W pierwszym kwartale 2009 oddano do użytku 86.700 mkw. nowoczesnej powierzchni biurowej, co powiększyło jej całkowite zasoby w Warszawie do 3,07 mln m kw. Sytuację na rynku najmu odzwierciedla wielkość przeciętnej umowy najmu, która uległa obniżeniu do 473 mkw., kiedy w roku 2008 wynosiła średnio 1.167 mkw. - czytamy w raporcie.
- Dalszy rozwój rynku biurowego w Warszawie zależeć będzie w dużej mierze od popytu, który może być niższy w bieżącym roku. Prace budowlane większości planowanych projektów uzależnione są od umów przed-najmu. Z drugiej strony coraz popularniejszy staje się trend podnajmowania powierzchni. Szacujemy, że obecnie około 40.000 mkw. powierzchni jest oferowane na rynku przez aktualnych najemców do podnajmu. - powiedziała Joanna Mroczek, dyrektor działu badań rynku i analiz w firmie CB Richard Ellis.
Współczynnik powierzchni niewynajętych wzrósł w minionym kwartale o 160 punktów bazowych i osiągnął poziom 4,5%. Ten wzrost widoczny był szczególnie w strefie pozacentralnej, gdzie współczynnik pustostanów wyniósł 4,0%, kiedy pod koniec 1. kwartału 2008 kształtował się na poziomie 1,7%.
Stawki wywoławcze czynszów w najlepszych lokalizacjach w Centrum spadły do 25 - 28 EUR/mkw./miesiąc. W pozostałych strefach ceny ustabilizowały się na poziomie 15 - 16.50 EUR/m kw./miesiąc. Czynsze efektywne są około 20% niższe.
Rozwój rynku inwestycyjnego jest wciąż hamowany przez globalny kryzys finansowy. W Warszawie stopy kapitalizacji osiągają poziom 6,75% i przewiduje się, że w przyszłości oscylować będą w granicach 7%.
INTERIA.PL
W pierwszym kwartale 2009 oddano do użytku 86.700 mkw. nowoczesnej powierzchni biurowej, co powiększyło jej całkowite zasoby w Warszawie do 3,07 mln m kw. Sytuację na rynku najmu odzwierciedla wielkość przeciętnej umowy najmu, która uległa obniżeniu do 473 mkw., kiedy w roku 2008 wynosiła średnio 1.167 mkw. - czytamy w raporcie.
- Dalszy rozwój rynku biurowego w Warszawie zależeć będzie w dużej mierze od popytu, który może być niższy w bieżącym roku. Prace budowlane większości planowanych projektów uzależnione są od umów przed-najmu. Z drugiej strony coraz popularniejszy staje się trend podnajmowania powierzchni. Szacujemy, że obecnie około 40.000 mkw. powierzchni jest oferowane na rynku przez aktualnych najemców do podnajmu. - powiedziała Joanna Mroczek, dyrektor działu badań rynku i analiz w firmie CB Richard Ellis.
Współczynnik powierzchni niewynajętych wzrósł w minionym kwartale o 160 punktów bazowych i osiągnął poziom 4,5%. Ten wzrost widoczny był szczególnie w strefie pozacentralnej, gdzie współczynnik pustostanów wyniósł 4,0%, kiedy pod koniec 1. kwartału 2008 kształtował się na poziomie 1,7%.
Stawki wywoławcze czynszów w najlepszych lokalizacjach w Centrum spadły do 25 - 28 EUR/mkw./miesiąc. W pozostałych strefach ceny ustabilizowały się na poziomie 15 - 16.50 EUR/m kw./miesiąc. Czynsze efektywne są około 20% niższe.
Rozwój rynku inwestycyjnego jest wciąż hamowany przez globalny kryzys finansowy. W Warszawie stopy kapitalizacji osiągają poziom 6,75% i przewiduje się, że w przyszłości oscylować będą w granicach 7%.
INTERIA.PL
"Deweloperzy wstrzymują rozpoczynanie nowych inwestycji, a rzeczywista skala rozpoczynanych budów jest jeszcze niższa.(...) Zjawisko ograniczania nowych inwestycji utrzyma się co najmniej do końca tego roku, choć bardziej prawdopodobne jest to, że utrzyma się także w 2010 roku. Kluczowe znaczenie będzie miała polityka banków" - napisano w prognozie.
Zdaniem analityków firmy REAS pomimo wzrostu liczby niesprzedanych mieszkań, spada liczba mieszkań w ofercie.
"W konsekwencji spadki cen w miastach o szybko malejącej ofercie zostaną wyhamowane już w 2009 roku, a w 2010 roku liczba mieszkań w ofercie spadnie w większości miast do średniookresowego minimum. Gdy banki powrócą do kredytowania hipotecznego znów zaczniemy kupować "dziury w ziemi", a ceny zaczną szybko rosnąć" - napisano.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Środa, 6 maja (14:29)
"Deweloperzy wstrzymują rozpoczynanie nowych inwestycji, a rzeczywista skala rozpoczynanych budów jest jeszcze niższa.(...) Zjawisko ograniczania nowych inwestycji utrzyma się co najmniej do końca tego roku, choć bardziej prawdopodobne jest to, że utrzyma się także w 2010 roku. Kluczowe znaczenie będzie miała polityka banków" - napisano w prognozie.
Zdaniem analityków firmy REAS pomimo wzrostu liczby niesprzedanych mieszkań, spada liczba mieszkań w ofercie.
"W konsekwencji spadki cen w miastach o szybko malejącej ofercie zostaną wyhamowane już w 2009 roku, a w 2010 roku liczba mieszkań w ofercie spadnie w większości miast do średniookresowego minimum. Gdy banki powrócą do kredytowania hipotecznego znów zaczniemy kupować "dziury w ziemi", a ceny zaczną szybko rosnąć" - napisano.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Środa, 6 maja (14:29)
Według ustawy Prawo budowlane, osoba, która użytkuje budynek postawiony bez pozwolenia budowlanego, albo bez uzyskania decyzji o pozwoleniu na jego użytkowanie, musi zapłacić karę. Jest ona dziesięciokrotnie wyższa od kary płaconej w innych przypadkach naruszeń przepisów prawa budowlanego, np. przy zmianie pozwolenia na budowę czy wybudowaniu obiektu niezgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego.
Z pytaniem dotyczącym zgodności z konstytucyjną zasadą sprawiedliwości społecznej regulacji nadzwyczajnie zaostrzającej karę za nadużycie budowlane zwrócił się do TK Naczelny Sąd Administracyjny (NSA).
Wątpliwości NSA zrodziły się w związku ze sprawą Danuty i Sławomira P., którzy bez pozwolenia użytkowali ok. 1/3 budynku, o którą to powierzchnię wcześniej go rozbudowali. Wkrótce po stwierdzeniu samowoli otrzymali zresztą decyzję o pozwoleniu na użytkowanie spornej części obiektu. Mimo to karę musieli zapłacić.
W pytaniu do Trybunału NSA zauważył, że kara za samowolę użytkową "stanowi wybitnie surową sankcję za niezastosowanie się przez inwestora, przed podjęciem robót budowlanych, do wymogów prawa".
"Nie jest zrozumiałe, z jakich przyczyn ustawodawca uznał, że samowola użytkowa powinna być dziesięciokrotnie ostrzej traktowana od innego rodzaju naruszeń w procesie inwestycji budowlanych" - podkreślił NSA w pytaniu skierowanym do TK.
Trybunał orzekł, że nadzwyczajnie zaostrzone przepisy Prawa budowlanego, które obciążają osoby użytkujące obiekty budowlane bez zezwolenia, są zgodne z konstytucją (sygn. P 64/07).
"Sankcja pieniężna za użytkowanie budynku bez zezwolenia ma służyć ochronie takich wartości jak bezpieczeństwo ludzi i mienia, zdrowie i życie ludzi, ład przestrzenny czy poszanowanie interesów osób trzecich. Dlatego jej zaostrzenie jest dopuszczalne" - uzasadnił wyrok sędzia sprawozdawca Zbigniew Cieślak.
Zdaniem TK "wysokie kary pozwalają zdyscyplinować każdego inwestora, bez wyjątku, aby wypełniał obowiązek zawiadomienia organu nadzoru budowlanego o zakończeniu budowy oraz aby złożył wniosek o udzielnie pozwolenia na użytkowanie budynku".
źródło informacji: PAP
interia.pl
Według ustawy Prawo budowlane, osoba, która użytkuje budynek postawiony bez pozwolenia budowlanego, albo bez uzyskania decyzji o pozwoleniu na jego użytkowanie, musi zapłacić karę. Jest ona dziesięciokrotnie wyższa od kary płaconej w innych przypadkach naruszeń przepisów prawa budowlanego, np. przy zmianie pozwolenia na budowę czy wybudowaniu obiektu niezgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego.
Z pytaniem dotyczącym zgodności z konstytucyjną zasadą sprawiedliwości społecznej regulacji nadzwyczajnie zaostrzającej karę za nadużycie budowlane zwrócił się do TK Naczelny Sąd Administracyjny (NSA).
Wątpliwości NSA zrodziły się w związku ze sprawą Danuty i Sławomira P., którzy bez pozwolenia użytkowali ok. 1/3 budynku, o którą to powierzchnię wcześniej go rozbudowali. Wkrótce po stwierdzeniu samowoli otrzymali zresztą decyzję o pozwoleniu na użytkowanie spornej części obiektu. Mimo to karę musieli zapłacić.
W pytaniu do Trybunału NSA zauważył, że kara za samowolę użytkową "stanowi wybitnie surową sankcję za niezastosowanie się przez inwestora, przed podjęciem robót budowlanych, do wymogów prawa".
"Nie jest zrozumiałe, z jakich przyczyn ustawodawca uznał, że samowola użytkowa powinna być dziesięciokrotnie ostrzej traktowana od innego rodzaju naruszeń w procesie inwestycji budowlanych" - podkreślił NSA w pytaniu skierowanym do TK.
Trybunał orzekł, że nadzwyczajnie zaostrzone przepisy Prawa budowlanego, które obciążają osoby użytkujące obiekty budowlane bez zezwolenia, są zgodne z konstytucją (sygn. P 64/07).
"Sankcja pieniężna za użytkowanie budynku bez zezwolenia ma służyć ochronie takich wartości jak bezpieczeństwo ludzi i mienia, zdrowie i życie ludzi, ład przestrzenny czy poszanowanie interesów osób trzecich. Dlatego jej zaostrzenie jest dopuszczalne" - uzasadnił wyrok sędzia sprawozdawca Zbigniew Cieślak.
Zdaniem TK "wysokie kary pozwalają zdyscyplinować każdego inwestora, bez wyjątku, aby wypełniał obowiązek zawiadomienia organu nadzoru budowlanego o zakończeniu budowy oraz aby złożył wniosek o udzielnie pozwolenia na użytkowanie budynku".
źródło informacji: PAP
interia.pl
Małgorzata Kędzierska
Analityk Rynku Nieruchomości
Wynajem.pl
Małgorzata Kędzierska
Analityk Rynku Nieruchomości
Wynajem.pl
źródło: BGK
Zakładając, że zainteresowanie rządowymi dopłatami utrzyma się na dotychczasowym poziomie, to zarezerwowana przez resort infrastruktury suma wyczerpie się już w sierpniu.
Ten scenariusz jest całkiem realny. Trzeba bowiem liczyć się z tym, że w czasie, gdy wiele banków przykręciło kurek z najpopularniejszymi kredytami we franku, liczba chętnych będzie się jeszcze zwiększać. Tym bardziej że do programu przyłączyło się już 9 banków.
BGK: Pieniądze jeszcze są, martwić się będziemy później
- Na razie nie przewidujemy sytuacji, że w Funduszu Dopłat zabraknie pieniędzy na dopłaty do kredytów mieszkaniowych - zapewnia Money.pl Ewa Balicka-Sawiak.
Co jednak stanie się w sytuacji, gdy pula się wyczerpie? W przypadku wcześniejszego wyczerpania przeznaczonych na ten cel środków BGK może zwrócić się do Ministra Infrastruktury o przeznaczenie dodatkowych pieniędzy z rezerwy budżetowej.
W ostateczności BGK jest zobowiązany do końca roku realizować dopłaty ze środków własnych. Wtedy minister infrastruktury zwróci mu wypłaconą kwotę wraz z odsetkami.
Skąd kolejny rekord?
Popularność dopłat z BGK, wynika przede wszystkim ze zmiany ustawy regulującej zasady programu Rodzina na swoim.
Nowelizacja z początku roku zezwala na przystąpienie do kredytu osób z najbliższej rodziny kredytobiorcy, co zwiększa jego zdolność kredytową. Zmienił się także mnożnik stosowany do ustalenia limitu ceny jednego metra kwadratowego nieruchomości, która miałaby zostać kredytowana. Wzrósł on z 1,3 do 1,4, co zwiększyło liczbę nieruchomości, która kwalifikuje się do programu.
Przede wszystkim jednak dodatkowymi impulsami stymulującymi wzrost zainteresowania kredytami z dopłatą jest spadek cen nieruchomości.
Zestawienie średnich cen za mkw nieruchomości (03 2009 r) w największych miastach Polski z limitami cen w ramach programu Rodzina na swoim | ||
Miasto | Średnia cena mieszkania/domu(zł/m kw) | Limit cen(zł/m kw) |
Białystok | 4400 | 4309 |
Bydgoszcz | 4100 | 5443 |
Gdańsk | 6400 | 5235 |
Katowice | 4000 | 5088 |
Kraków | 7200 | 4979 |
Lublin | 5000 | 4226 |
Łódź | 4200 | 5017 |
Olsztyn | 4800 | 5328 |
Opole | 4100 | 4672 |
Poznań | 5700 | 6335 |
Rzeszów | 4500 | 4204 |
Szczecin | 4900 | 4652 |
Warszawa | 9100 | 7142 |
Wrocław | 6700 | 5679 |
źródło: BGK, Open Finance
Wprawdzie w największych miastach, średnia cena metra kwadratowego wciąż jest wyższa od wyznaczonych limitów, to jednak na rynek trafia coraz więcej mieszkań, które kwalifikują się do dopłat. Najwięcej dopłat przyznano w województwie śląskim, program najmniej popularny jest w Podlaskiem.
źródło:BGK
Z szacunków Open Finance wynika, iż cena metra kwadratowego w najtańszych mieszkaniach może być niższa od średniej nawet o 30-40 proc, dotyczy to głównie lokali oferowanych na rynku wtórnym. Przykładowo we Wrocławiu można kupić mieszkanie już od 5 400 zł za metr kwadratowy, w Gdańsku już od 4 800 zł za metr kwadratowy, a w Szczecinie od 3 900 zł.
- Z kredytów z dopłatą korzystają przede wszystkim kupujący na rynku wtórnym, to 65 proc. wszystkich uczestników programu - potwierdza Ewa Balicka-Sawiak, z BGK. Na rynku pierwotnym z kredytów skorzystało 10 proc., zaś z dopłat do budowy domu jednorodzinnego 25 proc. kredytobiorców. Przeciętna powierzchnia mieszkania kupionego z dopłatą do kredytu to 51 metrów kwadratowych, domu nie przekracza 106 metrów. Średnia kwota kredytu nie przekracza 140 tys zł.źródło: BGK
Zakładając, że zainteresowanie rządowymi dopłatami utrzyma się na dotychczasowym poziomie, to zarezerwowana przez resort infrastruktury suma wyczerpie się już w sierpniu.
Ten scenariusz jest całkiem realny. Trzeba bowiem liczyć się z tym, że w czasie, gdy wiele banków przykręciło kurek z najpopularniejszymi kredytami we franku, liczba chętnych będzie się jeszcze zwiększać. Tym bardziej że do programu przyłączyło się już 9 banków.
BGK: Pieniądze jeszcze są, martwić się będziemy później
- Na razie nie przewidujemy sytuacji, że w Funduszu Dopłat zabraknie pieniędzy na dopłaty do kredytów mieszkaniowych - zapewnia Money.pl Ewa Balicka-Sawiak.
Co jednak stanie się w sytuacji, gdy pula się wyczerpie? W przypadku wcześniejszego wyczerpania przeznaczonych na ten cel środków BGK może zwrócić się do Ministra Infrastruktury o przeznaczenie dodatkowych pieniędzy z rezerwy budżetowej.
W ostateczności BGK jest zobowiązany do końca roku realizować dopłaty ze środków własnych. Wtedy minister infrastruktury zwróci mu wypłaconą kwotę wraz z odsetkami.
Skąd kolejny rekord?
Popularność dopłat z BGK, wynika przede wszystkim ze zmiany ustawy regulującej zasady programu Rodzina na swoim.
Nowelizacja z początku roku zezwala na przystąpienie do kredytu osób z najbliższej rodziny kredytobiorcy, co zwiększa jego zdolność kredytową. Zmienił się także mnożnik stosowany do ustalenia limitu ceny jednego metra kwadratowego nieruchomości, która miałaby zostać kredytowana. Wzrósł on z 1,3 do 1,4, co zwiększyło liczbę nieruchomości, która kwalifikuje się do programu.
Przede wszystkim jednak dodatkowymi impulsami stymulującymi wzrost zainteresowania kredytami z dopłatą jest spadek cen nieruchomości.
Zestawienie średnich cen za mkw nieruchomości (03 2009 r) w największych miastach Polski z limitami cen w ramach programu Rodzina na swoim | ||
Miasto | Średnia cena mieszkania/domu(zł/m kw) | Limit cen(zł/m kw) |
Białystok | 4400 | 4309 |
Bydgoszcz | 4100 | 5443 |
Gdańsk | 6400 | 5235 |
Katowice | 4000 | 5088 |
Kraków | 7200 | 4979 |
Lublin | 5000 | 4226 |
Łódź | 4200 | 5017 |
Olsztyn | 4800 | 5328 |
Opole | 4100 | 4672 |
Poznań | 5700 | 6335 |
Rzeszów | 4500 | 4204 |
Szczecin | 4900 | 4652 |
Warszawa | 9100 | 7142 |
Wrocław | 6700 | 5679 |
źródło: BGK, Open Finance
Wprawdzie w największych miastach, średnia cena metra kwadratowego wciąż jest wyższa od wyznaczonych limitów, to jednak na rynek trafia coraz więcej mieszkań, które kwalifikują się do dopłat. Najwięcej dopłat przyznano w województwie śląskim, program najmniej popularny jest w Podlaskiem.
źródło:BGK
Z szacunków Open Finance wynika, iż cena metra kwadratowego w najtańszych mieszkaniach może być niższa od średniej nawet o 30-40 proc, dotyczy to głównie lokali oferowanych na rynku wtórnym. Przykładowo we Wrocławiu można kupić mieszkanie już od 5 400 zł za metr kwadratowy, w Gdańsku już od 4 800 zł za metr kwadratowy, a w Szczecinie od 3 900 zł.
- Z kredytów z dopłatą korzystają przede wszystkim kupujący na rynku wtórnym, to 65 proc. wszystkich uczestników programu - potwierdza Ewa Balicka-Sawiak, z BGK. Na rynku pierwotnym z kredytów skorzystało 10 proc., zaś z dopłat do budowy domu jednorodzinnego 25 proc. kredytobiorców. Przeciętna powierzchnia mieszkania kupionego z dopłatą do kredytu to 51 metrów kwadratowych, domu nie przekracza 106 metrów. Średnia kwota kredytu nie przekracza 140 tys zł.Serwis BBC powołuje się na dane z raportu międzynarodowej firmy doradczej Colliers International. Wynika z nich, że światowy kryzys zakończył obserwowany w ostatnich latach szał zakupów nieruchomości w Dubaju.
Z opracowania wynika, że w I kwartale tego roku ceny nieruchomości spadły aż o 41 proc. To sporo więcej niż w ostatnim kwartale 2008 roku, gdy nieruchomości potaniały o 8 proc.
Ceny lecą w dół, bo z rynku masowo wycofują się spekulanci. Czyli inwestorzy, którzy kupowali nieruchomości z nadzieją na szybki zysk.
Eksperci Colliers spodziewają się dalszego spadku cen. Nie prognozują jednak jego głębokości.
Serwis BBC powołuje się na dane z raportu międzynarodowej firmy doradczej Colliers International. Wynika z nich, że światowy kryzys zakończył obserwowany w ostatnich latach szał zakupów nieruchomości w Dubaju.
Z opracowania wynika, że w I kwartale tego roku ceny nieruchomości spadły aż o 41 proc. To sporo więcej niż w ostatnim kwartale 2008 roku, gdy nieruchomości potaniały o 8 proc.
Ceny lecą w dół, bo z rynku masowo wycofują się spekulanci. Czyli inwestorzy, którzy kupowali nieruchomości z nadzieją na szybki zysk.
Eksperci Colliers spodziewają się dalszego spadku cen. Nie prognozują jednak jego głębokości.
Zdaniem Marka Szymanka, radcy prawnego z Kancelarii Grynhoff Woźny Maliński, oznacza to możliwość nabycia przez cudzoziemca nieruchomości przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe albo o charakterze rekreacyjno-wypoczynkowym, nawet jeżeli nie zamierza on ich stale użytkować.
- O tym, które nieruchomości spełniają wymienione warunki, decydują: postanowienia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, decyzje o warunkach zabudowy lub ewidencja gruntów - mówi Marek Szymanek.
- Polska jest bez wątpienia atrakcyjnym terenem inwestycyjnym ze względu na wciąż jeszcze niewygórowane ceny gruntów. Za równowartość apartamentu w dużym mieście można nabyć sporą działkę budowlaną w innej części kraju. W związku z upływem okresu przejściowego nie spodziewałbym się jednak gwałtownego wykupu wspomnianych nieruchomości - przyznaje Szymanek.
Zniesienie konieczności uzyskania zezwoleń na nabycie drugiego domu w Polsce nie eliminuje wszelkich barier w nabywaniu nieruchomości przez obywateli krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
- W dalszym ciągu o zezwolenie muszą ubiegać się osoby fizyczne i prawne zamierzające nabyć nieruchomości o charakterze rolnym lub leśnym. Powyższe ograniczenie obowiązuje przez 12 lat od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Ponadto w dalszym ciągu pozostaje w mocy warunek uzyskania pozwoleń przez cudzoziemców niepochodzących z krajów EOG - twierdzi Mariusz Zając, prawnik w zespole obrotu nieruchomościami WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
Katarzyna Żaczkiewicz
Zdaniem Marka Szymanka, radcy prawnego z Kancelarii Grynhoff Woźny Maliński, oznacza to możliwość nabycia przez cudzoziemca nieruchomości przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe albo o charakterze rekreacyjno-wypoczynkowym, nawet jeżeli nie zamierza on ich stale użytkować.
- O tym, które nieruchomości spełniają wymienione warunki, decydują: postanowienia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, decyzje o warunkach zabudowy lub ewidencja gruntów - mówi Marek Szymanek.
- Polska jest bez wątpienia atrakcyjnym terenem inwestycyjnym ze względu na wciąż jeszcze niewygórowane ceny gruntów. Za równowartość apartamentu w dużym mieście można nabyć sporą działkę budowlaną w innej części kraju. W związku z upływem okresu przejściowego nie spodziewałbym się jednak gwałtownego wykupu wspomnianych nieruchomości - przyznaje Szymanek.
Zniesienie konieczności uzyskania zezwoleń na nabycie drugiego domu w Polsce nie eliminuje wszelkich barier w nabywaniu nieruchomości przez obywateli krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
- W dalszym ciągu o zezwolenie muszą ubiegać się osoby fizyczne i prawne zamierzające nabyć nieruchomości o charakterze rolnym lub leśnym. Powyższe ograniczenie obowiązuje przez 12 lat od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Ponadto w dalszym ciągu pozostaje w mocy warunek uzyskania pozwoleń przez cudzoziemców niepochodzących z krajów EOG - twierdzi Mariusz Zając, prawnik w zespole obrotu nieruchomościami WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
Katarzyna Żaczkiewicz
Jak poinformowała ANR, średnia cena jednego hektara państwowych gruntów w I kwartale bieżącego roku wyniosła 13660 zł. W porównaniu z IV kwartałem 2008 roku jest ona niższa o 256 zł. Porównując natomiast aktualne ceny z cenami I kwartału 2008 roku zauważa się wzrost o 16 proc.
Prezes ANR Tomasz Nawrocki tłumaczy rosnące ceny ziemi mniejszą ilością dobrej jakości gruntów przeznaczonych do sprzedaży. Twierdzi, że ziemia będzie nadal drożeć, ale w wolniejszym tempie niż w poprzednich latach. Mimo to zachęca do kupowania ziemi. Argumentem za nabywaniem nowych gruntów - według Nawrockiego - mogą być kredyty udzielane na ten cel przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Podkresla jednak, że będą one udzielane tylko do końca 2009 roku.
Jak wynika z najnowszych danych, najdroższa ziemia była w województwach: śląskim, kujawsko-pomorskim oraz wielkopolskim, gdzie ceny wynosiły od 23 tys. zł/ha do 20,5 tys.zł/ha. Najniższe ceny natomiast były w województwie lubelskim i lubuskim. Tam ceny spadły do poziomu poniżej 11 tys. zł/ha.
Najdroższe z banku ziemi ANR okazały się małe nieruchomości. Cena gruntów do 1 ha wyniosła 17559 zł. Większe nieruchomości kosztowały od 10 do 14 tys. zł za hektar.
Tomasz Nawrocki poinformował, że Agencja sprzedała porównywalne ilości gruntów co rok wcześniej. Teraz ANR zarządza 2,33 mln ha ziemi. Do rozdysponowania pozostaje 328 tys. ha.
opr. Anna Zając
źródło informacji: PAP
interia.pl
Jak poinformowała ANR, średnia cena jednego hektara państwowych gruntów w I kwartale bieżącego roku wyniosła 13660 zł. W porównaniu z IV kwartałem 2008 roku jest ona niższa o 256 zł. Porównując natomiast aktualne ceny z cenami I kwartału 2008 roku zauważa się wzrost o 16 proc.
Prezes ANR Tomasz Nawrocki tłumaczy rosnące ceny ziemi mniejszą ilością dobrej jakości gruntów przeznaczonych do sprzedaży. Twierdzi, że ziemia będzie nadal drożeć, ale w wolniejszym tempie niż w poprzednich latach. Mimo to zachęca do kupowania ziemi. Argumentem za nabywaniem nowych gruntów - według Nawrockiego - mogą być kredyty udzielane na ten cel przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Podkresla jednak, że będą one udzielane tylko do końca 2009 roku.
Jak wynika z najnowszych danych, najdroższa ziemia była w województwach: śląskim, kujawsko-pomorskim oraz wielkopolskim, gdzie ceny wynosiły od 23 tys. zł/ha do 20,5 tys.zł/ha. Najniższe ceny natomiast były w województwie lubelskim i lubuskim. Tam ceny spadły do poziomu poniżej 11 tys. zł/ha.
Najdroższe z banku ziemi ANR okazały się małe nieruchomości. Cena gruntów do 1 ha wyniosła 17559 zł. Większe nieruchomości kosztowały od 10 do 14 tys. zł za hektar.
Tomasz Nawrocki poinformował, że Agencja sprzedała porównywalne ilości gruntów co rok wcześniej. Teraz ANR zarządza 2,33 mln ha ziemi. Do rozdysponowania pozostaje 328 tys. ha.
opr. Anna Zając
źródło informacji: PAP
interia.pl
Złoty jest niedowartościowany, jednak słabsza waluta ma także swoje zalety - wcześniej przedstawiał wiceminister finansów Ludwik Kotecki.Złoty jest dziś niedowartościowany. Z naszych szacunków wynika, że 10 proc. deprecjacja w krótkim okresie skutkuje 0,4 proc. wyższym wzrostem PKB - powiedział w środę na konferencji wiceminister. Ocenił także, że słabsza waluta ma również pozytywne strony. Relatywnie słaby złoty pomaga poradzić sobie z kryzysem - dodał.Zdaniem analityków słaby złoty wzmacnia nasz eksport, na co wskazują dane bilansu handlu zagranicznego opublikowane przez NBP.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Złoty jest niedowartościowany, jednak słabsza waluta ma także swoje zalety - wcześniej przedstawiał wiceminister finansów Ludwik Kotecki.Złoty jest dziś niedowartościowany. Z naszych szacunków wynika, że 10 proc. deprecjacja w krótkim okresie skutkuje 0,4 proc. wyższym wzrostem PKB - powiedział w środę na konferencji wiceminister. Ocenił także, że słabsza waluta ma również pozytywne strony. Relatywnie słaby złoty pomaga poradzić sobie z kryzysem - dodał.Zdaniem analityków słaby złoty wzmacnia nasz eksport, na co wskazują dane bilansu handlu zagranicznego opublikowane przez NBP.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Ekologia jest modna. Mówimy o segregacji śmieci, korzystamy z wielorazowych toreb na zakupy, a myjąc zęby zakręcamy kran. Do tego pilnujemy, by wyłączać telewizor z trybu stand-by, nie otwierać okna przy włączonej klimatyzacji, a jak kupujemy lodówkę to obowiązkowo klasy energetycznej A++. Wspierają nas w tych działaniach światowe gwiazdy, m.in. Leonardo DiCaprio, Robert Redford, Cate Blanchett i Brad Pitt, które nie kryją się ze swoim eko-stylem życia. Najważniejszym zyskiem z takich działań są czysta woda, świeże powietrze i zielone lasy. Ale okazuje się, że na tym trendzie można też zarabiać realne pieniądze.
Unia Europejska promuje swój pomysł 3 x 20 proc. - chodzi o ograniczenie zużycia energii i emisji dwutlenku węgla oraz zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii w jej produkcji. Wszystko to o 20 proc. i do 2020 roku. W całej Polsce pojawiają się więc wiatraki, a firmy je budujące już liczą przyszłe zyski. Spółka Wolin North zamierza kosztem 125 mln zł wybudować na terenie gminy Wolin największą elektrownię wiatrową w Polsce. Farma składać ma się z 15 turbin wiatrowych, każda o mocy 2 MW.
Zabawa tylko dla bogatych
A szary Kowalski? Najprościej byłoby mu po prostu, mając kawałek wolnej ziemi i odpowiednie warunki wiatrowe, zbudować wiatrak. Nie jest to jednak takie łatwe. Pomijając kwestie biurokratyczne przeszkodą są naturalnie pieniądze. Postawienie nowoczesnego wiatraka o mocy 1,5 MW to koszt ok. 10 mln złotych. To sprawia, że jest to zabawa tylko dla najzamożniejszych i nie zmieniają tego nawet spore dopłaty unijne. Owszem, za kilkadziesiąt tysięcy złotych można sobie zbudować niewielki własny wiatrak, zasilający gospodarstwo domowe. Wymaga to jednak pewnej wiedzy i umiejętności.
Czemu więc nie kupować akcji firm zajmujących się zieloną energią i czerpać z ich zysków? Niestety, w tym przypadku też mamy ograniczone pole działania, bo na GPW dostępna jest właściwie tylko jedna spółka z tego sektora - Polish Energy Partners. Pozostają więc inne instrumenty finansowe, takie jak fundusze inwestycyjne czy produkty strukturyzowane.
To inwestycje zaliczane do grupy SRI (Socially Responsible Investing), obejmującej oprócz ochrony klimatu, inwestowanie wykluczające spółki powiązane z przemysłem zbrojeniowym, tytoniowym i naftowym. Na polskim rynku jest dostępnych kilka funduszy z tej kategorii. Zaliczamy do nich m.in.: Allianz Global EcoTrends, DWS Zmian Klimatycznych, Black Rock New Energy, Fortis L Fix Zielony Bonus, Fortis L Fix Hossa Plus i ISF Global Climate Change Equity Schroders.
Uważaj, w co inwestujesz
Trzeba jednak pamiętać, że sektor zielonej energii jest nadal mało płynny i fundusze często mają mocny poszerzony horyzont inwestycyjny. Bo jak inaczej nazwać taki zapis w statusie: "fundusz inwestuje w akcje spółek międzynarodowych, których działalność chociaż w części związana jest z sektorami energii odnawialnej, kontrolą zanieczyszczeń środowiska naturalnego oraz czystej wody"? Chodzi oczywiście o zwrot "chociaż w części". Możliwości interpretacyjne są bardzo duże, nie wynikają jednak ze złej woli twórców funduszy, a raczej z ograniczonych możliwości inwestowania w firmy, których działalność rzeczywiście opiera się na ochronie klimatu.
Możliwość zarabiania na ekologii dają także tzw. produkty strukturyzowane. To inwestycje najczęściej posiadające pełną gwarancję kapitału (nominalnie nie można na nich stracić), które dają szansę na zysk zależny od zmian ceny danego aktywa. Zachodnie banki inwestycyjne przygotowują specjalne indeksy skupiające spółki z sektora energii odnawialnej, na których to na całym świecie można budować produkty dla inwestorów.
Do wyboru do koloru
Szybko rozwijający się w Polsce rynek produktów strukturyzowanych nie mógł przejść obok ekologii obojętnie. Pieniądze inwestorów są najczęściej lokowane nie w akcje spółek, lecz w instrumenty pochodne oparte na wspomnianych wyżej "zielonych" indeksach takich jak: DAX Global Alternative Energy, Wilderhill New Energy Global Innovation, S&P GSCI Energy Excess Return CME, S&P GSCI Agricultural Excess Return, S&P Global Infrastructure czy S&P Global Water.
Większość podmiotów z rynku ma w swoim dorobku choć jedną ekologiczną strukturę. Są to np. Certyfikaty Zielona Planeta z Domu Maklerskiego BZ WBK, New Energy firmy New Word Alternative Investments i obligacje strukturyzowane NORDeko II oferowane przez Bank DnB Nord. Do końca kwietnia w Kredyt Banku i Warcie trwały zapisy na produkt Eko Energia, w którym zysk uzależniony jest od wzrostu kursów akcji 18 spółek z sektora energii alternatywnej.
Sektor energii alternatywnej bez wątpienia ma dobre perspektywy, lecz należy pamiętać, że niemal wszystkie produkty inwestycyjne z nim powiązane zależą nie od cen energii, lecz od kursów akcji spółek działających w sektorze lub blisko niego. Rynek akcji podlega cyklom koniunkturalnym i nie zawsze jest dobry moment do wejścia w taką inwestycję. Dość powiedzieć, że Wilderhill New Energy Global Innovation Index spadł od połowy maja 2008 r. do początku kwietnia 2009 r. o prawie 70 procent.
Marcin Krasoń, analityk Open Finance
interia.pl
Ekologia jest modna. Mówimy o segregacji śmieci, korzystamy z wielorazowych toreb na zakupy, a myjąc zęby zakręcamy kran. Do tego pilnujemy, by wyłączać telewizor z trybu stand-by, nie otwierać okna przy włączonej klimatyzacji, a jak kupujemy lodówkę to obowiązkowo klasy energetycznej A++. Wspierają nas w tych działaniach światowe gwiazdy, m.in. Leonardo DiCaprio, Robert Redford, Cate Blanchett i Brad Pitt, które nie kryją się ze swoim eko-stylem życia. Najważniejszym zyskiem z takich działań są czysta woda, świeże powietrze i zielone lasy. Ale okazuje się, że na tym trendzie można też zarabiać realne pieniądze.
Unia Europejska promuje swój pomysł 3 x 20 proc. - chodzi o ograniczenie zużycia energii i emisji dwutlenku węgla oraz zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii w jej produkcji. Wszystko to o 20 proc. i do 2020 roku. W całej Polsce pojawiają się więc wiatraki, a firmy je budujące już liczą przyszłe zyski. Spółka Wolin North zamierza kosztem 125 mln zł wybudować na terenie gminy Wolin największą elektrownię wiatrową w Polsce. Farma składać ma się z 15 turbin wiatrowych, każda o mocy 2 MW.
Zabawa tylko dla bogatych
A szary Kowalski? Najprościej byłoby mu po prostu, mając kawałek wolnej ziemi i odpowiednie warunki wiatrowe, zbudować wiatrak. Nie jest to jednak takie łatwe. Pomijając kwestie biurokratyczne przeszkodą są naturalnie pieniądze. Postawienie nowoczesnego wiatraka o mocy 1,5 MW to koszt ok. 10 mln złotych. To sprawia, że jest to zabawa tylko dla najzamożniejszych i nie zmieniają tego nawet spore dopłaty unijne. Owszem, za kilkadziesiąt tysięcy złotych można sobie zbudować niewielki własny wiatrak, zasilający gospodarstwo domowe. Wymaga to jednak pewnej wiedzy i umiejętności.
Czemu więc nie kupować akcji firm zajmujących się zieloną energią i czerpać z ich zysków? Niestety, w tym przypadku też mamy ograniczone pole działania, bo na GPW dostępna jest właściwie tylko jedna spółka z tego sektora - Polish Energy Partners. Pozostają więc inne instrumenty finansowe, takie jak fundusze inwestycyjne czy produkty strukturyzowane.
To inwestycje zaliczane do grupy SRI (Socially Responsible Investing), obejmującej oprócz ochrony klimatu, inwestowanie wykluczające spółki powiązane z przemysłem zbrojeniowym, tytoniowym i naftowym. Na polskim rynku jest dostępnych kilka funduszy z tej kategorii. Zaliczamy do nich m.in.: Allianz Global EcoTrends, DWS Zmian Klimatycznych, Black Rock New Energy, Fortis L Fix Zielony Bonus, Fortis L Fix Hossa Plus i ISF Global Climate Change Equity Schroders.
Uważaj, w co inwestujesz
Trzeba jednak pamiętać, że sektor zielonej energii jest nadal mało płynny i fundusze często mają mocny poszerzony horyzont inwestycyjny. Bo jak inaczej nazwać taki zapis w statusie: "fundusz inwestuje w akcje spółek międzynarodowych, których działalność chociaż w części związana jest z sektorami energii odnawialnej, kontrolą zanieczyszczeń środowiska naturalnego oraz czystej wody"? Chodzi oczywiście o zwrot "chociaż w części". Możliwości interpretacyjne są bardzo duże, nie wynikają jednak ze złej woli twórców funduszy, a raczej z ograniczonych możliwości inwestowania w firmy, których działalność rzeczywiście opiera się na ochronie klimatu.
Możliwość zarabiania na ekologii dają także tzw. produkty strukturyzowane. To inwestycje najczęściej posiadające pełną gwarancję kapitału (nominalnie nie można na nich stracić), które dają szansę na zysk zależny od zmian ceny danego aktywa. Zachodnie banki inwestycyjne przygotowują specjalne indeksy skupiające spółki z sektora energii odnawialnej, na których to na całym świecie można budować produkty dla inwestorów.
Do wyboru do koloru
Szybko rozwijający się w Polsce rynek produktów strukturyzowanych nie mógł przejść obok ekologii obojętnie. Pieniądze inwestorów są najczęściej lokowane nie w akcje spółek, lecz w instrumenty pochodne oparte na wspomnianych wyżej "zielonych" indeksach takich jak: DAX Global Alternative Energy, Wilderhill New Energy Global Innovation, S&P GSCI Energy Excess Return CME, S&P GSCI Agricultural Excess Return, S&P Global Infrastructure czy S&P Global Water.
Większość podmiotów z rynku ma w swoim dorobku choć jedną ekologiczną strukturę. Są to np. Certyfikaty Zielona Planeta z Domu Maklerskiego BZ WBK, New Energy firmy New Word Alternative Investments i obligacje strukturyzowane NORDeko II oferowane przez Bank DnB Nord. Do końca kwietnia w Kredyt Banku i Warcie trwały zapisy na produkt Eko Energia, w którym zysk uzależniony jest od wzrostu kursów akcji 18 spółek z sektora energii alternatywnej.
Sektor energii alternatywnej bez wątpienia ma dobre perspektywy, lecz należy pamiętać, że niemal wszystkie produkty inwestycyjne z nim powiązane zależą nie od cen energii, lecz od kursów akcji spółek działających w sektorze lub blisko niego. Rynek akcji podlega cyklom koniunkturalnym i nie zawsze jest dobry moment do wejścia w taką inwestycję. Dość powiedzieć, że Wilderhill New Energy Global Innovation Index spadł od połowy maja 2008 r. do początku kwietnia 2009 r. o prawie 70 procent.
Marcin Krasoń, analityk Open Finance
interia.pl
W I kwartale wzrosła tylko liczba mieszkań w budownictwie indywidualnym - o 0,4 proc. do 23,3 tys. szt. Największy spadek odnotowano w budownictwie spółdzielczym - o 36,7 proc. do 1,2 tys. mieszkań, a w przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem spadek wyniósł 26,7 proc. - do 16,5 tys. szt., podano także.
Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 23,5 tys., co oznacza spadek o 38,4 proc.
W całym 2008 roku liczba wydanych pozwoleń na budowę wyniosła 230,1 tys. (spadek o 7,1 proc.).
GUS szacuje, że w końcu marca 2009 r. w budowie było 669,1 tys. mieszkań, tj. o 1,7 proc. mniej niż przed rokiem.
GUS podał też, że w ciągu trzech miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 41 tys. 819 mieszkań, czyli o 18,1 proc. więcej niż przed rokiem.
money.pl/2009-04-27 11:44
W I kwartale wzrosła tylko liczba mieszkań w budownictwie indywidualnym - o 0,4 proc. do 23,3 tys. szt. Największy spadek odnotowano w budownictwie spółdzielczym - o 36,7 proc. do 1,2 tys. mieszkań, a w przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem spadek wyniósł 26,7 proc. - do 16,5 tys. szt., podano także.
Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 23,5 tys., co oznacza spadek o 38,4 proc.
W całym 2008 roku liczba wydanych pozwoleń na budowę wyniosła 230,1 tys. (spadek o 7,1 proc.).
GUS szacuje, że w końcu marca 2009 r. w budowie było 669,1 tys. mieszkań, tj. o 1,7 proc. mniej niż przed rokiem.
GUS podał też, że w ciągu trzech miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 41 tys. 819 mieszkań, czyli o 18,1 proc. więcej niż przed rokiem.
money.pl/2009-04-27 11:44
Zdaniem Marka Szymanka, radcy prawnego z Kancelarii Grynhoff Woźny Maliński, oznacza to możliwość nabycia przez cudzoziemca nieruchomości przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe albo o charakterze rekreacyjno-wypoczynkowym, nawet jeżeli nie zamierza on ich stale użytkować.
- O tym, które nieruchomości spełniają wymienione warunki, decydują: postanowienia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, decyzje o warunkach zabudowy lub ewidencja gruntów - mówi Marek Szymanek.
- Polska jest bez wątpienia atrakcyjnym terenem inwestycyjnym ze względu na wciąż jeszcze niewygórowane ceny gruntów. Za równowartość apartamentu w dużym mieście można nabyć sporą działkę budowlaną w innej części kraju. W związku z upływem okresu przejściowego nie spodziewałbym się jednak gwałtownego wykupu wspomnianych nieruchomości - przyznaje Szymanek.
Zniesienie konieczności uzyskania zezwoleń na nabycie drugiego domu w Polsce nie eliminuje wszelkich barier w nabywaniu nieruchomości przez obywateli krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
- W dalszym ciągu o zezwolenie muszą ubiegać się osoby fizyczne i prawne zamierzające nabyć nieruchomości o charakterze rolnym lub leśnym. Powyższe ograniczenie obowiązuje przez 12 lat od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Ponadto w dalszym ciągu pozostaje w mocy warunek uzyskania pozwoleń przez cudzoziemców niepochodzących z krajów EOG - twierdzi Mariusz Zając, prawnik w zespole obrotu nieruchomościami WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
Katarzyna Żaczkiewicz
interia.pl
Zdaniem Marka Szymanka, radcy prawnego z Kancelarii Grynhoff Woźny Maliński, oznacza to możliwość nabycia przez cudzoziemca nieruchomości przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe albo o charakterze rekreacyjno-wypoczynkowym, nawet jeżeli nie zamierza on ich stale użytkować.
- O tym, które nieruchomości spełniają wymienione warunki, decydują: postanowienia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, decyzje o warunkach zabudowy lub ewidencja gruntów - mówi Marek Szymanek.
- Polska jest bez wątpienia atrakcyjnym terenem inwestycyjnym ze względu na wciąż jeszcze niewygórowane ceny gruntów. Za równowartość apartamentu w dużym mieście można nabyć sporą działkę budowlaną w innej części kraju. W związku z upływem okresu przejściowego nie spodziewałbym się jednak gwałtownego wykupu wspomnianych nieruchomości - przyznaje Szymanek.
Zniesienie konieczności uzyskania zezwoleń na nabycie drugiego domu w Polsce nie eliminuje wszelkich barier w nabywaniu nieruchomości przez obywateli krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
- W dalszym ciągu o zezwolenie muszą ubiegać się osoby fizyczne i prawne zamierzające nabyć nieruchomości o charakterze rolnym lub leśnym. Powyższe ograniczenie obowiązuje przez 12 lat od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Ponadto w dalszym ciągu pozostaje w mocy warunek uzyskania pozwoleń przez cudzoziemców niepochodzących z krajów EOG - twierdzi Mariusz Zając, prawnik w zespole obrotu nieruchomościami WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
Katarzyna Żaczkiewicz
interia.pl
Jednak nic z tego. Załamanie się światowej gospodarki przynajmniej na jakiś czas położyło kres takim marzeniom, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Dzięki cenom ropy rzędu 145 dolarów za baryłkę, w tym regionie świata realizowano najbardziej ambitne projekty - według Council on Tall Buildings and Urban Habitats, organizacji monitorującej postęp budowy najwyższych wieżowców świata. W niewielkich emiratach leżących nad Zatoką Perską zaplanowano wzniesienie do 2020 roku aż 10 z 20 najwyższych budynków świata.
W samym tylko Dubaju miało powstać sześć z nich, choć całe Zjednoczone Emiraty Arabskie mają łącznie poniżej 5 milionów mieszkańców. W Kuwejcie, kosztem 132 miliardów dolarów postanowiono zbudować zaprojektowane od podstaw miasto, nad którym miał górować drapacz chmur o wysokości 1001 metrów, co miało być symbolicznym nawiązaniem do Baśni z tysiąca i jednej nocy. Koszt budowy miał równać się wysokości rocznego produktu krajowego brutto.
Gdy wysechł strumień naftowej gotówki i skończył się zalew tanich kredytów, zwyciężył głos rozsądku. Na Bliskim Wschodzie wstrzymano wiele projektów budowlanych. Również w innych częściach świata przed deweloperami piętrzą się liczne przeszkody. Na przykład, rosyjską gospodarkę pogrążył gwałtowny spadek cen surowców; na położonych przed kryzysem gospodarczym fundamentach przeznaczonych dla 612-metrowej Moscow Tower prawdopodobnie powstanie kilka skromniejszych wieżowców.
Chicago Spire, czyli 609-metrowy apartamentowiec o połowę wyższy niż Sears Tower, również napotkał na problemy z finansowaniem, podobnie jak przedsięwzięcie zagospodarowania placu po nowojorskim World Trade Center. Manhattański sektor usług finansowych, zdziesiątkowany przez kryzys ekonomiczny, raczej nie czeka z utęsknieniem na miliony nowych metrów kwadratowych powierzchni biurowej. W raporcie przygotowanym ostatnio na zlecenie Port Authority of New York and New Jersey czytamy, że po ukończeniu wszystkich projektów związanych z odbudową World Trade Center, na Manhattanie powstanie tyle nowej powierzchni użytkowej, że zapełnianie jej biurami potrwa do 2037 roku.
Jednakże, jak mówi Marshall Gerometta, edytor bazy danych w Council on Tall Buildings and Urban Habitats, gdy gospodarka odbije się od dna, powróci zapotrzebowanie na drapacze chmur. - Jeszcze nie czas, aby mówić, że którykolwiek z tych projektów zostanie ostatecznie anulowany - stwierdza Gerometta. - Choć mam świadomość, że przemawia przeze mnie optymizm.
Joshua Zumbrun
Forbes.pl/
interia.pl/Niedziela, 3 maja (06:00)
Jednak nic z tego. Załamanie się światowej gospodarki przynajmniej na jakiś czas położyło kres takim marzeniom, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Dzięki cenom ropy rzędu 145 dolarów za baryłkę, w tym regionie świata realizowano najbardziej ambitne projekty - według Council on Tall Buildings and Urban Habitats, organizacji monitorującej postęp budowy najwyższych wieżowców świata. W niewielkich emiratach leżących nad Zatoką Perską zaplanowano wzniesienie do 2020 roku aż 10 z 20 najwyższych budynków świata.
W samym tylko Dubaju miało powstać sześć z nich, choć całe Zjednoczone Emiraty Arabskie mają łącznie poniżej 5 milionów mieszkańców. W Kuwejcie, kosztem 132 miliardów dolarów postanowiono zbudować zaprojektowane od podstaw miasto, nad którym miał górować drapacz chmur o wysokości 1001 metrów, co miało być symbolicznym nawiązaniem do Baśni z tysiąca i jednej nocy. Koszt budowy miał równać się wysokości rocznego produktu krajowego brutto.
Gdy wysechł strumień naftowej gotówki i skończył się zalew tanich kredytów, zwyciężył głos rozsądku. Na Bliskim Wschodzie wstrzymano wiele projektów budowlanych. Również w innych częściach świata przed deweloperami piętrzą się liczne przeszkody. Na przykład, rosyjską gospodarkę pogrążył gwałtowny spadek cen surowców; na położonych przed kryzysem gospodarczym fundamentach przeznaczonych dla 612-metrowej Moscow Tower prawdopodobnie powstanie kilka skromniejszych wieżowców.
Chicago Spire, czyli 609-metrowy apartamentowiec o połowę wyższy niż Sears Tower, również napotkał na problemy z finansowaniem, podobnie jak przedsięwzięcie zagospodarowania placu po nowojorskim World Trade Center. Manhattański sektor usług finansowych, zdziesiątkowany przez kryzys ekonomiczny, raczej nie czeka z utęsknieniem na miliony nowych metrów kwadratowych powierzchni biurowej. W raporcie przygotowanym ostatnio na zlecenie Port Authority of New York and New Jersey czytamy, że po ukończeniu wszystkich projektów związanych z odbudową World Trade Center, na Manhattanie powstanie tyle nowej powierzchni użytkowej, że zapełnianie jej biurami potrwa do 2037 roku.
Jednakże, jak mówi Marshall Gerometta, edytor bazy danych w Council on Tall Buildings and Urban Habitats, gdy gospodarka odbije się od dna, powróci zapotrzebowanie na drapacze chmur. - Jeszcze nie czas, aby mówić, że którykolwiek z tych projektów zostanie ostatecznie anulowany - stwierdza Gerometta. - Choć mam świadomość, że przemawia przeze mnie optymizm.
Joshua Zumbrun
Forbes.pl/
interia.pl/Niedziela, 3 maja (06:00)
Zastrzeżenia Kochanowskiego budzi przede wszystkim likwidacja w nowelizacji pozwolenia na budowę i zastąpienie go zgłoszeniem i rejestracją budowy.
Jak przypomniał, obecnie pozwolenie na budowę jest decyzją administracyjną, wydawaną po przeprowadzeniu postępowania, mającego na celu zbadanie zgodności z prawem planowanej inwestycji. W takim postępowaniu bierze się pod uwagę m.in. interesy osób trzecich.
Sejm uchwalił nowelę 23 kwietnia. Jak czytamy w wystąpieniu rzecznika, ustawa ta "niesie ze sobą szereg zagrożeń dla ochrony praw i wolności obywatelskich oraz zwalnia władze publiczne z obowiązku dbałości o te prawa i wolności, a także z obowiązku zapewnienia porządku publicznego".
Jak zaznaczył rzecznik, nowe uregulowania naruszają przepisy konstytucyjne. Jego zdaniem, nowelizacja pozbawia obywateli, przed rozpoczęciem procesu realizacji, realnego wpływu na kształt i dopuszczalność planowanej w ich otoczeniu inwestycji. Osoby które czują się dotknięte oddziaływaniem inwestycji, mogą dochodzić swoich praw w sądzie.
Decyzja o rejestracji budowy jest wymagana tylko w przypadku inwestycji mogących znacząco oddziaływać na środowisko. "Trudne jest w tej sytuacji do odgadnięcia, dlaczego tylko inwestycje godzące w środowisko naturalne ustawodawca krajowy zdecydował się traktować bardziej rygorystycznie, a w pozostałych przypadkach osoby dotknięte oddziaływaniem inwestycji odesłał na drogę procesu cywilnego" - czytamy w liście rzecznika.
Jak podkreślił, przeniesienie sporu z inwestorem na drogę sądową oznacza, że poszkodowany musi ponieść koszty procesu i udowodnić wszystkie swoje roszczenia. W związku z tym, orzeczenie może nastąpić nawet później niż zakończenie budowy.
Wszystkich tych uciążliwych dla obywateli działań można jednak uniknąć i o wiele skuteczniej chronić prawa i wolności obywatelskie, nie rezygnując z zasad postępowania administracyjnego uwzględniających prawa i obowiązki zainteresowanych podmiotów - ocenił RPO.
Tego jednak tryb zgłoszenia i rejestracji budowy nie gwarantuje, a władza publiczna zwalnia się w ten sposób z gwarancji ochrony praw pozostałych osób i dbałości o porządek publiczny - czytamy dalej.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Zastrzeżenia Kochanowskiego budzi przede wszystkim likwidacja w nowelizacji pozwolenia na budowę i zastąpienie go zgłoszeniem i rejestracją budowy.
Jak przypomniał, obecnie pozwolenie na budowę jest decyzją administracyjną, wydawaną po przeprowadzeniu postępowania, mającego na celu zbadanie zgodności z prawem planowanej inwestycji. W takim postępowaniu bierze się pod uwagę m.in. interesy osób trzecich.
Sejm uchwalił nowelę 23 kwietnia. Jak czytamy w wystąpieniu rzecznika, ustawa ta "niesie ze sobą szereg zagrożeń dla ochrony praw i wolności obywatelskich oraz zwalnia władze publiczne z obowiązku dbałości o te prawa i wolności, a także z obowiązku zapewnienia porządku publicznego".
Jak zaznaczył rzecznik, nowe uregulowania naruszają przepisy konstytucyjne. Jego zdaniem, nowelizacja pozbawia obywateli, przed rozpoczęciem procesu realizacji, realnego wpływu na kształt i dopuszczalność planowanej w ich otoczeniu inwestycji. Osoby które czują się dotknięte oddziaływaniem inwestycji, mogą dochodzić swoich praw w sądzie.
Decyzja o rejestracji budowy jest wymagana tylko w przypadku inwestycji mogących znacząco oddziaływać na środowisko. "Trudne jest w tej sytuacji do odgadnięcia, dlaczego tylko inwestycje godzące w środowisko naturalne ustawodawca krajowy zdecydował się traktować bardziej rygorystycznie, a w pozostałych przypadkach osoby dotknięte oddziaływaniem inwestycji odesłał na drogę procesu cywilnego" - czytamy w liście rzecznika.
Jak podkreślił, przeniesienie sporu z inwestorem na drogę sądową oznacza, że poszkodowany musi ponieść koszty procesu i udowodnić wszystkie swoje roszczenia. W związku z tym, orzeczenie może nastąpić nawet później niż zakończenie budowy.
Wszystkich tych uciążliwych dla obywateli działań można jednak uniknąć i o wiele skuteczniej chronić prawa i wolności obywatelskie, nie rezygnując z zasad postępowania administracyjnego uwzględniających prawa i obowiązki zainteresowanych podmiotów - ocenił RPO.
Tego jednak tryb zgłoszenia i rejestracji budowy nie gwarantuje, a władza publiczna zwalnia się w ten sposób z gwarancji ochrony praw pozostałych osób i dbałości o porządek publiczny - czytamy dalej.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
"W Polimex-Mostostal SA trwa realizacja programu budowy nowych obiektów produkcyjnych w Siedlcach na terenach objętych Tarnobrzeską Specjalną Strefą Ekonomiczną. W 2009 r. łączne nakłady z tego tytułu mają zamknąć się kwotą blisko 200 mln zł" - podała spółka.
W efekcie podwojeniu ma ulec produkcja wyrobów stalowych na terenie Siedlec. O połowę ma się też zwiększyć produkcja krat podestowych. Zwiększeniu ulegną również zdolności produkcyjne w obszarze zabezpieczeń antykorozyjnych, w związku z budową nowoczesnej linii do cynkowania ogniowego.
Grupa zamierza też kontynuować rozbudowę i modernizację linii produkcyjnych w innych rejonach kraju. Największe nakłady zostaną poniesione na rozbudowę zaplecza produkcyjnego na potrzeby drogownictwa w rejonie Krakowa, rozbudowę hali malarni w Rudniku oraz zakup specjalistycznego sprzętu montażowego na potrzeby budownictwa.
Fabryka Kotłów Sefako planuje zakończenie budowy nowej hali produkcyjnej oraz wyposażenie jej w urządzenia do produkcji kotłów energetycznych.
"Jest to największa inwestycja realizowana w spółce zależnej od Polimex-Mostostal SA, pozwalająca na zwiększenie sprzedaży o 30-40 proc. Nowy zakład jest zlokalizowany na terenie Świętokrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej" - podano w raporcie.
Planowane są również prace modernizacyjne i odtworzeniowe w spółkach zależnych od Energomontażu Północ.
"Pozostałe spółki zależne realizują programy modernizacyjne i odtworzeniowe w zakresach zapewniających utrzymanie właściwego poziomu technicznego posiadanych środków produkcji" - poinformował Polimex-Mostostal.
Polimex-Mostostal planowane na ten rok inwestycje zamierza finansować przy wykorzystaniu zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych źródeł finansowania.
"Ewentualne przejęcia kontroli nad nowymi spółkami o działalności komplementarnej do prowadzonej przez emitenta będą uzależnione od sytuacji rynkowej i możliwości pozyskania środków finansowych" - podała spółka.
źródło informacji: PAP
interia.pl
"W Polimex-Mostostal SA trwa realizacja programu budowy nowych obiektów produkcyjnych w Siedlcach na terenach objętych Tarnobrzeską Specjalną Strefą Ekonomiczną. W 2009 r. łączne nakłady z tego tytułu mają zamknąć się kwotą blisko 200 mln zł" - podała spółka.
W efekcie podwojeniu ma ulec produkcja wyrobów stalowych na terenie Siedlec. O połowę ma się też zwiększyć produkcja krat podestowych. Zwiększeniu ulegną również zdolności produkcyjne w obszarze zabezpieczeń antykorozyjnych, w związku z budową nowoczesnej linii do cynkowania ogniowego.
Grupa zamierza też kontynuować rozbudowę i modernizację linii produkcyjnych w innych rejonach kraju. Największe nakłady zostaną poniesione na rozbudowę zaplecza produkcyjnego na potrzeby drogownictwa w rejonie Krakowa, rozbudowę hali malarni w Rudniku oraz zakup specjalistycznego sprzętu montażowego na potrzeby budownictwa.
Fabryka Kotłów Sefako planuje zakończenie budowy nowej hali produkcyjnej oraz wyposażenie jej w urządzenia do produkcji kotłów energetycznych.
"Jest to największa inwestycja realizowana w spółce zależnej od Polimex-Mostostal SA, pozwalająca na zwiększenie sprzedaży o 30-40 proc. Nowy zakład jest zlokalizowany na terenie Świętokrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej" - podano w raporcie.
Planowane są również prace modernizacyjne i odtworzeniowe w spółkach zależnych od Energomontażu Północ.
"Pozostałe spółki zależne realizują programy modernizacyjne i odtworzeniowe w zakresach zapewniających utrzymanie właściwego poziomu technicznego posiadanych środków produkcji" - poinformował Polimex-Mostostal.
Polimex-Mostostal planowane na ten rok inwestycje zamierza finansować przy wykorzystaniu zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych źródeł finansowania.
"Ewentualne przejęcia kontroli nad nowymi spółkami o działalności komplementarnej do prowadzonej przez emitenta będą uzależnione od sytuacji rynkowej i możliwości pozyskania środków finansowych" - podała spółka.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Udało się względnie ustabilizować kurs złotego, ale to jeszcze nie taka stabilizacja, która jest potrzebna, by bezpiecznie wejść do poczekalni przed strefą euro - powiedział Tusk w poniedziałek wieczorem w programie II TVP. Nie zaryzykuję zdrowiem polskiej gospodarki i nie wejdę do ERM2 tylko dlatego, by coś udowodnić na siłę, tylko wtedy, gdy te warunki będą bezpieczne dla Polski i one do czerwca nie będą takie- dodał Tusk.
Tusk pytany o to, czy rząd w przypadku wyższego niż planowany deficytu w wysokości 18 mld zł będzie podnosił podatki, podtrzymał swoje wcześniejsze deklaracje, że dzisiaj nie są planowane takie działania, choć niewykluczył takiej ewentualności, gdyby zabrakło pieniędzy np. na świadczenia emerytalne.
Dzisiaj nie planujemy tego typu działań.(...) Podwyższanie podatków to niewykluczona, ale ostatnia droga, jaką mógłbym przyjąć za słuszną- powiedział Tusk.
Zdaniem Tuska polska gospodarka radzi sobie warunkach kryzysu lepiej niż gospodarki innych krajów, a prognozę Komisji Europejskiej, że Polskę czeka w tym roku spadek PKB o 1,4 proc. premier ocenił jako "przesadną".
Wskaźniki są z miesiąca na miesiąc coraz mniej optymistyczne, ale to nie jest tak, że zmieniła się ocena sytuacji Polski, zmieniła się ocena sytuacji światowej. KE moim zdaniem przesadnie, taka jest moja ocena, wieści 1,4 proc. PKB - powiedział Tusk.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Udało się względnie ustabilizować kurs złotego, ale to jeszcze nie taka stabilizacja, która jest potrzebna, by bezpiecznie wejść do poczekalni przed strefą euro - powiedział Tusk w poniedziałek wieczorem w programie II TVP. Nie zaryzykuję zdrowiem polskiej gospodarki i nie wejdę do ERM2 tylko dlatego, by coś udowodnić na siłę, tylko wtedy, gdy te warunki będą bezpieczne dla Polski i one do czerwca nie będą takie- dodał Tusk.
Tusk pytany o to, czy rząd w przypadku wyższego niż planowany deficytu w wysokości 18 mld zł będzie podnosił podatki, podtrzymał swoje wcześniejsze deklaracje, że dzisiaj nie są planowane takie działania, choć niewykluczył takiej ewentualności, gdyby zabrakło pieniędzy np. na świadczenia emerytalne.
Dzisiaj nie planujemy tego typu działań.(...) Podwyższanie podatków to niewykluczona, ale ostatnia droga, jaką mógłbym przyjąć za słuszną- powiedział Tusk.
Zdaniem Tuska polska gospodarka radzi sobie warunkach kryzysu lepiej niż gospodarki innych krajów, a prognozę Komisji Europejskiej, że Polskę czeka w tym roku spadek PKB o 1,4 proc. premier ocenił jako "przesadną".
Wskaźniki są z miesiąca na miesiąc coraz mniej optymistyczne, ale to nie jest tak, że zmieniła się ocena sytuacji Polski, zmieniła się ocena sytuacji światowej. KE moim zdaniem przesadnie, taka jest moja ocena, wieści 1,4 proc. PKB - powiedział Tusk.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Wynika to z art. 8 ust 2 ustawy o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców.
Od 1 maja 2004 r. stanowi on, że obywatele Unii nie mogą bez zezwolenia kupować w Polsce nieruchomości rolnych oraz leśnych przez 12 lat od dnia akcesji, zaś domów przez pięć lat od przystąpienia Polskie do UE. Od 1 maja 2004 r. mogli oni natomiast kupować bez przeszkód mieszkania.
- Oznacza to, że od 1 maja obywatele Unii będą mogli kupić w Polsce także domy bez żadnego zezwolenia, niezależnie od tego czy mieszkali kiedyś w Polsce, czy nie. Aby bez zezwolenia kupić ziemię, muszą poczekać kolejne siedem lat - powiedział PAP mec. Janusz Siekański, partner w kancelarii prawnej Sołtysiński Kawecki Szlęzak.
- Dotyczy to zarówno zwykłych domów mieszkalnych, jak i domów rekreacyjnych - powiedział Siekański.
Jeśli chodzi o prawo do kupowania ziemi bez zezwolenia, to są też pewne przypadki, w których cudzoziemcy już teraz mają do tego prawo.
Gdy nieruchomość rolna lub leśna jest położona na terenie województw zachodnich, np. dolnośląskim, zachodniopomorskim, lubuskim, cudzoziemiec może kupić ją bez zezwolenia, jeżeli przez co najmniej siedem lat dzierżawił tam gospodarstwo rolne i przez ten czas legalnie mieszkał na terenie Polski.
- Dotyczy to również województwa warmińsko-mazurskiego, gdzie o nabycie nieruchomości do lat stara się wielu obywateli niemieckich - powiedział Siekański.
W wypadku województw Polski wschodniej i centralnej oraz województwa śląskiego, aby cudzoziemiec mógł bez zezwolenia kupić w Polsce ziemię rolną lub leśną, musi dzierżawić ją oraz legalnie mieszkać w Polsce przez trzy lata.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Wynika to z art. 8 ust 2 ustawy o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców.
Od 1 maja 2004 r. stanowi on, że obywatele Unii nie mogą bez zezwolenia kupować w Polsce nieruchomości rolnych oraz leśnych przez 12 lat od dnia akcesji, zaś domów przez pięć lat od przystąpienia Polskie do UE. Od 1 maja 2004 r. mogli oni natomiast kupować bez przeszkód mieszkania.
- Oznacza to, że od 1 maja obywatele Unii będą mogli kupić w Polsce także domy bez żadnego zezwolenia, niezależnie od tego czy mieszkali kiedyś w Polsce, czy nie. Aby bez zezwolenia kupić ziemię, muszą poczekać kolejne siedem lat - powiedział PAP mec. Janusz Siekański, partner w kancelarii prawnej Sołtysiński Kawecki Szlęzak.
- Dotyczy to zarówno zwykłych domów mieszkalnych, jak i domów rekreacyjnych - powiedział Siekański.
Jeśli chodzi o prawo do kupowania ziemi bez zezwolenia, to są też pewne przypadki, w których cudzoziemcy już teraz mają do tego prawo.
Gdy nieruchomość rolna lub leśna jest położona na terenie województw zachodnich, np. dolnośląskim, zachodniopomorskim, lubuskim, cudzoziemiec może kupić ją bez zezwolenia, jeżeli przez co najmniej siedem lat dzierżawił tam gospodarstwo rolne i przez ten czas legalnie mieszkał na terenie Polski.
- Dotyczy to również województwa warmińsko-mazurskiego, gdzie o nabycie nieruchomości do lat stara się wielu obywateli niemieckich - powiedział Siekański.
W wypadku województw Polski wschodniej i centralnej oraz województwa śląskiego, aby cudzoziemiec mógł bez zezwolenia kupić w Polsce ziemię rolną lub leśną, musi dzierżawić ją oraz legalnie mieszkać w Polsce przez trzy lata.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Mówiąc najprościej, kredyt udzielany w ramach programu "Rodzina na swoim" niewiele się różni od standardowego kredytu hipotecznego w złotych, oczywiście poza otrzymywanymi dopłatami (ok. 50 proc. odsetek przez okres 8 lat). Aby jednak otrzymać taki kredyt, należy spełnić kilka warunków: być w związku małżeńskim, lub samotnie wychowywać co najmniej jedno dziecko i nie posiadać prawa własności do budynku lub lokalu mieszkalnego. Nabywane mieszkanie nie może być większe niż 75 mkw. a dom 140 mkw.
Cena nie może przekraczać ustalonych limitów. Jeżeli spełnimy wszystkie powyższe warunki, możemy zacząć ubiegać się o kredyt.
Najpierw musimy udać się do banku, który udziela kredytów z dofinansowaniem (w tej chwili jest ich 10) lub do doradcy finansowego, który przedstawi nam od razu oferty wszystkich instytucji. Procedura wygląda bardzo podobnie, jak w przypadku kredytów hipotecznych bez dopłaty, czyli musimy wypełnić wnioski kredytowe (na formularzach bankowych) i przedstawić zaświadczenia o dochodach. Jest jednak kilka niestandardowych formalności. Po pierwsze należy przedstawić pisemne oświadczenie o tym, że nie posiada się prawa własności do budynku lub lokalu mieszkalnego, czy też nie jest się najemcą mieszkania. Jeżeli jednak jesteśmy najemcą lub przysługuje nam spółdzielcze lokatorskie prawo do mieszkania, nasze szanse na uzyskanie kredytu preferencyjnego nie będą skreślone. Warunkiem jest zobowiązanie się, wraz z zawarciem umowy kredytowej do rozwiązania umowy najmu lub wypowiedzenia (albo zrzeczenia się) członkostwa w spółdzielni mieszkaniowej, w której przysługuje nam spółdzielcze prawo lokatorskie.
Drugą kwestią jest złożenie oświadczenia o samotnym wychowywaniu dziecka lub pozostaniu w związku małżeńskim na dzień zawierania umowy. Tutaj jednak samo pisemne oświadczenie nie wystarczy, tak więc powinniśmy przygotować stosowne dokumenty urzędowe.
Nie ma co liczyć, na łagodniejsze traktowanie w wyliczaniu zdolności kredytowej. W tej kwestii banki są jednakowo surowe. Jeżeli nasze dochody będą niewystarczające, możemy dołączyć do kredytu inne osoby, pod warunkiem, że będą z nami w jakiś sposób spokrewnione lub spowinowacone. Tak więc mogą być to: rodzice, dziadkowie, dzieci, rodzeństwo, ojczym, macocha a nawet teściowie (także rodzice byłego małżonka). W ten sposób zwiększamy prawdopodobieństwo otrzymania kredytu.
Kiedy spełnimy już wszystkie warunki, otrzymamy pozytywną decyzję z banku i podpiszemy umowę, przysługuje nam przez okres 8 lat dofinansowanie do prawie połowy odsetek. A co, jeśli w tym czasie nasza sytuacja zmusi nas do sprzedaży nieruchomości? W takim wypadku możemy zbyć mieszkanie lub dom bez konieczności spłacenia otrzymanych dopłat. Stracimy jednak możliwość dalszego korzystania z programu "Rodzina na swoim''.
Aleksandra Szarek, Home Broker
źródło informacji: INTERIA.PL/materiały prasowe
Mówiąc najprościej, kredyt udzielany w ramach programu "Rodzina na swoim" niewiele się różni od standardowego kredytu hipotecznego w złotych, oczywiście poza otrzymywanymi dopłatami (ok. 50 proc. odsetek przez okres 8 lat). Aby jednak otrzymać taki kredyt, należy spełnić kilka warunków: być w związku małżeńskim, lub samotnie wychowywać co najmniej jedno dziecko i nie posiadać prawa własności do budynku lub lokalu mieszkalnego. Nabywane mieszkanie nie może być większe niż 75 mkw. a dom 140 mkw.
Cena nie może przekraczać ustalonych limitów. Jeżeli spełnimy wszystkie powyższe warunki, możemy zacząć ubiegać się o kredyt.
Najpierw musimy udać się do banku, który udziela kredytów z dofinansowaniem (w tej chwili jest ich 10) lub do doradcy finansowego, który przedstawi nam od razu oferty wszystkich instytucji. Procedura wygląda bardzo podobnie, jak w przypadku kredytów hipotecznych bez dopłaty, czyli musimy wypełnić wnioski kredytowe (na formularzach bankowych) i przedstawić zaświadczenia o dochodach. Jest jednak kilka niestandardowych formalności. Po pierwsze należy przedstawić pisemne oświadczenie o tym, że nie posiada się prawa własności do budynku lub lokalu mieszkalnego, czy też nie jest się najemcą mieszkania. Jeżeli jednak jesteśmy najemcą lub przysługuje nam spółdzielcze lokatorskie prawo do mieszkania, nasze szanse na uzyskanie kredytu preferencyjnego nie będą skreślone. Warunkiem jest zobowiązanie się, wraz z zawarciem umowy kredytowej do rozwiązania umowy najmu lub wypowiedzenia (albo zrzeczenia się) członkostwa w spółdzielni mieszkaniowej, w której przysługuje nam spółdzielcze prawo lokatorskie.
Drugą kwestią jest złożenie oświadczenia o samotnym wychowywaniu dziecka lub pozostaniu w związku małżeńskim na dzień zawierania umowy. Tutaj jednak samo pisemne oświadczenie nie wystarczy, tak więc powinniśmy przygotować stosowne dokumenty urzędowe.
Nie ma co liczyć, na łagodniejsze traktowanie w wyliczaniu zdolności kredytowej. W tej kwestii banki są jednakowo surowe. Jeżeli nasze dochody będą niewystarczające, możemy dołączyć do kredytu inne osoby, pod warunkiem, że będą z nami w jakiś sposób spokrewnione lub spowinowacone. Tak więc mogą być to: rodzice, dziadkowie, dzieci, rodzeństwo, ojczym, macocha a nawet teściowie (także rodzice byłego małżonka). W ten sposób zwiększamy prawdopodobieństwo otrzymania kredytu.
Kiedy spełnimy już wszystkie warunki, otrzymamy pozytywną decyzję z banku i podpiszemy umowę, przysługuje nam przez okres 8 lat dofinansowanie do prawie połowy odsetek. A co, jeśli w tym czasie nasza sytuacja zmusi nas do sprzedaży nieruchomości? W takim wypadku możemy zbyć mieszkanie lub dom bez konieczności spłacenia otrzymanych dopłat. Stracimy jednak możliwość dalszego korzystania z programu "Rodzina na swoim''.
Aleksandra Szarek, Home Broker
źródło informacji: INTERIA.PL/materiały prasowe
W ciągu kilku ubiegłych miesięcy, Forbes przeprowadził wywiady z 17 najbogatszymi ludźmi świata, którzy wypowiadali się na rozmaite tematy, od bezrobocia po ulubione zegarki. Na pytanie, jaką walutę wybraliby dla większej części swojego tegorocznego portfela, 14 z nich wskazało na dolara amerykańskiego.
Warto mieć po swojej stronie taką grupę inwestorów. Nawet w roku przeważających tendencji spadkowych, mężczyźni i kobiety z tego grona kontrolują ogromny majątek. Gdy w marcu opublikowaliśmy naszą najnowszą listę światowych miliarderów, łączna wartość majątków tych 793 osób wynosiła 2,4 biliona dolarów.
Większość plutokratów uznała, że warto stawiać na dolara, gdyż nie ma sensownej alternatywy. - Zrobiliśmy niemal wszystko co można zrobić, by zdewaluować dolara - mówi miliarder Jeff Greene, który zbudował swoją wartą 1,3 miliarda dolarów fortunę na obrocie nieruchomościami i na kredytach krótkoterminowych dla klientów z grupy podwyższonego ryzyka. - Gdy to samo robiły kraje o wschodzących rynkach, takie jak Brazylia, uważaliśmy, że to szaleństwo.
Greene dostrzega problemy dolara, lecz jednocześnie wskazuje na jeszcze większe kłopoty z innymi walutami. Według niego, warto trwać przy dolarze, a nie na przykład stawiać na euro. - Jeśli nic się nie zmieni, uważam, że Europa będzie mieć poważne problemy, z których większość nawet jeszcze nie została zidentyfikowana - dodaje miliarder.
- Dolar jest nadal walutą globalną, gdyż nie pojawiła się żadna alternatywa - mówi założyciel Broadcast.com i właściciel Dallas Mavericks, Mark Cuban.
Nowojorski magnat rynku energetycznego, nieruchomości i supermarketów, John Catsimatidis, dodaje: - Jedynym powodem siły dolara jest słaba kondycja innych walut.
Nawet inwestor George Soros wypowiadał się ostatnio pochlebnie o amerykańskim dolarze - pomimo przechwałek, że obstawianie przeciwko dolarowi pozwoliło mu wzbogacić się w zeszłym roku. W kwietniowym wywiadzie dla CNBC Soros powiedział: - Uważam, że dolar jeszcze przez jakiś czas pozostanie dominującą walutą.
Wśród miliarderów wyrażających swe poparcie dla amerykańskiej waluty są też osoby spoza Ameryki, takie jak Micky Jagtiani z Indii, Mohamed bin Issa Al Jaber z Arabii Saudyjskiej i Michael Lee-Chin z Kanady. Wszyscy oni stwierdzili, że dolar amerykański jest walutą, w której warto w tym roku przechowywać swoje aktywa.
Wielu miliarderów nie pochodzących z USA wciąż woli rozliczać się w dolarach. - Dolar amerykański ma sztywny kurs wobec drachmy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, czyli waluty, w której zarabia Landmark Group - mówi Jagtiani. - Dzięki temu, nie ma zagrożenia związanego z wahaniami kursów wymiany walut. Dolara można też przeliczać na wszystkie waluty świata przy minimalnym zagrożeniu stratą.
Były kierowca taksówki zgromadził majątek warty 2 miliardy dolarów przekształcając rodzinny sklep z artykułami dla dzieci w Landmark Group, jedno z największych imperiów sprzedaży detalicznej na Bliskim Wschodzie.
Jednym z miliarderów obawiających się o długoterminową przyszłość dolara jest baron rynku obligacji, Bill Gross, Co-chief Investment Officer w Pimco Total Return, największym na świecie funduszu inwestycyjnym. Gross uważa, że dolar odegrał główną rolę w niedawnym cyklu lewarowania, deregulacji i globalizacji. Teraz wszystko to będzie się stopniowo uspokajać.
W kwietniowym wpisie na stronie internetowej Pimco, Gross argumentował, że zmieniające się trendy ekonomiczne mogą mieć negatywny wpływ na kondycję dolara amerykańskiego: - Jako centralny element w structured finance i systemie shadow banking, dolar miał wsparcie gdyż dzięki niemu reszta świata kupowała amerykańskie papiery. Teraz, obserwowana od niedawna silna pozycja dolara zdaje się być sprzeczna z intuicją. W przyszłości, dolar może się znacznie osłabić.
Jednak są jeszcze miliarderzy o patriotycznym nastawieniu. Jak powiedział Catsimatidis: - Wierzę w Amerykę. Wkrótce odbijemy się i wrócimy do gry.
Andrew Farrell
forbes/interia.pl
W ciągu kilku ubiegłych miesięcy, Forbes przeprowadził wywiady z 17 najbogatszymi ludźmi świata, którzy wypowiadali się na rozmaite tematy, od bezrobocia po ulubione zegarki. Na pytanie, jaką walutę wybraliby dla większej części swojego tegorocznego portfela, 14 z nich wskazało na dolara amerykańskiego.
Warto mieć po swojej stronie taką grupę inwestorów. Nawet w roku przeważających tendencji spadkowych, mężczyźni i kobiety z tego grona kontrolują ogromny majątek. Gdy w marcu opublikowaliśmy naszą najnowszą listę światowych miliarderów, łączna wartość majątków tych 793 osób wynosiła 2,4 biliona dolarów.
Większość plutokratów uznała, że warto stawiać na dolara, gdyż nie ma sensownej alternatywy. - Zrobiliśmy niemal wszystko co można zrobić, by zdewaluować dolara - mówi miliarder Jeff Greene, który zbudował swoją wartą 1,3 miliarda dolarów fortunę na obrocie nieruchomościami i na kredytach krótkoterminowych dla klientów z grupy podwyższonego ryzyka. - Gdy to samo robiły kraje o wschodzących rynkach, takie jak Brazylia, uważaliśmy, że to szaleństwo.
Greene dostrzega problemy dolara, lecz jednocześnie wskazuje na jeszcze większe kłopoty z innymi walutami. Według niego, warto trwać przy dolarze, a nie na przykład stawiać na euro. - Jeśli nic się nie zmieni, uważam, że Europa będzie mieć poważne problemy, z których większość nawet jeszcze nie została zidentyfikowana - dodaje miliarder.
- Dolar jest nadal walutą globalną, gdyż nie pojawiła się żadna alternatywa - mówi założyciel Broadcast.com i właściciel Dallas Mavericks, Mark Cuban.
Nowojorski magnat rynku energetycznego, nieruchomości i supermarketów, John Catsimatidis, dodaje: - Jedynym powodem siły dolara jest słaba kondycja innych walut.
Nawet inwestor George Soros wypowiadał się ostatnio pochlebnie o amerykańskim dolarze - pomimo przechwałek, że obstawianie przeciwko dolarowi pozwoliło mu wzbogacić się w zeszłym roku. W kwietniowym wywiadzie dla CNBC Soros powiedział: - Uważam, że dolar jeszcze przez jakiś czas pozostanie dominującą walutą.
Wśród miliarderów wyrażających swe poparcie dla amerykańskiej waluty są też osoby spoza Ameryki, takie jak Micky Jagtiani z Indii, Mohamed bin Issa Al Jaber z Arabii Saudyjskiej i Michael Lee-Chin z Kanady. Wszyscy oni stwierdzili, że dolar amerykański jest walutą, w której warto w tym roku przechowywać swoje aktywa.
Wielu miliarderów nie pochodzących z USA wciąż woli rozliczać się w dolarach. - Dolar amerykański ma sztywny kurs wobec drachmy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, czyli waluty, w której zarabia Landmark Group - mówi Jagtiani. - Dzięki temu, nie ma zagrożenia związanego z wahaniami kursów wymiany walut. Dolara można też przeliczać na wszystkie waluty świata przy minimalnym zagrożeniu stratą.
Były kierowca taksówki zgromadził majątek warty 2 miliardy dolarów przekształcając rodzinny sklep z artykułami dla dzieci w Landmark Group, jedno z największych imperiów sprzedaży detalicznej na Bliskim Wschodzie.
Jednym z miliarderów obawiających się o długoterminową przyszłość dolara jest baron rynku obligacji, Bill Gross, Co-chief Investment Officer w Pimco Total Return, największym na świecie funduszu inwestycyjnym. Gross uważa, że dolar odegrał główną rolę w niedawnym cyklu lewarowania, deregulacji i globalizacji. Teraz wszystko to będzie się stopniowo uspokajać.
W kwietniowym wpisie na stronie internetowej Pimco, Gross argumentował, że zmieniające się trendy ekonomiczne mogą mieć negatywny wpływ na kondycję dolara amerykańskiego: - Jako centralny element w structured finance i systemie shadow banking, dolar miał wsparcie gdyż dzięki niemu reszta świata kupowała amerykańskie papiery. Teraz, obserwowana od niedawna silna pozycja dolara zdaje się być sprzeczna z intuicją. W przyszłości, dolar może się znacznie osłabić.
Jednak są jeszcze miliarderzy o patriotycznym nastawieniu. Jak powiedział Catsimatidis: - Wierzę w Amerykę. Wkrótce odbijemy się i wrócimy do gry.
Andrew Farrell
forbes/interia.pl
średnia ocen: 4,5