Ze świata nieruchomości - strona 137

Konsorcjum Stali dostarczy materiały na Stadion Narodowy

Konsorcjum Stali potwierdziło przyjęcie realizacji zamówienia firm: Hydrobudowa Polska oraz Alpine Construction Polska na dostawę stali prefabrykowanej na budowę Stadionu Narodowego w Warszawie. Szacunkowa wartość zamówienia to 22,4 mln zł netto.
To już kolejna umowa Konsorcjum na dostawy stali w związku z Euro 2012. Wcześniej podpisaliśmy kontrakt na dostawy zbrojeń budowlanych na budowę stadionu w Poznaniu. To pokazuje, że strategia budowy zakładów produkcji zbrojeń budowlanych z myślą o inwestycjach infrastrukturalnych i Euro 2012 była słuszna. Liczymy na to, że inwestycje te ruszą pełna parą w ciągu kilku miesięcy - powiedział prezes Robert Wojdyna cytowany w komunikacie.

Przewidywany termin zakończenia dostaw to 30 czerwca 2010 r.

Konsorcjum Stali jest liderem w branży produkcji zbrojeń budowlanych. Obecna sieć produkcyjno-handlowa spółki składa się z 5 zakładów produkcyjnych oraz 10 oddziałów handlowych. Działalność produkcyjna prowadzona jest w pięciu zakładach, które dysponują łącznymi mocami produkcyjnymi ok. 14 tys. ton zbrojeń miesięcznie.

Konsorcjum Stali miało 1,02 mln zł jednostkowej straty netto w I kw. 2009 roku wobec 3,71 mln zł zysku rok wcześniej. Przychody wyniosły 164,12 mln zł wobec 90,78 mln zł rok wcześniej.
money.pl

Konsorcjum Stali dostarczy materiały na Stadion Narodowy

Konsorcjum Stali potwierdziło przyjęcie realizacji zamówienia firm: Hydrobudowa Polska oraz Alpine Construction Polska na dostawę stali prefabrykowanej na budowę Stadionu Narodowego w Warszawie. Szacunkowa wartość zamówienia to 22,4 mln zł netto.
To już kolejna umowa Konsorcjum na dostawy stali w związku z Euro 2012. Wcześniej podpisaliśmy kontrakt na dostawy zbrojeń budowlanych na budowę stadionu w Poznaniu. To pokazuje, że strategia budowy zakładów produkcji zbrojeń budowlanych z myślą o inwestycjach infrastrukturalnych i Euro 2012 była słuszna. Liczymy na to, że inwestycje te ruszą pełna parą w ciągu kilku miesięcy - powiedział prezes Robert Wojdyna cytowany w komunikacie.

Przewidywany termin zakończenia dostaw to 30 czerwca 2010 r.

Konsorcjum Stali jest liderem w branży produkcji zbrojeń budowlanych. Obecna sieć produkcyjno-handlowa spółki składa się z 5 zakładów produkcyjnych oraz 10 oddziałów handlowych. Działalność produkcyjna prowadzona jest w pięciu zakładach, które dysponują łącznymi mocami produkcyjnymi ok. 14 tys. ton zbrojeń miesięcznie.

Konsorcjum Stali miało 1,02 mln zł jednostkowej straty netto w I kw. 2009 roku wobec 3,71 mln zł zysku rok wcześniej. Przychody wyniosły 164,12 mln zł wobec 90,78 mln zł rok wcześniej.
money.pl

Warimpex: Nieruchomości obudzą się pod koniec roku

Warimpex spodziewa się pierwszych oznak poprawy koniunktury pod koniec 2009 roku. W I kwartale przychody spółki spadły o 19 proc. do 14,7 mln euro - poinformował Warimpex.

- Pierwszy kwartał 2009 roku charakteryzował się niższym obłożeniem, a w związku z tym niższymi przychodami hoteli Warimpexu. Przychody Grupy zmniejszyły się o 19 proc. z 18,2 mln EUR do 14,7 mln EUR w pierwszych trzech miesiącach roku obrotowego 2009 - napisano.

Spółka oczekuje ożywienia rynku nieruchomości.

- Coraz niższe stopy procentowe i wzrastające stopy zwrotu z nieruchomości w Europie Środkowej i Wschodniej sprawiają jednak, że zainteresowanie instytucjonalnych inwestorów nieruchomościami wzrasta. Jestem więc przekonany, że rynek transakcyjny dla nieruchomości zaskoczy znowu pod koniec 2009 roku - powiedział Franz Jurkowitsch, prezes Warimpexu.

W pierwszym kwartale EBIT grupy Warimpexu spadł do minus 7,3 mln euro wobec 6,9 mln euro rok wcześniej.

(PAP)

Warimpex: Nieruchomości obudzą się pod koniec roku

Warimpex spodziewa się pierwszych oznak poprawy koniunktury pod koniec 2009 roku. W I kwartale przychody spółki spadły o 19 proc. do 14,7 mln euro - poinformował Warimpex.

- Pierwszy kwartał 2009 roku charakteryzował się niższym obłożeniem, a w związku z tym niższymi przychodami hoteli Warimpexu. Przychody Grupy zmniejszyły się o 19 proc. z 18,2 mln EUR do 14,7 mln EUR w pierwszych trzech miesiącach roku obrotowego 2009 - napisano.

Spółka oczekuje ożywienia rynku nieruchomości.

- Coraz niższe stopy procentowe i wzrastające stopy zwrotu z nieruchomości w Europie Środkowej i Wschodniej sprawiają jednak, że zainteresowanie instytucjonalnych inwestorów nieruchomościami wzrasta. Jestem więc przekonany, że rynek transakcyjny dla nieruchomości zaskoczy znowu pod koniec 2009 roku - powiedział Franz Jurkowitsch, prezes Warimpexu.

W pierwszym kwartale EBIT grupy Warimpexu spadł do minus 7,3 mln euro wobec 6,9 mln euro rok wcześniej.

(PAP)

Warimpex: Nieruchomości obudzą się pod koniec roku

Warimpex spodziewa się pierwszych oznak poprawy koniunktury pod koniec 2009 roku. W I kwartale przychody spółki spadły o 19 proc. do 14,7 mln euro - poinformował Warimpex.

- Pierwszy kwartał 2009 roku charakteryzował się niższym obłożeniem, a w związku z tym niższymi przychodami hoteli Warimpexu. Przychody Grupy zmniejszyły się o 19 proc. z 18,2 mln EUR do 14,7 mln EUR w pierwszych trzech miesiącach roku obrotowego 2009 - napisano.

Spółka oczekuje ożywienia rynku nieruchomości.

- Coraz niższe stopy procentowe i wzrastające stopy zwrotu z nieruchomości w Europie Środkowej i Wschodniej sprawiają jednak, że zainteresowanie instytucjonalnych inwestorów nieruchomościami wzrasta. Jestem więc przekonany, że rynek transakcyjny dla nieruchomości zaskoczy znowu pod koniec 2009 roku - powiedział Franz Jurkowitsch, prezes Warimpexu.

W pierwszym kwartale EBIT grupy Warimpexu spadł do minus 7,3 mln euro wobec 6,9 mln euro rok wcześniej.

(PAP)

Warimpex: Nieruchomości obudzą się pod koniec roku

Warimpex spodziewa się pierwszych oznak poprawy koniunktury pod koniec 2009 roku. W I kwartale przychody spółki spadły o 19 proc. do 14,7 mln euro - poinformował Warimpex.

- Pierwszy kwartał 2009 roku charakteryzował się niższym obłożeniem, a w związku z tym niższymi przychodami hoteli Warimpexu. Przychody Grupy zmniejszyły się o 19 proc. z 18,2 mln EUR do 14,7 mln EUR w pierwszych trzech miesiącach roku obrotowego 2009 - napisano.

Spółka oczekuje ożywienia rynku nieruchomości.

- Coraz niższe stopy procentowe i wzrastające stopy zwrotu z nieruchomości w Europie Środkowej i Wschodniej sprawiają jednak, że zainteresowanie instytucjonalnych inwestorów nieruchomościami wzrasta. Jestem więc przekonany, że rynek transakcyjny dla nieruchomości zaskoczy znowu pod koniec 2009 roku - powiedział Franz Jurkowitsch, prezes Warimpexu.

W pierwszym kwartale EBIT grupy Warimpexu spadł do minus 7,3 mln euro wobec 6,9 mln euro rok wcześniej.

(PAP)

Leasing a koszty ubezpieczenia

Przy zawieraniu umów leasingu, w szczególności gdy przedmiotem leasingu są pojazdy samochodowe, powszechnym zjawiskiem jest jednoczesne refakturowanie na leasingobiorcę kosztów ubezpieczenia przedmiotu leasingu. Problem jednak w tym, czy ubezpieczenie w tym przypadku jest usługą świadczoną przez leasingodawcę na rzecz leasingobiorcy, a przede wszystkim, czy ubezpieczenie to opodatkować należy stawką właściwą dla usługi ubezpieczeniowej, czy też dla umowy leasingu.

W większości przypadków firmy leasingowe refakturują usługę ubezpieczeniową, przyjmując tym samym stawkę właściwą dla tego rodzaju usług, czyli zwolnienie z VAT. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że praktyka ta została ostatnio zakwestionowana przez WSA we Wrocławiu w wyroku z dnia 8 grudnia 2008 r., sygn. akt I SA/Wr 881/08 przytaczanym w punkcie 2 niniejszego opracowania.

1. Usługa składająca się z kilku elementów - razem czy osobno?

Z jednej strony pamiętać należy, że w sytuacji gdy kilka świadczeń obejmuje z ekonomicznego punktu widzenia jedną usługę, powszechnie uznaje się, że usługa ta nie powinna być sztucznie dzielona dla celów podatkowych. Zdaniem większości organów podatkowych kwota należna powinna obejmować wszystkie elementy kosztów związanych ze świadczeniem przez podatnika danej usługi oraz inne elementy kształtujące w efekcie kwotę, którą sprzedawca żąda od nabywcy. Wyodrębnienie z usługi podstawowej poszczególnych jej elementów jako osobnych usług nie jest prawidłowe, jeżeli wszystkie one zmierzają do bezpośredniego zaspokojenia określonej potrzeby klienta.

Nie jest to jednak podejście jednolite. Uzasadniając swoje stanowisko organy podatkowe odwołują się również do przepisów unijnych.

Zgodnie z art. 28 dyrektywy 2006/112/WE Rady (wcześniej art. 6 (4) VI dyrektywy), w przypadku, w którym podatnik we własnym imieniu, lecz na rachunek innego podatnika bierze udział w świadczeniu usług, uznaje się, że podatnik sam nabył i wyświadczył te usługi. Uzupełnieniem tego przepisu jest art. 79 dyrektywy 2006/112/WE Rady (art. 11 (A) (3) (c) VI dyrektywy), zgodnie z którym do podstawy opodatkowania podatnik nie zalicza tych kwot (kosztów), które są mu zwracane przez zleceniodawcę, pod warunkiem że zostały one nabyte w imieniu klienta (zleceniodawcy) i na jego rachunek (czyli dokument potwierdzający poniesiony koszt opłaty np. administracyjnej musi być w tym przypadku wystawiony na nabywcę usługi).

Poza tym w art. 78 dyrektywy 2006/112/WE Rady (art. 11 (A) (2) VI dyrektywy) zawarty jest zapis, zgodnie z którym podstawa opodatkowania obejmuje:

a) podatki, cła, opłaty i podobne należności, z wyjątkiem samego VAT;

b) dodatkowe koszty, takie jak prowizje, koszty opakowania, transportu i ubezpieczenia, którymi dostawca obciąża nabywcę lub klienta.

Ten sam przepis zawiera również delegację, na mocy której państwa członkowskie mogą uznać za dodatkowe koszty również wydatki będące przedmiotem odrębnej umowy.

2. Refakturowanie kosztów ubezpieczenia w orzecznictwie

Jak widać z powyższego, przepisy polskiej ustawy o VAT nie są tak doprecyzowane jak unijne, dlatego też, zdaniem redakcji, stanowisko organów skarbowych prezentowane w przytaczanych w dalszej części artykułu wyjaśnieniach, aczkolwiek zbieżne z przepisami dyrektyw unijnych, nie jest wprost poparte przepisami ustawy.

Trzeci Urząd Skarbowy w Lublinie w postanowieniu z dnia 9 czerwca 2006 r., nr P-1/443-41/06 stwierdził, iż w przypadku umowy dzierżawy samochodu dopuszczalne jest refakturowanie towarzyszącej jej usługi ubezpieczenia tego pojazdu, pod warunkiem jednakże łącznego spełnienia dwóch warunków:

  • po pierwsze - zastrzeżenia w umowie dzierżawy odrębnego rozliczenia kosztów ubezpieczenia samochodu przez wynajmującego,

  • po drugie - uwzględnienia przez wynajmującego tej samej stawki podatku od towarów i usług lub zwolnienia od tego podatku, które były określone na fakturze wystawionej przez ubezpieczyciela.

W przypadku odsprzedaży zakupionych usług wykonanych przez osoby niebędące podatnikami VAT, refakturujący ma obowiązek naliczyć podatek od towarów i usług według stawki właściwej dla danej usługi zgodnie z Polską Klasyfikacją Wyrobów i Usług.

Zdaniem Urzędu, inaczej należy postąpić w przypadku takich kosztów jak podatek od środków transportowych (nie można go uznać za świadczenie usługi). Koszt ten nie jest związany z nabyciem usługi. Jako element ściśle związany z przedmiotem najmu stanowi on element kalkulacyjny opłaty za usługę dzierżawy. Podatek od środków transportowych niezależnie od tego, czy został wyodrębniony w umowie jako składnik czynszu z tytułu dzierżawy, czy też wyodrębniono go jako należność związaną z dzierżawą samochodu, stanowi składnik kwoty należnej z tytułu ww. usługi w rozumieniu art. 29 ust. 1 ustawy o podatku od towarów i usług.

Na temat refakturowania kosztów ubezpieczenia samochodu stanowiącego przedmiot umowy leasingu, wypowiadał się już Sąd Najwyższy, który w wyroku wydanym w dniu 15 października 1998 r., sygn. akt III ZP 8/1998 w składzie siedmiu sędziów orzekł, że istnieje możliwość refakturowania usług ubezpieczenia przy umowie leasingu samochodu, jednak przy spełnieniu warunku, iż leasingodawca osobno rozliczy koszty ubezpieczenia samochodu oraz zastosuje tę samą stawkę podatku VAT (lub zwolnienie), jakie określone było na fakturze wystawionej przez ubezpieczyciela.

W jednym z najnowszych wyroków w tej sprawie zapadło rozstrzygnięcie niekorzystne dla firm leasingowych. Wojewódzki Sąd Administracyjny we Wrocławiu w wyroku z dnia 8 grudnia 2008 r., sygn. akt I SA/Wr 881/08 orzekł, iż w przypadku świadczenia usługi leasingu wraz z ubezpieczeniem przedmiotu leasingu, mamy do czynienia z jedną usługą. W związku z tym do podstawy opodatkowania należy zaliczyć również koszty ubezpieczenia przedmiotu leasingu i do całej usługi zastosować jednakową stawkę podatku VAT - właściwą dla usługi głównej, czyli usługi leasingu. Nie ma zatem możliwości - zdaniem Sądu - odrębnego refakturowania usługi ubezpieczeniowej przy zastosowaniu zwolnienia z VAT.

W uzasadnieniu wyroku Sąd podkreślił, że ubezpieczenie jest ściśle związane z usługą leasingu. Bez usługi podstawowej, czyli usługi leasingu, świadczenie usługi ubezpieczenia przez leasingodawcę utraciłoby sens. Ubezpieczenie służy tylko zapewnieniu prawidłowego wykonania i skorzystania z usługi głównej.

Sąd uznał więc, że koszty ubezpieczenia powinny być elementem podstawy opodatkowania umowy leasingu, niezależnie od tego czy stanowią one element kalkulacyjny usługi leasingu, czy też umowa wyodrębnia koszty ubezpieczenia jako oddzielną kwotę.

3. Jednostkowy wyrok czy początek nowej linii orzeczniczej?

Powołany wyrok zaniepokoił wszystkie firmy leasingowe. Na jego podstawie można by uznać, że nie mają one możliwości refakturowania usług ubezpieczeniowych na leasingobiorcę, przy zastosowaniu wobec tych usług zwolnienia z VAT.

Faktem jest, że ustawa o VAT nie normuje wprost zasad refakturowania, ani też w ogóle zagadnieniem refakturowania się nie zajmuje. Jednak skoro praktyka pozwalała dotychczas na tego typu działanie, trudno uznać, że jest ono obecnie zabronione.

Tym bardziej że - jak wskazano w pkt 1 niniejszego opracowania - refakturowanie dopuszczają również przepisy dyrektywy.

Skoro zatem dyrektywa pozwala na refakturowanie niektórych usług, przy spełnieniu określonych warunków, to w przypadku gdy krajowe przepisy w ogóle nie regulują tej kwestii, można wprost opierać się na przepisach dyrektywy.

Ta sama dyrektywa zabrania jednak sztucznego dzielenia usługi na jej poszczególne elementy, nakazując łączne opodatkowanie danej usługi jako całości.

Trudno określić, kto w tym sporze ma ostatecznie rację i na ile przepisy podatkowe (które nie są w tym przypadku jasne i precyzyjne) mogą ingerować w cywilnoprawną zasadę swobody umów.

Na zakończenie warto podkreślić, że jest to - jak dotychczas - jednostkowy wyrok przemawiający na niekorzyść leasingodawców.
Poradnik VAT Nr 9 z dnia 2009-05-10

Leasing a koszty ubezpieczenia

Przy zawieraniu umów leasingu, w szczególności gdy przedmiotem leasingu są pojazdy samochodowe, powszechnym zjawiskiem jest jednoczesne refakturowanie na leasingobiorcę kosztów ubezpieczenia przedmiotu leasingu. Problem jednak w tym, czy ubezpieczenie w tym przypadku jest usługą świadczoną przez leasingodawcę na rzecz leasingobiorcy, a przede wszystkim, czy ubezpieczenie to opodatkować należy stawką właściwą dla usługi ubezpieczeniowej, czy też dla umowy leasingu.

W większości przypadków firmy leasingowe refakturują usługę ubezpieczeniową, przyjmując tym samym stawkę właściwą dla tego rodzaju usług, czyli zwolnienie z VAT. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że praktyka ta została ostatnio zakwestionowana przez WSA we Wrocławiu w wyroku z dnia 8 grudnia 2008 r., sygn. akt I SA/Wr 881/08 przytaczanym w punkcie 2 niniejszego opracowania.

1. Usługa składająca się z kilku elementów - razem czy osobno?

Z jednej strony pamiętać należy, że w sytuacji gdy kilka świadczeń obejmuje z ekonomicznego punktu widzenia jedną usługę, powszechnie uznaje się, że usługa ta nie powinna być sztucznie dzielona dla celów podatkowych. Zdaniem większości organów podatkowych kwota należna powinna obejmować wszystkie elementy kosztów związanych ze świadczeniem przez podatnika danej usługi oraz inne elementy kształtujące w efekcie kwotę, którą sprzedawca żąda od nabywcy. Wyodrębnienie z usługi podstawowej poszczególnych jej elementów jako osobnych usług nie jest prawidłowe, jeżeli wszystkie one zmierzają do bezpośredniego zaspokojenia określonej potrzeby klienta.

Nie jest to jednak podejście jednolite. Uzasadniając swoje stanowisko organy podatkowe odwołują się również do przepisów unijnych.

Zgodnie z art. 28 dyrektywy 2006/112/WE Rady (wcześniej art. 6 (4) VI dyrektywy), w przypadku, w którym podatnik we własnym imieniu, lecz na rachunek innego podatnika bierze udział w świadczeniu usług, uznaje się, że podatnik sam nabył i wyświadczył te usługi. Uzupełnieniem tego przepisu jest art. 79 dyrektywy 2006/112/WE Rady (art. 11 (A) (3) (c) VI dyrektywy), zgodnie z którym do podstawy opodatkowania podatnik nie zalicza tych kwot (kosztów), które są mu zwracane przez zleceniodawcę, pod warunkiem że zostały one nabyte w imieniu klienta (zleceniodawcy) i na jego rachunek (czyli dokument potwierdzający poniesiony koszt opłaty np. administracyjnej musi być w tym przypadku wystawiony na nabywcę usługi).

Poza tym w art. 78 dyrektywy 2006/112/WE Rady (art. 11 (A) (2) VI dyrektywy) zawarty jest zapis, zgodnie z którym podstawa opodatkowania obejmuje:

a) podatki, cła, opłaty i podobne należności, z wyjątkiem samego VAT;

b) dodatkowe koszty, takie jak prowizje, koszty opakowania, transportu i ubezpieczenia, którymi dostawca obciąża nabywcę lub klienta.

Ten sam przepis zawiera również delegację, na mocy której państwa członkowskie mogą uznać za dodatkowe koszty również wydatki będące przedmiotem odrębnej umowy.

2. Refakturowanie kosztów ubezpieczenia w orzecznictwie

Jak widać z powyższego, przepisy polskiej ustawy o VAT nie są tak doprecyzowane jak unijne, dlatego też, zdaniem redakcji, stanowisko organów skarbowych prezentowane w przytaczanych w dalszej części artykułu wyjaśnieniach, aczkolwiek zbieżne z przepisami dyrektyw unijnych, nie jest wprost poparte przepisami ustawy.

Trzeci Urząd Skarbowy w Lublinie w postanowieniu z dnia 9 czerwca 2006 r., nr P-1/443-41/06 stwierdził, iż w przypadku umowy dzierżawy samochodu dopuszczalne jest refakturowanie towarzyszącej jej usługi ubezpieczenia tego pojazdu, pod warunkiem jednakże łącznego spełnienia dwóch warunków:

  • po pierwsze - zastrzeżenia w umowie dzierżawy odrębnego rozliczenia kosztów ubezpieczenia samochodu przez wynajmującego,

  • po drugie - uwzględnienia przez wynajmującego tej samej stawki podatku od towarów i usług lub zwolnienia od tego podatku, które były określone na fakturze wystawionej przez ubezpieczyciela.

W przypadku odsprzedaży zakupionych usług wykonanych przez osoby niebędące podatnikami VAT, refakturujący ma obowiązek naliczyć podatek od towarów i usług według stawki właściwej dla danej usługi zgodnie z Polską Klasyfikacją Wyrobów i Usług.

Zdaniem Urzędu, inaczej należy postąpić w przypadku takich kosztów jak podatek od środków transportowych (nie można go uznać za świadczenie usługi). Koszt ten nie jest związany z nabyciem usługi. Jako element ściśle związany z przedmiotem najmu stanowi on element kalkulacyjny opłaty za usługę dzierżawy. Podatek od środków transportowych niezależnie od tego, czy został wyodrębniony w umowie jako składnik czynszu z tytułu dzierżawy, czy też wyodrębniono go jako należność związaną z dzierżawą samochodu, stanowi składnik kwoty należnej z tytułu ww. usługi w rozumieniu art. 29 ust. 1 ustawy o podatku od towarów i usług.

Na temat refakturowania kosztów ubezpieczenia samochodu stanowiącego przedmiot umowy leasingu, wypowiadał się już Sąd Najwyższy, który w wyroku wydanym w dniu 15 października 1998 r., sygn. akt III ZP 8/1998 w składzie siedmiu sędziów orzekł, że istnieje możliwość refakturowania usług ubezpieczenia przy umowie leasingu samochodu, jednak przy spełnieniu warunku, iż leasingodawca osobno rozliczy koszty ubezpieczenia samochodu oraz zastosuje tę samą stawkę podatku VAT (lub zwolnienie), jakie określone było na fakturze wystawionej przez ubezpieczyciela.

W jednym z najnowszych wyroków w tej sprawie zapadło rozstrzygnięcie niekorzystne dla firm leasingowych. Wojewódzki Sąd Administracyjny we Wrocławiu w wyroku z dnia 8 grudnia 2008 r., sygn. akt I SA/Wr 881/08 orzekł, iż w przypadku świadczenia usługi leasingu wraz z ubezpieczeniem przedmiotu leasingu, mamy do czynienia z jedną usługą. W związku z tym do podstawy opodatkowania należy zaliczyć również koszty ubezpieczenia przedmiotu leasingu i do całej usługi zastosować jednakową stawkę podatku VAT - właściwą dla usługi głównej, czyli usługi leasingu. Nie ma zatem możliwości - zdaniem Sądu - odrębnego refakturowania usługi ubezpieczeniowej przy zastosowaniu zwolnienia z VAT.

W uzasadnieniu wyroku Sąd podkreślił, że ubezpieczenie jest ściśle związane z usługą leasingu. Bez usługi podstawowej, czyli usługi leasingu, świadczenie usługi ubezpieczenia przez leasingodawcę utraciłoby sens. Ubezpieczenie służy tylko zapewnieniu prawidłowego wykonania i skorzystania z usługi głównej.

Sąd uznał więc, że koszty ubezpieczenia powinny być elementem podstawy opodatkowania umowy leasingu, niezależnie od tego czy stanowią one element kalkulacyjny usługi leasingu, czy też umowa wyodrębnia koszty ubezpieczenia jako oddzielną kwotę.

3. Jednostkowy wyrok czy początek nowej linii orzeczniczej?

Powołany wyrok zaniepokoił wszystkie firmy leasingowe. Na jego podstawie można by uznać, że nie mają one możliwości refakturowania usług ubezpieczeniowych na leasingobiorcę, przy zastosowaniu wobec tych usług zwolnienia z VAT.

Faktem jest, że ustawa o VAT nie normuje wprost zasad refakturowania, ani też w ogóle zagadnieniem refakturowania się nie zajmuje. Jednak skoro praktyka pozwalała dotychczas na tego typu działanie, trudno uznać, że jest ono obecnie zabronione.

Tym bardziej że - jak wskazano w pkt 1 niniejszego opracowania - refakturowanie dopuszczają również przepisy dyrektywy.

Skoro zatem dyrektywa pozwala na refakturowanie niektórych usług, przy spełnieniu określonych warunków, to w przypadku gdy krajowe przepisy w ogóle nie regulują tej kwestii, można wprost opierać się na przepisach dyrektywy.

Ta sama dyrektywa zabrania jednak sztucznego dzielenia usługi na jej poszczególne elementy, nakazując łączne opodatkowanie danej usługi jako całości.

Trudno określić, kto w tym sporze ma ostatecznie rację i na ile przepisy podatkowe (które nie są w tym przypadku jasne i precyzyjne) mogą ingerować w cywilnoprawną zasadę swobody umów.

Na zakończenie warto podkreślić, że jest to - jak dotychczas - jednostkowy wyrok przemawiający na niekorzyść leasingodawców.
Poradnik VAT Nr 9 z dnia 2009-05-10

Czy państwo ma interweniować?

Zasadność i skala opiekuńczości państwa bywają różnie oceniane - jedni uważają, że ingerencja państwa powinna być ograniczona do minimum, inni z kolei uważają, że jest ona niezbędna do właściwego funkcjonowania gospodarki. Z całą pewnością istnieją takie obszary, w których państwo powinno jedynie sprawować ogólny nadzór nad ładem gospodarczym, ale są i takie dziedziny, w których aktywność państwa (zarówno na szczeblu centralnym, jak i terytorialnym) powinna być nieco większa. I wcale nie chodzi tu o bezmyślne rozdawanie pieniędzy.

Co z rynkiem nieruchomości? Czy Państwo powinno go wspierać? Czy wystarczą tylko działania regulacyjne i kontrolne? Czy może potrzebne są jeszcze inne mechanizmy? A co z mieszkaniami? Czy państwo powinno pomagać w tym zakresie?

Mieszkanie jest zbyt ważne w życiu obywateli, by mogło pozostawać wyłącznie w sferze indywidualnych zainteresowań. Państwo absolutnie nie powinno przejmować na siebie obowiązku dostarczania mieszkań. Musi jednak mieć ogólną koncepcję rozwoju mieszkalnictwa w kraju, która z kolei będzie pomocna w tworzeniu szczegółowych programów mieszkaniowych dla gmin, czyli jednostek, które są najbliżej swoich mieszkańców i najlepiej potrafią rozpoznać ich potrzeby. Takiej koncepcji właściwie nigdy u nas nie było. Część gmin ma co prawda swoje programy mieszkaniowe, ale ile z nich rzeczywiście realizowanych jest zgodnie z planem? I na ile zaspokajane są potrzeby mieszkańców?

Na lokalnym rynku mieszkaniowym działa wiele podmiotów, które w sposób bezpośredni bądź pośredni zaangażowane są w "politykę mieszkaniową", ale to gmina jest jednostką, która powinna mieć wgląd w ogólną sytuację mieszkaniową i koordynować działalność innych podmiotów związanych z mieszkalnictwem. Efekty w skali całego kraju będą jednak widoczne wówczas, gdy każda gmina przygotuje odpowiedni dla swoich warunków program, który będzie nawiązywał do ogólnej polityki mieszkaniowej państwa. Na razie w polityce mieszkaniowej, jak i w innych z resztą dziedzinach, brakuje spójnych, przemyślanych i kompleksowych rozwiązań. A to uniemożliwia prawidłowy rozwój rynku w dłuższej perspektywie czasowej.

Na początku maja br. w Warszawie odbyła się organizowana przez Stowarzyszenie Architektów Polskich i Narodowe Centrum Kultury konferencja, podczas której zaprezentowany został projekt dokumentu "Polska Polityka Architektoniczna. Polityka jakości krajobrazu, przestrzeni publicznej, architektury". Przedstawiono w nim krytyczny stan polskiej przestrzeni, którego przejawem są m.in.: niespójne kształtowanie przestrzeni centrów miejskich, substandard urbanistyczny wielu nowo wznoszonych budynków osiedli mieszkaniowych, bezładna ekspansja stref podmiejskich czy brzydota znacznej części zabudowy terenów podmiejskich i wiejskich. Wytknięto brak spójności i konsekwencji oraz profesjonalizmu w działaniu polskiego systemu zarządzania przestrzenią. Podkreślono także, że na znacznej części zurbanizowanych obszarów nie ma skoordynowanego planowania przestrzennego, a ten jest niezbędny w procesie inwestycyjnym. Barier na rynku nieruchomości jest dużo i są one dostrzegane przez różne grupy podmiotów. Wciąż jednak brakuje pomysłów i determinacji w ich pokonywaniu.

Dla prawidłowego rozwoju rynku nieruchomości konieczne jest stworzenie przemyślanych i co najważniejsze spójnych ram prawnych, uporządkowanie informacji o stanie prawnym nieruchomości (niestety są z tym problemy) oraz uświadomienie sobie, jak ważne jest otoczenie, w którym żyjemy na co dzień. Państwo ma w tym zakresie wiele do zrobienia - potrzeba bowiem jeszcze wielu rozwiązań usprawniających polski rynek nieruchomości. Wtedy podmioty z nim związane będą mogły lepiej i sprawniej funkcjonować, a ingerencja państwa będzie mogła być zdecydowanie mniejsza.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości

Czy państwo ma interweniować?

Zasadność i skala opiekuńczości państwa bywają różnie oceniane - jedni uważają, że ingerencja państwa powinna być ograniczona do minimum, inni z kolei uważają, że jest ona niezbędna do właściwego funkcjonowania gospodarki. Z całą pewnością istnieją takie obszary, w których państwo powinno jedynie sprawować ogólny nadzór nad ładem gospodarczym, ale są i takie dziedziny, w których aktywność państwa (zarówno na szczeblu centralnym, jak i terytorialnym) powinna być nieco większa. I wcale nie chodzi tu o bezmyślne rozdawanie pieniędzy.

Co z rynkiem nieruchomości? Czy Państwo powinno go wspierać? Czy wystarczą tylko działania regulacyjne i kontrolne? Czy może potrzebne są jeszcze inne mechanizmy? A co z mieszkaniami? Czy państwo powinno pomagać w tym zakresie?

Mieszkanie jest zbyt ważne w życiu obywateli, by mogło pozostawać wyłącznie w sferze indywidualnych zainteresowań. Państwo absolutnie nie powinno przejmować na siebie obowiązku dostarczania mieszkań. Musi jednak mieć ogólną koncepcję rozwoju mieszkalnictwa w kraju, która z kolei będzie pomocna w tworzeniu szczegółowych programów mieszkaniowych dla gmin, czyli jednostek, które są najbliżej swoich mieszkańców i najlepiej potrafią rozpoznać ich potrzeby. Takiej koncepcji właściwie nigdy u nas nie było. Część gmin ma co prawda swoje programy mieszkaniowe, ale ile z nich rzeczywiście realizowanych jest zgodnie z planem? I na ile zaspokajane są potrzeby mieszkańców?

Na lokalnym rynku mieszkaniowym działa wiele podmiotów, które w sposób bezpośredni bądź pośredni zaangażowane są w "politykę mieszkaniową", ale to gmina jest jednostką, która powinna mieć wgląd w ogólną sytuację mieszkaniową i koordynować działalność innych podmiotów związanych z mieszkalnictwem. Efekty w skali całego kraju będą jednak widoczne wówczas, gdy każda gmina przygotuje odpowiedni dla swoich warunków program, który będzie nawiązywał do ogólnej polityki mieszkaniowej państwa. Na razie w polityce mieszkaniowej, jak i w innych z resztą dziedzinach, brakuje spójnych, przemyślanych i kompleksowych rozwiązań. A to uniemożliwia prawidłowy rozwój rynku w dłuższej perspektywie czasowej.

Na początku maja br. w Warszawie odbyła się organizowana przez Stowarzyszenie Architektów Polskich i Narodowe Centrum Kultury konferencja, podczas której zaprezentowany został projekt dokumentu "Polska Polityka Architektoniczna. Polityka jakości krajobrazu, przestrzeni publicznej, architektury". Przedstawiono w nim krytyczny stan polskiej przestrzeni, którego przejawem są m.in.: niespójne kształtowanie przestrzeni centrów miejskich, substandard urbanistyczny wielu nowo wznoszonych budynków osiedli mieszkaniowych, bezładna ekspansja stref podmiejskich czy brzydota znacznej części zabudowy terenów podmiejskich i wiejskich. Wytknięto brak spójności i konsekwencji oraz profesjonalizmu w działaniu polskiego systemu zarządzania przestrzenią. Podkreślono także, że na znacznej części zurbanizowanych obszarów nie ma skoordynowanego planowania przestrzennego, a ten jest niezbędny w procesie inwestycyjnym. Barier na rynku nieruchomości jest dużo i są one dostrzegane przez różne grupy podmiotów. Wciąż jednak brakuje pomysłów i determinacji w ich pokonywaniu.

Dla prawidłowego rozwoju rynku nieruchomości konieczne jest stworzenie przemyślanych i co najważniejsze spójnych ram prawnych, uporządkowanie informacji o stanie prawnym nieruchomości (niestety są z tym problemy) oraz uświadomienie sobie, jak ważne jest otoczenie, w którym żyjemy na co dzień. Państwo ma w tym zakresie wiele do zrobienia - potrzeba bowiem jeszcze wielu rozwiązań usprawniających polski rynek nieruchomości. Wtedy podmioty z nim związane będą mogły lepiej i sprawniej funkcjonować, a ingerencja państwa będzie mogła być zdecydowanie mniejsza.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości

Gwałtowny wzrost złych kredytów w bankach

Pogorszenie sytuacji w gospodarce bardzo szybko odbija się na jakości portfeli kredytowych w bankach i skłania je do ograniczania „apetytu na ryzyko”.
Ostatnie dwa miesiące przyniosły niespotykany w ostatnich latach przyrost wartości należności zagrożonych w bankach – wynika z najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego. W efekcie udział złych kredytów, który jeszcze w końcu ubiegłego roku wynosił 4,4 proc., w kwietniu skoczył do 5,7 proc. To najwyższy poziom od końca trzeciego kwartału 2007 r.

Pogorszenie w firmach
Z danych NBP wynika, że największe kłopoty sprawiają bankom przedsiębiorstwa. W ich przypadku odsetek złych kredytów zwiększył się w cztery miesiące niemal o połowę. Pod koniec minionego roku zagrożone kredyty dla firm stanowiły niespełna 6 proc. portfela sektora bankowego. W końcu czerwca było to już 8,7 proc.Na przełomie 2003 i 2004 r., gdy firmy odczuwały jeszcze konsekwencje poprzedniego osłabienia koniunktury, udział złych kredytów w należnościach banków od przedsiębiorstw przekraczał 26 proc. Później stopniowo spadał – do jesieni ubiegłego roku.

Wtedy dały o sobie znać konsekwencje kryzysu finansowego. Eksporterzy zostali dotknięci gwałtownym spadkiem zamówień od odbiorców zagranicznych. Negatywny wpływ na sytuację znaczącej grupy firm miało duże osłabienie złotego. Spowodowało ono wzrost wyrażonej w złotych wartości zobowiązań denominowanych w walutach obcych. Niektórzy kredytobiorcy nie byli w stanie poradzić sobie z większymi kosztami obsługi zadłużenia.

Spadek kursu złotego odbił się na sytuacji firm również poprzez dużą negatywną wycenę transakcji pochodnych zawieranych z bankami. Część przedsiębiorstw nie była w stanie wywiązać się z zobowiązań, których wartość gwałtownie się zwiększyła.

Szefowie banków nie ukrywają, że w przypadku części firm sposobem na restrukturyzację zobowiązań wynikających z opcji walutowych, jest ich zamiana na kredyty. Problem w tym, że takie należności banki automatycznie muszą traktować jako zagrożone. To jeden z powodów przyrostu „firmowych” złych kredytów.

Detal jest bezpieczniejszy...

Wyraźnie lepsza jest sytuacja klientów indywidualnych. W ich wypadku udział złych kredytów rośnie znacznie wolniej. W końcu kwietnia stanowiły one 3,7 proc. „detalicznych” portfeli banków, wobec 3,2 proc. w końcu ubiegłego roku. Na korzyść klientów indywidualnych działa fakt, że cały czas utrzymuje się wysoka dynamika akcji kredytowej. Portfel kredytowy w kwietniu był o 43 proc. większy niż rok wcześniej.

Wzrost udziału należności zagrożonych miał miejsce również wśród przedsiębiorców indywidualnych (chodzi o podmioty zatrudniające mniej niż 10 osób). Tam udział należności zagrożonych zwiększył się z 6,3 proc. w grudniu 2008 r. do 6,9 proc. cztery miesiące później. Jedyną grupą klientów banków, gdzie na początku tego roku nie doszło do pogorszenia jakości kredytów, są rolnicy indywidualni. Tu odsetek należności zagrożonych zmniejszył się o 0,1 pkt proc., do 3,4 proc.

...i bardziej opłacalny

Przyrost należności zagrożonych ma negatywny wpływ na wyniki sektora bankowego. Instytucje finansowe są bowiem zmuszone tworzyć rezerwy na niespłacane kredyty. Wzrost odpisów był jednym z głównych powodów pogorszenia wyników banków w ostatnich dwóch kwartałach. Zarówno w pierwszych trzech miesiącach tego roku, jak i w końcówce poprzedniego banki zawiązywały rezerwy o wartości 2,6 mld zł. To kwota zbliżona do łącznej wysokości odpisów w pierwszych trzech kwartałach 2008 r. – gdy nie mieliśmy jeszcze do czynienia z negatywnymi konsekwencjami kryzysu na świecie.

Zwiększanie się portfeli złych kredytów powoduje również, że banki ograniczają ryzyko i coraz mniej chętnie pożyczają pieniądze nowym klientom. Dotyczy to przede wszystkim przedsiębiorstw. W przypadku klientów indywidualnych ryzyko jest oceniane lepiej. Dotyczy to szczególnie pożyczek konsumpcyjnych, których termin spłaty jest znacznie krótszy niż kredytów mieszkaniowych czy inwestycyjnych dla firm. Ponadto marże przy kredytach konsumpcyjnych są znacznie wyższe niż przy kredytach długoterminowych.

Szybko przybywa należności zagrożonych
W końcu kwietnia wartość należności zagrożonych w portfelach banków była o 12,8 proc. większa niż rok wcześniej – wynika z danych NBP. Największy udział w przyroście miały należności „poniżej standardu”, gdzie termin opóźnienia w spłacie przekracza miesiąc, ale jest mniejszy niż trzy miesiące. To oznacza, że cały czas przybywa klientów, którzy mają problemy z terminowym wywiązywaniem się z zobowiązań wobec banków. Takie przypadki zdarzają się i w czasie najlepszej koniunktury – wówczas jednak bardzo wolno powiększają się należności „wątpliwe”, gdzie opóźnienia w spłacie dochodzą do pół roku. Teraz jest inaczej: w kwietniu ich wartość była o 4 mld zł większa niż rok wcześniej. Do niedawna banki ograniczały udział złych kredytów, pozbywając się należności straconych – gdzie opóźnienia przekraczają pół roku. W ostatnich miesiącach i ta kategoria – która najmocniej obciąża wyniki, bo wymaga tworzenia pełnych rezerw – zaczęła jednak rosnąć.


Łukasz Wilkowicz
PARKIET
wp.pl

Gwałtowny wzrost złych kredytów w bankach

Pogorszenie sytuacji w gospodarce bardzo szybko odbija się na jakości portfeli kredytowych w bankach i skłania je do ograniczania „apetytu na ryzyko”.
Ostatnie dwa miesiące przyniosły niespotykany w ostatnich latach przyrost wartości należności zagrożonych w bankach – wynika z najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego. W efekcie udział złych kredytów, który jeszcze w końcu ubiegłego roku wynosił 4,4 proc., w kwietniu skoczył do 5,7 proc. To najwyższy poziom od końca trzeciego kwartału 2007 r.

Pogorszenie w firmach
Z danych NBP wynika, że największe kłopoty sprawiają bankom przedsiębiorstwa. W ich przypadku odsetek złych kredytów zwiększył się w cztery miesiące niemal o połowę. Pod koniec minionego roku zagrożone kredyty dla firm stanowiły niespełna 6 proc. portfela sektora bankowego. W końcu czerwca było to już 8,7 proc.Na przełomie 2003 i 2004 r., gdy firmy odczuwały jeszcze konsekwencje poprzedniego osłabienia koniunktury, udział złych kredytów w należnościach banków od przedsiębiorstw przekraczał 26 proc. Później stopniowo spadał – do jesieni ubiegłego roku.

Wtedy dały o sobie znać konsekwencje kryzysu finansowego. Eksporterzy zostali dotknięci gwałtownym spadkiem zamówień od odbiorców zagranicznych. Negatywny wpływ na sytuację znaczącej grupy firm miało duże osłabienie złotego. Spowodowało ono wzrost wyrażonej w złotych wartości zobowiązań denominowanych w walutach obcych. Niektórzy kredytobiorcy nie byli w stanie poradzić sobie z większymi kosztami obsługi zadłużenia.

Spadek kursu złotego odbił się na sytuacji firm również poprzez dużą negatywną wycenę transakcji pochodnych zawieranych z bankami. Część przedsiębiorstw nie była w stanie wywiązać się z zobowiązań, których wartość gwałtownie się zwiększyła.

Szefowie banków nie ukrywają, że w przypadku części firm sposobem na restrukturyzację zobowiązań wynikających z opcji walutowych, jest ich zamiana na kredyty. Problem w tym, że takie należności banki automatycznie muszą traktować jako zagrożone. To jeden z powodów przyrostu „firmowych” złych kredytów.

Detal jest bezpieczniejszy...

Wyraźnie lepsza jest sytuacja klientów indywidualnych. W ich wypadku udział złych kredytów rośnie znacznie wolniej. W końcu kwietnia stanowiły one 3,7 proc. „detalicznych” portfeli banków, wobec 3,2 proc. w końcu ubiegłego roku. Na korzyść klientów indywidualnych działa fakt, że cały czas utrzymuje się wysoka dynamika akcji kredytowej. Portfel kredytowy w kwietniu był o 43 proc. większy niż rok wcześniej.

Wzrost udziału należności zagrożonych miał miejsce również wśród przedsiębiorców indywidualnych (chodzi o podmioty zatrudniające mniej niż 10 osób). Tam udział należności zagrożonych zwiększył się z 6,3 proc. w grudniu 2008 r. do 6,9 proc. cztery miesiące później. Jedyną grupą klientów banków, gdzie na początku tego roku nie doszło do pogorszenia jakości kredytów, są rolnicy indywidualni. Tu odsetek należności zagrożonych zmniejszył się o 0,1 pkt proc., do 3,4 proc.

...i bardziej opłacalny

Przyrost należności zagrożonych ma negatywny wpływ na wyniki sektora bankowego. Instytucje finansowe są bowiem zmuszone tworzyć rezerwy na niespłacane kredyty. Wzrost odpisów był jednym z głównych powodów pogorszenia wyników banków w ostatnich dwóch kwartałach. Zarówno w pierwszych trzech miesiącach tego roku, jak i w końcówce poprzedniego banki zawiązywały rezerwy o wartości 2,6 mld zł. To kwota zbliżona do łącznej wysokości odpisów w pierwszych trzech kwartałach 2008 r. – gdy nie mieliśmy jeszcze do czynienia z negatywnymi konsekwencjami kryzysu na świecie.

Zwiększanie się portfeli złych kredytów powoduje również, że banki ograniczają ryzyko i coraz mniej chętnie pożyczają pieniądze nowym klientom. Dotyczy to przede wszystkim przedsiębiorstw. W przypadku klientów indywidualnych ryzyko jest oceniane lepiej. Dotyczy to szczególnie pożyczek konsumpcyjnych, których termin spłaty jest znacznie krótszy niż kredytów mieszkaniowych czy inwestycyjnych dla firm. Ponadto marże przy kredytach konsumpcyjnych są znacznie wyższe niż przy kredytach długoterminowych.

Szybko przybywa należności zagrożonych
W końcu kwietnia wartość należności zagrożonych w portfelach banków była o 12,8 proc. większa niż rok wcześniej – wynika z danych NBP. Największy udział w przyroście miały należności „poniżej standardu”, gdzie termin opóźnienia w spłacie przekracza miesiąc, ale jest mniejszy niż trzy miesiące. To oznacza, że cały czas przybywa klientów, którzy mają problemy z terminowym wywiązywaniem się z zobowiązań wobec banków. Takie przypadki zdarzają się i w czasie najlepszej koniunktury – wówczas jednak bardzo wolno powiększają się należności „wątpliwe”, gdzie opóźnienia w spłacie dochodzą do pół roku. Teraz jest inaczej: w kwietniu ich wartość była o 4 mld zł większa niż rok wcześniej. Do niedawna banki ograniczały udział złych kredytów, pozbywając się należności straconych – gdzie opóźnienia przekraczają pół roku. W ostatnich miesiącach i ta kategoria – która najmocniej obciąża wyniki, bo wymaga tworzenia pełnych rezerw – zaczęła jednak rosnąć.


Łukasz Wilkowicz
PARKIET
wp.pl

Straty Polski z tytułu złych długów wynoszą 28 mld zł

Money.pl dotarł do raportu, który stwierdza, że straty polskiej gospodarki z tytułu złych długów wynoszą 6,4 mld euro (około 28 mld zł). Średnie opóźnienie płatności wynosi obecnie 20 dni w porównaniu z 17 dniami rok wcześniej. Najgorsze jest jednak to, że największe opóźnienia występują w sektorze publicznym.
Zaległości płatnicze polskich władz, głównie wobec firm, wydłużyły się ze średnio 20 dni rok temu do aż 24 dni obecnie. Spółki tracą na tym rocznie 2,2 mld euro (około 10 mld zł) - wynika z raportu jednej z największych europejskich firm windykacyjnych Intrum Justitia.

Wąskie gardła

Z badania Intrum Justitia wynika, że odpisy na utracone płatności w Polsce, to średnio 3 proc. całkowitej sprzedaży (wobec 2,9 proc. rok temu). Przekłada się to na 6,4 mld euro (około 28 mld zł) strat.

- Jest to wartość dodatkowego impulsu wzrostowego, który polska gospodarka po prostu traci. Wyeliminowanie go całkowicie jest niemożliwe, ale uważam że ograniczenie opóźnień, np. o połowę, byłoby wykonalne, a to oznaczałoby odzyskanie około 15 mld zł - wskazuje Bogusław Skuza, dyrektor generalny Intrum Justitia.

Dodaje, że w szacunkach Intrum Justitia uwzględniono potencjał gospodarczy kraju w postaci PKB oraz wartość dokonywanych odpisów. 85 proc. ankietowanych to firmy zatrudniające do 250 osób, czyli stanowiące krwioobieg gospodarki.

Badanie wskazuje, że znacznie pogorszyła się struktura należności w polskiej gospodarce. Należności starsze niż 90 dni wzrosły do 17 proc. wszystkich wobec 11 proc. rok temu.


źródło: Intrum Justitia

- Należności starsze niż 90 dni tak naprawdę można traktować jako utracone. Ich znaczący wzrost w porównaniu rok do roku jest bardzo niepokojącym sygnałem - zaznacza Jakub Leja, dyrektor sprzedaży Intrum Justitia.

Państwo płaci, jak chce

Wartość opóźnień w płatnościach władz publicznych sięga w Polsce 2,2 mld euro (około 10 mld zł). Jeszcze na początku 2008 średnie opóźnienia w regulowaniu zobowiązań przez ten sektor wynosił 20 dni. Obecnie jest to już 24 dni opóźnienia.

W efekcie sektor publiczny opóźnił płatności jeszcze bardziej niż dotknięty kryzysem sektor komercyjny. Chodzi tu o wszelkiego rodzaju usługi, dostawy, czy realizację kontraktów od instytucji rządowych po  jednostki samorządu terytorialnego.

- W obliczu pogorszenia koniunktury gospodarczej tradycyjny bezwład administracyjny daje o sobie znać bardzo zdecydowanie. Ogrom procedur i brak zrozumienia, że dla małych i średnich firm te płatności to być albo nie być, przyczyniają się do powiększenia złych długów - wskazuje Jakub Leja.

Jak wskazuje dyrektor Intrum Justitia, w Skandynawii istnieją kary i opłaty administracyjne za opóźnienia w płatnościach. Tymczasem w Polsce firma, aby odzyskać swoje należności musi wynająć firmę windykacyjną, która bierze swoją prowizję. W efekcie to wierzyciel, a nie dłużnik jest narażony na

- Usprawnienie procedur płatności i zrzucenie dodatkowego ryzyka na niewiarygodnego wierzyciela spowodowałoby, że gospodarka zostałaby zasilona dodatkowymi miliardami złotych. Same firmy mogą ograniczyć swoje ryzyko z tego tytuły szukając wiarygodnych, klientów którzy dadzą firmie zysk, zamiast niespłaconych długów - zaznacza Jakub Leja.

Sebastian Gawłowski

Straty Polski z tytułu złych długów wynoszą 28 mld zł

Money.pl dotarł do raportu, który stwierdza, że straty polskiej gospodarki z tytułu złych długów wynoszą 6,4 mld euro (około 28 mld zł). Średnie opóźnienie płatności wynosi obecnie 20 dni w porównaniu z 17 dniami rok wcześniej. Najgorsze jest jednak to, że największe opóźnienia występują w sektorze publicznym.
Zaległości płatnicze polskich władz, głównie wobec firm, wydłużyły się ze średnio 20 dni rok temu do aż 24 dni obecnie. Spółki tracą na tym rocznie 2,2 mld euro (około 10 mld zł) - wynika z raportu jednej z największych europejskich firm windykacyjnych Intrum Justitia.

Wąskie gardła

Z badania Intrum Justitia wynika, że odpisy na utracone płatności w Polsce, to średnio 3 proc. całkowitej sprzedaży (wobec 2,9 proc. rok temu). Przekłada się to na 6,4 mld euro (około 28 mld zł) strat.

- Jest to wartość dodatkowego impulsu wzrostowego, który polska gospodarka po prostu traci. Wyeliminowanie go całkowicie jest niemożliwe, ale uważam że ograniczenie opóźnień, np. o połowę, byłoby wykonalne, a to oznaczałoby odzyskanie około 15 mld zł - wskazuje Bogusław Skuza, dyrektor generalny Intrum Justitia.

Dodaje, że w szacunkach Intrum Justitia uwzględniono potencjał gospodarczy kraju w postaci PKB oraz wartość dokonywanych odpisów. 85 proc. ankietowanych to firmy zatrudniające do 250 osób, czyli stanowiące krwioobieg gospodarki.

Badanie wskazuje, że znacznie pogorszyła się struktura należności w polskiej gospodarce. Należności starsze niż 90 dni wzrosły do 17 proc. wszystkich wobec 11 proc. rok temu.


źródło: Intrum Justitia

- Należności starsze niż 90 dni tak naprawdę można traktować jako utracone. Ich znaczący wzrost w porównaniu rok do roku jest bardzo niepokojącym sygnałem - zaznacza Jakub Leja, dyrektor sprzedaży Intrum Justitia.

Państwo płaci, jak chce

Wartość opóźnień w płatnościach władz publicznych sięga w Polsce 2,2 mld euro (około 10 mld zł). Jeszcze na początku 2008 średnie opóźnienia w regulowaniu zobowiązań przez ten sektor wynosił 20 dni. Obecnie jest to już 24 dni opóźnienia.

W efekcie sektor publiczny opóźnił płatności jeszcze bardziej niż dotknięty kryzysem sektor komercyjny. Chodzi tu o wszelkiego rodzaju usługi, dostawy, czy realizację kontraktów od instytucji rządowych po  jednostki samorządu terytorialnego.

- W obliczu pogorszenia koniunktury gospodarczej tradycyjny bezwład administracyjny daje o sobie znać bardzo zdecydowanie. Ogrom procedur i brak zrozumienia, że dla małych i średnich firm te płatności to być albo nie być, przyczyniają się do powiększenia złych długów - wskazuje Jakub Leja.

Jak wskazuje dyrektor Intrum Justitia, w Skandynawii istnieją kary i opłaty administracyjne za opóźnienia w płatnościach. Tymczasem w Polsce firma, aby odzyskać swoje należności musi wynająć firmę windykacyjną, która bierze swoją prowizję. W efekcie to wierzyciel, a nie dłużnik jest narażony na

- Usprawnienie procedur płatności i zrzucenie dodatkowego ryzyka na niewiarygodnego wierzyciela spowodowałoby, że gospodarka zostałaby zasilona dodatkowymi miliardami złotych. Same firmy mogą ograniczyć swoje ryzyko z tego tytuły szukając wiarygodnych, klientów którzy dadzą firmie zysk, zamiast niespłaconych długów - zaznacza Jakub Leja.

Sebastian Gawłowski

Czy Państwo powinno wspierać rynek mieszkaniowy?

Zasadność i skala opiekuńczości państwa bywają różnie oceniane - jedni uważają, że ingerencja państwa powinna być ograniczona do minimum, inni z kolei uważają, że jest ona niezbędna do właściwego funkcjonowania gospodarki. Z całą pewnością istnieją takie obszary, w których państwo powinno jedynie sprawować ogólny nadzór nad ładem gospodarczym, ale są i takie dziedziny, w których aktywność państwa (zarówno na szczeblu centralnym, jak i terytorialnym) powinna być nieco większa. I wcale nie chodzi tu o bezmyślne rozdawanie pieniędzy.
Co z rynkiem nieruchomości? Czy Państwo powinno go wspierać? Czy wystarczą tylko działania regulacyjne i kontrolne? Czy może potrzebne są  jeszcze inne mechanizmy? A co z mieszkaniami? Czy państwo powinno pomagać w tym zakresie?

Mieszkanie jest zbyt ważne w życiu obywateli, by mogło pozostawać wyłącznie w sferze indywidualnych zainteresowań. Państwo absolutnie nie powinno przejmować na siebie obowiązku dostarczania mieszkań. Musi jednak mieć ogólną koncepcję rozwoju mieszkalnictwa w kraju, która z kolei będzie pomocna w tworzeniu szczegółowych programów mieszkaniowych dla gmin, czyli jednostek, które są najbliżej swoich mieszkańców i najlepiej potrafią rozpoznać ich potrzeby. Takiej koncepcji właściwie nigdy u nas nie było. Część gmin ma co prawda swoje programy mieszkaniowe, ale ile z nich rzeczywiście realizowanych jest zgodnie z planem? I na ile zaspokajane są potrzeby mieszkańców?

Na lokalnym rynku mieszkaniowym działa wiele podmiotów, które w sposób bezpośredni bądź pośredni zaangażowane są w „politykę mieszkaniową”, ale to gmina jest jednostką, która powinna mieć wgląd w ogólną sytuację mieszkaniową i koordynować działalność innych podmiotów związanych z mieszkalnictwem. Efekty w skali całego kraju będą jednak widoczne wówczas, gdy każda gmina przygotuje odpowiedni dla swoich warunków program, który będzie nawiązywał do ogólnej polityki mieszkaniowej państwa. Na razie w polityce mieszkaniowej, jak i w innych z resztą dziedzinach, brakuje spójnych, przemyślanych i kompleksowych rozwiązań. A to uniemożliwia prawidłowy rozwój rynku w dłuższej perspektywie czasowej.

Na początku maja br. w Warszawie odbyła się organizowana przez Stowarzyszenie Architektów Polskich i Narodowe Centrum Kultury konferencja, podczas której zaprezentowany został projekt dokumentu „Polska Polityka Architektoniczna. Polityka jakości krajobrazu, przestrzeni publicznej, architektury”. Przedstawiono w nim krytyczny stan polskiej przestrzeni, którego przejawem są m.in.: niespójne kształtowanie przestrzeni centrów miejskich, substandard urbanistyczny wielu nowo wznoszonych budynków osiedli mieszkaniowych, bezładna ekspansja stref podmiejskich czy brzydota znacznej części zabudowy terenów podmiejskich i wiejskich. Wytknięto brak spójności i konsekwencji oraz profesjonalizmu w działaniu polskiego systemu zarządzania przestrzenią. Podkreślono także, że na znacznej części zurbanizowanych obszarów nie ma skoordynowanego planowania przestrzennego, a ten jest niezbędny w procesie inwestycyjnym. Barier na rynku nieruchomości jest dużo i są one dostrzegane przez różne grupy podmiotów. Wciąż jednak brakuje pomysłów i determinacji w ich pokonywaniu.

Dla prawidłowego rozwoju rynku nieruchomości konieczne jest stworzenie przemyślanych i co najważniejsze spójnych ram prawnych, uporządkowanie informacji o stanie prawnym nieruchomości (niestety są z tym problemy) oraz uświadomienie sobie, jak ważne jest otoczenie, w którym żyjemy na co dzień. Państwo ma w tym zakresie wiele do zrobienia - potrzeba bowiem jeszcze wielu rozwiązań usprawniających polski rynek nieruchomości. Wtedy podmioty z nim związane będą mogły lepiej i sprawniej funkcjonować, a ingerencja państwa będzie mogła być zdecydowanie mniejsza.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Czy Państwo powinno wspierać rynek mieszkaniowy?

Zasadność i skala opiekuńczości państwa bywają różnie oceniane - jedni uważają, że ingerencja państwa powinna być ograniczona do minimum, inni z kolei uważają, że jest ona niezbędna do właściwego funkcjonowania gospodarki. Z całą pewnością istnieją takie obszary, w których państwo powinno jedynie sprawować ogólny nadzór nad ładem gospodarczym, ale są i takie dziedziny, w których aktywność państwa (zarówno na szczeblu centralnym, jak i terytorialnym) powinna być nieco większa. I wcale nie chodzi tu o bezmyślne rozdawanie pieniędzy.
Co z rynkiem nieruchomości? Czy Państwo powinno go wspierać? Czy wystarczą tylko działania regulacyjne i kontrolne? Czy może potrzebne są  jeszcze inne mechanizmy? A co z mieszkaniami? Czy państwo powinno pomagać w tym zakresie?

Mieszkanie jest zbyt ważne w życiu obywateli, by mogło pozostawać wyłącznie w sferze indywidualnych zainteresowań. Państwo absolutnie nie powinno przejmować na siebie obowiązku dostarczania mieszkań. Musi jednak mieć ogólną koncepcję rozwoju mieszkalnictwa w kraju, która z kolei będzie pomocna w tworzeniu szczegółowych programów mieszkaniowych dla gmin, czyli jednostek, które są najbliżej swoich mieszkańców i najlepiej potrafią rozpoznać ich potrzeby. Takiej koncepcji właściwie nigdy u nas nie było. Część gmin ma co prawda swoje programy mieszkaniowe, ale ile z nich rzeczywiście realizowanych jest zgodnie z planem? I na ile zaspokajane są potrzeby mieszkańców?

Na lokalnym rynku mieszkaniowym działa wiele podmiotów, które w sposób bezpośredni bądź pośredni zaangażowane są w „politykę mieszkaniową”, ale to gmina jest jednostką, która powinna mieć wgląd w ogólną sytuację mieszkaniową i koordynować działalność innych podmiotów związanych z mieszkalnictwem. Efekty w skali całego kraju będą jednak widoczne wówczas, gdy każda gmina przygotuje odpowiedni dla swoich warunków program, który będzie nawiązywał do ogólnej polityki mieszkaniowej państwa. Na razie w polityce mieszkaniowej, jak i w innych z resztą dziedzinach, brakuje spójnych, przemyślanych i kompleksowych rozwiązań. A to uniemożliwia prawidłowy rozwój rynku w dłuższej perspektywie czasowej.

Na początku maja br. w Warszawie odbyła się organizowana przez Stowarzyszenie Architektów Polskich i Narodowe Centrum Kultury konferencja, podczas której zaprezentowany został projekt dokumentu „Polska Polityka Architektoniczna. Polityka jakości krajobrazu, przestrzeni publicznej, architektury”. Przedstawiono w nim krytyczny stan polskiej przestrzeni, którego przejawem są m.in.: niespójne kształtowanie przestrzeni centrów miejskich, substandard urbanistyczny wielu nowo wznoszonych budynków osiedli mieszkaniowych, bezładna ekspansja stref podmiejskich czy brzydota znacznej części zabudowy terenów podmiejskich i wiejskich. Wytknięto brak spójności i konsekwencji oraz profesjonalizmu w działaniu polskiego systemu zarządzania przestrzenią. Podkreślono także, że na znacznej części zurbanizowanych obszarów nie ma skoordynowanego planowania przestrzennego, a ten jest niezbędny w procesie inwestycyjnym. Barier na rynku nieruchomości jest dużo i są one dostrzegane przez różne grupy podmiotów. Wciąż jednak brakuje pomysłów i determinacji w ich pokonywaniu.

Dla prawidłowego rozwoju rynku nieruchomości konieczne jest stworzenie przemyślanych i co najważniejsze spójnych ram prawnych, uporządkowanie informacji o stanie prawnym nieruchomości (niestety są z tym problemy) oraz uświadomienie sobie, jak ważne jest otoczenie, w którym żyjemy na co dzień. Państwo ma w tym zakresie wiele do zrobienia - potrzeba bowiem jeszcze wielu rozwiązań usprawniających polski rynek nieruchomości. Wtedy podmioty z nim związane będą mogły lepiej i sprawniej funkcjonować, a ingerencja państwa będzie mogła być zdecydowanie mniejsza.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Co dalej na rynku nieruchomości?

Kiedy po okresie dużego ożywienia na rynku mieszkaniowym, głównie w latach 2006-2007, zaczęły pojawiać się pierwsze symptomy spowolnienia, niewiele osób wyobrażało sobie wówczas, że rozpędzony rynek nieruchomości mieszkaniowych napotka na poważne problemy. Tym bardziej, że zainteresowanie mieszkaniami cały czas było duże. Zdążyliśmy się już jednak przyzwyczaić do zmian, jakie zaszły w ostatnim czasie na rynku nieruchomości.
Polski rynek nieruchomości zaczął się rozwijać wraz z rozwojem gospodarczym. Coraz większe zapotrzebowanie na obiekty mieszkaniowe i komercyjne wynikało z rosnących potrzeb społeczeństwa i przedsiębiorstw. Zaczęły więc powstawać nowoczesne osiedla mieszkaniowe, apartamentowce, biurowce, galerie handlowe, magazyny itd. Niektóre z istniejących obiektów zaczęto stopniowo odnawiać, przystosowując je do zmieniającego się otoczenia. Mówiło się wówczas o rozkwicie rynku nieruchomości i wielkim placu budowy. Były kolejne plany, które jednak na skutek zawirowań na globalnym rynku finansowym zostały wstrzymane.

Jeśli odniesiemy obecną sytuację do tego, co działo się jeszcze w okresie boomu na rynku mieszkaniowym, to rzeczywiście można mówić o kryzysie na tym rynku. Tylko czy takie porównanie jest dobre? Na rynku nieruchomości, tak jak i w każdej gospodarce, występują różne okresy. Dodatkowo, nasz rynek jest młody i co pokazały ostatnie wydarzenia - jeszcze mało dojrzały. Gwałtowny wzrost cen mieszkań niezależnie od ich standardu, zakup tzw. dziury w ziemi, co na przykład w USA jest czymś niewyobrażalnym, wypowiadanie umów przedwstępnych przez niektórych deweloperów, bo drugi nabywca był w stanie zapłacić więcej – to działo się na naszym rynku jeszcze niedawno. I z całą pewnością nie było czymś normalnym.

Podobnie było na rynku najmu mieszkań. Wzrost czynszów ofertowych w przeciągu ostatnich trzech lat był wyraźnie zauważalny, w szczególności w roku 2008. Tu też, podobnie jak w przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż, zyskiwały właściwie wszystkie lokale, nawet te o odległej lokalizacji i zupełnie przeciętnych warunkach.

Korekta cen na rynku sprzedaży mieszkań, a od kilku miesięcy również na rynku najmu, jest zjawiskiem całkiem naturalnym. Ceny nie mogły przecież rosnąć w nieskończoność. Tym bardziej, że możliwości finansowe są ograniczone. A mieszkanie w pierwszej kolejności powinno zaspokajać potrzeby zwykłych obywateli, a nie inwestorów, którzy dysponują dużą gotówką.

Niektórzy pytają: czy teraz opłaca się inwestować w nieruchomości skoro na rynku najmu robi się coraz spokojniej? Ostatnie lata przyzwyczaiły właścicieli do osiągania wysokich zysków. Ten okres już się jednak powoli kończy – najwyższa pora na powrót do normalności. Inwestowanie w nieruchomości z natury ma charakter długoterminowy, a stabilne zyski rozłożone są w czasie. I tak czynsze w wielu miejscach utrzymują się na wysokim poziomie, co zapewnia właścicielom atrakcyjność wynajmu mieszkania. Lokale położone na obrzeżach miast i przeciętnym standardzie wyposażenia będą musiały przyciągnąć najemców niższymi cenami.

Rynek ochłonie po ostatnich zawirowaniach i zarówno deweloperzy, jak i kupujący mieszkania pod wynajem będą musieli dokładniej przyjrzeć się swoim inwestycjom i dostosować ich ceny do realiów. Z kolei potencjalni nabywcy mieszkań będą mogli spokojniej decydować o wyborze oferty. Ten proces dla wielu rozpocznie się jednak w momencie odblokowania akcji kredytowej.

Małgorzata Kędzierska
Analityk Rynku Nieruchomości
Wynajem.pl

Co dalej na rynku nieruchomości?

Kiedy po okresie dużego ożywienia na rynku mieszkaniowym, głównie w latach 2006-2007, zaczęły pojawiać się pierwsze symptomy spowolnienia, niewiele osób wyobrażało sobie wówczas, że rozpędzony rynek nieruchomości mieszkaniowych napotka na poważne problemy. Tym bardziej, że zainteresowanie mieszkaniami cały czas było duże. Zdążyliśmy się już jednak przyzwyczaić do zmian, jakie zaszły w ostatnim czasie na rynku nieruchomości.
Polski rynek nieruchomości zaczął się rozwijać wraz z rozwojem gospodarczym. Coraz większe zapotrzebowanie na obiekty mieszkaniowe i komercyjne wynikało z rosnących potrzeb społeczeństwa i przedsiębiorstw. Zaczęły więc powstawać nowoczesne osiedla mieszkaniowe, apartamentowce, biurowce, galerie handlowe, magazyny itd. Niektóre z istniejących obiektów zaczęto stopniowo odnawiać, przystosowując je do zmieniającego się otoczenia. Mówiło się wówczas o rozkwicie rynku nieruchomości i wielkim placu budowy. Były kolejne plany, które jednak na skutek zawirowań na globalnym rynku finansowym zostały wstrzymane.

Jeśli odniesiemy obecną sytuację do tego, co działo się jeszcze w okresie boomu na rynku mieszkaniowym, to rzeczywiście można mówić o kryzysie na tym rynku. Tylko czy takie porównanie jest dobre? Na rynku nieruchomości, tak jak i w każdej gospodarce, występują różne okresy. Dodatkowo, nasz rynek jest młody i co pokazały ostatnie wydarzenia - jeszcze mało dojrzały. Gwałtowny wzrost cen mieszkań niezależnie od ich standardu, zakup tzw. dziury w ziemi, co na przykład w USA jest czymś niewyobrażalnym, wypowiadanie umów przedwstępnych przez niektórych deweloperów, bo drugi nabywca był w stanie zapłacić więcej – to działo się na naszym rynku jeszcze niedawno. I z całą pewnością nie było czymś normalnym.

Podobnie było na rynku najmu mieszkań. Wzrost czynszów ofertowych w przeciągu ostatnich trzech lat był wyraźnie zauważalny, w szczególności w roku 2008. Tu też, podobnie jak w przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż, zyskiwały właściwie wszystkie lokale, nawet te o odległej lokalizacji i zupełnie przeciętnych warunkach.

Korekta cen na rynku sprzedaży mieszkań, a od kilku miesięcy również na rynku najmu, jest zjawiskiem całkiem naturalnym. Ceny nie mogły przecież rosnąć w nieskończoność. Tym bardziej, że możliwości finansowe są ograniczone. A mieszkanie w pierwszej kolejności powinno zaspokajać potrzeby zwykłych obywateli, a nie inwestorów, którzy dysponują dużą gotówką.

Niektórzy pytają: czy teraz opłaca się inwestować w nieruchomości skoro na rynku najmu robi się coraz spokojniej? Ostatnie lata przyzwyczaiły właścicieli do osiągania wysokich zysków. Ten okres już się jednak powoli kończy – najwyższa pora na powrót do normalności. Inwestowanie w nieruchomości z natury ma charakter długoterminowy, a stabilne zyski rozłożone są w czasie. I tak czynsze w wielu miejscach utrzymują się na wysokim poziomie, co zapewnia właścicielom atrakcyjność wynajmu mieszkania. Lokale położone na obrzeżach miast i przeciętnym standardzie wyposażenia będą musiały przyciągnąć najemców niższymi cenami.

Rynek ochłonie po ostatnich zawirowaniach i zarówno deweloperzy, jak i kupujący mieszkania pod wynajem będą musieli dokładniej przyjrzeć się swoim inwestycjom i dostosować ich ceny do realiów. Z kolei potencjalni nabywcy mieszkań będą mogli spokojniej decydować o wyborze oferty. Ten proces dla wielu rozpocznie się jednak w momencie odblokowania akcji kredytowej.

Małgorzata Kędzierska
Analityk Rynku Nieruchomości
Wynajem.pl

Okna bez reklam

Egipskie ciemności w dzień i oślepiające światło w nocy. To warunki w jakich przyszło egzystować mieszkańcom kamienic, których okna zostały przysłonięte winylową siatką reklamy. Wkrótce jednak zostanie wprowadzony zakaz wieszania takich banerów.
Budynki szczelnie owinięte gigantycznymi płachtami reklamowymi to niestety  powszechny widok w centrach polskich miast. Lokatorzy skarżą się na wysokie koszty oświetlenia ciemnych pomieszczeń, zaduch panujący w mieszkaniu, reflektory świecące nocą, ale także na depresję spowodowaną ciągłym przebywaniem w mroku.

Paradoksalnie dzieje się to za przyzwoleniem mieszkańców, a przynajmniej części z nich. Wspólnoty często przegłosowują uchwały pozwalające zawiesić taką reklamę, a zyski przeznaczają na bieżące remonty. Zazwyczaj głosują „za” ci, których okna „ocaleją” oraz gmina, która może być właścicielem nawet kilkunastu mieszkań w budynku.

Niedługo problem zniknie. Już w przyszłym tygodniu, jak informuje Rzeczpospolita", minister infrastruktury ma podpisać nowelizację rozporządzenia „w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki oraz ich usytuowania.”. Został tam ujęty wpis zakazujący wieszania wielkoformatowych reklam na budynkach wielorodzinnych.
Baner będzie można umieścić jedynie na tej ścianie kamienicy, która pozbawiona jest okien. Ewentualnie na ścianie z oknami, ale w taki sposób ich nie zasłaniać. Przepis nie dotyczy domów jednorodzinnych, biurowców czy hoteli. Rozporządzenie ma też szybko wejść w życie, bo w dwa tygodnie od ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Lokatorzy żyjący dotychczas w ciemnościach nie od razu odetchną z jednak z ulgą. Niestety nie znikną wcześniej zainstalowane reklamy W nowelizacji nie ma bowiem nakazu zdjęcia istniejących już płacht. Mieszkańcom pozostają tylko roszczenia cywilnoprawne lub czekanie na zdjęcie siatki.
dom.wp

Okna bez reklam

Egipskie ciemności w dzień i oślepiające światło w nocy. To warunki w jakich przyszło egzystować mieszkańcom kamienic, których okna zostały przysłonięte winylową siatką reklamy. Wkrótce jednak zostanie wprowadzony zakaz wieszania takich banerów.
Budynki szczelnie owinięte gigantycznymi płachtami reklamowymi to niestety  powszechny widok w centrach polskich miast. Lokatorzy skarżą się na wysokie koszty oświetlenia ciemnych pomieszczeń, zaduch panujący w mieszkaniu, reflektory świecące nocą, ale także na depresję spowodowaną ciągłym przebywaniem w mroku.

Paradoksalnie dzieje się to za przyzwoleniem mieszkańców, a przynajmniej części z nich. Wspólnoty często przegłosowują uchwały pozwalające zawiesić taką reklamę, a zyski przeznaczają na bieżące remonty. Zazwyczaj głosują „za” ci, których okna „ocaleją” oraz gmina, która może być właścicielem nawet kilkunastu mieszkań w budynku.

Niedługo problem zniknie. Już w przyszłym tygodniu, jak informuje Rzeczpospolita", minister infrastruktury ma podpisać nowelizację rozporządzenia „w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budynki oraz ich usytuowania.”. Został tam ujęty wpis zakazujący wieszania wielkoformatowych reklam na budynkach wielorodzinnych.
Baner będzie można umieścić jedynie na tej ścianie kamienicy, która pozbawiona jest okien. Ewentualnie na ścianie z oknami, ale w taki sposób ich nie zasłaniać. Przepis nie dotyczy domów jednorodzinnych, biurowców czy hoteli. Rozporządzenie ma też szybko wejść w życie, bo w dwa tygodnie od ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Lokatorzy żyjący dotychczas w ciemnościach nie od razu odetchną z jednak z ulgą. Niestety nie znikną wcześniej zainstalowane reklamy W nowelizacji nie ma bowiem nakazu zdjęcia istniejących już płacht. Mieszkańcom pozostają tylko roszczenia cywilnoprawne lub czekanie na zdjęcie siatki.
dom.wp

Truskawki z własnego balkonu

Zalet truskawek nie trzeba chyba przedstawiać nikomu. Nie każdy jednak wie, że te rosnące niemal w każdym ogrodzie niskie byliny, zawierają więcej witaminy C niż cytryny i grejpfruty. Owoce truskawek są co roku smakowitą zapowiedzią lata.
Pojawiają się już na początku czerwca i kuszą nas swoim smakiem i zapachem. Dietetycy zachwalają ich zdolności do poprawy przemiany materii. Owoce truskawek są ponadto bogate w przeróżne witaminy i składniki odżywcze. Zawierają między innymi żelazo, fosfor, wapń i magnez. Są źródłem witaminy B1, C, A oraz B2. Wysoka zawartość pektyn sprawia, iż maja duży wpływ na prawidłowe oczyszczanie się organizmu.

Nie każdy z nas zalicza się jednak do grona szczęśliwców posiadających dom z ogrodem lub własną działkę. Nie oznacza to jednak, że zmuszeni będziemy zadowolić się owocami kupionymi na rynku lub w supermarkecie. Możemy bowiem spróbować uprawiać truskawki na własnym balkonie.

Ogrodnicy do upraw skrzynkowych szczególnie polecają te odmiany deserowe, które charakteryzują się wysoką odpornością na przemarzania, na przykład stosunkowo popularną Kamę. Niewątpliwą ozdobą naszego balkonu lub tarasu będą pnące odmiany truskawek, zwane również szpalerowymi lub wiszącymi. Zalicza się do nich na przykład Albion lub Ostara. Ich zaletą jest dodatkowo fakt, iż powtarzają owocowanie. Minusem z kolei - mała wytrzymałość na mróz.

Warunkiem powodzenia w balkonowej uprawie truskawek jest wybór odpowiedniego miejsca. Musi być ono koniecznie nasłonecznione! W półcieniu owoce truskawek będą drobne, niezbyt dojrzałe i po prostu niesmaczne.

dom.wp

Truskawki z własnego balkonu

Zalet truskawek nie trzeba chyba przedstawiać nikomu. Nie każdy jednak wie, że te rosnące niemal w każdym ogrodzie niskie byliny, zawierają więcej witaminy C niż cytryny i grejpfruty. Owoce truskawek są co roku smakowitą zapowiedzią lata.
Pojawiają się już na początku czerwca i kuszą nas swoim smakiem i zapachem. Dietetycy zachwalają ich zdolności do poprawy przemiany materii. Owoce truskawek są ponadto bogate w przeróżne witaminy i składniki odżywcze. Zawierają między innymi żelazo, fosfor, wapń i magnez. Są źródłem witaminy B1, C, A oraz B2. Wysoka zawartość pektyn sprawia, iż maja duży wpływ na prawidłowe oczyszczanie się organizmu.

Nie każdy z nas zalicza się jednak do grona szczęśliwców posiadających dom z ogrodem lub własną działkę. Nie oznacza to jednak, że zmuszeni będziemy zadowolić się owocami kupionymi na rynku lub w supermarkecie. Możemy bowiem spróbować uprawiać truskawki na własnym balkonie.

Ogrodnicy do upraw skrzynkowych szczególnie polecają te odmiany deserowe, które charakteryzują się wysoką odpornością na przemarzania, na przykład stosunkowo popularną Kamę. Niewątpliwą ozdobą naszego balkonu lub tarasu będą pnące odmiany truskawek, zwane również szpalerowymi lub wiszącymi. Zalicza się do nich na przykład Albion lub Ostara. Ich zaletą jest dodatkowo fakt, iż powtarzają owocowanie. Minusem z kolei - mała wytrzymałość na mróz.

Warunkiem powodzenia w balkonowej uprawie truskawek jest wybór odpowiedniego miejsca. Musi być ono koniecznie nasłonecznione! W półcieniu owoce truskawek będą drobne, niezbyt dojrzałe i po prostu niesmaczne.

dom.wp

Milioner wystawia dom na loterię

Austriacki milioner na loterii sprzedaje swoją tyrolską willę, by uzyskane tą drogą pieniądze przeznaczyć na mikrokredyty dla mieszkańców krajów trzeciego świata - pisze dziennik "Der Standard".
47-letni Karl Rabeder sprzedaje luksusową willę o powierzchni 321 m2 z basenem, sauną i wspaniałym widokiem na tyrolskie Alpy. Willa wyceniona jest na 1,6 mln dolarów.

Do sprzedaży przygotowano 21.999 losów po 99 euro. Uzyskane środki Rabeder zainwestuje w założoną przez siebie kilka miesięcy temu organizację non profit MyMicroCredit.

Austriacki biznesmen, który fortunę zbił na wykańczaniu wnętrz, sztucznych kwiatach i akcesoriach domowych, sprzedał swoją firmę w 2004 roku.

"Od dawna jestem przekonany, że większe bogactwa i luksusy nie przekładają się na większe szczęście. Przyszedł czas, bym sprzedał dom i już „wolny” wszedł w swoje nowe życie" - powiedział gazecie.

Rabeder powiedział, że będzie teraz mieszkać i pracować w wynajętym niedużym apartamencie w Innsbrucku. Loteryjna sprzedaż domów jest w Austrii dozwolona i od kilku miesięcy cieszy się rosnącą popularnością.

klm/ ro/

Milioner wystawia dom na loterię

Austriacki milioner na loterii sprzedaje swoją tyrolską willę, by uzyskane tą drogą pieniądze przeznaczyć na mikrokredyty dla mieszkańców krajów trzeciego świata - pisze dziennik "Der Standard".
47-letni Karl Rabeder sprzedaje luksusową willę o powierzchni 321 m2 z basenem, sauną i wspaniałym widokiem na tyrolskie Alpy. Willa wyceniona jest na 1,6 mln dolarów.

Do sprzedaży przygotowano 21.999 losów po 99 euro. Uzyskane środki Rabeder zainwestuje w założoną przez siebie kilka miesięcy temu organizację non profit MyMicroCredit.

Austriacki biznesmen, który fortunę zbił na wykańczaniu wnętrz, sztucznych kwiatach i akcesoriach domowych, sprzedał swoją firmę w 2004 roku.

"Od dawna jestem przekonany, że większe bogactwa i luksusy nie przekładają się na większe szczęście. Przyszedł czas, bym sprzedał dom i już „wolny” wszedł w swoje nowe życie" - powiedział gazecie.

Rabeder powiedział, że będzie teraz mieszkać i pracować w wynajętym niedużym apartamencie w Innsbrucku. Loteryjna sprzedaż domów jest w Austrii dozwolona i od kilku miesięcy cieszy się rosnącą popularnością.

klm/ ro/

Uwaga - złodziej!

Właściciele domków letniskowych oddychają z ulgą. Skończyła się nareszcie długa i męcząca zima. Wiosenna pogoda coraz częściej sprzyja weekendowym wypadom za miasto.
Często przy okazji pierwszego wyjazdu na naszą daczę, odkrywamy niemiłe niespodzianki. Okazuje się bowiem, że nasz - opustoszały przez zimowe miesiące - letniskowy domek, stał się dla niektórych „pokusą nie do odparcia”. Klasyczne już sposoby ochrony przed włamaniem w takich domach z reguły nie skutkują. Jeżeli dacza stoi w lesie lub w dużym oddaleniu od sąsiadów, nie ma większego sensu inwestowanie w antywłamaniowe drzwi lub rolety na okna. Złodziej, przez nikogo niepokojony, po pewnym czasie pokona nawet najdroższe zabezpieczenia.

Nie sprawdzi się również instalacja alarmowa. Domki letniskowe dzieli od naszych mieszkań zazwyczaj kilkanaście lub kilkadziesiąt  kilometrów. Czas potrzebny do pokonania tej odległości będzie więc spory, a to automatycznie uniemożliwi nam sprawną interwencję w przypadku włamania. Z reguły nie możemy sobie pozwolić na luksus wynajęcia ochroniarzy. Ich praca przez całą zimę może kosztować więcej, niż wart jest nasz letni domek.

Nie warto jednak załamywać rąk! Jest parę sposobów, które - oczywiście przy odrobinie szczęścia - skutecznie odstraszą włamywaczy.
Okiennice są jednym z najstarszych „systemów antywłamaniowych”. Dziś raczej niedoceniane, a szkoda, bo spełniają istotną rolę.  Zarówno zdobią jak i stanowią praktyczną ochronę przed chłodem, zbyt intensywnym słońcem jaki przed …potencjalnym rabusiem. Pamiętajmy - statystyki wskazują, że złodzieje dostają się do naszych domów najczęściej właśnie przez okna. Jeżeli więc nie zdecydowaliśmy się wcześniej na okiennice, warto właśnie teraz w nie zainwestować. Dodadzą one wdzięku nieciekawym domkom, ozdobią ściany, a przy okazji mogą również zniechęcić potencjalnych złodziei. Pamiętajmy, iż najlepiej dodatkowo je wzmocnić, dodając kilka antywłamaniowych elementów.

Równie ważne są odpowiednio dobrane drzwi. Należy trzymać się zasady, że powinny być solidne, a przynajmniej sprawiać takie wrażenie. To nie żart! Fachowcy od lat bowiem zwracają uwagę na czynnik psychologiczny – drzwi, które wyglądają na trudne do sforsowania, mogą od razu odstraszyć włamywacza. Nie wszystkich stać na zamontowanie drzwi antywłamaniowych, zresztą nie w każdym domku będą one dobrze wyglądały. Posiadacze drewnianych chałup mogą zamówić u miejscowego stolarza solidne drewniane drzwi i wzmocnić je dodatkowo, na przykład okuciami ze stali.

Jeżeli nasz domek jest podpiwniczony, niektóre przedmioty możemy z powodzeniem ukryć „pod podłogą”. Należy jednak pamiętać, iż przedmioty cenniejsze najlepiej po prostu przewieźć jesienią do mieszkania. Unikniemy w ten sposób wielu niepotrzebnych stresów. Jeżeli w pobliżu naszego domku letniskowego mamy zaprzyjaźnionych „miejscowych”, poprośmy ich o dopilnowanie naszego dobytku. Taka sytuacja może być niekiedy kłopotliwa. Pamiętajmy więc, że najlepiej po prostu bywać w naszym domku jak najczęściej. Z jednej strony możemy dzięki temu odstraszyć potencjalnych złodziei (najczęściej są bowiem nimi „miejscowi”), a przy okazji – rozkoszować się pięknem przyrody, z dala od miejskiego zgiełku.

DP   

dom.wp

Uwaga - złodziej!

Właściciele domków letniskowych oddychają z ulgą. Skończyła się nareszcie długa i męcząca zima. Wiosenna pogoda coraz częściej sprzyja weekendowym wypadom za miasto.
Często przy okazji pierwszego wyjazdu na naszą daczę, odkrywamy niemiłe niespodzianki. Okazuje się bowiem, że nasz - opustoszały przez zimowe miesiące - letniskowy domek, stał się dla niektórych „pokusą nie do odparcia”. Klasyczne już sposoby ochrony przed włamaniem w takich domach z reguły nie skutkują. Jeżeli dacza stoi w lesie lub w dużym oddaleniu od sąsiadów, nie ma większego sensu inwestowanie w antywłamaniowe drzwi lub rolety na okna. Złodziej, przez nikogo niepokojony, po pewnym czasie pokona nawet najdroższe zabezpieczenia.

Nie sprawdzi się również instalacja alarmowa. Domki letniskowe dzieli od naszych mieszkań zazwyczaj kilkanaście lub kilkadziesiąt  kilometrów. Czas potrzebny do pokonania tej odległości będzie więc spory, a to automatycznie uniemożliwi nam sprawną interwencję w przypadku włamania. Z reguły nie możemy sobie pozwolić na luksus wynajęcia ochroniarzy. Ich praca przez całą zimę może kosztować więcej, niż wart jest nasz letni domek.

Nie warto jednak załamywać rąk! Jest parę sposobów, które - oczywiście przy odrobinie szczęścia - skutecznie odstraszą włamywaczy.
Okiennice są jednym z najstarszych „systemów antywłamaniowych”. Dziś raczej niedoceniane, a szkoda, bo spełniają istotną rolę.  Zarówno zdobią jak i stanowią praktyczną ochronę przed chłodem, zbyt intensywnym słońcem jaki przed …potencjalnym rabusiem. Pamiętajmy - statystyki wskazują, że złodzieje dostają się do naszych domów najczęściej właśnie przez okna. Jeżeli więc nie zdecydowaliśmy się wcześniej na okiennice, warto właśnie teraz w nie zainwestować. Dodadzą one wdzięku nieciekawym domkom, ozdobią ściany, a przy okazji mogą również zniechęcić potencjalnych złodziei. Pamiętajmy, iż najlepiej dodatkowo je wzmocnić, dodając kilka antywłamaniowych elementów.

Równie ważne są odpowiednio dobrane drzwi. Należy trzymać się zasady, że powinny być solidne, a przynajmniej sprawiać takie wrażenie. To nie żart! Fachowcy od lat bowiem zwracają uwagę na czynnik psychologiczny – drzwi, które wyglądają na trudne do sforsowania, mogą od razu odstraszyć włamywacza. Nie wszystkich stać na zamontowanie drzwi antywłamaniowych, zresztą nie w każdym domku będą one dobrze wyglądały. Posiadacze drewnianych chałup mogą zamówić u miejscowego stolarza solidne drewniane drzwi i wzmocnić je dodatkowo, na przykład okuciami ze stali.

Jeżeli nasz domek jest podpiwniczony, niektóre przedmioty możemy z powodzeniem ukryć „pod podłogą”. Należy jednak pamiętać, iż przedmioty cenniejsze najlepiej po prostu przewieźć jesienią do mieszkania. Unikniemy w ten sposób wielu niepotrzebnych stresów. Jeżeli w pobliżu naszego domku letniskowego mamy zaprzyjaźnionych „miejscowych”, poprośmy ich o dopilnowanie naszego dobytku. Taka sytuacja może być niekiedy kłopotliwa. Pamiętajmy więc, że najlepiej po prostu bywać w naszym domku jak najczęściej. Z jednej strony możemy dzięki temu odstraszyć potencjalnych złodziei (najczęściej są bowiem nimi „miejscowi”), a przy okazji – rozkoszować się pięknem przyrody, z dala od miejskiego zgiełku.

DP   

dom.wp

Najlepszy czs na remont?

Remont w czasie kryzysu się opłaca. Staniały materiały budowlane i robocizna. W niektórych przypadkach nawet o 50 proc.! Czy warto wyczekiwać dalszych obniżek?
Czy warto jeszcze wstrzymywać się z remontem mieszkania lub domu oczekując dalszych spadków cen materiałów budowlanych? Już teraz są one tańsze niż w zeszłym roku prawie o 30 proc., a jeżeli porównamy ceny z 2007 roku to w niektórych przypadkach spadek wynosi nawet  połowę.

Jak powiedział „Rzeczpospolitej” Wojciech Szewielski z firmy Gen-Bud trudno jednoznacznie stwierdzić, które materiały mogą podrożeć, a które stanieć w najbliższych miesiącach. Warunkuje to m.in. sytuacja na rynkach światowych, bo większość firm je produkujących to koncerny międzynarodowe.

Przez ostatnie 12 miesięcy najbardziej potaniały materiały do budowy ścian – średnio o 50 proc., do 15 proc. sięgnęły obniżki bram i ogrodzeń, najmniej zaoszczędziliśmy na farbach, lakierach i tapetach – od 3 do 10 proc. Wyjątkiem w tym trendzie były produkty importowane – np. lite podłogi egzotyczne, które podrożały o ok. 10 proc.

Teraz raczej należy spodziewać się stabilizacji cen, a nie ich spadku. Warto wykorzystać też tzw. martwy okres, który zazwyczaj trwa do początku wakacji. W tym czasie większość z nas rozważa dopiero termin przeprowadzenia remontu. Jak oceniają specjaliści remontując dom w czasie kryzysu można spokojnie „przyciąć” koszty nawet o 25 proc. Pod warunkiem, że elastycznie podejdziemy do kwestii wyposażenia mieszkania i pójdziemy na pewne ustępstwa. Warto też pamiętać o najprostszej oszczędności – zakup towaru wraz z montażem będzie objęty tylko 7- proc., a nie 22-proc. stawką VAT.
dom.wp

Najlepszy czs na remont?

Remont w czasie kryzysu się opłaca. Staniały materiały budowlane i robocizna. W niektórych przypadkach nawet o 50 proc.! Czy warto wyczekiwać dalszych obniżek?
Czy warto jeszcze wstrzymywać się z remontem mieszkania lub domu oczekując dalszych spadków cen materiałów budowlanych? Już teraz są one tańsze niż w zeszłym roku prawie o 30 proc., a jeżeli porównamy ceny z 2007 roku to w niektórych przypadkach spadek wynosi nawet  połowę.

Jak powiedział „Rzeczpospolitej” Wojciech Szewielski z firmy Gen-Bud trudno jednoznacznie stwierdzić, które materiały mogą podrożeć, a które stanieć w najbliższych miesiącach. Warunkuje to m.in. sytuacja na rynkach światowych, bo większość firm je produkujących to koncerny międzynarodowe.

Przez ostatnie 12 miesięcy najbardziej potaniały materiały do budowy ścian – średnio o 50 proc., do 15 proc. sięgnęły obniżki bram i ogrodzeń, najmniej zaoszczędziliśmy na farbach, lakierach i tapetach – od 3 do 10 proc. Wyjątkiem w tym trendzie były produkty importowane – np. lite podłogi egzotyczne, które podrożały o ok. 10 proc.

Teraz raczej należy spodziewać się stabilizacji cen, a nie ich spadku. Warto wykorzystać też tzw. martwy okres, który zazwyczaj trwa do początku wakacji. W tym czasie większość z nas rozważa dopiero termin przeprowadzenia remontu. Jak oceniają specjaliści remontując dom w czasie kryzysu można spokojnie „przyciąć” koszty nawet o 25 proc. Pod warunkiem, że elastycznie podejdziemy do kwestii wyposażenia mieszkania i pójdziemy na pewne ustępstwa. Warto też pamiętać o najprostszej oszczędności – zakup towaru wraz z montażem będzie objęty tylko 7- proc., a nie 22-proc. stawką VAT.
dom.wp

Kolejne banki podnoszą opłaty

PKO BP, ING Bank Śląski, MultiBank i Bank Millenium podniosły w ostatnim czasie ceny swoich usług. Niedługo drożej będzie też w Pekao SA i w Banku Zachodnim WBK, choć w tym ostatnim będą też obniżki. Najczęściej w górę idą opłaty za prowadzenie konta, wypłatę pieniędzy z obcych bankomatów czy korzystanie z kart.
Zdaniem Agnieszki Majchrzak z biura prasowego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, mamy do czynienia z działaniami, które nie są zabronione. Jak powiedziała, dopóki nie mają one charakteru uzgodnionego porozumienia pomiędzy poszczególnymi przedsiębiorcami, nie można ich uznać za zmowę cenową.

Od zmów cenowych należy odróżniać naśladownictwo cenowe, tzw. zachowania pararelne. Wynikać one mogą z polityki handlowej przedsiębiorców, którzy cenę oferowanych przez siebie produktówálub usług ustalają w oparciu o analizę cen konkurencji - zaznaczyła.
PKO BP, który prowadzi ponad 6,3 mln ROR-ów (dane na koniec marca 2009 r.), podniósł od maja miesięczną opłatę za prowadzenie rachunku Superkonto z 5,40 zł do 6,90 zł. Więcej kosztuje też opłata za przelew na rachunek w innym banku składany w oddzialeá- wzrost z 4 zł do 5 zł.
Jak poinformowałaMonika Floriańczyk z Zespołu Prasowego PKO BP, bank zdecydował się na podwyżki, by dostosować stawki do obecnych warunków na rynku oraz własnych kosztów.

Jest to pierwsza istotna zamiana taryfy od ponad trzech lat. W ciągu tego czasu na rynku rosły ceny usług, których PKO BP jest odbiorcą, a opłaty za usługi świadczone klientom nie zmieniały się. W tym czasie wprowadziliśmy wiele udogodnień dla klientów, m.in. odmiejscowienie obsługi, co było możliwe dzięki zakończeniu prac nad zintegrowanym systemem informatycznym - wyjaśniła.

Na podwyżki zdecydował się także bank ING; opłata za prowadzenie konta Standard rośnie z 7 zł do 8 zł miesięcznie. Bank wprowadził także opłatę dla rachunku Student; przed podwyżkami bezpłatne, a od 29 kwietnia opłata wynosi 2 zł na miesiąc.

ING zwiększył też opłaty dla klientów, którzy korzystając z kart, nie zapłacą więcej za zakupy niż 100 zł miesięcznie. Wówczas za użytkowanie kart opłata wzrośnie, w zależności o rodzaju konta, z 1,5 zł do 3 zł i z 4 do 6 zł.

Jak wyjaśnił Roman Jędrkowiak, dyrektor odpowiedzialny za marketing, decyzja o zmianach jest wynikiem analizy kosztów. Na koniec I kwartału 2009 roku ING Bank Ślaski prowadził 1 mln 356 tys. ROR-ów.

Od mają podrożały także usługi w MultiBanku, który prowadzi 411,6 tys. rachunków indywidualnych i firmowych (dane na koniec kwietnia 2009). Za rachunki standardowe MultiKonto w taryfie Active klienci płacą miesięcznie o 2,5 zł drożej, czyli 9,5 zł. Opłata jest zwracana, jeśli średniomiesięczne wpływy na rachunek wynoszą minimum 2,5 tys. zł lub wartość ulokowanych środków wáMultiBanku na wszystkich rachunkach bezpośrednio powiązanych z MultiKontem wynosi minimum 20átys. zł.

Wzrosły też opłaty za rachunki w taryfie Classic z 15 zł na 19,5 zł, a w taryfie Intensive z 40 zł na 49,5 zł. W obu przypadkach opłata jest zwracana, jeśli środniomiesięczny obrót na koncie wynosi 8 tys. (Classic) i 12 tys. (Intensive) lub kiedy klient na rachunkach w banku ma saldo w wysokości 100 tys. (Classic) lub 200 tys. (Intensive).

W Banku Millennium podwyższona została opłata za korzystanie z karty debetowej - z 15 zł na 20 zł rocznie. Liczba rachunków klientów indywidualnych (jedynie konta w złotówkach, bez kont oszczędnościowych) prowadzonych przez bank to ponad 1,4 mln.
Zmiany w swojej ofercie szykuje Bank Zachodni WBK. Od lipca za Konto 24 opłata wyniesie 7,5 zł; obecnie jest to 6 zł. Natomiast na obniżkę liczyć mogą posiadacze rachunku Konto Prestiż - miesięcznie zamiast 16 zł zapłacą od lipca o 1 zł mniej. Potanieją także koszty przelewu internetowego na inny rachunek; klienci Konto 24 zapłacą 50 gr zamiast 1 zł. Od lipca zmienią się również opłaty za korzystanie z bankomatów z sieci Millennium - nastąpi obniżka z obecnych 5 zł do 1 zł; za korzystanie z pozostałych bankomatów opłata to 5 zł. BZ WBK prowadzi niespełna 2 mln kont.

Zmiany w swojej taryfie przygotowało także Pekao SA. Nie dotyczą one jednak wprowadzonej w marcu tego roku nowej linii rachunków Eurokonto.

Jak poinformowała PAP Anna Papka z Biura Relacji z Mediami i Komunikacji Zarządu banku, zmiany obejmą od czerwca wcześniejszą grupę rachunków Eurokonto, w tym "starych" Eurokont banku Pekao SA oraz tych, które zostały przeniesione z Banku BPH, po fuzji Pekao z wydzieloną częścią Banku BPH.
Opłaty za prowadzenie "starych" Eurokont Banku Pekao (Eurokonto, Eurokonto Plus, VIP, Akademickie, Junior, OK) pozostaną bez zmian. Opłaty za prowadzenie Eurokont "stare BPH" zostaną podniesione o 1,04 zł za każde i wyniosą: Eurokonto Niebieskie 7,99 zł, Eurokonto Srebrne 10,99 zł, Eurokonto Max 13,99 zł.

Nie ulegną zmianie opłaty za najbardziej popularne wśród klientów operacje, m.in. zlecenia stałe, przelewy realizowane za pośrednictwem usługi PekaoInternet czy wypłaty gotówki z bankomatów własnych banku i sieci Euronet. Ponadto pakiety Eurokonto zostaną wzbogacone o bezpłatną realizację poleceń zapłaty - opłata za tę usługę zostanie od 1 czerwca zniesiona - wyjaśniła Papka.

Więcej natomiast zapłacą klienci "starych" Eurokont za wypłatę z obcych bankomatów. Na koniec 2008 r. Bank Pekao SA prowadził ponad 3,9 mln rachunków klientów detalicznych.

UOKiK w rozmowie z PAP podkreśla, że banki, wprowadzając podwyżkę swoich usług, powinny dać klientom czas na przeanalizowanie nowych warunków oraz ewentualne wypowiedzenie umowy, tak aby nie objęły ich zmiany.

Ważne, by konsumenci uważnie czytali korespondencję otrzymywaną od swojego banku, która może zawierać informację o zmianie ceny usługi oraz zapoznawali się z tabelą opłat i prowizji - zaznaczyła Majchrzak.
PAP (09:40)


Kolejne banki podnoszą opłaty

PKO BP, ING Bank Śląski, MultiBank i Bank Millenium podniosły w ostatnim czasie ceny swoich usług. Niedługo drożej będzie też w Pekao SA i w Banku Zachodnim WBK, choć w tym ostatnim będą też obniżki. Najczęściej w górę idą opłaty za prowadzenie konta, wypłatę pieniędzy z obcych bankomatów czy korzystanie z kart.
Zdaniem Agnieszki Majchrzak z biura prasowego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, mamy do czynienia z działaniami, które nie są zabronione. Jak powiedziała, dopóki nie mają one charakteru uzgodnionego porozumienia pomiędzy poszczególnymi przedsiębiorcami, nie można ich uznać za zmowę cenową.

Od zmów cenowych należy odróżniać naśladownictwo cenowe, tzw. zachowania pararelne. Wynikać one mogą z polityki handlowej przedsiębiorców, którzy cenę oferowanych przez siebie produktówálub usług ustalają w oparciu o analizę cen konkurencji - zaznaczyła.
PKO BP, który prowadzi ponad 6,3 mln ROR-ów (dane na koniec marca 2009 r.), podniósł od maja miesięczną opłatę za prowadzenie rachunku Superkonto z 5,40 zł do 6,90 zł. Więcej kosztuje też opłata za przelew na rachunek w innym banku składany w oddzialeá- wzrost z 4 zł do 5 zł.
Jak poinformowałaMonika Floriańczyk z Zespołu Prasowego PKO BP, bank zdecydował się na podwyżki, by dostosować stawki do obecnych warunków na rynku oraz własnych kosztów.

Jest to pierwsza istotna zamiana taryfy od ponad trzech lat. W ciągu tego czasu na rynku rosły ceny usług, których PKO BP jest odbiorcą, a opłaty za usługi świadczone klientom nie zmieniały się. W tym czasie wprowadziliśmy wiele udogodnień dla klientów, m.in. odmiejscowienie obsługi, co było możliwe dzięki zakończeniu prac nad zintegrowanym systemem informatycznym - wyjaśniła.

Na podwyżki zdecydował się także bank ING; opłata za prowadzenie konta Standard rośnie z 7 zł do 8 zł miesięcznie. Bank wprowadził także opłatę dla rachunku Student; przed podwyżkami bezpłatne, a od 29 kwietnia opłata wynosi 2 zł na miesiąc.

ING zwiększył też opłaty dla klientów, którzy korzystając z kart, nie zapłacą więcej za zakupy niż 100 zł miesięcznie. Wówczas za użytkowanie kart opłata wzrośnie, w zależności o rodzaju konta, z 1,5 zł do 3 zł i z 4 do 6 zł.

Jak wyjaśnił Roman Jędrkowiak, dyrektor odpowiedzialny za marketing, decyzja o zmianach jest wynikiem analizy kosztów. Na koniec I kwartału 2009 roku ING Bank Ślaski prowadził 1 mln 356 tys. ROR-ów.

Od mają podrożały także usługi w MultiBanku, który prowadzi 411,6 tys. rachunków indywidualnych i firmowych (dane na koniec kwietnia 2009). Za rachunki standardowe MultiKonto w taryfie Active klienci płacą miesięcznie o 2,5 zł drożej, czyli 9,5 zł. Opłata jest zwracana, jeśli średniomiesięczne wpływy na rachunek wynoszą minimum 2,5 tys. zł lub wartość ulokowanych środków wáMultiBanku na wszystkich rachunkach bezpośrednio powiązanych z MultiKontem wynosi minimum 20átys. zł.

Wzrosły też opłaty za rachunki w taryfie Classic z 15 zł na 19,5 zł, a w taryfie Intensive z 40 zł na 49,5 zł. W obu przypadkach opłata jest zwracana, jeśli środniomiesięczny obrót na koncie wynosi 8 tys. (Classic) i 12 tys. (Intensive) lub kiedy klient na rachunkach w banku ma saldo w wysokości 100 tys. (Classic) lub 200 tys. (Intensive).

W Banku Millennium podwyższona została opłata za korzystanie z karty debetowej - z 15 zł na 20 zł rocznie. Liczba rachunków klientów indywidualnych (jedynie konta w złotówkach, bez kont oszczędnościowych) prowadzonych przez bank to ponad 1,4 mln.
Zmiany w swojej ofercie szykuje Bank Zachodni WBK. Od lipca za Konto 24 opłata wyniesie 7,5 zł; obecnie jest to 6 zł. Natomiast na obniżkę liczyć mogą posiadacze rachunku Konto Prestiż - miesięcznie zamiast 16 zł zapłacą od lipca o 1 zł mniej. Potanieją także koszty przelewu internetowego na inny rachunek; klienci Konto 24 zapłacą 50 gr zamiast 1 zł. Od lipca zmienią się również opłaty za korzystanie z bankomatów z sieci Millennium - nastąpi obniżka z obecnych 5 zł do 1 zł; za korzystanie z pozostałych bankomatów opłata to 5 zł. BZ WBK prowadzi niespełna 2 mln kont.

Zmiany w swojej taryfie przygotowało także Pekao SA. Nie dotyczą one jednak wprowadzonej w marcu tego roku nowej linii rachunków Eurokonto.

Jak poinformowała PAP Anna Papka z Biura Relacji z Mediami i Komunikacji Zarządu banku, zmiany obejmą od czerwca wcześniejszą grupę rachunków Eurokonto, w tym "starych" Eurokont banku Pekao SA oraz tych, które zostały przeniesione z Banku BPH, po fuzji Pekao z wydzieloną częścią Banku BPH.
Opłaty za prowadzenie "starych" Eurokont Banku Pekao (Eurokonto, Eurokonto Plus, VIP, Akademickie, Junior, OK) pozostaną bez zmian. Opłaty za prowadzenie Eurokont "stare BPH" zostaną podniesione o 1,04 zł za każde i wyniosą: Eurokonto Niebieskie 7,99 zł, Eurokonto Srebrne 10,99 zł, Eurokonto Max 13,99 zł.

Nie ulegną zmianie opłaty za najbardziej popularne wśród klientów operacje, m.in. zlecenia stałe, przelewy realizowane za pośrednictwem usługi PekaoInternet czy wypłaty gotówki z bankomatów własnych banku i sieci Euronet. Ponadto pakiety Eurokonto zostaną wzbogacone o bezpłatną realizację poleceń zapłaty - opłata za tę usługę zostanie od 1 czerwca zniesiona - wyjaśniła Papka.

Więcej natomiast zapłacą klienci "starych" Eurokont za wypłatę z obcych bankomatów. Na koniec 2008 r. Bank Pekao SA prowadził ponad 3,9 mln rachunków klientów detalicznych.

UOKiK w rozmowie z PAP podkreśla, że banki, wprowadzając podwyżkę swoich usług, powinny dać klientom czas na przeanalizowanie nowych warunków oraz ewentualne wypowiedzenie umowy, tak aby nie objęły ich zmiany.

Ważne, by konsumenci uważnie czytali korespondencję otrzymywaną od swojego banku, która może zawierać informację o zmianie ceny usługi oraz zapoznawali się z tabelą opłat i prowizji - zaznaczyła Majchrzak.
PAP (09:40)


BŚ: w Polsce w '09 wzrost PKB o 0,5 proc., w '10 o 1 proc.

Zdaniem ekspertów Banku Światowego, PKB Polski w 2009 roku wzrośnie o 0,5 proc., zaś w 2010 roku o 1 proc. W perspektywie średnioterminowej nastąpi konsolidacja fiskalna.
"Sądzimy, że w Polsce jest osiągalny niewielki dodatni wzrost PKB w 2009 r. To nie wyklucza, że w jednym z kwartałów będziemy mieć ujemny wzrost gospodarczy" - powiedział PAP Leszek Kąsek, ekonomista Banku Światowego.
Zdaniem Kąska, decydujące dla polskiej gospodarki będą warunki zewnętrzne oraz to, czy uda się uniknąć wyraźnego ograniczenia akcji kredytowej (credit crunch).

"Czekamy na publikację PKB za I kwartał. Możliwe, że będziemy musieli nasze przewidywania zrewidować. Nikt się raczej nie spodziewa, że będziemy je rewidować w górę" - dodał.

Analitycy Banku Światowego spodziewają się konsolidacji fiskalnej w perspektywie średnioterminowej.

"Poczekajmy na to co zrobi rząd. Czekamy na zapowiadaną nowelizację budżetu na ten rok i na budżet na 2010 rok" - powiedział Kąsek.
onet.pl

BŚ: w Polsce w '09 wzrost PKB o 0,5 proc., w '10 o 1 proc.

Zdaniem ekspertów Banku Światowego, PKB Polski w 2009 roku wzrośnie o 0,5 proc., zaś w 2010 roku o 1 proc. W perspektywie średnioterminowej nastąpi konsolidacja fiskalna.
"Sądzimy, że w Polsce jest osiągalny niewielki dodatni wzrost PKB w 2009 r. To nie wyklucza, że w jednym z kwartałów będziemy mieć ujemny wzrost gospodarczy" - powiedział PAP Leszek Kąsek, ekonomista Banku Światowego.
Zdaniem Kąska, decydujące dla polskiej gospodarki będą warunki zewnętrzne oraz to, czy uda się uniknąć wyraźnego ograniczenia akcji kredytowej (credit crunch).

"Czekamy na publikację PKB za I kwartał. Możliwe, że będziemy musieli nasze przewidywania zrewidować. Nikt się raczej nie spodziewa, że będziemy je rewidować w górę" - dodał.

Analitycy Banku Światowego spodziewają się konsolidacji fiskalnej w perspektywie średnioterminowej.

"Poczekajmy na to co zrobi rząd. Czekamy na zapowiadaną nowelizację budżetu na ten rok i na budżet na 2010 rok" - powiedział Kąsek.
onet.pl

Banki uciekają od hipotek

W pierwszym kwartale 2009 roku liczba udzielonych kredytów hipotecznych spadła o 40 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Była też mniejsza o 34 proc. w zestawieniu z poprzednim kwartałem - wynika z raportu Open Finance.

Zdaniem autorów przyczyną takiego stanu rzeczy jest słabsza kondycja sektora bankowego w Polsce, a także obawa przed jej pogorszeniem.

Banki uciekają od hipotek

W tej sytuacji tylko pięć na czternaście ankietowanych banków zwiększyło sprzedaż kredytów w porównaniu do I kw. 2008 r. i w każdym przypadku dotyczyło to banków prowadzących wcześniej konserwatywną politykę udzielania kredytów walutowych.

Przy równoczesnym spadku cen nieruchomości oraz wzrostu wymagań dotyczących wkładu własnego, przełożyło się to na obniżenie w ciągu roku przeciętnej wartości kredytu hipotecznego o ponad 7 proc. do ok. 175 tys. złotych.

Waluty w odwrocie

W I kwartale zaobserwowano  znaczny spadek liczby udzielonych kredytów walutowych. W pierwszych trzech miesiącach 2009 roku stanowiły one 28,5 proc. portfela kredytowego, podczas gdy przed rokiem trzy na cztery kredyty nominowane były w walutach.

Według autorów raportu przyczyną odwrotu od kredytów walutowych są kłopoty z pozyskaniem finansowania w walutach obcych oraz marże, które znacząco wzrosły w ostatnich miesiącach. Ponadto wielu klientów dostrzegło ryzyko kursowe jakie wiąże się z zaciąganiem tego rodzaju zobowiązań.

Hitem jest Rodzina na Swoim

Jak wynika z raportu popularność zyskują natomiast kredyty preferencyjne w ramach programu Rodzina na Swoim (państwo przez osiem lat spłaca połowę odsetek). Obecnie już prawie co dziewiąty kredyt hipoteczny (10,7 proc.) zaciągany jest w ramach tego rozwiązania, a liczba udzielonych kredytów w ankietowanych bankach wzrosła o 150 proc. w porównaniu do stanu sprzed roku.

Banki uciekają od hipotek

Banki uciekają od hipotek

W pierwszym kwartale 2009 roku liczba udzielonych kredytów hipotecznych spadła o 40 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Była też mniejsza o 34 proc. w zestawieniu z poprzednim kwartałem - wynika z raportu Open Finance.

Zdaniem autorów przyczyną takiego stanu rzeczy jest słabsza kondycja sektora bankowego w Polsce, a także obawa przed jej pogorszeniem.

Banki uciekają od hipotek

W tej sytuacji tylko pięć na czternaście ankietowanych banków zwiększyło sprzedaż kredytów w porównaniu do I kw. 2008 r. i w każdym przypadku dotyczyło to banków prowadzących wcześniej konserwatywną politykę udzielania kredytów walutowych.

Przy równoczesnym spadku cen nieruchomości oraz wzrostu wymagań dotyczących wkładu własnego, przełożyło się to na obniżenie w ciągu roku przeciętnej wartości kredytu hipotecznego o ponad 7 proc. do ok. 175 tys. złotych.

Waluty w odwrocie

W I kwartale zaobserwowano  znaczny spadek liczby udzielonych kredytów walutowych. W pierwszych trzech miesiącach 2009 roku stanowiły one 28,5 proc. portfela kredytowego, podczas gdy przed rokiem trzy na cztery kredyty nominowane były w walutach.

Według autorów raportu przyczyną odwrotu od kredytów walutowych są kłopoty z pozyskaniem finansowania w walutach obcych oraz marże, które znacząco wzrosły w ostatnich miesiącach. Ponadto wielu klientów dostrzegło ryzyko kursowe jakie wiąże się z zaciąganiem tego rodzaju zobowiązań.

Hitem jest Rodzina na Swoim

Jak wynika z raportu popularność zyskują natomiast kredyty preferencyjne w ramach programu Rodzina na Swoim (państwo przez osiem lat spłaca połowę odsetek). Obecnie już prawie co dziewiąty kredyt hipoteczny (10,7 proc.) zaciągany jest w ramach tego rozwiązania, a liczba udzielonych kredytów w ankietowanych bankach wzrosła o 150 proc. w porównaniu do stanu sprzed roku.

Banki uciekają od hipotek

Konsorcjum Stali dostarczy materiały na Stadion Narodowy

Konsorcjum Stali potwierdziło przyjęcie realizacji zamówienia firm: Hydrobudowa Polska oraz Alpine Construction Polska na dostawę stali prefabrykowanej na budowę Stadionu Narodowego w Warszawie. Szacunkowa wartość zamówienia to 22,4 mln zł netto.
To już kolejna umowa Konsorcjum na dostawy stali w związku z Euro 2012. Wcześniej podpisaliśmy kontrakt na dostawy zbrojeń budowlanych na budowę stadionu w Poznaniu. To pokazuje, że strategia budowy zakładów produkcji zbrojeń budowlanych z myślą o inwestycjach infrastrukturalnych i Euro 2012 była słuszna. Liczymy na to, że inwestycje te ruszą pełna parą w ciągu kilku miesięcy - powiedział prezes Robert Wojdyna cytowany w komunikacie.

Przewidywany termin zakończenia dostaw to 30 czerwca 2010 r.

Konsorcjum Stali jest liderem w branży produkcji zbrojeń budowlanych. Obecna sieć produkcyjno-handlowa spółki składa się z 5 zakładów produkcyjnych oraz 10 oddziałów handlowych. Działalność produkcyjna prowadzona jest w pięciu zakładach, które dysponują łącznymi mocami produkcyjnymi ok. 14 tys. ton zbrojeń miesięcznie.

Konsorcjum Stali miało 1,02 mln zł jednostkowej straty netto w I kw. 2009 roku wobec 3,71 mln zł zysku rok wcześniej. Przychody wyniosły 164,12 mln zł wobec 90,78 mln zł rok wcześniej.
money.pl

Konsorcjum Stali dostarczy materiały na Stadion Narodowy

Konsorcjum Stali potwierdziło przyjęcie realizacji zamówienia firm: Hydrobudowa Polska oraz Alpine Construction Polska na dostawę stali prefabrykowanej na budowę Stadionu Narodowego w Warszawie. Szacunkowa wartość zamówienia to 22,4 mln zł netto.
To już kolejna umowa Konsorcjum na dostawy stali w związku z Euro 2012. Wcześniej podpisaliśmy kontrakt na dostawy zbrojeń budowlanych na budowę stadionu w Poznaniu. To pokazuje, że strategia budowy zakładów produkcji zbrojeń budowlanych z myślą o inwestycjach infrastrukturalnych i Euro 2012 była słuszna. Liczymy na to, że inwestycje te ruszą pełna parą w ciągu kilku miesięcy - powiedział prezes Robert Wojdyna cytowany w komunikacie.

Przewidywany termin zakończenia dostaw to 30 czerwca 2010 r.

Konsorcjum Stali jest liderem w branży produkcji zbrojeń budowlanych. Obecna sieć produkcyjno-handlowa spółki składa się z 5 zakładów produkcyjnych oraz 10 oddziałów handlowych. Działalność produkcyjna prowadzona jest w pięciu zakładach, które dysponują łącznymi mocami produkcyjnymi ok. 14 tys. ton zbrojeń miesięcznie.

Konsorcjum Stali miało 1,02 mln zł jednostkowej straty netto w I kw. 2009 roku wobec 3,71 mln zł zysku rok wcześniej. Przychody wyniosły 164,12 mln zł wobec 90,78 mln zł rok wcześniej.
money.pl

Transakcji na rynku nieruchomości coraz mniej

Mniejsze agencje nieruchomości zwalniają pracowników, zatrudniają ich na niepełny etat lub zamykają biura. Wszystko przez to, że sprzedają się tylko małe mieszkania, a pośrednicy na konkurencyjnym rynku muszą rezygnować z prowizji od kupującego.

Na rynku są małe firmy, które od dłuższego czasu nie miały żadnych transakcji sprzedaży nieruchomości - mówi Janusz Schmidt z Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.

Według danych Ogólnopolskiego Systemu Wielokrotnego Oferowania Nieruchomości MLS w tej chwili liczba transakcji na rynku wtórnym nieruchomości jest pięć razy mniejsza niż przed kryzysem.

Nieliczne transakcje

- W porównaniu z 2007 rokiem liczba transakcji na rynku spadła o 80-85 proc. - potwierdza Jerzy Sobański z agencji Akces.

- Według mnie w ostatnim roku liczba transakcji spadła o 50 proc - szacuje z kolei Joanna Iwanowska z Polanowscy Real Esteta Consultants.

To musiało wpłynąć na sytuację agencji pośrednictwa nieruchomości, które muszą ciąć koszty. Dlatego coraz częściej pracownicy agencji są zatrudniani na niepełny etat lub proponuje się im samozatrudnienie. Czasem też dochodzi do zwolnień.

- Znam firmy, które zwolniły nawet połowę pracowników. U nas zwolnienia objęły 10-15 proc. pracowników, ale musieliśmy zamknąć pięć z 20 naszych biur - nie ukrywa Jerzy Sobański.

Mniej na reklamę

Aby ograniczyć koszty, pośrednicy zdecydowanie zmniejszyli też nakłady na reklamę. Przedstawiciel jednej z agencji nieoficjalnie przyznał, że o ile w poprzednich latach pośrednik wydawał rocznie na reklamę prasową 1 mln zł, o tyle w tym roku musi na to wystarczyć kwota 30 tys. zł. W lepszej sytuacji są oczywiście duże agencje nieruchomości.

- Wielkie firmy zawsze dają sobie radę, bo mają większe rezerwy finansowe. Często przechwytują klientów mniejszych firm - mówi Janusz Schmidt.

- Od marca zyski powróciły, bo rynek transakcji powoli rośnie - mówi Joanna Iwanowska.

- Od lutego mamy nawet więcej transakcji niż w ubiegłym roku, ale sprzedajemy głównie mieszkania w cenach do 300 tys. złotych, czyli dwa razy tańsze niż przed rokiem - dodaje Mariusz Kania, prezes Metrohouse.

Kupujący nie płaci prowizji

Przychody firmy są więc mniejsze. Zmniejszyły się też marże za pośrednictwo. O ile sprzedający nadal musi zwyczajowo płacić pośrednikowi 2,9 proc. wartości nieruchomości, o tyle kupujący jest najczęściej z tej opłaty zwolniony (często jest to efekt negocjacji).

- W tej chwili 3/4 transakcji kupna na rynku nieruchomości to transakcje gotówkowe, bez kredytu bankowego, o który jest bardzo trudno - mówi Mariusz Kania. Właśnie dlatego niektóre mieszkania są w ofertach pośredników po kilka miesięcy.

Wiele zależy jednak od wartości mieszkania. Trudno zbywalne są mieszkania duże i drogie. Mniejsze lokale mogą liczyć na to, że szybciej znajdą nabywcę.

- Średni czas, w którym oferta przestaje być aktualna, jest teraz dłuższy o ponad 43 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem - mówi Marta Kosińska z portalu szybko.pl.

Podobnie jest w bazach danych typowych agencji nieruchomości.

- W Polanowskim przy rozsądnie ustawionej cenie mieszkanie sprzedaje się zwykle w ciągu dwóch, sześciu miesięcy - mówi Joanna Iwanowska.

Niektórzy uważają, że można sprzedać mieszkanie szybciej, ale dotyczy to tzw. okazji, czyli mieszkań, których właściciel jest zdesperowany i gotowy sprzedać je poniżej cen rynkowych.

Najem - sposób na przetrwanie

- Można sprzedać mieszkanie w ciągu trzech, czterech tygodni. To musi być jednak cena bez zakładki na negocjacje czy testowanie rynku - mówi Mariusz Kania.

W praktyce cena dobrze skalkulowana oznacza, że powinna być ona niska. Wielu sprzedawców nie chce jednak słyszeć o obniżeniu ceny. Dlatego w bazach danych są oferty czekające na nabywców prawie rok.

Wszyscy podkreślają, że pośrednicy żyją teraz z najmu.

- Obroty z najmu wzrosły nam o100 proc. W tej chwili już 20 proc. naszych obrotów to najem - mówi Mariusz Kania.

- Dla nas najem to 30 proc. przychodów i 70 proc. wszystkich transakcji - dodaje Joanna Iwanowska.

Jednak najem jedynie łagodzi skutki kryzysu.

- Nie jest to sposób na rozwój firmy, ale jedynie na przetrwanie - twierdzi Janusz Schmidt.

Roman Grzyb

interia.pl

Transakcji na rynku nieruchomości coraz mniej

Mniejsze agencje nieruchomości zwalniają pracowników, zatrudniają ich na niepełny etat lub zamykają biura. Wszystko przez to, że sprzedają się tylko małe mieszkania, a pośrednicy na konkurencyjnym rynku muszą rezygnować z prowizji od kupującego.

Na rynku są małe firmy, które od dłuższego czasu nie miały żadnych transakcji sprzedaży nieruchomości - mówi Janusz Schmidt z Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.

Według danych Ogólnopolskiego Systemu Wielokrotnego Oferowania Nieruchomości MLS w tej chwili liczba transakcji na rynku wtórnym nieruchomości jest pięć razy mniejsza niż przed kryzysem.

Nieliczne transakcje

- W porównaniu z 2007 rokiem liczba transakcji na rynku spadła o 80-85 proc. - potwierdza Jerzy Sobański z agencji Akces.

- Według mnie w ostatnim roku liczba transakcji spadła o 50 proc - szacuje z kolei Joanna Iwanowska z Polanowscy Real Esteta Consultants.

To musiało wpłynąć na sytuację agencji pośrednictwa nieruchomości, które muszą ciąć koszty. Dlatego coraz częściej pracownicy agencji są zatrudniani na niepełny etat lub proponuje się im samozatrudnienie. Czasem też dochodzi do zwolnień.

- Znam firmy, które zwolniły nawet połowę pracowników. U nas zwolnienia objęły 10-15 proc. pracowników, ale musieliśmy zamknąć pięć z 20 naszych biur - nie ukrywa Jerzy Sobański.

Mniej na reklamę

Aby ograniczyć koszty, pośrednicy zdecydowanie zmniejszyli też nakłady na reklamę. Przedstawiciel jednej z agencji nieoficjalnie przyznał, że o ile w poprzednich latach pośrednik wydawał rocznie na reklamę prasową 1 mln zł, o tyle w tym roku musi na to wystarczyć kwota 30 tys. zł. W lepszej sytuacji są oczywiście duże agencje nieruchomości.

- Wielkie firmy zawsze dają sobie radę, bo mają większe rezerwy finansowe. Często przechwytują klientów mniejszych firm - mówi Janusz Schmidt.

- Od marca zyski powróciły, bo rynek transakcji powoli rośnie - mówi Joanna Iwanowska.

- Od lutego mamy nawet więcej transakcji niż w ubiegłym roku, ale sprzedajemy głównie mieszkania w cenach do 300 tys. złotych, czyli dwa razy tańsze niż przed rokiem - dodaje Mariusz Kania, prezes Metrohouse.

Kupujący nie płaci prowizji

Przychody firmy są więc mniejsze. Zmniejszyły się też marże za pośrednictwo. O ile sprzedający nadal musi zwyczajowo płacić pośrednikowi 2,9 proc. wartości nieruchomości, o tyle kupujący jest najczęściej z tej opłaty zwolniony (często jest to efekt negocjacji).

- W tej chwili 3/4 transakcji kupna na rynku nieruchomości to transakcje gotówkowe, bez kredytu bankowego, o który jest bardzo trudno - mówi Mariusz Kania. Właśnie dlatego niektóre mieszkania są w ofertach pośredników po kilka miesięcy.

Wiele zależy jednak od wartości mieszkania. Trudno zbywalne są mieszkania duże i drogie. Mniejsze lokale mogą liczyć na to, że szybciej znajdą nabywcę.

- Średni czas, w którym oferta przestaje być aktualna, jest teraz dłuższy o ponad 43 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem - mówi Marta Kosińska z portalu szybko.pl.

Podobnie jest w bazach danych typowych agencji nieruchomości.

- W Polanowskim przy rozsądnie ustawionej cenie mieszkanie sprzedaje się zwykle w ciągu dwóch, sześciu miesięcy - mówi Joanna Iwanowska.

Niektórzy uważają, że można sprzedać mieszkanie szybciej, ale dotyczy to tzw. okazji, czyli mieszkań, których właściciel jest zdesperowany i gotowy sprzedać je poniżej cen rynkowych.

Najem - sposób na przetrwanie

- Można sprzedać mieszkanie w ciągu trzech, czterech tygodni. To musi być jednak cena bez zakładki na negocjacje czy testowanie rynku - mówi Mariusz Kania.

W praktyce cena dobrze skalkulowana oznacza, że powinna być ona niska. Wielu sprzedawców nie chce jednak słyszeć o obniżeniu ceny. Dlatego w bazach danych są oferty czekające na nabywców prawie rok.

Wszyscy podkreślają, że pośrednicy żyją teraz z najmu.

- Obroty z najmu wzrosły nam o100 proc. W tej chwili już 20 proc. naszych obrotów to najem - mówi Mariusz Kania.

- Dla nas najem to 30 proc. przychodów i 70 proc. wszystkich transakcji - dodaje Joanna Iwanowska.

Jednak najem jedynie łagodzi skutki kryzysu.

- Nie jest to sposób na rozwój firmy, ale jedynie na przetrwanie - twierdzi Janusz Schmidt.

Roman Grzyb

interia.pl

Skandal w Nowym Jorku

Osiem lat po tragedii World Trade Center nadal teren tzw. Ground Zero stoi niezabudowany. Niezbędna będzie interwencja rządu.

Od siedmiu miesięcy nie mogą się porozumieć właściciel terenu (Port Authority of New York and New Jersey) z deweloperem (Larry Silverstein), który miał postawić pięć budynków. Na trzy znalazł finansowanie, na dwa - nie i chce aby właściciel terenu o to zadbał. Port, owszem, znalazł pieniądze w kwocie 800 mln USD, lecz tylko na jeden budynek i uważa, że dwa wieżowce w zupełności teraz wystarczą.

Dzisiaj w willi Michaela Bloomberga (burmistrza Nowego Jorku) odbędzie się ważne spotkanie polityków z obydwu stanów. Nie wiadomo co ono może dać - w miejscu po World Trade Center powstać ma 10 mln m kw. powierzchni biurowej, na którą nie ma teraz chętnych i stąd brak pieniędzy. Miasto Nowy Jork zagwarantowało wynajem zaledwie połowy powierzchni w jednym budynku.

Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL

źródło informacji: INTERIA.PL


Skandal w Nowym Jorku

Osiem lat po tragedii World Trade Center nadal teren tzw. Ground Zero stoi niezabudowany. Niezbędna będzie interwencja rządu.

Od siedmiu miesięcy nie mogą się porozumieć właściciel terenu (Port Authority of New York and New Jersey) z deweloperem (Larry Silverstein), który miał postawić pięć budynków. Na trzy znalazł finansowanie, na dwa - nie i chce aby właściciel terenu o to zadbał. Port, owszem, znalazł pieniądze w kwocie 800 mln USD, lecz tylko na jeden budynek i uważa, że dwa wieżowce w zupełności teraz wystarczą.

Dzisiaj w willi Michaela Bloomberga (burmistrza Nowego Jorku) odbędzie się ważne spotkanie polityków z obydwu stanów. Nie wiadomo co ono może dać - w miejscu po World Trade Center powstać ma 10 mln m kw. powierzchni biurowej, na którą nie ma teraz chętnych i stąd brak pieniędzy. Miasto Nowy Jork zagwarantowało wynajem zaledwie połowy powierzchni w jednym budynku.

Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL

źródło informacji: INTERIA.PL


Kolejne banki pozwane

UOKiK skierował do sądu pozwy dotyczące uznania kolejnych klauzul za niedozwolone. Zakwestionowano m.in. obowiązek zapłaty dodatkowej prowizji wtedy, kiedy bank wypowiada umowę oraz dowolne pobieranie opłat za monity i wezwania do zapłaty. Jeden z banków już wycofał się ze stosowania kwestionowanych postanowień.

UOKiK prowadzi stały monitoring wzorców umownych stosowanych przez przedsiębiorców działających w różnych branżach. Zgodnie z kodeksem cywilnym, postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy.

Skierowane pozwy do sądu dotyczą warunków umów o kredyt hipoteczny stosowanych przez Nykredit oraz Lukas Bank. Urząd kwestionuje postanowienie, zgodnie z którym w przypadku wypowiedzenia umowy przez bank, konsument był zobowiązywany do uiszczenia odsetek i dodatkowej prowizji za wcześniejszą spłatę kredytu. Zdaniem Urzędu, działanie to jest sprzeczne z dobrymi obyczajami oraz rażąco narusza interesy konsumentów, ponieważ stosuje się wobec nich podwójną sankcję.

UOKiK prowadzi stały monitoring wzorców umownych stosowanych przez przedsiębiorców działających w różnych branżach. Zgodnie z kodeksem cywilnym, postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy.

Skierowane pozwy do sądu dotyczą warunków umów o kredyt hipoteczny stosowanych przez Nykredit oraz Lukas Bank. Urząd kwestionuje postanowienie, zgodnie z którym w przypadku wypowiedzenia umowy przez bank, konsument był zobowiązywany do uiszczenia odsetek i dodatkowej prowizji za wcześniejszą spłatę kredytu. Zdaniem Urzędu, działanie to jest sprzeczne z dobrymi obyczajami oraz rażąco narusza interesy konsumentów, ponieważ stosuje się wobec nich podwójną sankcję.

Ponadto, jeżeli to konsument podejmie decyzję o wcześniejszej spłacie kredytu wiąże się ona zazwyczaj ze standardowo pobieraną prowizją, która ma zrekompensować bankowi utratę odsetek w związku z krótszym okresem kredytowania. Natomiast, żądanie zapłacenia dodatkowej prowizji wynikającej z decyzji banku o wypowiedzeniu umowy, może naruszać interesy konsumenta.

Wątpliwości UOKiK budzi również brak wskazania procedur przy ustalaniu opłat związanych z dochodzeniem wierzytelności. Jeżeli konsument spóźniał się ze spłatą kredytu, bank pobierał opłaty za każdorazowe upomnienie telefoniczne 13 zł, korespondencję 15 zł, wyjazd interwencyjny 50 zł. UOKiK nie kwestionuje wysokości pobieranych opłat, ale arbitralność w ich ustalaniu. W opinii Urzędu zasady i częstotliwość korzystania z tych środków powinny być jasno i precyzyjnie sformułowane, a nie ustalane dowolnie.

Co więcej, bank mógł stosować wszystkie środki równocześnie: poza wysyłaną korespondencją, telefonicznie upominać kredytobiorcę - w związku z tym konsument musiał ponosić dodatkowe i nieuzasadnione koszty. Urząd również podkreśla, że zgodnie z prawem, jeżeli kredytobiorca spóźnia się ze spłatą rat kredytu, bank ma prawo naliczać odsetki za zwłokę, które wystarczająco pokrywają ewentualne szkody poniesione przez bank związane z opóźnieniami w spłacie.

Kolejną klauzulą jest postanowienie dotyczące braku możliwości zwrotu składki zapłaconej na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego po ustaniu ryzyka. Wykupienie ubezpieczenia zastępuje zabezpieczenie kredytu w postaci wkładu własnego i chroni bank przed ryzykiem związanym z brakiem spłaty zobowiązania. Ryzyko to ustaje wraz ze spłatą części kredytu stanowiącej tzw. niski wkład własny.

W momencie ustania ryzyka, zdaniem Urzędu, bank powinien zwrócić składkę za okres niewykorzystanej ochrony ubezpieczeniowej. Brak zwrotu nadpłaconej składki naraża konsumenta na koszty, które nie wynikają z wykonywania umowy i narusza jego interes ekonomiczny.

Jeżeli sąd podzieli argumenty Prezesa Urzędu, zakwestionowane postanowienia zostaną wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych, a ich stosowanie w obrocie z konsumentami będzie zabronione.

Jeśli przedsiębiorcy mimo to będą ją stosowali, UOKiK może wszcząć postępowanie w sprawie naruszenia zbiorowych interesów konsumentów i w konsekwencji nałożyć na przedsiębiorcę karę w wysokości do 10 proc. ubiegłorocznego przychodu. Obecnie w rejestrze zawierającym ponad 1600 niedozwolonych klauzul - 92 dotyczy usług finansowych.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Kolejne banki pozwane

UOKiK skierował do sądu pozwy dotyczące uznania kolejnych klauzul za niedozwolone. Zakwestionowano m.in. obowiązek zapłaty dodatkowej prowizji wtedy, kiedy bank wypowiada umowę oraz dowolne pobieranie opłat za monity i wezwania do zapłaty. Jeden z banków już wycofał się ze stosowania kwestionowanych postanowień.

UOKiK prowadzi stały monitoring wzorców umownych stosowanych przez przedsiębiorców działających w różnych branżach. Zgodnie z kodeksem cywilnym, postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy.

Skierowane pozwy do sądu dotyczą warunków umów o kredyt hipoteczny stosowanych przez Nykredit oraz Lukas Bank. Urząd kwestionuje postanowienie, zgodnie z którym w przypadku wypowiedzenia umowy przez bank, konsument był zobowiązywany do uiszczenia odsetek i dodatkowej prowizji za wcześniejszą spłatę kredytu. Zdaniem Urzędu, działanie to jest sprzeczne z dobrymi obyczajami oraz rażąco narusza interesy konsumentów, ponieważ stosuje się wobec nich podwójną sankcję.

UOKiK prowadzi stały monitoring wzorców umownych stosowanych przez przedsiębiorców działających w różnych branżach. Zgodnie z kodeksem cywilnym, postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy.

Skierowane pozwy do sądu dotyczą warunków umów o kredyt hipoteczny stosowanych przez Nykredit oraz Lukas Bank. Urząd kwestionuje postanowienie, zgodnie z którym w przypadku wypowiedzenia umowy przez bank, konsument był zobowiązywany do uiszczenia odsetek i dodatkowej prowizji za wcześniejszą spłatę kredytu. Zdaniem Urzędu, działanie to jest sprzeczne z dobrymi obyczajami oraz rażąco narusza interesy konsumentów, ponieważ stosuje się wobec nich podwójną sankcję.

Ponadto, jeżeli to konsument podejmie decyzję o wcześniejszej spłacie kredytu wiąże się ona zazwyczaj ze standardowo pobieraną prowizją, która ma zrekompensować bankowi utratę odsetek w związku z krótszym okresem kredytowania. Natomiast, żądanie zapłacenia dodatkowej prowizji wynikającej z decyzji banku o wypowiedzeniu umowy, może naruszać interesy konsumenta.

Wątpliwości UOKiK budzi również brak wskazania procedur przy ustalaniu opłat związanych z dochodzeniem wierzytelności. Jeżeli konsument spóźniał się ze spłatą kredytu, bank pobierał opłaty za każdorazowe upomnienie telefoniczne 13 zł, korespondencję 15 zł, wyjazd interwencyjny 50 zł. UOKiK nie kwestionuje wysokości pobieranych opłat, ale arbitralność w ich ustalaniu. W opinii Urzędu zasady i częstotliwość korzystania z tych środków powinny być jasno i precyzyjnie sformułowane, a nie ustalane dowolnie.

Co więcej, bank mógł stosować wszystkie środki równocześnie: poza wysyłaną korespondencją, telefonicznie upominać kredytobiorcę - w związku z tym konsument musiał ponosić dodatkowe i nieuzasadnione koszty. Urząd również podkreśla, że zgodnie z prawem, jeżeli kredytobiorca spóźnia się ze spłatą rat kredytu, bank ma prawo naliczać odsetki za zwłokę, które wystarczająco pokrywają ewentualne szkody poniesione przez bank związane z opóźnieniami w spłacie.

Kolejną klauzulą jest postanowienie dotyczące braku możliwości zwrotu składki zapłaconej na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego po ustaniu ryzyka. Wykupienie ubezpieczenia zastępuje zabezpieczenie kredytu w postaci wkładu własnego i chroni bank przed ryzykiem związanym z brakiem spłaty zobowiązania. Ryzyko to ustaje wraz ze spłatą części kredytu stanowiącej tzw. niski wkład własny.

W momencie ustania ryzyka, zdaniem Urzędu, bank powinien zwrócić składkę za okres niewykorzystanej ochrony ubezpieczeniowej. Brak zwrotu nadpłaconej składki naraża konsumenta na koszty, które nie wynikają z wykonywania umowy i narusza jego interes ekonomiczny.

Jeżeli sąd podzieli argumenty Prezesa Urzędu, zakwestionowane postanowienia zostaną wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych, a ich stosowanie w obrocie z konsumentami będzie zabronione.

Jeśli przedsiębiorcy mimo to będą ją stosowali, UOKiK może wszcząć postępowanie w sprawie naruszenia zbiorowych interesów konsumentów i w konsekwencji nałożyć na przedsiębiorcę karę w wysokości do 10 proc. ubiegłorocznego przychodu. Obecnie w rejestrze zawierającym ponad 1600 niedozwolonych klauzul - 92 dotyczy usług finansowych.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Hipoteki: Głęboki spadek

W pierwszym kwartale bieżącego roku liczba udzielonych kredytów hipotecznych spadła o 40 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Była też mniejsza o 34 proc. w zestawieniu z poprzednim kwartałem - wynika z raportu Open Finance.

Zebrane wśród czternastu największych banków dane dotyczące rynku kredytów hipotecznych przedstawiają obraz zniszczenia, jakiego w tym segmencie rynku dokonał kryzys finansowy. Spadek liczby udzielonych kredytów obserwowaliśmy co prawda od dłuższego czasu (siedmiu kwartałów), ale dopiero teraz nabrał on tak dużego tempa.

Przyczyn takiego stanu rzeczy można wyróżnić kilka, ale generalną jest słabsza kondycja sektora bankowego w Polsce i obawa przed jej pogorszeniem. Wyniki kwartalne banków (za I kw. 2009 r.) wskazały na spadek współczynników wypłacalności związany bądź to z osłabieniem złotego (a więc wzrostem wartości aktywów) bądź z rezerwami i odpisami tworzonymi na niespłacane kredyty (a więc spadkiem kapitałów własnych), bądź też z obydwoma tymi czynnikami łącznie. Stąd zmniejszona skłonność banków do udzielania kredytów, idący za tym wzrost ich ceny (marż), a w konsekwencji mniejsza liczba osób z sukcesem starających się o kredyt.

Z przesłanych do Open Finance ankiet wynika, że tylko pięć na czternaście banków zwiększyło sprzedaż kredytów w porównaniu do I kw. 2008 r. i w każdym przypadku dotyczyło to banków prowadzących wcześniej konserwatywną politykę udzielania kredytów walutowych. Ze względu na poufny charakter danych jednostkowych, tylko wyobraźni czytelników pozostawiamy skalę spadku liczby kredytów w bankach, które w przeszłości prowadziły ekspansywną politykę kredytową z naciskiem na kredyty walutowe.

Warto zauważyć silny spadek liczby kredytów w relacji do IV kw. 2008 r., w którym kryzys już trwał, a banki już zacieśniały akcję kredytową. Jednym z powodów jest sezonowość rynku (spadek liczby udzielonych kredytów między I kw. 2008 r. i IV kw. 2007 r. wyniósł 16,6 proc.) - pierwszy kwartał roku zwykle jest słabszy niż poprzedzająca go końcówka roku. Druga sprawa to relatywnie mocne wyniki z czwartego kwartału, a zwłaszcza z października, kiedy klienci zdecydowanie przyspieszyli wypłatę kredytów w obawie przed ich wstrzymaniem w czasie rozpoczynającego się kryzysu.

Kwartalna dynamika liczby udzielanych kredytów

Open Finance

Na podstawie danych nadesłanych przez: PKO BP, Bank Pekao, Bank BGŻ, Bank Millennium, Kredyt Bank, DomBank, BZ WBK, ING BSK, mBank, MultiBank, Santander Consumer Bank, Metrobank, Nordea Bank Polska, Deutsche Bank PBC

Nie tak źle w skali roku

Po raz drugi przedstawiamy wyniki sprzedaży kredytów hipotecznych w ujęciu dwunastomiesięcznym. Celem jest wyeliminowanie z danych turbulencji rynkowych związanych z sezonowością rynku i okresowymi wahnięciami koniunktury. Kryzys finansowy wymyka się spod tej definicji i w ujęciu czterech kwartałów zanotowaliśmy spadek liczby udzielanych kredytów o 18 proc. W tym ujęciu prezentowane dane będą z opóźnieniem przedstawiać wpływ kryzysu na sprzedaż hipotek, choćby ze względu na bardzo dobry drugi kwartał ubiegłego roku, czy prosty fakt, że zaostrzenie kryzysu datuje się na upadek banku Lehman Bros. we wrześniu 2008 r.

Dynamika liczby udzielonych kredytów - w ujęciu 12-miesięcznym

Open Finance

Na podstawie danych nadesłanych przez: PKO BP, Bank BGŻ, Bank Millennium, Kredyt Bank, DomBank, BZ WBK, ING BSK, mBank, MultiBank, Santander Consumer Bank, Metrobank

Mniejsze kwoty

W porównaniu do stanu sprzed roku przeciętna wartość kredytu hipotecznego obniżyła się o ponad 7 proc. do ok. 175 tys. zł, co wiąże się zarówno ze spadkiem cen nieruchomości, jak również z wymaganiami dotyczącymi wkładu własnego od kredytobiorców. Spadek kwoty kredytu nie jest tak silny jak spadek cen mieszkań (według cen transakcyjnych monitorowanych przez Open Finance sięga on 10-15 proc. w głównych miastach Polski), ponieważ kredyty przyznawane są obecnie głównie lepiej uposażonym klientom.

W porównaniu do czwartego kwartału wartość przeciętnego kredytu spadła o 4,3 proc., ale trzeba pamiętać, że z kolei w czwartym kwartale zanotowaliśmy aż 20-proc. spadek wartości przeciętnego kredytu (wobec trzeciego kwartału). Mamy więc do czynienia z tzw. efektem niskiej bazy.

Średnia wartość udzielonych kredytów

Open Finance

Na podstawie danych nadesłanych przez: PKO BP, Bank Pekao, Bank BGŻ, Bank Millennium, Kredyt Bank, DomBank, BZ WBK, ING BSK, mBank, MultiBank, Santander Consumer Bank, Metrobank

Waluty w odwrocie

Obserwator rynku kredytowego nie będzie specjalnie zaskoczony spadkiem liczby udzielonych kredytów walutowych, które w I kw. 2009 r. stanowiły 28,5 proc. portfela kredytowego (wśród banków, które podały tego rodzaju dane), podczas gdy przed rokiem trzy na cztery kredyty nominowane były w walutach. Można więc mówić o odwróceniu proporcji na korzyść złotego. Przyczyny są jasno zdefiniowane - kłopoty z pozyskaniem finansowania w walutach obcych przez banki przełożyły się na dostępność tego rodzaju kredytów w kraju. Marże od tych kredytów są znacząco wyższe, a dodatkowo wielu klientów dostrzegło ryzyko kursowe jakie wiąże się z zaciąganiem tego rodzaju zobowiązań. W efekcie popularność kredytów w walutach obcych znalazła się w fazie schyłkowej, a kredyty walutowe z popularnych, stały się ekskluzywnymi.

Udział kredytów walutowych w kredytach ogółem

Open Finance

Na podstawie danych nadesłanych przez: PKO BP, Bank Pekao, Bank BGŻ, Bank Millennium, Kredyt Bank, DomBank, BZ WBK, ING BSK, mBank, MultiBank, Santander Consumer Bank, Metrobank, Nordea Bank Polska, Deutsche Bank PBC

Rodzina na swoim

Zastępuje je za to z powodzeniem program kredytów preferencyjnych "Rodzina na Swoim", w którym państwo przez osiem lat spłaca połowę odsetek za kredytobiorców uprawnionych do wzięcia udziału w programie. Obecnie już prawie co dziewiąty kredyt hipoteczny (10,7 proc.) zaciągany jest w ramach tego rozwiązania, a liczba udzielonych kredytów w ankietowanych bankach wzrosła o 150 proc. w porównaniu do stanu sprzed roku. Oczekujemy, że popularność tego kredytu będzie rosła i w całym 2009 r. będzie stanowić nawet 10-15 proc. całego rynku kredytów hipotecznych (w ujęciu ilościowym). Zaledwie trzy miesiące temu szacowaliśmy udział tych kredytów na 5 proc. (w całym 2009 r.), ale przez ten czas popularność programu wyraźnie wzrosła.

Komentarz i prognoza

Dane za pierwszy kwartał były zgodne z naszymi oczekiwaniami i nadal spodziewamy się, że rynek kredytów hipotecznych skurczy się o 30-40 proc. w ujęciu ilościowym w 2009 r., zakładając niewielką jego poprawę w drugiej części roku, do czego może przyczynić się odczuwalna już odwilż na rynkach pieniężnych na świecie oraz obserwowany spadek cen mieszkań. Z satysfakcją odnotowaliśmy, że wyniki ankiety Open Finance są prawie w 100 proc. zbieżne ze wstępnymi danymi opublikowanymi przez Związek Banków Polskich, który przed miesiącem poinformował o spadku liczby udzielonych kredytów do 35 tys. z 60 tys. w I kw. 2008 r. (spadek o 41,7 proc.).

W najbliższych miesiącach spodziewamy się dużych utrudnień w dostępie do kredytów hipotecznych ze strony większości banków obecnych w Polsce. Pole do dalszych obniżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej wydaje się być ograniczone i może co najwyżej w części zrekompensować przyszłym kredytobiorcom już dokonany wzrost marż od kredytów hipotecznych. Sądzimy, że najniższy poziom udzielanych kredytów hipotecznych zostanie osiągnięty w trzecim kwartale, który jest sezonowo słabszym okresem na rynku kredytów, a w kolejnych kwartałach będziemy oczekiwali stopniowej poprawy w dostępności kredytów, zwłaszcza jeśli do tego czasu doszłoby do umocnienia złotego lub przynajmniej stabilizacji jego notowań. Skutkowałoby to poprawą współczynników wypłacalności lub przynajmniej przekonaniem banków, że współczynniki te mogłyby nie ulegać dalszemu pogorszeniu.

Emil Szweda, Bernard Waszczyk - Open Finance

interia.pl

Hipoteki: Głęboki spadek

W pierwszym kwartale bieżącego roku liczba udzielonych kredytów hipotecznych spadła o 40 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Była też mniejsza o 34 proc. w zestawieniu z poprzednim kwartałem - wynika z raportu Open Finance.

Zebrane wśród czternastu największych banków dane dotyczące rynku kredytów hipotecznych przedstawiają obraz zniszczenia, jakiego w tym segmencie rynku dokonał kryzys finansowy. Spadek liczby udzielonych kredytów obserwowaliśmy co prawda od dłuższego czasu (siedmiu kwartałów), ale dopiero teraz nabrał on tak dużego tempa.

Przyczyn takiego stanu rzeczy można wyróżnić kilka, ale generalną jest słabsza kondycja sektora bankowego w Polsce i obawa przed jej pogorszeniem. Wyniki kwartalne banków (za I kw. 2009 r.) wskazały na spadek współczynników wypłacalności związany bądź to z osłabieniem złotego (a więc wzrostem wartości aktywów) bądź z rezerwami i odpisami tworzonymi na niespłacane kredyty (a więc spadkiem kapitałów własnych), bądź też z obydwoma tymi czynnikami łącznie. Stąd zmniejszona skłonność banków do udzielania kredytów, idący za tym wzrost ich ceny (marż), a w konsekwencji mniejsza liczba osób z sukcesem starających się o kredyt.

Z przesłanych do Open Finance ankiet wynika, że tylko pięć na czternaście banków zwiększyło sprzedaż kredytów w porównaniu do I kw. 2008 r. i w każdym przypadku dotyczyło to banków prowadzących wcześniej konserwatywną politykę udzielania kredytów walutowych. Ze względu na poufny charakter danych jednostkowych, tylko wyobraźni czytelników pozostawiamy skalę spadku liczby kredytów w bankach, które w przeszłości prowadziły ekspansywną politykę kredytową z naciskiem na kredyty walutowe.

Warto zauważyć silny spadek liczby kredytów w relacji do IV kw. 2008 r., w którym kryzys już trwał, a banki już zacieśniały akcję kredytową. Jednym z powodów jest sezonowość rynku (spadek liczby udzielonych kredytów między I kw. 2008 r. i IV kw. 2007 r. wyniósł 16,6 proc.) - pierwszy kwartał roku zwykle jest słabszy niż poprzedzająca go końcówka roku. Druga sprawa to relatywnie mocne wyniki z czwartego kwartału, a zwłaszcza z października, kiedy klienci zdecydowanie przyspieszyli wypłatę kredytów w obawie przed ich wstrzymaniem w czasie rozpoczynającego się kryzysu.

Kwartalna dynamika liczby udzielanych kredytów

Open Finance

Na podstawie danych nadesłanych przez: PKO BP, Bank Pekao, Bank BGŻ, Bank Millennium, Kredyt Bank, DomBank, BZ WBK, ING BSK, mBank, MultiBank, Santander Consumer Bank, Metrobank, Nordea Bank Polska, Deutsche Bank PBC

Nie tak źle w skali roku

Po raz drugi przedstawiamy wyniki sprzedaży kredytów hipotecznych w ujęciu dwunastomiesięcznym. Celem jest wyeliminowanie z danych turbulencji rynkowych związanych z sezonowością rynku i okresowymi wahnięciami koniunktury. Kryzys finansowy wymyka się spod tej definicji i w ujęciu czterech kwartałów zanotowaliśmy spadek liczby udzielanych kredytów o 18 proc. W tym ujęciu prezentowane dane będą z opóźnieniem przedstawiać wpływ kryzysu na sprzedaż hipotek, choćby ze względu na bardzo dobry drugi kwartał ubiegłego roku, czy prosty fakt, że zaostrzenie kryzysu datuje się na upadek banku Lehman Bros. we wrześniu 2008 r.

Dynamika liczby udzielonych kredytów - w ujęciu 12-miesięcznym

Open Finance

Na podstawie danych nadesłanych przez: PKO BP, Bank BGŻ, Bank Millennium, Kredyt Bank, DomBank, BZ WBK, ING BSK, mBank, MultiBank, Santander Consumer Bank, Metrobank

Mniejsze kwoty

W porównaniu do stanu sprzed roku przeciętna wartość kredytu hipotecznego obniżyła się o ponad 7 proc. do ok. 175 tys. zł, co wiąże się zarówno ze spadkiem cen nieruchomości, jak również z wymaganiami dotyczącymi wkładu własnego od kredytobiorców. Spadek kwoty kredytu nie jest tak silny jak spadek cen mieszkań (według cen transakcyjnych monitorowanych przez Open Finance sięga on 10-15 proc. w głównych miastach Polski), ponieważ kredyty przyznawane są obecnie głównie lepiej uposażonym klientom.

W porównaniu do czwartego kwartału wartość przeciętnego kredytu spadła o 4,3 proc., ale trzeba pamiętać, że z kolei w czwartym kwartale zanotowaliśmy aż 20-proc. spadek wartości przeciętnego kredytu (wobec trzeciego kwartału). Mamy więc do czynienia z tzw. efektem niskiej bazy.

Średnia wartość udzielonych kredytów

Open Finance

Na podstawie danych nadesłanych przez: PKO BP, Bank Pekao, Bank BGŻ, Bank Millennium, Kredyt Bank, DomBank, BZ WBK, ING BSK, mBank, MultiBank, Santander Consumer Bank, Metrobank

Waluty w odwrocie

Obserwator rynku kredytowego nie będzie specjalnie zaskoczony spadkiem liczby udzielonych kredytów walutowych, które w I kw. 2009 r. stanowiły 28,5 proc. portfela kredytowego (wśród banków, które podały tego rodzaju dane), podczas gdy przed rokiem trzy na cztery kredyty nominowane były w walutach. Można więc mówić o odwróceniu proporcji na korzyść złotego. Przyczyny są jasno zdefiniowane - kłopoty z pozyskaniem finansowania w walutach obcych przez banki przełożyły się na dostępność tego rodzaju kredytów w kraju. Marże od tych kredytów są znacząco wyższe, a dodatkowo wielu klientów dostrzegło ryzyko kursowe jakie wiąże się z zaciąganiem tego rodzaju zobowiązań. W efekcie popularność kredytów w walutach obcych znalazła się w fazie schyłkowej, a kredyty walutowe z popularnych, stały się ekskluzywnymi.

Udział kredytów walutowych w kredytach ogółem

Open Finance

Na podstawie danych nadesłanych przez: PKO BP, Bank Pekao, Bank BGŻ, Bank Millennium, Kredyt Bank, DomBank, BZ WBK, ING BSK, mBank, MultiBank, Santander Consumer Bank, Metrobank, Nordea Bank Polska, Deutsche Bank PBC

Rodzina na swoim

Zastępuje je za to z powodzeniem program kredytów preferencyjnych "Rodzina na Swoim", w którym państwo przez osiem lat spłaca połowę odsetek za kredytobiorców uprawnionych do wzięcia udziału w programie. Obecnie już prawie co dziewiąty kredyt hipoteczny (10,7 proc.) zaciągany jest w ramach tego rozwiązania, a liczba udzielonych kredytów w ankietowanych bankach wzrosła o 150 proc. w porównaniu do stanu sprzed roku. Oczekujemy, że popularność tego kredytu będzie rosła i w całym 2009 r. będzie stanowić nawet 10-15 proc. całego rynku kredytów hipotecznych (w ujęciu ilościowym). Zaledwie trzy miesiące temu szacowaliśmy udział tych kredytów na 5 proc. (w całym 2009 r.), ale przez ten czas popularność programu wyraźnie wzrosła.

Komentarz i prognoza

Dane za pierwszy kwartał były zgodne z naszymi oczekiwaniami i nadal spodziewamy się, że rynek kredytów hipotecznych skurczy się o 30-40 proc. w ujęciu ilościowym w 2009 r., zakładając niewielką jego poprawę w drugiej części roku, do czego może przyczynić się odczuwalna już odwilż na rynkach pieniężnych na świecie oraz obserwowany spadek cen mieszkań. Z satysfakcją odnotowaliśmy, że wyniki ankiety Open Finance są prawie w 100 proc. zbieżne ze wstępnymi danymi opublikowanymi przez Związek Banków Polskich, który przed miesiącem poinformował o spadku liczby udzielonych kredytów do 35 tys. z 60 tys. w I kw. 2008 r. (spadek o 41,7 proc.).

W najbliższych miesiącach spodziewamy się dużych utrudnień w dostępie do kredytów hipotecznych ze strony większości banków obecnych w Polsce. Pole do dalszych obniżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej wydaje się być ograniczone i może co najwyżej w części zrekompensować przyszłym kredytobiorcom już dokonany wzrost marż od kredytów hipotecznych. Sądzimy, że najniższy poziom udzielanych kredytów hipotecznych zostanie osiągnięty w trzecim kwartale, który jest sezonowo słabszym okresem na rynku kredytów, a w kolejnych kwartałach będziemy oczekiwali stopniowej poprawy w dostępności kredytów, zwłaszcza jeśli do tego czasu doszłoby do umocnienia złotego lub przynajmniej stabilizacji jego notowań. Skutkowałoby to poprawą współczynników wypłacalności lub przynajmniej przekonaniem banków, że współczynniki te mogłyby nie ulegać dalszemu pogorszeniu.

Emil Szweda, Bernard Waszczyk - Open Finance

interia.pl

Korekta nadal ważna

Rynki znajdują się nadal w korekcie. Widać, iż na na Wall Street przełamane w zeszłym tygodniu trendy wzrostowe powstrzymały wzrosty. Należy uznać, iż S&P500 zmienia trend średnioterminowy na horyzontalny.

Obecne ograniczenia ruchów cen to poziomy kanał między około 878, a 930. Wygląd Nasdaq oraz DJIA jest podobny. Dopiero wybicie się indeksów z prostokątów może wyznaczyć dalszy kierunek. Warto jednak pamiętać, iż ewentualne spadki przypomną inwestorom o wieloletniej formacji podwójnego szczytu na S&P500. W krótkim i średnim terminie, fakt jej potencjalnej realizacji jest bez znaczenia. Istotne jest jednak, iż może ona kreować i podtrzymywać złe nastroje. Na razie jednak, cały czas szanse byków i niedźwiedzi są wyrównane.

Poza rynkami akcji zmiennością raczyły inwestorów rynki metali szlachetnych i rynek walutowy. Wróciła pamiętana z lat ubiegłych wysoka korelacja ceny złota i EURUSD. Wspomniane aktywa są w trendach wzrostowych. Podstawowa analiza wykresów wskazuje, iż pierwsze opory na złocie znajdują się kilkanaście dolarów wyżej, później dopiero medialne 1000USD. EURUSD kieruje się już wyraźnie w kierunku 1.45. Warto zwrócić uwagę na wykres tej pary w horyzoncie ostatnich 30 lat. Jeżeli przez ostatnie 8 miesięcy rynek bronił wsparcia w okolicach 1.35 to para EURUSD może wrócić do trendu wzrostowego zapoczątkowanego w latach osiemdziesiątych. Oznaczałoby to dalsza utrzymującą się zmienność tej pary, jak i innych aktywów.

Głównym wydarzeniem wczorajszego dnia było - i wydaje się następnych tygodni będzie - ostrzeżenie wydane przez agencję Standard&Poors dla papierów dłużnych wydanych przez rządy USA i Wielkiej Brytanii. Atmosfera na rynkach kredytowych jest więc napięta. Obniżenie ratingów dla wspomnianych krajów, oznaczałoby prawdopodobnie, iż przynajmniej połowa dłużnych aktywów na świecie musiałaby mieć obniżone oceny. W efekcie takiej obniżki agencje lawinowo obniżałyby ratingi innych krajów, a następnie spółek. Wspomniane aktywa powinny "płacić" wyższe oprocentowanie co w konsekwencji podniosłoby koszt finansowania dla innych jednostek/aktywów. Warto obserwować ten temat szczególnie mając na uwadze możliwą chęć rehabilitacji agencji ratingowych za opieszałe decyzje obniżenia ocen światowych banków i jednostek hipotecznych w USA.

Niezależnie od rynku emocji nie brakuje co utrudnia pracę inwestorom długoterminowym, ale jest źródłem okazji właściwie na wszystkich aktywach dla działających w krótkim i średnim terminie. O godzinie 7:59 w City Index UK100 CFD (odpowiednik FTSE100) kwotowany jest na poziomie 4355, nieznacznie wyżej niż jego zamknięcie wczoraj na poziomie 4345. Natomiast GERMANY30 CFD (odpowiednik DAX) kwotowany jest na poziomie 4907, podobnie wyżej niż jego wczorajsze zamknięcie na poziomie 4901.

Informacje, którymi interesuje się rynek:

- Standard&Poor ostrzegł Wielką Brytanię, iż może utracić najwyższy rating kredytowy (The Wall Street Journal)

- Bank Japonii jest zdania, iż większy spadek gospodarki niż w pierwszym kwartale nie będzie miał miejsca, główna stopa procentowa pozostaje na poziomie 0,1% (Bloomberg),

- w odpowiedzi na spekulacje Washington Post o możliwej upadłości GM w przyszłym tygodniu, informuje się, iż decyzje mogą nie być powzięte przed 1 czerwca - źródło zbliżone do spółki kwotowane przez agencje informacyjne (Reuters),

- kolejne ratunkowe finansowanie dla GMAC - 7,5 mld USD wczoraj, może wzrosnąć do 14 mld USD przez co rząd USA stanie się akcjonariuszem większościowym (Marketwatch).

Łukasz Wardyn

źródło informacji: City Index / o. w Polsce

Korekta nadal ważna

Rynki znajdują się nadal w korekcie. Widać, iż na na Wall Street przełamane w zeszłym tygodniu trendy wzrostowe powstrzymały wzrosty. Należy uznać, iż S&P500 zmienia trend średnioterminowy na horyzontalny.

Obecne ograniczenia ruchów cen to poziomy kanał między około 878, a 930. Wygląd Nasdaq oraz DJIA jest podobny. Dopiero wybicie się indeksów z prostokątów może wyznaczyć dalszy kierunek. Warto jednak pamiętać, iż ewentualne spadki przypomną inwestorom o wieloletniej formacji podwójnego szczytu na S&P500. W krótkim i średnim terminie, fakt jej potencjalnej realizacji jest bez znaczenia. Istotne jest jednak, iż może ona kreować i podtrzymywać złe nastroje. Na razie jednak, cały czas szanse byków i niedźwiedzi są wyrównane.

Poza rynkami akcji zmiennością raczyły inwestorów rynki metali szlachetnych i rynek walutowy. Wróciła pamiętana z lat ubiegłych wysoka korelacja ceny złota i EURUSD. Wspomniane aktywa są w trendach wzrostowych. Podstawowa analiza wykresów wskazuje, iż pierwsze opory na złocie znajdują się kilkanaście dolarów wyżej, później dopiero medialne 1000USD. EURUSD kieruje się już wyraźnie w kierunku 1.45. Warto zwrócić uwagę na wykres tej pary w horyzoncie ostatnich 30 lat. Jeżeli przez ostatnie 8 miesięcy rynek bronił wsparcia w okolicach 1.35 to para EURUSD może wrócić do trendu wzrostowego zapoczątkowanego w latach osiemdziesiątych. Oznaczałoby to dalsza utrzymującą się zmienność tej pary, jak i innych aktywów.

Głównym wydarzeniem wczorajszego dnia było - i wydaje się następnych tygodni będzie - ostrzeżenie wydane przez agencję Standard&Poors dla papierów dłużnych wydanych przez rządy USA i Wielkiej Brytanii. Atmosfera na rynkach kredytowych jest więc napięta. Obniżenie ratingów dla wspomnianych krajów, oznaczałoby prawdopodobnie, iż przynajmniej połowa dłużnych aktywów na świecie musiałaby mieć obniżone oceny. W efekcie takiej obniżki agencje lawinowo obniżałyby ratingi innych krajów, a następnie spółek. Wspomniane aktywa powinny "płacić" wyższe oprocentowanie co w konsekwencji podniosłoby koszt finansowania dla innych jednostek/aktywów. Warto obserwować ten temat szczególnie mając na uwadze możliwą chęć rehabilitacji agencji ratingowych za opieszałe decyzje obniżenia ocen światowych banków i jednostek hipotecznych w USA.

Niezależnie od rynku emocji nie brakuje co utrudnia pracę inwestorom długoterminowym, ale jest źródłem okazji właściwie na wszystkich aktywach dla działających w krótkim i średnim terminie. O godzinie 7:59 w City Index UK100 CFD (odpowiednik FTSE100) kwotowany jest na poziomie 4355, nieznacznie wyżej niż jego zamknięcie wczoraj na poziomie 4345. Natomiast GERMANY30 CFD (odpowiednik DAX) kwotowany jest na poziomie 4907, podobnie wyżej niż jego wczorajsze zamknięcie na poziomie 4901.

Informacje, którymi interesuje się rynek:

- Standard&Poor ostrzegł Wielką Brytanię, iż może utracić najwyższy rating kredytowy (The Wall Street Journal)

- Bank Japonii jest zdania, iż większy spadek gospodarki niż w pierwszym kwartale nie będzie miał miejsca, główna stopa procentowa pozostaje na poziomie 0,1% (Bloomberg),

- w odpowiedzi na spekulacje Washington Post o możliwej upadłości GM w przyszłym tygodniu, informuje się, iż decyzje mogą nie być powzięte przed 1 czerwca - źródło zbliżone do spółki kwotowane przez agencje informacyjne (Reuters),

- kolejne ratunkowe finansowanie dla GMAC - 7,5 mld USD wczoraj, może wzrosnąć do 14 mld USD przez co rząd USA stanie się akcjonariuszem większościowym (Marketwatch).

Łukasz Wardyn

źródło informacji: City Index / o. w Polsce

Polski system finansowy zagrożony przez niespłacane kredyty

Szefowie największych polskich banków ostrzegają, że polski system finansowy jest zagrożony. Przybywa bowiem osób, które szukają nowych kredytów na spłatę poprzednich - czytamy w "Dzienniku".

Według szacunków zamieszczonych w Biuletynie Informacji Kredytowej, ok. 600 tys. klientów ma już więcej niż sześć pożyczek.

Prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki uważa, że wartość pożyczek konsumpcyjnych, które mogą nie zostać spłacone sięga astronomicznej kwoty 45 mld zł. To aż jedna trzecia wszystkich kredytów na kartach czy zaciągniętych na kupno samochodów, sprzętu RTV i AGD.

Gazeta twierdzi, że skala zjawiska może być jeszcze większa, bo jeśli banki odmawiają klientom pieniędzy, idą oni do firm pożyczkowych czy pożyczkowych portali działających w internecie. A te nie dostarczają danych o dłużnikach do Biura Informacji Kredytowej, z którego korzystają banki, a wiedza o skali ich działalności jest bliska zeru.

źródło informacji: PAP/Dziennik

interia.pl

Polski system finansowy zagrożony przez niespłacane kredyty

Szefowie największych polskich banków ostrzegają, że polski system finansowy jest zagrożony. Przybywa bowiem osób, które szukają nowych kredytów na spłatę poprzednich - czytamy w "Dzienniku".

Według szacunków zamieszczonych w Biuletynie Informacji Kredytowej, ok. 600 tys. klientów ma już więcej niż sześć pożyczek.

Prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki uważa, że wartość pożyczek konsumpcyjnych, które mogą nie zostać spłacone sięga astronomicznej kwoty 45 mld zł. To aż jedna trzecia wszystkich kredytów na kartach czy zaciągniętych na kupno samochodów, sprzętu RTV i AGD.

Gazeta twierdzi, że skala zjawiska może być jeszcze większa, bo jeśli banki odmawiają klientom pieniędzy, idą oni do firm pożyczkowych czy pożyczkowych portali działających w internecie. A te nie dostarczają danych o dłużnikach do Biura Informacji Kredytowej, z którego korzystają banki, a wiedza o skali ich działalności jest bliska zeru.

źródło informacji: PAP/Dziennik

interia.pl

Lokal oddaj po dobroci

Wyjechałeś za granicę, a masz mieszkanie komunalne? Uważaj, bo możesz je stracić. Urzędnicy zaczęli właśnie odbierać lokale tym, którzy je opuścili lub nielegalnie podnajmują - pisze "Życie Warszawy".

Coraz więcej lokali w domach komunalnych stoi pustych. I to od kilku lat. Gdzie są lokatorzy? ? Wyjechali do pracy za granicę, a mieszkania w Warszawie traktują jak miejsce na wakacje ? uważają urzędnicy.

- Sąsiad zabrał całą rodzinę do Irlandii - potwierdza pan Tadeusz, lokator domu przy ul. Grójeckiej. " A mieszkanie od trzech lat stoi puste. Dlaczego administracja nie odda tego lokalu komuś, kto czeka w miejskiej kolejce?"

Mieszkania komunalne trzeba wynajmować na czas nieokreślony - tak stanowi prawo. Nie można np. co kilka lat weryfikować zarobków lokatorów i sprawdzać, czy mieszkanie nadal im się należy. Wymówić lokal można tylko wówczas, gdy najemca nie płaci, gdy przez 12 miesięcy nie ma go w nim lub jeśli go podnajmuje. Odzyskanie raz zajętego mieszkania jest niemal niemożliwe. Ale teraz nieuczciwi najemcy zadrżeli ze strachu.

- Po ogłoszeniu podwyżki czynszu uruchomiliśmy akcję "Poznaj swojego sąsiada" - opowiada gazecie wiceburmistrz Woli Marek Lipiński. " Administratorzy ruszyli do lokatorów z pismami o podwyżkach. Skontrolowaliśmy w ten sposób 11 tys. mieszkań".

PAP/Życie Warszawy

interia.pl

Lokal oddaj po dobroci

Wyjechałeś za granicę, a masz mieszkanie komunalne? Uważaj, bo możesz je stracić. Urzędnicy zaczęli właśnie odbierać lokale tym, którzy je opuścili lub nielegalnie podnajmują - pisze "Życie Warszawy".

Coraz więcej lokali w domach komunalnych stoi pustych. I to od kilku lat. Gdzie są lokatorzy? ? Wyjechali do pracy za granicę, a mieszkania w Warszawie traktują jak miejsce na wakacje ? uważają urzędnicy.

- Sąsiad zabrał całą rodzinę do Irlandii - potwierdza pan Tadeusz, lokator domu przy ul. Grójeckiej. " A mieszkanie od trzech lat stoi puste. Dlaczego administracja nie odda tego lokalu komuś, kto czeka w miejskiej kolejce?"

Mieszkania komunalne trzeba wynajmować na czas nieokreślony - tak stanowi prawo. Nie można np. co kilka lat weryfikować zarobków lokatorów i sprawdzać, czy mieszkanie nadal im się należy. Wymówić lokal można tylko wówczas, gdy najemca nie płaci, gdy przez 12 miesięcy nie ma go w nim lub jeśli go podnajmuje. Odzyskanie raz zajętego mieszkania jest niemal niemożliwe. Ale teraz nieuczciwi najemcy zadrżeli ze strachu.

- Po ogłoszeniu podwyżki czynszu uruchomiliśmy akcję "Poznaj swojego sąsiada" - opowiada gazecie wiceburmistrz Woli Marek Lipiński. " Administratorzy ruszyli do lokatorów z pismami o podwyżkach. Skontrolowaliśmy w ten sposób 11 tys. mieszkań".

PAP/Życie Warszawy

interia.pl

Skandal w Nowym Jorku

Osiem lat po tragedii World Trade Center nadal teren tzw. Ground Zero stoi niezabudowany. Niezbędna będzie interwencja rządu.

Od siedmiu miesięcy nie mogą się porozumieć właściciel terenu (Port Authority of New York and New Jersey) z deweloperem (Larry Silverstein), który miał postawić pięć budynków. Na trzy znalazł finansowanie, na dwa - nie i chce aby właściciel terenu o to zadbał. Port, owszem, znalazł pieniądze w kwocie 800 mln USD, lecz tylko na jeden budynek i uważa, że dwa wieżowce w zupełności teraz wystarczą.

Dzisiaj w willi Michaela Bloomberga (burmistrza Nowego Jorku) odbędzie się ważne spotkanie polityków z obydwu stanów. Nie wiadomo co ono może dać - w miejscu po World Trade Center powstać ma 10 mln m kw. powierzchni biurowej, na którą nie ma teraz chętnych i stąd brak pieniędzy. Miasto Nowy Jork zagwarantowało wynajem zaledwie połowy powierzchni w jednym budynku.

Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL

źródło informacji: INTERIA.PL

Skandal w Nowym Jorku

Osiem lat po tragedii World Trade Center nadal teren tzw. Ground Zero stoi niezabudowany. Niezbędna będzie interwencja rządu.

Od siedmiu miesięcy nie mogą się porozumieć właściciel terenu (Port Authority of New York and New Jersey) z deweloperem (Larry Silverstein), który miał postawić pięć budynków. Na trzy znalazł finansowanie, na dwa - nie i chce aby właściciel terenu o to zadbał. Port, owszem, znalazł pieniądze w kwocie 800 mln USD, lecz tylko na jeden budynek i uważa, że dwa wieżowce w zupełności teraz wystarczą.

Dzisiaj w willi Michaela Bloomberga (burmistrza Nowego Jorku) odbędzie się ważne spotkanie polityków z obydwu stanów. Nie wiadomo co ono może dać - w miejscu po World Trade Center powstać ma 10 mln m kw. powierzchni biurowej, na którą nie ma teraz chętnych i stąd brak pieniędzy. Miasto Nowy Jork zagwarantowało wynajem zaledwie połowy powierzchni w jednym budynku.

Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL

źródło informacji: INTERIA.PL

Gdzie zamieszkać z "Rodziną"?

Program "Rodzina na swoim'', choć dostępny jest już od 2006 roku, dopiero od początku tego roku, po podwyższeniu limitów cen mieszkań, które mogą być objęte dopłatami, zaczął cieszyć się popularnością. Od stycznia do kwietnia udzielono już prawie 6,5 tysiąca kredytów z dopłatą ze skarbu państwa, na łączną kwotę ponad 1 miliarda złotych.

Dofinansowanie do prawie połowy odsetek przez okres 8 lat (przy kredycie w złotych) to często jedyna szansa na zakup własnego mieszkania dla wielu osób. Jest to również dobra okazja dla deweloperów, którzy od kilku miesięcy borykają się ze słabą sprzedażą swoich inwestycji. Wielu z nich zdecydowało się na obniżenie cen do poziomu zgodnego z określonymi limitami. Od 1 kwietnia w większości miast zostały one podwyższone, dzięki czemu coraz więcej ofert kwalifikuje się do programu "Rodzina na swoim".

Jak wobec tego wybrać najbardziej atrakcyjne mieszkanie? Specjaliści z biura nieruchomości Home Broker przejrzeli dostępne w tej chwili na tynku oferty deweloperów i wybrali te, które wydały się najciekawsze w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Największy wybór oferowała Warszawa, gdzie limit jest dość wysoki (7 257,60 PLN/mkw.), ale większość inwestycji zlokalizowana jest w najmniej atrakcyjnych lokalizacjach jak Białołęka. Home Broker udało się jednak znaleźć ciekawe projekty w lepszych lokalizacjach, gdzie chociaż pewna część mieszkań kwalifikuje się do dopłat w ramach programu "Rodzina na swoim". Najmniej mieszkań oferują deweloperzy z Krakowa, ponieważ w tym mieście limit jest wyjątkowo niski (5 340,30 PLN/mkw.). We Wrocławiu sporo inwestycji dostępnych w ramach programu "Rodzina na swoim" można znaleźć na bardzo popularnych Krzykach, a to dlatego, że limit (6 295,10 PLN/mkw.) jest zbliżony do średniej ceny mieszkań w tym mieście.

Z każdego z tych miast wybrano trzy (subiektywnie)najciekawsze inwestycje.

Warszawa (limit 7 257,60 zł/mkw.)


INTERIA.PL

Najciekawszą, w tej chwili inwestycją realizowaną w Warszawie, w której znajdziemy mieszkania dostępne w ramach "Rodzina na swoim", jest naszym zdaniem Osiedle Dobrolin, realizowane przez firmę Dantex. To co wyróżnia tą inwestycję jest bliskość centrum, i rozwinięta sieć komunikacyjna, pozwalająca na szybki dojazd do dowolnej części miasta. Biorąc pod uwagę fakt, że zdecydowana większość osiedli, gdzie ceny mieszkań pozwalają na zakup mieszkania z dopłatą, zlokalizowana jest na obrzeżach miasta (np. na Białołęce) Osiedle Dobrolin w pełni zasługuje na pierwsze miejsce.

Kolejny projekt to Osiedle Królowej Jadwigi, realizowane przez firmę Euro-City II. Ten kompleks mieszkaniowy zlokalizowany jest w bardzo zielonej części Bielan, w sąsiedztwie Parku Młocińskiego, Lasu Bielańskiego i Kampinoskiego Parku Narodowego. Dzięki dobrej komunikacji (bliskość metra) dojazd do centrum miasta nie stanowi problemu.

Trzecia inwestycja zlokalizowana jest co prawda na Białołęce, ale zasługuje na uwagę. Niska zabudowa Osiedla Nadwiślańskiego, realizowanego przez firmę Ponar Real Estate, oraz wkomponowana między budynki zieleń tworzą kameralny charakter. W pobliżu znajduje się Kanałek Żerański, którego widokiem będzie się mogła cieszyć część mieszkańców.

Kraków (limit 5 340,30 zł/mkw.)


INTERIA.PL

Osiedle Mały Przewóz firmy IMS Budownictwo jest naszym zdaniem jedną z najciekawszych inwestycji, gdzie cena mieszkań pozwala na skorzystanie z dofinansowania do kredytu. Osiedle zlokalizowane jest w jednej z najbardziej popularnych dzielnic Krakowa, czyli na Podgórzu. Rozbudowana sieć autobusowa pozwala na szybki dojazd do pobliskiego centrum, a planowana linia szybkiego tramwaju jeszcze ten czas skróci. Dużą zaletą jest też to, że w sierpniu na terenie osiedla zostanie uruchomione przedszkole.

Na drugim miejscu znajduje się Osiedle Pod Fortem, realizowane przez firmę Gant Development. Zaletą jest to, że kompleks znajduje się w cichym i zielonym miejscu. Ponadto komunikacja z najważniejszymi punktami miasta jest dobra. Plus należy się za to, że deweloper nie wyklucza dodatkowych upustów w ramach promocji "Podaj swoją cenę".

Ostatnia inwestycja, o nazwie Fajny Dom realizowana jest przez firmę M-Invest. To, co wyróżnia ten projekt to duża ilość przestrzeni, ponieważ budynki zajmą tylko 24 proc. terenu, którego wielkość to aż 6,5 ha. Dzięki temu pomiędzy budynkami znajdzie się dużo zieleni, a prace prowadzone są tak, aby pozostało jak najwięcej znajdujących się tam już drzew.

Wrocław (limit 6 295,10 zł/mkw.)


INTERIA.PL

- Pierwsze miejsce na podium zajmuje Osiedle Mieszczańskie, realizowane przez firmę Atal S.A. Inwestycja ta znajduje się praktycznie w centrum miasta, na bardzo popularnych Krzykach, dzięki temu komunikacja z pozostałymi dzielnicami jest bardzo dobra. W najbliższej okolicy znajdują się ścieżki rowerowe oraz tereny zielone, takie jak np. Park Południowy czy Park Wschodni.

Kolejną inwestycją jest Tęczowe Osiedle, firmy Gant Development. Jest ono zlokalizowane, podobnie jak poprzednia inwestycja, na terenie dzielnicy Krzyki. Osiedle wyróżnia ciekawa, nowoczesna architektura i różnorodność dostępnych mieszkań oraz domów w zabudowie szeregowej. Tak jak w przypadku inwestycji w Krakowie deweloper daje możliwość dalszych negocjacji cen mieszkań.

Ostatnia inwestycja, realizowana przez firmę AS-BAU, znajduje się w bardziej odległej części Wrocławia, Muchomorze Wielkim. Na powierzchni 14 ha znajdzie się kilka kameralnych budynków, a w nich mieszkania i apartamenty. Osiedle wyróżnia się dużą ilością terenów zielonych w najbliższej okolicy.

- Tworząc nasz ranking inwestycji dostępnych w ramach programu "Rodzina na swoim" sugerowaliśmy się przede wszystkim dobrą lokalizacją i komfortem przyszłych mieszkańców - podkreśla Aleksandra Szarek z Home Broker. - Zależało nam również na bezpieczeństwie zakupu, dlatego wszystkie wybrane przez nas inwestycje mają krótki termin realizacji lub już są gotowe. Dzięki temu można mieć pewność, że budynki zostaną ukończone - dodaje. Ponadto przyszli mieszkańcy nie będą musieli długo czekać na wprowadzenie się.

INTERIA.PL

Gdzie zamieszkać z "Rodziną"?

Program "Rodzina na swoim'', choć dostępny jest już od 2006 roku, dopiero od początku tego roku, po podwyższeniu limitów cen mieszkań, które mogą być objęte dopłatami, zaczął cieszyć się popularnością. Od stycznia do kwietnia udzielono już prawie 6,5 tysiąca kredytów z dopłatą ze skarbu państwa, na łączną kwotę ponad 1 miliarda złotych.

Dofinansowanie do prawie połowy odsetek przez okres 8 lat (przy kredycie w złotych) to często jedyna szansa na zakup własnego mieszkania dla wielu osób. Jest to również dobra okazja dla deweloperów, którzy od kilku miesięcy borykają się ze słabą sprzedażą swoich inwestycji. Wielu z nich zdecydowało się na obniżenie cen do poziomu zgodnego z określonymi limitami. Od 1 kwietnia w większości miast zostały one podwyższone, dzięki czemu coraz więcej ofert kwalifikuje się do programu "Rodzina na swoim".

Jak wobec tego wybrać najbardziej atrakcyjne mieszkanie? Specjaliści z biura nieruchomości Home Broker przejrzeli dostępne w tej chwili na tynku oferty deweloperów i wybrali te, które wydały się najciekawsze w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Największy wybór oferowała Warszawa, gdzie limit jest dość wysoki (7 257,60 PLN/mkw.), ale większość inwestycji zlokalizowana jest w najmniej atrakcyjnych lokalizacjach jak Białołęka. Home Broker udało się jednak znaleźć ciekawe projekty w lepszych lokalizacjach, gdzie chociaż pewna część mieszkań kwalifikuje się do dopłat w ramach programu "Rodzina na swoim". Najmniej mieszkań oferują deweloperzy z Krakowa, ponieważ w tym mieście limit jest wyjątkowo niski (5 340,30 PLN/mkw.). We Wrocławiu sporo inwestycji dostępnych w ramach programu "Rodzina na swoim" można znaleźć na bardzo popularnych Krzykach, a to dlatego, że limit (6 295,10 PLN/mkw.) jest zbliżony do średniej ceny mieszkań w tym mieście.

Z każdego z tych miast wybrano trzy (subiektywnie)najciekawsze inwestycje.

Warszawa (limit 7 257,60 zł/mkw.)


INTERIA.PL

Najciekawszą, w tej chwili inwestycją realizowaną w Warszawie, w której znajdziemy mieszkania dostępne w ramach "Rodzina na swoim", jest naszym zdaniem Osiedle Dobrolin, realizowane przez firmę Dantex. To co wyróżnia tą inwestycję jest bliskość centrum, i rozwinięta sieć komunikacyjna, pozwalająca na szybki dojazd do dowolnej części miasta. Biorąc pod uwagę fakt, że zdecydowana większość osiedli, gdzie ceny mieszkań pozwalają na zakup mieszkania z dopłatą, zlokalizowana jest na obrzeżach miasta (np. na Białołęce) Osiedle Dobrolin w pełni zasługuje na pierwsze miejsce.

Kolejny projekt to Osiedle Królowej Jadwigi, realizowane przez firmę Euro-City II. Ten kompleks mieszkaniowy zlokalizowany jest w bardzo zielonej części Bielan, w sąsiedztwie Parku Młocińskiego, Lasu Bielańskiego i Kampinoskiego Parku Narodowego. Dzięki dobrej komunikacji (bliskość metra) dojazd do centrum miasta nie stanowi problemu.

Trzecia inwestycja zlokalizowana jest co prawda na Białołęce, ale zasługuje na uwagę. Niska zabudowa Osiedla Nadwiślańskiego, realizowanego przez firmę Ponar Real Estate, oraz wkomponowana między budynki zieleń tworzą kameralny charakter. W pobliżu znajduje się Kanałek Żerański, którego widokiem będzie się mogła cieszyć część mieszkańców.

Kraków (limit 5 340,30 zł/mkw.)


INTERIA.PL

Osiedle Mały Przewóz firmy IMS Budownictwo jest naszym zdaniem jedną z najciekawszych inwestycji, gdzie cena mieszkań pozwala na skorzystanie z dofinansowania do kredytu. Osiedle zlokalizowane jest w jednej z najbardziej popularnych dzielnic Krakowa, czyli na Podgórzu. Rozbudowana sieć autobusowa pozwala na szybki dojazd do pobliskiego centrum, a planowana linia szybkiego tramwaju jeszcze ten czas skróci. Dużą zaletą jest też to, że w sierpniu na terenie osiedla zostanie uruchomione przedszkole.

Na drugim miejscu znajduje się Osiedle Pod Fortem, realizowane przez firmę Gant Development. Zaletą jest to, że kompleks znajduje się w cichym i zielonym miejscu. Ponadto komunikacja z najważniejszymi punktami miasta jest dobra. Plus należy się za to, że deweloper nie wyklucza dodatkowych upustów w ramach promocji "Podaj swoją cenę".

Ostatnia inwestycja, o nazwie Fajny Dom realizowana jest przez firmę M-Invest. To, co wyróżnia ten projekt to duża ilość przestrzeni, ponieważ budynki zajmą tylko 24 proc. terenu, którego wielkość to aż 6,5 ha. Dzięki temu pomiędzy budynkami znajdzie się dużo zieleni, a prace prowadzone są tak, aby pozostało jak najwięcej znajdujących się tam już drzew.

Wrocław (limit 6 295,10 zł/mkw.)


INTERIA.PL

- Pierwsze miejsce na podium zajmuje Osiedle Mieszczańskie, realizowane przez firmę Atal S.A. Inwestycja ta znajduje się praktycznie w centrum miasta, na bardzo popularnych Krzykach, dzięki temu komunikacja z pozostałymi dzielnicami jest bardzo dobra. W najbliższej okolicy znajdują się ścieżki rowerowe oraz tereny zielone, takie jak np. Park Południowy czy Park Wschodni.

Kolejną inwestycją jest Tęczowe Osiedle, firmy Gant Development. Jest ono zlokalizowane, podobnie jak poprzednia inwestycja, na terenie dzielnicy Krzyki. Osiedle wyróżnia ciekawa, nowoczesna architektura i różnorodność dostępnych mieszkań oraz domów w zabudowie szeregowej. Tak jak w przypadku inwestycji w Krakowie deweloper daje możliwość dalszych negocjacji cen mieszkań.

Ostatnia inwestycja, realizowana przez firmę AS-BAU, znajduje się w bardziej odległej części Wrocławia, Muchomorze Wielkim. Na powierzchni 14 ha znajdzie się kilka kameralnych budynków, a w nich mieszkania i apartamenty. Osiedle wyróżnia się dużą ilością terenów zielonych w najbliższej okolicy.

- Tworząc nasz ranking inwestycji dostępnych w ramach programu "Rodzina na swoim" sugerowaliśmy się przede wszystkim dobrą lokalizacją i komfortem przyszłych mieszkańców - podkreśla Aleksandra Szarek z Home Broker. - Zależało nam również na bezpieczeństwie zakupu, dlatego wszystkie wybrane przez nas inwestycje mają krótki termin realizacji lub już są gotowe. Dzięki temu można mieć pewność, że budynki zostaną ukończone - dodaje. Ponadto przyszli mieszkańcy nie będą musieli długo czekać na wprowadzenie się.

INTERIA.PL

Polaku, węgiel jest tani

Można tanio kupić zwykły węgiel kamienny, spadły ceny brunatnego. Ekowęgiel, najlepszy do ogrzewania domów, już drożeje.
Każdy, kto do ogrzewania domu używa zwykłego węgla kamiennego, może go kupić tanio. Nie ma szans na tańszy zakup ekowęgla, czyli węgla kamiennego m.in. o obniżonej emisji pyłów.

- Popyt przekracza podaż. Od kwietnia cena tego węgla zaczęła rosnąć i w lipcu będzie 5 proc. wyższa niż w marcu - mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej.

Kompania sprzedała w 2008 roku 650 tys. ton ekowęgla i liczy, że w tym roku utrzyma sprzedaż na zbliżonym poziomie. Nie może zwiększyć produkcji, bo konieczny jest węgiel o odpowiedniej jakości, którego brakuje.

- Biorąc pod uwagę ceny gazu i oleju opałowego, ogrzewanie domu ekowęglem jest prawie dwukrotnie tańsze - wyjaśnia Leon Kurczabiński z Katowickiego Holdingu Węglowego.
KHW w 2008 roku sprzedał 260 tys. ton węgla kwalifikowanego. W tym roku chce podnieść zbyt do 300 tys. ton. Holding po sezonie grzewczym nie obniżył cen.

Spadły ceny w Kopalni Węgla Brunatnego Sieniawa. Obniżka wynosi 10 proc., ale nie obejmuje najtańszego produktu: węgla propal, który kosztuje 115 zł za tonę. Stał się konkurencyjny dla węgla kamiennego, który ma dwa razy większą kaloryczność.

- Używanie węgla brunatnego jest opłacalne w odległości 200 km od kopalni. Przy większych odległościach koszt transportu jest tak wysoki, że ogrzewanie węglem brunatnym staje się nieopłacalne - przyznaje Rafał Tomaszewski z KWB Sieniawa.

Popyt na węgiel brunatny byłby większy, ale barierą są ceny pieców przystosowanych do jego spalania. Można kupić tylko piece sprowadzane z Czech i Węgier, które kosztują ok. 13,5 tys. zł. Tymczasem dobry piec na węgiel kamienny jest o około 30 proc. tańszy.

Ireneusz Chojnacki
interia.pl

Polaku, węgiel jest tani

Można tanio kupić zwykły węgiel kamienny, spadły ceny brunatnego. Ekowęgiel, najlepszy do ogrzewania domów, już drożeje.
Każdy, kto do ogrzewania domu używa zwykłego węgla kamiennego, może go kupić tanio. Nie ma szans na tańszy zakup ekowęgla, czyli węgla kamiennego m.in. o obniżonej emisji pyłów.

- Popyt przekracza podaż. Od kwietnia cena tego węgla zaczęła rosnąć i w lipcu będzie 5 proc. wyższa niż w marcu - mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej.

Kompania sprzedała w 2008 roku 650 tys. ton ekowęgla i liczy, że w tym roku utrzyma sprzedaż na zbliżonym poziomie. Nie może zwiększyć produkcji, bo konieczny jest węgiel o odpowiedniej jakości, którego brakuje.

- Biorąc pod uwagę ceny gazu i oleju opałowego, ogrzewanie domu ekowęglem jest prawie dwukrotnie tańsze - wyjaśnia Leon Kurczabiński z Katowickiego Holdingu Węglowego.
KHW w 2008 roku sprzedał 260 tys. ton węgla kwalifikowanego. W tym roku chce podnieść zbyt do 300 tys. ton. Holding po sezonie grzewczym nie obniżył cen.

Spadły ceny w Kopalni Węgla Brunatnego Sieniawa. Obniżka wynosi 10 proc., ale nie obejmuje najtańszego produktu: węgla propal, który kosztuje 115 zł za tonę. Stał się konkurencyjny dla węgla kamiennego, który ma dwa razy większą kaloryczność.

- Używanie węgla brunatnego jest opłacalne w odległości 200 km od kopalni. Przy większych odległościach koszt transportu jest tak wysoki, że ogrzewanie węglem brunatnym staje się nieopłacalne - przyznaje Rafał Tomaszewski z KWB Sieniawa.

Popyt na węgiel brunatny byłby większy, ale barierą są ceny pieców przystosowanych do jego spalania. Można kupić tylko piece sprowadzane z Czech i Węgier, które kosztują ok. 13,5 tys. zł. Tymczasem dobry piec na węgiel kamienny jest o około 30 proc. tańszy.

Ireneusz Chojnacki
interia.pl

PROGNOZY:Polska liderem w grupie EU10

Kraje EU10 są w recesji, aktywność gospodarcza tego regionu może spaść w tym roku o 3 procent, a w przyszłym roku osiągnie stagnację; w 2010 roku może być w regionie aż 5 mln osób bez pracy - wynika z najnowszego raportu Banku Światowego, do którego dotarła PAP.

W skład EU10 wchodzą: Polska, Bułgaria, Czechy, Estonia, Węgry, Litwa, Łotwa, Rumunia, Słowacja i Słowenia. Bank powołuje się na wiosenne prognozy Komisji Europejskiej, według których bezrobocie wzrośnie w regionie z 6,5 proc. w 2008 roku do 9,2 proc. w 2009 roku oraz do 10,4 proc. w 2010 roku; czyli z 3 do 5 mln ludzi.

W Polsce - według danych KE, na które powołuje się BŚ - stopa bezrobocia może sięgnąć w 2010 roku 12 procent.

Bezrobocie rośnie także w takich krajach regionu, jak Polska, Słowacja, czy Węgry i prawdopodobnie przekroczy 10 procent do 2010 roku - czytamy w raporcie. Dalszą presję na rynek pracy wywrą rodacy powracający z pogrążonych w kryzysie krajów tj. Anglia, Irlandia czy Hiszpania. Według BŚ, do tych krajów od 2004 roku wyemigrowało ponad milion mieszkańców EU10.

"Spadek wzrostu gospodarczego w krajach EU10 był szybszy i ostrzejszy niż spodziewano się na początku kryzysu" - ocenili eksperci BŚ. Przypomnieli, że jeszcze w pierwszym kwartale 2008 roku cały region odnotowywał wzrost, podczas gdy w ostatnim kwartale ubiegłego roku w porównaniu do 2007 roku kraje tj. Łotwa, Estonia, Litwa i Słowacja miały dwucyfrowe spadki w stopach wzrostu.

Ekonomiści BŚ oczekują skurczenia się gospodarek wszystkich krajów EU10 w tym roku oraz nieznacznej poprawy tylko w niektórych krajach w 2010 roku. Najbardziej narażone na spadki PKB będą kraje z dużymi deficytami na rachunkach bieżących, wysoką inflacją oraz dużym napływem kapitału powiązanego z bankami.

Do takich krajów, według wykresów BŚ, nie należy Polska. Autorzy raportu przytaczają prognozy, według których polskie PKB ma odnotować wzrost w 2010 roku: o 1,3 proc. według Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz o 0,8 proc. według Komisji Europejskiej. Podkreślają jednak, że w obecnych warunkach trudno jest ocenić perspektywy gospodarcze, oraz że nawet gospodarki o zdrowych fundamentach są narażone na ryzyko pochodzące z zewnątrz.

Zdaniem autorów raportu, recesja w EU10 to skutek światowego kryzysu finansowego oraz recesji w bogatych krajach, co zmniejszyło popyt na eksport z EU10. Wartość eksportu regionu spadła w lutym br. aż o 37 proc. w ujęciu rok do roku, a w styczniu o 32 proc.

"Ograniczenie światowych wydatków na dobra kapitałowe i środki trwałe zmniejszyło eksport produkcji przemysłowej, tj. samochody i elektronika" - czytamy. Zjawiska te dotyczą także produkcji przemysłowej Polski.

Nasz kraj wyróżnia się natomiast na tle innych państw EU10, jeśli chodzi o przepływ kapitału. "Kryzys finansowy zredukował przepływ kapitału do regionu EU10. (...) Napływ brutto do krajów bałtyckich, Bułgarii, Polski, Rumunii i Słowacji skurczył się z ok. 6 mld dol. w trzecim kwartale 2008 roku do 2 mld dol. w czwartym kwartale 2008 roku i 1,5 mld dol. w pierwszym kwartale 2009 roku" - czytamy.

Spadek ten, zdaniem autorów, odzwierciedla głównie zmniejszenie kredytowania przez banki, podczas gdy globalne rynki papierów wartościowych (bond markets) otworzyły się ponownie na pożyczkobiorców z rynków wschodzących tj. Meksyk, Polska i Indonezja w pierwszych miesiącach 2009 roku.

Polska jest jedynym krajem EU10, który charakteryzuje się dodatnim bilansem pożyczek zagranicznych (positive net foreign lending), głównie w stosunku do banków, co pomogło zrekompensować pewne odpływy pod koniec 2008 roku- czytamy w raporcie.

Eksperci BŚ zwrócili jednak uwagę na spadek bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce (FDI) - o blisko 30 proc. r/r w ciągu dwóch pierwszych miesięcy br. W tym samy czasie spadły one w Czechach, Estonii i na Łotwie o ponad połowę.

We wszystkich krajach regionu odczuwany jest ostry spadek kredytowania, "który finansował znaczną część obserwowanego w ostatnich latach wzrostu regionu" - ostrzegają eksperci BŚ.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

PROGNOZY:Polska liderem w grupie EU10

Kraje EU10 są w recesji, aktywność gospodarcza tego regionu może spaść w tym roku o 3 procent, a w przyszłym roku osiągnie stagnację; w 2010 roku może być w regionie aż 5 mln osób bez pracy - wynika z najnowszego raportu Banku Światowego, do którego dotarła PAP.

W skład EU10 wchodzą: Polska, Bułgaria, Czechy, Estonia, Węgry, Litwa, Łotwa, Rumunia, Słowacja i Słowenia. Bank powołuje się na wiosenne prognozy Komisji Europejskiej, według których bezrobocie wzrośnie w regionie z 6,5 proc. w 2008 roku do 9,2 proc. w 2009 roku oraz do 10,4 proc. w 2010 roku; czyli z 3 do 5 mln ludzi.

W Polsce - według danych KE, na które powołuje się BŚ - stopa bezrobocia może sięgnąć w 2010 roku 12 procent.

Bezrobocie rośnie także w takich krajach regionu, jak Polska, Słowacja, czy Węgry i prawdopodobnie przekroczy 10 procent do 2010 roku - czytamy w raporcie. Dalszą presję na rynek pracy wywrą rodacy powracający z pogrążonych w kryzysie krajów tj. Anglia, Irlandia czy Hiszpania. Według BŚ, do tych krajów od 2004 roku wyemigrowało ponad milion mieszkańców EU10.

"Spadek wzrostu gospodarczego w krajach EU10 był szybszy i ostrzejszy niż spodziewano się na początku kryzysu" - ocenili eksperci BŚ. Przypomnieli, że jeszcze w pierwszym kwartale 2008 roku cały region odnotowywał wzrost, podczas gdy w ostatnim kwartale ubiegłego roku w porównaniu do 2007 roku kraje tj. Łotwa, Estonia, Litwa i Słowacja miały dwucyfrowe spadki w stopach wzrostu.

Ekonomiści BŚ oczekują skurczenia się gospodarek wszystkich krajów EU10 w tym roku oraz nieznacznej poprawy tylko w niektórych krajach w 2010 roku. Najbardziej narażone na spadki PKB będą kraje z dużymi deficytami na rachunkach bieżących, wysoką inflacją oraz dużym napływem kapitału powiązanego z bankami.

Do takich krajów, według wykresów BŚ, nie należy Polska. Autorzy raportu przytaczają prognozy, według których polskie PKB ma odnotować wzrost w 2010 roku: o 1,3 proc. według Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz o 0,8 proc. według Komisji Europejskiej. Podkreślają jednak, że w obecnych warunkach trudno jest ocenić perspektywy gospodarcze, oraz że nawet gospodarki o zdrowych fundamentach są narażone na ryzyko pochodzące z zewnątrz.

Zdaniem autorów raportu, recesja w EU10 to skutek światowego kryzysu finansowego oraz recesji w bogatych krajach, co zmniejszyło popyt na eksport z EU10. Wartość eksportu regionu spadła w lutym br. aż o 37 proc. w ujęciu rok do roku, a w styczniu o 32 proc.

"Ograniczenie światowych wydatków na dobra kapitałowe i środki trwałe zmniejszyło eksport produkcji przemysłowej, tj. samochody i elektronika" - czytamy. Zjawiska te dotyczą także produkcji przemysłowej Polski.

Nasz kraj wyróżnia się natomiast na tle innych państw EU10, jeśli chodzi o przepływ kapitału. "Kryzys finansowy zredukował przepływ kapitału do regionu EU10. (...) Napływ brutto do krajów bałtyckich, Bułgarii, Polski, Rumunii i Słowacji skurczył się z ok. 6 mld dol. w trzecim kwartale 2008 roku do 2 mld dol. w czwartym kwartale 2008 roku i 1,5 mld dol. w pierwszym kwartale 2009 roku" - czytamy.

Spadek ten, zdaniem autorów, odzwierciedla głównie zmniejszenie kredytowania przez banki, podczas gdy globalne rynki papierów wartościowych (bond markets) otworzyły się ponownie na pożyczkobiorców z rynków wschodzących tj. Meksyk, Polska i Indonezja w pierwszych miesiącach 2009 roku.

Polska jest jedynym krajem EU10, który charakteryzuje się dodatnim bilansem pożyczek zagranicznych (positive net foreign lending), głównie w stosunku do banków, co pomogło zrekompensować pewne odpływy pod koniec 2008 roku- czytamy w raporcie.

Eksperci BŚ zwrócili jednak uwagę na spadek bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce (FDI) - o blisko 30 proc. r/r w ciągu dwóch pierwszych miesięcy br. W tym samy czasie spadły one w Czechach, Estonii i na Łotwie o ponad połowę.

We wszystkich krajach regionu odczuwany jest ostry spadek kredytowania, "który finansował znaczną część obserwowanego w ostatnich latach wzrostu regionu" - ostrzegają eksperci BŚ.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Bankomat potrąci 2,5 do 4 proc.

Wyjeżdżając na wakacje, warto zamiast gotówki zabierać ze sobą karty płatnicze. GP podpowiada, co powinny wiedzieć osoby, które wybierają się do dziesięciu krajów najpopularniejszych, jeśli chodzi o zagraniczne wyjazdy Polaków.
Karty są najpewniejszym środkiem dostępu do naszych pieniędzy w podróży. Warto też pamiętać, że w przypadku utraty karty odpowiedzialność posiadacza karty za wszystkie transakcje dokonane nią przez osoby nieuprawnione jest ograniczona do kwoty równowartości 150 euro. Natomiast po zgłoszeniu bankowi zastrzeżenia karty odpowiedzialność klienta zostaje wyłączona całkowicie.

Okres wakacyjnych wyjazdów to dla banków prawdziwe prowizyjne żniwa. Zarabiają nie tylko na wysokich prowizjach za wypłaty z obcych bankomatów, ale również za przewalutowanie - zauważa Michał Macierzyński, analityk finansowy Bankier.pl.
Aby zapewnić sobie pełne bezpieczeństwo finansowe podczas wakacji, konieczne jest zabranie co najmniej dwóch kart płatniczych. Jeśli jedną z kart zgubimy, zostanie nam ukradziona lub zatrzyma ją bankomat, zawsze pozostanie jeszcze druga, z której będziemy mogli korzystać.

Jadąc za granicę, warto wziąć ze sobą kartę embosowaną (tzw. wypukłą). Przyda się ona w hotelach, wypożyczalniach czy na autostradowych bramkach. Dla własnego bezpieczeństwa warto też zaopatrzyć się w karty dwóch systemów, najlepiej z dwóch różnych banków. Okazuje się bowiem, że w niektórych krajach bardziej rozpowszechniony jest MasterCard niż Visa, a do tego czasami zdarzają się problemy przy autoryzacji transakcji. Wówczas uratuje nas właśnie owa wypukłość karty.

Przed samym wyjazdem warto również sprawdzić, czy nasz bank nie stosuje jakichś stałych lub planowanych przerw w autoryzacji kart. Może się bowiem zdarzyć, że polski środek nocy wypada w innym kraju na środek dnia, kiedy to najczęściej korzysta się z karty.

W jaki sposób są przeliczane na złote wszystkie transakcje dokonywane polskimi kartami płatniczymi za granicą? Jakie są opłaty za korzystanie z bankomatu oraz ile kosztuje prowadzenie konta, do którego przypisana jest karta - w wybranych krajach? Jakie banki oferują najwięcej darmowych bankomatów?

Jacek Iskra
Więcej: Gazeta Prawna 21.05.2009 (98) - str.A2-3
Gazeta Prawna
wp.pl

Bankomat potrąci 2,5 do 4 proc.

Wyjeżdżając na wakacje, warto zamiast gotówki zabierać ze sobą karty płatnicze. GP podpowiada, co powinny wiedzieć osoby, które wybierają się do dziesięciu krajów najpopularniejszych, jeśli chodzi o zagraniczne wyjazdy Polaków.
Karty są najpewniejszym środkiem dostępu do naszych pieniędzy w podróży. Warto też pamiętać, że w przypadku utraty karty odpowiedzialność posiadacza karty za wszystkie transakcje dokonane nią przez osoby nieuprawnione jest ograniczona do kwoty równowartości 150 euro. Natomiast po zgłoszeniu bankowi zastrzeżenia karty odpowiedzialność klienta zostaje wyłączona całkowicie.

Okres wakacyjnych wyjazdów to dla banków prawdziwe prowizyjne żniwa. Zarabiają nie tylko na wysokich prowizjach za wypłaty z obcych bankomatów, ale również za przewalutowanie - zauważa Michał Macierzyński, analityk finansowy Bankier.pl.
Aby zapewnić sobie pełne bezpieczeństwo finansowe podczas wakacji, konieczne jest zabranie co najmniej dwóch kart płatniczych. Jeśli jedną z kart zgubimy, zostanie nam ukradziona lub zatrzyma ją bankomat, zawsze pozostanie jeszcze druga, z której będziemy mogli korzystać.

Jadąc za granicę, warto wziąć ze sobą kartę embosowaną (tzw. wypukłą). Przyda się ona w hotelach, wypożyczalniach czy na autostradowych bramkach. Dla własnego bezpieczeństwa warto też zaopatrzyć się w karty dwóch systemów, najlepiej z dwóch różnych banków. Okazuje się bowiem, że w niektórych krajach bardziej rozpowszechniony jest MasterCard niż Visa, a do tego czasami zdarzają się problemy przy autoryzacji transakcji. Wówczas uratuje nas właśnie owa wypukłość karty.

Przed samym wyjazdem warto również sprawdzić, czy nasz bank nie stosuje jakichś stałych lub planowanych przerw w autoryzacji kart. Może się bowiem zdarzyć, że polski środek nocy wypada w innym kraju na środek dnia, kiedy to najczęściej korzysta się z karty.

W jaki sposób są przeliczane na złote wszystkie transakcje dokonywane polskimi kartami płatniczymi za granicą? Jakie są opłaty za korzystanie z bankomatu oraz ile kosztuje prowadzenie konta, do którego przypisana jest karta - w wybranych krajach? Jakie banki oferują najwięcej darmowych bankomatów?

Jacek Iskra
Więcej: Gazeta Prawna 21.05.2009 (98) - str.A2-3
Gazeta Prawna
wp.pl

Prawo zabudowy ułatwi inwestycje w miastach

Osoby prywatne, inwestorzy i deweloperzy uzyskają prawo do legalnej zabudowy na cudzych gruntach. Pozwoli ono na wznoszenie osiedli, centrów handlowych, budowę parkingów podziemnych lub metra na cudzych działkach. Inwestor będzie mógł ustanawiać na prawie zabudowy hipotekę. Ułatwi to zaciąganie kredytów pod inwestycje.
Prace nad przygotowaniem takiej zmiany do kodeksu cywilnego kończy Komisja Kodyfikacyjna Prawa Cywilnego przy Ministrze Sprawiedliwości.

Do ustanowienia prawa zabudowy konieczne będzie zawarcie umowy między właścicielem nieruchomości a inwestorem. Prawo zabudowy będzie ograniczonym prawem rzeczowym wpisywanym do ksiąg wieczystych.

Będzie ono miało charakter prawa uniwersalnego, to znaczy że będzie mogło być ustanawiane przez każdy podmiot, zarówno przez osoby fizyczne, jak i osoby prawne. Także Skarb Państwa lub gminy będą mogły ustanawiać prawo zabudowy. To zasadnicza różnica w porównaniu z użytkowaniem wieczystym, które może być ustanawiane tylko na gruntach Skarbu Państwa i samorządu - mówi prof. dr hab. Jerzy Pisuliński z Uniwersytetu Jagiellońskiego, współpracownik kancelarii Debenedetti Majewski Szcześniak, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego.
Dopuszczalne będzie ustanowienie kilku praw zabudowy na jednej nieruchomości. Można będzie ustanowić prawo zabudowy obejmujące na przykład prawo do budowy garażu podziemnego, a z kolei inny inwestor miałby prawo do budowy centrum handlowego nad tym garażem.

Co zyskają inwestorzy, a co właściciele - na stosowaniu prawa zabudowy? Czy w ramach prawa zabudowy uprawniony mógłby budować obiekty zarówno na, jak i pod ziemią? Co przesądza o atrakcyjności prawa zabudowy? Co stanie się z użytkowaniem wieczystym? Jakie są założenia do drugiego projektu - ustawy o własności obiektów budowlanych?

Ewa Grączewska-Ivanova
Więcej: Gazeta Prawna 21.05.2009 (98) - str.7
Gazeta Prawna
wp.pl

Prawo zabudowy ułatwi inwestycje w miastach

Osoby prywatne, inwestorzy i deweloperzy uzyskają prawo do legalnej zabudowy na cudzych gruntach. Pozwoli ono na wznoszenie osiedli, centrów handlowych, budowę parkingów podziemnych lub metra na cudzych działkach. Inwestor będzie mógł ustanawiać na prawie zabudowy hipotekę. Ułatwi to zaciąganie kredytów pod inwestycje.
Prace nad przygotowaniem takiej zmiany do kodeksu cywilnego kończy Komisja Kodyfikacyjna Prawa Cywilnego przy Ministrze Sprawiedliwości.

Do ustanowienia prawa zabudowy konieczne będzie zawarcie umowy między właścicielem nieruchomości a inwestorem. Prawo zabudowy będzie ograniczonym prawem rzeczowym wpisywanym do ksiąg wieczystych.

Będzie ono miało charakter prawa uniwersalnego, to znaczy że będzie mogło być ustanawiane przez każdy podmiot, zarówno przez osoby fizyczne, jak i osoby prawne. Także Skarb Państwa lub gminy będą mogły ustanawiać prawo zabudowy. To zasadnicza różnica w porównaniu z użytkowaniem wieczystym, które może być ustanawiane tylko na gruntach Skarbu Państwa i samorządu - mówi prof. dr hab. Jerzy Pisuliński z Uniwersytetu Jagiellońskiego, współpracownik kancelarii Debenedetti Majewski Szcześniak, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego.
Dopuszczalne będzie ustanowienie kilku praw zabudowy na jednej nieruchomości. Można będzie ustanowić prawo zabudowy obejmujące na przykład prawo do budowy garażu podziemnego, a z kolei inny inwestor miałby prawo do budowy centrum handlowego nad tym garażem.

Co zyskają inwestorzy, a co właściciele - na stosowaniu prawa zabudowy? Czy w ramach prawa zabudowy uprawniony mógłby budować obiekty zarówno na, jak i pod ziemią? Co przesądza o atrakcyjności prawa zabudowy? Co stanie się z użytkowaniem wieczystym? Jakie są założenia do drugiego projektu - ustawy o własności obiektów budowlanych?

Ewa Grączewska-Ivanova
Więcej: Gazeta Prawna 21.05.2009 (98) - str.7
Gazeta Prawna
wp.pl

Banki wprowadzają opłaty za wypłaty pieniędzy z bankomatów innych firm

Banki szukają oszczędności i dlatego wprowadzają opłaty za korzystanie z bankomatów innych firm. Takie podwyżki wprowadził bank Millennium, a w najbliższym czasie zamierza to zrobić Raiffeisen Bank.
Od początku tego miesiąca klienci Millennium muszą płacić za wypłatę pieniędzy z bankomatów Euronetu.

- Opłata za wypłatę gotówki ze wszystkich kont osobistych Euronetu wyniesie 5 zł - czytamy w komunikacie przesłanym przez bank do klientów.
Do tej pory te wypłaty były bezpłatne. Trzeba też płacić za sprawdzenie konta 2 zł. Bank tłumaczy, że jest to spowodowane wzrostem kosztów.
To wynika z wygaśnięcia umowy z siecią Euronet - dodaje Anna Borowiec-Góra z Banku Millennium.

Zapewnia ona, że nie miało to związku z chęcią szukania przez bank oszczędności. Na osłodę klienci mający rachunek Premium otrzymali możliwość bezpłatnej wypłaty pieniędzy z sieci bankomatów BZ WBK i Cash4You. Jednak obie te sieci mają łącznie mniej niż 1,5 tys. bankomatów w całej Polsce. Sieć Euronetu, z prawie 1,9 tys. bankomatów, jest jedną z największych w kraju.
Bankomatów Cash4You jest najwięcej w mniejszych miejscowościach. Dla osób tam mieszkających może to być nawet poprawa, ale generalnie bezpłatnych bankomatów będzie mniej mówi Jarosław Sadowski z Expandera.

Na pewno już niebawem pogorszy się także sytuacja klientów Raiffeisen Bank.
Dotychczas ze wszystkich bankomatów wypłacali oni pieniądze bezpłatnie. Od 1 czerwca bezpłatne będą tylko bankomaty w oddziałach banku i w sieci Euronetu. Za wypłaty z innych bankomatów trzeba będzie zapłacić 3,99 zł - mówi Jarosław Sadowski.

Zdaniem ekspertów, jest kwestią czasu, gdy kolejne banki wprowadzą lub podwyższą opłaty za wypłatę pieniędzy z bankomatów.

Banki będą musiały podnosić wszelkiego rodzaju opłaty, w tym także te od wypłat pieniędzy z bankomatów, bo spadają ich zyski i nadal trwa kosztowna wojna o depozyty mówi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Instytucje finansowe nie będą pobierać opłat przy wypłacie pieniędzy z własnej sieci, natomiast będą podnosić opłaty za wypłaty z cudzych bankomatów. Banki bardzo dokładnie przyjrzały się ostatnio wszystkim swoim kosztom. Ewentualny wzrost opłat dla klientów ma związek z opłatami ponoszonymi na rzecz operatorów sieci bankomatów - mówi Remigiusz Kaszubski ze Związku Banków Polskich.

Według niego do tej pory banki dopłacały do tego interesu. W przypadku sieci bankomatów innych banków możliwa jest wymiana.

Być może banki będą się teraz częściej dogadywały między sobą i udostępniały wzajemnie swoim klientom własną sieć bankomatów - twierdzi Jarosław Sadowski.

Takich przykładów jest dużo. Najnowszy dotyczy współpracy banku Millennium i BZ WBK.
Od lipca wszyscy nasi klienci będą mogli za złotówkę wyciągać pieniądze z bankomatów Millennium, choć dzisiaj płacą za to 5 złotych - mówi Piotr Gajdziński z BZ WBK.

W wypadku sieci niebankowych bezpłatna wypłata z bankomatu oznacza dla banku wymierne koszty. Jednak mimo to klienci Alior Banku i Nordei nadal za darmo wypłacają pieniądze z wszystkich bankomatów w Polsce. W kilku innych bankach (np. w BOŚ czy Toyota Bank) bezpłatna jest określona liczba wypłat w danym miesiącu. Natomiast w Volkswagen Bank promocja dotycząca darmowego dostępu do wszystkich bankomatów z logo VISA kończy się w lipcu.

Generalnie wypłata pieniędzy z bankomatu nienależącego do banku, w którym mamy konto, lub niebędącego w sieci, z którą nasz bank ma umowę, kosztuje obecnie 45 zł. I na razie żaden bank i żadna sieć bankomatów nie zapowiada podniesienia tej stawki.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna
wp.pl

Banki wprowadzają opłaty za wypłaty pieniędzy z bankomatów innych firm

Banki szukają oszczędności i dlatego wprowadzają opłaty za korzystanie z bankomatów innych firm. Takie podwyżki wprowadził bank Millennium, a w najbliższym czasie zamierza to zrobić Raiffeisen Bank.
Od początku tego miesiąca klienci Millennium muszą płacić za wypłatę pieniędzy z bankomatów Euronetu.

- Opłata za wypłatę gotówki ze wszystkich kont osobistych Euronetu wyniesie 5 zł - czytamy w komunikacie przesłanym przez bank do klientów.
Do tej pory te wypłaty były bezpłatne. Trzeba też płacić za sprawdzenie konta 2 zł. Bank tłumaczy, że jest to spowodowane wzrostem kosztów.
To wynika z wygaśnięcia umowy z siecią Euronet - dodaje Anna Borowiec-Góra z Banku Millennium.

Zapewnia ona, że nie miało to związku z chęcią szukania przez bank oszczędności. Na osłodę klienci mający rachunek Premium otrzymali możliwość bezpłatnej wypłaty pieniędzy z sieci bankomatów BZ WBK i Cash4You. Jednak obie te sieci mają łącznie mniej niż 1,5 tys. bankomatów w całej Polsce. Sieć Euronetu, z prawie 1,9 tys. bankomatów, jest jedną z największych w kraju.
Bankomatów Cash4You jest najwięcej w mniejszych miejscowościach. Dla osób tam mieszkających może to być nawet poprawa, ale generalnie bezpłatnych bankomatów będzie mniej mówi Jarosław Sadowski z Expandera.

Na pewno już niebawem pogorszy się także sytuacja klientów Raiffeisen Bank.
Dotychczas ze wszystkich bankomatów wypłacali oni pieniądze bezpłatnie. Od 1 czerwca bezpłatne będą tylko bankomaty w oddziałach banku i w sieci Euronetu. Za wypłaty z innych bankomatów trzeba będzie zapłacić 3,99 zł - mówi Jarosław Sadowski.

Zdaniem ekspertów, jest kwestią czasu, gdy kolejne banki wprowadzą lub podwyższą opłaty za wypłatę pieniędzy z bankomatów.

Banki będą musiały podnosić wszelkiego rodzaju opłaty, w tym także te od wypłat pieniędzy z bankomatów, bo spadają ich zyski i nadal trwa kosztowna wojna o depozyty mówi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Instytucje finansowe nie będą pobierać opłat przy wypłacie pieniędzy z własnej sieci, natomiast będą podnosić opłaty za wypłaty z cudzych bankomatów. Banki bardzo dokładnie przyjrzały się ostatnio wszystkim swoim kosztom. Ewentualny wzrost opłat dla klientów ma związek z opłatami ponoszonymi na rzecz operatorów sieci bankomatów - mówi Remigiusz Kaszubski ze Związku Banków Polskich.

Według niego do tej pory banki dopłacały do tego interesu. W przypadku sieci bankomatów innych banków możliwa jest wymiana.

Być może banki będą się teraz częściej dogadywały między sobą i udostępniały wzajemnie swoim klientom własną sieć bankomatów - twierdzi Jarosław Sadowski.

Takich przykładów jest dużo. Najnowszy dotyczy współpracy banku Millennium i BZ WBK.
Od lipca wszyscy nasi klienci będą mogli za złotówkę wyciągać pieniądze z bankomatów Millennium, choć dzisiaj płacą za to 5 złotych - mówi Piotr Gajdziński z BZ WBK.

W wypadku sieci niebankowych bezpłatna wypłata z bankomatu oznacza dla banku wymierne koszty. Jednak mimo to klienci Alior Banku i Nordei nadal za darmo wypłacają pieniądze z wszystkich bankomatów w Polsce. W kilku innych bankach (np. w BOŚ czy Toyota Bank) bezpłatna jest określona liczba wypłat w danym miesiącu. Natomiast w Volkswagen Bank promocja dotycząca darmowego dostępu do wszystkich bankomatów z logo VISA kończy się w lipcu.

Generalnie wypłata pieniędzy z bankomatu nienależącego do banku, w którym mamy konto, lub niebędącego w sieci, z którą nasz bank ma umowę, kosztuje obecnie 45 zł. I na razie żaden bank i żadna sieć bankomatów nie zapowiada podniesienia tej stawki.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna
wp.pl

Inflacja nie pozwoli obniżyć stóp

Rosnąca kolejny miesiąc z rzędu inflacja będzie mocnym argumentem dla jastrzębiej frakcji w Radzie Polityki Pieniężnej, więc obniżka stóp procentowych w maju jest praktycznie wykluczona.
Zdaniem analityków, mimo uspokojenia sytuacji na rynku walutowym, Rada nie będzie wystarczająco odważna, by obniżyć stopę referencyjną, która już teraz znajduje się poniżej poziomu wskaźnika CPI (3,75% przy kwietniowej inflacji wynoszącej 4,0% r/r).

- Głównym czynnikiem odpowiedzialnym za kwietniowy wzrost inflacji były rosnące ceny żywności i paliw. Zwyżka cen żywności miała w głównej mierze charakter sezonowy i, w przeciwieństwie do marca, nie widać wpływu słabszego złotego, który w poprzednim miesiącu doprowadził do wzrostu cen owoców cytrusowych. Słaby złoty widoczny jest natomiast w rosnących cenach w kategorii turystyka, ponieważ powoduje zwiększenie się cen wyjazdów zorganizowanych - powiedział ekonomista Banku Millennium Grzegorz Maliszewski.
Według niego, kolejne miesiące powinny przynieść stopniowy spadek rocznego wskaźnika inflacji i powrotu do celu inflacyjnego w drugiej połowie bieżącego roku.

- Jednak prawdopodobnie następować to będzie w wolniejszym tempie niż pierwotnie szacowaliśmy. Czynnikiem niepewności dla inflacji w kolejnych miesiącach są tegoroczne zbiory, ponieważ obecna susza może przełożyć się na ich nieznaczne pogorszenie - dodał Maliszewski.

Podobne tezy przedstawiają pozostali ekonomiści, dodając kolejne spostrzeżenia oraz eksponując elementy składowe wskaźnika CPI, które były dla nich istotne z punktu widzenia przyszłości. Niemniej patrzą na kolejne miesiące z dużym optymizmem i, po ustabilizowaniu się kursu złotego, zgodnie oczekują spadku wskaźnika CPI.

- Na wyższą od oczekiwań inflację złożyć się mogły głównie dwa czynniki - kwietniowe Święta Wielkanocne, które sprzyjały wzrostowi cen żywności, oraz słabszy złoty, niekorzystnie wpływający na ceny w całym szeregu kategorii. Niemniej kwiecień najprawdopodobniej wyznaczył nowy szczyt inflacji, a począwszy od maja, nastąpią jej stopniowe spadki w kierunku celu inflacyjnego. Według naszej wstępnej prognozy w maju inflacja ukształtować się mogła w okolicach 3,7-3,8% r/r, a powrót w granice celu inflacyjnego (1,5-3,5%r/r) mógłby nastąpić pod koniec wakacji - napisali w komentarzu eksperci z Raiffeisen Bank Polska.

- W kwietniu, zgodnie z oczekiwaniami, odnotowano znaczny wzrost cen żywności, w szczególności owoców, warzyw i mięsa. Wyraźnie wzrosły również ceny transportu, a także turystyki, co związane jest z osłabieniem złotego w pierwszych miesiącach br - dodał ekonomista Banku BGŻ Wojciech Matysiak.

Także w jego opinii inflacja w kwietniu osiągnęła tegoroczny szczyt i w kolejnych miesiącach możliwy jest stopniowy spadek wskaźnika CPI, głównie z uwagi na zatwierdzone przez URE obniżki cen gazu (co może spowodować spadek inflacji nawet o około 0,3 pkt proc.), spodziewane umacnianie złotego oraz gasnący wskutek słabej sytuacji na rynku pracy popyt konsumpcyjny.
Wszyscy eksperci bardzo zgodnie natomiast oceniają przyszłe decyzje RPP - najbliższy możliwy termin poluzowania polityki pieniężnej to czerwiec - po publikacji nowej projekcji inflacji.

- Po dzisiejszej publikacji maksimum tego, na co można liczyć w tym roku ze strony RPP, to jeszcze jedna obniżka stóp w czerwcu i to w zależności od konkluzji płynących z nowej projekcji inflacji, danych, które poznamy 'po drodze', oraz kursu złotego - przewiduje główny ekonomista Banku Pekao SA Marcin Mrowiec.

- Kolejny miesiąc wzrostu inflacji jest istotnym argumentem za wstrzymaniem się z dalszymi obniżkami stóp procentowych przez RPP do czasu publikacji czerwcowej projekcji inflacji, zwłaszcza, że już w tej chwili mamy ujemny poziom realnych stóp procentowych - potwierdza Piotr Piękoś z BPH.

Podobne opinie prezentują eksperci z banków Raiffeisen oraz BZ WBK. Tylko Grzegorz Maliszewski uważa, że RPP może jednak zaskoczyć rynek.

W czwartek Główny Urząd Statystyczny (GUS) poinformował, że inflacja w kwietniu wzrosła 0,7% m/m i wyniosła 4,0% r/r. Dziesięciu uwzględnionych w ankiecie agencji ISB ekonomistów oczekiwało, że wskaźnik cen i usług konsumpcyjnych (CPI) wyniósł średnio 3,8% r/r. Prognozy oscylowały między 3,7% a 3,9%. Resort finansów szacował kwietnia poziom wskaźnika CPI na 3,9%.
Lesław Kretowicz

Inflacja nie pozwoli obniżyć stóp

Rosnąca kolejny miesiąc z rzędu inflacja będzie mocnym argumentem dla jastrzębiej frakcji w Radzie Polityki Pieniężnej, więc obniżka stóp procentowych w maju jest praktycznie wykluczona.
Zdaniem analityków, mimo uspokojenia sytuacji na rynku walutowym, Rada nie będzie wystarczająco odważna, by obniżyć stopę referencyjną, która już teraz znajduje się poniżej poziomu wskaźnika CPI (3,75% przy kwietniowej inflacji wynoszącej 4,0% r/r).

- Głównym czynnikiem odpowiedzialnym za kwietniowy wzrost inflacji były rosnące ceny żywności i paliw. Zwyżka cen żywności miała w głównej mierze charakter sezonowy i, w przeciwieństwie do marca, nie widać wpływu słabszego złotego, który w poprzednim miesiącu doprowadził do wzrostu cen owoców cytrusowych. Słaby złoty widoczny jest natomiast w rosnących cenach w kategorii turystyka, ponieważ powoduje zwiększenie się cen wyjazdów zorganizowanych - powiedział ekonomista Banku Millennium Grzegorz Maliszewski.
Według niego, kolejne miesiące powinny przynieść stopniowy spadek rocznego wskaźnika inflacji i powrotu do celu inflacyjnego w drugiej połowie bieżącego roku.

- Jednak prawdopodobnie następować to będzie w wolniejszym tempie niż pierwotnie szacowaliśmy. Czynnikiem niepewności dla inflacji w kolejnych miesiącach są tegoroczne zbiory, ponieważ obecna susza może przełożyć się na ich nieznaczne pogorszenie - dodał Maliszewski.

Podobne tezy przedstawiają pozostali ekonomiści, dodając kolejne spostrzeżenia oraz eksponując elementy składowe wskaźnika CPI, które były dla nich istotne z punktu widzenia przyszłości. Niemniej patrzą na kolejne miesiące z dużym optymizmem i, po ustabilizowaniu się kursu złotego, zgodnie oczekują spadku wskaźnika CPI.

- Na wyższą od oczekiwań inflację złożyć się mogły głównie dwa czynniki - kwietniowe Święta Wielkanocne, które sprzyjały wzrostowi cen żywności, oraz słabszy złoty, niekorzystnie wpływający na ceny w całym szeregu kategorii. Niemniej kwiecień najprawdopodobniej wyznaczył nowy szczyt inflacji, a począwszy od maja, nastąpią jej stopniowe spadki w kierunku celu inflacyjnego. Według naszej wstępnej prognozy w maju inflacja ukształtować się mogła w okolicach 3,7-3,8% r/r, a powrót w granice celu inflacyjnego (1,5-3,5%r/r) mógłby nastąpić pod koniec wakacji - napisali w komentarzu eksperci z Raiffeisen Bank Polska.

- W kwietniu, zgodnie z oczekiwaniami, odnotowano znaczny wzrost cen żywności, w szczególności owoców, warzyw i mięsa. Wyraźnie wzrosły również ceny transportu, a także turystyki, co związane jest z osłabieniem złotego w pierwszych miesiącach br - dodał ekonomista Banku BGŻ Wojciech Matysiak.

Także w jego opinii inflacja w kwietniu osiągnęła tegoroczny szczyt i w kolejnych miesiącach możliwy jest stopniowy spadek wskaźnika CPI, głównie z uwagi na zatwierdzone przez URE obniżki cen gazu (co może spowodować spadek inflacji nawet o około 0,3 pkt proc.), spodziewane umacnianie złotego oraz gasnący wskutek słabej sytuacji na rynku pracy popyt konsumpcyjny.
Wszyscy eksperci bardzo zgodnie natomiast oceniają przyszłe decyzje RPP - najbliższy możliwy termin poluzowania polityki pieniężnej to czerwiec - po publikacji nowej projekcji inflacji.

- Po dzisiejszej publikacji maksimum tego, na co można liczyć w tym roku ze strony RPP, to jeszcze jedna obniżka stóp w czerwcu i to w zależności od konkluzji płynących z nowej projekcji inflacji, danych, które poznamy 'po drodze', oraz kursu złotego - przewiduje główny ekonomista Banku Pekao SA Marcin Mrowiec.

- Kolejny miesiąc wzrostu inflacji jest istotnym argumentem za wstrzymaniem się z dalszymi obniżkami stóp procentowych przez RPP do czasu publikacji czerwcowej projekcji inflacji, zwłaszcza, że już w tej chwili mamy ujemny poziom realnych stóp procentowych - potwierdza Piotr Piękoś z BPH.

Podobne opinie prezentują eksperci z banków Raiffeisen oraz BZ WBK. Tylko Grzegorz Maliszewski uważa, że RPP może jednak zaskoczyć rynek.

W czwartek Główny Urząd Statystyczny (GUS) poinformował, że inflacja w kwietniu wzrosła 0,7% m/m i wyniosła 4,0% r/r. Dziesięciu uwzględnionych w ankiecie agencji ISB ekonomistów oczekiwało, że wskaźnik cen i usług konsumpcyjnych (CPI) wyniósł średnio 3,8% r/r. Prognozy oscylowały między 3,7% a 3,9%. Resort finansów szacował kwietnia poziom wskaźnika CPI na 3,9%.
Lesław Kretowicz

Rafako zbuduje instalację za 258 mln zł

Rafako podpisało z PGE Zespół Elektrowni Dolna Odra umowę o wartości około 258 mln zł na budowę instalacji odsiarczania spalin dla dwóch bloków w Elektrowni Dolna Odra.

Spółka już wcześniej informowała, że jej oferta została uznana za najkorzystniejszą.

Termin zakończenia realizacji przypada na marzec 2012 roku.

 



  (PAP)
money.pl

Rafako zbuduje instalację za 258 mln zł

Rafako podpisało z PGE Zespół Elektrowni Dolna Odra umowę o wartości około 258 mln zł na budowę instalacji odsiarczania spalin dla dwóch bloków w Elektrowni Dolna Odra.

Spółka już wcześniej informowała, że jej oferta została uznana za najkorzystniejszą.

Termin zakończenia realizacji przypada na marzec 2012 roku.

 



  (PAP)
money.pl

Rząd pomoże spłacać kredyty tym, którzy stracili pracę

Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski zapowiada, że koalicja zrobi wszystko, by ustawa o dopłatach została przez Sejm przyjęta w czerwcu. - Marzy mi się, żeby ta ustawa mogła obowiązywać od 1 lipca 2009 roku - powiedział. Miesięczna dopłata może sięgnąć nawet 1200 zł.

Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom, które utraciły prac. Projekt przygotowało ministerstwo pracy i polityki społecznej.

Według jego założeń, wsparcie będą mogły otrzymać osoby, które utraciły pracę po 1 lipca 2008 roku. Nawet jeśli były zatrudnione na podstawie umów cywilno-prawnych: umów agencyjnych, umów zleceń czy o dzieło.

Na pomoc będą mogli liczyć też małżonkowie posiadający wspólnotę majątkową, jeżeli pracę utracił współmałżonek niebędący kredytobiorcą.

Zgodnie z oczekiwaniami osoby, które zwrócą się się o dopłaty będą mogły liczyć na  wsparcie w wysokości do 1,2 tys. zł miesięcznie. Pomoc będzie wypłacana jednak maksymalnie przez 12 miesięcy.

Pomoc będzie wypłacana z Funduszu Pracy. Fundusz dostanie na ten cel pieniądze pochodzące z wpływów z prywatyzacji mienia Skarbu Państwa.

Pieniądze będzie spłacał natomiast Bank Gospodarstwa Krajowego. Trafią one na rachunek instytucji, w której kredyt zaciągnięto.

O pomocy zdecyduje starosta

Gdzie można zwracać się o pomoc? Decyzję o przyznaniu wsparcia finansowego na spłatę kredytu mieszkaniowego ma przyznawać starosta, a wniosek należy składać do urzędu pracy, w którym dana osoba jest zarejestrowana.

Zgodnie z projektem, zwrot udzielonego wsparcie będzie rozpoczynał się po upływie 2 lat od zaprzestania płatności rat pomocy. - Zwrot ten ma być nieoprocentowany i rozłożony równomiernie w ciągu 8 lat po upływie karencji - informuje CIR.

Od tej reguły będą jednak wyjątki. Starosta będzie mógł bowiem odroczyć termin płatności, rozłożyć na raty, umorzyć w całości lub w części spłatę zobowiązania, np. w przypadkach utrzymującej się trudnej sytuacji materialnej.

Pośpiech potrzebny

Parlament powinien jak najszybciej uchwalić ustawę, bo w kraju od kilku lat lawinowo rosło zadłużenie Polaków z tytułu kredytu hipotecznego. Jeśli połączyć to ze zwiększającym się bezrobociem, które w kwietniu sięgnęło 11 proc., może się okazać, że chętnych na pomoc jest wielu.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytu hipotecznego w mln złotych
Lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

źródło: NBP


(MM), (MC), ISB

Rząd pomoże spłacać kredyty tym, którzy stracili pracę

Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski zapowiada, że koalicja zrobi wszystko, by ustawa o dopłatach została przez Sejm przyjęta w czerwcu. - Marzy mi się, żeby ta ustawa mogła obowiązywać od 1 lipca 2009 roku - powiedział. Miesięczna dopłata może sięgnąć nawet 1200 zł.

Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom, które utraciły prac. Projekt przygotowało ministerstwo pracy i polityki społecznej.

Według jego założeń, wsparcie będą mogły otrzymać osoby, które utraciły pracę po 1 lipca 2008 roku. Nawet jeśli były zatrudnione na podstawie umów cywilno-prawnych: umów agencyjnych, umów zleceń czy o dzieło.

Na pomoc będą mogli liczyć też małżonkowie posiadający wspólnotę majątkową, jeżeli pracę utracił współmałżonek niebędący kredytobiorcą.

Zgodnie z oczekiwaniami osoby, które zwrócą się się o dopłaty będą mogły liczyć na  wsparcie w wysokości do 1,2 tys. zł miesięcznie. Pomoc będzie wypłacana jednak maksymalnie przez 12 miesięcy.

Pomoc będzie wypłacana z Funduszu Pracy. Fundusz dostanie na ten cel pieniądze pochodzące z wpływów z prywatyzacji mienia Skarbu Państwa.

Pieniądze będzie spłacał natomiast Bank Gospodarstwa Krajowego. Trafią one na rachunek instytucji, w której kredyt zaciągnięto.

O pomocy zdecyduje starosta

Gdzie można zwracać się o pomoc? Decyzję o przyznaniu wsparcia finansowego na spłatę kredytu mieszkaniowego ma przyznawać starosta, a wniosek należy składać do urzędu pracy, w którym dana osoba jest zarejestrowana.

Zgodnie z projektem, zwrot udzielonego wsparcie będzie rozpoczynał się po upływie 2 lat od zaprzestania płatności rat pomocy. - Zwrot ten ma być nieoprocentowany i rozłożony równomiernie w ciągu 8 lat po upływie karencji - informuje CIR.

Od tej reguły będą jednak wyjątki. Starosta będzie mógł bowiem odroczyć termin płatności, rozłożyć na raty, umorzyć w całości lub w części spłatę zobowiązania, np. w przypadkach utrzymującej się trudnej sytuacji materialnej.

Pośpiech potrzebny

Parlament powinien jak najszybciej uchwalić ustawę, bo w kraju od kilku lat lawinowo rosło zadłużenie Polaków z tytułu kredytu hipotecznego. Jeśli połączyć to ze zwiększającym się bezrobociem, które w kwietniu sięgnęło 11 proc., może się okazać, że chętnych na pomoc jest wielu.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytu hipotecznego w mln złotych
Lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

źródło: NBP


(MM), (MC), ISB

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies