Kiedy tracisz pracę, masz kłopoty finansowe i nie stać cię na spłatę kredytu mieszkaniowego, nie załamuj się. Bank rozłoży ci raty na mniejsze, a nawet przez jakiś czas pozwoli ich nie spłacać. Ale pożyczonych pieniędzy nie daruje
Co powinien zrobić kredytobiorca, który stracił pracę, nie ma już nic, co mógłby sprzedać, np. samochodu, i nie stać go na spłatę raty?
Piotr Utrata, rzecznik ING Banku: - Najlepiej jak najwcześniej zgłosić się do banku i powiedzieć o swoich problemach. Bankowi zależy na tym, aby klient spłacił kredyt, a nie stracił mieszkanie. W trudnych sytuacjach możemy rozłożyć raty na mniejsze. Na przykład, jeśli osoba ma 200-tysięczny kredyt zaciągnięty na 20 lat, możemy jego spłatę przedłużyć do 30 lat. Dzięki temu raty zmniejszą się o kilkaset złotych.
Maciej Kazimierski, biuro prasowe PKO BP: - Istnieje również możliwość zawieszenia spłaty kredytu na jakiś czas. W PKO BP w awaryjnych sytuacjach "wolne" od rat można dostać na trzy miesiące. W tym czasie spokojnie można szukać nowego zatrudnienia. Są jeszcze miesięczne wakacje kredytowe, które każdemu rzetelnemu klientowi przysługują raz w roku. W obydwu przypadkach niezapłacone raty doliczane są do reszty kredytu.
Na czym polega ubezpieczenie kredytu na wypadek utraty pracy?
Michał Krajkowski, doradca z Domu Kredytowego "Notus": - Za takie osoby, kiedy stracą pracę nie z własnej winy (np. ich firma zostanie zlikwidowana lub zostaną zwolnieni w związku z redukcją zatrudnienia), raty przez jakiś czas - w zależności od umowy - spłaca ubezpieczyciel. Nie dotyczy to jednak tych, którzy sami złożą wypowiedzenie lub zostaną zwolnieni dyscyplinarnie. Trzeba jednak pamiętać, że ubezpieczeniem objęci są tylko ci, którzy je wykupili przy podpisywaniu umowy.
Czy można wykupić takie ubezpieczenie np. dwa lata po podpisaniu umowy kredytowej?
Michał Krajkowski: - Żaden bank na to się nie zgodzi. Ubezpieczenie takie jest dosyć drogie, w przypadku kredytu 300-tysięcznego kosztuje w zależności od banku od 3 do 5 tys. zł rocznie, dlatego gdyby można je było wykupić, kiedy się chce, klienci robiliby to tylko w momentach kryzysowych, kiedy faktycznie obawiają się utraty pracy. Banki traciłyby na tym. Myślę jednak, że w prywatnej firmie ubezpieczeniowej taką gwarancję za odpowiednio wysoką cenę można kupić w każdym momencie.
W grudniu Narodowy Bank Szwajcarii obniżył stopy procentowe o 2,5 proc. Nie wszyscy kredytobiorcy odczuli to jednak w postaci niższych rat. Niektórym - w zależności od umowy - banki oprocentowanie zmieniają co trzy lub co sześć miesięcy. Czy istnieje możliwość zmiany umowy na taką, aby oprocentowanie było weryfikowane co miesiąc?
Maciej Kazimierski: - Niestety, nie. Nie znam banku, który zgodziłby się na zmianę tego zapisu. Poza tym należy pamiętać, że umowa w identyczny sposób traktuje dwie strony: zarówno klienta, jak i bank. Kiedy stopy procentowe rosną, to osoba spłacająca kredyt nie odczuwa tego od razu, ale dopiero po jakimś czasie. Ale kiedy stopy są obniżane, to na niższą ratę też trzeba poczekać.
Jednak klienci mBanku wywalczyli sobie ostatnio możliwość zmiany umowy, dzięki której oprocentowanie będą mieli uaktualniane co miesiąc.
Michał Krajowski: - Tak, ale dotyczy to tylko tej grupy, która zaciągnęła kredyty przed wrześniem 2006 r. i w przypadku ich kredytów oprocentowanie ustala zarząd banku. Tej metody nikt już nie stosuje. Dlatego klientom bank proponuje zmianę umów na takie, jakie zawierane są obecnie, dzięki czemu oprocentowanie będzie zmieniane co miesiąc.
Jeszcze we wrześniu marża kredytu zaciąganego we frankach szwajcarskich wynosiła średnio 1 proc. Od października, w związku z zamieszaniem na światowych rynkach finansowych, banki podniosły tę stawkę do nawet 7 proc. Czy marżę można renegocjować?
Piotr Utrata: - W obecnej sytuacji na obniżenie marży są raczej niewielkie szanse. Ale jak wszystko wróci za jakiś czas do normy, to pewnie wróci też możliwość zmiany marży.
Michał Krajkowski: - Nie ma co jednak liczyć na to, że wrócą marże 1-procentowe, bo już dawno banki mówiły, że udzielając takich kredytów, działają na granicy opłacalności. Myślę, że jak za pół roku wynegocjujemy marżę na poziomie 2 proc., to będzie to dobra oferta.
Co w sytuacji, kiedy klient pomimo zaproponowanych mu przez bank rozwiązań, dalej nie jest w stanie spłacać rat?
Maciej Kazimierski: - Banki unikają jak ognia kierowania spraw do komornika i licytacji mieszkania. Najczęściej dochodzi do ugody, kiedy to klient na własną rękę sprzedaje mieszkanie i oddaje bankowi pieniądze.
A co w przypadku, kiedy cena uzyskana za nieruchomość jest niższa od zaciągniętego kredytu? Na przykład pożyczyliśmy od banku 400 tys., a nasze mieszkanie jest teraz warte 40 tys. zł mniej.
Piotr Utrata: - Niestety, klient musi oddać tyle, ile pożyczył. Czyli suma, jakiej nie uda się spłacić po sprzedaży nieruchomości, rozkładana jest na nieduże raty.
Źródło: Metro