Drugi kwartał tego roku, zarówno pod względem zyskowności jak i przychodów, będzie na podobnym poziomie jak II kw 2008 roku - powiedział.
Jednak podtrzymuję, że w całym 2009 roku zanotujemy ok. 20-proc. wzrost, a marża netto, jak już wcześniej zapowiadałem, będzie wyższa niż 3 proc. - dodał.
W II kw 2008 roku zysk netto grupy, przypadający akcjonariuszom jednostki dominującej, wyniósł 27,9 mln zł, zysk operacyjny ukształtował się na poziomie 54,5 mln zł, a przychody wyniosły 1,11 mld zł.
(PAP)
money.pl
Drugi kwartał tego roku, zarówno pod względem zyskowności jak i przychodów, będzie na podobnym poziomie jak II kw 2008 roku - powiedział.
Jednak podtrzymuję, że w całym 2009 roku zanotujemy ok. 20-proc. wzrost, a marża netto, jak już wcześniej zapowiadałem, będzie wyższa niż 3 proc. - dodał.
W II kw 2008 roku zysk netto grupy, przypadający akcjonariuszom jednostki dominującej, wyniósł 27,9 mln zł, zysk operacyjny ukształtował się na poziomie 54,5 mln zł, a przychody wyniosły 1,11 mld zł.
(PAP)
money.pl
Rating BFSR PKO BP został obniżony do C minus z C, Pekao do C minus z C, BZ WBK do D plus z C minus, Banku Handlowego do D plus z C minus.
Pod koniec maja agencja Moody's umieściła ratingi ośmiu polskich banków na liście obserwacyjnej z możliwością ich obniżenia.
Umieszczenie na liście obserwacyjnej dotknęło ratingi: Banku PKO BP, Pekao, BRE Banku, BRE Banku Hipotecznego, BZ WBK, BGŻ, Lukas Banku i Europejskiego Funduszu Leasingowego. Wcześniej taką decyzję Moody's podjął w przypadku Banku Millennium oraz Banku Handlowego.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Rating BFSR PKO BP został obniżony do C minus z C, Pekao do C minus z C, BZ WBK do D plus z C minus, Banku Handlowego do D plus z C minus.
Pod koniec maja agencja Moody's umieściła ratingi ośmiu polskich banków na liście obserwacyjnej z możliwością ich obniżenia.
Umieszczenie na liście obserwacyjnej dotknęło ratingi: Banku PKO BP, Pekao, BRE Banku, BRE Banku Hipotecznego, BZ WBK, BGŻ, Lukas Banku i Europejskiego Funduszu Leasingowego. Wcześniej taką decyzję Moody's podjął w przypadku Banku Millennium oraz Banku Handlowego.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Wśród inwestorów zainteresowanych gazem największą popularnością cieszy się rynek amerykański. Właśnie dlatego to na nim warto skupić swoją uwagę. Gdy w zeszłym tygodniu ceny gazu osiągnęły dynamikę -30 proc. w stosunku do stycznia br., ropa naftowa drożała o ponad 55 proc.
Dotychczas rynki te poruszały się zgodnie, głównie z powodu podobieństw czynników, jakie determinowały ich ceny. Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku, obecny był wzrastający popyt w skali przewyższającej zdolności do pokrycia zapotrzebowania. Sytuacja ta zmieniła się jednak diametralnie, gdy pierwszy raz od II wojny światowej recesja ogarnęła jednocześnie Stany Zjednoczone, Japonię i gospodarki strefy euro.
Popyt gwałtownie zaczął spadać, a ze względu na fakt ścisłego powiązania rynku gazu z sytuacją w przemyśle, który najsilniej odczuwa skutki kryzysu, zapasy tego surowca rosły zdecydowanie silniej niż ropy naftowej. Doprowadziło to do sytuacji, w której ropa była 17 razy droższa niż wynosi średnia historyczna dla tej relacji (ok. 9,5). Cena gazu za milion brytyjskich jednostek termicznych (MMBtu), w najniższym punkcie w tym roku, osiągnęła 3,45 USD.
Okazało się jednak, że po tej cenie opłaca się w Stanach zamienić węgiel na gaz do produkcji energii elektrycznej. Patrząc przez pryzmat emisji dwutlenku węgla to szczególnie optymistyczny akcent. Spalanie gazu ziemnego emituje przecież o ok. 40 proc. mniej szkodliwych substancji, niż spalanie węgla. Właśnie ten czynnik stanowi istotne wsparcie dla cen, które mają nikłe szanse na zejście poniżej 3,50 USD. To pobudziło popyt spekulantów.
W ostatnich dniach cena gazu ziemnego osiągnęła 4,25 USD/MMBtu. W głównej mierze, sytuacja ta związana była ze spekulacyjnymi transakcjami, których ideą było wykorzystanie ogromnej różnicy cen ropy i gazu. Przeważały jednak aspekty związane z prognozami pogody w Stanach. Szacuje się bowiem, że w lipcu średnia temperatura w południowych stanach dojdzie do 38 st. C, co automatycznie zwiększa mocno popyt na prąd ze względu na większe wykorzystanie klimatyzatorów.
Ponadto, mimo trwania recesji, sektor przemysłowy stabilizuje się, czego odzwierciedleniem są pozytywne odczyty danych obrazujących nastroje i oczekiwania rynku. Zaczyna wracać popyt na energię, a niezwykle tani gaz ziemny dodatkowo zachęca inwestorów do szukania atrakcyjnych zysków na tym rynku. Osiągniecie 5,00 USD/MMBtu w horyzoncie 3 miesięcy staje się realnym scenariuszem.
Michał Poła
intria.pl
Wśród inwestorów zainteresowanych gazem największą popularnością cieszy się rynek amerykański. Właśnie dlatego to na nim warto skupić swoją uwagę. Gdy w zeszłym tygodniu ceny gazu osiągnęły dynamikę -30 proc. w stosunku do stycznia br., ropa naftowa drożała o ponad 55 proc.
Dotychczas rynki te poruszały się zgodnie, głównie z powodu podobieństw czynników, jakie determinowały ich ceny. Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku, obecny był wzrastający popyt w skali przewyższającej zdolności do pokrycia zapotrzebowania. Sytuacja ta zmieniła się jednak diametralnie, gdy pierwszy raz od II wojny światowej recesja ogarnęła jednocześnie Stany Zjednoczone, Japonię i gospodarki strefy euro.
Popyt gwałtownie zaczął spadać, a ze względu na fakt ścisłego powiązania rynku gazu z sytuacją w przemyśle, który najsilniej odczuwa skutki kryzysu, zapasy tego surowca rosły zdecydowanie silniej niż ropy naftowej. Doprowadziło to do sytuacji, w której ropa była 17 razy droższa niż wynosi średnia historyczna dla tej relacji (ok. 9,5). Cena gazu za milion brytyjskich jednostek termicznych (MMBtu), w najniższym punkcie w tym roku, osiągnęła 3,45 USD.
Okazało się jednak, że po tej cenie opłaca się w Stanach zamienić węgiel na gaz do produkcji energii elektrycznej. Patrząc przez pryzmat emisji dwutlenku węgla to szczególnie optymistyczny akcent. Spalanie gazu ziemnego emituje przecież o ok. 40 proc. mniej szkodliwych substancji, niż spalanie węgla. Właśnie ten czynnik stanowi istotne wsparcie dla cen, które mają nikłe szanse na zejście poniżej 3,50 USD. To pobudziło popyt spekulantów.
W ostatnich dniach cena gazu ziemnego osiągnęła 4,25 USD/MMBtu. W głównej mierze, sytuacja ta związana była ze spekulacyjnymi transakcjami, których ideą było wykorzystanie ogromnej różnicy cen ropy i gazu. Przeważały jednak aspekty związane z prognozami pogody w Stanach. Szacuje się bowiem, że w lipcu średnia temperatura w południowych stanach dojdzie do 38 st. C, co automatycznie zwiększa mocno popyt na prąd ze względu na większe wykorzystanie klimatyzatorów.
Ponadto, mimo trwania recesji, sektor przemysłowy stabilizuje się, czego odzwierciedleniem są pozytywne odczyty danych obrazujących nastroje i oczekiwania rynku. Zaczyna wracać popyt na energię, a niezwykle tani gaz ziemny dodatkowo zachęca inwestorów do szukania atrakcyjnych zysków na tym rynku. Osiągniecie 5,00 USD/MMBtu w horyzoncie 3 miesięcy staje się realnym scenariuszem.
Michał Poła
intria.pl
Tym żyje rynek
Od wielu lat mówi się o zaniedbaniach w sferze mieszkalnictwa. Przede wszystkim brakuje kompleksowej i dostosowanej do warunków gospodarczych strategii rozwoju mieszkalnictwa. Większość działań charakteryzuje się fragmentarycznością, a nierzadko odnosi się wrażenie, że część rozwiązań jest "na próbę". Pojawiają się i znikają. Program "Rodzina na swoim" nie przyjął się od razu na rynku - głównie za sprawą wysokich cen mieszkań. Wtedy mówiło się o konieczności podwyższenia limitów cenowych m kw. lokali. I tak też się stało. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Jednocześnie sytuacja na rynku zmusiła deweloperów do obniżenia cen mieszkań. Te równoczesne działania przyniosły rezultaty - coraz większą liczbę udzielanych kredytów z dopłatami (szansa na spełnienie marzenia o własnym gniazdku dla wielu osób) oraz sprzedaż części gotowych mieszkań (pomocny dla deweloperów dotkniętych skutkami globalnych zawirowań).
Można pokusić się o stwierdzenie, że rynek nieruchomości żyje teraz kredytami z dopłatami.
Sytuację próbują wykorzystać deweloperzy
Polski Związek Firm Deweloperskich zaproponował nawet, by w ustawie zawarte zostało ograniczenie do zakupu mieszkań na rynku pierwotnym. "Rodzina na swoim" nie została jednak stworzona dla deweloperów, ale dla młodych osób, które chciałyby zakupić swoje pierwsze mieszkanie lub mały dom. Wprowadzenie takiego zapisu byłoby poważnym błędem i ograniczeniem dla nabywców. To oni sami powinni decydować, z jakiej oferty chcą skorzystać. Deweloperzy powinni przede wszystkim dostosować się do preferencji i możliwości finansowych Polaków. Skoro największym zainteresowaniem cieszą się "tanie" mieszkania, to jest to wyraźny sygnał do dokonania zmian w strategii. Deweloperzy w żadnym wypadku nie powinni opierać swojej działalności na rządowym programie, lecz samodzielnie szukać rozwiązań, które pomogą funkcjonować w różnych okresach. Ale nie tylko deweloperzy próbują wykorzystać popularność rządowego programu. Czynią to też banki. Okazuje się, że w przypadku niektórych kredytów rata kredytu z dopłatą państwa do jego oprocentowania jest wyższa aniżeli rata zwykłego kredytu.
Pierwsze gniazdko
Kilkuletnie wsparcie państwa w finansowaniu mieszkania pomaga młodym ludziom zbudować swoje pierwsze gniazdko. Wokół programu zrobiło się za dużo szumu. Niestety niektóre podmioty za bardzo próbują wykorzystać popularność "Rodziny na Swoim" i wystawiają tym samym opinię o sobie. Oby zamieszanie wokół programu nie spowodowało ograniczenia jego dostępności albo całkowitego jego wycofania. Jego popularność dowodzi, że jest potrzebny na rynku. Wystarczy przy nim za bardzo nie mieszać.
Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości
interia.pl
Tym żyje rynek
Od wielu lat mówi się o zaniedbaniach w sferze mieszkalnictwa. Przede wszystkim brakuje kompleksowej i dostosowanej do warunków gospodarczych strategii rozwoju mieszkalnictwa. Większość działań charakteryzuje się fragmentarycznością, a nierzadko odnosi się wrażenie, że część rozwiązań jest "na próbę". Pojawiają się i znikają. Program "Rodzina na swoim" nie przyjął się od razu na rynku - głównie za sprawą wysokich cen mieszkań. Wtedy mówiło się o konieczności podwyższenia limitów cenowych m kw. lokali. I tak też się stało. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Jednocześnie sytuacja na rynku zmusiła deweloperów do obniżenia cen mieszkań. Te równoczesne działania przyniosły rezultaty - coraz większą liczbę udzielanych kredytów z dopłatami (szansa na spełnienie marzenia o własnym gniazdku dla wielu osób) oraz sprzedaż części gotowych mieszkań (pomocny dla deweloperów dotkniętych skutkami globalnych zawirowań).
Można pokusić się o stwierdzenie, że rynek nieruchomości żyje teraz kredytami z dopłatami.
Sytuację próbują wykorzystać deweloperzy
Polski Związek Firm Deweloperskich zaproponował nawet, by w ustawie zawarte zostało ograniczenie do zakupu mieszkań na rynku pierwotnym. "Rodzina na swoim" nie została jednak stworzona dla deweloperów, ale dla młodych osób, które chciałyby zakupić swoje pierwsze mieszkanie lub mały dom. Wprowadzenie takiego zapisu byłoby poważnym błędem i ograniczeniem dla nabywców. To oni sami powinni decydować, z jakiej oferty chcą skorzystać. Deweloperzy powinni przede wszystkim dostosować się do preferencji i możliwości finansowych Polaków. Skoro największym zainteresowaniem cieszą się "tanie" mieszkania, to jest to wyraźny sygnał do dokonania zmian w strategii. Deweloperzy w żadnym wypadku nie powinni opierać swojej działalności na rządowym programie, lecz samodzielnie szukać rozwiązań, które pomogą funkcjonować w różnych okresach. Ale nie tylko deweloperzy próbują wykorzystać popularność rządowego programu. Czynią to też banki. Okazuje się, że w przypadku niektórych kredytów rata kredytu z dopłatą państwa do jego oprocentowania jest wyższa aniżeli rata zwykłego kredytu.
Pierwsze gniazdko
Kilkuletnie wsparcie państwa w finansowaniu mieszkania pomaga młodym ludziom zbudować swoje pierwsze gniazdko. Wokół programu zrobiło się za dużo szumu. Niestety niektóre podmioty za bardzo próbują wykorzystać popularność "Rodziny na Swoim" i wystawiają tym samym opinię o sobie. Oby zamieszanie wokół programu nie spowodowało ograniczenia jego dostępności albo całkowitego jego wycofania. Jego popularność dowodzi, że jest potrzebny na rynku. Wystarczy przy nim za bardzo nie mieszać.
Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości
interia.pl
Do poniedziałku przedsiębiorcy mogą składać wnioski o zawarcie umowy o partnerstwie publiczno-prywatnym z Powiatem Lidzbarskim. Kontrahent prywatny w ramach projektu Term Warmińskich ma zaprojektować, wybudować i zarządzać kompleksem basenów geotermalnych, hoteli i zapleczem sportowym w Lidzbarku Warmińskim.
- Termy Warmińskie to najbardziej zaawansowany projekt PPP w Polsce. Jest przy tym wyjątkowy, bo łączy ze sobą finansowanie ze środków unijnych oraz finansowanie przez partnera prywatnego - wyjaśnia Witold Grzybowski, ekspert z zakresu PPP i partner w Dolnośląskiej Grupie Doradczej.
Inwestycja jest warta ok. 35 mln euro, z czego połowę środków przekaże zarząd województwa z Unijnego Programu Rozwoju Regionalnego. Pozostałą sumę da proporcjonalnie partner prywatny.
Pomimo że PPP daje samorządom korzystne warunki finansowania inwestycji, bowiem pieniądze wykłada prywatny inwestor, to samorządy na razie znacznie chętniej sięgają po koncesje na roboty budowlane, czyli po tzw. małe PPP. Koncesje ogłaszały m.in.: Gostynin, Kraków, Ostrów Wielkopolski oraz Wrocław.
Ewa Grączewska-Ivanova
interia.pl
Do poniedziałku przedsiębiorcy mogą składać wnioski o zawarcie umowy o partnerstwie publiczno-prywatnym z Powiatem Lidzbarskim. Kontrahent prywatny w ramach projektu Term Warmińskich ma zaprojektować, wybudować i zarządzać kompleksem basenów geotermalnych, hoteli i zapleczem sportowym w Lidzbarku Warmińskim.
- Termy Warmińskie to najbardziej zaawansowany projekt PPP w Polsce. Jest przy tym wyjątkowy, bo łączy ze sobą finansowanie ze środków unijnych oraz finansowanie przez partnera prywatnego - wyjaśnia Witold Grzybowski, ekspert z zakresu PPP i partner w Dolnośląskiej Grupie Doradczej.
Inwestycja jest warta ok. 35 mln euro, z czego połowę środków przekaże zarząd województwa z Unijnego Programu Rozwoju Regionalnego. Pozostałą sumę da proporcjonalnie partner prywatny.
Pomimo że PPP daje samorządom korzystne warunki finansowania inwestycji, bowiem pieniądze wykłada prywatny inwestor, to samorządy na razie znacznie chętniej sięgają po koncesje na roboty budowlane, czyli po tzw. małe PPP. Koncesje ogłaszały m.in.: Gostynin, Kraków, Ostrów Wielkopolski oraz Wrocław.
Ewa Grączewska-Ivanova
interia.pl
Mali i wielcy klienci polskich firm energetycznych nie chcą wybierać. Nie mają z czego - konstatuje gazeta. 1 lipca 2009 r. upływa druga rocznica pełnego uwolnienia polskiego rynku energii elektrycznej. Teoretycznie pełnego, bo większość gospodarstw domowych, klientów państwowych grup energetycznych wciąż rozlicza się z dostawcami według cen zatwierdzonych przez regulatora. Problem też w tym, iż po prostu nie chcą wybierać.
Według danych Urzędu Regulacji Energetyki, od 1 lipca 2007 r. do końca marca 2009 r. dostawcę prądu postanowiło zmienić zaledwie 956 klientów indywidualnych. Odbiorcy biznesowi, z których najwięksi zyskali swobodę wyboru kilka lat wcześniej, zdecydowali się na zmianę tylko w 212 przypadkach - odnotowuje gazeta.
Więcej o tej sprawie w dzisiejszej publikacji "Pulsu Biznesu".
źródło informacji: PAP/PulsBiznesu
interia.pl
Mali i wielcy klienci polskich firm energetycznych nie chcą wybierać. Nie mają z czego - konstatuje gazeta. 1 lipca 2009 r. upływa druga rocznica pełnego uwolnienia polskiego rynku energii elektrycznej. Teoretycznie pełnego, bo większość gospodarstw domowych, klientów państwowych grup energetycznych wciąż rozlicza się z dostawcami według cen zatwierdzonych przez regulatora. Problem też w tym, iż po prostu nie chcą wybierać.
Według danych Urzędu Regulacji Energetyki, od 1 lipca 2007 r. do końca marca 2009 r. dostawcę prądu postanowiło zmienić zaledwie 956 klientów indywidualnych. Odbiorcy biznesowi, z których najwięksi zyskali swobodę wyboru kilka lat wcześniej, zdecydowali się na zmianę tylko w 212 przypadkach - odnotowuje gazeta.
Więcej o tej sprawie w dzisiejszej publikacji "Pulsu Biznesu".
źródło informacji: PAP/PulsBiznesu
interia.pl
Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 06-07/09
Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 06-07/09
- O ile np. liczba transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance w największych miastach Polski wzrosła między styczniem i majem ponad dwukrotnie, to liczba kredytów Rodzina na swoim wzrosła na całym rynku przeszło czterokrotnie - czytamy w analizie OF. W konsekwencji udział programu w rynku hipotecznym wzrósł - jak szacują autorzy opracowania - z mniej niż 5 proc. w styczniu do ponad 20 proc. w maju.
Dynamika liczby kredytów udzielonych w ramach programu Rodzina na swoim w 2009 r.
Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance
Wpływ na ceny mieszkań
Około 20-proc. udział programu w rynku kredytów hipotecznych przekłada się również na jego znaczący udział w transakcjach na rynku nieruchomości, które nadal w dominującym stopniu finansowane są kredytami hipotecznymi. Niestety nie ma w Polsce danych pokazujących liczbę transakcji choćby w przybliżeniu.
- Możemy natomiast powiedzieć, że przez pierwsze cztery miesiące roku 70 proc. transakcji finansowanych w ramach programu ,,Rodzina na swoim" przeprowadzono poza miastami wojewódzkimi. Ze względu na znaczące rozproszenie tych transakcji trudno przesądzać o ich wpływie na kształtowanie się cen nieruchomości w Polsce poza miastami wojewódzkimi - czytamy w raporcie Open Finance.
Autorzy zauważają, że wpływ programu na ceny w największych miastach Polski jest trudny do zmierzenia i różny w różnych miastach. Dla przykładu 402 mieszkania sprzedane w ramach programu Rodzina na swoim w Warszawie może nie mieć tak dużego znaczenia dla średnich cen jak 169 mieszkań sprzedanych w tym czasie w Łodzi z wykorzystaniem wsparcia skarbu państwa w zaciągnięciu kredytu.
Program może mieć większy wpływ na ceny ofertowe - sprzedający mogą dostosować się do limitów obowiązujących w programie - niż na liczbę rzeczywiście przeprowadzanych transakcji, przynajmniej w obecnym stanie rynku (przewagi podaży).
Rozkład funkcjonowania programu Rodzina na swoim
Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance
- O ile np. liczba transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance w największych miastach Polski wzrosła między styczniem i majem ponad dwukrotnie, to liczba kredytów Rodzina na swoim wzrosła na całym rynku przeszło czterokrotnie - czytamy w analizie OF. W konsekwencji udział programu w rynku hipotecznym wzrósł - jak szacują autorzy opracowania - z mniej niż 5 proc. w styczniu do ponad 20 proc. w maju.
Dynamika liczby kredytów udzielonych w ramach programu Rodzina na swoim w 2009 r.
Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance
Wpływ na ceny mieszkań
Około 20-proc. udział programu w rynku kredytów hipotecznych przekłada się również na jego znaczący udział w transakcjach na rynku nieruchomości, które nadal w dominującym stopniu finansowane są kredytami hipotecznymi. Niestety nie ma w Polsce danych pokazujących liczbę transakcji choćby w przybliżeniu.
- Możemy natomiast powiedzieć, że przez pierwsze cztery miesiące roku 70 proc. transakcji finansowanych w ramach programu ,,Rodzina na swoim" przeprowadzono poza miastami wojewódzkimi. Ze względu na znaczące rozproszenie tych transakcji trudno przesądzać o ich wpływie na kształtowanie się cen nieruchomości w Polsce poza miastami wojewódzkimi - czytamy w raporcie Open Finance.
Autorzy zauważają, że wpływ programu na ceny w największych miastach Polski jest trudny do zmierzenia i różny w różnych miastach. Dla przykładu 402 mieszkania sprzedane w ramach programu Rodzina na swoim w Warszawie może nie mieć tak dużego znaczenia dla średnich cen jak 169 mieszkań sprzedanych w tym czasie w Łodzi z wykorzystaniem wsparcia skarbu państwa w zaciągnięciu kredytu.
Program może mieć większy wpływ na ceny ofertowe - sprzedający mogą dostosować się do limitów obowiązujących w programie - niż na liczbę rzeczywiście przeprowadzanych transakcji, przynajmniej w obecnym stanie rynku (przewagi podaży).
Rozkład funkcjonowania programu Rodzina na swoim
Źródło: BGK (za BGŻ), obliczenia własne Open Finance
Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 52 tys. 640. Co oznacza spadek o 31,3 proc. proc..
W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 63 tys. 659 mieszkań, czyli o 8,2 proc. więcej niż przed rokiem.
- Największy udział w przyroście nowych zasobów mieszkaniowych mieli deweloperzy, którzy w okresie styczeń-maj 2009 r. oddali 29 557 mieszkań, tj. o 22,3 proc. więcej niż w ubiegłym roku, co stanowiło 46,4 proc. ogólnej liczby mieszkań oddanych do użytkowania. W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku inwestorzy ci rozpoczęli budowę 14 343 mieszkań, tj. o 53,3 proc. mniej niż w 2008 r. Spadła również liczba mieszkań, na których budowę uzyskali oni pozwolenie - do 28 104, tj. o 27,2 proc. - napisał GUS w komunikacie.
money.pl
Liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w tym okresie, wyniosła 52 tys. 640. Co oznacza spadek o 31,3 proc. proc..
W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 63 tys. 659 mieszkań, czyli o 8,2 proc. więcej niż przed rokiem.
- Największy udział w przyroście nowych zasobów mieszkaniowych mieli deweloperzy, którzy w okresie styczeń-maj 2009 r. oddali 29 557 mieszkań, tj. o 22,3 proc. więcej niż w ubiegłym roku, co stanowiło 46,4 proc. ogólnej liczby mieszkań oddanych do użytkowania. W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku inwestorzy ci rozpoczęli budowę 14 343 mieszkań, tj. o 53,3 proc. mniej niż w 2008 r. Spadła również liczba mieszkań, na których budowę uzyskali oni pozwolenie - do 28 104, tj. o 27,2 proc. - napisał GUS w komunikacie.
money.pl
W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi Rodzina na swoim. Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu.
Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.
Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane. Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.
Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.
Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku).
Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale?
Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.
W ostatnim czasie sprzedaż mieszkań w głównej mierze możliwa była dzięki rządowemu programowi Rodzina na swoim. Nowelizacja ustawy, która wprowadziła możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny rozszerzyła liczbę potencjalnych kredytobiorców, jak też liczbę ofert spełniających kryteria programu.
Wielu deweloperów dostosowało ceny wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż na rynku. Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w maju padł kolejny rekord sprzedaży preferencyjnych kredytów mieszkaniowych - udzielono 2858 kredytów z dopłatą na łączną kwotę ponad 511,8 mln zł, co stanowi ponad czterokrotny wzrost w porównaniu do danych z początku roku.
Podtrzymywanie sprzedaży poprzez program rządowy może być dobrym rozwiązaniem krótkoterminowym. Nie wiadomo jednak, jak długo dopłaty państwa do części oprocentowania kredytów mieszkaniowych będą realizowane. Właściwie co miesiąc BGK informuje nas o kolejnym rekordzie udzielonych kredytów. Jednocześnie zapewnia, że nie ma możliwości, by zabrakło w tym roku na ten cel środków. Trudno jednak przewidzieć dalsze losy programu.
Segment deweloperski coraz bardziej zaznacza się na polskim rynku nieruchomości. Teraz co prawda jego aktywność, zwłaszcza w zakresie budownictwa mieszkaniowego, zmniejszyła się, ale jest to efekt ogólnych zawirowań na rynkach. Zainteresowanie mieszkaniami jest bardzo duże, więc deweloperom pozostaje stworzenie odpowiednich do potrzeb klientów nowych projektów i czekanie na ponowną chęć współpracy ze strony banków.
Czym skuszą deweloperzy w tym sezonie wakacyjnym? W poprzednich okresach stosowali różnego rodzaju dodatki - wyposażenie kuchni, garaż, samochód, wycieczka itd. Stało się to na tyle powszednie, że dziś nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Klientom zależy na zakupie dobrego mieszkania w przystępnej cenie, a nie na wachlarzu bonusów (choć niewątpliwie uatrakcyjniają one ofertę i pozwalają wyróżnić się na rynku).
Deweloperzy starają się więc przyciągnąć klientów niższą ceną mieszkania. Okazuje się jednak, że takich lokali w atrakcyjnej cenie jest bardzo niewiele i pełnią raczej rolę magnesu przyciągającego do siedziby firmy. Może niektórzy deweloperzy zastosują podczas wakacyjnych miesięcy specjalne akcje promocyjne obejmujące nowe lokale?
Katowicki deweloper podczas targów mieszkaniowych zastosował aromamarketing, a teraz podczas dni otwartych swojego osiedla postanowił połączyć je z mini targami aranżacyjnymi. Coraz częściej jesteśmy więc świadkami niestandardowych działań deweloperów. I nie ma w nich niczego złego, ale dla klienta najważniejsza jest cena mieszkania i o niej przede wszystkim należy pamiętać w strategii marketingowej.
Oszczędności w domowych budżetach zaczęły sprzyjać tańszym restauracjom typu fast food. I to nie tylko rozwijanym przez zachodnich graczy, takich jak McDonald's, KFC czy Pizza Hut, lecz także polskie firmy. Mimo spowolnienia gospodarczego stawiają one na dynamiczny rozwój. Z szacunków wynika, że do końca roku w uruchomienie kilkudziesięciu nowych placówek zainwestują 25 mln zł. Wzrost liczby klientów odnotowują wszystkie lokale, które oferują możliwość zjedzenia obiadu w cenie poniżej 20 zł.
Zasada: dobre jedzenie, szybko podane, za niewielkie pieniądze, zaczyna się sprawdzać - uważa Jan Kościuszko, prezes Grupy Kościuszko Polskie Jadło. Dodaje jednocześnie, że liczba klientów w przydrożnych Gościńcach Polskie Jadło rozwijanych przez grupę sięga dziś 400-500 osób.
Nasze restauracje osiągają rentowność już w pierwszym miesiącu działalności. To bardzo szybko, zważywszy na to, że do tej pory średni okres dochodzenia do rentowności wynosił od 6 do 12 miesięcy - zaznacza Marek Zuber, przewodniczący rady nadzorczej Kościuszko Polskie Jadło. Wzrost liczby klientów notuje też sieć Szybki Kęs. Rosną też dochody - w tym roku są o kilkanaście procent wyższe niż przed rokiem - zauważa Dariusz Winiarski, prezes spółki Restauracje Polskie, rozwijającej sieć Szybki Kęs.
Podobnie jest w sieci pizzerii Da Grasso.
Na przełomie 2008 i 2009 roku nasze restauracje zanotowały delikatny spadek klientów, ale już wszystko wróciło do normy - mówi Magdalena Piróg ze spółki Da Grasso. Polskie fast foody planują w tym roku dalszy rozwój.
- Otworzymy na pewno 17 nowych placówek, każda to koszt około 200 tys. zł. Do końca roku chcemy podpisać kolejne 15 umów, z których część być może zostanie zrealizowana jeszcze w tym roku - informuje Magdalena Piróg.
Grupa Kościuszko chce do końca roku otworzyć co najmniej dwie restauracje pod marką Gościniec Polskie Jadło, których docelowo ma powstać 15-25, oraz nawet około 20 restauracji pod logo Sztuka Pieroga. Tych ostatnich ma być w przyszłości na rynku aż 200. Otwarcie jednej przydrożnej restauracji to koszt około 3,5 mln zł.
Koszty związane z uruchomieniem punktu Sztuka Pieroga to koszt od 50 do 100 tys. zł. W tej chwili są one znacznie niższe niż jeszcze rok temu, kiedy na Gościniec Polskie Jadło trzeba było wydać około 5 mln zł - zauważa Marek Zuber. Spadek kosztów to jeden z powodów, które mogą pomóc w szybkim rozwoju.
Zastój w branży nieruchomości daje możliwość pozyskania ziemi na atrakcyjnych warunkach. Pierwsze półrocze wykorzystaliśmy na poszukiwania i zakup terenów inwestycyjnych - dodaje Jan Kościuszko.Ambitne plany ma również firma Power Sun Eugeniusz Marszał, rozwijająca sieć Nasz Naleśnik. W tym roku chcemy otworzyć jeszcze przynajmniej cztery punkty, na pewno w Warszawie, Siedlcach i Gliwicach - mówi Barbara Knap, odpowiedzialna za rozwój sieci Nasz Naleśnik.
Oszczędności w domowych budżetach zaczęły sprzyjać tańszym restauracjom typu fast food. I to nie tylko rozwijanym przez zachodnich graczy, takich jak McDonald's, KFC czy Pizza Hut, lecz także polskie firmy. Mimo spowolnienia gospodarczego stawiają one na dynamiczny rozwój. Z szacunków wynika, że do końca roku w uruchomienie kilkudziesięciu nowych placówek zainwestują 25 mln zł. Wzrost liczby klientów odnotowują wszystkie lokale, które oferują możliwość zjedzenia obiadu w cenie poniżej 20 zł.
Zasada: dobre jedzenie, szybko podane, za niewielkie pieniądze, zaczyna się sprawdzać - uważa Jan Kościuszko, prezes Grupy Kościuszko Polskie Jadło. Dodaje jednocześnie, że liczba klientów w przydrożnych Gościńcach Polskie Jadło rozwijanych przez grupę sięga dziś 400-500 osób.
Nasze restauracje osiągają rentowność już w pierwszym miesiącu działalności. To bardzo szybko, zważywszy na to, że do tej pory średni okres dochodzenia do rentowności wynosił od 6 do 12 miesięcy - zaznacza Marek Zuber, przewodniczący rady nadzorczej Kościuszko Polskie Jadło. Wzrost liczby klientów notuje też sieć Szybki Kęs. Rosną też dochody - w tym roku są o kilkanaście procent wyższe niż przed rokiem - zauważa Dariusz Winiarski, prezes spółki Restauracje Polskie, rozwijającej sieć Szybki Kęs.
Podobnie jest w sieci pizzerii Da Grasso.
Na przełomie 2008 i 2009 roku nasze restauracje zanotowały delikatny spadek klientów, ale już wszystko wróciło do normy - mówi Magdalena Piróg ze spółki Da Grasso. Polskie fast foody planują w tym roku dalszy rozwój.
- Otworzymy na pewno 17 nowych placówek, każda to koszt około 200 tys. zł. Do końca roku chcemy podpisać kolejne 15 umów, z których część być może zostanie zrealizowana jeszcze w tym roku - informuje Magdalena Piróg.
Grupa Kościuszko chce do końca roku otworzyć co najmniej dwie restauracje pod marką Gościniec Polskie Jadło, których docelowo ma powstać 15-25, oraz nawet około 20 restauracji pod logo Sztuka Pieroga. Tych ostatnich ma być w przyszłości na rynku aż 200. Otwarcie jednej przydrożnej restauracji to koszt około 3,5 mln zł.
Koszty związane z uruchomieniem punktu Sztuka Pieroga to koszt od 50 do 100 tys. zł. W tej chwili są one znacznie niższe niż jeszcze rok temu, kiedy na Gościniec Polskie Jadło trzeba było wydać około 5 mln zł - zauważa Marek Zuber. Spadek kosztów to jeden z powodów, które mogą pomóc w szybkim rozwoju.
Zastój w branży nieruchomości daje możliwość pozyskania ziemi na atrakcyjnych warunkach. Pierwsze półrocze wykorzystaliśmy na poszukiwania i zakup terenów inwestycyjnych - dodaje Jan Kościuszko.Ambitne plany ma również firma Power Sun Eugeniusz Marszał, rozwijająca sieć Nasz Naleśnik. W tym roku chcemy otworzyć jeszcze przynajmniej cztery punkty, na pewno w Warszawie, Siedlcach i Gliwicach - mówi Barbara Knap, odpowiedzialna za rozwój sieci Nasz Naleśnik.
W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku najbardziej aktywni byli deweloperzy, którzy wybudowali 29 557 lokali, aż o 22,3 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Tak dobry wynik to efekt szybkiego rozwoju budownictwa, z którym mieliśmy doczynienia w ostatnich latach. Inwestycje teraz oddawane rozpoczynane były w połowie 2007 i na początku 2008 roku czyli na szczycie boomu na rynku nieruchomości. Patrząc na to, co się obecnie dzieje można spodziewać się, że w najbliższych latach oddawanych będzie coraz mniej mieszkań. Z powodu słabych wyników sprzedaży duża część deweloperów wstrzymała większość planowanych na ten rok inwestycji. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że od początku 2009 roku rozpoczęto budowę 52 640 mieszkań, czyli o 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008r. Wśród tych lokali zaledwie 14 343 jest budowanych przez deweloperów, co tylko potwierdza słabą kondycję deweloperów.
Kiepsko wygląda też sytuacja pozwoleń na budowę. Od stycznia do maja bieżącego roku wydano ich 74 986 i jest to o 18,5 proc. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W tym wypadku deweloperzy również nie prezentują się najlepiej, ponieważ otrzymali tylko 28 104 pozwoleń na budowę, podczas gdy inwestorzy indywidualni aż 41 474. Patrząc na te wyniki można śmiało stwierdzić, że w 2011 roku, kiedy obecnie rozpoczynane oraz planowane inwestycje będą oddawane, ich liczba może nie przekroczyć 100 tys. W tym roku powinniśmy spodziewać się ok. 160 tys. oddanych do użytkowania mieszkań, czyli mniej więcej tyle, ile w roku ubiegłym. W przyszłym roku natomiast będzie ich już znacznie mniej, jednak wciąż oddawane będą projekty rozpoczęte jeszcze w 2008 roku, co zawyży wynik.
Taka sytuacja jest jak najbardziej korzystna dla rynku, który ma okazję nieco się "przewietrzyć". Dzięki zamieszaniu wywołanym przez światowy kryzys ceny mieszkań znacznie spadły dzięki czemu więcej ludzi może pozwolić sobie na zakup mieszkania. Niestety z drugiej strony kredyty hipoteczne stały się mniej dostępne, ale ci, którzy mają zdolność kredytową na pewno skorzystają na obniżkach cen. Najważniejsze jest jednak to, że deweloperzy zaczęli inaczej patrzeć na klientów i teraz wchodząc do biura sprzedaży to my możemy dyktować warunki, co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia.
Aleksandra Szarek,
Specjalista Rynku Nieruchomości
interia.pl
W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku najbardziej aktywni byli deweloperzy, którzy wybudowali 29 557 lokali, aż o 22,3 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Tak dobry wynik to efekt szybkiego rozwoju budownictwa, z którym mieliśmy doczynienia w ostatnich latach. Inwestycje teraz oddawane rozpoczynane były w połowie 2007 i na początku 2008 roku czyli na szczycie boomu na rynku nieruchomości. Patrząc na to, co się obecnie dzieje można spodziewać się, że w najbliższych latach oddawanych będzie coraz mniej mieszkań. Z powodu słabych wyników sprzedaży duża część deweloperów wstrzymała większość planowanych na ten rok inwestycji. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że od początku 2009 roku rozpoczęto budowę 52 640 mieszkań, czyli o 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008r. Wśród tych lokali zaledwie 14 343 jest budowanych przez deweloperów, co tylko potwierdza słabą kondycję deweloperów.
Kiepsko wygląda też sytuacja pozwoleń na budowę. Od stycznia do maja bieżącego roku wydano ich 74 986 i jest to o 18,5 proc. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W tym wypadku deweloperzy również nie prezentują się najlepiej, ponieważ otrzymali tylko 28 104 pozwoleń na budowę, podczas gdy inwestorzy indywidualni aż 41 474. Patrząc na te wyniki można śmiało stwierdzić, że w 2011 roku, kiedy obecnie rozpoczynane oraz planowane inwestycje będą oddawane, ich liczba może nie przekroczyć 100 tys. W tym roku powinniśmy spodziewać się ok. 160 tys. oddanych do użytkowania mieszkań, czyli mniej więcej tyle, ile w roku ubiegłym. W przyszłym roku natomiast będzie ich już znacznie mniej, jednak wciąż oddawane będą projekty rozpoczęte jeszcze w 2008 roku, co zawyży wynik.
Taka sytuacja jest jak najbardziej korzystna dla rynku, który ma okazję nieco się "przewietrzyć". Dzięki zamieszaniu wywołanym przez światowy kryzys ceny mieszkań znacznie spadły dzięki czemu więcej ludzi może pozwolić sobie na zakup mieszkania. Niestety z drugiej strony kredyty hipoteczne stały się mniej dostępne, ale ci, którzy mają zdolność kredytową na pewno skorzystają na obniżkach cen. Najważniejsze jest jednak to, że deweloperzy zaczęli inaczej patrzeć na klientów i teraz wchodząc do biura sprzedaży to my możemy dyktować warunki, co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia.
Aleksandra Szarek,
Specjalista Rynku Nieruchomości
interia.pl
To największa procentowa zniżka w ciągu ostatnich 16 miesięcy spadków tego wskaźnika.
W marcu sprzedaż spadła rdr o 24,3 proc., najmniej od 11 miesięcy.
INTERIA.PL/PAP
To największa procentowa zniżka w ciągu ostatnich 16 miesięcy spadków tego wskaźnika.
W marcu sprzedaż spadła rdr o 24,3 proc., najmniej od 11 miesięcy.
INTERIA.PL/PAP
Od początku roku liczba zezwoleń wyniosła 74 tys. 986, o 18,5 proc. mniej rdr.
Liczba rozpoczętych budów mieszkań w maju wyniosła 13 tys. 806, tj. o 18,3 proc. mniej rdr i 10,1 proc. mniej mdm. W ciągu pięciu miesięcy rozpoczęto budowę 52 tys. 640 mieszkań, 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.
GUS: liczba oddanych mieszkań wzrosła w maju o 4,4 proc.
Liczba mieszkań oddanych do użytku wzrosła w maju 2009 roku o 4,4 proc. wobec analogicznego okresu 2008 roku i wyniosła 10 tys. 153 - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny.
Liczba oddanych mieszkań w maju wobec kwietnia spadła o 15,7 proc.
W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano 63 tys. 659 mieszkań, o 8,2 proc. więcej niż w pięciu pierwszych miesiącach 2008 roku.
źródło informacji: PAP
interia.pl
Od początku roku liczba zezwoleń wyniosła 74 tys. 986, o 18,5 proc. mniej rdr.
Liczba rozpoczętych budów mieszkań w maju wyniosła 13 tys. 806, tj. o 18,3 proc. mniej rdr i 10,1 proc. mniej mdm. W ciągu pięciu miesięcy rozpoczęto budowę 52 tys. 640 mieszkań, 31,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.
GUS: liczba oddanych mieszkań wzrosła w maju o 4,4 proc.
Liczba mieszkań oddanych do użytku wzrosła w maju 2009 roku o 4,4 proc. wobec analogicznego okresu 2008 roku i wyniosła 10 tys. 153 - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny.
Liczba oddanych mieszkań w maju wobec kwietnia spadła o 15,7 proc.
W ciągu pięciu miesięcy 2009 roku oddano 63 tys. 659 mieszkań, o 8,2 proc. więcej niż w pięciu pierwszych miesiącach 2008 roku.
źródło informacji: PAP
interia.pl
W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.
- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.
Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.
Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.
- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.
Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.
- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.
Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.
- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.
Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.
- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.
Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.
Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.
- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.
Roman Grzyb
interia.pl
W niektórych bankach oprocentowanie kredytów gotówkowych sięga maksymalnego, dopuszczalnego przez ustawę antylichwiarską poziomu 21 proc. Tak jest w Banku Pocztowym. Jest to jednak jedyny bank, który w ostatnim czasie wprowadził jakąkolwiek obniżkę kosztu kredytu gotówkowego, bo minimalnie zmniejszył marże. Bardzo wysokie oprocentowanie w wysokości prawie 20 proc. stosują też: Pekao i GE Money Bank, który dodatkowo pobiera 5-proc. marżę. Citibank obniżył co prawda oprocentowanie kredytu o 2 pkt proc., ale jednocześnie podniósł marże aż o 4 pkt, więc z punktu widzenia klienta jest to realna podwyżka.
- Porównaliśmy ofertę 19 banków: aktualną z tą kwietniową i w ośmiu instytucjach są zmiany na niekorzyść klienta. Prawie połowa banków podniosła w ostatnich dwóch miesiącach oprocentowanie kredytów, przy czym część tych podwyżek wynika z zakończonych promocji - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.
Tak jest w Allianz Banku, gdzie podwyżka była największa, bo oprocentowanie kredytu gotówkowego wzrosło z niemal 13 do prawie 17 proc. Mniejsze podwyżki wprowadziły: BOŚ, GE Money Bank, Kredyt Bank i MultiBank.
Zdecydowana większość banków stosuje w tej chwili przy kredytach gotówkowych marże w wysokości 5 proc. W niektórych bankach rosną też prowizje.
- W BGŻ zaobserwowaliśmy wzrost prowizji dla klientów banku z 3 do 4 proc. - mówi Mateusz Ostrowski.
Dla kredytobiorców te podwyżki mogą być o tyle zaskakujące, że ostatnie miesiące, poza majem, to obniżki oprocentowania w banku centralnym. Dla banków nie ma to jednak dużego znaczenia.
- Jedyna zaletą kredytów gotówkowych jest w tej chwili ich dostępność. Banki mają coraz większe problemy z rentownością i dlatego przesuwają swoją akcję kredytową z kredytów hipotecznych i sektora przedsiębiorstw, gdzie marże są niskie, do sektora pożyczek gotówkowych, gdzie marże są kilkanaście razy wyższe - twierdzi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.
Troche inaczej widzi to Mateusz Ostrowski.
- To, że banki podnoszą oprocentowanie kredytów, to druga strona wojny depozytowej. Skoro pozyskiwanie kapitału jest takie drogie, to banki starają się jak mogą, by te pieniądze przynosiły zysk. Podnoszą więc marżę na produktach kredytowych - mówi ekspert Open Finance.
Klienci nie odczuwają tak bardzo tego wysokiego oprocentowania, bo kredyty gotówkowe są udzielane na krótkie okresy i są to zwykle małe sumy, więc wzrost oprocentowania nawet o 4 pkt proc. nie oznacza znacznego podniesienia raty kredytu. Dla banku jest to jednak bardzo duży zysk. Jednak spłacalność kredytów gotówkowych jest dużo gorsza niż np. kredytów mieszkaniowych. Dla przeciętnego kredytobiorcy zawieszenie spłaty kredytu mieszkaniowego to ostateczność, podczas gdy dość często zdarzają się problemy ze spłatą kredytu gotówkowego. Mimo to banki wolą udzielać takich pożyczek.
- Większe prowizje i oprocentowanie to oczywiście zwiększenie zysku banku, ale też środki, które mają być przeznaczone na zabezpieczenie spłaty tych kredytów, które nie zostaną spłacone - mówi Marek Zuber z Dexus Partners.
Faktem jest, że rośnie teraz ryzyko utraty pracy, więc i ryzyko udzielenia kredytu gotówkowego jest wyższe i bank pobiera za to dodatkowe pieniądze, by pokryć ewentualne straty.
Niestety, nie należy się spodziewać spadku oprocentowania kredytów gotówkowych w najbliższym czasie.
- Amatorzy pożyczek muszą się przygotować na płacenie wyższych odsetek - twierdzi Mateusz Ostrowski.
Roman Grzyb
interia.pl
Lokaty
Raiffeisen Bank Polska zaoferował lokatę WIBORną, której oprocentowanie zależy od 1-miesięcznej stawki WIBOR, pokazującej oprocentowanie kredytów na rynku międzybankowym. Do stawki WIBOR 1M bank dodaje 1 punkt procentowy, co daje ostateczną wysokość oprocentowania lokaty (przykład: gdy średnia miesięczna wartość wskaźnika WIBOR 1M wynosi 3,91%, to oprocentowanie depozytu w kolejnym miesiącu sięga 4,91%).
Lokatę WIBORną można zakładać na 3, 6 i 12 miesięcy. Minimalna wpłata to 5 tys. zł. Oprocentowanie ustalane jest co miesiąc, w zależności od zmian stawki WIBOR 1M.
Millennium Bank obniżył oprocentowanie lokaty SuperProcent w PLN. Depozyt gwarantuje obecnie - w zależności od okresu trwania lokaty i salda - od 4,00% do 5,50% w skali roku. Dotychczasowe oprocentowanie lokaty nie zależało od zdeponowanej kwoty i wynosiło: 6,00% dla lokaty 3M oraz 5,00% dla lokat 6M i 12M. Niższe stawki obowiązują od 8 czerwca br.
10 czerwca br. MultiBank wprowadził nowe stawki oprocentowania dla depozytów terminowych oraz lokat w formie polisy, tzw. polisolokat, zwolnionych z podatku od zysków kapitałowych. Oprocentowanie lokaty 6- miesięcznej dla wkładu od 1 tys. zł wzrosło do 5,20% (zmiana o 1,50 p.p) i 5,40% (zmiana o 1,60 p.p) dla Członków Klubu Aquarius. Jednocześnie bank wprowadził dodatkowe progi kwotowe - po osiągnięciu poziomu 20 tys. zł oprocentowanie środków wzrasta do 5,50% i 5,70% dla Członków Klubu Aquarius. Od kwoty 100 tys. zł oprocentowanie wynosi 6,00% - dla Członków Klubu Aquarius.
Oprocentowanie środków zgromadzonych na lokacie rocznej (minimalny wkład: 1 tys. zł) wzrosło o 0,10 p.p. i wynosi obecnie 5,60% i 5,80% dla Członków Klubu Aquarius (zmiana o 0,20 p.p.). Wzrosło również oprocentowanie 6- miesięcznej Strategii MultiZysk (lokaty w formie polisy ubezpieczeniowej).
Produkt gwarantuje obecnie 4,86% w ujęciu rocznym (wzrost o 0,76 p.p.) - odpowiednik 6,00% na tradycyjnej lokacie bankowej. Minimalna kwota składki: 5 tys. zł. Z uwagi na zmianę rynkowych stóp procentowych korekcie o 0,20-0,30 p.p. uległo z kolei oprocentowanie depozytów terminowych w USD.
Konta
MultiBank podwyższył oprocentowanie rachunków oszczędnościowych. Oprocentowanie środków ulokowanych na koncie oszczędnościowym MultiMax wzrosło o 0,30 p.p. i wynosi obecnie 4,30% (oraz 4,50% dla Członków Klubu Aquarius - zmiana o 0,40 p.p.).
W obu przypadkach, po osiągnięciu progu 90 tys. zł, oprocentowanie środków zdeponowanych na rachunku wzrasta do 5,00% (wzrost o 0,40 p.p. wobec poprzedniej stawki, która wynosiła 4,60%). Wyższe oprocentowanie obowiązuje od 10 czerwca br.
PRODUKTY STRUKTURYZOWANE
Nordea Polska TUnŻ S.A wprowadziło do swojej oferty nowe produkty strukturyzowane z gwarancją kapitału - Nordea Gwarant - Złota Szansa oraz Nordea Gwarant - Euroszansa. Nordea Gwarant - Euroszansa daje możliwość osiągnięcia zysku zależnego od wzrostu wartości koszyka walut, składającego się z kursów złotówki, funta brytyjskiego, korony norweskiej oraz szwedzkiej względem euro.
Przy dwuletnim okresie inwestycji Nordea Gwarant - Euroszansa daje 97% ochrony zainwestowanego kapitału, a minimalna kwota inwestycji wynosi 5 tys. zł. Nordea Gwarant - Złota Szansa to natomiast oferta trzyletnia, która daje klientom 100% gwarancji zainwestowanego kapitału. Produkt umożliwia zarabianie zarówno na wzroście wartości złota, jak i utrzymaniu jego wartości na obecnym poziomie.
Minimalna kwota inwestycji w Nordea Gwarant - Złota szansa wynosi 5 tys. zł. Subskrypcja produktów potrwa od 8 czerwca do 10 lipca br.
mBank rozpoczął subskrypcję 10-miesięcznych struktur Index PLUS oraz Index MINUS, opartych o kontrakty terminowe na indeks WIG20. Lokata strukturyzowana Index PLUS zakłada wzrost wartości kontraktów terminowych na indeks WIG20 w okresie trwania lokaty. Jeżeli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie wyższa niż 15%, oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% w skali roku.
Index MINUS pozwala natomiast na osiągnięcie zysku w przypadku, gdy wartość kontraktów terminowych na indeks WIG20 spadnie w okresie trwania lokaty. Jeśli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie niższa niż -15%, wówczas oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% p.a. Według danych rynkowych z dnia 02.06.09., wysokość oprocentowania przy spełnieniu warunku lokat wyniosłaby 10% w skali roku.
Ostateczna wartość oprocentowania zostanie ustalona 18.06.09. Otwarcie i zarządzanie obiema strukturami jest bezpłatne. Zrywając lokatę przed terminem, klient musi ponieść opłatę manipulacyjną, której wysokość określana jest każdorazowo w zasadach danej oferty. Minimalna kwota wpłaty wynosi 1 tys. zł, a powierzony kapitał jest gwarantowany w 100%. Zapisy na oba produkty potrwają do 17 czerwca br.
Justyna Niedzielska
interia.pl
Lokaty
Raiffeisen Bank Polska zaoferował lokatę WIBORną, której oprocentowanie zależy od 1-miesięcznej stawki WIBOR, pokazującej oprocentowanie kredytów na rynku międzybankowym. Do stawki WIBOR 1M bank dodaje 1 punkt procentowy, co daje ostateczną wysokość oprocentowania lokaty (przykład: gdy średnia miesięczna wartość wskaźnika WIBOR 1M wynosi 3,91%, to oprocentowanie depozytu w kolejnym miesiącu sięga 4,91%).
Lokatę WIBORną można zakładać na 3, 6 i 12 miesięcy. Minimalna wpłata to 5 tys. zł. Oprocentowanie ustalane jest co miesiąc, w zależności od zmian stawki WIBOR 1M.
Millennium Bank obniżył oprocentowanie lokaty SuperProcent w PLN. Depozyt gwarantuje obecnie - w zależności od okresu trwania lokaty i salda - od 4,00% do 5,50% w skali roku. Dotychczasowe oprocentowanie lokaty nie zależało od zdeponowanej kwoty i wynosiło: 6,00% dla lokaty 3M oraz 5,00% dla lokat 6M i 12M. Niższe stawki obowiązują od 8 czerwca br.
10 czerwca br. MultiBank wprowadził nowe stawki oprocentowania dla depozytów terminowych oraz lokat w formie polisy, tzw. polisolokat, zwolnionych z podatku od zysków kapitałowych. Oprocentowanie lokaty 6- miesięcznej dla wkładu od 1 tys. zł wzrosło do 5,20% (zmiana o 1,50 p.p) i 5,40% (zmiana o 1,60 p.p) dla Członków Klubu Aquarius. Jednocześnie bank wprowadził dodatkowe progi kwotowe - po osiągnięciu poziomu 20 tys. zł oprocentowanie środków wzrasta do 5,50% i 5,70% dla Członków Klubu Aquarius. Od kwoty 100 tys. zł oprocentowanie wynosi 6,00% - dla Członków Klubu Aquarius.
Oprocentowanie środków zgromadzonych na lokacie rocznej (minimalny wkład: 1 tys. zł) wzrosło o 0,10 p.p. i wynosi obecnie 5,60% i 5,80% dla Członków Klubu Aquarius (zmiana o 0,20 p.p.). Wzrosło również oprocentowanie 6- miesięcznej Strategii MultiZysk (lokaty w formie polisy ubezpieczeniowej).
Produkt gwarantuje obecnie 4,86% w ujęciu rocznym (wzrost o 0,76 p.p.) - odpowiednik 6,00% na tradycyjnej lokacie bankowej. Minimalna kwota składki: 5 tys. zł. Z uwagi na zmianę rynkowych stóp procentowych korekcie o 0,20-0,30 p.p. uległo z kolei oprocentowanie depozytów terminowych w USD.
Konta
MultiBank podwyższył oprocentowanie rachunków oszczędnościowych. Oprocentowanie środków ulokowanych na koncie oszczędnościowym MultiMax wzrosło o 0,30 p.p. i wynosi obecnie 4,30% (oraz 4,50% dla Członków Klubu Aquarius - zmiana o 0,40 p.p.).
W obu przypadkach, po osiągnięciu progu 90 tys. zł, oprocentowanie środków zdeponowanych na rachunku wzrasta do 5,00% (wzrost o 0,40 p.p. wobec poprzedniej stawki, która wynosiła 4,60%). Wyższe oprocentowanie obowiązuje od 10 czerwca br.
PRODUKTY STRUKTURYZOWANE
Nordea Polska TUnŻ S.A wprowadziło do swojej oferty nowe produkty strukturyzowane z gwarancją kapitału - Nordea Gwarant - Złota Szansa oraz Nordea Gwarant - Euroszansa. Nordea Gwarant - Euroszansa daje możliwość osiągnięcia zysku zależnego od wzrostu wartości koszyka walut, składającego się z kursów złotówki, funta brytyjskiego, korony norweskiej oraz szwedzkiej względem euro.
Przy dwuletnim okresie inwestycji Nordea Gwarant - Euroszansa daje 97% ochrony zainwestowanego kapitału, a minimalna kwota inwestycji wynosi 5 tys. zł. Nordea Gwarant - Złota Szansa to natomiast oferta trzyletnia, która daje klientom 100% gwarancji zainwestowanego kapitału. Produkt umożliwia zarabianie zarówno na wzroście wartości złota, jak i utrzymaniu jego wartości na obecnym poziomie.
Minimalna kwota inwestycji w Nordea Gwarant - Złota szansa wynosi 5 tys. zł. Subskrypcja produktów potrwa od 8 czerwca do 10 lipca br.
mBank rozpoczął subskrypcję 10-miesięcznych struktur Index PLUS oraz Index MINUS, opartych o kontrakty terminowe na indeks WIG20. Lokata strukturyzowana Index PLUS zakłada wzrost wartości kontraktów terminowych na indeks WIG20 w okresie trwania lokaty. Jeżeli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie wyższa niż 15%, oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% w skali roku.
Index MINUS pozwala natomiast na osiągnięcie zysku w przypadku, gdy wartość kontraktów terminowych na indeks WIG20 spadnie w okresie trwania lokaty. Jeśli w dniu 13.04.10. stopa zwrotu z aktywa bazowego będzie niższa niż -15%, wówczas oprocentowanie lokaty wyniesie nie mniej niż 9,00% p.a. Według danych rynkowych z dnia 02.06.09., wysokość oprocentowania przy spełnieniu warunku lokat wyniosłaby 10% w skali roku.
Ostateczna wartość oprocentowania zostanie ustalona 18.06.09. Otwarcie i zarządzanie obiema strukturami jest bezpłatne. Zrywając lokatę przed terminem, klient musi ponieść opłatę manipulacyjną, której wysokość określana jest każdorazowo w zasadach danej oferty. Minimalna kwota wpłaty wynosi 1 tys. zł, a powierzony kapitał jest gwarantowany w 100%. Zapisy na oba produkty potrwają do 17 czerwca br.
Justyna Niedzielska
interia.pl
Obecnie jednak uruchomienie takiej możliwości dla wszystkich klientów deklaruje tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING BŚ, Kredyt Bank i PKO BP
Zgodnie z rekomendacją SII, już za trzy tygodnie banki powinny umożliwić osobom posiadającym walutowe kredyty hipoteczne spłatę rat bezpośrednio w walucie. Choć dzięki temu kredytobiorcy będą mogli zmniejszyć wysokość płaconych rat, to najprawdopodobniej wielu z nich z tej możliwości nie skorzysta. Zmiana jest bowiem kosztowna, a późniejsza spłata w walucie dość uciążliwa.
Opłata za aneks
Zmianą sposobu spłaty kredytu zwykle wymaga podpisania aneksu do umowy kredytowej i opłacenia prowizji. Za przygotowanie aneksu banki każą sobie płacić od 100 zł do 200 zł. Zmiana sposobu spłaty może się też wiązać z koniecznością zmiany rachunku powiązanego z kredytem. Tak jest np. w banku Millennium, gdzie taka operacja będzie kosztowała aż 500 zł. Klient nie będzie jednak płacił za aneks.
Przykłady opłat za zmianę sposobu spłaty* Opłata za zmianę konta powiązanego z kredytem ** Aneksy dotyczą umów zawartych przed 15 lutego 2004 r.
Nazwa banku Wysokość opłaty
Bank Millennium* 500 zł
Kredyt Bank 200 zł
PKO BP** 150 zł
ING BŚ 100 zł
BZ WBK 100 zł
Techniczne aspekty spłaty kredytu
Do obsługi kredytu może służyć tzw. rachunek techniczny albo zwykły ROR, z którego bank ściąga ratę. Jeżeli klient posiada w banku, w którym zaciągną kredyt również ROR, a bank prowadzi obsługę kasową, nie powinno być problemu z wpłatą gotówkową na poczet raty kredytu. Jeżeli natomiast klient posiada wyłącznie rachunek techniczny w banku, który udzielił kredytu, bank ten raczej będzie wymagał spłaty raty w formie przelewu z innego banku. Tak jest w przypadku kredytów w złotych. Sytuacja jest bardziej skomplikowana w przypadku kredytów walutowych. W większości banków nie ma możliwości ani wpłaty gotówkowej, ani przelewu w walucie. Jeżeli klient ma w banku kredytującym ROR - bank pobiera z niego równowartość w złotych raty kredytowej. Jeżeli natomiast klient ma tylko rachunek techniczny, przelewa na niego odpowiednią kwotę w złotych.
Część banków nie przyjmie wpłaty gotówki
Od początku lipca banki będą zobowiązane przyjąć walutę albo w postaci gotówki, albo przelewu. Środki będą trafiać albo na rachunek techniczny, albo walutowy. Większość banków nie podjęło jeszcze decyzji w tej kwestii, choć zostało już bardzie niewiele czasu - wynika z badania przeprowadzonego Expandera. Na pewno wiadomo, że wpłat gotówkowych nie będą przyjmować DnB Nord, GE Money Bank, Dominet Banku oraz mBank. W rezultacie spłata w tych bankach będzie możliwa jedynie poprzez dokonanie przelewu walutowego z innego banku. I tu pojawia się problem, gdyż przelew walutowy może kosztować od kilkudziesięciu do nawet 200 zł plus ewentualne koszty prowadzenia konta walutowego.
Korzyści z rekomendacji nie dla wszystkich
Dlatego, o ile banki nie wprowadzą specjalnej oferty przelewów walutowych, korzystanie z dobrodziejstw rekomendacji SII będzie możliwe tylko w przypadku wpłat gotówkowych i wcześniejszego zakupu walut w kantorze. Decyzje o tym, że będą przyjmowane wpłaty gotówkowe podjęło na razie tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING Bank Śląski, Kredyt Bank i PKO BP. Wszystkie banki zdecydowały ponadto, że wpłata nie będzie obciążona prowizją. Zatem jeżeli klient kupi franki po korzystniejszym kursie niż stosowany przez bank, (w ING BŚ do końca tego roku jest to kurs średni NBP) skorzysta na takiej operacji, chociaż będzie na to musiał poświęcić swój czas. Do tej listy trzeba jeszcze dodać Pekao SA i BPH, które udzielają kredytów walutowych tylko osobom zarabiającym w walucie i od tych osób przyjmują wpłaty w gotówce.
Najtańszy Euro Bank nie sprzedaje waluty
Jedynym bankiem, który oferuje korzystniejszy kurs niż kantory jest Euro Bank. Podczas, gdy w najtańszym kantorze można było kupić franki po 2,97 zł, to Euro Bank oferował kurs 2,95 zł. Niestety kurs ten jest wykorzystywany do przeliczania rat kredytów klientów tego banku oraz płatności kartą wykonywanych za granicą. Nie prowadzi on jednak rachunków walutowych i nie sprzedaje waluty. W rezultacie najtaniej można było kupić franki w banku po 3,02 zł. Tymczasem średni kurs sprzedaży w bankach wniósł 3,04 zł. W rezultacie kupno waluty w banku przyniesie widoczne korzyści jedynie tym osobom, które spłacają kredyty w tych bankach, które stosują najwyższe kursy sprzedaży.
Kursy walutowe w wybranych bankach Bank CHF
Expander.pl
Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski Expander
Obecnie jednak uruchomienie takiej możliwości dla wszystkich klientów deklaruje tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING BŚ, Kredyt Bank i PKO BP
Zgodnie z rekomendacją SII, już za trzy tygodnie banki powinny umożliwić osobom posiadającym walutowe kredyty hipoteczne spłatę rat bezpośrednio w walucie. Choć dzięki temu kredytobiorcy będą mogli zmniejszyć wysokość płaconych rat, to najprawdopodobniej wielu z nich z tej możliwości nie skorzysta. Zmiana jest bowiem kosztowna, a późniejsza spłata w walucie dość uciążliwa.
Opłata za aneks
Zmianą sposobu spłaty kredytu zwykle wymaga podpisania aneksu do umowy kredytowej i opłacenia prowizji. Za przygotowanie aneksu banki każą sobie płacić od 100 zł do 200 zł. Zmiana sposobu spłaty może się też wiązać z koniecznością zmiany rachunku powiązanego z kredytem. Tak jest np. w banku Millennium, gdzie taka operacja będzie kosztowała aż 500 zł. Klient nie będzie jednak płacił za aneks.
Przykłady opłat za zmianę sposobu spłaty* Opłata za zmianę konta powiązanego z kredytem ** Aneksy dotyczą umów zawartych przed 15 lutego 2004 r.
Nazwa banku Wysokość opłaty
Bank Millennium* 500 zł
Kredyt Bank 200 zł
PKO BP** 150 zł
ING BŚ 100 zł
BZ WBK 100 zł
Techniczne aspekty spłaty kredytu
Do obsługi kredytu może służyć tzw. rachunek techniczny albo zwykły ROR, z którego bank ściąga ratę. Jeżeli klient posiada w banku, w którym zaciągną kredyt również ROR, a bank prowadzi obsługę kasową, nie powinno być problemu z wpłatą gotówkową na poczet raty kredytu. Jeżeli natomiast klient posiada wyłącznie rachunek techniczny w banku, który udzielił kredytu, bank ten raczej będzie wymagał spłaty raty w formie przelewu z innego banku. Tak jest w przypadku kredytów w złotych. Sytuacja jest bardziej skomplikowana w przypadku kredytów walutowych. W większości banków nie ma możliwości ani wpłaty gotówkowej, ani przelewu w walucie. Jeżeli klient ma w banku kredytującym ROR - bank pobiera z niego równowartość w złotych raty kredytowej. Jeżeli natomiast klient ma tylko rachunek techniczny, przelewa na niego odpowiednią kwotę w złotych.
Część banków nie przyjmie wpłaty gotówki
Od początku lipca banki będą zobowiązane przyjąć walutę albo w postaci gotówki, albo przelewu. Środki będą trafiać albo na rachunek techniczny, albo walutowy. Większość banków nie podjęło jeszcze decyzji w tej kwestii, choć zostało już bardzie niewiele czasu - wynika z badania przeprowadzonego Expandera. Na pewno wiadomo, że wpłat gotówkowych nie będą przyjmować DnB Nord, GE Money Bank, Dominet Banku oraz mBank. W rezultacie spłata w tych bankach będzie możliwa jedynie poprzez dokonanie przelewu walutowego z innego banku. I tu pojawia się problem, gdyż przelew walutowy może kosztować od kilkudziesięciu do nawet 200 zł plus ewentualne koszty prowadzenia konta walutowego.
Korzyści z rekomendacji nie dla wszystkich
Dlatego, o ile banki nie wprowadzą specjalnej oferty przelewów walutowych, korzystanie z dobrodziejstw rekomendacji SII będzie możliwe tylko w przypadku wpłat gotówkowych i wcześniejszego zakupu walut w kantorze. Decyzje o tym, że będą przyjmowane wpłaty gotówkowe podjęło na razie tylko pięć banków: BZ WBK, Millennium, ING Bank Śląski, Kredyt Bank i PKO BP. Wszystkie banki zdecydowały ponadto, że wpłata nie będzie obciążona prowizją. Zatem jeżeli klient kupi franki po korzystniejszym kursie niż stosowany przez bank, (w ING BŚ do końca tego roku jest to kurs średni NBP) skorzysta na takiej operacji, chociaż będzie na to musiał poświęcić swój czas. Do tej listy trzeba jeszcze dodać Pekao SA i BPH, które udzielają kredytów walutowych tylko osobom zarabiającym w walucie i od tych osób przyjmują wpłaty w gotówce.
Najtańszy Euro Bank nie sprzedaje waluty
Jedynym bankiem, który oferuje korzystniejszy kurs niż kantory jest Euro Bank. Podczas, gdy w najtańszym kantorze można było kupić franki po 2,97 zł, to Euro Bank oferował kurs 2,95 zł. Niestety kurs ten jest wykorzystywany do przeliczania rat kredytów klientów tego banku oraz płatności kartą wykonywanych za granicą. Nie prowadzi on jednak rachunków walutowych i nie sprzedaje waluty. W rezultacie najtaniej można było kupić franki w banku po 3,02 zł. Tymczasem średni kurs sprzedaży w bankach wniósł 3,04 zł. W rezultacie kupno waluty w banku przyniesie widoczne korzyści jedynie tym osobom, które spłacają kredyty w tych bankach, które stosują najwyższe kursy sprzedaży.
Kursy walutowe w wybranych bankach Bank CHF
Expander.pl
Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski Expander
średnia ocen: 4,5