Ze świata nieruchomości - strona 110

Słowacy jeżdżą, wykupują i deformują

Rosnąca skłonność Słowaków do podróży zakupowych na Węgry, do Austrii, Czech i Polski powoli niszczy gospodarkę kraju naszych południowych sąsiadów. 1 stycznia Słowacja przyjęła euro i o wiele taniej jest teraz np. w Nowym Targu niż w Bańskiej Bystrzycy. Taniej i całkowicie legalnie.

Słowacki Związek Handlu i Turystyki (ZOCR) nazywa to nawet plastycznie "deformowaniem słowackiej przedsiębiorczości". Słabnie słowacki handel detaliczny. Spadek obrotów w sklepach spożywczych był w lutym na poziomie 10,3 proc., w marcu już 15 proc. r/r. Kluczem do wyższych słowackich cen jest wyższy niż w ościennych krajach VAT - w Austrii 10 proc., Czechach 9 proc., Polsce 7 proc. (na niektóre towary nawet 3 proc.).

Po polskiej stronie co bardziej przedsiębiorczy rodacy sprzedają niektóre towary wprost z samochodów - nie ma problemu z artykułami drogeryjnymi, lecz z mięsem i jego przetworami tak już obchodzić się nie wolno z uwagi na przepisy.

O bezkonkurencyjnych cenach nie ma co wspominać... Przedstawiciele słowackiego handlu protestują, lecz kompetencje tamtejszych władz kończą się w miejscu, gdzie kiedyś była granica. Za nią rządzą Polacy, a im taka sytuacja jest na rękę. Zarabiają. Po słowackiej stronie handel, szczególnie drobny, zaczyna przeżywać ciężkie chwile, szykują się bankructwa. Na razie ratuje się kupowaniem gorszych produktów i cięciem marż. Obroty spadają też średnim sieciom - np. COOP Jednota straciła w marcu 3,6 proc. r/r. Ich niektóre sklepy pracują na 65 proc. mocy.

KOMENTARZ

To jest wolny rynek. Nikt nie zabroni przyjechać do Polski i kupić u nas taniej produkty, które są drogie na Słowacji. Na tym polega Unia Europejska. Przyjęcie euro ma swoje plusy i - jak widać - minusy. Przyjęcie wspólnej waluty na Słowacji ma dla Polaków ten plus, że przy granicy handel wreszcie ożył. Legalny, półlegalny i nielegalny. Bo na Słowacji było za drogo...

Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL

źródło informacji: INTERIA.PL

Miami tańsze od Sopotu

Mieszkanie z ogródkiem, gdzie na leżaku pod palmą możemy sączyć drinka przez cały rok ? Nieruchomości w słonecznym Miami wabią inwestorów cenami niższymi niż w Polsce.
Do niedawna mieszkanie z widokiem na ocean wydawało się nieosiągalnym marzeniem. Teraz jednak zamiast mieszkania w nadbałtyckim kurorcie, przeważnie zimnym przez większą część roku, możemy wybrać apartament w zdecydowanie cieplejszym klimacie. Ceny mieszkań na Florydzie są tańsze niż w polskich kurortach.  

Apartament o powierzchni 100 mkw. można kupić już za 80 tys. dolarów, czyli za metr kwadratowy zapłacimy 2,7 tys. złotych. W Sopocie czy Zakopanem takich ofert raczej nie znajdziemy. Zakup nieruchomości w USA nadal jest bardzo atrakcyjnym sposobem inwestycji, chociaż w ciągu ostatnich miesięcy sytuacja trochę się pogorszyła, bo wzrosła cena dolara. Dlatego najwięcej zyskali ci, którzy kupili mieszkania, kiedy amerykański rynek nieruchomości znalazł się w zapaści, a posiadłości w niektórych przypadkach potaniały nawet trzykrotnie.  

Równowartość 450 tys. zł, za które w Warszawie można kupić najwyżej kilkudziesięciometrowe mieszkanie, w USA można już zainwestować w dom. Nowy 300-metrowy dom na Florydzie, z wyposażoną łazienką i kuchnią, z garażem i basenem można kupić już za 150-170 tys. dolarów. 

Nieruchomości używane mogą być jeszcze tańsze. W Polsce za takie pieniądze domu w okolicy dużego miasta nie kupimy. Od cenowego szczytu w 2006 roku domy w USA staniały średnio o ok. 35 proc., a działki przeceniono nawet o więcej niż połowę. Największym powodzeniem wśród inwestorów z Europy cieszy się właśnie Floryda, którą wybrał co czwarty kupujący. Kalifornię wybrało 16 proc, a Taksas 10 proc. zagranicznych nabywców.  

Taka inwestycja może się okazać bardzo atrakcyjna, ponieważ ceny nieruchomości na Florydzie powinny w najbliższych latach wrócić do poziomu sprzed trzech lat. Teraz metr kwadratowy kosztuje od 1500 do 2500 zł, czyli zdecydowanie mniej niż w Polsce. I wcale nie są to „tekturowe” apartamenty. To przeważnie mieszkania na strzeżonych osiedlach, z basenami i  kortami tenisowymi.  

Jednak ten optymizm może nieco popsuć fakt, że mieszkanie lub dom może zniszczyć wichura. Świadczyć o tym mogą ogłoszenia o sprzedaży  - „mieszkanie na Florydzie, zabezpiecz swój dom przed huraganem, zainstalowanie systemu kotwiącego pozwoli ocalić twój majątek”
dom.wp.pl

Miami tańsze od Sopotu

Mieszkanie z ogródkiem, gdzie na leżaku pod palmą możemy sączyć drinka przez cały rok ? Nieruchomości w słonecznym Miami wabią inwestorów cenami niższymi niż w Polsce.
Do niedawna mieszkanie z widokiem na ocean wydawało się nieosiągalnym marzeniem. Teraz jednak zamiast mieszkania w nadbałtyckim kurorcie, przeważnie zimnym przez większą część roku, możemy wybrać apartament w zdecydowanie cieplejszym klimacie. Ceny mieszkań na Florydzie są tańsze niż w polskich kurortach.  

Apartament o powierzchni 100 mkw. można kupić już za 80 tys. dolarów, czyli za metr kwadratowy zapłacimy 2,7 tys. złotych. W Sopocie czy Zakopanem takich ofert raczej nie znajdziemy. Zakup nieruchomości w USA nadal jest bardzo atrakcyjnym sposobem inwestycji, chociaż w ciągu ostatnich miesięcy sytuacja trochę się pogorszyła, bo wzrosła cena dolara. Dlatego najwięcej zyskali ci, którzy kupili mieszkania, kiedy amerykański rynek nieruchomości znalazł się w zapaści, a posiadłości w niektórych przypadkach potaniały nawet trzykrotnie.  

Równowartość 450 tys. zł, za które w Warszawie można kupić najwyżej kilkudziesięciometrowe mieszkanie, w USA można już zainwestować w dom. Nowy 300-metrowy dom na Florydzie, z wyposażoną łazienką i kuchnią, z garażem i basenem można kupić już za 150-170 tys. dolarów. 

Nieruchomości używane mogą być jeszcze tańsze. W Polsce za takie pieniądze domu w okolicy dużego miasta nie kupimy. Od cenowego szczytu w 2006 roku domy w USA staniały średnio o ok. 35 proc., a działki przeceniono nawet o więcej niż połowę. Największym powodzeniem wśród inwestorów z Europy cieszy się właśnie Floryda, którą wybrał co czwarty kupujący. Kalifornię wybrało 16 proc, a Taksas 10 proc. zagranicznych nabywców.  

Taka inwestycja może się okazać bardzo atrakcyjna, ponieważ ceny nieruchomości na Florydzie powinny w najbliższych latach wrócić do poziomu sprzed trzech lat. Teraz metr kwadratowy kosztuje od 1500 do 2500 zł, czyli zdecydowanie mniej niż w Polsce. I wcale nie są to „tekturowe” apartamenty. To przeważnie mieszkania na strzeżonych osiedlach, z basenami i  kortami tenisowymi.  

Jednak ten optymizm może nieco popsuć fakt, że mieszkanie lub dom może zniszczyć wichura. Świadczyć o tym mogą ogłoszenia o sprzedaży  - „mieszkanie na Florydzie, zabezpiecz swój dom przed huraganem, zainstalowanie systemu kotwiącego pozwoli ocalić twój majątek”
dom.wp.pl

Konsorcjum PBG zbuduje Stadion Narodowy

Konsorcjum PBG złożyło najkorzystniejszą ofertę w przetargu na budowę Stadionu Narodowego - poinformowało Narodowe Centrum Sportu. Wartość oferty złożonej przez konsorcjum opiewa na 1,53 mld zł brutto.

- Oferta PBG spełnia nasze oczekiwania, ten stadion będzie budowany. Nie będziemy szukali innej oferty - powiedział na konferencji prasowej minister sportu Mirosław Drzewiecki.

PBG podeszło do przetargu z Hydrobudową Polską, Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Wcześniej do drugiego etapu przetargu na budowę Stadionu Narodowego zakwalifikowało się sześć konsorcjów.

Oprócz zwycięskiego konsorcjum swoje oferty złożyły też:

- konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA,

- konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem-Warszawa i J&P AVAX,

- konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH,

- konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp. z o.o.

- konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

źródło informacji: PAP

interai.pl/Czwartek, 9 kwietnia (17:01)

Konsorcjum PBG zbuduje Stadion Narodowy

Konsorcjum PBG złożyło najkorzystniejszą ofertę w przetargu na budowę Stadionu Narodowego - poinformowało Narodowe Centrum Sportu. Wartość oferty złożonej przez konsorcjum opiewa na 1,53 mld zł brutto.

- Oferta PBG spełnia nasze oczekiwania, ten stadion będzie budowany. Nie będziemy szukali innej oferty - powiedział na konferencji prasowej minister sportu Mirosław Drzewiecki.

PBG podeszło do przetargu z Hydrobudową Polską, Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Wcześniej do drugiego etapu przetargu na budowę Stadionu Narodowego zakwalifikowało się sześć konsorcjów.

Oprócz zwycięskiego konsorcjum swoje oferty złożyły też:

- konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA,

- konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem-Warszawa i J&P AVAX,

- konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH,

- konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp. z o.o.

- konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

źródło informacji: PAP

interai.pl/Czwartek, 9 kwietnia (17:01)

MF:Zameldowanie pozbawia ulgi

Operatorzy internetu, podpisując umowy z klientami, często przepisują z dowodu osobistego ich adresy zameldowania. Adres zameldowania znajduje się potem na fakturze za internet, mimo że podatnik z sieci korzysta w miejscu zamieszkania, które jest inne, niż adres w dowodzie osobistym.

Przykładowo faktura za internet dostarczany w Warszawie wystawiana jest na adres zameldowania np. w Kielcach, mimo że internet używany i opłacany jest w stolicy. Tak wystawiona faktura za sieć nie uprawnia do ulgi internetowej. Dlaczego?

Dla rozliczeń podatkowych kluczowe znaczenie ma miejsce zamieszkania. Co więcej, wydatki ponoszone z tytułu używania internetu mogą być w rocznym PIT odliczone od dochodu, jeśli są ponoszone przez podatnika w jego miejscu zamieszkania.

Trzeba tu podkreślić, że adres zameldowania nie jest tożsamy - a na pewno nie musi być - z adresem zamieszkania. Skoro dostawca internetu na fakturze podaje miejsce zameldowania podatnika, do którego nie dostarcza usług internetowych i które jednocześnie nie jest miejscem zamieszkania podatnika, nie będzie możliwości skorzystania z ulgi internetowej.

Warto więc sprawdzić, na który adres dostawca internetu wystawia nam faktury za sieć. Od tego zależy, czy w ogóle z ulgi podatkowej będziemy mogli w rocznym zeznaniu skorzystać.

Ewa Matyszewska, "Gazeta Prawna"

interia.pl/Czwartek, 9 kwietnia (06:00)

MF:Zameldowanie pozbawia ulgi

Operatorzy internetu, podpisując umowy z klientami, często przepisują z dowodu osobistego ich adresy zameldowania. Adres zameldowania znajduje się potem na fakturze za internet, mimo że podatnik z sieci korzysta w miejscu zamieszkania, które jest inne, niż adres w dowodzie osobistym.

Przykładowo faktura za internet dostarczany w Warszawie wystawiana jest na adres zameldowania np. w Kielcach, mimo że internet używany i opłacany jest w stolicy. Tak wystawiona faktura za sieć nie uprawnia do ulgi internetowej. Dlaczego?

Dla rozliczeń podatkowych kluczowe znaczenie ma miejsce zamieszkania. Co więcej, wydatki ponoszone z tytułu używania internetu mogą być w rocznym PIT odliczone od dochodu, jeśli są ponoszone przez podatnika w jego miejscu zamieszkania.

Trzeba tu podkreślić, że adres zameldowania nie jest tożsamy - a na pewno nie musi być - z adresem zamieszkania. Skoro dostawca internetu na fakturze podaje miejsce zameldowania podatnika, do którego nie dostarcza usług internetowych i które jednocześnie nie jest miejscem zamieszkania podatnika, nie będzie możliwości skorzystania z ulgi internetowej.

Warto więc sprawdzić, na który adres dostawca internetu wystawia nam faktury za sieć. Od tego zależy, czy w ogóle z ulgi podatkowej będziemy mogli w rocznym zeznaniu skorzystać.

Ewa Matyszewska, "Gazeta Prawna"

interia.pl/Czwartek, 9 kwietnia (06:00)

Bez świadectwa nie sprzedasz

Do sprzedaży mieszkania na rynku wtórnym będzie konieczne świadectwo energetyczne.
Właściciele, którzy zdecydują się na sprzedaż mieszkania na rynku wtórnym lub wynajęcie go, będą musieli sporządzić świadectwo energetyczne. Dziś obowiązek posiadania tego dokumentu dotyczy tylko mieszkań wprowadzanych do obrotu na rynku pierwotnym. Zmiany w tym zakresie wprowadza nowelizacja prawa budowlanego i ustawy o gospodarce nieruchomościami, która trafiła do Sejmu.

- Chcemy wprowadzić obowiązek posiadania świadectwa energetycznego w przypadku wynajęcia mieszkania i zbycia go na rynku wtórnym. Za brak tego dokumentu nie przewidujemy jednak sankcji, np. w postaci nieważności transakcji - mówi Zbigniew Radomski, dyrektor Departamentu Rynku Budowlanego i Techniki w Ministerstwie Infrastruktury.

Zaostrzenia przepisów dotyczących świadectw chce Unia Europejska. Przygotowywana jest nowelizacja dyrektyw, która ma przewidywać sankcje za brak świadectwa.

- W Senacie przedstawiliśmy stanowisko rządu polskiego na ten temat. Sprzeciwiamy się wprowadzeniu sankcji prawnych za brak świadectwa - wyjaśnia Zbigniew Radomski. Dodaje, że jeżeli Komisja Europejska wprowadzi kary, to rząd będzie chciał, aby w Polsce obowiązywały od 2014 roku.

Nowelizacja prawa budowlanego wprowadza też uproszczenia w zakresie sporządzania świadectw energetycznych dla mieszkań w blokach. Przewiduje, że właściciele mieszkań w budynkach zasilanych z sieci ciepłowniczej oraz z instalacją centralnego ogrzewania mogą wystąpić o sporządzenie świadectwa dla swojego lokalu na podstawie certyfikatu dla całego budynku. Jego właściciel lub zarządca będzie miał obowiązek nieodpłatnego przekazania kopii świadectwa właścicielowi lokalu nie później niż sześć miesięcy od dnia złożenia wniosku.

- Uprości to procedurę sporządzania świadectw. Zmiany w przepisach nie pozwolą też uchylić się zarządcy nieruchomości od przekazania świadectwa energetycznego właścicielowi lokalu. Dziś przepisy w tym zakresie nie są jednoznaczne. Termin zobowiązujący do przekazania świadectwa powinien być jednak skrócony do trzech miesięcy - mówi Marcin Piotrowski, wiceprezes Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości.

Jeżeli certyfikaty mają być dobrej jakości, to najważniejsze jest, by osoby odpowiedzialne za ich sporządzanie rzetelnie podchodziły do swoich obowiązków, dodaje Marcin Piotrowski

Nowelizacja przewiduje też uproszczone procedury sporządzania świadectw dla grupy lokali o takim samym zużyciu energii i jednakowych rozwiązaniach konstrukcyjno-materiałowych i instalacyjnych, czyli np. mieszkań położonych w jednym budynku. W ich przypadku nie trzeba bowiem będzie sporządzać świadectwa dla każdego lokalu osobno. Ich właściciele będą mogli zawrzeć porozumienie i zamówić jedno świadectwo, na podstawie którego zostaną opracowane świadectwa energetyczne dla pozostałych lokali.

Arkadiusz Jaraszek
interia.pl/
Środa, 8 kwietnia (07:34)

Bez świadectwa nie sprzedasz

Do sprzedaży mieszkania na rynku wtórnym będzie konieczne świadectwo energetyczne.
Właściciele, którzy zdecydują się na sprzedaż mieszkania na rynku wtórnym lub wynajęcie go, będą musieli sporządzić świadectwo energetyczne. Dziś obowiązek posiadania tego dokumentu dotyczy tylko mieszkań wprowadzanych do obrotu na rynku pierwotnym. Zmiany w tym zakresie wprowadza nowelizacja prawa budowlanego i ustawy o gospodarce nieruchomościami, która trafiła do Sejmu.

- Chcemy wprowadzić obowiązek posiadania świadectwa energetycznego w przypadku wynajęcia mieszkania i zbycia go na rynku wtórnym. Za brak tego dokumentu nie przewidujemy jednak sankcji, np. w postaci nieważności transakcji - mówi Zbigniew Radomski, dyrektor Departamentu Rynku Budowlanego i Techniki w Ministerstwie Infrastruktury.

Zaostrzenia przepisów dotyczących świadectw chce Unia Europejska. Przygotowywana jest nowelizacja dyrektyw, która ma przewidywać sankcje za brak świadectwa.

- W Senacie przedstawiliśmy stanowisko rządu polskiego na ten temat. Sprzeciwiamy się wprowadzeniu sankcji prawnych za brak świadectwa - wyjaśnia Zbigniew Radomski. Dodaje, że jeżeli Komisja Europejska wprowadzi kary, to rząd będzie chciał, aby w Polsce obowiązywały od 2014 roku.

Nowelizacja prawa budowlanego wprowadza też uproszczenia w zakresie sporządzania świadectw energetycznych dla mieszkań w blokach. Przewiduje, że właściciele mieszkań w budynkach zasilanych z sieci ciepłowniczej oraz z instalacją centralnego ogrzewania mogą wystąpić o sporządzenie świadectwa dla swojego lokalu na podstawie certyfikatu dla całego budynku. Jego właściciel lub zarządca będzie miał obowiązek nieodpłatnego przekazania kopii świadectwa właścicielowi lokalu nie później niż sześć miesięcy od dnia złożenia wniosku.

- Uprości to procedurę sporządzania świadectw. Zmiany w przepisach nie pozwolą też uchylić się zarządcy nieruchomości od przekazania świadectwa energetycznego właścicielowi lokalu. Dziś przepisy w tym zakresie nie są jednoznaczne. Termin zobowiązujący do przekazania świadectwa powinien być jednak skrócony do trzech miesięcy - mówi Marcin Piotrowski, wiceprezes Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości.

Jeżeli certyfikaty mają być dobrej jakości, to najważniejsze jest, by osoby odpowiedzialne za ich sporządzanie rzetelnie podchodziły do swoich obowiązków, dodaje Marcin Piotrowski

Nowelizacja przewiduje też uproszczone procedury sporządzania świadectw dla grupy lokali o takim samym zużyciu energii i jednakowych rozwiązaniach konstrukcyjno-materiałowych i instalacyjnych, czyli np. mieszkań położonych w jednym budynku. W ich przypadku nie trzeba bowiem będzie sporządzać świadectwa dla każdego lokalu osobno. Ich właściciele będą mogli zawrzeć porozumienie i zamówić jedno świadectwo, na podstawie którego zostaną opracowane świadectwa energetyczne dla pozostałych lokali.

Arkadiusz Jaraszek
interia.pl/
Środa, 8 kwietnia (07:34)

Banki nadal kuszą lokatami

Oprocentowanie depozytów nadal utrzymuje się na wysokim poziomie, a banki obniżają je wolniej niż można było się tego spodziewać.

Cykl obniżek stóp procentowych wciąż trwa, a w wyniku ostatniej decyzji Rady Polityki Pieniężnej stopy procentowe spadły do poziomu najniższego w historii. Następstwem tego jest ciągły spadek oprocentowania depozytów w bankach. Jednak nie ma mowy o gwałtownych cięciach, ruch ten jest wręcz bardzo powolny. Zmiany zachodzą niemal we wszystkich instytucjach. I tak na przykład oprocentowanie swoich lokat z miesiąca na miesiąc małymi krokami obniża Alior Bank.

W innych bankach obniżane są nawet stawki mocno promowanych produktów. Bank Ochrony Środowiska ściął o 1 p.p. oprocentowanie "Lokaty na Dzień Dobry", gdzie odsetki wypłacane są z góry. Niektórzy tną oprocentowanie niemal wszystkich swoich lokat. Tak zrobił Bank Zachodni WBK, który zdecydował się na cięcie o 0,5 p.p. Obniżek nie ustrzegły się również dwa największe banki działające na naszym rynku.

PKO BP obniżył stawki we wszystkich swoich depozytach ze stałym oprocentowaniem. Natomiast Bank Pekao dokonał zmian zarówno w lokatach internetowych, jaki i tradycyjnych. Jednak w przypadku tych drugich obniżki są bardzo znaczące, choć oprocentowanie spada i tak z niskich poziomów (z 2,5 proc. do 1,25 dla kwartalnych i półrocznych lokat).

Na rynku lokat znajdziemy też ewenementy w postaci podwyższania oprocentowania. Jeśli porównamy obecną ofertę banków z naszym marcowym ratingiem depozytów, zauważymy wzrost oprocentowania rocznej lokaty w AIG Banku, który podwyższył je z 6,5 do 7 procent. Podobny ruch uczynił Noble Bank, podnosząc stawki oprocentowania swoich poliso-lokat (kwartalnej, półrocznej i rocznej). Nieznaczną podwyżkę odnotowaliśmy również w przypadku rocznej lokaty w mBanku (wzrost o 0,15 p.p).

Mimo przeważających obniżek oprocentowania depozytów, to przy historycznie niskich stopach procentowych, oferowane przez banki stawki i tak należy uznać za wciąż wysokie i zyskowne. Banki nie mogą sobie pozwolić na odpływ depozytów. Dla jednych celem może być poprawa wskaźników płynności, dla innych przygotowanie do ponownego rozszerzenia akcji kredytowej. Jednak utrzymywanie wysokiego oprocentowania jest dużym kosztem dla banków, dlatego decydują się na bardziej wyrafinowane sposoby przyciągania klientów. I tak na przykład Raiffeisen Bank, jako następny po Banku Ochrony Środowiska, wprowadził lokatę z odsetkami wypłacanymi z góry.

Mimo niższego oprocentowania i mniejszej opłacalności takiego produktu klienci chętnie się na niego decydują. Również mBank postanowił skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań, dlatego też w jego ofercie znalazła się kwartalna lokata rekomendacyjna na wzór tych, które były w Alior Banku czy BPH. Jeszcze inny sposób wykorzystuje Bank Millennium, który ustala oprocentowanie lokaty na podstawie liczby produktów posiadanych przez klienta. Dzięki temu istnieje możliwość otrzymania kwartalnej lokaty na 8 proc. w skali roku, oczywiście pod warunkiem, że skorzystamy aż z 4 produktów banku.

Jak oceniamy?

W naszym comiesięcznym porównania poddajemy ocenie zarówno tradycyjne lokaty, jak i te zakładane przez Internet, a także depozyty w formie ubezpieczenia, czyli poliso-lokaty. Jako że stawki oprocentowania zmieniają się w zależności od wpłacanej kwoty i czasu trwania lokaty, uwzględniliśmy depozyty na 5- i 20 tys. zł, zakładane na kwartał, pół roku, rok i dwa lata. Każdy z tych depozytów otrzymał ocenę z czterostopniowej skali. W zestawieniu uwzględnialiśmy lokaty o stałym oprocentowaniu, a w przypadku gdy bank nie miał takiej propozycji, braliśmy pod uwagę depozyty o zmiennym oprocentowaniu, jednak obniżając im notę o jeden punkt.

Najlepsze lokaty

Najkorzystniejszą lokatę zakładaną na trzy miesiące oferuje Getin Bank, gdzie standardowe oprocentowanie wynosi 7 proc. w skali roku. Decydując się na ROR w pakiecie e-Getin oprocentowanie można podwyższyć o 1 p.p. (do 8 proc.). Najwyższa stawka na pół roku dla 5- i 20 tys. zł to 7 proc. na lokacie w AIG lub polisie lokacyjnej w banku DnB Nord. W przypadku rocznego depozytu na 5 tys. zł aż cztery banki zaproponują stawkę w wysokości 7 proc. Mowa o polisach w DnB Nord, Getin Banku i Lukas Banku oraz tradycyjnej lokacie w Noble Banku. Ten ostatni bank dla kwoty 20 tys. zł zaoferuje już 7,8 proc. Z kolei najlepszą dwuletnia lokatę na 5 tys. zł ma Toyota Bank ze stawką 6,3 proc. w skali roku. W przypadku kwoty 20 tys. zł najwyższą stawką może pochwalić się Noble Bank z poliso-lokatą na 6,5 proc.

Ratingi lokat przygotowujemy w cyklu miesięcznym. Aktualny - wraz z pełną ofertą banków - można znaleźć także na stronach internetowych www.open.pl.

Mateusz Ostrowski, Michał Sadrak

źródło informacji: Open Finance

interia.pl

Banki nadal kuszą lokatami

Oprocentowanie depozytów nadal utrzymuje się na wysokim poziomie, a banki obniżają je wolniej niż można było się tego spodziewać.

Cykl obniżek stóp procentowych wciąż trwa, a w wyniku ostatniej decyzji Rady Polityki Pieniężnej stopy procentowe spadły do poziomu najniższego w historii. Następstwem tego jest ciągły spadek oprocentowania depozytów w bankach. Jednak nie ma mowy o gwałtownych cięciach, ruch ten jest wręcz bardzo powolny. Zmiany zachodzą niemal we wszystkich instytucjach. I tak na przykład oprocentowanie swoich lokat z miesiąca na miesiąc małymi krokami obniża Alior Bank.

W innych bankach obniżane są nawet stawki mocno promowanych produktów. Bank Ochrony Środowiska ściął o 1 p.p. oprocentowanie "Lokaty na Dzień Dobry", gdzie odsetki wypłacane są z góry. Niektórzy tną oprocentowanie niemal wszystkich swoich lokat. Tak zrobił Bank Zachodni WBK, który zdecydował się na cięcie o 0,5 p.p. Obniżek nie ustrzegły się również dwa największe banki działające na naszym rynku.

PKO BP obniżył stawki we wszystkich swoich depozytach ze stałym oprocentowaniem. Natomiast Bank Pekao dokonał zmian zarówno w lokatach internetowych, jaki i tradycyjnych. Jednak w przypadku tych drugich obniżki są bardzo znaczące, choć oprocentowanie spada i tak z niskich poziomów (z 2,5 proc. do 1,25 dla kwartalnych i półrocznych lokat).

Na rynku lokat znajdziemy też ewenementy w postaci podwyższania oprocentowania. Jeśli porównamy obecną ofertę banków z naszym marcowym ratingiem depozytów, zauważymy wzrost oprocentowania rocznej lokaty w AIG Banku, który podwyższył je z 6,5 do 7 procent. Podobny ruch uczynił Noble Bank, podnosząc stawki oprocentowania swoich poliso-lokat (kwartalnej, półrocznej i rocznej). Nieznaczną podwyżkę odnotowaliśmy również w przypadku rocznej lokaty w mBanku (wzrost o 0,15 p.p).

Mimo przeważających obniżek oprocentowania depozytów, to przy historycznie niskich stopach procentowych, oferowane przez banki stawki i tak należy uznać za wciąż wysokie i zyskowne. Banki nie mogą sobie pozwolić na odpływ depozytów. Dla jednych celem może być poprawa wskaźników płynności, dla innych przygotowanie do ponownego rozszerzenia akcji kredytowej. Jednak utrzymywanie wysokiego oprocentowania jest dużym kosztem dla banków, dlatego decydują się na bardziej wyrafinowane sposoby przyciągania klientów. I tak na przykład Raiffeisen Bank, jako następny po Banku Ochrony Środowiska, wprowadził lokatę z odsetkami wypłacanymi z góry.

Mimo niższego oprocentowania i mniejszej opłacalności takiego produktu klienci chętnie się na niego decydują. Również mBank postanowił skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań, dlatego też w jego ofercie znalazła się kwartalna lokata rekomendacyjna na wzór tych, które były w Alior Banku czy BPH. Jeszcze inny sposób wykorzystuje Bank Millennium, który ustala oprocentowanie lokaty na podstawie liczby produktów posiadanych przez klienta. Dzięki temu istnieje możliwość otrzymania kwartalnej lokaty na 8 proc. w skali roku, oczywiście pod warunkiem, że skorzystamy aż z 4 produktów banku.

Jak oceniamy?

W naszym comiesięcznym porównania poddajemy ocenie zarówno tradycyjne lokaty, jak i te zakładane przez Internet, a także depozyty w formie ubezpieczenia, czyli poliso-lokaty. Jako że stawki oprocentowania zmieniają się w zależności od wpłacanej kwoty i czasu trwania lokaty, uwzględniliśmy depozyty na 5- i 20 tys. zł, zakładane na kwartał, pół roku, rok i dwa lata. Każdy z tych depozytów otrzymał ocenę z czterostopniowej skali. W zestawieniu uwzględnialiśmy lokaty o stałym oprocentowaniu, a w przypadku gdy bank nie miał takiej propozycji, braliśmy pod uwagę depozyty o zmiennym oprocentowaniu, jednak obniżając im notę o jeden punkt.

Najlepsze lokaty

Najkorzystniejszą lokatę zakładaną na trzy miesiące oferuje Getin Bank, gdzie standardowe oprocentowanie wynosi 7 proc. w skali roku. Decydując się na ROR w pakiecie e-Getin oprocentowanie można podwyższyć o 1 p.p. (do 8 proc.). Najwyższa stawka na pół roku dla 5- i 20 tys. zł to 7 proc. na lokacie w AIG lub polisie lokacyjnej w banku DnB Nord. W przypadku rocznego depozytu na 5 tys. zł aż cztery banki zaproponują stawkę w wysokości 7 proc. Mowa o polisach w DnB Nord, Getin Banku i Lukas Banku oraz tradycyjnej lokacie w Noble Banku. Ten ostatni bank dla kwoty 20 tys. zł zaoferuje już 7,8 proc. Z kolei najlepszą dwuletnia lokatę na 5 tys. zł ma Toyota Bank ze stawką 6,3 proc. w skali roku. W przypadku kwoty 20 tys. zł najwyższą stawką może pochwalić się Noble Bank z poliso-lokatą na 6,5 proc.

Ratingi lokat przygotowujemy w cyklu miesięcznym. Aktualny - wraz z pełną ofertą banków - można znaleźć także na stronach internetowych www.open.pl.

Mateusz Ostrowski, Michał Sadrak

źródło informacji: Open Finance

interia.pl

GPW do 8 V wydłużyła okres nie przyjmowania niektórych zleceń na AD. Drągowski

Zarząd GPW podjął decyzję o wydłużeniu do 8 maja okresu nie przyjmowania zleceń po każdej cenie (PKC), po cenie rynkowej na otwarcie (PCRO) i po cenie rynkowej (PCR) na akcje AD. Drągowski.

Obrót akcjami agencji pośrednictwa obrotu nieruchomościami AD Drągowski jest zawieszony, na wniosek KNF, do 2 maja. W trakcie zawieszenia notowań zlecenia są przyjmowane i kalkulowany jest kurs otwarcia, ale nie są zawierane transakcje. Jednocześnie, na podstawie uchwały GPW, do 10 kwietnia nie są przyjmowane zlecenia PKC, PCRO i PCR.

"Biorąc pod uwagę wpływ tego typu zleceń na kształtowanie się kursów teoretycznych (wzrost zmienności) oraz mając na uwadze interes uczestników rynku w okresie następującym bezpośrednio po wznowieniu notowań, zarząd postanowił wydłużyć okres obowiązywania zleceń PKC, PCRO i PCR do dnia 8 maja 2009 r. włącznie" - napisano w komunikacie.

PAP/interia.pl/Czwartek, 9 kwietnia (17:35)

GPW do 8 V wydłużyła okres nie przyjmowania niektórych zleceń na AD. Drągowski

Zarząd GPW podjął decyzję o wydłużeniu do 8 maja okresu nie przyjmowania zleceń po każdej cenie (PKC), po cenie rynkowej na otwarcie (PCRO) i po cenie rynkowej (PCR) na akcje AD. Drągowski.

Obrót akcjami agencji pośrednictwa obrotu nieruchomościami AD Drągowski jest zawieszony, na wniosek KNF, do 2 maja. W trakcie zawieszenia notowań zlecenia są przyjmowane i kalkulowany jest kurs otwarcia, ale nie są zawierane transakcje. Jednocześnie, na podstawie uchwały GPW, do 10 kwietnia nie są przyjmowane zlecenia PKC, PCRO i PCR.

"Biorąc pod uwagę wpływ tego typu zleceń na kształtowanie się kursów teoretycznych (wzrost zmienności) oraz mając na uwadze interes uczestników rynku w okresie następującym bezpośrednio po wznowieniu notowań, zarząd postanowił wydłużyć okres obowiązywania zleceń PKC, PCRO i PCR do dnia 8 maja 2009 r. włącznie" - napisano w komunikacie.

PAP/interia.pl/Czwartek, 9 kwietnia (17:35)

Wrocław już wie kto wybuduje stadion

Sąd Okręgowy we Wrocławiu wydał dzisiaj orzeczenie w sprawie skargi, jaką konsorcjum z firmą Max Boegl na czele wniosło w odpowiedzi na orzeczenie Krajowej Izby Odwoławczej, wydane w przetargu na generalnego wykonawcę wrocławskiego stadionu.
Sąd, który na rozpoznanie sprawy miał 30 dni orzekł, że skarga złożona przez konsorcjum z firmą Max Boegl w składzie jest bezpodstawna i podtrzymał decyzję Krajowej Izby Odwoławczej, która za zwycięzcę przetargu na generalnego wykonawcę stadionu uznała konsorcjum z Mostostalem Warszawa na czele. Dzisiejszy wyrok nie podlega kasacji. Dzięki temu, tuż po jego ogłoszeniu możliwe było parafowanie umowy przez prezydenta - Rafała Dutkiewicza oraz przedstawicieli zwycięskiego konsorcjum. Uroczyste podpisanie umowy zaplanowano na najbliższy wtorek.
Informacja prasowa
interia.pl/Czwartek, 9 kwietnia (17:59)

Wrocław już wie kto wybuduje stadion

Sąd Okręgowy we Wrocławiu wydał dzisiaj orzeczenie w sprawie skargi, jaką konsorcjum z firmą Max Boegl na czele wniosło w odpowiedzi na orzeczenie Krajowej Izby Odwoławczej, wydane w przetargu na generalnego wykonawcę wrocławskiego stadionu.
Sąd, który na rozpoznanie sprawy miał 30 dni orzekł, że skarga złożona przez konsorcjum z firmą Max Boegl w składzie jest bezpodstawna i podtrzymał decyzję Krajowej Izby Odwoławczej, która za zwycięzcę przetargu na generalnego wykonawcę stadionu uznała konsorcjum z Mostostalem Warszawa na czele. Dzisiejszy wyrok nie podlega kasacji. Dzięki temu, tuż po jego ogłoszeniu możliwe było parafowanie umowy przez prezydenta - Rafała Dutkiewicza oraz przedstawicieli zwycięskiego konsorcjum. Uroczyste podpisanie umowy zaplanowano na najbliższy wtorek.
Informacja prasowa
interia.pl/Czwartek, 9 kwietnia (17:59)

Losy złotego wciąż nierozstrzygnięte

Początek tygodnia przyniósł osłabienie złotego, co było o tyle zrozumiałe, że na rynku międzynarodowym umocnił się dolar (a jego wzrost zwykle działa na niekorzyść naszej waluty), a kursy dolara, euro i franka wobec złotego zbliżyły się wcześniej do swoich dołków z marca, które stanowić powinny wsparcie.
I tak też się stało, właśnie od tych dołków kursy walut odbiły się, lecz na koniec tygodnia wróciły do nich raz jeszcze. Poprawa nastrojów inwestycyjnych na świecie wyraźnie złotemu służy. Na koniec tygodnia za euro płacono 4,404 PLN - o 1 proc. mniej niż w piątek przed tygodniem. Franka wyceniono na 2,89 PLN (spadek o 1 proc.), a dolara na 3,32 PLN (wzrost o 0,4 proc.). Mimo wszystko losy naszej waluty wciąż pozostają nierozstrzygnięte, ponieważ nowe dołki kursów walut nie zostały wyznaczone.

W tym tygodniu to dolar przeszedł do ofensywy w czym pomagał brak istotnych publikacji makroekonomicznych z USA. Z kolei dane z Europy (zrewidowany w dół spadek PKB w IV kwartale dla strefy euro) odczytywano na niekorzyść wspólnej waluty. Nie bez znaczenia może być również regulacja standardów raportowania amerykańskich banków, którym pozwala się zrezygnować z zasady "mark-to-market", co oznacza, że część aktywów zostanie wyceniona według uznania banków (np. tzw. toksyczne aktywa, dla których dziś nie ma rynkowych wycen).

Może to poprawić bilanse amerykańskich banków (kapitały własne), a tym samym poprawić ich sytuację względem instytucji w Europie. W czwartek po południu za euro płacono 1,326 USD - o 1,5 proc. mniej niż tydzień temu.

Łukasz Wróbel Emil Szweda

Open Finance

onet.plPiątek, 10 kwietnia (07:53)

Losy złotego wciąż nierozstrzygnięte

Początek tygodnia przyniósł osłabienie złotego, co było o tyle zrozumiałe, że na rynku międzynarodowym umocnił się dolar (a jego wzrost zwykle działa na niekorzyść naszej waluty), a kursy dolara, euro i franka wobec złotego zbliżyły się wcześniej do swoich dołków z marca, które stanowić powinny wsparcie.
I tak też się stało, właśnie od tych dołków kursy walut odbiły się, lecz na koniec tygodnia wróciły do nich raz jeszcze. Poprawa nastrojów inwestycyjnych na świecie wyraźnie złotemu służy. Na koniec tygodnia za euro płacono 4,404 PLN - o 1 proc. mniej niż w piątek przed tygodniem. Franka wyceniono na 2,89 PLN (spadek o 1 proc.), a dolara na 3,32 PLN (wzrost o 0,4 proc.). Mimo wszystko losy naszej waluty wciąż pozostają nierozstrzygnięte, ponieważ nowe dołki kursów walut nie zostały wyznaczone.

W tym tygodniu to dolar przeszedł do ofensywy w czym pomagał brak istotnych publikacji makroekonomicznych z USA. Z kolei dane z Europy (zrewidowany w dół spadek PKB w IV kwartale dla strefy euro) odczytywano na niekorzyść wspólnej waluty. Nie bez znaczenia może być również regulacja standardów raportowania amerykańskich banków, którym pozwala się zrezygnować z zasady "mark-to-market", co oznacza, że część aktywów zostanie wyceniona według uznania banków (np. tzw. toksyczne aktywa, dla których dziś nie ma rynkowych wycen).

Może to poprawić bilanse amerykańskich banków (kapitały własne), a tym samym poprawić ich sytuację względem instytucji w Europie. W czwartek po południu za euro płacono 1,326 USD - o 1,5 proc. mniej niż tydzień temu.

Łukasz Wróbel Emil Szweda

Open Finance

onet.plPiątek, 10 kwietnia (07:53)

Nie opłaca się przenoszenie kredytu hipotecznego do innego banku

Obecnie nie opłaca się przenoszenie kredytu hipotecznego do innego banku. Podwyżki marż spowodowały, że taka zmiana oznaczałaby wzrost obciążeń.
Refinansowanie kredytu, czyli przenoszenie go do innego banku, jest w tej chwili całkowicie nieopłacalne. Banki co prawda mają specjalną ofertę dla klientów zainteresowanych taką usługą, jednak nikt z niej nie korzysta. Marże przy nowych kredytach - również refinansowych - są bardzo wysokie.

Banki zwiększyły wymagania

W przypadku kredytów złotowych najwyższą marżę proponuje w tej chwili mBank - sięga ona 3,3 proc. W innych bankach trzeba zapłacić co najmniej 1,35 proc. Przy kredytach frankowych najwyższa marża jest w GE Money - 4,15 proc. W innych instytucjach finansowych jest tylko nieznacznie mniej. Warto przypomnieć, że przed rokiem średnia marża przy kredytach walutowych wynosiła 1 proc., czyli obecnie jest prawie czterokrotnie wyższa. W zasadzie wszystkie kredyty hipoteczne oparte są na stawce WIBOR lub LIBOR, więc wysokość marży bankowej ma znaczenie decydujące.

- Właśnie ze względu na wysokość marż bankowych przenoszenie kredytu do innego banku jest całkowicie nieopłacalne. Uzyskanie porównywalnej marży jak w ubiegłym roku graniczy dzisiaj z cudem - mówi Paweł Majtkowski z Finamo.

Są jeszcze inne czynniki wpływające na to, że nie opłaca się przenosić kredytu hipotecznego do innego banku. Rok temu, gdy bankom zależało na pozyskiwaniu klientów, aby przenieść kredyt, wystarczyło nie mieć żadnych zaległości w spłacie i bank bez żadnych dodatkowych dokumentów przejmował kredyt.

- Dzisiaj przy refinansowaniu na nowo ocenia się zdolność kredytową, która obecnie jest liczona w sposób dużo bardziej restrykcyjny. Często jest tak, że klienci nie są w stanie przenieść kredytu do innego banku, bo nie mają według nowych kryteriów odpowiedniej zdolności kredytowej - twierdzi Paweł Majtkowski.

Oznacza to, że wszystkie osoby, których wartość kredytu przekroczyła 100 proc. wartości nieruchomości, są w zasadzie wyłączone z możliwości refinansowania kredytu.

Jeszcze rok temu było nie do pomyślenia, aby banki naliczały prowizje przy kredycie refinansowym. Teraz naliczają je prawie wszyscy. Tylko nieliczne banki, i to pod szczególnymi warunkami, rezygnują z prowizji.

- Jeśli klient weźmie sobie dodatkowo ubezpieczenie na życie i od utraty pracy, to wówczas nie płaci prowizji i otrzymuje atrakcyjne oprocentowanie - mówi Edyta Fundowicz z Alior Banku. Podobnie jest w Raiffeisen Banku.

Konsolidacja kosztuje więcej

Sprawa jest bardziej skomplikowana, gdy chcemy skonsolidować kilka kredytów. Pożyczyliśmy pieniądze na kupno mieszkania, kupiliśmy na kredyt samochód, mamy zadłużenie w karcie kredytowej albo wzięliśmy pożyczkę na wakacyjny wyjazd.

Teraz trzeba pilnować, by na rachunkach w kilku bankach były pieniądze na obsługę tych kredytów. Wygodniej oczywiście skonsolidować te wszystkie pożyczki i przenieść je do jednego banku.

Ale czy to się opłaca? Na pierwszy rzut oka operacja zamiany kilku kredytów na jeden hipoteczny jest bardzo opłacalna. Jeśli łączna wartość kredytów wynosi 240 tys. zł, to przed konsolidacją miesięczna rata wynosi ponad 2,9 tys. zł, a po konsolidacji o połowę mniej.

- W przypadku kredytów gotówkowych zdecydowanie wydłuża się okres ich kredytowania, w ten sposób bardzo mocno spada miesięczna rata, ale suma wszystkich odsetek, które zapłacimy w całym okresie kredytowania, bardzo mocno rośnie - zwraca uwagę Paweł Majtkowski.

Jeśli więc spodziewamy się problemów ze spłatą kredytów, to można z tej możliwości skorzystać i zmniejszyć miesięczne obciążenia. Trzeba się jednak liczyć z tym, że w ciągu 30 lat kredytowania suma odsetek, jakie zapłacimy, będzie o ponad 58 tys. zł wyższa, niż gdyby konsolidacji nie było.

Nie każdy dostanie pożyczkę

Na dodatek mogą pojawić się problemy z kredytem konsolidacyjnym. Przy jego udzielaniu bank także sprawdzi zdolność kredytową. Na dodatek ważne jest, aby wartość zabezpieczenia kredytu hipotecznego była odpowiednio wysoka. Jeśli bowiem spadła, bank może nie zgodzić się na połączenie innych pożyczek z kredytem konsolidacyjnym.

- Sporo osób nadal jest zainteresowanych konsolidacją kredytów bankowych, ale często okazuje się, że nie spełniają wymagań banku - mówi Paweł Majtkowski.

Można też skonsolidować kredyty gotówkowe i w karcie przy pomocy innego kredytu gotówkowego. I to może być opłacalnym działaniem.

- Oprocentowanie kredytu spada u nas w zależności od kwoty kredytu, a zaczyna się od 12 proc. - mówi Marcin Jedliński z Raiffeisen Bank Polska.

Jeśli więc mamy sporo niewielkich kredytów o wysokim oprocentowaniu sięgającym maksymalnego, dopuszczalnego przez prawo poziomu 21 proc. rocznie, to dzięki konsolidacji w wielu bankach można otrzymać niższe oprocentowanie.


Roman Grzyb
onet.pl/
(Gazeta Prawna/10.04.2009, godz. 06:00)

Nie opłaca się przenoszenie kredytu hipotecznego do innego banku

Obecnie nie opłaca się przenoszenie kredytu hipotecznego do innego banku. Podwyżki marż spowodowały, że taka zmiana oznaczałaby wzrost obciążeń.
Refinansowanie kredytu, czyli przenoszenie go do innego banku, jest w tej chwili całkowicie nieopłacalne. Banki co prawda mają specjalną ofertę dla klientów zainteresowanych taką usługą, jednak nikt z niej nie korzysta. Marże przy nowych kredytach - również refinansowych - są bardzo wysokie.

Banki zwiększyły wymagania

W przypadku kredytów złotowych najwyższą marżę proponuje w tej chwili mBank - sięga ona 3,3 proc. W innych bankach trzeba zapłacić co najmniej 1,35 proc. Przy kredytach frankowych najwyższa marża jest w GE Money - 4,15 proc. W innych instytucjach finansowych jest tylko nieznacznie mniej. Warto przypomnieć, że przed rokiem średnia marża przy kredytach walutowych wynosiła 1 proc., czyli obecnie jest prawie czterokrotnie wyższa. W zasadzie wszystkie kredyty hipoteczne oparte są na stawce WIBOR lub LIBOR, więc wysokość marży bankowej ma znaczenie decydujące.

- Właśnie ze względu na wysokość marż bankowych przenoszenie kredytu do innego banku jest całkowicie nieopłacalne. Uzyskanie porównywalnej marży jak w ubiegłym roku graniczy dzisiaj z cudem - mówi Paweł Majtkowski z Finamo.

Są jeszcze inne czynniki wpływające na to, że nie opłaca się przenosić kredytu hipotecznego do innego banku. Rok temu, gdy bankom zależało na pozyskiwaniu klientów, aby przenieść kredyt, wystarczyło nie mieć żadnych zaległości w spłacie i bank bez żadnych dodatkowych dokumentów przejmował kredyt.

- Dzisiaj przy refinansowaniu na nowo ocenia się zdolność kredytową, która obecnie jest liczona w sposób dużo bardziej restrykcyjny. Często jest tak, że klienci nie są w stanie przenieść kredytu do innego banku, bo nie mają według nowych kryteriów odpowiedniej zdolności kredytowej - twierdzi Paweł Majtkowski.

Oznacza to, że wszystkie osoby, których wartość kredytu przekroczyła 100 proc. wartości nieruchomości, są w zasadzie wyłączone z możliwości refinansowania kredytu.

Jeszcze rok temu było nie do pomyślenia, aby banki naliczały prowizje przy kredycie refinansowym. Teraz naliczają je prawie wszyscy. Tylko nieliczne banki, i to pod szczególnymi warunkami, rezygnują z prowizji.

- Jeśli klient weźmie sobie dodatkowo ubezpieczenie na życie i od utraty pracy, to wówczas nie płaci prowizji i otrzymuje atrakcyjne oprocentowanie - mówi Edyta Fundowicz z Alior Banku. Podobnie jest w Raiffeisen Banku.

Konsolidacja kosztuje więcej

Sprawa jest bardziej skomplikowana, gdy chcemy skonsolidować kilka kredytów. Pożyczyliśmy pieniądze na kupno mieszkania, kupiliśmy na kredyt samochód, mamy zadłużenie w karcie kredytowej albo wzięliśmy pożyczkę na wakacyjny wyjazd.

Teraz trzeba pilnować, by na rachunkach w kilku bankach były pieniądze na obsługę tych kredytów. Wygodniej oczywiście skonsolidować te wszystkie pożyczki i przenieść je do jednego banku.

Ale czy to się opłaca? Na pierwszy rzut oka operacja zamiany kilku kredytów na jeden hipoteczny jest bardzo opłacalna. Jeśli łączna wartość kredytów wynosi 240 tys. zł, to przed konsolidacją miesięczna rata wynosi ponad 2,9 tys. zł, a po konsolidacji o połowę mniej.

- W przypadku kredytów gotówkowych zdecydowanie wydłuża się okres ich kredytowania, w ten sposób bardzo mocno spada miesięczna rata, ale suma wszystkich odsetek, które zapłacimy w całym okresie kredytowania, bardzo mocno rośnie - zwraca uwagę Paweł Majtkowski.

Jeśli więc spodziewamy się problemów ze spłatą kredytów, to można z tej możliwości skorzystać i zmniejszyć miesięczne obciążenia. Trzeba się jednak liczyć z tym, że w ciągu 30 lat kredytowania suma odsetek, jakie zapłacimy, będzie o ponad 58 tys. zł wyższa, niż gdyby konsolidacji nie było.

Nie każdy dostanie pożyczkę

Na dodatek mogą pojawić się problemy z kredytem konsolidacyjnym. Przy jego udzielaniu bank także sprawdzi zdolność kredytową. Na dodatek ważne jest, aby wartość zabezpieczenia kredytu hipotecznego była odpowiednio wysoka. Jeśli bowiem spadła, bank może nie zgodzić się na połączenie innych pożyczek z kredytem konsolidacyjnym.

- Sporo osób nadal jest zainteresowanych konsolidacją kredytów bankowych, ale często okazuje się, że nie spełniają wymagań banku - mówi Paweł Majtkowski.

Można też skonsolidować kredyty gotówkowe i w karcie przy pomocy innego kredytu gotówkowego. I to może być opłacalnym działaniem.

- Oprocentowanie kredytu spada u nas w zależności od kwoty kredytu, a zaczyna się od 12 proc. - mówi Marcin Jedliński z Raiffeisen Bank Polska.

Jeśli więc mamy sporo niewielkich kredytów o wysokim oprocentowaniu sięgającym maksymalnego, dopuszczalnego przez prawo poziomu 21 proc. rocznie, to dzięki konsolidacji w wielu bankach można otrzymać niższe oprocentowanie.


Roman Grzyb
onet.pl/
(Gazeta Prawna/10.04.2009, godz. 06:00)

Kluczowe wsparcia przełamane

Złoty w czwartek wyraźnie umocnił się do głównych walut. O godzinie 18-tej za dolara trzeba było zapłacić 3,3060 zł, czyli o 2,3 grosza mniej niż wczoraj pod koniec dnia.
Szwajcarski frank, który znalazł się dziś na najniższym poziomie od połowy stycznia br., kosztował 2,8548 zł, co oznacza spadek o 4,8 grosza. Natomiast euro straciło 7,5 grosza i testowało poziom 4,3479 zł. Wspólna waluta była dziś najtańsza od końca stycznia br.

Umocnienie złotego, jakkolwiek w szczególny sposób nie szokuje swą skalą, to niesie ze sobą daleko idące konsekwencje dla EUR/PLN i CHF/PLN. Euro w sposób zdecydowany przełamało bowiem silne wsparcie na poziomie 4,40 zł, natomiast szwajcarska waluta spadła poniżej analogicznej bariery w okolicach 2,88 zł.
W obu przypadkach skutkuje to mocnymi sygnałami sprzedaży, które dodatkowo wzmacniają, utworzone na wykresach dziennych, formacje głowy z ramionami (formacje odwrócenia trendu). Na gruncie analizy technicznej stanowią one zapowiedź powrotu euro do psychologicznej bariery 4 zł oraz spadku franka do 2,57 zł. Obserwowana w ostatnich tygodniach, poprawa klimatu inwestycyjnego na światowych rynkach, wspiera te prognozy na gruncie fundamentalnym.

Aprecjacja złotego przybrało na sile po godzinie 16-tej, gdy aktywność inwestorów jest już niewielka. W połączeniu z okresem świątecznym, może to rodzić uzasadnione pytania o jego trwałość. Mając jednak na uwadze, że wpisuje się ono w zapoczątkowaną w połowie lutego, średnioterminową tendencję umocnienia złotego (bez rozstrzygania czy jest to tylko silna korekta, czy też trwał zmiana długoterminowego trendu), wygenerowane dziś sygnały sprzedaży na EUR/PLN i CHF/PLN należy uznać za wiarygodne.

Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

wp.pl/X-Trade (18:18)

Kluczowe wsparcia przełamane

Złoty w czwartek wyraźnie umocnił się do głównych walut. O godzinie 18-tej za dolara trzeba było zapłacić 3,3060 zł, czyli o 2,3 grosza mniej niż wczoraj pod koniec dnia.
Szwajcarski frank, który znalazł się dziś na najniższym poziomie od połowy stycznia br., kosztował 2,8548 zł, co oznacza spadek o 4,8 grosza. Natomiast euro straciło 7,5 grosza i testowało poziom 4,3479 zł. Wspólna waluta była dziś najtańsza od końca stycznia br.

Umocnienie złotego, jakkolwiek w szczególny sposób nie szokuje swą skalą, to niesie ze sobą daleko idące konsekwencje dla EUR/PLN i CHF/PLN. Euro w sposób zdecydowany przełamało bowiem silne wsparcie na poziomie 4,40 zł, natomiast szwajcarska waluta spadła poniżej analogicznej bariery w okolicach 2,88 zł.
W obu przypadkach skutkuje to mocnymi sygnałami sprzedaży, które dodatkowo wzmacniają, utworzone na wykresach dziennych, formacje głowy z ramionami (formacje odwrócenia trendu). Na gruncie analizy technicznej stanowią one zapowiedź powrotu euro do psychologicznej bariery 4 zł oraz spadku franka do 2,57 zł. Obserwowana w ostatnich tygodniach, poprawa klimatu inwestycyjnego na światowych rynkach, wspiera te prognozy na gruncie fundamentalnym.

Aprecjacja złotego przybrało na sile po godzinie 16-tej, gdy aktywność inwestorów jest już niewielka. W połączeniu z okresem świątecznym, może to rodzić uzasadnione pytania o jego trwałość. Mając jednak na uwadze, że wpisuje się ono w zapoczątkowaną w połowie lutego, średnioterminową tendencję umocnienia złotego (bez rozstrzygania czy jest to tylko silna korekta, czy też trwał zmiana długoterminowego trendu), wygenerowane dziś sygnały sprzedaży na EUR/PLN i CHF/PLN należy uznać za wiarygodne.

Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

wp.pl/X-Trade (18:18)

AD. Drągowski chce odwieszenia notowań

Zwrócił się do KNF i GPW o skrócenie terminu zawieszenia notowań. Zarząd AD. Drągowski przedstawi na najbliższym WZA spółki projekt uchwały w sprawie emisji akcji.

Zarząd spółki zwrócił się do Komisji Nadzoru Finansowego oraz GPW z prośbą o skrócenie terminu zawieszenia notowań.

-W ocenie zarządu wzrost kursu akcji wynika z oceny dokonanej przez inwestorów i nie jest spowodowany przyczynami niezgodnymi z obowiązującym prawem - napisano w komunikacie.

Obrót akcjami agencji pośrednictwa obrotu nieruchomościami AD Drągowski został zawieszony na okres miesiąca, począwszy od 2 kwietnia, na wniosek KNF.

W uzasadnieniu KNF napisała, że daje GPW czas na uporządkowanie sprawy ze spółką, szczególnie w zakresie ograniczonej płynności akcji. W ostatnim czasie kurs spółki bardzo dynamicznie rósł, choć spółka nie publikowała żadnych informacji, uzasadniających takie zachowanie kursu akcji.

KNF podała, że nie można wykluczyć, iż zachowanie kursu akcji ADD jest efektem manipulacji zmierzającej do zawyżenia kursu.

Zarząd spółki poinformował w komunikacie w poniedziałek, że otrzymał zapewnienie dotychczasowych akcjonariuszy, posiadaczy akcji imiennych, że żadna z tych osób nigdy nie dokonywała zakupu akcji.

W dniu rozpoczęcia notowań rodzina Drągowskich posiadała łącznie 325 tys. akcji dopuszczonych do obrotu, czyli 81,2 proc. Obecnie Lech i Małgorzata Drągowscy posiadają 52,9 proc. akcji, czyli 211.500 sztuk.

- W dniu 6 kwietnia br. zarząd spółki podjął uchwałę w sprawie przygotowania i przedstawienia na najbliższym Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy projektu uchwały w sprawie przeprowadzenia publicznej emisji akcji z prawem poboru dla akcjonariuszy posiadaczy akcji zwykłych, dopuszczonych do publicznego obrotu papierami wartościowymi, oraz z wyłączeniem prawa poboru z akcji imiennych. Planowana wielkość emisji, cena i terminy podane zostaną do publicznej wiadomości po dokonaniu stosownych uzgodnień z wybranym Biurem Maklerskim - napisano w komunikacie.

Spółka podała, że plany inwestycyjne opublikowane w prospekcie emisyjnym są nadal aktualne i będą realizowane w ramach posiadanych i pozyskanych środków.



  (PAP)
money.pl/2009-04-06 13:06

AD. Drągowski chce odwieszenia notowań

Zwrócił się do KNF i GPW o skrócenie terminu zawieszenia notowań. Zarząd AD. Drągowski przedstawi na najbliższym WZA spółki projekt uchwały w sprawie emisji akcji.

Zarząd spółki zwrócił się do Komisji Nadzoru Finansowego oraz GPW z prośbą o skrócenie terminu zawieszenia notowań.

-W ocenie zarządu wzrost kursu akcji wynika z oceny dokonanej przez inwestorów i nie jest spowodowany przyczynami niezgodnymi z obowiązującym prawem - napisano w komunikacie.

Obrót akcjami agencji pośrednictwa obrotu nieruchomościami AD Drągowski został zawieszony na okres miesiąca, począwszy od 2 kwietnia, na wniosek KNF.

W uzasadnieniu KNF napisała, że daje GPW czas na uporządkowanie sprawy ze spółką, szczególnie w zakresie ograniczonej płynności akcji. W ostatnim czasie kurs spółki bardzo dynamicznie rósł, choć spółka nie publikowała żadnych informacji, uzasadniających takie zachowanie kursu akcji.

KNF podała, że nie można wykluczyć, iż zachowanie kursu akcji ADD jest efektem manipulacji zmierzającej do zawyżenia kursu.

Zarząd spółki poinformował w komunikacie w poniedziałek, że otrzymał zapewnienie dotychczasowych akcjonariuszy, posiadaczy akcji imiennych, że żadna z tych osób nigdy nie dokonywała zakupu akcji.

W dniu rozpoczęcia notowań rodzina Drągowskich posiadała łącznie 325 tys. akcji dopuszczonych do obrotu, czyli 81,2 proc. Obecnie Lech i Małgorzata Drągowscy posiadają 52,9 proc. akcji, czyli 211.500 sztuk.

- W dniu 6 kwietnia br. zarząd spółki podjął uchwałę w sprawie przygotowania i przedstawienia na najbliższym Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy projektu uchwały w sprawie przeprowadzenia publicznej emisji akcji z prawem poboru dla akcjonariuszy posiadaczy akcji zwykłych, dopuszczonych do publicznego obrotu papierami wartościowymi, oraz z wyłączeniem prawa poboru z akcji imiennych. Planowana wielkość emisji, cena i terminy podane zostaną do publicznej wiadomości po dokonaniu stosownych uzgodnień z wybranym Biurem Maklerskim - napisano w komunikacie.

Spółka podała, że plany inwestycyjne opublikowane w prospekcie emisyjnym są nadal aktualne i będą realizowane w ramach posiadanych i pozyskanych środków.



  (PAP)
money.pl/2009-04-06 13:06

Erbud ma kontrakt warty 52,13 mln zł

Spółka budowlana Erbud podpisała umowę na wykonanie prac związanych z projektem Agora Bytom. Wartość kontraktu to 52,13 mln zł netto.

Umowy dotyczy kompleksowego wykonanie kompletnych robót ziemnych, kompletnej konstrukcji żelbetowej obiektu (monolitycznej i prefabrykowanej), kompletnych elementów żelbetowych i betonowych. Zleceniodawcą jest spółka Falco.

Termin przejęcia placu budowy zaplanowano na 9 kwietnia, a zakończenia prac na 28 lutego przyszłego roku.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa Erbud miała 9,50 mln zł zysku wobec 31,79 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 1059,02 mln zł wobec 663,11 mln zł.



 
money.pl

Erbud ma kontrakt warty 52,13 mln zł

Spółka budowlana Erbud podpisała umowę na wykonanie prac związanych z projektem Agora Bytom. Wartość kontraktu to 52,13 mln zł netto.

Umowy dotyczy kompleksowego wykonanie kompletnych robót ziemnych, kompletnej konstrukcji żelbetowej obiektu (monolitycznej i prefabrykowanej), kompletnych elementów żelbetowych i betonowych. Zleceniodawcą jest spółka Falco.

Termin przejęcia placu budowy zaplanowano na 9 kwietnia, a zakończenia prac na 28 lutego przyszłego roku.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa Erbud miała 9,50 mln zł zysku wobec 31,79 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 1059,02 mln zł wobec 663,11 mln zł.



 
money.pl

MF:Zameldowanie pozbawia ulgi

Operatorzy internetu, podpisując umowy z klientami, często przepisują z dowodu osobistego ich adresy zameldowania. Adres zameldowania znajduje się potem na fakturze za internet, mimo że podatnik z sieci korzysta w miejscu zamieszkania, które jest inne, niż adres w dowodzie osobistym.

Przykładowo faktura za internet dostarczany w Warszawie wystawiana jest na adres zameldowania np. w Kielcach, mimo że internet używany i opłacany jest w stolicy. Tak wystawiona faktura za sieć nie uprawnia do ulgi internetowej. Dlaczego?

Dla rozliczeń podatkowych kluczowe znaczenie ma miejsce zamieszkania. Co więcej, wydatki ponoszone z tytułu używania internetu mogą być w rocznym PIT odliczone od dochodu, jeśli są ponoszone przez podatnika w jego miejscu zamieszkania.

Trzeba tu podkreślić, że adres zameldowania nie jest tożsamy - a na pewno nie musi być - z adresem zamieszkania. Skoro dostawca internetu na fakturze podaje miejsce zameldowania podatnika, do którego nie dostarcza usług internetowych i które jednocześnie nie jest miejscem zamieszkania podatnika, nie będzie możliwości skorzystania z ulgi internetowej.

Warto więc sprawdzić, na który adres dostawca internetu wystawia nam faktury za sieć. Od tego zależy, czy w ogóle z ulgi podatkowej będziemy mogli w rocznym zeznaniu skorzystać.

Ewa Matyszewska, "Gazeta Prawna"

interia.pl/Czwartek, 9 kwietnia (06:00)

MF:Zameldowanie pozbawia ulgi

Operatorzy internetu, podpisując umowy z klientami, często przepisują z dowodu osobistego ich adresy zameldowania. Adres zameldowania znajduje się potem na fakturze za internet, mimo że podatnik z sieci korzysta w miejscu zamieszkania, które jest inne, niż adres w dowodzie osobistym.

Przykładowo faktura za internet dostarczany w Warszawie wystawiana jest na adres zameldowania np. w Kielcach, mimo że internet używany i opłacany jest w stolicy. Tak wystawiona faktura za sieć nie uprawnia do ulgi internetowej. Dlaczego?

Dla rozliczeń podatkowych kluczowe znaczenie ma miejsce zamieszkania. Co więcej, wydatki ponoszone z tytułu używania internetu mogą być w rocznym PIT odliczone od dochodu, jeśli są ponoszone przez podatnika w jego miejscu zamieszkania.

Trzeba tu podkreślić, że adres zameldowania nie jest tożsamy - a na pewno nie musi być - z adresem zamieszkania. Skoro dostawca internetu na fakturze podaje miejsce zameldowania podatnika, do którego nie dostarcza usług internetowych i które jednocześnie nie jest miejscem zamieszkania podatnika, nie będzie możliwości skorzystania z ulgi internetowej.

Warto więc sprawdzić, na który adres dostawca internetu wystawia nam faktury za sieć. Od tego zależy, czy w ogóle z ulgi podatkowej będziemy mogli w rocznym zeznaniu skorzystać.

Ewa Matyszewska, "Gazeta Prawna"

interia.pl/Czwartek, 9 kwietnia (06:00)

Bez świadectwa nie sprzedasz

Do sprzedaży mieszkania na rynku wtórnym będzie konieczne świadectwo energetyczne.
Właściciele, którzy zdecydują się na sprzedaż mieszkania na rynku wtórnym lub wynajęcie go, będą musieli sporządzić świadectwo energetyczne. Dziś obowiązek posiadania tego dokumentu dotyczy tylko mieszkań wprowadzanych do obrotu na rynku pierwotnym. Zmiany w tym zakresie wprowadza nowelizacja prawa budowlanego i ustawy o gospodarce nieruchomościami, która trafiła do Sejmu.

- Chcemy wprowadzić obowiązek posiadania świadectwa energetycznego w przypadku wynajęcia mieszkania i zbycia go na rynku wtórnym. Za brak tego dokumentu nie przewidujemy jednak sankcji, np. w postaci nieważności transakcji - mówi Zbigniew Radomski, dyrektor Departamentu Rynku Budowlanego i Techniki w Ministerstwie Infrastruktury.

Zaostrzenia przepisów dotyczących świadectw chce Unia Europejska. Przygotowywana jest nowelizacja dyrektyw, która ma przewidywać sankcje za brak świadectwa.

- W Senacie przedstawiliśmy stanowisko rządu polskiego na ten temat. Sprzeciwiamy się wprowadzeniu sankcji prawnych za brak świadectwa - wyjaśnia Zbigniew Radomski. Dodaje, że jeżeli Komisja Europejska wprowadzi kary, to rząd będzie chciał, aby w Polsce obowiązywały od 2014 roku.

Nowelizacja prawa budowlanego wprowadza też uproszczenia w zakresie sporządzania świadectw energetycznych dla mieszkań w blokach. Przewiduje, że właściciele mieszkań w budynkach zasilanych z sieci ciepłowniczej oraz z instalacją centralnego ogrzewania mogą wystąpić o sporządzenie świadectwa dla swojego lokalu na podstawie certyfikatu dla całego budynku. Jego właściciel lub zarządca będzie miał obowiązek nieodpłatnego przekazania kopii świadectwa właścicielowi lokalu nie później niż sześć miesięcy od dnia złożenia wniosku.

- Uprości to procedurę sporządzania świadectw. Zmiany w przepisach nie pozwolą też uchylić się zarządcy nieruchomości od przekazania świadectwa energetycznego właścicielowi lokalu. Dziś przepisy w tym zakresie nie są jednoznaczne. Termin zobowiązujący do przekazania świadectwa powinien być jednak skrócony do trzech miesięcy - mówi Marcin Piotrowski, wiceprezes Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości.

Jeżeli certyfikaty mają być dobrej jakości, to najważniejsze jest, by osoby odpowiedzialne za ich sporządzanie rzetelnie podchodziły do swoich obowiązków, dodaje Marcin Piotrowski

Nowelizacja przewiduje też uproszczone procedury sporządzania świadectw dla grupy lokali o takim samym zużyciu energii i jednakowych rozwiązaniach konstrukcyjno-materiałowych i instalacyjnych, czyli np. mieszkań położonych w jednym budynku. W ich przypadku nie trzeba bowiem będzie sporządzać świadectwa dla każdego lokalu osobno. Ich właściciele będą mogli zawrzeć porozumienie i zamówić jedno świadectwo, na podstawie którego zostaną opracowane świadectwa energetyczne dla pozostałych lokali.

Arkadiusz Jaraszek
interia.pl/
Środa, 8 kwietnia (07:34)

Bez świadectwa nie sprzedasz

Do sprzedaży mieszkania na rynku wtórnym będzie konieczne świadectwo energetyczne.
Właściciele, którzy zdecydują się na sprzedaż mieszkania na rynku wtórnym lub wynajęcie go, będą musieli sporządzić świadectwo energetyczne. Dziś obowiązek posiadania tego dokumentu dotyczy tylko mieszkań wprowadzanych do obrotu na rynku pierwotnym. Zmiany w tym zakresie wprowadza nowelizacja prawa budowlanego i ustawy o gospodarce nieruchomościami, która trafiła do Sejmu.

- Chcemy wprowadzić obowiązek posiadania świadectwa energetycznego w przypadku wynajęcia mieszkania i zbycia go na rynku wtórnym. Za brak tego dokumentu nie przewidujemy jednak sankcji, np. w postaci nieważności transakcji - mówi Zbigniew Radomski, dyrektor Departamentu Rynku Budowlanego i Techniki w Ministerstwie Infrastruktury.

Zaostrzenia przepisów dotyczących świadectw chce Unia Europejska. Przygotowywana jest nowelizacja dyrektyw, która ma przewidywać sankcje za brak świadectwa.

- W Senacie przedstawiliśmy stanowisko rządu polskiego na ten temat. Sprzeciwiamy się wprowadzeniu sankcji prawnych za brak świadectwa - wyjaśnia Zbigniew Radomski. Dodaje, że jeżeli Komisja Europejska wprowadzi kary, to rząd będzie chciał, aby w Polsce obowiązywały od 2014 roku.

Nowelizacja prawa budowlanego wprowadza też uproszczenia w zakresie sporządzania świadectw energetycznych dla mieszkań w blokach. Przewiduje, że właściciele mieszkań w budynkach zasilanych z sieci ciepłowniczej oraz z instalacją centralnego ogrzewania mogą wystąpić o sporządzenie świadectwa dla swojego lokalu na podstawie certyfikatu dla całego budynku. Jego właściciel lub zarządca będzie miał obowiązek nieodpłatnego przekazania kopii świadectwa właścicielowi lokalu nie później niż sześć miesięcy od dnia złożenia wniosku.

- Uprości to procedurę sporządzania świadectw. Zmiany w przepisach nie pozwolą też uchylić się zarządcy nieruchomości od przekazania świadectwa energetycznego właścicielowi lokalu. Dziś przepisy w tym zakresie nie są jednoznaczne. Termin zobowiązujący do przekazania świadectwa powinien być jednak skrócony do trzech miesięcy - mówi Marcin Piotrowski, wiceprezes Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości.

Jeżeli certyfikaty mają być dobrej jakości, to najważniejsze jest, by osoby odpowiedzialne za ich sporządzanie rzetelnie podchodziły do swoich obowiązków, dodaje Marcin Piotrowski

Nowelizacja przewiduje też uproszczone procedury sporządzania świadectw dla grupy lokali o takim samym zużyciu energii i jednakowych rozwiązaniach konstrukcyjno-materiałowych i instalacyjnych, czyli np. mieszkań położonych w jednym budynku. W ich przypadku nie trzeba bowiem będzie sporządzać świadectwa dla każdego lokalu osobno. Ich właściciele będą mogli zawrzeć porozumienie i zamówić jedno świadectwo, na podstawie którego zostaną opracowane świadectwa energetyczne dla pozostałych lokali.

Arkadiusz Jaraszek
interia.pl/
Środa, 8 kwietnia (07:34)

Rodziny idą na swoje

Ponad 100 mieszkań sprzedano w ciągu dwóch miesięcy w stolicy dzięki kredytom z rządowymi dopłatami dla rodzin. To prawie tyle co przez ostatnie dwa lata. I najwięcej w całym kraju, informuje "Życie Warszawy".

Więcej mieszkań w rządowym programie sprzedaje się też w Gdańsku, Krakowie i we Wrocławiu.

Rynek rozruszało podwyższenie przez Bank Gospodarstwa Krajowego do 7,2 tys. zł ceny mkw. upoważniającej do ubiegania się o kredyt. Analitycy szacują, że teraz takich ofert może być w stolicy nawet kilka tysięcy. Deweloperzy, walcząc o klienta, coraz częściej dostosowują ceny mieszkań do wymogów programu.

Większość mieszkań kwalifikująca się do programu jest jednak na obrzeżach miasta.

Analitycy rynku przypuszczają, że zainteresowanie "Rodziną na swoim" będzie rosło. Zwłaszcza jeśli rząd wprowadzi kolejne udogodnienia. W planach jest powiększenie powierzchni mieszkania, na które można uzyskać dopłatę. Rozważane jest też dopuszczenie do programu tzw. singli.

źródło informacji: PAP/Życie Warszawy

interia.pl

Rodziny idą na swoje

Ponad 100 mieszkań sprzedano w ciągu dwóch miesięcy w stolicy dzięki kredytom z rządowymi dopłatami dla rodzin. To prawie tyle co przez ostatnie dwa lata. I najwięcej w całym kraju, informuje "Życie Warszawy".

Więcej mieszkań w rządowym programie sprzedaje się też w Gdańsku, Krakowie i we Wrocławiu.

Rynek rozruszało podwyższenie przez Bank Gospodarstwa Krajowego do 7,2 tys. zł ceny mkw. upoważniającej do ubiegania się o kredyt. Analitycy szacują, że teraz takich ofert może być w stolicy nawet kilka tysięcy. Deweloperzy, walcząc o klienta, coraz częściej dostosowują ceny mieszkań do wymogów programu.

Większość mieszkań kwalifikująca się do programu jest jednak na obrzeżach miasta.

Analitycy rynku przypuszczają, że zainteresowanie "Rodziną na swoim" będzie rosło. Zwłaszcza jeśli rząd wprowadzi kolejne udogodnienia. W planach jest powiększenie powierzchni mieszkania, na które można uzyskać dopłatę. Rozważane jest też dopuszczenie do programu tzw. singli.

źródło informacji: PAP/Życie Warszawy

interia.pl

Orco ogranicza CAPEX

Orco Property Group ogranicza wydatki inwestycyjne na ten rok do 280 mln euro wobec 630 mln euro planowanych początkowo. Spółka szuka też oszczędności, tnąc zatrudnienie i zakłada, że wskaźnik LTV spadnie w tym roku poniżej 50 proc. - podała spółka w komentarzu do wyników rocznych.

Orco zamierza skupić się w tym roku na generowaniu gotówki, stąd zdecydowało o znacznym ograniczeniu wydatków inwestycyjnych planowanych na ten rok.

Koncentracja na gotówce idzie w parze ze zwiększoną selekcją projektów, co skutkuje spadkiem planowanego CAPEX-u do około 280 mln euro w 2009 roku - napisano w komunikacie.

Początkowo, w budżecie publikowanym w lipcu 2008 roku CAPEX na 2009 rok planowany był na poziomie 630 mln euro.

Spółka podała w komunikacie, że w sprawie wielu projektów rozmawia z instytucjami finansowymi, partnerami budowlanymi i potencjalnymi partnerami joint venture. Chce się skupić na projektach już rozpoczętych.

Zarząd spółki rozpoczął też program oszczędnościowy zakładający redukcję zatrudnienia, dzięki któremu spółce udało się już oszczędzić 7,1 mln euro w skali roku.

Na koniec czerwca tego roku zatrudnienie w grupie ma wynieść 438 osób, podczas gdy na koniec 2007 roku wynosiło 724. Do końca tego roku zatrudnienie ma spaść do 368 osób, ze względu na sprzedaż działalności usługowej, a na koniec przyszłego roku ma wynieść 300 osób.

Spółka poinformowała, że zamierza zamykać część swoich biur, w tym biura w Czechach i Niemczech, z wyjątkiem Pragi, Berlina i Dusseldorfu.

Restrukturyzacja spółka zakłada też sprzedaż zbędnych aktywów.

Spółka spodziewa się, że planowane na ten rok zbycie aktywów o wartości 200 mln euro potrwa dłużej i zakończy się w połowie przyszłego roku.

"Ochrona sądowa pozwala nam na realizację planu sprzedaży aktywów bez niepotrzebnego pośpiechu" - napisała spółka w komunikacie.

Gotówka uwolniona ze sprzedaży aktywów będzie przeznaczona głównie na najbardziej zaawansowane nieruchomości inwestycyjne.

Ochrona przed wierzycielami zakłada restrukturyzację długu.

Spółka informowała niedawno, że rozpocznie rozmowy z obligatariuszami w sprawie renegocjacji spłaty obligacji o wartości 400 mln euro. Orco negocjuje również z kredytodawcami zawieszenie spłat pożyczek o wartości 100 mln euro, których termin zapłaty przypada na 2009 rok.

Orco podało w komentarzu do wyników, że celem spółki jest uzyskanie w tym roku wskaźnika LTV na poziomie poniżej 50 proc.

Orco Property Group miało w 2008 roku prawie 391 mln euro straty netto przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej, 464 mln euro straty netto i 300 mln euro przychodów. Słabe wyniki spółki to efekt głównie dużego przeszacowania wartości aktywów spółki. Od 25 marca, po decyzji paryskiego sądu, Orco znajduje się pod 6 miesięczną ochroną przed wierzycielami.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Orco ogranicza CAPEX

Orco Property Group ogranicza wydatki inwestycyjne na ten rok do 280 mln euro wobec 630 mln euro planowanych początkowo. Spółka szuka też oszczędności, tnąc zatrudnienie i zakłada, że wskaźnik LTV spadnie w tym roku poniżej 50 proc. - podała spółka w komentarzu do wyników rocznych.

Orco zamierza skupić się w tym roku na generowaniu gotówki, stąd zdecydowało o znacznym ograniczeniu wydatków inwestycyjnych planowanych na ten rok.

Koncentracja na gotówce idzie w parze ze zwiększoną selekcją projektów, co skutkuje spadkiem planowanego CAPEX-u do około 280 mln euro w 2009 roku - napisano w komunikacie.

Początkowo, w budżecie publikowanym w lipcu 2008 roku CAPEX na 2009 rok planowany był na poziomie 630 mln euro.

Spółka podała w komunikacie, że w sprawie wielu projektów rozmawia z instytucjami finansowymi, partnerami budowlanymi i potencjalnymi partnerami joint venture. Chce się skupić na projektach już rozpoczętych.

Zarząd spółki rozpoczął też program oszczędnościowy zakładający redukcję zatrudnienia, dzięki któremu spółce udało się już oszczędzić 7,1 mln euro w skali roku.

Na koniec czerwca tego roku zatrudnienie w grupie ma wynieść 438 osób, podczas gdy na koniec 2007 roku wynosiło 724. Do końca tego roku zatrudnienie ma spaść do 368 osób, ze względu na sprzedaż działalności usługowej, a na koniec przyszłego roku ma wynieść 300 osób.

Spółka poinformowała, że zamierza zamykać część swoich biur, w tym biura w Czechach i Niemczech, z wyjątkiem Pragi, Berlina i Dusseldorfu.

Restrukturyzacja spółka zakłada też sprzedaż zbędnych aktywów.

Spółka spodziewa się, że planowane na ten rok zbycie aktywów o wartości 200 mln euro potrwa dłużej i zakończy się w połowie przyszłego roku.

"Ochrona sądowa pozwala nam na realizację planu sprzedaży aktywów bez niepotrzebnego pośpiechu" - napisała spółka w komunikacie.

Gotówka uwolniona ze sprzedaży aktywów będzie przeznaczona głównie na najbardziej zaawansowane nieruchomości inwestycyjne.

Ochrona przed wierzycielami zakłada restrukturyzację długu.

Spółka informowała niedawno, że rozpocznie rozmowy z obligatariuszami w sprawie renegocjacji spłaty obligacji o wartości 400 mln euro. Orco negocjuje również z kredytodawcami zawieszenie spłat pożyczek o wartości 100 mln euro, których termin zapłaty przypada na 2009 rok.

Orco podało w komentarzu do wyników, że celem spółki jest uzyskanie w tym roku wskaźnika LTV na poziomie poniżej 50 proc.

Orco Property Group miało w 2008 roku prawie 391 mln euro straty netto przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej, 464 mln euro straty netto i 300 mln euro przychodów. Słabe wyniki spółki to efekt głównie dużego przeszacowania wartości aktywów spółki. Od 25 marca, po decyzji paryskiego sądu, Orco znajduje się pod 6 miesięczną ochroną przed wierzycielami.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Pracownicy banku manipulowali sprzedażą by zasłużyć na premie

Co siódmy pracownik banku Millennium został ukarany za naciąganie wyników sprzedaży w nieetyczny sposób. "Wciskanie klientom kart kredytowych, funduszy i kredytów to rynkowy standard wymuszany naciskami przełożonych" - mówią "Gazecie Wyborczej" byli dyrektorzy oddziałów banku Millennium.
Opowiedzieli też, jak każdy nowy pracownik zakładał konto i kartę kredytową najpierw sobie, a potem całej rodzinie i znajomym. Przyznali, że gdy nie mogli znaleźć klientów na produkty bankowe, pracownicy placówki sprzedawali je między sobą. Uciekali się do takich sztuczek, by zasłużyć na premie i uniknąć szykan przełożonych
Artur Klimczak, członek zarządu Millennium, przyznaje, że część pracowników manipulowała sprzedażą, by osiągnąć wyznaczone im cele. W ten sposób oszukiwali także bank. "Chodziło głównie o karty kredytowe i systematyczne plany oszczędzania. W procederze w 2008 r. aktywnie uczestniczyło ok. 300 osób spośród 4 tys. pracowników" - mówi Klimczak.

Więcej szczegółów - na łamach "Gazety Wyborczej".
onet.pl/(PAP, dd/09.04.2009, godz. 06:29)

Pracownicy banku manipulowali sprzedażą by zasłużyć na premie

Co siódmy pracownik banku Millennium został ukarany za naciąganie wyników sprzedaży w nieetyczny sposób. "Wciskanie klientom kart kredytowych, funduszy i kredytów to rynkowy standard wymuszany naciskami przełożonych" - mówią "Gazecie Wyborczej" byli dyrektorzy oddziałów banku Millennium.
Opowiedzieli też, jak każdy nowy pracownik zakładał konto i kartę kredytową najpierw sobie, a potem całej rodzinie i znajomym. Przyznali, że gdy nie mogli znaleźć klientów na produkty bankowe, pracownicy placówki sprzedawali je między sobą. Uciekali się do takich sztuczek, by zasłużyć na premie i uniknąć szykan przełożonych
Artur Klimczak, członek zarządu Millennium, przyznaje, że część pracowników manipulowała sprzedażą, by osiągnąć wyznaczone im cele. W ten sposób oszukiwali także bank. "Chodziło głównie o karty kredytowe i systematyczne plany oszczędzania. W procederze w 2008 r. aktywnie uczestniczyło ok. 300 osób spośród 4 tys. pracowników" - mówi Klimczak.

Więcej szczegółów - na łamach "Gazety Wyborczej".
onet.pl/(PAP, dd/09.04.2009, godz. 06:29)

Kilkaset złotych można zaoszczędzić na zmianie terminu płacenia rat

Od dłuższego czasu pod koniec miesiąca kursy walut rosną. Osoby spłacające kredyty walutowe w tym okresie płacą prawie o 450 zł więcej niż ci, którzy spłacają raty w połowie miesiąca.
Pod koniec miesiąca ceny walut rosną. Dla osób mających kredyty nominowane w szwajcarskiej walucie duże znaczenie ma to, czy rata spłacana jest przy cenie franka wynoszącej 3,15 zł, czy też niższej niż 3 zł. Tylko w marcu osoba, która ma 30-letni kredyt nominowany we frankach w wysokości 300 tys. zł i termin spłaty w połowie miesiąca, zapłaciła o ponad 130 zł mniej niż klient, który ten sam kredyt spłaca pod koniec miesiąca. W ciągu ostatnich siedmiu miesięcy tylko w lutym zdarzyło się, że kurs franka w połowie miesiąca był wyższy niż w ostatnich jego dniach. W sumie od września, przenosząc spłatę kredytu na okolice 15 dnia miesiąca, można było zaoszczędzić prawie 450 zł. Eksperci tłumaczą wzrost cen walut pod koniec miesiąca zapadaniem opcji walutowych. KNF szacuje negatywną wycenę opcji na 9 mld zł. Są jednak eksperci mówiący o tym, że chodzi o grube kilkadziesiąt miliardów. Opcje wygasają pod koniec kolejnych miesięcy. W tym okresie firmy mające opcje walutowe muszą wymienić polską walutę na obcą, by uregulować swoje należności. To powoduje, że euro, dolar i frank drożeją. Później następuje spadek ich wartości. Zdaniem ekspertów większość opcji wygasa do lipca.

- Na koniec kwietnia, maja i czerwca waluty będą drożeć, jednak 90 proc. transakcji opcyjnych zapada do lipca. Niewiele, bo 5 proc. opcji, ma dwuletni termin zapadalności, ale ich wpływ na rynek będzie już niewielki - mówi Jacek Maliszewski, główny ekonomista Alpha Financial Services.

Nie wszystkie banki dają możliwość zamiany terminu spłaty kredytu.

- U nas jest jeden dzień spłaty kredytów. W umowach klienci są o tym informowani. Nie ma możliwości zmiany terminu spłaty kredytu - mówi Sabina Salomon z Deutsche Bank.

- Nie tylko DB nie daje możliwości zmiany terminu spłaty. Tak jest też w DnB Nord i Fortis Banku - twierdzi Jarosław Sadowski z Expandera.

W innych bankach zmiana terminu spłaty odbywa się na podstawie aneksu do umowy kredytowej.

- Taka zmiana kosztuje około 150 zł - mówi Izabela Świderek-Kowalczyk z PKO BP.

- Przy umowach kredytowych zawartych po 1 marca 2007 r. nie musimy robić aneksu do umowy, więc jest to bezpłatne - mówi Wojciech Kaczorowski z Millennium.

Podobnie jest w BZ WBK. Jednak czy operacja zmiany terminu spłaty zawsze się opłaca?

- Jeżeli wzrost wartości walut pod koniec miesiąca będzie trwałym zjawiskiem, to oczywiście zmiana terminu spłaty będzie się opłaciła, jednak są co do tego wątpliwości - uważa Jarosław Sadowski.

Nawet jeśli założymy dominujący wpływ opcji na nasz rynek walutowy, to niebawem one wygasną i wówczas tego zjawiska nie będzie.

- W tej sytuacji zmiana terminu spłaty kredytu może mieć sens tylko w sytuacji, gdy jest to kredyt krótkoterminowy lub ta operacja jest bezpłatna - radzi Jacek Maliszewski.

Zmiana terminu spłaty kredytu to w pewnym sensie spekulacja na rynku walutowym, a jak pokazują doświadczenia ostatnich miesięcy, jest to rynek nieobliczalny, więc można na nim stracić. W tej sytuacji eksperci radzą bardzo dużą ostrożność i generalnie zalecają takie ustawienie dnia spłaty kredytu, aby przypadał on bezpośrednio po wpłynięciu na konto miesięcznych poborów.


Roman Grzyb
onet.pl/
(Gazeta Prawna/09.04.2009, godz. 06:01)

Kilkaset złotych można zaoszczędzić na zmianie terminu płacenia rat

Od dłuższego czasu pod koniec miesiąca kursy walut rosną. Osoby spłacające kredyty walutowe w tym okresie płacą prawie o 450 zł więcej niż ci, którzy spłacają raty w połowie miesiąca.
Pod koniec miesiąca ceny walut rosną. Dla osób mających kredyty nominowane w szwajcarskiej walucie duże znaczenie ma to, czy rata spłacana jest przy cenie franka wynoszącej 3,15 zł, czy też niższej niż 3 zł. Tylko w marcu osoba, która ma 30-letni kredyt nominowany we frankach w wysokości 300 tys. zł i termin spłaty w połowie miesiąca, zapłaciła o ponad 130 zł mniej niż klient, który ten sam kredyt spłaca pod koniec miesiąca. W ciągu ostatnich siedmiu miesięcy tylko w lutym zdarzyło się, że kurs franka w połowie miesiąca był wyższy niż w ostatnich jego dniach. W sumie od września, przenosząc spłatę kredytu na okolice 15 dnia miesiąca, można było zaoszczędzić prawie 450 zł. Eksperci tłumaczą wzrost cen walut pod koniec miesiąca zapadaniem opcji walutowych. KNF szacuje negatywną wycenę opcji na 9 mld zł. Są jednak eksperci mówiący o tym, że chodzi o grube kilkadziesiąt miliardów. Opcje wygasają pod koniec kolejnych miesięcy. W tym okresie firmy mające opcje walutowe muszą wymienić polską walutę na obcą, by uregulować swoje należności. To powoduje, że euro, dolar i frank drożeją. Później następuje spadek ich wartości. Zdaniem ekspertów większość opcji wygasa do lipca.

- Na koniec kwietnia, maja i czerwca waluty będą drożeć, jednak 90 proc. transakcji opcyjnych zapada do lipca. Niewiele, bo 5 proc. opcji, ma dwuletni termin zapadalności, ale ich wpływ na rynek będzie już niewielki - mówi Jacek Maliszewski, główny ekonomista Alpha Financial Services.

Nie wszystkie banki dają możliwość zamiany terminu spłaty kredytu.

- U nas jest jeden dzień spłaty kredytów. W umowach klienci są o tym informowani. Nie ma możliwości zmiany terminu spłaty kredytu - mówi Sabina Salomon z Deutsche Bank.

- Nie tylko DB nie daje możliwości zmiany terminu spłaty. Tak jest też w DnB Nord i Fortis Banku - twierdzi Jarosław Sadowski z Expandera.

W innych bankach zmiana terminu spłaty odbywa się na podstawie aneksu do umowy kredytowej.

- Taka zmiana kosztuje około 150 zł - mówi Izabela Świderek-Kowalczyk z PKO BP.

- Przy umowach kredytowych zawartych po 1 marca 2007 r. nie musimy robić aneksu do umowy, więc jest to bezpłatne - mówi Wojciech Kaczorowski z Millennium.

Podobnie jest w BZ WBK. Jednak czy operacja zmiany terminu spłaty zawsze się opłaca?

- Jeżeli wzrost wartości walut pod koniec miesiąca będzie trwałym zjawiskiem, to oczywiście zmiana terminu spłaty będzie się opłaciła, jednak są co do tego wątpliwości - uważa Jarosław Sadowski.

Nawet jeśli założymy dominujący wpływ opcji na nasz rynek walutowy, to niebawem one wygasną i wówczas tego zjawiska nie będzie.

- W tej sytuacji zmiana terminu spłaty kredytu może mieć sens tylko w sytuacji, gdy jest to kredyt krótkoterminowy lub ta operacja jest bezpłatna - radzi Jacek Maliszewski.

Zmiana terminu spłaty kredytu to w pewnym sensie spekulacja na rynku walutowym, a jak pokazują doświadczenia ostatnich miesięcy, jest to rynek nieobliczalny, więc można na nim stracić. W tej sytuacji eksperci radzą bardzo dużą ostrożność i generalnie zalecają takie ustawienie dnia spłaty kredytu, aby przypadał on bezpośrednio po wpłynięciu na konto miesięcznych poborów.


Roman Grzyb
onet.pl/
(Gazeta Prawna/09.04.2009, godz. 06:01)

"Do Polski nadciąga bankowe tsunami"

Wzbiera fala tsunami, która może zagrozić polskim bankom - przestrzega Mateusz Morawiecki, prezes BZ WBK w wywiadzie dla "Dziennika". Jego zdaniem stanie się tak,choć dotąd polski sektor bankowy przechodził kryzys bez większych perturbacji.
Zdaniem Morawieckiego, już po pierwszym kwartale wyniki banków będą złe - coraz mniej albo wcale nie zarabiają one na kredytach, a to dlatego, że ściągają z rynku depozyty po nieprzytomnych cenach.
- Kraje rynków wschodzących cieszą się słabą reputacją, więc nastąpił odwrót pieniądza z tych rynków - to co jeszcze zostało, ma coraz wyższą cenę - mówi prezes. Złoty jest słaby, kredyty walutowe są wysoko cenione, trzeba więcej depozytów, żeby je finansować i refinansować - banki, które mają największy problem z płynnością, muszą ją pozyskać za wszelką cenę. Reszta musi pójść za nimi i stąd wojna depozytowa.

Zdaniem Morawieckiego trzeba poważnie przemyśleć administracyjne ograniczenie wysokości oprocentowania.

Kolejnym powodem są rezerwy tworzone na poczet zagrożonych kredytów - w wersji optymistycznej 10 mld zł, podczas gdy zeszłoroczny zysk sektora to ok. 15 mld zł - bankom zaczną topnieć kapitały. Za pół roku pozycja kapitałowa banków będzie jeszcze słabsza i jeszcze trudniej będzie dostać kredyt.

Morawiecki mówi w wywiadzie dla "WSJ", że niektóre banki, by przetrwać, będą musiały mocno zwijać akcję kredytową. Można się też spodziewać masowych zwolnień.

Więcej w obszernym wywiadzie w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".

onet.pl/(Dziennik, dd/09.04.2009, godz. 09:30)

"Do Polski nadciąga bankowe tsunami"

Wzbiera fala tsunami, która może zagrozić polskim bankom - przestrzega Mateusz Morawiecki, prezes BZ WBK w wywiadzie dla "Dziennika". Jego zdaniem stanie się tak,choć dotąd polski sektor bankowy przechodził kryzys bez większych perturbacji.
Zdaniem Morawieckiego, już po pierwszym kwartale wyniki banków będą złe - coraz mniej albo wcale nie zarabiają one na kredytach, a to dlatego, że ściągają z rynku depozyty po nieprzytomnych cenach.
- Kraje rynków wschodzących cieszą się słabą reputacją, więc nastąpił odwrót pieniądza z tych rynków - to co jeszcze zostało, ma coraz wyższą cenę - mówi prezes. Złoty jest słaby, kredyty walutowe są wysoko cenione, trzeba więcej depozytów, żeby je finansować i refinansować - banki, które mają największy problem z płynnością, muszą ją pozyskać za wszelką cenę. Reszta musi pójść za nimi i stąd wojna depozytowa.

Zdaniem Morawieckiego trzeba poważnie przemyśleć administracyjne ograniczenie wysokości oprocentowania.

Kolejnym powodem są rezerwy tworzone na poczet zagrożonych kredytów - w wersji optymistycznej 10 mld zł, podczas gdy zeszłoroczny zysk sektora to ok. 15 mld zł - bankom zaczną topnieć kapitały. Za pół roku pozycja kapitałowa banków będzie jeszcze słabsza i jeszcze trudniej będzie dostać kredyt.

Morawiecki mówi w wywiadzie dla "WSJ", że niektóre banki, by przetrwać, będą musiały mocno zwijać akcję kredytową. Można się też spodziewać masowych zwolnień.

Więcej w obszernym wywiadzie w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".

onet.pl/(Dziennik, dd/09.04.2009, godz. 09:30)

Bankowi manipulatorzy

Co siódmy pracownik banku Millennium został ukarany za naciąganie wyników sprzedaży w nieetyczny sposób. Wciskanie klientom kart kredytowych, funduszy i kredytów to rynkowy standard wymuszany naciskami przełożonych - mówią "Gazecie Wyborczej" byli dyrektorzy oddziałów banku Millennium
Opowiedzieli też, jak każdy nowy pracownik zakładał konto i kartę kredytową najpierw sobie, a potem całej rodzinie i znajomym. Przyznali, że gdy nie mogli znaleźć klientów na produkty bankowe, pracownicy placówki sprzedawali je między sobą. Uciekali się do takich sztuczek, by zasłużyć na premie i uniknąć szykan przełożonych.
Artur Klimczak, członek zarządu Millennium, przyznaje, że część pracowników manipulowała sprzedażą, by osiągnąć wyznaczone im cele. W ten sposób oszukiwali także bank. Chodziło głównie o karty kredytowe i systematyczne plany oszczędzania. W procederze w 2008 r. aktywnie uczestniczyło ok. 300 osób spośród 4 tys. pracowników - mówi Klimczak.
wp.pl/
PAP (03:35)

Bankowi manipulatorzy

Co siódmy pracownik banku Millennium został ukarany za naciąganie wyników sprzedaży w nieetyczny sposób. Wciskanie klientom kart kredytowych, funduszy i kredytów to rynkowy standard wymuszany naciskami przełożonych - mówią "Gazecie Wyborczej" byli dyrektorzy oddziałów banku Millennium
Opowiedzieli też, jak każdy nowy pracownik zakładał konto i kartę kredytową najpierw sobie, a potem całej rodzinie i znajomym. Przyznali, że gdy nie mogli znaleźć klientów na produkty bankowe, pracownicy placówki sprzedawali je między sobą. Uciekali się do takich sztuczek, by zasłużyć na premie i uniknąć szykan przełożonych.
Artur Klimczak, członek zarządu Millennium, przyznaje, że część pracowników manipulowała sprzedażą, by osiągnąć wyznaczone im cele. W ten sposób oszukiwali także bank. Chodziło głównie o karty kredytowe i systematyczne plany oszczędzania. W procederze w 2008 r. aktywnie uczestniczyło ok. 300 osób spośród 4 tys. pracowników - mówi Klimczak.
wp.pl/
PAP (03:35)

Tempo spadku cen mieszkań będzie wolniejsze - Open Finance

W nadchodzących miesiącach analitycy Open Finance spodziewają się wolniejszego tempa spadku cen mieszkań w aglomeracjach - wynika z najnowszego raportu.

Według wyliczeń biura, od początku roku ceny transakcyjne w Warszawie spadły o 9 proc., 13 proc. w Poznaniu i 8 proc. w Gdańsku.

"Prognozowane przez nas na początku roku tempo spadku cen (10-15 proc.) w zasadzie już się zrealizowało. Dlatego w kolejnych miesiącach oczekiwać będziemy na stabilizację rynku i wolniejsze tempo spadku cen. Należy pamiętać, że podaż gotowych mieszkań zarówno na pierwotnym, jak i wtórnym rynku ma ogromną przewagę nad popytem, a pobudzenie go programem "Rodzina na swoim" jest niewystarczającym czynnikiem, by wyrównać siły" - napisano w analizie.

"Jednak wzrost liczby transakcji pomoże zakotwiczyć ceny na obecnych poziomach. W dalszej części roku kluczowa dla rozwoju sytuacji na rynku mieszkań będzie sytuacja na rynku pracy. Większe zwolnienia w firmach przełożą się ponownie na spadek popytu, natomiast utrzymanie zatrudnienia pomoże w stabilizacji cen nieruchomości" - napisano.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Wtorek, 7 kwietnia (13:59)

Tempo spadku cen mieszkań będzie wolniejsze - Open Finance

W nadchodzących miesiącach analitycy Open Finance spodziewają się wolniejszego tempa spadku cen mieszkań w aglomeracjach - wynika z najnowszego raportu.

Według wyliczeń biura, od początku roku ceny transakcyjne w Warszawie spadły o 9 proc., 13 proc. w Poznaniu i 8 proc. w Gdańsku.

"Prognozowane przez nas na początku roku tempo spadku cen (10-15 proc.) w zasadzie już się zrealizowało. Dlatego w kolejnych miesiącach oczekiwać będziemy na stabilizację rynku i wolniejsze tempo spadku cen. Należy pamiętać, że podaż gotowych mieszkań zarówno na pierwotnym, jak i wtórnym rynku ma ogromną przewagę nad popytem, a pobudzenie go programem "Rodzina na swoim" jest niewystarczającym czynnikiem, by wyrównać siły" - napisano w analizie.

"Jednak wzrost liczby transakcji pomoże zakotwiczyć ceny na obecnych poziomach. W dalszej części roku kluczowa dla rozwoju sytuacji na rynku mieszkań będzie sytuacja na rynku pracy. Większe zwolnienia w firmach przełożą się ponownie na spadek popytu, natomiast utrzymanie zatrudnienia pomoże w stabilizacji cen nieruchomości" - napisano.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Wtorek, 7 kwietnia (13:59)

Wspólnota nie dołoży do remontu

Remonty spółdzielczych budynków to inwestycje rozłożone w czasie. Trzeba zazwyczaj czekać wiele lat na odnowienie podrapanych klatek, wymianę wind czy ocieplenie budynku. Jednocześnie każdy spółdzielca jest zobowiązany do płacenia składek na fundusz remontowy i dokładania się do modernizacji nieruchomości, w których nie mieszka.

- Suma wpłat od mieszkańców danego budynku nie pozwala zazwyczaj na wykonanie zaplanowanych prac remontowych. Środki pochodzą więc ze wspólnego konta remontowego, zaś zadaniem władz spółdzielni jest takie ich przeznaczanie, aby sprawiedliwie rozłożyć korzyści związane z funkcjonowaniem funduszu - tłumaczy Piotr Schramm, wspólnik i adwokat w Kancelarii Gessel.

Zasada - dzisiaj wyremontujemy wasz blok, jutro wy nasz, funkcjonuje coraz gorzej. W wyremontowanych blokach powstają wspólnoty mieszkaniowe, które nie muszą już dokładać się do kolejnych inwestycji w spółdzielni. Rozliczenie remontów jest bowiem możliwe tylko tam, gdzie była prowadzona ewidencja wpływów i wydatków z funduszu remontowego.

- Przed wejściem w życie nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych z 2007 roku masowo ocieplaliśmy bloki. Teraz, gdy w tych blokach powstaną wspólnoty, członkowie nie odzyskają pieniędzy na remonty - tłumaczy Bogumił Andersz, prezes SM w Pyżycach.

Gdy w spółdzielni powstanie wspólnota mieszkaniowa, zmianie ulegają zasady ponoszenia kosztów eksploatacji i utrzymania nieruchomości wspólnych. Nowy podmiot zaczyna działać na podstawie ustawy o własności lokali z 24 czerwca 1994 r.

- Właściciele wyodrębnionych lokali są jednak nadal obowiązani do uczestniczenia w wydatkach związanych z eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości stanowiących mienie spółdzielni, które są przeznaczone do wspólnego korzystania - wyjaśnia Rafał Gołąb, ekspert prawa spółdzielczego z Chałas i Wspólnicy Kancelaria Prawna.

Adam Makosz, "Gazeta Prawna"

interia.pl/Wtorek, 7 kwietnia (06:00)

Wspólnota nie dołoży do remontu

Remonty spółdzielczych budynków to inwestycje rozłożone w czasie. Trzeba zazwyczaj czekać wiele lat na odnowienie podrapanych klatek, wymianę wind czy ocieplenie budynku. Jednocześnie każdy spółdzielca jest zobowiązany do płacenia składek na fundusz remontowy i dokładania się do modernizacji nieruchomości, w których nie mieszka.

- Suma wpłat od mieszkańców danego budynku nie pozwala zazwyczaj na wykonanie zaplanowanych prac remontowych. Środki pochodzą więc ze wspólnego konta remontowego, zaś zadaniem władz spółdzielni jest takie ich przeznaczanie, aby sprawiedliwie rozłożyć korzyści związane z funkcjonowaniem funduszu - tłumaczy Piotr Schramm, wspólnik i adwokat w Kancelarii Gessel.

Zasada - dzisiaj wyremontujemy wasz blok, jutro wy nasz, funkcjonuje coraz gorzej. W wyremontowanych blokach powstają wspólnoty mieszkaniowe, które nie muszą już dokładać się do kolejnych inwestycji w spółdzielni. Rozliczenie remontów jest bowiem możliwe tylko tam, gdzie była prowadzona ewidencja wpływów i wydatków z funduszu remontowego.

- Przed wejściem w życie nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych z 2007 roku masowo ocieplaliśmy bloki. Teraz, gdy w tych blokach powstaną wspólnoty, członkowie nie odzyskają pieniędzy na remonty - tłumaczy Bogumił Andersz, prezes SM w Pyżycach.

Gdy w spółdzielni powstanie wspólnota mieszkaniowa, zmianie ulegają zasady ponoszenia kosztów eksploatacji i utrzymania nieruchomości wspólnych. Nowy podmiot zaczyna działać na podstawie ustawy o własności lokali z 24 czerwca 1994 r.

- Właściciele wyodrębnionych lokali są jednak nadal obowiązani do uczestniczenia w wydatkach związanych z eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości stanowiących mienie spółdzielni, które są przeznaczone do wspólnego korzystania - wyjaśnia Rafał Gołąb, ekspert prawa spółdzielczego z Chałas i Wspólnicy Kancelaria Prawna.

Adam Makosz, "Gazeta Prawna"

interia.pl/Wtorek, 7 kwietnia (06:00)

Trzęsienie zniszczy 7 mln domów

Siedem milionów domów we Włoszech grozi zawaleniem w razie trzęsienia ziemi, bo są źle zbudowane i niezabezpieczone - pisze we wtorek gazeta "Il Giornale" po poniedziałkowym trzęsieniu ziemi w Abruzji.

Cytowany w dzienniku wulkanolog i wiceszef Obrony Cywilnej Franco Barberi wyraził przekonanie, że takie wstrząsy, jakie miały miejsce w Abruzji, w Kalifornii nie spowodowałyby ani jednej ofiary śmiertelnej, bo tam budynki nie są stare, źle zbudowane i niezgodne z normami bezpieczeństwa.

Z kolei prezes krajowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii Enzo Boschi wyjaśnił, że domy w mieście L'Aquila zawaliły się, bo nie były w żaden sposób zabezpieczone, nawet na wypadek niezbyt silnych wstrząsów.

- Winnym numer jeden tragedii w Abruzji jest zatem człowiek, a nie natura - podsumowuje gazeta. Jak zauważa, najlepiej o jakości budynków w L'Aquili świadczy to, że po trzęsieniu ziemi do użytku nie nadają się nawet szpital i siedziba policji, które powinny najlepiej funkcjonować w razie kataklizmu.

Dziennik zaznacza, że 9 tysięcy szkół we Włoszech nie spełnia norm antysejsmicznych.

Większość placówek oświatowych, a także szpitali, urzędów i posterunków wszystkich służb to stare gmachy, zbudowane z lekceważeniem ryzyka trzęsienia ziemi - podkreśla się w artykule.

Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się, jeśli chodzi o budownictwo mieszkaniowe. Ponad 7 mln domów pochodzi sprzed 1974 roku, gdy wprowadzono wymóg stosowania zabezpieczeń antysejsmicznych. To 64 proc. wszystkich budynków mieszkalnych.

Trzy miliony Włochów mieszka na terenach o wysokim zagrożeniu wstrząsami - przypomina gazeta.

PAP/INTERIA.PL

Trzęsienie zniszczy 7 mln domów

Siedem milionów domów we Włoszech grozi zawaleniem w razie trzęsienia ziemi, bo są źle zbudowane i niezabezpieczone - pisze we wtorek gazeta "Il Giornale" po poniedziałkowym trzęsieniu ziemi w Abruzji.

Cytowany w dzienniku wulkanolog i wiceszef Obrony Cywilnej Franco Barberi wyraził przekonanie, że takie wstrząsy, jakie miały miejsce w Abruzji, w Kalifornii nie spowodowałyby ani jednej ofiary śmiertelnej, bo tam budynki nie są stare, źle zbudowane i niezgodne z normami bezpieczeństwa.

Z kolei prezes krajowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii Enzo Boschi wyjaśnił, że domy w mieście L'Aquila zawaliły się, bo nie były w żaden sposób zabezpieczone, nawet na wypadek niezbyt silnych wstrząsów.

- Winnym numer jeden tragedii w Abruzji jest zatem człowiek, a nie natura - podsumowuje gazeta. Jak zauważa, najlepiej o jakości budynków w L'Aquili świadczy to, że po trzęsieniu ziemi do użytku nie nadają się nawet szpital i siedziba policji, które powinny najlepiej funkcjonować w razie kataklizmu.

Dziennik zaznacza, że 9 tysięcy szkół we Włoszech nie spełnia norm antysejsmicznych.

Większość placówek oświatowych, a także szpitali, urzędów i posterunków wszystkich służb to stare gmachy, zbudowane z lekceważeniem ryzyka trzęsienia ziemi - podkreśla się w artykule.

Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się, jeśli chodzi o budownictwo mieszkaniowe. Ponad 7 mln domów pochodzi sprzed 1974 roku, gdy wprowadzono wymóg stosowania zabezpieczeń antysejsmicznych. To 64 proc. wszystkich budynków mieszkalnych.

Trzy miliony Włochów mieszka na terenach o wysokim zagrożeniu wstrząsami - przypomina gazeta.

PAP/INTERIA.PL

Recesja w Eurolandzie silniejsza niż przypuszczano

Finalny odczyt dotyczący PKB w strefie euro ukazał bardziej pesymistyczny obraz niż dotychczas przypuszczano. W czwartym kwartale 2008 gospodarka szesnastu krajów Wspólnoty skurczyła się o 1,6 proc. w ujęciu kwartalnym i 1,5 proc. w ujęciu rocznym.

Tak negatywne dane zaskoczyły rynek, który oczekiwał odpowiednio spadku o 1,5 proc. oraz o 1,3 proc. Dlatego wyraźnie pogłębiły się obawy zarówno o wielkość, jak i czas trwania bieżącego kryzysu.

Ten odczyt sugeruje również, że spadki PKB w tym kwartale okażą się głębsze niż obecnie się sądzi i rekordowo niski odczyt, do jakich należy ten dzisiejszy, już podczas kolejnych publikacji, zostanie pobity.

Największy wpływ informacje te będą miały na Europejski Bank Centralny, którego projekcje dotyczące inflacji oraz dynamiki PKB mogą być istotnie zawyżone. Ostatnia obniżka stóp o 25 punktów bazowych okazać się może zbyt łagodna, co może zostać "nadrobione" w postaci redukcji o 50 punktów bazowych na majowym posiedzeniu. Nie jest również wykluczone wdrożenie w maju niestandardowych metod polityki pieniężnej, w celu pobudzenia niezwykle silnie kurczącej się gospodarki.

Michał Poła

źródło informacji: NWAI

interia.pl/Wtorek, 7 kwietnia (15:29)

Recesja w Eurolandzie silniejsza niż przypuszczano

Finalny odczyt dotyczący PKB w strefie euro ukazał bardziej pesymistyczny obraz niż dotychczas przypuszczano. W czwartym kwartale 2008 gospodarka szesnastu krajów Wspólnoty skurczyła się o 1,6 proc. w ujęciu kwartalnym i 1,5 proc. w ujęciu rocznym.

Tak negatywne dane zaskoczyły rynek, który oczekiwał odpowiednio spadku o 1,5 proc. oraz o 1,3 proc. Dlatego wyraźnie pogłębiły się obawy zarówno o wielkość, jak i czas trwania bieżącego kryzysu.

Ten odczyt sugeruje również, że spadki PKB w tym kwartale okażą się głębsze niż obecnie się sądzi i rekordowo niski odczyt, do jakich należy ten dzisiejszy, już podczas kolejnych publikacji, zostanie pobity.

Największy wpływ informacje te będą miały na Europejski Bank Centralny, którego projekcje dotyczące inflacji oraz dynamiki PKB mogą być istotnie zawyżone. Ostatnia obniżka stóp o 25 punktów bazowych okazać się może zbyt łagodna, co może zostać "nadrobione" w postaci redukcji o 50 punktów bazowych na majowym posiedzeniu. Nie jest również wykluczone wdrożenie w maju niestandardowych metod polityki pieniężnej, w celu pobudzenia niezwykle silnie kurczącej się gospodarki.

Michał Poła

źródło informacji: NWAI

interia.pl/Wtorek, 7 kwietnia (15:29)

BZ WBK wydał blisko 38 tys. kart zbliżeniowych

BZ WBK wydał blisko 38 tysięcy kart zbliżeniowych - poinformował bank w komunikacie.

Bank wydaje karty tego typu zarówno z Visa, jak i MasterCard.

Karty zbliżeniowe BZ WBK dodaje do kont, jako karty kredytowe lub oferuje je jako karty typu prepaid bez zakładania rachunków.

Karty zbliżeniowe służą do drobnych płatności.

źródło informacji: PAP

interia.,pl/Wtorek, 7 kwietnia (16:28)

BZ WBK wydał blisko 38 tys. kart zbliżeniowych

BZ WBK wydał blisko 38 tysięcy kart zbliżeniowych - poinformował bank w komunikacie.

Bank wydaje karty tego typu zarówno z Visa, jak i MasterCard.

Karty zbliżeniowe BZ WBK dodaje do kont, jako karty kredytowe lub oferuje je jako karty typu prepaid bez zakładania rachunków.

Karty zbliżeniowe służą do drobnych płatności.

źródło informacji: PAP

interia.,pl/Wtorek, 7 kwietnia (16:28)

Ile rząd może ci dopłacić

Jeśli stracisz pracę, państwo pomoże ci w spłacie kredytu mieszkaniowego - "Gazeta Wyborcza" ujawnia projekt ustawy przygotowany przez Ministerstwo Pracy.

Według ministerstwa nawet 50 tys. z ponad miliona Polaków, którzy kupili mieszkania na kredyt, może potrzebować pomocy w jego spłacie, bo straci pracę w wyniku kryzysu.

Projekt zakłada, że dopłata nie przekroczy 1,2 tys. zł miesięcznie. A jeśli rata okaże się większa, kredytobiorca będzie musiał sam spłacać różnicę. Z danych NBP o zadłużeniu Polaków z tytułu kredytów mieszkaniowych oraz danych Związku Banków Polskich o liczbie udzielonych kredytów wynika, że przeciętna dopłata nie powinna przekraczać 775 zł.

Będą się o nią mogli ubiegać nie tylko ci, którzy stracą pracę po wejściu w życie ustawy. Pomoc obejmie też i tych, którzy zostali bezrobotni wcześniej - po 1 lipca 2008 r.

W resorcie pracy policzono, że w ciągu trzech lat dopłaty pochłoną blisko 440 mln zł. Wrócą one jednak do budżetu, bo zgodnie z projektem dopłaty trzeba będzie zwrócić w ciągu ośmiu lat - po dwóch latach karencji (w tym czasie nie będzie trzeba oddawać pieniędzy).

Więcej informacji na ten temat - w środowym wydaniu "GW".

źródło informacji: PAP/Gazeta Wyborcza

interia.pl/Środa, 8 kwietnia (06:44)

Ile rząd może ci dopłacić

Jeśli stracisz pracę, państwo pomoże ci w spłacie kredytu mieszkaniowego - "Gazeta Wyborcza" ujawnia projekt ustawy przygotowany przez Ministerstwo Pracy.

Według ministerstwa nawet 50 tys. z ponad miliona Polaków, którzy kupili mieszkania na kredyt, może potrzebować pomocy w jego spłacie, bo straci pracę w wyniku kryzysu.

Projekt zakłada, że dopłata nie przekroczy 1,2 tys. zł miesięcznie. A jeśli rata okaże się większa, kredytobiorca będzie musiał sam spłacać różnicę. Z danych NBP o zadłużeniu Polaków z tytułu kredytów mieszkaniowych oraz danych Związku Banków Polskich o liczbie udzielonych kredytów wynika, że przeciętna dopłata nie powinna przekraczać 775 zł.

Będą się o nią mogli ubiegać nie tylko ci, którzy stracą pracę po wejściu w życie ustawy. Pomoc obejmie też i tych, którzy zostali bezrobotni wcześniej - po 1 lipca 2008 r.

W resorcie pracy policzono, że w ciągu trzech lat dopłaty pochłoną blisko 440 mln zł. Wrócą one jednak do budżetu, bo zgodnie z projektem dopłaty trzeba będzie zwrócić w ciągu ośmiu lat - po dwóch latach karencji (w tym czasie nie będzie trzeba oddawać pieniędzy).

Więcej informacji na ten temat - w środowym wydaniu "GW".

źródło informacji: PAP/Gazeta Wyborcza

interia.pl/Środa, 8 kwietnia (06:44)

USA: wyceny banków oderwane od wartości rynkowej mogą spowodować katastrofę

ynki nie uporały się z jednym kryzysem, a już na horyzoncie pojawił się następny. Amerykańska Rada Standardów Rachunkowości Finansowej FASB pozwoliła pod koniec zeszłego tygodnia, by banki same wyceniały swoje aktywa. Analitycy ostrzegają: USA pompują kolejna bańkę spekulacyjną - czytamy w "Dzienniku".
Eksperci zarzucają FASB, że wywołała burzę. Rozpoczęty właśnie sezon prezentacji wyników amerykańskich spółek może być pełen niespodzianek. Regulator broni się, że dzięki zmianom zasad rachunkowości banki wyjdą na prostą
FASB zezwolił na odstąpienie od zasady rynkowej wyceny aktywów - zamiast giełd, na których notowane są akcje, będą to robić same banki. Dzięki tej sztuczce będą mogły zaprezentować znacznie lepsze wyniki.

Ministrowie finansów krajów UE ustalili, że będą się domagać podobnych rozwiązań. Boją się, że amerykańskie banki będą miały lepsze wyniki niż europejskie.

- Jeśli rynki odżyją, to niepewne aktywa banków zaczną nabierać wartości i może się okazać, że wyceny przyjęte przez banki nie odbiegają od wycen rynkowych. wtedy nie ma się czym przejmować. Ale jeśli tak się nie stanie, to za pół roku, rok, czeka nas powtórka z nerwowej sytuacji z początku obecnego kryzysu - przestrzega Piotr Kuczyński z Xeliona.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl/
(Dziennik, dd/08.04.2009, godz. 07:53)

USA: wyceny banków oderwane od wartości rynkowej mogą spowodować katastrofę

ynki nie uporały się z jednym kryzysem, a już na horyzoncie pojawił się następny. Amerykańska Rada Standardów Rachunkowości Finansowej FASB pozwoliła pod koniec zeszłego tygodnia, by banki same wyceniały swoje aktywa. Analitycy ostrzegają: USA pompują kolejna bańkę spekulacyjną - czytamy w "Dzienniku".
Eksperci zarzucają FASB, że wywołała burzę. Rozpoczęty właśnie sezon prezentacji wyników amerykańskich spółek może być pełen niespodzianek. Regulator broni się, że dzięki zmianom zasad rachunkowości banki wyjdą na prostą
FASB zezwolił na odstąpienie od zasady rynkowej wyceny aktywów - zamiast giełd, na których notowane są akcje, będą to robić same banki. Dzięki tej sztuczce będą mogły zaprezentować znacznie lepsze wyniki.

Ministrowie finansów krajów UE ustalili, że będą się domagać podobnych rozwiązań. Boją się, że amerykańskie banki będą miały lepsze wyniki niż europejskie.

- Jeśli rynki odżyją, to niepewne aktywa banków zaczną nabierać wartości i może się okazać, że wyceny przyjęte przez banki nie odbiegają od wycen rynkowych. wtedy nie ma się czym przejmować. Ale jeśli tak się nie stanie, to za pół roku, rok, czeka nas powtórka z nerwowej sytuacji z początku obecnego kryzysu - przestrzega Piotr Kuczyński z Xeliona.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl/
(Dziennik, dd/08.04.2009, godz. 07:53)

Bałagan w księgach wieczystych

Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że ponad 60 procent nieruchomości Skarbu Państwa i blisko jedna trzecia gminnych ma nieuregulowany stan prawny. "Rzeczpospolita" dotarła do raportu NIK na ten temat.
Wynika z niego, że Izba wykryła nieaktualne dane w ogromnej części ksiąg wieczystych nieruchomości Skarbu Państwa i gmin oraz prowadzonych przez nie ewidencjach gruntu. W wielu ksiągach wciąż figurują dawni właściciele.
Chaos uderza po kieszeni państwo i samorządy - pisze gazeta. Nieruchomości o nieuregulowanym stanie prawnym trudno dzierżawić lub sprzedać. Przepadają też potencjalne dochody z podatku od nieruchomości.

"Rzeczpospolita" dodaje, że przepisy, które mają doprowadzić do usunięcia zaniedbań weszły w życie ponad rok temu. Ustawa nakazuje starostom, by do 19 maja tego roku sporządzili wykazy nieruchomości Skrabu Państwa i gminnych. Potem MSWiA ma przygotować ich pełny rejestr.

NIK ustaliła jednak, że porządkowanie stanu prawnego idzie opornie i nie zakończy się w terminie.

Więcej na ten temat w "Rzeczpospolitej".
wp.pl/IAR | 08.04.2009 | 00:50

Bałagan w księgach wieczystych

Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że ponad 60 procent nieruchomości Skarbu Państwa i blisko jedna trzecia gminnych ma nieuregulowany stan prawny. "Rzeczpospolita" dotarła do raportu NIK na ten temat.
Wynika z niego, że Izba wykryła nieaktualne dane w ogromnej części ksiąg wieczystych nieruchomości Skarbu Państwa i gmin oraz prowadzonych przez nie ewidencjach gruntu. W wielu ksiągach wciąż figurują dawni właściciele.
Chaos uderza po kieszeni państwo i samorządy - pisze gazeta. Nieruchomości o nieuregulowanym stanie prawnym trudno dzierżawić lub sprzedać. Przepadają też potencjalne dochody z podatku od nieruchomości.

"Rzeczpospolita" dodaje, że przepisy, które mają doprowadzić do usunięcia zaniedbań weszły w życie ponad rok temu. Ustawa nakazuje starostom, by do 19 maja tego roku sporządzili wykazy nieruchomości Skrabu Państwa i gminnych. Potem MSWiA ma przygotować ich pełny rejestr.

NIK ustaliła jednak, że porządkowanie stanu prawnego idzie opornie i nie zakończy się w terminie.

Więcej na ten temat w "Rzeczpospolitej".
wp.pl/IAR | 08.04.2009 | 00:50

Działki budowlane tańsze o 10 proc.

Biorąc pod uwagę znaczne spadki cen mieszkań, ceny działek budowlanych są zaskakująco odporne na kryzys na rynku nieruchomości. Sprzedający bardzo niechętnie obniżają ceny.
W ostatnim kwartale minimalną przecenę zaobserwowano tylko w Warszawie. Stara życiowa mądrość głosi, że ziemia jeść nie woła i gruntów nigdy nie przybędzie. Te zasady nadal obowiązują, ale jednocześnie liczba osób, które są w stanie zapłacić za działkę kilkaset tysięcy złotych, radykalnie się zmniejszyła. Wszystko przez kłopoty z uzyskaniem kredytu.

Ostatnia transakcja z wykorzystaniem w znacznym stopniu kredytu bankowego, jaką pamiętam, odbyła się w grudniu – mówi Jerzy Sobański z agencji Akces. Nawet jeśli potencjalny nabywca ma odpowiednią zdolność kredytową, to musi się jeszcze liczyć się z koniecznością posiadania dużej gotówki na udział własny. Często banki wymagają nawet 50 proc. wkładu własnego. Banki boją się pożyczać więcej, bo uświadomiły sobie, że nieruchomości także mogą tanieć. Te przeceny w wypadku działek budowlanych nie są duże.
W ostatnim roku największy spadek cen zanotowały grunty w Gdańsku. Staniały one średnio o 16 proc. W Warszawie i Krakowie działki staniały o 10–11 proc, a w Poznaniu i Wrocławiu o 7–8 proc. Całkowitym zaskoczeniem są jednak pierwsze trzy miesiące tego roku. Według danych szybko.pl, w I kwartale działki budowlane w największych polskich miastach drożały. Jedynym wyjątkiem była Warszawa, ale tutaj przecena wyniosła tylko 1 proc. Zdaniem ekspertów nie świadczy to wcale o większym popycie na grunty budowlane i ogólnej poprawie sytuacji.

To są wahnięcia sezonowe. Wiosną tradycyjnie do oferty trafia wiele nowych działek. Ich właściciele wystawiają stosunkowo wysokie ceny i to powoduje te podwyżki – mówi Marta Kosińska z portalu Szybko.pl. W praktyce ceny transakcyjne mogą być znacznie niższe od tych cen ofertowych.

Dlaczego zdaniem niektórych ekspertów przy obecnych cenach kupno działki przestało się opłacać? Co spowoduje, że podaż gruntów w dużych miastach radykalnie się zwiększy? Gdzie ceny działek rosną?

Roman Grzyb
Gazeta Prawna

wp.pl/Gazeta Prawna | 08.04.2009 | 07:08

Działki budowlane tańsze o 10 proc.

Biorąc pod uwagę znaczne spadki cen mieszkań, ceny działek budowlanych są zaskakująco odporne na kryzys na rynku nieruchomości. Sprzedający bardzo niechętnie obniżają ceny.
W ostatnim kwartale minimalną przecenę zaobserwowano tylko w Warszawie. Stara życiowa mądrość głosi, że ziemia jeść nie woła i gruntów nigdy nie przybędzie. Te zasady nadal obowiązują, ale jednocześnie liczba osób, które są w stanie zapłacić za działkę kilkaset tysięcy złotych, radykalnie się zmniejszyła. Wszystko przez kłopoty z uzyskaniem kredytu.

Ostatnia transakcja z wykorzystaniem w znacznym stopniu kredytu bankowego, jaką pamiętam, odbyła się w grudniu – mówi Jerzy Sobański z agencji Akces. Nawet jeśli potencjalny nabywca ma odpowiednią zdolność kredytową, to musi się jeszcze liczyć się z koniecznością posiadania dużej gotówki na udział własny. Często banki wymagają nawet 50 proc. wkładu własnego. Banki boją się pożyczać więcej, bo uświadomiły sobie, że nieruchomości także mogą tanieć. Te przeceny w wypadku działek budowlanych nie są duże.
W ostatnim roku największy spadek cen zanotowały grunty w Gdańsku. Staniały one średnio o 16 proc. W Warszawie i Krakowie działki staniały o 10–11 proc, a w Poznaniu i Wrocławiu o 7–8 proc. Całkowitym zaskoczeniem są jednak pierwsze trzy miesiące tego roku. Według danych szybko.pl, w I kwartale działki budowlane w największych polskich miastach drożały. Jedynym wyjątkiem była Warszawa, ale tutaj przecena wyniosła tylko 1 proc. Zdaniem ekspertów nie świadczy to wcale o większym popycie na grunty budowlane i ogólnej poprawie sytuacji.

To są wahnięcia sezonowe. Wiosną tradycyjnie do oferty trafia wiele nowych działek. Ich właściciele wystawiają stosunkowo wysokie ceny i to powoduje te podwyżki – mówi Marta Kosińska z portalu Szybko.pl. W praktyce ceny transakcyjne mogą być znacznie niższe od tych cen ofertowych.

Dlaczego zdaniem niektórych ekspertów przy obecnych cenach kupno działki przestało się opłacać? Co spowoduje, że podaż gruntów w dużych miastach radykalnie się zwiększy? Gdzie ceny działek rosną?

Roman Grzyb
Gazeta Prawna

wp.pl/Gazeta Prawna | 08.04.2009 | 07:08

Pawlak potępia polskie banki

Wicepremier Waldemar Pawlak potępił banki, które wymagają dodatkowych zabezpieczeń na kredyty mieszkaniowe.
Minister gospodarki, który gościł w Sygnałach Dnia w Programie Pierwszym Polskiego Radia, powiedział, że nie można się na takie działania zgodzić i należy im zapobiec, wprowadzając odpowiednie przepisy.

Wicepremier uznał za niedopuszczalną sytuację, w której osoby spłacające uczciwie kredyty są przez banki zmuszane do podpisywania dodatkowych aneksów, na niekorzystnych dla nich warunkach.

Waldemar Pawlak dodał, że w czasach kryzysu należy zachować szczególną solidarność i bronić obywateli, którzy rzetelnie spłacają kredyt, lecz w starciu z potężnymi instytucjami finansowymi zwykle są bez szans.

Waldemar Pawlak ocenia, że ostatnie straty polskich firm są bardzo poważnym problemem i wymagają szybkich działań.

Minister gospodarki powiedział, że rząd powinien jak naszybciej uchwalić ustawę, zapobiegającą wypływowi kapitału z Polski. Zdaniem polityka Polskiego Stronnictwa Ludowego, do wypływu kapitału przyczyniają się przede wszystkim niekorzystne dla firm opcje walutowe.

Waldemar Pawlak zaznaczył, że nasi politycy, zamiast angażować się w partyjne spory, powinni zacząć działać w interesie naszego kraju i porozumieć sie w sprawie ustaw, dotyczącyh opcji.

Wicepremier skrytykował polityków, którzy uciekają od odpowiedzialności za rozwiązanie poważnych problemów gospodarczych Polski i poświęcają się mało znaczącym zagadnieniom. Pawlak zaliczył do nich kontrowersje wokół Instytutu Pamięci Narodowej.
wp.pl/
IAR 2009-04-08 (08:30)

Pawlak potępia polskie banki

Wicepremier Waldemar Pawlak potępił banki, które wymagają dodatkowych zabezpieczeń na kredyty mieszkaniowe.
Minister gospodarki, który gościł w Sygnałach Dnia w Programie Pierwszym Polskiego Radia, powiedział, że nie można się na takie działania zgodzić i należy im zapobiec, wprowadzając odpowiednie przepisy.

Wicepremier uznał za niedopuszczalną sytuację, w której osoby spłacające uczciwie kredyty są przez banki zmuszane do podpisywania dodatkowych aneksów, na niekorzystnych dla nich warunkach.

Waldemar Pawlak dodał, że w czasach kryzysu należy zachować szczególną solidarność i bronić obywateli, którzy rzetelnie spłacają kredyt, lecz w starciu z potężnymi instytucjami finansowymi zwykle są bez szans.

Waldemar Pawlak ocenia, że ostatnie straty polskich firm są bardzo poważnym problemem i wymagają szybkich działań.

Minister gospodarki powiedział, że rząd powinien jak naszybciej uchwalić ustawę, zapobiegającą wypływowi kapitału z Polski. Zdaniem polityka Polskiego Stronnictwa Ludowego, do wypływu kapitału przyczyniają się przede wszystkim niekorzystne dla firm opcje walutowe.

Waldemar Pawlak zaznaczył, że nasi politycy, zamiast angażować się w partyjne spory, powinni zacząć działać w interesie naszego kraju i porozumieć sie w sprawie ustaw, dotyczącyh opcji.

Wicepremier skrytykował polityków, którzy uciekają od odpowiedzialności za rozwiązanie poważnych problemów gospodarczych Polski i poświęcają się mało znaczącym zagadnieniom. Pawlak zaliczył do nich kontrowersje wokół Instytutu Pamięci Narodowej.
wp.pl/
IAR 2009-04-08 (08:30)

BIK udostępnił 4,16 mln raportów

Biuro Informacji Kredytowej udostępniło bankom w pierwszym kwartale 2009 roku 4,16 mln raportów kredytowych i monitorujących, czyli o 21,1 proc. więcej niż rok wcześniej - poinformowało PAP Biuro Informacji Kredytowej.

W samym marcu udostępniono 1,56 mln takich raportów, czyli o 32,9 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2008 roku. W I kwartale Biuro Informacji Kredytowej przekazało bankom 1,97 mln ocen punktowych klientów indywidualnych, czyli o 31,5 proc. więcej niż rok wcześniej.

W marcu udostępniono bankom 733,3 tys. takich raportów, czyli o 38,7 proc. więcej niż rok wcześniej. W 2008 roku BIK przekazał bankom 19,9 mln raportów, czyli o 31,9 proc. więcej niż w 2007 roku oraz 6,61 mln ocen punktowych klientów indywidualnych, czyli o 26,7 proc. więcej niż rok wcześniej.

Oceny punktowe (ang. scoring) są nadawane osobom fizycznym w celu oceny ich ryzyka kredytowego. Biuro Informacji Kredytowej gromadzi, przetwarza i dystrybuuje dane, w formie raportów kredytowych, o historii kredytowej klientów indywidualnych banków.

źródło informacji: PAP/INTERIA.PL


BIK udostępnił 4,16 mln raportów

Biuro Informacji Kredytowej udostępniło bankom w pierwszym kwartale 2009 roku 4,16 mln raportów kredytowych i monitorujących, czyli o 21,1 proc. więcej niż rok wcześniej - poinformowało PAP Biuro Informacji Kredytowej.

W samym marcu udostępniono 1,56 mln takich raportów, czyli o 32,9 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2008 roku. W I kwartale Biuro Informacji Kredytowej przekazało bankom 1,97 mln ocen punktowych klientów indywidualnych, czyli o 31,5 proc. więcej niż rok wcześniej.

W marcu udostępniono bankom 733,3 tys. takich raportów, czyli o 38,7 proc. więcej niż rok wcześniej. W 2008 roku BIK przekazał bankom 19,9 mln raportów, czyli o 31,9 proc. więcej niż w 2007 roku oraz 6,61 mln ocen punktowych klientów indywidualnych, czyli o 26,7 proc. więcej niż rok wcześniej.

Oceny punktowe (ang. scoring) są nadawane osobom fizycznym w celu oceny ich ryzyka kredytowego. Biuro Informacji Kredytowej gromadzi, przetwarza i dystrybuuje dane, w formie raportów kredytowych, o historii kredytowej klientów indywidualnych banków.

źródło informacji: PAP/INTERIA.PL


Finansowe koło ratunkowe?

Mimo obniżek stóp procentowych w NBP banki komercyjnie nie obniżają oprocentowania kredytów w ROR lub nawet je podnoszą. Od września podrożało w BGŻ, ING, Invest Banku, MultiBanku, Raiffeisen Banku i Toyota Banku.
Banki, jeśli mogą, stosują maksymalnie dopuszczalne prawem oprocentowanie kredytów w rachunkach osobistych. Dotyczy to szczególnie tych klientów, którzy mają mniejszą zdolność kredytową lub posiadają gorszy, z punktu widzenia banku, rodzaj ROR-u. Ustawa antylichwiarska przewiduje, że maksymalne oprocentowanie nie może przekroczyć czterokrotności stopy lombardowej NBP. Dzisiaj wynosi ona 5,25 proc. Maksymalne oprocentowanie kredytu to w tej sytuacji 21 proc.
Ile kosztuje kredyt w koncie
Tylko minimalnie niższe odsetki od kredytu w koncie mogą płacić klienci City Handlowego oraz Banku BPH. Po ostatniej obniżce stóp procentowych przez RPP banki te musiały obniżyć maksymalne oprocentowanie kredytu w koncie. Nieco mniejsze odsetki niż 20 proc. zapłaci klient, który korzysta z kredytu w ROR w Pekao.

- Taka stawka obowiązuje tam już od kilku lat - twierdzi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Generalnie jednak oprocentowanie kredytów w ROR jest niższe od stawek maksymalnych podawanych przez banki. Przy przeciętnym kredycie w wysokości 3 tys. zł najczęściej wysokość oprocentowania wynosi kilkanaście procent. Generalnie banki bardzo niechętnie i rzadko zmieniają oprocentowania tego rodzaju kredytów.

- Już od dwóch lat nic nie zmienialiśmy przy kredytach w koncie i nie szykujemy się do żadnych zmian - mówi Piotr Gajdziński z BZ WBK.
Finansowa deska ratunku
- W BOŚ od września oprocentowanie kredytu w rachunku wynosi 15,2 proc. Zmian nie widać też w DB (16,95 proc.), Dominet Banku (14 proc.), Getin Banku (14,9 proc.), Lukas Banku (14,8 proc.), mBanku (15 proc.) i Nordea Banku (12,5 proc.) - wylicza Mateusz Ostrowski.

Jeśli nie ma obniżek, a stopy w banku centralnym spadają, to oznacza, że banki zwiększają swoje marże. Czasem jednak te podwyżki mają charakter bardziej otwarty.

Z zestawienia przygotowanego na zlecenie GP przez Open Finance wynika, że od września kredyt w rachunku podrożał w BGŻ (z 14,65 na 15,5 proc.), w ING (z 15,5 na 17 proc.), w Invest Banku (z 15,5 na 16,5 proc.) w MultiBanku (z 13,35 na 14,75 proc.), w Raiffeisen Banku (13 na 15 proc.), w Toyota Banku (12 na 13,5 proc.).

- W zasadzie jedynym bankiem, w którym widać obniżkę oprocentowania kredytu, jest PKO BP, gdzie oprocentowanie spadło z 13,5 na 11,5 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.

W tej chwili, łącznie ze złotym pakietem w VW Banku, jest to zdecydowanie najniższe oprocentowanie na rynku. Zdaniem samych bankowców kredyt w koncie to dla klientów bardzo dobry produkt na trudne czasy.

- W czasie kryzysu jest to dość łatwy pieniądz do wzięcia, czyli dla wielu osób ten kredyt pełni rolę rezerwy finansowej. W naszym banku nie zmieniły się sposoby oceny zdolności kredytowej klientów - twierdzi Piotr Gajdziński.

Podobne zdanie można usłyszeć w innych bankach.

- Pożyczki w rachunku bieżącym są oceniane na podstawie wpływów. Nie zaobserwowaliśmy drastycznie mniejszych wpływów naszych klientów, więc nadal mają oni odpowiednią zdolność kredytową - twierdzi Beata Basak, dyrektor Departamentu Bankowości Detalicznej BOŚ. Zmiany mogą jednak dotyczyć tych klientów, którzy np. stracili już pracę i ich wpływy na rachunek nie są już regularne.

- Bank na podstawie zdolności kredytowej ustala, jaki może być limit kredytu i często jest on teraz niższy niż kwota postulowana - twierdzi z kolei Mateusz Ostrowski.

Według niego kredyty w koncie są najczęściej udzielane na rok i po tym okresie można je odnowić, ale wówczas znowu trzeba zapłacić prowizje. Te jednak, niestety, także rosną. Podwyżki średnio o 0,5 pkt proc. wprowadził MultiBank i Nordea Bank. W Pekao prowizja wynosi 1,8 proc., ale minimalna kwota pobierana przez bank to aż 100 zł. Dopiero gdy wartość kredytu w koncie przekracza 5,5 tys. zł, prowizja rzeczywiście spada do 1,8 proc. Bardzo często bank proponuje jednak niższe oprocentowanie klientom, którzy miesięcznie dokonują w banku więcej operacji, czyli dostarczają większe dochody lub mają lepszy, najczęściej droższy rodzaj konta. W mBanku tylko posiadacze złotej karty płacą przy kredycie w koncie 11,45 proc. odsetek zamiast normalnej stawki 15 proc. W Deutsche Banku oprocentowanie kredytu w DB Koncie to 16,95 proc., a w DB Fokus: 14,4 proc. W niektórych bankach oprocentowanie spada wraz ze wzrostem kwoty kredytu. W Raiffeisen Banku, pożyczając 3 tys. zł, zapłacimy 15 proc. odsetek rocznie, ale pożyczając już 10 tys. zł, 1,5 proc. mniej.

Roman Grzyb
interia.pl

Finansowe koło ratunkowe?

Mimo obniżek stóp procentowych w NBP banki komercyjnie nie obniżają oprocentowania kredytów w ROR lub nawet je podnoszą. Od września podrożało w BGŻ, ING, Invest Banku, MultiBanku, Raiffeisen Banku i Toyota Banku.
Banki, jeśli mogą, stosują maksymalnie dopuszczalne prawem oprocentowanie kredytów w rachunkach osobistych. Dotyczy to szczególnie tych klientów, którzy mają mniejszą zdolność kredytową lub posiadają gorszy, z punktu widzenia banku, rodzaj ROR-u. Ustawa antylichwiarska przewiduje, że maksymalne oprocentowanie nie może przekroczyć czterokrotności stopy lombardowej NBP. Dzisiaj wynosi ona 5,25 proc. Maksymalne oprocentowanie kredytu to w tej sytuacji 21 proc.
Ile kosztuje kredyt w koncie
Tylko minimalnie niższe odsetki od kredytu w koncie mogą płacić klienci City Handlowego oraz Banku BPH. Po ostatniej obniżce stóp procentowych przez RPP banki te musiały obniżyć maksymalne oprocentowanie kredytu w koncie. Nieco mniejsze odsetki niż 20 proc. zapłaci klient, który korzysta z kredytu w ROR w Pekao.

- Taka stawka obowiązuje tam już od kilku lat - twierdzi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Generalnie jednak oprocentowanie kredytów w ROR jest niższe od stawek maksymalnych podawanych przez banki. Przy przeciętnym kredycie w wysokości 3 tys. zł najczęściej wysokość oprocentowania wynosi kilkanaście procent. Generalnie banki bardzo niechętnie i rzadko zmieniają oprocentowania tego rodzaju kredytów.

- Już od dwóch lat nic nie zmienialiśmy przy kredytach w koncie i nie szykujemy się do żadnych zmian - mówi Piotr Gajdziński z BZ WBK.
Finansowa deska ratunku
- W BOŚ od września oprocentowanie kredytu w rachunku wynosi 15,2 proc. Zmian nie widać też w DB (16,95 proc.), Dominet Banku (14 proc.), Getin Banku (14,9 proc.), Lukas Banku (14,8 proc.), mBanku (15 proc.) i Nordea Banku (12,5 proc.) - wylicza Mateusz Ostrowski.

Jeśli nie ma obniżek, a stopy w banku centralnym spadają, to oznacza, że banki zwiększają swoje marże. Czasem jednak te podwyżki mają charakter bardziej otwarty.

Z zestawienia przygotowanego na zlecenie GP przez Open Finance wynika, że od września kredyt w rachunku podrożał w BGŻ (z 14,65 na 15,5 proc.), w ING (z 15,5 na 17 proc.), w Invest Banku (z 15,5 na 16,5 proc.) w MultiBanku (z 13,35 na 14,75 proc.), w Raiffeisen Banku (13 na 15 proc.), w Toyota Banku (12 na 13,5 proc.).

- W zasadzie jedynym bankiem, w którym widać obniżkę oprocentowania kredytu, jest PKO BP, gdzie oprocentowanie spadło z 13,5 na 11,5 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.

W tej chwili, łącznie ze złotym pakietem w VW Banku, jest to zdecydowanie najniższe oprocentowanie na rynku. Zdaniem samych bankowców kredyt w koncie to dla klientów bardzo dobry produkt na trudne czasy.

- W czasie kryzysu jest to dość łatwy pieniądz do wzięcia, czyli dla wielu osób ten kredyt pełni rolę rezerwy finansowej. W naszym banku nie zmieniły się sposoby oceny zdolności kredytowej klientów - twierdzi Piotr Gajdziński.

Podobne zdanie można usłyszeć w innych bankach.

- Pożyczki w rachunku bieżącym są oceniane na podstawie wpływów. Nie zaobserwowaliśmy drastycznie mniejszych wpływów naszych klientów, więc nadal mają oni odpowiednią zdolność kredytową - twierdzi Beata Basak, dyrektor Departamentu Bankowości Detalicznej BOŚ. Zmiany mogą jednak dotyczyć tych klientów, którzy np. stracili już pracę i ich wpływy na rachunek nie są już regularne.

- Bank na podstawie zdolności kredytowej ustala, jaki może być limit kredytu i często jest on teraz niższy niż kwota postulowana - twierdzi z kolei Mateusz Ostrowski.

Według niego kredyty w koncie są najczęściej udzielane na rok i po tym okresie można je odnowić, ale wówczas znowu trzeba zapłacić prowizje. Te jednak, niestety, także rosną. Podwyżki średnio o 0,5 pkt proc. wprowadził MultiBank i Nordea Bank. W Pekao prowizja wynosi 1,8 proc., ale minimalna kwota pobierana przez bank to aż 100 zł. Dopiero gdy wartość kredytu w koncie przekracza 5,5 tys. zł, prowizja rzeczywiście spada do 1,8 proc. Bardzo często bank proponuje jednak niższe oprocentowanie klientom, którzy miesięcznie dokonują w banku więcej operacji, czyli dostarczają większe dochody lub mają lepszy, najczęściej droższy rodzaj konta. W mBanku tylko posiadacze złotej karty płacą przy kredycie w koncie 11,45 proc. odsetek zamiast normalnej stawki 15 proc. W Deutsche Banku oprocentowanie kredytu w DB Koncie to 16,95 proc., a w DB Fokus: 14,4 proc. W niektórych bankach oprocentowanie spada wraz ze wzrostem kwoty kredytu. W Raiffeisen Banku, pożyczając 3 tys. zł, zapłacimy 15 proc. odsetek rocznie, ale pożyczając już 10 tys. zł, 1,5 proc. mniej.

Roman Grzyb
interia.pl

Ulga meldunkowa: wystarczyło kupić dom

Ulga meldunkowa zniknęła z przepisów ustawy o PIT od 1 stycznia 2009 r. Jednak nadal mogą z niej korzystać przy sprzedaży nieruchomości podatnicy, którzy do końca 2008 roku nabyli prawo do tej ulgi.

Jak wyjaśniło Gazecie Prawnej Ministerstwo Finansów, aby z tej ulgi korzystać, wystarczyło, że podatnicy do 31 grudnia 2008 r. nabyli mieszkanie lub dom. Meldunek mógł nastąpić już po tej dacie. Ważne, aby podatnik przed dniem sprzedaży nieruchomości był w niej zameldowany na pobyt stały przez co najmniej 12 miesięcy.

Z odpowiedzi dla GP przesłanej przez resort finansów wynika, że uchwalona przez Sejm na 28. posiedzeniu nowelizacja ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz niektórych innych ustaw przewiduje zastąpienie ulgi meldunkowej zwolnieniem z opodatkowania dochodów uzyskanych z odpłatnego zbycia nieruchomości w przypadku wydatkowania w okresie dwóch lat przychodu uzyskanego ze zbycia na określone w ustawie własne cele mieszkaniowe podatnika. Nowelizacja ta zawiera w przepisach przejściowych odpowiednie regulacje gwarantujące podatnikom prawa nabyte do zlikwidowanej ulgi meldunkowej.

Zgodnie z nimi do przychodu (dochodu) z odpłatnego zbycia nieruchomości i praw majątkowych związanych z nieruchomościami, nabytych lub wybudowanych (oddanych do użytkowania) w okresie od 1 stycznia 2007 r. do 31 grudnia 2008 r., będą miały zastosowanie zasady określone w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych, w brzmieniu obowiązującym na 31 grudnia 2008 r., w tym także dotyczące ulgi meldunkowej.

Ewa Matyszewska, "Gazeta Prawna"

interia.pl/Wtorek, 7 kwietnia (06:00)

Ulga meldunkowa: wystarczyło kupić dom

Ulga meldunkowa zniknęła z przepisów ustawy o PIT od 1 stycznia 2009 r. Jednak nadal mogą z niej korzystać przy sprzedaży nieruchomości podatnicy, którzy do końca 2008 roku nabyli prawo do tej ulgi.

Jak wyjaśniło Gazecie Prawnej Ministerstwo Finansów, aby z tej ulgi korzystać, wystarczyło, że podatnicy do 31 grudnia 2008 r. nabyli mieszkanie lub dom. Meldunek mógł nastąpić już po tej dacie. Ważne, aby podatnik przed dniem sprzedaży nieruchomości był w niej zameldowany na pobyt stały przez co najmniej 12 miesięcy.

Z odpowiedzi dla GP przesłanej przez resort finansów wynika, że uchwalona przez Sejm na 28. posiedzeniu nowelizacja ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz niektórych innych ustaw przewiduje zastąpienie ulgi meldunkowej zwolnieniem z opodatkowania dochodów uzyskanych z odpłatnego zbycia nieruchomości w przypadku wydatkowania w okresie dwóch lat przychodu uzyskanego ze zbycia na określone w ustawie własne cele mieszkaniowe podatnika. Nowelizacja ta zawiera w przepisach przejściowych odpowiednie regulacje gwarantujące podatnikom prawa nabyte do zlikwidowanej ulgi meldunkowej.

Zgodnie z nimi do przychodu (dochodu) z odpłatnego zbycia nieruchomości i praw majątkowych związanych z nieruchomościami, nabytych lub wybudowanych (oddanych do użytkowania) w okresie od 1 stycznia 2007 r. do 31 grudnia 2008 r., będą miały zastosowanie zasady określone w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych, w brzmieniu obowiązującym na 31 grudnia 2008 r., w tym także dotyczące ulgi meldunkowej.

Ewa Matyszewska, "Gazeta Prawna"

interia.pl/Wtorek, 7 kwietnia (06:00)

750 mln zł na inwestycje w zieloną energię

Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej rozpoczął nabór chętnych na pożyczki na inwestycje w ekologiczną energię. Wnioski można składać do 27 kwietnia.
Przedsiębiorcy mogą się ubiegać o preferencyjne pożyczki z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiG) na inwestycje w odnawialne źródła energii. Wczoraj fundusz rozpoczął nabór wniosków. Na ten cel zostanie w tym roku przeznaczone 750 mln zł.

Wsparcie dla OZE to część rządowego pakietu antykryzysowego. NFOŚiGW chce w ciągu trzech lat pożyczyć inwestorom, którzy są zainteresowani zieloną energią, łącznie 1,5 mld zł. Środki te będą pochodzić z opłat, jakie płacą firmy energetyczne za zbyt mały udział zielonej energii w produkcji prądu.

Inwestorzy będą mogli z funduszy pożyczyć od 4 do 50 mln zł. Wartość pożyczki nie może jednak przekroczyć 75 proc. inwestycji. Preferencyjne oprocentowanie pożyczki ma wynosić 6 proc. w skali roku, a okres kredytowania to maksymalnie 15 lat.

Wnioski można składać do 27 kwietnia. Jak tłumaczy Witold Maziarz, tak krótki termin nie odbije się negatywnie na liczbie podmiotów, które wystąpią o pożyczki.

- Do tego dnia przedsiębiorcy muszą złożyć kilkustronicowy wniosek wstępny. Dopiero później, gdy przejdą pierwszy etap konkursu, zostaną zaproszeni do złożenia wszystkich potrzebnych dokumentów i załączników - mówi GP Witold Maziarz, rzecznik prasowy NFOŚiGW.

Dodatkową korzyścią dla przedsiębiorców jest możliwość wystąpienia po zrealizowaniu projektu o umorzenie do 50 proc. wartości kredytu.

Inwestycja musi mieć wartość 10 mln zł, by móc zostać sfinansowana ze środków funduszu.

- Program jest tak skonstruowany, by wspierać małe i średnie inwestycje w odnawialne źródła energii. Duże projekty nie będą mogły uzyskać wsparcia, bo wychodzimy z założenie, że tacy inwestorzy nie mają problemów z pozyskaniem kapitału - mówi rzecznik NFOŚiGW.

Mniejsze projekty będą mogły ubiegać się o podobne wsparcie w wojewódzkich funduszach ochrony środowiska i gospodarki wodnej oraz w bankach. Z planów funduszu wynika, że z pośrednictwa tych ostatnich będą mogły nawet skorzystać osoby fizyczne, zainteresowane miniprojektami w dziedzinie odnawialnych źródeł energii. NFOŚiGW rozmawia obecnie z wojewódzkimi funduszami i bankami na temat warunków uruchomienia pożyczek. Mają one ruszyć w drugiej połowie roku.

Dzięki 350 MW zielonej energii, które powstaną dzięki działaniom funduszu, Polska ma zbliżyć się do wypełniania unijnych zobowiązań: do 2020 roku musimy 15 proc. energii elektrycznej produkować ze źródeł odnawialnych.

Dotacje z UE na OZE

Do 14 kwietnia przedsiębiorcy zainteresowani dotacjami na odnawialne źródła energii mogą składać wnioski w konkursie zorganizowanym przez Instytut Paliw i Energetyki Odnawialnej. Pula środków to 742 mln zł. Minimalna wartość projektu to 20 mln zł, maksymalna wartość dotacji to 40 mln zł.


Mariusz Gawrychowski
onet.pl/
(Gazeta Prawna/07.04.2009, godz. 06:00)

750 mln zł na inwestycje w zieloną energię

Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej rozpoczął nabór chętnych na pożyczki na inwestycje w ekologiczną energię. Wnioski można składać do 27 kwietnia.
Przedsiębiorcy mogą się ubiegać o preferencyjne pożyczki z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiG) na inwestycje w odnawialne źródła energii. Wczoraj fundusz rozpoczął nabór wniosków. Na ten cel zostanie w tym roku przeznaczone 750 mln zł.

Wsparcie dla OZE to część rządowego pakietu antykryzysowego. NFOŚiGW chce w ciągu trzech lat pożyczyć inwestorom, którzy są zainteresowani zieloną energią, łącznie 1,5 mld zł. Środki te będą pochodzić z opłat, jakie płacą firmy energetyczne za zbyt mały udział zielonej energii w produkcji prądu.

Inwestorzy będą mogli z funduszy pożyczyć od 4 do 50 mln zł. Wartość pożyczki nie może jednak przekroczyć 75 proc. inwestycji. Preferencyjne oprocentowanie pożyczki ma wynosić 6 proc. w skali roku, a okres kredytowania to maksymalnie 15 lat.

Wnioski można składać do 27 kwietnia. Jak tłumaczy Witold Maziarz, tak krótki termin nie odbije się negatywnie na liczbie podmiotów, które wystąpią o pożyczki.

- Do tego dnia przedsiębiorcy muszą złożyć kilkustronicowy wniosek wstępny. Dopiero później, gdy przejdą pierwszy etap konkursu, zostaną zaproszeni do złożenia wszystkich potrzebnych dokumentów i załączników - mówi GP Witold Maziarz, rzecznik prasowy NFOŚiGW.

Dodatkową korzyścią dla przedsiębiorców jest możliwość wystąpienia po zrealizowaniu projektu o umorzenie do 50 proc. wartości kredytu.

Inwestycja musi mieć wartość 10 mln zł, by móc zostać sfinansowana ze środków funduszu.

- Program jest tak skonstruowany, by wspierać małe i średnie inwestycje w odnawialne źródła energii. Duże projekty nie będą mogły uzyskać wsparcia, bo wychodzimy z założenie, że tacy inwestorzy nie mają problemów z pozyskaniem kapitału - mówi rzecznik NFOŚiGW.

Mniejsze projekty będą mogły ubiegać się o podobne wsparcie w wojewódzkich funduszach ochrony środowiska i gospodarki wodnej oraz w bankach. Z planów funduszu wynika, że z pośrednictwa tych ostatnich będą mogły nawet skorzystać osoby fizyczne, zainteresowane miniprojektami w dziedzinie odnawialnych źródeł energii. NFOŚiGW rozmawia obecnie z wojewódzkimi funduszami i bankami na temat warunków uruchomienia pożyczek. Mają one ruszyć w drugiej połowie roku.

Dzięki 350 MW zielonej energii, które powstaną dzięki działaniom funduszu, Polska ma zbliżyć się do wypełniania unijnych zobowiązań: do 2020 roku musimy 15 proc. energii elektrycznej produkować ze źródeł odnawialnych.

Dotacje z UE na OZE

Do 14 kwietnia przedsiębiorcy zainteresowani dotacjami na odnawialne źródła energii mogą składać wnioski w konkursie zorganizowanym przez Instytut Paliw i Energetyki Odnawialnej. Pula środków to 742 mln zł. Minimalna wartość projektu to 20 mln zł, maksymalna wartość dotacji to 40 mln zł.


Mariusz Gawrychowski
onet.pl/
(Gazeta Prawna/07.04.2009, godz. 06:00)

Najwięcej mieszkań z rządową dopłatą - w Warszawie

Ponad 100 mieszkań sprzedano w ciągu dwóch miesięcy w stolicy dzięki kredytom z rządowymi dopłatami dla rodzin. To prawie tyle co przez ostatnie dwa lata. I najwięcej w całym kraju, informuje "Życie Warszawy".
Więcej mieszkań w rządowym programie sprzedaje się też w Gdańsku, Krakowie i we Wrocławiu.
Rynek rozruszało podwyższenie przez Bank Gospodarstwa Krajowego do 7,2 tys. zł ceny mkw. upoważniającej do ubiegania się o kredyt. Analitycy szacują, że teraz takich ofert może być w stolicy nawet kilka tysięcy. Deweloperzy, walcząc o klienta, coraz częściej dostosowują ceny mieszkań do wymogów programu.

Większość mieszkań kwalifikująca się do programu jest jednak na obrzeżach miasta.

Analitycy rynku przypuszczają, że zainteresowanie "Rodziną na swoim" będzie rosło. Zwłaszcza jeśli rząd wprowadzi kolejne udogodnienia. W planach jest powiększenie powierzchni mieszkania, na które można uzyskać dopłatę. Rozważane jest też dopuszczenie do programu tzw. singli.
onet.pl/(PAP, dd/07.04.2009, godz. 06:16)

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies