Geodezyjny e-kiosk znajduje się w Biurze Obsługi Mieszkańca; przypomina elektroniczne kioski z bezpłatnym dostępem do internetu.
Przy pomocy e-kiosku geodezyjnego można bezpłatnie sprawdzić numer i położenie każdej działki w Radomiu. Firlej wyjaśniła, że jest to duże udogodnienie dla petentów.
- Do tej pory osoby załatwiające sprawy geodezyjne w urzędzie musiały w celu ustalenia tych danych korzystać z pomocy urzędników - podkreśliła. Teraz - dzięki e-kioskowi - można samodzielnie w przybliżeniu określić szerokość i długość wybranej nieruchomości, odległość od innych posesji lub sprawdzić numery sąsiednich działek.
Firlej dodała, że urząd planuje poszerzenie bazy danych. - Na mapie naniesione będą także budynki i punkty adresowe. Dzięki temu działkę będzie można szybko wyszukać po adresie - podkreśliła.
interia.pl
Geodezyjny e-kiosk znajduje się w Biurze Obsługi Mieszkańca; przypomina elektroniczne kioski z bezpłatnym dostępem do internetu.
Przy pomocy e-kiosku geodezyjnego można bezpłatnie sprawdzić numer i położenie każdej działki w Radomiu. Firlej wyjaśniła, że jest to duże udogodnienie dla petentów.
- Do tej pory osoby załatwiające sprawy geodezyjne w urzędzie musiały w celu ustalenia tych danych korzystać z pomocy urzędników - podkreśliła. Teraz - dzięki e-kioskowi - można samodzielnie w przybliżeniu określić szerokość i długość wybranej nieruchomości, odległość od innych posesji lub sprawdzić numery sąsiednich działek.
Firlej dodała, że urząd planuje poszerzenie bazy danych. - Na mapie naniesione będą także budynki i punkty adresowe. Dzięki temu działkę będzie można szybko wyszukać po adresie - podkreśliła.
interia.pl
Wyjaśnienia resortu finansów związane są z uchwaloną przez Sejm i przyjętą w ubiegłym tygodniu przez Senat nowelizacją ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy, Kodeksu cywilnego i innych ustaw.
Zgodnie z uzasadnieniem do ustawy, nowela miała zmniejszyć opodatkowanie przychodów z najmu mieszkań. Jednak okazało się, że obniżka będzie dotyczyła przychodów z najmu wszystkich nieruchomości, także np. sklepów czy centrów handlowych.
Nowela wprowadziła drobną zmianę w ustawie o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne. Zniosła 20-proc. stawkę podatku, której podlegają przychody z najmu, i limit przychodów w wysokości 4 tys. euro, po przekroczeniu którego dochody z najmu podlegają tej stawce. Pozostawiła natomiast 8,5-proc. stawkę. Zmiana ma wejść w życie 1 stycznia 2010 r.
Rząd chciał w ten sposób zachęcić do legalnego wynajmu mieszkań, co ograniczyłoby szarą strefę na tym rynku. "Mając na uwadze sytuację panującą zarówno na rynku mieszkaniowym, jak i na rynkach finansowych, proponuje się wprowadzenie (...) zmiany w zakresie opodatkowania przychodów uzyskiwanych przez osoby fizyczne z tytułu najmu lokalu mieszkalnego" - napisano w uzasadnieniu do projektu ustawy.
Doradcy podatkowi, z którymi rozmawiała PAP nie mają wątpliwości, że - wbrew uzasadnieniu do ustawy - w nowelizacji zmieniono przepis podatkowy, który w ogóle nie jest powiązany z najmem mieszkań. Oznacza to, że stawce 8,5-proc. może podlegać najem każdej nieruchomości, bez względu na jej przeznaczenie.
PAP zapytała resort finansów, czy zmiana w ustawie o podatku ryczałtowym będzie miała zastosowanie tylko do najmu mieszkań, czy też każdego najmu np. nieruchomości komercyjnych i czy taka była intencja rządu.
"Przepisy o zryczałtowanym podatku dochodowym dotyczą nie tylko przychodów z najmu lokali mieszkalnych, ale i z innych tytułów" - poinformowało MF. Jako przykłady wskazało przychody z: najmu ściany budynku pod nośnik reklamowy, dzierżawy gruntu pod wiatraki czy konstrukcje nośników reklamowych, najmu garażu. "Zatem, ryczałtem mogą być opodatkowane także przychody z najmu +nieruchomości komercyjnych+, o ile stanowią one odrębne od pozarolniczej działalności gospodarczej źródło przychodów" - napisało MF.
Resort wyjaśnił, że "prognozowany w wysokości 81 mln zł skutek budżetowy spowodowany likwidacją 20-proc. stawki ryczałtu powinien zatem zostać zniwelowany wzrostem dochodów budżetowych wynikającym ze zwiększonego zainteresowania tą formą opodatkowania, a także absorpcją szarej strefy występującej w tym obszarze".
Według Marka Kolibskiego doradcy podatkowego z kancelarii Kolibski Nikończyk Dec & Partnerzy zmiana spowoduje, że właściciele nieruchomości komercyjnych, opodatkowani np. na zasadach ogólnych, będą mogli przejść na 8,5-proc. podatek ryczałtowy. "Muszą tylko przeliczyć czy, uwzględniając wysokość amortyzacji, będzie im się to opłacać" - powiedział Kolibski. Zaznaczył, że zmiana będzie opłacalna szczególnie dla posiadaczy lokali starszych, które się już zamortyzowały. Decyzję muszą podjąć do 20 stycznia przyszłego roku.
Obecnie limit 4 tys. euro powoduje, że opodatkowanie ryczałtem przychodów z nieruchomości komercyjnych nie opłaca się, bowiem po jego przekroczeniu trzeba płacić 20-proc. podatek. Poza tym do kosztów uzyskania przychodu nie można zaliczyć m.in. wartości amortyzacji oraz odsetek od rat kredytu, za który kupiono nieruchomość.
Nowelizacja ustawy o ochronie praw lokatorów reguluje kwestie tzw. najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną, ale nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali.
Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Najemca zobowiązuje się w niej, że jeśli nie będzie przestrzegał warunków umowy, musi wyprowadzić się z zajmowanego mieszkania. Taki lokator będzie też musiał wskazać w umowie inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji. Na żądanie wynajmującego, musi dołączyć do umowy oświadczenie z notarialnie poświadczonym podpisem. Ma to zapobiec podawaniu fikcyjnych adresów.
Właściciel, który będzie chciał skorzystać z przepisów dotyczących najmu okazjonalnego, będzie musiał zgłosić zawarcie umowy w urzędzie skarbowym. Te rozwiązania mają doprowadzić do zmniejszenia tzw. szarej strefy na rynku wynajmu mieszkań i zwiększenia liczby legalnie wynajmowanych lokali.
źródło informacji: PAP
Wyjaśnienia resortu finansów związane są z uchwaloną przez Sejm i przyjętą w ubiegłym tygodniu przez Senat nowelizacją ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy, Kodeksu cywilnego i innych ustaw.
Zgodnie z uzasadnieniem do ustawy, nowela miała zmniejszyć opodatkowanie przychodów z najmu mieszkań. Jednak okazało się, że obniżka będzie dotyczyła przychodów z najmu wszystkich nieruchomości, także np. sklepów czy centrów handlowych.
Nowela wprowadziła drobną zmianę w ustawie o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne. Zniosła 20-proc. stawkę podatku, której podlegają przychody z najmu, i limit przychodów w wysokości 4 tys. euro, po przekroczeniu którego dochody z najmu podlegają tej stawce. Pozostawiła natomiast 8,5-proc. stawkę. Zmiana ma wejść w życie 1 stycznia 2010 r.
Rząd chciał w ten sposób zachęcić do legalnego wynajmu mieszkań, co ograniczyłoby szarą strefę na tym rynku. "Mając na uwadze sytuację panującą zarówno na rynku mieszkaniowym, jak i na rynkach finansowych, proponuje się wprowadzenie (...) zmiany w zakresie opodatkowania przychodów uzyskiwanych przez osoby fizyczne z tytułu najmu lokalu mieszkalnego" - napisano w uzasadnieniu do projektu ustawy.
Doradcy podatkowi, z którymi rozmawiała PAP nie mają wątpliwości, że - wbrew uzasadnieniu do ustawy - w nowelizacji zmieniono przepis podatkowy, który w ogóle nie jest powiązany z najmem mieszkań. Oznacza to, że stawce 8,5-proc. może podlegać najem każdej nieruchomości, bez względu na jej przeznaczenie.
PAP zapytała resort finansów, czy zmiana w ustawie o podatku ryczałtowym będzie miała zastosowanie tylko do najmu mieszkań, czy też każdego najmu np. nieruchomości komercyjnych i czy taka była intencja rządu.
"Przepisy o zryczałtowanym podatku dochodowym dotyczą nie tylko przychodów z najmu lokali mieszkalnych, ale i z innych tytułów" - poinformowało MF. Jako przykłady wskazało przychody z: najmu ściany budynku pod nośnik reklamowy, dzierżawy gruntu pod wiatraki czy konstrukcje nośników reklamowych, najmu garażu. "Zatem, ryczałtem mogą być opodatkowane także przychody z najmu +nieruchomości komercyjnych+, o ile stanowią one odrębne od pozarolniczej działalności gospodarczej źródło przychodów" - napisało MF.
Resort wyjaśnił, że "prognozowany w wysokości 81 mln zł skutek budżetowy spowodowany likwidacją 20-proc. stawki ryczałtu powinien zatem zostać zniwelowany wzrostem dochodów budżetowych wynikającym ze zwiększonego zainteresowania tą formą opodatkowania, a także absorpcją szarej strefy występującej w tym obszarze".
Według Marka Kolibskiego doradcy podatkowego z kancelarii Kolibski Nikończyk Dec & Partnerzy zmiana spowoduje, że właściciele nieruchomości komercyjnych, opodatkowani np. na zasadach ogólnych, będą mogli przejść na 8,5-proc. podatek ryczałtowy. "Muszą tylko przeliczyć czy, uwzględniając wysokość amortyzacji, będzie im się to opłacać" - powiedział Kolibski. Zaznaczył, że zmiana będzie opłacalna szczególnie dla posiadaczy lokali starszych, które się już zamortyzowały. Decyzję muszą podjąć do 20 stycznia przyszłego roku.
Obecnie limit 4 tys. euro powoduje, że opodatkowanie ryczałtem przychodów z nieruchomości komercyjnych nie opłaca się, bowiem po jego przekroczeniu trzeba płacić 20-proc. podatek. Poza tym do kosztów uzyskania przychodu nie można zaliczyć m.in. wartości amortyzacji oraz odsetek od rat kredytu, za który kupiono nieruchomość.
Nowelizacja ustawy o ochronie praw lokatorów reguluje kwestie tzw. najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną, ale nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali.
Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Najemca zobowiązuje się w niej, że jeśli nie będzie przestrzegał warunków umowy, musi wyprowadzić się z zajmowanego mieszkania. Taki lokator będzie też musiał wskazać w umowie inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji. Na żądanie wynajmującego, musi dołączyć do umowy oświadczenie z notarialnie poświadczonym podpisem. Ma to zapobiec podawaniu fikcyjnych adresów.
Właściciel, który będzie chciał skorzystać z przepisów dotyczących najmu okazjonalnego, będzie musiał zgłosić zawarcie umowy w urzędzie skarbowym. Te rozwiązania mają doprowadzić do zmniejszenia tzw. szarej strefy na rynku wynajmu mieszkań i zwiększenia liczby legalnie wynajmowanych lokali.
źródło informacji: PAP
Pytanie nr 1. Czy będzie łatwiej, czy trudniej uzyskać kredyt?
Na pewno łatwiej i to znacznie. Do gry wejdzie więcej banków, które znów zaczną rywalizować między sobą o klientów. Pojawią się więc oferty lepsze niż obecnie (niższe marże, mniejsze opłaty okołokredytowe, większa dostępność kredytów w walutach obcych). Ale na pewno sytuacja nie poprawi się znacząco, jeśli chodzi o badanie zdolności kredytowej. Duża grupa osób słabiej zarabiających, tak jak teraz nie ma szans na kredyt, tak też nie będzie ich miała w 2010 roku. Czekają nas więc - na pewno - zmiany na lepsze, ale nie w kwestii obniżania pułapu zdolności kredytowej.
Pytanie nr 2. Od kiedy będzie można liczyć na lepsze oferty?
Najwięcej zacznie się ich pojawiać pod koniec I kwartału 2010 r. Początek roku dla banków to okres ocen wyników za rok poprzedni (a te często będą słabiutkie) i czas na tworzenie polityki na okres następny, w tym - przede wszystkim - szukanie dochodów. Bankowcy jednym chórem dojdą do wniosku, że wyniki są słabe, bo było za mało kredytów. Gdzie więc jest szansa na zarobek w tej dziedzinie? Oczywiście w "hipotece". Pożyczki gotówkowe już spłacają się bardzo słabo, a kredyty dla firm nie mają takiego "wzięcia" na rynku, jak hipoteczne.
Co więcej, kredyty na działalność gospodarczą wciąż przez niektóre banki uważane są za kredyty wysokiego ryzyka. A więc po raportach i naradach (styczeń - luty 2010 r.) na wiosnę na pewno będziemy mieli znowu rozkwit bankowości hipotecznej i walkę o udział w rynku.
Pytanie nr 3. Jaka waluta kredytu będzie najbardziej popularna?
To, na co klient zwraca największą uwagę przy porównywaniu ofert, to wysokość miesięcznej raty, którą będzie spłacał. Spójrzmy na temat walut z punktu widzenia bankowców. Wrócić na rynek kredytów hipotecznych jest łatwo, ale czym przyciągnąć kredytobiorców? Co zrobić, aby odświeżona oferta dobrze się sprzedawała? Kredytem w rodzimej walucie rynku na pewno nie podbijemy, więc pozostają waluty. A więc, po kolei: frank szwajcarski - NIE (odchodzi powoli do lamusa - waluta trudno dostępna w dobrej cenie na rynku międzybankowym), dolar amerykański - NIE (bo kurs dolara wobec złotówki i euro jest w dużym stopniu nieprzewidywalny), pozostaje - euro. Można na 90 proc. zakładać, że królem "hipotek" w 2010 r. stanie się kredyt we wspólnej walucie. W mojej opinii już pod koniec pierwszego półrocza 2010 r. będzie on najczęściej wybierany przez rodzimych kredytobiorców.
Pytanie nr 4. Na jakie marże można liczyć ubiegając się o kredyt w 2010 r.?
Banki, udzielając kredytów mają za zadanie na tym zarabiać, a koszt pieniądza na rynku międzybankowym obecnie jest (i pewno nie zmieni się to w przyszłym roku) znacznie wyższy niż w okresie "przed kryzysem". Nie liczmy zatem, że znowu pojawią się na rynku oferty kredytów hipotecznych z marżą poniżej 1 proc. Mniejsze pole do popisu dają bankowcom kredyty złotówkowe - jak nie ma spreadu (różnica pomiędzy kursem kupna (wypłaty) a sprzedaży (spłaty) zaciągniętego zobowiązania (kredytu walutowego) - red.), w trakcie spłaty bank zarabia tylko na marży. Uważam, że w tej sytuacji najniższe marże kredytów w złotych będą oscylować na poziomie 2 proc.-2,2 proc.
W dużo lepszej sytuacji będą te banki, które zdecydują się na sprzedaż kredytów w walutach obcych, w tym przede wszystkim w euro. Obecnie stosowane (i zaakceptowane przez rynek) "widełki kursowe", nazywane fachowo spreadem, to poziom 8-10 proc., czasem nawet więcej. Przy tak gigantycznym dochodzie na kursach walut, banki na pewno sukcesywnie będą schodzić z marż. Ale też nie sądzę, aby w pierwszej połowie przyszłego roku spadły one poniżej 1,7 - 2 proc.
Nawet przy marży (przy kredycie w euro) na poziomie 2 proc. dostaniemy kredyt z oprocentowaniem poniżej 3 proc., co będzie powodowało bardzo znaczące oszczędności przy każdej racie (kredyt w rodzimej walucie będzie kosztował od 6 proc. do 7 proc.). Jeśli banki zauważą, że przyszłość "hipotek" to kredyty walutowe, utrzyma się też tendencja stopniowego obniżania marż, a wtedy, pewnie pod koniec 2010 r., marże przy kredycie w euro na poziomie 1,5-1,7 proc. będą uznawane za dość normalne.
Pytanie nr 5. Co z "Rodziną na Swoim"? Czy kredyt dalej będzie u nas tak poszukiwany, jak obecnie?
ardzo liczę, że ktoś w końcu policzy koszty tej akcji (dla budżetu) i kredyt z dopłatą zostanie całkowicie wycofany ze sprzedaży. Na razie widać tylko powszechną radość, że liczba udzielanych kredytów w tej formie stale rośnie. Na pewno w roku bieżącym 31 000 szczęśliwców obdarowanych zostanie przez nasz hojny rząd kwotą ok. 100 000 zł. Obdarowanych właściwie za nic.
Miejmy nadzieję, że w końcu rządowy kurek z kosztownymi prezentami, jakimi są te kredyty, zostanie zakręcony, ponieważ obdarowanymi tak hojnie z państwowej kasy są - bardzo często - osoby zamożne. A z drugiej strony z braku kasy zamyka się szpitale, a oprócz służby zdrowia pewnie wkrótce rozłoży się na łopatki państwowe szkolnictwo (też ze względu na "cięcia" budżetowe na edukację i głodowe pensje dla nauczycieli z sektora publicznego).
Pytanie nr 6. Czy rynek nieruchomości się ożywi?
Oczywiście. Skoro będzie dużo łatwiej z kredytami, będzie też dużo więcej kupujących. Poza tym w ostatnich miesiącach znacznie poprawiły się tzw. nastroje społeczne, głównie w związku z tym, o czym informują nas wszystkie media: kryzys już za nami. Co prawda wcześniej - z tego samego źródła - płynęły informacje, że czeka nas na pewno bliska katastrofa i wszyscy pójdziemy z torbami, no ale to było przecież ponad rok temu...
Pytanie nr 7. Czy mieszkania będą tanieć?
Jak mogą tanieć, skoro na rynek szturmem wrócą kupujący, a deweloperzy przez długi okres pauzowali i nie rozpoczynali nowych inwestycji? Wniosek - będzie na pewno drożej.
Z pewnymi wyjątkami. Wciąż bardzo kiepsko wygląda rynek "dużych" mieszkań (i domów), czyli takich o powierzchni powyżej 80 m kw. Te niestety masowo zalegają u deweloperów. W związku z tym sądzę, że w tym segmencie rynku będzie można trafić naprawdę świetną okazję. Najszybciej będzie rosła cen mieszkań do ok. 50 m kw w dobrych lokalizacjach. Jeśli więc ktoś właśnie takiego lokalu szuka - radzę się mocno pośpieszyć.
Krzysztof Oppenheim
interia.pl
Pytanie nr 1. Czy będzie łatwiej, czy trudniej uzyskać kredyt?
Na pewno łatwiej i to znacznie. Do gry wejdzie więcej banków, które znów zaczną rywalizować między sobą o klientów. Pojawią się więc oferty lepsze niż obecnie (niższe marże, mniejsze opłaty okołokredytowe, większa dostępność kredytów w walutach obcych). Ale na pewno sytuacja nie poprawi się znacząco, jeśli chodzi o badanie zdolności kredytowej. Duża grupa osób słabiej zarabiających, tak jak teraz nie ma szans na kredyt, tak też nie będzie ich miała w 2010 roku. Czekają nas więc - na pewno - zmiany na lepsze, ale nie w kwestii obniżania pułapu zdolności kredytowej.
Pytanie nr 2. Od kiedy będzie można liczyć na lepsze oferty?
Najwięcej zacznie się ich pojawiać pod koniec I kwartału 2010 r. Początek roku dla banków to okres ocen wyników za rok poprzedni (a te często będą słabiutkie) i czas na tworzenie polityki na okres następny, w tym - przede wszystkim - szukanie dochodów. Bankowcy jednym chórem dojdą do wniosku, że wyniki są słabe, bo było za mało kredytów. Gdzie więc jest szansa na zarobek w tej dziedzinie? Oczywiście w "hipotece". Pożyczki gotówkowe już spłacają się bardzo słabo, a kredyty dla firm nie mają takiego "wzięcia" na rynku, jak hipoteczne.
Co więcej, kredyty na działalność gospodarczą wciąż przez niektóre banki uważane są za kredyty wysokiego ryzyka. A więc po raportach i naradach (styczeń - luty 2010 r.) na wiosnę na pewno będziemy mieli znowu rozkwit bankowości hipotecznej i walkę o udział w rynku.
Pytanie nr 3. Jaka waluta kredytu będzie najbardziej popularna?
To, na co klient zwraca największą uwagę przy porównywaniu ofert, to wysokość miesięcznej raty, którą będzie spłacał. Spójrzmy na temat walut z punktu widzenia bankowców. Wrócić na rynek kredytów hipotecznych jest łatwo, ale czym przyciągnąć kredytobiorców? Co zrobić, aby odświeżona oferta dobrze się sprzedawała? Kredytem w rodzimej walucie rynku na pewno nie podbijemy, więc pozostają waluty. A więc, po kolei: frank szwajcarski - NIE (odchodzi powoli do lamusa - waluta trudno dostępna w dobrej cenie na rynku międzybankowym), dolar amerykański - NIE (bo kurs dolara wobec złotówki i euro jest w dużym stopniu nieprzewidywalny), pozostaje - euro. Można na 90 proc. zakładać, że królem "hipotek" w 2010 r. stanie się kredyt we wspólnej walucie. W mojej opinii już pod koniec pierwszego półrocza 2010 r. będzie on najczęściej wybierany przez rodzimych kredytobiorców.
Pytanie nr 4. Na jakie marże można liczyć ubiegając się o kredyt w 2010 r.?
Banki, udzielając kredytów mają za zadanie na tym zarabiać, a koszt pieniądza na rynku międzybankowym obecnie jest (i pewno nie zmieni się to w przyszłym roku) znacznie wyższy niż w okresie "przed kryzysem". Nie liczmy zatem, że znowu pojawią się na rynku oferty kredytów hipotecznych z marżą poniżej 1 proc. Mniejsze pole do popisu dają bankowcom kredyty złotówkowe - jak nie ma spreadu (różnica pomiędzy kursem kupna (wypłaty) a sprzedaży (spłaty) zaciągniętego zobowiązania (kredytu walutowego) - red.), w trakcie spłaty bank zarabia tylko na marży. Uważam, że w tej sytuacji najniższe marże kredytów w złotych będą oscylować na poziomie 2 proc.-2,2 proc.
W dużo lepszej sytuacji będą te banki, które zdecydują się na sprzedaż kredytów w walutach obcych, w tym przede wszystkim w euro. Obecnie stosowane (i zaakceptowane przez rynek) "widełki kursowe", nazywane fachowo spreadem, to poziom 8-10 proc., czasem nawet więcej. Przy tak gigantycznym dochodzie na kursach walut, banki na pewno sukcesywnie będą schodzić z marż. Ale też nie sądzę, aby w pierwszej połowie przyszłego roku spadły one poniżej 1,7 - 2 proc.
Nawet przy marży (przy kredycie w euro) na poziomie 2 proc. dostaniemy kredyt z oprocentowaniem poniżej 3 proc., co będzie powodowało bardzo znaczące oszczędności przy każdej racie (kredyt w rodzimej walucie będzie kosztował od 6 proc. do 7 proc.). Jeśli banki zauważą, że przyszłość "hipotek" to kredyty walutowe, utrzyma się też tendencja stopniowego obniżania marż, a wtedy, pewnie pod koniec 2010 r., marże przy kredycie w euro na poziomie 1,5-1,7 proc. będą uznawane za dość normalne.
Pytanie nr 5. Co z "Rodziną na Swoim"? Czy kredyt dalej będzie u nas tak poszukiwany, jak obecnie?
ardzo liczę, że ktoś w końcu policzy koszty tej akcji (dla budżetu) i kredyt z dopłatą zostanie całkowicie wycofany ze sprzedaży. Na razie widać tylko powszechną radość, że liczba udzielanych kredytów w tej formie stale rośnie. Na pewno w roku bieżącym 31 000 szczęśliwców obdarowanych zostanie przez nasz hojny rząd kwotą ok. 100 000 zł. Obdarowanych właściwie za nic.
Miejmy nadzieję, że w końcu rządowy kurek z kosztownymi prezentami, jakimi są te kredyty, zostanie zakręcony, ponieważ obdarowanymi tak hojnie z państwowej kasy są - bardzo często - osoby zamożne. A z drugiej strony z braku kasy zamyka się szpitale, a oprócz służby zdrowia pewnie wkrótce rozłoży się na łopatki państwowe szkolnictwo (też ze względu na "cięcia" budżetowe na edukację i głodowe pensje dla nauczycieli z sektora publicznego).
Pytanie nr 6. Czy rynek nieruchomości się ożywi?
Oczywiście. Skoro będzie dużo łatwiej z kredytami, będzie też dużo więcej kupujących. Poza tym w ostatnich miesiącach znacznie poprawiły się tzw. nastroje społeczne, głównie w związku z tym, o czym informują nas wszystkie media: kryzys już za nami. Co prawda wcześniej - z tego samego źródła - płynęły informacje, że czeka nas na pewno bliska katastrofa i wszyscy pójdziemy z torbami, no ale to było przecież ponad rok temu...
Pytanie nr 7. Czy mieszkania będą tanieć?
Jak mogą tanieć, skoro na rynek szturmem wrócą kupujący, a deweloperzy przez długi okres pauzowali i nie rozpoczynali nowych inwestycji? Wniosek - będzie na pewno drożej.
Z pewnymi wyjątkami. Wciąż bardzo kiepsko wygląda rynek "dużych" mieszkań (i domów), czyli takich o powierzchni powyżej 80 m kw. Te niestety masowo zalegają u deweloperów. W związku z tym sądzę, że w tym segmencie rynku będzie można trafić naprawdę świetną okazję. Najszybciej będzie rosła cen mieszkań do ok. 50 m kw w dobrych lokalizacjach. Jeśli więc ktoś właśnie takiego lokalu szuka - radzę się mocno pośpieszyć.
Krzysztof Oppenheim
interia.pl
Przez ten czas ministerstwo przekazało do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) dane osób uprawnionych do wypłaty 23 tys. 266 odszkodowań.
"W listopadzie 2009 r. przekazano do BGK dane osób uprawnionych do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza obecnymi granicami Rzeczypospolitej Polskiej, umożliwiające wypłatę w grudniu bieżącego roku 885 rekompensat" - napisano w komunikacie resortu.
Ustawa o realizacji prawa do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza granicami RP przyznaje uprawnionym osobom odszkodowania w wysokości 20 proc. wartości mienia.
Chodzi o mienie pozostawione przez osoby przesiedlone w latach 1944-1952 z terenów należących przed II wojną światową do Polski. Odszkodowania za mienie zabużańskie są wypłacane z Funduszu Rekompensacyjnego. Fundusz zasilają środki ze sprzedaży gruntów przez Agencję Nieruchomości Rolnych.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Przez ten czas ministerstwo przekazało do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) dane osób uprawnionych do wypłaty 23 tys. 266 odszkodowań.
"W listopadzie 2009 r. przekazano do BGK dane osób uprawnionych do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza obecnymi granicami Rzeczypospolitej Polskiej, umożliwiające wypłatę w grudniu bieżącego roku 885 rekompensat" - napisano w komunikacie resortu.
Ustawa o realizacji prawa do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza granicami RP przyznaje uprawnionym osobom odszkodowania w wysokości 20 proc. wartości mienia.
Chodzi o mienie pozostawione przez osoby przesiedlone w latach 1944-1952 z terenów należących przed II wojną światową do Polski. Odszkodowania za mienie zabużańskie są wypłacane z Funduszu Rekompensacyjnego. Fundusz zasilają środki ze sprzedaży gruntów przez Agencję Nieruchomości Rolnych.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Chodzi o głośną przed laty sprawę zakupu przez łódzki oddział ZUS nieruchomości od firmy "Infolex". Drugim z oskarżonych w tej sprawie jest właściciel tej firmy Jerzy W.
Sąd odwoławczy uznał, iż sąd I instancji popełnił przede wszystkim błędy proceduralne. Okazało się, po rozpoczęciu od nowa procesu, który trzeba było zacząć po śmierci najpierw jednego z ławników, a później jednego z obrońców, że nie wszyscy członkowie składu orzekającego mieli dostęp do akt poufnych w tej sprawie. To - zdaniem sądu odwoławczego - "niedopuszczalny błąd w procedurze procesowej".
Sąd I instancji miał też naruszyć tzw. zasadę bezpośredniości. Powinien bowiem "bezpośrednio zetknąć się z dowodami, aby za ich pośrednictwem dokonać ustaleń faktycznych", a tego nie zrobił. Dlatego wyrok, który zapadł wobec oskarżonych, został uchylony w całości, a sprawa trafi do ponownego rozpoznania.
Wyrok w sprawie zakupu przez łódzki oddział ZUS nieruchomości od firmy "Infolex" zapadł w lipcu ub. roku. Łódzki sąd rejonowy skazał Bolesława P. na trzy lata więzienia; Jerzy W. został skazany na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Od wyroku apelację wniosła prokuratura i obrońcy, którzy chcieli ponownego procesu.
Sprawa sprzedaży budynku dotyczy końca lat 90. ub. stulecia. W lipcu 1999 r. łódzki oddział ZUS kupił od "Infoleksu" biurowiec i grunty na swoją nową siedzibę, przepłacając - według prokuratury - ponad 14,5 mln zł. Nieruchomość "Infolex" kupił kilka tygodni wcześniej od zakładu "Próchnik" za niespełna 10,5 mln zł, a sprzedał ZUS za ponad 25 mln zł. Tymczasem biegli oszacowali wówczas wartość obiektu na ok. 11 mln zł. Okazało się, że Bolesław P. był wcześniej pełnomocnikiem "Infoleksu".
Prokuratura zarzuciła dwóm oskarżonym z Łodzi, że w celu osiągnięcia korzyści majątkowej podejmowali czynności mające doprowadzić do zakupu przez ZUS nieruchomości za cenę znacznie przekraczającą jej wartość. W sprawie oskarżono także dwoje urzędników centrali ZUS w Warszawie: ówczesnego członka zarządu Joannę L. oraz dyrektor Biura ds. Inwestycji Piotra G. Zarzucono im niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru nad transakcją.
Proces toczył się w sumie ponad siedem lat. Wszyscy oskarżeni od początku nie przyznawali się do winy. Oskarżyciel domagał się dla nich kar od dwóch lat więzienia w zawieszeniu do 4,5 roku więzienia dla Bolesława P. W pewnym momencie proces został przerwany, bo zmarł jeden z ławników. Potem zginął tragicznie jeden z obrońców i proces musiał się rozpocząć od nowa.
Skazując oskarżonych sąd pierwszej instancji uznał, że Bolesław P. i Jerzy W. byli w zmowie i działali wspólnie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej dla "Infoleksu". Uznał, że nieruchomość była warta 10,5 mln zł i za tyle powinien ją kupić ZUS, który "przepłacił" 14,5 mln zł. Sąd surowiej ukarał Bolesława P., który jako dyrektor był odpowiedzialny za majątek ZUS. Jerzemu W. natomiast zawiesił karę m.in. dlatego, by mógł on poprzez swoją działalność gospodarczą spłacić wciąż ogromne należności wobec ZUS. Sąd uniewinnił natomiast urzędników z warszawskiej centrali ZUS uznając, że byli oni wprowadzani w błąd przez Bolesława P.
Na wniosek łódzkiej prokuratury sąd kilka lat temu unieważnił umowę kupna - sprzedaży między ZUS i "Infoleksem" jako naruszającą przepisy ustawy o zamówieniach publicznych. Wyrok ten dał podstawę ZUS do domagania się od "Infoleksu" zwrotu poniesionych nakładów. Budynek niszczał; zajął go komornik. Obiekt był kilkakrotnie wystawiany na licytację. W końcu dwa lata temu udało się go sprzedać inwestorowi za ponad 19 mln zł.
Chodzi o głośną przed laty sprawę zakupu przez łódzki oddział ZUS nieruchomości od firmy "Infolex". Drugim z oskarżonych w tej sprawie jest właściciel tej firmy Jerzy W.
Sąd odwoławczy uznał, iż sąd I instancji popełnił przede wszystkim błędy proceduralne. Okazało się, po rozpoczęciu od nowa procesu, który trzeba było zacząć po śmierci najpierw jednego z ławników, a później jednego z obrońców, że nie wszyscy członkowie składu orzekającego mieli dostęp do akt poufnych w tej sprawie. To - zdaniem sądu odwoławczego - "niedopuszczalny błąd w procedurze procesowej".
Sąd I instancji miał też naruszyć tzw. zasadę bezpośredniości. Powinien bowiem "bezpośrednio zetknąć się z dowodami, aby za ich pośrednictwem dokonać ustaleń faktycznych", a tego nie zrobił. Dlatego wyrok, który zapadł wobec oskarżonych, został uchylony w całości, a sprawa trafi do ponownego rozpoznania.
Wyrok w sprawie zakupu przez łódzki oddział ZUS nieruchomości od firmy "Infolex" zapadł w lipcu ub. roku. Łódzki sąd rejonowy skazał Bolesława P. na trzy lata więzienia; Jerzy W. został skazany na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Od wyroku apelację wniosła prokuratura i obrońcy, którzy chcieli ponownego procesu.
Sprawa sprzedaży budynku dotyczy końca lat 90. ub. stulecia. W lipcu 1999 r. łódzki oddział ZUS kupił od "Infoleksu" biurowiec i grunty na swoją nową siedzibę, przepłacając - według prokuratury - ponad 14,5 mln zł. Nieruchomość "Infolex" kupił kilka tygodni wcześniej od zakładu "Próchnik" za niespełna 10,5 mln zł, a sprzedał ZUS za ponad 25 mln zł. Tymczasem biegli oszacowali wówczas wartość obiektu na ok. 11 mln zł. Okazało się, że Bolesław P. był wcześniej pełnomocnikiem "Infoleksu".
Prokuratura zarzuciła dwóm oskarżonym z Łodzi, że w celu osiągnięcia korzyści majątkowej podejmowali czynności mające doprowadzić do zakupu przez ZUS nieruchomości za cenę znacznie przekraczającą jej wartość. W sprawie oskarżono także dwoje urzędników centrali ZUS w Warszawie: ówczesnego członka zarządu Joannę L. oraz dyrektor Biura ds. Inwestycji Piotra G. Zarzucono im niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru nad transakcją.
Proces toczył się w sumie ponad siedem lat. Wszyscy oskarżeni od początku nie przyznawali się do winy. Oskarżyciel domagał się dla nich kar od dwóch lat więzienia w zawieszeniu do 4,5 roku więzienia dla Bolesława P. W pewnym momencie proces został przerwany, bo zmarł jeden z ławników. Potem zginął tragicznie jeden z obrońców i proces musiał się rozpocząć od nowa.
Skazując oskarżonych sąd pierwszej instancji uznał, że Bolesław P. i Jerzy W. byli w zmowie i działali wspólnie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej dla "Infoleksu". Uznał, że nieruchomość była warta 10,5 mln zł i za tyle powinien ją kupić ZUS, który "przepłacił" 14,5 mln zł. Sąd surowiej ukarał Bolesława P., który jako dyrektor był odpowiedzialny za majątek ZUS. Jerzemu W. natomiast zawiesił karę m.in. dlatego, by mógł on poprzez swoją działalność gospodarczą spłacić wciąż ogromne należności wobec ZUS. Sąd uniewinnił natomiast urzędników z warszawskiej centrali ZUS uznając, że byli oni wprowadzani w błąd przez Bolesława P.
Na wniosek łódzkiej prokuratury sąd kilka lat temu unieważnił umowę kupna - sprzedaży między ZUS i "Infoleksem" jako naruszającą przepisy ustawy o zamówieniach publicznych. Wyrok ten dał podstawę ZUS do domagania się od "Infoleksu" zwrotu poniesionych nakładów. Budynek niszczał; zajął go komornik. Obiekt był kilkakrotnie wystawiany na licytację. W końcu dwa lata temu udało się go sprzedać inwestorowi za ponad 19 mln zł.
Właścicielami znacznej części nieruchomości historycznych w Polsce są Skarb Państwa, głównie Agencja Nieruchomości Rolnych, i gminy. Mają z nimi coraz poważniejszy dylemat: albo zrujnować swoje finanse, by nie dopuścić do ruiny, albo być świadkiem ich samozniszczenia. Nic dziwnego, że pukają do różnych drzwi, za którymi jest kapitał, który mógłby wesprzeć cenne zabytki. Najczęściej w sukurs gminom przychodził przemysł i prywatni przedsiębiorcy. Ostatnio jednak ten trend zamiera. Co więcej, wiele firm, które weszły w posiadanie zabytkowych nieruchomości, teraz chciałoby się ich pozbyć.
Właścicielami znacznej części nieruchomości historycznych w Polsce są Skarb Państwa, głównie Agencja Nieruchomości Rolnych, i gminy. Mają z nimi coraz poważniejszy dylemat: albo zrujnować swoje finanse, by nie dopuścić do ruiny, albo być świadkiem ich samozniszczenia. Nic dziwnego, że pukają do różnych drzwi, za którymi jest kapitał, który mógłby wesprzeć cenne zabytki. Najczęściej w sukurs gminom przychodził przemysł i prywatni przedsiębiorcy. Ostatnio jednak ten trend zamiera. Co więcej, wiele firm, które weszły w posiadanie zabytkowych nieruchomości, teraz chciałoby się ich pozbyć.
O złożeniu do szefowej komisji Elżbiety Jakubiak (PiS), podpisanego przez ponad 15 posłów wniosku o zwołanie posiedzenia w tej sprawie, poinformował w poniedziałek podczas konferencji prasowej w Katowicach poseł PiS Grzegorz Janik.
Dodał, że decyzja o terminie spotkania komisji ma zapaść najdalej na początku przyszłego tygodnia. Według posła, jest "wielce prawdopodobne", że mimo okresu przedświątecznego, posiedzenie w tej sprawie odbędzie się jeszcze przed końcem grudnia.
"Jest sprawą bulwersującą, że szefowie spółki przyznają sobie nagrody - ponad 100 tys. zł - mimo iż jest to spółka Skarbu Państwa. Mają jakieś pozawierane tajne kontrakty z rządem, których nie chcą udostępnić (). Tam rzeczywiście muszą być zapisane jakieś rzeczy niestworzone, skoro wszyscy boją się pokazać te kontrakty" - ocenił Janik.
Według niego, przedstawiciele Ministerstwa Sportu deklarowali wcześniej, że udostępnią kontrakty komisji, tak się jednak nie stało.
"Gdy dochodzi do konkretów, zaczynają się wykręcać; ktoś powiedział, że one (kontrakty - PAP) są tajne. To spółka Skarbu Państwa i tutaj nie ma mowy o tajności tych kontraktów (). Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale mówi się, że po zakończonych mistrzostwach mają być wypłacone według tych kontraktów wielomilionowe premie dla zarządu PL.2012" - mówił Janik.
Uczestniczący w katowickiej konferencji inny poseł PiS, Jacek Falfus, uważa, że kontraktami szefów PL.2012 powinna zająć się Najwyższa Izba Kontroli.
"W wyniku tego posiedzenia (komisji - PAP) niewątpliwie wystąpimy - jeżeli nie decyzją całej komisji, to na pewno jako posłowie PiS - do NIK-u o kontrolę kwestii zarobkowania zarządu, i nie tylko zarządu, spółki PL.2012 i doprowadzimy do dodatkowej kontroli NIK-u" - zapowiedział Falfus.
Pos. Janik ubolewał, że posłowie nie mogą uzyskać dostępu do treści kontraktów, które powinny być jawne. Ironizował, że parlamentarzyści powinni stworzyć stronę internetową z adresem "panowie pokażcie kontrakty", na wzór założonej przez środowisko kibiców strony "koniec PZPN".
Posłowie komisji sportu, kultury fizycznej i turystyki zajmowali się sprawą spółki PL.2012 m.in. w listopadzie, kiedy odrzucili w pierwszym czytaniu poselski projekt nowelizacji ustawy o przygotowaniu Euro 2012, zakładający uchylenie punktu wyłączającego zarządy spółek celowych z przepisów tzw. ustawy kominowej. Ogranicza ona wynagrodzenia do wysokości sześciu średnich krajowych. Dla spółki PL.2012 zmiana skutkowałaby ograniczeniem wynagrodzenia z ok. 30 do niespełna 20 tys. zł.
Minister sportu zapewniał wówczas posłów, że resort ma plan obniżenia kosztów funkcjonowania spółek, a już w 2009 r. budżet spółki PL.2012 udało się zredukować z blisko 37 do ok. 24 mln zł.
Podczas posiedzenia posłowie PiS i Lewicy przypominali, że komisja od kilku miesięcy bezskutecznie domaga się od ministerstwa udostępnienia kontraktów menedżerskich prezesów spółek. Szefowa komisji, Elżbieta Jakubiak, zastanawiała się, czy od strony prawnej legalne jest zawieranie kontraktów z członkami zarządów spółek Skarbu Państwa.
Posłowie Janik i Falfus uczestniczyli w poniedziałek w Katowicach w konferencji, podczas której reprezentanci regionalnego PiS negatywnie ocenili skutki dwóch lat rządów PO w woj. śląskim.
Mówiąc o rządowym programie budowy boisk "Orlik", Janik ocenił, że w istocie ich budowę finansują samorządy. Jego zdaniem, przy średnim koszcie obiektu rzędu 1,5 mln zł, samorząd odprowadza ok. 330 tys. zł podatku VAT - mniej więcej tyle ile na budowę daje budżet państwa. "Łatwo wyliczyć, że budżet państwa do budowy +Orlików+ nie dołożył ani złotówki" - uważa Janik.
O złożeniu do szefowej komisji Elżbiety Jakubiak (PiS), podpisanego przez ponad 15 posłów wniosku o zwołanie posiedzenia w tej sprawie, poinformował w poniedziałek podczas konferencji prasowej w Katowicach poseł PiS Grzegorz Janik.
Dodał, że decyzja o terminie spotkania komisji ma zapaść najdalej na początku przyszłego tygodnia. Według posła, jest "wielce prawdopodobne", że mimo okresu przedświątecznego, posiedzenie w tej sprawie odbędzie się jeszcze przed końcem grudnia.
"Jest sprawą bulwersującą, że szefowie spółki przyznają sobie nagrody - ponad 100 tys. zł - mimo iż jest to spółka Skarbu Państwa. Mają jakieś pozawierane tajne kontrakty z rządem, których nie chcą udostępnić (). Tam rzeczywiście muszą być zapisane jakieś rzeczy niestworzone, skoro wszyscy boją się pokazać te kontrakty" - ocenił Janik.
Według niego, przedstawiciele Ministerstwa Sportu deklarowali wcześniej, że udostępnią kontrakty komisji, tak się jednak nie stało.
"Gdy dochodzi do konkretów, zaczynają się wykręcać; ktoś powiedział, że one (kontrakty - PAP) są tajne. To spółka Skarbu Państwa i tutaj nie ma mowy o tajności tych kontraktów (). Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale mówi się, że po zakończonych mistrzostwach mają być wypłacone według tych kontraktów wielomilionowe premie dla zarządu PL.2012" - mówił Janik.
Uczestniczący w katowickiej konferencji inny poseł PiS, Jacek Falfus, uważa, że kontraktami szefów PL.2012 powinna zająć się Najwyższa Izba Kontroli.
"W wyniku tego posiedzenia (komisji - PAP) niewątpliwie wystąpimy - jeżeli nie decyzją całej komisji, to na pewno jako posłowie PiS - do NIK-u o kontrolę kwestii zarobkowania zarządu, i nie tylko zarządu, spółki PL.2012 i doprowadzimy do dodatkowej kontroli NIK-u" - zapowiedział Falfus.
Pos. Janik ubolewał, że posłowie nie mogą uzyskać dostępu do treści kontraktów, które powinny być jawne. Ironizował, że parlamentarzyści powinni stworzyć stronę internetową z adresem "panowie pokażcie kontrakty", na wzór założonej przez środowisko kibiców strony "koniec PZPN".
Posłowie komisji sportu, kultury fizycznej i turystyki zajmowali się sprawą spółki PL.2012 m.in. w listopadzie, kiedy odrzucili w pierwszym czytaniu poselski projekt nowelizacji ustawy o przygotowaniu Euro 2012, zakładający uchylenie punktu wyłączającego zarządy spółek celowych z przepisów tzw. ustawy kominowej. Ogranicza ona wynagrodzenia do wysokości sześciu średnich krajowych. Dla spółki PL.2012 zmiana skutkowałaby ograniczeniem wynagrodzenia z ok. 30 do niespełna 20 tys. zł.
Minister sportu zapewniał wówczas posłów, że resort ma plan obniżenia kosztów funkcjonowania spółek, a już w 2009 r. budżet spółki PL.2012 udało się zredukować z blisko 37 do ok. 24 mln zł.
Podczas posiedzenia posłowie PiS i Lewicy przypominali, że komisja od kilku miesięcy bezskutecznie domaga się od ministerstwa udostępnienia kontraktów menedżerskich prezesów spółek. Szefowa komisji, Elżbieta Jakubiak, zastanawiała się, czy od strony prawnej legalne jest zawieranie kontraktów z członkami zarządów spółek Skarbu Państwa.
Posłowie Janik i Falfus uczestniczyli w poniedziałek w Katowicach w konferencji, podczas której reprezentanci regionalnego PiS negatywnie ocenili skutki dwóch lat rządów PO w woj. śląskim.
Mówiąc o rządowym programie budowy boisk "Orlik", Janik ocenił, że w istocie ich budowę finansują samorządy. Jego zdaniem, przy średnim koszcie obiektu rzędu 1,5 mln zł, samorząd odprowadza ok. 330 tys. zł podatku VAT - mniej więcej tyle ile na budowę daje budżet państwa. "Łatwo wyliczyć, że budżet państwa do budowy +Orlików+ nie dołożył ani złotówki" - uważa Janik.
Rynek mieszkaniowy rośnie systematycznie od 2004 r. Deweloperzy oddali wówczas do użytku 24 tys. mieszkań, a cztery lata później już ponad 66 tys. Udział przedsiębiorstw deweloperskich w całkowitej podaży wzrósł w ciągu 4 lat z 9 do 40 proc. Według raportu CEE Property Group, w ciągu trzech ostatnich lat liczba nowych mieszkań wzrosła o 43 proc. ze 115 tys. w roku 2006 do 165 tys. w ub.r. W pierwszych 9 miesiącach 2009 r. do użytku oddano 115 tys. mieszkań. Autorzy raportu szacują, że w ciągu całego roku liczba nowych mieszkań wahać się będzie między 160-170 tys., czyli podobnie jak w roku ubiegłym. Oznacza to, że kryzys nie odcisnął jeszcze piętna na branży budowlanej, a spadek nowo oddawanych mieszkań może być widoczny dopiero w 2010 i 2011 r.
W bieżącym roku największe miasta zapewne nie zanotują spadku liczby mieszkań oddawanych do użytkowania (z wyjątkiem Gdańska). W Warszawie liczba mieszkań oddanych do użytku w pierwszej połowie 2009 r. była o 11 proc. wyższa niż rok temu, w Krakowie o 73 proc., Wrocławiu o 81 proc., a w Poznaniu o 31 proc. Tylko w Gdańsku zanotowano spadek o 14 proc. Analiza cen transakcyjnych mieszkań w latach 2006-2009 dla wybranych miast Polski wg danych ZBP wskazuje, że po okresie gwałtownych wzrostów w latach 2006-2007 rok 2008 przyniósł istotną zmianę. Nastąpiło wynikające z naturalnego cyklu koniunkturalnego wyhamowanie dynamiki wzrostu cen. W drugiej połowie roku, na skutek m.in. ograniczeń kredytowania, znacznie zmalała liczba zawieranych transakcji, zmieniła się struktura obrotu, a także wystąpiły realne spadki cen. Zmiana struktury polegała głównie na spadku udziału mieszkań droższych w obrocie m.in. na skutek wprowadzenia programu „Rodzina na swoim”.
Najgłębsze zmiany występują na największych rynkach, gdzie w okresie boomu dochodziło do zakupów inwestycyjnych na dużą skalę. Począwszy od drugiego kwartału 2009 można mówić o stabilizacji cen transakcyjnych. Jednocześnie widać wzrost ilości transakcji. Obecnie zarówno po stronie podażowej jak i popytowej brak jest przesłanek, które wskazywałyby na radykalne zmiany cen w najbliższym okresie.
Dane dotyczące cen transakcyjnych zakupu nieruchomości pokazują, że spadek cen wyhamował, a w kilku dużych miastach, takich jak Wrocław, Łódź czy Katowice w ostatnich kwartałach ceny nieruchomości pozostawały niemalże na tym samym poziomie. Odnotowano natomiast wzrost cen transakcyjnych gruntów rolnych, widoczny praktycznie we wszystkich województwach w Polsce. Kolejne kwartały pozwolą na zdefiniowanie trendu na rynku nieruchomości.
Najwyższe są ceny mieszkań warszawskich. Osiągają nawet 10 tys. zł za metr kwadratowy. Średnia cena dla Warszawy to 6,83 tys. zł za metr kwadratowy, podczas gdy w drugiej co do wysokości cen Małopolsce metr kwadratowy mieszkania kosztuje średnio 5,97 tys. zł. Najniższe ceny notuje się w województwie lubuskim – 2,92 tys. zł za metr kwadratowy.
Rynek mieszkaniowy rośnie systematycznie od 2004 r. Deweloperzy oddali wówczas do użytku 24 tys. mieszkań, a cztery lata później już ponad 66 tys. Udział przedsiębiorstw deweloperskich w całkowitej podaży wzrósł w ciągu 4 lat z 9 do 40 proc. Według raportu CEE Property Group, w ciągu trzech ostatnich lat liczba nowych mieszkań wzrosła o 43 proc. ze 115 tys. w roku 2006 do 165 tys. w ub.r. W pierwszych 9 miesiącach 2009 r. do użytku oddano 115 tys. mieszkań. Autorzy raportu szacują, że w ciągu całego roku liczba nowych mieszkań wahać się będzie między 160-170 tys., czyli podobnie jak w roku ubiegłym. Oznacza to, że kryzys nie odcisnął jeszcze piętna na branży budowlanej, a spadek nowo oddawanych mieszkań może być widoczny dopiero w 2010 i 2011 r.
W bieżącym roku największe miasta zapewne nie zanotują spadku liczby mieszkań oddawanych do użytkowania (z wyjątkiem Gdańska). W Warszawie liczba mieszkań oddanych do użytku w pierwszej połowie 2009 r. była o 11 proc. wyższa niż rok temu, w Krakowie o 73 proc., Wrocławiu o 81 proc., a w Poznaniu o 31 proc. Tylko w Gdańsku zanotowano spadek o 14 proc. Analiza cen transakcyjnych mieszkań w latach 2006-2009 dla wybranych miast Polski wg danych ZBP wskazuje, że po okresie gwałtownych wzrostów w latach 2006-2007 rok 2008 przyniósł istotną zmianę. Nastąpiło wynikające z naturalnego cyklu koniunkturalnego wyhamowanie dynamiki wzrostu cen. W drugiej połowie roku, na skutek m.in. ograniczeń kredytowania, znacznie zmalała liczba zawieranych transakcji, zmieniła się struktura obrotu, a także wystąpiły realne spadki cen. Zmiana struktury polegała głównie na spadku udziału mieszkań droższych w obrocie m.in. na skutek wprowadzenia programu „Rodzina na swoim”.
Najgłębsze zmiany występują na największych rynkach, gdzie w okresie boomu dochodziło do zakupów inwestycyjnych na dużą skalę. Począwszy od drugiego kwartału 2009 można mówić o stabilizacji cen transakcyjnych. Jednocześnie widać wzrost ilości transakcji. Obecnie zarówno po stronie podażowej jak i popytowej brak jest przesłanek, które wskazywałyby na radykalne zmiany cen w najbliższym okresie.
Dane dotyczące cen transakcyjnych zakupu nieruchomości pokazują, że spadek cen wyhamował, a w kilku dużych miastach, takich jak Wrocław, Łódź czy Katowice w ostatnich kwartałach ceny nieruchomości pozostawały niemalże na tym samym poziomie. Odnotowano natomiast wzrost cen transakcyjnych gruntów rolnych, widoczny praktycznie we wszystkich województwach w Polsce. Kolejne kwartały pozwolą na zdefiniowanie trendu na rynku nieruchomości.
Najwyższe są ceny mieszkań warszawskich. Osiągają nawet 10 tys. zł za metr kwadratowy. Średnia cena dla Warszawy to 6,83 tys. zł za metr kwadratowy, podczas gdy w drugiej co do wysokości cen Małopolsce metr kwadratowy mieszkania kosztuje średnio 5,97 tys. zł. Najniższe ceny notuje się w województwie lubuskim – 2,92 tys. zł za metr kwadratowy.
Banki nie dają kredytów deweloperom mającym nadwyżkę mieszkań lub gruntów pod budowę. Ograniczanie dostępu do kredytów zredukowało nowe budowy nawet o 75 proc. Kupujący mieszkanie powinni dokładnie sprawdzić dewelopera i źródła finansowania inwestycji.
Banki coraz częściej odmawiają deweloperom przyznania kredytów na inwestycje. Powstają nawet tzw. czarne listy deweloperów, a firmy budowlane, które się na nich znajdą, nie mają szans na kredyt. Bez kredytu ukończenie dużej inwestycji mieszkaniowej może okazać się niewykonalne. Zagrożenie dla kupujących nowe mieszkania jest bardzo duże. Przekonali się o tym ostatnio klienci spółki Management, dewelopera spod Szczecina, którzy na skutek upadłości dewelopera zostali bez pieniędzy i mieszkań.
Mała liczba nowo rozpoczynanych inwestycji mieszkaniowych powoduje, że już w przyszłym roku większość gotowych mieszkań zostanie sprzedana. Wyczerpanie się zasobów mieszkaniowych doprowadzi z kolei do wzrostu cen. Zdaniem niektórych ekspertów może on wynieść nawet 10 proc.
– Trudno jest powiedzieć dziś, o ile mieszkania zdrożeją. Zawsze jednak nadwyżka popytu nad podażą prowadzi do wzrostu cen – uważa ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Ochrona konsumentów
Tworzenie czarnych list deweloperów skutkuje nie tylko ograniczeniami w dostępie do kredytów, a w konsekwencji wzrostem cen mieszkań. To także przestroga dla osób, które są zainteresowane zakupem mieszkania. Przed podjęciem takiej decyzji powinny one dokładnie sprawdzić, czy dany deweloper jest wypłacalny i czy ma zabezpieczone środki finansowe na dokończenie inwestycji. Jeśli bowiem deweloper, z którym podpisaliśmy umowę, ogłosi upadłość, znajdziemy się w ciężkiej sytuacji. Szanse na odzyskanie pieniędzy są znikome.
Zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym nabywcy mieszkań są dopiero w III grupie wierzycieli. W pierwszej kolejności z majątku upadłego dewelopera zaspokajane są m.in. wszystkie koszty postępowania upadłościowego, należności z tytułu składek na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i chorobowe pracowników oraz należności ze stosunku pracy. Pozostała część majątku przekazywana jest na pokrycie wszystkich zobowiązań podatkowych dłużnika. Dopiero po uregulowaniu tych należności, jeżeli z majątku dewelopera jeszcze coś zostanie, swoich roszczeń mogą dochodzić klienci.
– Osoby, które wpłaciły pieniądze na poczet nabycia mieszkań, są w zasadzie takimi wierzycielami dewelopera, jak firmy budowlane, dostawcy materiałów, zakłady energetyczne oraz inne podmioty, którym deweloper był winny pieniądze – mówi Aneta Styrnik z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Kontrola dewelopera
Klienci, którzy chcą ograniczyć ryzyko utraty pieniędzy i mieszkania, powinni bardzo dokładnie sprawdzić, jaka jest kondycja finansowa dewelopera. Można to zrobić na wiele sposobów. Przede wszystkim należy przeczytać uważnie umowę i skonsultować ją z prawnikiem. Warto zwrócić uwagę na niedozwolone klauzule, które stosują nieuczciwi deweloperzy. Można je sprawdzić w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wypłacalność firmy klienci mogą sprawdzić w Krajowym Rejestrze Sądowym. Ważnym źródłem informacji może być też internet, w którym bardzo szybko pojawiają się informacje o problemach finansowych danej spółki. W internecie funkcjonują też czarne listy deweloperów, które są tworzone przez klientów, którzy przy zakupie mieszkania mieli problemy z daną firmą.
166 tys. mieszkań oddano do użytkowania w 2008 roku
Arkadiusz Jaraszek
Banki nie dają kredytów deweloperom mającym nadwyżkę mieszkań lub gruntów pod budowę. Ograniczanie dostępu do kredytów zredukowało nowe budowy nawet o 75 proc. Kupujący mieszkanie powinni dokładnie sprawdzić dewelopera i źródła finansowania inwestycji.
Banki coraz częściej odmawiają deweloperom przyznania kredytów na inwestycje. Powstają nawet tzw. czarne listy deweloperów, a firmy budowlane, które się na nich znajdą, nie mają szans na kredyt. Bez kredytu ukończenie dużej inwestycji mieszkaniowej może okazać się niewykonalne. Zagrożenie dla kupujących nowe mieszkania jest bardzo duże. Przekonali się o tym ostatnio klienci spółki Management, dewelopera spod Szczecina, którzy na skutek upadłości dewelopera zostali bez pieniędzy i mieszkań.
Mała liczba nowo rozpoczynanych inwestycji mieszkaniowych powoduje, że już w przyszłym roku większość gotowych mieszkań zostanie sprzedana. Wyczerpanie się zasobów mieszkaniowych doprowadzi z kolei do wzrostu cen. Zdaniem niektórych ekspertów może on wynieść nawet 10 proc.
– Trudno jest powiedzieć dziś, o ile mieszkania zdrożeją. Zawsze jednak nadwyżka popytu nad podażą prowadzi do wzrostu cen – uważa ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Ochrona konsumentów
Tworzenie czarnych list deweloperów skutkuje nie tylko ograniczeniami w dostępie do kredytów, a w konsekwencji wzrostem cen mieszkań. To także przestroga dla osób, które są zainteresowane zakupem mieszkania. Przed podjęciem takiej decyzji powinny one dokładnie sprawdzić, czy dany deweloper jest wypłacalny i czy ma zabezpieczone środki finansowe na dokończenie inwestycji. Jeśli bowiem deweloper, z którym podpisaliśmy umowę, ogłosi upadłość, znajdziemy się w ciężkiej sytuacji. Szanse na odzyskanie pieniędzy są znikome.
Zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym nabywcy mieszkań są dopiero w III grupie wierzycieli. W pierwszej kolejności z majątku upadłego dewelopera zaspokajane są m.in. wszystkie koszty postępowania upadłościowego, należności z tytułu składek na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i chorobowe pracowników oraz należności ze stosunku pracy. Pozostała część majątku przekazywana jest na pokrycie wszystkich zobowiązań podatkowych dłużnika. Dopiero po uregulowaniu tych należności, jeżeli z majątku dewelopera jeszcze coś zostanie, swoich roszczeń mogą dochodzić klienci.
– Osoby, które wpłaciły pieniądze na poczet nabycia mieszkań, są w zasadzie takimi wierzycielami dewelopera, jak firmy budowlane, dostawcy materiałów, zakłady energetyczne oraz inne podmioty, którym deweloper był winny pieniądze – mówi Aneta Styrnik z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Kontrola dewelopera
Klienci, którzy chcą ograniczyć ryzyko utraty pieniędzy i mieszkania, powinni bardzo dokładnie sprawdzić, jaka jest kondycja finansowa dewelopera. Można to zrobić na wiele sposobów. Przede wszystkim należy przeczytać uważnie umowę i skonsultować ją z prawnikiem. Warto zwrócić uwagę na niedozwolone klauzule, które stosują nieuczciwi deweloperzy. Można je sprawdzić w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wypłacalność firmy klienci mogą sprawdzić w Krajowym Rejestrze Sądowym. Ważnym źródłem informacji może być też internet, w którym bardzo szybko pojawiają się informacje o problemach finansowych danej spółki. W internecie funkcjonują też czarne listy deweloperów, które są tworzone przez klientów, którzy przy zakupie mieszkania mieli problemy z daną firmą.
166 tys. mieszkań oddano do użytkowania w 2008 roku
Arkadiusz Jaraszek
- Miernikiem może być zmiana cen w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Średnie ceny w tym okresie wzrosły w Krakowie (0,1 proc.), Poznaniu (0,1 proc.), Gdańsku (1,3 proc.) i Gdyni (0,4 proc.). - czytamy w raporcie.
W skali roku mamy do czynienia z bardzo zbliżonym, w ujęciu procentowym, spadkiem cen we wszystkich omawianych miastach, wynoszącym około 6 proc..
Natomiast spadek średnich cen od września 2008, kiedy to osiągnęły one najwyższy poziom, jest nieco wyższy i wynosi odpowiednio: 6 proc. w Gdańsku, 7 proc. w Poznaniu, 8 proc. w Warszawie, 10 proc. w Krakowie i 11 proc. we Wrocławiu i Sopocie.
RAPORT SZYBKO.PL i EXPANDERA W SKRÓCIE:
- Rynek kredytów mieszkaniowych wykazuje coraz więcej oznak ożywienia. Kolejne banki wprowadzają promocyjne oferty. Nowością jest poprawa przeciętnych warunków kredytowania
- Grudzień jest drugim miesiącem z rzędu w którym spadła przeciętna marża kredytów w złotych. Po ośmiomiesięcznej stabilizacji na poziomie 2,8 proc.,spadła ona do 2,5 proc..Na korzystniejszych warunkach można też zaciągnąć kredyt w euro
- Rata nowego kredytu w złotych na kwotę 300 tys. zł (30 lat) jest w grudniu o 20 zł niższa niż w listopadzie. Rata nowego kredytu w euro spadła o 28 zł
- Rozbieżność w racie między najdroższym i najtańszym kredytem w złotych na kwotę 300 tys. zł (30 lat) wynosi 671 zł. W przypadku oferty w euro różnica wynosi 917 zł
- Listopad na wtórnym rynku nieruchomości nie przyniósł żadnych niespodzianek. W grupie najdroższych miast średnie ceny spadły w listopadzie o 0,4 proc., a w miastach ze średnimi cenami na poziomie od 4 do 5 tys. o 0,2 proc.
- W listopadzie największa obniżka miała miejsce w Szczecinie -2,2 proc.
* Koszty wynajmu mieszkań spadają nadal i to w zdecydowanie szybszym tempie niż koszty zakupu. Największe 13 proc. obniżki opłat za wynajem, w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku, miały miejsce w Warszawie i we Wrocławiu- W najmniejszym stopniu staniał wynajem kawalerek: od 3 proc. w Gdańsku do 11 proc. w Warszawie.
Źródło: money.pl
- Miernikiem może być zmiana cen w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Średnie ceny w tym okresie wzrosły w Krakowie (0,1 proc.), Poznaniu (0,1 proc.), Gdańsku (1,3 proc.) i Gdyni (0,4 proc.). - czytamy w raporcie.
W skali roku mamy do czynienia z bardzo zbliżonym, w ujęciu procentowym, spadkiem cen we wszystkich omawianych miastach, wynoszącym około 6 proc..
Natomiast spadek średnich cen od września 2008, kiedy to osiągnęły one najwyższy poziom, jest nieco wyższy i wynosi odpowiednio: 6 proc. w Gdańsku, 7 proc. w Poznaniu, 8 proc. w Warszawie, 10 proc. w Krakowie i 11 proc. we Wrocławiu i Sopocie.
RAPORT SZYBKO.PL i EXPANDERA W SKRÓCIE:
- Rynek kredytów mieszkaniowych wykazuje coraz więcej oznak ożywienia. Kolejne banki wprowadzają promocyjne oferty. Nowością jest poprawa przeciętnych warunków kredytowania
- Grudzień jest drugim miesiącem z rzędu w którym spadła przeciętna marża kredytów w złotych. Po ośmiomiesięcznej stabilizacji na poziomie 2,8 proc.,spadła ona do 2,5 proc..Na korzystniejszych warunkach można też zaciągnąć kredyt w euro
- Rata nowego kredytu w złotych na kwotę 300 tys. zł (30 lat) jest w grudniu o 20 zł niższa niż w listopadzie. Rata nowego kredytu w euro spadła o 28 zł
- Rozbieżność w racie między najdroższym i najtańszym kredytem w złotych na kwotę 300 tys. zł (30 lat) wynosi 671 zł. W przypadku oferty w euro różnica wynosi 917 zł
- Listopad na wtórnym rynku nieruchomości nie przyniósł żadnych niespodzianek. W grupie najdroższych miast średnie ceny spadły w listopadzie o 0,4 proc., a w miastach ze średnimi cenami na poziomie od 4 do 5 tys. o 0,2 proc.
- W listopadzie największa obniżka miała miejsce w Szczecinie -2,2 proc.
* Koszty wynajmu mieszkań spadają nadal i to w zdecydowanie szybszym tempie niż koszty zakupu. Największe 13 proc. obniżki opłat za wynajem, w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku, miały miejsce w Warszawie i we Wrocławiu- W najmniejszym stopniu staniał wynajem kawalerek: od 3 proc. w Gdańsku do 11 proc. w Warszawie.
Źródło: money.pl
Prawidłowe oświetlenie w biurze to podstawa. W dużej mierze to, jakie panują pod tym względem warunki w miejscu pracy, przekłada się bezpośrednio na samopoczucie pracowników i skuteczność wykonywanych przez nich obowiązków. Podstawą właściwego funkcjonowania w pomieszczeniach biurowych jest dobranie optymalnego oświetlenia.
Dlatego też, aby zapobiec spadkowi energii i motywacji do działania, powinno ono być zaprojektowane w sposób konsekwentny i rozsądny. Kiedy możliwości wykorzystania światła dziennego się kończą, należy więc pomyśleć o właściwym doświetleniu wnętrza za pomocą sztucznego światła.
- Przy projektowaniu oświetlenia we wnętrzu biurowym trzeba wziąć pod uwagę kilka bardzo istotnych kwestii, m.in. położenie obiektu oraz wymiary powierzchni, następnie tryb pracy (nocny lub dzienny) oraz jej charakter (np. praca głównie przed komputerem) – wyjaśnia Maciej Leonhard z firmy LARS.
Równie ważne jest określenie, czy dana przestrzeń biurowa jest zbudowana na planie otwartym czy dominują w niej raczej mniejsze pomieszczenia przeznaczone dla maksymalnie kilku osób. Dobór oświetlenia determinuje również rodzaj wnętrza biurowego oraz funkcja, jaką powinno spełniać. Zatem bez względu na to czy projektujemy oświetlenie call center, sali konferencyjnej, holu, recepcji, pokoju szkoleniowego czy nawet pomieszczenia gospodarczego, powinno być ono zorganizowane w sposób elastyczny, dopasowane do przeznaczenia przestrzeni oraz potrzeb użytkowników.
- Oświetlenie może pełnić również funkcję drogowskazu, ułatwiając poruszanie się po całej przestrzeni biurowej, może także wskazywać istotne punkty czy miejsca, jak np. wyjście na klatkę schodową czy wyjście ewakuacyjne. Jest to istotne szczególnie z punktu widzenia bezpieczeństwa pracy – podkreśla Leonhard.
Światło jako element dekoracyjny może także pomóc podkreślić walory estetyczne wnętrza, tworząc w nim przyjazny nastrój i klimat.
Światło w biurze
Oświetlenie biurowe można podzielić na główne i miejscowe (punktowe). W pierwszej kolejności konieczne jest zaprojektowanie oświetlenia głównego, ponieważ dostarcza ono najwięcej światła, doświetlając całą przestrzeń biurową.
W biurach o charakterze otwartego planu i rozległej powierzchni, najczęściej stosuje się świetlówki liniowe, umieszczane w płytach sufitów podwieszanych. Taki rodzaj oświetlenia jednak rzadko występuje samodzielnie. - Aby uzyskać możliwie najlepszy efekt, oświetlenie główne często wspomaga skoncentrowane oświetlenie miejscowe, czyli różnego typu lampki, halogeny oraz bardzo modne i popularne produkty korzystające z technologii LED (m.in. węże świetlne, neony, światłowody, przewody, panele, tuby, dostępne w różnych kolorach i kształtach) – tłumaczy Maciej Leonhard.
Światło punktowe jest nie tylko użytecznym rozwiązaniem, ale również bardzo wygodnym z punktu widzenia indywidualnego użytkownika. Dodatkowe źródło światła na biurku (np. lampkę), można bowiem dowolnie ustawiać na wysokość oraz optymalnie regulować kąt padania wiązki światła. – Szczególnie dobrze sprawdzają się w biurach wszelkie elementy świetlne, w których zamiast tradycyjnych żarówek czy świetlówek, znajdują się diody LED. Są one zdecydowanie trwalsze i bardziej energooszczędne, a i możliwości ich zastosowania stale rosną – mówi Maciej Leonhard.
Praca biurowa to wbrew pozorom bardzo męczące zajęcie. Od długiego siedzenia za biurkiem może ucierpieć nasz kręgosłup, a od ciągłego patrzenia w ekran monitora - również wzrok. Aby wypełnianie obowiązków służbowych było sprawne i efektywne, a wśród pracowników panowało zadowolenie i wysoka motywacja, konieczne jest zapewnienie optymalnych warunków do pracy. Właściwie dobrane oświetlenie to jeden z podstawowych wyznaczników komfortu i bezpieczeństwa w miejscu pracy.
Źródło: Yasna
Prawidłowe oświetlenie w biurze to podstawa. W dużej mierze to, jakie panują pod tym względem warunki w miejscu pracy, przekłada się bezpośrednio na samopoczucie pracowników i skuteczność wykonywanych przez nich obowiązków. Podstawą właściwego funkcjonowania w pomieszczeniach biurowych jest dobranie optymalnego oświetlenia.
Dlatego też, aby zapobiec spadkowi energii i motywacji do działania, powinno ono być zaprojektowane w sposób konsekwentny i rozsądny. Kiedy możliwości wykorzystania światła dziennego się kończą, należy więc pomyśleć o właściwym doświetleniu wnętrza za pomocą sztucznego światła.
- Przy projektowaniu oświetlenia we wnętrzu biurowym trzeba wziąć pod uwagę kilka bardzo istotnych kwestii, m.in. położenie obiektu oraz wymiary powierzchni, następnie tryb pracy (nocny lub dzienny) oraz jej charakter (np. praca głównie przed komputerem) – wyjaśnia Maciej Leonhard z firmy LARS.
Równie ważne jest określenie, czy dana przestrzeń biurowa jest zbudowana na planie otwartym czy dominują w niej raczej mniejsze pomieszczenia przeznaczone dla maksymalnie kilku osób. Dobór oświetlenia determinuje również rodzaj wnętrza biurowego oraz funkcja, jaką powinno spełniać. Zatem bez względu na to czy projektujemy oświetlenie call center, sali konferencyjnej, holu, recepcji, pokoju szkoleniowego czy nawet pomieszczenia gospodarczego, powinno być ono zorganizowane w sposób elastyczny, dopasowane do przeznaczenia przestrzeni oraz potrzeb użytkowników.
- Oświetlenie może pełnić również funkcję drogowskazu, ułatwiając poruszanie się po całej przestrzeni biurowej, może także wskazywać istotne punkty czy miejsca, jak np. wyjście na klatkę schodową czy wyjście ewakuacyjne. Jest to istotne szczególnie z punktu widzenia bezpieczeństwa pracy – podkreśla Leonhard.
Światło jako element dekoracyjny może także pomóc podkreślić walory estetyczne wnętrza, tworząc w nim przyjazny nastrój i klimat.
Światło w biurze
Oświetlenie biurowe można podzielić na główne i miejscowe (punktowe). W pierwszej kolejności konieczne jest zaprojektowanie oświetlenia głównego, ponieważ dostarcza ono najwięcej światła, doświetlając całą przestrzeń biurową.
W biurach o charakterze otwartego planu i rozległej powierzchni, najczęściej stosuje się świetlówki liniowe, umieszczane w płytach sufitów podwieszanych. Taki rodzaj oświetlenia jednak rzadko występuje samodzielnie. - Aby uzyskać możliwie najlepszy efekt, oświetlenie główne często wspomaga skoncentrowane oświetlenie miejscowe, czyli różnego typu lampki, halogeny oraz bardzo modne i popularne produkty korzystające z technologii LED (m.in. węże świetlne, neony, światłowody, przewody, panele, tuby, dostępne w różnych kolorach i kształtach) – tłumaczy Maciej Leonhard.
Światło punktowe jest nie tylko użytecznym rozwiązaniem, ale również bardzo wygodnym z punktu widzenia indywidualnego użytkownika. Dodatkowe źródło światła na biurku (np. lampkę), można bowiem dowolnie ustawiać na wysokość oraz optymalnie regulować kąt padania wiązki światła. – Szczególnie dobrze sprawdzają się w biurach wszelkie elementy świetlne, w których zamiast tradycyjnych żarówek czy świetlówek, znajdują się diody LED. Są one zdecydowanie trwalsze i bardziej energooszczędne, a i możliwości ich zastosowania stale rosną – mówi Maciej Leonhard.
Praca biurowa to wbrew pozorom bardzo męczące zajęcie. Od długiego siedzenia za biurkiem może ucierpieć nasz kręgosłup, a od ciągłego patrzenia w ekran monitora - również wzrok. Aby wypełnianie obowiązków służbowych było sprawne i efektywne, a wśród pracowników panowało zadowolenie i wysoka motywacja, konieczne jest zapewnienie optymalnych warunków do pracy. Właściwie dobrane oświetlenie to jeden z podstawowych wyznaczników komfortu i bezpieczeństwa w miejscu pracy.
Źródło: Yasna
- Pierwszą zmianę tłumaczyć należy przede wszystkim rozpoczęciem sprzedaży nowych inwestycji wycenionych z uwagi na aktualne warunki rynkowe poniżej średniej ceny dotychczasowej oferty, natomiast wzrost średniej ceny mieszkań sprzedanych najlepiej tłumaczy proces wyprzedawania się najbardziej atrakcyjnych cenowo lokali - zauważają autorzy opracowania.
Średnia cena mieszkań dostępnych w ofercie w siedmiu głównych miastach ukształtowała się w listopadzie na poziomie 7786 złłmkw. Z kolei średnia cena mieszkań sprzedanych utrzymuje się od początku roku praktycznie na stałym poziomie. W listopadzie wyniosła 7033 zł/mkw.
Co przyniosą najbliższe miesiące? Według autorów raportu po okresie wstrzymywania się deweloperów z wprowadzaniem do sprzedaży nowych inwestycji, od wakacji obserwujemy pewne ożywienie inwestycyjne na rynku mieszkaniowym. O ile w Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie na rynek nadal trafiają pojedyncze, zwykle kameralne projekty, to w Warszawie i Trójmieście deweloperzy rozpoczynają sprzedaż nowych lokali zdecydowanie częściej niż w I połowie roku.
Nadal dominują inwestycje bądź ich etapy z niewielką liczbą mieszkań w ofercie, pojawiają się jednak także duże inwestycje z kilkuset mieszkaniami do nabycia.
- Rozpoczynanie przez deweloperów coraz liczniejszych projektów sprawia, że oferta mieszkaniowa na poszczególnych rynkach staje się coraz bardziej zróżnicowana - dostępne są zarówno mieszkania gotowe jak i te znajdujące się na etapie tzw. dziury w ziemi, co zwiększa możliwości wyboru klientów i uchroni rynek mieszkaniowy przed dużą luką podażową na przełomie 2010 i 2011 roku.
- Pierwszą zmianę tłumaczyć należy przede wszystkim rozpoczęciem sprzedaży nowych inwestycji wycenionych z uwagi na aktualne warunki rynkowe poniżej średniej ceny dotychczasowej oferty, natomiast wzrost średniej ceny mieszkań sprzedanych najlepiej tłumaczy proces wyprzedawania się najbardziej atrakcyjnych cenowo lokali - zauważają autorzy opracowania.
Średnia cena mieszkań dostępnych w ofercie w siedmiu głównych miastach ukształtowała się w listopadzie na poziomie 7786 złłmkw. Z kolei średnia cena mieszkań sprzedanych utrzymuje się od początku roku praktycznie na stałym poziomie. W listopadzie wyniosła 7033 zł/mkw.
Co przyniosą najbliższe miesiące? Według autorów raportu po okresie wstrzymywania się deweloperów z wprowadzaniem do sprzedaży nowych inwestycji, od wakacji obserwujemy pewne ożywienie inwestycyjne na rynku mieszkaniowym. O ile w Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie na rynek nadal trafiają pojedyncze, zwykle kameralne projekty, to w Warszawie i Trójmieście deweloperzy rozpoczynają sprzedaż nowych lokali zdecydowanie częściej niż w I połowie roku.
Nadal dominują inwestycje bądź ich etapy z niewielką liczbą mieszkań w ofercie, pojawiają się jednak także duże inwestycje z kilkuset mieszkaniami do nabycia.
- Rozpoczynanie przez deweloperów coraz liczniejszych projektów sprawia, że oferta mieszkaniowa na poszczególnych rynkach staje się coraz bardziej zróżnicowana - dostępne są zarówno mieszkania gotowe jak i te znajdujące się na etapie tzw. dziury w ziemi, co zwiększa możliwości wyboru klientów i uchroni rynek mieszkaniowy przed dużą luką podażową na przełomie 2010 i 2011 roku.
Przeprowadzana dwa razy do roku ankieta stawek czynszowych w biurowcach na całym świecie pokazuje, że londyński West End, gdzie za metr kwadratowy trzeba zapłacić ponad 113 EUR, prześcignął Tokio, które ze stawkami około 105 EUR w dzielnicach centralnych i 85 EUR poza centrum, zajmuje drugie i trzecie miejsce. Hong Kong znalazł się na czwartym, a Moskwa na piątym miejscu. Warszawa zajmuje 45 miejsce ze stawkami około 32 EUR.
Analizy czynszów najmu w raporcie Global Office Rents podane są w EUR za m.kw. miesięcznie, włączając opłaty dodatkowe oraz lokalne podatki. Ranking obejmuje ponad 180 miast na całym świecie.
Kijów (-64,6 proc.), Singapur (-53,4 proc.) i Ho Chi Minh (-45,4 proc.) odnotowały największy spadek procentowy czynszów, natomiast największy wzrost zanotowano w Aberdeen (12,3 proc.), Rio de Janeiro (12,1 proc.) i Istanbule (9 proc.).
Podczas, gdy wartości nieruchomości komercyjnych stabilizują się w części rynków azjatyckich oraz w niektórych dzielnicach Londynu, finansowe fundamenty rynku nieruchomości nadal pozostają osłabione. Jednakże rynek nieruchomości biurowych przechodzi z "intensywnej terapii" na etap "odzyskiwania sił" - czyli jest na najlepszej drodze do powrotu do dobrej kondycji.
- W Warszawie największe spadki mamy już za sobą. Pod koniec roku czynsze osiągną poziom 20 - 23 EUR plus koszty eksploatacyjne na poziomie 5 - 6 EUR miesięcznie za mkw. Spadek Warszawy z pozycji 33 w zeszłym roku na miejsce 45 może tylko zadziałać na naszą korzyść i zainteresować korporacje poszukujące dobrej lokalizacji za niewygórowaną cenę, jak również zachęcić inwestorów do zakupów na naszym rynku (ze względu na możliwe wzrosty wartości kapitałowej projektów) - powiedziała Joanna Mroczek, dyrektor działu badań rynku i doradztwa.
Przeprowadzana dwa razy do roku ankieta stawek czynszowych w biurowcach na całym świecie pokazuje, że londyński West End, gdzie za metr kwadratowy trzeba zapłacić ponad 113 EUR, prześcignął Tokio, które ze stawkami około 105 EUR w dzielnicach centralnych i 85 EUR poza centrum, zajmuje drugie i trzecie miejsce. Hong Kong znalazł się na czwartym, a Moskwa na piątym miejscu. Warszawa zajmuje 45 miejsce ze stawkami około 32 EUR.
Analizy czynszów najmu w raporcie Global Office Rents podane są w EUR za m.kw. miesięcznie, włączając opłaty dodatkowe oraz lokalne podatki. Ranking obejmuje ponad 180 miast na całym świecie.
Kijów (-64,6 proc.), Singapur (-53,4 proc.) i Ho Chi Minh (-45,4 proc.) odnotowały największy spadek procentowy czynszów, natomiast największy wzrost zanotowano w Aberdeen (12,3 proc.), Rio de Janeiro (12,1 proc.) i Istanbule (9 proc.).
Podczas, gdy wartości nieruchomości komercyjnych stabilizują się w części rynków azjatyckich oraz w niektórych dzielnicach Londynu, finansowe fundamenty rynku nieruchomości nadal pozostają osłabione. Jednakże rynek nieruchomości biurowych przechodzi z "intensywnej terapii" na etap "odzyskiwania sił" - czyli jest na najlepszej drodze do powrotu do dobrej kondycji.
- W Warszawie największe spadki mamy już za sobą. Pod koniec roku czynsze osiągną poziom 20 - 23 EUR plus koszty eksploatacyjne na poziomie 5 - 6 EUR miesięcznie za mkw. Spadek Warszawy z pozycji 33 w zeszłym roku na miejsce 45 może tylko zadziałać na naszą korzyść i zainteresować korporacje poszukujące dobrej lokalizacji za niewygórowaną cenę, jak również zachęcić inwestorów do zakupów na naszym rynku (ze względu na możliwe wzrosty wartości kapitałowej projektów) - powiedziała Joanna Mroczek, dyrektor działu badań rynku i doradztwa.
Kamil Wnuk, rzecznik prasowy Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze, które zorganizowało przetarg, powiedział PAP że spółka planuje podpisanie umowy z wykonawcą pod koniec tego lub na początku przyszłego roku.
- Budowa potrwa 12 miesięcy, więc najpóźniej na początku 2011 roku dokończony terminal powinien zostać oddany do użytku - dodał Wnuk.
W przetargu na dokończenie terminala ostateczne oferty złożyło sześć konsorcjów:
- Hochtief Polska Sp. z o.o., Hochtief Construction AG oferta za 93,379 mln zł;
- Mostostal Warszawa SA, Acciona Infraestructuras SA, Eiffage Budownictwo Mitex SA - wartość oferty to 97,542 mln zł;
- Karmar SA, Bouygues Bâtiment International SA, Warbud SA - wartość oferty to 102,333 mln zł;
- Konsorcjum Polimex-Mostostal SA, Astaldi S.p.A. złożyło ofertę za 103,254 mln zł;
- Konsorcjum Porr (Polska) SA, Porr Projekt und Hochbau AG, Porr GmbH, Absberggasse 47 złożyło ofertę za 103,441 mln zł;
- Budimex Dromex SA, Ferrovial Agroman SA, Mostostal Kraków SA - wartość oferty wyniosła 124,196 mln zł.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Kamil Wnuk, rzecznik prasowy Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze, które zorganizowało przetarg, powiedział PAP że spółka planuje podpisanie umowy z wykonawcą pod koniec tego lub na początku przyszłego roku.
- Budowa potrwa 12 miesięcy, więc najpóźniej na początku 2011 roku dokończony terminal powinien zostać oddany do użytku - dodał Wnuk.
W przetargu na dokończenie terminala ostateczne oferty złożyło sześć konsorcjów:
- Hochtief Polska Sp. z o.o., Hochtief Construction AG oferta za 93,379 mln zł;
- Mostostal Warszawa SA, Acciona Infraestructuras SA, Eiffage Budownictwo Mitex SA - wartość oferty to 97,542 mln zł;
- Karmar SA, Bouygues Bâtiment International SA, Warbud SA - wartość oferty to 102,333 mln zł;
- Konsorcjum Polimex-Mostostal SA, Astaldi S.p.A. złożyło ofertę za 103,254 mln zł;
- Konsorcjum Porr (Polska) SA, Porr Projekt und Hochbau AG, Porr GmbH, Absberggasse 47 złożyło ofertę za 103,441 mln zł;
- Budimex Dromex SA, Ferrovial Agroman SA, Mostostal Kraków SA - wartość oferty wyniosła 124,196 mln zł.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Nowelizację ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy, Kodeksu cywilnego i innych ustawach przygotowało Ministerstwo Infrastruktury. Sejm uchwalił ją 5 listopada 2009 r., a Senat przyjął 3 grudnia.
Nowela wprowadza drobną zmianę w ustawie o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne. Znosi 20-proc. stawkę podatku, której podlegają przychody z najmu, i limit przychodów w wysokości 4 tys. euro, po przekroczeniu którego dochodyPozostawia natomiast 8,5-proc. stawkę.
Rząd chciał w ten sposób zachęcić do legalnego wynajmu mieszkań, co ograniczyłoby szarą strefę na tym rynku. "Mając na uwadze sytuację panującą zarówno na rynku mieszkaniowym, jak i na rynkach finansowych, proponuje się wprowadzenie (...) zmiany w zakresie opodatkowania przychodów uzyskiwanych przez osoby fizyczne z tytułu najmu lokalu mieszkalnego" - napisano w uzasadnieniu do projektu ustawy.
Rząd chce zachęcić do legalnego wynajmu mieszkań
Marek Kolibski, doradca podatkowy z kancelarii Kolibski Nikończyk Dec & Partnerzy, zwraca jednak uwagę, że - wbrew uzasadnieniu do ustawy - w nowelizacji zmieniono przepis podatkowy, który w ogóle nie jest powiązany z najmem mieszkań."To oznacza, że stawce 8,5-proc. może podlegać najem każdej nieruchomości, bez względu na jej przeznaczenie, np. lokali użytkowych, sklepów, czy centrów handlowych, z których dochody mogą być bardzo wysokie, pod warunkiem, że ich właściciel jest osobą fizyczną i wybrał tę formę opodatkowania" - wyjaśnił Kolibski.
Podobnego zdania jest menadżer w spółce doradztwa podatkowego Accreo Taxand Michał Galejczuk. "Jest oczywiste, że nowelizacja nie ogranicza zniesienia limitu do najmu mieszkań, ale odnosi się do każdego rodzaju umowy najmu, dzierżawy i innych wymienionych w art. 6a ustawy" - potwierdził. Zaznaczył, że zgodnie z ustawą, podatkiem 8,5-proc. będą objęte dochody z umów, które nie są zawierane w ramach prowadzonej działalności gospodarczej.
Obecnie limit 4 tys. euro
powoduje, że opodatkowanie ryczałtem przychodów z nieruchomości komercyjnych nie opłaca się, bowiem po jego przekroczeniu trzeba płacić 20-proc. podatek. Poza tym do kosztów uzyskania przychodu nie można zaliczyć m.in. wartości amortyzacji oraz odsetek od rat kredytu, za który kupiono nieruchomość. "Teraz system jest domknięty.
Ale właściciele nieruchomości komercyjnych, opodatkowani np. na zasadach ogólnych, będą mogli przejść na 8,5-proc. podatek ryczałtowy. Muszą tylko przeliczyć czy, uwzględniając wysokość amortyzacji, będzie im się to opłacać" - dodał Marek Kolibski. Według niego, zmiana będzie opłacalna szczególnie dla posiadaczy lokali starszych, które się już zamortyzowały. Decyzję muszą podjąć do 20 stycznia przyszłego roku.
MF milczy!
Do czasu publikacji tej depeszy nie otrzymaliśmy stanowiska resortu finansów w tej sprawie.
Nowelizacja ustawy o ochronie praw lokatorów reguluje kwestie tzw. najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną, ale nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali.
Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Najemca zobowiązuje się w niej, że jeśli nie będzie przestrzegał warunków umowy, musi wyprowadzić się z zajmowanego mieszkania. Taki lokator będzie też musiał wskazać w umowie inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji. Na żądanie wynajmującego, musi dołączyć do umowy oświadczenie z notarialnie poświadczonym podpisem.
Ma to zapobiec podawaniu fikcyjnych adresów.
Właściciel, który będzie chciał skorzystać z przepisów dotyczących najmu okazjonalnego, będzie musiał zgłosić zawarcie umowy w urzędzie skarbowym. Te rozwiązania mają doprowadzić do zmniejszenia tzw. szarej strefy na rynku wynajmu mieszkań i zwiększenia liczby legalnie wynajmowanych lokali.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Nowelizację ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy, Kodeksu cywilnego i innych ustawach przygotowało Ministerstwo Infrastruktury. Sejm uchwalił ją 5 listopada 2009 r., a Senat przyjął 3 grudnia.
Nowela wprowadza drobną zmianę w ustawie o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne. Znosi 20-proc. stawkę podatku, której podlegają przychody z najmu, i limit przychodów w wysokości 4 tys. euro, po przekroczeniu którego dochodyPozostawia natomiast 8,5-proc. stawkę.
Rząd chciał w ten sposób zachęcić do legalnego wynajmu mieszkań, co ograniczyłoby szarą strefę na tym rynku. "Mając na uwadze sytuację panującą zarówno na rynku mieszkaniowym, jak i na rynkach finansowych, proponuje się wprowadzenie (...) zmiany w zakresie opodatkowania przychodów uzyskiwanych przez osoby fizyczne z tytułu najmu lokalu mieszkalnego" - napisano w uzasadnieniu do projektu ustawy.
Rząd chce zachęcić do legalnego wynajmu mieszkań
Marek Kolibski, doradca podatkowy z kancelarii Kolibski Nikończyk Dec & Partnerzy, zwraca jednak uwagę, że - wbrew uzasadnieniu do ustawy - w nowelizacji zmieniono przepis podatkowy, który w ogóle nie jest powiązany z najmem mieszkań."To oznacza, że stawce 8,5-proc. może podlegać najem każdej nieruchomości, bez względu na jej przeznaczenie, np. lokali użytkowych, sklepów, czy centrów handlowych, z których dochody mogą być bardzo wysokie, pod warunkiem, że ich właściciel jest osobą fizyczną i wybrał tę formę opodatkowania" - wyjaśnił Kolibski.
Podobnego zdania jest menadżer w spółce doradztwa podatkowego Accreo Taxand Michał Galejczuk. "Jest oczywiste, że nowelizacja nie ogranicza zniesienia limitu do najmu mieszkań, ale odnosi się do każdego rodzaju umowy najmu, dzierżawy i innych wymienionych w art. 6a ustawy" - potwierdził. Zaznaczył, że zgodnie z ustawą, podatkiem 8,5-proc. będą objęte dochody z umów, które nie są zawierane w ramach prowadzonej działalności gospodarczej.
Obecnie limit 4 tys. euro
powoduje, że opodatkowanie ryczałtem przychodów z nieruchomości komercyjnych nie opłaca się, bowiem po jego przekroczeniu trzeba płacić 20-proc. podatek. Poza tym do kosztów uzyskania przychodu nie można zaliczyć m.in. wartości amortyzacji oraz odsetek od rat kredytu, za który kupiono nieruchomość. "Teraz system jest domknięty.
Ale właściciele nieruchomości komercyjnych, opodatkowani np. na zasadach ogólnych, będą mogli przejść na 8,5-proc. podatek ryczałtowy. Muszą tylko przeliczyć czy, uwzględniając wysokość amortyzacji, będzie im się to opłacać" - dodał Marek Kolibski. Według niego, zmiana będzie opłacalna szczególnie dla posiadaczy lokali starszych, które się już zamortyzowały. Decyzję muszą podjąć do 20 stycznia przyszłego roku.
MF milczy!
Do czasu publikacji tej depeszy nie otrzymaliśmy stanowiska resortu finansów w tej sprawie.
Nowelizacja ustawy o ochronie praw lokatorów reguluje kwestie tzw. najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną, ale nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali.
Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Najemca zobowiązuje się w niej, że jeśli nie będzie przestrzegał warunków umowy, musi wyprowadzić się z zajmowanego mieszkania. Taki lokator będzie też musiał wskazać w umowie inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji. Na żądanie wynajmującego, musi dołączyć do umowy oświadczenie z notarialnie poświadczonym podpisem.
Ma to zapobiec podawaniu fikcyjnych adresów.
Właściciel, który będzie chciał skorzystać z przepisów dotyczących najmu okazjonalnego, będzie musiał zgłosić zawarcie umowy w urzędzie skarbowym. Te rozwiązania mają doprowadzić do zmniejszenia tzw. szarej strefy na rynku wynajmu mieszkań i zwiększenia liczby legalnie wynajmowanych lokali.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Jak poinformowała PAP w środę Izabela Sawicka z Ikea, centrum zlokalizowane będzie wzdłuż drogi krajowej nr 4, na ponad 50 hektarach terenu.
- Oprócz naszego sklepu, w centrum znajdować się będą stoiska innych firm, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Podobnie, jak w innych naszych przedsięwzięciach inwestorem jest - należąca do grupy Ikea - Inter Ikea Centre Polska, która zajmie się również kompleksową obsługą obiektu - dodała Sawicka.
W centrum będzie też m.in. szwedzka restauracja oraz specjalny pokój zabaw dla dzieci. Przed budynkiem znajdzie się parking na ponad 1,4 tys. samochodów.
Ikea to szwedzka firma, produkująca i sprzedająca produkty do wyposażenia domu. W Polsce spółka ma osiem sklepów.
Interia.pl
Jak poinformowała PAP w środę Izabela Sawicka z Ikea, centrum zlokalizowane będzie wzdłuż drogi krajowej nr 4, na ponad 50 hektarach terenu.
- Oprócz naszego sklepu, w centrum znajdować się będą stoiska innych firm, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Podobnie, jak w innych naszych przedsięwzięciach inwestorem jest - należąca do grupy Ikea - Inter Ikea Centre Polska, która zajmie się również kompleksową obsługą obiektu - dodała Sawicka.
W centrum będzie też m.in. szwedzka restauracja oraz specjalny pokój zabaw dla dzieci. Przed budynkiem znajdzie się parking na ponad 1,4 tys. samochodów.
Ikea to szwedzka firma, produkująca i sprzedająca produkty do wyposażenia domu. W Polsce spółka ma osiem sklepów.
Interia.pl
Kamil Wnuk, rzecznik prasowy Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze, które zorganizowało przetarg, powiedział PAP że spółka planuje podpisanie umowy z wykonawcą pod koniec tego lub na początku przyszłego roku.
- Budowa potrwa 12 miesięcy, więc najpóźniej na początku 2011 roku dokończony terminal powinien zostać oddany do użytku - dodał Wnuk.
W przetargu na dokończenie terminala ostateczne oferty złożyło sześć konsorcjów:
- Hochtief Polska Sp. z o.o., Hochtief Construction AG oferta za 93,379 mln zł;
- Mostostal Warszawa SA, Acciona Infraestructuras SA, Eiffage Budownictwo Mitex SA - wartość oferty to 97,542 mln zł;
- Karmar SA, Bouygues Bâtiment International SA, Warbud SA - wartość oferty to 102,333 mln zł;
- Konsorcjum Polimex-Mostostal SA, Astaldi S.p.A. złożyło ofertę za 103,254 mln zł;
- Konsorcjum Porr (Polska) SA, Porr Projekt und Hochbau AG, Porr GmbH, Absberggasse 47 złożyło ofertę za 103,441 mln zł;
- Budimex Dromex SA, Ferrovial Agroman SA, Mostostal Kraków SA - wartość oferty wyniosła 124,196 mln zł.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Kamil Wnuk, rzecznik prasowy Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze, które zorganizowało przetarg, powiedział PAP że spółka planuje podpisanie umowy z wykonawcą pod koniec tego lub na początku przyszłego roku.
- Budowa potrwa 12 miesięcy, więc najpóźniej na początku 2011 roku dokończony terminal powinien zostać oddany do użytku - dodał Wnuk.
W przetargu na dokończenie terminala ostateczne oferty złożyło sześć konsorcjów:
- Hochtief Polska Sp. z o.o., Hochtief Construction AG oferta za 93,379 mln zł;
- Mostostal Warszawa SA, Acciona Infraestructuras SA, Eiffage Budownictwo Mitex SA - wartość oferty to 97,542 mln zł;
- Karmar SA, Bouygues Bâtiment International SA, Warbud SA - wartość oferty to 102,333 mln zł;
- Konsorcjum Polimex-Mostostal SA, Astaldi S.p.A. złożyło ofertę za 103,254 mln zł;
- Konsorcjum Porr (Polska) SA, Porr Projekt und Hochbau AG, Porr GmbH, Absberggasse 47 złożyło ofertę za 103,441 mln zł;
- Budimex Dromex SA, Ferrovial Agroman SA, Mostostal Kraków SA - wartość oferty wyniosła 124,196 mln zł.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Listopad był drugim z kolei miesiącem spadku wartości naszego indeksu, po tym jak w okresie czerwiec-wrzesień obserwowaliśmy jego nieznaczny wzrost. Przez ostatnich dziewięć miesięcy (od marca) amplituda wahań naszego indeksu zamknęła się w przedziale 875-906 pkt, a więc wąskim zakresie. Możemy więc mówić o stabilizacji cen w tym czasie, po okresie wcześniejszego dynamicznego spadku cen (od grudnia 2007 r. nasz indeks stracił 10,4 proc.).
Odnotowaliśmy kolejny miesiąc wzrostu liczby transakcji (tym razem wzięliśmy pod uwagę 2951 transakcji), co potwierdza obserwowane ożywienie na rynku kredytów hipotecznych, ale jest również pochodną rozwoju grupy. Nie mniej, liczba wziętych pod uwagę transakcji w żadnej mierze nie jest tożsama z liczbą klientów grupy.
Źródło: Open Finance. Więcej o konstrukcji indeksu poniżej
Również wahania cen w skali rocznej zaczynają się wywłaszczać, wskazując na trwającą już dość długo stabilizację cenową. Tylko w dwóch z szesnastu miast skala zmian w ujęciu rocznym przekracza jeszcze 10 proc. Nadal jednak w większości (dziesiątce) miast ceny transakcyjne są niższe niż przed rokiem. W skali miesiąca odnotowaliśmy taką samą liczbę miast gdzie ceny rosły i spadały (po osiem). Największy wpływ na wartość naszego indeksu mają ceny w Warszawie i Krakowie, gdzie odnotowaliśmy najwięcej transakcji. W tych dwóch miastach ceny spadły, co zadecydowało o ujemnym odczycie indeksu.
Jak zmieniały się ceny transakcyjne w największych miastach Polski w ostatnich 12 miesiącach
miasto |
mediana ceny m2 w listopadzie 2009 r. |
roczna |
miesięczna zmiana ceny |
mediana ceny nieruchomości |
Bydgoszcz |
4096 zł |
4.6% |
2.0% |
214 250 zł |
Gdańsk |
5683 zł |
-3.4% |
0.2% |
297 750 zł |
Gdynia |
5580 zł |
-2.5% |
0.1% |
298 405 zł |
Kraków |
6331 zł |
0.4% |
-0.6% |
329 415 zł |
Lublin |
4651 zł |
-2.8% |
-0.5% |
233 150 zł |
Łódź |
4150 zł |
-0.3% |
-2.6% |
199 200 zł |
Poznań |
5432 zł |
-3.9% |
0.7% |
273 750 zł |
Szczecin |
4851 zł |
0.0% |
1.9% |
275 400 zł |
Warszawa |
7817 zł |
-2.8% |
-0.8% |
401 800 zł |
Wrocław |
6214 zł |
0.8% |
1.8% |
300 073 zł |
Źródło: Open Finance, Home Broker i DomBank na podstawie transakcji przeprowadzonych przez klientów firmy.
Dane mogą nie odzwierciedlać precyzyjnie tendencji na rynku mieszkaniowym.
Komentarz i prognoza
W grudniu nie spodziewamy się rewolucji na rynku mieszkaniowym, choć trzeba pamiętać, że miesiące zimowe zwykle nie służą dobrze sprzedającym mieszkania i mogą przynieść spadek średnich cen. W dłuższym okresie tendencje cenowe mogą zależeć od losów programu "Rodzina na Swoim" oraz implementacji w bankach "Rekomendacji T".
Gdyby te dwa czynniki miały pozostać niezmienne, oczekiwalibyśmy stabilizacji cen z tendencją do ich niewielkiego spadku, ze względu na stopniowe wprowadzanie na rynek nowych projektów realizowanych po niższych kosztach. Również oczekiwane obniżenie limitów cenowych w ramach programu RnS może zmusić sprzedających do obniżenia cen.
Jednak trzeba pamiętać, że deweloperzy dostosowali swoją ofertę do obniżonego popytu (liczba nowych projektów deweloperskich spadła o 40 proc., a liczba nowych kredytów hipotecznych o 35 proc.). Natomiast sam popyt - w obliczu lepszej niż oczekiwano sytuacji na rynku pracy i w całej gospodarce - powinien utrzymać się na dotychczasowym poziomie lub nawet nieznacznie wzrosnąć względem 2009 roku.
W stabilizacji mediany cen pomaga też struktura rynku, na którym większość transakcji dotyczy mieszkań małych i średnich, które w znacznym stopniu oparły się przecenie. Natomiast spadek cen mieszkań dużych może w niewielkim tylko stopniu być odzwierciedlany w danych zbiorczych, ze względu na niewielką liczbę tego typu transakcji.
Emil Szweda, Bernard Waszczyk
Open Finance
skarbiec.biz
Listopad był drugim z kolei miesiącem spadku wartości naszego indeksu, po tym jak w okresie czerwiec-wrzesień obserwowaliśmy jego nieznaczny wzrost. Przez ostatnich dziewięć miesięcy (od marca) amplituda wahań naszego indeksu zamknęła się w przedziale 875-906 pkt, a więc wąskim zakresie. Możemy więc mówić o stabilizacji cen w tym czasie, po okresie wcześniejszego dynamicznego spadku cen (od grudnia 2007 r. nasz indeks stracił 10,4 proc.).
Odnotowaliśmy kolejny miesiąc wzrostu liczby transakcji (tym razem wzięliśmy pod uwagę 2951 transakcji), co potwierdza obserwowane ożywienie na rynku kredytów hipotecznych, ale jest również pochodną rozwoju grupy. Nie mniej, liczba wziętych pod uwagę transakcji w żadnej mierze nie jest tożsama z liczbą klientów grupy.
Źródło: Open Finance. Więcej o konstrukcji indeksu poniżej
Również wahania cen w skali rocznej zaczynają się wywłaszczać, wskazując na trwającą już dość długo stabilizację cenową. Tylko w dwóch z szesnastu miast skala zmian w ujęciu rocznym przekracza jeszcze 10 proc. Nadal jednak w większości (dziesiątce) miast ceny transakcyjne są niższe niż przed rokiem. W skali miesiąca odnotowaliśmy taką samą liczbę miast gdzie ceny rosły i spadały (po osiem). Największy wpływ na wartość naszego indeksu mają ceny w Warszawie i Krakowie, gdzie odnotowaliśmy najwięcej transakcji. W tych dwóch miastach ceny spadły, co zadecydowało o ujemnym odczycie indeksu.
Jak zmieniały się ceny transakcyjne w największych miastach Polski w ostatnich 12 miesiącach
miasto |
mediana ceny m2 w listopadzie 2009 r. |
roczna |
miesięczna zmiana ceny |
mediana ceny nieruchomości |
Bydgoszcz |
4096 zł |
4.6% |
2.0% |
214 250 zł |
Gdańsk |
5683 zł |
-3.4% |
0.2% |
297 750 zł |
Gdynia |
5580 zł |
-2.5% |
0.1% |
298 405 zł |
Kraków |
6331 zł |
0.4% |
-0.6% |
329 415 zł |
Lublin |
4651 zł |
-2.8% |
-0.5% |
233 150 zł |
Łódź |
4150 zł |
-0.3% |
-2.6% |
199 200 zł |
Poznań |
5432 zł |
-3.9% |
0.7% |
273 750 zł |
Szczecin |
4851 zł |
0.0% |
1.9% |
275 400 zł |
Warszawa |
7817 zł |
-2.8% |
-0.8% |
401 800 zł |
Wrocław |
6214 zł |
0.8% |
1.8% |
300 073 zł |
Źródło: Open Finance, Home Broker i DomBank na podstawie transakcji przeprowadzonych przez klientów firmy.
Dane mogą nie odzwierciedlać precyzyjnie tendencji na rynku mieszkaniowym.
Komentarz i prognoza
W grudniu nie spodziewamy się rewolucji na rynku mieszkaniowym, choć trzeba pamiętać, że miesiące zimowe zwykle nie służą dobrze sprzedającym mieszkania i mogą przynieść spadek średnich cen. W dłuższym okresie tendencje cenowe mogą zależeć od losów programu "Rodzina na Swoim" oraz implementacji w bankach "Rekomendacji T".
Gdyby te dwa czynniki miały pozostać niezmienne, oczekiwalibyśmy stabilizacji cen z tendencją do ich niewielkiego spadku, ze względu na stopniowe wprowadzanie na rynek nowych projektów realizowanych po niższych kosztach. Również oczekiwane obniżenie limitów cenowych w ramach programu RnS może zmusić sprzedających do obniżenia cen.
Jednak trzeba pamiętać, że deweloperzy dostosowali swoją ofertę do obniżonego popytu (liczba nowych projektów deweloperskich spadła o 40 proc., a liczba nowych kredytów hipotecznych o 35 proc.). Natomiast sam popyt - w obliczu lepszej niż oczekiwano sytuacji na rynku pracy i w całej gospodarce - powinien utrzymać się na dotychczasowym poziomie lub nawet nieznacznie wzrosnąć względem 2009 roku.
W stabilizacji mediany cen pomaga też struktura rynku, na którym większość transakcji dotyczy mieszkań małych i średnich, które w znacznym stopniu oparły się przecenie. Natomiast spadek cen mieszkań dużych może w niewielkim tylko stopniu być odzwierciedlany w danych zbiorczych, ze względu na niewielką liczbę tego typu transakcji.
Emil Szweda, Bernard Waszczyk
Open Finance
skarbiec.biz
Źródło: Partner of Promotion
Źródło: Partner of Promotion
Cena mieszkania to dziś najważniejsze kryterium przy podejmowaniu decyzji o zakupie dla większości nabywców. Mniejsze znaczenie ma lokalizacja, czy architektura.
Najatrakcyjniejsze dla kupujących są mieszkania dwu- i trzypokojowe o powierzchni do 60 mkw. Zainteresowani zakupem szukają po prostu mieszkań, które są w zasięgu ich możliwości nabywczych. I właśnie takich lokali poszukiwali klienci podczas Dnia Otwartego na osiedlu Alpha w Ursusie.
- Nasza oferta cieszyła się największym zainteresowaniem wśród ludzi młodych, zwłaszcza młodych małżeństw. Przeważali klienci, którzy planowali zakup swojego pierwszego mieszkania lub chcieli kupić większe ze względu na powiększenie się rodziny. Wiele młodych par nosiło się z zamiarem skorzystania z rządowego dofinansowania i zaciągnięcia pożyczki w ramach programu „Rodzina na swoim”. Niektórzy kupujący ze względu na to planowali nawet przyśpieszenie zawarcia związku małżeńskiego. Odwiedziło nas wiele osób, bo wszystkie mieszkania na osiedlu kwalifikują się do zaciągnięcia najatrakcyjniejszej na rynku pożyczki z państwową dopłatą – twierdzi Teresa Witkowska, dyrektor Sprzedaży w RED Real Estate Development.
Średnia cena
Czy rzeczywiście młodych ludzi stać dziś na zakup mieszkania w stolicy? Cena mieszkań sprzedawanych na rynku pierwotnym jest tu niezmiennie najwyższa w kraju.
Z obliczeń Tabelaofert.pl wynika, że w kwietniu br. metr kwadratowy lokalu w Warszawie kosztował średnio 9,5 tys. zł i był droższy niż w styczniu, kiedy średnia cena wynosiła 9,1 tys. zł. Powodem takie sytuacji jest to, że najszybciej sprzedają się tańsze lokale, a ponieważ nowych ofert przybywa niewiele, na rynku pozostają droższe mieszkania.
Deweloperzy starają się dostosowywać do sytuacji rynkowej. Średnia cena mieszkań wprowadzonych do oferty w pierwszym kwartale 2009 r. według obliczeń Reas wyniosła niespełna 8,1 tys. zł. Ceny transakcyjne są natomiast przeciętnie o 10-15 proc. niższe od ofertowych.
Zdolność kredytowa
Optymistyczny jest fakt, że w I kwartale br. wzrosła średnia zdolność kredytowa i dla pożyczek udzielanych złotówkach wynosi obecnie 192 tys. zł.
Z raportu Expandera i Szybko.pl wynika również, że na początku kwietnia 4-osobowej rodzinie o dochodach 3,5 tys. zł netto najwyższą kwotę kredytu w złotych udzielał BGŻ- 353,3 tys., a największą pożyczkę we frankach i euro przyznawał Polbank – odpowiednio 266 tys. zł i 306 tys. zł.
Analitycy z firmy Reas szacują, że liczba udzielanych przez banki kredytów spadła o 40-45 proc., dlatego w pierwszym kwartale 2009 r. sprzedano w Warszawie łącznie niespełna 1,7 tys. mieszkań. Dla porównania w I kwartale 2008 r. 3,6 tys., a w I kwartale 2007r. 6,8 tys. Obniżanie stóp procentowych, a co za tym idzie zmniejszenie oprocentowania pożyczek sprawia jednak, że kredyty hipoteczne stają się coraz bardziej dostępne dla pożyczkobiorców.
Cena mieszkania to dziś najważniejsze kryterium przy podejmowaniu decyzji o zakupie dla większości nabywców. Mniejsze znaczenie ma lokalizacja, czy architektura.
Najatrakcyjniejsze dla kupujących są mieszkania dwu- i trzypokojowe o powierzchni do 60 mkw. Zainteresowani zakupem szukają po prostu mieszkań, które są w zasięgu ich możliwości nabywczych. I właśnie takich lokali poszukiwali klienci podczas Dnia Otwartego na osiedlu Alpha w Ursusie.
- Nasza oferta cieszyła się największym zainteresowaniem wśród ludzi młodych, zwłaszcza młodych małżeństw. Przeważali klienci, którzy planowali zakup swojego pierwszego mieszkania lub chcieli kupić większe ze względu na powiększenie się rodziny. Wiele młodych par nosiło się z zamiarem skorzystania z rządowego dofinansowania i zaciągnięcia pożyczki w ramach programu „Rodzina na swoim”. Niektórzy kupujący ze względu na to planowali nawet przyśpieszenie zawarcia związku małżeńskiego. Odwiedziło nas wiele osób, bo wszystkie mieszkania na osiedlu kwalifikują się do zaciągnięcia najatrakcyjniejszej na rynku pożyczki z państwową dopłatą – twierdzi Teresa Witkowska, dyrektor Sprzedaży w RED Real Estate Development.
Średnia cena
Czy rzeczywiście młodych ludzi stać dziś na zakup mieszkania w stolicy? Cena mieszkań sprzedawanych na rynku pierwotnym jest tu niezmiennie najwyższa w kraju.
Z obliczeń Tabelaofert.pl wynika, że w kwietniu br. metr kwadratowy lokalu w Warszawie kosztował średnio 9,5 tys. zł i był droższy niż w styczniu, kiedy średnia cena wynosiła 9,1 tys. zł. Powodem takie sytuacji jest to, że najszybciej sprzedają się tańsze lokale, a ponieważ nowych ofert przybywa niewiele, na rynku pozostają droższe mieszkania.
Deweloperzy starają się dostosowywać do sytuacji rynkowej. Średnia cena mieszkań wprowadzonych do oferty w pierwszym kwartale 2009 r. według obliczeń Reas wyniosła niespełna 8,1 tys. zł. Ceny transakcyjne są natomiast przeciętnie o 10-15 proc. niższe od ofertowych.
Zdolność kredytowa
Optymistyczny jest fakt, że w I kwartale br. wzrosła średnia zdolność kredytowa i dla pożyczek udzielanych złotówkach wynosi obecnie 192 tys. zł.
Z raportu Expandera i Szybko.pl wynika również, że na początku kwietnia 4-osobowej rodzinie o dochodach 3,5 tys. zł netto najwyższą kwotę kredytu w złotych udzielał BGŻ- 353,3 tys., a największą pożyczkę we frankach i euro przyznawał Polbank – odpowiednio 266 tys. zł i 306 tys. zł.
Analitycy z firmy Reas szacują, że liczba udzielanych przez banki kredytów spadła o 40-45 proc., dlatego w pierwszym kwartale 2009 r. sprzedano w Warszawie łącznie niespełna 1,7 tys. mieszkań. Dla porównania w I kwartale 2008 r. 3,6 tys., a w I kwartale 2007r. 6,8 tys. Obniżanie stóp procentowych, a co za tym idzie zmniejszenie oprocentowania pożyczek sprawia jednak, że kredyty hipoteczne stają się coraz bardziej dostępne dla pożyczkobiorców.
Jeśli nasze oczekiwania skonfrontowaliśmy z rodziną i możliwościami finansowymi, poświęćmy czas na dokładną analizę, na co zwrócić uwagę przy wyborze projektu naszego domu.
Miejscowy plan zagospodarowani przestrzennego – Jeszcze przed zakupem gruntu powinniśmy sprawdzić w Urzędzie Gminy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Dowiemy się, czy na naszej działce jest w ogóle planowana zabudowa mieszkaniowa jednorodzinna, czy np. wielorodzinna, publiczna, handlowa, usługowa, a może nawet szkoła lub szpital.
Wielkość domu – Im większy dom, tym wygodniejszy, ale i droższy w utrzymaniu. Dlatego, jeśli planujemy stworzyć dom wielopokoleniowy, warto pomyśleć o małym domu z możliwością późniejszego zaadaptowania poddasza. Czteroosobowa rodzina będzie się komfortowo czuć w domu już od 120 mkw.
Warunki działki – Odległości od granicy działki budowlanej powinny wynosić:
a) przy ścianie z otworami okiennymi lub drzwiowymi – 4 m
b) przy ścianie bez w/w otworów – 3 m
c) od najbliższej krawędzi otworu okiennego umieszczonego na dachu lub w połaci dachowej – nie mniej niż 4 m mierzone w poziomie
d) okapy i gzymsy nie mogą pomniejszać tych odległości o więcej niż 0,5 m e) balkon, galerie, werandy, tarasy i schody zewnętrzne nie mogą pomniejszać tych odległości o więcej niż 1,0 m.
Przyjmuje się, że minimalna powierzchnia działki pod zabudowę domu jednorodzinnego wynosi 450 m2, z tym, że jej szerokość nie powinna być mniejsza niż 14 m.
Rozplanowanie wnętrza – Dom powinien dzielić się na trzy podstawowe strefy. Część oficjalną stanowi komfortowy przedpokój, również wejście do domu powinno być proste i wygodne. Część dzienna to salon oraz kuchnia, czyli pomieszczenia, w których spotykają się wszyscy domownicy. Natomiast część nocna – sypialnie, łazienki, garderoby, znajduje się na poddaszu, jeśli dom takie posiada, bądź jest oddzielona korytarzem od części dziennej w domach parterowych.
Właściwe nasłonecznienie – Najlepsze ustawienie domu w stosunku do stron świata to: elewacją frontową na północ (lub północ–południe) a elewacją ogrodową na południe (lub południowy–zachód).
W naszej bazie gotowych projektów jest ich ponad 8000 – to największa baza w Polsce! Biorąc pod uwagę powyższe podpowiedzi, na pewno znajdziemy projekt, który będzie spełniał nasze oczekiwania – dziś i jutro. Jeśli jednak nadal będą mieli Państwo wątpliwości, nasi Konsultanci są do Państwa dyspozycji. Telefonicznie, mailowo, również i na czacie – pomogą Państwu wybrać odpowiedni projekt, wyjaśnią wątpliwości, a także znajdą architekta z Państwa rejonu, który zakupiony projekt zaadaptuje do lokalnych warunków zabudowy! W szerokiej gamie projektów gotowych prawie każdy znajdzie coś dla siebie, ale modyfikacja w ramach adaptacji, dostosuje go do projektu naszego wymarzonego domu. Warto bowiem pamiętać, że każdy projekt gotowy musi zostać zaadaptowany przez architekta z uprawnieniami.
Dom buduje się zwykle raz w życiu. Warto, aby nasza inwestycja nie tylko spełniała nasze wyobrażenia estetyczne, ale przede wszystkim była funkcjonalna, wygodna i trwała.
Źródło: dom.pl
Jeśli nasze oczekiwania skonfrontowaliśmy z rodziną i możliwościami finansowymi, poświęćmy czas na dokładną analizę, na co zwrócić uwagę przy wyborze projektu naszego domu.
Miejscowy plan zagospodarowani przestrzennego – Jeszcze przed zakupem gruntu powinniśmy sprawdzić w Urzędzie Gminy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Dowiemy się, czy na naszej działce jest w ogóle planowana zabudowa mieszkaniowa jednorodzinna, czy np. wielorodzinna, publiczna, handlowa, usługowa, a może nawet szkoła lub szpital.
Wielkość domu – Im większy dom, tym wygodniejszy, ale i droższy w utrzymaniu. Dlatego, jeśli planujemy stworzyć dom wielopokoleniowy, warto pomyśleć o małym domu z możliwością późniejszego zaadaptowania poddasza. Czteroosobowa rodzina będzie się komfortowo czuć w domu już od 120 mkw.
Warunki działki – Odległości od granicy działki budowlanej powinny wynosić:
a) przy ścianie z otworami okiennymi lub drzwiowymi – 4 m
b) przy ścianie bez w/w otworów – 3 m
c) od najbliższej krawędzi otworu okiennego umieszczonego na dachu lub w połaci dachowej – nie mniej niż 4 m mierzone w poziomie
d) okapy i gzymsy nie mogą pomniejszać tych odległości o więcej niż 0,5 m e) balkon, galerie, werandy, tarasy i schody zewnętrzne nie mogą pomniejszać tych odległości o więcej niż 1,0 m.
Przyjmuje się, że minimalna powierzchnia działki pod zabudowę domu jednorodzinnego wynosi 450 m2, z tym, że jej szerokość nie powinna być mniejsza niż 14 m.
Rozplanowanie wnętrza – Dom powinien dzielić się na trzy podstawowe strefy. Część oficjalną stanowi komfortowy przedpokój, również wejście do domu powinno być proste i wygodne. Część dzienna to salon oraz kuchnia, czyli pomieszczenia, w których spotykają się wszyscy domownicy. Natomiast część nocna – sypialnie, łazienki, garderoby, znajduje się na poddaszu, jeśli dom takie posiada, bądź jest oddzielona korytarzem od części dziennej w domach parterowych.
Właściwe nasłonecznienie – Najlepsze ustawienie domu w stosunku do stron świata to: elewacją frontową na północ (lub północ–południe) a elewacją ogrodową na południe (lub południowy–zachód).
W naszej bazie gotowych projektów jest ich ponad 8000 – to największa baza w Polsce! Biorąc pod uwagę powyższe podpowiedzi, na pewno znajdziemy projekt, który będzie spełniał nasze oczekiwania – dziś i jutro. Jeśli jednak nadal będą mieli Państwo wątpliwości, nasi Konsultanci są do Państwa dyspozycji. Telefonicznie, mailowo, również i na czacie – pomogą Państwu wybrać odpowiedni projekt, wyjaśnią wątpliwości, a także znajdą architekta z Państwa rejonu, który zakupiony projekt zaadaptuje do lokalnych warunków zabudowy! W szerokiej gamie projektów gotowych prawie każdy znajdzie coś dla siebie, ale modyfikacja w ramach adaptacji, dostosuje go do projektu naszego wymarzonego domu. Warto bowiem pamiętać, że każdy projekt gotowy musi zostać zaadaptowany przez architekta z uprawnieniami.
Dom buduje się zwykle raz w życiu. Warto, aby nasza inwestycja nie tylko spełniała nasze wyobrażenia estetyczne, ale przede wszystkim była funkcjonalna, wygodna i trwała.
Źródło: dom.pl
Po pierwsze: dom na wsi często bywa domem wielopokoleniowym. W mieście młodsze pokolenie częściej zmienia miejsce zamieszkania w poszukiwaniu pracy i rodzina jest zazwyczaj dwupokoleniowa. Na wsi starsze pokolenie przekazuje “warsztat pracy” w postaci gospodarstwa rolnego swoim następcom i wszyscy nadal mieszkaja razem – często trzy pokolenia.
Taka rodzina potrzebuje nieco innego domu. Dobrze jest, kiedy w budynku możliwe jest wydzielenie dwóch niezależnych mieszkań – większego i mniejszego. Wtedy wszyscy mieszkańcy – starsi i młodsi mogą mieszkać blisko siebie, ale bezkonfliktowo, a w razie potrzeby liczyć na wzajemną pomoc.
Wszystkie te potrzeby uwzględnia projekt Murena pracowni MTM Styl. Największym atutem projektu jest to, iż pozwala na wspólne zamieszkanie rodziców z dorosłymi dziećmi bądź dziadkami, jednocześnie nie ograniczając swobody żadnej z rodzin. Budynek funkcjonalnie podzielony jest na dwa odrębne mieszkania, które w jednej bryle stanowią wygodną całość.
Przeznaczony jest dla rodziny wielopokoleniowej o zróżnicowanych potrzebach, którychh odzwierciedlenia nie można znaleźć w projekcie domu bliźniaczego. Jedna z części jest znacznie mniejsza, zaprojektowana na parterze, przeznaczona dla rodziców bądź dziadków. Mieści salon z wyjściem na taras i ogród, otwartą kuchnię oraz sypialnię z garderobą i łazienką. Druga – większa część przeznaczona dla rodziny z dziećmi, w parterze mieści otwarty salon z tarasem, kuchnię z jadalnią, kotłownię i wc, a na poddaszu trzy przestronne sypialnię z garderobami i dużą łazienkę.
Po drugie: w mieście dom spełnia jedną funkcję – mieszkania, a jego właściciele pracują poza domem.
Dom na wsi łączy dwie funkcję. Mieszkańcy pracują w gospodarstwie, a dom jest jego integralną częścią. Ważnym elementem domu wiejskiego i drugim punktem, który powinien różnić domy wiejskie od miejskich jest wejściej gospodarcze – tzw. “śluza brudu”. Przechodnie pomieszczenie, które w domach miejskich nie jest potrzebne, na wsi pozwala na oddzielenie pracy od życia rodzinnego.
Członkom rodziny pracującym w gospodarstwie, pozwala wejść do zapleczowej części domu i przebrać się, pozostawiając ubranie robocze w wydzielonym pomieszczeniu, bez ingerencji w czystą część domu.
Śluza brudu doskonale sprawdza się również przy wiejskich kotłowniach. Domy w mieście z zasady ogrzewane są gazem z sieci miejskiej, więc niewielka czysta kotłownia bezpośrednio łączy się z mieszkalną częścią domu.
Mieszkańcy wsi najczęściej ogrzewają domy paliwem stałym. Opał gromadzony poza domem dostarczany jest do kotłowni odrębnym wejściem gospodarczym. Śluza brudu skutecznie oddziela kotłownię od czystej części domu, gdzie skupia się życie rodzinne.
Po trzecie: dom wiejski częściej niż w mieście powinien być domem o tradycyjnym wyglądzie. Przemawia za tym krajobraz, otoczenie, charakter sąsiedniej zabudowy. Tradycyjny wcale nie musi być staroświecki.
Przykład projektu Szpak dowodzi, iż zachowując dawny charakter domu, jego bryłę, dwuspadowy kształt dachu, sposób wykończenia elewacji – można uzyskać w istocie dom nowoczesny. Nowoczesny – bo szanujący to, co jest wartościowe w naszym tradycyjnym regionalnym budownictwie, a jednocześnie zawierający współczesne wnętrze i wyposażenie techniczne.
Wielofunkcyjną w tradycyjnych domach sień, zastąpił tu prosty wiatrołap. Kuchnia otwarta jest na pokój dzienny. Sytuowane niegdyś na środku domu piece grzewcze i chlebowe zastąpił kominek i zamknięta w odrębnym pomieszczeniu kotłownia. W razie potrzeby wyjście na ogród można swobodnie zamknąć śluzą brudu.
Poddasze w dawnych domach nieużytkowe, w projekcie Szpak wykorzystane jest na sypialnie, łazienkę i garderobę. Bryła budynku i dach jest prosty, oparty na rzucie prostokąta. Materiały budowlane, mimo iż nowoczesne dzięki szalunkowi bez zgrzytu wpiszą dom w tradycyjną zabudowę. Podziały okien i okiennice pozwolą na przywołanie charakterystycznego w danej miejscowości detalu.
Sztuką jest takie zaprojektowanie wiejskiego domu, aby jego funkcja odpowiadała wymogom życia na wsi, aby wykorzystać walory otaczającej tradycyjnej zabudowy, jednocześnie nie rezygnując z komfortu współczesnego stylu mieszkania.
Po pierwsze: dom na wsi często bywa domem wielopokoleniowym. W mieście młodsze pokolenie częściej zmienia miejsce zamieszkania w poszukiwaniu pracy i rodzina jest zazwyczaj dwupokoleniowa. Na wsi starsze pokolenie przekazuje “warsztat pracy” w postaci gospodarstwa rolnego swoim następcom i wszyscy nadal mieszkaja razem – często trzy pokolenia.
Taka rodzina potrzebuje nieco innego domu. Dobrze jest, kiedy w budynku możliwe jest wydzielenie dwóch niezależnych mieszkań – większego i mniejszego. Wtedy wszyscy mieszkańcy – starsi i młodsi mogą mieszkać blisko siebie, ale bezkonfliktowo, a w razie potrzeby liczyć na wzajemną pomoc.
Wszystkie te potrzeby uwzględnia projekt Murena pracowni MTM Styl. Największym atutem projektu jest to, iż pozwala na wspólne zamieszkanie rodziców z dorosłymi dziećmi bądź dziadkami, jednocześnie nie ograniczając swobody żadnej z rodzin. Budynek funkcjonalnie podzielony jest na dwa odrębne mieszkania, które w jednej bryle stanowią wygodną całość.
Przeznaczony jest dla rodziny wielopokoleniowej o zróżnicowanych potrzebach, którychh odzwierciedlenia nie można znaleźć w projekcie domu bliźniaczego. Jedna z części jest znacznie mniejsza, zaprojektowana na parterze, przeznaczona dla rodziców bądź dziadków. Mieści salon z wyjściem na taras i ogród, otwartą kuchnię oraz sypialnię z garderobą i łazienką. Druga – większa część przeznaczona dla rodziny z dziećmi, w parterze mieści otwarty salon z tarasem, kuchnię z jadalnią, kotłownię i wc, a na poddaszu trzy przestronne sypialnię z garderobami i dużą łazienkę.
Po drugie: w mieście dom spełnia jedną funkcję – mieszkania, a jego właściciele pracują poza domem.
Dom na wsi łączy dwie funkcję. Mieszkańcy pracują w gospodarstwie, a dom jest jego integralną częścią. Ważnym elementem domu wiejskiego i drugim punktem, który powinien różnić domy wiejskie od miejskich jest wejściej gospodarcze – tzw. “śluza brudu”. Przechodnie pomieszczenie, które w domach miejskich nie jest potrzebne, na wsi pozwala na oddzielenie pracy od życia rodzinnego.
Członkom rodziny pracującym w gospodarstwie, pozwala wejść do zapleczowej części domu i przebrać się, pozostawiając ubranie robocze w wydzielonym pomieszczeniu, bez ingerencji w czystą część domu.
Śluza brudu doskonale sprawdza się również przy wiejskich kotłowniach. Domy w mieście z zasady ogrzewane są gazem z sieci miejskiej, więc niewielka czysta kotłownia bezpośrednio łączy się z mieszkalną częścią domu.
Mieszkańcy wsi najczęściej ogrzewają domy paliwem stałym. Opał gromadzony poza domem dostarczany jest do kotłowni odrębnym wejściem gospodarczym. Śluza brudu skutecznie oddziela kotłownię od czystej części domu, gdzie skupia się życie rodzinne.
Po trzecie: dom wiejski częściej niż w mieście powinien być domem o tradycyjnym wyglądzie. Przemawia za tym krajobraz, otoczenie, charakter sąsiedniej zabudowy. Tradycyjny wcale nie musi być staroświecki.
Przykład projektu Szpak dowodzi, iż zachowując dawny charakter domu, jego bryłę, dwuspadowy kształt dachu, sposób wykończenia elewacji – można uzyskać w istocie dom nowoczesny. Nowoczesny – bo szanujący to, co jest wartościowe w naszym tradycyjnym regionalnym budownictwie, a jednocześnie zawierający współczesne wnętrze i wyposażenie techniczne.
Wielofunkcyjną w tradycyjnych domach sień, zastąpił tu prosty wiatrołap. Kuchnia otwarta jest na pokój dzienny. Sytuowane niegdyś na środku domu piece grzewcze i chlebowe zastąpił kominek i zamknięta w odrębnym pomieszczeniu kotłownia. W razie potrzeby wyjście na ogród można swobodnie zamknąć śluzą brudu.
Poddasze w dawnych domach nieużytkowe, w projekcie Szpak wykorzystane jest na sypialnie, łazienkę i garderobę. Bryła budynku i dach jest prosty, oparty na rzucie prostokąta. Materiały budowlane, mimo iż nowoczesne dzięki szalunkowi bez zgrzytu wpiszą dom w tradycyjną zabudowę. Podziały okien i okiennice pozwolą na przywołanie charakterystycznego w danej miejscowości detalu.
Sztuką jest takie zaprojektowanie wiejskiego domu, aby jego funkcja odpowiadała wymogom życia na wsi, aby wykorzystać walory otaczającej tradycyjnej zabudowy, jednocześnie nie rezygnując z komfortu współczesnego stylu mieszkania.
Pomocy ma udzielić Dubajowi sąsiednie Abu Zabi, które da mu 5 mld dol. kredytu – informuje gazeta. Dubaj mają wspierać też turyści, głównie Hindusi i Chińczycy. Eksperci przewidują, że światowa gospodarka wyjdzie raczej bez szwanku, ponieważ Dubaj nie znaczył jeszcze tak wiele w globalnym systemie finansowym – podsumowuje dziennik.
Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”
Pomocy ma udzielić Dubajowi sąsiednie Abu Zabi, które da mu 5 mld dol. kredytu – informuje gazeta. Dubaj mają wspierać też turyści, głównie Hindusi i Chińczycy. Eksperci przewidują, że światowa gospodarka wyjdzie raczej bez szwanku, ponieważ Dubaj nie znaczył jeszcze tak wiele w globalnym systemie finansowym – podsumowuje dziennik.
Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”
Paweł Satalecki, Analityk Finamo S.A., Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Najbardziej dokuczliwe następstwa kryzysu
Użycie słowa kryzys w odniesieniu do sytuacji w Polsce wydaje się nieco nieadekwatne. Wydaje się, że powinniśmy rozważać kwestię spowolnienia – wszakże nasza gospodarka cały czas rozwijała się, nie kurczyła i według wszystkich prognoz będzie rozwijać się nadal.
Podsumowując ostatni rok trzeba wspomnieć o dwóch kluczowych jego następstwach: wzroście bezrobocia i ograniczeniu akcji kredytowej przez banki. Mniejsza liczba udzielanych kredytów to główna bolączka systemu finansowego w ubiegłych 12 miesiącach spowodowana światowym kryzysem. Gdy dzieje się gorzej w gospodarce i u kredytobiorców – banki muszą zakręcać kurek z pieniędzmi, aby uniknąć nadmiernego ryzyka.
Zmiany na rynku bankowym
W czasie spowolnienia gospodarczego słowem odmienianym przez wszystkie przypadki na rynku bankowym było „ryzyko”. To właśnie ryzyko niewypłacalności klientów zmieniło oferty instytucji finansowych, wymagania i samo podejście do klienta.
Za najważniejszą zmianę można uznać zakończenie udzielania kredytów na ponad 100 proc. wartości nieruchomości z minimalnym wkładem własnym. Ta zmiana wyraźnie zatrzymała okres prosperity na rynku nieruchomości, a co za tym idzie, powiązanych z nim branż.
Obecnie zdolność kredytowa klienta jest o wiele bardziej dokładnie weryfikowana, w ocenie przyjmuje się ostrzejsze kryteria – Kowalski nie może więc już „przeżyć” miesiąca za 400 złotych, jak wynikało z niektórych badań zdolności kredytowej przed kryzysem. Z punktu widzenia klienta spowolnienie gospodarcze w Polsce mogło być szokiem – w bardzo krótkim czasie z ogromnej podaży kredytów, walki o klienta coraz bardziej wyśrubowanymi warunkami banki przeszły do sytuacji zupełnie odwrotnej.
Pewnym zaskoczeniem mógł być rządowy program Rodzina na swoim, który istniał oczywiście już wcześniej, ale to dzięki spadającym cenom mieszkań w okresie największych kłopotów zyskał tak bardzo na popularności i de facto stał się podporą całego rynku nieruchomości w Polsce w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Kluczowe wydarzenia na rynku finansowym
Kryzys na świecie sprawił, że miniony rok obfitował w istotne wydarzenia także na naszym rynku finansowym. Najważniejszym procesem było najpierw załamanie się rynku kredytów hipotecznych, a potem jego normalizowanie się, aż do stanu dzisiejszego.
Frank przestał być ulubioną walutą naszych kredytobiorców – Polacy wolą złotego i euro. W tym kontekście ważnym wydarzeniem było wprowadzenie rekomendacji SII pozwalającej klientom banków uniknąć wysokich spreadów i walutę na spłatę kredytu kupować samemu w kantorach.
Nie można także zapomnieć o tak ważnych wydarzeniach jak zgoda pomiędzy PZU a Eureko czy ogromna dywidenda i emisja akcji PKO BP. Trochę wcześniej niż dokładnie rok temu na rynek weszły także dwa nowe banki – Allior Bank i Allianz Bank.
Ze względu na światowy kryzys i stymulowanie naszej gospodarki warto też zwrócić uwagę na rekordowo niskie stopy procentowe w Polsce, które spadły z 6 proc. na jesieni ubiegłego roku do 3,5 proc. obecnie
Wydarzeniem były także problemy przedsiębiorców z opcjami walutowymi – okazało się, że także i ludzie teoretycznie świadomi ryzyka nie potrafili obronić się przed ogromnymi stratami i spekulacją na naszej walucie.
W kontekście całej polskiej gospodarki kryzys nie był tak dotkliwy jak go opisywały media, które zbyt pesymistycznie, podobnie jak np. amerykańscy ekonomiści, podeszły do problemu kryzysu. Okazało się, że polscy konsumenci zachowali optymizm i nie zaprzestali zakupów. Nasza gospodarka, właśnie ze względu na popyt wewnętrzny, mniejszy niż w innych krajach udział eksportu czy brak ryzykownych instrumentów w aktywach banków, jest obecnie jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek na świecie.
Z drugiej strony na przełomie roku na rynku kredytowym nastąpił prawdziwy kryzys – akcje kredytowa praktycznie zamarła, cena pieniądza na rynku międzybankowy wzrosła do wyjątkowo wysokich poziomów. Na szczęście ten trudny okres jest już za nami i banki coraz chętniej, choć jeszcze nie na wielką skalę, pożyczają pieniądze.
Wnioski
Na wyciąganie wniosków płynących z kryzysu na świecie i tego, co działo się w Polsce, jest jeszcze za wcześnie. Dziś banki postępują bardzo zachowawczo i w większości dokładnie prześwietlają swoich klientów, zwiększają swoje kapitały (to wpływ przede wszystkim zaleceń KNF) oraz dbają o jakość portfela kredytowego. W przypadku przedsiębiorstw działania te wydają się nawet zbyt zachowawcze. O tym jakie wnioski i czy w ogóle banki wyciągnęły z kryzysowej sytuacji przekonamy się prawdopodobnie wtedy, gdy rynek zapomni o kryzysie i słowem najczęściej powtarzanym nie będzie „ryzyko”, lecz „zysk”. Rynki finansowe z reguły mają bowiem krótką pamięć.
Roman Przasnyski, Główny Analityk Gold Finance, Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Najbardziej dokuczliwe następstwa kryzysu
Kryzys dotknął nas rykoszetem, a więc trochę pośrednio, wchodząc bocznymi drzwiami. Jeśli chodzi o system bankowy, powyższe stwierdzenia są jak najbardziej uzasadnione.
Żaden działający w Polsce bank ani przez moment nie był zagrożony, nie wymagał dokapitalizowania. Zła sytuacja zagranicznych banków, będących głównymi udziałowcami rodzimych banków, nie przełożyła się na naszą sytuację niemal wcale.
Udział złych kredytów rośnie bardzo powoli, a skala tego zjawiska daleka jest od tego, co widzieliśmy na początku okresu transformacji polskiej gospodarki. Skala tegorocznego zamieszania z toksycznymi opcjami nie dorównuje w żaden sposób problemom sprzed 15-16 lat. Bilanse naszych banków wolne są nie tylko od złych kredytów, w skali zagrażającej ich stabilności, ale także od toksycznych papierów zagranicznych banków. Jeśli jakieś „trefne” pozycje się pojawiły, to w żadnym razie nie były w stanie zachwiać bilansem naszych banków.
Mimo to, najbardziej dokuczliwym następstwem kryzysu było poważne ograniczenie kredytowania przede wszystkim firm, a w nieco mniejszej skali klientów indywidualnych. Wiązało się to nie tyle z rzeczywistymi problemami naszych banków, co z brakiem zaufania w globalnym systemie finansowym. Szło za tym ograniczenie dostępu do pieniądza i praktyczne zablokowanie transakcji międzybankowych, spowodowane ucieczką banków od jakiegokolwiek ryzyka. Pieniądza w naszym systemie nie brakuje, lecz jest on kierowany w większości do najbardziej bezpiecznych transakcji NBP, a nie do kredytowania przedsiębiorstw.
Zmiany na rynku bankowym
Banki bardzo zaostrzyły kryteria udzielania kredytów zarówno dla przedsiębiorstw, jak i klientów indywidualnych. Częściowo wynikało to z inicjatywy samych banków, częściowo z rekomendacji wydawanych przez Komisję Nadzoru Finansowego. KNF dyscyplinował banki w wielu kwestiach. Przestrzegał między innymi przed ryzykiem kursowym, związanym z kredytami walutowymi i nadmierną ekspozycją banków na to zagrożenie, a także przed zbyt liberalnym podejściem do ustalania zdolności kredytowej klientów.
Skutkiem tego było wyraźne zmniejszenie dynamiki akcji kredytowej w bankach. Odbija się to i będzie się odbijać między innymi na popycie wewnętrznym, również konsumpcyjnym. Skutki odczuje także rynek mieszkaniowy. Ma to także wpływ na mniejszą zdolność przedsiębiorstw do inwestycji i ekspansji. W przypadku klientów indywidualnych, po okresie udzielania lekką ręką zarówno kredytów hipotecznych, jak i gotówkowych, można mówić o powrocie do normalności.
Kluczowe wydarzenia na rynku finansowym
Najważniejszym wydarzeniem były zawirowania na rynku walutowym, związane z transakcjami opcyjnymi. Ich skutki trudno jednak jednoznacznie ocenić. Z jednej strony były one zdecydowanie negatywne dla wielu firm, które zaangażowały się w nie z własnej woli lub zostały w nie uwikłane. Dla części z nich skończyło się to potężnymi stratami, dla niektórych nawet upadłością. Z drugiej strony opcje zachwiały w poważnym stopniu zaufaniem między firmami a bankami. Jednak dynamiczne osłabienie naszej waluty pomogło gospodarce w przetrwaniu globalnego spowolnienia gospodarczego.
Słaby złoty pomagał eksporterom i eksportowi, dzięki czemu nasza gospodarka nie zanotowała spadku PKB w żadnym z ostatnich kwartałów. „Import” recesji z innych krajów miał bardzo ograniczony wymiar.
Czy kryzys był dotkliwy
Kryzys był dotkliwy szczególnie dla realnej gospodarki. Był i jest on szczególnie odczuwalny poprzez spadek produkcji, sprzedaży, wyników finansowych firm i wzrost bezrobocia. Skala tych negatywnych zjawisk jest o wiele mniejsza niż w bardziej rozwiniętych gospodarkach europejskich i światowych, ale wyraźnie dostrzegalna. Banki, szczególnie te największe, przetrwały jednak kryzys w bardzo dobrej kondycji.
To trochę kontrastuje z sytuacją przedsiębiorstw, które odczuły go o wiele mocniej. Jedną z bardziej dotkliwych konsekwencji kryzysu jest też wzrost bezrobocia. Nie przybrał on aż takiej skali jak w innych krajach, lecz jest wyraźnie dostrzegalny. Skala zwolnień jest również bardzo widoczna w samym systemie bankowym, który po okresie boomu i rozwijania sieci zmuszony jest do oszczędności. Jeśli pojedyncze, wcale nie największe banki, zwalniają po 800 osób, to widać, jak przeszacowały wcześniej perspektywy swojego biznesu.
Kryzys z perspektywy klienta
Jako klient banku dostrzegam konsekwencje kryzysu w postaci zwiększonych kosztów kredytu, przede wszystkim w postaci wzrostu marży oraz innych dodatkowych opłat.
Mam świadomość, że to wynik zwiększonego ryzyka, związanego z działalnością bankową. Jednak odnoszę wrażenie, że płacę za ryzyko, na które banki z własnej woli i świadomie narażały się w okresie kredytowego boomu. Z jednej strony udzielając kredytów zbyt lekką ręką, a z drugiej – tocząc wojnę odsetkową o depozyty i nie zwracając większej uwagi na efektywność tej ekspansji.
Emil Szweda, Open Finance S.A., Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Najbardziej dokuczliwe następstwa kryzysu
Szczęśliwie w Polsce nie doszło do najbardziej spektakularnych następstw kryzysu finansowego, za jaki można byłoby uznać bankructwo lub rzeczywistą groźbę bankructwa któregoś z banków. Niemniej pewne skutki kryzysu były aż nadto odczuwalne. Znaczącym jego następstwem była zmiana ustawy o bankowym funduszu gwarancyjnym i podniesienie gwarancji depozytów do równowartości 50 tys. Euro. Również zwiększenie odpowiedzialności Narodowego Banku Polskiego za stabilność systemu finansowego należy uznać za fundamentalną zmianę. Mam tu na myśli zarówno silne, zdecydowane cięcia stóp procentowych, jak również ułatwienia w dostępie do płynności dla banków (m.in. w transakcjach repo).
Zmiany na rynku bankowym
Większości klientów banków kryzys finansowy kojarzy się z zupełnie innymi jego objawami. Jednym z nich było nagłe odcięcie szeregu grup klientów banków od kredytów. W pierwszym rzędzie dotyczyło to małych i średnich przedsiębiorstw, którzy zostali pozbawieni możliwości ubiegania się o kredyty hipoteczne.
Wiele banków wycofało się z udzielania kredytów w walutach obcych (co akurat uważam za pożądaną zmianę), na całej linii produktów bankowych wzrosły ceny (marże) kredytów.
Drugim aspektem kryzysu była rozpaczliwa walka banków o utrzymanie bieżącej płynności, co doprowadziło do wzrostu oprocentowania depozytów i lokat bankowych (mimo jednoczesnego spadku stop procentowych!).
Wnioski
Dziś – mniej więcej rok po tamtych wydarzeniach – sytuacja powoli się stabilizuje. Po wojnie depozytowej zostały nam już tylko wspomnienia, natomiast dostęp do kredytów systematycznie się poprawia, powoli spadają też ich ceny. Dlatego wielu postronnych obserwatorów może mieć wrażenie, że kryzys miał wymiar wyłącznie medialny. Tak jednak nie było.
Można śmiało stwierdzić, że dzięki odpowiedzialnej postawie rządu, instytucji nadzoru, NBP, jak i samych klientów banków, którzy zachowali sporo rozsądku wcześniej nie zaciągając nadmiernych obciążeń kredytowych, a później nie poddając się panice i nie wypłacając środków z banków, Polska znalazła się tylko na obrzeżach kryzysu, nie poznając głębi jego gorzkiego smaku.
Ryzyko jego pogłębienia było wystarczająco wysokie, by wyciągnąć z niego właściwe wnioski. Najważniejszym z nich jest prowadzenie odpowiedzialnej i konserwatywnej polityki kredytowej przez banki, co - przy sporym udziale Komisji Nadzoru Finansowego – rzeczywiście ma miejsce.
Sylwester Kowalski, Credit House Polska, Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Najbardziej dokuczliwe następstwa kryzysu
Przymierzając się do podsumowania tego okresu, da się zauważyć kilka najbardziej charakterystycznych symptomów tego wydarzenia. Patrząc na polską gospodarkę i banki należy zwrócić uwagę zwłaszcza na jedno podstawowe następstwo – zmianę w nastawieniu, jak również samych instytucji finansowych do kredytów, swobody ich udzielania. Spadek w analizowanym okresie sprawił, że banki wywróciły do góry nogami swoje oferty kredytowe. Klienci natomiast zaczęli chaotycznie i równie nerwowo wycofywać środki z banków.
Zdarzały się sytuacje, kiedy banki dotychczas finansujące nawet do 110-120 procent wartości nieruchomości po tąpnięciu z dnia na dzień wycofały się z takich ofert. Z kolei klienci słysząc doniesienia medialne i widząc zewsząd pojawiające się słowa „kryzys” i „bankructwo” wypłacali środki z lokat a zwłaszcza funduszy inwestycyjnych.
Problemem stało się również uzyskanie zdolności kredytowej wymaganej przez bank. Nie wystarczało już dwóch wnioskodawców osiągających całkiem przyzwoity dochód i wkład własny rzędu 20 procent wartości nieruchomości. Niejednokrotnie klienci musieli legitymować się poręczycielami lub dodatkowymi współkredytobiorcami, Oczywistym jest, że w okresie zawirowań i niepokoju należy baczniej przyglądać się zmieniającej sytuacji i na nią stosownie reagować. Biorąc pod uwagę kondycję i polskiej gospodarki i portfeli kredytowych polskich banków można stwierdzić, iż banki zbyt nerwowo zareagowały na napływające informacje i nadmiernie przykręcały kurek z kredytami.
Najgorsze za nami
Obecnie od przynajmniej dwóch lub trzech miesięcy możemy zaobserwować wyraźne ożywienie na rynku. W porównaniu z ostatnim kwartałem ubiegłego roku zwiększa się ilość składanych w bankach wniosków kredytowych. Widać także liberalizację polityki kredytowej i złagodzenie kryteriów ich przyznawania. Nie wiadomo, co prawda czy ta tendencja się utrzyma, ale zakładając rosnący entuzjazm do zakupów wśród konsumentów i powolne aczkolwiek systematyczne otwieranie się banków na klienta można dojść do wniosku, że najgorsze już za nami. Pozostaje nam mieć nadzieję, że sytuacja ta nie zmieni się.
Chyba tylko jeden element nie wróci do stanu z okresu prosperity, a mianowicie dostępność i popularność kredytów w obcych walutach. O ile euro, w perspektywie jego wprowadzenia w niedługim czasie, jako waluty obowiązującej w naszym kraju, będzie zyskiwało na popularności, o tyle możemy już chyba zapomnieć o wszechobecnym franku i możliwości otrzymania korzystnego kredytu w tej walucie.
Bogusław Półtorak, Główny Ekonomista Bankier.pl SA, Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Następstwa kryzysu
Po roku od apogeum kryzysu widać już pewne symptomy poprawy w gospodarce, ale też i niekorzystne zjawiska. Obecnie w Polsce zarządy banków głowią się nad tym, jak wytłumaczyć akcjonariuszom dwukrotnie niższe zyski w stosunku do roku ubiegłego niż nad poprawą oferty dla klientów. Walczą o większe przychody z prowizji i opłat, drenując kieszenie klientów poprzez nowe cenniki usług. Kontrolują również mocno koszty działalności, co przejawia się w licznych programach naprawczych i restrukturyzacjach. Nie dane im bowiem są, tak jak w Stanach Zjednoczonych, możliwości poprawy wyników finansowych zabiegami księgowymi. Relatywna poprawa koniunktury i odwołanie kryzysu po rocznicy upadku banku Lehman Brothers pozwoliło amerykańskim bankom znów sięgnąć do kieszeni klientów i podatników. Premie dla bankowców z Wall Street w tym roku sięgną rekordowych 140 mld USD. Przykładowo Goldman Sachs już szykuje ponad 20 mld USD na wypłaty premii.
Sytuację w amerykańskim sektorze bankowym można podsumować krótko: to co nas nie zabiło, to nas wzmocniło. Okazało się, że na mniej konkurencyjnym rynku ci najwięksi – o ile przetrwali – mogą zarabiać jeszcze więcej. Kłopot w tym, że znaczna część tych wyników jest podkoloryzowana wirtualną księgowością w zakresie wyceny wątpliwej jakości aktywów.
Rynek bankowy
Warto zdać sobie sprawę z tego, że przeważająca większość banków działających w Polsce nadal podlega polskiemu nadzorowi finansowemu i ma polską licencję. Komisja Nadzoru Finansowego ma dość rygorystyczne narzędzia kontrolowania banków. Jednak cały czas na polskim rynku kapitałowo dominują zagraniczne grupy finansowe. Można zastanawiać się więc nad przenoszeniem praktyk ich zagranicznych właścicieli na polski rynek. Niewątpliwie walka o wyniki finansowe trwa w najlepsze i w ostatniej fazie roku weszła w fazę rozstrzygającą.
Analizując aktualne wyniki sektora bankowego widać wyraźną tendencję do gorszych wyników w stosunku do roku 2008 r. Co ciekawe o połowę niższym zyskom towarzyszy wzrost przychodów o 28 proc. Dużo wyższa jest jednak dynamika kosztów, które pompowane są coraz wyższymi kosztami depozytów i aż niemal czterokrotnym wzrostem rezerw. Właśnie rosnąca wartość rezerw i wysokie koszty działalności bankowej stawiają pod znakiem zapytania plany ekspansji rynkowej wielu banków. Dla klientów może oznaczać to mniejszą konkurencję wśród banków i mniej dostępną ofertę.
Dziś niektóre banki płacą za zbyt agresywne wejście w rynek kredytowy w latach 2005-2007. Pierwszą namacalną konsekwencją są prowadzone postępowania naprawcze. Nadzór finansowy zdecydował, że są one konieczne w aż 9 bankach komercyjnych i w 9 spółdzielczych.
Banki szukają kapitału i jednocześnie zmagają się z restrukturyzacją kosztów, co nie pozostanie bez wpływu na ich relacje z kredytobiorcami, czy deponentami. Sam program naprawczy oczywiście nie przesądza, że bank zagrożony jest bankructwem. Z punktu widzenia klientów grozi gorszą jakością obsługi, mniejszą liczbą pracowników obsługujących klienta, a w konsekwencji uboższą i mniej atrakcyjną paletą usług bankowych. Kryzys to jednak też szansa dla najbardziej innowacyjnych i patrzących strategicznie banków. Ten promyk nadziei przyświeca wyborom klientów, którzy powinni dokładniej przyglądać się przedstawianym im ofertom.
Paweł Satalecki, Analityk Finamo S.A., Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Najbardziej dokuczliwe następstwa kryzysu
Użycie słowa kryzys w odniesieniu do sytuacji w Polsce wydaje się nieco nieadekwatne. Wydaje się, że powinniśmy rozważać kwestię spowolnienia – wszakże nasza gospodarka cały czas rozwijała się, nie kurczyła i według wszystkich prognoz będzie rozwijać się nadal.
Podsumowując ostatni rok trzeba wspomnieć o dwóch kluczowych jego następstwach: wzroście bezrobocia i ograniczeniu akcji kredytowej przez banki. Mniejsza liczba udzielanych kredytów to główna bolączka systemu finansowego w ubiegłych 12 miesiącach spowodowana światowym kryzysem. Gdy dzieje się gorzej w gospodarce i u kredytobiorców – banki muszą zakręcać kurek z pieniędzmi, aby uniknąć nadmiernego ryzyka.
Zmiany na rynku bankowym
W czasie spowolnienia gospodarczego słowem odmienianym przez wszystkie przypadki na rynku bankowym było „ryzyko”. To właśnie ryzyko niewypłacalności klientów zmieniło oferty instytucji finansowych, wymagania i samo podejście do klienta.
Za najważniejszą zmianę można uznać zakończenie udzielania kredytów na ponad 100 proc. wartości nieruchomości z minimalnym wkładem własnym. Ta zmiana wyraźnie zatrzymała okres prosperity na rynku nieruchomości, a co za tym idzie, powiązanych z nim branż.
Obecnie zdolność kredytowa klienta jest o wiele bardziej dokładnie weryfikowana, w ocenie przyjmuje się ostrzejsze kryteria – Kowalski nie może więc już „przeżyć” miesiąca za 400 złotych, jak wynikało z niektórych badań zdolności kredytowej przed kryzysem. Z punktu widzenia klienta spowolnienie gospodarcze w Polsce mogło być szokiem – w bardzo krótkim czasie z ogromnej podaży kredytów, walki o klienta coraz bardziej wyśrubowanymi warunkami banki przeszły do sytuacji zupełnie odwrotnej.
Pewnym zaskoczeniem mógł być rządowy program Rodzina na swoim, który istniał oczywiście już wcześniej, ale to dzięki spadającym cenom mieszkań w okresie największych kłopotów zyskał tak bardzo na popularności i de facto stał się podporą całego rynku nieruchomości w Polsce w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Kluczowe wydarzenia na rynku finansowym
Kryzys na świecie sprawił, że miniony rok obfitował w istotne wydarzenia także na naszym rynku finansowym. Najważniejszym procesem było najpierw załamanie się rynku kredytów hipotecznych, a potem jego normalizowanie się, aż do stanu dzisiejszego.
Frank przestał być ulubioną walutą naszych kredytobiorców – Polacy wolą złotego i euro. W tym kontekście ważnym wydarzeniem było wprowadzenie rekomendacji SII pozwalającej klientom banków uniknąć wysokich spreadów i walutę na spłatę kredytu kupować samemu w kantorach.
Nie można także zapomnieć o tak ważnych wydarzeniach jak zgoda pomiędzy PZU a Eureko czy ogromna dywidenda i emisja akcji PKO BP. Trochę wcześniej niż dokładnie rok temu na rynek weszły także dwa nowe banki – Allior Bank i Allianz Bank.
Ze względu na światowy kryzys i stymulowanie naszej gospodarki warto też zwrócić uwagę na rekordowo niskie stopy procentowe w Polsce, które spadły z 6 proc. na jesieni ubiegłego roku do 3,5 proc. obecnie
Wydarzeniem były także problemy przedsiębiorców z opcjami walutowymi – okazało się, że także i ludzie teoretycznie świadomi ryzyka nie potrafili obronić się przed ogromnymi stratami i spekulacją na naszej walucie.
W kontekście całej polskiej gospodarki kryzys nie był tak dotkliwy jak go opisywały media, które zbyt pesymistycznie, podobnie jak np. amerykańscy ekonomiści, podeszły do problemu kryzysu. Okazało się, że polscy konsumenci zachowali optymizm i nie zaprzestali zakupów. Nasza gospodarka, właśnie ze względu na popyt wewnętrzny, mniejszy niż w innych krajach udział eksportu czy brak ryzykownych instrumentów w aktywach banków, jest obecnie jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek na świecie.
Z drugiej strony na przełomie roku na rynku kredytowym nastąpił prawdziwy kryzys – akcje kredytowa praktycznie zamarła, cena pieniądza na rynku międzybankowy wzrosła do wyjątkowo wysokich poziomów. Na szczęście ten trudny okres jest już za nami i banki coraz chętniej, choć jeszcze nie na wielką skalę, pożyczają pieniądze.
Wnioski
Na wyciąganie wniosków płynących z kryzysu na świecie i tego, co działo się w Polsce, jest jeszcze za wcześnie. Dziś banki postępują bardzo zachowawczo i w większości dokładnie prześwietlają swoich klientów, zwiększają swoje kapitały (to wpływ przede wszystkim zaleceń KNF) oraz dbają o jakość portfela kredytowego. W przypadku przedsiębiorstw działania te wydają się nawet zbyt zachowawcze. O tym jakie wnioski i czy w ogóle banki wyciągnęły z kryzysowej sytuacji przekonamy się prawdopodobnie wtedy, gdy rynek zapomni o kryzysie i słowem najczęściej powtarzanym nie będzie „ryzyko”, lecz „zysk”. Rynki finansowe z reguły mają bowiem krótką pamięć.
Roman Przasnyski, Główny Analityk Gold Finance, Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Najbardziej dokuczliwe następstwa kryzysu
Kryzys dotknął nas rykoszetem, a więc trochę pośrednio, wchodząc bocznymi drzwiami. Jeśli chodzi o system bankowy, powyższe stwierdzenia są jak najbardziej uzasadnione.
Żaden działający w Polsce bank ani przez moment nie był zagrożony, nie wymagał dokapitalizowania. Zła sytuacja zagranicznych banków, będących głównymi udziałowcami rodzimych banków, nie przełożyła się na naszą sytuację niemal wcale.
Udział złych kredytów rośnie bardzo powoli, a skala tego zjawiska daleka jest od tego, co widzieliśmy na początku okresu transformacji polskiej gospodarki. Skala tegorocznego zamieszania z toksycznymi opcjami nie dorównuje w żaden sposób problemom sprzed 15-16 lat. Bilanse naszych banków wolne są nie tylko od złych kredytów, w skali zagrażającej ich stabilności, ale także od toksycznych papierów zagranicznych banków. Jeśli jakieś „trefne” pozycje się pojawiły, to w żadnym razie nie były w stanie zachwiać bilansem naszych banków.
Mimo to, najbardziej dokuczliwym następstwem kryzysu było poważne ograniczenie kredytowania przede wszystkim firm, a w nieco mniejszej skali klientów indywidualnych. Wiązało się to nie tyle z rzeczywistymi problemami naszych banków, co z brakiem zaufania w globalnym systemie finansowym. Szło za tym ograniczenie dostępu do pieniądza i praktyczne zablokowanie transakcji międzybankowych, spowodowane ucieczką banków od jakiegokolwiek ryzyka. Pieniądza w naszym systemie nie brakuje, lecz jest on kierowany w większości do najbardziej bezpiecznych transakcji NBP, a nie do kredytowania przedsiębiorstw.
Zmiany na rynku bankowym
Banki bardzo zaostrzyły kryteria udzielania kredytów zarówno dla przedsiębiorstw, jak i klientów indywidualnych. Częściowo wynikało to z inicjatywy samych banków, częściowo z rekomendacji wydawanych przez Komisję Nadzoru Finansowego. KNF dyscyplinował banki w wielu kwestiach. Przestrzegał między innymi przed ryzykiem kursowym, związanym z kredytami walutowymi i nadmierną ekspozycją banków na to zagrożenie, a także przed zbyt liberalnym podejściem do ustalania zdolności kredytowej klientów.
Skutkiem tego było wyraźne zmniejszenie dynamiki akcji kredytowej w bankach. Odbija się to i będzie się odbijać między innymi na popycie wewnętrznym, również konsumpcyjnym. Skutki odczuje także rynek mieszkaniowy. Ma to także wpływ na mniejszą zdolność przedsiębiorstw do inwestycji i ekspansji. W przypadku klientów indywidualnych, po okresie udzielania lekką ręką zarówno kredytów hipotecznych, jak i gotówkowych, można mówić o powrocie do normalności.
Kluczowe wydarzenia na rynku finansowym
Najważniejszym wydarzeniem były zawirowania na rynku walutowym, związane z transakcjami opcyjnymi. Ich skutki trudno jednak jednoznacznie ocenić. Z jednej strony były one zdecydowanie negatywne dla wielu firm, które zaangażowały się w nie z własnej woli lub zostały w nie uwikłane. Dla części z nich skończyło się to potężnymi stratami, dla niektórych nawet upadłością. Z drugiej strony opcje zachwiały w poważnym stopniu zaufaniem między firmami a bankami. Jednak dynamiczne osłabienie naszej waluty pomogło gospodarce w przetrwaniu globalnego spowolnienia gospodarczego.
Słaby złoty pomagał eksporterom i eksportowi, dzięki czemu nasza gospodarka nie zanotowała spadku PKB w żadnym z ostatnich kwartałów. „Import” recesji z innych krajów miał bardzo ograniczony wymiar.
Czy kryzys był dotkliwy
Kryzys był dotkliwy szczególnie dla realnej gospodarki. Był i jest on szczególnie odczuwalny poprzez spadek produkcji, sprzedaży, wyników finansowych firm i wzrost bezrobocia. Skala tych negatywnych zjawisk jest o wiele mniejsza niż w bardziej rozwiniętych gospodarkach europejskich i światowych, ale wyraźnie dostrzegalna. Banki, szczególnie te największe, przetrwały jednak kryzys w bardzo dobrej kondycji.
To trochę kontrastuje z sytuacją przedsiębiorstw, które odczuły go o wiele mocniej. Jedną z bardziej dotkliwych konsekwencji kryzysu jest też wzrost bezrobocia. Nie przybrał on aż takiej skali jak w innych krajach, lecz jest wyraźnie dostrzegalny. Skala zwolnień jest również bardzo widoczna w samym systemie bankowym, który po okresie boomu i rozwijania sieci zmuszony jest do oszczędności. Jeśli pojedyncze, wcale nie największe banki, zwalniają po 800 osób, to widać, jak przeszacowały wcześniej perspektywy swojego biznesu.
Kryzys z perspektywy klienta
Jako klient banku dostrzegam konsekwencje kryzysu w postaci zwiększonych kosztów kredytu, przede wszystkim w postaci wzrostu marży oraz innych dodatkowych opłat.
Mam świadomość, że to wynik zwiększonego ryzyka, związanego z działalnością bankową. Jednak odnoszę wrażenie, że płacę za ryzyko, na które banki z własnej woli i świadomie narażały się w okresie kredytowego boomu. Z jednej strony udzielając kredytów zbyt lekką ręką, a z drugiej – tocząc wojnę odsetkową o depozyty i nie zwracając większej uwagi na efektywność tej ekspansji.
Emil Szweda, Open Finance S.A., Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Najbardziej dokuczliwe następstwa kryzysu
Szczęśliwie w Polsce nie doszło do najbardziej spektakularnych następstw kryzysu finansowego, za jaki można byłoby uznać bankructwo lub rzeczywistą groźbę bankructwa któregoś z banków. Niemniej pewne skutki kryzysu były aż nadto odczuwalne. Znaczącym jego następstwem była zmiana ustawy o bankowym funduszu gwarancyjnym i podniesienie gwarancji depozytów do równowartości 50 tys. Euro. Również zwiększenie odpowiedzialności Narodowego Banku Polskiego za stabilność systemu finansowego należy uznać za fundamentalną zmianę. Mam tu na myśli zarówno silne, zdecydowane cięcia stóp procentowych, jak również ułatwienia w dostępie do płynności dla banków (m.in. w transakcjach repo).
Zmiany na rynku bankowym
Większości klientów banków kryzys finansowy kojarzy się z zupełnie innymi jego objawami. Jednym z nich było nagłe odcięcie szeregu grup klientów banków od kredytów. W pierwszym rzędzie dotyczyło to małych i średnich przedsiębiorstw, którzy zostali pozbawieni możliwości ubiegania się o kredyty hipoteczne.
Wiele banków wycofało się z udzielania kredytów w walutach obcych (co akurat uważam za pożądaną zmianę), na całej linii produktów bankowych wzrosły ceny (marże) kredytów.
Drugim aspektem kryzysu była rozpaczliwa walka banków o utrzymanie bieżącej płynności, co doprowadziło do wzrostu oprocentowania depozytów i lokat bankowych (mimo jednoczesnego spadku stop procentowych!).
Wnioski
Dziś – mniej więcej rok po tamtych wydarzeniach – sytuacja powoli się stabilizuje. Po wojnie depozytowej zostały nam już tylko wspomnienia, natomiast dostęp do kredytów systematycznie się poprawia, powoli spadają też ich ceny. Dlatego wielu postronnych obserwatorów może mieć wrażenie, że kryzys miał wymiar wyłącznie medialny. Tak jednak nie było.
Można śmiało stwierdzić, że dzięki odpowiedzialnej postawie rządu, instytucji nadzoru, NBP, jak i samych klientów banków, którzy zachowali sporo rozsądku wcześniej nie zaciągając nadmiernych obciążeń kredytowych, a później nie poddając się panice i nie wypłacając środków z banków, Polska znalazła się tylko na obrzeżach kryzysu, nie poznając głębi jego gorzkiego smaku.
Ryzyko jego pogłębienia było wystarczająco wysokie, by wyciągnąć z niego właściwe wnioski. Najważniejszym z nich jest prowadzenie odpowiedzialnej i konserwatywnej polityki kredytowej przez banki, co - przy sporym udziale Komisji Nadzoru Finansowego – rzeczywiście ma miejsce.
Sylwester Kowalski, Credit House Polska, Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Najbardziej dokuczliwe następstwa kryzysu
Przymierzając się do podsumowania tego okresu, da się zauważyć kilka najbardziej charakterystycznych symptomów tego wydarzenia. Patrząc na polską gospodarkę i banki należy zwrócić uwagę zwłaszcza na jedno podstawowe następstwo – zmianę w nastawieniu, jak również samych instytucji finansowych do kredytów, swobody ich udzielania. Spadek w analizowanym okresie sprawił, że banki wywróciły do góry nogami swoje oferty kredytowe. Klienci natomiast zaczęli chaotycznie i równie nerwowo wycofywać środki z banków.
Zdarzały się sytuacje, kiedy banki dotychczas finansujące nawet do 110-120 procent wartości nieruchomości po tąpnięciu z dnia na dzień wycofały się z takich ofert. Z kolei klienci słysząc doniesienia medialne i widząc zewsząd pojawiające się słowa „kryzys” i „bankructwo” wypłacali środki z lokat a zwłaszcza funduszy inwestycyjnych.
Problemem stało się również uzyskanie zdolności kredytowej wymaganej przez bank. Nie wystarczało już dwóch wnioskodawców osiągających całkiem przyzwoity dochód i wkład własny rzędu 20 procent wartości nieruchomości. Niejednokrotnie klienci musieli legitymować się poręczycielami lub dodatkowymi współkredytobiorcami, Oczywistym jest, że w okresie zawirowań i niepokoju należy baczniej przyglądać się zmieniającej sytuacji i na nią stosownie reagować. Biorąc pod uwagę kondycję i polskiej gospodarki i portfeli kredytowych polskich banków można stwierdzić, iż banki zbyt nerwowo zareagowały na napływające informacje i nadmiernie przykręcały kurek z kredytami.
Najgorsze za nami
Obecnie od przynajmniej dwóch lub trzech miesięcy możemy zaobserwować wyraźne ożywienie na rynku. W porównaniu z ostatnim kwartałem ubiegłego roku zwiększa się ilość składanych w bankach wniosków kredytowych. Widać także liberalizację polityki kredytowej i złagodzenie kryteriów ich przyznawania. Nie wiadomo, co prawda czy ta tendencja się utrzyma, ale zakładając rosnący entuzjazm do zakupów wśród konsumentów i powolne aczkolwiek systematyczne otwieranie się banków na klienta można dojść do wniosku, że najgorsze już za nami. Pozostaje nam mieć nadzieję, że sytuacja ta nie zmieni się.
Chyba tylko jeden element nie wróci do stanu z okresu prosperity, a mianowicie dostępność i popularność kredytów w obcych walutach. O ile euro, w perspektywie jego wprowadzenia w niedługim czasie, jako waluty obowiązującej w naszym kraju, będzie zyskiwało na popularności, o tyle możemy już chyba zapomnieć o wszechobecnym franku i możliwości otrzymania korzystnego kredytu w tej walucie.
Bogusław Półtorak, Główny Ekonomista Bankier.pl SA, Związek Firm Doradztwa Finansowego:
Następstwa kryzysu
Po roku od apogeum kryzysu widać już pewne symptomy poprawy w gospodarce, ale też i niekorzystne zjawiska. Obecnie w Polsce zarządy banków głowią się nad tym, jak wytłumaczyć akcjonariuszom dwukrotnie niższe zyski w stosunku do roku ubiegłego niż nad poprawą oferty dla klientów. Walczą o większe przychody z prowizji i opłat, drenując kieszenie klientów poprzez nowe cenniki usług. Kontrolują również mocno koszty działalności, co przejawia się w licznych programach naprawczych i restrukturyzacjach. Nie dane im bowiem są, tak jak w Stanach Zjednoczonych, możliwości poprawy wyników finansowych zabiegami księgowymi. Relatywna poprawa koniunktury i odwołanie kryzysu po rocznicy upadku banku Lehman Brothers pozwoliło amerykańskim bankom znów sięgnąć do kieszeni klientów i podatników. Premie dla bankowców z Wall Street w tym roku sięgną rekordowych 140 mld USD. Przykładowo Goldman Sachs już szykuje ponad 20 mld USD na wypłaty premii.
Sytuację w amerykańskim sektorze bankowym można podsumować krótko: to co nas nie zabiło, to nas wzmocniło. Okazało się, że na mniej konkurencyjnym rynku ci najwięksi – o ile przetrwali – mogą zarabiać jeszcze więcej. Kłopot w tym, że znaczna część tych wyników jest podkoloryzowana wirtualną księgowością w zakresie wyceny wątpliwej jakości aktywów.
Rynek bankowy
Warto zdać sobie sprawę z tego, że przeważająca większość banków działających w Polsce nadal podlega polskiemu nadzorowi finansowemu i ma polską licencję. Komisja Nadzoru Finansowego ma dość rygorystyczne narzędzia kontrolowania banków. Jednak cały czas na polskim rynku kapitałowo dominują zagraniczne grupy finansowe. Można zastanawiać się więc nad przenoszeniem praktyk ich zagranicznych właścicieli na polski rynek. Niewątpliwie walka o wyniki finansowe trwa w najlepsze i w ostatniej fazie roku weszła w fazę rozstrzygającą.
Analizując aktualne wyniki sektora bankowego widać wyraźną tendencję do gorszych wyników w stosunku do roku 2008 r. Co ciekawe o połowę niższym zyskom towarzyszy wzrost przychodów o 28 proc. Dużo wyższa jest jednak dynamika kosztów, które pompowane są coraz wyższymi kosztami depozytów i aż niemal czterokrotnym wzrostem rezerw. Właśnie rosnąca wartość rezerw i wysokie koszty działalności bankowej stawiają pod znakiem zapytania plany ekspansji rynkowej wielu banków. Dla klientów może oznaczać to mniejszą konkurencję wśród banków i mniej dostępną ofertę.
Dziś niektóre banki płacą za zbyt agresywne wejście w rynek kredytowy w latach 2005-2007. Pierwszą namacalną konsekwencją są prowadzone postępowania naprawcze. Nadzór finansowy zdecydował, że są one konieczne w aż 9 bankach komercyjnych i w 9 spółdzielczych.
Banki szukają kapitału i jednocześnie zmagają się z restrukturyzacją kosztów, co nie pozostanie bez wpływu na ich relacje z kredytobiorcami, czy deponentami. Sam program naprawczy oczywiście nie przesądza, że bank zagrożony jest bankructwem. Z punktu widzenia klientów grozi gorszą jakością obsługi, mniejszą liczbą pracowników obsługujących klienta, a w konsekwencji uboższą i mniej atrakcyjną paletą usług bankowych. Kryzys to jednak też szansa dla najbardziej innowacyjnych i patrzących strategicznie banków. Ten promyk nadziei przyświeca wyborom klientów, którzy powinni dokładniej przyglądać się przedstawianym im ofertom.
Jak wynika z analizy między lipcem a wrześniem nastąpiła niewielka poprawa nastrojów wśród najemców. Zawarto umowy na blisko 200 tys. mkw powierzchni. Jest to najlepszy wynik w tym roku, chociaż odnotowany popyt stanowi jedynie 64 proc. wolumenu powierzchni wynajętej w tym samym czasie roku poprzedniego. - Do rynków cieszących się największym powodzeniem należą region warszawski (53 tys. mkw wynajętej powierzchni), Polska Centralna (49 tys. mkw) oraz Górny Śląsk (33 tys. mkw) - wyliczają autorzy opracowania.
W III kwartale po raz pierwszy w tym roku nie zanotowano wzrostu wolumenu powierzchni niewynajętej. Udział wolnej powierzchni w całkowitych zasobach magazynowych wynosił we wrześniu 16,2 proc.. Oznacza to utrzymanie się współczynnika pustostanów na poziomie zbliżonym do notowanego w poprzednim kwartale, ale jednocześnie wyższym o 5,8 punktów procentowych w stosunku do III kwartału 2008 r.
Bez najemców pozostaje niemal milion metrów kwadratowych. W stosunku do całkowitych zasobów, najwięcej wolnej powierzchni jest w Szczecinie (100 proc.) oraz na Górnym Śląsku (21,1 proc.), najmniej na rynku warszawskim (15,7 proc.), w Poznaniu (9,3 proc.) oraz w Trójmieście (1,4 proc.). Duża liczba niewynajętych powierzchni sprawia, że najemcy wciąż mają możliwość negocjowania korzystnych dla siebie warunków najmu.
PROGNOZA CUSHMAN & WAKEFIELD |
Tomasz Olszewski, Partner, Dyrektor działu powierzchni przemysłowych i magazynowych w Cushman & Wakefield: Mimo poprawy wskaźników ekonomicznych, prognozy na IV kwartał 2009 r. nie napawają optymizmem. Deweloperzy będą prawdopodobnie rozpoczynać jedynie te projekty, które zabezpieczą wcześniej umowami pre-lease. Według szacunków zostanie ukończone około 20 proc. z powierzchni będącej w budowie na koniec września. W rezultacie na rynek wejdzie jedynie ok. 30 tys. mkw nowej powierzchni magazynowej, czyli blisko o połowę mniej niż w kwartale poprzednim. |
Jak wynika z analizy między lipcem a wrześniem nastąpiła niewielka poprawa nastrojów wśród najemców. Zawarto umowy na blisko 200 tys. mkw powierzchni. Jest to najlepszy wynik w tym roku, chociaż odnotowany popyt stanowi jedynie 64 proc. wolumenu powierzchni wynajętej w tym samym czasie roku poprzedniego. - Do rynków cieszących się największym powodzeniem należą region warszawski (53 tys. mkw wynajętej powierzchni), Polska Centralna (49 tys. mkw) oraz Górny Śląsk (33 tys. mkw) - wyliczają autorzy opracowania.
W III kwartale po raz pierwszy w tym roku nie zanotowano wzrostu wolumenu powierzchni niewynajętej. Udział wolnej powierzchni w całkowitych zasobach magazynowych wynosił we wrześniu 16,2 proc.. Oznacza to utrzymanie się współczynnika pustostanów na poziomie zbliżonym do notowanego w poprzednim kwartale, ale jednocześnie wyższym o 5,8 punktów procentowych w stosunku do III kwartału 2008 r.
Bez najemców pozostaje niemal milion metrów kwadratowych. W stosunku do całkowitych zasobów, najwięcej wolnej powierzchni jest w Szczecinie (100 proc.) oraz na Górnym Śląsku (21,1 proc.), najmniej na rynku warszawskim (15,7 proc.), w Poznaniu (9,3 proc.) oraz w Trójmieście (1,4 proc.). Duża liczba niewynajętych powierzchni sprawia, że najemcy wciąż mają możliwość negocjowania korzystnych dla siebie warunków najmu.
PROGNOZA CUSHMAN & WAKEFIELD |
Tomasz Olszewski, Partner, Dyrektor działu powierzchni przemysłowych i magazynowych w Cushman & Wakefield: Mimo poprawy wskaźników ekonomicznych, prognozy na IV kwartał 2009 r. nie napawają optymizmem. Deweloperzy będą prawdopodobnie rozpoczynać jedynie te projekty, które zabezpieczą wcześniej umowami pre-lease. Według szacunków zostanie ukończone około 20 proc. z powierzchni będącej w budowie na koniec września. W rezultacie na rynek wejdzie jedynie ok. 30 tys. mkw nowej powierzchni magazynowej, czyli blisko o połowę mniej niż w kwartale poprzednim. |
Legenda: Cena oferty mieszkań – średnia, ofertowa cena metra kwadratowego wszystkich mieszkań w projektach deweloperskich wystawionych do sprzedaży wg stanu z 29 dnia każdego miesiąca Cena mieszkań sprzedanych – średnia cena metra kwadratowego mieszkań sprzedanych w okresie ostatnich 3 miesięcy |
Legenda: Cena oferty mieszkań – średnia, ofertowa cena metra kwadratowego wszystkich mieszkań w projektach deweloperskich wystawionych do sprzedaży wg stanu z 29 dnia każdego miesiąca Cena mieszkań sprzedanych – średnia cena metra kwadratowego mieszkań sprzedanych w okresie ostatnich 3 miesięcy |
średnia ocen: 4,5