojona jest od głowy do stóp w złotą biżuterię. W Indiach każdego roku odbywa się około 10 mln ślubów, co stwarza ogromny popyt na wyroby jubilerskie ze złota. Nie dziwi więc fakt, że Indie kupują 20 proc. oferowanego na rynkach złota.

Osoby prywatne mogą inwestować w złoto na wiele sposobów, kupując:
- złote monety,
- sztabki złota,
- certyfikaty inwestycyjne lub jednostki uczestnictwa funduszy inwestujących w złoto,
- akcje kopalń złota lub producentów biżuterii,
- kontrakty terminowe na złoto, opcje i inne instrumenty pochodne powiązane ze złotem.
 
Wybór konkretnej formy inwestycji zależy od indywidualnych preferencji inwestora w zakresie dywersyfikacji ryzyka portfela inwestycyjnego, płynności i od tego, czy inwestowanie w złoto ma stanowić swego rodzaju polisę na starość bądź „bezpieczną przystań”, czy też ma umożliwić uzyskanie dochodu ze wzrostu ceny instrumentu finansowego. W przypadku zakupu realnego złota należy uwzględnić koszty przechowywania kruszcu i ubezpieczenia przed kradzieżą. Ponieważ złoto nie przynosi dochodów w postaci odsetek, doradcy finansowi zalecają inwestorom, by w normalnych warunkach rynkowych inwestowali w złoto około 5-10 proc. całego majątku. Gdyby jednak na świecie miało nastąpić zaostrzenie kryzysu gospodarczego, połączone z drastycznym zwiększeniem się długu publicznego i nasileniem inflacji, to racjonalne byłoby zainwestowanie w złoto nawet 50 proc. wszystkich oszczędności.

Klienci indywidualni zainteresowani złotymi monetami mogą kupować monety różnych emitentów, o różnej wadze i różnej wartości w placówkach banku centralnego, w okienkach banków komercyjnych, kantorach i firmach handlujących złotem. Można też inwestować w monety poprzez aukcje internetowe (np. organizowane przez allegro.pl). Na świecie do najbardziej znanych złotych monet należą: krügerrandy z RPA, kanadyjskie meaple leaf, amerykańskie eagle, chińskie pandy, australijskie kangury i meksykańskie libertad. W Polsce w cenie są złote monety z wizerunkiem papieża Jana Pawła II. Ceny głównych monet nie różnią się istotnie, np. wszystkie monety o wadze 1 uncji (31,3 g) na początku czerwca 2009 r. kosztowały około 900 dolarów. Więcej trzeba zapłacić za monety upamiętniające ważne wydarzenia i o ograniczonej wielkości emisji, ale na nich też można zarobić nie tylko w wyniku wzrostu ceny rynkowej złota, ale także zwiększenia się wartości kolekcjonerskiej.

Sztabki złota, które z reguły ważą 1 kg lub 12,5 kg, dostępne są dla osób dysonujących większą gotówką. W naszym kraju Mennica Polska sprzedaje oprócz kilogramowych sztabek złota płytki o wadze od 5 do 500 g. Przy zakupie złota w postaci mniejszych jednostek wagowych trzeba jednak zapłacić wyższą marżę handlową.

Na rynku złota

Na rynkach międzynarodowych można nabyć także akcje kopalń złota i spółek z branży jubilerskiej. Ich kursy nie zależą tylko od ceny złota na świecie, ale także od takich czynników jak wysokość osiąganych przez spółkę zysków, koszty produkcji, jakość zarządzania spółką itp. Kursy tych akcji silniej się wahają niż ceny rynkowe złota. W Polsce dostępne są np. akcje spółki Kruk.

Inwestorzy prywatni mogą też nabywać certyfikaty inwestycyjne i jednostki otwartych funduszy inwestycyjnych inwestujących w złoto i akcje spółek producentów złota. Karierę na świecie robią fundusze złota notowane na giełdzie. W Polsce można inwestować za pośrednictwem funduszu Investor Gold FIZ.

Natomiast najbardziej zaawansowani inwestorzy i akceptujący większe ryzyko kupują kontrakty terminowe na złoto, opcje lub inne derywaty związane pośrednio lub bezpośrednio z ceną złota.

Dla osób inwestujących w złoto, w przeciwieństwie do innych inwestorów, większe znaczenie niż uzyskiwanie wysokiej stopy zwrotu z zainwestowanego kapitału ma kwestia bezpieczeństwa, która jest szczególnie ważna w okresie zaburzeń na rynkach finansowych i różnych innych zawirowań na świecie. Dlatego zawsze w czasach niespokojnych wzrasta zainteresowanie lokowaniem oszczędności na rynku złota. W dobie kryzysu, także tego, z którym aktualnie boryka się światowa gospodarka, przewaga złota nad instrumentami rynku kapitałowego i lokatami bankowymi, a nawet nieruchomościami jest niekwestionowana. Gdy upada przedsiębiorstwo, wyemitowane przez nie akcje i obligacje stają się bezwartościowe. W czasie wojny czy rewolucji tracą wartość także obligacje skarbowe i nie sposób odzyskać środki ulokowane w bankach. W okresie zaburzeń politycznych i społecznych można również utracić nieruchomość. Natomiast złoto w małej objętości uosabia dużą wartość, można zatem je łatwo przechować lub przewieźć w bezpieczne miejsce. Ludzie zatem uciekają się do złota, które pozwala im również w trudnych czasach zabezpieczyć w znacznym stopniu wartość posiadanego majątku.

Mimo swych zalet, złoto nie jest idealnym środkiem lokowania oszczędności. Paul Samuelson pisał, że nie ma sensu wydobywanie złota z głębokich kopalń, aby potem ten drogi kruszec przechowywać latami w podziemnych skarbcach banków centralnych. J.M. Keynes nazwał złoto „barbarzyńskim reliktem przeszłości”. Jednocześnie wielu ekonomistów podkreśla stabilizujący wpływ złota na gospodarkę światową, zarówno w dobrych, jak i złych czasach. Wskazuje się też na to, że złotem nie można manipulować tak jak pieniądzem papierowym, czy nawet papierami wartościowymi. Zabezpiecza ono zatem lepiej przed inflacją niż inne instrumenty rynku finansowego.

Ceny

Każdą ilość złota można sprzedać na świecie, ale po cenie nie zawsze satysfakcjonującej właściciela żółtego kruszcu. Ceny złota kształtują się pod wpływem podaży i popytu na rynkach międzynarodowych oraz czynników psychologicznych, podlegając wahaniom. Podaż złota jest sztywna, natomiast popyt wykazuje tendencję wzrostową, co powoduje wzrost ceny złota w dłuższym okresie. Jednakże w krótkim czasie, na skutek czynników psychologicznych, wzrostu kursu dolara do innych walut, spadku cen ropy naftowej, drastycznego pogorszenia się koniunktury gospodarczej w krajach tradycyjnie kupujących duże ilości złota i innych czynników może dochodzić do spadku ceny złota na rynku światowym.

O ile latem 2000 r. uncja złota kosztowała 273 dolary, to w sierpniu 2005 r. już 517 dolarów, a w marcu 2008 r. przekroczyła poziom 1000 dolarów. W październiku i listopadzie 2008 r. cena złota obniżyła się do około 700 dolarów, ale już w lutym 2009 r. osiągnęła szczytowy poziom 1006 dolarów za uncję, zaś w czerwcu 2009 r. oscylowała koło 950 dolarów za uncję (zob. rys. 1).
Złoto nie straciło swego blasku. Stanowi ono istotną część światowych rezerw dewizowych i aktywów zamożnych osób prywatnych. Posiadanie złota w określonej ilości przez bank centralny wzbudza zaufanie do pieniądza krajowego i stanowi dobre zabezpieczenie na wypadek wystąpienia nieoczekiwanych zaburzeń politycznych i gospodarczych. Z jednej strony kryzys finansowy i recesja w krajach rozwiniętych oraz niepewna pozycja dolara w związku z deficytem bilansu handlowego i olbrzymim długiem publicznym Stanów Zjednoczonych, a z drugiej strony stopniowe bogacenie się mieszkańców Chin i Indii, tradycyjnie zainteresowanych kupnem złota, przy ograniczonej jego podaży na rynku światowym będą wpływać na wzrost ceny złota w najbliższych kilku latach.

Eugeniusz Gostomski
Autor jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego
Źródło: Gazeta Bankowa

Złoty sposób?

Czy poprzez inwestowanie w złoto można zabezpieczyć swój majątek przed utratą wartości także w dobie obecnego kryzysu gospodarczego na świecie? Na powyższe pytanie trudno jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ pociąga ono za sobą natychmiast kolejne pytania. W jaką postać złota należy inwestować? Gdzie je kupić i jak je przechowywać? Jakie w ogóle konsekwencje dla poszczególnych inwestorów ma obecny kryzys finansowy i gospodarczy?
Już odpowiedź na pierwsze pytanie wskazuje na wiele możliwości inwestowania na rynku złota. Można mianowicie kupować sztabki złota, złote monety, złotą biżuterię, certyfikaty inwestycyjne lub jednostki uczestnictwa funduszy inwestujących w złoto, akcje kopalń złota bądź producentów biżuterii itp. Ze względu na fizyczne właściwości złota i jego cechy jako składnika majątku, w okresie kryzysu gospodarczego zwiększa się zainteresowanie inwestorów złotem. Warto rozpatrzyć mocne i słabe strony bezpośredniego i pośredniego inwestowania w złoto.

Historia

Złoto towarzyszy ludzkości od co najmniej 6-7 tysięcy lat, będąc synonimem bogactwa i pełniąc istotne funkcje gospodarcze i kulturowe. Prawie we wszystkich starożytnych kulturach złotu przypisywano magiczną siłę, bardzo ceniono sobie wszelkie ozdoby ze złota, które wkładano także zmarłym do grobu. Złoto było jednym z darów, które w pokłonie Dzieciątku Jezus złożyli trzej królowie. Jako powszechnie cenione dobro już w czasach antycznych złoto, początkowo w postaci kawałków kruszcu, a od VI w. przed naszą erą w formie monet, funkcjonowało w charakterze pieniądza, istotnie ułatwiając wymianę handlową. Należy podkreślić, że proces monetyzacji złota, który wówczas się rozpoczął, trwał aż do wybuchu I wojny światowej, a w ograniczonej postaci jeszcze dłużej – do lat siedemdziesiątych XX w., kiedy ostatecznie załamał się system dewizowo- złotowy oparty na wymienialności dolara na złoto. Obecnie złoto nie pełni już funkcji monetarnych z wyjątkiem funkcji środka tezauryzacji. Oprócz funkcji tezauryzacyjnej złoto jako cenny i występujący w ograniczonej ilości na świecie metal pełni wiele istotnych funkcji w życiu gospodarczym i społecznym:
- jest luksusowym dobrem przyjmującym postać wyrobów jubilerskich;
- służy jako cenny surowiec w przemyśle elektronicznym, chemicznym, farmaceutycznym, dentystycznym i spożywczym;
- dzięki swoim walorom estetycznym i właściwościom plastycznym (z 1 g złota można zrobić 3 km drutu lub 0,5 m2 złotej folii – doskonale nadaje się do zdobienia kopuł kościołów, rzeźb, ołtarzy itp.).
Złoto dzięki odporności na korozję, ogień i wodę praktycznie jest niezniszczalne. Szacuje się, że od momentu odkrycia złota ludzkość wykopała z ziemi lub wypłukała z mułu rzecznego łącznie około 160 tys. ton tego kruszcu. Z tej ilości 85 proc. jest nadal w jakiejś formie użytkowane, zaś reszta starła się na pył lub bezpowrotnie zaginęła. Znane dzisiaj złoża złota na naszej planecie zawierają szacunkowo około 50 tys. ton czystego kruszcu, z tego połowa znajduje się na południu Afryki.

Rezerwy

Roczne wydobycie złota na świecie w ostatnich pięciu latach wynosiło średnio 2209 ton, przy czym występował lekki trend spadkowy. Produkcja złota jest skoncentrowana w 12 krajach, na które przypada 2/3 światowego wydobycia żółtego kruszcu. W 2008 r. największymi producentami złota były następujące kraje: Chiny (292 t), USA (235 t), RPA (233 t), Australia (215 t) i Rosja (169 t). Z wydobycia pochodzi 60 proc. całej podaży złota, która w 2008 r. według danych World Gold Council w Genewie wynosiła 3468 ton. Reszta podaży złota pochodziła ze sprzedaży starego złota przez osoby prywatne i banki centralne oraz z odzysku z wyrobów przemysłowych (recycling).
Popyt na złoto w skali światowej w ubiegłym roku przewyższał podaż i wynosił 3659 ton. Ponad 2/3 oferowanego złota na świecie zużywa branża jubilerska, 17 proc. przemysł i branża medyczna, a 13 proc. nabywają banki i prywatni inwestorzy w formie złotych monet i sztabek.
Do największych nabywców złota na świecie należą Indie, na które przypada 20 proc. globalnego popytu na złoto, Chiny, USA, Włochy, Turcja, Rosja i państwa znad Zatoki Perskiej.

Złoto jest bardzo cenionym środkiem tezauryzacji bogactwa, tak przez osoby prywatne, jak i instytucje oficjalne. W złocie banki centralne tradycyjnie przetrzymują część swoich rezerw dewizowych. Łącznie w skarbcach banków centralnych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego znajduje się około 30 tys. ton złota. Największymi rezerwami złota dysponują Stany Zjednoczone (ponad 8 tys. ton). Na drugim miejscu pod względem wielkości rezerw dewizowych w złocie znajdują się Niemcy (ponad 3,4 tys. ton). Kolejne miejsca zajmują MFW (3,2 tys. t), Francja (2,5 tys. t) i Włochy (2,5 tys. t). Stosunkowo dużymi rezerwami złota, mimo upłynnienia na początku obecnego wieku ponad połowy posiadanego złota rezerwowego, dysponuje też Szwajcaria (według danych 2008 r. – 1040 ton). Ma to związek z obowiązującym w Szwajcarii do 2000 r. wymogiem pokrycia w złocie przynajmniej w 25 proc. wszystkich będących w obiegu banknotów. Szwajcarskie rezerwy złota są najwyższe na świecie w przeliczeniu na 1 mieszkańca i wynoszą ponad 100 g, czyli prawie 3 razy tyle co w bogatych w rezerwy złota takich krajach jak Niemcy, Francja i Włochy. Na tle tych krajów polskie oficjalne rezerwy dewizowe w złocie (nieznacznie ponad 100 ton) są skromne.

Należy zaznaczyć, że większość państw (także Polska) znaczną część swoich rezerw złota ze względów bezpieczeństwa przechowuje w skarbcach zagranicznych. Największym skarbcem na świecie są piwnice Banku Rezerwy Federalnej na Manhattanie, w których zdeponowane jest 550 tys. uncji złota należącego do 60 państw. Złoto rezerwowe przechowywane jest także w Forcie Knox w Appalachach. Bundesbank przechowuje swoje rezerwy złota w Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku, w Banku Anglii w Londynie i Banku Francji w Paryżu.

Dzisiaj już w żadnym kraju złoto będące w dyspozycji banku centralnego nie stanowi pokrycia dla waluty obiegowej, ale niewątpliwie stabilizuje kurs waluty krajowej na międzynarodowych rynkach walutowych i zwiększa zaufanie do niej kół biznesu. Rezerwy złota stanowią przede wszystkim dobre zabezpieczenie na wypadek jakichś zdarzeń losowych. Państwo bowiem poprzez sprzedaż złota może uzyskać środki finansowe na zakup za granicą dóbr, które mogą złagodzić skutki różnych katastrof. Jednakże mankamentem złota jako składnika rezerw dewizowych kraju jest to, że nie przynosi ono bieżących dochodów, poza pewnymi wpływami możliwymi do uzyskania z transakcji wypożyczenia złota zainteresowanym instytucjom.

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku banki centralne niektórych krajów rozwiniętych zaczęły wyprzedawać złoto ze swoich rezerw dewizowych. Doprowadziło to do spadku ceny złota na świecie z 400 dolarów za uncję trojańską (31,1g) na początku 1996 r. do 260 dolarów w maju 1999 r. Aby zapobiec dalszemu spadkowi ceny złota na rynkach międzynarodowych, 14 europejskich banków centralnych i Europejski Bank Centralny podpisały w 1999 r. Central Bank Gold Agreement (CBGA). Uzgodniły w nim, że sprzedaż złota z ich rezerw w okresie następnych 5 lat nie przekroczy 2000 ton. W efekcie cena złota na świecie wzrosła do poziomu 400 dolarów za uncję. Przedłużając CBGA na kolejne 5 lat, banki centralne ograniczyły roczną sprzedaż złota ze swoich zasobów do 500 ton rocznie. W wyniku wyprzedaży części złota przez banki centralne i wzrostu udziału innych walorów w strukturze rezerw dewizowych, złoto w 2006 r. stanowiło już tylko 10 proc. globalnych rezerw dewizowych, podczas gdy w 1980 r. 60 proc. Oczywiście istnieją kraje, w których wskaźnik ten jest wielokrotnie wyższy (np. złoto stanowi ponad 70 proc. rezerw dewizowych USA i ponad 60 proc. rezerw niemieckich, francuskich i włoskich) i jednocześnie kraje o bardzo niskim udziale złota w rezerwach dewizowych (np. Chiny, Japonia). Kraje z tej drugiej grupy – szczególnie Chiny, Rosja i Argentyna – systematycznie kupują złoto w celu zwiększenia jego udziału w rezerwach dewizowych. Stymuluje to wzrost ceny złota na rynkach międzynarodowych.

W rękach prywatnych

Złotem od zarania dziejów ludzkości żywo interesują się osoby prywatne, przeznaczając na jego zakup swoje oszczędności i gromadząc w nim majątek. Sprzyja temu niezniszczalność złota, jego walory estetyczne, łatwość upłynnienia na całym świecie i w każdym czasie lub zamiany na inne dobro materialne, a wysoki ciężar właściwy ułatwia przechowywanie złota i jego transport miejsca na miejsce. Dla wielu osób złoto stanowi żelazną rezerwę środków na czarną godzinę, a ponadto przez zamożniejsze osoby chętnie jest wykorzystywane do dywersyfikacji ryzyka portfela aktywów. Metal ten doskonale nadaje się na prezenty dla krewnych i przyjaciół z okazji świąt, ślubu i innych ważnych momentów w życiu ludzi. Nikt bowiem szybko nie pozbywa się prezentów ze złota i dlatego długo przypominają one obdarowanej osobie darczyńcę.
Szczególnie w Indiach i Chinach, gdzie żyje 40 proc. ludności świata, złoto jest bardzo pożądanym składnikiem majątku. Każdy względnie zamożny Hindus stara się posiadać pewną ilość złota jako zabezpieczenie na wypadek zdarzeń losowych. W Indiach trudno sobie wyobrazić wesele bez podarków ze złota. Zdarza się tam często, że podczas ceremonii ślubnej młoda para ustrojona jest od głowy do stóp w złotą biżuterię. W Indiach każdego roku odbywa się około 10 mln ślubów, co stwarza ogromny popyt na wyroby jubilerskie ze złota. Nie dziwi więc fakt, że Indie kupują 20 proc. oferowanego na rynkach złota.

Osoby prywatne mogą inwestować w złoto na wiele sposobów, kupując:
- złote monety,
- sztabki złota,
- certyfikaty inwestycyjne lub jednostki uczestnictwa funduszy inwestujących w złoto,
- akcje kopalń złota lub producentów biżuterii,
- kontrakty terminowe na złoto, opcje i inne instrumenty pochodne powiązane ze złotem.
 
Wybór konkretnej formy inwestycji zależy od indywidualnych preferencji inwestora w zakresie dywersyfikacji ryzyka portfela inwestycyjnego, płynności i od tego, czy inwestowanie w złoto ma stanowić swego rodzaju polisę na starość bądź „bezpieczną przystań”, czy też ma umożliwić uzyskanie dochodu ze wzrostu ceny instrumentu finansowego. W przypadku zakupu realnego złota należy uwzględnić koszty przechowywania kruszcu i ubezpieczenia przed kradzieżą. Ponieważ złoto nie przynosi dochodów w postaci odsetek, doradcy finansowi zalecają inwestorom, by w normalnych warunkach rynkowych inwestowali w złoto około 5-10 proc. całego majątku. Gdyby jednak na świecie miało nastąpić zaostrzenie kryzysu gospodarczego, połączone z drastycznym zwiększeniem się długu publicznego i nasileniem inflacji, to racjonalne byłoby zainwestowanie w złoto nawet 50 proc. wszystkich oszczędności.

Klienci indywidualni zainteresowani złotymi monetami mogą kupować monety różnych emitentów, o różnej wadze i różnej wartości w placówkach banku centralnego, w okienkach banków komercyjnych, kantorach i firmach handlujących złotem. Można też inwestować w monety poprzez aukcje internetowe (np. organizowane przez allegro.pl). Na świecie do najbardziej znanych złotych monet należą: krügerrandy z RPA, kanadyjskie meaple leaf, amerykańskie eagle, chińskie pandy, australijskie kangury i meksykańskie libertad. W Polsce w cenie są złote monety z wizerunkiem papieża Jana Pawła II. Ceny głównych monet nie różnią się istotnie, np. wszystkie monety o wadze 1 uncji (31,3 g) na początku czerwca 2009 r. kosztowały około 900 dolarów. Więcej trzeba zapłacić za monety upamiętniające ważne wydarzenia i o ograniczonej wielkości emisji, ale na nich też można zarobić nie tylko w wyniku wzrostu ceny rynkowej złota, ale także zwiększenia się wartości kolekcjonerskiej.

Sztabki złota, które z reguły ważą 1 kg lub 12,5 kg, dostępne są dla osób dysonujących większą gotówką. W naszym kraju Mennica Polska sprzedaje oprócz kilogramowych sztabek złota płytki o wadze od 5 do 500 g. Przy zakupie złota w postaci mniejszych jednostek wagowych trzeba jednak zapłacić wyższą marżę handlową.

Na rynku złota

Na rynkach międzynarodowych można nabyć także akcje kopalń złota i spółek z branży jubilerskiej. Ich kursy nie zależą tylko od ceny złota na świecie, ale także od takich czynników jak wysokość osiąganych przez spółkę zysków, koszty produkcji, jakość zarządzania spółką itp. Kursy tych akcji silniej się wahają niż ceny rynkowe złota. W Polsce dostępne są np. akcje spółki Kruk.

Inwestorzy prywatni mogą też nabywać certyfikaty inwestycyjne i jednostki otwartych funduszy inwestycyjnych inwestujących w złoto i akcje spółek producentów złota. Karierę na świecie robią fundusze złota notowane na giełdzie. W Polsce można inwestować za pośrednictwem funduszu Investor Gold FIZ.

Natomiast najbardziej zaawansowani inwestorzy i akceptujący większe ryzyko kupują kontrakty terminowe na złoto, opcje lub inne derywaty związane pośrednio lub bezpośrednio z ceną złota.

Dla osób inwestujących w złoto, w przeciwieństwie do innych inwestorów, większe znaczenie niż uzyskiwanie wysokiej stopy zwrotu z zainwestowanego kapitału ma kwestia bezpieczeństwa, która jest szczególnie ważna w okresie zaburzeń na rynkach finansowych i różnych innych zawirowań na świecie. Dlatego zawsze w czasach niespokojnych wzrasta zainteresowanie lokowaniem oszczędności na rynku złota. W dobie kryzysu, także tego, z którym aktualnie boryka się światowa gospodarka, przewaga złota nad instrumentami rynku kapitałowego i lokatami bankowymi, a nawet nieruchomościami jest niekwestionowana. Gdy upada przedsiębiorstwo, wyemitowane przez nie akcje i obligacje stają się bezwartościowe. W czasie wojny czy rewolucji tracą wartość także obligacje skarbowe i nie sposób odzyskać środki ulokowane w bankach. W okresie zaburzeń politycznych i społecznych można również utracić nieruchomość. Natomiast złoto w małej objętości uosabia dużą wartość, można zatem je łatwo przechować lub przewieźć w bezpieczne miejsce. Ludzie zatem uciekają się do złota, które pozwala im również w trudnych czasach zabezpieczyć w znacznym stopniu wartość posiadanego majątku.

Mimo swych zalet, złoto nie jest idealnym środkiem lokowania oszczędności. Paul Samuelson pisał, że nie ma sensu wydobywanie złota z głębokich kopalń, aby potem ten drogi kruszec przechowywać latami w podziemnych skarbcach banków centralnych. J.M. Keynes nazwał złoto „barbarzyńskim reliktem przeszłości”. Jednocześnie wielu ekonomistów podkreśla stabilizujący wpływ złota na gospodarkę światową, zarówno w dobrych, jak i złych czasach. Wskazuje się też na to, że złotem nie można manipulować tak jak pieniądzem papierowym, czy nawet papierami wartościowymi. Zabezpiecza ono zatem lepiej przed inflacją niż inne instrumenty rynku finansowego.

Ceny

Każdą ilość złota można sprzedać na świecie, ale po cenie nie zawsze satysfakcjonującej właściciela żółtego kruszcu. Ceny złota kształtują się pod wpływem podaży i popytu na rynkach międzynarodowych oraz czynników psychologicznych, podlegając wahaniom. Podaż złota jest sztywna, natomiast popyt wykazuje tendencję wzrostową, co powoduje wzrost ceny złota w dłuższym okresie. Jednakże w krótkim czasie, na skutek czynników psychologicznych, wzrostu kursu dolara do innych walut, spadku cen ropy naftowej, drastycznego pogorszenia się koniunktury gospodarczej w krajach tradycyjnie kupujących duże ilości złota i innych czynników może dochodzić do spadku ceny złota na rynku światowym.

O ile latem 2000 r. uncja złota kosztowała 273 dolary, to w sierpniu 2005 r. już 517 dolarów, a w marcu 2008 r. przekroczyła poziom 1000 dolarów. W październiku i listopadzie 2008 r. cena złota obniżyła się do około 700 dolarów, ale już w lutym 2009 r. osiągnęła szczytowy poziom 1006 dolarów za uncję, zaś w czerwcu 2009 r. oscylowała koło 950 dolarów za uncję (zob. rys. 1).
Złoto nie straciło swego blasku. Stanowi ono istotną część światowych rezerw dewizowych i aktywów zamożnych osób prywatnych. Posiadanie złota w określonej ilości przez bank centralny wzbudza zaufanie do pieniądza krajowego i stanowi dobre zabezpieczenie na wypadek wystąpienia nieoczekiwanych zaburzeń politycznych i gospodarczych. Z jednej strony kryzys finansowy i recesja w krajach rozwiniętych oraz niepewna pozycja dolara w związku z deficytem bilansu handlowego i olbrzymim długiem publicznym Stanów Zjednoczonych, a z drugiej strony stopniowe bogacenie się mieszkańców Chin i Indii, tradycyjnie zainteresowanych kupnem złota, przy ograniczonej jego podaży na rynku światowym będą wpływać na wzrost ceny złota w najbliższych kilku latach.

Eugeniusz Gostomski
Autor jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego
Źródło: Gazeta Bankowa

Niedozwolone zapisy

Jakie - według UOKIK-u - są niedozwolone klauzule w umowach przedwstępnych?
Przede wszystkim wszelkie terminy i warunki zawarte w umowie przedwstępnej powinny być określone w sposób jednoznaczny, przejrzysty, a nie ogólny. W przeciwnym wypadku, zdaniem UOKiK, skutek może być taki, że to deweloper jednostronnie, poprzez swoje działanie, może modyfikować treść umowy. Nabywca powinien mieć w takim przypadku prawo od odstąpienia od umowy i być o tym prawie poinformowany.
  • Nabywca powinien mieć prawo do odstąpienia od umowy przedwstępnej, w przypadku różnicy między powierzchnią określoną w przedwstępnej umowie sprzedaży, a ostateczną powierzchnią już wybudowanego lokalu (domu), z zastrzeżeniem odpowiednich norm technicznych.
  • Wydaje się, że zdaniem UOKiK, jeżeli ostateczna powierzchnia jest mniejsza od tej przewidywanej w umowie przedwstępnej, a nabywca od umowy przedwstępnej nie odstąpi, cena powinna być dodatkowo odpowiednio zmniejszona.
  • Nie można wprowadzać do umowy górnego pułapu różnicy powierzchni, powyżej którego nabywca nie byłby uprawniony do zmiany ceny. Postanowienia umowne o takim skutku zostały uznane za klauzule niedozwolone. Jeśli ostateczna powierzchnia lokalu jest większa, a nabywca nie skorzystał z prawa do odstąpienia od umowy, wówczas cena ulegnie odpowiedniemu zwiększeniu.
  • Również, zdaniem UOKiK, w przypadku zmiany stawki VAT i w konsekwencji zmiany ceny, nabywca powinien mieć prawo do odstąpienia od umowy.
  • Umowa przedwstępna nie powinna ustanawiać górnego limitu odpowiedzialności dewelopera. A zatem, w przypadku wprowadzenia do umowy kar umownych, nabywca powinien mieć prawo do żądania odszkodowania, przewyższającego wysokość tych kar.
  • W podobnych sytuacjach faktycznych i w przypadku występowania porównywalnych zagrożeń interesów stron umowy, podstawa kar powinna być ustalona na jednakowym poziomie dla każdej ze stron umowy.
  • Zdaniem UOKiK, w niektórych przypadkach nawet kara nałożona przez dewelopera na nabywcę w wysokości 4% lub 3% ceny może być rażąco wygórowana. SOKiK potwierdził, że 5% kara jest rażąco wygórowana. A zatem wysokość kary powinna być dostosowana do sytuacji.
  • Deweloper powinien ponosić pełną odpowiedzialność za własne działania oraz podmiotów, przy pomocy których wykonuje umowę (dostawcy, kontrahenci, podwykonawcy).
  • Postanowienia dotyczące wyłączenia odpowiedzialności z powodu “siły wyższej” nie powinny być niejasne lub zbyt szerokie. Nie można przykładowo wyłączać odpowiedzialności za zdarzenia, które są możliwe do przewidzenia, nawet jeśli są nieuniknione (np. obniżenie temperatury, opóźnienia w wydaniu decyzji administracyjnej). Zdaniem UOKiK takie postanowienia dają deweloperowi w praktyce prawo do jednostronnej zmiany umowy i dlatego są nieuczciwe.
  • Postanowienia umowne wprowadzające domniemania doręczenia korespondencji są niedozwolone. Nabywca musi mieć prawo zapoznania się z przesyłaną korespondencją. A zatem powinien informować dewolopera o zmianie adresu. Zgodnie z kodeksem cywilnym korespondencja jest doręczona w momencie, w którym adresat miał możliwość zapoznania się z jej treścią. Ale odmowa odebrania korespondencji (np. dostarczonej przez kuriera) może być interpretowana jako działanie nabywcy w złej wierze.
  • Nabywca lokalu nie może być zmuszony do zawarcia długoterminowej umowy o zarządzanie. Uzasadnione jest oczywiście podpisanie umowy o zarządzanie na krótki okres, do czasu wybrania przez współwłaścicieli zarządcy zgodnie z ich wolą. Umowy o zarządzanie powinny być zawierane na warunkach rynkowych.

Pułapek w umowach może być więcej. Jeżeli zatem podpisujemy umowę z deweloperem, którego nie znamy, o nie ustalonej reputacji na rynku, skorzystajmy z pomocy prawnika przed podpisaniem umowy, tak aby uniknąć konieczności odwoływania się później do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta lub Sądu.

Opracowanie merytoryczne: Marta Hawrylak
źródło:dom.pl

Niedozwolone zapisy

Jakie - według UOKIK-u - są niedozwolone klauzule w umowach przedwstępnych?
Przede wszystkim wszelkie terminy i warunki zawarte w umowie przedwstępnej powinny być określone w sposób jednoznaczny, przejrzysty, a nie ogólny. W przeciwnym wypadku, zdaniem UOKiK, skutek może być taki, że to deweloper jednostronnie, poprzez swoje działanie, może modyfikować treść umowy. Nabywca powinien mieć w takim przypadku prawo od odstąpienia od umowy i być o tym prawie poinformowany.
  • Nabywca powinien mieć prawo do odstąpienia od umowy przedwstępnej, w przypadku różnicy między powierzchnią określoną w przedwstępnej umowie sprzedaży, a ostateczną powierzchnią już wybudowanego lokalu (domu), z zastrzeżeniem odpowiednich norm technicznych.
  • Wydaje się, że zdaniem UOKiK, jeżeli ostateczna powierzchnia jest mniejsza od tej przewidywanej w umowie przedwstępnej, a nabywca od umowy przedwstępnej nie odstąpi, cena powinna być dodatkowo odpowiednio zmniejszona.
  • Nie można wprowadzać do umowy górnego pułapu różnicy powierzchni, powyżej którego nabywca nie byłby uprawniony do zmiany ceny. Postanowienia umowne o takim skutku zostały uznane za klauzule niedozwolone. Jeśli ostateczna powierzchnia lokalu jest większa, a nabywca nie skorzystał z prawa do odstąpienia od umowy, wówczas cena ulegnie odpowiedniemu zwiększeniu.
  • Również, zdaniem UOKiK, w przypadku zmiany stawki VAT i w konsekwencji zmiany ceny, nabywca powinien mieć prawo do odstąpienia od umowy.
  • Umowa przedwstępna nie powinna ustanawiać górnego limitu odpowiedzialności dewelopera. A zatem, w przypadku wprowadzenia do umowy kar umownych, nabywca powinien mieć prawo do żądania odszkodowania, przewyższającego wysokość tych kar.
  • W podobnych sytuacjach faktycznych i w przypadku występowania porównywalnych zagrożeń interesów stron umowy, podstawa kar powinna być ustalona na jednakowym poziomie dla każdej ze stron umowy.
  • Zdaniem UOKiK, w niektórych przypadkach nawet kara nałożona przez dewelopera na nabywcę w wysokości 4% lub 3% ceny może być rażąco wygórowana. SOKiK potwierdził, że 5% kara jest rażąco wygórowana. A zatem wysokość kary powinna być dostosowana do sytuacji.
  • Deweloper powinien ponosić pełną odpowiedzialność za własne działania oraz podmiotów, przy pomocy których wykonuje umowę (dostawcy, kontrahenci, podwykonawcy).
  • Postanowienia dotyczące wyłączenia odpowiedzialności z powodu “siły wyższej” nie powinny być niejasne lub zbyt szerokie. Nie można przykładowo wyłączać odpowiedzialności za zdarzenia, które są możliwe do przewidzenia, nawet jeśli są nieuniknione (np. obniżenie temperatury, opóźnienia w wydaniu decyzji administracyjnej). Zdaniem UOKiK takie postanowienia dają deweloperowi w praktyce prawo do jednostronnej zmiany umowy i dlatego są nieuczciwe.
  • Postanowienia umowne wprowadzające domniemania doręczenia korespondencji są niedozwolone. Nabywca musi mieć prawo zapoznania się z przesyłaną korespondencją. A zatem powinien informować dewolopera o zmianie adresu. Zgodnie z kodeksem cywilnym korespondencja jest doręczona w momencie, w którym adresat miał możliwość zapoznania się z jej treścią. Ale odmowa odebrania korespondencji (np. dostarczonej przez kuriera) może być interpretowana jako działanie nabywcy w złej wierze.
  • Nabywca lokalu nie może być zmuszony do zawarcia długoterminowej umowy o zarządzanie. Uzasadnione jest oczywiście podpisanie umowy o zarządzanie na krótki okres, do czasu wybrania przez współwłaścicieli zarządcy zgodnie z ich wolą. Umowy o zarządzanie powinny być zawierane na warunkach rynkowych.

Pułapek w umowach może być więcej. Jeżeli zatem podpisujemy umowę z deweloperem, którego nie znamy, o nie ustalonej reputacji na rynku, skorzystajmy z pomocy prawnika przed podpisaniem umowy, tak aby uniknąć konieczności odwoływania się później do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta lub Sądu.

Opracowanie merytoryczne: Marta Hawrylak
źródło:dom.pl

Jerzy Pruski nie zachował stanowiska

Rada nadzorcza odwołała prezesa PKO BP. Pracami banku kieruje teraz Wojciech Papierak. Skarb Państwa chce kolejnego walnego zgromadzenia, które ma dotyczyć spraw personalnych.
Rada nadzorcza PKO BP zdecydowała wczoraj o odwołaniu prezesa Jerzego Pruskiego. Stanowisko stracił też wiceprezes Tomasz Mironczuk, odpowiedzialny za inwestycje banku. Rada zdecydowała, że pełniącym obowiązki prezesa będzie Wojciech Papierak, wiceprezes kierujący pionem detalicznym.

Spór rozwiązany

Decyzje rady mogą być uznane za niespodziankę. Niedawno zarówno minister finansów Jacek Rostowski, szef Klubu PO Zbigniew Chlebowski, jak i nawet premier Donald Tusk deklarowali jakiś rodzaj poparcia dla prezesa Pruskiego - zwraca uwagę obserwator rynku bankowego.

Tajemnicą poliszynela był brak porozumienia między Jerzym Pruskim a większością członków rady nadzorczej, wyznaczonych przez Ministerstwo Skarbu Państwa posiadające 51,2 proc. akcji PKO BP. Rada nie rekomendowała walnemu zgromadzeniu udzielenia Pruskiemu (i Mironczukowi) absolutorium z wykonywania obowiązków w ubiegłym roku.

Ostatecznie i prezes, i wiceprezes zostali jednak skwitowani, a Marzena Piszczek, przewodnicząca rady nadzorczej, zapowiadała w ubiegłym tygodniu, że na najbliższych posiedzeniach rada będzie pracowała nad rozwiązaniem problemu współpracy z zarządem. Jak się okazało, rada uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie odwołanie prezesa.

Bez podania przyczyn

Dlaczego Pruski został odwołany? "Nie przedstawiono mi przyczyn odwołania" - napisał w przekazanym mediom oświadczeniu. "Zostawiam bank w bardzo dobrym stanie. Gdy kierowałem PKO BP, wrócił on na pozycję lidera polskiej bankowości, osiągnął bardzo dobre wyniki finansowe i odbudował bazę depozytową, stwarzając podstawy do dalszego rozwoju" - dodał odwołany prezes.

Przedstawiciele resortu skarbu deklarowali wcześniej, że nie są zadowoleni ze sposobu prowadzenia przez zarząd sprawy zakupu przez PKO BP akcji AIG Bank Polska. O zamiarze przejęcia bank informował w listopadzie ubiegłego roku. W maju podał, że wycofał się z negocjacji. Urzędnicy resortu skarbu zarzucali kierownictwu PKO BP, że za wrocławski bank chciał zapłacić zbyt dużo.

Do emisji jest czas

Ostatnio najważniejszym projektem realizowanym przez Jerzego Pruskiego była emisja akcji. Prezes mówił, że bank chce pozyskać z rynku około 5 mld zł. Taką kwotę podawał również resort skarbu.Czy odwołanie prezesa może zagrozić planowanej na koniec roku emisji akcji? To zależy, jak sprawnie zostanie przeprowadzony wybór nowych członków zarządu. Jest jeszcze wystarczająco dużo czasu - ocenił Marek Juraś, analityk DM BZ WBK.

W najbliższych dniach rada nadzorcza powinna ogłosić konkurs w celu uzupełnienia wakatów w zarządzie. Dla poważnych ludzi byłoby niepoważne aplikowanie na stanowisko prezesa bez uzgodnienia, że je otrzymają - powiedział członek zarządu jednego z banków. Oznacza to, że konkurs będzie miał zapewne jednego zdecydowanego faworyta. Dotychczas w kontekście wyboru następcy Pruskiego wymieniano najczęściej Sławomira Lachowskiego, byłego prezesa BRE Banku.

Jak będzie wyglądał scenariusz zmian personalnych w największym krajowym banku - trudno w tej chwili powiedzieć. Zwłaszcza że decyzje w tej sprawie będzie podejmować nie tylko rada nadzorcza. Minister skarbu złożył bowiem kilka dni temu wniosek o zwołanie nadzwyczajnego walnego zgromadzenia PKO BP. Ma się odbyć w drugiej połowie sierpnia. Czego walne zgromadzenie ma dotyczyć? Zmian w składzie rady nadzorczej i zarządu. Ma na nim być również przedstawiona informacja o pracach dotyczących podwyższenia kapitału banku.

Justyna Piszczatowska, Natalia Chudzyńska, Łukasz Wilkowicz
PARKIET

Jerzy Pruski nie zachował stanowiska

Rada nadzorcza odwołała prezesa PKO BP. Pracami banku kieruje teraz Wojciech Papierak. Skarb Państwa chce kolejnego walnego zgromadzenia, które ma dotyczyć spraw personalnych.
Rada nadzorcza PKO BP zdecydowała wczoraj o odwołaniu prezesa Jerzego Pruskiego. Stanowisko stracił też wiceprezes Tomasz Mironczuk, odpowiedzialny za inwestycje banku. Rada zdecydowała, że pełniącym obowiązki prezesa będzie Wojciech Papierak, wiceprezes kierujący pionem detalicznym.

Spór rozwiązany

Decyzje rady mogą być uznane za niespodziankę. Niedawno zarówno minister finansów Jacek Rostowski, szef Klubu PO Zbigniew Chlebowski, jak i nawet premier Donald Tusk deklarowali jakiś rodzaj poparcia dla prezesa Pruskiego - zwraca uwagę obserwator rynku bankowego.

Tajemnicą poliszynela był brak porozumienia między Jerzym Pruskim a większością członków rady nadzorczej, wyznaczonych przez Ministerstwo Skarbu Państwa posiadające 51,2 proc. akcji PKO BP. Rada nie rekomendowała walnemu zgromadzeniu udzielenia Pruskiemu (i Mironczukowi) absolutorium z wykonywania obowiązków w ubiegłym roku.

Ostatecznie i prezes, i wiceprezes zostali jednak skwitowani, a Marzena Piszczek, przewodnicząca rady nadzorczej, zapowiadała w ubiegłym tygodniu, że na najbliższych posiedzeniach rada będzie pracowała nad rozwiązaniem problemu współpracy z zarządem. Jak się okazało, rada uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie odwołanie prezesa.

Bez podania przyczyn

Dlaczego Pruski został odwołany? "Nie przedstawiono mi przyczyn odwołania" - napisał w przekazanym mediom oświadczeniu. "Zostawiam bank w bardzo dobrym stanie. Gdy kierowałem PKO BP, wrócił on na pozycję lidera polskiej bankowości, osiągnął bardzo dobre wyniki finansowe i odbudował bazę depozytową, stwarzając podstawy do dalszego rozwoju" - dodał odwołany prezes.

Przedstawiciele resortu skarbu deklarowali wcześniej, że nie są zadowoleni ze sposobu prowadzenia przez zarząd sprawy zakupu przez PKO BP akcji AIG Bank Polska. O zamiarze przejęcia bank informował w listopadzie ubiegłego roku. W maju podał, że wycofał się z negocjacji. Urzędnicy resortu skarbu zarzucali kierownictwu PKO BP, że za wrocławski bank chciał zapłacić zbyt dużo.

Do emisji jest czas

Ostatnio najważniejszym projektem realizowanym przez Jerzego Pruskiego była emisja akcji. Prezes mówił, że bank chce pozyskać z rynku około 5 mld zł. Taką kwotę podawał również resort skarbu.Czy odwołanie prezesa może zagrozić planowanej na koniec roku emisji akcji? To zależy, jak sprawnie zostanie przeprowadzony wybór nowych członków zarządu. Jest jeszcze wystarczająco dużo czasu - ocenił Marek Juraś, analityk DM BZ WBK.

W najbliższych dniach rada nadzorcza powinna ogłosić konkurs w celu uzupełnienia wakatów w zarządzie. Dla poważnych ludzi byłoby niepoważne aplikowanie na stanowisko prezesa bez uzgodnienia, że je otrzymają - powiedział członek zarządu jednego z banków. Oznacza to, że konkurs będzie miał zapewne jednego zdecydowanego faworyta. Dotychczas w kontekście wyboru następcy Pruskiego wymieniano najczęściej Sławomira Lachowskiego, byłego prezesa BRE Banku.

Jak będzie wyglądał scenariusz zmian personalnych w największym krajowym banku - trudno w tej chwili powiedzieć. Zwłaszcza że decyzje w tej sprawie będzie podejmować nie tylko rada nadzorcza. Minister skarbu złożył bowiem kilka dni temu wniosek o zwołanie nadzwyczajnego walnego zgromadzenia PKO BP. Ma się odbyć w drugiej połowie sierpnia. Czego walne zgromadzenie ma dotyczyć? Zmian w składzie rady nadzorczej i zarządu. Ma na nim być również przedstawiona informacja o pracach dotyczących podwyższenia kapitału banku.

Justyna Piszczatowska, Natalia Chudzyńska, Łukasz Wilkowicz
PARKIET

Łatwiej będzie wybrać dostawcę prądu

Długie terminy oczekiwania na zmianę dostawcy energii i brak jednolitych wzorców umownych skutecznie zniechęcają konsumentów do poszukiwania najtańszych dostawców prądu.

Dużym problemem przy zawieraniu bądź rozwiązywaniu umów ze sprzedawcą energii elektrycznej jest dotarcie do ofert innych sprzedawców i znalezienie najkorzystniejszej - mówi Arkadiusz Falecki, główny specjalista z Departamentu Promowania Konkurencji w Urzędzie Regulacji Energetyki.

Problemy te chce rozwiązać prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który w ramach projektu współfinansowanego przez Unię Europejską przygotowuje wzory ujednoliconych umów zawieranych pomiędzy sprzedawcami, operatorami systemów dystrybucyjnych (OSD) a odbiorcami energii. Jednocześnie trwają prace nad kodeksem dobrych praktyk sprzedawców energii elektrycznej i gazu oraz OSD.

To on, a nie jak dotąd Jakub Szulc, inny wiceminister zdrowia, jest obecnie odpowiedzialny za realizację planu B. Jak ustaliliśmy, ten ostatni przestał się nim zajmować właśnie ze względu na przedłużające się negocjacje z BGK i NFZ.

Dla przeciętnego odbiorcy istotne jest doprecyzowanie obowiązków stron, wyjaśnienie zasad kalkulacji stosowanych taryf, a także trybu zmiany oraz rozwiązania umowy - uważa dr Aleksander Raczyński, radca prawny z Kancelarii Adwokackiej Sójka & Maciak.

Stosowane dotąd w praktyce wzorce umowne nie zawsze były w tej mierze wystarczająco precyzyjne. Wprowadzenie kodeksów dobrych praktyk oraz ujednoliconych wzorów umów powinno wpłynąć pozytywnie na praktykę przedsiębiorstw energetycznych.

Co pojawi się tuż po wakacjach na stronie URE? Jaki jest dziś istotny problem dla konsumentów rynku energetycznego? Co przewiduje projektu nowelizacji prawa energetycznego, który wpłynął już do laski marszałkowskiej?

Daria Stojak
Gazeta Prawna




Łatwiej będzie wybrać dostawcę prądu

Długie terminy oczekiwania na zmianę dostawcy energii i brak jednolitych wzorców umownych skutecznie zniechęcają konsumentów do poszukiwania najtańszych dostawców prądu.

Dużym problemem przy zawieraniu bądź rozwiązywaniu umów ze sprzedawcą energii elektrycznej jest dotarcie do ofert innych sprzedawców i znalezienie najkorzystniejszej - mówi Arkadiusz Falecki, główny specjalista z Departamentu Promowania Konkurencji w Urzędzie Regulacji Energetyki.

Problemy te chce rozwiązać prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który w ramach projektu współfinansowanego przez Unię Europejską przygotowuje wzory ujednoliconych umów zawieranych pomiędzy sprzedawcami, operatorami systemów dystrybucyjnych (OSD) a odbiorcami energii. Jednocześnie trwają prace nad kodeksem dobrych praktyk sprzedawców energii elektrycznej i gazu oraz OSD.

To on, a nie jak dotąd Jakub Szulc, inny wiceminister zdrowia, jest obecnie odpowiedzialny za realizację planu B. Jak ustaliliśmy, ten ostatni przestał się nim zajmować właśnie ze względu na przedłużające się negocjacje z BGK i NFZ.

Dla przeciętnego odbiorcy istotne jest doprecyzowanie obowiązków stron, wyjaśnienie zasad kalkulacji stosowanych taryf, a także trybu zmiany oraz rozwiązania umowy - uważa dr Aleksander Raczyński, radca prawny z Kancelarii Adwokackiej Sójka & Maciak.

Stosowane dotąd w praktyce wzorce umowne nie zawsze były w tej mierze wystarczająco precyzyjne. Wprowadzenie kodeksów dobrych praktyk oraz ujednoliconych wzorów umów powinno wpłynąć pozytywnie na praktykę przedsiębiorstw energetycznych.

Co pojawi się tuż po wakacjach na stronie URE? Jaki jest dziś istotny problem dla konsumentów rynku energetycznego? Co przewiduje projektu nowelizacji prawa energetycznego, który wpłynął już do laski marszałkowskiej?

Daria Stojak
Gazeta Prawna




Od powietrza, ognia i wody ubezpiecz się sam

Pogoda nas nie rozpieszcza. Powodzie na Dolnym Śląsku, oberwania chmury w Trójmieście i Warszawie - niepokojące informacje docierają nas z całego kraju. Tymczasem meteorolodzy nie uspokajają: wielka woda może jeszcze dać o sobie znać.
Powodzie, gradobicia, trąby powietrzne. Coraz częściej Polska staje się rejonem nieprzewidzianych, nagłych załamań pogodowych, których skutki mocno nas dotykają. Na pastwę żywiołów narażony jest często dorobek całego życia: dom, budynki gospodarcze, samochód. Mimo tego, że co roku media donoszą o ofiarach niszczycielskich żywiołów, ludzi wykupujących ubezpieczenie z myślą o zdarzeniach losowych można szukać ze świecą.


W ostatnich tygodniach nie widać lawinowego wzrostu liczby polis - przyznaje Marcin Pawelec z Allianz - ale ubezpieczenia domów i mieszkań cieszą się coraz większym zainteresowaniem.
Wiadomo: powstają nowe mieszkania, ludzie chcą je chronić.
Często zmusza ich do tego bank, ponieważ w razie kredytów hipotecznych ubezpieczenie budynku traktowane jest jako jedno z zabezpieczeń - stwierdza Agnieszka Rosa z PZU. Natomiast same zdarzenia katastroficzne, typu powódź czy huragan, są głośne medialnie, ale nie powodują jednak pików w sprzedaży nowych ubezpieczeń - dodaje
Przeciętny Kowalski potrzeby ubezpieczania się na wszelki wypadek raczej nie widzi. Oczywiście, do czasu.
Według danych KNF w ubiegłym roku wykupiono blisko 7 mln 800 tys. polis od szkód spowodowanych żywiołami, podczas gdy w 2007 r. było ich 200 tys. mniej. Można powiedzieć, że to nie tak mało, ale trzeba też wiedzieć, że dane te obejmują także obowiązkowe ubezpieczenie budynków w gospodarstwach rolnych. Łączna suma odszkodowań przekroczyła rok temu 905 mln zł.
Jak trwoga, to do rządu

"Do tej pory do Biura Likwidacji Szkód Ergo Hestii wpłynęło około 1,4 tys. zgłoszeń szkód spowodowanych powodzią w całej Polsce. To w większości podtopienia budynków, efekt gradobicia, zalania samochodów" - poinformował nas ubezpieczyciel. A to tylko ułamek wszystkich poszkodowanych przez żywioł. Ile osób zgłasza się do innych ubezpieczycieli? A ile nie może zgłosić się nigdzie, bo nie wykupili polisy? W tym ostatnim przypadku ofiarom katastrof nie pozostaje nic innego, jak czekanie na pomoc charytatywną i publiczną z budżetu.

Państwo pomaga. Od czasu mocnej wypowiedzi Włodzimierza Cimoszewicza, że ludzie powinni się ubezpieczać, kolejne rządy zagryzają zęby i w milczeniu rozpruwają budżetową skarbonkę. Ze środków publicznych w ciągu ostatnich 10 lat na pomoc ofiarom katastrof wydano prawie 600 mln zł. Czy pomoc ta była satysfakcjonująca dla poszkodowanych - to już inna sprawa.

Wypłacanie odszkodowań powinni brać na siebie ubezpieczyciele - taka jest ich rola. Jeżeli pieniądze idące co roku na pomoc dla poszkodowanych pochodziłyby z ubezpieczeń, a nie z budżetu, wtedy państwo, zamiast na doraźną pomoc, mogłoby przeznaczać środki na budowę infrastruktury, np. wałów przeciwpowodziowych. Im więcej pieniędzy zainwestuje się w prewencję, tym mniej będzie zniszczeń. Im mniej zniszczeń, tym ubezpieczenie tańsze - mówi Marcin Tarczyński, analityk z Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Spokój za kilka stów

Ubezpieczyciele usilnie powtarzają: wykupienie polisy ubezpieczeniowej może znacznie przyspieszyć i usprawnić likwidację szkód.
Klęski żywiołowe z powodu zawirowań klimatycznych mogą zdarzać się w Polsce coraz częściej. Dlatego należy uświadomić sobie to zagrożenie i starać się chronić przed nim na własną rękę. Niezależnie od tego, czy mieszka się w dużej aglomeracji, czy w niewielkiej górskiej miejscowości, polisa ubezpieczeniowa daje taką ochronę - przekonuje Wiesław Puławski, dyrektor Biura Likwidacji Szkód Ergo Hestii.

Zwykły Kowalski może zabezpieczyć swój dobytek, wykupując polisę majątkową. Zwykle są to pakiety chroniące przed różnego rodzaju szkodami. Warto zadbać, by w umowie znalazła się ochrona przed skutkami uderzenie pioruna, pożaru, powodzi, gradobicia, śniegu, huraganu, a także trzęsienia ziemi. Polisa powinna pokrywać koszty akcji ratowniczej oraz uprzątnięcia pozostałości po szkodzie.
Ile trzeba wydać na taką polisę? To zależy m.in. od wartości budynku, jego zabezpieczenia (zwykle ubezpieczenie majątkowe dotyczy przecież kradzieży), materiału, z którego jest zbudowany. Nie musi być też tak, że firma każe płacić osobom mieszkającym na terenach zagrożonych powodziami czy huraganem wyższą składkę niż mieszkańcom rejonów mniej na to narażonych.
Stawki taryfowe ustalamy między innymi na podstawie historycznych danych szkodowych. Jednak nie różnicujemy ich w sposób szczególny pod względem bliskości cieków, zbiorników wodnych. Gdybyśmy do sprawy podchodzili tak restrykcyjnie, to klienci w Łodzi nie płaciliby prawie nic, a w Kłodzku nikogo nie byłoby stać na ubezpieczenie budynku - mówi przedstawicielka PZU.

Składka roczna na ubezpieczenie domu o wartości 300 tys. zł wraz z mieniem ruchomym (meble, sprzęt agd, rtv) o wartości 20 tys. zł może wynieść około 250 zł, mieszkanie o wartości 250 tys. zł z elementami stałymi i ruchomymi (o wartości 32 tys.) oraz garażem (10 tys.) - 350 zł. Dla domu o wartości 1,5 mln zł roczna składka może wynieść 1300-1700 zł. Dużo? Cóż, pamiętajmy, że ubezpieczenie od żywiołów jest mniej kosztowne niż usuwanie szkód na własną rękę.

Powszechna polisa katastroficzna?

Wobec nasilających się z roku na rok skutków klęsk żywiołowych Polska potrzebuje systemu ubezpieczeń od katastrof - uważa Marcin Tarczyński. Na terenach zagrożonych klęskami ubezpieczenie musi być powszechne. Będzie to gwarancją względnie niskich cen takich polis. Już dziś nie są drogie - to wydatek rzędu 300 zł rocznie. A im więcej ludzi zrozumie, że warto być przezornym, tym polisy będą tańsze - przekonuje Tarczyński.
Powszechne ubezpieczenia na wypadek katastrof funkcjonują w kilku krajach Europy. Są takie kraje, gdzie są one obowiązkowe: Szwajcaria, Francja, Belgia. Często występuje też rozgraniczenie ze względu na rodzaj ryzyka, np. polisa od powodzi jest obowiązkowa, ale od suszy już nie. Wszystko zależy tak naprawdę od tego, z jakimi żywiołami boryka się kraj - tłumaczy Tarczyński.
Inny przypadek to Niemcy, gdzie przymusu nie ma, a mimo takie polisy kupowane są powszechnie.

Są też różne modele, jeśli chodzi o dopłaty z budżetu. Po pierwsze państwo może dotować składki (Francja), a po drugie pełnić rolę tzw. ubezpieczyciela czy też reasekuratora ostatniej szansy - mówi Tarczyński. Polega to na tym, że w momencie bardzo dużego nasilenia się katastrof, kiedy wiadomo, że ubezpieczyciele sami nie udźwigną ciężaru odszkodowań, pomoc oferuje też państwo. Tak jest m.in. we Francji i Wielkiej Brytanii. Ale uwaga - interwencja państwa występuje tylko wtedy, gdy klęska jest naprawdę ogromna - zaznacza.

Jak tłumaczy analityk PIU, w Austrii i Turcji istnieją z kolei specjalne państwowe fundusze, uczestniczące w wypłatach odszkodowań (jeśli skutki katastrof są znacznej wartości). W Austrii jednak jego zadanie polega na zapobieganiu (budowanie zabezpieczeń itp.). We Francji powołano państwowy fundusz (CCR), w którym zakłady ubezpieczeń mogą reasekurować ryzyka katastrof.

Czy system ubezpieczeń na wypadek katastrof powinien powstać i w Polsce? Co Państwo o tym sądzicie? Prosimy o wzięcie udziału w naszej sondzie.

Katarzyna Izdebska
Wirtualna Polska

Od powietrza, ognia i wody ubezpiecz się sam

Pogoda nas nie rozpieszcza. Powodzie na Dolnym Śląsku, oberwania chmury w Trójmieście i Warszawie - niepokojące informacje docierają nas z całego kraju. Tymczasem meteorolodzy nie uspokajają: wielka woda może jeszcze dać o sobie znać.
Powodzie, gradobicia, trąby powietrzne. Coraz częściej Polska staje się rejonem nieprzewidzianych, nagłych załamań pogodowych, których skutki mocno nas dotykają. Na pastwę żywiołów narażony jest często dorobek całego życia: dom, budynki gospodarcze, samochód. Mimo tego, że co roku media donoszą o ofiarach niszczycielskich żywiołów, ludzi wykupujących ubezpieczenie z myślą o zdarzeniach losowych można szukać ze świecą.


W ostatnich tygodniach nie widać lawinowego wzrostu liczby polis - przyznaje Marcin Pawelec z Allianz - ale ubezpieczenia domów i mieszkań cieszą się coraz większym zainteresowaniem.
Wiadomo: powstają nowe mieszkania, ludzie chcą je chronić.
Często zmusza ich do tego bank, ponieważ w razie kredytów hipotecznych ubezpieczenie budynku traktowane jest jako jedno z zabezpieczeń - stwierdza Agnieszka Rosa z PZU. Natomiast same zdarzenia katastroficzne, typu powódź czy huragan, są głośne medialnie, ale nie powodują jednak pików w sprzedaży nowych ubezpieczeń - dodaje
Przeciętny Kowalski potrzeby ubezpieczania się na wszelki wypadek raczej nie widzi. Oczywiście, do czasu.
Według danych KNF w ubiegłym roku wykupiono blisko 7 mln 800 tys. polis od szkód spowodowanych żywiołami, podczas gdy w 2007 r. było ich 200 tys. mniej. Można powiedzieć, że to nie tak mało, ale trzeba też wiedzieć, że dane te obejmują także obowiązkowe ubezpieczenie budynków w gospodarstwach rolnych. Łączna suma odszkodowań przekroczyła rok temu 905 mln zł.
Jak trwoga, to do rządu

"Do tej pory do Biura Likwidacji Szkód Ergo Hestii wpłynęło około 1,4 tys. zgłoszeń szkód spowodowanych powodzią w całej Polsce. To w większości podtopienia budynków, efekt gradobicia, zalania samochodów" - poinformował nas ubezpieczyciel. A to tylko ułamek wszystkich poszkodowanych przez żywioł. Ile osób zgłasza się do innych ubezpieczycieli? A ile nie może zgłosić się nigdzie, bo nie wykupili polisy? W tym ostatnim przypadku ofiarom katastrof nie pozostaje nic innego, jak czekanie na pomoc charytatywną i publiczną z budżetu.

Państwo pomaga. Od czasu mocnej wypowiedzi Włodzimierza Cimoszewicza, że ludzie powinni się ubezpieczać, kolejne rządy zagryzają zęby i w milczeniu rozpruwają budżetową skarbonkę. Ze środków publicznych w ciągu ostatnich 10 lat na pomoc ofiarom katastrof wydano prawie 600 mln zł. Czy pomoc ta była satysfakcjonująca dla poszkodowanych - to już inna sprawa.

Wypłacanie odszkodowań powinni brać na siebie ubezpieczyciele - taka jest ich rola. Jeżeli pieniądze idące co roku na pomoc dla poszkodowanych pochodziłyby z ubezpieczeń, a nie z budżetu, wtedy państwo, zamiast na doraźną pomoc, mogłoby przeznaczać środki na budowę infrastruktury, np. wałów przeciwpowodziowych. Im więcej pieniędzy zainwestuje się w prewencję, tym mniej będzie zniszczeń. Im mniej zniszczeń, tym ubezpieczenie tańsze - mówi Marcin Tarczyński, analityk z Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Spokój za kilka stów

Ubezpieczyciele usilnie powtarzają: wykupienie polisy ubezpieczeniowej może znacznie przyspieszyć i usprawnić likwidację szkód.
Klęski żywiołowe z powodu zawirowań klimatycznych mogą zdarzać się w Polsce coraz częściej. Dlatego należy uświadomić sobie to zagrożenie i starać się chronić przed nim na własną rękę. Niezależnie od tego, czy mieszka się w dużej aglomeracji, czy w niewielkiej górskiej miejscowości, polisa ubezpieczeniowa daje taką ochronę - przekonuje Wiesław Puławski, dyrektor Biura Likwidacji Szkód Ergo Hestii.

Zwykły Kowalski może zabezpieczyć swój dobytek, wykupując polisę majątkową. Zwykle są to pakiety chroniące przed różnego rodzaju szkodami. Warto zadbać, by w umowie znalazła się ochrona przed skutkami uderzenie pioruna, pożaru, powodzi, gradobicia, śniegu, huraganu, a także trzęsienia ziemi. Polisa powinna pokrywać koszty akcji ratowniczej oraz uprzątnięcia pozostałości po szkodzie.
Ile trzeba wydać na taką polisę? To zależy m.in. od wartości budynku, jego zabezpieczenia (zwykle ubezpieczenie majątkowe dotyczy przecież kradzieży), materiału, z którego jest zbudowany. Nie musi być też tak, że firma każe płacić osobom mieszkającym na terenach zagrożonych powodziami czy huraganem wyższą składkę niż mieszkańcom rejonów mniej na to narażonych.
Stawki taryfowe ustalamy między innymi na podstawie historycznych danych szkodowych. Jednak nie różnicujemy ich w sposób szczególny pod względem bliskości cieków, zbiorników wodnych. Gdybyśmy do sprawy podchodzili tak restrykcyjnie, to klienci w Łodzi nie płaciliby prawie nic, a w Kłodzku nikogo nie byłoby stać na ubezpieczenie budynku - mówi przedstawicielka PZU.

Składka roczna na ubezpieczenie domu o wartości 300 tys. zł wraz z mieniem ruchomym (meble, sprzęt agd, rtv) o wartości 20 tys. zł może wynieść około 250 zł, mieszkanie o wartości 250 tys. zł z elementami stałymi i ruchomymi (o wartości 32 tys.) oraz garażem (10 tys.) - 350 zł. Dla domu o wartości 1,5 mln zł roczna składka może wynieść 1300-1700 zł. Dużo? Cóż, pamiętajmy, że ubezpieczenie od żywiołów jest mniej kosztowne niż usuwanie szkód na własną rękę.

Powszechna polisa katastroficzna?

Wobec nasilających się z roku na rok skutków klęsk żywiołowych Polska potrzebuje systemu ubezpieczeń od katastrof - uważa Marcin Tarczyński. Na terenach zagrożonych klęskami ubezpieczenie musi być powszechne. Będzie to gwarancją względnie niskich cen takich polis. Już dziś nie są drogie - to wydatek rzędu 300 zł rocznie. A im więcej ludzi zrozumie, że warto być przezornym, tym polisy będą tańsze - przekonuje Tarczyński.
Powszechne ubezpieczenia na wypadek katastrof funkcjonują w kilku krajach Europy. Są takie kraje, gdzie są one obowiązkowe: Szwajcaria, Francja, Belgia. Często występuje też rozgraniczenie ze względu na rodzaj ryzyka, np. polisa od powodzi jest obowiązkowa, ale od suszy już nie. Wszystko zależy tak naprawdę od tego, z jakimi żywiołami boryka się kraj - tłumaczy Tarczyński.
Inny przypadek to Niemcy, gdzie przymusu nie ma, a mimo takie polisy kupowane są powszechnie.

Są też różne modele, jeśli chodzi o dopłaty z budżetu. Po pierwsze państwo może dotować składki (Francja), a po drugie pełnić rolę tzw. ubezpieczyciela czy też reasekuratora ostatniej szansy - mówi Tarczyński. Polega to na tym, że w momencie bardzo dużego nasilenia się katastrof, kiedy wiadomo, że ubezpieczyciele sami nie udźwigną ciężaru odszkodowań, pomoc oferuje też państwo. Tak jest m.in. we Francji i Wielkiej Brytanii. Ale uwaga - interwencja państwa występuje tylko wtedy, gdy klęska jest naprawdę ogromna - zaznacza.

Jak tłumaczy analityk PIU, w Austrii i Turcji istnieją z kolei specjalne państwowe fundusze, uczestniczące w wypłatach odszkodowań (jeśli skutki katastrof są znacznej wartości). W Austrii jednak jego zadanie polega na zapobieganiu (budowanie zabezpieczeń itp.). We Francji powołano państwowy fundusz (CCR), w którym zakłady ubezpieczeń mogą reasekurować ryzyka katastrof.

Czy system ubezpieczeń na wypadek katastrof powinien powstać i w Polsce? Co Państwo o tym sądzicie? Prosimy o wzięcie udziału w naszej sondzie.

Katarzyna Izdebska
Wirtualna Polska

Pełne odliczanie VAT od aut i paliwa jest za drogie

Rozmowa z Maciejem Grabowskim, wiceministrem finansów.
Jest już gotowy projekt nowelizacji ustawy o VAT w zakresie odliczania podatku od zakupu samochodów i paliwa. Jakie będą nowe rozwiązania?
Obecne rozwiązania nie przystają do rzeczywistości. Powrót samochodów z kratką po wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wprowadził wiele zamieszania. Zależy nam na likwidacji absurdu, którego symbolem stało się ciężarowe porsche, jak i wyeliminowaniu wątpliwości podatników w tym zakresie. Przy projektowaniu nowego rozwiązania rozróżniliśmy dwie sprawy: odliczanie VAT od paliwa i od zakupu aut.

Zacznijmy więc od odliczania VAT od paliwa.
W tym przypadku chcemy skorzystać z art. 177 Dyrektywy 112 i wystąpiliśmy do Komitetu ds. VAT w UE z wnioskiem o konsultację o czasowe zawieszenie prawa do odliczania VAT od paliwa dla aut osobowych.

Czym jest art. 177 dyrektywy?
To przepis, który pozwala na zawieszenie odliczania VAT w przypadku złej koniunktury. Teraz ten argument jest jak najbardziej uzasadniony, bo mamy trudną sytuację gospodarczą.

Czy Unia przyzna Polsce prawo do zawieszenia odliczania VAT od paliwa?
Inne kraje Wspólnoty z tego rozwiązania korzystały i po konsultacji z Komitetem VAT wyłączały prawo do odliczeń. Nie sądzę, aby w przypadku Polski miało być inaczej.

Na jaki okres odliczanie VAT od paliwa będzie zawieszone?
Na lata 2010-2012. Okres zawieszenia rozpocząłby się 1 stycznia 2010 r. Na te trzy lata wrócimy do stanu sprzed grudnia 2008 r., kiedy nie można było odliczać VAT od paliwa.

Czy to nie zwlekanie z podjęciem trudnej decyzji?
Nie. Z jednej strony mamy trudną sytuację gospodarczą i kwestie budżetowe mają tu znaczenie. Z drugiej zaś nie chcemy zamykać furtki w postaci odliczania VAT od paliwa. Stąd trzyletni okres zawieszenia.

Czy będzie odliczanie VAT-u od zakupu samochodów osobowych? Jakie zmiany zostaną wprowadzone do ustawy o PIT i ustawy o CIT, dot. używania aut służbowych do celów prywatnych? Od kiedy wszystkie te zmiany zaczną obowiązywać?

Ewa Matyszewska, Marek Kutarba
Gazeta Prawna

Pełne odliczanie VAT od aut i paliwa jest za drogie

Rozmowa z Maciejem Grabowskim, wiceministrem finansów.
Jest już gotowy projekt nowelizacji ustawy o VAT w zakresie odliczania podatku od zakupu samochodów i paliwa. Jakie będą nowe rozwiązania?
Obecne rozwiązania nie przystają do rzeczywistości. Powrót samochodów z kratką po wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wprowadził wiele zamieszania. Zależy nam na likwidacji absurdu, którego symbolem stało się ciężarowe porsche, jak i wyeliminowaniu wątpliwości podatników w tym zakresie. Przy projektowaniu nowego rozwiązania rozróżniliśmy dwie sprawy: odliczanie VAT od paliwa i od zakupu aut.

Zacznijmy więc od odliczania VAT od paliwa.
W tym przypadku chcemy skorzystać z art. 177 Dyrektywy 112 i wystąpiliśmy do Komitetu ds. VAT w UE z wnioskiem o konsultację o czasowe zawieszenie prawa do odliczania VAT od paliwa dla aut osobowych.

Czym jest art. 177 dyrektywy?
To przepis, który pozwala na zawieszenie odliczania VAT w przypadku złej koniunktury. Teraz ten argument jest jak najbardziej uzasadniony, bo mamy trudną sytuację gospodarczą.

Czy Unia przyzna Polsce prawo do zawieszenia odliczania VAT od paliwa?
Inne kraje Wspólnoty z tego rozwiązania korzystały i po konsultacji z Komitetem VAT wyłączały prawo do odliczeń. Nie sądzę, aby w przypadku Polski miało być inaczej.

Na jaki okres odliczanie VAT od paliwa będzie zawieszone?
Na lata 2010-2012. Okres zawieszenia rozpocząłby się 1 stycznia 2010 r. Na te trzy lata wrócimy do stanu sprzed grudnia 2008 r., kiedy nie można było odliczać VAT od paliwa.

Czy to nie zwlekanie z podjęciem trudnej decyzji?
Nie. Z jednej strony mamy trudną sytuację gospodarczą i kwestie budżetowe mają tu znaczenie. Z drugiej zaś nie chcemy zamykać furtki w postaci odliczania VAT od paliwa. Stąd trzyletni okres zawieszenia.

Czy będzie odliczanie VAT-u od zakupu samochodów osobowych? Jakie zmiany zostaną wprowadzone do ustawy o PIT i ustawy o CIT, dot. używania aut służbowych do celów prywatnych? Od kiedy wszystkie te zmiany zaczną obowiązywać?

Ewa Matyszewska, Marek Kutarba
Gazeta Prawna

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies