Ze świata nieruchomości - strona 135

Energetycy domagają się podwyżek cen energii cieplnej

Proponowany przez elektrociepłownie system ustalania cen ciepła doprowadzi do wzrostu opłat o około 10 proc. Ministerstwo Gospodarki chce podwyżki rozłożyć w czasie. Nie wiadomo, czy na zmiany zgodzi się URE.
Firmy produkujące prąd i ciepło domagają się zmiany zasad regulacji cen ciepła zatwierdzanych przez Urząd Regulacji Energetyki. Uważają, że po uwolnieniu cen prądu system regulacji kosztowej cen ciepła stał się w ich przypadku nieopłacalny.

Teraz im wyższe ceny energii elektrycznej, tym niższe ceny ciepła. A te spadają do granicy opłacalności produkcji, a niekiedy nawet poniżej, wynaturzając ekonomikę produkcji elektrociepłowni - mówi Janusz Bil, dyrektor ds. regulacji i rozwoju rynku Vattenfall Poland.

Problem wynika ze stosowania kosztowego modelu regulacji cen ciepła. Zgodnie z obwiązującym prawem regulator, zatwierdzając elektrociepłowniom ceny ciepła, od planowanych łącznych kosztów produkcji ciepła i prądu odejmuje planowany przychód ze sprzedaży prądu i dopiero pozostałe koszty pokrywane są cenami ciepła. W sytuacji gdy ceny prądu rosną, podstawa wyznaczania cen ciepła po prostu się kurczy. Branża chce, żeby sposób regulacji cen ciepła został zmieniony na korzystniejszy dla niej. Ministerstwo Gospodarki nie jest przeciwne.

Jestem jednym z fanów zmian zasad kształtowania cen ciepła. Uważam, że należy odejść od modelu kosztowego. Zgodnie z harmonogramem działań wykonawczych do polityki energetycznej to powinno stać się w tym roku. Postaramy się aby się udało - mówi Joanna Strzelec-Łobodzińska, podsekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki odpowiedzialna za energetykę.

Nowa polityka energetyczna nie została jeszcze przyjęta przez rząd, ale w resorcie gospodarki trwają prace mające na celu zastąpienie obecnego modelu systemem cen referencyjnych. Jednak realizacja tej propozycji będzie oznaczała wzrost cen ciepła.

System cen referencyjnych prowadzi do częściowego uwolnienia cen ciepła. Zaproponowane przez branżę mechanizmy zakładają, że wzrost cen nie byłby większy niż 10 proc. mówi - Janusz Bil.
Ministerstwo Gospodarki nie chce dopuścić, żeby wskutek zmian regulacji doszło do skokowego wzrostu cen ciepła. Chce, aby podwyżki były rozłożone w czasie.

Nie można spowodować tą zmianą w jednym roku zdecydowanej podwyżki cen ciepła. Będzie ścieżka dojścia do ceny referencyjnej, może dwa, trzy lata - mówi wiceminister Strzelec-Łobodzińska.

Dodaje, że dla ostatecznych ustaleń w sprawie cen ważne będą konsultacje z Urzędem Regulacji Energetyki, bo to on będzie w dużej części adresatem nowego rozporządzenia resortu gospodarki. URE nie jest pewny, że poprze akurat system cen referencyjnych.

Zmiana sposobu regulowania sektora ciepłownictwa nie może być ani celem samym w sobie, ani tym bardziej metodą na uzyskanie przez sektor możliwości pobierania od odbiorców wyższych cen ciepła. Regulacje powinny dostarczać firmom bodźców do inwestowania, m.in. w celu zapewnienia dostaw ciepła. Jednak równocześnie muszą szanować interes odbiorców - mówi Marek Woszczyk, wiceprezes Urzędu Regulacji Energetyki.



Ireneusz Chojnacki

Gazeta Prawna
wp.pl

Energetycy domagają się podwyżek cen energii cieplnej

Proponowany przez elektrociepłownie system ustalania cen ciepła doprowadzi do wzrostu opłat o około 10 proc. Ministerstwo Gospodarki chce podwyżki rozłożyć w czasie. Nie wiadomo, czy na zmiany zgodzi się URE.
Firmy produkujące prąd i ciepło domagają się zmiany zasad regulacji cen ciepła zatwierdzanych przez Urząd Regulacji Energetyki. Uważają, że po uwolnieniu cen prądu system regulacji kosztowej cen ciepła stał się w ich przypadku nieopłacalny.

Teraz im wyższe ceny energii elektrycznej, tym niższe ceny ciepła. A te spadają do granicy opłacalności produkcji, a niekiedy nawet poniżej, wynaturzając ekonomikę produkcji elektrociepłowni - mówi Janusz Bil, dyrektor ds. regulacji i rozwoju rynku Vattenfall Poland.

Problem wynika ze stosowania kosztowego modelu regulacji cen ciepła. Zgodnie z obwiązującym prawem regulator, zatwierdzając elektrociepłowniom ceny ciepła, od planowanych łącznych kosztów produkcji ciepła i prądu odejmuje planowany przychód ze sprzedaży prądu i dopiero pozostałe koszty pokrywane są cenami ciepła. W sytuacji gdy ceny prądu rosną, podstawa wyznaczania cen ciepła po prostu się kurczy. Branża chce, żeby sposób regulacji cen ciepła został zmieniony na korzystniejszy dla niej. Ministerstwo Gospodarki nie jest przeciwne.

Jestem jednym z fanów zmian zasad kształtowania cen ciepła. Uważam, że należy odejść od modelu kosztowego. Zgodnie z harmonogramem działań wykonawczych do polityki energetycznej to powinno stać się w tym roku. Postaramy się aby się udało - mówi Joanna Strzelec-Łobodzińska, podsekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki odpowiedzialna za energetykę.

Nowa polityka energetyczna nie została jeszcze przyjęta przez rząd, ale w resorcie gospodarki trwają prace mające na celu zastąpienie obecnego modelu systemem cen referencyjnych. Jednak realizacja tej propozycji będzie oznaczała wzrost cen ciepła.

System cen referencyjnych prowadzi do częściowego uwolnienia cen ciepła. Zaproponowane przez branżę mechanizmy zakładają, że wzrost cen nie byłby większy niż 10 proc. mówi - Janusz Bil.
Ministerstwo Gospodarki nie chce dopuścić, żeby wskutek zmian regulacji doszło do skokowego wzrostu cen ciepła. Chce, aby podwyżki były rozłożone w czasie.

Nie można spowodować tą zmianą w jednym roku zdecydowanej podwyżki cen ciepła. Będzie ścieżka dojścia do ceny referencyjnej, może dwa, trzy lata - mówi wiceminister Strzelec-Łobodzińska.

Dodaje, że dla ostatecznych ustaleń w sprawie cen ważne będą konsultacje z Urzędem Regulacji Energetyki, bo to on będzie w dużej części adresatem nowego rozporządzenia resortu gospodarki. URE nie jest pewny, że poprze akurat system cen referencyjnych.

Zmiana sposobu regulowania sektora ciepłownictwa nie może być ani celem samym w sobie, ani tym bardziej metodą na uzyskanie przez sektor możliwości pobierania od odbiorców wyższych cen ciepła. Regulacje powinny dostarczać firmom bodźców do inwestowania, m.in. w celu zapewnienia dostaw ciepła. Jednak równocześnie muszą szanować interes odbiorców - mówi Marek Woszczyk, wiceprezes Urzędu Regulacji Energetyki.



Ireneusz Chojnacki

Gazeta Prawna
wp.pl

Motyle i ptaki utrudniają rozpoczęcie inwestycji

Niejasności w przepisach środowiskowych komplikują załatwianie formalności budowlanych. Urzędnicy nie wiedzą bowiem, jak je stosować.
Na jesieni 2008 r. zmieniły się zasady przeprowadzania postępowań oceniających wpływ inwestycji na środowisko. 15 listopada weszła bowiem w życie ustawa o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko (dalej: ustawa środowiskowa).

Prowadzimy pierwsze postępowania na podstawie nowych przepisów i mamy sporo problemów interpretacyjnych - mówi Bogdan Dąbrowski, radca prawny z Urzędu Miasta w Poznaniu.
Ponowne oceny

Chodzi o to, że art. 36 prawa budowlanego dokładnie określa, co może się znaleźć w pozwoleniu na budowę – wyjaśnia Dąbrowski.

Tymczasem ustawa środowiskowa w art. 93 mówi, że starosta (prezydent miasta na prawach powiatu) ma prawo po ponownej ocenie oddziaływania na środowisko nałożyć dodatkowe obowiązki na inwestora, m.in. nakazać mu w pozwoleniu budowlanym sporządzanie analizy powykonawczej, kiedy już obiekt zostanie wybudowany.

Jak mamy to zrobić, skoro nie możemy w pozwoleniu obciążać inwestora dodatkowymi obowiązkami związanymi z eksploatacją obiektu? Pozwolenie na budowę dotyczy bowiem tylko prowadzenia robót związanych ze wznoszeniem obiektu – wyjaśnia Dąbrowski.

Takich ponownych ocen będzie – jak twierdzi – sporo, często bowiem, zanim dojdzie do załatwienia wszystkich formalności, decyzja środowiskowa się dezaktualizuje. Najlepiej zobrazuje to przykład. Inwestor uzyskał decyzję środowiskową dwa lata temu, a teraz stara się o pozwolenie na budowę zakładu produkującego plastikowe okulary. W tym czasie jednak na sąsiedniej działce został wybudowany warsztat, który także wpływa na otoczenie. Trzeba więc ustalić, czy kolejny zakład produkcyjny nie będzie już nadmiernym obciążeniem dla środowiska.

Stare formularze

Wniosek o wydanie pozwolenia oraz samo pozwolenie wymaga ponadto stosowania formularzy urzędowych. Wzory zawiera rozporządzenie ministra infrastruktury – tłumaczy Artur Kawicki, ekspert w zakresie ochrony środowiska.

Regulacja ta nic nie mówi o ponownym postępowaniu oceniającym. Urzędnicy nie wiedzą więc, gdzie i czy w ogóle mają wpisywać informację o tym postępowaniu.

Wpływ na naturę

Najwięcej kłopotów będzie z oceną oddziaływania na obszar Natura 2000 – mówi Artur Kawicki.
Nawet w wypadku prostych robót, które wymagają tylko uproszczonych formalności budowlanych jak zgłoszenie przepisy każą się starać o pozwolenie na budowę, jeżeli roboty mogą szkodzić obszarom Natura 2000. Mówi o tym art. 29 ust. 3 prawa budowlanego.

Zarazem ustawa środowiskowa nakłada na starostę obowiązek sprawdzenia, czy planowane inwestycje mogą mieć ewentualnie negatywne oddziaływanie. Tak np., czy budowa płotu przy drodze publicznej nie ma przypadkiem wpływu na ochronę rzadkiego motyla lub rośliny – wyjaśnia Kawicki.

Nawet jeżeli w toku postępowania okaże się, że nie ma takich zagrożeń, to i tak samo jego rozpoczęcie rodzi obowiązek uzyskania pozwolenia na budowę. Dotyczy to także wspomnianego płotu. Jest to, jego zdaniem, rozwiązanie zbyt restrykcyjne.

W tej chwili blisko 18 proc. obszaru Polski jest objętych siecią Natura 2000, wkrótce będzie ich więcej.
Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita
wp.pl

Motyle i ptaki utrudniają rozpoczęcie inwestycji

Niejasności w przepisach środowiskowych komplikują załatwianie formalności budowlanych. Urzędnicy nie wiedzą bowiem, jak je stosować.
Na jesieni 2008 r. zmieniły się zasady przeprowadzania postępowań oceniających wpływ inwestycji na środowisko. 15 listopada weszła bowiem w życie ustawa o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko (dalej: ustawa środowiskowa).

Prowadzimy pierwsze postępowania na podstawie nowych przepisów i mamy sporo problemów interpretacyjnych - mówi Bogdan Dąbrowski, radca prawny z Urzędu Miasta w Poznaniu.
Ponowne oceny

Chodzi o to, że art. 36 prawa budowlanego dokładnie określa, co może się znaleźć w pozwoleniu na budowę – wyjaśnia Dąbrowski.

Tymczasem ustawa środowiskowa w art. 93 mówi, że starosta (prezydent miasta na prawach powiatu) ma prawo po ponownej ocenie oddziaływania na środowisko nałożyć dodatkowe obowiązki na inwestora, m.in. nakazać mu w pozwoleniu budowlanym sporządzanie analizy powykonawczej, kiedy już obiekt zostanie wybudowany.

Jak mamy to zrobić, skoro nie możemy w pozwoleniu obciążać inwestora dodatkowymi obowiązkami związanymi z eksploatacją obiektu? Pozwolenie na budowę dotyczy bowiem tylko prowadzenia robót związanych ze wznoszeniem obiektu – wyjaśnia Dąbrowski.

Takich ponownych ocen będzie – jak twierdzi – sporo, często bowiem, zanim dojdzie do załatwienia wszystkich formalności, decyzja środowiskowa się dezaktualizuje. Najlepiej zobrazuje to przykład. Inwestor uzyskał decyzję środowiskową dwa lata temu, a teraz stara się o pozwolenie na budowę zakładu produkującego plastikowe okulary. W tym czasie jednak na sąsiedniej działce został wybudowany warsztat, który także wpływa na otoczenie. Trzeba więc ustalić, czy kolejny zakład produkcyjny nie będzie już nadmiernym obciążeniem dla środowiska.

Stare formularze

Wniosek o wydanie pozwolenia oraz samo pozwolenie wymaga ponadto stosowania formularzy urzędowych. Wzory zawiera rozporządzenie ministra infrastruktury – tłumaczy Artur Kawicki, ekspert w zakresie ochrony środowiska.

Regulacja ta nic nie mówi o ponownym postępowaniu oceniającym. Urzędnicy nie wiedzą więc, gdzie i czy w ogóle mają wpisywać informację o tym postępowaniu.

Wpływ na naturę

Najwięcej kłopotów będzie z oceną oddziaływania na obszar Natura 2000 – mówi Artur Kawicki.
Nawet w wypadku prostych robót, które wymagają tylko uproszczonych formalności budowlanych jak zgłoszenie przepisy każą się starać o pozwolenie na budowę, jeżeli roboty mogą szkodzić obszarom Natura 2000. Mówi o tym art. 29 ust. 3 prawa budowlanego.

Zarazem ustawa środowiskowa nakłada na starostę obowiązek sprawdzenia, czy planowane inwestycje mogą mieć ewentualnie negatywne oddziaływanie. Tak np., czy budowa płotu przy drodze publicznej nie ma przypadkiem wpływu na ochronę rzadkiego motyla lub rośliny – wyjaśnia Kawicki.

Nawet jeżeli w toku postępowania okaże się, że nie ma takich zagrożeń, to i tak samo jego rozpoczęcie rodzi obowiązek uzyskania pozwolenia na budowę. Dotyczy to także wspomnianego płotu. Jest to, jego zdaniem, rozwiązanie zbyt restrykcyjne.

W tej chwili blisko 18 proc. obszaru Polski jest objętych siecią Natura 2000, wkrótce będzie ich więcej.
Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita
wp.pl

Kupując mieszkanie, mniej zapłacimy u notariusza

Osoby kupujące mieszkania na rynku pierwotnym – od dewelopera, będą ponosiły niższe opłaty z tytułu sporządzania aktu notarialnego u notariusza.
W precedensowym wyroku Sąd Rejonowy w Krakowie orzekł, że kupujący mieszkanie nie ma obowiązku ponoszenia kosztów wypisów aktu notarialnego dla dewelopera (sygn. akt. I C 356/08).

Brak jest podstaw do obciążania kupującego mieszkanie kosztami wypisów aktu notarialnego dla dewelopera. Koszty wydania tych wypisów powinny obciążać dewelopera, bowiem pobranie przez którąkolwiek ze stron wypisu na własne potrzeby nie jest związane z zawarciem aktu notarialnego - podkreśliła w uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Rutkowska z Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieście.

Dziś wszystkie koszty związane z podpisaniem aktu notarialnego ponoszone są wyłącznie przez kupującego mieszkanie. Poza kosztami wypisów dla dewelopera każdy kupujący musi pokryć także koszty wypisów dla siebie i innych urzędów (np. sąd i urząd skarbowy) oraz koszty taksy notarialnej, podatku VAT i opłaty za wpis do księgi wieczystej. Najczęściej koszty te wynoszą kilka tysięcy złotych (w sprawie, w której orzekał Sąd Rejonowy w Krakowie, wyniosły one ok. 2 tys. zł) i są uzależnione od wartości mieszkania. Deweloper przy podpisywaniu aktu notarialnego nie płaci ani złotówki.

Koszty wypisów aktu notarialnego dla dewelopera sięgają 200–300 zł (w zależności od objętości aktu notarialnego). Być może dla jednego kupującego nie jest to duża kwota, ale w skali całego kraju i wszystkich transakcji zakupu nieruchomości na rynku pierwotnym zawieranych każdego roku – oszczędności kupujących mogą okazać się znaczne.

Koszty zakupu mieszkania i podpisania aktu notarialnego i tak są bardzo wysokie, więc nie mogłem się zgodzić na to, żeby sponsorować dewelopera – mówi autor precedensowego pozwu do krakowskiego sądu.

Mając na uwadze, że na moim osiedlu jest ok. 160 mieszkań i każdy z właścicieli zapłacił ze swojej kieszeni koszty dewelopera, to deweloper zaoszczędził dzięki temu ok. 30 tys. zł. W skali całego kraju oszczędności deweloperów mogą sięgać milionów złotych każdego roku – dodaje.


Ile wyniosły w ubiegłym roku koszty wypisów księgi wieczystej w Polsce ? Czy osoby, które już dokonały zakupu mieszkania na rynku pierwotnym, jednak do tej pory nie podpisały aktu notarialnego – mogą żądać od dewelopera pokrycia kosztów jego wypisów aktu notarialnego?

Arkadiusz Jaraszek


Gazeta Prawna
wp.pl

Kupując mieszkanie, mniej zapłacimy u notariusza

Osoby kupujące mieszkania na rynku pierwotnym – od dewelopera, będą ponosiły niższe opłaty z tytułu sporządzania aktu notarialnego u notariusza.
W precedensowym wyroku Sąd Rejonowy w Krakowie orzekł, że kupujący mieszkanie nie ma obowiązku ponoszenia kosztów wypisów aktu notarialnego dla dewelopera (sygn. akt. I C 356/08).

Brak jest podstaw do obciążania kupującego mieszkanie kosztami wypisów aktu notarialnego dla dewelopera. Koszty wydania tych wypisów powinny obciążać dewelopera, bowiem pobranie przez którąkolwiek ze stron wypisu na własne potrzeby nie jest związane z zawarciem aktu notarialnego - podkreśliła w uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Rutkowska z Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieście.

Dziś wszystkie koszty związane z podpisaniem aktu notarialnego ponoszone są wyłącznie przez kupującego mieszkanie. Poza kosztami wypisów dla dewelopera każdy kupujący musi pokryć także koszty wypisów dla siebie i innych urzędów (np. sąd i urząd skarbowy) oraz koszty taksy notarialnej, podatku VAT i opłaty za wpis do księgi wieczystej. Najczęściej koszty te wynoszą kilka tysięcy złotych (w sprawie, w której orzekał Sąd Rejonowy w Krakowie, wyniosły one ok. 2 tys. zł) i są uzależnione od wartości mieszkania. Deweloper przy podpisywaniu aktu notarialnego nie płaci ani złotówki.

Koszty wypisów aktu notarialnego dla dewelopera sięgają 200–300 zł (w zależności od objętości aktu notarialnego). Być może dla jednego kupującego nie jest to duża kwota, ale w skali całego kraju i wszystkich transakcji zakupu nieruchomości na rynku pierwotnym zawieranych każdego roku – oszczędności kupujących mogą okazać się znaczne.

Koszty zakupu mieszkania i podpisania aktu notarialnego i tak są bardzo wysokie, więc nie mogłem się zgodzić na to, żeby sponsorować dewelopera – mówi autor precedensowego pozwu do krakowskiego sądu.

Mając na uwadze, że na moim osiedlu jest ok. 160 mieszkań i każdy z właścicieli zapłacił ze swojej kieszeni koszty dewelopera, to deweloper zaoszczędził dzięki temu ok. 30 tys. zł. W skali całego kraju oszczędności deweloperów mogą sięgać milionów złotych każdego roku – dodaje.


Ile wyniosły w ubiegłym roku koszty wypisów księgi wieczystej w Polsce ? Czy osoby, które już dokonały zakupu mieszkania na rynku pierwotnym, jednak do tej pory nie podpisały aktu notarialnego – mogą żądać od dewelopera pokrycia kosztów jego wypisów aktu notarialnego?

Arkadiusz Jaraszek


Gazeta Prawna
wp.pl

Polska gospodarka najlepsza w Europie

W pierwszym kwartale 2009 roku Produkt Krajowy Brutto wyrównany sezonowo wzrósł w Polsce o 1,9 proc. w skali roku. W tym samym okresie PKB w całej Unii Europejskiej spadł o 4,5 proc. a w strefie euro o 4,8 procent. Dane opublikował dziś Eurostat.
W połowie maja Eurostat prognozował spadek PKB w UE o 4,4 proc., a w strefie euro o 4,6 procent. Danych dla Polski nie podano.

W IV kwartale 2008 roku spadek PKB, w ujęciu rocznym, wyniósł 2,4 proc. dla całej UE oraz strefy euro.
W ujęciu kwartalnym w I kw. 2009 r. spadek w całej Unii wyniósł 2,4 proc., a w strefie euro 2,5 proc. wobec 2,5 proc. spadku zapowiadanego w maju dla obu regionów. W Polsce wzrost w tym ujęciu wyniósł 0,4 procent.

Eurostat podał dane dotyczące 20 z 27 członków UE. Z udostępnionych danych wynika, że wzrost w ujęciu rocznym odnotowały tylko Polska i Cypr (1,6 proc. procent). Największe spadki zanotowały natomiast: Łotwa (-18,6 proc.), Estonia (-15,6 proc.) oraz Litwa (11,8 procent). W tym samym okresie PKB USA spadł o 2,5 proc., a Japonii o 9,1 procent.

W piątek Główny Urząd Statystyczny podał, że PKB niewyrównany sezonowo (ceny stałe średnioroczne roku poprzedniego) wzrósł w I kw. 2009 roku o 0,8 proc. w skali roku wobec 2,9 proc. w poprzednim kwartale.

Polska trzyma się mocno, rosną prognozy wzrostu PKB

Po opublikowaniu tych danych już pierwsza instytucja zdecydowała się podnieść prognozy dla naszego kraju. Jest nim Bank of America Securities-Merrill Lynch.

Zdaniem analityków tego banku dane za I kwartał pokazały mniejsze spowolnienie gospodarcze niż oczekiwali, choć zastrzegli, że w każdej chwili może dojść do kolejnej zmiany prognozy.

Prognozy Merrill Lynch i Bank of America
Kraj 2009 r.
2010 r.
Polska 0,2% 2,0%
Rumunia
-6,4%
-2,5%
Węgry -6,5% -1,4%
Czechy -4,3% 1,1%
Rosja -4,9% 1,0%

źródło: Bank of America Securities-Merrill Lynch

Wcześniej analitycy Bank of America i Merrill Lynch prognozowali spadek PKB w Polsce w tym roku o 1 proc., a wzrost o 1,2 proc. w 2010 roku. Szacunki dotyczące pozostałych krajów jak na razie nie doczekały się żadnych zmian.

Opublikowany w ubiegłym tygodniu wstępny szacunek wzrostu gospodarczego nie pozwala jednak z optymizmem oczekiwać danych za kolejne kwartały. Analitycy z Bank of America Securities-Merrill Lynch podobnie jak większość ekspertów w Polsce oczekuje bardzo słabych odczytów tego wskaźnika w II i III kwartale. Niewielkiego odbicia należy spodziewać się dopiero pod koniec roku.

- Pogłębiające się spowolnienie wzrostu gospodarczego jest przede wszystkim konsekwencją problemów całej gospodarki światowej, które w Polsce uwidaczniają się z pewnym opóźnieniem - powiedziała ekonomistka Banku BPH Monika Kurtek.

W jej ocenie kolejne kwartały przyniosą dalsze hamowanie polskiej gospodarki. Wskazują na to pogłębiające się negatywne tendencje jak np. spadki produkcji przemysłowej, wyhamowywanie sprzedaży detalicznej. W świetle danych dotyczących konsumpcji oraz inwestycji wciąż nie można wykluczyć, że w całym roku Polska gospodarka wykaże dodatni wzrost PKB.

Marek Knitter (ISB)

Polska gospodarka najlepsza w Europie

W pierwszym kwartale 2009 roku Produkt Krajowy Brutto wyrównany sezonowo wzrósł w Polsce o 1,9 proc. w skali roku. W tym samym okresie PKB w całej Unii Europejskiej spadł o 4,5 proc. a w strefie euro o 4,8 procent. Dane opublikował dziś Eurostat.
W połowie maja Eurostat prognozował spadek PKB w UE o 4,4 proc., a w strefie euro o 4,6 procent. Danych dla Polski nie podano.

W IV kwartale 2008 roku spadek PKB, w ujęciu rocznym, wyniósł 2,4 proc. dla całej UE oraz strefy euro.
W ujęciu kwartalnym w I kw. 2009 r. spadek w całej Unii wyniósł 2,4 proc., a w strefie euro 2,5 proc. wobec 2,5 proc. spadku zapowiadanego w maju dla obu regionów. W Polsce wzrost w tym ujęciu wyniósł 0,4 procent.

Eurostat podał dane dotyczące 20 z 27 członków UE. Z udostępnionych danych wynika, że wzrost w ujęciu rocznym odnotowały tylko Polska i Cypr (1,6 proc. procent). Największe spadki zanotowały natomiast: Łotwa (-18,6 proc.), Estonia (-15,6 proc.) oraz Litwa (11,8 procent). W tym samym okresie PKB USA spadł o 2,5 proc., a Japonii o 9,1 procent.

W piątek Główny Urząd Statystyczny podał, że PKB niewyrównany sezonowo (ceny stałe średnioroczne roku poprzedniego) wzrósł w I kw. 2009 roku o 0,8 proc. w skali roku wobec 2,9 proc. w poprzednim kwartale.

Polska trzyma się mocno, rosną prognozy wzrostu PKB

Po opublikowaniu tych danych już pierwsza instytucja zdecydowała się podnieść prognozy dla naszego kraju. Jest nim Bank of America Securities-Merrill Lynch.

Zdaniem analityków tego banku dane za I kwartał pokazały mniejsze spowolnienie gospodarcze niż oczekiwali, choć zastrzegli, że w każdej chwili może dojść do kolejnej zmiany prognozy.

Prognozy Merrill Lynch i Bank of America
Kraj 2009 r.
2010 r.
Polska 0,2% 2,0%
Rumunia
-6,4%
-2,5%
Węgry -6,5% -1,4%
Czechy -4,3% 1,1%
Rosja -4,9% 1,0%

źródło: Bank of America Securities-Merrill Lynch

Wcześniej analitycy Bank of America i Merrill Lynch prognozowali spadek PKB w Polsce w tym roku o 1 proc., a wzrost o 1,2 proc. w 2010 roku. Szacunki dotyczące pozostałych krajów jak na razie nie doczekały się żadnych zmian.

Opublikowany w ubiegłym tygodniu wstępny szacunek wzrostu gospodarczego nie pozwala jednak z optymizmem oczekiwać danych za kolejne kwartały. Analitycy z Bank of America Securities-Merrill Lynch podobnie jak większość ekspertów w Polsce oczekuje bardzo słabych odczytów tego wskaźnika w II i III kwartale. Niewielkiego odbicia należy spodziewać się dopiero pod koniec roku.

- Pogłębiające się spowolnienie wzrostu gospodarczego jest przede wszystkim konsekwencją problemów całej gospodarki światowej, które w Polsce uwidaczniają się z pewnym opóźnieniem - powiedziała ekonomistka Banku BPH Monika Kurtek.

W jej ocenie kolejne kwartały przyniosą dalsze hamowanie polskiej gospodarki. Wskazują na to pogłębiające się negatywne tendencje jak np. spadki produkcji przemysłowej, wyhamowywanie sprzedaży detalicznej. W świetle danych dotyczących konsumpcji oraz inwestycji wciąż nie można wykluczyć, że w całym roku Polska gospodarka wykaże dodatni wzrost PKB.

Marek Knitter (ISB)

NBP: Ceny mieszkań spadną o 15-20 procent

W kilkuletniej perspektywie nie należy spodziewać się boomu mieszkaniowego, uważa prof. Jacek Łaszek, doradca kierujący Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP.
- Sądzę, że ceny mieszkań będą dalej spadać. My prognozowaliśmy spadek cen na ten rok realnie o około 15-20 proc. do końca roku. Może to się przesunie trochę tj. do I lub II kwartału następnego roku - wyjaśnił ekspert.

- Ceny w tej chwili w największych miastach pomimo spadków są w dalszym ciągu mocno zawyżone - dodał Łaszek.
interia.pl

NBP: Ceny mieszkań spadną o 15-20 procent

W kilkuletniej perspektywie nie należy spodziewać się boomu mieszkaniowego, uważa prof. Jacek Łaszek, doradca kierujący Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP.
- Sądzę, że ceny mieszkań będą dalej spadać. My prognozowaliśmy spadek cen na ten rok realnie o około 15-20 proc. do końca roku. Może to się przesunie trochę tj. do I lub II kwartału następnego roku - wyjaśnił ekspert.

- Ceny w tej chwili w największych miastach pomimo spadków są w dalszym ciągu mocno zawyżone - dodał Łaszek.
interia.pl

Czynsze wzrosną na raty

Mieszkańcy lokali komunalnych z Białegostoku zaproponowali w poniedziałek prezydentowi miasta rozłożenie planowanych podwyżek czynszów na trzy raty, by czynsze wzrastały o jedną trzecią rocznie. Miasto rozważy tę propozycję.

Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski powiedział, że decyzja zapadnie po obliczeniu skutków finansowych tej propozycji. Sprawą czynszów jeszcze w czerwcu zajmą się radni - dodał.

Podwyżki miały wejść w życie od 1 lipca 2009 r. Niektórym lokatorom czynsz wzrósłby nawet o 130-160 proc. Według ZMK, średni czynsz przed podwyżką to 323 zł; po wzroście opłat miało to być 513 zł.

Propozycja rozłożenia podwyżek na raty padła podczas poniedziałkowego spotkania mieszkańców z prezydentem w Zarządzie Mienia Komunalnego (ZMK), które zarządza mieszkaniami komunalnymi w Białymstoku.

Przed tygodniem mieszkańcy pikietowali przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku oraz weszli na odbywającą się w tym budynku sesję Rady Miejskiej, by zaprotestować przeciwko podwyżkom. Truskolaski i jego współpracownicy odpowiadali w poniedziałek na wiele szczegółowych pytań, jakie przed tygodniem otrzymali od protestujących.

Po spotkaniu prezydent powiedział dziennikarzom, że jest zgoda co do tego, by podwyżki rozłożyć w czasie. Będą prowadzone dalsze rozmowy, jak osiągnąć w tej sprawie porozumienie.

Mieszkańcy zaproponowali, by podwyżka czynszów była rozłożona na trzy lata. W kolejnych latach czynsz miałby rosnąć o 29,9 proc. - tak, by w 2012 roku osiągnąć ten poziom, który władze miasta chciały wdrożyć już od lipca 2009. Inna propozycja była taka, by nie wprowadzać żadnej podwyżki, a mieszkańców obciążyć kwotą 1 zł za metr kwadratowy mieszkania z przeznaczeniem na remonty. Właśnie na remonty miasto chce przeznaczyć pieniądze z podwyżki.

Mieszkańcy domagali się też utworzenia społecznego komitetu, który raz na kwartał miałby szczegółowy dostęp do informacji dotyczących wydatków na remonty. Podkreślali, że nie chcą płacić wyższych czynszów także dlatego, że inni w ogóle ich nie płacą, choć rosną im zaległości.

O podwyższeniu opłat za lokale komunalne zdecydowali w listopadzie 2007 r. radni. Podwyżki mają wejść w życie 1 lipca. Wraz z nimi przygotowano m.in. program osłonowy dla osób w najtrudniejszej sytuacji, program zamiany mieszkań, bonifikaty do wykupu mieszkań. Przygotowano także program oddłużeniowy.

W Białymstoku jest blisko 8 tys. lokali komunalnych, z czego około 400 to lokale socjalne. Z danych ZMK wynika, że w lokalach tych mieszka około 7 proc. mieszkańców miasta. W prawie co dziesiątym nie ma instalacji gazowej, w co dziesiątym nie ma ciepłej wody, prawie 9 proc. nie ma instalacji centralnego ogrzewania.

W Białymstoku w mieszkaniach komunalnych nie było podwyżki od 2002 roku. Władze miasta podkreślają, że obecne stawki czynszu nie pokrywają kosztów bieżącej eksploatacji tych lokali. Rocznie potrzeba na ten cel 10,9 mln zł, brakuje prawie 200 tys. zł rocznie. Jak mówił w poniedziałek mieszkańcom wiceprezydent Michał Wierzbicki, miasto dokłada na ten cel z przychodów za najem lokali użytkowych.

W 2009 roku gmina Białystok chciała pozyskać z podwyżek czynszów 8,7 mln zł, w 2010 roku miało to być 17,4 mln zł.

Jak poinformował dyrektor ZMK Andrzej Ostrowski, w tym roku z gminnych mieszkań eksmitowano kilkadziesiąt osób; jest około tysiąca wyroków o eksmisję do lokalu socjalnego. Wiceprezydent Wierzbicki dodał, że obecnie ponad 300 osób korzysta z tzw. programu oddłużeniowego.

INTERIA.PL/PAP

Czynsze wzrosną na raty

Mieszkańcy lokali komunalnych z Białegostoku zaproponowali w poniedziałek prezydentowi miasta rozłożenie planowanych podwyżek czynszów na trzy raty, by czynsze wzrastały o jedną trzecią rocznie. Miasto rozważy tę propozycję.

Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski powiedział, że decyzja zapadnie po obliczeniu skutków finansowych tej propozycji. Sprawą czynszów jeszcze w czerwcu zajmą się radni - dodał.

Podwyżki miały wejść w życie od 1 lipca 2009 r. Niektórym lokatorom czynsz wzrósłby nawet o 130-160 proc. Według ZMK, średni czynsz przed podwyżką to 323 zł; po wzroście opłat miało to być 513 zł.

Propozycja rozłożenia podwyżek na raty padła podczas poniedziałkowego spotkania mieszkańców z prezydentem w Zarządzie Mienia Komunalnego (ZMK), które zarządza mieszkaniami komunalnymi w Białymstoku.

Przed tygodniem mieszkańcy pikietowali przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku oraz weszli na odbywającą się w tym budynku sesję Rady Miejskiej, by zaprotestować przeciwko podwyżkom. Truskolaski i jego współpracownicy odpowiadali w poniedziałek na wiele szczegółowych pytań, jakie przed tygodniem otrzymali od protestujących.

Po spotkaniu prezydent powiedział dziennikarzom, że jest zgoda co do tego, by podwyżki rozłożyć w czasie. Będą prowadzone dalsze rozmowy, jak osiągnąć w tej sprawie porozumienie.

Mieszkańcy zaproponowali, by podwyżka czynszów była rozłożona na trzy lata. W kolejnych latach czynsz miałby rosnąć o 29,9 proc. - tak, by w 2012 roku osiągnąć ten poziom, który władze miasta chciały wdrożyć już od lipca 2009. Inna propozycja była taka, by nie wprowadzać żadnej podwyżki, a mieszkańców obciążyć kwotą 1 zł za metr kwadratowy mieszkania z przeznaczeniem na remonty. Właśnie na remonty miasto chce przeznaczyć pieniądze z podwyżki.

Mieszkańcy domagali się też utworzenia społecznego komitetu, który raz na kwartał miałby szczegółowy dostęp do informacji dotyczących wydatków na remonty. Podkreślali, że nie chcą płacić wyższych czynszów także dlatego, że inni w ogóle ich nie płacą, choć rosną im zaległości.

O podwyższeniu opłat za lokale komunalne zdecydowali w listopadzie 2007 r. radni. Podwyżki mają wejść w życie 1 lipca. Wraz z nimi przygotowano m.in. program osłonowy dla osób w najtrudniejszej sytuacji, program zamiany mieszkań, bonifikaty do wykupu mieszkań. Przygotowano także program oddłużeniowy.

W Białymstoku jest blisko 8 tys. lokali komunalnych, z czego około 400 to lokale socjalne. Z danych ZMK wynika, że w lokalach tych mieszka około 7 proc. mieszkańców miasta. W prawie co dziesiątym nie ma instalacji gazowej, w co dziesiątym nie ma ciepłej wody, prawie 9 proc. nie ma instalacji centralnego ogrzewania.

W Białymstoku w mieszkaniach komunalnych nie było podwyżki od 2002 roku. Władze miasta podkreślają, że obecne stawki czynszu nie pokrywają kosztów bieżącej eksploatacji tych lokali. Rocznie potrzeba na ten cel 10,9 mln zł, brakuje prawie 200 tys. zł rocznie. Jak mówił w poniedziałek mieszkańcom wiceprezydent Michał Wierzbicki, miasto dokłada na ten cel z przychodów za najem lokali użytkowych.

W 2009 roku gmina Białystok chciała pozyskać z podwyżek czynszów 8,7 mln zł, w 2010 roku miało to być 17,4 mln zł.

Jak poinformował dyrektor ZMK Andrzej Ostrowski, w tym roku z gminnych mieszkań eksmitowano kilkadziesiąt osób; jest około tysiąca wyroków o eksmisję do lokalu socjalnego. Wiceprezydent Wierzbicki dodał, że obecnie ponad 300 osób korzysta z tzw. programu oddłużeniowego.

INTERIA.PL/PAP

Polska balansuje na granicy ryzyka!

Ministerstwo Finansów widzi ryzyko przekroczenia poziomu 50 proc. w relacji długu publicznego do PKB - ocenia wiceminister finansów Dominik Radziwiłł.

"Bardzo dużo zależy od kursu złotego na koniec roku. To będzie kluczowe do określenia długu w relacji do PKB. Jest ryzyko, że przekroczymy pierwszy próg ostrożnościowy, czyli 50 proc. PKB.

Nawet przy założeniu całorocznego wzrostu gospodarczego zbliżonego do tego, jaki był w I kwartale" - powiedział w wywiadzie dla "Gazety Prawnej" Radziwiłł.

Radziwiłł nie wykluczył także, że w drugiej połowie roku resort finansów wyemituje 5- bądź 10-letnie euroobligacje o wartości 1 mld euro. "Wesprze więc również - na początku pewnie nawet w dużej części - popyt na krótkoterminowe papiery skarbowe" - powiedział Radziwiłł.

Zadłużenie Skarbu Państwa osiągnęło ponad 601 mld zł

Przypomnijmy że zadłużenie Skarbu Państwa wyniosło na koniec marca 2009 r. nieco ponad 601 mld zł i wzrosło w porównaniu z lutym 2009 r. o ponad 2,8 mld zł, czyli 0,5 proc. - podało Ministerstwo Finansów w komunikacie. Po przeliczeniu na euro po kursie 4,7013 zł, zadłużenie Skarbu Państwa na 31 marca 2009 r. wyniosło 127,9 mld euro, a w przeliczeniu na dolary (kurs 3,5416 zł) - 169,7 mld dol. Długi krajowe wyniosły około 434,2 mld zł (72,2 proc. całego długu), a zagraniczne 166,8 mld zł (27,8 proc.).

Najbardziej na wielkość zadłużenia wpłynęły zobowiązania z tytułu Skarbowych Papierów Wartościowych emitowanych w kraju i za granicą. Ich wartość wynosi 567,4 mld zł, co stanowi 94,4 proc. długu Skarbu Państwa. Z tego na papiery krajowe przypada 434,1 mld zł, a na zagraniczne - 133,3 mld zł.

Zobowiązania z tytułu kredytów zagranicznych szacowane są na 33,49 mld zł, co stanowi 5,6 proc. długu. Tzw. pozostałe zadłużenie krajowe (m.in. zobowiązania z tytułu niepodwyższania płac w sferze budżetowej) wyniosło 148,3 mln zł, co stanowiło około 0,02 proc. długu.

Wartość długu zagranicznego zapadającego w 2010 wynosi 2.109,8 mln EUR

Zadłużenie zagraniczne Skarbu Państwa zapadające w 2010 roku, według kryterium miejsca emisji, na koniec marca wynosi 2.109,8 mln euro, zaś zapadalność krajowych SPW wynosi 84.986,0 mln zł - podało wcześniej Ministerstwo Finansów w komunikacie.

Wartość długu zagranicznego do wykupu w 2011 roku wynosi 1.564,8 mln euro, zaś w 2012 roku 3.274,6 mln euro. Dane obejmują zarówno obligacje, jak i kredyty. Zapadalność zadłużenia w krajowych SPW w 2011 roku wynosi 65.962,0 mln zł, z kolei w 2012 r. 28.292,0 mln zł. Dane dotyczą wykupu bonów oraz obligacji (rynkowych, nierynkowych, oszczędnościowych).

Wcześniej szef klubu PO, Zbigniew Chlebowski powiedział iż poziom 50 proc. PKB to pierwszy próg ostrożnościowy, przy którym sektor finansów publicznych nie powinien znacząco zwiększać zadłużenia.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Polska balansuje na granicy ryzyka!

Ministerstwo Finansów widzi ryzyko przekroczenia poziomu 50 proc. w relacji długu publicznego do PKB - ocenia wiceminister finansów Dominik Radziwiłł.

"Bardzo dużo zależy od kursu złotego na koniec roku. To będzie kluczowe do określenia długu w relacji do PKB. Jest ryzyko, że przekroczymy pierwszy próg ostrożnościowy, czyli 50 proc. PKB.

Nawet przy założeniu całorocznego wzrostu gospodarczego zbliżonego do tego, jaki był w I kwartale" - powiedział w wywiadzie dla "Gazety Prawnej" Radziwiłł.

Radziwiłł nie wykluczył także, że w drugiej połowie roku resort finansów wyemituje 5- bądź 10-letnie euroobligacje o wartości 1 mld euro. "Wesprze więc również - na początku pewnie nawet w dużej części - popyt na krótkoterminowe papiery skarbowe" - powiedział Radziwiłł.

Zadłużenie Skarbu Państwa osiągnęło ponad 601 mld zł

Przypomnijmy że zadłużenie Skarbu Państwa wyniosło na koniec marca 2009 r. nieco ponad 601 mld zł i wzrosło w porównaniu z lutym 2009 r. o ponad 2,8 mld zł, czyli 0,5 proc. - podało Ministerstwo Finansów w komunikacie. Po przeliczeniu na euro po kursie 4,7013 zł, zadłużenie Skarbu Państwa na 31 marca 2009 r. wyniosło 127,9 mld euro, a w przeliczeniu na dolary (kurs 3,5416 zł) - 169,7 mld dol. Długi krajowe wyniosły około 434,2 mld zł (72,2 proc. całego długu), a zagraniczne 166,8 mld zł (27,8 proc.).

Najbardziej na wielkość zadłużenia wpłynęły zobowiązania z tytułu Skarbowych Papierów Wartościowych emitowanych w kraju i za granicą. Ich wartość wynosi 567,4 mld zł, co stanowi 94,4 proc. długu Skarbu Państwa. Z tego na papiery krajowe przypada 434,1 mld zł, a na zagraniczne - 133,3 mld zł.

Zobowiązania z tytułu kredytów zagranicznych szacowane są na 33,49 mld zł, co stanowi 5,6 proc. długu. Tzw. pozostałe zadłużenie krajowe (m.in. zobowiązania z tytułu niepodwyższania płac w sferze budżetowej) wyniosło 148,3 mln zł, co stanowiło około 0,02 proc. długu.

Wartość długu zagranicznego zapadającego w 2010 wynosi 2.109,8 mln EUR

Zadłużenie zagraniczne Skarbu Państwa zapadające w 2010 roku, według kryterium miejsca emisji, na koniec marca wynosi 2.109,8 mln euro, zaś zapadalność krajowych SPW wynosi 84.986,0 mln zł - podało wcześniej Ministerstwo Finansów w komunikacie.

Wartość długu zagranicznego do wykupu w 2011 roku wynosi 1.564,8 mln euro, zaś w 2012 roku 3.274,6 mln euro. Dane obejmują zarówno obligacje, jak i kredyty. Zapadalność zadłużenia w krajowych SPW w 2011 roku wynosi 65.962,0 mln zł, z kolei w 2012 r. 28.292,0 mln zł. Dane dotyczą wykupu bonów oraz obligacji (rynkowych, nierynkowych, oszczędnościowych).

Wcześniej szef klubu PO, Zbigniew Chlebowski powiedział iż poziom 50 proc. PKB to pierwszy próg ostrożnościowy, przy którym sektor finansów publicznych nie powinien znacząco zwiększać zadłużenia.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

PGNiG i VNG zastanawiają się nad połączeniem systemów gazowych Polski i Niemiec

Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) i niemiecka spółka gazownicza Verbundnetz Gas AG (VNG) rozważają powrót do planów budowy połączenia systemów gazowych Polski i Niemiec, poinformował w środę wiceprezes ds. gazownictwa i handlu PGNiG Mirosław Dobrut.
"W tej chwili zastanawiamy się z VNG, z którym mamy wspólną firmę, nad budową połączenia Polski z niemieckim systemem gazowniczym" - powiedział Dobrut podczas Kongresu "Nowego Przemysłu".

Według niego, połączenie to mogłoby zostać zbudowane do 2012 r., a jego przepustowość wyniosłaby 2-3 mld m. sześc., co dałoby aż 15-20% obecnego zużycia Polski.

PGNiG i VNG podpisały porozumienie o współpracy przy tworzeniu takiego połączenia jeszcze w 2004 r., jednak kilka lat temu plany te zostały zamrożone.

Dobrut poinformował też w środę, że PGNiG sprzeda w tym roku prawdopodobnie o ok. 800 mln m. sześc. gazu mniej niż w 2008 r., co oznacza, że zejdzie poniżej 14 mld m. sześc. Przyczyna zmniejszenia sprzedaży to niższe zapotrzebowanie na gaz gospodarki z dobie kryzysu, jak wyjaśniał wiceprezes.

Według danych zaprezentowanych w maju przez Ministerstwo Gospodarki, Polska zużywa rocznie około 14 mld m. sześc. wysokometanowego gazu ziemnego. Import z kierunku wschodniego wynosi około 9 mld m. sześc. rocznie (w 2007 r. było to 8,7 mld m. sześc., z czego z Rosji - 6,5 mld m. sześc., a z Uzbekistanu - ok. 2,3 mld m. sześc.). Dostawy te stanowią łącznie około 63% krajowego zużycia gazu. Reszta zapotrzebowania pokrywają dostawy z Niemiec, a 1/3 zużywanego w Polsce gazu pochodzi z wydobycia ze złóż krajowych.
onet.pl

PGNiG i VNG zastanawiają się nad połączeniem systemów gazowych Polski i Niemiec

Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) i niemiecka spółka gazownicza Verbundnetz Gas AG (VNG) rozważają powrót do planów budowy połączenia systemów gazowych Polski i Niemiec, poinformował w środę wiceprezes ds. gazownictwa i handlu PGNiG Mirosław Dobrut.
"W tej chwili zastanawiamy się z VNG, z którym mamy wspólną firmę, nad budową połączenia Polski z niemieckim systemem gazowniczym" - powiedział Dobrut podczas Kongresu "Nowego Przemysłu".

Według niego, połączenie to mogłoby zostać zbudowane do 2012 r., a jego przepustowość wyniosłaby 2-3 mld m. sześc., co dałoby aż 15-20% obecnego zużycia Polski.

PGNiG i VNG podpisały porozumienie o współpracy przy tworzeniu takiego połączenia jeszcze w 2004 r., jednak kilka lat temu plany te zostały zamrożone.

Dobrut poinformował też w środę, że PGNiG sprzeda w tym roku prawdopodobnie o ok. 800 mln m. sześc. gazu mniej niż w 2008 r., co oznacza, że zejdzie poniżej 14 mld m. sześc. Przyczyna zmniejszenia sprzedaży to niższe zapotrzebowanie na gaz gospodarki z dobie kryzysu, jak wyjaśniał wiceprezes.

Według danych zaprezentowanych w maju przez Ministerstwo Gospodarki, Polska zużywa rocznie około 14 mld m. sześc. wysokometanowego gazu ziemnego. Import z kierunku wschodniego wynosi około 9 mld m. sześc. rocznie (w 2007 r. było to 8,7 mld m. sześc., z czego z Rosji - 6,5 mld m. sześc., a z Uzbekistanu - ok. 2,3 mld m. sześc.). Dostawy te stanowią łącznie około 63% krajowego zużycia gazu. Reszta zapotrzebowania pokrywają dostawy z Niemiec, a 1/3 zużywanego w Polsce gazu pochodzi z wydobycia ze złóż krajowych.
onet.pl

Eurostat: PKB Polski wzrósł o 1,9% r/r, a w całej UE spadł o 4,5% r/r

Wzrost Produktu Krajowego Brutto wyrównany sezonowo w I kw. 2009 roku wyniósł w Polsce 1,9% r/r, wynika z wstępnych danych unijnego urzędu statystycznego Eurostatu. W tym okresie PKB w całej Unii Europejskiej spadł o 4,5% w ujęciu rocznym i 4,8% w strefie euro.
W połowie maja szacunek Eurostatu zakładał spadek PKB w UE o 4,4% r/r, a w strefie euro o 4,6%. Danych dla Polski nie podano.

W IV kwartale 2008 roku spadek PKB, w ujęciu rocznym, wyniósł 2,4% dla całej UE oraz strefy euro.
W ujęciu kwartalnym w I kw. 2009 r. spadek w całej Unii wyniósł 2,4%, a w strefie euro 2,5% wyniósł wobec 2,5-proc. spadku zapowiadanego w maju dla obu regionów. W Polsce wzrost w tym ujęciu wyniósł 0,4%.

Eurostat podał dane dotyczące 20 z 27 członków UE. Z udostępnionych danych wynika, że wzrost w ujęciu rocznym odnotowały tylko Polska i Cypr (1,6%). Największe spadki zanotowały natomiast: Łotwa (-18,6%), Estonia (-15,6%) oraz Litwa (11,8%).
W tym samym okresie PKB USA spadł o 2,5% r/r, a Japonii o 9,1% r/r, podał także Eurostat. W piątek Główny Urząd Statystyczny podał, że PKB niewyrównany sezonowo (ceny stałe średnioroczne roku poprzedniego) wzrósł w I kw. 2009 roku o 0,8% r/r wobec 2,9% w poprzednim kwartale.
onet.pl

Eurostat: PKB Polski wzrósł o 1,9% r/r, a w całej UE spadł o 4,5% r/r

Wzrost Produktu Krajowego Brutto wyrównany sezonowo w I kw. 2009 roku wyniósł w Polsce 1,9% r/r, wynika z wstępnych danych unijnego urzędu statystycznego Eurostatu. W tym okresie PKB w całej Unii Europejskiej spadł o 4,5% w ujęciu rocznym i 4,8% w strefie euro.
W połowie maja szacunek Eurostatu zakładał spadek PKB w UE o 4,4% r/r, a w strefie euro o 4,6%. Danych dla Polski nie podano.

W IV kwartale 2008 roku spadek PKB, w ujęciu rocznym, wyniósł 2,4% dla całej UE oraz strefy euro.
W ujęciu kwartalnym w I kw. 2009 r. spadek w całej Unii wyniósł 2,4%, a w strefie euro 2,5% wyniósł wobec 2,5-proc. spadku zapowiadanego w maju dla obu regionów. W Polsce wzrost w tym ujęciu wyniósł 0,4%.

Eurostat podał dane dotyczące 20 z 27 członków UE. Z udostępnionych danych wynika, że wzrost w ujęciu rocznym odnotowały tylko Polska i Cypr (1,6%). Największe spadki zanotowały natomiast: Łotwa (-18,6%), Estonia (-15,6%) oraz Litwa (11,8%).
W tym samym okresie PKB USA spadł o 2,5% r/r, a Japonii o 9,1% r/r, podał także Eurostat. W piątek Główny Urząd Statystyczny podał, że PKB niewyrównany sezonowo (ceny stałe średnioroczne roku poprzedniego) wzrósł w I kw. 2009 roku o 0,8% r/r wobec 2,9% w poprzednim kwartale.
onet.pl

Kary wymuszą oszczędzanie prądu

Białe certyfikaty wydawane przez urzędników mają wymusić mniejsze zużycie energii elektrycznej i ciepła.
Tak wynika z projektu ustawy o efektywności energetycznej opracowanego przez Ministerstwo Gospodarki (obecnie jest w konsultacjach międzyresortowych). Ustawa ma wdrożyć dyrektywę 2006/32/WE. Jej celem jest zmniejszenie zużycia energii o 9 proc. do 2016 r. i o 20 proc. w 2020 r. Stąd finansowe zachęty i kary, czyli system świadectw efektywności energetycznej (tzw. białych certyfikatów). Te dokumenty będą potwierdzały oszczędności uzyskane w zużyciu energii – trzeba będzie je rozliczać w Urzędzie Regulacji Energetyki. Certyfikaty będą też przedmiotem handlu na giełdzie towarowej.

Pomysł jest prosty - chodzi o sprawniejsze wytwarzanie energii oraz mniejsze straty w jej przesyle i dystrybucji. Dobry przykład ma dać sektor publiczny – jego jednostki miałyby w najbliższych latach oszczędzać po 1 proc. energii rocznie. Urzędy będą też musiały informować zwykłych ludzi i firmy o osiągniętych sukcesach w tym zakresie (w Internecie, w mediach i na tablicach informacyjnych). Co pięć lat administrację czekają audyty energetyczne użytkowanych obiektów, instalacji i urządzeń.
Główny ciężar ma spaść na firmy energetyczne - to one mają promować usługi konkurencyjne cenowo, robić audyty, dbać o wzrost efektywności, także wśród swoich klientów, czyli tzw. odbiorców końcowych. Wszystko po to, aby zmniejszyć zużycie energii albo - w rozwijającej się gospodarce - przynajmniej zatrzymać wzrost jej zużycia. Kontrolę systemu zapewnią właśnie białe certyfikaty. Potwierdzą one oszczędności. Trzeba będzie realizować przedsięwzięcia, takie jak np. modernizacja oświetlenia, technologii przemysłowych, lokalnych sieci ciepłowniczych, termomodernizacja budynków itp.

Kto nie będzie mógł się pochwalić certyfikatami w odpowiedniej ilości, to albo dokupi brakujące świadectwa na giełdzie towarowej, albo uiści karną opłatę. Jeszcze nie wiadomo, ile ona będzie wynosić, prawdopodobnie 800 - 2500 zł za jednostkę, czyli tonę ropy naftowej o wartości opałowej 10 tys. kilokalorii/kilogram. System do 2020 r. ma kosztować nawet 20 mld zł.

Michał Kosiarski
Rzeczpospolita
wp.pl

Kary wymuszą oszczędzanie prądu

Białe certyfikaty wydawane przez urzędników mają wymusić mniejsze zużycie energii elektrycznej i ciepła.
Tak wynika z projektu ustawy o efektywności energetycznej opracowanego przez Ministerstwo Gospodarki (obecnie jest w konsultacjach międzyresortowych). Ustawa ma wdrożyć dyrektywę 2006/32/WE. Jej celem jest zmniejszenie zużycia energii o 9 proc. do 2016 r. i o 20 proc. w 2020 r. Stąd finansowe zachęty i kary, czyli system świadectw efektywności energetycznej (tzw. białych certyfikatów). Te dokumenty będą potwierdzały oszczędności uzyskane w zużyciu energii – trzeba będzie je rozliczać w Urzędzie Regulacji Energetyki. Certyfikaty będą też przedmiotem handlu na giełdzie towarowej.

Pomysł jest prosty - chodzi o sprawniejsze wytwarzanie energii oraz mniejsze straty w jej przesyle i dystrybucji. Dobry przykład ma dać sektor publiczny – jego jednostki miałyby w najbliższych latach oszczędzać po 1 proc. energii rocznie. Urzędy będą też musiały informować zwykłych ludzi i firmy o osiągniętych sukcesach w tym zakresie (w Internecie, w mediach i na tablicach informacyjnych). Co pięć lat administrację czekają audyty energetyczne użytkowanych obiektów, instalacji i urządzeń.
Główny ciężar ma spaść na firmy energetyczne - to one mają promować usługi konkurencyjne cenowo, robić audyty, dbać o wzrost efektywności, także wśród swoich klientów, czyli tzw. odbiorców końcowych. Wszystko po to, aby zmniejszyć zużycie energii albo - w rozwijającej się gospodarce - przynajmniej zatrzymać wzrost jej zużycia. Kontrolę systemu zapewnią właśnie białe certyfikaty. Potwierdzą one oszczędności. Trzeba będzie realizować przedsięwzięcia, takie jak np. modernizacja oświetlenia, technologii przemysłowych, lokalnych sieci ciepłowniczych, termomodernizacja budynków itp.

Kto nie będzie mógł się pochwalić certyfikatami w odpowiedniej ilości, to albo dokupi brakujące świadectwa na giełdzie towarowej, albo uiści karną opłatę. Jeszcze nie wiadomo, ile ona będzie wynosić, prawdopodobnie 800 - 2500 zł za jednostkę, czyli tonę ropy naftowej o wartości opałowej 10 tys. kilokalorii/kilogram. System do 2020 r. ma kosztować nawet 20 mld zł.

Michał Kosiarski
Rzeczpospolita
wp.pl

W maju banki udzieliły kredytów z dopłatą za ponad 0,5 mld zł

Prawie co dziesiąty kredyt hipoteczny w tym roku został udzielony w ramach programu Rodzina na Swoim. Od początku roku wartość nowych kredytów z dopłatą wzrosła prawie o 1,6 mld zł.
W maju padł rekord pod względem liczby i wartości nowo udzielonych kredytów z dopłatą skarbu państwa.
Tylko w ciągu tego jednego miesiąca banki współpracujące z nami udzieliły kredytów o wartości 511 mln zł - mówi Bogdan Zdunek z Banku Gospodarstwa Krajowego.
Od początku roku wartość udzielonych kredytów z dopłatą wyniosła prawie 1,6 mld zł. Obecnie co dziesiąta pożyczka mieszkaniowa to kredyt z dopłatą. W tej chwili kredytów z dopłatą udziela dziewięć banków i SKOK-i. Liderem tego rynku jest Pekao.
Od stycznia do kwietnia udzieliliśmy kredyty z dopłatą o łącznej wartości ponad 622 mln zł, czyli prawie tyle, ile w całym ubiegłym roku - mówi Magdalena Załubska-Król z Pekao.

Bardzo duży udział w rynku ma też PKO BP.
Sprzedaż kredytów od stycznia do kwietnia przekroczyła 413 mln zł. W porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku oznacza to ponadpięciokrotny wzrost wartości takich kredytów - mówi Maciej Kazimierski z PKO BP.

Według danych BGK oba banki mają na swoim koncie większość wszystkich kredytów z dopłatami. Jednak także mniejsze banki notują bardzo dynamiczny wzrost sprzedaży kredytów w ramach programu Rodzina na Swoim.
Od kwietnia udzielamy takich kredytów i obserwujemy stały wzrost liczby składanych wniosków. W maju kredyty preferencyjne stanowiły już znaczny udział we wszystkich udzielonych przez nas kredytach hipotecznych - przyznaje Michał Hucał z Alior Banku.

Prawie połowa udzielanych przez naszą grupę kredytów hipotecznych to kredyty z dopłatą, ale są miejsca, gdzie takich kredytów jest jeszcze więcej - mówi Piotr Matwiej z Banku Polskiej Spółdzielczości.

Największe znaczenie kredyty z dopłatą mają dla Banku Pocztowego.
Od początku roku do połowy maja udzieliliśmy 80 mln zł nowych kredytów hipotecznych i nawet 80 proc. z nich to kredyty z dopłatą - potwierdza Magdalena Ossowska z Banku Pocztowego.

W tej chwili najwięcej kredytów z dopłatą trafia do mieszkańców Warszawy i Mazowsza w sumie od początku roku było to 412 mln zł. Z dopłat korzysta też bardzo wiele osób w województwie śląskim i Wielkopolsce.

Obecnie najważniejszym kryterium, które ogranicza dostęp do tego kredytu, jest ocena zdolności finansowej kredytobiorcy, dokonywana przez bank.
Dla banku jest to zwykły kredyt komercyjny i zdolność kredytowa klienta jest liczona dla całego kredytu bez dopłaty - twierdza Piotr Matwiej.

Nawet jeśli starający się o kredyt z dopłatą mają odpowiednią zdolność kredytową, muszą spełnić jeszcze dodatkowe warunki. O taką pożyczkę mogą starać się bowiem małżeństwa albo osoby samotnie wychowujące dziecko. Mogą liczyć, że przez osiem lat państwo będzie spłacało połowę odsetek od kredytu. W ciągu tego okresu łączna wartość pomocy państwa może wynieść nawet 100 tys. zł.

BGK szacuje, że do końca roku wartość udzielonych kredytów z dopłatami wzrośnie nawet do 4 mld zł.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna
wp.pl

W maju banki udzieliły kredytów z dopłatą za ponad 0,5 mld zł

Prawie co dziesiąty kredyt hipoteczny w tym roku został udzielony w ramach programu Rodzina na Swoim. Od początku roku wartość nowych kredytów z dopłatą wzrosła prawie o 1,6 mld zł.
W maju padł rekord pod względem liczby i wartości nowo udzielonych kredytów z dopłatą skarbu państwa.
Tylko w ciągu tego jednego miesiąca banki współpracujące z nami udzieliły kredytów o wartości 511 mln zł - mówi Bogdan Zdunek z Banku Gospodarstwa Krajowego.
Od początku roku wartość udzielonych kredytów z dopłatą wyniosła prawie 1,6 mld zł. Obecnie co dziesiąta pożyczka mieszkaniowa to kredyt z dopłatą. W tej chwili kredytów z dopłatą udziela dziewięć banków i SKOK-i. Liderem tego rynku jest Pekao.
Od stycznia do kwietnia udzieliliśmy kredyty z dopłatą o łącznej wartości ponad 622 mln zł, czyli prawie tyle, ile w całym ubiegłym roku - mówi Magdalena Załubska-Król z Pekao.

Bardzo duży udział w rynku ma też PKO BP.
Sprzedaż kredytów od stycznia do kwietnia przekroczyła 413 mln zł. W porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku oznacza to ponadpięciokrotny wzrost wartości takich kredytów - mówi Maciej Kazimierski z PKO BP.

Według danych BGK oba banki mają na swoim koncie większość wszystkich kredytów z dopłatami. Jednak także mniejsze banki notują bardzo dynamiczny wzrost sprzedaży kredytów w ramach programu Rodzina na Swoim.
Od kwietnia udzielamy takich kredytów i obserwujemy stały wzrost liczby składanych wniosków. W maju kredyty preferencyjne stanowiły już znaczny udział we wszystkich udzielonych przez nas kredytach hipotecznych - przyznaje Michał Hucał z Alior Banku.

Prawie połowa udzielanych przez naszą grupę kredytów hipotecznych to kredyty z dopłatą, ale są miejsca, gdzie takich kredytów jest jeszcze więcej - mówi Piotr Matwiej z Banku Polskiej Spółdzielczości.

Największe znaczenie kredyty z dopłatą mają dla Banku Pocztowego.
Od początku roku do połowy maja udzieliliśmy 80 mln zł nowych kredytów hipotecznych i nawet 80 proc. z nich to kredyty z dopłatą - potwierdza Magdalena Ossowska z Banku Pocztowego.

W tej chwili najwięcej kredytów z dopłatą trafia do mieszkańców Warszawy i Mazowsza w sumie od początku roku było to 412 mln zł. Z dopłat korzysta też bardzo wiele osób w województwie śląskim i Wielkopolsce.

Obecnie najważniejszym kryterium, które ogranicza dostęp do tego kredytu, jest ocena zdolności finansowej kredytobiorcy, dokonywana przez bank.
Dla banku jest to zwykły kredyt komercyjny i zdolność kredytowa klienta jest liczona dla całego kredytu bez dopłaty - twierdza Piotr Matwiej.

Nawet jeśli starający się o kredyt z dopłatą mają odpowiednią zdolność kredytową, muszą spełnić jeszcze dodatkowe warunki. O taką pożyczkę mogą starać się bowiem małżeństwa albo osoby samotnie wychowujące dziecko. Mogą liczyć, że przez osiem lat państwo będzie spłacało połowę odsetek od kredytu. W ciągu tego okresu łączna wartość pomocy państwa może wynieść nawet 100 tys. zł.

BGK szacuje, że do końca roku wartość udzielonych kredytów z dopłatami wzrośnie nawet do 4 mld zł.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna
wp.pl

Czynsze wzrosną na raty

Mieszkańcy lokali komunalnych z Białegostoku zaproponowali w poniedziałek prezydentowi miasta rozłożenie planowanych podwyżek czynszów na trzy raty, by czynsze wzrastały o jedną trzecią rocznie. Miasto rozważy tę propozycję.

Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski powiedział, że decyzja zapadnie po obliczeniu skutków finansowych tej propozycji. Sprawą czynszów jeszcze w czerwcu zajmą się radni - dodał.

Podwyżki miały wejść w życie od 1 lipca 2009 r. Niektórym lokatorom czynsz wzrósłby nawet o 130-160 proc. Według ZMK, średni czynsz przed podwyżką to 323 zł; po wzroście opłat miało to być 513 zł.

Propozycja rozłożenia podwyżek na raty padła podczas poniedziałkowego spotkania mieszkańców z prezydentem w Zarządzie Mienia Komunalnego (ZMK), które zarządza mieszkaniami komunalnymi w Białymstoku.

Przed tygodniem mieszkańcy pikietowali przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku oraz weszli na odbywającą się w tym budynku sesję Rady Miejskiej, by zaprotestować przeciwko podwyżkom. Truskolaski i jego współpracownicy odpowiadali w poniedziałek na wiele szczegółowych pytań, jakie przed tygodniem otrzymali od protestujących.

Po spotkaniu prezydent powiedział dziennikarzom, że jest zgoda co do tego, by podwyżki rozłożyć w czasie. Będą prowadzone dalsze rozmowy, jak osiągnąć w tej sprawie porozumienie.

Mieszkańcy zaproponowali, by podwyżka czynszów była rozłożona na trzy lata. W kolejnych latach czynsz miałby rosnąć o 29,9 proc. - tak, by w 2012 roku osiągnąć ten poziom, który władze miasta chciały wdrożyć już od lipca 2009. Inna propozycja była taka, by nie wprowadzać żadnej podwyżki, a mieszkańców obciążyć kwotą 1 zł za metr kwadratowy mieszkania z przeznaczeniem na remonty. Właśnie na remonty miasto chce przeznaczyć pieniądze z podwyżki.

Mieszkańcy domagali się też utworzenia społecznego komitetu, który raz na kwartał miałby szczegółowy dostęp do informacji dotyczących wydatków na remonty. Podkreślali, że nie chcą płacić wyższych czynszów także dlatego, że inni w ogóle ich nie płacą, choć rosną im zaległości.

O podwyższeniu opłat za lokale komunalne zdecydowali w listopadzie 2007 r. radni. Podwyżki mają wejść w życie 1 lipca. Wraz z nimi przygotowano m.in. program osłonowy dla osób w najtrudniejszej sytuacji, program zamiany mieszkań, bonifikaty do wykupu mieszkań. Przygotowano także program oddłużeniowy.

W Białymstoku jest blisko 8 tys. lokali komunalnych, z czego około 400 to lokale socjalne. Z danych ZMK wynika, że w lokalach tych mieszka około 7 proc. mieszkańców miasta. W prawie co dziesiątym nie ma instalacji gazowej, w co dziesiątym nie ma ciepłej wody, prawie 9 proc. nie ma instalacji centralnego ogrzewania.

W Białymstoku w mieszkaniach komunalnych nie było podwyżki od 2002 roku. Władze miasta podkreślają, że obecne stawki czynszu nie pokrywają kosztów bieżącej eksploatacji tych lokali. Rocznie potrzeba na ten cel 10,9 mln zł, brakuje prawie 200 tys. zł rocznie. Jak mówił w poniedziałek mieszkańcom wiceprezydent Michał Wierzbicki, miasto dokłada na ten cel z przychodów za najem lokali użytkowych.

W 2009 roku gmina Białystok chciała pozyskać z podwyżek czynszów 8,7 mln zł, w 2010 roku miało to być 17,4 mln zł.

Jak poinformował dyrektor ZMK Andrzej Ostrowski, w tym roku z gminnych mieszkań eksmitowano kilkadziesiąt osób; jest około tysiąca wyroków o eksmisję do lokalu socjalnego. Wiceprezydent Wierzbicki dodał, że obecnie ponad 300 osób korzysta z tzw. programu oddłużeniowego.

INTERIA.PL/PAP

Internetowe księgi wieczyste

Od 2003 r., zgodnie z obowiązującą od tego roku ustawą, w Polsce sukcesywnie prowadzona jest informatyzacja ksiąg wieczystych – przypomina Gazeta Wyborcza.
W formie cyfrowej dostępnych jest już w naszym kraju 7 mln ksiąg wieczystych. Księgi, prowadzone dotychczas w formie pisemnej, są informatyzowane w drodze tzw. migracji odbywającej się w specjalnie do tego celu powołanych ośrodkach migracyjnych. Operacja ta ma przeciwdziałać opóźnieniom w załatwianiu spraw w sądach wieczystoksięgowych - wyjaśnia dziennik. Formularze elektroniczne mają ułatwić konstruowanie pism procesowych i wyeliminować niebezpieczeństwo zaistnienia braków formalnych takich pism.

Jak donosi Gazeta, podczas ostatniego IV Kongresu Gospodarki Elektronicznej, zajmujący się nadzorem nad działalnością informatyczną resortu sprawiedliwości Igor Dzialuk powiedział, że trwają prace nad tzw. elektronicznym postępowaniem upominawczym. Projekt ten powinien zostać wdrożony na początku przyszłego roku.

Źródło: Gazeta Wyborcza
dom.pl

Czynsze wzrosną na raty

Mieszkańcy lokali komunalnych z Białegostoku zaproponowali w poniedziałek prezydentowi miasta rozłożenie planowanych podwyżek czynszów na trzy raty, by czynsze wzrastały o jedną trzecią rocznie. Miasto rozważy tę propozycję.

Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski powiedział, że decyzja zapadnie po obliczeniu skutków finansowych tej propozycji. Sprawą czynszów jeszcze w czerwcu zajmą się radni - dodał.

Podwyżki miały wejść w życie od 1 lipca 2009 r. Niektórym lokatorom czynsz wzrósłby nawet o 130-160 proc. Według ZMK, średni czynsz przed podwyżką to 323 zł; po wzroście opłat miało to być 513 zł.

Propozycja rozłożenia podwyżek na raty padła podczas poniedziałkowego spotkania mieszkańców z prezydentem w Zarządzie Mienia Komunalnego (ZMK), które zarządza mieszkaniami komunalnymi w Białymstoku.

Przed tygodniem mieszkańcy pikietowali przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku oraz weszli na odbywającą się w tym budynku sesję Rady Miejskiej, by zaprotestować przeciwko podwyżkom. Truskolaski i jego współpracownicy odpowiadali w poniedziałek na wiele szczegółowych pytań, jakie przed tygodniem otrzymali od protestujących.

Po spotkaniu prezydent powiedział dziennikarzom, że jest zgoda co do tego, by podwyżki rozłożyć w czasie. Będą prowadzone dalsze rozmowy, jak osiągnąć w tej sprawie porozumienie.

Mieszkańcy zaproponowali, by podwyżka czynszów była rozłożona na trzy lata. W kolejnych latach czynsz miałby rosnąć o 29,9 proc. - tak, by w 2012 roku osiągnąć ten poziom, który władze miasta chciały wdrożyć już od lipca 2009. Inna propozycja była taka, by nie wprowadzać żadnej podwyżki, a mieszkańców obciążyć kwotą 1 zł za metr kwadratowy mieszkania z przeznaczeniem na remonty. Właśnie na remonty miasto chce przeznaczyć pieniądze z podwyżki.

Mieszkańcy domagali się też utworzenia społecznego komitetu, który raz na kwartał miałby szczegółowy dostęp do informacji dotyczących wydatków na remonty. Podkreślali, że nie chcą płacić wyższych czynszów także dlatego, że inni w ogóle ich nie płacą, choć rosną im zaległości.

O podwyższeniu opłat za lokale komunalne zdecydowali w listopadzie 2007 r. radni. Podwyżki mają wejść w życie 1 lipca. Wraz z nimi przygotowano m.in. program osłonowy dla osób w najtrudniejszej sytuacji, program zamiany mieszkań, bonifikaty do wykupu mieszkań. Przygotowano także program oddłużeniowy.

W Białymstoku jest blisko 8 tys. lokali komunalnych, z czego około 400 to lokale socjalne. Z danych ZMK wynika, że w lokalach tych mieszka około 7 proc. mieszkańców miasta. W prawie co dziesiątym nie ma instalacji gazowej, w co dziesiątym nie ma ciepłej wody, prawie 9 proc. nie ma instalacji centralnego ogrzewania.

W Białymstoku w mieszkaniach komunalnych nie było podwyżki od 2002 roku. Władze miasta podkreślają, że obecne stawki czynszu nie pokrywają kosztów bieżącej eksploatacji tych lokali. Rocznie potrzeba na ten cel 10,9 mln zł, brakuje prawie 200 tys. zł rocznie. Jak mówił w poniedziałek mieszkańcom wiceprezydent Michał Wierzbicki, miasto dokłada na ten cel z przychodów za najem lokali użytkowych.

W 2009 roku gmina Białystok chciała pozyskać z podwyżek czynszów 8,7 mln zł, w 2010 roku miało to być 17,4 mln zł.

Jak poinformował dyrektor ZMK Andrzej Ostrowski, w tym roku z gminnych mieszkań eksmitowano kilkadziesiąt osób; jest około tysiąca wyroków o eksmisję do lokalu socjalnego. Wiceprezydent Wierzbicki dodał, że obecnie ponad 300 osób korzysta z tzw. programu oddłużeniowego.

INTERIA.PL/PAP

Internetowe księgi wieczyste

Od 2003 r., zgodnie z obowiązującą od tego roku ustawą, w Polsce sukcesywnie prowadzona jest informatyzacja ksiąg wieczystych – przypomina Gazeta Wyborcza.
W formie cyfrowej dostępnych jest już w naszym kraju 7 mln ksiąg wieczystych. Księgi, prowadzone dotychczas w formie pisemnej, są informatyzowane w drodze tzw. migracji odbywającej się w specjalnie do tego celu powołanych ośrodkach migracyjnych. Operacja ta ma przeciwdziałać opóźnieniom w załatwianiu spraw w sądach wieczystoksięgowych - wyjaśnia dziennik. Formularze elektroniczne mają ułatwić konstruowanie pism procesowych i wyeliminować niebezpieczeństwo zaistnienia braków formalnych takich pism.

Jak donosi Gazeta, podczas ostatniego IV Kongresu Gospodarki Elektronicznej, zajmujący się nadzorem nad działalnością informatyczną resortu sprawiedliwości Igor Dzialuk powiedział, że trwają prace nad tzw. elektronicznym postępowaniem upominawczym. Projekt ten powinien zostać wdrożony na początku przyszłego roku.

Źródło: Gazeta Wyborcza
dom.pl

NBP:Deweloperzy - zapasy na 8 lat

Zdaniem prof. Jacka Łaszka, doradcy kierującego Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP, ceny mieszkań w 2009 spadną rdr realnie o ok. 15-20 proc. Jego zdaniem, w kilkuletniej perspektywie nie należy spodziewać się boomu mieszkaniowego.

Sądzę, że ceny mieszkań będą dalej spadać. My prognozowaliśmy spadek cen na ten rok realnie o około 15-20 proc. do końca roku. Może to się przesunie trochę tj. do I lub II kwartału następnego roku - powiedział w rozmowie z PAP Łaszek. Ceny w tej chwili w największych miastach pomimo spadków są w dalszym ciągu mocno zawyżone - dodał.

Zdaniem Łaszka, w 2010 roku ceny mieszkań mogą się wahać o 10-15 proc. Ceny w sektorze są cykliczne, podobnie jak popyt i produkcja. Jeszcze może trochę spadną, o 10-15 proc., a potem może wzrosną na podobną skalę. Sądzimy, że będą jakieś dalsze korekty - powiedział.

WYSOKA PODAŻ PRZY NISKIM POPYCIE - NIE BĘDZIE BOOMU

Zdaniem Łaszka, w perspektywie kilkuletniej nie należy spodziewać się boomu mieszkaniowego oraz gwałtownego wzrostu cen nieruchomości, jaki dotknął rynek 3-4 lata temu.

Tamta sytuacja była szczególna, zarówno w Polsce jak i na świecie. Teraz nie ma niczego, co mogłoby spowodować boom mieszkaniowy - powiedział.

Deweloperzy mają zapasy terenów budowlanych na 5-8 lat. Wielu deweloperów zamraża przygotowane inwestycje. Projekty są gotowe, są przygotowane tereny - to wszystko czeka +pod parą+. Tego wszystkiego nie było na taką skalę 4-5 lat temu, gdy z jednego, lokalnego cyklu przeskoczyliśmy w światowy boom - powiedział.

Jego zdaniem, mniejszy niż w okresie boomu będzie także popyt na mieszkania. Ludzie muszą być przekonani, że ceny mieszkań nie będą już znacząco niższe. Po drugie, musimy mieć boom kredytowy, a na taki boom na świecie się nie zanosi w najbliższych latach, bo banki boją się ryzykownych kredytów - powiedział.

Jego zdaniem, kryzys na rynku finansowym w pewnym zakresie uzdrawia sytuację w branży mieszkaniowej w Polsce. W gospodarce nie może być takiej sytuacji, że deweloper ma długofalowo zysk na poziomie 50 proc. i więcej, gdyż musi to wywołać procesy dostosowawcze na rynku. Stopy procentowe na kredytach, te 6-7 proc., to są normalne stopy procentowe.

Zysk deweloperski w granicach 20-30 proc. to może być jeszcze akceptowalny zysk, który pokrywa mu ryzyko cyklu i nie spowoduje masowej konkurencji, ale to zależy od konkretnej sytuacji i gospodarki" - powiedział.

LICZBA ODDAWANYCH MIESZKAŃ I KREDYTÓW HIPOTECZNYCH BĘDZIE SPADAĆ

Łaszek uważa, że w 2009 roku liczba mieszkań oddawanych do użytku będzie niższa niż w roku ubiegłym. Dalszy spadek nastąpi w 2010 roku. Racjonalne w tej chwili jest hamowanie inwestycji mieszkaniowych. Na rynku jest nadwyżka produktów. Nie wiadomo jednak, na ile deweloperzy będą w stanie hamować te inwestycje - powiedział.

Z danych GUS wynika, że w ciągu czterech miesięcy 2009 roku liczba wydanych pozwoleń wyniosła 58.833, tj. o 19,1 proc. mniej niż w roku 2008.

Rosnąć będzie budownictwo jednorodzinne. Spadają ceny materiałów budowlanych. To jest inaczej przestrzennie rozmieszczone, bo dotyczy małych miast i wsi, ale będzie to rekompensować w jakimś zakresie budownictwo deweloperskie - dodał.

Jego zdaniem, realistyczne są szacunki mówiące o spadku wartości kredytów hipotecznych na poziomie 10-20 proc. Mniej będzie finansowania zagranicznego, tu będzie wyraźny spadek - dodał.

Z danych NBP wynika, że w 2008 kredyty gospodarstw domowych na nieruchomości opiewały na 76 mld zł, z czego 70 mld zł stanowiły kredyty walutowe.

INTERIA.PL/PAP

NBP:Deweloperzy - zapasy na 8 lat

Zdaniem prof. Jacka Łaszka, doradcy kierującego Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP, ceny mieszkań w 2009 spadną rdr realnie o ok. 15-20 proc. Jego zdaniem, w kilkuletniej perspektywie nie należy spodziewać się boomu mieszkaniowego.

Sądzę, że ceny mieszkań będą dalej spadać. My prognozowaliśmy spadek cen na ten rok realnie o około 15-20 proc. do końca roku. Może to się przesunie trochę tj. do I lub II kwartału następnego roku - powiedział w rozmowie z PAP Łaszek. Ceny w tej chwili w największych miastach pomimo spadków są w dalszym ciągu mocno zawyżone - dodał.

Zdaniem Łaszka, w 2010 roku ceny mieszkań mogą się wahać o 10-15 proc. Ceny w sektorze są cykliczne, podobnie jak popyt i produkcja. Jeszcze może trochę spadną, o 10-15 proc., a potem może wzrosną na podobną skalę. Sądzimy, że będą jakieś dalsze korekty - powiedział.

WYSOKA PODAŻ PRZY NISKIM POPYCIE - NIE BĘDZIE BOOMU

Zdaniem Łaszka, w perspektywie kilkuletniej nie należy spodziewać się boomu mieszkaniowego oraz gwałtownego wzrostu cen nieruchomości, jaki dotknął rynek 3-4 lata temu.

Tamta sytuacja była szczególna, zarówno w Polsce jak i na świecie. Teraz nie ma niczego, co mogłoby spowodować boom mieszkaniowy - powiedział.

Deweloperzy mają zapasy terenów budowlanych na 5-8 lat. Wielu deweloperów zamraża przygotowane inwestycje. Projekty są gotowe, są przygotowane tereny - to wszystko czeka +pod parą+. Tego wszystkiego nie było na taką skalę 4-5 lat temu, gdy z jednego, lokalnego cyklu przeskoczyliśmy w światowy boom - powiedział.

Jego zdaniem, mniejszy niż w okresie boomu będzie także popyt na mieszkania. Ludzie muszą być przekonani, że ceny mieszkań nie będą już znacząco niższe. Po drugie, musimy mieć boom kredytowy, a na taki boom na świecie się nie zanosi w najbliższych latach, bo banki boją się ryzykownych kredytów - powiedział.

Jego zdaniem, kryzys na rynku finansowym w pewnym zakresie uzdrawia sytuację w branży mieszkaniowej w Polsce. W gospodarce nie może być takiej sytuacji, że deweloper ma długofalowo zysk na poziomie 50 proc. i więcej, gdyż musi to wywołać procesy dostosowawcze na rynku. Stopy procentowe na kredytach, te 6-7 proc., to są normalne stopy procentowe.

Zysk deweloperski w granicach 20-30 proc. to może być jeszcze akceptowalny zysk, który pokrywa mu ryzyko cyklu i nie spowoduje masowej konkurencji, ale to zależy od konkretnej sytuacji i gospodarki" - powiedział.

LICZBA ODDAWANYCH MIESZKAŃ I KREDYTÓW HIPOTECZNYCH BĘDZIE SPADAĆ

Łaszek uważa, że w 2009 roku liczba mieszkań oddawanych do użytku będzie niższa niż w roku ubiegłym. Dalszy spadek nastąpi w 2010 roku. Racjonalne w tej chwili jest hamowanie inwestycji mieszkaniowych. Na rynku jest nadwyżka produktów. Nie wiadomo jednak, na ile deweloperzy będą w stanie hamować te inwestycje - powiedział.

Z danych GUS wynika, że w ciągu czterech miesięcy 2009 roku liczba wydanych pozwoleń wyniosła 58.833, tj. o 19,1 proc. mniej niż w roku 2008.

Rosnąć będzie budownictwo jednorodzinne. Spadają ceny materiałów budowlanych. To jest inaczej przestrzennie rozmieszczone, bo dotyczy małych miast i wsi, ale będzie to rekompensować w jakimś zakresie budownictwo deweloperskie - dodał.

Jego zdaniem, realistyczne są szacunki mówiące o spadku wartości kredytów hipotecznych na poziomie 10-20 proc. Mniej będzie finansowania zagranicznego, tu będzie wyraźny spadek - dodał.

Z danych NBP wynika, że w 2008 kredyty gospodarstw domowych na nieruchomości opiewały na 76 mld zł, z czego 70 mld zł stanowiły kredyty walutowe.

INTERIA.PL/PAP

Nowe maksima na złocie

Poprzedni duży ruch wzrostowy z drugiej połowy stycznia i z lutego został powstrzymany przez poprawę nastrojów na rynkach akcji i odwrót funduszy w tamtym kierunku, jak i w kierunku surowców przemysłowych.
Tym razem na rynkach akcji mamy tegoroczne maksima, ale czynnik ten zdaje się już nie przeszkadzać wzrostom notowań na rynku złota. Tym co (ponownie) napędza wzrosty są notowania pary EURUSD. Wybicie poziomu 1,3735, późniejsze konsekwentne wzrosty w atmosferze obaw o długookresową stabilność fiskalną USA i wreszcie nowe tegoroczne maksimum zdają się przekonywać inwestorów, że po zeszłorocznej ostrej korekcie wracamy znów do systematycznego osłabianie amerykańskiej waluty. To oznacza impuls wzrostowy dla wycenianego w dolarach złota. Wczoraj notowania tego kruszcu wzrosły do 988,30 USD za uncję, lokalnego szczytu z lipca ubiegłego roku (co ciekawe ustanowionego pod historyczne maksimum na EURUSD), a celem rynku pozostają poziomy 1007 i 1032,80 USD. Korekcyjne umocnienie dolara przynosi sporą realizację zysków na rynku złota - dziś rano uncja kosztuje 969 USD. To nie zmienia jednak wzrostowego obrazu na rynku złota, który zostałby poddany w wątpliwość po naruszeniu wsparcia w okolicach 945 USD za uncję.

Przemysław Kwiecień

X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.

Przemyslaw.kwiecien@xtb.pl

kwiecien.bloog.pl

www.xtb.pl

Nowe maksima na złocie

Poprzedni duży ruch wzrostowy z drugiej połowy stycznia i z lutego został powstrzymany przez poprawę nastrojów na rynkach akcji i odwrót funduszy w tamtym kierunku, jak i w kierunku surowców przemysłowych.
Tym razem na rynkach akcji mamy tegoroczne maksima, ale czynnik ten zdaje się już nie przeszkadzać wzrostom notowań na rynku złota. Tym co (ponownie) napędza wzrosty są notowania pary EURUSD. Wybicie poziomu 1,3735, późniejsze konsekwentne wzrosty w atmosferze obaw o długookresową stabilność fiskalną USA i wreszcie nowe tegoroczne maksimum zdają się przekonywać inwestorów, że po zeszłorocznej ostrej korekcie wracamy znów do systematycznego osłabianie amerykańskiej waluty. To oznacza impuls wzrostowy dla wycenianego w dolarach złota. Wczoraj notowania tego kruszcu wzrosły do 988,30 USD za uncję, lokalnego szczytu z lipca ubiegłego roku (co ciekawe ustanowionego pod historyczne maksimum na EURUSD), a celem rynku pozostają poziomy 1007 i 1032,80 USD. Korekcyjne umocnienie dolara przynosi sporą realizację zysków na rynku złota - dziś rano uncja kosztuje 969 USD. To nie zmienia jednak wzrostowego obrazu na rynku złota, który zostałby poddany w wątpliwość po naruszeniu wsparcia w okolicach 945 USD za uncję.

Przemysław Kwiecień

X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.

Przemyslaw.kwiecien@xtb.pl

kwiecien.bloog.pl

www.xtb.pl

Kolejny kwartał spadku PKB w Szwajcarii, najmocniejszy od 15 lat

Produkt Krajowy Brutto Szwajcarii spadł w I kwartale 2009 r. o 0,8 proc. kdk, po uwzględnieniu czynników sezonowych, po spadku w IV kw. 2008 r. o 0,6 proc. po korekcie - poinformował we wtorek w komunikacie Krajowy Sekretariat ds Ekonomicznych.
To największy spadek PKB od II kwartału 1994 r.

Analitycy spodziewali się nawet gorszego wyniku i spadku PKB o 1,5 proc. kdk.

Rdr spadek PKB Szwajcarii wyniósł w I kw. 2009 r. 2,4 proc., wobec spadku o 0,6 proc. w IV kw. 2008 r. - podał organ statystyczny.
wp.pl

Kolejny kwartał spadku PKB w Szwajcarii, najmocniejszy od 15 lat

Produkt Krajowy Brutto Szwajcarii spadł w I kwartale 2009 r. o 0,8 proc. kdk, po uwzględnieniu czynników sezonowych, po spadku w IV kw. 2008 r. o 0,6 proc. po korekcie - poinformował we wtorek w komunikacie Krajowy Sekretariat ds Ekonomicznych.
To największy spadek PKB od II kwartału 1994 r.

Analitycy spodziewali się nawet gorszego wyniku i spadku PKB o 1,5 proc. kdk.

Rdr spadek PKB Szwajcarii wyniósł w I kw. 2009 r. 2,4 proc., wobec spadku o 0,6 proc. w IV kw. 2008 r. - podał organ statystyczny.
wp.pl

Obligacje komunalne trafią we wrześniu na giełdę

Gminy i województwa szukają dodatkowych źródeł pozyskiwania pieniędzy. Skutecznym rozwiązaniem jest w wielu przypadkach emisja obligacji komunalnych.
Podczas ostatniej sesji Rady Miasta Krakowa, która odbyła się 20 maja 2009 r., przyjęto zaproponowaną przez prezydenta uchwałę w sprawie emisji obligacji komunalnych, zwanych III Pożyczką Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa – mówi Jan Machowski z Urzędu Miasta Krakowa.
Dodaje, że władze miasta uznały, że korzystniejsze dla miasta jest wyemitowanie obligacji na rynku krajowym.

W obecnie panującej sytuacji na rynkach kapitałowych pozyskanie kredytu w bankach komercyjnych jest o wiele trudniejsze. Z przeprowadzonego przez miasto rozeznania wynika, że zainteresowanie ze strony potencjalnych inwestorów obligacjami Krakowa wynosi 300 mln zł. Jest zatem duże – podkreśla Jan Machowski.
Dodaje, że oprocentowanie obligacji będzie zmienne, równe sześciomiesięcznej stawce WIBOR.
Z kolei Rada Warszawy przyjęła 23 kwietnia tego roku uchwałę o wyemitowaniu przez miasto w 2009 roku na rynku zagranicznym i krajowym obligacji o łącznej wartości nominalnej nie wyższej niż równowartość około 1,5 mld zł.

Na rynku zagranicznym mają być wyemitowane obligacje pięcioletnie i dziesięcioletnie z terminem wykupu odpowiednio w 2014 oraz 2019 roku. Na rynku krajowym natomiast w ofercie publicznej będą wyemitowane obligacje o terminie zapadalności od pięciu do dwunastu lat z terminem wykupu odpowiednio od 2014 do 2021 roku.

Przypomnijmy, że niedawno Warszawa sprzedała na rynku zagranicznym obligacje za 200 mln euro. Ich oprocentowanie to 6,875 proc. Będą one notowane na giełdzie w Luksemburgu.

Ostatnia emisja obligacji Poznania miała miejsce w grudniu 2007 r. Ich łączna wartość wyniosła 125 mln zł. Zostały skierowane do inwestorów indywidualnych. Jak poinformowano GP w Urzędzie Miasta Poznania, wykup obligacji nastąpi w grudniu 2012 r. Na razie Poznań nie planuje kolejnych emisji.

Krzysztof Tomaszewski

Kto przede wszystkim kupuje obligacje miejskie, a kto będzie mógł je kupować ? Czy lokalne samorządy także będą musiały rozważyć emisję obligacji ? Co może być alternatywą dla obligacji ?

Gazeta Prawna
wp.pl

Obligacje komunalne trafią we wrześniu na giełdę

Gminy i województwa szukają dodatkowych źródeł pozyskiwania pieniędzy. Skutecznym rozwiązaniem jest w wielu przypadkach emisja obligacji komunalnych.
Podczas ostatniej sesji Rady Miasta Krakowa, która odbyła się 20 maja 2009 r., przyjęto zaproponowaną przez prezydenta uchwałę w sprawie emisji obligacji komunalnych, zwanych III Pożyczką Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa – mówi Jan Machowski z Urzędu Miasta Krakowa.
Dodaje, że władze miasta uznały, że korzystniejsze dla miasta jest wyemitowanie obligacji na rynku krajowym.

W obecnie panującej sytuacji na rynkach kapitałowych pozyskanie kredytu w bankach komercyjnych jest o wiele trudniejsze. Z przeprowadzonego przez miasto rozeznania wynika, że zainteresowanie ze strony potencjalnych inwestorów obligacjami Krakowa wynosi 300 mln zł. Jest zatem duże – podkreśla Jan Machowski.
Dodaje, że oprocentowanie obligacji będzie zmienne, równe sześciomiesięcznej stawce WIBOR.
Z kolei Rada Warszawy przyjęła 23 kwietnia tego roku uchwałę o wyemitowaniu przez miasto w 2009 roku na rynku zagranicznym i krajowym obligacji o łącznej wartości nominalnej nie wyższej niż równowartość około 1,5 mld zł.

Na rynku zagranicznym mają być wyemitowane obligacje pięcioletnie i dziesięcioletnie z terminem wykupu odpowiednio w 2014 oraz 2019 roku. Na rynku krajowym natomiast w ofercie publicznej będą wyemitowane obligacje o terminie zapadalności od pięciu do dwunastu lat z terminem wykupu odpowiednio od 2014 do 2021 roku.

Przypomnijmy, że niedawno Warszawa sprzedała na rynku zagranicznym obligacje za 200 mln euro. Ich oprocentowanie to 6,875 proc. Będą one notowane na giełdzie w Luksemburgu.

Ostatnia emisja obligacji Poznania miała miejsce w grudniu 2007 r. Ich łączna wartość wyniosła 125 mln zł. Zostały skierowane do inwestorów indywidualnych. Jak poinformowano GP w Urzędzie Miasta Poznania, wykup obligacji nastąpi w grudniu 2012 r. Na razie Poznań nie planuje kolejnych emisji.

Krzysztof Tomaszewski

Kto przede wszystkim kupuje obligacje miejskie, a kto będzie mógł je kupować ? Czy lokalne samorządy także będą musiały rozważyć emisję obligacji ? Co może być alternatywą dla obligacji ?

Gazeta Prawna
wp.pl

Fortis Bank zachęca do wcześniejszej spłaty kredytów walutowych

Fortis Bank Polska zachęca klientów do wcześniejszej spłaty kredytów walutowych. Ci, którzy się na to zdecydują, będą mogli to zrobić bez marży i po kursie średnim NBP. Ale wcześniejsza spłata bardziej się opłaca bankowi niż klientom.
Fortis Bank jako jeden z pierwszych banków w Polsce wycofał się z udzielania kredytów w szwajcarskiej walucie. Było to już w maju ubiegłego roku, czyli na kilka miesięcy przed rozpoczęciem kryzysu finansowego w Polsce. Dzisiaj Fortis Bank jako pierwszy bank zachęca klientów do wcześniejszej spłaty kredytów walutowych. W ramach promocji bank nie pobiera marży przy wcześniejszej spłacie kredytu. W praktyce oferta skierowana jest do tych, którzy pożyczkę w banku wzięli w ciągu ostatnich trzech lat. Do tej pory bank pobierał przy wcześniejszej spłacie takich kredytów prowizję w wysokości 1,5 proc. wartości pożyczki. W ramach tej samej promocji wcześniejsza spłata dokonywana jest teraz w Fortis Banku według kursu średniego NBP.

Dzięki tej promocji klienci mogą spłacić kredyt po korzystnym kursie, obniżyć koszty odsetek i poprawić wskaźnik wysokości zadłużenia do wartości zabezpieczenia kredytu - mówi Michał Chruściel z Fortis Banku.
Rzeczywiście, spłacając dzisiaj kredyt walutowy zaciągnięty przed rokiem, można dzięki promocji zaoszczędzić 17 tys. zł.

Jednak przede wszystkim wcześniejsza spłata kredytu jest korzystna dla banku.

To jest w interesie banków, a na pewno nie klienta. Zdecydowana większość kredytów walutowych udzielona była po niższym kursie niż obecnie. W perspektywie 13 lat złoty znowu będzie mocny, więc dzisiaj wcześniejsza spłata nie jest dobrym posunięciem - mówi Marek Rogalski, analityk z DM Banku Ochrony Środowiska.

Eksperci radzą, by do takich promocji podchodzić ostrożnie.

Wcześniejsza spłata po średnim kursie NBP może być jedynie dodatkową zachętą dla osób, które już zdecydowały się nadpłacić lub spłacić w całości kredyt wcześniej - mówi Katarzyna Siwek z Expandera.

Tylko ci, którzy kredyt hipoteczny wzięli pięć lat temu, mogą go spłacić dzisiaj po takim kursie, po jakim się zadłużali.

Eksperci podkreślają, że kredyty walutowe, zaciągane w ciągu ostatnich 23 lat, dla większości instytucji finansowych nie są dochodowe. Rzeczywista cena, po jakiej kupowana jest teraz szwajcarska waluta, jest nawet o ok. 2 pkt proc. wyższa niż wynosi stawka rynku międzybankowego LIBOR, od której zależy oprocentowanie kredytów frankowych. W interesie banków jest więc pozbycie się takich kredytów, bo dzięki temu mogą zmniejszyć swoje straty. Całkiem możliwe więc, że podobne promocje, zachęcające do spłaty, będą wprowadzały także inne banki.

Być może bank doszedł do wniosku, że korzystnie będzie, gdy okres tego kredytowania będzie krótszy i środki będzie można przeznaczyć na inną działalność bankową, która gwarantuje większe dochody - mówi Mariusz Zygierewicz ze Związku Banków Polskich.

Większe dochody mogą dać np. nowe kredyty złotowe. Ich oprocentowanie i marża gwarantują bankowi zyski.

Każdy szuka pieniędzy, bo sektor bankowy wciąż ma trudności z płynnością. Na świecie robi tak wiele banków, ale u nas Fortis Bank jest prawdopodobnie pierwszy - mówi prof. Adam Noga z Wyższej Szkoły Ubezpieczeń i Bankowości.

Od pewnego czasu także w ING BSK można płacić raty kredytów po średnim kursie NBP. Można także po takim kursie spłacić wcześniej całe zadłużenie. Ale ING BSK wprowadzał to rozwiązanie pod hasłem chęci ulżenia klientom, którym ze względu na spadek złotego wartość raty mocno wzrosła.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna

wp.pl

Fortis Bank zachęca do wcześniejszej spłaty kredytów walutowych

Fortis Bank Polska zachęca klientów do wcześniejszej spłaty kredytów walutowych. Ci, którzy się na to zdecydują, będą mogli to zrobić bez marży i po kursie średnim NBP. Ale wcześniejsza spłata bardziej się opłaca bankowi niż klientom.
Fortis Bank jako jeden z pierwszych banków w Polsce wycofał się z udzielania kredytów w szwajcarskiej walucie. Było to już w maju ubiegłego roku, czyli na kilka miesięcy przed rozpoczęciem kryzysu finansowego w Polsce. Dzisiaj Fortis Bank jako pierwszy bank zachęca klientów do wcześniejszej spłaty kredytów walutowych. W ramach promocji bank nie pobiera marży przy wcześniejszej spłacie kredytu. W praktyce oferta skierowana jest do tych, którzy pożyczkę w banku wzięli w ciągu ostatnich trzech lat. Do tej pory bank pobierał przy wcześniejszej spłacie takich kredytów prowizję w wysokości 1,5 proc. wartości pożyczki. W ramach tej samej promocji wcześniejsza spłata dokonywana jest teraz w Fortis Banku według kursu średniego NBP.

Dzięki tej promocji klienci mogą spłacić kredyt po korzystnym kursie, obniżyć koszty odsetek i poprawić wskaźnik wysokości zadłużenia do wartości zabezpieczenia kredytu - mówi Michał Chruściel z Fortis Banku.
Rzeczywiście, spłacając dzisiaj kredyt walutowy zaciągnięty przed rokiem, można dzięki promocji zaoszczędzić 17 tys. zł.

Jednak przede wszystkim wcześniejsza spłata kredytu jest korzystna dla banku.

To jest w interesie banków, a na pewno nie klienta. Zdecydowana większość kredytów walutowych udzielona była po niższym kursie niż obecnie. W perspektywie 13 lat złoty znowu będzie mocny, więc dzisiaj wcześniejsza spłata nie jest dobrym posunięciem - mówi Marek Rogalski, analityk z DM Banku Ochrony Środowiska.

Eksperci radzą, by do takich promocji podchodzić ostrożnie.

Wcześniejsza spłata po średnim kursie NBP może być jedynie dodatkową zachętą dla osób, które już zdecydowały się nadpłacić lub spłacić w całości kredyt wcześniej - mówi Katarzyna Siwek z Expandera.

Tylko ci, którzy kredyt hipoteczny wzięli pięć lat temu, mogą go spłacić dzisiaj po takim kursie, po jakim się zadłużali.

Eksperci podkreślają, że kredyty walutowe, zaciągane w ciągu ostatnich 23 lat, dla większości instytucji finansowych nie są dochodowe. Rzeczywista cena, po jakiej kupowana jest teraz szwajcarska waluta, jest nawet o ok. 2 pkt proc. wyższa niż wynosi stawka rynku międzybankowego LIBOR, od której zależy oprocentowanie kredytów frankowych. W interesie banków jest więc pozbycie się takich kredytów, bo dzięki temu mogą zmniejszyć swoje straty. Całkiem możliwe więc, że podobne promocje, zachęcające do spłaty, będą wprowadzały także inne banki.

Być może bank doszedł do wniosku, że korzystnie będzie, gdy okres tego kredytowania będzie krótszy i środki będzie można przeznaczyć na inną działalność bankową, która gwarantuje większe dochody - mówi Mariusz Zygierewicz ze Związku Banków Polskich.

Większe dochody mogą dać np. nowe kredyty złotowe. Ich oprocentowanie i marża gwarantują bankowi zyski.

Każdy szuka pieniędzy, bo sektor bankowy wciąż ma trudności z płynnością. Na świecie robi tak wiele banków, ale u nas Fortis Bank jest prawdopodobnie pierwszy - mówi prof. Adam Noga z Wyższej Szkoły Ubezpieczeń i Bankowości.

Od pewnego czasu także w ING BSK można płacić raty kredytów po średnim kursie NBP. Można także po takim kursie spłacić wcześniej całe zadłużenie. Ale ING BSK wprowadzał to rozwiązanie pod hasłem chęci ulżenia klientom, którym ze względu na spadek złotego wartość raty mocno wzrosła.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna

wp.pl

Inflacja spada. W maju wyniosła 3,8 procent

Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych w maju wzrosła o 0,6% wobec poprzedniego miesiąca, zaś roczny wskaźnik inflacji wyniósł 3,8% wobec 4,0% odnotowanych w kwietniu br., podał resort finansów.
- Ministerstwo Finansów szacuje, że wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych w maju wyniósł 100,6. Oznacza to, że roczna dynamika cen konsumpcyjnych w tym miesiącu może wynieść 103,8 - głosi komunikat.

Opublikowana w lutym centralna ścieżka projekcji inflacyjnej NBP zakłada, że średnioroczna inflacja konsumencka wyniesie w tym roku 3,2%, w roku 2010 spadnie do 1,9%, zaś w 2011 roku - do 0,9% wobec 4,2% zanotowanych w 2008 r.

W grudniowej aktualizacji programu konwergencji resort finansów napisał, że inflacja (CPI) powinna powrócić do celu banku centralnego (2,5%) w II poł. 2009 r. i pozostać na zbliżonym poziomie w latach 2010-2011.

money.pl

Inflacja spada. W maju wyniosła 3,8 procent

Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych w maju wzrosła o 0,6% wobec poprzedniego miesiąca, zaś roczny wskaźnik inflacji wyniósł 3,8% wobec 4,0% odnotowanych w kwietniu br., podał resort finansów.
- Ministerstwo Finansów szacuje, że wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych w maju wyniósł 100,6. Oznacza to, że roczna dynamika cen konsumpcyjnych w tym miesiącu może wynieść 103,8 - głosi komunikat.

Opublikowana w lutym centralna ścieżka projekcji inflacyjnej NBP zakłada, że średnioroczna inflacja konsumencka wyniesie w tym roku 3,2%, w roku 2010 spadnie do 1,9%, zaś w 2011 roku - do 0,9% wobec 4,2% zanotowanych w 2008 r.

W grudniowej aktualizacji programu konwergencji resort finansów napisał, że inflacja (CPI) powinna powrócić do celu banku centralnego (2,5%) w II poł. 2009 r. i pozostać na zbliżonym poziomie w latach 2010-2011.

money.pl

Mieszkania tanieją w stolicy. Ceny rosną w Katowicach

W kwietniu mieszkania na rynku wtórnym najbardziej zdrożały w Katowicach, Bydgoszczy i Białymstoku - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net. Największy spadek cen w porównaniu z marcem odnotowano w Warszawie, Olsztynie, Wrocławiu i Łodzi.
Najwięcej, bo o 1,3 proc. w stosunku do marca, wzrosła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Bydgoszczy i Katowicach - odpowiednio do: 4194 zł i 4146 zł. Drugi był Białystok (wzrost o 1,2 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4461 złotych.

Z analizy wynika, że ceny mieszkań najbardziej spadły w Warszawie, Olsztynie, Wrocławiu i Łodzi - odpowiednio o 3,7 proc., o 1,9 proc., a w dwóch ostatnich miastach o 1,1 proc. Metr kwadratowy mieszkania kosztował tam w kwietniu odpowiednio: 8853 zł, 4771 zł, 6634 zł, 4137 złotych.
money.pl/2009-05-28 19:11

Mieszkania tanieją w stolicy. Ceny rosną w Katowicach

W kwietniu mieszkania na rynku wtórnym najbardziej zdrożały w Katowicach, Bydgoszczy i Białymstoku - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net. Największy spadek cen w porównaniu z marcem odnotowano w Warszawie, Olsztynie, Wrocławiu i Łodzi.
Najwięcej, bo o 1,3 proc. w stosunku do marca, wzrosła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Bydgoszczy i Katowicach - odpowiednio do: 4194 zł i 4146 zł. Drugi był Białystok (wzrost o 1,2 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4461 złotych.

Z analizy wynika, że ceny mieszkań najbardziej spadły w Warszawie, Olsztynie, Wrocławiu i Łodzi - odpowiednio o 3,7 proc., o 1,9 proc., a w dwóch ostatnich miastach o 1,1 proc. Metr kwadratowy mieszkania kosztował tam w kwietniu odpowiednio: 8853 zł, 4771 zł, 6634 zł, 4137 złotych.
money.pl/2009-05-28 19:11

Budują hotele zamiast mieszkań

Jest szansa, że do 2012 roku w Polsce zostanie wybudowane 200 hoteli, a to oznacza, że miejsc noclegowych na Euro 2012 nie zabraknie.

- Wówczas możemy osiągnąć wskaźnik około 52-55 miejsc noclegowych na 10 tys. mieszkańców. Nadal bylibyśmy jednak pod tym względem na szarym końcu wśród krajów europejskich. Dla porównania na Słowacji na 10 tys. osób przypada 106 miejsc noclegowych. Zbliżylibyśmy się jednak do Litwy, gdzie na 10 tys. mieszkańców przypada 58 miejsc - wyjaśnia Dorota Malinowska z Cushman & Wakefield.

Koszty budowy tych hoteli to ok. 4 mld zł, co oznacza, że napływ inwestycji do branży wyniósłby ok. 1 mld zł rocznie. Oznacza to utrzymanie średniej z ostatnich lat, z wyłączeniem jednak 2007 i 2008 roku, kiedy to poziom inwestycji hotelowych przekraczał ponad 2 mld zł rocznie.

Utrzymanie wzrostu na rynku hotelowym, mimo panującego kryzysu, będzie możliwe, gdyż coraz więcej deweloperów działających na rynku mieszkaniowym czy biurowym rozpatruje możliwość zmiany przeznaczenia swojej inwestycji na hotelową. Szacuje się, że obecnie może to dotyczyć przynajmniej 10 proc. przedsięwzięć. - Mamy coraz więcej zapytań od inwestorów, głównie z rynku mieszkaniowego, na którym sprzedaż w tym roku znacząco spadła. Ostatnio przygotowaliśmy analizę opłacalności dla luksusowego apartamentowca w Krakowie - wyjaśnia Dorota Malinowska.

Patrycja Otto

interia.pl

Budują hotele zamiast mieszkań

Jest szansa, że do 2012 roku w Polsce zostanie wybudowane 200 hoteli, a to oznacza, że miejsc noclegowych na Euro 2012 nie zabraknie.

- Wówczas możemy osiągnąć wskaźnik około 52-55 miejsc noclegowych na 10 tys. mieszkańców. Nadal bylibyśmy jednak pod tym względem na szarym końcu wśród krajów europejskich. Dla porównania na Słowacji na 10 tys. osób przypada 106 miejsc noclegowych. Zbliżylibyśmy się jednak do Litwy, gdzie na 10 tys. mieszkańców przypada 58 miejsc - wyjaśnia Dorota Malinowska z Cushman & Wakefield.

Koszty budowy tych hoteli to ok. 4 mld zł, co oznacza, że napływ inwestycji do branży wyniósłby ok. 1 mld zł rocznie. Oznacza to utrzymanie średniej z ostatnich lat, z wyłączeniem jednak 2007 i 2008 roku, kiedy to poziom inwestycji hotelowych przekraczał ponad 2 mld zł rocznie.

Utrzymanie wzrostu na rynku hotelowym, mimo panującego kryzysu, będzie możliwe, gdyż coraz więcej deweloperów działających na rynku mieszkaniowym czy biurowym rozpatruje możliwość zmiany przeznaczenia swojej inwestycji na hotelową. Szacuje się, że obecnie może to dotyczyć przynajmniej 10 proc. przedsięwzięć. - Mamy coraz więcej zapytań od inwestorów, głównie z rynku mieszkaniowego, na którym sprzedaż w tym roku znacząco spadła. Ostatnio przygotowaliśmy analizę opłacalności dla luksusowego apartamentowca w Krakowie - wyjaśnia Dorota Malinowska.

Patrycja Otto

interia.pl

Bankom brakuje pieniędzy na kredyty

Banki mogą udzielić o 20 proc. mniej kredytów niż przed rokiem - twierdzą eksperci "Gazety Prawnej". Dane byłyby jeszcze gorsze, gdyby nie mocny frank.

Według dziennika, tendencje spadkową potwierdzają dane dotyczące tylko pożyczek mieszkaniowych. W I kwartale tego roku banki udzieliły ich na 7,2 mld zł, podczas gdy w analogicznym okresie ubiegłego roku kwota ta była o 4,8 mld zł większa.

Banki przede wszystkim nie chcą udzielać kredytów dla firm, bo są one bardziej ryzykowne i mniej rentowne. Dużo łatwiej uzyskać za to kredyt gotówkowy.

Eksperci podkreślają, że załamanie akcji kredytowej wynika również z tego, że banki nie mają pieniędzy. W poprzednich latach znaczna część akcji kredytowej była finansowana z pożyczek zagranicznych, a teraz to źródło się skończyło.

źródło informacji: PAP/Gazeta Prawna

interia.pl

Bankom brakuje pieniędzy na kredyty

Banki mogą udzielić o 20 proc. mniej kredytów niż przed rokiem - twierdzą eksperci "Gazety Prawnej". Dane byłyby jeszcze gorsze, gdyby nie mocny frank.

Według dziennika, tendencje spadkową potwierdzają dane dotyczące tylko pożyczek mieszkaniowych. W I kwartale tego roku banki udzieliły ich na 7,2 mld zł, podczas gdy w analogicznym okresie ubiegłego roku kwota ta była o 4,8 mld zł większa.

Banki przede wszystkim nie chcą udzielać kredytów dla firm, bo są one bardziej ryzykowne i mniej rentowne. Dużo łatwiej uzyskać za to kredyt gotówkowy.

Eksperci podkreślają, że załamanie akcji kredytowej wynika również z tego, że banki nie mają pieniędzy. W poprzednich latach znaczna część akcji kredytowej była finansowana z pożyczek zagranicznych, a teraz to źródło się skończyło.

źródło informacji: PAP/Gazeta Prawna

interia.pl

Polskie kopalnie pogrąża węgiel z importu

Dramat polskich kopalń pogłębia się. Import węgla, który w tym roku rośnie jak nigdy dotąd, pogarsza i tak fatalną sytuację górnictwa. W tym roku do Polski może trafić 20 mln ton węgla z zagranicy - dwukrotnie więcej niż w 2008 r. - czytamy w "Dzienniku".
Z taką dynamiką importu nigdy nie mieliśmy do czynienia. Elektrownie i huty, zwłaszcza te sprywatyzowane, kupują węgiel z Rosji, Czech czy USA
Zdaniem analityków resortu gospodarki, za błyskawiczny wzrost importu odpowiadają same kopalnie, które już w ubiegłym roku nie były w stanie zaspokoić popytu energetyki. Zagraniczny węgiel jest tani i łatwo dostępny.

Odbierając surowiec z przykopalnianej hałdy trzeba wydać ok. 230 zł za toną, podczas gdy średnia cena na świecie to ok. 200 zł, a węgiel z Rosji czy Ukrainy jest jeszcze o 20% tańszy.

Taka patowa sytuacja może pogrążyć polskie spółki węglowe.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl

Polskie kopalnie pogrąża węgiel z importu

Dramat polskich kopalń pogłębia się. Import węgla, który w tym roku rośnie jak nigdy dotąd, pogarsza i tak fatalną sytuację górnictwa. W tym roku do Polski może trafić 20 mln ton węgla z zagranicy - dwukrotnie więcej niż w 2008 r. - czytamy w "Dzienniku".
Z taką dynamiką importu nigdy nie mieliśmy do czynienia. Elektrownie i huty, zwłaszcza te sprywatyzowane, kupują węgiel z Rosji, Czech czy USA
Zdaniem analityków resortu gospodarki, za błyskawiczny wzrost importu odpowiadają same kopalnie, które już w ubiegłym roku nie były w stanie zaspokoić popytu energetyki. Zagraniczny węgiel jest tani i łatwo dostępny.

Odbierając surowiec z przykopalnianej hałdy trzeba wydać ok. 230 zł za toną, podczas gdy średnia cena na świecie to ok. 200 zł, a węgiel z Rosji czy Ukrainy jest jeszcze o 20% tańszy.

Taka patowa sytuacja może pogrążyć polskie spółki węglowe.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl

Banki mogą udzielić o 20 proc. mniej kredytów

Banki mogą udzielić o 20 proc. mniej kredytów niż przed rokiem - twierdzą eksperci "Gazety Prawnej". Dane byłyby jeszcze gorsze, gdyby nie mocny frank.
Według dziennika, tendencję spadkową potwierdzają dane dotyczące tylko pożyczek mieszkaniowych. W I kwartale tego roku banki udzieliły ich na 7,2 mld zł, podczas gdy w analogicznym okresie ubiegłego roku kwota ta była o 4,8 mld zł większa.

Banki przede wszystkim nie chcą udzielać kredytów dla firm, bo są one bardziej ryzykowne i mniej rentowne. Dużo łatwiej uzyskać za to kredyt gotówkowy.

Eksperci podkreślają, że załamanie akcji kredytowej wynika również z tego, że banki nie mają pieniędzy. W poprzednich latach znaczna część akcji kredytowej była finansowana z pożyczek zagranicznych, a teraz to źródło się skończyło.
onet.pl

Banki mogą udzielić o 20 proc. mniej kredytów

Banki mogą udzielić o 20 proc. mniej kredytów niż przed rokiem - twierdzą eksperci "Gazety Prawnej". Dane byłyby jeszcze gorsze, gdyby nie mocny frank.
Według dziennika, tendencję spadkową potwierdzają dane dotyczące tylko pożyczek mieszkaniowych. W I kwartale tego roku banki udzieliły ich na 7,2 mld zł, podczas gdy w analogicznym okresie ubiegłego roku kwota ta była o 4,8 mld zł większa.

Banki przede wszystkim nie chcą udzielać kredytów dla firm, bo są one bardziej ryzykowne i mniej rentowne. Dużo łatwiej uzyskać za to kredyt gotówkowy.

Eksperci podkreślają, że załamanie akcji kredytowej wynika również z tego, że banki nie mają pieniędzy. W poprzednich latach znaczna część akcji kredytowej była finansowana z pożyczek zagranicznych, a teraz to źródło się skończyło.
onet.pl

Balcerowicz: Polska ucierpiała mniej niż inni

Ekonomista profesor Leszek Balcerowicz uważa, że dane GUS potwierdzają, iż Polska ucierpiała na kryzysie mniej niż inne kraje.
Produkt Krajowy Brutto wzrósł realnie w pierwszym kwartale o 0,8 proc., w porównaniu z pierwszym kwartałem roku ubiegłego. PKB wyrównany sezonowo w porównaniu z poprzednim kwartałem wzrósł o 0,4 proc.

Gość Sygnałów Dnia w Polskim Radiu zwrócił uwagę, że jesteśmy stosunkowo dużym krajem i dlatego spadek eksportu nie zaszkodził poważnie krajowej gospodarce.

Balcerowicz uważa, że Polska należy do państw, które mają szansę uniknąć recesji. Zaznaczył jednak, że bardzo trudno przewidzieć, w jakim kierunku rozwinie się sytuacja na światowych rynkach finansowych.
Ekonomista dodał, że trzeba traktować finanse publiczne całościowo, a nie tylko przez pryzmat budżetu państwa. Jego zdaniem, polski rząd prowadzi jednak słuszną politykę walki z kryzysem.

Leszek Balcerowicz dodał, że w pakiecie antykryzysowym, zapowiadanym przez premiera, powinno się znaleźć m.in. dofinansowanie banków. Jego zdaniem, wprowadzenie płacy minimalnej byłoby złym rozwiązaniem i rząd nie powinien ulegać postulatom związkowców w tej sprawie
wp.pl

Balcerowicz: Polska ucierpiała mniej niż inni

Ekonomista profesor Leszek Balcerowicz uważa, że dane GUS potwierdzają, iż Polska ucierpiała na kryzysie mniej niż inne kraje.
Produkt Krajowy Brutto wzrósł realnie w pierwszym kwartale o 0,8 proc., w porównaniu z pierwszym kwartałem roku ubiegłego. PKB wyrównany sezonowo w porównaniu z poprzednim kwartałem wzrósł o 0,4 proc.

Gość Sygnałów Dnia w Polskim Radiu zwrócił uwagę, że jesteśmy stosunkowo dużym krajem i dlatego spadek eksportu nie zaszkodził poważnie krajowej gospodarce.

Balcerowicz uważa, że Polska należy do państw, które mają szansę uniknąć recesji. Zaznaczył jednak, że bardzo trudno przewidzieć, w jakim kierunku rozwinie się sytuacja na światowych rynkach finansowych.
Ekonomista dodał, że trzeba traktować finanse publiczne całościowo, a nie tylko przez pryzmat budżetu państwa. Jego zdaniem, polski rząd prowadzi jednak słuszną politykę walki z kryzysem.

Leszek Balcerowicz dodał, że w pakiecie antykryzysowym, zapowiadanym przez premiera, powinno się znaleźć m.in. dofinansowanie banków. Jego zdaniem, wprowadzenie płacy minimalnej byłoby złym rozwiązaniem i rząd nie powinien ulegać postulatom związkowców w tej sprawie
wp.pl

Niepożądane „skazy” na ścianach

Do najczęściej spotykanych „skaz” ściennych możemy zaliczyć zarysowania i pęknięcia. W obiektach nowo powstałych powstają najczęściej w miejscach gdzie łączą się krawędzie płyt gipsowo - kartonowych.
Kiedy dostrzeżemy pęknięcia nie należy od razu panikować, zjawisko zalicza się do naturalnych, jednak warto znać powód jego powstania. Trzeba sobie zdawać sprawę, że każdy z budynków będzie osiadał w skutek ciężaru własnego oraz wyposażenia. Jeżeli nasza działka to przede wszystkim piaski, a budowę domu dopiero niedawno ukończyliśmy to musimy liczyć się z tym, że budynek będzie osiadał przynajmniej kilka miesięcy.  

Jednak najgorszy przypadek to taki, kiedy na działce występuje glina iły czy inne grunty spoiste -  wówczas budynek może osiadać nawet kilka lat. Średni czas na ustabilizowanie powierzchni po zakończeniu budowy  to około dwa lata.   Inną przyczyną powstawania „skaz” może być nieprawidłowe osadzenie fundamentów budynków oraz błędy popełnione podczas ich wykonania. Za „bezpieczne” rysy można uznać tylko te małe - milimetrowe, które wynikają z naprężeń konstrukcji oraz murów. Jeżeli jednak rysy będą się powiększać – zarówno na długości jak i szerokości stanowczo należy je uznać za niebezpieczne. Najlepiej do ich oceny zasięgnąć opinii fachowca.  

Gdy mamy do czynienia z drobnymi „skazami” należy jak najszybciej przystąpić do ich usunięcia. Najlepiej pozbyć się ich za pomocą akrylowej masy, którą należy wprowadzić w szczelinę rysy za pomocą specjalnego pistoletu. Jednak to prowizoryczne rozwiązanie. Skuteczniejszym sposobem jest ten, który wykorzystuje specjalistyczną taśmę w formie siateczki.
Na początku trzeba oczyścić miejsce uszkodzenia powstałe np. ścianie. Powinnyśmy usunąć wierzchnią warstwę farby oraz tynku. Szczelinę pęknięcia należy dodatkowo  - za pomocą ostro zakończonej szpachli -   poszerzyć. Dzięki temu będzie możliwe precyzyjne wypełnienie zaprawą powstałego w ścianie pęknięcia. Następnie powierzchnię gruntujemy za pomocą pędzla farbą emulsyjną. Tym samym uzyskujemy efekt zwiększający chłonność podłoża. Po upływie stosownego czasu tzn., kiedy emulsja już wyschnie należy zastosować gładź szpachlową, która zapewni przedłużony czas wiązania. Na koniec użyjemy masy akrylowej. Aby efekt pracy był trwały masę należy nakładać dwuetapowo.   W tym przypadku nie powinniśmy oszczędzać na materiałach. Najlepiej zastosować siatkę zbrojeniową o szerokości min. dziesięciu centymetrów. Gwarantuje, że nie pojawią się ponowne pęknięcia.  

Jeżeli jednak mamy do czynienia z rysami w dosyć „leciwym” budynku  - na przykład w starej kamienicy nie należy tego lekceważyć.  Może to świadczyć o naruszeniu stanu konstrukcyjnego budynku. Ewentualnie pęknięcia  mogły powstać na skutek czynników zewnętrznych -  na przykład drgań fal dźwiękowych. Zjawisko intensywnego hałasu w sposób drastyczny może mieć wpływ na stan techniczny budynku, dlatego też każdy z czynników, który może przyczynić się do złego stanu technicznego należy dokładnie zrewidować przed podjęciem jakichkolwiek działań.

2009-05-28
źródło: wp.p

Niepożądane „skazy” na ścianach

Do najczęściej spotykanych „skaz” ściennych możemy zaliczyć zarysowania i pęknięcia. W obiektach nowo powstałych powstają najczęściej w miejscach gdzie łączą się krawędzie płyt gipsowo - kartonowych.
Kiedy dostrzeżemy pęknięcia nie należy od razu panikować, zjawisko zalicza się do naturalnych, jednak warto znać powód jego powstania. Trzeba sobie zdawać sprawę, że każdy z budynków będzie osiadał w skutek ciężaru własnego oraz wyposażenia. Jeżeli nasza działka to przede wszystkim piaski, a budowę domu dopiero niedawno ukończyliśmy to musimy liczyć się z tym, że budynek będzie osiadał przynajmniej kilka miesięcy.  

Jednak najgorszy przypadek to taki, kiedy na działce występuje glina iły czy inne grunty spoiste -  wówczas budynek może osiadać nawet kilka lat. Średni czas na ustabilizowanie powierzchni po zakończeniu budowy  to około dwa lata.   Inną przyczyną powstawania „skaz” może być nieprawidłowe osadzenie fundamentów budynków oraz błędy popełnione podczas ich wykonania. Za „bezpieczne” rysy można uznać tylko te małe - milimetrowe, które wynikają z naprężeń konstrukcji oraz murów. Jeżeli jednak rysy będą się powiększać – zarówno na długości jak i szerokości stanowczo należy je uznać za niebezpieczne. Najlepiej do ich oceny zasięgnąć opinii fachowca.  

Gdy mamy do czynienia z drobnymi „skazami” należy jak najszybciej przystąpić do ich usunięcia. Najlepiej pozbyć się ich za pomocą akrylowej masy, którą należy wprowadzić w szczelinę rysy za pomocą specjalnego pistoletu. Jednak to prowizoryczne rozwiązanie. Skuteczniejszym sposobem jest ten, który wykorzystuje specjalistyczną taśmę w formie siateczki.
Na początku trzeba oczyścić miejsce uszkodzenia powstałe np. ścianie. Powinnyśmy usunąć wierzchnią warstwę farby oraz tynku. Szczelinę pęknięcia należy dodatkowo  - za pomocą ostro zakończonej szpachli -   poszerzyć. Dzięki temu będzie możliwe precyzyjne wypełnienie zaprawą powstałego w ścianie pęknięcia. Następnie powierzchnię gruntujemy za pomocą pędzla farbą emulsyjną. Tym samym uzyskujemy efekt zwiększający chłonność podłoża. Po upływie stosownego czasu tzn., kiedy emulsja już wyschnie należy zastosować gładź szpachlową, która zapewni przedłużony czas wiązania. Na koniec użyjemy masy akrylowej. Aby efekt pracy był trwały masę należy nakładać dwuetapowo.   W tym przypadku nie powinniśmy oszczędzać na materiałach. Najlepiej zastosować siatkę zbrojeniową o szerokości min. dziesięciu centymetrów. Gwarantuje, że nie pojawią się ponowne pęknięcia.  

Jeżeli jednak mamy do czynienia z rysami w dosyć „leciwym” budynku  - na przykład w starej kamienicy nie należy tego lekceważyć.  Może to świadczyć o naruszeniu stanu konstrukcyjnego budynku. Ewentualnie pęknięcia  mogły powstać na skutek czynników zewnętrznych -  na przykład drgań fal dźwiękowych. Zjawisko intensywnego hałasu w sposób drastyczny może mieć wpływ na stan techniczny budynku, dlatego też każdy z czynników, który może przyczynić się do złego stanu technicznego należy dokładnie zrewidować przed podjęciem jakichkolwiek działań.

2009-05-28
źródło: wp.p

Szykują się fuzje i przejęcia w polskiej bankowości

Obecny kryzys sprzyja fuzjom i przejęciom w polskim sektorze bankowym już w tym roku. Bardziej jednak jest to prawdopodobne w perspektywie 2-3 lat, uważa Andrzej Stopczyński, dyrektor pionu nadzoru bankowego w Komisji Nadzoru Finansowego.
Równocześnie podkreślił, że polskie banki znajdują się obecnie w dobrej kondycji, dlatego byłyby dobrym aktywem na sprzedaż. - Sprzedaż aktywów może mieć dwie przyczyny: poprawa własnego współczynnika wypłacalności albo zwiększenie własnej efektywności - uważa dyrektor.
Według niego, tego rodzaju transakcje mogą być rezultatem zmian właścicielskich w zagranicznych grupach kapitałowych, ale nie wyklucza też indywidualnego wejścia nowych graczy na polski rynek.

Jednakże cytowani przez gazetę analitycy zwracają uwagę, że obecnie - w przeciwieństwie do sytuacji jeszcze sprzed roku - na rynku można wskazać więcej kandydatów do przejęcia niż podmiotów zainteresowanych przejmowaniem.
Według informacji WSJP, ostatnio Banco Commercial Portugues (BCP) sondował rynki w poszukiwaniu ewentualnego kupca na Millennium Bank. Inne banki wymieniane przez media jako możliwe cele przejęć to m.in. BZ WBK, Kredyt Bank, Bank Handlowy i BRE Bank. Jednakże jedynym bankiem, który w ostatnich miesiącach rzeczywiście został wystawiony na sprzedaż, jest AIG Bank Polska.

 

money.pl

Szykują się fuzje i przejęcia w polskiej bankowości

Obecny kryzys sprzyja fuzjom i przejęciom w polskim sektorze bankowym już w tym roku. Bardziej jednak jest to prawdopodobne w perspektywie 2-3 lat, uważa Andrzej Stopczyński, dyrektor pionu nadzoru bankowego w Komisji Nadzoru Finansowego.
Równocześnie podkreślił, że polskie banki znajdują się obecnie w dobrej kondycji, dlatego byłyby dobrym aktywem na sprzedaż. - Sprzedaż aktywów może mieć dwie przyczyny: poprawa własnego współczynnika wypłacalności albo zwiększenie własnej efektywności - uważa dyrektor.
Według niego, tego rodzaju transakcje mogą być rezultatem zmian właścicielskich w zagranicznych grupach kapitałowych, ale nie wyklucza też indywidualnego wejścia nowych graczy na polski rynek.

Jednakże cytowani przez gazetę analitycy zwracają uwagę, że obecnie - w przeciwieństwie do sytuacji jeszcze sprzed roku - na rynku można wskazać więcej kandydatów do przejęcia niż podmiotów zainteresowanych przejmowaniem.
Według informacji WSJP, ostatnio Banco Commercial Portugues (BCP) sondował rynki w poszukiwaniu ewentualnego kupca na Millennium Bank. Inne banki wymieniane przez media jako możliwe cele przejęć to m.in. BZ WBK, Kredyt Bank, Bank Handlowy i BRE Bank. Jednakże jedynym bankiem, który w ostatnich miesiącach rzeczywiście został wystawiony na sprzedaż, jest AIG Bank Polska.

 

money.pl

Złoty rośnie po danych o PKB

6 groszy zysku na euro to efekt podanych dziś przez GUS danych o PKB.
Jak podał Główny Urząd Statystyczny PKB Polski w I kwartale tego roku rosło w tempie 0,8 proc. w ujęciu rocznym. Biorąc pod uwagę dotychczas opublikowane wyniki krajów na świecie, czyn to naszą gospodarkę jedną z najmocniejszych w Europie i na świecie.
Rynek optymistycznie przyjął dzisiejsze informacje. I to pomimo tego, że de facto dane okazały się gorsze od przewidywań analityków, którzy spodziewali się wzrostu w tempie 1 procenta.

Złoty zyskiwał do wszystkich głównych par walut. Od rana w stosunku do euro umocnił się o 6 groszy, do poziomu 4,45. Za szwajcarskiego franka na rynku walutowym płacono dziś natomiast 2,94 złotych.

Tym samym wczorajsze osłabienie naszej waluty odchodzi w zapomnienie.

Paweł Satalecki

Złoty rośnie po danych o PKB

6 groszy zysku na euro to efekt podanych dziś przez GUS danych o PKB.
Jak podał Główny Urząd Statystyczny PKB Polski w I kwartale tego roku rosło w tempie 0,8 proc. w ujęciu rocznym. Biorąc pod uwagę dotychczas opublikowane wyniki krajów na świecie, czyn to naszą gospodarkę jedną z najmocniejszych w Europie i na świecie.
Rynek optymistycznie przyjął dzisiejsze informacje. I to pomimo tego, że de facto dane okazały się gorsze od przewidywań analityków, którzy spodziewali się wzrostu w tempie 1 procenta.

Złoty zyskiwał do wszystkich głównych par walut. Od rana w stosunku do euro umocnił się o 6 groszy, do poziomu 4,45. Za szwajcarskiego franka na rynku walutowym płacono dziś natomiast 2,94 złotych.

Tym samym wczorajsze osłabienie naszej waluty odchodzi w zapomnienie.

Paweł Satalecki

Atlas Estates sprzedaje coraz więcej mieszkań

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy Atlas Estates sprzedał 31 mieszkań. W II etapie Capital Art Apartments deweloper ma już podpisane umowy przedwstępne na ponad 40 proc.lokali.

- Przez ostatnie dwa miesiące obserwujemy wyraźne ożywienie w sprzedaży mieszkań w naszych inwestycjach. [...] Wierzymy, że pozytywny trend zapoczątkowany w marcu będzie kontynuowany w kolejnych miesiącach - powiedział Nahman Tsabar, dyrektor generalny Atlas Management Company, spółki zarządzającej aktywami Atlas Estates.

Atlas Estates realizuje obecnie drugi etap projektu Capital Art Apartments składający się z 300 mieszkań.

W II etapie Capital Art Apartments podpisano przedwstępne umowy sprzedaży obejmujące łącznie 128 mieszkań - napisano w komunikacie.

(PAP) 

money.pl

Atlas Estates sprzedaje coraz więcej mieszkań

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy Atlas Estates sprzedał 31 mieszkań. W II etapie Capital Art Apartments deweloper ma już podpisane umowy przedwstępne na ponad 40 proc.lokali.

- Przez ostatnie dwa miesiące obserwujemy wyraźne ożywienie w sprzedaży mieszkań w naszych inwestycjach. [...] Wierzymy, że pozytywny trend zapoczątkowany w marcu będzie kontynuowany w kolejnych miesiącach - powiedział Nahman Tsabar, dyrektor generalny Atlas Management Company, spółki zarządzającej aktywami Atlas Estates.

Atlas Estates realizuje obecnie drugi etap projektu Capital Art Apartments składający się z 300 mieszkań.

W II etapie Capital Art Apartments podpisano przedwstępne umowy sprzedaży obejmujące łącznie 128 mieszkań - napisano w komunikacie.

(PAP) 

money.pl

BDX:Groźna nakręcająca się spirala

Sytuacja na światowych rynkach skłania do spekulacji na temat oddziaływań kryzysu na polską gospodarkę. Na temat sytuacji w branży budownictwa wypowiada się Radosław Górski, dyrektor Oddziału Centralnego BUDIMEKSU Dromeksu S.A.

Na zastój, w jakim znajduje się budownictwo ogólne wpływają dwa główne czynniki. Pierwszym z nich jest przesadnie zaostrzona polityka banków. Reagując na sytuację na rynku, zmniejszyły dostęp do kredytów zarówno dla klientów indywidualnych, jak i dla inwestorów, w tym deweloperów. Jednym i drugim stawiają wysokie wymagania, w wielu przypadkach niemożliwe do spełnienia. Powstaje samonakręcająca się spirala: inwestorzy nie mają środków na inwestycje, klienci na zakup mieszkań, banki z kolei nie poprawiają swojej kondycji, ponieważ nie mając nowych klientów nie zarabiają.

Ważnym czynnikiem wpływającym na zastój w branży budownictwa mieszkaniowego jest wciąż bogata oferta oddawanych do użytku mieszkań, których budowa zaczęła się w 2007, 2008 roku.

Korzystają na tym klienci: już nie muszą podpisywać umowy na etapie przysłowiowej "dziury w ziemi", mogą oglądać gotowe lokale. Dodatkowo, na rynku pojawiła się też atrakcyjna oferta rynku wtórnego - osoby, które kupowały mieszkania jako inwestycję, w dobie kryzysu są zmuszone do pozbywania się lokali.

Wniosek jest prosty

dopóki gotowe mieszkania "nie zejdą" z rynku, a banki nie złagodzą zasad przyznawania kredytów, dopóty trwać będzie zastój. Szacuję, że w najlepszym wypadku sytuacja zmieni się w połowie przyszłego roku, ale zakładam też, że może potrwać do roku 2011.

Obecnie moglibyśmy mówić o okresie inwestorskiej koniunktury. Na rynku obserwujemy dużą konkurencję wśród wykonawców, która zmusza ich do znacznych obniżek cen. Dopóki jednak banki nie zmienią swojej dotychczasowej polityki, dotąd teoretycznie sprzyjająca klientom sytuacja nie zostanie wykorzystana.

źródło informacji: INTERIA.PL

BDX:Groźna nakręcająca się spirala

Sytuacja na światowych rynkach skłania do spekulacji na temat oddziaływań kryzysu na polską gospodarkę. Na temat sytuacji w branży budownictwa wypowiada się Radosław Górski, dyrektor Oddziału Centralnego BUDIMEKSU Dromeksu S.A.

Na zastój, w jakim znajduje się budownictwo ogólne wpływają dwa główne czynniki. Pierwszym z nich jest przesadnie zaostrzona polityka banków. Reagując na sytuację na rynku, zmniejszyły dostęp do kredytów zarówno dla klientów indywidualnych, jak i dla inwestorów, w tym deweloperów. Jednym i drugim stawiają wysokie wymagania, w wielu przypadkach niemożliwe do spełnienia. Powstaje samonakręcająca się spirala: inwestorzy nie mają środków na inwestycje, klienci na zakup mieszkań, banki z kolei nie poprawiają swojej kondycji, ponieważ nie mając nowych klientów nie zarabiają.

Ważnym czynnikiem wpływającym na zastój w branży budownictwa mieszkaniowego jest wciąż bogata oferta oddawanych do użytku mieszkań, których budowa zaczęła się w 2007, 2008 roku.

Korzystają na tym klienci: już nie muszą podpisywać umowy na etapie przysłowiowej "dziury w ziemi", mogą oglądać gotowe lokale. Dodatkowo, na rynku pojawiła się też atrakcyjna oferta rynku wtórnego - osoby, które kupowały mieszkania jako inwestycję, w dobie kryzysu są zmuszone do pozbywania się lokali.

Wniosek jest prosty

dopóki gotowe mieszkania "nie zejdą" z rynku, a banki nie złagodzą zasad przyznawania kredytów, dopóty trwać będzie zastój. Szacuję, że w najlepszym wypadku sytuacja zmieni się w połowie przyszłego roku, ale zakładam też, że może potrwać do roku 2011.

Obecnie moglibyśmy mówić o okresie inwestorskiej koniunktury. Na rynku obserwujemy dużą konkurencję wśród wykonawców, która zmusza ich do znacznych obniżek cen. Dopóki jednak banki nie zmienią swojej dotychczasowej polityki, dotąd teoretycznie sprzyjająca klientom sytuacja nie zostanie wykorzystana.

źródło informacji: INTERIA.PL

Złoty zyskał, także po PKB

Przedstawione dziś, w piątek 29 maja o godz. 10:00 przez GUS dane o PKB Polski za I kwartał pokryły się wprawdzie z oczekiwaniami, jednak miały pozytywny wpływ na notowania złotego. Wzrost gospodarczy r/r wyniósł 0,8% wobec średniej prognoz analityków i ekonomistów zakładających zwyżkę od 0,7% do 1,0%. W IV kwartale 2008 r. było to +2,9%. Nieco szerzej na ten temat w dalszej części komentarza.

Czwartkowa sesja na globalnych rynkach akcyjnych zakończyła się w dobrych nastrojach. Ogólnoświatowy indeks MSCI AC World wzrósł o 0,38% przy 0,63% spadku w regionie Azji

i Pacyfiku, 1,18% przecenie w Europie, ale już 1,54% zwyżce w USA. Wyraźne zakupy walorów spółek za oceanem to przede wszystkim skutek wyraźnego zmniejszenia się rentowności amerykańskich 10-letnich obligacji (nastąpił ich spadek do 3,6122%

z maksymalnie 3,74004% w środę) oraz wspięcia się cen ropy do najwyższego poziomu od

6 miesięcy - aż do 65,44 USD/bar.

Wartość lipcowych kontraktów na "czarne złoto" poprawiła się wczoraj na Nymexie o 2,57% po tym, jak OPEC utrzymał wydobycie ropy na niezmienionym poziomie. Minister ds. ropy Arabii Saudyjskiej, Ali al-Naimi, powiedział, że "cena ropy jest dobra, rynek jest w dobrej kondycji i sytuacja się poprawia", natomiast Departament Energii podał, że w ostatnim tygodniu zapasy ropy spadły aż o 5,41 mln baryłek do poziomu 363,1 mln baryłek, mimo że na rynku oczekiwano tylko -150 tys. baryłek. Ponadto należy uwzględnić fakt spadku wartości amerykańskiej waluty. Indeks dolarowy poszedł w dół o 0,30%, a kurs EUR/USD zwyżkował o 0,70% do 1,3931.

Dane makro zarówno z Eurolandu (stopa bezrobocia w Niemczech za maj oraz nastroje

w strefie euro za ten sam miesiąc), jak i ze Stanów Zjednoczonych (sprzedaż nowych domów oraz zamówienia na dobra trwałego użytku za kwiecień i tygodniowe bezrobocie), pokazały poprawę na całej linii w stosunku do wcześniejszych odczytów, jednak w części okazały się być nieco niższe od chyba nazbyt optymistycznych prognoz.

Dzisiejsza sesja na globalnych rynkach znów rozpoczęła się od zwyżek. W regionie Azji

i Pacyfiku indeks MSCI Asia Pacific poszedł w górę o 1,2%, a o godz. 11:22 paneuropejski indeks DJ Stoxx 600 zyskiwał na wartości 1,11%. W tym samym czasie kontrakty terminowe na amerykański indeks S&P 500 zwyżkowały o 0,36%, a wartość futuresów na ropę ponownie rosła, tym razem o 1,09% do 65,79 USD/bar. Na "czarnym złocie" przy okazji padł kolejny kilkumiesięczny rekord - 65,82 USD/bar. Dla odmiany zmniejszenie awersji do ryzyka zaszkodziło znów dolarowi, który deprecjonował na całej linii w stosunku do wszystkich głównych walut - np. kurs EUR/USD wzrósł o 0,73% do 1,4033. Nie ma jednak powodów do zdziwienia, jeśli zamknięcie handlu w USA w czwartek było bardzo dobre, a dziś pozytywne dane makro napłynęły z Japonii i z Indii. W kwietniu produkcja przemysłowa Kraju Kwitnącej Wiśni wzrosła o 5,2% w ujęciu miesiąc do miesiąca wobec oczekiwań rynkowych na poziomie +3,3%, notując największą poprawę od 56 lat. Z kolei gospodarka Indii w I kwartale urosła o 5,8% wobec prognoz na poziomie +5,0%.

Na polskim rynku akcyjnym w czwartek nastroje były takie, jak w Europie. Indeks WIG stracił na wartości 1,08% przy obrotach rzędu 1,03 mld złotych. W przypadku indeksu WIG20 zniżka była głębsza i wyniosła 1,69% do 1814,29 pkt. Co ciekawe, indeks mWIG40 zyskał już jednak 0,10%, a indeks sWIG80 zamknął się tylko 0,02% pod kreską. Wyraźnie gorsza atmosfera panowała natomiast na krajowym forexie. W czwartek kurs EUR/PLN wzrósł

o 2,73% do 4,5472, kurs USD/PLN zwyżkował o 2,89% do 3,2699. Odejścia od naszej waluty można było upatrywać w kilku czynnikach. Po pierwsze, do końca handlu na złotym na globalnych rynkach nastroje były nienajlepsze, po drugie, trochę nerwowości towarzyszyło zaplanowanej na piątek publikacji danych o PKB Polski za I kwartał (niektórzy analitycy wskazywali bowiem na możliwy odczyt na minusie), a po trzecie, zwracano delikatnie uwagę na możliwą kwestię rozliczania feralnych opcji, czy też spłat kredytów hipotecznych.

Z kolei dziś w Polsce otwarcie było bardzo mocne zarówno na GPW, jak i na złotym. Poprawa nastrojów inwestycyjnych na świecie przyniosła efekty. Indeks WIG20 otworzył się na poziomie 1833,86 pkt, czyli na 1,08% plusie, później skoczył do 1846,55% (+1,78%),

a o godz. 11:22 był równy 1838,32 pkt (+1,32%).

W tym samym czasie kurs EUR/PLN spadał o 1,90% (do 4,4606), a kurs USD/PLN zniżkował aż o 2,79% (do 3,1786). O godz. 10:00 Główny Urząd Statystyczny przedstawił dane o PKB Polski za I kwartał. Wzrost gospodarczy r/r wyniósł 0,8% wobec średniej prognoz analityków i ekonomistów zakładających zwyżkę od 0,7% do 1,0%. W IV kwartale 2008 r. było to +2,9%. Choć dane te pokryły się z oczekiwaniami, po początkowym braku reakcji, notowania złotego zareagowały na nie wzrostem wartości (oczywiście trzeba tu również uwzględnić fakt wzrostu w tym czasie kursu EUR/USD). Rynek giełdowy w Warszawie pozostał jednak niewzruszony. W okresie styczeń-marzec, w porównaniu z analogicznym okresem w roku minionym, spożycie ogółem wzrosło o 3,9%, a spożycie indywidualne o 3,3%. Nakłady brutto na środki trwałe poszły do góry o 1,2%, a popyt krajowy spadł o 1,0%.

Dziś rano zdołała napłynąć już duża porcja danych makro z Eurolandu. Sprzedaż detaliczna Niemiec w kwietniu wzrosła o 0,5%, po raz pierwszy od czterech miesięcy, a dane te pokryły się z konsensusem rynkowym dla nich. Z kolei w całej strefie euro w kwietniu podaż pieniądza M3, korygowana sezonowo wyniosła +4,9% r/r, była niższa niż w marcu (+5,1%), ale też wyższa od prognoz +4,5%. Jednak najbardziej spektakularne dane dotyczące spadku rocznej inflacji w Eurolandzie w maju do poziomu 0,0% z +0,6% w kwietniu i +0,2% spodziewanego na rynku. To pierwszy taki przypadek od czasu rozpoczęcia zbierania tych danych, czyli od 1996 r. Po południu opublikowane zostaną dane z USA dotyczące skorygowanego PKB za I kwartał (prognozowany spadek o 5,5%), indeksu Chicago PMI za maj (prognoza 42,0 wobec 40,1 w kwietniu) oraz indeksu nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan za ten sam miesiąc (prognoza 68,0 wobec 65,1 w kwietniu i 67,9 wstępnie w maju).

Sporządził:

Marek Nienałtowski

Główny Analityk Money Expert S.A.

źródło informacji: MoneyExpert

interia.pl

Złoty zyskał, także po PKB

Przedstawione dziś, w piątek 29 maja o godz. 10:00 przez GUS dane o PKB Polski za I kwartał pokryły się wprawdzie z oczekiwaniami, jednak miały pozytywny wpływ na notowania złotego. Wzrost gospodarczy r/r wyniósł 0,8% wobec średniej prognoz analityków i ekonomistów zakładających zwyżkę od 0,7% do 1,0%. W IV kwartale 2008 r. było to +2,9%. Nieco szerzej na ten temat w dalszej części komentarza.

Czwartkowa sesja na globalnych rynkach akcyjnych zakończyła się w dobrych nastrojach. Ogólnoświatowy indeks MSCI AC World wzrósł o 0,38% przy 0,63% spadku w regionie Azji

i Pacyfiku, 1,18% przecenie w Europie, ale już 1,54% zwyżce w USA. Wyraźne zakupy walorów spółek za oceanem to przede wszystkim skutek wyraźnego zmniejszenia się rentowności amerykańskich 10-letnich obligacji (nastąpił ich spadek do 3,6122%

z maksymalnie 3,74004% w środę) oraz wspięcia się cen ropy do najwyższego poziomu od

6 miesięcy - aż do 65,44 USD/bar.

Wartość lipcowych kontraktów na "czarne złoto" poprawiła się wczoraj na Nymexie o 2,57% po tym, jak OPEC utrzymał wydobycie ropy na niezmienionym poziomie. Minister ds. ropy Arabii Saudyjskiej, Ali al-Naimi, powiedział, że "cena ropy jest dobra, rynek jest w dobrej kondycji i sytuacja się poprawia", natomiast Departament Energii podał, że w ostatnim tygodniu zapasy ropy spadły aż o 5,41 mln baryłek do poziomu 363,1 mln baryłek, mimo że na rynku oczekiwano tylko -150 tys. baryłek. Ponadto należy uwzględnić fakt spadku wartości amerykańskiej waluty. Indeks dolarowy poszedł w dół o 0,30%, a kurs EUR/USD zwyżkował o 0,70% do 1,3931.

Dane makro zarówno z Eurolandu (stopa bezrobocia w Niemczech za maj oraz nastroje

w strefie euro za ten sam miesiąc), jak i ze Stanów Zjednoczonych (sprzedaż nowych domów oraz zamówienia na dobra trwałego użytku za kwiecień i tygodniowe bezrobocie), pokazały poprawę na całej linii w stosunku do wcześniejszych odczytów, jednak w części okazały się być nieco niższe od chyba nazbyt optymistycznych prognoz.

Dzisiejsza sesja na globalnych rynkach znów rozpoczęła się od zwyżek. W regionie Azji

i Pacyfiku indeks MSCI Asia Pacific poszedł w górę o 1,2%, a o godz. 11:22 paneuropejski indeks DJ Stoxx 600 zyskiwał na wartości 1,11%. W tym samym czasie kontrakty terminowe na amerykański indeks S&P 500 zwyżkowały o 0,36%, a wartość futuresów na ropę ponownie rosła, tym razem o 1,09% do 65,79 USD/bar. Na "czarnym złocie" przy okazji padł kolejny kilkumiesięczny rekord - 65,82 USD/bar. Dla odmiany zmniejszenie awersji do ryzyka zaszkodziło znów dolarowi, który deprecjonował na całej linii w stosunku do wszystkich głównych walut - np. kurs EUR/USD wzrósł o 0,73% do 1,4033. Nie ma jednak powodów do zdziwienia, jeśli zamknięcie handlu w USA w czwartek było bardzo dobre, a dziś pozytywne dane makro napłynęły z Japonii i z Indii. W kwietniu produkcja przemysłowa Kraju Kwitnącej Wiśni wzrosła o 5,2% w ujęciu miesiąc do miesiąca wobec oczekiwań rynkowych na poziomie +3,3%, notując największą poprawę od 56 lat. Z kolei gospodarka Indii w I kwartale urosła o 5,8% wobec prognoz na poziomie +5,0%.

Na polskim rynku akcyjnym w czwartek nastroje były takie, jak w Europie. Indeks WIG stracił na wartości 1,08% przy obrotach rzędu 1,03 mld złotych. W przypadku indeksu WIG20 zniżka była głębsza i wyniosła 1,69% do 1814,29 pkt. Co ciekawe, indeks mWIG40 zyskał już jednak 0,10%, a indeks sWIG80 zamknął się tylko 0,02% pod kreską. Wyraźnie gorsza atmosfera panowała natomiast na krajowym forexie. W czwartek kurs EUR/PLN wzrósł

o 2,73% do 4,5472, kurs USD/PLN zwyżkował o 2,89% do 3,2699. Odejścia od naszej waluty można było upatrywać w kilku czynnikach. Po pierwsze, do końca handlu na złotym na globalnych rynkach nastroje były nienajlepsze, po drugie, trochę nerwowości towarzyszyło zaplanowanej na piątek publikacji danych o PKB Polski za I kwartał (niektórzy analitycy wskazywali bowiem na możliwy odczyt na minusie), a po trzecie, zwracano delikatnie uwagę na możliwą kwestię rozliczania feralnych opcji, czy też spłat kredytów hipotecznych.

Z kolei dziś w Polsce otwarcie było bardzo mocne zarówno na GPW, jak i na złotym. Poprawa nastrojów inwestycyjnych na świecie przyniosła efekty. Indeks WIG20 otworzył się na poziomie 1833,86 pkt, czyli na 1,08% plusie, później skoczył do 1846,55% (+1,78%),

a o godz. 11:22 był równy 1838,32 pkt (+1,32%).

W tym samym czasie kurs EUR/PLN spadał o 1,90% (do 4,4606), a kurs USD/PLN zniżkował aż o 2,79% (do 3,1786). O godz. 10:00 Główny Urząd Statystyczny przedstawił dane o PKB Polski za I kwartał. Wzrost gospodarczy r/r wyniósł 0,8% wobec średniej prognoz analityków i ekonomistów zakładających zwyżkę od 0,7% do 1,0%. W IV kwartale 2008 r. było to +2,9%. Choć dane te pokryły się z oczekiwaniami, po początkowym braku reakcji, notowania złotego zareagowały na nie wzrostem wartości (oczywiście trzeba tu również uwzględnić fakt wzrostu w tym czasie kursu EUR/USD). Rynek giełdowy w Warszawie pozostał jednak niewzruszony. W okresie styczeń-marzec, w porównaniu z analogicznym okresem w roku minionym, spożycie ogółem wzrosło o 3,9%, a spożycie indywidualne o 3,3%. Nakłady brutto na środki trwałe poszły do góry o 1,2%, a popyt krajowy spadł o 1,0%.

Dziś rano zdołała napłynąć już duża porcja danych makro z Eurolandu. Sprzedaż detaliczna Niemiec w kwietniu wzrosła o 0,5%, po raz pierwszy od czterech miesięcy, a dane te pokryły się z konsensusem rynkowym dla nich. Z kolei w całej strefie euro w kwietniu podaż pieniądza M3, korygowana sezonowo wyniosła +4,9% r/r, była niższa niż w marcu (+5,1%), ale też wyższa od prognoz +4,5%. Jednak najbardziej spektakularne dane dotyczące spadku rocznej inflacji w Eurolandzie w maju do poziomu 0,0% z +0,6% w kwietniu i +0,2% spodziewanego na rynku. To pierwszy taki przypadek od czasu rozpoczęcia zbierania tych danych, czyli od 1996 r. Po południu opublikowane zostaną dane z USA dotyczące skorygowanego PKB za I kwartał (prognozowany spadek o 5,5%), indeksu Chicago PMI za maj (prognoza 42,0 wobec 40,1 w kwietniu) oraz indeksu nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan za ten sam miesiąc (prognoza 68,0 wobec 65,1 w kwietniu i 67,9 wstępnie w maju).

Sporządził:

Marek Nienałtowski

Główny Analityk Money Expert S.A.

źródło informacji: MoneyExpert

interia.pl

Dług, Chiny i złoto

Stany Zjednoczone były dotąd w wyjątkowej sytuacji - jak to określił Robert Mundell - zadłużenia bez bólu. Cały świat kupował obligacje amerykańskiego rządu i na razie kupuje nadal. Dolar jest wszak nadal światowym pieniądzem rezerwowym, a dług i oprocentowanie rząd amerykański spłaca własną walutą.

Nawet obecnie, w sytuacji krachu na amerykańskim rynku finansowym przestraszeni inwestorzy z całego świata, bojąc się pozostania z niepłynnymi akcjami i obligacjami, "uciekają w płynność", a więc w amerykańskie papiery skarbowe o najwyższym standingu (AAA). Skoro wszystko jest niepewne, pozostaje dolar jako waluta światowa. A ponieważ kapitału nie trzyma się w skarbcu i musi on pracować, ciągle znajdują się nabywcy - co prawda nisko oprocentowanych - obligacji skarbowych.

W rezultacie dług publiczny USA urósł jak na drożdżach. A jeszcze w czasie drugiej kadencji Billa Clintona wynik budżetu był co prawda na małym, ale jednak plusie. W pamiętniku Alana Greenspana "Era zawirowań" można przeczytać zadziwiający passus: autor wspomina rozmowę, bodajże z ówczesnym sekretarzem skarbu, w której obaj zastanawiają się nad tym, jak będą prowadzić politykę otwartego rynku w sytuacji braku bieżącej potrzeby emisji papierów skarbowych - bo nie ma zadłużenia! Ba, gdyby powrócić do tych pięknych dni... Później, zwłaszcza za prezydentury G.W. Busha, dług przyrastał szybko, ale towarzyszyło temu beztroskie przekonanie amerykańskiego establishmentu, że cały świat wchłonie każdą ilość amerykańskich obligacji skarbowych.

Kryzys w USA ma też i takie skutki, że kupujący rządowe papiery amerykańskie - inwestorzy prywatni, a zwłaszcza rządy - zaczęli się po cichu zastanawiać, czy kolejne, olbrzymie emisje amerykańskiego długu nie skończą się jak bańki mieszkaniowa i bankowa. Krótko mówiąc: czy USA będą w stanie spłacić ciągle rosnący dług?!

Pierwsze obudziły się Chiny, które posiadają w łącznej ilości rezerw walutowych w wysokości 2 bln dolarów, aż 739,6 mld dolarów w skarbowych papierach amerykańskich - co stanowi 1/3 długu zagranicznego USA znajdującego się w rękach rządów i banków centralnych (dane na koniec marca 2009 r.).

To z kolei oznacza, że Chiny wysunęły się na czoło wśród nabywców amerykańskich papierów skarbowych, wyprzedzając Japonię. Mówiąc wprost - finansowanie całego programu walki z recesją i dofinansowywania sektora bankowego w USA zależy dzisiaj od chęci ze strony Chin nabywania amerykańskich papierów skarbowych! Ale Państwo Środka (pisałem o tym w "GB" nr 16/2009) zaczęło nie bez racji ostatnio podejrzewać, że lokowanie wszystkich środków z eksportu w amerykańskie obligacje rządowe może skończyć się ich deprecjacją. Bo co tu dużo gadać: obawa, że USA doprowadzą w końcu do spadku wartości dolara, spłacając olbrzymie zadłużenie pieniądzem o wiele mniej wartościowym, jest całkowicie uprawniona.

A stać się tak może zarówno na skutek działań celowych, ale także - jako nieuchronny rezultat aktualnej sytuacji. Stąd postulat chińskiego banku centralnego: utworzenia waluty światowej, niezależnej od dolara, który wywołał tyle zamieszania i nerwów na londyńskim spotkaniu grupy G-20. Opisaną sytuację można by spointować bajkową rymowanką: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma...

Amerykańskie władze postanowiły zatem pilnie śledzić jakie są zamiary chińskie - skoro cały amerykański program walki z recesją zależy w dużej mierze od chińskiego apetytu na amerykańskie obligacje. A Chiny, świadome własnej przewagi, prowadzą z USA bardzo wyrafinowaną i subtelną grę.

Oto przykład tej gry. Jak donosi Reuters, przedstawiciel Banku Narodowego Chin na pytanie co, oprócz amerykańskich obligacji skarbowych, kupują Chiny? Złoto? - odpowiedział: - Amerykańskie obligacje są najbardziej bezpieczne. Dla wszystkich, łącznie z Chinami, to jedyna opcja.

A tymczasem bomba: Chiny w krótkim czasie prawie podwoiły swoje rezerwy złota. W 2003 r. chińskie rezerwy złota wynosiły 600 ton, obecnie wynoszą już 1054 tony. Ten przyrost - o 454 tony, licząc po ok. 900 dolarów za troy uncję - daje skromne 13 bln dolarów. Warto tę astronomiczną liczbę skonfrontować z informacją, że wartość wszystkich rządowych obligacji amerykańskich na świecie to raptem... 11,7 bln dolarów.

Przez 6 lat Chiny nie zwiększały rezerw złota i nagle w krótkim czasie je podwoiły. A trzeba pamiętać, że złoto jest nadal, według MFW, jedną z dopuszczalnych postaci rezerw walutowych. W związku z tym Chiny utrzymują niewinnie, że po prostu wykonują postanowienia statutu MFW.

Ale Amerykanów ten nagły apetyt Chińczyków na złoto niepokoi: to przecież sygnał utraty zaufania do dolara. Chiny stały się w ten sposób 5. światowym posiadaczem rezerw w złocie. USA co prawda raportują posiadanie rezerw złota w wysokości 8100 ton, ale nie całe to złoto jest w dyspozycji USA. Są wszak tzw. deep storage gold, a GATA (Gold Anti-Trust Committee) podaje, że te ilości mogą realnie nie istnieć. W dodatku Jake Tawne informuje (Yet Another Champion of the Constitution, Nolan Chart, Friday, April 24, 2009), że jakieś rezerwy złota znajdują się także w państwowych bankach chińskich i teoretycznie nie należą one do rezerw banku centralnego. Tak naprawdę to nikt nie wie, ile już teraz Chiny mają złota.

Należy też dodać, że społeczeństwa azjatyckie - zwłaszcza w Chinach, Indiach, także w Japonii - są tradycyjnie przywiązane do złota jako środka tezauryzacji. Być może, stwierdza Jake Towne, kiedyś świat obudzi się uświadamiając sobie, iż największymi posiadaczami złota są Indie i Chiny. Dla uzupełnienia trzeba dodać, że Chiny w zeszłym roku kupiły dominujący pakiet akcji największego producenta złota w RPA. Ciekawe, że inni posiadacze złota, np. bliskowschodni eksporterzy ropy, włącznie z Wenezuelą i bankami na Karaibach (raje podatkowe) - nie dokonywały obrotów złotem. O Rosji brak danych.

Jeśli rząd chiński - główny nabywca amerykańskich obligacji - zwiększa zapasy złota, jeśli w dodatku chce wprowadzenia waluty światowej niezależnej od dolara, to rodzi się pytanie: co będzie dalej? Kto kupi kolejne emisje obligacji? Amerykanów niepokoi nagły spadek dynamiki zakupów obligacji amerykańskich przez Chiny. W 2008 r. przyrost zakupów wyniósł 53 proc., a w I kwartale 2009 r. - tylko 9 proc. (w ujęciu rocznym).

Jeśli dodać, że w marcu 2009 r. wzrost wynosił tylko 0,7 proc. - to trend jest wyraźny. Czyżby oznaczało to, że zaczął się odwrót od papierowego dolara i wyścig tworzenia rezerw "prawdziwych" pieniędzy? Tak twierdzi kongresman (i kandydat w ostatnich wyborach prezydenckich) Ron Paul. Obywatele, nie ufając pieniądzu papierowemu, powinni według niego zastanowić się, jak stać się własnym centralnym bankiem. Być może jednak Chiny tylko "nakręcają" rynek złota, przy okazji mogąc szantażować z niewinną miną amerykański rząd? A może zbliża się światowa rewolucja monetarna?

TOMASZ GRUSZECKI

źródło informacji: Gazeta Bankowa

interia.pl

Dług, Chiny i złoto

Stany Zjednoczone były dotąd w wyjątkowej sytuacji - jak to określił Robert Mundell - zadłużenia bez bólu. Cały świat kupował obligacje amerykańskiego rządu i na razie kupuje nadal. Dolar jest wszak nadal światowym pieniądzem rezerwowym, a dług i oprocentowanie rząd amerykański spłaca własną walutą.

Nawet obecnie, w sytuacji krachu na amerykańskim rynku finansowym przestraszeni inwestorzy z całego świata, bojąc się pozostania z niepłynnymi akcjami i obligacjami, "uciekają w płynność", a więc w amerykańskie papiery skarbowe o najwyższym standingu (AAA). Skoro wszystko jest niepewne, pozostaje dolar jako waluta światowa. A ponieważ kapitału nie trzyma się w skarbcu i musi on pracować, ciągle znajdują się nabywcy - co prawda nisko oprocentowanych - obligacji skarbowych.

W rezultacie dług publiczny USA urósł jak na drożdżach. A jeszcze w czasie drugiej kadencji Billa Clintona wynik budżetu był co prawda na małym, ale jednak plusie. W pamiętniku Alana Greenspana "Era zawirowań" można przeczytać zadziwiający passus: autor wspomina rozmowę, bodajże z ówczesnym sekretarzem skarbu, w której obaj zastanawiają się nad tym, jak będą prowadzić politykę otwartego rynku w sytuacji braku bieżącej potrzeby emisji papierów skarbowych - bo nie ma zadłużenia! Ba, gdyby powrócić do tych pięknych dni... Później, zwłaszcza za prezydentury G.W. Busha, dług przyrastał szybko, ale towarzyszyło temu beztroskie przekonanie amerykańskiego establishmentu, że cały świat wchłonie każdą ilość amerykańskich obligacji skarbowych.

Kryzys w USA ma też i takie skutki, że kupujący rządowe papiery amerykańskie - inwestorzy prywatni, a zwłaszcza rządy - zaczęli się po cichu zastanawiać, czy kolejne, olbrzymie emisje amerykańskiego długu nie skończą się jak bańki mieszkaniowa i bankowa. Krótko mówiąc: czy USA będą w stanie spłacić ciągle rosnący dług?!

Pierwsze obudziły się Chiny, które posiadają w łącznej ilości rezerw walutowych w wysokości 2 bln dolarów, aż 739,6 mld dolarów w skarbowych papierach amerykańskich - co stanowi 1/3 długu zagranicznego USA znajdującego się w rękach rządów i banków centralnych (dane na koniec marca 2009 r.).

To z kolei oznacza, że Chiny wysunęły się na czoło wśród nabywców amerykańskich papierów skarbowych, wyprzedzając Japonię. Mówiąc wprost - finansowanie całego programu walki z recesją i dofinansowywania sektora bankowego w USA zależy dzisiaj od chęci ze strony Chin nabywania amerykańskich papierów skarbowych! Ale Państwo Środka (pisałem o tym w "GB" nr 16/2009) zaczęło nie bez racji ostatnio podejrzewać, że lokowanie wszystkich środków z eksportu w amerykańskie obligacje rządowe może skończyć się ich deprecjacją. Bo co tu dużo gadać: obawa, że USA doprowadzą w końcu do spadku wartości dolara, spłacając olbrzymie zadłużenie pieniądzem o wiele mniej wartościowym, jest całkowicie uprawniona.

A stać się tak może zarówno na skutek działań celowych, ale także - jako nieuchronny rezultat aktualnej sytuacji. Stąd postulat chińskiego banku centralnego: utworzenia waluty światowej, niezależnej od dolara, który wywołał tyle zamieszania i nerwów na londyńskim spotkaniu grupy G-20. Opisaną sytuację można by spointować bajkową rymowanką: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma...

Amerykańskie władze postanowiły zatem pilnie śledzić jakie są zamiary chińskie - skoro cały amerykański program walki z recesją zależy w dużej mierze od chińskiego apetytu na amerykańskie obligacje. A Chiny, świadome własnej przewagi, prowadzą z USA bardzo wyrafinowaną i subtelną grę.

Oto przykład tej gry. Jak donosi Reuters, przedstawiciel Banku Narodowego Chin na pytanie co, oprócz amerykańskich obligacji skarbowych, kupują Chiny? Złoto? - odpowiedział: - Amerykańskie obligacje są najbardziej bezpieczne. Dla wszystkich, łącznie z Chinami, to jedyna opcja.

A tymczasem bomba: Chiny w krótkim czasie prawie podwoiły swoje rezerwy złota. W 2003 r. chińskie rezerwy złota wynosiły 600 ton, obecnie wynoszą już 1054 tony. Ten przyrost - o 454 tony, licząc po ok. 900 dolarów za troy uncję - daje skromne 13 bln dolarów. Warto tę astronomiczną liczbę skonfrontować z informacją, że wartość wszystkich rządowych obligacji amerykańskich na świecie to raptem... 11,7 bln dolarów.

Przez 6 lat Chiny nie zwiększały rezerw złota i nagle w krótkim czasie je podwoiły. A trzeba pamiętać, że złoto jest nadal, według MFW, jedną z dopuszczalnych postaci rezerw walutowych. W związku z tym Chiny utrzymują niewinnie, że po prostu wykonują postanowienia statutu MFW.

Ale Amerykanów ten nagły apetyt Chińczyków na złoto niepokoi: to przecież sygnał utraty zaufania do dolara. Chiny stały się w ten sposób 5. światowym posiadaczem rezerw w złocie. USA co prawda raportują posiadanie rezerw złota w wysokości 8100 ton, ale nie całe to złoto jest w dyspozycji USA. Są wszak tzw. deep storage gold, a GATA (Gold Anti-Trust Committee) podaje, że te ilości mogą realnie nie istnieć. W dodatku Jake Tawne informuje (Yet Another Champion of the Constitution, Nolan Chart, Friday, April 24, 2009), że jakieś rezerwy złota znajdują się także w państwowych bankach chińskich i teoretycznie nie należą one do rezerw banku centralnego. Tak naprawdę to nikt nie wie, ile już teraz Chiny mają złota.

Należy też dodać, że społeczeństwa azjatyckie - zwłaszcza w Chinach, Indiach, także w Japonii - są tradycyjnie przywiązane do złota jako środka tezauryzacji. Być może, stwierdza Jake Towne, kiedyś świat obudzi się uświadamiając sobie, iż największymi posiadaczami złota są Indie i Chiny. Dla uzupełnienia trzeba dodać, że Chiny w zeszłym roku kupiły dominujący pakiet akcji największego producenta złota w RPA. Ciekawe, że inni posiadacze złota, np. bliskowschodni eksporterzy ropy, włącznie z Wenezuelą i bankami na Karaibach (raje podatkowe) - nie dokonywały obrotów złotem. O Rosji brak danych.

Jeśli rząd chiński - główny nabywca amerykańskich obligacji - zwiększa zapasy złota, jeśli w dodatku chce wprowadzenia waluty światowej niezależnej od dolara, to rodzi się pytanie: co będzie dalej? Kto kupi kolejne emisje obligacji? Amerykanów niepokoi nagły spadek dynamiki zakupów obligacji amerykańskich przez Chiny. W 2008 r. przyrost zakupów wyniósł 53 proc., a w I kwartale 2009 r. - tylko 9 proc. (w ujęciu rocznym).

Jeśli dodać, że w marcu 2009 r. wzrost wynosił tylko 0,7 proc. - to trend jest wyraźny. Czyżby oznaczało to, że zaczął się odwrót od papierowego dolara i wyścig tworzenia rezerw "prawdziwych" pieniędzy? Tak twierdzi kongresman (i kandydat w ostatnich wyborach prezydenckich) Ron Paul. Obywatele, nie ufając pieniądzu papierowemu, powinni według niego zastanowić się, jak stać się własnym centralnym bankiem. Być może jednak Chiny tylko "nakręcają" rynek złota, przy okazji mogąc szantażować z niewinną miną amerykański rząd? A może zbliża się światowa rewolucja monetarna?

TOMASZ GRUSZECKI

źródło informacji: Gazeta Bankowa

interia.pl

Kryzys ratuje polskie drogi

Oferty na budowę dróg są nawet o ok. 40% niższe od kosztorysów. To efekt spadku cen materiałów i większej konkurencji - informuje "Rzeczpospolita".
Kolejnym czynnikiem wpływającym na spadek cen jest coraz większa konkurencja o rządowe kontrakty. Polska ma dziś do dyspozycji środki na budowę infrastruktury nieporównywalnie większe niż jakikolwiek inny kraj europejski. To przyciąga kolejnych chętnych - czytamy w gazecie.
Obecnie do jednego przetargu ogłaszanego przez inwestora publicznego staje nawet do 40 firm, uwzględniając te, które łączą się w konsorcja. Jeszcze w zeszłym roku konkurencja była dwukrotnie mniejsza. Potwierdza to Andrzej Maciejewski, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad: - Mamy więcej ofert, o czym świadczy choćby przykład przetargu na autostradę A2 Stryków - Konotopa. O budowę pięciu odcinków trasy stara się 87 chętnych. Dużo nowych graczy przyjechało do nas z pogrążonej w kryzysie Hiszpanii, Irlandii, a nawet z Grecji.

wp.pl

Kryzys ratuje polskie drogi

Oferty na budowę dróg są nawet o ok. 40% niższe od kosztorysów. To efekt spadku cen materiałów i większej konkurencji - informuje "Rzeczpospolita".
Kolejnym czynnikiem wpływającym na spadek cen jest coraz większa konkurencja o rządowe kontrakty. Polska ma dziś do dyspozycji środki na budowę infrastruktury nieporównywalnie większe niż jakikolwiek inny kraj europejski. To przyciąga kolejnych chętnych - czytamy w gazecie.
Obecnie do jednego przetargu ogłaszanego przez inwestora publicznego staje nawet do 40 firm, uwzględniając te, które łączą się w konsorcja. Jeszcze w zeszłym roku konkurencja była dwukrotnie mniejsza. Potwierdza to Andrzej Maciejewski, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad: - Mamy więcej ofert, o czym świadczy choćby przykład przetargu na autostradę A2 Stryków - Konotopa. O budowę pięciu odcinków trasy stara się 87 chętnych. Dużo nowych graczy przyjechało do nas z pogrążonej w kryzysie Hiszpanii, Irlandii, a nawet z Grecji.

wp.pl

Karty kredytowe są coraz droższe

Najkorzystniejsze warunki kredytów w kartach oferują dzisiaj Alior Bank, GE Money Bank i Toyota Bank - wynika z najnowszego rankingu przygotowanego dla naszej gazety przez firmę doradczą Open Finance. Karty tych banków wyróżniają się przede wszystkim tym, że ich właściciel może odzyskać część wydatków zapłaconych kartą.
Wyraźnie widać jednak, że w większości banków karty drożeją. Rośnie ich oprocentowanie, a także opłaty za użytkowanie. To efekt kryzysu finansowego. Banki, ratując zyski, podnoszą opłaty nie tylko za prowadzenie konta czy przelewy, ale również za karty kredytowe. Mimo to cały czas chętnie decydujemy się na korzystanie z nowych kart i na potęgę się zadłużamy.

W rankingu ocenialiśmy nie tylko oprocentowanie kredytu na kartach i opłaty za ich użytkowanie, ale także inne możliwości, jakie dają one klientom - podkreśla Mateusz Ostrowski, analityk z Open Finance. Wyróżnione przez nas karty są również darmowe w pierwszym roku użytkowania - mówi Mateusz Ostrowski. Toyota Bank stawia warunek, by zrobić kartą co najmniej cztery transakcje miesięcznie.
Wybierając kartę kredytową, warto poszukać również takich ofert, które dają dodatkowe ubezpieczenia, np. nieuprawnionych transakcji.

Pomimo podwyżek opłat za użytkowanie klienci cały czas chętnie korzystają z kart kredytowych i na potęgę się w nich zadłużają. Banki przynajmniej na razie nie zaostrzyły warunków wydawania kart. Można je już otrzymać nawet przy 700 zł netto dochodu miesięcznie.

Tylko w kwietniu wartość zadłużenia w plastikowym pieniądzu wzrosła o prawie 340 mln zł, do kwoty 13,2 mld zł.

Łukasz Pałka
POLSKA Dziennik Zachodni

wp.pl

Karty kredytowe są coraz droższe

Najkorzystniejsze warunki kredytów w kartach oferują dzisiaj Alior Bank, GE Money Bank i Toyota Bank - wynika z najnowszego rankingu przygotowanego dla naszej gazety przez firmę doradczą Open Finance. Karty tych banków wyróżniają się przede wszystkim tym, że ich właściciel może odzyskać część wydatków zapłaconych kartą.
Wyraźnie widać jednak, że w większości banków karty drożeją. Rośnie ich oprocentowanie, a także opłaty za użytkowanie. To efekt kryzysu finansowego. Banki, ratując zyski, podnoszą opłaty nie tylko za prowadzenie konta czy przelewy, ale również za karty kredytowe. Mimo to cały czas chętnie decydujemy się na korzystanie z nowych kart i na potęgę się zadłużamy.

W rankingu ocenialiśmy nie tylko oprocentowanie kredytu na kartach i opłaty za ich użytkowanie, ale także inne możliwości, jakie dają one klientom - podkreśla Mateusz Ostrowski, analityk z Open Finance. Wyróżnione przez nas karty są również darmowe w pierwszym roku użytkowania - mówi Mateusz Ostrowski. Toyota Bank stawia warunek, by zrobić kartą co najmniej cztery transakcje miesięcznie.
Wybierając kartę kredytową, warto poszukać również takich ofert, które dają dodatkowe ubezpieczenia, np. nieuprawnionych transakcji.

Pomimo podwyżek opłat za użytkowanie klienci cały czas chętnie korzystają z kart kredytowych i na potęgę się w nich zadłużają. Banki przynajmniej na razie nie zaostrzyły warunków wydawania kart. Można je już otrzymać nawet przy 700 zł netto dochodu miesięcznie.

Tylko w kwietniu wartość zadłużenia w plastikowym pieniądzu wzrosła o prawie 340 mln zł, do kwoty 13,2 mld zł.

Łukasz Pałka
POLSKA Dziennik Zachodni

wp.pl

Stopy procentowe nie spadną w tym roku?

Pieniądze trzeba wydawać ostrożnie - uważa Halina Wasilewska-Trenkner.
- Nie mam skłonności, aby bardzo obniżać stopy, ponieważ wszyscy musimy sobie zdawać sprawę, że czas, w którym jesteśmy, jest czasem wymagającym bardzo rozważnego wydawania pieniędzy - powiedziała członkini RPP w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes.

W podobnym tonie wypowiedział się inny członek Rady, Dariusz Filar. W jego ocenie, podwyżka stóp procentowych w 2009 r. wydaje się mało prawdopodobna, ale to, czy stopy procentowe w ogóle zmienią się jeszcze w 2009 roku również uzależnia od czerwcowej projekcji inflacji.

W środę RPP utrzymała stopy procentowe na obecnym poziomie 3,75 procent w przypadku głównej stopy referencyjnej. Rada obniżyła natomiast poziom rezerwy obowiązkowej banków z 3,5 procent do 3 procent. Ta druga decyzja może oznaczać, że banki chętniej zaczną udzielać tańszych kredytów. Na to przynajmniej liczy RPP. Specjaliści mają jednak wątpliwości, że tak się stanie. Dlaczego? Czytaj w analizie Money.pl.

Co dalej z gospodarką?

W Radiu PIN Filar dzielił się także swoimi prognozami dotyczącymi gospodarki. Jego zdaniem PKB w pierwszym kwartale będzie jeszcze na plusie. Najgorszy będzie drugi i trzeci kwartał. - W czwartym kwartale zaczniemy powolutku piąć się do góry - mówił Filar w radiu PIN.

Natomiast według Wasilewskiej-Trenkner wzrost PKB w pierwszym kwartale wyniesie około jednego procenta. Szacuje, że w całym roku będzie to od zera do pół procent.

W ustawie budżetowej nadal jest zapisany wzrost PKB o 3,7 procent. Dlaczego wciąż nie został zmodyfikowany? Przeczytaj komentarz Money.pl. Natomiast z historycznymi danymi o PKB zapoznasz się tutaj.

Receptą na trudną sytuację zdradził dziś wicepremier Waldemar Pawlak. Na kongresie gospodarczym mówił m.in., że trzeba przywrócić zaufanie do przedsiębiorców. Jego zdaniem ustawy powinny regulować najważniejsze kwestie i nie krępować swobody gospodarczej.

Tymczasem jego partyjni koledzy postulują wprowadzenie cen regulowanych. Chcą, aby Unia Europejska wyznaczyła handlowcom maksymalne marże na żywność. Przeczytaj rozmowę na ten temat z Eugeniuszem Kłopotkiem.

(ISB), (PAP), (BACH)

Stopy procentowe nie spadną w tym roku?

Pieniądze trzeba wydawać ostrożnie - uważa Halina Wasilewska-Trenkner.
- Nie mam skłonności, aby bardzo obniżać stopy, ponieważ wszyscy musimy sobie zdawać sprawę, że czas, w którym jesteśmy, jest czasem wymagającym bardzo rozważnego wydawania pieniędzy - powiedziała członkini RPP w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes.

W podobnym tonie wypowiedział się inny członek Rady, Dariusz Filar. W jego ocenie, podwyżka stóp procentowych w 2009 r. wydaje się mało prawdopodobna, ale to, czy stopy procentowe w ogóle zmienią się jeszcze w 2009 roku również uzależnia od czerwcowej projekcji inflacji.

W środę RPP utrzymała stopy procentowe na obecnym poziomie 3,75 procent w przypadku głównej stopy referencyjnej. Rada obniżyła natomiast poziom rezerwy obowiązkowej banków z 3,5 procent do 3 procent. Ta druga decyzja może oznaczać, że banki chętniej zaczną udzielać tańszych kredytów. Na to przynajmniej liczy RPP. Specjaliści mają jednak wątpliwości, że tak się stanie. Dlaczego? Czytaj w analizie Money.pl.

Co dalej z gospodarką?

W Radiu PIN Filar dzielił się także swoimi prognozami dotyczącymi gospodarki. Jego zdaniem PKB w pierwszym kwartale będzie jeszcze na plusie. Najgorszy będzie drugi i trzeci kwartał. - W czwartym kwartale zaczniemy powolutku piąć się do góry - mówił Filar w radiu PIN.

Natomiast według Wasilewskiej-Trenkner wzrost PKB w pierwszym kwartale wyniesie około jednego procenta. Szacuje, że w całym roku będzie to od zera do pół procent.

W ustawie budżetowej nadal jest zapisany wzrost PKB o 3,7 procent. Dlaczego wciąż nie został zmodyfikowany? Przeczytaj komentarz Money.pl. Natomiast z historycznymi danymi o PKB zapoznasz się tutaj.

Receptą na trudną sytuację zdradził dziś wicepremier Waldemar Pawlak. Na kongresie gospodarczym mówił m.in., że trzeba przywrócić zaufanie do przedsiębiorców. Jego zdaniem ustawy powinny regulować najważniejsze kwestie i nie krępować swobody gospodarczej.

Tymczasem jego partyjni koledzy postulują wprowadzenie cen regulowanych. Chcą, aby Unia Europejska wyznaczyła handlowcom maksymalne marże na żywność. Przeczytaj rozmowę na ten temat z Eugeniuszem Kłopotkiem.

(ISB), (PAP), (BACH)

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies