Ze świata nieruchomości - strona 130

Sprzedać mieszkanie z seniorem

Dożywotnia renta w zamian za mieszkanie? Z takiej oferty będą mogli skorzystać seniorzy po 65 roku życia. Czy podpisanie takiej umowy się opłaci?


Chociaż w Polsce nie można jeszcze udzielać odwróconych kredytów hipotecznych, to jedna z prywatnych firm wprowadziła na rynek produkt, który łudząco je przypomina. Modyfikując znaną prawu cywilnemu instytucję dożywocia, Fundusz Hipoteczny Dom (FHD) oferuje osobom w podeszłym wieku dożywotnią rentę w zamian za przeniesienie na nią prawa własności do domu czy mieszkania. Wysokość oferowanych świadczeń jest jednak zaskakująco niska w stosunku do cen przekazywanych nieruchomości.

Żeby skorzystać z oferowanej przez spółkę hipoteki odwróconej, trzeba mieć ukończone 65 lat i być właścicielem mieszkania lub domu. Osoby, które podpiszą z funduszem umowę, otrzymają comiesięczną, dożywotnią rentę i będą miały prawo do dożywotniego zamieszkiwania w mieszkaniu lub domu. W zamian po śmierci seniora na fundusz przejdzie pełne prawo własności do nieruchomości. Tym samym nie mogą ubiegać się o nią spadkobiercy.

Część prawników zarzuca funduszowi, że bezpodstawnie nazywa swój produkt hipoteką odwróconą, podczas gdy w Polsce nie ma przepisów zapewniających odpowiedni poziom zabezpieczenia dla osób starszych decydujących się na skorzystanie z takiego rozwiązania.

Z informacji uzyskanych z FHD wynika, że jego ofertą jest zainteresowanych coraz więcej osób, i jak dotąd do jego warszawskiej siedziby zgłosiło się ponad 400 seniorów.

Seniorzy podpisujący umowę z funduszem mają gwarancję, że co miesiąc otrzymają obiecaną rentę i będą mogli spokojnie zamieszkiwać w swoim dawnym mieszkaniu niezależnie od tego, kto będzie jego właścicielem (nawet w przypadku jego upadłości). Spółka ma jednak prawo handlować mieszkaniami, w których zamieszkują seniorzy i na tym zarabiać.

Do oferty FHD sceptycznie podchodzą eksperci finansowi. Osoby, które zdecydują się zamienić mieszkanie, nie mogą liczyć na zbyt wysokie renty. Siedemdziesięcioletni mężczyzna dysponujący mieszkaniem wartym 300 tys. zł może liczyć na 660 zł miesięcznie (średnia życia mężczyzn w Polsce to 71,5 roku). Nawet zakładając, że senior dożyje 90. roku życia, otrzyma w tym czasie zwrot zaledwie połowy wartości mieszkania.

 

źródło: Gazeta Prawna

Sprzedać mieszkanie z seniorem

Dożywotnia renta w zamian za mieszkanie? Z takiej oferty będą mogli skorzystać seniorzy po 65 roku życia. Czy podpisanie takiej umowy się opłaci?


Chociaż w Polsce nie można jeszcze udzielać odwróconych kredytów hipotecznych, to jedna z prywatnych firm wprowadziła na rynek produkt, który łudząco je przypomina. Modyfikując znaną prawu cywilnemu instytucję dożywocia, Fundusz Hipoteczny Dom (FHD) oferuje osobom w podeszłym wieku dożywotnią rentę w zamian za przeniesienie na nią prawa własności do domu czy mieszkania. Wysokość oferowanych świadczeń jest jednak zaskakująco niska w stosunku do cen przekazywanych nieruchomości.

Żeby skorzystać z oferowanej przez spółkę hipoteki odwróconej, trzeba mieć ukończone 65 lat i być właścicielem mieszkania lub domu. Osoby, które podpiszą z funduszem umowę, otrzymają comiesięczną, dożywotnią rentę i będą miały prawo do dożywotniego zamieszkiwania w mieszkaniu lub domu. W zamian po śmierci seniora na fundusz przejdzie pełne prawo własności do nieruchomości. Tym samym nie mogą ubiegać się o nią spadkobiercy.

Część prawników zarzuca funduszowi, że bezpodstawnie nazywa swój produkt hipoteką odwróconą, podczas gdy w Polsce nie ma przepisów zapewniających odpowiedni poziom zabezpieczenia dla osób starszych decydujących się na skorzystanie z takiego rozwiązania.

Z informacji uzyskanych z FHD wynika, że jego ofertą jest zainteresowanych coraz więcej osób, i jak dotąd do jego warszawskiej siedziby zgłosiło się ponad 400 seniorów.

Seniorzy podpisujący umowę z funduszem mają gwarancję, że co miesiąc otrzymają obiecaną rentę i będą mogli spokojnie zamieszkiwać w swoim dawnym mieszkaniu niezależnie od tego, kto będzie jego właścicielem (nawet w przypadku jego upadłości). Spółka ma jednak prawo handlować mieszkaniami, w których zamieszkują seniorzy i na tym zarabiać.

Do oferty FHD sceptycznie podchodzą eksperci finansowi. Osoby, które zdecydują się zamienić mieszkanie, nie mogą liczyć na zbyt wysokie renty. Siedemdziesięcioletni mężczyzna dysponujący mieszkaniem wartym 300 tys. zł może liczyć na 660 zł miesięcznie (średnia życia mężczyzn w Polsce to 71,5 roku). Nawet zakładając, że senior dożyje 90. roku życia, otrzyma w tym czasie zwrot zaledwie połowy wartości mieszkania.

 

źródło: Gazeta Prawna

Ożywienie w mieszkaniówce. Tylko sezonowe?

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu.
Mieszkanie za gotówkę
Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania.

Coraz częstsze pojawianie się klientów gotówkowych pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4 proc. ceny ofertowej mieszkania.

Warto dodać, że w 60 proc. analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5 proc.. Dla porównania - w 11 proc. analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10 proc., a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 - 400 tys. zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty - wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Ożywienie w mieszkaniówce. Tylko sezonowe?

Ożywienie w mieszkaniówce. Tylko sezonowe?

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu.
Mieszkanie za gotówkę
Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania.

Coraz częstsze pojawianie się klientów gotówkowych pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4 proc. ceny ofertowej mieszkania.

Warto dodać, że w 60 proc. analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5 proc.. Dla porównania - w 11 proc. analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10 proc., a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 - 400 tys. zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty - wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Ożywienie w mieszkaniówce. Tylko sezonowe?

Wakacyjne nieruchomości – sprawdź, gdzie się wybierasz

Przychodzą takie miesiące w roku, kiedy bardziej niż o pracy myślimy o wypoczynku. Letnie klimaty (chociaż z tym bywa u nas różnie) zachęcają do wyjazdów, zwiedzania nowych miejsc, a przede wszystkim do relaksu. Niektórzy planują swoje urlopy już na początku roku, inni podejmują decyzję bardzo spontanicznie. Zawsze warto jednak sprawdzić miejsce do którego się jedzie. Chociaż w pokojach hotelowych spędzamy mało czasu, to jednak złe warunki mogą trochę popsuć nasz wakacyjny wyjazd.
Dziś, oprócz kolorowych katalogów, mamy Internet. Dzięki stronom internetowym hoteli, pensjonatów czy rozmaitym forom możemy sprawdzić wiele ofert i wybrać tę, która najbardziej nam odpowiada. Wiadomo, że w broszurach i na stronach internetowych wszystkie oferty będą zachwalane. Trudno - wtedy cenne są uwagi tych, którzy odwiedzili hotel, pensjonat czy apartament. W wielu przypadkach możemy tym sposobem uniknąć przykrych niespodzianek.

 

Internet to duże ułatwienie. Możemy spokojnie usiąść wieczorami i znaleźć ciekawe miejsca zakwaterowania na czas urlopu. Ale mimo, że możemy zdobyć wiele informacji i zobaczyć różne ujęcia „wakacyjnego mieszkania”, to pewnie niejedna osoba była niemile zaskoczona przyjeżdżając na miejsce swojego wypoczynku. Nagle okazywało się, że łazienka nie jest taka duża jak na zdjęciu, a niedaleko właśnie trwa budowa lub remont. Nie zawsze uda nam się wszystko sprawdzić, ale warto zwrócić uwagę na kilka spraw.

  • Porozmawiaj ze znajomymi. Dzięki temu poznasz wiele różnych szczegółów dotyczących miejsca, w którym spędzisz kilka lub kilkanaście dni swojego urlopu. Pensjonat może być sam w sobie piękny, ale okolica już niekoniecznie. Warto zapytać znajomych lub właścicieli o odległości do centrum, do morza czy do wyciągu. Podany czas dojścia do konkretnego miejsca raczej nie jest dobry, bo każdy z nas ma inne tempo. Warto więc znać długość drogi, jaką musimy pokonać.

  • Nawet jak znajomi z zachwytem opowiadają o swoim pobycie, to zadzwoń do właściciela i wypytaj o szczegóły. Rok temu mogło być to spokojne miejsce, a teraz obok może być plac budowy skutecznie psujący nasz wypoczynek.

  • Dobrze jest się wypytać o wyposażenie pokoju i łazienki. Dzięki temu nie będziemy musieli pakować niektórych rzeczy i nasze bagaże będą lżejsze.

  • Po przyjeździe w miejsce pobytu sprawdź otoczenie, dokładnie zobacz w jakich warunkach będziesz mieszkać w najbliższym czasie. Nie płać od razu za cały pobyt. Pospaceruj, prześpij się i ureguluj opłaty następnego dnia. Jeśli coś Ci nie będzie odpowiadało, zawsze możesz skrócić swój pobyt, a jak zapłacisz z góry za wszystkie noclegi, to ciężko będzie odzyskać pieniądze.

  • Są miejsca, w których chętnie przyjmowane są rodziny z dziećmi, a nawet zwierzęta. Jeśli to Ci przeszkadza, to koniecznie zapytaj o szczegóły jeszcze przed zapłatą zaliczki (zazwyczaj jest ona wymagana)

Mamy coraz większe możliwości sprawdzenia miejsc wakacyjnego odpoczynku. Możemy przebierać w różnorodnych ofertach, poznać opinie innych dzięki forom internetowym (wiadomo, że możemy napotkać tam na złośliwości, czasem nawet ze strony konkurencji, ale jednak powtarzające się sygnały powinny zwrócić naszą uwagę), zobaczyć, jak wyglądają pokoje i zarezerwować miejsca drogą elektroniczną. Z drugiej strony musimy odnaleźć się w gąszczu informacji i wybrać miejsce, które zapewni komfortowy odpoczynek. Bo z urlopu powinniśmy przecież wrócić wypoczęci i zadowoleni.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości

Wynajem.pl

Wakacyjne nieruchomości – sprawdź, gdzie się wybierasz

Przychodzą takie miesiące w roku, kiedy bardziej niż o pracy myślimy o wypoczynku. Letnie klimaty (chociaż z tym bywa u nas różnie) zachęcają do wyjazdów, zwiedzania nowych miejsc, a przede wszystkim do relaksu. Niektórzy planują swoje urlopy już na początku roku, inni podejmują decyzję bardzo spontanicznie. Zawsze warto jednak sprawdzić miejsce do którego się jedzie. Chociaż w pokojach hotelowych spędzamy mało czasu, to jednak złe warunki mogą trochę popsuć nasz wakacyjny wyjazd.
Dziś, oprócz kolorowych katalogów, mamy Internet. Dzięki stronom internetowym hoteli, pensjonatów czy rozmaitym forom możemy sprawdzić wiele ofert i wybrać tę, która najbardziej nam odpowiada. Wiadomo, że w broszurach i na stronach internetowych wszystkie oferty będą zachwalane. Trudno - wtedy cenne są uwagi tych, którzy odwiedzili hotel, pensjonat czy apartament. W wielu przypadkach możemy tym sposobem uniknąć przykrych niespodzianek.

 

Internet to duże ułatwienie. Możemy spokojnie usiąść wieczorami i znaleźć ciekawe miejsca zakwaterowania na czas urlopu. Ale mimo, że możemy zdobyć wiele informacji i zobaczyć różne ujęcia „wakacyjnego mieszkania”, to pewnie niejedna osoba była niemile zaskoczona przyjeżdżając na miejsce swojego wypoczynku. Nagle okazywało się, że łazienka nie jest taka duża jak na zdjęciu, a niedaleko właśnie trwa budowa lub remont. Nie zawsze uda nam się wszystko sprawdzić, ale warto zwrócić uwagę na kilka spraw.

  • Porozmawiaj ze znajomymi. Dzięki temu poznasz wiele różnych szczegółów dotyczących miejsca, w którym spędzisz kilka lub kilkanaście dni swojego urlopu. Pensjonat może być sam w sobie piękny, ale okolica już niekoniecznie. Warto zapytać znajomych lub właścicieli o odległości do centrum, do morza czy do wyciągu. Podany czas dojścia do konkretnego miejsca raczej nie jest dobry, bo każdy z nas ma inne tempo. Warto więc znać długość drogi, jaką musimy pokonać.

  • Nawet jak znajomi z zachwytem opowiadają o swoim pobycie, to zadzwoń do właściciela i wypytaj o szczegóły. Rok temu mogło być to spokojne miejsce, a teraz obok może być plac budowy skutecznie psujący nasz wypoczynek.

  • Dobrze jest się wypytać o wyposażenie pokoju i łazienki. Dzięki temu nie będziemy musieli pakować niektórych rzeczy i nasze bagaże będą lżejsze.

  • Po przyjeździe w miejsce pobytu sprawdź otoczenie, dokładnie zobacz w jakich warunkach będziesz mieszkać w najbliższym czasie. Nie płać od razu za cały pobyt. Pospaceruj, prześpij się i ureguluj opłaty następnego dnia. Jeśli coś Ci nie będzie odpowiadało, zawsze możesz skrócić swój pobyt, a jak zapłacisz z góry za wszystkie noclegi, to ciężko będzie odzyskać pieniądze.

  • Są miejsca, w których chętnie przyjmowane są rodziny z dziećmi, a nawet zwierzęta. Jeśli to Ci przeszkadza, to koniecznie zapytaj o szczegóły jeszcze przed zapłatą zaliczki (zazwyczaj jest ona wymagana)

Mamy coraz większe możliwości sprawdzenia miejsc wakacyjnego odpoczynku. Możemy przebierać w różnorodnych ofertach, poznać opinie innych dzięki forom internetowym (wiadomo, że możemy napotkać tam na złośliwości, czasem nawet ze strony konkurencji, ale jednak powtarzające się sygnały powinny zwrócić naszą uwagę), zobaczyć, jak wyglądają pokoje i zarezerwować miejsca drogą elektroniczną. Z drugiej strony musimy odnaleźć się w gąszczu informacji i wybrać miejsce, które zapewni komfortowy odpoczynek. Bo z urlopu powinniśmy przecież wrócić wypoczęci i zadowoleni.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości

Wynajem.pl

Kurs EUR/PLN poniżej istotnego wsparcia

Wczorajsza sesja przyniosła lekkie umocnienie złotego i spadek kursu EUR/PLN w okolice dolnego ograniczenia dwutygodniowego kanału wahań, czyli do poziomu 4,4800. Dzisiejsze notowania rozpoczęły się od wybicia dołem z konsolidacji i dalszej zniżki EUR/PLN.

Nastroje wokół złotego poprawiły się

już kilka dni temu, po wypowiedzi ministra finansów Jacka Rostowskiego, który zapowiedział zwiększenie deficytu budżetowego do poziomu 27 mld zł z planowanych 18,2 mld.

Uczestnicy rynku oczekiwali, iż informację o rozmiarze dziury budżetowej poznają dopiero w momencie nowelizacji, planowanej na początek lipca. Przewidywano ponadto, że deficyt wzrośnie do co najmniej 30 mld zł, a niepewność wokół jego ostatecznej wielkości była głównym czynnikiem odpowiadającym za presję deprecjacyjną w notowaniach PLN, a właściwie za brak umocnienia złotego pomimo dobrych nastrojów na globalnym rynku finansowym i w regionie. Informacja podana przez ministra Rostowskiego pozytywnie zaskoczyła i uspokoiła inwestorów, co znalazło wyraz w większym zaufaniu do polskiej waluty - dzięki temu w momencie poprawy nastrojów na światowych rynkach złoty umocnił się.

Od połowy czerwca, na fali lepszego sentymentu względem regionu, forint i korona czeska umocniły się znacząco, a notowania EUR/HUF oraz EUR/CZK zeszły poniżej dolnych ograniczeń swoich średnioterminowych przedziałów wahań. W tym samym czasie kurs euro względem złotego pozostawał w okolicach górnej bariery konsolidacji. W obecnym momencie, w przypadku utrzymania się pozytywnych nastojów względem rynków wschodzących, możliwa jest zdecydowana aprecjacja złotego. Jeśli skala umocnienia polskiej waluty miałaby być porównywalna z umocnieniem forinta czy korony, można oczekiwań spadku kursu EUR/PLN nawet w okolice poziomu 4,3000. Podczas wczorajszej sesji amerykańskiej kurs EUR/USD powrócił w okolice szczytów z piątku, tj. 1,4100. W trakcie dzisiejszych notowań w Azji kontynuował on wzrosty. O godz. 9.00 za euro płacono już ok. 1,4135 USD. Zwyżce tej sprzyjały dość dobre nastroje panujące na światowych rynkach. W trakcie dzisiejszej sesji w Azji zostały one wsparte m.in. przez lepszy od oczekiwań odczyt danych o wydatkach japońskich gospodarstw domowych.

W ujęciu rocznym w maju odnotowały one zwyżkę o 0,3%, podczas gdy prognozowano spadek o 1,6%. Japoński indeks giełdowy Nikkei zakończył dzisiejszą sesję na poziomie o 1,8% wyższym od poniedziałkowego zamknięcia i odnotował najlepszy kwartał od 1995 r.

Kurs EUR/USD nie wyczerpał jeszcze potencjału do wzrostów. Jeśli zdoła trwale pokonać szczyt z 23 czerwca (1,4140), który został już dzisiaj naruszony, kolejnymi jego celami mogą stać się poziomy 1,4180 oraz 1,4240. Za jego dalszą zwyżką przemawia sytuacja w notowaniach GBP/USD. Kurs tej pary walutowej wybił się górą z kilkutygodniowej konsolidacji i zyskał tym samym potencjał do wzrostów przynajmniej do poziomu 1,7000.

Na początku dzisiejszej sesji w Europie kształtował się on w pobliżu 1,6700. Notowania GBP/USD są dodatnio skorelowane z kursem EUR/USD.

Wzrostom eurodolara mogą sprzyjać dzisiaj również zwyżki na światowych parkietach. Inwestorzy instytucjonalni będą prawdopodobnie ciągnęli indeksy giełdowe w górę, by uzyskać jak najlepszy wynik przed końcem kwartału i półrocza.

Z danych jakie dzisiaj poznamy, wpływ na notowania EUR/USD mogą mieć odczyty inflacji konsumentów (HICP) ze strefy euro, indeksu Chicago PMI oraz indeksu zaufania amerykańskich konsumentów sporządzanego przez Conference Board.

Joanna Pluta, Tomasz Regulski

źródło informacji: TMS Brokers SA

interia.pl

 

Kurs EUR/PLN poniżej istotnego wsparcia

Wczorajsza sesja przyniosła lekkie umocnienie złotego i spadek kursu EUR/PLN w okolice dolnego ograniczenia dwutygodniowego kanału wahań, czyli do poziomu 4,4800. Dzisiejsze notowania rozpoczęły się od wybicia dołem z konsolidacji i dalszej zniżki EUR/PLN.

Nastroje wokół złotego poprawiły się

już kilka dni temu, po wypowiedzi ministra finansów Jacka Rostowskiego, który zapowiedział zwiększenie deficytu budżetowego do poziomu 27 mld zł z planowanych 18,2 mld.

Uczestnicy rynku oczekiwali, iż informację o rozmiarze dziury budżetowej poznają dopiero w momencie nowelizacji, planowanej na początek lipca. Przewidywano ponadto, że deficyt wzrośnie do co najmniej 30 mld zł, a niepewność wokół jego ostatecznej wielkości była głównym czynnikiem odpowiadającym za presję deprecjacyjną w notowaniach PLN, a właściwie za brak umocnienia złotego pomimo dobrych nastrojów na globalnym rynku finansowym i w regionie. Informacja podana przez ministra Rostowskiego pozytywnie zaskoczyła i uspokoiła inwestorów, co znalazło wyraz w większym zaufaniu do polskiej waluty - dzięki temu w momencie poprawy nastrojów na światowych rynkach złoty umocnił się.

Od połowy czerwca, na fali lepszego sentymentu względem regionu, forint i korona czeska umocniły się znacząco, a notowania EUR/HUF oraz EUR/CZK zeszły poniżej dolnych ograniczeń swoich średnioterminowych przedziałów wahań. W tym samym czasie kurs euro względem złotego pozostawał w okolicach górnej bariery konsolidacji. W obecnym momencie, w przypadku utrzymania się pozytywnych nastojów względem rynków wschodzących, możliwa jest zdecydowana aprecjacja złotego. Jeśli skala umocnienia polskiej waluty miałaby być porównywalna z umocnieniem forinta czy korony, można oczekiwań spadku kursu EUR/PLN nawet w okolice poziomu 4,3000. Podczas wczorajszej sesji amerykańskiej kurs EUR/USD powrócił w okolice szczytów z piątku, tj. 1,4100. W trakcie dzisiejszych notowań w Azji kontynuował on wzrosty. O godz. 9.00 za euro płacono już ok. 1,4135 USD. Zwyżce tej sprzyjały dość dobre nastroje panujące na światowych rynkach. W trakcie dzisiejszej sesji w Azji zostały one wsparte m.in. przez lepszy od oczekiwań odczyt danych o wydatkach japońskich gospodarstw domowych.

W ujęciu rocznym w maju odnotowały one zwyżkę o 0,3%, podczas gdy prognozowano spadek o 1,6%. Japoński indeks giełdowy Nikkei zakończył dzisiejszą sesję na poziomie o 1,8% wyższym od poniedziałkowego zamknięcia i odnotował najlepszy kwartał od 1995 r.

Kurs EUR/USD nie wyczerpał jeszcze potencjału do wzrostów. Jeśli zdoła trwale pokonać szczyt z 23 czerwca (1,4140), który został już dzisiaj naruszony, kolejnymi jego celami mogą stać się poziomy 1,4180 oraz 1,4240. Za jego dalszą zwyżką przemawia sytuacja w notowaniach GBP/USD. Kurs tej pary walutowej wybił się górą z kilkutygodniowej konsolidacji i zyskał tym samym potencjał do wzrostów przynajmniej do poziomu 1,7000.

Na początku dzisiejszej sesji w Europie kształtował się on w pobliżu 1,6700. Notowania GBP/USD są dodatnio skorelowane z kursem EUR/USD.

Wzrostom eurodolara mogą sprzyjać dzisiaj również zwyżki na światowych parkietach. Inwestorzy instytucjonalni będą prawdopodobnie ciągnęli indeksy giełdowe w górę, by uzyskać jak najlepszy wynik przed końcem kwartału i półrocza.

Z danych jakie dzisiaj poznamy, wpływ na notowania EUR/USD mogą mieć odczyty inflacji konsumentów (HICP) ze strefy euro, indeksu Chicago PMI oraz indeksu zaufania amerykańskich konsumentów sporządzanego przez Conference Board.

Joanna Pluta, Tomasz Regulski

źródło informacji: TMS Brokers SA

interia.pl

 

Druga młodość wielkiej płyty

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu - czytamy w raporcie "Rynek wtorny mieszkań w I półroczu 2009 r." Metrohouse.

Mieszkanie za gotówkę

Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale br.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania. Coraz częstsze pojawianie się "klientów gotówkowych" pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4% ceny ofertowej mieszkania. Warto dodać, że w 60% analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5%. Dla porównania - w 11% analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10%, a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 0000 - 400 000 zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty - wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Mariusz Kania

interia.pl/Wtorek, 30 czerwca (08:27)

Druga młodość wielkiej płyty

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu - czytamy w raporcie "Rynek wtorny mieszkań w I półroczu 2009 r." Metrohouse.

Mieszkanie za gotówkę

Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale br.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania. Coraz częstsze pojawianie się "klientów gotówkowych" pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4% ceny ofertowej mieszkania. Warto dodać, że w 60% analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5%. Dla porównania - w 11% analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10%, a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 0000 - 400 000 zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty - wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Mariusz Kania

interia.pl/Wtorek, 30 czerwca (08:27)

Bogaci kupują i ratują popyt

Bogaci wciąż mają pieniądze i je wydają, ale nieco ostrożniej - wynika z informacji zebranych przez GP. Kryzys w grupie takich klientów widać wówczas, gdy zamiast wycieczki za 70 tys. zł wybierają taką za 50 tys. zł, zamiast nowej Corvette'y kupują Audi, a - żeby nie przepłacać w Polsce - wybierają się na zakupy do Londynu. Ale wciąż stać ich na drogi apartament.

Dla wielu obserwatorów rynku symbolem kryzysu jest opóźnienie budowy apartamentowca przy ulicy Złotej 44 w Warszawie. To miał być symbol luksusu - zaprojektowany przez światowej sławy architekta Daniela Libeskinda, liczący aż 192 metry wysokości budynek, w którym metr kwadratowy kosztować miał około 24 tys. zł. Deweloper Orco Property Group ogłosił jednak, że budowa się przesunie. Zabrakło bogatych klientów?

Alicja Kościesza, dyrektor sprzedaży i marketingu Orco Property Group w Polsce, podkreśla, że chętnych na apartamenty pod tym adresem nie brakuje, tylko wciąż ich przybywa. Bo problemy inwestycji nie wynikają wcale ze spadku popytu wśród najzamożniejszych. - To po prostu efekt trudności z finansowaniem inwestycji wynikających z problemów gospodarki i banków. Nie tylko my, ale także inni deweloperzy zawieszali w ostatnich czasie inwestycje z takich powodów. Prowadzimy jednak rozmowy z bankami na temat restrukturyzacji finansowania, a inwestycja będzie ukończona - podkreśla Alicja Kościesza.

Zdaniem Mariusza Kani, prezesa sieci biur nieruchomości Metrohouse, spadek sprzedaży mieszkań notowany jest również w segmencie nieruchomości apartamentowych, co widać chociażby po przerywanych budowach jednych z najnowocześniejszych budynków w Polsce. - Oceniam, że nie więcej niż 5 proc. potencjalnie zainteresowanych zakupem mierzy w rynek apartamentów. To jednak niewiele w porównaniu z podażą tego typu obiektów w ostatnich latach - podkreśla Mariusz Kania.

Michał Fura, współpraca Marcin Jaworski, Patrycja Otto, Roman Grzyb

interia.plWtorek, 30 czerwca (05:00)

Bogaci kupują i ratują popyt

Bogaci wciąż mają pieniądze i je wydają, ale nieco ostrożniej - wynika z informacji zebranych przez GP. Kryzys w grupie takich klientów widać wówczas, gdy zamiast wycieczki za 70 tys. zł wybierają taką za 50 tys. zł, zamiast nowej Corvette'y kupują Audi, a - żeby nie przepłacać w Polsce - wybierają się na zakupy do Londynu. Ale wciąż stać ich na drogi apartament.

Dla wielu obserwatorów rynku symbolem kryzysu jest opóźnienie budowy apartamentowca przy ulicy Złotej 44 w Warszawie. To miał być symbol luksusu - zaprojektowany przez światowej sławy architekta Daniela Libeskinda, liczący aż 192 metry wysokości budynek, w którym metr kwadratowy kosztować miał około 24 tys. zł. Deweloper Orco Property Group ogłosił jednak, że budowa się przesunie. Zabrakło bogatych klientów?

Alicja Kościesza, dyrektor sprzedaży i marketingu Orco Property Group w Polsce, podkreśla, że chętnych na apartamenty pod tym adresem nie brakuje, tylko wciąż ich przybywa. Bo problemy inwestycji nie wynikają wcale ze spadku popytu wśród najzamożniejszych. - To po prostu efekt trudności z finansowaniem inwestycji wynikających z problemów gospodarki i banków. Nie tylko my, ale także inni deweloperzy zawieszali w ostatnich czasie inwestycje z takich powodów. Prowadzimy jednak rozmowy z bankami na temat restrukturyzacji finansowania, a inwestycja będzie ukończona - podkreśla Alicja Kościesza.

Zdaniem Mariusza Kani, prezesa sieci biur nieruchomości Metrohouse, spadek sprzedaży mieszkań notowany jest również w segmencie nieruchomości apartamentowych, co widać chociażby po przerywanych budowach jednych z najnowocześniejszych budynków w Polsce. - Oceniam, że nie więcej niż 5 proc. potencjalnie zainteresowanych zakupem mierzy w rynek apartamentów. To jednak niewiele w porównaniu z podażą tego typu obiektów w ostatnich latach - podkreśla Mariusz Kania.

Michał Fura, współpraca Marcin Jaworski, Patrycja Otto, Roman Grzyb

interia.plWtorek, 30 czerwca (05:00)

Paraliż branży hotelarskiej

Branża turystyczno-hotelarska na świecie odczuwa skutki kryzysu gospodarczego. Także w Polsce właściciele wielkich sieci weryfikują plany inwestycyjne - podał "Dziennik Polski". Przy ul. Karmelickiej w Krakowie nie powstanie czterogwiazdkowy Hilton, Orbis zamroził inwestycję przy ul. Pawiej, a Hotel System wstrzymał budowę pięciogwiazdkowego hotelu w Zakopanem.

Grupa Hotelowa Orbis, jak cała branża turystyczno-hotelarska na świecie i w Polsce odczuwa skutki kryzysu gospodarczego - powiedziała Katarzyna Gronek ze spółki Orbis SA. Ta sieć hotelowa wprawdzie wyda w tym roku na inwestycje do 100 mln zł, ale priorytetem są otwarty w maju "Ibis" w Kielcach oraz planowany do otwarcia we wrześniu "Etap" w Toruniu.

W tym roku rozpoczęto budowę hoteli "Ibis" i "Etap" na wspólnej działce w Krakowie. - Z powodu spowolnienia gospodarczego została zamrożona - przyznała Gronek. A jeszcze w ubiegłym roku zapowiadano, że hotele te zostaną otwarte jesienią 2009 r.

W tym roku miał być gotowy też hotel Hilton. Inwestycję jednak zawieszono. Według gazety, trudno też marzyć o spełnieniu deklaracji sprzed dwóch lat, że w Krakowie jest miejsce na cztery hotele tej marki. Zwłaszcza po tym, jak Kraków odpadł z rywalizacji o organizację Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 r.

Na lepsze czasy musi też zapewne poczekać rozpoczęta budowa w Zakopanem. Przyczyną wstrzymywania inwestycji hotelowych jest kryzys - potwierdziła Katarzyna Gądek, dyrektor Biura Marketingu Turystycznego Miasta w krakowskim magistracie. Kłopoty mają inwestycje wielkich renomowanych sieci hotelowych, finansowane przez światowe banki i fundusze, które odczuły już skutki kryzysu - powiedziała gazecie.

RMF/interia.pl

Wtorek, 30 czerwca (10:02)

Paraliż branży hotelarskiej

Branża turystyczno-hotelarska na świecie odczuwa skutki kryzysu gospodarczego. Także w Polsce właściciele wielkich sieci weryfikują plany inwestycyjne - podał "Dziennik Polski". Przy ul. Karmelickiej w Krakowie nie powstanie czterogwiazdkowy Hilton, Orbis zamroził inwestycję przy ul. Pawiej, a Hotel System wstrzymał budowę pięciogwiazdkowego hotelu w Zakopanem.

Grupa Hotelowa Orbis, jak cała branża turystyczno-hotelarska na świecie i w Polsce odczuwa skutki kryzysu gospodarczego - powiedziała Katarzyna Gronek ze spółki Orbis SA. Ta sieć hotelowa wprawdzie wyda w tym roku na inwestycje do 100 mln zł, ale priorytetem są otwarty w maju "Ibis" w Kielcach oraz planowany do otwarcia we wrześniu "Etap" w Toruniu.

W tym roku rozpoczęto budowę hoteli "Ibis" i "Etap" na wspólnej działce w Krakowie. - Z powodu spowolnienia gospodarczego została zamrożona - przyznała Gronek. A jeszcze w ubiegłym roku zapowiadano, że hotele te zostaną otwarte jesienią 2009 r.

W tym roku miał być gotowy też hotel Hilton. Inwestycję jednak zawieszono. Według gazety, trudno też marzyć o spełnieniu deklaracji sprzed dwóch lat, że w Krakowie jest miejsce na cztery hotele tej marki. Zwłaszcza po tym, jak Kraków odpadł z rywalizacji o organizację Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 r.

Na lepsze czasy musi też zapewne poczekać rozpoczęta budowa w Zakopanem. Przyczyną wstrzymywania inwestycji hotelowych jest kryzys - potwierdziła Katarzyna Gądek, dyrektor Biura Marketingu Turystycznego Miasta w krakowskim magistracie. Kłopoty mają inwestycje wielkich renomowanych sieci hotelowych, finansowane przez światowe banki i fundusze, które odczuły już skutki kryzysu - powiedziała gazecie.

RMF/interia.pl

Wtorek, 30 czerwca (10:02)

Samowole bez nadzoru

Powiatowe inspektoraty budowlane łamią prawo na wszystkich etapach postępowań dotyczących samowoli budowlanych - wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarł reporter RMF FM Roman Osica. Najcięższy zarzut dotyczy nieegzekwowania decyzji o rozbiórce obiektów, które zagrażają życiu mieszkających tam ludzi.

Zdaniem NIK-u, inspektorzy nie sprawdzają, czy podjęte decyzje o zatrzymaniu budowy są zgodne z jej stanem prawnym. Tu prym wiodą powiaty w Grodzisku Mazowieckim i Pabianicach - praktycznie 90 procent błędnych decyzji. Inspektorzy legalizowali też samowole bez sprawdzenia, czy inwestor zapłacił za legalizację. Co więcej, niektórzy urzędnicy pomagali uniknąć tych opłat. Tak był np. w Hrubieszowie i Włodawie.

Najgorsze jest jednak to, że sami inspektorzy nie egzekwują swoich decyzji.- Nawet nie egzekwowali takich decyzji, które dotyczyły samowoli, gdy te budowle samowolnie wybudowane zagrażały życiu i zdrowiu ludzkiemu. To jest karygodne - powiedział Paweł Biedziak, rzecznik Najwyższej Izby Kontroli. Kontrola dotyczyła lat 2005-2008, zatem jeszcze przed tragedią w Kamieniu Pomorskim. Dopiero po wynikach kolejnej dowiemy się, czy inspektorzy czegoś się nauczyli.

RMF/interia.pl

Poniedziałek, 29 czerwca (11:52)

Samowole bez nadzoru

Powiatowe inspektoraty budowlane łamią prawo na wszystkich etapach postępowań dotyczących samowoli budowlanych - wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarł reporter RMF FM Roman Osica. Najcięższy zarzut dotyczy nieegzekwowania decyzji o rozbiórce obiektów, które zagrażają życiu mieszkających tam ludzi.

Zdaniem NIK-u, inspektorzy nie sprawdzają, czy podjęte decyzje o zatrzymaniu budowy są zgodne z jej stanem prawnym. Tu prym wiodą powiaty w Grodzisku Mazowieckim i Pabianicach - praktycznie 90 procent błędnych decyzji. Inspektorzy legalizowali też samowole bez sprawdzenia, czy inwestor zapłacił za legalizację. Co więcej, niektórzy urzędnicy pomagali uniknąć tych opłat. Tak był np. w Hrubieszowie i Włodawie.

Najgorsze jest jednak to, że sami inspektorzy nie egzekwują swoich decyzji.- Nawet nie egzekwowali takich decyzji, które dotyczyły samowoli, gdy te budowle samowolnie wybudowane zagrażały życiu i zdrowiu ludzkiemu. To jest karygodne - powiedział Paweł Biedziak, rzecznik Najwyższej Izby Kontroli. Kontrola dotyczyła lat 2005-2008, zatem jeszcze przed tragedią w Kamieniu Pomorskim. Dopiero po wynikach kolejnej dowiemy się, czy inspektorzy czegoś się nauczyli.

RMF/interia.pl

Poniedziałek, 29 czerwca (11:52)

"Solidarność" przejęła mieszkania zakładowe od ZNTK Łapy

Region Podlaski NSZZ "Solidarność" przejął od upadających Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego SA w Łapach (Podlaskie) spółkę Domy, do której należą zakładowe mieszkania pracowników - dowiedziała się w poniedziałek PAP w Sądzie Rejonowym w Białymstoku.

Jak dowiedziała się PAP, w Krajowym Rejestrze Sądowym wpisana została już zmiana właściciela spółki. Związek zawodowy przejął od ZNTK Łapy SA wszystkie udziały w spółce, do której należy ponad czterysta mieszkań zakładowych, o łącznej powierzchni 18 tys. metrów kwadratowych.

Zarówno przedstawiciele ZNTK, jak i Zarządu Regionu Podlaskiego NSZZ "Solidarność" nie udzielają na razie żadnych informacji w tej sprawie; na poniedziałek po południu zapowiadana jest konferencja prasowa.

W ubiegłym tygodniu prezes łapskich zakładów Jacek Łupiński, pytany o spółkę Domy, powiedział PAP, że - choć nie może podać szczegółów - interes mieszkańców zakładowych bloków został zabezpieczony. Mówił - nie wymieniając nazwy instytucji, która przejęła mieszkania - że uważa, że "zdarzyło się coś dobrego w tragicznej sytuacji", w jakiej znalazły się ZNTK.

Burmistrz Łap Roman Czepe powiedział PAP, że nie wie, w jaki sposób mieszkania zostały przejęte przez Solidarność.

- Jeżeli to jest trwałe, to jest to bardzo dobra wiadomość dla lokatorów - stwierdził. Dodał, że to oznacza, iż nie przejmie tych mieszkań nikt, kto chciałby zarobić na podwyżkach czynszów w tych lokalach albo przez takie podwyżki usunąć stamtąd lokatorów.

- Jeżeli to jest NSZZ "Solidarność", to jest to instytucja powołana do obrony pracownika, a więc do tego, żeby w życiu społecznym obowiązywały sprawiedliwe zasady. Trudno sobie tutaj wyobrazić lepsze rozwiązanie. Jedynym lepszym jest tania sprzedaż tych mieszkań lokatorom - powiedział burmistrz i dodał, że ciekawe, czy będą możliwe wykupy tych mieszkań i na jakich zasadach, za jakie kwoty.

Sami mieszkańcy narzekali wcześniej w mediach, że nie stać ich na wykupy tych mieszkań.

ZNTK Łapy, do których należało 100 proc. udziałów w spółce "Domy", są w bardzo trudnej sytuacji finansowej, związanej z brakiem zleceń na naprawy wagonów od PKP Cargo. Zarząd spółki złożył w Sądzie Rejonowym w Białymstoku wniosek o upadłość likwidacyjną ZNTK Łapy, ale z przyczyn formalnych wniosek został zwrócony przez sąd do uzupełnienia. Pracę może stracić w sumie 750 osób.

PAP/INTERIA.PL

"Solidarność" przejęła mieszkania zakładowe od ZNTK Łapy

Region Podlaski NSZZ "Solidarność" przejął od upadających Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego SA w Łapach (Podlaskie) spółkę Domy, do której należą zakładowe mieszkania pracowników - dowiedziała się w poniedziałek PAP w Sądzie Rejonowym w Białymstoku.

Jak dowiedziała się PAP, w Krajowym Rejestrze Sądowym wpisana została już zmiana właściciela spółki. Związek zawodowy przejął od ZNTK Łapy SA wszystkie udziały w spółce, do której należy ponad czterysta mieszkań zakładowych, o łącznej powierzchni 18 tys. metrów kwadratowych.

Zarówno przedstawiciele ZNTK, jak i Zarządu Regionu Podlaskiego NSZZ "Solidarność" nie udzielają na razie żadnych informacji w tej sprawie; na poniedziałek po południu zapowiadana jest konferencja prasowa.

W ubiegłym tygodniu prezes łapskich zakładów Jacek Łupiński, pytany o spółkę Domy, powiedział PAP, że - choć nie może podać szczegółów - interes mieszkańców zakładowych bloków został zabezpieczony. Mówił - nie wymieniając nazwy instytucji, która przejęła mieszkania - że uważa, że "zdarzyło się coś dobrego w tragicznej sytuacji", w jakiej znalazły się ZNTK.

Burmistrz Łap Roman Czepe powiedział PAP, że nie wie, w jaki sposób mieszkania zostały przejęte przez Solidarność.

- Jeżeli to jest trwałe, to jest to bardzo dobra wiadomość dla lokatorów - stwierdził. Dodał, że to oznacza, iż nie przejmie tych mieszkań nikt, kto chciałby zarobić na podwyżkach czynszów w tych lokalach albo przez takie podwyżki usunąć stamtąd lokatorów.

- Jeżeli to jest NSZZ "Solidarność", to jest to instytucja powołana do obrony pracownika, a więc do tego, żeby w życiu społecznym obowiązywały sprawiedliwe zasady. Trudno sobie tutaj wyobrazić lepsze rozwiązanie. Jedynym lepszym jest tania sprzedaż tych mieszkań lokatorom - powiedział burmistrz i dodał, że ciekawe, czy będą możliwe wykupy tych mieszkań i na jakich zasadach, za jakie kwoty.

Sami mieszkańcy narzekali wcześniej w mediach, że nie stać ich na wykupy tych mieszkań.

ZNTK Łapy, do których należało 100 proc. udziałów w spółce "Domy", są w bardzo trudnej sytuacji finansowej, związanej z brakiem zleceń na naprawy wagonów od PKP Cargo. Zarząd spółki złożył w Sądzie Rejonowym w Białymstoku wniosek o upadłość likwidacyjną ZNTK Łapy, ale z przyczyn formalnych wniosek został zwrócony przez sąd do uzupełnienia. Pracę może stracić w sumie 750 osób.

PAP/INTERIA.PL

Obniżona rezerwa nie zwiększy kredytów, lecz zyski banków

3,3 mld zł, jakie banki uzyskają z obniżki obowiązkowej rezerwy, nie trafi od razu na rynek w postaci kredytów. Banki wolą przeznaczyć je na bezpieczne papiery skarbowe niż ryzykowną akcję kredytową.
Od jutra spada stopa rezerwy obowiązkowej. Banki będą do Narodowego Banku Polskiego odprowadzać 3 proc., a nie 3,5 proc. depozytów. Oznacza to dla nich 3,3 mld zł oszczędności. RPP, obniżając rezerwę, liczyła, że dzięki tej decyzji banki zwiększą akcję kredytową. Ale bankowcy twierdzą, że przynajmniej na początku nie ma co liczyć na wzrost dostępności pożyczek.

– Przy recesji w gospodarce, konserwatywnej polityce kredytowej i zwiększonych potrzebach pożyczkowych budżetu państwa prawdopodobny jest scenariusz, w którym kwota uwolnionej płynności z tytułu obniżki rezerwy obowiązkowej zostanie w średnim terminie ulokowana w banku centralnym lub w papierach skarbowych emitowanych przez Ministerstwo Finansów – mówi Gert Rammeloo, wiceprezes Zarządu Kredyt Banku.

Podobnie uważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

– Można się spodziewać, że w pierwszym okresie znaczna część uwolnionych środków zostanie przeznaczona na zakup papierów skarbowych i będzie to miało pozytywny wpływ zarówno na sektor finansowy, jak i na całą gospodarkę – spadek rentowności papierów skarbowych oraz stóp rynku pieniężnego ułatwi finansowanie deficytu państwa – ocenia szef BZ WBK.

Maja Goetting, ekonomistka Banku BPH, przypomina, że kiedy na początku roku NBP wykupił od banków swoje obligacje. Pieniądze z tego tytułu miały zwiększyć płynność sektora. Tymczasem – mówi ekonomistka – większość pieniędzy otrzymanych przez banki z NBP w krótkim czasie wróciła do banku centralnego oraz posłużyła do zakupu papierów skarbowych.

Bankowcy uważają także, że nie należy przeceniać znaczenia obniżki stopy rezerwy obowiązkowej.

– Zasilenie banków w środki pozyskane z obniżenia rezerwy obowiązkowej jest niewspółmierne do potrzeb. Dla nas to kwota kilkudziesięciu milionów złotych. Czy może ona wpłynąć na wyraźne zwiększenie akcji kredytowej? – retorycznie pyta Łukasz Januszewski, członek zarządu Raiffeisen Bank Polska.

Dlatego przedstawiciele banków liczą, że na obniżce stopy rezerw do 3 proc. się nie skończy. Oczekują, że docelowo banki będą odprowadzały do NBP 2 proc. wartości swoich depozytów, podobnie jak robią to banki w państwach strefy euro.

– Banki opowiadają się jednym głosem za dalszym obniżaniem rezerwy obowiązkowej, ale chodzi też o inne działania, które zwiększą płynność sektora i ułatwią pozyskiwanie długoterminowego finansowania oraz wpłyną na obniżenie ryzyka kredytowego, jak np. gwarancje rządowe – uważa Łukasz Januszewski.

Jednak NBP dalsze obniżki uzależnia do ruchu banków.

– Oczekujemy czegoś ze strony sektora bankowego. Liczymy na to, że banki – po zasileniu niebagatelną kwotą 3 mld zł – zaczną realnie zwiększać akcję kredytową – podkreślał w maju Sławomir Skrzypek, prezes NBP.

Jednak szefowie banków mówią, że decyzja NBP będzie miała pozytywne skutki dla akcji kredytowej. Mateusz Morawiecki zwraca uwagę, że dzięki obniżce rezerwy zaistnieją warunki korzystniejsze dla wzrostu akcji kredytowej.

– Inaczej mówiąc: bez tej obniżki kredytów byłoby jeszcze mniej i byłyby jeszcze trudniej dostępne niż dzisiaj – mówi.

– Nie ma najmniejszych wątpliwości, że obniżka rezerwy pomoże w generowaniu kredytów na rynku. Podobnie, jak nie może być wątpliwości, że banki chcą udzielać kredytów. Dla pokonania występujących problemów z dostępnością finansowania jest to jednak krok zbyt mały, by uważać go za decydujący – kończy Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku.


Jacek Iskra
GAZETA PRAWNA/onet.pl

Obniżona rezerwa nie zwiększy kredytów, lecz zyski banków

3,3 mld zł, jakie banki uzyskają z obniżki obowiązkowej rezerwy, nie trafi od razu na rynek w postaci kredytów. Banki wolą przeznaczyć je na bezpieczne papiery skarbowe niż ryzykowną akcję kredytową.
Od jutra spada stopa rezerwy obowiązkowej. Banki będą do Narodowego Banku Polskiego odprowadzać 3 proc., a nie 3,5 proc. depozytów. Oznacza to dla nich 3,3 mld zł oszczędności. RPP, obniżając rezerwę, liczyła, że dzięki tej decyzji banki zwiększą akcję kredytową. Ale bankowcy twierdzą, że przynajmniej na początku nie ma co liczyć na wzrost dostępności pożyczek.

– Przy recesji w gospodarce, konserwatywnej polityce kredytowej i zwiększonych potrzebach pożyczkowych budżetu państwa prawdopodobny jest scenariusz, w którym kwota uwolnionej płynności z tytułu obniżki rezerwy obowiązkowej zostanie w średnim terminie ulokowana w banku centralnym lub w papierach skarbowych emitowanych przez Ministerstwo Finansów – mówi Gert Rammeloo, wiceprezes Zarządu Kredyt Banku.

Podobnie uważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

– Można się spodziewać, że w pierwszym okresie znaczna część uwolnionych środków zostanie przeznaczona na zakup papierów skarbowych i będzie to miało pozytywny wpływ zarówno na sektor finansowy, jak i na całą gospodarkę – spadek rentowności papierów skarbowych oraz stóp rynku pieniężnego ułatwi finansowanie deficytu państwa – ocenia szef BZ WBK.

Maja Goetting, ekonomistka Banku BPH, przypomina, że kiedy na początku roku NBP wykupił od banków swoje obligacje. Pieniądze z tego tytułu miały zwiększyć płynność sektora. Tymczasem – mówi ekonomistka – większość pieniędzy otrzymanych przez banki z NBP w krótkim czasie wróciła do banku centralnego oraz posłużyła do zakupu papierów skarbowych.

Bankowcy uważają także, że nie należy przeceniać znaczenia obniżki stopy rezerwy obowiązkowej.

– Zasilenie banków w środki pozyskane z obniżenia rezerwy obowiązkowej jest niewspółmierne do potrzeb. Dla nas to kwota kilkudziesięciu milionów złotych. Czy może ona wpłynąć na wyraźne zwiększenie akcji kredytowej? – retorycznie pyta Łukasz Januszewski, członek zarządu Raiffeisen Bank Polska.

Dlatego przedstawiciele banków liczą, że na obniżce stopy rezerw do 3 proc. się nie skończy. Oczekują, że docelowo banki będą odprowadzały do NBP 2 proc. wartości swoich depozytów, podobnie jak robią to banki w państwach strefy euro.

– Banki opowiadają się jednym głosem za dalszym obniżaniem rezerwy obowiązkowej, ale chodzi też o inne działania, które zwiększą płynność sektora i ułatwią pozyskiwanie długoterminowego finansowania oraz wpłyną na obniżenie ryzyka kredytowego, jak np. gwarancje rządowe – uważa Łukasz Januszewski.

Jednak NBP dalsze obniżki uzależnia do ruchu banków.

– Oczekujemy czegoś ze strony sektora bankowego. Liczymy na to, że banki – po zasileniu niebagatelną kwotą 3 mld zł – zaczną realnie zwiększać akcję kredytową – podkreślał w maju Sławomir Skrzypek, prezes NBP.

Jednak szefowie banków mówią, że decyzja NBP będzie miała pozytywne skutki dla akcji kredytowej. Mateusz Morawiecki zwraca uwagę, że dzięki obniżce rezerwy zaistnieją warunki korzystniejsze dla wzrostu akcji kredytowej.

– Inaczej mówiąc: bez tej obniżki kredytów byłoby jeszcze mniej i byłyby jeszcze trudniej dostępne niż dzisiaj – mówi.

– Nie ma najmniejszych wątpliwości, że obniżka rezerwy pomoże w generowaniu kredytów na rynku. Podobnie, jak nie może być wątpliwości, że banki chcą udzielać kredytów. Dla pokonania występujących problemów z dostępnością finansowania jest to jednak krok zbyt mały, by uważać go za decydujący – kończy Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku.


Jacek Iskra
GAZETA PRAWNA/onet.pl

Polacy nie chcą wyższych podatków

Według "Rzeczpospolitej" 89 procent Polaków uważa, że budżet państwa nie powinien być ratowany przez podnoszenie podatków.
Gazeta powołuje się na wynik sondażu, według którego jedynie co dwudziesty z respondentów popiera podniesienie podatków w obecnej sytuacji gospodarczej.

GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej" zbadała nastroje Polaków po zapowiedzi premiera Donalda Tuska, że od przyszłego roku podatki mają być wyższe.
Na pytanie, które daniny mogłyby wzrosnąć bez szkody dla gospodarki i społeczeństwa, jedna czwarta badanych w sondażu wskazała na podatki dla firm.

Gazeta zauważa, że w ten sposób odpowiedzieli głównie ludzie młodzi pomiędzy 20. a 29. rokiem życia.
IAR (00:30)/wp.pl

Polacy nie chcą wyższych podatków

Według "Rzeczpospolitej" 89 procent Polaków uważa, że budżet państwa nie powinien być ratowany przez podnoszenie podatków.
Gazeta powołuje się na wynik sondażu, według którego jedynie co dwudziesty z respondentów popiera podniesienie podatków w obecnej sytuacji gospodarczej.

GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej" zbadała nastroje Polaków po zapowiedzi premiera Donalda Tuska, że od przyszłego roku podatki mają być wyższe.
Na pytanie, które daniny mogłyby wzrosnąć bez szkody dla gospodarki i społeczeństwa, jedna czwarta badanych w sondażu wskazała na podatki dla firm.

Gazeta zauważa, że w ten sposób odpowiedzieli głównie ludzie młodzi pomiędzy 20. a 29. rokiem życia.
IAR (00:30)/wp.pl

Koniec kryzysu? Polacy już nie boją się o pieniądze

Panika i brak zaufania do rynków finansowych mijają. Gotówkę w portfelach powoli zaczęliśmy zamieniać na lokaty oraz na jednostki funduszy inwestycyjnych.
Bank Zachodni WBK zaledwie w miesiąc pozyskał od Polaków aż 4,3 miliarda złotych. W dodatku nie oferując szczególnie atrakcyjnego oprocentowania na mocno reklamowanej lokacie (na zdjęciu Dany de Vito z reklamy lokaty).
Kwota ponad czterech miliardów złotych to zaledwie pięć procent gotówki znajdującej się w obiegu. Obecnie mamy w portfelach ponad 92 miliardy złotych. W stosunku do sytuacji sprzed kryzysu, to dużo, bo aż o jedną czwartą więcej niż dwa lata temu.

Jednak, jak wskazują najnowsze dane Narodowego Banku Polskiego, panika się skończyła. W maju kwota, jaką trzymaliśmy w portfelach, już nieco spadła.

źródło: obliczenia Money.pl na podstawie danych NBP

Jak wyjaśnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, mamy obecnie do czynienia z uspokojeniem nastrojów.

money.pl

Koniec kryzysu? Polacy już nie boją się o pieniądze

Panika i brak zaufania do rynków finansowych mijają. Gotówkę w portfelach powoli zaczęliśmy zamieniać na lokaty oraz na jednostki funduszy inwestycyjnych.
Bank Zachodni WBK zaledwie w miesiąc pozyskał od Polaków aż 4,3 miliarda złotych. W dodatku nie oferując szczególnie atrakcyjnego oprocentowania na mocno reklamowanej lokacie (na zdjęciu Dany de Vito z reklamy lokaty).
Kwota ponad czterech miliardów złotych to zaledwie pięć procent gotówki znajdującej się w obiegu. Obecnie mamy w portfelach ponad 92 miliardy złotych. W stosunku do sytuacji sprzed kryzysu, to dużo, bo aż o jedną czwartą więcej niż dwa lata temu.

Jednak, jak wskazują najnowsze dane Narodowego Banku Polskiego, panika się skończyła. W maju kwota, jaką trzymaliśmy w portfelach, już nieco spadła.

źródło: obliczenia Money.pl na podstawie danych NBP

Jak wyjaśnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, mamy obecnie do czynienia z uspokojeniem nastrojów.

money.pl

Sejm obciął prowizje dla OFE. Dostaniemy wyższe emerytury

Otwarte Fundusze Emerytalne od stycznia dostaną tylko 3,5 procent składki swojego klienta. To spadek aż o połowę, ale wypłacane emerytury wzrosną tylko symbolicznie.

Do tej pory towarzystwa mogły pobierać od każdej wpłaconej składki nawet 7 procent. Wczoraj posłowie zdecydowali, że od przyszłego roku maksymalna stawka jaką będą mogły miesięcznie ściągnąć ze składki spadnie do 3,5 proc.

Oznacza to, że więcej pieniędzy będzie pracowało na nasze przyszłe emerytury, a mniej wpłynie do kieszeni towarzystw emerytalnych. Poprzednie plany również zakładały obniżanie opłat, ale miało to trwać stopniowo aż do 2014 roku.

Portal Money.pl wyliczył, że dzięki wprowadzonym zmianom emerytura 35-letniego mężczyzny, będącego od 10 lat uczestnikiem OFE wzrośnie o 15 zł miesięcznie. W przypadku kobiety w tym samym wieku i stażu będzie to już tylko niecałe 8,3 zł.

Różnica wynika z faktu, że kobiety statystycznie dłużej żyją od mężczyzn co ma wpływ na wysokość obliczanej i wypłacanej przez OFE emerytury. W przypadku kobiet zebrany kapitał plus ewentualne oszczędności wynikające z niższych prowizji, dzielą się na większą liczbę miesięcy.

O ILE WZROSNĄ NASZE EMERYTURY PO OBNIŻCE PROWIZJI
wiek i staż w OFE
wzrost przyszłej emerytury
35-letni mężczyzna od 1999 roku w OFE 15,45 zł
35-letnia kobieta od 1999 roku w OFE 8,31 zł
25-letni mężczyzna od 2008 roku w OFE 2,56 zł
25-letnia kobieta od 2008 roku w OFE 1,38 zł

*wyliczenia własne przy założeniu miesięcznego wynagrodzenia w wysokości średniej krajowej - 3193,90 zł brutto, realnego rocznego wzrostu wynagrodzeń równego 4 proc. i realnej stopy zwrotu OFE na poziomie 4 proc.

Dla pracującego 25-latka z rocznym stażem w OFE zmiana ta będzie praktycznie nieodczuwalna. Jego przyszła emerytura w wyniku obniżenia opłat wzrośnie o zaledwie 2,5 zł. Jeszcze mniej zyska jego 25-letnia rówieśniczka - 1,4 zł miesięcznie.

Dlaczego młodsi zyskają mniej? Później weszli na rynek pracy, dlatego oszczędności wynikające z niższych prowizji rozłożą się na dłuższy okres oszczędzania. Na pocieszenie - emerytury dzisiejszych 25-latków i tak będą wyższe, ponieważ w sumie odłożą w OFE większą kwotę pieniędzy.

Sejm obciął prowizje dla OFE. Dostaniemy wyższe emerytury

Otwarte Fundusze Emerytalne od stycznia dostaną tylko 3,5 procent składki swojego klienta. To spadek aż o połowę, ale wypłacane emerytury wzrosną tylko symbolicznie.

Do tej pory towarzystwa mogły pobierać od każdej wpłaconej składki nawet 7 procent. Wczoraj posłowie zdecydowali, że od przyszłego roku maksymalna stawka jaką będą mogły miesięcznie ściągnąć ze składki spadnie do 3,5 proc.

Oznacza to, że więcej pieniędzy będzie pracowało na nasze przyszłe emerytury, a mniej wpłynie do kieszeni towarzystw emerytalnych. Poprzednie plany również zakładały obniżanie opłat, ale miało to trwać stopniowo aż do 2014 roku.

Portal Money.pl wyliczył, że dzięki wprowadzonym zmianom emerytura 35-letniego mężczyzny, będącego od 10 lat uczestnikiem OFE wzrośnie o 15 zł miesięcznie. W przypadku kobiety w tym samym wieku i stażu będzie to już tylko niecałe 8,3 zł.

Różnica wynika z faktu, że kobiety statystycznie dłużej żyją od mężczyzn co ma wpływ na wysokość obliczanej i wypłacanej przez OFE emerytury. W przypadku kobiet zebrany kapitał plus ewentualne oszczędności wynikające z niższych prowizji, dzielą się na większą liczbę miesięcy.

O ILE WZROSNĄ NASZE EMERYTURY PO OBNIŻCE PROWIZJI
wiek i staż w OFE
wzrost przyszłej emerytury
35-letni mężczyzna od 1999 roku w OFE 15,45 zł
35-letnia kobieta od 1999 roku w OFE 8,31 zł
25-letni mężczyzna od 2008 roku w OFE 2,56 zł
25-letnia kobieta od 2008 roku w OFE 1,38 zł

*wyliczenia własne przy założeniu miesięcznego wynagrodzenia w wysokości średniej krajowej - 3193,90 zł brutto, realnego rocznego wzrostu wynagrodzeń równego 4 proc. i realnej stopy zwrotu OFE na poziomie 4 proc.

Dla pracującego 25-latka z rocznym stażem w OFE zmiana ta będzie praktycznie nieodczuwalna. Jego przyszła emerytura w wyniku obniżenia opłat wzrośnie o zaledwie 2,5 zł. Jeszcze mniej zyska jego 25-letnia rówieśniczka - 1,4 zł miesięcznie.

Dlaczego młodsi zyskają mniej? Później weszli na rynek pracy, dlatego oszczędności wynikające z niższych prowizji rozłożą się na dłuższy okres oszczędzania. Na pocieszenie - emerytury dzisiejszych 25-latków i tak będą wyższe, ponieważ w sumie odłożą w OFE większą kwotę pieniędzy.

Ciepło ukryte w budynkach

W Polsce można zaoszczędzić ok. 35-37 proc. energii zużywanej w obiektach. W oszczędności miały pomagać świadectwa energetyczne budynków, jednak zainteresowanie nimi jest niewielkie. Czy Polska stanie przed trybunałem za nieumiejętne oszczędzanie energii?

W całej Unii Europejskiej potencjał oszczędnościowy w budynkach jest szacowany na 40 proc.

- W Polsce można zaoszczędzić w sposób ekonomicznie uzasadniony ok. 35-37 proc. energii w budynkach - przekonuje prof. Tadeusz Skoczkowski, prezes Krajowej Agencji Poszanowania Energii (KAPE). Można by uzyskać większe oszczędności, ale przy obecnych cenach energii i kosztach działań termomodernizacyjnych byłoby to działaniem nieopłacalnym. Największy potencjał oszczędności tkwi w budownictwie mieszkaniowym i w budynkach z tzw. wielkiej płyty.

Kompleksowa termomodernizacja powinna zacząć się od ocieplenia budynku i wymianie okien. Może się skończyć na instalacji własnych źródeł ciepła.

Renowacja, wentylacja

- W przypadku budownictwa pierwszym etapem, od którego należy rozpocząć działania na rzecz zmniejszenia zużycia energii, jest termorenowacja. To powinno być działanie kompleksowe, obejmujące modernizację m.in. przegród zewnętrznych, wymianę okien, stropo-dachów i ścian szczytowych - mówi Bogdan Świątek, członek zarządu Dalkii Poznań, dyrektor rozwoju spółki na Wielkopolskę.

Jak podkreśla Świątek, taka termorenowacja dotyczy olbrzymiej skali budownictwa w Polsce, ponieważ znaczna większość istniejących budynków budowana była w oparciu o stare wskaźniki i normy dotyczące izolacyjności.

Termorenowacja jest zabiegiem wymagającym znacznych środków finansowych, dlatego stan jej zaawansowania jest różny w różnych miejscach Polski. Według ocen Dalkii Poznań, w Polsce średni stopień zaawansowana termorenowacji jest na poziomie ok. 50 proc., podczas gdy w Poznaniu sięgnął 75 proc. Zdaniem Dalkii, w okresie 4-5 lat w Poznaniu uda się osiągnąć poziom blisko 100 proc.

- Wtedy stare budownictwo w zakresie termoizolacyjności osiągnie poziom zbliżony do nowoczesnych budynków, spełniających aktualne normy - wskazuje Bogdan Świątek.

Oprócz termomodernizacji, jest jeszcze wiele innych działań skutkujących m.in. zmniejszeniem pozyskiwania energii do budynków. Mówiąc o energii dla budynku, zazwyczaj ma się na myśli energię pozyskiwaną z zewnątrz, np. z sieci gazowej, elektroenergetycznej i cieplnej. Jednak potrzebną energię w dużej części budynek może... sam sobie dostarczyć. To następny krok w zmniejszaniu zakupów energii i innego sposobu zaopatrywania w energię.

- Takim rozwiązaniem może być m.in. odzysk ciepła z powietrza wentylacyjnego, co jest możliwe dzięki zastosowaniu rekuperatorów pozwalających na odzysk ciepła z powietrza wywiewanego - wyjaśnia Bogdan Świątek.

Budynek na potrzeby wentylacji zużywa kilkadziesiąt proc. ciepła. W tradycyjnych układach następuje wywiew tego ciepła, bez jego odzysku. W przypadku wprowadzania wentylacji mechanicznej (nawiew/wywiew) istnieje możliwość odzyskania znacznej części ciepła i podgrzewania powietrza nawiewanego. Dzięki temu można zmniejszyć, już po przeprowadzeniu termorenowacji, zapotrzebowanie ciepła w budynku o ok. 25-30 proc.

Kolejna możliwość zmniejszenia ilości energii pozyskiwanej z zewnątrz budynków to wykorzystanie energii słonecznej. W naszej strefie klimatycznej energia słoneczna może być wykorzystywana głównie do podgrzewania ciepłej wody. Stopień promieniowania słonecznego w ciągu roku jest zmienny, latem dzięki solarom można nawet w 100 proc. pokryć zapotrzebowanie na podgrzanie ciepłej wody użytkowej. W ciągu roku ten wskaźnik będzie się oczywiście wahał, ale średniorocznie dzięki wykorzystaniu energii słonecznej zapotrzebowanie na energię ze źródeł zewnętrznych można zmniejszyć o ok. 10-15 proc.

- Te szacunki dotyczą budynków mieszkalnych, ale w przypadku zakładów przemysłowych można uzyskać podobne efekty. W wielu sytuacjach można rozważyć pomysł wykorzystania energii wiatrowej - przekonuje Bogdan Świątek.

Świątek przyznaje, że część technologii pozyskiwania energii, jak np. solary, jest obecnie droższa od metod tradycyjnych, bazujących na paliwach kopalnych. Jednak polityka Unii Europejskiej i system dotowania inwestycji energooszczędnych powoduje, że te technologie zaczynają stawać się opłacalne. Do instalacji kolektora słonecznego można pozyskać dotację nawet do 50 proc. nakładów inwestycyjnych, w takim przypadku atrakcyjność przedsięwzięcia rośnie.

Wzrost cen energii z paliw pierwotnych, przy jednoczesnym rozwoju technologicznym i spadku cen solarów, pomp ciepła i rekuperatorów, w sposób oczywisty poprawi atrakcyjność inwestowania w nowe lokalne źródła energii.

Świadectwa wylane z kąpielą

Od 1 stycznia br. obowiązuje zapis o sporządzaniu tzw. świadectw charakterystyki energetycznej budynków. System certyfikatów energetycznych budynków miał być znaczącym wsparciem działań termomodernizacyjnych. Jednym ze wskaźników wskazanych przez certyfikat energetyczny ma być zużycie energii cieplnej przez budynek w ciągu roku. Dzięki temu łatwo będzie można obliczyć, ile kosztuje ciepło w danym budynku, co będzie miało przełożenie na jego wartość rynkową. W założeniach miał to być kolejny mechanizm mobilizujący do tego, aby oszczędzać energię. Teoretycznie posiadanie świadectwa potwierdzającego, że dany budynek posiada wysoką efektywność energetyczną, jest w interesie zarówno sprzedawcy (bo łatwiej mu sprzedać lokal o niskich kosztach utrzymania), jak i kupującego (bo wie, jakie będzie ponosił koszty i może wybrać ten o kosztach niższych).

W ustawie wprowadzającej świadectwa nie wprowadzono jednak żadnych sankcji za brak takiego dokumentu. Według informacji Instytutu Gospodarki Nieruchomościami, koszt uzyskania świadectwa wynosi od 500 zł do 2,5 tys. zł. W praktyce zainteresowanie sprzedających, jak i kupujących świadectwami energetycznymi jest jednak niewielkie.

- Jeśli chodzi o świadectwa energetyczne, to jest zupełna tragedia, wylano dziecko z kąpielą. Świadectwa energetyczne, według obowiązującego prawa, nie są wymagane, znaleziono skuteczne sposoby obejścia wymagalności tych świadectw - ocenia prof. Tadeusz Skoczkowski.

Według prezesa KAPE, pokazano, że można świadectw energetycznych nie posiadać i usankcjonowano to prawnie. W efekcie Ministerstwo Infrastruktury jest w konflikcie z audytorami energetycznymi i certyfikatorami, ponieważ w przeszłości uruchomiono ogromny proces kształcenia certyfikatorów, a nie spowodowano, że te certyfikaty będą wymagane. Instytucje i osoby przygotowujące przepisy prawa nie zrozumiały idei wprowadzenia certyfikatów energetycznych.

- W najbliższym czasie będziemy mieli z tego bardzo poważne kłopoty ze strony Komisji Europejskiej. Spodziewam się, że Polska zostanie oddana do Trybunału Europejskiego w Strasburgu jako kraj, który nieprawidłowo implementował dyrektywę o efektywności energetycznej budynków - twierdzi prof. Skoczkowski.

Dodaje, że ze świadectwami energetycznymi mają kłopot wszystkie kraje Unii Europejskiej, w innych krajach jednak zrozumiano, że wprowadzenie certyfikatów ma zdecydowanie zmniejszyć zapotrzebowanie na energię w budownictwie i jest to opłacalne. W Polsce odczytano dyrektywę Unii Europejskiej o efektywności energetycznej budynków jako obowiązek, z którego powinno się wymigać.

Prezes KAPE informuje, że przygotowywana jest nowelizacja tej dyrektywy, która będzie jeszcze bardziej restrykcyjna.

- W Polsce zmarnowaliśmy szansę, aby wprowadzić certyfikaty według starej dyrektywy. Będziemy mieli ogromne problemy, ponieważ rozporządzenia, które są wydawane, są obarczone licznymi błędami. To działania wbrew interesem polskiego społeczeństwa. Za świadectwo energetyczne warto zapłacić, ponieważ z tego wynikają korzyści społeczne i ekonomiczne - ocenia Tadeusz Skoczkowski.

Cieplej, czyściej, taniej

Na Politechnice Częstochowskiej przeprowadzono termomodernizację budynków o kubaturze blisko 19 tys. m sześc., zmodernizowano system przesyłu i dystrybucji ciepła na potrzeby c.o. i ciepłej wody użytkowej, gdzie długość sieci wynosi 1450 m. Przeprowadzono modernizację lokalnej kotłowni zasilającej w ciepło budynki politechniki o mocy kotłów 2,2 MW. Ponadto zainstalowano kolektory słoneczne skojarzone z systemem zaopatrzenia w ciepło. Powierzchnia kolektorów wynosi 336 mkw.

Unikatowym rozwiązaniem jest skojarzony układ wytwarzania ciepła z biomasy i słońca, który zaopatruje w ciepło (rozdysponowane na ciepłą wodę użytkową oraz centralne ogrzewanie) zespół obiektów należących do Wydziału Inżynierii i Ochrony Środowiska. Zapotrzebowanie na moc cieplną stanowi łącznie 350 kW, głównie w okresie zimowym.

W skład układu wchodzi zestaw próżniowych kolektorów słonecznych, kotły opalane biomasą, zespół zbiorników buforowych, komputerowy monitoring parametrów pracy układu. W układzie pracuje także czujnik promieniowania słonecznego z rejestratorem, a także ciepłomierze, armatura oraz system automatyki i kontroli pracy.

- Dzięki racjonalizacji gospodarki ciepłem osiągnięto spore oszczędności - ocenia prof. Robert Sekret z Politechniki Częstochowskiej. - Wśród nich jest uzyskanie 1724 GJ rocznie ciepła do przygotowania c.w.u. z instalacji kolektorów słonecznych. Zmniejszono zapotrzebowanie na ciepło dla odbiorców i zapotrzebowanie własnego źródła ciepła o 20 proc. oraz zmniejszono ilości wytwarzanego ciepła o 28 proc. Nastąpiło również zmniejszenie zużycia energii pierwotnej o 49 proc. Koszty eksploatacyjne ponoszone przez politechnikę spadły o około 30 proc.

Dodatkowym efektem modernizacji jest zmniejszenie rocznej emisji do atmosfery substancji szkodliwych, w tym SO2 , CO, CO2, NOx przeciętnie o 53 proc. i pyłu o 67 proc.

Dariusz Ciepiela

źródło informacji: Nowy Przemysł

Ciepło ukryte w budynkach

W Polsce można zaoszczędzić ok. 35-37 proc. energii zużywanej w obiektach. W oszczędności miały pomagać świadectwa energetyczne budynków, jednak zainteresowanie nimi jest niewielkie. Czy Polska stanie przed trybunałem za nieumiejętne oszczędzanie energii?

W całej Unii Europejskiej potencjał oszczędnościowy w budynkach jest szacowany na 40 proc.

- W Polsce można zaoszczędzić w sposób ekonomicznie uzasadniony ok. 35-37 proc. energii w budynkach - przekonuje prof. Tadeusz Skoczkowski, prezes Krajowej Agencji Poszanowania Energii (KAPE). Można by uzyskać większe oszczędności, ale przy obecnych cenach energii i kosztach działań termomodernizacyjnych byłoby to działaniem nieopłacalnym. Największy potencjał oszczędności tkwi w budownictwie mieszkaniowym i w budynkach z tzw. wielkiej płyty.

Kompleksowa termomodernizacja powinna zacząć się od ocieplenia budynku i wymianie okien. Może się skończyć na instalacji własnych źródeł ciepła.

Renowacja, wentylacja

- W przypadku budownictwa pierwszym etapem, od którego należy rozpocząć działania na rzecz zmniejszenia zużycia energii, jest termorenowacja. To powinno być działanie kompleksowe, obejmujące modernizację m.in. przegród zewnętrznych, wymianę okien, stropo-dachów i ścian szczytowych - mówi Bogdan Świątek, członek zarządu Dalkii Poznań, dyrektor rozwoju spółki na Wielkopolskę.

Jak podkreśla Świątek, taka termorenowacja dotyczy olbrzymiej skali budownictwa w Polsce, ponieważ znaczna większość istniejących budynków budowana była w oparciu o stare wskaźniki i normy dotyczące izolacyjności.

Termorenowacja jest zabiegiem wymagającym znacznych środków finansowych, dlatego stan jej zaawansowania jest różny w różnych miejscach Polski. Według ocen Dalkii Poznań, w Polsce średni stopień zaawansowana termorenowacji jest na poziomie ok. 50 proc., podczas gdy w Poznaniu sięgnął 75 proc. Zdaniem Dalkii, w okresie 4-5 lat w Poznaniu uda się osiągnąć poziom blisko 100 proc.

- Wtedy stare budownictwo w zakresie termoizolacyjności osiągnie poziom zbliżony do nowoczesnych budynków, spełniających aktualne normy - wskazuje Bogdan Świątek.

Oprócz termomodernizacji, jest jeszcze wiele innych działań skutkujących m.in. zmniejszeniem pozyskiwania energii do budynków. Mówiąc o energii dla budynku, zazwyczaj ma się na myśli energię pozyskiwaną z zewnątrz, np. z sieci gazowej, elektroenergetycznej i cieplnej. Jednak potrzebną energię w dużej części budynek może... sam sobie dostarczyć. To następny krok w zmniejszaniu zakupów energii i innego sposobu zaopatrywania w energię.

- Takim rozwiązaniem może być m.in. odzysk ciepła z powietrza wentylacyjnego, co jest możliwe dzięki zastosowaniu rekuperatorów pozwalających na odzysk ciepła z powietrza wywiewanego - wyjaśnia Bogdan Świątek.

Budynek na potrzeby wentylacji zużywa kilkadziesiąt proc. ciepła. W tradycyjnych układach następuje wywiew tego ciepła, bez jego odzysku. W przypadku wprowadzania wentylacji mechanicznej (nawiew/wywiew) istnieje możliwość odzyskania znacznej części ciepła i podgrzewania powietrza nawiewanego. Dzięki temu można zmniejszyć, już po przeprowadzeniu termorenowacji, zapotrzebowanie ciepła w budynku o ok. 25-30 proc.

Kolejna możliwość zmniejszenia ilości energii pozyskiwanej z zewnątrz budynków to wykorzystanie energii słonecznej. W naszej strefie klimatycznej energia słoneczna może być wykorzystywana głównie do podgrzewania ciepłej wody. Stopień promieniowania słonecznego w ciągu roku jest zmienny, latem dzięki solarom można nawet w 100 proc. pokryć zapotrzebowanie na podgrzanie ciepłej wody użytkowej. W ciągu roku ten wskaźnik będzie się oczywiście wahał, ale średniorocznie dzięki wykorzystaniu energii słonecznej zapotrzebowanie na energię ze źródeł zewnętrznych można zmniejszyć o ok. 10-15 proc.

- Te szacunki dotyczą budynków mieszkalnych, ale w przypadku zakładów przemysłowych można uzyskać podobne efekty. W wielu sytuacjach można rozważyć pomysł wykorzystania energii wiatrowej - przekonuje Bogdan Świątek.

Świątek przyznaje, że część technologii pozyskiwania energii, jak np. solary, jest obecnie droższa od metod tradycyjnych, bazujących na paliwach kopalnych. Jednak polityka Unii Europejskiej i system dotowania inwestycji energooszczędnych powoduje, że te technologie zaczynają stawać się opłacalne. Do instalacji kolektora słonecznego można pozyskać dotację nawet do 50 proc. nakładów inwestycyjnych, w takim przypadku atrakcyjność przedsięwzięcia rośnie.

Wzrost cen energii z paliw pierwotnych, przy jednoczesnym rozwoju technologicznym i spadku cen solarów, pomp ciepła i rekuperatorów, w sposób oczywisty poprawi atrakcyjność inwestowania w nowe lokalne źródła energii.

Świadectwa wylane z kąpielą

Od 1 stycznia br. obowiązuje zapis o sporządzaniu tzw. świadectw charakterystyki energetycznej budynków. System certyfikatów energetycznych budynków miał być znaczącym wsparciem działań termomodernizacyjnych. Jednym ze wskaźników wskazanych przez certyfikat energetyczny ma być zużycie energii cieplnej przez budynek w ciągu roku. Dzięki temu łatwo będzie można obliczyć, ile kosztuje ciepło w danym budynku, co będzie miało przełożenie na jego wartość rynkową. W założeniach miał to być kolejny mechanizm mobilizujący do tego, aby oszczędzać energię. Teoretycznie posiadanie świadectwa potwierdzającego, że dany budynek posiada wysoką efektywność energetyczną, jest w interesie zarówno sprzedawcy (bo łatwiej mu sprzedać lokal o niskich kosztach utrzymania), jak i kupującego (bo wie, jakie będzie ponosił koszty i może wybrać ten o kosztach niższych).

W ustawie wprowadzającej świadectwa nie wprowadzono jednak żadnych sankcji za brak takiego dokumentu. Według informacji Instytutu Gospodarki Nieruchomościami, koszt uzyskania świadectwa wynosi od 500 zł do 2,5 tys. zł. W praktyce zainteresowanie sprzedających, jak i kupujących świadectwami energetycznymi jest jednak niewielkie.

- Jeśli chodzi o świadectwa energetyczne, to jest zupełna tragedia, wylano dziecko z kąpielą. Świadectwa energetyczne, według obowiązującego prawa, nie są wymagane, znaleziono skuteczne sposoby obejścia wymagalności tych świadectw - ocenia prof. Tadeusz Skoczkowski.

Według prezesa KAPE, pokazano, że można świadectw energetycznych nie posiadać i usankcjonowano to prawnie. W efekcie Ministerstwo Infrastruktury jest w konflikcie z audytorami energetycznymi i certyfikatorami, ponieważ w przeszłości uruchomiono ogromny proces kształcenia certyfikatorów, a nie spowodowano, że te certyfikaty będą wymagane. Instytucje i osoby przygotowujące przepisy prawa nie zrozumiały idei wprowadzenia certyfikatów energetycznych.

- W najbliższym czasie będziemy mieli z tego bardzo poważne kłopoty ze strony Komisji Europejskiej. Spodziewam się, że Polska zostanie oddana do Trybunału Europejskiego w Strasburgu jako kraj, który nieprawidłowo implementował dyrektywę o efektywności energetycznej budynków - twierdzi prof. Skoczkowski.

Dodaje, że ze świadectwami energetycznymi mają kłopot wszystkie kraje Unii Europejskiej, w innych krajach jednak zrozumiano, że wprowadzenie certyfikatów ma zdecydowanie zmniejszyć zapotrzebowanie na energię w budownictwie i jest to opłacalne. W Polsce odczytano dyrektywę Unii Europejskiej o efektywności energetycznej budynków jako obowiązek, z którego powinno się wymigać.

Prezes KAPE informuje, że przygotowywana jest nowelizacja tej dyrektywy, która będzie jeszcze bardziej restrykcyjna.

- W Polsce zmarnowaliśmy szansę, aby wprowadzić certyfikaty według starej dyrektywy. Będziemy mieli ogromne problemy, ponieważ rozporządzenia, które są wydawane, są obarczone licznymi błędami. To działania wbrew interesem polskiego społeczeństwa. Za świadectwo energetyczne warto zapłacić, ponieważ z tego wynikają korzyści społeczne i ekonomiczne - ocenia Tadeusz Skoczkowski.

Cieplej, czyściej, taniej

Na Politechnice Częstochowskiej przeprowadzono termomodernizację budynków o kubaturze blisko 19 tys. m sześc., zmodernizowano system przesyłu i dystrybucji ciepła na potrzeby c.o. i ciepłej wody użytkowej, gdzie długość sieci wynosi 1450 m. Przeprowadzono modernizację lokalnej kotłowni zasilającej w ciepło budynki politechniki o mocy kotłów 2,2 MW. Ponadto zainstalowano kolektory słoneczne skojarzone z systemem zaopatrzenia w ciepło. Powierzchnia kolektorów wynosi 336 mkw.

Unikatowym rozwiązaniem jest skojarzony układ wytwarzania ciepła z biomasy i słońca, który zaopatruje w ciepło (rozdysponowane na ciepłą wodę użytkową oraz centralne ogrzewanie) zespół obiektów należących do Wydziału Inżynierii i Ochrony Środowiska. Zapotrzebowanie na moc cieplną stanowi łącznie 350 kW, głównie w okresie zimowym.

W skład układu wchodzi zestaw próżniowych kolektorów słonecznych, kotły opalane biomasą, zespół zbiorników buforowych, komputerowy monitoring parametrów pracy układu. W układzie pracuje także czujnik promieniowania słonecznego z rejestratorem, a także ciepłomierze, armatura oraz system automatyki i kontroli pracy.

- Dzięki racjonalizacji gospodarki ciepłem osiągnięto spore oszczędności - ocenia prof. Robert Sekret z Politechniki Częstochowskiej. - Wśród nich jest uzyskanie 1724 GJ rocznie ciepła do przygotowania c.w.u. z instalacji kolektorów słonecznych. Zmniejszono zapotrzebowanie na ciepło dla odbiorców i zapotrzebowanie własnego źródła ciepła o 20 proc. oraz zmniejszono ilości wytwarzanego ciepła o 28 proc. Nastąpiło również zmniejszenie zużycia energii pierwotnej o 49 proc. Koszty eksploatacyjne ponoszone przez politechnikę spadły o około 30 proc.

Dodatkowym efektem modernizacji jest zmniejszenie rocznej emisji do atmosfery substancji szkodliwych, w tym SO2 , CO, CO2, NOx przeciętnie o 53 proc. i pyłu o 67 proc.

Dariusz Ciepiela

źródło informacji: Nowy Przemysł

Sposoby na obniżenie rachunku za prąd

Przeznaczasz coraz większe kwoty na rachunki za prąd? Podpowiadamy kilka prostych sposobów, które pozwolą zaoszczędzić bez żadnych zbędnych wyrzeczeń nawet kilkaset złotych w ciągu roku!
Pierwszą myślą jest wymiana żarówek na energooszczędne. Pamiętaj, że to się opłaca – użycie zamiast 100-watowej, tradycyjnej bańki energooszczędnej świetlówki o mocy 21 W pozwala w skali roku odłożyć ponad 60 zł. Jeżeli przemnożymy to przez liczbę żarówek w naszym domu wyjdzie naprawdę spora kwota. Jednak w tych pomieszczeniach, w których przebywamy bardzo krótko możemy zostawić zwyczajne żarówki, ponieważ ilość energii potrzebna do zapalenia świetlówki jest bardzo duża. Pobiera jej tyle, ile tradycyjna żarówka przez 8 minut pracy.

Przyjrzymy się podstawowym sprzętom domowym.

Pralka zużywa ok. 10. proc. prądu w domu. Najlepiej uruchamiać ją dopiero wtedy gdy uzbieramy pełen wsad. Tylko dwa pranie z wypełniona do połowy pralka wystarcza by zużycie energii wzrosło aż o 35 proc! Poza tym starajmy się ograniczyć do minimum pranie wstępne. Używajmy tego programu tylko wtedy gdy pranie jest na prawdę bardzo brudne, ponieważ zużywa on dwa razy tyle energii, co pranie w 60 st. C. Jeżeli posiadamy suszarkę dobrze nastawić ją na 1200 obrotów zamiast na 800 – to oszczędność jednej czwartej energii.

Lodówki nie powinnyśmy otwierać bez powodu, ponieważ jej wnętrze bardzo szybko się ogrzewa. Wstawiajmy do środka tylko produkty zimne lub o temperaturze pokojowej. Poza tym wiele osób zapomina, że rozmrażanie żywności w lodówce także przynosi oszczędności -  pochłania  ciepło z jej wnętrza. Należy systematycznie przyglądać się czy warstwa szronu nie przekroczyła 1 cm i czy uszczelki dokładnie przywierają. Poza tym pamiętajmy o dobrym umiejscowieniu lodówki – w niezbyt nasłonecznionym miejscu, a także z dale od innych źródeł ciepła, przede wszystkim grzejników i piecyków.
Kuchnia elektryczna to istny pożeracz prądu. Staraj się wiec w miarę  możliwości gotować w małej ilości wody i pod przykryciem. Inaczej 30 proc. energii uleci w powietrze. Do gotowania używaj naczyń dobrze przewodzących ciepło, płaskim dnie. Staraj się dopasować wielkość garnka do wielkości elementu grzejnego (średnica powinna być ok. 2 cm większa od płyty grzejnej). Używaj naczyń o gładkim, dobrze przewodzącym dnie, brud (częste „przypalenie”) zwiększa zużycie energii nawet o 50 proc.! Korzystając z piekarnika nie otwieraj zbyt często drzwiczek, to spowoduje kolejną utratę ciepła, a co za tym idzie energii.

Nie zostawiaj włączonego komputera w nocy lub na weekend, jeżeli nie będziesz używał go dłużej niż 16 minut, wyłącz go. Poza tym najlepszy „screensaver” to wyłączony monitor. Pamiętaj, że drukarka włączona non-stop aż 93 proc. energii zużywa na tryb czuwanie stand-by, a tylko 7 proc. na samo drukowanie. To właśnie  przycisk stand-by jest najbardziej podstępnym pożeraczem prądu.

dom.wp

Sposoby na obniżenie rachunku za prąd

Przeznaczasz coraz większe kwoty na rachunki za prąd? Podpowiadamy kilka prostych sposobów, które pozwolą zaoszczędzić bez żadnych zbędnych wyrzeczeń nawet kilkaset złotych w ciągu roku!
Pierwszą myślą jest wymiana żarówek na energooszczędne. Pamiętaj, że to się opłaca – użycie zamiast 100-watowej, tradycyjnej bańki energooszczędnej świetlówki o mocy 21 W pozwala w skali roku odłożyć ponad 60 zł. Jeżeli przemnożymy to przez liczbę żarówek w naszym domu wyjdzie naprawdę spora kwota. Jednak w tych pomieszczeniach, w których przebywamy bardzo krótko możemy zostawić zwyczajne żarówki, ponieważ ilość energii potrzebna do zapalenia świetlówki jest bardzo duża. Pobiera jej tyle, ile tradycyjna żarówka przez 8 minut pracy.

Przyjrzymy się podstawowym sprzętom domowym.

Pralka zużywa ok. 10. proc. prądu w domu. Najlepiej uruchamiać ją dopiero wtedy gdy uzbieramy pełen wsad. Tylko dwa pranie z wypełniona do połowy pralka wystarcza by zużycie energii wzrosło aż o 35 proc! Poza tym starajmy się ograniczyć do minimum pranie wstępne. Używajmy tego programu tylko wtedy gdy pranie jest na prawdę bardzo brudne, ponieważ zużywa on dwa razy tyle energii, co pranie w 60 st. C. Jeżeli posiadamy suszarkę dobrze nastawić ją na 1200 obrotów zamiast na 800 – to oszczędność jednej czwartej energii.

Lodówki nie powinnyśmy otwierać bez powodu, ponieważ jej wnętrze bardzo szybko się ogrzewa. Wstawiajmy do środka tylko produkty zimne lub o temperaturze pokojowej. Poza tym wiele osób zapomina, że rozmrażanie żywności w lodówce także przynosi oszczędności -  pochłania  ciepło z jej wnętrza. Należy systematycznie przyglądać się czy warstwa szronu nie przekroczyła 1 cm i czy uszczelki dokładnie przywierają. Poza tym pamiętajmy o dobrym umiejscowieniu lodówki – w niezbyt nasłonecznionym miejscu, a także z dale od innych źródeł ciepła, przede wszystkim grzejników i piecyków.
Kuchnia elektryczna to istny pożeracz prądu. Staraj się wiec w miarę  możliwości gotować w małej ilości wody i pod przykryciem. Inaczej 30 proc. energii uleci w powietrze. Do gotowania używaj naczyń dobrze przewodzących ciepło, płaskim dnie. Staraj się dopasować wielkość garnka do wielkości elementu grzejnego (średnica powinna być ok. 2 cm większa od płyty grzejnej). Używaj naczyń o gładkim, dobrze przewodzącym dnie, brud (częste „przypalenie”) zwiększa zużycie energii nawet o 50 proc.! Korzystając z piekarnika nie otwieraj zbyt często drzwiczek, to spowoduje kolejną utratę ciepła, a co za tym idzie energii.

Nie zostawiaj włączonego komputera w nocy lub na weekend, jeżeli nie będziesz używał go dłużej niż 16 minut, wyłącz go. Poza tym najlepszy „screensaver” to wyłączony monitor. Pamiętaj, że drukarka włączona non-stop aż 93 proc. energii zużywa na tryb czuwanie stand-by, a tylko 7 proc. na samo drukowanie. To właśnie  przycisk stand-by jest najbardziej podstępnym pożeraczem prądu.

dom.wp

Nad morzem ceny mieszkań spadają

W maju ceny mieszkań na rynku wtórnym znacząco spadły w Gdyni, Szczecinie,Sopocie i Krakowie w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.
W żadnym z 17 badanych największych miast w Polsce nie odnotowano wzrostu cen mieszkań na rynku wtórnym.  

Najwięcej, bo o 10,5 proc. w stosunku do maja ub.r., spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Gdyni, do poziomu 6292 zł. Drugi był Szczecin (spadek o 9,5 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4857 zł. Na trzecim miejscu znalazł się Sopot, gdzie ceny mieszkań spadły o 9,2 proc. Metr kwadratowy mieszkania kosztował tam w maju 9935 zł. Również w Opolu spadły znacznie ceny mieszkań, bo o 8,5 proc. w porównaniu z majem ub.r. do 4082 zł za metr kwadratowy.

W maju skala obniżek w stolicy była również duża, bo wyniosła 8,1 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2008 roku. Metr kwadratowy mieszkania kosztował w Warszawie w ubiegłym miesiącu średnio 8762 zł.
Dyrektor serwisu nieruchomości Oferty.net Marcin Drogomirecki wyjaśnił, że znaczący spadek cen mieszkań w największych miastach Polski jest spowodowany zmniejszonym popytem na mieszkania. "Spadek popytu wynika z ograniczonej dostępności do kredytów hipotecznych. Obecnie warunki uzyskania takiego kredytu są zdecydowanie gorsze niż przed rokiem, czyli przed rozpoczęciem kryzysu. Ponadto kredyty hipoteczne są wyżej oprocentowane, a wymogi wobec osób, które chciałyby go zaciągnąć są zdecydowanie wyższe. Tym samym trudniej jest uzyskać zdolność kredytową" - powiedział Drogomirecki.

"Trend spadkowy cen mieszkań trwa już od ponad roku. Wiele osób powstrzymuje się z zakupem swojego"M", czekając na jeszcze większe spadki. Trudno powiedzieć, kiedy ten trend spadkowy się zakończy" - dodał.

W raporcie uwzględniono 20112 oferty mieszkań wystawionych w maju do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

dol/ je/ jbr/
dom.wp

Nad morzem ceny mieszkań spadają

W maju ceny mieszkań na rynku wtórnym znacząco spadły w Gdyni, Szczecinie,Sopocie i Krakowie w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.
W żadnym z 17 badanych największych miast w Polsce nie odnotowano wzrostu cen mieszkań na rynku wtórnym.  

Najwięcej, bo o 10,5 proc. w stosunku do maja ub.r., spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Gdyni, do poziomu 6292 zł. Drugi był Szczecin (spadek o 9,5 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4857 zł. Na trzecim miejscu znalazł się Sopot, gdzie ceny mieszkań spadły o 9,2 proc. Metr kwadratowy mieszkania kosztował tam w maju 9935 zł. Również w Opolu spadły znacznie ceny mieszkań, bo o 8,5 proc. w porównaniu z majem ub.r. do 4082 zł za metr kwadratowy.

W maju skala obniżek w stolicy była również duża, bo wyniosła 8,1 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2008 roku. Metr kwadratowy mieszkania kosztował w Warszawie w ubiegłym miesiącu średnio 8762 zł.
Dyrektor serwisu nieruchomości Oferty.net Marcin Drogomirecki wyjaśnił, że znaczący spadek cen mieszkań w największych miastach Polski jest spowodowany zmniejszonym popytem na mieszkania. "Spadek popytu wynika z ograniczonej dostępności do kredytów hipotecznych. Obecnie warunki uzyskania takiego kredytu są zdecydowanie gorsze niż przed rokiem, czyli przed rozpoczęciem kryzysu. Ponadto kredyty hipoteczne są wyżej oprocentowane, a wymogi wobec osób, które chciałyby go zaciągnąć są zdecydowanie wyższe. Tym samym trudniej jest uzyskać zdolność kredytową" - powiedział Drogomirecki.

"Trend spadkowy cen mieszkań trwa już od ponad roku. Wiele osób powstrzymuje się z zakupem swojego"M", czekając na jeszcze większe spadki. Trudno powiedzieć, kiedy ten trend spadkowy się zakończy" - dodał.

W raporcie uwzględniono 20112 oferty mieszkań wystawionych w maju do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

dol/ je/ jbr/
dom.wp

Umywalka tylko w bieli?

Ceramika sanitarna - w zamierzchłych czasach powyższe określenie zarezerwowane było dla produktów wytwarzanych z kamionki sanitarnej lub ceramiki. Historia ceramiki zaczyna się XVI - wiecznej Anglii, zaś w Polsce pierwszy zakład produkujący owe produkty uruchomiono w na początku XX wieku.
Produkty ceramiczne cieszą się niesłabnącą popularnością, niewątpliwie ma na to wpływ, łatwość z jaką się je czyści, ich twardość, niemal stuprocentowa odporność na zarysowanie czy działanie chemii. Poza tym materiał ten jest odporny na wysokie i niskie temperatury. Obecnie sformułowanie „ceramika sanitarna” przypisuje się również sprzętom, które wykonane są ze stali, tworzyw sztucznych, szkła, granitu. Masowość i automatyzacja procesu produkcji powoduje, że dostępne w różnych kolorach i kształtach.  

Poświęćmy kilka minut umywalkom. W marketach budowlanych jest ich cała masa. To co różni je między sobą to, kolor, wielkość, kształt, sposób montażu, przystosowanie do konkretnych typów baterii. Znamienita większość jest w klasycznym kolorze bieli, chociaż coraz częściej można natknąć się na umywalkę w kolorze beżowym, szarym, granatowym. Paleta kolorów rozciąga się niemal w nieskończoność, co jest inspiracją dla designerów tworzących prawdziwe dzieła sztuki.

Skoro jesteśmy przy designerach zwróćmy uwagę na kształty dostępnych umywalek. To na jaki się zdecydujemy zależy od tego jak stylizujemy całą łazienkę. Wiodącym kształtem jest owal oraz okrąg, ale wspomniane kształty coraz częściej wypierane są przez kwadraty lub prostokąty. Dla tych z nas, którzy nie mają ustawnej łazienki, producenci przygotowali umywalki narożne, a dla tych którzy lubią poczuć odrobinę luksusu dostępne są umywalki podwójne.
Umywalki można podzielić nie tylko pod względem koloru, kształtu czy rozmiaru można Bardzo istotnym jest parametr montażu.

Tak więc, umywalki małe wieszamy z wykorzystaniem śrub mocujących. Taki rodzaj umywalek powinniśmy zastosować jeżeli łazienka nie jest zbyt duża. Innym z rodzajów są umywalki wiszące, które z kolei można montować na półpostumencie lub postumencie (wówczas montażu dokonujemy tak, żeby pod spodem był wycięty obrys zbieżny z półpostumentem lub postumentem).

Kolejną z kategorii są umywalki które ustawiamy bezpośrednio na meblach łazienkowych oraz na blatach. Są nieskomplikowane w montażu a jednocześnie cechuje je masywność i nowoczesność. Łazienka z taką umywalką z pewnością jawi są jako elegancka. Mamy też umywalki które montujemy pod blatem (lub „wpuszczamy” w blat) w taki sposób że, ich krawędzie nie wystają ponad powierzchnię.
dom.wp

Umywalka tylko w bieli?

Ceramika sanitarna - w zamierzchłych czasach powyższe określenie zarezerwowane było dla produktów wytwarzanych z kamionki sanitarnej lub ceramiki. Historia ceramiki zaczyna się XVI - wiecznej Anglii, zaś w Polsce pierwszy zakład produkujący owe produkty uruchomiono w na początku XX wieku.
Produkty ceramiczne cieszą się niesłabnącą popularnością, niewątpliwie ma na to wpływ, łatwość z jaką się je czyści, ich twardość, niemal stuprocentowa odporność na zarysowanie czy działanie chemii. Poza tym materiał ten jest odporny na wysokie i niskie temperatury. Obecnie sformułowanie „ceramika sanitarna” przypisuje się również sprzętom, które wykonane są ze stali, tworzyw sztucznych, szkła, granitu. Masowość i automatyzacja procesu produkcji powoduje, że dostępne w różnych kolorach i kształtach.  

Poświęćmy kilka minut umywalkom. W marketach budowlanych jest ich cała masa. To co różni je między sobą to, kolor, wielkość, kształt, sposób montażu, przystosowanie do konkretnych typów baterii. Znamienita większość jest w klasycznym kolorze bieli, chociaż coraz częściej można natknąć się na umywalkę w kolorze beżowym, szarym, granatowym. Paleta kolorów rozciąga się niemal w nieskończoność, co jest inspiracją dla designerów tworzących prawdziwe dzieła sztuki.

Skoro jesteśmy przy designerach zwróćmy uwagę na kształty dostępnych umywalek. To na jaki się zdecydujemy zależy od tego jak stylizujemy całą łazienkę. Wiodącym kształtem jest owal oraz okrąg, ale wspomniane kształty coraz częściej wypierane są przez kwadraty lub prostokąty. Dla tych z nas, którzy nie mają ustawnej łazienki, producenci przygotowali umywalki narożne, a dla tych którzy lubią poczuć odrobinę luksusu dostępne są umywalki podwójne.
Umywalki można podzielić nie tylko pod względem koloru, kształtu czy rozmiaru można Bardzo istotnym jest parametr montażu.

Tak więc, umywalki małe wieszamy z wykorzystaniem śrub mocujących. Taki rodzaj umywalek powinniśmy zastosować jeżeli łazienka nie jest zbyt duża. Innym z rodzajów są umywalki wiszące, które z kolei można montować na półpostumencie lub postumencie (wówczas montażu dokonujemy tak, żeby pod spodem był wycięty obrys zbieżny z półpostumentem lub postumentem).

Kolejną z kategorii są umywalki które ustawiamy bezpośrednio na meblach łazienkowych oraz na blatach. Są nieskomplikowane w montażu a jednocześnie cechuje je masywność i nowoczesność. Łazienka z taką umywalką z pewnością jawi są jako elegancka. Mamy też umywalki które montujemy pod blatem (lub „wpuszczamy” w blat) w taki sposób że, ich krawędzie nie wystają ponad powierzchnię.
dom.wp

Członek RPP stawia na wzrost stóp procentowych

- Pole do dalszych obniżek stóp procentowych jest minimalne i nie ma potrzeby dalszych redukcji, uważa Halina Wasilewska-Trenkner, członek Rady Polityki Pieniężnej. W jej ocenie, w 2009 r. możliwe jest nawet zacieśnianie polityki monetarnej.
- Jeżeli inflacja faktycznie ukształtuje się w przedziale zapisanym w projekcji (2,8-3,5 proc. w 2009 roku), to będzie oznaczać, ze stopa referencyjna będzie realnie zerowa i pole do dalszych obniżek jest minimalne. A ja osobiście w najbliższym czasie nie widzę potrzeby obniżek stóp - powiedziała Wasilewska-Trenkner w wywiadzie dla radia PIN.

Najbliższy czas może oznaczać nawet do końca 2009 r., choć, zdaniem członek RPP, systematycznie należy monitorować sytuację na rynkach międzynarodowych.

- Zmiany cen surowców, jeśli faktycznie ruszy fala ożywienia, mogą się dla nas okazać zagrożeniem inflacyjnym. I wtedy paradoksalnie może się okazać, że podwyżka stóp może się okazać decyzją lepszą niż obniżka. I jeśli te kiełkujące oznaki ożywienia zaczną się mocno rozwijać to może się tak z nawet w tym roku - wyjaśniła członek RPP.

"Wzrost podatków może zmusić RPP do podwyżek stóp procent"

Zdaniem Wasilewskiej-Trenkner najlepszym instrumentem do zwiększenia dochodów budżetu jest podwyżka stawki VAT. Członkini RPP zastrzega jednak, że może to wywołać presję inflacyjną i skłonić RPP do podwyżek stóp procentowych jeszcze w 2009 roku.

- Zapowiedziana nowelizacja budżetu nie zaważyła na naszej czerwcowej decyzji, natomiast w zależności, jak i gdzie będą zbierane te dodatkowe pieniądze, może zdecydować o kolejnych decyzjach Rady. Szczególnie dotyczy to decyzji na temat kształtu budżetu w roku 2010 - powiedziała Wasilewska-Trenkner w wywiadzie dla radia PIN.

Minister finansów będzie prawdopodobnie zmuszony do podwyżki podatków w przyszłym roku i ma trzy możliwości - podatki dochodowe, stawka ubezpieczenia rentowego oraz VAT. Zdaniem byłej minister finansów najlepszym rozwiązaniem było by zwiększenie stawki VAT i możliwe nawet, że wystarczyłoby jedynie podniesienie o 1 pkt proc. stawki preferencyjnej, czyli z 7 do 8 procent. Wiąże się to jednak z ryzykiem podwyżek stóp procentowych, bowiem wywoła presję inflacyjną.

- Teoretycznie ten problem będzie dotyczył nowej Rady, ale jeżeli skala podwyżek okaże się jednak wysoka, to kwestią zacieśniania polityki pieniężnej może zająć się jeszcze obecna RPP - podsumowała Wasilewska-Trenkner.

money.pl

Członek RPP stawia na wzrost stóp procentowych

- Pole do dalszych obniżek stóp procentowych jest minimalne i nie ma potrzeby dalszych redukcji, uważa Halina Wasilewska-Trenkner, członek Rady Polityki Pieniężnej. W jej ocenie, w 2009 r. możliwe jest nawet zacieśnianie polityki monetarnej.
- Jeżeli inflacja faktycznie ukształtuje się w przedziale zapisanym w projekcji (2,8-3,5 proc. w 2009 roku), to będzie oznaczać, ze stopa referencyjna będzie realnie zerowa i pole do dalszych obniżek jest minimalne. A ja osobiście w najbliższym czasie nie widzę potrzeby obniżek stóp - powiedziała Wasilewska-Trenkner w wywiadzie dla radia PIN.

Najbliższy czas może oznaczać nawet do końca 2009 r., choć, zdaniem członek RPP, systematycznie należy monitorować sytuację na rynkach międzynarodowych.

- Zmiany cen surowców, jeśli faktycznie ruszy fala ożywienia, mogą się dla nas okazać zagrożeniem inflacyjnym. I wtedy paradoksalnie może się okazać, że podwyżka stóp może się okazać decyzją lepszą niż obniżka. I jeśli te kiełkujące oznaki ożywienia zaczną się mocno rozwijać to może się tak z nawet w tym roku - wyjaśniła członek RPP.

"Wzrost podatków może zmusić RPP do podwyżek stóp procent"

Zdaniem Wasilewskiej-Trenkner najlepszym instrumentem do zwiększenia dochodów budżetu jest podwyżka stawki VAT. Członkini RPP zastrzega jednak, że może to wywołać presję inflacyjną i skłonić RPP do podwyżek stóp procentowych jeszcze w 2009 roku.

- Zapowiedziana nowelizacja budżetu nie zaważyła na naszej czerwcowej decyzji, natomiast w zależności, jak i gdzie będą zbierane te dodatkowe pieniądze, może zdecydować o kolejnych decyzjach Rady. Szczególnie dotyczy to decyzji na temat kształtu budżetu w roku 2010 - powiedziała Wasilewska-Trenkner w wywiadzie dla radia PIN.

Minister finansów będzie prawdopodobnie zmuszony do podwyżki podatków w przyszłym roku i ma trzy możliwości - podatki dochodowe, stawka ubezpieczenia rentowego oraz VAT. Zdaniem byłej minister finansów najlepszym rozwiązaniem było by zwiększenie stawki VAT i możliwe nawet, że wystarczyłoby jedynie podniesienie o 1 pkt proc. stawki preferencyjnej, czyli z 7 do 8 procent. Wiąże się to jednak z ryzykiem podwyżek stóp procentowych, bowiem wywoła presję inflacyjną.

- Teoretycznie ten problem będzie dotyczył nowej Rady, ale jeżeli skala podwyżek okaże się jednak wysoka, to kwestią zacieśniania polityki pieniężnej może zająć się jeszcze obecna RPP - podsumowała Wasilewska-Trenkner.

money.pl

Fed zdecydował o stopach

Amerykańska Rezerwa Federalna podjęła decyzję o pozostawieniu bez zmian głównej stopy procentowej.

Główna stopa procentowa funduszy federalnych nadal wynosi więc 0 do 0,25 proc.

Ankietowani przez agencję Bloomberg ekonomiści spodziewali się właśnie pozostawienia stopy procentowej na niezmienionym poziomie.

Bez zmian pozostała również stopa dyskontowa, stosowana w przypadku bezpośrednich kredytów bankom komercyjnym, na poziomie 0,50 proc.

Fed poinformował, że nie planuje na razie zmian w swoim programie zakupu obligacji. Wartość tego programu wynosi w dalszym ciągu 1,75 bln dolarów.

Jednocześnie poinformowano o powstrzymaniu wzrostu inflacji.

Inflacja została opanowana na jakiś czas, obserwujemy zmniejszenie presji kosztowej - podał w Fed w komunikacie.

Decyzja została podjęta jednogłośnie przez wszystkich członków Rady Rezerw Federalnych.

(PAP, JIM)

Fed zdecydował o stopach

Amerykańska Rezerwa Federalna podjęła decyzję o pozostawieniu bez zmian głównej stopy procentowej.

Główna stopa procentowa funduszy federalnych nadal wynosi więc 0 do 0,25 proc.

Ankietowani przez agencję Bloomberg ekonomiści spodziewali się właśnie pozostawienia stopy procentowej na niezmienionym poziomie.

Bez zmian pozostała również stopa dyskontowa, stosowana w przypadku bezpośrednich kredytów bankom komercyjnym, na poziomie 0,50 proc.

Fed poinformował, że nie planuje na razie zmian w swoim programie zakupu obligacji. Wartość tego programu wynosi w dalszym ciągu 1,75 bln dolarów.

Jednocześnie poinformowano o powstrzymaniu wzrostu inflacji.

Inflacja została opanowana na jakiś czas, obserwujemy zmniejszenie presji kosztowej - podał w Fed w komunikacie.

Decyzja została podjęta jednogłośnie przez wszystkich członków Rady Rezerw Federalnych.

(PAP, JIM)

Gant nie podzieli się zyskiem

Zwyczajne Walne Zgromadzenie spółki Gant Development zdecydowało o niewypłacaniu dywidendy z zysku za 2008 r., poinformowała spółka.
Walne Zgromadzenie (...) postanawia, iż zysk za rok obrotowy 2008 w kwocie netto 85.092.204,49 zł wykazany w sprawozdaniu finansowym za rok obrotowy 2008 przeznaczyć w całości na kapitał zapasowy - czytamy w treści uchwały.

Gant miał po audycie 90,83 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 83,15 mln zł zysku rok wcześniej. W ujęciu jednostkowym, w 2008 roku spółka miała 85,09 mln zł zysku netto wobec 2,10 mln zł zysku rok wcześniej.

Spółka miała 18,42 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w I kw. 2009 roku wobec 1,77 mln zł straty rok wcześniej. Skonsolidowane przychody wyniosły 83,43 mln zł wobec 12,78 mln zł rok wcześniej.


money.pl

Gant nie podzieli się zyskiem

Zwyczajne Walne Zgromadzenie spółki Gant Development zdecydowało o niewypłacaniu dywidendy z zysku za 2008 r., poinformowała spółka.
Walne Zgromadzenie (...) postanawia, iż zysk za rok obrotowy 2008 w kwocie netto 85.092.204,49 zł wykazany w sprawozdaniu finansowym za rok obrotowy 2008 przeznaczyć w całości na kapitał zapasowy - czytamy w treści uchwały.

Gant miał po audycie 90,83 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 83,15 mln zł zysku rok wcześniej. W ujęciu jednostkowym, w 2008 roku spółka miała 85,09 mln zł zysku netto wobec 2,10 mln zł zysku rok wcześniej.

Spółka miała 18,42 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w I kw. 2009 roku wobec 1,77 mln zł straty rok wcześniej. Skonsolidowane przychody wyniosły 83,43 mln zł wobec 12,78 mln zł rok wcześniej.


money.pl

Skotan planuje budowę własnej drożdżowni

Skotan w strategii na lata 2009-2012 planuje dwuetapową budowę własnej drożdżowni o wydajności około 12.000-23.000 ton drożdży paszowych rocznie - poinformowała spółka w zarysie zaproponowanej przez zarząd strategii.

Zgodnie z planami, w pierwszym etapie powstałaby instalacja o wydajności 1.100 ton rocznie, natomiast w drugim, w zależności m.in. od popytu, produkcja byłaby zwiększona 10-20-krotnie.

Realizacja pierwszego etapu, obejmującego budowę instalacji produkcyjnej, laboratorium badawczo-naukowego oraz dokończenie badań żywieniowych kosztowałoby około 15 mln zł.

Z kolei koszt drugiego etapu obliczono na 15-30 mln zł.

Decyzję w sprawie przyjęcia strategii średniookresowej podjąć ma WZA  Skotanu zwołane na 6 lipca.

(PAP)

interia.pl

Skotan planuje budowę własnej drożdżowni

Skotan w strategii na lata 2009-2012 planuje dwuetapową budowę własnej drożdżowni o wydajności około 12.000-23.000 ton drożdży paszowych rocznie - poinformowała spółka w zarysie zaproponowanej przez zarząd strategii.

Zgodnie z planami, w pierwszym etapie powstałaby instalacja o wydajności 1.100 ton rocznie, natomiast w drugim, w zależności m.in. od popytu, produkcja byłaby zwiększona 10-20-krotnie.

Realizacja pierwszego etapu, obejmującego budowę instalacji produkcyjnej, laboratorium badawczo-naukowego oraz dokończenie badań żywieniowych kosztowałoby około 15 mln zł.

Z kolei koszt drugiego etapu obliczono na 15-30 mln zł.

Decyzję w sprawie przyjęcia strategii średniookresowej podjąć ma WZA  Skotanu zwołane na 6 lipca.

(PAP)

interia.pl

Firmy niepłacące pensji trafią na czarne listy

Nowelizacja ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczych, umożliwi konsumentom wpisywanie na czarną listę dłużników dane osób prywatnych, deweloperów, biur podróży czy pracodawców, którzy nie płacą pensji na czas, a nawet przedsiębiorców zalegających ze zwrotem kosztów za wadliwy towar.

Wczoraj odbyło się pierwsze czytanie projektu nowelizacji ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczych. Ma on zastąpić ustawę z 2003 r. o udostępnianiu informacji gospodarczych (Dz.U. nr 50, poz. 424, z późn. zm.). Zgodnie z tym projektem konsumenci uzyskają prawo do wpisywania na czarną listę dłużników osoby prywatne, deweloperów, biura podróży czy pracodawców, którzy zalegają z zapłatą wynagrodzeń. Konsumenci będą mogli także przekazywać do BIG-ów dane o przedsiębiorcach zalegających ze zwrotem kosztów za wadliwy towar. Dziś uprawnienia takie mają tylko przedsiębiorcy i takie podmioty, jak np. spółdzielnie czy wspólnoty mieszkaniowe.

Osoby prywatne

- Celem nowej ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczych jest rozszerzenie jej oddziaływania na wszystkich obywateli. Osiągniemy dzięki temu równość osób fizycznych wobec innych wierzycieli, dyscyplinę finansową, przeciwdziałanie zatorom płatniczym i zwiększenie bezpieczeństwa obrotu gospodarczego - mówi Adam Szejnfeld, wiceminister gospodarki.

Dodaje, że nowe uprawnienia otrzymają osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej i wierzyciele wtórni, tacy jak firmy faktoringowe i windykatorzy.

- Aby osoba fizyczna mogła zgłosić wierzyciela do BIG-u, musi ona posiadać orzeczenie z tytułem wykonalności, musi minąć 14 dni od wezwania do spłaty długu i ostrzeżenia o zgłoszeniu do BIG oraz trzeba będzie podać do biura dane o organie orzekającym, który wydał tytuł wykonawczy - wyjaśnia wiceminister gospodarki.

Stanowisko BIG

Wprowadzenie możliwości zgłaszania dłużników przez osoby fizyczne popierają BIG-i.

- Jest to realizacja naszego postulatu zgłoszonego podczas prac nad nowelizacją ustawy. Otrzymywaliśmy pytania od konsumentów, czy mogą umieścić w rejestrze dane nieuczciwego pracodawcy, biura podróży, dewelopera, który nie wywiązał się z umowy - wskazuje Andrzej Kulik z Krajowego Rejestru Długów BIG.

Tytuł wykonawczy

Konsumenci nie są zadowoleni z nowych rozwiązań. Chcą oni dalej idących zmian.

- Nie rozumiem, dlaczego z góry zakłada się 100-procentową uczciwość przedsiębiorcy? Wierzyciel przedsiębiorca nie będzie musiał przedstawiać tytułu wykonawczego, aby wpisać do BIG-u dłużnika przedsiębiorcę lub konsumenta, natomiast osoba prywatna, wpisując do BIG przedsiębiorcę lub inną osobę prywatną, będzie musiała przedstawić prawomocny wyrok czy ugodę sądową - wskazuje czytelniczka.

Jej zdaniem również przedsiębiorca, zamieszczając dane o konsumencie, musi przedstawiać tytuł wykonawczy.

Nowelizacja wprowadza także możliwość przekazywania do BIG, z inicjatywy wierzyciela, pozytywnej informacji gospodarczej. Będzie ona informowała o tym, że konsument lub przedsiębiorca zapłacił terminowo fakturę za telefon lub ratę pożyczki.

Projekt skierowano do prac specjalnej komisji nadzwyczajnej.

Ewa Grączewska-Ivanova

interia.pl

Firmy niepłacące pensji trafią na czarne listy

Nowelizacja ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczych, umożliwi konsumentom wpisywanie na czarną listę dłużników dane osób prywatnych, deweloperów, biur podróży czy pracodawców, którzy nie płacą pensji na czas, a nawet przedsiębiorców zalegających ze zwrotem kosztów za wadliwy towar.

Wczoraj odbyło się pierwsze czytanie projektu nowelizacji ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczych. Ma on zastąpić ustawę z 2003 r. o udostępnianiu informacji gospodarczych (Dz.U. nr 50, poz. 424, z późn. zm.). Zgodnie z tym projektem konsumenci uzyskają prawo do wpisywania na czarną listę dłużników osoby prywatne, deweloperów, biura podróży czy pracodawców, którzy zalegają z zapłatą wynagrodzeń. Konsumenci będą mogli także przekazywać do BIG-ów dane o przedsiębiorcach zalegających ze zwrotem kosztów za wadliwy towar. Dziś uprawnienia takie mają tylko przedsiębiorcy i takie podmioty, jak np. spółdzielnie czy wspólnoty mieszkaniowe.

Osoby prywatne

- Celem nowej ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczych jest rozszerzenie jej oddziaływania na wszystkich obywateli. Osiągniemy dzięki temu równość osób fizycznych wobec innych wierzycieli, dyscyplinę finansową, przeciwdziałanie zatorom płatniczym i zwiększenie bezpieczeństwa obrotu gospodarczego - mówi Adam Szejnfeld, wiceminister gospodarki.

Dodaje, że nowe uprawnienia otrzymają osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej i wierzyciele wtórni, tacy jak firmy faktoringowe i windykatorzy.

- Aby osoba fizyczna mogła zgłosić wierzyciela do BIG-u, musi ona posiadać orzeczenie z tytułem wykonalności, musi minąć 14 dni od wezwania do spłaty długu i ostrzeżenia o zgłoszeniu do BIG oraz trzeba będzie podać do biura dane o organie orzekającym, który wydał tytuł wykonawczy - wyjaśnia wiceminister gospodarki.

Stanowisko BIG

Wprowadzenie możliwości zgłaszania dłużników przez osoby fizyczne popierają BIG-i.

- Jest to realizacja naszego postulatu zgłoszonego podczas prac nad nowelizacją ustawy. Otrzymywaliśmy pytania od konsumentów, czy mogą umieścić w rejestrze dane nieuczciwego pracodawcy, biura podróży, dewelopera, który nie wywiązał się z umowy - wskazuje Andrzej Kulik z Krajowego Rejestru Długów BIG.

Tytuł wykonawczy

Konsumenci nie są zadowoleni z nowych rozwiązań. Chcą oni dalej idących zmian.

- Nie rozumiem, dlaczego z góry zakłada się 100-procentową uczciwość przedsiębiorcy? Wierzyciel przedsiębiorca nie będzie musiał przedstawiać tytułu wykonawczego, aby wpisać do BIG-u dłużnika przedsiębiorcę lub konsumenta, natomiast osoba prywatna, wpisując do BIG przedsiębiorcę lub inną osobę prywatną, będzie musiała przedstawić prawomocny wyrok czy ugodę sądową - wskazuje czytelniczka.

Jej zdaniem również przedsiębiorca, zamieszczając dane o konsumencie, musi przedstawiać tytuł wykonawczy.

Nowelizacja wprowadza także możliwość przekazywania do BIG, z inicjatywy wierzyciela, pozytywnej informacji gospodarczej. Będzie ona informowała o tym, że konsument lub przedsiębiorca zapłacił terminowo fakturę za telefon lub ratę pożyczki.

Projekt skierowano do prac specjalnej komisji nadzwyczajnej.

Ewa Grączewska-Ivanova

interia.pl

Kto pokrywa koszty zarządu?

Odmowa pokrycia kosztów zarządu nieruchomością wspólna przez właściciela posiadającego większość udziałów w nieruchomości.

Skargę do Ministra skierował w imieniu swoich mocodawców pełnomocnik właściciela lokalu usługowego posiadającego w nieruchomości 52% udziałów. Skarga dotyczyła bezzasadnego obciążenia kosztami zarządu. Skarżący zaznaczył, że wspólnotę tworzy 144 właścicieli wyodrębnionych lokali samodzielnych, w tym jeden właściciel lokalu handlowo-usługowego posiadający 52% udziałów w nieruchomości wspólnej.

Do zarządzania nieruchomością mają zastosowanie przepisy ustawy o własności lokali. Wybrany zarząd wspólnoty, działając na podstawie prawomocnej uchwały uprawniającej do zawarcia umowy i ustalenia wynagrodzenia zarządcy, zawarł umowę o zarządzanie nieruchomością wspólna z zarządca nieruchomości. W umowie wskazano imię i nazwisko zarządcy nieruchomości, numer jego licencji zawodowej oraz zamieszczono oświadczenie o posiadanym ubezpieczeniu od odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone w związku z wykonywaniem czynności zarządzania nieruchomością.

Właściciel lokalu usługowego posiadający w nieruchomości 52% udziałów wniósł do zarządcy, a następnie do Ministra, o nie naliczanie kosztów zarządu w związku z posiadanymi udziałami w nieruchomości wspólnej. W swoim uzasadnieniu stwierdził, że w swoim lokalu prowadzi działalność gospodarcza i we własnym zakresie przy pomocy własnych służb administracyjno - technicznych wykonuje czynności związane z zarządzaniem swoja własnością. W momencie złożenia skargi zadłużenie skarżącego z tytułu opłat za zarządzanie nieruchomością wspólna było bardzo wysokie.

Komisja Odpowiedzialności Zawodowej, po przeanalizowaniu zgromadzonych dokumentów w sprawie wskazała, że zgodnie z art. 13 ust. 1 ustawy o własności lokali - właściciel lokalu ponosi wydatki związane z utrzymaniem swojego lokalu w nieruchomości, jest również zobowiązany do uczestniczenia w kosztach zarządu związanych z utrzymaniem nieruchomości wspólnej. Ponadto, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa wynikającymi z art. 14 ustawy o własności lokali, każdy właściciel lokalu jest zobowiązany do ponoszenia kosztów zarządu nieruchomością wspólna.

Odnosząc się działań podjętych przez zarządcę nieruchomości Komisja, stwierdziła, że zakres uprawnień i obowiązków zarządcy wynikał z przepisów ustawy oraz z umowy o zarządzanie. Zarządca nieruchomości wykonywał czynności zgodnie z zasadami wynikającymi z przepisów prawa i standardów zawodowych. Z akt przeprowadzonego postępowania wyjaśniającego wynikało, że właściciel lokalu usługowego uczestniczył wyjaśniającego corocznych zebraniach sprawozdawczych, na których był uchwalany plan gospodarczy zarządu nieruchomością wspólna i opłaty na pokrycie kosztów zarządu. Właściciel lokalu użytkowego mógł skorzystać z przysługującego mu prawa wynikającego z art. 25 ustawy o własności lokali i skierować uchwały podjęte przez wspólnotę mieszkaniowa do Sadu według uzasadnieniem, że według jego oceny naruszają one zasady prawidłowego zarządzania nieruchomością wspólna lub w inny sposób naruszają jego interes. Takie działania nie zostały podjęte przez wnoszącego skargę. Podsumowując całość zgromadzonego materiału dowodowego Komisja nie dopatrzyła się uchybień w pracy zarządcy nieruchomością. Według Komisji złożenie skargi przez pełnomocnika właściciela lokalu usługowego wynikało z braku znajomości przepisów prawa. Komisja przedłożyła wniosek o umorzenie prowadzonego postępowania z tytułu odpowiedzialności zawodowej.

www.SerwisPrawa.pl

źródło informacji: SerwisPrawa

interia.pl

Kto pokrywa koszty zarządu?

Odmowa pokrycia kosztów zarządu nieruchomością wspólna przez właściciela posiadającego większość udziałów w nieruchomości.

Skargę do Ministra skierował w imieniu swoich mocodawców pełnomocnik właściciela lokalu usługowego posiadającego w nieruchomości 52% udziałów. Skarga dotyczyła bezzasadnego obciążenia kosztami zarządu. Skarżący zaznaczył, że wspólnotę tworzy 144 właścicieli wyodrębnionych lokali samodzielnych, w tym jeden właściciel lokalu handlowo-usługowego posiadający 52% udziałów w nieruchomości wspólnej.

Do zarządzania nieruchomością mają zastosowanie przepisy ustawy o własności lokali. Wybrany zarząd wspólnoty, działając na podstawie prawomocnej uchwały uprawniającej do zawarcia umowy i ustalenia wynagrodzenia zarządcy, zawarł umowę o zarządzanie nieruchomością wspólna z zarządca nieruchomości. W umowie wskazano imię i nazwisko zarządcy nieruchomości, numer jego licencji zawodowej oraz zamieszczono oświadczenie o posiadanym ubezpieczeniu od odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone w związku z wykonywaniem czynności zarządzania nieruchomością.

Właściciel lokalu usługowego posiadający w nieruchomości 52% udziałów wniósł do zarządcy, a następnie do Ministra, o nie naliczanie kosztów zarządu w związku z posiadanymi udziałami w nieruchomości wspólnej. W swoim uzasadnieniu stwierdził, że w swoim lokalu prowadzi działalność gospodarcza i we własnym zakresie przy pomocy własnych służb administracyjno - technicznych wykonuje czynności związane z zarządzaniem swoja własnością. W momencie złożenia skargi zadłużenie skarżącego z tytułu opłat za zarządzanie nieruchomością wspólna było bardzo wysokie.

Komisja Odpowiedzialności Zawodowej, po przeanalizowaniu zgromadzonych dokumentów w sprawie wskazała, że zgodnie z art. 13 ust. 1 ustawy o własności lokali - właściciel lokalu ponosi wydatki związane z utrzymaniem swojego lokalu w nieruchomości, jest również zobowiązany do uczestniczenia w kosztach zarządu związanych z utrzymaniem nieruchomości wspólnej. Ponadto, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa wynikającymi z art. 14 ustawy o własności lokali, każdy właściciel lokalu jest zobowiązany do ponoszenia kosztów zarządu nieruchomością wspólna.

Odnosząc się działań podjętych przez zarządcę nieruchomości Komisja, stwierdziła, że zakres uprawnień i obowiązków zarządcy wynikał z przepisów ustawy oraz z umowy o zarządzanie. Zarządca nieruchomości wykonywał czynności zgodnie z zasadami wynikającymi z przepisów prawa i standardów zawodowych. Z akt przeprowadzonego postępowania wyjaśniającego wynikało, że właściciel lokalu usługowego uczestniczył wyjaśniającego corocznych zebraniach sprawozdawczych, na których był uchwalany plan gospodarczy zarządu nieruchomością wspólna i opłaty na pokrycie kosztów zarządu. Właściciel lokalu użytkowego mógł skorzystać z przysługującego mu prawa wynikającego z art. 25 ustawy o własności lokali i skierować uchwały podjęte przez wspólnotę mieszkaniowa do Sadu według uzasadnieniem, że według jego oceny naruszają one zasady prawidłowego zarządzania nieruchomością wspólna lub w inny sposób naruszają jego interes. Takie działania nie zostały podjęte przez wnoszącego skargę. Podsumowując całość zgromadzonego materiału dowodowego Komisja nie dopatrzyła się uchybień w pracy zarządcy nieruchomością. Według Komisji złożenie skargi przez pełnomocnika właściciela lokalu usługowego wynikało z braku znajomości przepisów prawa. Komisja przedłożyła wniosek o umorzenie prowadzonego postępowania z tytułu odpowiedzialności zawodowej.

www.SerwisPrawa.pl

źródło informacji: SerwisPrawa

interia.pl

Wzrost deficytu bez wpływu na pozycję Polski

Perspektywa dla Polski pozostaje stabilna. Nie powinna ulec zmianie w związku z nowelizacją budżetu - powiedział Edward Parker, dyrektor departamentu Europy Wschodniej Fitch Ratings.

Perspektywa dla Polski nadal pozostaje stabilna. Nie oczekujemy, że to się zmieni po informacjach o planowanej nowelizacji budżetowej, które nie były dużym zaskoczeniem - powiedział Edward Parker w rozmowie telefonicznej z PAP.

- Ewidentnie recesja ma wpływ na finanse publiczne i polskie władze starają się wypracować równowagę pomiędzy nadmiernym wzrostem wydatków budżetowych, jednocześnie nie zacieśniając polityki fiskalnej w stopniu wzmagającym recesję - uważa Parker.- Jednak w średniej perspektywie konieczne będzie podjęcie takich działań, które pozwolą obniżyć deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB - powiedział Parker.

Wysokie ryzyko na złotym!

Tymczasem jak podaje "Rzeczpospolita", międzynarodowa grupa finansowo-ubezpieczeniowa Euler Hermes obniża ogólny rating dla Polski do B z poprzedniego BB. Polska otrzymała o jeden stopień niższą ocenę makroekonomiczną, podobnie o jeden stopień wzrosło ogólne ryzyko gospodarcze. Choć nie wypadamy źle, wyprzedza nas Słowacja i Słowenia.

Nasz kraj dostaje duży minus za zbytnie uzależnienie od Niemiec w kwestii eksportu, za osłabionego złotego i za zwiększone ryzyko walutowe. Analitycy podkreślają niezdecydowanie rządu w walce z kryzysem - donosi dziennik. Nasze atuty to stabilność polityczna, przyjazne nastawienie rządu do rynku i zróżnicowana produkcja.

PAP/INTERIA.PL

Wzrost deficytu bez wpływu na pozycję Polski

Perspektywa dla Polski pozostaje stabilna. Nie powinna ulec zmianie w związku z nowelizacją budżetu - powiedział Edward Parker, dyrektor departamentu Europy Wschodniej Fitch Ratings.

Perspektywa dla Polski nadal pozostaje stabilna. Nie oczekujemy, że to się zmieni po informacjach o planowanej nowelizacji budżetowej, które nie były dużym zaskoczeniem - powiedział Edward Parker w rozmowie telefonicznej z PAP.

- Ewidentnie recesja ma wpływ na finanse publiczne i polskie władze starają się wypracować równowagę pomiędzy nadmiernym wzrostem wydatków budżetowych, jednocześnie nie zacieśniając polityki fiskalnej w stopniu wzmagającym recesję - uważa Parker.- Jednak w średniej perspektywie konieczne będzie podjęcie takich działań, które pozwolą obniżyć deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB - powiedział Parker.

Wysokie ryzyko na złotym!

Tymczasem jak podaje "Rzeczpospolita", międzynarodowa grupa finansowo-ubezpieczeniowa Euler Hermes obniża ogólny rating dla Polski do B z poprzedniego BB. Polska otrzymała o jeden stopień niższą ocenę makroekonomiczną, podobnie o jeden stopień wzrosło ogólne ryzyko gospodarcze. Choć nie wypadamy źle, wyprzedza nas Słowacja i Słowenia.

Nasz kraj dostaje duży minus za zbytnie uzależnienie od Niemiec w kwestii eksportu, za osłabionego złotego i za zwiększone ryzyko walutowe. Analitycy podkreślają niezdecydowanie rządu w walce z kryzysem - donosi dziennik. Nasze atuty to stabilność polityczna, przyjazne nastawienie rządu do rynku i zróżnicowana produkcja.

PAP/INTERIA.PL

Dziadkowie odziedziczą to, co teraz przejmuje gmina

Od 28 czerwca 2009 r. rozszerzy się krąg spadkobierców ustawowych dziedziczących po spadkobiercy, który nie rozporządził w testamencie majątkiem na wypadek śmierci.
Do spadku zostaną dopuszczeni dziadkowie i pasierbowie, a rodzice uzyskają większy udział w masie spadkowej po bezdzietnym spadkodawcy kosztem jego rodzeństwa.

Samotna matka po swoim bezdzietnym dziecku otrzyma połowę spadku, dziedzicząc w zbiegu z jego małżonkiem wówczas, gdy ojcostwo biologicznego ojca dziecka nie zostało ustalone.
Rozszerzenie kręgu spadkobierców ustawowych spowoduje ograniczenie dziedziczenia przez gminę właściwą dla ostatniego miejsca zamieszkania spadkobiercy oraz przez Skarb Państwa w sytuacji, gdy spadkodawca miał ostatnie miejsce zamieszkania za granicą - mówi adwokat Maria Urbańska z kancelarii Kosiński i Wspólnicy.

Nowe zasady dziedziczenia przewidują przepisy ustawy z 2 kwietnia 2009 r. o zmianie ustawy kodeks cywilny (Dz.U. nr 79, poz. 662). Zmienione reguły będą jednak dotyczyły tylko spadków otwartych po wejściu w życie nowej ustawy, czyli po 28 czerwca.

W kręgu spadkobierców ustawowych znaleźli się dziadkowie zarówno ze strony ojca, jak i matki, oraz ich zstępni, czyli ciotki, wujowie i stryjowie zmarłego. Dziadkowie dziedziczą jednak tylko wówczas, gdyby zmarły nie pozostawił małżonka i bliższych krewnych: dzieci, wnuków, rodziców, rodzeństwa i zstępnych rodzeństwa, którzy chcieliby i mogliby po nim dziedziczyć. Ich udziały są jednakowe i nie ma znaczenia, czy pozostają w związku małżeńskim.

W jaki sposób zwiększą się uprawnienia rodziców kosztem rodzeństwa spadkodawcy? Czy nowela rozszerzyła krąg spadkobierców ustawowych również na zstępnych dziadków? Kiedy pasierbowie będą mieli większe prawo do spadku niż gmina lub Skarb Państwa?

Małgorzata Piasecka-Sobkiewicz
Gazeta Prawna
wp.pl

Dziadkowie odziedziczą to, co teraz przejmuje gmina

Od 28 czerwca 2009 r. rozszerzy się krąg spadkobierców ustawowych dziedziczących po spadkobiercy, który nie rozporządził w testamencie majątkiem na wypadek śmierci.
Do spadku zostaną dopuszczeni dziadkowie i pasierbowie, a rodzice uzyskają większy udział w masie spadkowej po bezdzietnym spadkodawcy kosztem jego rodzeństwa.

Samotna matka po swoim bezdzietnym dziecku otrzyma połowę spadku, dziedzicząc w zbiegu z jego małżonkiem wówczas, gdy ojcostwo biologicznego ojca dziecka nie zostało ustalone.
Rozszerzenie kręgu spadkobierców ustawowych spowoduje ograniczenie dziedziczenia przez gminę właściwą dla ostatniego miejsca zamieszkania spadkobiercy oraz przez Skarb Państwa w sytuacji, gdy spadkodawca miał ostatnie miejsce zamieszkania za granicą - mówi adwokat Maria Urbańska z kancelarii Kosiński i Wspólnicy.

Nowe zasady dziedziczenia przewidują przepisy ustawy z 2 kwietnia 2009 r. o zmianie ustawy kodeks cywilny (Dz.U. nr 79, poz. 662). Zmienione reguły będą jednak dotyczyły tylko spadków otwartych po wejściu w życie nowej ustawy, czyli po 28 czerwca.

W kręgu spadkobierców ustawowych znaleźli się dziadkowie zarówno ze strony ojca, jak i matki, oraz ich zstępni, czyli ciotki, wujowie i stryjowie zmarłego. Dziadkowie dziedziczą jednak tylko wówczas, gdyby zmarły nie pozostawił małżonka i bliższych krewnych: dzieci, wnuków, rodziców, rodzeństwa i zstępnych rodzeństwa, którzy chcieliby i mogliby po nim dziedziczyć. Ich udziały są jednakowe i nie ma znaczenia, czy pozostają w związku małżeńskim.

W jaki sposób zwiększą się uprawnienia rodziców kosztem rodzeństwa spadkodawcy? Czy nowela rozszerzyła krąg spadkobierców ustawowych również na zstępnych dziadków? Kiedy pasierbowie będą mieli większe prawo do spadku niż gmina lub Skarb Państwa?

Małgorzata Piasecka-Sobkiewicz
Gazeta Prawna
wp.pl

Kryzys dotyka ambasady

14 z 31 placówek dyplomatycznych, które wynajmują nieruchomości od kontrolowanej przez Skarb Państwa firmy Dipservice, spóźnia się z płaceniem.
- To kwoty od 300 zł do nawet ok. 100 tys. zł - mówi "Rzeczpospolitej" Jędrzej Kunowski, rzecznik prasowy Dipservice.

Jak się nieoficjalnie dowiedział dziennik, na koniec maja duże zaległości miały ambasady: Pakistanu - 91 tys. zł, Maroka - 45 tys., Jemenu - ponad 32 tys. i Nigerii - ponad 28 tys.

Ale największym dłużnikiem okazało się Kongo. Jest winne Dipservice 135 tys. zł.
Mimo wielu monitów nie zapłaciło. W kwietniu minął ostateczny termin wyznaczony przez właściciela budynku i ambasada musiała się wyprowadzić.

Rzecznik Kunowski potwierdza, że jedna z placówek opuściła nieruchomość należącą do spółki. - Nie mogę jednak ujawnić, o placówkę, jakiego kraju chodzi - zastrzega w rozmowie z "Rz".
wp.pl

Kryzys dotyka ambasady

14 z 31 placówek dyplomatycznych, które wynajmują nieruchomości od kontrolowanej przez Skarb Państwa firmy Dipservice, spóźnia się z płaceniem.
- To kwoty od 300 zł do nawet ok. 100 tys. zł - mówi "Rzeczpospolitej" Jędrzej Kunowski, rzecznik prasowy Dipservice.

Jak się nieoficjalnie dowiedział dziennik, na koniec maja duże zaległości miały ambasady: Pakistanu - 91 tys. zł, Maroka - 45 tys., Jemenu - ponad 32 tys. i Nigerii - ponad 28 tys.

Ale największym dłużnikiem okazało się Kongo. Jest winne Dipservice 135 tys. zł.
Mimo wielu monitów nie zapłaciło. W kwietniu minął ostateczny termin wyznaczony przez właściciela budynku i ambasada musiała się wyprowadzić.

Rzecznik Kunowski potwierdza, że jedna z placówek opuściła nieruchomość należącą do spółki. - Nie mogę jednak ujawnić, o placówkę, jakiego kraju chodzi - zastrzega w rozmowie z "Rz".
wp.pl

Raty: zmiana waluty może się nie opłacić

Nawet ponad 1,5 tys. zł może kosztować aneks do umowy zmieniający walutę spłaty kredytu np. ze złotego na franka szwajcarskiego.
Sprawdziliśmy, jakie warunki spłaty kredytów zaproponują banki od 1 lipca i jakie koszty będą musieli ponieść kredytobiorcy, którzy zdecydują się skorzystać z Rekomendacji SII Komisji Nadzoru Finansowego. Już wcześniej spłaty w walucie mogli dokonywać klienci Dominet Banku, Fortis Banku, DB PBC oraz Banku BPH. Od środy taką możliwość będą mieli też klienci pozostałych banków.

Bank powinien umożliwić klientowi raz w ciągu trwania umowy zmianę sposobu spłaty rat na spłatę w walucie indeksowanej. Celem jest odebranie monopolu banku na wymianę waluty dla kredytobiorcy i tym samym zniechęcenie go do rozszerzania spreadów walutowych, których przy kredytach denominowanych nie da się całkowicie uniknąć - mówi Marta Chmielewska-Racławska z KNF.

Jak wynika z danych zebranych przez Expandera, podstawowym kosztem jest aneks do umowy zmieniający warunki spłaty. Stawka za tę operację wynosi od 50 zł (Alior Bank i Pekao) do 500 zł w Millennium. W tym banku jest to opłata nie za aneks, ale zmianę rachunku do obsługi kredytu.

Liderem pod względem wysokości tej stawki jest Nordea Bank. Prowizja za zmianę waluty wynosi tam 0,75 proc. kwoty pozostałej do spłaty. Jeśli kredytobiorca ma do spłaty np. jeszcze równowartość 250 tys. zł, opłata wyniesie aż 1875 zł - wylicza Katarzyna Siwek, analityk Expandera.

Chociaż do wejścia w życie Rekomendacji pozostało kilka dni, trzy banki mBank, BGŻ i Eurobank albo nie podjęły jeszcze decyzji, albo nie są gotowe do ich upublicznienia. Ciekawy jest też przypadek GE Money Banku, który jako jedyny rozważa zmianę stawki marży kredytowej dla osób, które wybiorą spłatę w walucie. Warto też zwrócić uwagę, że dwa banki PKO BP i Deutsche Bank przygotowały promocyjne rozwiązania.

Pierwszy standardowo pobiera za aneks 150 zł lub 50 zł za zmianę rachunku, z którego spłacany jest kredyt (dotyczy pozostałych kredytów). Jednak osoby, które do 15 września 2009 r. złożą dyspozycję zmiany tego rachunku na nowo otwarte Konto Oszczędnościowe, nie zapłacą opłaty za zmianę rachunku.

Deutsche Bank PBC pracuje z kolei nad nietypowym rozwiązaniem dla swoich, ale też zewnętrznych kredytobiorców. Jak wynika z naszych informacji, jeszcze w lipcu chce zaoferować możliwość bezgotówkowego przewalutowywania złotych na franka na takich warunkach, że koszty tej operacji będą porównywalne z zakupem waluty w kantorze.

Dokonując przewalutowania u nas, klienci mają możliwość zmniejszenia kosztów związanych z taką operacją przy minimalnych formalnościach i braku dodatkowych opłat mówi Leszek Niemycki, wiceprezes Deutsche Banku.

Kredytobiorca, który zdecyduje się spłacać ratę w walucie, ma do wyboru dwa rozwiązania: wpłacać gotówkę w kasie banku lub przelewać środki z innego banku. W większości banków nie będzie konieczności posiadania konta walutowego. Nie we wszystkich bankach możliwa będzie wpłata gotówkowa waluty w kasie, te jednak, które będą takie wpłaty przyjmować, nie będą naliczać prowizji.

Gdy nie ma możliwości wpłaty waluty w kasie banku, jedynym rozwiązaniem jest przelew z innego banku. Ten może jednak kosztować kilkadziesiąt złotych i więcej. Prowizja może być bowiem pobrana nawet dwukrotnie od banku, z którego przelew wychodzi, i od tego, do którego waluta jest przelewana. W takim wypadku korzyści ze spłaty raty w walucie nie będzie - zauważa Katarzyna Siwek.

Jacek Iskra
wp.pl

Raty: zmiana waluty może się nie opłacić

Nawet ponad 1,5 tys. zł może kosztować aneks do umowy zmieniający walutę spłaty kredytu np. ze złotego na franka szwajcarskiego.
Sprawdziliśmy, jakie warunki spłaty kredytów zaproponują banki od 1 lipca i jakie koszty będą musieli ponieść kredytobiorcy, którzy zdecydują się skorzystać z Rekomendacji SII Komisji Nadzoru Finansowego. Już wcześniej spłaty w walucie mogli dokonywać klienci Dominet Banku, Fortis Banku, DB PBC oraz Banku BPH. Od środy taką możliwość będą mieli też klienci pozostałych banków.

Bank powinien umożliwić klientowi raz w ciągu trwania umowy zmianę sposobu spłaty rat na spłatę w walucie indeksowanej. Celem jest odebranie monopolu banku na wymianę waluty dla kredytobiorcy i tym samym zniechęcenie go do rozszerzania spreadów walutowych, których przy kredytach denominowanych nie da się całkowicie uniknąć - mówi Marta Chmielewska-Racławska z KNF.

Jak wynika z danych zebranych przez Expandera, podstawowym kosztem jest aneks do umowy zmieniający warunki spłaty. Stawka za tę operację wynosi od 50 zł (Alior Bank i Pekao) do 500 zł w Millennium. W tym banku jest to opłata nie za aneks, ale zmianę rachunku do obsługi kredytu.

Liderem pod względem wysokości tej stawki jest Nordea Bank. Prowizja za zmianę waluty wynosi tam 0,75 proc. kwoty pozostałej do spłaty. Jeśli kredytobiorca ma do spłaty np. jeszcze równowartość 250 tys. zł, opłata wyniesie aż 1875 zł - wylicza Katarzyna Siwek, analityk Expandera.

Chociaż do wejścia w życie Rekomendacji pozostało kilka dni, trzy banki mBank, BGŻ i Eurobank albo nie podjęły jeszcze decyzji, albo nie są gotowe do ich upublicznienia. Ciekawy jest też przypadek GE Money Banku, który jako jedyny rozważa zmianę stawki marży kredytowej dla osób, które wybiorą spłatę w walucie. Warto też zwrócić uwagę, że dwa banki PKO BP i Deutsche Bank przygotowały promocyjne rozwiązania.

Pierwszy standardowo pobiera za aneks 150 zł lub 50 zł za zmianę rachunku, z którego spłacany jest kredyt (dotyczy pozostałych kredytów). Jednak osoby, które do 15 września 2009 r. złożą dyspozycję zmiany tego rachunku na nowo otwarte Konto Oszczędnościowe, nie zapłacą opłaty za zmianę rachunku.

Deutsche Bank PBC pracuje z kolei nad nietypowym rozwiązaniem dla swoich, ale też zewnętrznych kredytobiorców. Jak wynika z naszych informacji, jeszcze w lipcu chce zaoferować możliwość bezgotówkowego przewalutowywania złotych na franka na takich warunkach, że koszty tej operacji będą porównywalne z zakupem waluty w kantorze.

Dokonując przewalutowania u nas, klienci mają możliwość zmniejszenia kosztów związanych z taką operacją przy minimalnych formalnościach i braku dodatkowych opłat mówi Leszek Niemycki, wiceprezes Deutsche Banku.

Kredytobiorca, który zdecyduje się spłacać ratę w walucie, ma do wyboru dwa rozwiązania: wpłacać gotówkę w kasie banku lub przelewać środki z innego banku. W większości banków nie będzie konieczności posiadania konta walutowego. Nie we wszystkich bankach możliwa będzie wpłata gotówkowa waluty w kasie, te jednak, które będą takie wpłaty przyjmować, nie będą naliczać prowizji.

Gdy nie ma możliwości wpłaty waluty w kasie banku, jedynym rozwiązaniem jest przelew z innego banku. Ten może jednak kosztować kilkadziesiąt złotych i więcej. Prowizja może być bowiem pobrana nawet dwukrotnie od banku, z którego przelew wychodzi, i od tego, do którego waluta jest przelewana. W takim wypadku korzyści ze spłaty raty w walucie nie będzie - zauważa Katarzyna Siwek.

Jacek Iskra
wp.pl

Gant szuka ziemi pod nowe budowy

- Spółka cały czas prowadzi rozmowy na temat zakupu nieruchomości pod nowe inwestycje - poinformował Henryk Feliks, wiceprezes Ganta.
Firma poinformowała, że nie będzie w tym celi przeprowadzała nowych emisji akcji. - W przypadku nabycia projektu mieszkaniowego w Krakowie szczegółowa analiza pokazała rzeczy, które nie były oczywiste od początku, dlatego z tego zrezygnowaliśmy - powiedział Feliks.
- W przypadku projektu biurowego we Wrocławiu, zarząd i rada nadzorcza negatywnie rekomendowały wchodzenie w takiego typu projekt w tym momencie. Na rynku nie ma kapitału dłużnego, a tego typu projekt wymaga sporej ilości pieniędzy - dodał wiceszef dewelopera.

Gant nie wyklucza powrotu do tego projektu, kiedy sytuacja na rynku ulegnie poprawie. W takiej sytuacji zostanie zwołane nadzwyczajne walne zgromadzenia akcjonariuszy spółki, które podejmie decyzje o nowej emisji.

Deweloper podkreśla, że cały czas zainteresowany jest ekspansją na rynku krakowskim. - Planujemy w Krakowie nabyć nieruchomość za gotówkę. Cały czas prowadzę negocjacje z właścicielami nieruchomości - powiedział Feliks..

Gant planuje też zaproszenie funduszy do współfinansowania wartej około 12 mln zł inwestycji handlowej w Bogatyni. - Mamy potwierdzenie rezerwacji na 65 proc. powierzchni w naszym projekcie komercyjnym w Bogatyni. Rozpoczniemy go, jeśli fundusze, którym zostanie to zaproponowane, wezmą w tym udział - powiedział Feliks.

Spółka rozważa zaangażowanie w dwa inne projekt komercyjne, wiceprezes nie chciał jednak ujawnić o jakie inwestycje chodzi.

W pierwszym kwartale 2009 Gant sprzedał 164 mieszkania, w drugim wynik będzie lepszy. - Jeśli chodzi o sprzedaż mieszkań to w drugim kwartale już przekroczyliśmy pułap pierwszego kwartału - powiedział

(PAP)
money.pl

Gant szuka ziemi pod nowe budowy

- Spółka cały czas prowadzi rozmowy na temat zakupu nieruchomości pod nowe inwestycje - poinformował Henryk Feliks, wiceprezes Ganta.
Firma poinformowała, że nie będzie w tym celi przeprowadzała nowych emisji akcji. - W przypadku nabycia projektu mieszkaniowego w Krakowie szczegółowa analiza pokazała rzeczy, które nie były oczywiste od początku, dlatego z tego zrezygnowaliśmy - powiedział Feliks.
- W przypadku projektu biurowego we Wrocławiu, zarząd i rada nadzorcza negatywnie rekomendowały wchodzenie w takiego typu projekt w tym momencie. Na rynku nie ma kapitału dłużnego, a tego typu projekt wymaga sporej ilości pieniędzy - dodał wiceszef dewelopera.

Gant nie wyklucza powrotu do tego projektu, kiedy sytuacja na rynku ulegnie poprawie. W takiej sytuacji zostanie zwołane nadzwyczajne walne zgromadzenia akcjonariuszy spółki, które podejmie decyzje o nowej emisji.

Deweloper podkreśla, że cały czas zainteresowany jest ekspansją na rynku krakowskim. - Planujemy w Krakowie nabyć nieruchomość za gotówkę. Cały czas prowadzę negocjacje z właścicielami nieruchomości - powiedział Feliks..

Gant planuje też zaproszenie funduszy do współfinansowania wartej około 12 mln zł inwestycji handlowej w Bogatyni. - Mamy potwierdzenie rezerwacji na 65 proc. powierzchni w naszym projekcie komercyjnym w Bogatyni. Rozpoczniemy go, jeśli fundusze, którym zostanie to zaproponowane, wezmą w tym udział - powiedział Feliks.

Spółka rozważa zaangażowanie w dwa inne projekt komercyjne, wiceprezes nie chciał jednak ujawnić o jakie inwestycje chodzi.

W pierwszym kwartale 2009 Gant sprzedał 164 mieszkania, w drugim wynik będzie lepszy. - Jeśli chodzi o sprzedaż mieszkań to w drugim kwartale już przekroczyliśmy pułap pierwszego kwartału - powiedział

(PAP)
money.pl

Drgnęło w nieruchomościach. Rynek odrywa się od dna?

W czerwcu w Wielkiej Brytanii sprzedano najwięcej domów od października 2008 roku.
Jak donosi serwis BBC, który powołuje się na dane HM Revenue and Customs - czyli brytyjskiego urzędu skarbowego - w czerwcu w Wielkiej Brytanii sprzedano 62 tys. domów, które kosztowały co najmniej 40 tys. funtów. To aż o 7 proc. więcej niż w maju.
Najnowsze dane pokazują, że ożywienie - które zaczęło się kilka miesięcy temu - wciąż jest widoczne na rynku nieruchomości. I choć majowe wartości są najwyższe od października 2008 roku, to wciąż pozostają daleko w tyle za wielkościami obserwowanymi w czasie boomu.
Także BBA - stowarzyszenie zrzeszające brytyjskie banki - podkreśla, że od sześciu miesięcy systematycznie rośnie liczba udzielanych kredytów hipotecznych. W maju udzielono ich ponad 31 tysięcy. O 15 proc. więcej niż przed rokiem.
MM)
Drgnęło w nieruchomościach. Rynek odrywa się od dna?

Drgnęło w nieruchomościach. Rynek odrywa się od dna?

W czerwcu w Wielkiej Brytanii sprzedano najwięcej domów od października 2008 roku.
Jak donosi serwis BBC, który powołuje się na dane HM Revenue and Customs - czyli brytyjskiego urzędu skarbowego - w czerwcu w Wielkiej Brytanii sprzedano 62 tys. domów, które kosztowały co najmniej 40 tys. funtów. To aż o 7 proc. więcej niż w maju.
Najnowsze dane pokazują, że ożywienie - które zaczęło się kilka miesięcy temu - wciąż jest widoczne na rynku nieruchomości. I choć majowe wartości są najwyższe od października 2008 roku, to wciąż pozostają daleko w tyle za wielkościami obserwowanymi w czasie boomu.
Także BBA - stowarzyszenie zrzeszające brytyjskie banki - podkreśla, że od sześciu miesięcy systematycznie rośnie liczba udzielanych kredytów hipotecznych. W maju udzielono ich ponad 31 tysięcy. O 15 proc. więcej niż przed rokiem.
MM)
Drgnęło w nieruchomościach. Rynek odrywa się od dna?

Stopy spadają, a kredyty i tak nie tanieją

Kredytobiorcy po ostatnich decyzjach RPP powinni płacić bankom mniej. Rata za kredyt hipoteczny na 300 tysięcy złotych powinna być niższa nawet o 120 złotych. Ale nie jest i szybko nie będzie.
Rada Polityki Pieniężnej obniżyła wczoraj stopy procentowe do rekordowo niskiego poziomu 3,5 procent. W normalnych warunkach oznaczałoby to również rychłe obniżenie rat bankowych kredytów. Jednak od kwietnia warunki normalne już nie są.

Poziom kredytowych rat banki ustalają nie na podstawie stopy procentowej RPP, a głównie na podstawie wskaźnika WIBOR 3M, czyli średniej wartości oprocentowania trzymiesięcznych pożyczek, jakich udzielają sobie nawzajem.

Do niedawna oba wskaźniki zmieniały się niemal równolegle. Jednak od 10 kwietnia ten znacznie ważniejszy dla kredytobiorców - WIBOR - zamiast podążać za stopami Rady, wystrzelił w przeciwnym kierunku. Dlaczego? Bo banki żądają we wzajemnych rozliczeniach wyższych odsetek, niż sugeruje to Rada.

Poziom stóp procentowych RPP i wskaźnika
WIBOR 3M od stycznia 2008 roku

... stopa referencyjna NBP   ... wskaźnik WIBOR 3M    .
źródło: NBP, Money.pl

Jeszcze 25 marca różnica między poziomem stóp RPP a WIBOR-em wynosiła zaledwie 0,2 punktu procentowego. Dziś - uwzględniając obowiązującą, nową stopę RPP - różnica sięga już 1,12 punktu.

Gdyby oba wskaźniki poruszały się naturalnym dotąd, równoległym torem, wczoraj WIBOR wynosiłby około 4 procent i od dziś kierowałby się w okolice 3,75 procent. Tymczasem wczoraj jego poziom wynosił 4,62 proc.

Polacy przepłacają w ratach

Dla kredytobiorców te ułamki procentów przekładają się jednak na realne i wcale niemałe kwoty. Money.pl sprawdził, ile dziś wynosi rata kredytu hipotecznego, a ile - gdyby nie zaskakujący wzrost WIBOR-u - wynosić powinna.

Jako przykład posłużył nam kredyt na kwotę 300 tysięcy złotych, zaciągnięty na 30 lat, którego oprocentowanie wynosi WIBOR 3M powiększony o 2-procentową marżę banku. Wczoraj rata takiego kredytu wynosiła 1920 złotych. Przy naturalnym poziomie WIBORU powinna być niższa o 120 złotych.


źródło: szacunki Money.pl

Kalkulator kredytowy. Sprawdź jaką ratę Ty zapłacisz

Czy rynek zareaguje na decyzję RPP po myśli kredytobiorców? To niestety mało prawdopodobne. Nawet jeśli WIBOR 3M tym razem pójdzie w ślad głównych stóp, to tylko nieznacznie. Na powrót wysokości rat do poziomów, na jakie mogłyby wskazywać stopy RPP, w najbliższym czasie liczyć nie możemy.

Stopy spadają, a kredyty i tak nie tanieją

Stopy spadają, a kredyty i tak nie tanieją

Kredytobiorcy po ostatnich decyzjach RPP powinni płacić bankom mniej. Rata za kredyt hipoteczny na 300 tysięcy złotych powinna być niższa nawet o 120 złotych. Ale nie jest i szybko nie będzie.
Rada Polityki Pieniężnej obniżyła wczoraj stopy procentowe do rekordowo niskiego poziomu 3,5 procent. W normalnych warunkach oznaczałoby to również rychłe obniżenie rat bankowych kredytów. Jednak od kwietnia warunki normalne już nie są.

Poziom kredytowych rat banki ustalają nie na podstawie stopy procentowej RPP, a głównie na podstawie wskaźnika WIBOR 3M, czyli średniej wartości oprocentowania trzymiesięcznych pożyczek, jakich udzielają sobie nawzajem.

Do niedawna oba wskaźniki zmieniały się niemal równolegle. Jednak od 10 kwietnia ten znacznie ważniejszy dla kredytobiorców - WIBOR - zamiast podążać za stopami Rady, wystrzelił w przeciwnym kierunku. Dlaczego? Bo banki żądają we wzajemnych rozliczeniach wyższych odsetek, niż sugeruje to Rada.

Poziom stóp procentowych RPP i wskaźnika
WIBOR 3M od stycznia 2008 roku

... stopa referencyjna NBP   ... wskaźnik WIBOR 3M    .
źródło: NBP, Money.pl

Jeszcze 25 marca różnica między poziomem stóp RPP a WIBOR-em wynosiła zaledwie 0,2 punktu procentowego. Dziś - uwzględniając obowiązującą, nową stopę RPP - różnica sięga już 1,12 punktu.

Gdyby oba wskaźniki poruszały się naturalnym dotąd, równoległym torem, wczoraj WIBOR wynosiłby około 4 procent i od dziś kierowałby się w okolice 3,75 procent. Tymczasem wczoraj jego poziom wynosił 4,62 proc.

Polacy przepłacają w ratach

Dla kredytobiorców te ułamki procentów przekładają się jednak na realne i wcale niemałe kwoty. Money.pl sprawdził, ile dziś wynosi rata kredytu hipotecznego, a ile - gdyby nie zaskakujący wzrost WIBOR-u - wynosić powinna.

Jako przykład posłużył nam kredyt na kwotę 300 tysięcy złotych, zaciągnięty na 30 lat, którego oprocentowanie wynosi WIBOR 3M powiększony o 2-procentową marżę banku. Wczoraj rata takiego kredytu wynosiła 1920 złotych. Przy naturalnym poziomie WIBORU powinna być niższa o 120 złotych.


źródło: szacunki Money.pl

Kalkulator kredytowy. Sprawdź jaką ratę Ty zapłacisz

Czy rynek zareaguje na decyzję RPP po myśli kredytobiorców? To niestety mało prawdopodobne. Nawet jeśli WIBOR 3M tym razem pójdzie w ślad głównych stóp, to tylko nieznacznie. Na powrót wysokości rat do poziomów, na jakie mogłyby wskazywać stopy RPP, w najbliższym czasie liczyć nie możemy.

Stopy spadają, a kredyty i tak nie tanieją

Burj Dubaj zdetronizowany. Kto sięgnie wyżej?

W Arabii Saudyjskiej powstanie najwyższy drapacz chmur na świecie. Królewska Wieża będzie miała 1000 metrów wysokości. Budowa ma kosztować 27 miliardów dolarów.
O planach zbudowania budynku mówiło się od wielu miesięcy, ale dopiero teraz firma milionera księcia al-Waleeda bin Talala podpisała umowy konieczne do rozpoczęcia inwestycji.

Królewska Wieża powstanie w mieście Jaddah nad Morzem Czerwonym, niedaleko lotniska. Będą się w niej znajdować biura, hotele i rezydencje.  

Obecnie najwyższy budynek świata znajduje się w Stanach Zjednoczonych i ma 600 metrów wysokości. We wrześniu jego miejsce zajmie o 200 metrów wyższy wieżowiec Burj Dubaj, który powstaje w Emiratach Arabskich.

Wyglądem nawiązuje do kwiatu pusytni, ma również islamskie ornamenty. Na 206 piętrach zmieszczą się apartamenty, biura i hotele, o których wystrój zadbali najsłynniejsi projektanci.

(IAR)
/money.pl

Burj Dubaj zdetronizowany. Kto sięgnie wyżej?

W Arabii Saudyjskiej powstanie najwyższy drapacz chmur na świecie. Królewska Wieża będzie miała 1000 metrów wysokości. Budowa ma kosztować 27 miliardów dolarów.
O planach zbudowania budynku mówiło się od wielu miesięcy, ale dopiero teraz firma milionera księcia al-Waleeda bin Talala podpisała umowy konieczne do rozpoczęcia inwestycji.

Królewska Wieża powstanie w mieście Jaddah nad Morzem Czerwonym, niedaleko lotniska. Będą się w niej znajdować biura, hotele i rezydencje.  

Obecnie najwyższy budynek świata znajduje się w Stanach Zjednoczonych i ma 600 metrów wysokości. We wrześniu jego miejsce zajmie o 200 metrów wyższy wieżowiec Burj Dubaj, który powstaje w Emiratach Arabskich.

Wyglądem nawiązuje do kwiatu pusytni, ma również islamskie ornamenty. Na 206 piętrach zmieszczą się apartamenty, biura i hotele, o których wystrój zadbali najsłynniejsi projektanci.

(IAR)
/money.pl

Wolna amerykanka budowlana?

Nowelizacja prawa budowlanego miała przynieść rewolucyjne zmiany na rynku budowlanym, zminimalizować biurokratyzacje upraszczając procedury. Jednak te uproszczone procedury zostały zakwestionowane przez Rzecznika Praw Obywatelskich. Bez pozwoleń budowlanych - wolność czy wolna amerykanka?

Rzecznik wystąpił do Prezydenta o skierowanie zmienionej ustawy Prawo budowlane oraz niektórych innych ustaw, do Trybunału Konstytucyjnego.

Okazuje się ze w nowych przepisach jest przewaga "wszelkich chwytów dozwolonych" w tym godzących w konstytucyjne prawa i wolności osób trzecich. Wg Rzecznika Praw Obywatelskich rejestracja budowy nie uruchamia trybu administracyjnego umożliwiającego zweryfikowanie stopnia oddziaływania inwestycji budowlanej na sąsiadujące nieruchomości pomijając tym samym prawo własności. Organy administracyjne nie będą również zobligowane do powiadamiania osób trzecich o planowanej budowie czy robotach budowlanych.

W konsekwencji poszkodowany przez inwestora wnosząc sprawę na drogę sądową będzie zobowiązany do poniesienia całkowitych kosztów procesu pozostając przy tym bez jakiegokolwiek wsparcia państwa. Ponadto orzeczenie wyroku może nastąpić w terminie późniejszym niż zakończenie inwestycji budowlanej.

Organy administracji państwowej za sprawą znowelizowanej ustawy zdejmują z siebie obowiązek ochrony zainteresowanych podmiotów. Poza tym nie są one w stanie w czasie 30 dni zapoznać się z otrzymaną dokumentacją, co powoduje automatycznie rejestrację budowy i zgodę na rozpoczęcie inwestycji. Te sytuacje Rzecznik Praw Obywatelskich określił jako "milczącą zgodę" administracji publicznej.

Brak informacji i kontroli może spowodować nieład urbanistyczno-architektoniczny. Tryb roszczenia o wstrzymanie budowy również jest na niekorzyść właścicieli sąsiadujących nieruchomości, ponieważ wygasa w miesiąc od rozpoczęcia budowy. A o rozpoczęciu budowy mogą świadczyć takie czynności jak prace geodezyjne, czy wykonanie przyłączy do sieci na potrzeby procesu budowlanego. Zatem jest to zbyt krótki okres czasu, jeśli chodzi o możliwości zauważenia tego typu prac przez właścicieli sąsiadujących nieruchomości i wystąpienia z roszczeniem wstrzymania budowy.

- Stworzenie dobrego prawa jest zadaniem niezwykle trudnym. - mówi Justyna Zemanek architekt firmy ARCHETON Sp. z o.o. - Trzeba uwzględnić interesy wszystkich zainteresowanych stron oraz przewidzieć różnorodne konsekwencje nowych zapisów, a zmiany i ułatwienia muszą dotyczyć wielu obszarów.

Ułatwienie procesu inwestycyjnego miało pomoc w skróceniu czasu realizacji inwestycji, usuwając inwestorom wszelkie przeszkody. Obiecujące perspektywy rozwoju branży budowlanej prysnęły jak czar mydlanej banki. Wszyscy liczyli na wzrost indywidualnych inwestycji i przyjemną realizację marzeń. Tymczasem widmo samowoli ustawodawczej jak i budowlanej przekreśliło nadzieje na jakiekolwiek przejrzyste przepisy.

źródło informacji: INTERIA.PL/materiały prasowe

Wolna amerykanka budowlana?

Nowelizacja prawa budowlanego miała przynieść rewolucyjne zmiany na rynku budowlanym, zminimalizować biurokratyzacje upraszczając procedury. Jednak te uproszczone procedury zostały zakwestionowane przez Rzecznika Praw Obywatelskich. Bez pozwoleń budowlanych - wolność czy wolna amerykanka?

Rzecznik wystąpił do Prezydenta o skierowanie zmienionej ustawy Prawo budowlane oraz niektórych innych ustaw, do Trybunału Konstytucyjnego.

Okazuje się ze w nowych przepisach jest przewaga "wszelkich chwytów dozwolonych" w tym godzących w konstytucyjne prawa i wolności osób trzecich. Wg Rzecznika Praw Obywatelskich rejestracja budowy nie uruchamia trybu administracyjnego umożliwiającego zweryfikowanie stopnia oddziaływania inwestycji budowlanej na sąsiadujące nieruchomości pomijając tym samym prawo własności. Organy administracyjne nie będą również zobligowane do powiadamiania osób trzecich o planowanej budowie czy robotach budowlanych.

W konsekwencji poszkodowany przez inwestora wnosząc sprawę na drogę sądową będzie zobowiązany do poniesienia całkowitych kosztów procesu pozostając przy tym bez jakiegokolwiek wsparcia państwa. Ponadto orzeczenie wyroku może nastąpić w terminie późniejszym niż zakończenie inwestycji budowlanej.

Organy administracji państwowej za sprawą znowelizowanej ustawy zdejmują z siebie obowiązek ochrony zainteresowanych podmiotów. Poza tym nie są one w stanie w czasie 30 dni zapoznać się z otrzymaną dokumentacją, co powoduje automatycznie rejestrację budowy i zgodę na rozpoczęcie inwestycji. Te sytuacje Rzecznik Praw Obywatelskich określił jako "milczącą zgodę" administracji publicznej.

Brak informacji i kontroli może spowodować nieład urbanistyczno-architektoniczny. Tryb roszczenia o wstrzymanie budowy również jest na niekorzyść właścicieli sąsiadujących nieruchomości, ponieważ wygasa w miesiąc od rozpoczęcia budowy. A o rozpoczęciu budowy mogą świadczyć takie czynności jak prace geodezyjne, czy wykonanie przyłączy do sieci na potrzeby procesu budowlanego. Zatem jest to zbyt krótki okres czasu, jeśli chodzi o możliwości zauważenia tego typu prac przez właścicieli sąsiadujących nieruchomości i wystąpienia z roszczeniem wstrzymania budowy.

- Stworzenie dobrego prawa jest zadaniem niezwykle trudnym. - mówi Justyna Zemanek architekt firmy ARCHETON Sp. z o.o. - Trzeba uwzględnić interesy wszystkich zainteresowanych stron oraz przewidzieć różnorodne konsekwencje nowych zapisów, a zmiany i ułatwienia muszą dotyczyć wielu obszarów.

Ułatwienie procesu inwestycyjnego miało pomoc w skróceniu czasu realizacji inwestycji, usuwając inwestorom wszelkie przeszkody. Obiecujące perspektywy rozwoju branży budowlanej prysnęły jak czar mydlanej banki. Wszyscy liczyli na wzrost indywidualnych inwestycji i przyjemną realizację marzeń. Tymczasem widmo samowoli ustawodawczej jak i budowlanej przekreśliło nadzieje na jakiekolwiek przejrzyste przepisy.

źródło informacji: INTERIA.PL/materiały prasowe

RPP:Obniżek stóp już nie będzie?

Halina Wasilewska-Trenkner, członek Rady Polityki Pieniężnej, nie widzi potrzeby dalszych obniżek stóp procentowych w najbliższym czasie. Nie wykluczyła, że może być konieczna podwyżka stóp.

- Trudno odpowiedzieć, czy (poziom stóp - PAP) jest właściwy, natomiast można powiedzieć wprost, że jeżeli przyjmiemy, że inflacja faktycznie ukształtuje się w tym przedziale (wskazanym przez projekcję inflacji NBP - PAP), stopa referencyjna jest prawie zerowa realnie i pole do dalszych obniżek jest minimalne - powiedziała Wasilewska-Trenkner w Radiu PiN.

- Ja osobiście nie widzę potrzeby ich dalszych obniżek w najbliższym czasie. Najbliższy czas to może być do końca roku, aczkolwiek bardzo pilnie trzeba patrzeć na to, co się dzieje na rynkach światowych. Jeśli faktycznie ruszy fala ożywienia, zmiany cen surowców mogą się okazać dla nas zagrożeniem inflacyjnym - dodała.

- Paradoksalnie może się okazać w pewnym momencie, że podwyżka byłaby decyzją lepszą niż obniżka. Jeżeli by te procesy, o których się w tej chwili mówi - że to pierwsze kiełkujące oznaki, bardzo bujnie się rozwinęły - to tak się może zdarzyć - oceniła członek RPP.

Zdaniem Wasilewskiej-Trenkner zagrożenia dla inflacji są wciąż obecne, głównie ze strony cen ropy na rynkach światowych oraz kursu złotego.

- Zagrożenia (dla inflacji - PAP) ciągle są obecne.

interia.pl

RPP:Obniżek stóp już nie będzie?

Halina Wasilewska-Trenkner, członek Rady Polityki Pieniężnej, nie widzi potrzeby dalszych obniżek stóp procentowych w najbliższym czasie. Nie wykluczyła, że może być konieczna podwyżka stóp.

- Trudno odpowiedzieć, czy (poziom stóp - PAP) jest właściwy, natomiast można powiedzieć wprost, że jeżeli przyjmiemy, że inflacja faktycznie ukształtuje się w tym przedziale (wskazanym przez projekcję inflacji NBP - PAP), stopa referencyjna jest prawie zerowa realnie i pole do dalszych obniżek jest minimalne - powiedziała Wasilewska-Trenkner w Radiu PiN.

- Ja osobiście nie widzę potrzeby ich dalszych obniżek w najbliższym czasie. Najbliższy czas to może być do końca roku, aczkolwiek bardzo pilnie trzeba patrzeć na to, co się dzieje na rynkach światowych. Jeśli faktycznie ruszy fala ożywienia, zmiany cen surowców mogą się okazać dla nas zagrożeniem inflacyjnym - dodała.

- Paradoksalnie może się okazać w pewnym momencie, że podwyżka byłaby decyzją lepszą niż obniżka. Jeżeli by te procesy, o których się w tej chwili mówi - że to pierwsze kiełkujące oznaki, bardzo bujnie się rozwinęły - to tak się może zdarzyć - oceniła członek RPP.

Zdaniem Wasilewskiej-Trenkner zagrożenia dla inflacji są wciąż obecne, głównie ze strony cen ropy na rynkach światowych oraz kursu złotego.

- Zagrożenia (dla inflacji - PAP) ciągle są obecne.

interia.pl

Jakie podatki może podnieść rząd

Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", jeszcze tego lata rząd poinformuje o ewentualnych planach dotyczących podwyższenia podatków na 2010 r. Tak zapowiedział premier.
Rząd PO zaakceptował obniżkę podatków PIT, więc mało prawdopodobne, że zdecyduje się na ich podniesienie po roku obowiązywania i przed wyborami prezydenckimi. Doradca ekonomiczny prezydenta Ryszard Bugaj proponuje jednak, by dodać jeszcze 50% stawkę dla najbogatszych
Ekonomiści są także zdania, że rząd nie wykona na razie żadnych ruchów, jeśli chodzi o stawkę CIT.

- Jakiekolwiek próby podniesienia podatków dochodowych, zamiast przynieść wyższe wpływy, pogłębiłyby recesję - mówi prof. Andrzej Wernik.

Ekonomiści są zgodni, ze jedyne zmiany, na jakie rząd się zdecyduje, dotyczą podatków pośrednich, a tu pole manewrów jest duże. Największe efekty dałoby pewnie podniesienie stawki na żywność. VAT stanowi połowę wszystkich dochodów państwa, a jego podniesienie byłoby najmniej szkodliwe.

Więcej na zielonych stronach "Rzeczpospolitej".
onet.pl

Jakie podatki może podnieść rząd

Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", jeszcze tego lata rząd poinformuje o ewentualnych planach dotyczących podwyższenia podatków na 2010 r. Tak zapowiedział premier.
Rząd PO zaakceptował obniżkę podatków PIT, więc mało prawdopodobne, że zdecyduje się na ich podniesienie po roku obowiązywania i przed wyborami prezydenckimi. Doradca ekonomiczny prezydenta Ryszard Bugaj proponuje jednak, by dodać jeszcze 50% stawkę dla najbogatszych
Ekonomiści są także zdania, że rząd nie wykona na razie żadnych ruchów, jeśli chodzi o stawkę CIT.

- Jakiekolwiek próby podniesienia podatków dochodowych, zamiast przynieść wyższe wpływy, pogłębiłyby recesję - mówi prof. Andrzej Wernik.

Ekonomiści są zgodni, ze jedyne zmiany, na jakie rząd się zdecyduje, dotyczą podatków pośrednich, a tu pole manewrów jest duże. Największe efekty dałoby pewnie podniesienie stawki na żywność. VAT stanowi połowę wszystkich dochodów państwa, a jego podniesienie byłoby najmniej szkodliwe.

Więcej na zielonych stronach "Rzeczpospolitej".
onet.pl

Polska najlepsza z największych

Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) szacuje, że Polska i Australia to kraje, które spośród wszystkich 30 członków tej organizacji najłagodniej znoszą światowy kryzys gospodarczy - pisze "Puls Biznesu".
OECD to elitarny klub najmocniejszych gospodarek świata.

Gazeta podkreśla, że według najnowszej prognozy organizacji w 2009 r. nasza i australijska gospodarka skurczą się o 0,4 proc. We wszystkich pozostałych krajach członkowskich recesja ma być większa.
"Puls Biznesu" przypomina, że to już kolejna prognoza poważnej instytucji pokazująca, że polska gospodarka stosunkowo dobrze znosi kryzys. Wcześniej podobne wnioski można było wysnuć z raportów Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Na pierwszym miejscu w Unii Europejskiej byliśmy też w zestawieniu Eurostatu na temat wzrostu gospodarczego w pierwszym kwartale 2009 r.
wp.pl

Polska najlepsza z największych

Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) szacuje, że Polska i Australia to kraje, które spośród wszystkich 30 członków tej organizacji najłagodniej znoszą światowy kryzys gospodarczy - pisze "Puls Biznesu".
OECD to elitarny klub najmocniejszych gospodarek świata.

Gazeta podkreśla, że według najnowszej prognozy organizacji w 2009 r. nasza i australijska gospodarka skurczą się o 0,4 proc. We wszystkich pozostałych krajach członkowskich recesja ma być większa.
"Puls Biznesu" przypomina, że to już kolejna prognoza poważnej instytucji pokazująca, że polska gospodarka stosunkowo dobrze znosi kryzys. Wcześniej podobne wnioski można było wysnuć z raportów Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Na pierwszym miejscu w Unii Europejskiej byliśmy też w zestawieniu Eurostatu na temat wzrostu gospodarczego w pierwszym kwartale 2009 r.
wp.pl

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies