Ze świata nieruchomości - strona 108

Londyńske biurowce odbijają od dna

Czynsze w najlepszych lokalizacjach są najniższe od 10 lat. W drugim półroczu 2010 roku rozpocznie się marsz cen w górę.
Z danych zebranych przez Cushman & Wakefield wynika, że na rynku nieruchomości biurowych w Londynie trzeci kwartał tego roku okazał się najlepszy od czasu upadku banku Lehman Brothers.

W ostatnich trzech miesiącach popyt na powierzchnię biurową na głównych rynkach brytyjskiej stolicy, czyli w dzielnicach West End, City oraz Docklands, wzrósł o 64 proc. i osiągnął poziom 172 tys. 800 mkw. - Tym samym był niemal trzy razy większy niż w I kwartale (66,5 tys. mkw.), kiedy to osiągnął najniższy obserwowany dotąd wynik - podkreślająanalitycy C&W.

Na wielkość popytu w dzielnicy City (125,4 tys. mkw.) decydujący wpływ miała transakcja najmu budynku biurowego Watermark Place (EC4) zawarta z japońskim bankiem Nomura. Dzięki temu zaobserwowany wynik jest wyższy od średniej kwartalnej z ostatnich 10 lat (106 tys. mkw.).

Do innych ważnych transakcji najmu w trzecim kwartale należy zaliczyć:

  • wynajęcie przez brytyjską spółkę Aberdeen Asset Management 6600 mkw. w wielofunkcyjnym budynku Bow Bells House (EC4),
  • pozyskanie 3.400 mkw. przez fundusz inwestycyjny Bain Capital w nowoczesnym budynku biurowym Devonshire House (W1),
  • wynajęcie przez firmę energetyczną EDF Energy 3400 mkw. w budynku handlowo-biurowym Cardinal Place, przy Victoria Street (SW1).

- W ostatnich trzech miesiącach można było zaobserwować wyraźną poprawę nastrojów na rynku, co znalazło odzwierciedlenie we wzroście aktywności najemców. To zwiększenie popytu przy ograniczonej planowanej podaży po 2010 r. świadczy o tym, że rynek najlepszych powierzchni znajduje się w dolnej fazie spadkowej cyklu i najgorsze ma już za sobą - podkreśla James Young, szef biura firmy Cushman & Wakefield w londyńskim City.

Według Cushman & Wakefield czynsze w najlepszych obiektach zaczną rosnąć w drugim półroczu 2010 r. A to pobudzi działalność wynajmujących i deweloperów, jednak dla najemców będzie oznaczać trudności w pozyskaniu powierzchni w najlepszych lokalizacjach, oferujących obecnie najniższe od 10 lat stawki czynszów.

- Dodatkowo w sytuacji, kiedy rynek zaczyna zmieniać się na korzyść wynajmującego, najemcy nie mogą już liczyć na tak hojne pakiety zachęt. - komentują autorzy opracowania.

Rynek wychodzi na prostą

Wzrost popytu i stabilne czynsze to sygnał, że londyński rynek biurowy zaczyna wychodzić z recesji. I to pomimo tego, że znów odnotowano wzrost podaży powierzchni biurowej. W centrum Londynu dostępnych jest obecnie 1 mln 858 tys. mkw. Osiem procent to powierzchnie niewynajęte. - To wielkość znacznie niższa od najwyższego poziomu obserwowanego na początku lat 90. i w latach 2003-2005 (w czerwcu 2004 r. wskaźnik wolnej powierzchni wyniósł 2.527.000 mkw.) - przypominają eksperci.

Wszystkie nowe inwestycje biurowe zostały wstrzymane, a w całym Londynie w III kwartale nie rozpoczęto żadnych znaczących projektów spekulacyjnych, co prowadzi do dalszego równoważenia popytu i podaży.

(MM)

Londyńske biurowce odbijają od dna

Londyńske biurowce odbijają od dna

Czynsze w najlepszych lokalizacjach są najniższe od 10 lat. W drugim półroczu 2010 roku rozpocznie się marsz cen w górę.
Z danych zebranych przez Cushman & Wakefield wynika, że na rynku nieruchomości biurowych w Londynie trzeci kwartał tego roku okazał się najlepszy od czasu upadku banku Lehman Brothers.

W ostatnich trzech miesiącach popyt na powierzchnię biurową na głównych rynkach brytyjskiej stolicy, czyli w dzielnicach West End, City oraz Docklands, wzrósł o 64 proc. i osiągnął poziom 172 tys. 800 mkw. - Tym samym był niemal trzy razy większy niż w I kwartale (66,5 tys. mkw.), kiedy to osiągnął najniższy obserwowany dotąd wynik - podkreślająanalitycy C&W.

Na wielkość popytu w dzielnicy City (125,4 tys. mkw.) decydujący wpływ miała transakcja najmu budynku biurowego Watermark Place (EC4) zawarta z japońskim bankiem Nomura. Dzięki temu zaobserwowany wynik jest wyższy od średniej kwartalnej z ostatnich 10 lat (106 tys. mkw.).

Do innych ważnych transakcji najmu w trzecim kwartale należy zaliczyć:

  • wynajęcie przez brytyjską spółkę Aberdeen Asset Management 6600 mkw. w wielofunkcyjnym budynku Bow Bells House (EC4),
  • pozyskanie 3.400 mkw. przez fundusz inwestycyjny Bain Capital w nowoczesnym budynku biurowym Devonshire House (W1),
  • wynajęcie przez firmę energetyczną EDF Energy 3400 mkw. w budynku handlowo-biurowym Cardinal Place, przy Victoria Street (SW1).

- W ostatnich trzech miesiącach można było zaobserwować wyraźną poprawę nastrojów na rynku, co znalazło odzwierciedlenie we wzroście aktywności najemców. To zwiększenie popytu przy ograniczonej planowanej podaży po 2010 r. świadczy o tym, że rynek najlepszych powierzchni znajduje się w dolnej fazie spadkowej cyklu i najgorsze ma już za sobą - podkreśla James Young, szef biura firmy Cushman & Wakefield w londyńskim City.

Według Cushman & Wakefield czynsze w najlepszych obiektach zaczną rosnąć w drugim półroczu 2010 r. A to pobudzi działalność wynajmujących i deweloperów, jednak dla najemców będzie oznaczać trudności w pozyskaniu powierzchni w najlepszych lokalizacjach, oferujących obecnie najniższe od 10 lat stawki czynszów.

- Dodatkowo w sytuacji, kiedy rynek zaczyna zmieniać się na korzyść wynajmującego, najemcy nie mogą już liczyć na tak hojne pakiety zachęt. - komentują autorzy opracowania.

Rynek wychodzi na prostą

Wzrost popytu i stabilne czynsze to sygnał, że londyński rynek biurowy zaczyna wychodzić z recesji. I to pomimo tego, że znów odnotowano wzrost podaży powierzchni biurowej. W centrum Londynu dostępnych jest obecnie 1 mln 858 tys. mkw. Osiem procent to powierzchnie niewynajęte. - To wielkość znacznie niższa od najwyższego poziomu obserwowanego na początku lat 90. i w latach 2003-2005 (w czerwcu 2004 r. wskaźnik wolnej powierzchni wyniósł 2.527.000 mkw.) - przypominają eksperci.

Wszystkie nowe inwestycje biurowe zostały wstrzymane, a w całym Londynie w III kwartale nie rozpoczęto żadnych znaczących projektów spekulacyjnych, co prowadzi do dalszego równoważenia popytu i podaży.

(MM)

Londyńske biurowce odbijają od dna

Transakcje na rynku nieruchomości – krótkie podsumowanie

Główny Urząd Statystyczny opublikował dane dotyczące zarejestrowanych notarialnie i objętych ewidencją statystyczną transakcji kupna/sprzedaży dokonanych na rynku nieruchomości w Polsce w 2008 roku. Dotyczą one zarówno lokali o różnym przeznaczeniu, od mieszkalnych po produkcyjne, jak również gruntów, budynków i nieruchomości zabudowanych. Zestawienie transakcji pozwala zapoznać się z aktywnością w poszczególnych obszarach życia gospodarczego i różnymi zjawiskami zachodzącymi na rynku nieruchomości w Polsce.
Z monitoringu polskiego rynku nieruchomości Instytutu Rozwoju Miast wynika, że w 2008 roku dokonano 625 068 transakcji ogółem, z czego 401 841 dotyczyło transakcji rynkowych. Dominuje oczywiście województwo mazowieckie (92 009 transakcji ogółem). Dość duże natężenie obrotów zarejestrowano także w województwie małopolskim (59 803), śląskim (59 287), dolnośląskim (55 323), i wielkopolskim (49 789).

Najmniej transakcji odnotowano w województwie podlaskim (16 986).

GUS od kilku lat prowadzi statystyki rynku nieruchomości, przy czym analizy odzwierciedlają stan zarejestrowany w powiatach, które dopełniły obowiązku statystycznego i przekazały informacje. Biorąc pod uwagę rodzaje nieruchomości, w 2008 roku 138 782 transakcje dotyczyły nieruchomości gruntowych, które w zdecydowanej większości dokonane były poza granicami miasta (77%). 85 334 transakcji dotyczyło lokali, z czego 92% z nich znajdowało się w granicach miasta. Transakcji nieruchomościami zabudowanymi było 50 325 i stanowiły one w ujęciu ilościowym 21% ogółu transakcji. Udział transakcji budynkami w ogóle transakcji na krajowym rynku nieruchomości był niewielki i wyniósł 0,9% (łącznie było ich  2572). W ujęciu ilościowym i wartościowym największe znaczenie odegrały transakcje nieruchomościami gruntowymi (odpowiednio stanowiły 50% i 38% transakcji ogółem).

Jeśli chodzi o transakcje lokalami, największy udział mają lokale mieszkalne (90% w ujęciu ilościowym i 94% w ujęciu wartościowym). W przypadku lokali niemieszkalnych, do których zalicza się lokale handlowo-usługowe, biurowe, produkcyjne, garaże i inne nieuwzględnione w wymienionych rodzajach, największe znaczenie w ujęciu ilościowym miały garaże (64%), natomiast w ujęciu wartościowym lokale handlowo-usługowe (45%).

Największą aktywnością w transakcjach lokalami mieszkalnymi wykazało się województwo śląskie (13 910 transakcji). Zaraz za nim znalazło się województwo mazowieckie z 11 809 transakcjami. Dość dużą aktywnością w porównaniu z innymi województwami, aczkolwiek dużo mniejszą od dwóch dominujących województw, wykazały się: województwo lubuskie (6522 transakcji),dolnośląskie (6295 transakcji) i pomorskie (5042 transakcji). W ujęciu wartościowym dominuje województwo mazowieckie (3 897,69 mln zł), co stanowi 31% ogółu transakcji lokalami mieszkalnymi.

Liczba transakcji lokalami w skali całego kraju w latach 2006 do 2008 była zmienna – w 2006 roku było ich 74 843, w 2007 roku 72 277, a w 2008 roku 85 343. W tym okresie następował jednak wzrost wartości transakcji we wszystkich obszarach podziału administracyjnego kraju. W 2006 roku wartość transakcji wyniosła 5 781,1 mln zł, rok później 8 021,9 mln zł, a w 2008 roku 13 491,3 mln zł.

Dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące transakcji kupna/sprzedaży pokazują niejednolitość rynku nieruchomości i jego lokalny charakter. Transakcje mają raczej charakter lokalny, a potencjalny nabywca musi poznać każdą nieruchomość, by ocenić jej wady i zalety na tle innych. Niektóre województwa mają dominujące znaczenie (ilościowe lub/i wartościowe) w poszczególnych rodzajach transakcji na krajowym rynku nieruchomości, inne odgrywają rolę symboliczną. Mimo zmienności w liczbie transakcji w ostatnich latach, ich wartość wzrasta. Zobaczymy, co pokażą dane za ten rok.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk Rynku Nieruchomości
Wynajem.pl

Transakcje na rynku nieruchomości – krótkie podsumowanie

Główny Urząd Statystyczny opublikował dane dotyczące zarejestrowanych notarialnie i objętych ewidencją statystyczną transakcji kupna/sprzedaży dokonanych na rynku nieruchomości w Polsce w 2008 roku. Dotyczą one zarówno lokali o różnym przeznaczeniu, od mieszkalnych po produkcyjne, jak również gruntów, budynków i nieruchomości zabudowanych. Zestawienie transakcji pozwala zapoznać się z aktywnością w poszczególnych obszarach życia gospodarczego i różnymi zjawiskami zachodzącymi na rynku nieruchomości w Polsce.
Z monitoringu polskiego rynku nieruchomości Instytutu Rozwoju Miast wynika, że w 2008 roku dokonano 625 068 transakcji ogółem, z czego 401 841 dotyczyło transakcji rynkowych. Dominuje oczywiście województwo mazowieckie (92 009 transakcji ogółem). Dość duże natężenie obrotów zarejestrowano także w województwie małopolskim (59 803), śląskim (59 287), dolnośląskim (55 323), i wielkopolskim (49 789).

Najmniej transakcji odnotowano w województwie podlaskim (16 986).

GUS od kilku lat prowadzi statystyki rynku nieruchomości, przy czym analizy odzwierciedlają stan zarejestrowany w powiatach, które dopełniły obowiązku statystycznego i przekazały informacje. Biorąc pod uwagę rodzaje nieruchomości, w 2008 roku 138 782 transakcje dotyczyły nieruchomości gruntowych, które w zdecydowanej większości dokonane były poza granicami miasta (77%). 85 334 transakcji dotyczyło lokali, z czego 92% z nich znajdowało się w granicach miasta. Transakcji nieruchomościami zabudowanymi było 50 325 i stanowiły one w ujęciu ilościowym 21% ogółu transakcji. Udział transakcji budynkami w ogóle transakcji na krajowym rynku nieruchomości był niewielki i wyniósł 0,9% (łącznie było ich  2572). W ujęciu ilościowym i wartościowym największe znaczenie odegrały transakcje nieruchomościami gruntowymi (odpowiednio stanowiły 50% i 38% transakcji ogółem).

Jeśli chodzi o transakcje lokalami, największy udział mają lokale mieszkalne (90% w ujęciu ilościowym i 94% w ujęciu wartościowym). W przypadku lokali niemieszkalnych, do których zalicza się lokale handlowo-usługowe, biurowe, produkcyjne, garaże i inne nieuwzględnione w wymienionych rodzajach, największe znaczenie w ujęciu ilościowym miały garaże (64%), natomiast w ujęciu wartościowym lokale handlowo-usługowe (45%).

Największą aktywnością w transakcjach lokalami mieszkalnymi wykazało się województwo śląskie (13 910 transakcji). Zaraz za nim znalazło się województwo mazowieckie z 11 809 transakcjami. Dość dużą aktywnością w porównaniu z innymi województwami, aczkolwiek dużo mniejszą od dwóch dominujących województw, wykazały się: województwo lubuskie (6522 transakcji),dolnośląskie (6295 transakcji) i pomorskie (5042 transakcji). W ujęciu wartościowym dominuje województwo mazowieckie (3 897,69 mln zł), co stanowi 31% ogółu transakcji lokalami mieszkalnymi.

Liczba transakcji lokalami w skali całego kraju w latach 2006 do 2008 była zmienna – w 2006 roku było ich 74 843, w 2007 roku 72 277, a w 2008 roku 85 343. W tym okresie następował jednak wzrost wartości transakcji we wszystkich obszarach podziału administracyjnego kraju. W 2006 roku wartość transakcji wyniosła 5 781,1 mln zł, rok później 8 021,9 mln zł, a w 2008 roku 13 491,3 mln zł.

Dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące transakcji kupna/sprzedaży pokazują niejednolitość rynku nieruchomości i jego lokalny charakter. Transakcje mają raczej charakter lokalny, a potencjalny nabywca musi poznać każdą nieruchomość, by ocenić jej wady i zalety na tle innych. Niektóre województwa mają dominujące znaczenie (ilościowe lub/i wartościowe) w poszczególnych rodzajach transakcji na krajowym rynku nieruchomości, inne odgrywają rolę symboliczną. Mimo zmienności w liczbie transakcji w ostatnich latach, ich wartość wzrasta. Zobaczymy, co pokażą dane za ten rok.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk Rynku Nieruchomości
Wynajem.pl

Nieruchomości: Zachęta do działań termomodernizacyjnych

Prezes Zarządu Instytutu Gospodarki Nieruchomościami – Arkadiusz Borek skierował pismo do Prezydentów oraz Burmistrzów Miast, dotyczące zwolnienia z podatku od nieruchomości budynków mieszkalnych wielorodzinnych lub ich części znajdujących się na terenie Gmin, w których dokonano remontu elewacji.
Głównym celem podjętej inicjatywy jest rozważenie możliwości podjęcia uchwały dotyczącej czasowego zwolnienia z podatku od nieruchomości właścicieli budynków mieszkalnych wielorodzinnych, na których będzie wykonany proces termomodernizacyjny. Jest to w zamyśle projekt, który zmierzałby do dodatkowego zachęcenia i zainicjowania działań termomodernizacyjnych na budynkach wielorodzinnych znajdujących się na obszarze Gmin.

Arkadiusz Borek uważa, że wprowadzenie takiej uchwały niewątpliwie przyczyniłoby się do radykalnej zmiany wizerunku miasta, jak i również zmniejszyłoby dodatkowo zużycie energii cieplnej na budynkach  nawet do 60 %.

Dzięki podjęciu takiej uchwały zmniejszyłyby się co prawda dochody budżetu miasta, lecz znacząco pobudzony zostałby rynek firm wykonawczych, a co za tym idzie – zmniejszona zostałaby stopa bezrobocia.

W strukturze kosztów utrzymania mieszkania, nawet ok. 70 % stanowią koszty energii cieplnej. Tak więc redukcja tych kosztów powinna wpłynąć na zmniejszenie problemu eksmisji.

Jedyną ulgą na chwilę obecną jest Fundusz Termomodernizacji w postaci premii termomodernizacyjnej, lecz zdaniem Pana Arkadiusza Borek, wprowadzenie dodatkowej uchwały dotyczącej zwolnienia z podatku, zachęciłoby właścicieli budynków (m.in. wspólnoty mieszkaniowe) do podjęcia działań termomodernizacyjnych na szerszą skalę.

Ponadto dążenie do podniesienia jakości energetycznej budynków należy do jednej z dyrektyw Unii Europejskiej. Poprawa jakości energetycznej budynków jest ukierunkowana nie tylko na obniżenie zużycia energii i kosztów eksploatacji budynków, ale także na ochronę środowiska.

Ład estetyczny i energetyczny jest ważnym czynnikiem wpływającym na ocenę miasta przez jego mieszkańców. Dodatkowo zadbane i kolorowe miasto  łatwiej przyciąga inwestorów i turystów, a co najważniejsze – stanowi lepsze środowisko zamieszkania.

Instytut Gospodarki Nieruchomościami

gk

Nieruchomości: Zachęta do działań termomodernizacyjnych

Prezes Zarządu Instytutu Gospodarki Nieruchomościami – Arkadiusz Borek skierował pismo do Prezydentów oraz Burmistrzów Miast, dotyczące zwolnienia z podatku od nieruchomości budynków mieszkalnych wielorodzinnych lub ich części znajdujących się na terenie Gmin, w których dokonano remontu elewacji.
Głównym celem podjętej inicjatywy jest rozważenie możliwości podjęcia uchwały dotyczącej czasowego zwolnienia z podatku od nieruchomości właścicieli budynków mieszkalnych wielorodzinnych, na których będzie wykonany proces termomodernizacyjny. Jest to w zamyśle projekt, który zmierzałby do dodatkowego zachęcenia i zainicjowania działań termomodernizacyjnych na budynkach wielorodzinnych znajdujących się na obszarze Gmin.

Arkadiusz Borek uważa, że wprowadzenie takiej uchwały niewątpliwie przyczyniłoby się do radykalnej zmiany wizerunku miasta, jak i również zmniejszyłoby dodatkowo zużycie energii cieplnej na budynkach  nawet do 60 %.

Dzięki podjęciu takiej uchwały zmniejszyłyby się co prawda dochody budżetu miasta, lecz znacząco pobudzony zostałby rynek firm wykonawczych, a co za tym idzie – zmniejszona zostałaby stopa bezrobocia.

W strukturze kosztów utrzymania mieszkania, nawet ok. 70 % stanowią koszty energii cieplnej. Tak więc redukcja tych kosztów powinna wpłynąć na zmniejszenie problemu eksmisji.

Jedyną ulgą na chwilę obecną jest Fundusz Termomodernizacji w postaci premii termomodernizacyjnej, lecz zdaniem Pana Arkadiusza Borek, wprowadzenie dodatkowej uchwały dotyczącej zwolnienia z podatku, zachęciłoby właścicieli budynków (m.in. wspólnoty mieszkaniowe) do podjęcia działań termomodernizacyjnych na szerszą skalę.

Ponadto dążenie do podniesienia jakości energetycznej budynków należy do jednej z dyrektyw Unii Europejskiej. Poprawa jakości energetycznej budynków jest ukierunkowana nie tylko na obniżenie zużycia energii i kosztów eksploatacji budynków, ale także na ochronę środowiska.

Ład estetyczny i energetyczny jest ważnym czynnikiem wpływającym na ocenę miasta przez jego mieszkańców. Dodatkowo zadbane i kolorowe miasto  łatwiej przyciąga inwestorów i turystów, a co najważniejsze – stanowi lepsze środowisko zamieszkania.

Instytut Gospodarki Nieruchomościami

gk

Nieruchomości: Kupuj póki czas

Rynek nieruchomości podnosi się po ubiegłorocznym kryzysie. Pomogli w tym sami deweloperzy, którzy poprzez obniżenie cen i większe możliwości negocjacji pobudzili popyt na oddane do użytku lokale. Czekających na dalsze obniżki należy ostrzec: taniej już prawdopodobnie nie będzie.
Gwałtowny spadek sprzedaży nieruchomości widoczny w IV kwartale 2008 roku, był naturalną reakcją na spowolnienie gospodarcze. Bardziej restrykcyjna polityka banków i strach przed braniem wieloletnich kredytów podczas pogarszającej się sytuacji na rynku pracy doprowadziły do odwrotnej sytuacji niż ta, która miała miejsce w ostatnich latach. Deweloperzy przyzwyczajeni do sprzedawania mieszkań na pniu nawet gdy były one na poziomie przysłowiowej dziury w ziemi musieli sami wyjść do klientów i poprzez obniżki cen podnosić spadający z miesiąca na miesiąc popyt.

Taka polityka okazała się skuteczna. Najnowszy raport Głównego Urzędu Statystycznego odnotowuje kilkuprocentowy wzrost sprzedaży nowych mieszkań w 2009 roku, przy zachowaniu cen niższych nawet o 15% niż rok wcześniej. Niestety taka sytuacja nie może trwać długo.

- Deweloperzy obniżający na gwałt ceny, wstrzymali większość rozpoczętych i planowanych na ten rok inwestycji. Skutki tego odczujemy niedługo, gdy zmniejszy się liczba oddawanych do użytku lokali. Taki spadek podaży podniesie ceny do stanu sprzed kryzysu – prognozuje Katarzyna Zielińska, specjalista ds. reklamy Marma Polskie Folie – inwestora Osiedla z Gwiazdami w podwarszawskim Józefosławiu. – Nasze budynki są już gotowe do zamieszkania i nieobciążone hipoteką. Dlatego ich cena nie powinna ulec zmianie, nawet gdy spadnie podaż - precyzuje Zielińska.

Spadek na rynku nieruchomości okazał się szansą dla tych, którzy planowali kupić mieszkanie w większości za gotówkę. Nie musieli oni liczyć na pomoc banku, mogli za to skorzystać z obniżek cen. Ci, którzy chcą wziąć kredyt, aby kupić lokal po niższych cenach powinni się pośpieszyć. Obniżki nie będą trwały wiecznie.

Marma Polskie Folie

as

Nieruchomości: Kupuj póki czas

Rynek nieruchomości podnosi się po ubiegłorocznym kryzysie. Pomogli w tym sami deweloperzy, którzy poprzez obniżenie cen i większe możliwości negocjacji pobudzili popyt na oddane do użytku lokale. Czekających na dalsze obniżki należy ostrzec: taniej już prawdopodobnie nie będzie.
Gwałtowny spadek sprzedaży nieruchomości widoczny w IV kwartale 2008 roku, był naturalną reakcją na spowolnienie gospodarcze. Bardziej restrykcyjna polityka banków i strach przed braniem wieloletnich kredytów podczas pogarszającej się sytuacji na rynku pracy doprowadziły do odwrotnej sytuacji niż ta, która miała miejsce w ostatnich latach. Deweloperzy przyzwyczajeni do sprzedawania mieszkań na pniu nawet gdy były one na poziomie przysłowiowej dziury w ziemi musieli sami wyjść do klientów i poprzez obniżki cen podnosić spadający z miesiąca na miesiąc popyt.

Taka polityka okazała się skuteczna. Najnowszy raport Głównego Urzędu Statystycznego odnotowuje kilkuprocentowy wzrost sprzedaży nowych mieszkań w 2009 roku, przy zachowaniu cen niższych nawet o 15% niż rok wcześniej. Niestety taka sytuacja nie może trwać długo.

- Deweloperzy obniżający na gwałt ceny, wstrzymali większość rozpoczętych i planowanych na ten rok inwestycji. Skutki tego odczujemy niedługo, gdy zmniejszy się liczba oddawanych do użytku lokali. Taki spadek podaży podniesie ceny do stanu sprzed kryzysu – prognozuje Katarzyna Zielińska, specjalista ds. reklamy Marma Polskie Folie – inwestora Osiedla z Gwiazdami w podwarszawskim Józefosławiu. – Nasze budynki są już gotowe do zamieszkania i nieobciążone hipoteką. Dlatego ich cena nie powinna ulec zmianie, nawet gdy spadnie podaż - precyzuje Zielińska.

Spadek na rynku nieruchomości okazał się szansą dla tych, którzy planowali kupić mieszkanie w większości za gotówkę. Nie musieli oni liczyć na pomoc banku, mogli za to skorzystać z obniżek cen. Ci, którzy chcą wziąć kredyt, aby kupić lokal po niższych cenach powinni się pośpieszyć. Obniżki nie będą trwały wiecznie.

Marma Polskie Folie

as

Komentarz do zmian w "Rodzinie na swoim"

Ministerstwo Infrastruktury proponuje zmiany w rządowym programie „Rodzina na swoim”, m.in. pozwolenie na budowę mieszkań na wynajem dla deweloperów z wpłatą 30%, zlikwidowanie możliwości zakupu mieszkań z rynku wtórnego oraz wprowadzenie możliwości zakupu mieszkań w ramach programu dla singli. Jak te zmiany mogą wpłynąć na rynek kredytów hipotecznych? Eksperci ZFDF odpowiadają:
Aleksander Paszyński, Związek Firm Doradztwa Finansowego i Dom Kredytowy Notus: - Wydaje się, że obecna formuła Rodziny na Swoim najlepszy okres ma już za sobą. Ponad 19 tysięcy kredytów udzielonych w ramach tego programu od początku roku ma dwie konsekwencje. Po pierwsze z całą pewnością można stwierdzić, że najatrakcyjniejsze nieruchomości spełniające kryteria cenowe zostały już wchłonięte przez rynek. Po drugie, znacznie zmniejszyła się liczba potencjalnych nabywców mieszkań z tego programu.

Tak więc rozszerzenie grupy beneficjentów tego programu o osoby samotne wydaje się być jak najbardziej zasadne.

Podobnie dobrym kierunkiem jest ograniczenie programu do rynku pierwotnego. Jeżeli decydujemy, że w ten sposób wydajemy pieniądze publiczne powinny one chociaż w minimalnym stopniu wspierać rozwój gospodarczy kraju, a nie da się ukryć, że wsparcie sektora deweloperskiego przynieść może budżetowi wymierne korzyści.

Wątpliwości budzi proponowany pomysł, aby po wpłaceniu 30 % wartości nieruchomości potencjalny nabywca spłacał mieszkanie przez 10 lat w postaci czynszu. Przede wszystkim, jeżeli dysponujemy wkładem własnym na przewidywanym w projekcie poziomie mamy szansę na uzyskanie kredytu hipotecznego na naprawdę dobrych warunkach. Zaproponowane rozwiązanie stworzy już na samym wstępie wyraźną barierę jeżeli chodzi o warunki skorzystania z takiego programu przez naprawdę potrzebujących, a dla osób spełniających kryteria może okazać się po prostu nieatrakcyjne.

Bogusław Półtorak, Związek Firm Doradztwa Finansowego
- Analizując ofertę banków biorących udział w rządowym programie „Rodzina na swoim”, dość szybko można dojść do niezbyt optymistycznego wniosku, że często kredyt z dopłatą jest droższy niż oferta komercyjna. Potwierdza to niestety niedoskonałość tego programu. Przeznaczenie środków pomocowych na bardziej dostępne formy nabywania własnego domu, z połączeniem np. wynajmu z późniejszym zakupem wydaje się dobrym pomysłem. Szkopuł jednak w tym, czy budżet państwa podoła obciążeniom finansowania rozszerzonego projektu np. TBS-ów i czy efekt nowego programu nie będzie podobny, czyli i tak nie rozwiąże problemu mieszkaniowego w Polsce.

Rozwój budownictwa na wynajem jest koniecznością. Sęk w tym, że barierą dla wynajmu jest wadliwe prawo, które wpędza wynajem w szarą strefę. W pierwszej kolejności należałoby wreszcie ucywilizować tę sferę poprzez uelastycznienie umów wynajmu. Przerzucanie ciężaru ochrony

lokatorów na właścicieli lokali cięgle psuje ten rynek i nie zachęca kapitału prywatnego do budowania na wynajem. Być może propozycje dofinansowania budownictwa na wynajem to po prostu pretekst, aby zakończyć mało efektywny program, który zamiast pomagać kredytobiorcom służy bankom do osiągania dodatkowych zysków. Z punktu widzenia osób, które chcą kupić własne „M” najbardziej sensowne byłoby przywrócenie ulgi odsetkowej, ale o tym politycy niestety nawet nie wspominają. Finansowanie potrzeb mieszkaniowych jest najbardziej efektywne poprzez stosowanie indywidualnych instrumentów finansowych, a nie dostarczanie mieszkań przez państwo. Mrzonką jest wizja zapewnienia przez państwo czy gminę mieszkania dla każdego. Z tego powodu rolą polityki mieszkaniowej jest stworzenie jak najlepszych warunków dla samodzielnego finansowania własnych potrzeb mieszkaniowych. Jałmużna państwa finansowana zwykle z pieniędzy zabieranych w postaci podatków lub rosnącego długu publicznego nie byłaby potrzebna, gdyby istniały stabilne warunki    dla zaciągnięcia kredytów hipotecznych. Dziś sytuacja na rynku kredytów hipotecznych jest dość trudna z uwagi na rosnące ryzyko kredytowe. Banki działające w Polsce finansują się głównie z krótkoterminowych depozytów, stąd przerzucają ryzyko zmiany stóp procentowych na klientów. W rozwiniętych krajach osobom indywidualnym oferuje się raczej kredyty o stałych stopach procentowych, ale banki mogą to robić, bo finansują się na rynkach kapitałowych emitując obligacje lub listy zastawne. W Polsce niestety nie ma warunków dla powstania wtórnego rynku kredytowego, bo nie ma kto kupować papierów wartościowych. Fundusze emerytalne i inwestycyjne de facto finansują dług publiczny, a innych podmiotów zainteresowanych długoterminowym finansowaniem banków nie ma. Drogą na skróty pozwalającą zmniejszyć również koszty kredytów hipotecznych byłoby wejście do Strefy Euro. Problem w tym, że w obecnych warunkach gospodarczych jest  to kłopotliwe.

Halina Kochalska, ZFDF i Gold Finance: - Jeśli proponowane zmiany faktycznie będą miały wejść w życie, banki czeka nawał klientów. Uciekająca szansa przyspieszy decyzję wielu wahających się, skłoni też do ubiegania się o kredyt z dopłatą wiele osób odkładających to na później. A program jest kuszący, bo przez pierwszych 8 lat państwo płaci za klienta około połowę kredytowych odsetek, w efekcie rata topnieje. Jak wynika z październikowego Rankingu Kredytów Mieszkaniowych Gold Finance przy 30 letnim kredycie w wysokości 280 tys. zł na mieszkanie o wartości  350 tys. zł w PKO BP przez pierwsze 8 lat beneficjent programu „Rodzina na Swoim” zapłaci miesięcznie 1150 zł zamiast 1849 zł. W BZ WBK rata spada z 1654 zł do 1195 zł, a z kolei w Pekao obniża się z 1660 zł do 1254 zł. W Euro Banku zamiast 1940 zł, po dopłatach, comiesięczne obciążenie wynosi 1250 zł,  w Banku Pocztowym 1389 zł.

Kredyt z dopłatami w ramach Programu Rodzina na Swoim w wybranych bankach. Kwota kredytu 280 tys. zł. Wartość nieruchomości 350 tys. zł.

Jak wynika z ostatnich danych Związku Banków Polskich na temat sprzedaży kredytów hipotecznych oraz raportów Banku Gospodarstwa Krajowego, który odpowiada za program „Rodzina na Swoim”,  w I połowie roku już niemal co szósty udzielony kredyt skorzystał z dofinansowania odsetek. Od stycznia do czerwca w ramach programu banki podpisały z klientami 12,7 tys. z blisko 83,3 tys. wszystkich umów. Na kredyty z dopłatami w pierwszej połowie roku trafiło ok. 3 mld zł z 16,8 mld zł pożyczonych na nieruchomości. Na koniec sierpnia w ramach „Rodziny na Swoim” udzielono już blisko 19 tys. kredytów na łączną kwotę ponad 3,2 mld zł – informował BGK.

Związek Firm Doradztwa Finansowego

gk

Komentarz do zmian w "Rodzinie na swoim"

Ministerstwo Infrastruktury proponuje zmiany w rządowym programie „Rodzina na swoim”, m.in. pozwolenie na budowę mieszkań na wynajem dla deweloperów z wpłatą 30%, zlikwidowanie możliwości zakupu mieszkań z rynku wtórnego oraz wprowadzenie możliwości zakupu mieszkań w ramach programu dla singli. Jak te zmiany mogą wpłynąć na rynek kredytów hipotecznych? Eksperci ZFDF odpowiadają:
Aleksander Paszyński, Związek Firm Doradztwa Finansowego i Dom Kredytowy Notus: - Wydaje się, że obecna formuła Rodziny na Swoim najlepszy okres ma już za sobą. Ponad 19 tysięcy kredytów udzielonych w ramach tego programu od początku roku ma dwie konsekwencje. Po pierwsze z całą pewnością można stwierdzić, że najatrakcyjniejsze nieruchomości spełniające kryteria cenowe zostały już wchłonięte przez rynek. Po drugie, znacznie zmniejszyła się liczba potencjalnych nabywców mieszkań z tego programu.

Tak więc rozszerzenie grupy beneficjentów tego programu o osoby samotne wydaje się być jak najbardziej zasadne.

Podobnie dobrym kierunkiem jest ograniczenie programu do rynku pierwotnego. Jeżeli decydujemy, że w ten sposób wydajemy pieniądze publiczne powinny one chociaż w minimalnym stopniu wspierać rozwój gospodarczy kraju, a nie da się ukryć, że wsparcie sektora deweloperskiego przynieść może budżetowi wymierne korzyści.

Wątpliwości budzi proponowany pomysł, aby po wpłaceniu 30 % wartości nieruchomości potencjalny nabywca spłacał mieszkanie przez 10 lat w postaci czynszu. Przede wszystkim, jeżeli dysponujemy wkładem własnym na przewidywanym w projekcie poziomie mamy szansę na uzyskanie kredytu hipotecznego na naprawdę dobrych warunkach. Zaproponowane rozwiązanie stworzy już na samym wstępie wyraźną barierę jeżeli chodzi o warunki skorzystania z takiego programu przez naprawdę potrzebujących, a dla osób spełniających kryteria może okazać się po prostu nieatrakcyjne.

Bogusław Półtorak, Związek Firm Doradztwa Finansowego
- Analizując ofertę banków biorących udział w rządowym programie „Rodzina na swoim”, dość szybko można dojść do niezbyt optymistycznego wniosku, że często kredyt z dopłatą jest droższy niż oferta komercyjna. Potwierdza to niestety niedoskonałość tego programu. Przeznaczenie środków pomocowych na bardziej dostępne formy nabywania własnego domu, z połączeniem np. wynajmu z późniejszym zakupem wydaje się dobrym pomysłem. Szkopuł jednak w tym, czy budżet państwa podoła obciążeniom finansowania rozszerzonego projektu np. TBS-ów i czy efekt nowego programu nie będzie podobny, czyli i tak nie rozwiąże problemu mieszkaniowego w Polsce.

Rozwój budownictwa na wynajem jest koniecznością. Sęk w tym, że barierą dla wynajmu jest wadliwe prawo, które wpędza wynajem w szarą strefę. W pierwszej kolejności należałoby wreszcie ucywilizować tę sferę poprzez uelastycznienie umów wynajmu. Przerzucanie ciężaru ochrony

lokatorów na właścicieli lokali cięgle psuje ten rynek i nie zachęca kapitału prywatnego do budowania na wynajem. Być może propozycje dofinansowania budownictwa na wynajem to po prostu pretekst, aby zakończyć mało efektywny program, który zamiast pomagać kredytobiorcom służy bankom do osiągania dodatkowych zysków. Z punktu widzenia osób, które chcą kupić własne „M” najbardziej sensowne byłoby przywrócenie ulgi odsetkowej, ale o tym politycy niestety nawet nie wspominają. Finansowanie potrzeb mieszkaniowych jest najbardziej efektywne poprzez stosowanie indywidualnych instrumentów finansowych, a nie dostarczanie mieszkań przez państwo. Mrzonką jest wizja zapewnienia przez państwo czy gminę mieszkania dla każdego. Z tego powodu rolą polityki mieszkaniowej jest stworzenie jak najlepszych warunków dla samodzielnego finansowania własnych potrzeb mieszkaniowych. Jałmużna państwa finansowana zwykle z pieniędzy zabieranych w postaci podatków lub rosnącego długu publicznego nie byłaby potrzebna, gdyby istniały stabilne warunki    dla zaciągnięcia kredytów hipotecznych. Dziś sytuacja na rynku kredytów hipotecznych jest dość trudna z uwagi na rosnące ryzyko kredytowe. Banki działające w Polsce finansują się głównie z krótkoterminowych depozytów, stąd przerzucają ryzyko zmiany stóp procentowych na klientów. W rozwiniętych krajach osobom indywidualnym oferuje się raczej kredyty o stałych stopach procentowych, ale banki mogą to robić, bo finansują się na rynkach kapitałowych emitując obligacje lub listy zastawne. W Polsce niestety nie ma warunków dla powstania wtórnego rynku kredytowego, bo nie ma kto kupować papierów wartościowych. Fundusze emerytalne i inwestycyjne de facto finansują dług publiczny, a innych podmiotów zainteresowanych długoterminowym finansowaniem banków nie ma. Drogą na skróty pozwalającą zmniejszyć również koszty kredytów hipotecznych byłoby wejście do Strefy Euro. Problem w tym, że w obecnych warunkach gospodarczych jest  to kłopotliwe.

Halina Kochalska, ZFDF i Gold Finance: - Jeśli proponowane zmiany faktycznie będą miały wejść w życie, banki czeka nawał klientów. Uciekająca szansa przyspieszy decyzję wielu wahających się, skłoni też do ubiegania się o kredyt z dopłatą wiele osób odkładających to na później. A program jest kuszący, bo przez pierwszych 8 lat państwo płaci za klienta około połowę kredytowych odsetek, w efekcie rata topnieje. Jak wynika z październikowego Rankingu Kredytów Mieszkaniowych Gold Finance przy 30 letnim kredycie w wysokości 280 tys. zł na mieszkanie o wartości  350 tys. zł w PKO BP przez pierwsze 8 lat beneficjent programu „Rodzina na Swoim” zapłaci miesięcznie 1150 zł zamiast 1849 zł. W BZ WBK rata spada z 1654 zł do 1195 zł, a z kolei w Pekao obniża się z 1660 zł do 1254 zł. W Euro Banku zamiast 1940 zł, po dopłatach, comiesięczne obciążenie wynosi 1250 zł,  w Banku Pocztowym 1389 zł.

Kredyt z dopłatami w ramach Programu Rodzina na Swoim w wybranych bankach. Kwota kredytu 280 tys. zł. Wartość nieruchomości 350 tys. zł.

Jak wynika z ostatnich danych Związku Banków Polskich na temat sprzedaży kredytów hipotecznych oraz raportów Banku Gospodarstwa Krajowego, który odpowiada za program „Rodzina na Swoim”,  w I połowie roku już niemal co szósty udzielony kredyt skorzystał z dofinansowania odsetek. Od stycznia do czerwca w ramach programu banki podpisały z klientami 12,7 tys. z blisko 83,3 tys. wszystkich umów. Na kredyty z dopłatami w pierwszej połowie roku trafiło ok. 3 mld zł z 16,8 mld zł pożyczonych na nieruchomości. Na koniec sierpnia w ramach „Rodziny na Swoim” udzielono już blisko 19 tys. kredytów na łączną kwotę ponad 3,2 mld zł – informował BGK.

Związek Firm Doradztwa Finansowego

gk

Nowe plany dla budownictwa mieszkaniowego – zniknie „Rodzina na swoim?”

Rządowy program „Rodzina na swoim”, polegający na finansowym wsparciu w zakupie własnego mieszkania, od początku roku wprowadza trochę zamieszania na rynku. O programie mówi się nieustannie w różnych środowiskach. Ostatnio zrobiło się o nim jeszcze głośniej za sprawą planów rządu dotyczących objęcia dopłatami do oprocentowania kredytów singli oraz okresowego wyłączenia z programu mieszkań z rynku wtórnego. Okazuje się, że to nie jedyne zmiany w budownictwie mieszkaniowym, nad jakimi pracuje Ministerstwo Infrastruktury.
Z informacji uzyskanych przez „Gazetę Wyborczą” wynika, że rząd planuje rozszerzyć grupę beneficjentów „programu z dopłatami” o osoby samotne. Dyskusja na ten temat trwała już od jakiegoś czasu, a opinie były bardzo rozbieżne. Sprawa nie jest bowiem taka prosta. Głównym celem programu jest pomoc rodzinom w uzyskaniu własnego mieszkania.

Stabilne i dobre warunki mieszkaniowe pozytywnie wpływają na rozwój rodziny, co w przypadku współczesnego problemu starzejącego się społeczeństwa jest niezwykle istotne. Z tego punktu widzenia zasadne jest więc wyłączenie grupy singli z programu. Z drugiej jednak strony powstaje pytanie: dlaczego osoby samotne mają napotykać na kolejną barierę i czuć się zmarginalizowane? Rozszerzenie grupy kredytobiorców mogących skorzystać z dopłat do oprocentowania kredytów wiąże się oczywiście z dodatkowymi wydatkami budżetu państwa. Jednak doskonale wiemy, że środki, którymi dysponuje państwo, w zdecydowanej większości pochodzą z danin publicznych. Za program płacą wszyscy podatnicy, również single, którzy nie korzystają z innych dóbr publicznych, np. przedszkoli, szkół. Dlaczego zatem nie mieliby skorzystać z programu rządowego „Rodzina na swoim?”. Racjonalne byłoby umożliwienie singlom dostępu do programu, jednak należałoby przeznaczyć dla nich mniejszą ilość pieniędzy (np. 30% środków przeznaczonych na dany rok). Dominującą grupą byłyby więc małżeństwa oraz osoby samotnie wychowujące przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Pozostaje jeszcze kwestia wielkości mieszkania. Dopłatami objęta jest obecnie rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 mkw. powierzchni użytkowej mieszkania, przy czym powierzchnia kredytowanego lokalu nie może przekraczać 75 mkw. Czy takie same limity będą obowiązywały singli? Ministerstwo Infrastruktury (informacja z „Gazety Wyborczej” z 28 października 2009 r.) proponuje, by w przypadku tej grupy norma wynosiła 50 mkw., ale dopłata obejmowałaby maksymalnie 30 mkw. Specjalne progi dla osób samotnych są słuszne. Ich potrzeby względem powierzchni mieszkania są bowiem mniejsze niż w przypadku rodzin.

Resort szykuje zmiany w programie „Rodzina na swoim”, ale jednocześnie myśli już o jego likwidacji. Oczywiście nie tak od razu. Ma to nastąpić za minimum trzy lata. Nie wiadomo jednak, czy dopłaty będą systematycznie redukowane czy też wyznaczony zostanie termin, kiedy ustawa po prostu przestanie obowiązywać. Idea programu była dobra, jednak dość szybko przekonaliśmy się o jego niedoskonałości, kiedy to oferowane przez niektóre banki kredyty z dopłatą zaczęły być droższe od zwykłych kredytów. Rząd myśli już o nowych rozwiązaniach w budownictwie mieszkaniowym.

Ministerstwo Infrastruktury, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, pracuje nad programem dotyczącym budowy mieszkań na wynajem. Deweloperzy mieliby budować lokale, do których można by wprowadzić się po zapłacie 30% ceny mieszkania w formie zaliczki (nie zadatku, który przepada), a pozostała część spłaty mogłaby zostać rozłożona na co najmniej 10 lat. Resort chce też umożliwić blisko 80 tys. lokatorom wykup mieszkań w zasobie Towarzystw Budownictwa Społecznego i spółdzielni – tych, które sięgały po preferencyjny kredyt z Krajowego Funduszu Mieszkaniowego.

Rynek wynajmu mieszkań
jest u nas słabo rozwinięty, więc pomysł przeznaczenia środków na rozwój tego segmentu wydaje się być bardzo dobry. Wynajem mieszkania z późniejszym jego zakupem rozwiązałby problem mieszkaniowy części społeczeństwa. Nie wiadomo jednak, jak bardzo rozszerzony miałby być program i czy budżet państwa będzie w stanie udźwignąć zamiary rządu. Najważniejsze, żeby nowe rozwiązanie zostało dopracowane. Najgorsza rzeczą jest bowiem wprowadzanie zmian w momencie, kiedy program nawet na dobre nie zaczął funkcjonować.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

 

Nowe plany dla budownictwa mieszkaniowego – zniknie „Rodzina na swoim?”

Rządowy program „Rodzina na swoim”, polegający na finansowym wsparciu w zakupie własnego mieszkania, od początku roku wprowadza trochę zamieszania na rynku. O programie mówi się nieustannie w różnych środowiskach. Ostatnio zrobiło się o nim jeszcze głośniej za sprawą planów rządu dotyczących objęcia dopłatami do oprocentowania kredytów singli oraz okresowego wyłączenia z programu mieszkań z rynku wtórnego. Okazuje się, że to nie jedyne zmiany w budownictwie mieszkaniowym, nad jakimi pracuje Ministerstwo Infrastruktury.
Z informacji uzyskanych przez „Gazetę Wyborczą” wynika, że rząd planuje rozszerzyć grupę beneficjentów „programu z dopłatami” o osoby samotne. Dyskusja na ten temat trwała już od jakiegoś czasu, a opinie były bardzo rozbieżne. Sprawa nie jest bowiem taka prosta. Głównym celem programu jest pomoc rodzinom w uzyskaniu własnego mieszkania.

Stabilne i dobre warunki mieszkaniowe pozytywnie wpływają na rozwój rodziny, co w przypadku współczesnego problemu starzejącego się społeczeństwa jest niezwykle istotne. Z tego punktu widzenia zasadne jest więc wyłączenie grupy singli z programu. Z drugiej jednak strony powstaje pytanie: dlaczego osoby samotne mają napotykać na kolejną barierę i czuć się zmarginalizowane? Rozszerzenie grupy kredytobiorców mogących skorzystać z dopłat do oprocentowania kredytów wiąże się oczywiście z dodatkowymi wydatkami budżetu państwa. Jednak doskonale wiemy, że środki, którymi dysponuje państwo, w zdecydowanej większości pochodzą z danin publicznych. Za program płacą wszyscy podatnicy, również single, którzy nie korzystają z innych dóbr publicznych, np. przedszkoli, szkół. Dlaczego zatem nie mieliby skorzystać z programu rządowego „Rodzina na swoim?”. Racjonalne byłoby umożliwienie singlom dostępu do programu, jednak należałoby przeznaczyć dla nich mniejszą ilość pieniędzy (np. 30% środków przeznaczonych na dany rok). Dominującą grupą byłyby więc małżeństwa oraz osoby samotnie wychowujące przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Pozostaje jeszcze kwestia wielkości mieszkania. Dopłatami objęta jest obecnie rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 mkw. powierzchni użytkowej mieszkania, przy czym powierzchnia kredytowanego lokalu nie może przekraczać 75 mkw. Czy takie same limity będą obowiązywały singli? Ministerstwo Infrastruktury (informacja z „Gazety Wyborczej” z 28 października 2009 r.) proponuje, by w przypadku tej grupy norma wynosiła 50 mkw., ale dopłata obejmowałaby maksymalnie 30 mkw. Specjalne progi dla osób samotnych są słuszne. Ich potrzeby względem powierzchni mieszkania są bowiem mniejsze niż w przypadku rodzin.

Resort szykuje zmiany w programie „Rodzina na swoim”, ale jednocześnie myśli już o jego likwidacji. Oczywiście nie tak od razu. Ma to nastąpić za minimum trzy lata. Nie wiadomo jednak, czy dopłaty będą systematycznie redukowane czy też wyznaczony zostanie termin, kiedy ustawa po prostu przestanie obowiązywać. Idea programu była dobra, jednak dość szybko przekonaliśmy się o jego niedoskonałości, kiedy to oferowane przez niektóre banki kredyty z dopłatą zaczęły być droższe od zwykłych kredytów. Rząd myśli już o nowych rozwiązaniach w budownictwie mieszkaniowym.

Ministerstwo Infrastruktury, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, pracuje nad programem dotyczącym budowy mieszkań na wynajem. Deweloperzy mieliby budować lokale, do których można by wprowadzić się po zapłacie 30% ceny mieszkania w formie zaliczki (nie zadatku, który przepada), a pozostała część spłaty mogłaby zostać rozłożona na co najmniej 10 lat. Resort chce też umożliwić blisko 80 tys. lokatorom wykup mieszkań w zasobie Towarzystw Budownictwa Społecznego i spółdzielni – tych, które sięgały po preferencyjny kredyt z Krajowego Funduszu Mieszkaniowego.

Rynek wynajmu mieszkań
jest u nas słabo rozwinięty, więc pomysł przeznaczenia środków na rozwój tego segmentu wydaje się być bardzo dobry. Wynajem mieszkania z późniejszym jego zakupem rozwiązałby problem mieszkaniowy części społeczeństwa. Nie wiadomo jednak, jak bardzo rozszerzony miałby być program i czy budżet państwa będzie w stanie udźwignąć zamiary rządu. Najważniejsze, żeby nowe rozwiązanie zostało dopracowane. Najgorsza rzeczą jest bowiem wprowadzanie zmian w momencie, kiedy program nawet na dobre nie zaczął funkcjonować.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

 

Mniejszy popyt na biurowce

W III kwartale popyt na powierzchnie biurowe w największych polskich miastach był zdecydowanie mniejszy niż przed rokiem.
Jak wynika z analizy Colliers International w Warszawie popyt był aż o 45 proc. mniejszuu niż w analogicznym okresie 2008 roku. - Jednak w porównaniu z I i II kwartałem tego roku, popyt wzrósł - podkreśla Paweł Skałba z Colliers International

Największą transakcją była transakcja typu owner-occupier - czyli przejęcie powierzchni na potrzeby właściciela - zawarta przez firmę Bosch. Dotyczyła powierzchni 8900 mkw. Była to jedyna transakcja powyżej 5000 mkw. To pokazuje skalę zmian na rynku. W III kwartale 2008 roku podpisano aż 10 umów najmu tak dużych powierzchni..

- Do użytku oddano tylko trzy nowe budynki biurowe o łącznej powierzchni 50 tys. 710 mkw, co zwiększyło całkowitą podaż powierzchni biurowych w Warszawie do 3 mln 206 tys. 670 mkw. - mówi Robert Karniewski z Colliers International.

Największym ukończonym projektem jest Park Postępu (34 000 mkw) dewelopera Echo Investment.

To już czwarty ukończony w tym roku obiekt biurowy o powierzchni powyżej 30 000 mkw - w poprzednich kwartałach oddano do użytku Lipowy Office Park, Horizon Plaza i Trinity Park III.

Łącznie od początku roku w Warszawie oddano do użytku prawie 225 000 mkw nowych biur.

W porównaniu z III kwartałem 2008 roku czynsze (zarówno wywoławcze jak i efektywne) są niższe średnio o 20 proc.

- W niektórych budynkach w centrum miasta ta różnica sięga nawet 30 proc.. Stawki wywoławcze w większości budynków w Centralnym Obszarze Biznesu kształtują się na poziomie 19-25 EUR/mkw. Poza centrum stawki są dużo niższe i wynoszą średnio 12-17 EUR/mkw.- - mówi Marcin Kania z CI.

 

money.pl

Mniejszy popyt na biurowce

W III kwartale popyt na powierzchnie biurowe w największych polskich miastach był zdecydowanie mniejszy niż przed rokiem.
Jak wynika z analizy Colliers International w Warszawie popyt był aż o 45 proc. mniejszuu niż w analogicznym okresie 2008 roku. - Jednak w porównaniu z I i II kwartałem tego roku, popyt wzrósł - podkreśla Paweł Skałba z Colliers International

Największą transakcją była transakcja typu owner-occupier - czyli przejęcie powierzchni na potrzeby właściciela - zawarta przez firmę Bosch. Dotyczyła powierzchni 8900 mkw. Była to jedyna transakcja powyżej 5000 mkw. To pokazuje skalę zmian na rynku. W III kwartale 2008 roku podpisano aż 10 umów najmu tak dużych powierzchni..

- Do użytku oddano tylko trzy nowe budynki biurowe o łącznej powierzchni 50 tys. 710 mkw, co zwiększyło całkowitą podaż powierzchni biurowych w Warszawie do 3 mln 206 tys. 670 mkw. - mówi Robert Karniewski z Colliers International.

Największym ukończonym projektem jest Park Postępu (34 000 mkw) dewelopera Echo Investment.

To już czwarty ukończony w tym roku obiekt biurowy o powierzchni powyżej 30 000 mkw - w poprzednich kwartałach oddano do użytku Lipowy Office Park, Horizon Plaza i Trinity Park III.

Łącznie od początku roku w Warszawie oddano do użytku prawie 225 000 mkw nowych biur.

W porównaniu z III kwartałem 2008 roku czynsze (zarówno wywoławcze jak i efektywne) są niższe średnio o 20 proc.

- W niektórych budynkach w centrum miasta ta różnica sięga nawet 30 proc.. Stawki wywoławcze w większości budynków w Centralnym Obszarze Biznesu kształtują się na poziomie 19-25 EUR/mkw. Poza centrum stawki są dużo niższe i wynoszą średnio 12-17 EUR/mkw.- - mówi Marcin Kania z CI.

 

money.pl

Eko domy powstają coraz szybciej i taniej

Rosnącą popularnością cieszą się domy ekologiczne budowane w technologii szkieletowej. Dziś blisko 30% domów tego typu powstaje właśnie w technologiach z użyciem prefabrykatów. O wyborze tej technologii decyduje najczęściej czas realizacji – około 3 miesiące i cena. Za dom o powierzchni 100 m. kw. zapłacimy niecałe 300 tys. złotych, to nawet o połowę mniej, niż za dom, w którym ekologia odgrywa kluczową rolę budowany w tradycyjny sposób.
Oszczędne już na etapie budowy

Trend na zdrowy styl życia dosięga rynek nieruchomości mieszkaniowych. Dziś w modzie jest posiadanie eko domu, czyli przyjaznego środowisku, zdrowiu mieszkańcom, a przede wszystkim kieszeni właściciela nieruchomości. Na tego typu inwestycje, które dzięki oszczędnościom energii zwracają się każdego roku , decydują się dziś w Polsce w dużej mierze młode małżeństwa, a także rodziny z dziećmi.

Do tej pory jednak budowa domu ekologicznego wiązała się ze sporym wydatkiem, niejednokrotnie sięgającym rzędu 400 000 zł, za dom o powierzchni 100 m2. Mimo to domy takie zyskują na popularności. Hitem ostatnich miesięcy, który pomógł modzie na ekologiczne domy,  jest wykorzystanie do ich budowy  technologii szkieletu stalowego. Ta alternatywna technologia pozwala, nie tylko na budowę domu ekologicznego w niecałe 3 miesiące, ale także na oszczędności już na etapie budowy.

- Klient, który decyduje się na dom, od samego początku chce wiedzieć ile będzie go kosztowała budowa. W przypadku tradycyjnej budowy te koszty mogą ulec znacznej zmianie w trakcie realizacji prac. Inaczej jest z domami budowanymi na szkielecie, mającymi przewidywalny proces budowy. W tym przypadku nawet koszty budowy domu ekologicznego, jesteśmy w stanie z góry określić i się ich trzymać – mówi Michał Bacia z firmy Pozytywnie Zbudowany z Gliwic, która buduje domy ekologiczne w technologii spółki AmTECH.

Technologia z USA ma przyszłość w PL

Sama technologia budowy domów ekologicznych na szkielecie, z użyciem prefabrykatów cieszy się w Polsce popularnością dopiero od kilku lat. Moda przywędrowała nad Wisłę z USA, gdzie od lat normą jest budowa domów o lekkich i ekologicznych konstrukcjach, wykonanych z materiałów w 100 proc. naturalnych.  Do tej pory  w Polsce technologia ta była z powodzeniem stosowana w budownictwie komercyjnym, komunalnym a także przy budowie domów jednorodzinnych. – Przez lata przywykliśmy do budowania domów z ciężkiej cegły, jednak konstrukcje stalowe, powoli przełamują te stare nawyki. Przekonujemy się do budownictwa szybkiego,  tańszego, jednocześnie w niczym nieodbiegającego pod względem jakości – mówi Bacia.

Jak podkreśla Michał Bacia przed technologią szkieletu stalowego w Polsce rysuje się świetlana przyszłość. Przede wszystkim ze względu na możliwości jakie daje budowanie ekologicznego domu w oparciu o stal.  - Po pierwsze zarówno ściany, jak i konstrukcja wykonywane są w 100% z materiałów ekologicznych. Domy są energooszczędne. Poza tym posiadają małą masę, co powoduje szybsze nagrzewanie się pomieszczeń, a zastosowanie nowoczesnych materiałów wykończeniowych i izolacyjnych pozwala na uzyskanie doskonałego współczynnika przenikania ciepła. Dodatkowo dom taki może spełniać nawet wymagania budynku pasywnego, co oznacza przynajmniej czterokrotnie niższe zużycie energii niż w budownictwie standardowym.  – Michał Bacia.

Nie tylko ekologia, ale także oszczędność czasu

Ale nie tylko ekologia przemawia za technologią szkieletową. Jak podkreślają specjaliści jej wielką zaletą jest czas budowy.  Dziś taki dom można mieć gotowy wciągu 3 miesięcy. - Jest to komfortowe rozwiązanie zwłaszcza dla młodych małżeństw i rodzin, które finansują zakup domu z kredytu. Im szybciej powstanie ich nowy dom, tym szybciej odpadną dodatkowe opłaty za wynajmowany na czas budowy lokal – mówi.

Jak wyjaśnia Bacia krótki czas realizacji tego typu inwestycji możliwy jest dzięki prefabrykacji elementów.  - Wszystkie elementy składające się na konstrukcje domu wykonywane są w zakładzie produkcyjnym, na podstawie dokładnych projektów. Na budowie pozostaje jedynie skręcenie wszystkich elementów składająca się na konstrukcję domu – mówi. To właśnie zastosowanie stali oraz precyzyjna obróbka wszystkich elementów budynków decydują o trwałości takich konstrukcji w polskich realiach klimatycznych.

AmTECH

gk

Eko domy powstają coraz szybciej i taniej

Rosnącą popularnością cieszą się domy ekologiczne budowane w technologii szkieletowej. Dziś blisko 30% domów tego typu powstaje właśnie w technologiach z użyciem prefabrykatów. O wyborze tej technologii decyduje najczęściej czas realizacji – około 3 miesiące i cena. Za dom o powierzchni 100 m. kw. zapłacimy niecałe 300 tys. złotych, to nawet o połowę mniej, niż za dom, w którym ekologia odgrywa kluczową rolę budowany w tradycyjny sposób.
Oszczędne już na etapie budowy

Trend na zdrowy styl życia dosięga rynek nieruchomości mieszkaniowych. Dziś w modzie jest posiadanie eko domu, czyli przyjaznego środowisku, zdrowiu mieszkańcom, a przede wszystkim kieszeni właściciela nieruchomości. Na tego typu inwestycje, które dzięki oszczędnościom energii zwracają się każdego roku , decydują się dziś w Polsce w dużej mierze młode małżeństwa, a także rodziny z dziećmi.

Do tej pory jednak budowa domu ekologicznego wiązała się ze sporym wydatkiem, niejednokrotnie sięgającym rzędu 400 000 zł, za dom o powierzchni 100 m2. Mimo to domy takie zyskują na popularności. Hitem ostatnich miesięcy, który pomógł modzie na ekologiczne domy,  jest wykorzystanie do ich budowy  technologii szkieletu stalowego. Ta alternatywna technologia pozwala, nie tylko na budowę domu ekologicznego w niecałe 3 miesiące, ale także na oszczędności już na etapie budowy.

- Klient, który decyduje się na dom, od samego początku chce wiedzieć ile będzie go kosztowała budowa. W przypadku tradycyjnej budowy te koszty mogą ulec znacznej zmianie w trakcie realizacji prac. Inaczej jest z domami budowanymi na szkielecie, mającymi przewidywalny proces budowy. W tym przypadku nawet koszty budowy domu ekologicznego, jesteśmy w stanie z góry określić i się ich trzymać – mówi Michał Bacia z firmy Pozytywnie Zbudowany z Gliwic, która buduje domy ekologiczne w technologii spółki AmTECH.

Technologia z USA ma przyszłość w PL

Sama technologia budowy domów ekologicznych na szkielecie, z użyciem prefabrykatów cieszy się w Polsce popularnością dopiero od kilku lat. Moda przywędrowała nad Wisłę z USA, gdzie od lat normą jest budowa domów o lekkich i ekologicznych konstrukcjach, wykonanych z materiałów w 100 proc. naturalnych.  Do tej pory  w Polsce technologia ta była z powodzeniem stosowana w budownictwie komercyjnym, komunalnym a także przy budowie domów jednorodzinnych. – Przez lata przywykliśmy do budowania domów z ciężkiej cegły, jednak konstrukcje stalowe, powoli przełamują te stare nawyki. Przekonujemy się do budownictwa szybkiego,  tańszego, jednocześnie w niczym nieodbiegającego pod względem jakości – mówi Bacia.

Jak podkreśla Michał Bacia przed technologią szkieletu stalowego w Polsce rysuje się świetlana przyszłość. Przede wszystkim ze względu na możliwości jakie daje budowanie ekologicznego domu w oparciu o stal.  - Po pierwsze zarówno ściany, jak i konstrukcja wykonywane są w 100% z materiałów ekologicznych. Domy są energooszczędne. Poza tym posiadają małą masę, co powoduje szybsze nagrzewanie się pomieszczeń, a zastosowanie nowoczesnych materiałów wykończeniowych i izolacyjnych pozwala na uzyskanie doskonałego współczynnika przenikania ciepła. Dodatkowo dom taki może spełniać nawet wymagania budynku pasywnego, co oznacza przynajmniej czterokrotnie niższe zużycie energii niż w budownictwie standardowym.  – Michał Bacia.

Nie tylko ekologia, ale także oszczędność czasu

Ale nie tylko ekologia przemawia za technologią szkieletową. Jak podkreślają specjaliści jej wielką zaletą jest czas budowy.  Dziś taki dom można mieć gotowy wciągu 3 miesięcy. - Jest to komfortowe rozwiązanie zwłaszcza dla młodych małżeństw i rodzin, które finansują zakup domu z kredytu. Im szybciej powstanie ich nowy dom, tym szybciej odpadną dodatkowe opłaty za wynajmowany na czas budowy lokal – mówi.

Jak wyjaśnia Bacia krótki czas realizacji tego typu inwestycji możliwy jest dzięki prefabrykacji elementów.  - Wszystkie elementy składające się na konstrukcje domu wykonywane są w zakładzie produkcyjnym, na podstawie dokładnych projektów. Na budowie pozostaje jedynie skręcenie wszystkich elementów składająca się na konstrukcję domu – mówi. To właśnie zastosowanie stali oraz precyzyjna obróbka wszystkich elementów budynków decydują o trwałości takich konstrukcji w polskich realiach klimatycznych.

AmTECH

gk

Podsumowanie sytuacji na rynku powierzchni biurowych w Polsce w III kwartale 2009 r.

Colliers International, firma doradcza na rynku nieruchomości komercyjnych, podsumowała sytuację na rynku powierzchni biurowych w Polsce na koniec III kwartału br.
Rynek warszawski

„Po stronie popytu aktywność na rynku warszawskim w III kwartale wyniosła 74 720 mkw. To o 45% mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.” – mówi Paweł Skałba, Partner w Dziale Powierzchni Biurowych Colliers International – „Jednak w porównaniu z I i II kwartałem tego roku, popyt wzrósł. Najwyższy poziom aktywności zanotowany został w strefie Południowej Zachodniej. W cieszącej się dotychczas największym zainteresowaniem najemców strefie Południowej Górnej popyt był o połowę mniejszy niż kwartał wcześniej.”

Największą transakcją była transakcja typu owner-occupier (czyli przejęcie powierzchni na potrzeby właściciela, 8900 mkw) zawarta przez firmę Bosch. Była to jedyna transakcja powyżej 5000 mkw. Dla porównania w III kwartale 2008 roku podpisano aż 10 umów najmu powierzchni powyżej tego metrażu.

„Jeśli chodzi o podaż, to do użytku oddano tylko 3 nowe budynki biurowe o łącznej powierzchni 50 710 mkw, co zwiększyło całkowitą podaż powierzchni biurowych w Warszawie do 3 206 670 mkw.” – mówi Robert Karniewski, Partner w Dziale Powierzchni Biurowych Colliers International „Największym ukończonym projektem jest Park Postępu (34 000 mkw, strefa Południowa Górna) dewelopera Echo Investment. To już czwarty w tym roku tak duży obiekt biurowy o powierzchni powyżej 30 000 mkw – w poprzednich kwartałach oddano do użytku Lipowy Office Park, Horizon Plaza i Trinity Park III. Łącznie od początku roku w Warszawie oddano do użytku prawie 225 000 mkw nowych biur”.

Największą umowę najmu podpisała firma PORR SA, która wynajęła 4080 mkw w powstającym niedaleko lotniska kompleksie Poleczki Business Park. Była to umowa typu pre-lease.

„Jeśli mówimy o stawkach czynszu, to w porównaniu z III kw. 2008 roku czynsze (zarówno wywoławcze jak i efektywne) są niższe średnio o 20%.”
– mówi Marcin Kania,  Partner w Dziale Powierzchni Biurowych Colliers International. „W niektórych budynkach w centrum miasta ta różnica sięga nawet 30%. Stawki wywoławcze w większości budynków w Centralnym Obszarze Biznesu kształtują się na poziomie 19-25 EUR/mkw. Poza centrum stawki są dużo niższe i wynoszą średnio 12-17 EUR/mkw.”

Rynki regionalne

W miastach regionalnych utrzymuje się niski poziom popytu. Zdecydowanie wzrósł natomiast poziom pustostanów, co jest wynikiem oddania do użytku wielu nowych projektów i braku transakcji. Możemy oczekiwać utrzymania się tego stanu rzeczy przez najbliższe miesiące.

W trzecim kwartale ukończono budowę ok. 73 300 mkw nowej powierzchni biurowej. Tym samym na koniec września 2009 całkowita podaż nowoczesnej powierzchni biurowej 8 największych rynków regionalnych wyniosła około 1 285 000 mkw.

Od początku roku utrzymuje się niski poziom popytu; w minionym kwartale podpisano niewiele nowych umów najmu, a większość z nich obejmowała nieduże powierzchnie. Jedną z największych transakcji zawarła firma Capgemini, decydując się na najem 3780 mkw w nowym budynku Atrium w Katowicach.

Od początku roku znacząco rośnie poziom pustostanów. We wszystkich miastach z wyjątkiem Trójmiasta, Lublina i Szczecina przekroczył on 10%. Najwyższy wskaźnik zanotowano w Łodzi (25%), Poznaniu (12,2%) i Krakowie (12,1%). Jest to wynik oddania do użytku nowych budynków biurowych, gdzie nadal duża część powierzchni pozostaje niewynajęta.

Stawki czynszu w większości miast regionalnych kształtują się na podobnym poziomie i średnio wynoszą 13-16 EUR/mkw, co znaczy, że są około 10% niższe niż w III kwartale 2008. W przypadku wielu budynków stawki są jeszcze niższe i wynoszą około 10-12 EUR/mkw. Najniższe stawki odnotowane zostały w Łodzi, Trójmieście i Katowicach.

Colliers International

Podsumowanie sytuacji na rynku powierzchni biurowych w Polsce w III kwartale 2009 r.

Colliers International, firma doradcza na rynku nieruchomości komercyjnych, podsumowała sytuację na rynku powierzchni biurowych w Polsce na koniec III kwartału br.
Rynek warszawski

„Po stronie popytu aktywność na rynku warszawskim w III kwartale wyniosła 74 720 mkw. To o 45% mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.” – mówi Paweł Skałba, Partner w Dziale Powierzchni Biurowych Colliers International – „Jednak w porównaniu z I i II kwartałem tego roku, popyt wzrósł. Najwyższy poziom aktywności zanotowany został w strefie Południowej Zachodniej. W cieszącej się dotychczas największym zainteresowaniem najemców strefie Południowej Górnej popyt był o połowę mniejszy niż kwartał wcześniej.”

Największą transakcją była transakcja typu owner-occupier (czyli przejęcie powierzchni na potrzeby właściciela, 8900 mkw) zawarta przez firmę Bosch. Była to jedyna transakcja powyżej 5000 mkw. Dla porównania w III kwartale 2008 roku podpisano aż 10 umów najmu powierzchni powyżej tego metrażu.

„Jeśli chodzi o podaż, to do użytku oddano tylko 3 nowe budynki biurowe o łącznej powierzchni 50 710 mkw, co zwiększyło całkowitą podaż powierzchni biurowych w Warszawie do 3 206 670 mkw.” – mówi Robert Karniewski, Partner w Dziale Powierzchni Biurowych Colliers International „Największym ukończonym projektem jest Park Postępu (34 000 mkw, strefa Południowa Górna) dewelopera Echo Investment. To już czwarty w tym roku tak duży obiekt biurowy o powierzchni powyżej 30 000 mkw – w poprzednich kwartałach oddano do użytku Lipowy Office Park, Horizon Plaza i Trinity Park III. Łącznie od początku roku w Warszawie oddano do użytku prawie 225 000 mkw nowych biur”.

Największą umowę najmu podpisała firma PORR SA, która wynajęła 4080 mkw w powstającym niedaleko lotniska kompleksie Poleczki Business Park. Była to umowa typu pre-lease.

„Jeśli mówimy o stawkach czynszu, to w porównaniu z III kw. 2008 roku czynsze (zarówno wywoławcze jak i efektywne) są niższe średnio o 20%.”
– mówi Marcin Kania,  Partner w Dziale Powierzchni Biurowych Colliers International. „W niektórych budynkach w centrum miasta ta różnica sięga nawet 30%. Stawki wywoławcze w większości budynków w Centralnym Obszarze Biznesu kształtują się na poziomie 19-25 EUR/mkw. Poza centrum stawki są dużo niższe i wynoszą średnio 12-17 EUR/mkw.”

Rynki regionalne

W miastach regionalnych utrzymuje się niski poziom popytu. Zdecydowanie wzrósł natomiast poziom pustostanów, co jest wynikiem oddania do użytku wielu nowych projektów i braku transakcji. Możemy oczekiwać utrzymania się tego stanu rzeczy przez najbliższe miesiące.

W trzecim kwartale ukończono budowę ok. 73 300 mkw nowej powierzchni biurowej. Tym samym na koniec września 2009 całkowita podaż nowoczesnej powierzchni biurowej 8 największych rynków regionalnych wyniosła około 1 285 000 mkw.

Od początku roku utrzymuje się niski poziom popytu; w minionym kwartale podpisano niewiele nowych umów najmu, a większość z nich obejmowała nieduże powierzchnie. Jedną z największych transakcji zawarła firma Capgemini, decydując się na najem 3780 mkw w nowym budynku Atrium w Katowicach.

Od początku roku znacząco rośnie poziom pustostanów. We wszystkich miastach z wyjątkiem Trójmiasta, Lublina i Szczecina przekroczył on 10%. Najwyższy wskaźnik zanotowano w Łodzi (25%), Poznaniu (12,2%) i Krakowie (12,1%). Jest to wynik oddania do użytku nowych budynków biurowych, gdzie nadal duża część powierzchni pozostaje niewynajęta.

Stawki czynszu w większości miast regionalnych kształtują się na podobnym poziomie i średnio wynoszą 13-16 EUR/mkw, co znaczy, że są około 10% niższe niż w III kwartale 2008. W przypadku wielu budynków stawki są jeszcze niższe i wynoszą około 10-12 EUR/mkw. Najniższe stawki odnotowane zostały w Łodzi, Trójmieście i Katowicach.

Colliers International

Secus Property SA podpisała umowę o zarządzanie strategiczne i operacyjne

Secus Property SA podpisała umowę na kompleksowe zarządzanie operacyjne i strategiczne inwestycyjnym projektem nieruchomościowym w Zagłębiu Dąbrowskim.
Na mocy umowy spółka kompleksowo obsłuży realizację inwestycji na nieruchomości należącej do inwestora – osoby fizycznej, właściciela nieruchomości. Spólka odpowiadać będzie m.in. za wybór koncepcji zagospodarowania nieruchomości, nadzór i koordynację prac związanych z realizacją projektu, dziaąania administracyjne związane z obsługą projektu, doradztwo w zakresie sposobu finansowania inwestycji oraz strategię sprzedaży. 

„Podpisanie tej umowy to odpowiedź na coraz większe zapotrzebowanie na profesjonalne usługi doradztwa w zakresie realizacji inwestycyji na rynku nieruchomości. Teraz kiedy sytuacja w branży się stabilizuje, nowe warunki rynkowe sprzyjają ciekawym projektom inwestycjnym.” - mówi Artur Wnuk, Prezes Secus Property SA.

Secus Property powstał w 2006 r. i prowadzi działalność inwestycyjną w branży nieruchomości. Atutem spółki jest inwestowanie w nieruchomości o strategicznym położeniu. Projekty inwestycyjne realizowane są w oparciu o bieżącą i dogłębną analizę rynku, co pozwala opracowywać oferty, które stwarzają możliwości realizacji znacznego zysku. Dotychczas spółka realizowała projekty na Śląsku, w Trójmieście i w Krakowie.

www.secusproperty.pl

Secus Property SA podpisała umowę o zarządzanie strategiczne i operacyjne

Secus Property SA podpisała umowę na kompleksowe zarządzanie operacyjne i strategiczne inwestycyjnym projektem nieruchomościowym w Zagłębiu Dąbrowskim.
Na mocy umowy spółka kompleksowo obsłuży realizację inwestycji na nieruchomości należącej do inwestora – osoby fizycznej, właściciela nieruchomości. Spólka odpowiadać będzie m.in. za wybór koncepcji zagospodarowania nieruchomości, nadzór i koordynację prac związanych z realizacją projektu, dziaąania administracyjne związane z obsługą projektu, doradztwo w zakresie sposobu finansowania inwestycji oraz strategię sprzedaży. 

„Podpisanie tej umowy to odpowiedź na coraz większe zapotrzebowanie na profesjonalne usługi doradztwa w zakresie realizacji inwestycyji na rynku nieruchomości. Teraz kiedy sytuacja w branży się stabilizuje, nowe warunki rynkowe sprzyjają ciekawym projektom inwestycjnym.” - mówi Artur Wnuk, Prezes Secus Property SA.

Secus Property powstał w 2006 r. i prowadzi działalność inwestycyjną w branży nieruchomości. Atutem spółki jest inwestowanie w nieruchomości o strategicznym położeniu. Projekty inwestycyjne realizowane są w oparciu o bieżącą i dogłębną analizę rynku, co pozwala opracowywać oferty, które stwarzają możliwości realizacji znacznego zysku. Dotychczas spółka realizowała projekty na Śląsku, w Trójmieście i w Krakowie.

www.secusproperty.pl

Nieruchomości: Deweloper zaangażowany

Deweloperzy realizując inwestycje mieszkaniowe poza granicami Poznania, pozwalają lokatorom odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Co ważne, coraz więcej firm nie kończy swojej działalności na oddaniu kluczy mieszkańcom, ale pomaga tworzyć więzi między sąsiadami, integruje mieszkańców, organizuje imprezy oraz oczywiście inwestuje w budowanie infrastruktury w otoczeniu.
Z dala od miejskiego gwaru, w spokojnej, kameralnej okolicy. W podpoznańskich gminach coraz częściej powstają kompleksowe osiedla, na kształt małych odrębnych miasteczek, w których nie brakuje rozbudowanej infrastruktury. Dynamiczny rozwój stref podmiejskich sprawia, że różnicuje się ich struktura funkcjonalna. Nie są one tylko „sypialniami” dużych miast, ale także toczy się w nich normalne, codzienne życie.

Obopólne korzyści
Gminy wiele zyskują na współpracy z deweloperami.

Poza tym, że automatycznie wraz ze zwiększającym się zaludnieniem, wzrasta zapotrzebowanie na lokalne szkoły, przedszkola i ośrodki handlowo-usługowe, to rozwija się w nich również życie kulturalne i rekreacyjne. Władze mogą liczyć na dodatkowe wpływy z podatków, nowe inwestycje oraz wzrost atrakcyjności regionu. Deweloperzy mają swój udział w modernizacji gmin, w poprawie standardu życia mieszkańców. Miejsca takie jak np. osiedle Leśne w Czapurach, osiedle Księżnej Dąbrówki w Gminie Dopiewo, osiedle Sosnowe w Kamionkach czy osiedle Kalinowe w Rokietnicy to często kompleksowe osiedla, z bogatą infrastrukturą. Deweloper w otoczeniu budynków mieszkalnych buduje place zabaw, tereny zielone, parki i boiska. Oświetlone drogi dojazdowe i chodniki sprawiają, że gminy nabierają nowego, współczesnego charakteru. - Warto zapewniać mieszkańcom przyjazne warunki życia, tak by chciało się w takim otoczeniu spędzać jak najwięcej czasu – mówi Agnieszka Węgrowska z Nickel Development. – Ponieważ im lepiej są wyposażone osiedla tym więcej ludzi przyciągają – dodaje. Deweloper współpracował z gminą przy okazji budowy nowego chodnika, na swój koszt wzbogaca i uzupełnia drzewostan w obrębie działki. Inwestor przygotowuje także budowę niewielkiej galerii handlowej. Podobnie w małej miejscowości Kamionki w gminie Kórnik, firma Skaland zadbała o poprawę tamtejszej infrastruktury. Deweloper przeznaczył z własnych środków ponad 60 tys. zł, by wspólnie z gminą utwardzić polną drogę dojazdową - ul. Mieczewską. Dzięki nowym inwestycjom deweloperskim modernizowane są podmiejskie miejscowości. Dotychczasowi mieszkańcy wiele zyskują, a coraz liczniej chcą się do tych miejsc sprowadzać nowi.

Deweloperzy chętnie uczestniczą także w życiu społecznym sponsorując różnego rodzaju lokalne wydarzenia czy działania charytatywne. Przykładem są niedawno zorganizowane przy współpracy z Wiejskim Stowarzyszeniem Integracyjnym Westin, na terenie lasów w Wiórku, pierwsze zawody na rowerach górskich MINI-MTB. Sponsorem wyścigu była firma Family House, inwestor osiedla Leśnego w gminie Mosina. – Oprócz zapewnienia przyszłym właścicielom naszych nieruchomości dogodnej infrastruktury, jesteśmy otwarci na wszelką współpracę z mieszkańcami gminy, w której realizujemy nasze inwestycje. Dlatego też od 3 lat dofinansowujemy Koło Emerytów i Rencistów – wyjaśnia Izabella Łukomska -Pyżalska, wiceprezes Family House. – Tak samo długo jesteśmy głównym sponsorem wiejskich dożynek. Postanowiliśmy również wspomóc organizację Wigilii dla osób najbiedniejszych z okolic Czapur, Wiórka i Daszewic – dodaje. Natomiast Firma Nickel Development uczestniczyła w Pożegnaniu Lata w Dopiewie – dużym festynie dla mieszkańców gminy.

Przez inwestycje budowlane poza miejską aglomeracją rośnie potencjał ludzki i powstają nowe pomysły na rozwój miejscowości. Firmy chętniej kupują ziemie pod swoje siedziby, bo łatwiej im znaleźć chętnych do pracy z okolic, a koszt zakupu terenu za miastem jest dużo niższy niż w Poznaniu. Korzyści są wymierne i obustronne. Zarówno samorządy gmin jak i deweloperzy zyskują na współpracy. Władze oferują dogodne warunki zakupu ziem, a mieszkańcy zyskują nowy wizerunek, nowe ośrodki edukacyjne, rekreacyjne i kulturowe, a także sieci handlowo-usługowe, tereny zielone, place zabaw i boiska.

Nickel Development

gk

Nieruchomości: Deweloper zaangażowany

Deweloperzy realizując inwestycje mieszkaniowe poza granicami Poznania, pozwalają lokatorom odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Co ważne, coraz więcej firm nie kończy swojej działalności na oddaniu kluczy mieszkańcom, ale pomaga tworzyć więzi między sąsiadami, integruje mieszkańców, organizuje imprezy oraz oczywiście inwestuje w budowanie infrastruktury w otoczeniu.
Z dala od miejskiego gwaru, w spokojnej, kameralnej okolicy. W podpoznańskich gminach coraz częściej powstają kompleksowe osiedla, na kształt małych odrębnych miasteczek, w których nie brakuje rozbudowanej infrastruktury. Dynamiczny rozwój stref podmiejskich sprawia, że różnicuje się ich struktura funkcjonalna. Nie są one tylko „sypialniami” dużych miast, ale także toczy się w nich normalne, codzienne życie.

Obopólne korzyści
Gminy wiele zyskują na współpracy z deweloperami.

Poza tym, że automatycznie wraz ze zwiększającym się zaludnieniem, wzrasta zapotrzebowanie na lokalne szkoły, przedszkola i ośrodki handlowo-usługowe, to rozwija się w nich również życie kulturalne i rekreacyjne. Władze mogą liczyć na dodatkowe wpływy z podatków, nowe inwestycje oraz wzrost atrakcyjności regionu. Deweloperzy mają swój udział w modernizacji gmin, w poprawie standardu życia mieszkańców. Miejsca takie jak np. osiedle Leśne w Czapurach, osiedle Księżnej Dąbrówki w Gminie Dopiewo, osiedle Sosnowe w Kamionkach czy osiedle Kalinowe w Rokietnicy to często kompleksowe osiedla, z bogatą infrastrukturą. Deweloper w otoczeniu budynków mieszkalnych buduje place zabaw, tereny zielone, parki i boiska. Oświetlone drogi dojazdowe i chodniki sprawiają, że gminy nabierają nowego, współczesnego charakteru. - Warto zapewniać mieszkańcom przyjazne warunki życia, tak by chciało się w takim otoczeniu spędzać jak najwięcej czasu – mówi Agnieszka Węgrowska z Nickel Development. – Ponieważ im lepiej są wyposażone osiedla tym więcej ludzi przyciągają – dodaje. Deweloper współpracował z gminą przy okazji budowy nowego chodnika, na swój koszt wzbogaca i uzupełnia drzewostan w obrębie działki. Inwestor przygotowuje także budowę niewielkiej galerii handlowej. Podobnie w małej miejscowości Kamionki w gminie Kórnik, firma Skaland zadbała o poprawę tamtejszej infrastruktury. Deweloper przeznaczył z własnych środków ponad 60 tys. zł, by wspólnie z gminą utwardzić polną drogę dojazdową - ul. Mieczewską. Dzięki nowym inwestycjom deweloperskim modernizowane są podmiejskie miejscowości. Dotychczasowi mieszkańcy wiele zyskują, a coraz liczniej chcą się do tych miejsc sprowadzać nowi.

Deweloperzy chętnie uczestniczą także w życiu społecznym sponsorując różnego rodzaju lokalne wydarzenia czy działania charytatywne. Przykładem są niedawno zorganizowane przy współpracy z Wiejskim Stowarzyszeniem Integracyjnym Westin, na terenie lasów w Wiórku, pierwsze zawody na rowerach górskich MINI-MTB. Sponsorem wyścigu była firma Family House, inwestor osiedla Leśnego w gminie Mosina. – Oprócz zapewnienia przyszłym właścicielom naszych nieruchomości dogodnej infrastruktury, jesteśmy otwarci na wszelką współpracę z mieszkańcami gminy, w której realizujemy nasze inwestycje. Dlatego też od 3 lat dofinansowujemy Koło Emerytów i Rencistów – wyjaśnia Izabella Łukomska -Pyżalska, wiceprezes Family House. – Tak samo długo jesteśmy głównym sponsorem wiejskich dożynek. Postanowiliśmy również wspomóc organizację Wigilii dla osób najbiedniejszych z okolic Czapur, Wiórka i Daszewic – dodaje. Natomiast Firma Nickel Development uczestniczyła w Pożegnaniu Lata w Dopiewie – dużym festynie dla mieszkańców gminy.

Przez inwestycje budowlane poza miejską aglomeracją rośnie potencjał ludzki i powstają nowe pomysły na rozwój miejscowości. Firmy chętniej kupują ziemie pod swoje siedziby, bo łatwiej im znaleźć chętnych do pracy z okolic, a koszt zakupu terenu za miastem jest dużo niższy niż w Poznaniu. Korzyści są wymierne i obustronne. Zarówno samorządy gmin jak i deweloperzy zyskują na współpracy. Władze oferują dogodne warunki zakupu ziem, a mieszkańcy zyskują nowy wizerunek, nowe ośrodki edukacyjne, rekreacyjne i kulturowe, a także sieci handlowo-usługowe, tereny zielone, place zabaw i boiska.

Nickel Development

gk

Sposób na uciążliwego sąsiada

Właściwie każdy z nas ma sąsiada i zdaje sobie sprawę, że prawidłowe stosunki sąsiedzkie dają gwarancję bezpieczeństwa, a dobry sąsiad często jest lepszą ochroną przed kradzieżą niż najlepsze systemy antywłamaniowe lub monitoring.
Niekiedy stosunki sąsiedzkie przeradzają się w trwałe i prawdziwe przyjaźnie. Jednak w dużych miastach częściej mamy do czynienia z sytuacją, w której sąsiadów poznajemy dopiero w momencie gdy zaleją nam oni sufit lub gdy ich pies, pozostawiony sam w mieszkaniu szczeka niemiłosiernie, utrudniając normalne, codzienne życie. W takich sytuacjach z reguły pomiędzy sąsiadami ogłaszany jest stan wojenny, który trwa latami i przypomina waśnie międzysąsiedzkie znane z kultowej trylogii komediowej autorstwa Sylwestra Chęcińskiego opowiadającej o losach rodzin Pawlaków i Kargulów.

Czy jest jakiś sposób, aby powstrzymać sąsiada od wieczornego słuchania muzyki, akurat w chwili, gdy zmęczeni po całym dniu pracy kładziemy się spać? Co zrobić, gdy w poszukiwaniu ciszy i spokoju wyprowadziliśmy się na ciche, uśpione peryferie miasta, do jednej z podmiejskich gmin, a upragnioną idyllę zakłóca sąsiad, który odkrył nagle nowe hobby i został hodowcą gołębi lub pszczół? Jak zgodnie z prawem wymusić na sąsiadach, aby zachowywali się w cywilizowany sposób? W odpowiedzi na powyższe pytania mogą pomóc obowiązujące przepisy prawa, w szczególności zaś tzw.

postanowienia prawa sąsiedzkiego zawarte w kodeksie cywilnym, a także przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz ustawy o własności lokali. Przepisy te tworzą zespół norm określających uprawnienia i obowiązki właściciela nieruchomości w stosunkach sąsiedzkich.

Podstawowym regulatorem stosunków sąsiedzkich są tzw. zasady współżycia społecznego, które odwołują się do powszechnie uznanych w społeczeństwie wartości i dopuszczalnych norm zachowań. Właściciel nieruchomości musi pamiętać, aby sposób użytkowania jego własności był zgodny z art. 140 kodeksu cywilnego, który pozwala na korzystanie z własności, w tym własności nieruchomości, w granicach określonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego, jednakże pod warunkiem, że uprawnienia te wykonywane są zgodnie z ich społeczno-gospodarczym przeznaczeniem. Wśród innych postanowień kodeksu cywilnego, regulujących stosunki pomiędzy właścicielami sąsiadujących nieruchomości, znajdziemy ponadto przepisy określające granice dopuszczalnych oddziaływań związanych z korzystaniem z nieruchomości sąsiednich, czyli takich działań i zachowań, których skutki są odczuwalne na gruncie sąsiada (art. 144-147 kc), przepisy przewidujące możliwość ustanowienia odpowiednich służebności w stosunkach sąsiedzkich (art. 145, 146, 151 kc), przepisy wyznaczające sposoby korzystania z przygranicznych pasów gruntów (art.148-150 kc), a także przepisy normujące problemy związane z granicami sąsiednich gruntów.

Innym źródłem prawa dotyczącym relacji pomiędzy sąsiadami są różnego rodzaju regulaminy porządkowe, uchwalane przez organy spółdzielni mieszkaniowych oraz wspólnot mieszkaniowych. Wprowadzają one określone reguły zachowań oraz zobowiązują do przestrzegania ustalonego porządku. Regulaminy porządku domowego wiążą wszystkich członków danej wspólnoty mieszkaniowej, a w spółdzielniach mieszkaniowych wszystkich członków spółdzielni oraz osoby nie będące członkami, a dysponujące spółdzielczym własnościowym prawem do lokalu lub innym tytułem, na podstawie którego są uprawnione do korzystania z lokalu. Redagując postanowienia tego typu dokumentu należy pamiętać, o wyroku Sądu Najwyższego, który w sprawie o sygn. akt II CSK 600/2008 stanął na stanowisku, że uchwalony przez wspólnotę mieszkaniową regulamin porządku domowego nie może ingerować w prawa właścicieli lokali. Sankcją za naruszenie regulaminu w skrajnych przypadkach może być nawet sprzedaż mieszkania, które jest własnością uciążliwego sąsiada. Zgodnie z art. 16 ustawy o własności lokali, jeżeli właściciel lokalu zalega długotrwale z zapłatą należnych od niego opłat lub wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko obowiązującemu porządkowi domowemu, albo przez swoje niewłaściwe zachowanie czyni korzystanie z innych lokali lub nieruchomości wspólnej uciążliwym, wspólnota mieszkaniowa może w trybie procesu żądać sprzedaży lokalu w drodze licytacji. Wystąpienie do sądu z powództwem przeciwko uciążliwemu sąsiadowi będzie uzasadnione w sytuacji, gdy ten np. prowadzi w mieszkaniu agencję towarzyską lub regularnie organizuje trudne do zniesienia dla pozostałych mieszkańców libacje alkoholowe. Należy jednak pamiętać, że roszczenie o nakazanie sprzedaży lokalu przysługuje jedynie wspólnocie mieszkaniowej, nie zaś zarządcy nieruchomości wspólnej. Wystąpienie przez zarząd wspólnoty mieszkaniowej z powództwem o nakazanie sprzedaży lokalu mieszkalnego stanowi czynność przekraczającą zakres zwykłego zarządu i dla swej skuteczności wymaga podjęcia przez wspólnotę odpowiedniej uchwały (tak m.in. Sąd Apelacyjny w Poznaniu w wyroku z 8 listopada 2001 roku w sprawie I ACa 841/2001). Zgodnie z utrwalonym stanowiskiem doktryny, potwierdzonym również orzecznictwem sądów, sankcja w postaci przymusowej sprzedaży lokalu powinna być stosowana w ostateczności, gdy perswazje i łagodniejsze środki prawne nie odnoszą skutku. Prawo własności jest jednym z fundamentów ustroju Rzeczpospolitej Polskiej, a jego ograniczenie poprzez możliwość zastosowania omawianej sankcji ma na celu wyeliminowanie ze wspólnoty mieszkaniowej osób, które swoim zachowaniem zagrażają interesom wspólnoty lub uprzykrzają życie pozostałym mieszkańcom powodując, iż wspólne zamieszkiwanie w ramach jednej wspólnoty mieszkaniowej staje się wyjątkowo uciążliwe. Przymusowa sprzedaż lokalu jest więc swego rodzaju karą jaką wspólnota mieszkaniowa wymierza wobec nielojalnego członka za zachowanie, które jest sprzeczne z dobrymi obyczajami oraz zasadami współżycia społecznego.

Podobne sankcje wobec osób, które nie są właścicielami nieruchomości, a korzystają z lokalu na podstawie innego tytułu prawnego np. umowy najmu przewiduje ustawa o ochronie lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego. Zgodnie z art. 13 ust. 1 tej ustawy, jeżeli lokator wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko porządkowi domowemu, czyniąc uciążliwym korzystanie z innych lokali w budynku, inny lokator lub właściciel innego lokalu w tym budynku może wytoczyć powództwo o rozwiązanie przez sąd stosunku prawnego uprawniającego do używania lokalu i nakazanie jego opróżnienia. Podstawą dla wytoczenia powództwa jest naganne zachowanie lokatora, które dodatkowo musi być rażące, czyli cechować się dużym nasileniem złej woli lub być szczególnie szkodliwe ze względu na charakter naruszeń, których dopuszcza się lokator. Ponadto zachowanie to musi być uporczywe, a więc częste i powtarzające się.

Natomiast jeżeli z trudnym sąsiedztwem mamy do czynienia w bloku spółdzielczym, istnieje możliwość skorzystania z instytucji przewidzianych w przepisach ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Zgodnie z art. 11 ust. 11 pkt 1 tej ustawy, spółdzielnia mieszkaniowa może podjąć uchwałę o wygaśnięciu spółdzielczego prawa do lokalu mieszkalnego jeżeli członek – pomimo pisemnego upomnienia – nadal używa lokalu niezgodnie z jego przeznaczeniem, zaniedbuje obowiązki, dopuszczając do powstania szkód, lub niszczy urządzenia przeznaczone do wspólnego korzystania przez mieszkańców albo wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko porządkowi domowemu, czyniąc uciążliwym korzystanie z innych lokali.

Powyższa ustawa przewiduje również inne sposoby dyscyplinowania sąsiada zakłócającego porządek domowy. Stosownie do jej art. 1710 , w określonych przypadkach zarząd spółdzielni na wniosek rady nadzorczej może wystąpić przeciwko osobie, która korzysta z lokalu na podstawie spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu do sądu z powództwem o sprzedaż mieszkania w drodze licytacji. Warunkiem skorzystania przez spółdzielnię z powyższego uprawnienia jest podjęcie stosownej uchwały przez radę nadzorczą, która będzie upoważniała lub obligowała zarząd do wystąpienia z pozwem przeciwko uprawnionym do lokalu.

Jeżeli odstraszają nas zbiurokratyzowane przepisy, przewlekła procedura oraz wysokie koszty postępowania sądowego w sprawach o przymusową licytację mieszkania, bądź eksmisji z nieruchomości, warto pamiętać, że zakłócanie spokoju sąsiadom jest również wykroczeniem. Zgodnie z art. 51 § 1 Kodeksu wykroczeń, kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Tego typu wykroczenie jest ścigane z urzędu, a policja ma obowiązek podjąć interwencję zawsze gdy stwierdzi nadmierny hałas zakłócający spokój.

Mając na uwadze konsekwencje wynikające z obowiązujących przepisów prawa, należy pamiętać, że często najłatwiejszą drogą prowadzącą do rozwiązania konfliktu jest rozmowa z sąsiadem i polubowne załatwienie sprawy. Wzajemne oskarżenia prowadzą do zaostrzenia sporu i wówczas jedynym sposobem zapobiegającym jego dalszej eskalacji jest wizyta u prawnika, a następnie rozstrzygnięcie sporu przed sądem.

Jakub Magdziarz
aplikant radcowski, zarządca nieruchomości




as

Sposób na uciążliwego sąsiada

Właściwie każdy z nas ma sąsiada i zdaje sobie sprawę, że prawidłowe stosunki sąsiedzkie dają gwarancję bezpieczeństwa, a dobry sąsiad często jest lepszą ochroną przed kradzieżą niż najlepsze systemy antywłamaniowe lub monitoring.
Niekiedy stosunki sąsiedzkie przeradzają się w trwałe i prawdziwe przyjaźnie. Jednak w dużych miastach częściej mamy do czynienia z sytuacją, w której sąsiadów poznajemy dopiero w momencie gdy zaleją nam oni sufit lub gdy ich pies, pozostawiony sam w mieszkaniu szczeka niemiłosiernie, utrudniając normalne, codzienne życie. W takich sytuacjach z reguły pomiędzy sąsiadami ogłaszany jest stan wojenny, który trwa latami i przypomina waśnie międzysąsiedzkie znane z kultowej trylogii komediowej autorstwa Sylwestra Chęcińskiego opowiadającej o losach rodzin Pawlaków i Kargulów.

Czy jest jakiś sposób, aby powstrzymać sąsiada od wieczornego słuchania muzyki, akurat w chwili, gdy zmęczeni po całym dniu pracy kładziemy się spać? Co zrobić, gdy w poszukiwaniu ciszy i spokoju wyprowadziliśmy się na ciche, uśpione peryferie miasta, do jednej z podmiejskich gmin, a upragnioną idyllę zakłóca sąsiad, który odkrył nagle nowe hobby i został hodowcą gołębi lub pszczół? Jak zgodnie z prawem wymusić na sąsiadach, aby zachowywali się w cywilizowany sposób? W odpowiedzi na powyższe pytania mogą pomóc obowiązujące przepisy prawa, w szczególności zaś tzw.

postanowienia prawa sąsiedzkiego zawarte w kodeksie cywilnym, a także przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz ustawy o własności lokali. Przepisy te tworzą zespół norm określających uprawnienia i obowiązki właściciela nieruchomości w stosunkach sąsiedzkich.

Podstawowym regulatorem stosunków sąsiedzkich są tzw. zasady współżycia społecznego, które odwołują się do powszechnie uznanych w społeczeństwie wartości i dopuszczalnych norm zachowań. Właściciel nieruchomości musi pamiętać, aby sposób użytkowania jego własności był zgodny z art. 140 kodeksu cywilnego, który pozwala na korzystanie z własności, w tym własności nieruchomości, w granicach określonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego, jednakże pod warunkiem, że uprawnienia te wykonywane są zgodnie z ich społeczno-gospodarczym przeznaczeniem. Wśród innych postanowień kodeksu cywilnego, regulujących stosunki pomiędzy właścicielami sąsiadujących nieruchomości, znajdziemy ponadto przepisy określające granice dopuszczalnych oddziaływań związanych z korzystaniem z nieruchomości sąsiednich, czyli takich działań i zachowań, których skutki są odczuwalne na gruncie sąsiada (art. 144-147 kc), przepisy przewidujące możliwość ustanowienia odpowiednich służebności w stosunkach sąsiedzkich (art. 145, 146, 151 kc), przepisy wyznaczające sposoby korzystania z przygranicznych pasów gruntów (art.148-150 kc), a także przepisy normujące problemy związane z granicami sąsiednich gruntów.

Innym źródłem prawa dotyczącym relacji pomiędzy sąsiadami są różnego rodzaju regulaminy porządkowe, uchwalane przez organy spółdzielni mieszkaniowych oraz wspólnot mieszkaniowych. Wprowadzają one określone reguły zachowań oraz zobowiązują do przestrzegania ustalonego porządku. Regulaminy porządku domowego wiążą wszystkich członków danej wspólnoty mieszkaniowej, a w spółdzielniach mieszkaniowych wszystkich członków spółdzielni oraz osoby nie będące członkami, a dysponujące spółdzielczym własnościowym prawem do lokalu lub innym tytułem, na podstawie którego są uprawnione do korzystania z lokalu. Redagując postanowienia tego typu dokumentu należy pamiętać, o wyroku Sądu Najwyższego, który w sprawie o sygn. akt II CSK 600/2008 stanął na stanowisku, że uchwalony przez wspólnotę mieszkaniową regulamin porządku domowego nie może ingerować w prawa właścicieli lokali. Sankcją za naruszenie regulaminu w skrajnych przypadkach może być nawet sprzedaż mieszkania, które jest własnością uciążliwego sąsiada. Zgodnie z art. 16 ustawy o własności lokali, jeżeli właściciel lokalu zalega długotrwale z zapłatą należnych od niego opłat lub wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko obowiązującemu porządkowi domowemu, albo przez swoje niewłaściwe zachowanie czyni korzystanie z innych lokali lub nieruchomości wspólnej uciążliwym, wspólnota mieszkaniowa może w trybie procesu żądać sprzedaży lokalu w drodze licytacji. Wystąpienie do sądu z powództwem przeciwko uciążliwemu sąsiadowi będzie uzasadnione w sytuacji, gdy ten np. prowadzi w mieszkaniu agencję towarzyską lub regularnie organizuje trudne do zniesienia dla pozostałych mieszkańców libacje alkoholowe. Należy jednak pamiętać, że roszczenie o nakazanie sprzedaży lokalu przysługuje jedynie wspólnocie mieszkaniowej, nie zaś zarządcy nieruchomości wspólnej. Wystąpienie przez zarząd wspólnoty mieszkaniowej z powództwem o nakazanie sprzedaży lokalu mieszkalnego stanowi czynność przekraczającą zakres zwykłego zarządu i dla swej skuteczności wymaga podjęcia przez wspólnotę odpowiedniej uchwały (tak m.in. Sąd Apelacyjny w Poznaniu w wyroku z 8 listopada 2001 roku w sprawie I ACa 841/2001). Zgodnie z utrwalonym stanowiskiem doktryny, potwierdzonym również orzecznictwem sądów, sankcja w postaci przymusowej sprzedaży lokalu powinna być stosowana w ostateczności, gdy perswazje i łagodniejsze środki prawne nie odnoszą skutku. Prawo własności jest jednym z fundamentów ustroju Rzeczpospolitej Polskiej, a jego ograniczenie poprzez możliwość zastosowania omawianej sankcji ma na celu wyeliminowanie ze wspólnoty mieszkaniowej osób, które swoim zachowaniem zagrażają interesom wspólnoty lub uprzykrzają życie pozostałym mieszkańcom powodując, iż wspólne zamieszkiwanie w ramach jednej wspólnoty mieszkaniowej staje się wyjątkowo uciążliwe. Przymusowa sprzedaż lokalu jest więc swego rodzaju karą jaką wspólnota mieszkaniowa wymierza wobec nielojalnego członka za zachowanie, które jest sprzeczne z dobrymi obyczajami oraz zasadami współżycia społecznego.

Podobne sankcje wobec osób, które nie są właścicielami nieruchomości, a korzystają z lokalu na podstawie innego tytułu prawnego np. umowy najmu przewiduje ustawa o ochronie lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego. Zgodnie z art. 13 ust. 1 tej ustawy, jeżeli lokator wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko porządkowi domowemu, czyniąc uciążliwym korzystanie z innych lokali w budynku, inny lokator lub właściciel innego lokalu w tym budynku może wytoczyć powództwo o rozwiązanie przez sąd stosunku prawnego uprawniającego do używania lokalu i nakazanie jego opróżnienia. Podstawą dla wytoczenia powództwa jest naganne zachowanie lokatora, które dodatkowo musi być rażące, czyli cechować się dużym nasileniem złej woli lub być szczególnie szkodliwe ze względu na charakter naruszeń, których dopuszcza się lokator. Ponadto zachowanie to musi być uporczywe, a więc częste i powtarzające się.

Natomiast jeżeli z trudnym sąsiedztwem mamy do czynienia w bloku spółdzielczym, istnieje możliwość skorzystania z instytucji przewidzianych w przepisach ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Zgodnie z art. 11 ust. 11 pkt 1 tej ustawy, spółdzielnia mieszkaniowa może podjąć uchwałę o wygaśnięciu spółdzielczego prawa do lokalu mieszkalnego jeżeli członek – pomimo pisemnego upomnienia – nadal używa lokalu niezgodnie z jego przeznaczeniem, zaniedbuje obowiązki, dopuszczając do powstania szkód, lub niszczy urządzenia przeznaczone do wspólnego korzystania przez mieszkańców albo wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko porządkowi domowemu, czyniąc uciążliwym korzystanie z innych lokali.

Powyższa ustawa przewiduje również inne sposoby dyscyplinowania sąsiada zakłócającego porządek domowy. Stosownie do jej art. 1710 , w określonych przypadkach zarząd spółdzielni na wniosek rady nadzorczej może wystąpić przeciwko osobie, która korzysta z lokalu na podstawie spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu do sądu z powództwem o sprzedaż mieszkania w drodze licytacji. Warunkiem skorzystania przez spółdzielnię z powyższego uprawnienia jest podjęcie stosownej uchwały przez radę nadzorczą, która będzie upoważniała lub obligowała zarząd do wystąpienia z pozwem przeciwko uprawnionym do lokalu.

Jeżeli odstraszają nas zbiurokratyzowane przepisy, przewlekła procedura oraz wysokie koszty postępowania sądowego w sprawach o przymusową licytację mieszkania, bądź eksmisji z nieruchomości, warto pamiętać, że zakłócanie spokoju sąsiadom jest również wykroczeniem. Zgodnie z art. 51 § 1 Kodeksu wykroczeń, kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Tego typu wykroczenie jest ścigane z urzędu, a policja ma obowiązek podjąć interwencję zawsze gdy stwierdzi nadmierny hałas zakłócający spokój.

Mając na uwadze konsekwencje wynikające z obowiązujących przepisów prawa, należy pamiętać, że często najłatwiejszą drogą prowadzącą do rozwiązania konfliktu jest rozmowa z sąsiadem i polubowne załatwienie sprawy. Wzajemne oskarżenia prowadzą do zaostrzenia sporu i wówczas jedynym sposobem zapobiegającym jego dalszej eskalacji jest wizyta u prawnika, a następnie rozstrzygnięcie sporu przed sądem.

Jakub Magdziarz
aplikant radcowski, zarządca nieruchomości




as

Większe mieszkanie za średnią pensję

O prawie 10 proc. wzrosła powierzchnia mieszkania, które za krajową średnią może w Łodzi i Warszawie kupić singiel zarabiający średnią krajową. Jego sytuacja w tych miastach jest jednak diametralnie różna, bo w stolicy oznacza możliwość kupna lokalu o powierzchni 19,8 mkw, o 42 proc. mniejszego niż w Łodzi.
Średnia pensja w sektorze przedsiębiorstw wyniosła we wrześniu 3283,18 zł brutto, co oznacza roczny wzrost o 3,3 procent. To niewiele mniej niż inflacja (3,4), lecz zainteresowani kupnem nieruchomości mogą być zadowoleni - spadki cen mieszkań w całym kraju rekompensują skromny wzrost pensji i w zdecydowanej większości lokalizacji za średnią krajową można kupić mieszkanie większe niż miesiąc temu.

Wyjątkiem od tej zasady jest Poznań, gdzie średnia krajowa wystarczy singlowi na 28,7-metrowe mieszkanie (o 4,7 proc. mniejsze niż w sierpniu), a rodzinie zarabiającej dwukrotność tej kwoty na nieruchomość o powierzchni 57,6 mkw (o 9,1 proc. mniej niż w sierpniu).
 

Najwięcej powodów do zadowolenia mają łodzianie, gdzie mediana wrześniowych cen mieszkań (wyliczana z transakcji przeprowadzonych za pośrednictwem biur Home Broker i Open Finance) wyniosła 4499 zł, co singlowi pozwala na zakup 34, a rodzinie 69 metrów kwadratowych mieszkania. Z analizowanych przez Open Finance miast (pod uwagę wzięliśmy sześć największych) to właśnie tam średnio zarabiający Polak kupi najwięcej.

Na drugim biegunie jest tradycyjnie Warszawa. Wspomniany wzrost powierzchni mieszkania dla singla o 10 proc. robi wrażenie, lecz nadal jest to mniej niż 20 mkw. Poprawia się także sytuacja rodziny zarabiającej dwie średnie krajowe - we wrześniu było ją stać na prawie 40-metrowe lokum.

Na poprawiającą się dostępność mieszkań oprócz spadających cen nieruchomości wpływa coraz większa zdolność kredytowa stymulowana przez rosnące pensje. Obecnie mediana analizowanych przez Open Finance ofert bankowych wynosi 310 tys. zł, o 11 tys. więcej niż miesiąc temu. W przypadku singla zdolność kredytowa wzrosła o 12,5 tys. zł, prawie 9 procent.

Marcin Krasoń, Open Finance

Większe mieszkanie za średnią pensję

O prawie 10 proc. wzrosła powierzchnia mieszkania, które za krajową średnią może w Łodzi i Warszawie kupić singiel zarabiający średnią krajową. Jego sytuacja w tych miastach jest jednak diametralnie różna, bo w stolicy oznacza możliwość kupna lokalu o powierzchni 19,8 mkw, o 42 proc. mniejszego niż w Łodzi.
Średnia pensja w sektorze przedsiębiorstw wyniosła we wrześniu 3283,18 zł brutto, co oznacza roczny wzrost o 3,3 procent. To niewiele mniej niż inflacja (3,4), lecz zainteresowani kupnem nieruchomości mogą być zadowoleni - spadki cen mieszkań w całym kraju rekompensują skromny wzrost pensji i w zdecydowanej większości lokalizacji za średnią krajową można kupić mieszkanie większe niż miesiąc temu.

Wyjątkiem od tej zasady jest Poznań, gdzie średnia krajowa wystarczy singlowi na 28,7-metrowe mieszkanie (o 4,7 proc. mniejsze niż w sierpniu), a rodzinie zarabiającej dwukrotność tej kwoty na nieruchomość o powierzchni 57,6 mkw (o 9,1 proc. mniej niż w sierpniu).
 

Najwięcej powodów do zadowolenia mają łodzianie, gdzie mediana wrześniowych cen mieszkań (wyliczana z transakcji przeprowadzonych za pośrednictwem biur Home Broker i Open Finance) wyniosła 4499 zł, co singlowi pozwala na zakup 34, a rodzinie 69 metrów kwadratowych mieszkania. Z analizowanych przez Open Finance miast (pod uwagę wzięliśmy sześć największych) to właśnie tam średnio zarabiający Polak kupi najwięcej.

Na drugim biegunie jest tradycyjnie Warszawa. Wspomniany wzrost powierzchni mieszkania dla singla o 10 proc. robi wrażenie, lecz nadal jest to mniej niż 20 mkw. Poprawia się także sytuacja rodziny zarabiającej dwie średnie krajowe - we wrześniu było ją stać na prawie 40-metrowe lokum.

Na poprawiającą się dostępność mieszkań oprócz spadających cen nieruchomości wpływa coraz większa zdolność kredytowa stymulowana przez rosnące pensje. Obecnie mediana analizowanych przez Open Finance ofert bankowych wynosi 310 tys. zł, o 11 tys. więcej niż miesiąc temu. W przypadku singla zdolność kredytowa wzrosła o 12,5 tys. zł, prawie 9 procent.

Marcin Krasoń, Open Finance

Warto się spieszyć, by wykupić mieszkanie za złotówkę

Jeszcze tylko przez dwa miesiące osoby, które mają mieszkania lokatorskie mogą wykupić je od spółdzielni za symboliczną złotówkę. Jeżeli zrobią to po 1 stycznia, będą musieli zapłacić normalną cenę rynkową, pomniejszoną jedynie o koszty zużycia lokalu.
Od nowego roku przestaje obowiązywać ustawa z 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych, która umożliwiała wykup mieszkań lokatorskich za złotówkę, a właściwie za cenę, po jakiej nabyła lokal spółdzielnia.

Ustawa została zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny. W wyroku z 17 grudnia 2008 r. orzekł on, że przepisy pozwalające uzyskać części lokatorów mieszkania za cenę nieodpowiadającą ich wartości rynkowej, łamią zasadę równości wobec prawa.

W przeszłości bowiem trzeba było kupować mieszkania po cenie rynkowej. Po takiej cenie muszą je nabywać także wszyscy ci, którzy nie mają mieszkań lokatorskich. Trybunał wskazał jako ostateczną granicę obowiązywania preferencyjnych przepisów datę 31 grudnia 2009 r.

Wniosek w sprawie wykupu mieszkania trzeba złożyć jak najszybciej, szczególnie, że przepisy nie przewidują żadnego terminu, w którym spółdzielnia musi mieć czas na jego rozpatrzenie. Może to zrobić w dowolnym czasie. Jeśli nie zdąży rozpatrzeć wniosku do 31 grudnia, to lokator nie nabędzie mieszkania za złotówkę.

Przed złożeniem wniosku trzeba uzupełnić wkład budowlany i uiścić wszystkie bieżące opłaty na rzecz spółdzielni, takie jak: czynsz, opłaty za wodę, wywóz śmieci, składki na fundusz remontowy.

Po złożeniu wniosku spółdzielnia może zażądać od lokatora dodatkowych opłat, np. zwrotu kosztów remontu klatki schodowej, dachu, balkonów, docieplenia budynku czy upiększenia terenu wokół bloku.

Marcin Piotrowski z Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości podkreśla że wielu lokatorów nie może wykupić mieszkań za złotówkę, ponieważ spółdzielnie twierdzą, że nie są właścicielami gruntu, a jedynie mają go w użytkowaniu przez 99 lat.

- Lokatorzy powinni się jednak bronić przed taką odmową, ponieważ przepisy nie zabraniają wykupu mieszkań znajdujących się na gruncie użytkowanym wieczyście. Gdyby jednak spółdzielnia nie uznała argumentów prawnych i mimo wszystko nie chciała sprzedać mieszkania za złotówkę, lokator może poskarżyć się do sądu cywilnego - dodał.

- Nie można mieć jednak żadnej pewności, że sąd wyda wyrok pozytywny dla klienta, choćby dlatego, że przecież Trybunał zakwestionował przepisy, które dawały możliwość wykupu mieszkań za złotówkę - powiedział Piotrowski.

Wykup za złotówkę także po Nowym Roku

Nie wszyscy posiadacze mieszkań lokatorskich muszą się jednak spieszyć z ich wykupem. Zgodnie z wyrokiem TK z 17 grudnia 2008 r., zmiana prawa nie dotyczy osób, którym po 1961 r. odebrano własność i przekształcono ich mieszkania w lokatorskie.

Będą oni mogli kupić mieszkania za złotówkę także po 1 stycznia 2010 r. Nie będzie miało przy tym znaczenia, czy o wykup wystąpią osobiście ci, którym własność odebrano, czy ich spadkobiercy, np. dzieci albo wnuki.

Druga grupa, która będzie nadal korzystała z przywileju wykupu mieszkań za złotówkę, to posiadacze przejętych przez spółdzielnie mieszkań zakładowych.

Jeżeli ktoś nie wykupi mieszkania lokatorskiego, to - zgodnie z prawem cywilnym - nie będzie mógł go w przyszłości sprzedać, przekazać w spadku, darować, przedstawić jako zabezpieczenie kredytu bankowego.

Piotrowski podkreśla, że stosunki własnościowe w spółdzielniach powinny jednak zostać uporządkowane, szczególnie, że powstaje coraz więcej wspólnot mieszkaniowych, w których wszystkie mieszkania muszą być własnościowe.

PAP

Warto się spieszyć, by wykupić mieszkanie za złotówkę

Jeszcze tylko przez dwa miesiące osoby, które mają mieszkania lokatorskie mogą wykupić je od spółdzielni za symboliczną złotówkę. Jeżeli zrobią to po 1 stycznia, będą musieli zapłacić normalną cenę rynkową, pomniejszoną jedynie o koszty zużycia lokalu.
Od nowego roku przestaje obowiązywać ustawa z 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych, która umożliwiała wykup mieszkań lokatorskich za złotówkę, a właściwie za cenę, po jakiej nabyła lokal spółdzielnia.

Ustawa została zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny. W wyroku z 17 grudnia 2008 r. orzekł on, że przepisy pozwalające uzyskać części lokatorów mieszkania za cenę nieodpowiadającą ich wartości rynkowej, łamią zasadę równości wobec prawa.

W przeszłości bowiem trzeba było kupować mieszkania po cenie rynkowej. Po takiej cenie muszą je nabywać także wszyscy ci, którzy nie mają mieszkań lokatorskich. Trybunał wskazał jako ostateczną granicę obowiązywania preferencyjnych przepisów datę 31 grudnia 2009 r.

Wniosek w sprawie wykupu mieszkania trzeba złożyć jak najszybciej, szczególnie, że przepisy nie przewidują żadnego terminu, w którym spółdzielnia musi mieć czas na jego rozpatrzenie. Może to zrobić w dowolnym czasie. Jeśli nie zdąży rozpatrzeć wniosku do 31 grudnia, to lokator nie nabędzie mieszkania za złotówkę.

Przed złożeniem wniosku trzeba uzupełnić wkład budowlany i uiścić wszystkie bieżące opłaty na rzecz spółdzielni, takie jak: czynsz, opłaty za wodę, wywóz śmieci, składki na fundusz remontowy.

Po złożeniu wniosku spółdzielnia może zażądać od lokatora dodatkowych opłat, np. zwrotu kosztów remontu klatki schodowej, dachu, balkonów, docieplenia budynku czy upiększenia terenu wokół bloku.

Marcin Piotrowski z Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości podkreśla że wielu lokatorów nie może wykupić mieszkań za złotówkę, ponieważ spółdzielnie twierdzą, że nie są właścicielami gruntu, a jedynie mają go w użytkowaniu przez 99 lat.

- Lokatorzy powinni się jednak bronić przed taką odmową, ponieważ przepisy nie zabraniają wykupu mieszkań znajdujących się na gruncie użytkowanym wieczyście. Gdyby jednak spółdzielnia nie uznała argumentów prawnych i mimo wszystko nie chciała sprzedać mieszkania za złotówkę, lokator może poskarżyć się do sądu cywilnego - dodał.

- Nie można mieć jednak żadnej pewności, że sąd wyda wyrok pozytywny dla klienta, choćby dlatego, że przecież Trybunał zakwestionował przepisy, które dawały możliwość wykupu mieszkań za złotówkę - powiedział Piotrowski.

Wykup za złotówkę także po Nowym Roku

Nie wszyscy posiadacze mieszkań lokatorskich muszą się jednak spieszyć z ich wykupem. Zgodnie z wyrokiem TK z 17 grudnia 2008 r., zmiana prawa nie dotyczy osób, którym po 1961 r. odebrano własność i przekształcono ich mieszkania w lokatorskie.

Będą oni mogli kupić mieszkania za złotówkę także po 1 stycznia 2010 r. Nie będzie miało przy tym znaczenia, czy o wykup wystąpią osobiście ci, którym własność odebrano, czy ich spadkobiercy, np. dzieci albo wnuki.

Druga grupa, która będzie nadal korzystała z przywileju wykupu mieszkań za złotówkę, to posiadacze przejętych przez spółdzielnie mieszkań zakładowych.

Jeżeli ktoś nie wykupi mieszkania lokatorskiego, to - zgodnie z prawem cywilnym - nie będzie mógł go w przyszłości sprzedać, przekazać w spadku, darować, przedstawić jako zabezpieczenie kredytu bankowego.

Piotrowski podkreśla, że stosunki własnościowe w spółdzielniach powinny jednak zostać uporządkowane, szczególnie, że powstaje coraz więcej wspólnot mieszkaniowych, w których wszystkie mieszkania muszą być własnościowe.

PAP

Ziemia rolna coraz droższa

- Ponad 16,3 tys. zł za 1 hektar wyniosła średnia cena gruntów rolnych w trzecim kwartale tego roku. Ziemia była droższa o prawie 5 proc. w stosunku do poprzedniego kwartału i o 33 proc. droższa niż przed rokiem - poinformowała PAP w środę rzecznik Agencji Nieruchomości Rolnych Grażyna Kapelko.
Jak zauważyła Kapelko, mimo trudnej sytuacji w rolnictwie, ceny ziemi w Polsce nadal rosną. Od czerwca do końca września ziemia rolna z państwowych zasobów zdrożała o średnio o 747 zł. Podkreśliła, że "systematyczny wzrost cen gruntów rolnych powoduje, że ich poziom w Polsce zbliża się do cen w krajach Unii Europejskiej, a zwłaszcza Niemiec i Francji".

Najwyższe ceny uzyskano w województwach: kujawsko-pomorskim (ok. 32 tys. zł/ha), śląskim (21,5 tys. zł/ha), wielkopolskim (20,5 tys. ha), małopolskim (ok. 20 tys./ha). W tych województwach jest duże zapotrzebowanie na ziemię, zaś oferta Agencji - niewielka - wyjaśniła rzecznik.

Najtaniej można było kupić grunty w województwach: lubelskim (ok. 9,5 tys. zł), podkarpackim (9,9 tys./ha) oraz lubuskim (ok. 10 tys./ha).

Tak jak w poprzednich okresach, najwięcej kosztowały małe działki do 1 ha, średnio trzeba było za nie zapłacić ponad 19 tys. zł za 1 ha. Wysokie ceny Agencja uzyskiwała także za sprzedaż nieruchomości powyżej 100 ha (18 tys. zł za 1 ha).

Nie wiadomo, czy w tym roku Agencji uda się wykonać plan sprzedaży ziemi. Jak zaznaczyła Kapelko, Agencja zaplanowała na ten rok sprzedaż 104 tys. ha. Dotychczas rolnicy kupili tylko ponad 55 tys. ha gruntów, najwięcej w woj. olsztyńskim, pomorskim i zachodniopomorskim.

W 2008 r. Agencja nie wykonała planu sprzedaży. Do rolników trafiło tylko 78 tys. ha z planowanych 113 tys. ha. Kapelko dodała, że o tym, w jakim stopniu Agencja wykona plan, zdecyduje czwarty kwartał, bowiem najwięcej nieruchomości rolnicy kupują pod koniec roku.

O tym, że zainteresowanie zakupem ziemi przez rolników jest umiarkowane, świadczy liczba nierozstrzygniętych przetargów. W 2008 r. tylko 30 proc. organizowanych przez Agencję przetargów na sprzedaż ziemi zostało rozstrzygnięte, a w pierwszym półroczu 2009 r. - tylko 21 proc. Oznacza to, że tylko co piąta wystawiona na sprzedaż nieruchomość znalazła nabywcę. W sumie do końca września 2009 r. Agencja przeprowadziła 52 tys. przetargów, tj. o 12 tys. przetargów więcej niż w analogicznym okresie 2008 r.

Według danych na koniec I półrocza tego roku, w agencyjnym zasobie jest 2,3 mln ha gruntów, ale do sprzedaży Agencja ma jedynie 312 tys. ha gruntów. Najwięcej ziemi znajduje się w województwach: warmińsko-mazurskim, dolnośląskim i zachodniopomorskim.

INTERIA.PL/PAP

Ziemia rolna coraz droższa

- Ponad 16,3 tys. zł za 1 hektar wyniosła średnia cena gruntów rolnych w trzecim kwartale tego roku. Ziemia była droższa o prawie 5 proc. w stosunku do poprzedniego kwartału i o 33 proc. droższa niż przed rokiem - poinformowała PAP w środę rzecznik Agencji Nieruchomości Rolnych Grażyna Kapelko.
Jak zauważyła Kapelko, mimo trudnej sytuacji w rolnictwie, ceny ziemi w Polsce nadal rosną. Od czerwca do końca września ziemia rolna z państwowych zasobów zdrożała o średnio o 747 zł. Podkreśliła, że "systematyczny wzrost cen gruntów rolnych powoduje, że ich poziom w Polsce zbliża się do cen w krajach Unii Europejskiej, a zwłaszcza Niemiec i Francji".

Najwyższe ceny uzyskano w województwach: kujawsko-pomorskim (ok. 32 tys. zł/ha), śląskim (21,5 tys. zł/ha), wielkopolskim (20,5 tys. ha), małopolskim (ok. 20 tys./ha). W tych województwach jest duże zapotrzebowanie na ziemię, zaś oferta Agencji - niewielka - wyjaśniła rzecznik.

Najtaniej można było kupić grunty w województwach: lubelskim (ok. 9,5 tys. zł), podkarpackim (9,9 tys./ha) oraz lubuskim (ok. 10 tys./ha).

Tak jak w poprzednich okresach, najwięcej kosztowały małe działki do 1 ha, średnio trzeba było za nie zapłacić ponad 19 tys. zł za 1 ha. Wysokie ceny Agencja uzyskiwała także za sprzedaż nieruchomości powyżej 100 ha (18 tys. zł za 1 ha).

Nie wiadomo, czy w tym roku Agencji uda się wykonać plan sprzedaży ziemi. Jak zaznaczyła Kapelko, Agencja zaplanowała na ten rok sprzedaż 104 tys. ha. Dotychczas rolnicy kupili tylko ponad 55 tys. ha gruntów, najwięcej w woj. olsztyńskim, pomorskim i zachodniopomorskim.

W 2008 r. Agencja nie wykonała planu sprzedaży. Do rolników trafiło tylko 78 tys. ha z planowanych 113 tys. ha. Kapelko dodała, że o tym, w jakim stopniu Agencja wykona plan, zdecyduje czwarty kwartał, bowiem najwięcej nieruchomości rolnicy kupują pod koniec roku.

O tym, że zainteresowanie zakupem ziemi przez rolników jest umiarkowane, świadczy liczba nierozstrzygniętych przetargów. W 2008 r. tylko 30 proc. organizowanych przez Agencję przetargów na sprzedaż ziemi zostało rozstrzygnięte, a w pierwszym półroczu 2009 r. - tylko 21 proc. Oznacza to, że tylko co piąta wystawiona na sprzedaż nieruchomość znalazła nabywcę. W sumie do końca września 2009 r. Agencja przeprowadziła 52 tys. przetargów, tj. o 12 tys. przetargów więcej niż w analogicznym okresie 2008 r.

Według danych na koniec I półrocza tego roku, w agencyjnym zasobie jest 2,3 mln ha gruntów, ale do sprzedaży Agencja ma jedynie 312 tys. ha gruntów. Najwięcej ziemi znajduje się w województwach: warmińsko-mazurskim, dolnośląskim i zachodniopomorskim.

INTERIA.PL/PAP

DOM: Dom Development chce przeznaczyć na kupno działek ponad 100 mln zł

Dom Development planuje w 2010 roku przeznaczyć na kupno działek pod nowe inwestycje 100-150 mln zł. Sprzedaż mieszkań w III kwartale była większa niż w II kwartale, natomiast w październiku wzrost sprzedaży został zatrzymany. W przyszłym roku spółka może rozpocząć kilka nowych inwestycji - poinformował Jarosław Szanajca, prezes Dom Development.

- W 2010 roku na nowe działki w Warszawie chcemy wydać 100-150 mln zł. Ceny na rynku nieco spadły, choć zawieranych transakcji jest nadal bardzo mało - powiedział PAP Szanajca. Prezes poinformował, że sprzedaż mieszkań w III kwartale była większa niż w II kwartale, kiedy spółka sprzedała, uwzględniając rezygnacje, 156 mieszkań.

- W październiku sprzedaż jest tradycyjnie słabsza, wzrost ilości sprzedanych mieszkań został zatrzymany - stwierdził Szanajca. Dom Development rozpoczął w środę budowę osiedla Saska Kępa. Cała, składająca się z trzech etapów, inwestycja będzie liczyć 1.585 mieszkań w 11 budynkach. Średnia cena mieszkań to 7.751 zł/mkw.

Wartość pierwszego, liczącego 470 mieszkań, etapu inwestycji to 150 mln zł. Oddanie do użytku ma nastąpić w drugiej połowie 2011 roku. - Do rozpoczęcia inwestycji przekonały nas nasze wyniki sprzedaży - powiedział na inauguracji projektu Szanajca. - Ceny mieszkań na rynku nie tylko przestały spadać, ale w przypadku dobrych lokali rosną - dodał. W przyszłym roku spółka może rozpocząć kilka kolejnych inwestycji.

- Jeśli rynek będzie się zachowywał tak jak planujemy, to uruchomimy w 2010 roku jeszcze kilka projektów - powiedział prezes.

INTERIA.PL/PAP

DOM: Dom Development chce przeznaczyć na kupno działek ponad 100 mln zł

Dom Development planuje w 2010 roku przeznaczyć na kupno działek pod nowe inwestycje 100-150 mln zł. Sprzedaż mieszkań w III kwartale była większa niż w II kwartale, natomiast w październiku wzrost sprzedaży został zatrzymany. W przyszłym roku spółka może rozpocząć kilka nowych inwestycji - poinformował Jarosław Szanajca, prezes Dom Development.

- W 2010 roku na nowe działki w Warszawie chcemy wydać 100-150 mln zł. Ceny na rynku nieco spadły, choć zawieranych transakcji jest nadal bardzo mało - powiedział PAP Szanajca. Prezes poinformował, że sprzedaż mieszkań w III kwartale była większa niż w II kwartale, kiedy spółka sprzedała, uwzględniając rezygnacje, 156 mieszkań.

- W październiku sprzedaż jest tradycyjnie słabsza, wzrost ilości sprzedanych mieszkań został zatrzymany - stwierdził Szanajca. Dom Development rozpoczął w środę budowę osiedla Saska Kępa. Cała, składająca się z trzech etapów, inwestycja będzie liczyć 1.585 mieszkań w 11 budynkach. Średnia cena mieszkań to 7.751 zł/mkw.

Wartość pierwszego, liczącego 470 mieszkań, etapu inwestycji to 150 mln zł. Oddanie do użytku ma nastąpić w drugiej połowie 2011 roku. - Do rozpoczęcia inwestycji przekonały nas nasze wyniki sprzedaży - powiedział na inauguracji projektu Szanajca. - Ceny mieszkań na rynku nie tylko przestały spadać, ale w przypadku dobrych lokali rosną - dodał. W przyszłym roku spółka może rozpocząć kilka kolejnych inwestycji.

- Jeśli rynek będzie się zachowywał tak jak planujemy, to uruchomimy w 2010 roku jeszcze kilka projektów - powiedział prezes.

INTERIA.PL/PAP

Zarządcy zostaną bez licencji?

Znaczenie zarządzania nieruchomościami w gospodarce narodowej, wpływ zmian własnościowych w spółdzielniach mieszkaniowych na system zarządzania, wykonywanie zawodu zarządcy zgodnie z tzw. dyrektywą usługową Unii Europejskiej - to główne tematy Kongresu Zarządców Nieruchomości, jaki odbył się przed kilkoma dniami w Krakowie. Kongres zorganizowała Polska Federacja Zarządców Nieruchomości, Akademia Górniczo-Hutnicza i Małopolsko-Śląskie Stowarzyszenie Budowniczych i Zarządców Nieruchomości przy współudziale kilku instytucji i stowarzyszeń.

Zarządca - zawód z perspektywą

Z analizy przeprowadzonej przez prof. Leszka Kałkowskiego z Wyższej Szkoły Ekonomii i Informatyki i dr. inż. Władysława Rydzika z Instytutu Rozwoju Miast wynika, że działalność zarządców kosztuje rocznie 78 mld zł, a koszty zatrudnienia w tej branży wynoszą 9,3 mld zł. Stanowi to 4,5 proc. wartości produkcji globalnej kraju, co umieszcza ten dział usług na 4. miejscu po przemyśle produktów spożywczych (171 mld), budownictwie (147 mld) i produktach rolnictwa (70 mld). Zatrudnienie w tym dziale usług szacuje się na 240 tys. osób, a w niedalekiej przyszłości będziemy potrzebować jeszcze większego grona specjalistów.

Dr Marek Stańko z Uniwersytetu Śląskiego, mówiąc o aktualnych problemach zarządzania nieruchomościami przez spółdzielnie mieszkaniowe, stwierdził, że nowelizacja ustawy z 14 czerwca 2007 r. o zmianie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz o zmianie niektórych ustaw spowodowały konieczność odmiennego spojrzenia na dotychczasowe funkcje spółdzielni mieszkaniowych, także w stosunku do zarządzanych przez nie nieruchomości. Spółdzielnia nie zarządza już jednolitą masą majątkową, mieniem spółdzielczym, ale poszczególnymi nieruchomościami (w wyniku przekształceń własnościowych); staje się typowym zarządcą cudzych nieruchomości. W takim przypadku umowa o zarządzanie nieruchomością musi być zawarta z licencjonowanym zarządcą i to pod rygorem nieważności. Spółdzielnie będą więc zatrudniać fachowców.

Unijnie, znaczy bez barier

Kazimierz Jurek z Europejskiego Instytutu Nieruchomości, przewodniczący Komisji Prawnej PFZN, i dr Marek Majchrzak ze Szkoły Głównej Handlowej, prezydent PFZN, przewodniczący Państwowej Komisji Kwalifikacyjnej ds. licencji i uprawnień zawodowych mówili podczas kongresu o wykonywaniu zawodu zarządcy nieruchomości w świetle tzw. dyrektywy usługowej UE. Do końca 2009 r. wszystkie kraje unijne zostały zobowiązane do wdrożenia przepisów dyrektywy (z 12 grudnia 2006 r.) o usługach na rynku wewnętrznym. Jej idea zmierza generalnie do likwidacji barier i przełamania nagminnego utrudniania przez państwa członkowskie dostępu do własnego rynku usług podmiotom z innych krajów UE. Celem dyrektywy jest również zwiększenie swobody gospodarczej i wprowadzenie uproszczeń w procedurach związanych z rozpoczęciem i prowadzeniem działalności, a także likwidacja możliwie największej liczby koncesji, zezwoleń, wpisów do rejestrów prowadzenia działalności itp.

Pośrednicy, rzeczoznawcy i zarządcy obawiają się właśnie tych zmian. Dyrektywa usługowa dotyczy jednak przede wszystkim działalności o charakterze gospodarczym, a nie potwierdzania kwalifikacji zawodowych, co ma miejsce w przypadku zawodów regulowanych przepisami ustawy o gospodarce nieruchomościami.

Zarządcy będą lobbować

Dostosowywanie polskiego prawa do wymogów unijnych odbywa się, niestety, w dużym pośpiechu, co może skutkować różnymi konsekwencjami. Projekt ustawy o działalności usługowej, przygotowywany przez Ministerstwo Gospodarki, został przedstawiony w wersji roboczej dopiero po około 2,5 roku od ogłoszenia dyrektywy, na wiosnę 2009 r. i od razu wzbudził krytykę wielu środowisk gospodarczych i zawodowych. Także przedstawiciele zawodów związanych z rynkiem nieruchomości wystąpili z licznymi interpelacjami i petycjami.

Cztery federacje grupujące wszystkie zawody związane z nieruchomościami powołały oficjalny zespół lobbingowy. - Zwracaliśmy m.in. uwagę na specyficzny charakter działalności usługowej wykonywanej przez zarządców czy innych specjalistów działających na rynku nieruchomości - wyjaśniali prelegenci, relacjonując podczas kongresu przebieg tych prac. "Usługa to nie jest towar, który można przed zakupem obejrzeć. Decyzja o zawarciu umowy o usługę jest silnie związana z zaufaniem klienta do usługodawcy. Na to zaufanie potrzebne są gwarancje. Dotychczas taką gwarancję dają licencje i uprawnienia zawodowe. Są one potwierdzeniem kwalifikacji osoby, która tę usługę będzie wykonywała i którą obowiązuje ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej na okoliczność wykonywania czynności zawodowych. Zaufanie klienta opiera się na fundamencie wiedzy usługodawcy potwierdzonej dyplomami wyższych uczelni, świadectwami ukończenia studiów podyplomowych i półroczną praktyką. Stoimy na stanowisku, że jeżeli odstąpimy od licencji, czyli wymagań kwalifikacyjnych, ochrona konsumenta pozostanie tylko w sferze deklaracji. Ministerstwo Infrastruktury podziela nasz pogląd, że nie ma żadnych powodów, by licencje zawodowe miały być zlikwidowane przy okazji wprowadzenia ustawy o działalności usługowej".

Danuta Orlewska

interia.pl

Zarządcy zostaną bez licencji?

Znaczenie zarządzania nieruchomościami w gospodarce narodowej, wpływ zmian własnościowych w spółdzielniach mieszkaniowych na system zarządzania, wykonywanie zawodu zarządcy zgodnie z tzw. dyrektywą usługową Unii Europejskiej - to główne tematy Kongresu Zarządców Nieruchomości, jaki odbył się przed kilkoma dniami w Krakowie. Kongres zorganizowała Polska Federacja Zarządców Nieruchomości, Akademia Górniczo-Hutnicza i Małopolsko-Śląskie Stowarzyszenie Budowniczych i Zarządców Nieruchomości przy współudziale kilku instytucji i stowarzyszeń.

Zarządca - zawód z perspektywą

Z analizy przeprowadzonej przez prof. Leszka Kałkowskiego z Wyższej Szkoły Ekonomii i Informatyki i dr. inż. Władysława Rydzika z Instytutu Rozwoju Miast wynika, że działalność zarządców kosztuje rocznie 78 mld zł, a koszty zatrudnienia w tej branży wynoszą 9,3 mld zł. Stanowi to 4,5 proc. wartości produkcji globalnej kraju, co umieszcza ten dział usług na 4. miejscu po przemyśle produktów spożywczych (171 mld), budownictwie (147 mld) i produktach rolnictwa (70 mld). Zatrudnienie w tym dziale usług szacuje się na 240 tys. osób, a w niedalekiej przyszłości będziemy potrzebować jeszcze większego grona specjalistów.

Dr Marek Stańko z Uniwersytetu Śląskiego, mówiąc o aktualnych problemach zarządzania nieruchomościami przez spółdzielnie mieszkaniowe, stwierdził, że nowelizacja ustawy z 14 czerwca 2007 r. o zmianie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz o zmianie niektórych ustaw spowodowały konieczność odmiennego spojrzenia na dotychczasowe funkcje spółdzielni mieszkaniowych, także w stosunku do zarządzanych przez nie nieruchomości. Spółdzielnia nie zarządza już jednolitą masą majątkową, mieniem spółdzielczym, ale poszczególnymi nieruchomościami (w wyniku przekształceń własnościowych); staje się typowym zarządcą cudzych nieruchomości. W takim przypadku umowa o zarządzanie nieruchomością musi być zawarta z licencjonowanym zarządcą i to pod rygorem nieważności. Spółdzielnie będą więc zatrudniać fachowców.

Unijnie, znaczy bez barier

Kazimierz Jurek z Europejskiego Instytutu Nieruchomości, przewodniczący Komisji Prawnej PFZN, i dr Marek Majchrzak ze Szkoły Głównej Handlowej, prezydent PFZN, przewodniczący Państwowej Komisji Kwalifikacyjnej ds. licencji i uprawnień zawodowych mówili podczas kongresu o wykonywaniu zawodu zarządcy nieruchomości w świetle tzw. dyrektywy usługowej UE. Do końca 2009 r. wszystkie kraje unijne zostały zobowiązane do wdrożenia przepisów dyrektywy (z 12 grudnia 2006 r.) o usługach na rynku wewnętrznym. Jej idea zmierza generalnie do likwidacji barier i przełamania nagminnego utrudniania przez państwa członkowskie dostępu do własnego rynku usług podmiotom z innych krajów UE. Celem dyrektywy jest również zwiększenie swobody gospodarczej i wprowadzenie uproszczeń w procedurach związanych z rozpoczęciem i prowadzeniem działalności, a także likwidacja możliwie największej liczby koncesji, zezwoleń, wpisów do rejestrów prowadzenia działalności itp.

Pośrednicy, rzeczoznawcy i zarządcy obawiają się właśnie tych zmian. Dyrektywa usługowa dotyczy jednak przede wszystkim działalności o charakterze gospodarczym, a nie potwierdzania kwalifikacji zawodowych, co ma miejsce w przypadku zawodów regulowanych przepisami ustawy o gospodarce nieruchomościami.

Zarządcy będą lobbować

Dostosowywanie polskiego prawa do wymogów unijnych odbywa się, niestety, w dużym pośpiechu, co może skutkować różnymi konsekwencjami. Projekt ustawy o działalności usługowej, przygotowywany przez Ministerstwo Gospodarki, został przedstawiony w wersji roboczej dopiero po około 2,5 roku od ogłoszenia dyrektywy, na wiosnę 2009 r. i od razu wzbudził krytykę wielu środowisk gospodarczych i zawodowych. Także przedstawiciele zawodów związanych z rynkiem nieruchomości wystąpili z licznymi interpelacjami i petycjami.

Cztery federacje grupujące wszystkie zawody związane z nieruchomościami powołały oficjalny zespół lobbingowy. - Zwracaliśmy m.in. uwagę na specyficzny charakter działalności usługowej wykonywanej przez zarządców czy innych specjalistów działających na rynku nieruchomości - wyjaśniali prelegenci, relacjonując podczas kongresu przebieg tych prac. "Usługa to nie jest towar, który można przed zakupem obejrzeć. Decyzja o zawarciu umowy o usługę jest silnie związana z zaufaniem klienta do usługodawcy. Na to zaufanie potrzebne są gwarancje. Dotychczas taką gwarancję dają licencje i uprawnienia zawodowe. Są one potwierdzeniem kwalifikacji osoby, która tę usługę będzie wykonywała i którą obowiązuje ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej na okoliczność wykonywania czynności zawodowych. Zaufanie klienta opiera się na fundamencie wiedzy usługodawcy potwierdzonej dyplomami wyższych uczelni, świadectwami ukończenia studiów podyplomowych i półroczną praktyką. Stoimy na stanowisku, że jeżeli odstąpimy od licencji, czyli wymagań kwalifikacyjnych, ochrona konsumenta pozostanie tylko w sferze deklaracji. Ministerstwo Infrastruktury podziela nasz pogląd, że nie ma żadnych powodów, by licencje zawodowe miały być zlikwidowane przy okazji wprowadzenia ustawy o działalności usługowej".

Danuta Orlewska

interia.pl

Ronson planuje inwestycje

Deweloper Ronson planuje start nowych inwestycji, w tym jednej we Wrocławiu.
Projekt Goya zostanie zrealizowany w dzielnicy Grabiszynek na gruncie o powierzchni ponad 14 tys. mkw. Powstanie na nim prawie 200 mieszkań o łącznej powierzchni 13 tys. mkw. Planowany start budowy pierwszego etapu inwestycji to przełom 2009 i 2010 roku.

money.pl

Ronson planuje inwestycje

Deweloper Ronson planuje start nowych inwestycji, w tym jednej we Wrocławiu.
Projekt Goya zostanie zrealizowany w dzielnicy Grabiszynek na gruncie o powierzchni ponad 14 tys. mkw. Powstanie na nim prawie 200 mieszkań o łącznej powierzchni 13 tys. mkw. Planowany start budowy pierwszego etapu inwestycji to przełom 2009 i 2010 roku.

money.pl

Rząd chce zrezygnować z "Rodziny na swoim"

W zamian będzie zachęcać deweloperów do budowy mieszkań na wynajem, które lokatorzy będą mogli wykupić w ciągu dziesięciu lat.
Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad nowym programem, który miałby zacząć obowiązywać za rok - pisze Gazeta Wyborcza. Zgodnie z nim, państwo poręczy kredyty na budowę mieszkań między innymi Towarzystwom Budownictwa Społecznego, spółdzielniom, a nawet firmom deweloperskim. Będzie jednak kilka wymogów, na przykład cena mieszkań nie mogłaby przekroczyć określonego pułapu.

Lokator takiego mieszkania musiałby przy podpisywaniu umowy przedwstępnej wpłacić co najmniej 30 procent ceny w formie zaliczki. Resztę najemca spłacałby przez dziesięć lat w czynszu. Mógłby też - w razie przypływu gotówki - jednorazową wpłatą stać się właścicielem mieszkania. Dopuszcza się też możliwość wydłużenia umowy spłaty najmowanego mieszkania z 10 do 15 lub 20 lat.

Według Gazety rząd liczy, że w mieszkania na wynajem zaczną inwestować prywatne firmy. Poza tym z programu będą mogli skorzystać zwłaszcza młodzi ludzie, którzy dziś nie dostaną kredytu w banku, ale stać ich na zaliczkę w wysokości 30 procent i czynsz.

(IAR)
money.pl

Rząd chce zrezygnować z "Rodziny na swoim"

W zamian będzie zachęcać deweloperów do budowy mieszkań na wynajem, które lokatorzy będą mogli wykupić w ciągu dziesięciu lat.
Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad nowym programem, który miałby zacząć obowiązywać za rok - pisze Gazeta Wyborcza. Zgodnie z nim, państwo poręczy kredyty na budowę mieszkań między innymi Towarzystwom Budownictwa Społecznego, spółdzielniom, a nawet firmom deweloperskim. Będzie jednak kilka wymogów, na przykład cena mieszkań nie mogłaby przekroczyć określonego pułapu.

Lokator takiego mieszkania musiałby przy podpisywaniu umowy przedwstępnej wpłacić co najmniej 30 procent ceny w formie zaliczki. Resztę najemca spłacałby przez dziesięć lat w czynszu. Mógłby też - w razie przypływu gotówki - jednorazową wpłatą stać się właścicielem mieszkania. Dopuszcza się też możliwość wydłużenia umowy spłaty najmowanego mieszkania z 10 do 15 lub 20 lat.

Według Gazety rząd liczy, że w mieszkania na wynajem zaczną inwestować prywatne firmy. Poza tym z programu będą mogli skorzystać zwłaszcza młodzi ludzie, którzy dziś nie dostaną kredytu w banku, ale stać ich na zaliczkę w wysokości 30 procent i czynsz.

(IAR)
money.pl

Podsumowanie sytuacji na rynku powierzchni magazynowych w Polsce w III kwartale 2009 r.

Colliers International, firma doradcza na rynku nieruchomości komercyjnych, podsumowała sytuację na rynku powierzchni magazynowych w Polsce na koniec III kwartału br.
Główne wnioski

III kwartał nie przyniósł znaczących zmian na rynku powierzchni magazynowych. „Zgodnie z naszymi przewidywaniami przyrost podaży wyhamował na skutek wycofania się inwestorów z realizacji projektów spekulacyjnych. Na rynek trafiły zaledwie 2 projekty magazynowe” – mówi Maciej Chmielewski, Partner w Dziale Powierzchni Przemysłowych i Magazynowych w Colliers International -  „Inwestorzy nadal najchętniej angażują się w budowę obiektów typu BTS (butli-to-suit) lub projektów zabezpieczonych umowami typu pre-lease”. Oprócz tych dwóch opcji najemcy oczywiście nadal mogą wynająć powierzchnię w istniejących obiektach, której wciąż jest na rynku pod dostatkiem.”

Wolumen umów zawartych w III kwartale utrzymał się na poziomie porównywalnym do tego z II kwartału.

„Warto zwrócić uwagę, iż renegocjacja umów staje się coraz popularniejszym rozwiązaniem wśród najemców – mówi Tomasz Kasperowicz, Dyrektor Działu Powierzchni Przemysłowych i Magazynowych w Colliers International i dodaje: „Mała nowa podaż i umiarkowany popyt tylko w nieznaczny sposób odbiły się na wskaźnikach pustostanów, prowadząc do ich wzrostu w Warszawie i spadku w większości regionów. Czynsze wykazały nieznaczną tendencję spadkową.”

Colliers International

gk

Podsumowanie sytuacji na rynku powierzchni magazynowych w Polsce w III kwartale 2009 r.

Colliers International, firma doradcza na rynku nieruchomości komercyjnych, podsumowała sytuację na rynku powierzchni magazynowych w Polsce na koniec III kwartału br.
Główne wnioski

III kwartał nie przyniósł znaczących zmian na rynku powierzchni magazynowych. „Zgodnie z naszymi przewidywaniami przyrost podaży wyhamował na skutek wycofania się inwestorów z realizacji projektów spekulacyjnych. Na rynek trafiły zaledwie 2 projekty magazynowe” – mówi Maciej Chmielewski, Partner w Dziale Powierzchni Przemysłowych i Magazynowych w Colliers International -  „Inwestorzy nadal najchętniej angażują się w budowę obiektów typu BTS (butli-to-suit) lub projektów zabezpieczonych umowami typu pre-lease”. Oprócz tych dwóch opcji najemcy oczywiście nadal mogą wynająć powierzchnię w istniejących obiektach, której wciąż jest na rynku pod dostatkiem.”

Wolumen umów zawartych w III kwartale utrzymał się na poziomie porównywalnym do tego z II kwartału.

„Warto zwrócić uwagę, iż renegocjacja umów staje się coraz popularniejszym rozwiązaniem wśród najemców – mówi Tomasz Kasperowicz, Dyrektor Działu Powierzchni Przemysłowych i Magazynowych w Colliers International i dodaje: „Mała nowa podaż i umiarkowany popyt tylko w nieznaczny sposób odbiły się na wskaźnikach pustostanów, prowadząc do ich wzrostu w Warszawie i spadku w większości regionów. Czynsze wykazały nieznaczną tendencję spadkową.”

Colliers International

gk

Inteligentna przestrzeń – miasta przyszłości

Od niedawna panuje moda na określanie pewnych rozwiązań technologicznych, wprowadzanych do naszych przestrzeni życia, inteligentnymi. Jednak wychodząc z zamkniętych przestrzeni domów czy biur na ulice miast, o inteligentnych rozwiązaniach można raczej zapomnieć.
Czy w przyszłości będzie inaczej? Czy mamy szansę na inteligentne rozwiązania w naszych miastach? Inteligentne rozwiązania to takie, które w maksymalny sposób oszczędzają czas, ułatwiają wykonywanie wielu czynności, są przyjazne dla środowiska i w maksymalny sposób oszczędzają energię. Miasto powinno być tak zorganizowane, aby w jak najskuteczniej ułatwiać życie mieszkańców – zapewniać łatwy dostęp do usług, instytucji i sklepów, wprowadzając ekologiczne rozwiązania eliminujące zbytnie zużycie energii oraz nadmierną emisję dwutlenku węgla.

Amsterdam jest pierwszym miastem w Europie, które można określić mianem inteligentnego. Wprowadzono tam program Amsterdam Smart City, według którego należy poszukiwać tzw. inteligentnych:
•    sieci przesyłu energii, eliminujących straty podczas przesyłu i pozwalających zarządzać przepływem energii bardziej efektywnie,
•    liczników dających użytkownikom informację zwrotną na temat zużycia, co pomaga w wydajnym zarządzaniu zużyciem energii,
•    technologii przy budowie budynków,
•    urządzeń, by zredukować zużycie energii w domach, nieruchomościach komercyjnych, budynkach i przestrzeniach publicznych oraz w transporcie.
W celu realizacji poszczególnych etapów projektu sektor publiczny współpracuje z sektorem prywatnym, m.in. z Accenture – największym na świecie przedsiębiorstwem outsourcingowym i konsultingowym w dziedzinie zarządzania i wysokich technologii.

Na uwagę zasługuje również projekt Wielkiego Paryża, którego realizacja jest planowana na lata 2012–2022. Jednym z głównych założeń jest ulepszenie komunikacji w regionie paryskim i budowa 130 km automatycznego, kursującego całą dobę „supermetra” wokół stolicy Francji, które łączyłoby przyszłe podparyskie centra ekonomiczne z lotniskami: Rossy-Charles-de-Gaulle na północy i Orly na południu. Na przekształcenie Paryża w metropolię nowoczesną i zarazem ekologiczną przeznaczono 35 mld euro. Nad projektem pracują najpopularniejsi światowi architekci i urbaniści, m.in. Richard Rogers, Jean Nouvela czy Christian de Portzamparca.

Tworzenie przestrzeni przyjaznej człowiekowi jest głównym założeniem tzw. nowego urbanizmu. Powstały w Stanach Zjednoczonych kierunek jest odpowiedzią na tworzenie się monotonicznych obszarów podmiejskich, które zmuszają ich mieszkańców do korzystania z samochodu, co powoduje korki i tym samym wydłuża czas dojazdu do pracy, sklepu czy szkoły. Nowe założenia stawiają na takie zorganizowanie przestrzeni, aby do usług i instytucji można było dostać się w ciągu 5 min pieszo lub za pomocą transportu publicznego. Wymaga to rezygnacji z wielkopowierzchniowych parkingów, powierzchni handlowych czy wielkich obszarów sypialni miejskich, a wprowadzenia większej dywersyfikacji przestrzeni.

Realizowanie nowoczesnych trendów nie jest łatwe i wymaga nakładów, jednak korzyści płynące z takich rozwiązań są z pewnością bezcenne. W polskich miastach tworzenie inteligentnych przestrzeni to jeszcze science fiction, jednak pozwoliłoby uniknąć błędów, które obecnie są naprawiane na Zachodzie.

Agnieszka Michalak
Gazeta Inwestycyjna INWESTOR

Inteligentna przestrzeń – miasta przyszłości

Od niedawna panuje moda na określanie pewnych rozwiązań technologicznych, wprowadzanych do naszych przestrzeni życia, inteligentnymi. Jednak wychodząc z zamkniętych przestrzeni domów czy biur na ulice miast, o inteligentnych rozwiązaniach można raczej zapomnieć.
Czy w przyszłości będzie inaczej? Czy mamy szansę na inteligentne rozwiązania w naszych miastach? Inteligentne rozwiązania to takie, które w maksymalny sposób oszczędzają czas, ułatwiają wykonywanie wielu czynności, są przyjazne dla środowiska i w maksymalny sposób oszczędzają energię. Miasto powinno być tak zorganizowane, aby w jak najskuteczniej ułatwiać życie mieszkańców – zapewniać łatwy dostęp do usług, instytucji i sklepów, wprowadzając ekologiczne rozwiązania eliminujące zbytnie zużycie energii oraz nadmierną emisję dwutlenku węgla.

Amsterdam jest pierwszym miastem w Europie, które można określić mianem inteligentnego. Wprowadzono tam program Amsterdam Smart City, według którego należy poszukiwać tzw. inteligentnych:
•    sieci przesyłu energii, eliminujących straty podczas przesyłu i pozwalających zarządzać przepływem energii bardziej efektywnie,
•    liczników dających użytkownikom informację zwrotną na temat zużycia, co pomaga w wydajnym zarządzaniu zużyciem energii,
•    technologii przy budowie budynków,
•    urządzeń, by zredukować zużycie energii w domach, nieruchomościach komercyjnych, budynkach i przestrzeniach publicznych oraz w transporcie.
W celu realizacji poszczególnych etapów projektu sektor publiczny współpracuje z sektorem prywatnym, m.in. z Accenture – największym na świecie przedsiębiorstwem outsourcingowym i konsultingowym w dziedzinie zarządzania i wysokich technologii.

Na uwagę zasługuje również projekt Wielkiego Paryża, którego realizacja jest planowana na lata 2012–2022. Jednym z głównych założeń jest ulepszenie komunikacji w regionie paryskim i budowa 130 km automatycznego, kursującego całą dobę „supermetra” wokół stolicy Francji, które łączyłoby przyszłe podparyskie centra ekonomiczne z lotniskami: Rossy-Charles-de-Gaulle na północy i Orly na południu. Na przekształcenie Paryża w metropolię nowoczesną i zarazem ekologiczną przeznaczono 35 mld euro. Nad projektem pracują najpopularniejsi światowi architekci i urbaniści, m.in. Richard Rogers, Jean Nouvela czy Christian de Portzamparca.

Tworzenie przestrzeni przyjaznej człowiekowi jest głównym założeniem tzw. nowego urbanizmu. Powstały w Stanach Zjednoczonych kierunek jest odpowiedzią na tworzenie się monotonicznych obszarów podmiejskich, które zmuszają ich mieszkańców do korzystania z samochodu, co powoduje korki i tym samym wydłuża czas dojazdu do pracy, sklepu czy szkoły. Nowe założenia stawiają na takie zorganizowanie przestrzeni, aby do usług i instytucji można było dostać się w ciągu 5 min pieszo lub za pomocą transportu publicznego. Wymaga to rezygnacji z wielkopowierzchniowych parkingów, powierzchni handlowych czy wielkich obszarów sypialni miejskich, a wprowadzenia większej dywersyfikacji przestrzeni.

Realizowanie nowoczesnych trendów nie jest łatwe i wymaga nakładów, jednak korzyści płynące z takich rozwiązań są z pewnością bezcenne. W polskich miastach tworzenie inteligentnych przestrzeni to jeszcze science fiction, jednak pozwoliłoby uniknąć błędów, które obecnie są naprawiane na Zachodzie.

Agnieszka Michalak
Gazeta Inwestycyjna INWESTOR

Na jakie upusty możemy liczyć negocjując cenę zakupu mieszkania?

Ponad rok temu zakończyły się złote czasy dla rynku nieruchomości. Zniknęły kolejki sprzed salonów deweloperów, ale też mieszkania z rynku wtórnego przestały cieszyć się powodzeniem. Nastała era kupujących, którzy nareszcie mogli zacząć dyktować warunki sprzedającym i negocjować ceny.
Ostatni kwartał 2008 roku był czasem paniki na rynku nieruchomości, zwłaszcza wśród deweloperów, którzy nagle przestali sprzedawać nie tylko mieszkania na etapie ,,dziury w ziemi’’, ale również te gotowe. Taka sytuacja sprawiła, że klienci zainteresowani zakupem mieszkania na rynku pierwotnym, mogli negocjować warunki cenowe. Deweloperzy, nie mając wyjścia, obniżali ceny nawet o kilkanaście procent. To z kolei spowodowało ożywienie rynku i poprawę sytuacji deweloperów, którzy udzielają coraz mniejszych upustów.

O ile deweloperzy szybko zareagowali na zmianę sytuacji, o tyle rynek wtórny dostosował się z pewnym opóźnieniem, jednak już od początku 2009 roku można łatwiej negocjować ceny.

Postanowiliśmy sprawdzić, w jakich miastach można liczyć na największe upusty przy zakupie mieszkań na rynku wtórnym.

Gdzie wynegocjujemy najwięcej?

Naszą analizę przeprowadziliśmy w oparciu o kilkaset transakcji, zawartych za pośrednictwem Home Broker w III kw. 2009 roku. Porównywaliśmy ceny ofertowe (czyli te, których wyjściowo oczekiwali sprzedający) z cenami transakcyjnymi. Jak widać w tabeli nr 1, średnia dla wszystkich miast, które braliśmy pod uwagę to 6,5 proc. Taka oszczędność, przy średniej cenie mieszkania na poziomie 350 tys. PLN, pozwala na urządzenia na przykład kuchni i łazienki, co często pochłania nawet połowę budżetu przeznaczonego na remont mieszkania. 
 
Tabela nr 1: Różnice między ceną ofertową a transakcyjną.


Na najefektywniejsze negocjacje mogą liczyć mieszkańcy Lublina i Łodzi (odpowiednio średnio 9 proc. i 8,5 proc.). W tych miastach upusty mogą sięgać nawet 20 proc. Taka sytuacja spowodowana jest niewielkim ruchem na rynku nieruchomości wynikającym z małej podaży. Osoby sprzedające mieszkania są mocniej zdeterminowane, a co za tym idzie są bardziej otwarte na negocjacje.

W pozostałych miastach obniżki cen, jakie można wynegocjować są na podobnym poziomie (od 5 proc. do 6,5 proc.). Tutaj rzadziej udaje się osiągnąć dwucyfrowy upust, ale nawet kilkuprocentowa różnica w cenie jest odczuwalna, zwłaszcza, że w takich miastach jak Warszawa czy Kraków średnie ceny mieszkań są zdecydowanie wyższe niż na przykład w Lublinie.  

Kiedy wynegocjujemy najwięcej?

To, jaki upust uda nam się wynegocjować zależy od wielu czynników. Przede wszystkim jednak od tego, jak bardzo właścicielowi zależy na sprzedaży mieszkania. Jeżeli, na przykład, ma on już na oku inną nieruchomość i chce szybko zakończyć transakcję, będziemy mieli więcej argumentów przy negocjowaniu ceny.

Na największe obniżki możemy liczyć w przypadku mieszkań, które wymagają remontu (a co za tym idzie dodatkowych nakładów finansowych) lub nie są szczególnie atrakcyjne (np. znajdują się w wysokich budynkach z wielkiej płyty i w przyszłości ich wartość raczej nie będzie wzrastać). W takich wypadkach każda niedogodność to kolejny procent mniej.

Duże upusty zdarzają się również przy ,,skrajnych’’ metrażach. Małe kawalerki mają zazwyczaj wygórowane ceny wyjściowe (według zasady im mniejszy metraż, tym wyższa cena za metr kwadratowy), dlatego też można sporo wynegocjować. Na przykład cena wyjściowa 17 mkw. mieszkania przy ul. Racławickiej w Warszawie wynosiła 175 tys. PLN. Ostatecznie właściciel zgodził się na cenę 150 tys. PLN, czyli o ponad 14 proc. niższą. Podobnie dzieje się w przypadku apartamentów, gdzie czasem udaje się wynegocjować ponad 100 tys. PLN obniżki.

Ostatni rok przyniósł wielkie zmiany na rynku nieruchomości. Skończyły się czasy ,,dyktatury’’ sprzedających. Jeszcze dwa lata temu właściciele mieszkań urządzali swego rodzaju licytacje, podczas których mieszkanie trafiało w ręce klienta, który zaproponował najwyższą cenę. Teraz role się odwróciły i to klienci dyktują warunki, chociaż wraz z pierwszymi symptomami ożywienia się rynku, widać coraz pewniejsze zachowania zarówno deweloperów jak i osób sprzedających mieszkania na rynku wtórnym, którzy z coraz mniejszą ochotą przystają na negocjacje. Jednak jeszcze trochę czasu minie, zanim staną pewnie na dwóch nogach, a do tego momentu możemy korzystać z sytuacji i starać się negocjować jak najlepsze dla nas warunki. 

Aleksandra Szarek-Ostrowska
Specjalista Rynku Nieruchomości
Home Broker 

gk

Na jakie upusty możemy liczyć negocjując cenę zakupu mieszkania?

Ponad rok temu zakończyły się złote czasy dla rynku nieruchomości. Zniknęły kolejki sprzed salonów deweloperów, ale też mieszkania z rynku wtórnego przestały cieszyć się powodzeniem. Nastała era kupujących, którzy nareszcie mogli zacząć dyktować warunki sprzedającym i negocjować ceny.
Ostatni kwartał 2008 roku był czasem paniki na rynku nieruchomości, zwłaszcza wśród deweloperów, którzy nagle przestali sprzedawać nie tylko mieszkania na etapie ,,dziury w ziemi’’, ale również te gotowe. Taka sytuacja sprawiła, że klienci zainteresowani zakupem mieszkania na rynku pierwotnym, mogli negocjować warunki cenowe. Deweloperzy, nie mając wyjścia, obniżali ceny nawet o kilkanaście procent. To z kolei spowodowało ożywienie rynku i poprawę sytuacji deweloperów, którzy udzielają coraz mniejszych upustów.

O ile deweloperzy szybko zareagowali na zmianę sytuacji, o tyle rynek wtórny dostosował się z pewnym opóźnieniem, jednak już od początku 2009 roku można łatwiej negocjować ceny.

Postanowiliśmy sprawdzić, w jakich miastach można liczyć na największe upusty przy zakupie mieszkań na rynku wtórnym.

Gdzie wynegocjujemy najwięcej?

Naszą analizę przeprowadziliśmy w oparciu o kilkaset transakcji, zawartych za pośrednictwem Home Broker w III kw. 2009 roku. Porównywaliśmy ceny ofertowe (czyli te, których wyjściowo oczekiwali sprzedający) z cenami transakcyjnymi. Jak widać w tabeli nr 1, średnia dla wszystkich miast, które braliśmy pod uwagę to 6,5 proc. Taka oszczędność, przy średniej cenie mieszkania na poziomie 350 tys. PLN, pozwala na urządzenia na przykład kuchni i łazienki, co często pochłania nawet połowę budżetu przeznaczonego na remont mieszkania. 
 
Tabela nr 1: Różnice między ceną ofertową a transakcyjną.


Na najefektywniejsze negocjacje mogą liczyć mieszkańcy Lublina i Łodzi (odpowiednio średnio 9 proc. i 8,5 proc.). W tych miastach upusty mogą sięgać nawet 20 proc. Taka sytuacja spowodowana jest niewielkim ruchem na rynku nieruchomości wynikającym z małej podaży. Osoby sprzedające mieszkania są mocniej zdeterminowane, a co za tym idzie są bardziej otwarte na negocjacje.

W pozostałych miastach obniżki cen, jakie można wynegocjować są na podobnym poziomie (od 5 proc. do 6,5 proc.). Tutaj rzadziej udaje się osiągnąć dwucyfrowy upust, ale nawet kilkuprocentowa różnica w cenie jest odczuwalna, zwłaszcza, że w takich miastach jak Warszawa czy Kraków średnie ceny mieszkań są zdecydowanie wyższe niż na przykład w Lublinie.  

Kiedy wynegocjujemy najwięcej?

To, jaki upust uda nam się wynegocjować zależy od wielu czynników. Przede wszystkim jednak od tego, jak bardzo właścicielowi zależy na sprzedaży mieszkania. Jeżeli, na przykład, ma on już na oku inną nieruchomość i chce szybko zakończyć transakcję, będziemy mieli więcej argumentów przy negocjowaniu ceny.

Na największe obniżki możemy liczyć w przypadku mieszkań, które wymagają remontu (a co za tym idzie dodatkowych nakładów finansowych) lub nie są szczególnie atrakcyjne (np. znajdują się w wysokich budynkach z wielkiej płyty i w przyszłości ich wartość raczej nie będzie wzrastać). W takich wypadkach każda niedogodność to kolejny procent mniej.

Duże upusty zdarzają się również przy ,,skrajnych’’ metrażach. Małe kawalerki mają zazwyczaj wygórowane ceny wyjściowe (według zasady im mniejszy metraż, tym wyższa cena za metr kwadratowy), dlatego też można sporo wynegocjować. Na przykład cena wyjściowa 17 mkw. mieszkania przy ul. Racławickiej w Warszawie wynosiła 175 tys. PLN. Ostatecznie właściciel zgodził się na cenę 150 tys. PLN, czyli o ponad 14 proc. niższą. Podobnie dzieje się w przypadku apartamentów, gdzie czasem udaje się wynegocjować ponad 100 tys. PLN obniżki.

Ostatni rok przyniósł wielkie zmiany na rynku nieruchomości. Skończyły się czasy ,,dyktatury’’ sprzedających. Jeszcze dwa lata temu właściciele mieszkań urządzali swego rodzaju licytacje, podczas których mieszkanie trafiało w ręce klienta, który zaproponował najwyższą cenę. Teraz role się odwróciły i to klienci dyktują warunki, chociaż wraz z pierwszymi symptomami ożywienia się rynku, widać coraz pewniejsze zachowania zarówno deweloperów jak i osób sprzedających mieszkania na rynku wtórnym, którzy z coraz mniejszą ochotą przystają na negocjacje. Jednak jeszcze trochę czasu minie, zanim staną pewnie na dwóch nogach, a do tego momentu możemy korzystać z sytuacji i starać się negocjować jak najlepsze dla nas warunki. 

Aleksandra Szarek-Ostrowska
Specjalista Rynku Nieruchomości
Home Broker 

gk

Nowe lokale nie znikną z rynku

Deweloperzy nie mogą sobie pozwolić na długą przerwę w budowaniu mieszkań. Każdy miesiąc przestoju to bardzo duże koszty. W miarę topnienia zapasów startują nowe inwestycje. Dominują mieszkania małe, ale za to tanie.

Coraz częściej pojawiają się głosy, że wobec kurczącej się liczby nowych mieszkań za kilka kwartałów może dojść do dziury podażowej. Wtedy mogą powrócić czasy kupowania dziury w ziemi. Taki scenariusz ma zachęcić niezdecydowanych do zakupów już teraz, bo za rok nie będzie w czym wybierać. Trudno to sobie jednak wyobrazić, biorąc pod uwagę, że u deweloperów jest jeszcze ok. 12 tys. mieszkań do sprzedania.

Również niektórzy eksperci przekonują, że nowych mieszkań nie zabraknie, a w miarę wyczerpywania się zapasów deweloperzy będą wprowadzać na rynek nowe projekty. Takiego zdania są analitycy Domu Inwestycyjnego BRE (DI BRE). – Nawet na słabym rynku oferta części deweloperów będzie się powoli wyczerpywać, w związku z tym rozpoczną oni kolejne projekty – piszą analitycy DI BRE w najnowszym raporcie dotyczącym sytuacji na rynku mieszkaniowym.

Dlaczego deweloperzy mieliby budować, mimo że sytuacja w mieszkaniówce, wprawdzie lepsza niż pół roku temu, nadal nie jest stabilna? Zdaniem ekspertów dużych firm po prostu nie stać na długotrwałe przestoje.

"Motywacją do rozpoczynania nowych projektów jest nie tylko chęć uzyskania atrakcyjnego zwrotu na kapitale, ale i konieczność pokrycia kosztów stałych działalności firmy. A te w przypadku dużych deweloperów wynoszą rocznie nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Ponadto, część firm będzie starać się budować nowe obiekty w celu uwolnienia gotówki, która obecnie zamrożona jest w gruntach" – przekonują eksperci DI BRE. Niektóre projekty mogą być realizowane nie tylko z myślą o wysokich marżach, ale i w celu zdjęcia z bilansu gruntów, pod które zaciągnięte są zobowiązania kredytowe.

Według szacunków ekspertów DI BRE do końca przyszłego roku dwaj najwięksi gracze na rynku warszawskim, czyli Dom Development i JW Construction, mogą wprowadzić na rynek nawet 3 tys. nowych mieszkań. Odpowiadałoby to 1/3 rocznej chłonności rynku. Co na to sami deweloperzy?

Po części potwierdzają chęć rozpoczęcia nowych budów. – Pracujemy nad uruchomieniem kilku nowych projektów mieszkaniowych w Warszawie i Łodzi, by zabezpieczyć podaż na rok 2011. Spośród stołecznych inwestycji jeszcze w tym roku może wystartować pierwszy etap inwestycji przy Zdziarskiej (580 mieszkań). Jesteśmy również przygotowani do rozpoczęcia kolejnej inwestycji na warszawskiej Białołęce – przy Światowida (156 lokali), oraz projektu na Mokotowie (ok. 230 jednostek). Na decyzję czekają kameralne inwestycje w Łodzi, Gdyni i Katowicach, rzędu 100 – 150 mieszkań każde – mówi Józef Wojciechowski, przewodniczący rady nadzorczej JW Construction. Holding chce mieć w ofercie w przyszłym roku ok. 1,5 mieszkań.

Z kolei Dom Development zamiast zapowiedzi od razu przechodzi do czynów. Deweloper rozpoczął właśnie projekt Derby 9 na Białołęce zakładający budowę 234 mieszkań. – Na koniec czerwca w ofercie Dom Development było 969 mieszkań. Wyczerpująca się oferta i rosnący popyt skłoniły dewelopera do uruchomienia zamrożonego dotychczas projektu. Jest duże prawdopodobieństwo, że w tym roku zaczniemy kolejną inwestycję – mówi Janusz Zalewski, wiceprezes i dyrektor finansowy spółki.

Pamiętać trzeba, że poza największymi deweloperami w Warszawie funkcjonuje kilkadziesiąt firm o mniejszym, choć wcale niemałym potencjale. Część z nich już zdecydowała się na rozpoczęcie kolejnych inwestycji. Nowe projekty szykują m.in. firmy: Red Development, Fadesa Prokom czy Marvipol. "Deweloperzy będą dążyć do rozpoczynania nowych projektów nawet w trudnej sytuacji rynkowej. Będą to inwestycje lepiej dostosowane do możliwości finansowych Polaków – powstaną lokale tanie, niewielkie" - uważają eksperci DI BRE. Ich szacunki zakładają, że na koniec 2010 roku w ofercie deweloperów powinno się znajdować ok. 10 tys. nowych mieszkań.

Źródlo: http://www.dziennik.pl/nieruchomosci

/

Nowe lokale nie znikną z rynku

Deweloperzy nie mogą sobie pozwolić na długą przerwę w budowaniu mieszkań. Każdy miesiąc przestoju to bardzo duże koszty. W miarę topnienia zapasów startują nowe inwestycje. Dominują mieszkania małe, ale za to tanie.

Coraz częściej pojawiają się głosy, że wobec kurczącej się liczby nowych mieszkań za kilka kwartałów może dojść do dziury podażowej. Wtedy mogą powrócić czasy kupowania dziury w ziemi. Taki scenariusz ma zachęcić niezdecydowanych do zakupów już teraz, bo za rok nie będzie w czym wybierać. Trudno to sobie jednak wyobrazić, biorąc pod uwagę, że u deweloperów jest jeszcze ok. 12 tys. mieszkań do sprzedania.

Również niektórzy eksperci przekonują, że nowych mieszkań nie zabraknie, a w miarę wyczerpywania się zapasów deweloperzy będą wprowadzać na rynek nowe projekty. Takiego zdania są analitycy Domu Inwestycyjnego BRE (DI BRE). – Nawet na słabym rynku oferta części deweloperów będzie się powoli wyczerpywać, w związku z tym rozpoczną oni kolejne projekty – piszą analitycy DI BRE w najnowszym raporcie dotyczącym sytuacji na rynku mieszkaniowym.

Dlaczego deweloperzy mieliby budować, mimo że sytuacja w mieszkaniówce, wprawdzie lepsza niż pół roku temu, nadal nie jest stabilna? Zdaniem ekspertów dużych firm po prostu nie stać na długotrwałe przestoje.

"Motywacją do rozpoczynania nowych projektów jest nie tylko chęć uzyskania atrakcyjnego zwrotu na kapitale, ale i konieczność pokrycia kosztów stałych działalności firmy. A te w przypadku dużych deweloperów wynoszą rocznie nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Ponadto, część firm będzie starać się budować nowe obiekty w celu uwolnienia gotówki, która obecnie zamrożona jest w gruntach" – przekonują eksperci DI BRE. Niektóre projekty mogą być realizowane nie tylko z myślą o wysokich marżach, ale i w celu zdjęcia z bilansu gruntów, pod które zaciągnięte są zobowiązania kredytowe.

Według szacunków ekspertów DI BRE do końca przyszłego roku dwaj najwięksi gracze na rynku warszawskim, czyli Dom Development i JW Construction, mogą wprowadzić na rynek nawet 3 tys. nowych mieszkań. Odpowiadałoby to 1/3 rocznej chłonności rynku. Co na to sami deweloperzy?

Po części potwierdzają chęć rozpoczęcia nowych budów. – Pracujemy nad uruchomieniem kilku nowych projektów mieszkaniowych w Warszawie i Łodzi, by zabezpieczyć podaż na rok 2011. Spośród stołecznych inwestycji jeszcze w tym roku może wystartować pierwszy etap inwestycji przy Zdziarskiej (580 mieszkań). Jesteśmy również przygotowani do rozpoczęcia kolejnej inwestycji na warszawskiej Białołęce – przy Światowida (156 lokali), oraz projektu na Mokotowie (ok. 230 jednostek). Na decyzję czekają kameralne inwestycje w Łodzi, Gdyni i Katowicach, rzędu 100 – 150 mieszkań każde – mówi Józef Wojciechowski, przewodniczący rady nadzorczej JW Construction. Holding chce mieć w ofercie w przyszłym roku ok. 1,5 mieszkań.

Z kolei Dom Development zamiast zapowiedzi od razu przechodzi do czynów. Deweloper rozpoczął właśnie projekt Derby 9 na Białołęce zakładający budowę 234 mieszkań. – Na koniec czerwca w ofercie Dom Development było 969 mieszkań. Wyczerpująca się oferta i rosnący popyt skłoniły dewelopera do uruchomienia zamrożonego dotychczas projektu. Jest duże prawdopodobieństwo, że w tym roku zaczniemy kolejną inwestycję – mówi Janusz Zalewski, wiceprezes i dyrektor finansowy spółki.

Pamiętać trzeba, że poza największymi deweloperami w Warszawie funkcjonuje kilkadziesiąt firm o mniejszym, choć wcale niemałym potencjale. Część z nich już zdecydowała się na rozpoczęcie kolejnych inwestycji. Nowe projekty szykują m.in. firmy: Red Development, Fadesa Prokom czy Marvipol. "Deweloperzy będą dążyć do rozpoczynania nowych projektów nawet w trudnej sytuacji rynkowej. Będą to inwestycje lepiej dostosowane do możliwości finansowych Polaków – powstaną lokale tanie, niewielkie" - uważają eksperci DI BRE. Ich szacunki zakładają, że na koniec 2010 roku w ofercie deweloperów powinno się znajdować ok. 10 tys. nowych mieszkań.

Źródlo: http://www.dziennik.pl/nieruchomosci

/

Prąd zdrożeje najwyżej o kilkanaście procent

Urząd Regulacji Energetyki nie godzi się na podwyżki cen prądu dla gospodarstw domowych zaproponowane przez firmy sprzedające energię - zaznacza "Dziennik Gazeta Prawna".
We wrześniu firmy zgłosiły wnioski o podniesienie stawek z początkiem przyszłego roku od 6 do 22 proc. Tłumaczyły to wzrostem cen hurtowych. Ale ceny w hurcie spadają - akcentuje "DGP". "Nie widzimy podstaw do akceptacji podwyżki" - mówi Mariusz Swora, prezes URE.

Urząd wezwał sprzedawców prądu do "urealnienia" oczekiwań. W efekcie firmy złożą teraz nowe wnioski o zgodę na zwiększenie cen energii maksymalnie o 12 - 14 proc. Jeśli chcą, by nowe cenniki zaczęły obowiązywać od początku 2010 r., mają na to czas do połowy przyszłego tygodnia - czytamy w publikacji "Dziennika Gazety Prawnej".

***

Urząd Regulacji Energetyki (URE) chce, by firmy energetyczne zaproponowały mniejsze podwyżki cen prądu dla odbiorców indywidualnych. Skorygowane wnioski taryfowe firmy mają składać do 6 listopada - poinformowała w poniedziałek rzeczniczka URE Agnieszka Głośniewska.

We wrześniu firmy energetyczne złożyły do URE wnioski taryfowe. - Średnio przedsiębiorstwa energetyczne chciały podwyższyć ceny prądu dla odbiorców indywidualnych o 17,6 procent. Prezes URE uważa takie podwyżki za nieuzasadnione - powiedziała Głośniewska. Najniższa proponowana podwyżka wynosiła 6 proc., a najwyższa 22 proc.

Rzeczniczka wyjaśniła, że URE wysłał wezwanie do firm energetycznych do korekty ich wniosków taryfowych 20 października, a zgodnie z przepisami na odpowiedź przedsiębiorstwa te mają 14 dni od daty dostarczenia wezwania.

Poniedziałkowy "Dziennik" napisał, że urząd wezwał sprzedawców prądu do "urealniania" swoich wrześniowych propozycji podwyżek i ograniczenia ich do 12-14 proc. Według gazety sprzedawcy argumentowali podwyżki wyższymi cenami hurtowymi prądu, te jednak spadły do 190 zł za 1 megawatogodzinę (na początku roku przekraczały 200 zł).

Rzecznik poznańskiej Enei Paweł Oboda powiedział w poniedziałek, że w jego spółce trwają analizy korekty sugerowanej przez URE i dopiero po ich przeprowadzeniu okaże się, czy Enea zaproponuje podwyżkę zgodną z oczekiwaniami Urzędu. - Patrzymy na rokowania rynkowe, zwłaszcza jeśli chodzi o ceny hurtowe energii elektrycznej; skorygowany wniosek wyślemy w ostatniej chwili, tuż przed upłynięciem terminu - wyjaśnił Oboda.

Rzecznik największej firmy - Polskiej Grupy Energetycznej PGE Jacek Strzałkowski zapewnił PAP, że PGE prowadzi z URE korespondencję na temat taryf, ale do czasu rozpoznania wniosku spółka "nie komentuje zawartości tej korespondencji".

INTERIA.PL/PAP

Prąd zdrożeje najwyżej o kilkanaście procent

Urząd Regulacji Energetyki nie godzi się na podwyżki cen prądu dla gospodarstw domowych zaproponowane przez firmy sprzedające energię - zaznacza "Dziennik Gazeta Prawna".
We wrześniu firmy zgłosiły wnioski o podniesienie stawek z początkiem przyszłego roku od 6 do 22 proc. Tłumaczyły to wzrostem cen hurtowych. Ale ceny w hurcie spadają - akcentuje "DGP". "Nie widzimy podstaw do akceptacji podwyżki" - mówi Mariusz Swora, prezes URE.

Urząd wezwał sprzedawców prądu do "urealnienia" oczekiwań. W efekcie firmy złożą teraz nowe wnioski o zgodę na zwiększenie cen energii maksymalnie o 12 - 14 proc. Jeśli chcą, by nowe cenniki zaczęły obowiązywać od początku 2010 r., mają na to czas do połowy przyszłego tygodnia - czytamy w publikacji "Dziennika Gazety Prawnej".

***

Urząd Regulacji Energetyki (URE) chce, by firmy energetyczne zaproponowały mniejsze podwyżki cen prądu dla odbiorców indywidualnych. Skorygowane wnioski taryfowe firmy mają składać do 6 listopada - poinformowała w poniedziałek rzeczniczka URE Agnieszka Głośniewska.

We wrześniu firmy energetyczne złożyły do URE wnioski taryfowe. - Średnio przedsiębiorstwa energetyczne chciały podwyższyć ceny prądu dla odbiorców indywidualnych o 17,6 procent. Prezes URE uważa takie podwyżki za nieuzasadnione - powiedziała Głośniewska. Najniższa proponowana podwyżka wynosiła 6 proc., a najwyższa 22 proc.

Rzeczniczka wyjaśniła, że URE wysłał wezwanie do firm energetycznych do korekty ich wniosków taryfowych 20 października, a zgodnie z przepisami na odpowiedź przedsiębiorstwa te mają 14 dni od daty dostarczenia wezwania.

Poniedziałkowy "Dziennik" napisał, że urząd wezwał sprzedawców prądu do "urealniania" swoich wrześniowych propozycji podwyżek i ograniczenia ich do 12-14 proc. Według gazety sprzedawcy argumentowali podwyżki wyższymi cenami hurtowymi prądu, te jednak spadły do 190 zł za 1 megawatogodzinę (na początku roku przekraczały 200 zł).

Rzecznik poznańskiej Enei Paweł Oboda powiedział w poniedziałek, że w jego spółce trwają analizy korekty sugerowanej przez URE i dopiero po ich przeprowadzeniu okaże się, czy Enea zaproponuje podwyżkę zgodną z oczekiwaniami Urzędu. - Patrzymy na rokowania rynkowe, zwłaszcza jeśli chodzi o ceny hurtowe energii elektrycznej; skorygowany wniosek wyślemy w ostatniej chwili, tuż przed upłynięciem terminu - wyjaśnił Oboda.

Rzecznik największej firmy - Polskiej Grupy Energetycznej PGE Jacek Strzałkowski zapewnił PAP, że PGE prowadzi z URE korespondencję na temat taryf, ale do czasu rozpoznania wniosku spółka "nie komentuje zawartości tej korespondencji".

INTERIA.PL/PAP

GUS: Rynek ma charakter lokalny

Główny Urząd Statystyczny opublikował dane dotyczące zarejestrowanych notarialnie i objętych ewidencją statystyczną transakcji kupna/sprzedaży dokonanych na rynku nieruchomości w Polsce w 2008 roku.

Transakcje pod lupą

Dotyczą one zarówno lokali o różnym przeznaczeniu, od mieszkalnych po produkcyjne, jak również gruntów, budynków i nieruchomości zabudowanych. Zestawienie transakcji pozwala zapoznać się z aktywnością w poszczególnych obszarach życia gospodarczego i różnymi zjawiskami zachodzącymi na rynku nieruchomości w Polsce.

Z monitoringu polskiego rynku nieruchomości Instytutu Rozwoju Miast wynika, że w 2008 roku dokonano 625 068 transakcji ogółem, z czego 401 841 dotyczyło transakcji rynkowych. Dominuje oczywiście województwo mazowieckie (92 009 transakcji ogółem). Dość duże natężenie obrotów zarejestrowano także w województwie małopolskim (59 803), śląskim (59 287), dolnośląskim (55 323), i wielkopolskim (49 789). Najmniej transakcji odnotowano w województwie podlaskim (16 986).

Grunty w obrocie

GUS od kilku lat prowadzi statystyki rynku nieruchomości, przy czym analizy odzwierciedlają stan zarejestrowany w powiatach, które dopełniły obowiązku statystycznego i przekazały informacje. Biorąc pod uwagę rodzaje nieruchomości, w 2008 roku 138 782 transakcje dotyczyły nieruchomości gruntowych, które w zdecydowanej większości dokonane były poza granicami miasta (77 proc.). 85 334 transakcji dotyczyło lokali, z czego 92 proc. z nich znajdowało się w granicach miasta.

Transakcji nieruchomościami zabudowanymi było 50 325 i stanowiły one w ujęciu ilościowym 21 proc. ogółu transakcji. Udział transakcji budynkami w ogóle transakcji na krajowym rynku nieruchomości był niewielki i wyniósł 0,9 proc. (łącznie było ich 2572). W ujęciu ilościowym i wartościowym największe znaczenie odegrały transakcje nieruchomościami gruntowymi (odpowiednio stanowiły 50 proc. i 38 proc. transakcji ogółem).

Jeśli chodzi o transakcje lokalami, największy udział mają lokale mieszkalne (90 proc. w ujęciu ilościowym i 94 proc. w ujęciu wartościowym). W przypadku lokali niemieszkalnych, do których zalicza się lokale handlowo-usługowe, biurowe, produkcyjne, garaże i inne nieuwzględnione w wymienionych rodzajach, największe znaczenie w ujęciu ilościowym miały garaże (64 proc.), natomiast w ujęciu wartościowym lokale handlowo-usługowe (45 proc.).

Nie widać zastoju

Największą aktywnością w transakcjach lokalami mieszkalnymi wykazało się województwo śląskie (13 910 transakcji). Zaraz za nim znalazło się województwo mazowieckie z 11 809 transakcjami. Dość dużą aktywnością w porównaniu z innymi województwami, aczkolwiek dużo mniejszą od dwóch dominujących województw, wykazały się: województwo lubuskie (6522 transakcji),dolnośląskie (6295 transakcji) i pomorskie (5042 transakcji). W ujęciu wartościowym dominuje województwo mazowieckie (3 897,69 mln zł), co stanowi 31 proc. ogółu transakcji lokalami mieszkalnymi.

Liczba transakcji lokalami w skali całego kraju w latach 2006 do 2008 była zmienna - w 2006 roku było ich 74 843, w 2007 roku 72 277, a w 2008 roku 85 343. W tym okresie następował jednak wzrost wartości transakcji we wszystkich obszarach podziału administracyjnego kraju. W 2006 roku wartość transakcji wyniosła 5 781,1 mln zł, rok później 8 021,9 mln zł, a w 2008 roku 13 491,3 mln zł.

Polski rynek ma charakter lokalny

Dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące transakcji kupna/sprzedaży pokazują niejednolitość rynku nieruchomości i jego lokalny charakter. Transakcje mają raczej charakter lokalny, a potencjalny nabywca musi poznać każdą nieruchomość, by ocenić jej wady i zalety na tle innych. Niektóre województwa mają dominujące znaczenie (ilościowe lub/i wartościowe) w poszczególnych rodzajach transakcji na krajowym rynku nieruchomości, inne odgrywają rolę symboliczną. Mimo zmienności w liczbie transakcji w ostatnich latach, ich wartość wzrasta. Zobaczymy, co pokażą dane za ten rok.

Małgorzata Kędzierska

interia.pl

GUS: Rynek ma charakter lokalny

Główny Urząd Statystyczny opublikował dane dotyczące zarejestrowanych notarialnie i objętych ewidencją statystyczną transakcji kupna/sprzedaży dokonanych na rynku nieruchomości w Polsce w 2008 roku.

Transakcje pod lupą

Dotyczą one zarówno lokali o różnym przeznaczeniu, od mieszkalnych po produkcyjne, jak również gruntów, budynków i nieruchomości zabudowanych. Zestawienie transakcji pozwala zapoznać się z aktywnością w poszczególnych obszarach życia gospodarczego i różnymi zjawiskami zachodzącymi na rynku nieruchomości w Polsce.

Z monitoringu polskiego rynku nieruchomości Instytutu Rozwoju Miast wynika, że w 2008 roku dokonano 625 068 transakcji ogółem, z czego 401 841 dotyczyło transakcji rynkowych. Dominuje oczywiście województwo mazowieckie (92 009 transakcji ogółem). Dość duże natężenie obrotów zarejestrowano także w województwie małopolskim (59 803), śląskim (59 287), dolnośląskim (55 323), i wielkopolskim (49 789). Najmniej transakcji odnotowano w województwie podlaskim (16 986).

Grunty w obrocie

GUS od kilku lat prowadzi statystyki rynku nieruchomości, przy czym analizy odzwierciedlają stan zarejestrowany w powiatach, które dopełniły obowiązku statystycznego i przekazały informacje. Biorąc pod uwagę rodzaje nieruchomości, w 2008 roku 138 782 transakcje dotyczyły nieruchomości gruntowych, które w zdecydowanej większości dokonane były poza granicami miasta (77 proc.). 85 334 transakcji dotyczyło lokali, z czego 92 proc. z nich znajdowało się w granicach miasta.

Transakcji nieruchomościami zabudowanymi było 50 325 i stanowiły one w ujęciu ilościowym 21 proc. ogółu transakcji. Udział transakcji budynkami w ogóle transakcji na krajowym rynku nieruchomości był niewielki i wyniósł 0,9 proc. (łącznie było ich 2572). W ujęciu ilościowym i wartościowym największe znaczenie odegrały transakcje nieruchomościami gruntowymi (odpowiednio stanowiły 50 proc. i 38 proc. transakcji ogółem).

Jeśli chodzi o transakcje lokalami, największy udział mają lokale mieszkalne (90 proc. w ujęciu ilościowym i 94 proc. w ujęciu wartościowym). W przypadku lokali niemieszkalnych, do których zalicza się lokale handlowo-usługowe, biurowe, produkcyjne, garaże i inne nieuwzględnione w wymienionych rodzajach, największe znaczenie w ujęciu ilościowym miały garaże (64 proc.), natomiast w ujęciu wartościowym lokale handlowo-usługowe (45 proc.).

Nie widać zastoju

Największą aktywnością w transakcjach lokalami mieszkalnymi wykazało się województwo śląskie (13 910 transakcji). Zaraz za nim znalazło się województwo mazowieckie z 11 809 transakcjami. Dość dużą aktywnością w porównaniu z innymi województwami, aczkolwiek dużo mniejszą od dwóch dominujących województw, wykazały się: województwo lubuskie (6522 transakcji),dolnośląskie (6295 transakcji) i pomorskie (5042 transakcji). W ujęciu wartościowym dominuje województwo mazowieckie (3 897,69 mln zł), co stanowi 31 proc. ogółu transakcji lokalami mieszkalnymi.

Liczba transakcji lokalami w skali całego kraju w latach 2006 do 2008 była zmienna - w 2006 roku było ich 74 843, w 2007 roku 72 277, a w 2008 roku 85 343. W tym okresie następował jednak wzrost wartości transakcji we wszystkich obszarach podziału administracyjnego kraju. W 2006 roku wartość transakcji wyniosła 5 781,1 mln zł, rok później 8 021,9 mln zł, a w 2008 roku 13 491,3 mln zł.

Polski rynek ma charakter lokalny

Dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące transakcji kupna/sprzedaży pokazują niejednolitość rynku nieruchomości i jego lokalny charakter. Transakcje mają raczej charakter lokalny, a potencjalny nabywca musi poznać każdą nieruchomość, by ocenić jej wady i zalety na tle innych. Niektóre województwa mają dominujące znaczenie (ilościowe lub/i wartościowe) w poszczególnych rodzajach transakcji na krajowym rynku nieruchomości, inne odgrywają rolę symboliczną. Mimo zmienności w liczbie transakcji w ostatnich latach, ich wartość wzrasta. Zobaczymy, co pokażą dane za ten rok.

Małgorzata Kędzierska

interia.pl

Trudny kredyt na rynku pierwotnym

Zakup nowego mieszkania na kredyt jest dużo trudniejszy niż w przypadku rynku wtórnego. Wiele banków ma obostrzenia dotyczące kredytowania rynku pierwotnego i warto je poznać przed rozpoczęciem poszukiwania kredytu.

W niektórych instytucjach istnieje zamknięta lista rekomendowanych deweloperów, obecność na niej oznacza, że bank chętniej skredytuje nieruchomość danego wykonawcy. Dla pozostałych istnieją spore wymagania, np. co do etapu ukończenia inwestycji lub formy prawnej dewelopera. Wszystko to w celach bezpieczeństwa - gdy deweloper zbankrutuje, klienci zwykle zostają na lodzie, a z "dziury w ziemi" nie sposób odzyskać pieniądze, które wpłacili chętni na mieszkanie.

"Lista preferencyjna"

Swojej listy nie posiadają np. Noble Bank, Nordea Bank Polska i Polbank, lecz nie znaczy to, że dają kredyt na każdą budowaną nieruchomość. W Noble wymagane jest, by budowa była ukończona co najmniej w 45 proc. (stan surowy otwarty z dachem), a dla deweloperów bez ukończonych projektów, trzeba ustanowić dodatkowe zabezpieczenia do czasu wpisu do hipoteki.

Nieco niżej barierę poziomu zaawansowania budowy ustalono w Polbanku, który wymaga 30-proc. ukończenia (lub 50 proc. dla wykonawców nie posiadających osobowości prawnej), dodatkowo jednak termin ukończenia kredytowanej inwestycji nie może sięgać dalej niż 12 mies. od momentu rozpoczęcia analizy wniosku kredytowego.

W Nordei, która z zasady kredytuje tylko projekty deweloperów posiadających formę spółki z o.o. lub akcyjnej, wykonawca musi mieć w dorobku ukończone co najmniej trzy porównywalne inwestycje. Bank robi jednak wyjątki dla swoich klientów (jeśli deweloper jest klientem korporacyjnym banku) oraz wykonawców znanych, np. notowanych na GPW.

Podobne jak Noble, Nordea i Polbank preferencyjne listy posiadają jeszcze Bank Zachodni WBK i DnB Nord, który w selekcji wykonawców idzie jeszcze dalej. Bank deklaruje, że udzieli kredytu tylko na zakup nieruchomości położonej w jednej z preferowanych gmin, a na dodatek musi być spełniony jeszcze jeden z warunków, wśród których są m.in. obecność dewelopera na liście oraz co najmniej stan surowy budynku mieszkalnego (lub stan zerowy w przypadku domu).

Więcej formalności dla "tych" spoza listy

BZ WBK także jest ostrożny i nie podejmie decyzji kredytowej (nawet dla deweloperów z listy), jeśli projekt nie będzie ukończony w co najmniej 30 procentach. Dla deweloperów spoza listy wymagane jest dostarczenie pozwolenia na użytkowanie lokalu. Podobnie działa Bank Millennium, który nie dość, że certyfikuje deweloperów, to wymaga, by finansowanie projektu odbywało się za pośrednictwem bezpiecznego rachunku Escrow, a wykonanie nieruchomości było zaawansowane w co najmniej 20 proc.

Trudniej jest oczywiście w przypadku deweloperów bez certyfikatu. Bank wymaga wówczas, aby działka pod budynek była całkowicie opłacona (weryfikuje to na podstawie aktu notarialnego), a ostateczne pozwolenie na budowę na daną inwestycję zostało wydane. Bankowi trzeba też dostarczyć aktualny odpis KRS nie starszy niż jeden miesiąc.

Komentarz

Sytuacja osób chcących na kredyt kupić budowane mieszkanie nie jest łatwa, lecz warto być świadomym tego, że wymienione obostrzenia chronią nie tylko interesy banków, ale i klientów. Bo solidny i sprawdzony deweloper oraz zaawansowany stan budowy dają większe szanse na dokończenie inwestycji niż dziura w ziemi wykopana przez tzw. firmę krzak.

Niestety rygorystyczne podejście banków do kredytowania klientów deweloperów może mieć także wpływ na dalsze losy rządowego programu Rodzina na Swoim, jeśli zrealizowane zostaną postulaty branży deweloperskiej i kredyty udzielane w ramach programu będzie można wykorzystać wyłącznie na zakup nowego mieszkania lub budowę domu.

Marcin Krasoń

 

interia.pl

Trudny kredyt na rynku pierwotnym

Zakup nowego mieszkania na kredyt jest dużo trudniejszy niż w przypadku rynku wtórnego. Wiele banków ma obostrzenia dotyczące kredytowania rynku pierwotnego i warto je poznać przed rozpoczęciem poszukiwania kredytu.

W niektórych instytucjach istnieje zamknięta lista rekomendowanych deweloperów, obecność na niej oznacza, że bank chętniej skredytuje nieruchomość danego wykonawcy. Dla pozostałych istnieją spore wymagania, np. co do etapu ukończenia inwestycji lub formy prawnej dewelopera. Wszystko to w celach bezpieczeństwa - gdy deweloper zbankrutuje, klienci zwykle zostają na lodzie, a z "dziury w ziemi" nie sposób odzyskać pieniądze, które wpłacili chętni na mieszkanie.

"Lista preferencyjna"

Swojej listy nie posiadają np. Noble Bank, Nordea Bank Polska i Polbank, lecz nie znaczy to, że dają kredyt na każdą budowaną nieruchomość. W Noble wymagane jest, by budowa była ukończona co najmniej w 45 proc. (stan surowy otwarty z dachem), a dla deweloperów bez ukończonych projektów, trzeba ustanowić dodatkowe zabezpieczenia do czasu wpisu do hipoteki.

Nieco niżej barierę poziomu zaawansowania budowy ustalono w Polbanku, który wymaga 30-proc. ukończenia (lub 50 proc. dla wykonawców nie posiadających osobowości prawnej), dodatkowo jednak termin ukończenia kredytowanej inwestycji nie może sięgać dalej niż 12 mies. od momentu rozpoczęcia analizy wniosku kredytowego.

W Nordei, która z zasady kredytuje tylko projekty deweloperów posiadających formę spółki z o.o. lub akcyjnej, wykonawca musi mieć w dorobku ukończone co najmniej trzy porównywalne inwestycje. Bank robi jednak wyjątki dla swoich klientów (jeśli deweloper jest klientem korporacyjnym banku) oraz wykonawców znanych, np. notowanych na GPW.

Podobne jak Noble, Nordea i Polbank preferencyjne listy posiadają jeszcze Bank Zachodni WBK i DnB Nord, który w selekcji wykonawców idzie jeszcze dalej. Bank deklaruje, że udzieli kredytu tylko na zakup nieruchomości położonej w jednej z preferowanych gmin, a na dodatek musi być spełniony jeszcze jeden z warunków, wśród których są m.in. obecność dewelopera na liście oraz co najmniej stan surowy budynku mieszkalnego (lub stan zerowy w przypadku domu).

Więcej formalności dla "tych" spoza listy

BZ WBK także jest ostrożny i nie podejmie decyzji kredytowej (nawet dla deweloperów z listy), jeśli projekt nie będzie ukończony w co najmniej 30 procentach. Dla deweloperów spoza listy wymagane jest dostarczenie pozwolenia na użytkowanie lokalu. Podobnie działa Bank Millennium, który nie dość, że certyfikuje deweloperów, to wymaga, by finansowanie projektu odbywało się za pośrednictwem bezpiecznego rachunku Escrow, a wykonanie nieruchomości było zaawansowane w co najmniej 20 proc.

Trudniej jest oczywiście w przypadku deweloperów bez certyfikatu. Bank wymaga wówczas, aby działka pod budynek była całkowicie opłacona (weryfikuje to na podstawie aktu notarialnego), a ostateczne pozwolenie na budowę na daną inwestycję zostało wydane. Bankowi trzeba też dostarczyć aktualny odpis KRS nie starszy niż jeden miesiąc.

Komentarz

Sytuacja osób chcących na kredyt kupić budowane mieszkanie nie jest łatwa, lecz warto być świadomym tego, że wymienione obostrzenia chronią nie tylko interesy banków, ale i klientów. Bo solidny i sprawdzony deweloper oraz zaawansowany stan budowy dają większe szanse na dokończenie inwestycji niż dziura w ziemi wykopana przez tzw. firmę krzak.

Niestety rygorystyczne podejście banków do kredytowania klientów deweloperów może mieć także wpływ na dalsze losy rządowego programu Rodzina na Swoim, jeśli zrealizowane zostaną postulaty branży deweloperskiej i kredyty udzielane w ramach programu będzie można wykorzystać wyłącznie na zakup nowego mieszkania lub budowę domu.

Marcin Krasoń

 

interia.pl

Mieszkania z TBS na własność

O możliwości wykupu mieszkania na własność zadecydują właściciele TBS-ów, a nie najemcy – donosi „Dziennik Gazeta Prawna”.
Jak czytamy dalej, Ministerstwo Infrastruktury przygotowało projekt ustawy o TBS-ach, który umożliwi wolnorynkowy obrót takimi mieszkaniami. Ma to być możliwe już od początku 2011 r. Wykup lokali będzie jednak przysługiwał wyłącznie tym najemcom, którzy wnieśli partycypację, czyli choćby w części pokryli koszty budowy mieszkania – zaznacza dziennik.

Najemcy mieszkań w TBS-ach, którzy liczyli na to, że wykupią je na własność za przysłowiową złotówkę, mogą się jednak rozczarować. Wykup lokali będzie się bowiem odbywał na podstawie aktualnej, rynkowej wartości mieszkania – dodaje gazeta. Ceny nie będzie określał właściciel TBS-u, lecz rzeczoznawca. Ministerstwo Infrastruktury liczy na to, że dopuszczenie możliwości wykupu na własność mieszkań w TBS-ach będzie korzystne nie tylko dla ich najemców, ale także dla państwa. Rozwiązanie to ma bowiem zagwarantować TBS-om środki finansowe na dalszy rozwój budownictwa pod wynajem – zaznacza „Dziennik Gazeta Prawna”.

 

 

Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna” 26.10.2009,   26.10.2009

Mieszkania z TBS na własność

O możliwości wykupu mieszkania na własność zadecydują właściciele TBS-ów, a nie najemcy – donosi „Dziennik Gazeta Prawna”.
Jak czytamy dalej, Ministerstwo Infrastruktury przygotowało projekt ustawy o TBS-ach, który umożliwi wolnorynkowy obrót takimi mieszkaniami. Ma to być możliwe już od początku 2011 r. Wykup lokali będzie jednak przysługiwał wyłącznie tym najemcom, którzy wnieśli partycypację, czyli choćby w części pokryli koszty budowy mieszkania – zaznacza dziennik.

Najemcy mieszkań w TBS-ach, którzy liczyli na to, że wykupią je na własność za przysłowiową złotówkę, mogą się jednak rozczarować. Wykup lokali będzie się bowiem odbywał na podstawie aktualnej, rynkowej wartości mieszkania – dodaje gazeta. Ceny nie będzie określał właściciel TBS-u, lecz rzeczoznawca. Ministerstwo Infrastruktury liczy na to, że dopuszczenie możliwości wykupu na własność mieszkań w TBS-ach będzie korzystne nie tylko dla ich najemców, ale także dla państwa. Rozwiązanie to ma bowiem zagwarantować TBS-om środki finansowe na dalszy rozwój budownictwa pod wynajem – zaznacza „Dziennik Gazeta Prawna”.

 

 

Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna” 26.10.2009,   26.10.2009

Banki nie chcą pożyczać na "dziurę w ziemi"

Zakup nowego mieszkania na kredyt jest dużo trudniejszy niż w przypadku rynku wtórnego. Wiele banków ma obostrzenia dotyczące kredytowania rynku pierwotnego i warto je poznać przed rozpoczęciem poszukiwania kredytu.

W niektórych instytucjach istnieje zamknięta lista rekomendowanych deweloperów, obecność na niej oznacza, że bank chętniej skredytuje nieruchomość danego wykonawcy.

Dla pozostałych istnieją spore wymagania, np. co do etapu ukończenia inwestycji lub formy prawnej dewelopera. Wszystko to w celach bezpieczeństwa - gdy deweloper zbankrutuje, klienci zwykle zostają na lodzie, a z dziury w ziemi nie sposób odzyskać pieniądze, które wpłacili chętni na mieszkanie.

Swojej listy nie posiadają np. Noble Bank, Nordea Bank Polska i Polbank, lecz nie znaczy to, że dają kredyt na każdą budowaną nieruchomość. W Noble wymagane jest, by budowa była ukończona co najmniej w 45 proc. (stan surowy otwarty z dachem), a dla deweloperów bez ukończonych projektów, trzeba ustanowić dodatkowe zabezpieczenia do czasu wpisu do hipoteki.

Nieco niżej barierę poziomu zaawansowania budowy ustalono w Polbanku, który wymaga 30-proc. ukończenia (lub 50 proc. dla wykonawców nie posiadających osobowości prawnej), dodatkowo jednak termin ukończenia kredytowanej inwestycji nie może sięgać dalej niż 12 mies. od momentu rozpoczęcia analizy wniosku kredytowego.

W Nordei, która z zasady kredytuje tylko projekty deweloperów posiadających formę spółki z o.o. lub akcyjnej, wykonawca musi mieć w dorobku ukończone co najmniej trzy porównywalne inwestycje. Bank robi jednak wyjątki dla swoich klientów (jeśli deweloper jest klientem korporacyjnym banku) oraz wykonawców znanych, np. notowanych na GPW.

Podobne jak Noble, Nordea i Polbank preferencyjne listy posiadają jeszcze Bank Zachodni WBK i DnB Nord, który w selekcji wykonawców idzie jeszcze dalej. Bank deklaruje, że udzieli kredytu tylko na zakup nieruchomości położonej w jednej z preferowanych gmin, a na dodatek musi być spełniony jeszcze jeden z warunków, wśród których są m.in. obecność dewelopera na liście oraz co najmniej stan surowy budynku mieszkalnego (lub stan zerowy w przypadku domu).

BZ WBK także jest ostrożny i nie podejmie decyzji kredytowej (nawet dla deweloperów z listy), jeśli projekt nie będzie ukończony w co najmniej 30 procentach. Dla deweloperów spoza listy wymagane jest dostarczenie pozwolenia na użytkowanie lokalu.

Podobnie działa Bank Millennium, który nie dość, że certyfikuje deweloperów, to wymaga, by finansowanie projektu odbywało się za pośrednictwem bezpiecznego rachunku Escrow, a wykonanie nieruchomości było zaawansowane w co najmniej 20 proc. Trudniej jest oczywiście w przypadku deweloperów bez certyfikatu.

Bank wymaga wówczas, aby działka pod budynek była całkowicie opłacona (weryfikuje to na podstawie aktu notarialnego), a ostateczne pozwolenie na budowę na daną inwestycję zostało wydane. Bankowi trzeba też dostarczyć aktualny odpis KRS nie starszy niż jeden miesiąc.

Komentarz

Sytuacja osób chcących na kredyt kupić budowane mieszkanie nie jest łatwa, lecz warto być świadomym tego, że wymienione obostrzenia chronią nie tylko interesy banków, ale i klientów. Bo solidny i sprawdzony deweloper oraz zaawansowany stan budowy dają większe szanse na dokończenie inwestycji niż dziura w ziemi wykopana przez tzw. firmę krzak.

Niestety rygorystyczne podejście banków do kredytowania klientów deweloperów może mieć także wpływ na dalsze losy rządowego programu Rodzina na Swoim, jeśli zrealizowane zostaną postulaty branży deweloperskiej i kredyty udzielane w ramach programu będzie można wykorzystać wyłącznie na zakup nowego mieszkania lub budowę domu.

Banki nie chcą pożyczać na dziurę w ziemi

Banki nie chcą pożyczać na "dziurę w ziemi"

Zakup nowego mieszkania na kredyt jest dużo trudniejszy niż w przypadku rynku wtórnego. Wiele banków ma obostrzenia dotyczące kredytowania rynku pierwotnego i warto je poznać przed rozpoczęciem poszukiwania kredytu.

W niektórych instytucjach istnieje zamknięta lista rekomendowanych deweloperów, obecność na niej oznacza, że bank chętniej skredytuje nieruchomość danego wykonawcy.

Dla pozostałych istnieją spore wymagania, np. co do etapu ukończenia inwestycji lub formy prawnej dewelopera. Wszystko to w celach bezpieczeństwa - gdy deweloper zbankrutuje, klienci zwykle zostają na lodzie, a z dziury w ziemi nie sposób odzyskać pieniądze, które wpłacili chętni na mieszkanie.

Swojej listy nie posiadają np. Noble Bank, Nordea Bank Polska i Polbank, lecz nie znaczy to, że dają kredyt na każdą budowaną nieruchomość. W Noble wymagane jest, by budowa była ukończona co najmniej w 45 proc. (stan surowy otwarty z dachem), a dla deweloperów bez ukończonych projektów, trzeba ustanowić dodatkowe zabezpieczenia do czasu wpisu do hipoteki.

Nieco niżej barierę poziomu zaawansowania budowy ustalono w Polbanku, który wymaga 30-proc. ukończenia (lub 50 proc. dla wykonawców nie posiadających osobowości prawnej), dodatkowo jednak termin ukończenia kredytowanej inwestycji nie może sięgać dalej niż 12 mies. od momentu rozpoczęcia analizy wniosku kredytowego.

W Nordei, która z zasady kredytuje tylko projekty deweloperów posiadających formę spółki z o.o. lub akcyjnej, wykonawca musi mieć w dorobku ukończone co najmniej trzy porównywalne inwestycje. Bank robi jednak wyjątki dla swoich klientów (jeśli deweloper jest klientem korporacyjnym banku) oraz wykonawców znanych, np. notowanych na GPW.

Podobne jak Noble, Nordea i Polbank preferencyjne listy posiadają jeszcze Bank Zachodni WBK i DnB Nord, który w selekcji wykonawców idzie jeszcze dalej. Bank deklaruje, że udzieli kredytu tylko na zakup nieruchomości położonej w jednej z preferowanych gmin, a na dodatek musi być spełniony jeszcze jeden z warunków, wśród których są m.in. obecność dewelopera na liście oraz co najmniej stan surowy budynku mieszkalnego (lub stan zerowy w przypadku domu).

BZ WBK także jest ostrożny i nie podejmie decyzji kredytowej (nawet dla deweloperów z listy), jeśli projekt nie będzie ukończony w co najmniej 30 procentach. Dla deweloperów spoza listy wymagane jest dostarczenie pozwolenia na użytkowanie lokalu.

Podobnie działa Bank Millennium, który nie dość, że certyfikuje deweloperów, to wymaga, by finansowanie projektu odbywało się za pośrednictwem bezpiecznego rachunku Escrow, a wykonanie nieruchomości było zaawansowane w co najmniej 20 proc. Trudniej jest oczywiście w przypadku deweloperów bez certyfikatu.

Bank wymaga wówczas, aby działka pod budynek była całkowicie opłacona (weryfikuje to na podstawie aktu notarialnego), a ostateczne pozwolenie na budowę na daną inwestycję zostało wydane. Bankowi trzeba też dostarczyć aktualny odpis KRS nie starszy niż jeden miesiąc.

Komentarz

Sytuacja osób chcących na kredyt kupić budowane mieszkanie nie jest łatwa, lecz warto być świadomym tego, że wymienione obostrzenia chronią nie tylko interesy banków, ale i klientów. Bo solidny i sprawdzony deweloper oraz zaawansowany stan budowy dają większe szanse na dokończenie inwestycji niż dziura w ziemi wykopana przez tzw. firmę krzak.

Niestety rygorystyczne podejście banków do kredytowania klientów deweloperów może mieć także wpływ na dalsze losy rządowego programu Rodzina na Swoim, jeśli zrealizowane zostaną postulaty branży deweloperskiej i kredyty udzielane w ramach programu będzie można wykorzystać wyłącznie na zakup nowego mieszkania lub budowę domu.

Banki nie chcą pożyczać na dziurę w ziemi

Coraz większy ruch na rynku nieruchomości

W 2008 roku 85 tys. lokali zmieniło właścicieli. Kosztowały w sumie 13,4 mld zł.
GUS od kilku lat prowadzi statystyki rynku nieruchomości, Dotyczą one lokali o różnym przeznaczeniu: od mieszkalnych po produkcyjne, jak również gruntów, budynków i nieruchomości zabudowanych.

W 2008 roku 138 tys. 782 transakcje dotyczyły nieruchomości gruntowych, które w zdecydowanej większości dokonane były poza granicami miasta (77 proc.). 85 tys. 334 transakcji dotyczyło lokali, z czego 92 proc. z nich znajdowało się w granicach miasta.

Transakcji nieruchomościami zabudowanymi było 50 tys. 325 i stanowiły one w ujęciu ilościowym 21 proc. ogółu transakcji. Udział transakcji budynkami w ogóle transakcji na krajowym rynku nieruchomości był niewielki i wyniósł 0,9 proc. (łącznie było ich 2572). W ujęciu ilościowym i wartościowym największe znaczenie odegrały transakcje nieruchomościami gruntowymi (odpowiednio stanowiły 50 proc. i 38 proc. transakcji ogółem).

Jeśli chodzi o transakcje lokalami, największy udział mają lokale mieszkalne (90 proc. w ujęciu ilościowym i 94 proc. w ujęciu wartościowym). W przypadku lokali niemieszkalnych, do których zalicza się lokale handlowo-usługowe, biurowe, produkcyjne, garaże i inne nieuwzględnione w wymienionych rodzajach, największe znaczenie w ujęciu ilościowym miały garaże (64 proc.), natomiast w ujęciu wartościowym lokale handlowo-usługowe (45 proc.).

Największą aktywnością w transakcjach lokalami mieszkalnymi wykazało się województwo śląskie (13 910 transakcji). Zaraz za nim znalazło się województwo mazowieckie z 11 809 transakcjami.

Dość dużą aktywnością w porównaniu z innymi województwami, aczkolwiek dużo mniejszą od dwóch dominujących województw, wykazały się: województwo lubuskie (6522 transakcji),dolnośląskie (6295 transakcji) i pomorskie (5042 transakcji). W ujęciu wartościowym dominuje województwo mazowieckie (3 897,69 mln zł), co stanowi 31 proc. ogółu transakcji lokalami mieszkalnymi.

Liczba transakcji lokalami w skali całego kraju w latach 2006 do 2008 była zmienna - w 2006 roku było ich 74 843, w 2007 roku 72 277, a w 2008 roku 85 343. W tym okresie następował jednak wzrost wartości transakcji we wszystkich obszarach podziału administracyjnego kraju. W 2006 roku wartość transakcji wyniosła 5 mld 781,1 mln zł, rok później 8 mld. 021,9 mln zł, a w 2008 roku 13 mld 491,3 mln zł.

Dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące transakcji kupna/sprzedaży pokazują niejednolitość rynku nieruchomość. Transakcje mają raczej charakter lokalny, a potencjalny nabywca musi poznać każdą nieruchomość, by ocenić jej wady i zalety na tle innych.

Niektóre województwa mają dominujące znaczenie (ilościowe lub/i wartościowe) w poszczególnych rodzajach transakcji na krajowym rynku nieruchomości, inne odgrywają rolę symboliczną. Mimo zmienności w liczbie transakcji w ostatnich latach, ich wartość wzrasta.

 

Małgorzata Kędzierska (wynajem.pl)
Coraz większy ruch na rynku nieruchomości

Coraz większy ruch na rynku nieruchomości

W 2008 roku 85 tys. lokali zmieniło właścicieli. Kosztowały w sumie 13,4 mld zł.
GUS od kilku lat prowadzi statystyki rynku nieruchomości, Dotyczą one lokali o różnym przeznaczeniu: od mieszkalnych po produkcyjne, jak również gruntów, budynków i nieruchomości zabudowanych.

W 2008 roku 138 tys. 782 transakcje dotyczyły nieruchomości gruntowych, które w zdecydowanej większości dokonane były poza granicami miasta (77 proc.). 85 tys. 334 transakcji dotyczyło lokali, z czego 92 proc. z nich znajdowało się w granicach miasta.

Transakcji nieruchomościami zabudowanymi było 50 tys. 325 i stanowiły one w ujęciu ilościowym 21 proc. ogółu transakcji. Udział transakcji budynkami w ogóle transakcji na krajowym rynku nieruchomości był niewielki i wyniósł 0,9 proc. (łącznie było ich 2572). W ujęciu ilościowym i wartościowym największe znaczenie odegrały transakcje nieruchomościami gruntowymi (odpowiednio stanowiły 50 proc. i 38 proc. transakcji ogółem).

Jeśli chodzi o transakcje lokalami, największy udział mają lokale mieszkalne (90 proc. w ujęciu ilościowym i 94 proc. w ujęciu wartościowym). W przypadku lokali niemieszkalnych, do których zalicza się lokale handlowo-usługowe, biurowe, produkcyjne, garaże i inne nieuwzględnione w wymienionych rodzajach, największe znaczenie w ujęciu ilościowym miały garaże (64 proc.), natomiast w ujęciu wartościowym lokale handlowo-usługowe (45 proc.).

Największą aktywnością w transakcjach lokalami mieszkalnymi wykazało się województwo śląskie (13 910 transakcji). Zaraz za nim znalazło się województwo mazowieckie z 11 809 transakcjami.

Dość dużą aktywnością w porównaniu z innymi województwami, aczkolwiek dużo mniejszą od dwóch dominujących województw, wykazały się: województwo lubuskie (6522 transakcji),dolnośląskie (6295 transakcji) i pomorskie (5042 transakcji). W ujęciu wartościowym dominuje województwo mazowieckie (3 897,69 mln zł), co stanowi 31 proc. ogółu transakcji lokalami mieszkalnymi.

Liczba transakcji lokalami w skali całego kraju w latach 2006 do 2008 była zmienna - w 2006 roku było ich 74 843, w 2007 roku 72 277, a w 2008 roku 85 343. W tym okresie następował jednak wzrost wartości transakcji we wszystkich obszarach podziału administracyjnego kraju. W 2006 roku wartość transakcji wyniosła 5 mld 781,1 mln zł, rok później 8 mld. 021,9 mln zł, a w 2008 roku 13 mld 491,3 mln zł.

Dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące transakcji kupna/sprzedaży pokazują niejednolitość rynku nieruchomość. Transakcje mają raczej charakter lokalny, a potencjalny nabywca musi poznać każdą nieruchomość, by ocenić jej wady i zalety na tle innych.

Niektóre województwa mają dominujące znaczenie (ilościowe lub/i wartościowe) w poszczególnych rodzajach transakcji na krajowym rynku nieruchomości, inne odgrywają rolę symboliczną. Mimo zmienności w liczbie transakcji w ostatnich latach, ich wartość wzrasta.

 

Małgorzata Kędzierska (wynajem.pl)
Coraz większy ruch na rynku nieruchomości

Księgi wieczyste przez Internet dla wszystkich?

Dostęp do ksiąg wieczystych w formie cyfrowej na ekranach naszych monitorów, będzie możliwy po zalogowaniu się na specjalnej platformie i wprowadzeniu elektronicznego numeru księgi wieczystej. Pierwsza faza pilotażowa, planowana na ten rok, udostępni księgi wieczyste online komornikom i notariuszom.
Przez Internet będzie można zapoznać się zarówno z interesującą parcelą, poznać jej właściwości, parametry oraz zapisy w księdze wieczystej. W początkowej fazie wdrożenia będą to jedynie dane do wglądu i druku. W przyszłości przewiduje się również możliwość zrealizowania wpisu do księgi wieczystej via Internet. Funkcjonowanie ksiąg wieczystych online będzie regulowane zmianami legislacyjnymi.

- Digitalizacja dokumentacji administracji państwowej zdecydowanie ułatwi proces inwestycyjny poprzez szybki dostęp do informacji. – mówi Monika Baran specjalista ds. marketingu firmy architektonicznej ARCHETON Sp. z o.o. - Tego typu usługa dla firm i ogółu społeczeństwa z pewnością pozwoli zaoszczędzić czas i pieniądze pod względem organizacyjnym jak i proceduralnym.

Zgodnie z Rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 28 marca 2007 r. w sprawie Planu Informatyzacji Państwa na lata 2007 – 2010, funkcjonalność systemu Nowa Księga Wieczysta (NKW) związana z dostępem do Centralnej Bazy Danych Ksiąg Wieczystych przez Internet dla wszystkich zainteresowanych podmiotów powinna zostać zapewniona do końca 2010 r.

Budowa elektronicznej administracji poprzez informatyzacje ksiąg wieczystych to przede wszystkim budowa i tworzenie ksiąg wieczystych w systemie informatycznym, transfer treści ksiąg wieczystych w dotychczasowej postaci do systemu informatycznego, wspomaganie prac biurowych oraz bezpośredni wgląd do nich.

Nowe Księgi Wieczyste mają na celu wzrost bezpiecznego obrotu nieruchomościami poprzez sprawne ewidencjonowanie praw własności nieruchomości oraz wiarygodności zapisów ksiąg wieczystych, udoskonalenie sposobów prowadzenia ksiąg wieczystych, poprzez rezygnację z ręcznych metod na rzecz zastosowania technik informatycznych, jak również zapewnienie centralnego, jednolitego i łatwego dostępu do ksiąg wieczystych.

Źródło: www.archeton.pl

gk

Księgi wieczyste przez Internet dla wszystkich?

Dostęp do ksiąg wieczystych w formie cyfrowej na ekranach naszych monitorów, będzie możliwy po zalogowaniu się na specjalnej platformie i wprowadzeniu elektronicznego numeru księgi wieczystej. Pierwsza faza pilotażowa, planowana na ten rok, udostępni księgi wieczyste online komornikom i notariuszom.
Przez Internet będzie można zapoznać się zarówno z interesującą parcelą, poznać jej właściwości, parametry oraz zapisy w księdze wieczystej. W początkowej fazie wdrożenia będą to jedynie dane do wglądu i druku. W przyszłości przewiduje się również możliwość zrealizowania wpisu do księgi wieczystej via Internet. Funkcjonowanie ksiąg wieczystych online będzie regulowane zmianami legislacyjnymi.

- Digitalizacja dokumentacji administracji państwowej zdecydowanie ułatwi proces inwestycyjny poprzez szybki dostęp do informacji. – mówi Monika Baran specjalista ds. marketingu firmy architektonicznej ARCHETON Sp. z o.o. - Tego typu usługa dla firm i ogółu społeczeństwa z pewnością pozwoli zaoszczędzić czas i pieniądze pod względem organizacyjnym jak i proceduralnym.

Zgodnie z Rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 28 marca 2007 r. w sprawie Planu Informatyzacji Państwa na lata 2007 – 2010, funkcjonalność systemu Nowa Księga Wieczysta (NKW) związana z dostępem do Centralnej Bazy Danych Ksiąg Wieczystych przez Internet dla wszystkich zainteresowanych podmiotów powinna zostać zapewniona do końca 2010 r.

Budowa elektronicznej administracji poprzez informatyzacje ksiąg wieczystych to przede wszystkim budowa i tworzenie ksiąg wieczystych w systemie informatycznym, transfer treści ksiąg wieczystych w dotychczasowej postaci do systemu informatycznego, wspomaganie prac biurowych oraz bezpośredni wgląd do nich.

Nowe Księgi Wieczyste mają na celu wzrost bezpiecznego obrotu nieruchomościami poprzez sprawne ewidencjonowanie praw własności nieruchomości oraz wiarygodności zapisów ksiąg wieczystych, udoskonalenie sposobów prowadzenia ksiąg wieczystych, poprzez rezygnację z ręcznych metod na rzecz zastosowania technik informatycznych, jak również zapewnienie centralnego, jednolitego i łatwego dostępu do ksiąg wieczystych.

Źródło: www.archeton.pl

gk

Przyszłość zatrzyma ciepło

Z roku na rok coraz więcej rozwiązań energooszczędnych znajduje zastosowanie w nowoczesnym budownictwie. Taka tendencja jest oczywista i nieodwracalna, szczególnie biorąc po uwagę dyrektywy Unii Europejskiej, zmierzające do ograniczenia zużycia energii ze źródeł nieodnawialnych. Mimo, że nie istnieje ściśle określony standard energooszczędności budynków, dokonujące się na przestrzeni lat zmiany jasno wskazują, w jakim kierunku zmierzamy.

Energooszczędne korzyści

Chociaż wszystkie nowopowstałe budynki muszą spełniać obowiązujące normy przenikalności cieplnej, to ich wartości co dekadę, a ostatnio nawet szybciej są zmieniane. Dla przykładu 10 lat temu standardem były okna ze współczynnikiem przenikalności u=1,5, podczas gdy dziś nie stosuje się okien ze współczynnikiem powyżej 1,1. Coraz bardziej przystępne cenowo są już zestawy okienne ze współczynnikiem 0,6, czyli prawie 2 razy lepiej zatrzymujące ciepło niż te, które były standardem 10 lat temu.

W krajach wysokorozwiniętych już dawno zauważono korzyści płynące z energooszczędnych inwestycji. Również w Polsce coraz więcej klientów szuka takich rozwiązań, ale nie ma co ukrywać, że wciąż przy ich wyborze kluczowe znaczenie ma cena. Najczęściej decydujemy się wydać pieniądze na dobre okna, choć coraz chętniej nabywamy także znacznie droższe elementy wyposażenia, takie jak np. pompy ciepła czy systemy rekuperacji, które znacząco obniżają poziom zużycia energii potrzebnej do ogrzewania.

Na dalszym etapie użytkowania budynku wzrasta nasza świadomość kapitalnego znaczenia energooszczędnych źródeł światła, w tym coraz szerzej stosowanego nowoczesnego oświetlenia typu LED, zużywającego nawet kilkanaście razy mniej energii od standardowych żarówek. Dostrzegamy natomiast, że w naszej szerokości geograficznej nie ma raczej szans na szerokie zastosowanie energii solarnej z uwagi na znacznie mniejszą ilość dni słonecznych niż np. na południu Europy

Oszczędzaj z głową

Z cała pewnością można powiedzieć, że rynek energooszczędnych rozwiązań i ich szerokich zastosowań będzie się w naszym kraju dynamicznie rozwijał. Z jednej strony polski klient może przeznaczyć wyższe środki na ten cel, z drugiej, sprzyjają temu trudne warunki klimatyczne oraz rosnąca świadomość ekologiczna naszych obywateli.

Myśląc o wykorzystaniu technologii energooszczędnych w naszym domu trzeba już na początku tworzenia projektu przewidzieć, na jakie rozwiązania nas stać i uwzględnić je w budżecie. W pierwszym rzędzie na pewno należy pomyśleć o energooszczędnym oświetleniu i dobrych oknach. Warto jednak także rozważyć montaż systemów inteligentnego sterowania ogrzewaniem i instalacji odzyskującej ciepło z systemów wentylacyjnych.

Kalkulacja przede wszystkim

Jeżeli już decydujemy się na wykorzystanie energooszczędnych elementów w naszym domu, najważniejsze jest oszacowanie współczynnika ceny do efektywności. Niektóre rozwiązania mogą bowiem okazać się bardzo drogie, oferując przy tym niewielkie oszczędności. Właściwie dobrane mogą się natomiast szybko zwrócić i znacznie obniżyć koszty użytkowania naszej nieruchomości. Eksperci oceniają, że średnio większość tego typu rozwiązań zwraca się przed upływem 10 lat.

Michał Kubicki, Dyrektor Generaly Volumetric MK Polska

Przyszłość zatrzyma ciepło

Z roku na rok coraz więcej rozwiązań energooszczędnych znajduje zastosowanie w nowoczesnym budownictwie. Taka tendencja jest oczywista i nieodwracalna, szczególnie biorąc po uwagę dyrektywy Unii Europejskiej, zmierzające do ograniczenia zużycia energii ze źródeł nieodnawialnych. Mimo, że nie istnieje ściśle określony standard energooszczędności budynków, dokonujące się na przestrzeni lat zmiany jasno wskazują, w jakim kierunku zmierzamy.

Energooszczędne korzyści

Chociaż wszystkie nowopowstałe budynki muszą spełniać obowiązujące normy przenikalności cieplnej, to ich wartości co dekadę, a ostatnio nawet szybciej są zmieniane. Dla przykładu 10 lat temu standardem były okna ze współczynnikiem przenikalności u=1,5, podczas gdy dziś nie stosuje się okien ze współczynnikiem powyżej 1,1. Coraz bardziej przystępne cenowo są już zestawy okienne ze współczynnikiem 0,6, czyli prawie 2 razy lepiej zatrzymujące ciepło niż te, które były standardem 10 lat temu.

W krajach wysokorozwiniętych już dawno zauważono korzyści płynące z energooszczędnych inwestycji. Również w Polsce coraz więcej klientów szuka takich rozwiązań, ale nie ma co ukrywać, że wciąż przy ich wyborze kluczowe znaczenie ma cena. Najczęściej decydujemy się wydać pieniądze na dobre okna, choć coraz chętniej nabywamy także znacznie droższe elementy wyposażenia, takie jak np. pompy ciepła czy systemy rekuperacji, które znacząco obniżają poziom zużycia energii potrzebnej do ogrzewania.

Na dalszym etapie użytkowania budynku wzrasta nasza świadomość kapitalnego znaczenia energooszczędnych źródeł światła, w tym coraz szerzej stosowanego nowoczesnego oświetlenia typu LED, zużywającego nawet kilkanaście razy mniej energii od standardowych żarówek. Dostrzegamy natomiast, że w naszej szerokości geograficznej nie ma raczej szans na szerokie zastosowanie energii solarnej z uwagi na znacznie mniejszą ilość dni słonecznych niż np. na południu Europy

Oszczędzaj z głową

Z cała pewnością można powiedzieć, że rynek energooszczędnych rozwiązań i ich szerokich zastosowań będzie się w naszym kraju dynamicznie rozwijał. Z jednej strony polski klient może przeznaczyć wyższe środki na ten cel, z drugiej, sprzyjają temu trudne warunki klimatyczne oraz rosnąca świadomość ekologiczna naszych obywateli.

Myśląc o wykorzystaniu technologii energooszczędnych w naszym domu trzeba już na początku tworzenia projektu przewidzieć, na jakie rozwiązania nas stać i uwzględnić je w budżecie. W pierwszym rzędzie na pewno należy pomyśleć o energooszczędnym oświetleniu i dobrych oknach. Warto jednak także rozważyć montaż systemów inteligentnego sterowania ogrzewaniem i instalacji odzyskującej ciepło z systemów wentylacyjnych.

Kalkulacja przede wszystkim

Jeżeli już decydujemy się na wykorzystanie energooszczędnych elementów w naszym domu, najważniejsze jest oszacowanie współczynnika ceny do efektywności. Niektóre rozwiązania mogą bowiem okazać się bardzo drogie, oferując przy tym niewielkie oszczędności. Właściwie dobrane mogą się natomiast szybko zwrócić i znacznie obniżyć koszty użytkowania naszej nieruchomości. Eksperci oceniają, że średnio większość tego typu rozwiązań zwraca się przed upływem 10 lat.

Michał Kubicki, Dyrektor Generaly Volumetric MK Polska

Uważaj na płyty gipsowe

Amerykańska delegacja bada w Chinach sprawę eksportowanych do USA stosowanych w budownictwie chińskich płyt gipsowo-kartonowych, nie spełniających międzynarodowych standardów i szkodliwych dla zdrowia ludzi.

Jak zakomunikowała w poniedziałek przewodnicząca amerykańskiej Komisji ds. Bezpieczeństwa Konsumentów Inez Tenenbaum, chińscy partnerzy udzielają przebywającym od sześciu dni w Pekinie inspektorom USA wszelkiej pomocy, w tym technicznej, w celu wyjaśnienia sprawy. Tenenbaum wcześniej ujawniła, iż prowadzone w Pekinie rozmowy "mają uświadomić partnerom, iż w globalnej gospodarce każdy musi zdawać sobie sprawę z tego, iż odpowiada za swój produkt przed ostatecznym użytkownikiem - konsumentem".

Problem chińskich płyt stał się głośny, gdy w Stanach Zjednoczonych tysiące ludzi, mieszkających w domach, gdzie użyto karton-gipsu, zaczęły uskarżać się na kłopoty zdrowotne. Część zapowiedziała wystąpienie do sądów o odszkodowanie. W sumie wypłaty firm ubezpieczeniowych mogłyby sięgać - jak podaje agencja Associated Press - wielu miliardów dolarów. Część domów nie nadaje się do zamieszkania. W USA sądy przyjęły już pozwy, skierowane przeciwko firmom budowlanym, które z kolei wystąpiły ze swej strony przeciwko importerom i producentom. Badania płyt mają zostać opublikowane w najbliższym czasie.

Amerykańskie firmy budowlane zaczęły sprowadzać płyty gipsowo-kartonowe z Chin przed kryzysem, w sytuacji boomu budowlanego gdy w kraju dostawy materiałów budowlanych, głównie na południowym wschodzie USA, okazały się niewystarczające. Importowane płyty najwyraźniej przy większym nawilgoceniu powietrza wchodzą w reakcje chemiczne, wydzielając m.in. odór podobny do zapachu zepsutych jaj, który okazał się szkodliwy dla mieszkańców. Instalowane na płytach przewody elektryczne ulegają także szybszej korozji - wynika z niepełnych danych Komisji, wyjaśniającej sprawę w Pekinie.

INTERIA.PL/PAP

Uważaj na płyty gipsowe

Amerykańska delegacja bada w Chinach sprawę eksportowanych do USA stosowanych w budownictwie chińskich płyt gipsowo-kartonowych, nie spełniających międzynarodowych standardów i szkodliwych dla zdrowia ludzi.

Jak zakomunikowała w poniedziałek przewodnicząca amerykańskiej Komisji ds. Bezpieczeństwa Konsumentów Inez Tenenbaum, chińscy partnerzy udzielają przebywającym od sześciu dni w Pekinie inspektorom USA wszelkiej pomocy, w tym technicznej, w celu wyjaśnienia sprawy. Tenenbaum wcześniej ujawniła, iż prowadzone w Pekinie rozmowy "mają uświadomić partnerom, iż w globalnej gospodarce każdy musi zdawać sobie sprawę z tego, iż odpowiada za swój produkt przed ostatecznym użytkownikiem - konsumentem".

Problem chińskich płyt stał się głośny, gdy w Stanach Zjednoczonych tysiące ludzi, mieszkających w domach, gdzie użyto karton-gipsu, zaczęły uskarżać się na kłopoty zdrowotne. Część zapowiedziała wystąpienie do sądów o odszkodowanie. W sumie wypłaty firm ubezpieczeniowych mogłyby sięgać - jak podaje agencja Associated Press - wielu miliardów dolarów. Część domów nie nadaje się do zamieszkania. W USA sądy przyjęły już pozwy, skierowane przeciwko firmom budowlanym, które z kolei wystąpiły ze swej strony przeciwko importerom i producentom. Badania płyt mają zostać opublikowane w najbliższym czasie.

Amerykańskie firmy budowlane zaczęły sprowadzać płyty gipsowo-kartonowe z Chin przed kryzysem, w sytuacji boomu budowlanego gdy w kraju dostawy materiałów budowlanych, głównie na południowym wschodzie USA, okazały się niewystarczające. Importowane płyty najwyraźniej przy większym nawilgoceniu powietrza wchodzą w reakcje chemiczne, wydzielając m.in. odór podobny do zapachu zepsutych jaj, który okazał się szkodliwy dla mieszkańców. Instalowane na płytach przewody elektryczne ulegają także szybszej korozji - wynika z niepełnych danych Komisji, wyjaśniającej sprawę w Pekinie.

INTERIA.PL/PAP

Główne wskaźniki aktywności rynku nieruchomości w regionie Europy Środkowowschodniej

Jones Lang LaSalle opublikował kwartalne raporty rynkowe dotyczące rynku nieruchomości w Europie Środkowowschodniej.
Jones Lang LaSalle opublikował kolejną edycję kwartalnych raportów rynkowych - Rynek Nieruchomości w Europie Środkowowschodniej w II kwartale 2009 roku (CEE City Reports Q2 2009), które obejmują następujące miasta: Bukareszt, Budapeszt, Pragę i Warszawę. Raporty te omawiają główne trendy w gospodarce jak i przegląd sytuacji popytowo-podażowej na rynku nieruchomości, w tym w sektorze inwestycyjnym, biurowym, handlowym i magazynowym wraz z informacjami dotyczącymi rynku hotelowego (opracowanymi przez Jones Lang LaSalle Hotels) i mieszkaniowego (opracowanymi przez firmę REAS). 
Najnowsze dane sugerują, że to czynniki, które początkowo sugerowały pierwsze oznaki spowolnienia, w końcowym efekcie mogą wpłynąć na ożywienie. Odnosi się to zwłaszcza do regionu środkowoeuropejskiego, gdzie niektóre kraje okazały się gospodarczo silniejsze od pozostałych. Prognozy dla Polski zakładają dodatni, a w najgorszym przypadku neutralny wzrost PKB w 2009 roku; w Czechach sytuacja ma ulec zmianie w połowie 2010 roku.  Prognozy dla Rumunii i Węgier przewidują natomiast, że sytuacja ulegnie zmianie pod koniec 2010 roku.

W ostatnim czasie w przypadku wszelkich czynników dotyczących rynku nieruchomości nie można jednoznacznie określić jakichkolwiek trendów. Także pomimo mocno ograniczonej liczby transakcji w sektorze inwestycji w nieruchomości, naszym zdaniem w II kwartale 2009 roku stopy kapitalizacji za najlepsze nieruchomości wzrosły średnio o 160 punktów bazowych w Pradze i Warszawie, o 220 w Budapeszcie i 260 w Bukareszcie. Jednakże dodatkowe dostosowanie poziomu stóp kapitalizacji, może mieć miejsce jeszcze przed końcem bieżącego roku.
W I poł. 2009 roku, wolumen inwestycji w czterech krajach regionu: w Czechach, Polsce, Rumunii i na Węgrzech, był bardzo niski i wyniósł około 430 milionów Euro. Liczba ta reprezentuje 84% spadek w porównaniu z adekwatnym okresem w poprzednim roku. Zawarto tylko jedną transakcję o wartości przekraczającej 100 milionów Euro; średnia wartość transakcji kształtowała się na poziomie poniżej 25 milionów Euro. Ograniczona aktywność oraz brak dużych transakcji jest wciąż wynikiem braku dostępnego finansowania oraz rozbieżności w oczekiwaniach cenowych sprzedających i nabywców.

W ciągu ostatnich 12 miesięcy stawki czynszowe spadały w sektorze powierzchni biurowych, magazynowych i handlowych i naszym zdaniem obecnie ustabilizowały się. Wciąż odczuwalna jest presja, szczególnie w przypadku najlepszych nieruchomości, jednakże właściciele obiektów radzą sobie z sytuacją oferując ulgi dostosowane do wymagań najemców, którzy są zmuszeni do ograniczania kosztów.

W porównaniu z w I poł. 2008 roku, w I poł. 2009 br. popyt na powierzchnie biurowe spadł w Warszawie i Bukareszcie, ale utrzymał się na stabilnym poziomie w Pradze i Budapeszcie. Najemcy powierzchni handlowych w całym regionie są ostrożni, co do planów ekspansji i jeszcze bardziej wymagający w przypadku selekcji centrów handlowych, w których planują uruchomić swoje sklepy.  Popyt w sektorze magazynowym także spadł w całym regionie, co jest wynikiem ograniczenia produkcji przemysłowej jak i rynku konsumenckiego.

We wszystkich sektorach, nowe projekty, których budowę rozpoczęto lub na które uzyskano finansowanie jeszcze przed kryzysem, zostaną oddane do użytku zgodnie z planem w 2009 lub 2010 roku. Natomiast liczba planowanych projektów, w porównaniu z poprzednimi latami, znacznie spadła, co w niektórych miastach może doprowadzić do niedoboru projektów, wynikającego z wydłużającej się przerwy w aktywności deweloperskiej. 

Reasumując John Duckworth, dyrektor zarządzający w regionie Europy Środkowej i Wschodniej w Jones Lang LaSalle powiedział: “Patrząc w przyszłość, tj. na drugą połowę br. lub rok 2010, możemy spodziewać się stabilizacji na niektórych rynkach i stopniowej poprawy gospodarek narodowych oraz więcej pewności w zachowaniu banków, inwestorów, deweloperów oraz najemców.”


Źródło: http://www.joneslanglasalle.pl/

Główne wskaźniki aktywności rynku nieruchomości w regionie Europy Środkowowschodniej

Jones Lang LaSalle opublikował kwartalne raporty rynkowe dotyczące rynku nieruchomości w Europie Środkowowschodniej.
Jones Lang LaSalle opublikował kolejną edycję kwartalnych raportów rynkowych - Rynek Nieruchomości w Europie Środkowowschodniej w II kwartale 2009 roku (CEE City Reports Q2 2009), które obejmują następujące miasta: Bukareszt, Budapeszt, Pragę i Warszawę. Raporty te omawiają główne trendy w gospodarce jak i przegląd sytuacji popytowo-podażowej na rynku nieruchomości, w tym w sektorze inwestycyjnym, biurowym, handlowym i magazynowym wraz z informacjami dotyczącymi rynku hotelowego (opracowanymi przez Jones Lang LaSalle Hotels) i mieszkaniowego (opracowanymi przez firmę REAS). 
Najnowsze dane sugerują, że to czynniki, które początkowo sugerowały pierwsze oznaki spowolnienia, w końcowym efekcie mogą wpłynąć na ożywienie. Odnosi się to zwłaszcza do regionu środkowoeuropejskiego, gdzie niektóre kraje okazały się gospodarczo silniejsze od pozostałych. Prognozy dla Polski zakładają dodatni, a w najgorszym przypadku neutralny wzrost PKB w 2009 roku; w Czechach sytuacja ma ulec zmianie w połowie 2010 roku.  Prognozy dla Rumunii i Węgier przewidują natomiast, że sytuacja ulegnie zmianie pod koniec 2010 roku.

W ostatnim czasie w przypadku wszelkich czynników dotyczących rynku nieruchomości nie można jednoznacznie określić jakichkolwiek trendów. Także pomimo mocno ograniczonej liczby transakcji w sektorze inwestycji w nieruchomości, naszym zdaniem w II kwartale 2009 roku stopy kapitalizacji za najlepsze nieruchomości wzrosły średnio o 160 punktów bazowych w Pradze i Warszawie, o 220 w Budapeszcie i 260 w Bukareszcie. Jednakże dodatkowe dostosowanie poziomu stóp kapitalizacji, może mieć miejsce jeszcze przed końcem bieżącego roku.
W I poł. 2009 roku, wolumen inwestycji w czterech krajach regionu: w Czechach, Polsce, Rumunii i na Węgrzech, był bardzo niski i wyniósł około 430 milionów Euro. Liczba ta reprezentuje 84% spadek w porównaniu z adekwatnym okresem w poprzednim roku. Zawarto tylko jedną transakcję o wartości przekraczającej 100 milionów Euro; średnia wartość transakcji kształtowała się na poziomie poniżej 25 milionów Euro. Ograniczona aktywność oraz brak dużych transakcji jest wciąż wynikiem braku dostępnego finansowania oraz rozbieżności w oczekiwaniach cenowych sprzedających i nabywców.

W ciągu ostatnich 12 miesięcy stawki czynszowe spadały w sektorze powierzchni biurowych, magazynowych i handlowych i naszym zdaniem obecnie ustabilizowały się. Wciąż odczuwalna jest presja, szczególnie w przypadku najlepszych nieruchomości, jednakże właściciele obiektów radzą sobie z sytuacją oferując ulgi dostosowane do wymagań najemców, którzy są zmuszeni do ograniczania kosztów.

W porównaniu z w I poł. 2008 roku, w I poł. 2009 br. popyt na powierzchnie biurowe spadł w Warszawie i Bukareszcie, ale utrzymał się na stabilnym poziomie w Pradze i Budapeszcie. Najemcy powierzchni handlowych w całym regionie są ostrożni, co do planów ekspansji i jeszcze bardziej wymagający w przypadku selekcji centrów handlowych, w których planują uruchomić swoje sklepy.  Popyt w sektorze magazynowym także spadł w całym regionie, co jest wynikiem ograniczenia produkcji przemysłowej jak i rynku konsumenckiego.

We wszystkich sektorach, nowe projekty, których budowę rozpoczęto lub na które uzyskano finansowanie jeszcze przed kryzysem, zostaną oddane do użytku zgodnie z planem w 2009 lub 2010 roku. Natomiast liczba planowanych projektów, w porównaniu z poprzednimi latami, znacznie spadła, co w niektórych miastach może doprowadzić do niedoboru projektów, wynikającego z wydłużającej się przerwy w aktywności deweloperskiej. 

Reasumując John Duckworth, dyrektor zarządzający w regionie Europy Środkowej i Wschodniej w Jones Lang LaSalle powiedział: “Patrząc w przyszłość, tj. na drugą połowę br. lub rok 2010, możemy spodziewać się stabilizacji na niektórych rynkach i stopniowej poprawy gospodarek narodowych oraz więcej pewności w zachowaniu banków, inwestorów, deweloperów oraz najemców.”


Źródło: http://www.joneslanglasalle.pl/

Węgierski i czeski rynek nieruchomości lepsze od polskiego

Polska zajęła trzecie miejsce w rankingu najlepszych rynków nieruchomości, obejmującym 13 "wschodzących" rynków w Europie, który został opracowany przez firmę Cushman & Wakefield Healey & Baker.
Pierwsze miejsce w tym rankingu, według raportu "Emerging Europe", zajęły Węgry. Zaraz za nimi uplasowały się Czechy i Polska.

"Te środkowoeuropejskie kraje osiągnęły dobre wyniki, zważywszy na ich wcześniejsze działania związane z przeprowadzeniem reform gospodarczych, dobry rozwój w ostatnim czasie oraz rosnącą atrakcyjność wśród inwestorów i międzynarodowego biznesu" - powiedział David Hutchings, szef europejskiego działu badań C&W/H&B, cytowany w komunikacie. Jego zdaniem inwestorów poszukujących zysku obarczonego wysokim ryzykiem bardziej przyciągną takie kraje jak Rosja czy Turcja, które znalazły się w dolnej części rankingu.

"Dostępność nowoczesnych nieruchomości biurowych, handlowych, magazynowych - jest katalizatorem przyciągającym firmy do państw +wschodzących+. Tam, gdzie brakuje powierzchni odpowiedniej jakości, rozwój gospodarczy będzie spowolniony" - napisano w raporcie.

W krajach "wschodzących" w ciągu najbliższych dwóch lat ma być oddanych do użytku 3,36 mln m kw. nowych powierzchni w centrach handlowych.

"Budowa powierzchni handlowych następnej generacji będzie katalizatorem przyciągającym zagranicznych detalistów i nowy rodzaj krajowych graczy" - uważa Hutchings.

Według autorów raportu przyszły wzrost popytu na powierzchnie biurowe będzie najprawdopodobniej stopniowy, gdyż wiele firm ulokowało się już na preferowanych przez siebie rynkach.

"Oczekuje się, że zainteresowanie inwestorów instytucjonalnych będzie nadal wzrastać w ciągu następnych dwóch lat, gdyż akcesja (do UE) zmniejsza ryzyko związane z rynkami wschodzącymi" - napisano w raporcie.

Obecnie dominującymi nabywcami są fundusze niemieckie, jednak - według autorów raportu - w przyszłości inwestorzy będą bardziej zróżnicowani pod względem narodowości, a znaczenie inwestorów lokalnych będzie stopniowo rosło.

"Większość z tych rynków ma możliwość wchłonięcia większej liczby nowoczesnych nieruchomości i rynki te znacznie się powiększą w ciągu następnych pięciu do dziesięciu lat" - powiedział Hutchings.

"Ekspansja UE w kierunku wschodnim może przynieść korzyść całej Europie - nie tylko szybciej rozwijającym się rynkom wschodzącym" - dodał.

Ranking, opracowany przez zajmującą się doradztwem w zakresie nieruchomości firmę C&W H&B, objął 13 państw: Czechy, Estonię, Węgry, Łotwę, Litwę, Polskę, Słowację, Słowenię (mające przystąpić do Unii Europejskiej w 2004 roku), Bułgarię, Rumunię, Chorwację (mające przystąpić do UE w 2007 roku), Turcję (kandyduje, jednak nie rozpoczęła negocjacji akcesyjnych) oraz Rosję (podpisała umowę o partnerstwie i współpracy z UE).

  (PAP)

Węgierski i czeski rynek nieruchomości lepsze od polskiego

Polska zajęła trzecie miejsce w rankingu najlepszych rynków nieruchomości, obejmującym 13 "wschodzących" rynków w Europie, który został opracowany przez firmę Cushman & Wakefield Healey & Baker.
Pierwsze miejsce w tym rankingu, według raportu "Emerging Europe", zajęły Węgry. Zaraz za nimi uplasowały się Czechy i Polska.

"Te środkowoeuropejskie kraje osiągnęły dobre wyniki, zważywszy na ich wcześniejsze działania związane z przeprowadzeniem reform gospodarczych, dobry rozwój w ostatnim czasie oraz rosnącą atrakcyjność wśród inwestorów i międzynarodowego biznesu" - powiedział David Hutchings, szef europejskiego działu badań C&W/H&B, cytowany w komunikacie. Jego zdaniem inwestorów poszukujących zysku obarczonego wysokim ryzykiem bardziej przyciągną takie kraje jak Rosja czy Turcja, które znalazły się w dolnej części rankingu.

"Dostępność nowoczesnych nieruchomości biurowych, handlowych, magazynowych - jest katalizatorem przyciągającym firmy do państw +wschodzących+. Tam, gdzie brakuje powierzchni odpowiedniej jakości, rozwój gospodarczy będzie spowolniony" - napisano w raporcie.

W krajach "wschodzących" w ciągu najbliższych dwóch lat ma być oddanych do użytku 3,36 mln m kw. nowych powierzchni w centrach handlowych.

"Budowa powierzchni handlowych następnej generacji będzie katalizatorem przyciągającym zagranicznych detalistów i nowy rodzaj krajowych graczy" - uważa Hutchings.

Według autorów raportu przyszły wzrost popytu na powierzchnie biurowe będzie najprawdopodobniej stopniowy, gdyż wiele firm ulokowało się już na preferowanych przez siebie rynkach.

"Oczekuje się, że zainteresowanie inwestorów instytucjonalnych będzie nadal wzrastać w ciągu następnych dwóch lat, gdyż akcesja (do UE) zmniejsza ryzyko związane z rynkami wschodzącymi" - napisano w raporcie.

Obecnie dominującymi nabywcami są fundusze niemieckie, jednak - według autorów raportu - w przyszłości inwestorzy będą bardziej zróżnicowani pod względem narodowości, a znaczenie inwestorów lokalnych będzie stopniowo rosło.

"Większość z tych rynków ma możliwość wchłonięcia większej liczby nowoczesnych nieruchomości i rynki te znacznie się powiększą w ciągu następnych pięciu do dziesięciu lat" - powiedział Hutchings.

"Ekspansja UE w kierunku wschodnim może przynieść korzyść całej Europie - nie tylko szybciej rozwijającym się rynkom wschodzącym" - dodał.

Ranking, opracowany przez zajmującą się doradztwem w zakresie nieruchomości firmę C&W H&B, objął 13 państw: Czechy, Estonię, Węgry, Łotwę, Litwę, Polskę, Słowację, Słowenię (mające przystąpić do Unii Europejskiej w 2004 roku), Bułgarię, Rumunię, Chorwację (mające przystąpić do UE w 2007 roku), Turcję (kandyduje, jednak nie rozpoczęła negocjacji akcesyjnych) oraz Rosję (podpisała umowę o partnerstwie i współpracy z UE).

  (PAP)

DTZ: Wciąż słabe wyniki na rynku biur

W III kw. 2009 warszawski rynek powierzchni biurowych charakteryzował się - z powodu globalnego spowolnienia gospodarczego - słabymi wynikami, szczególnie w obszarze popytu - wynika z najnowszego raportu Property Times przygotowanego przez DTZ.
W badanym okresie ukończono prace nad trzema budynkami biurowymi o łącznej powierzchni 50 tys. m kw., w wyniku czego całkowite zasoby powierzchni biurowej osiągnęły poziom 3,2 mln m kw.

Włączając powierzchnie biurową, której dostarczenie planowane jest w IV kw. 2009 r., całkowita wielkość podaży w 2009 r. wyniesie 260 tys. m kw. - najwięcej od 2001 r.

W III kw. całkowity wolumen transakcji najmu, z wyłączeniem renegocjacji, wyniósł 55 800 m kw., co oznacza spadek o 56 proc. w porównaniu do III kw. 2008 r. Większość umów została podpisana w strefach położonych poza centrum Warszawy.

Eksperci DTZ zauważają, że w wyniku słabego popytu oraz wysokiego poziomu podaży nowej powierzchni, stopa pustostanów wzrosła z 4,5 proc. w I kw. 2009 do 7,1 proc. w III kw. Włączając powierzchnię oferowaną na podnajem, współczynnik dostępności wzrósłby do poziomu 8,8 proc.

Czynsze ukształtowały się w przedziale 24-25 euro za m kw. za miesiąc w centralnych lokalizacjach oraz 15-17 euro za m kw. za miesiąc poza centrum. W wyniku wysokiej podaży oraz niskiej aktywności najemców, właściciele budynków w dalszym ciągu oferowali atrakcyjne pakiety zachęt, co wywierało presję na spadek czynszów efektywnych.

źródło:efi24.com
27.10.2009

DTZ: Wciąż słabe wyniki na rynku biur

W III kw. 2009 warszawski rynek powierzchni biurowych charakteryzował się - z powodu globalnego spowolnienia gospodarczego - słabymi wynikami, szczególnie w obszarze popytu - wynika z najnowszego raportu Property Times przygotowanego przez DTZ.
W badanym okresie ukończono prace nad trzema budynkami biurowymi o łącznej powierzchni 50 tys. m kw., w wyniku czego całkowite zasoby powierzchni biurowej osiągnęły poziom 3,2 mln m kw.

Włączając powierzchnie biurową, której dostarczenie planowane jest w IV kw. 2009 r., całkowita wielkość podaży w 2009 r. wyniesie 260 tys. m kw. - najwięcej od 2001 r.

W III kw. całkowity wolumen transakcji najmu, z wyłączeniem renegocjacji, wyniósł 55 800 m kw., co oznacza spadek o 56 proc. w porównaniu do III kw. 2008 r. Większość umów została podpisana w strefach położonych poza centrum Warszawy.

Eksperci DTZ zauważają, że w wyniku słabego popytu oraz wysokiego poziomu podaży nowej powierzchni, stopa pustostanów wzrosła z 4,5 proc. w I kw. 2009 do 7,1 proc. w III kw. Włączając powierzchnię oferowaną na podnajem, współczynnik dostępności wzrósłby do poziomu 8,8 proc.

Czynsze ukształtowały się w przedziale 24-25 euro za m kw. za miesiąc w centralnych lokalizacjach oraz 15-17 euro za m kw. za miesiąc poza centrum. W wyniku wysokiej podaży oraz niskiej aktywności najemców, właściciele budynków w dalszym ciągu oferowali atrakcyjne pakiety zachęt, co wywierało presję na spadek czynszów efektywnych.

źródło:efi24.com
27.10.2009

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies