Ze świata nieruchomości - strona 118

Porządki i ułatwienia w kwestii hipotek

Przyjęta nowelizacja ustawy o księgach wieczystych i hipotece likwiduje podział na hipotekę zwykłą i kaucyjną, a także wprowadza kilka przepisów usprawniających działalność gospodarczą.

Podpisana przez prezydenta nowelizacja ustawy o księgach wieczystych i hipotece 19 sierpnia 2009 r. została ogłoszona w Dzienniku Ustaw. Przyjęte regulacje mają na celu zapewnienie spójności przepisów dotyczących hipoteki, a także dostosowanie ich do obecnych potrzeb uczestników rynku obrotu nieruchomościami oraz do panujących na nim warunków. Nowelizacja ustawy usprawni prowadzenie działalności gospodarczej oraz obniży jej koszty. Przepisy wejdą w życie w lutym 2011 roku.

Pierwszą z wniesionych do ustawy zmian jest zlikwidowanie problematycznego podziału na hipotekę zwykłą, która zabezpiecza istniejące już wierzytelności o dokładnie określonej wartości, oraz hipotekę kaucyjną, która służy zabezpieczeniu przyszłych wierzytelności, a także tych o nieustalonej jeszcze wartości.

Gdy nowelizacja zacznie obowiązywać, rozróżniana będzie jedna hipoteka umożliwiająca zabezpieczanie zarówno wierzytelności istniejących, jak i przyszłych oraz warunkowych. „Dodatkowo wprowadzony zostanie przepis pozwalający na zabezpieczanie jedną hipoteką kilku wierzytelności tego samego wierzyciela oraz wielu wierzytelności różnych podmiotów, które uczestniczą w finansowaniu tego samego przedsięwzięcia. Dzięki temu obrót gospodarczy będzie przebiegać sprawniej, a pozyskiwanie środków finansowych, np. przez przedsiębiorców na rozwój firmy, stanie się łatwiejsze” – wyjaśnia Mec. Justyna Olejnik-Roszkowska z LSJ Kancelarii Prawnej.

Kolejnym rozwiązaniem, które wprowadza nowelizacja, jest możliwość zabezpieczania hipoteką roszczeń o odsetki i przyznane koszty postępowania, jednak jedynie w przypadku, gdy nie uległy one przedawnieniu. Dodatkowym warunkiem wykorzystania nieruchomości do zabezpieczenia roszczeń o odsetki jest ujawnienie ich wysokości we wpisie hipoteki. Ponadto określenie we wpisie maksymalnej wysokości odsetek pozwoli uniknąć zmiany wpisu do księgi wieczystej w przypadku zmiany odsetek. „Takie uregulowanie przyczyni się do obniżenia kosztów ustanawiania zabezpieczeń, co ułatwi życie kredytobiorcom” – komentuje Mec. Justyna Olejnik-Roszkowska. „Dodatkowo odciąży to sądy, które dokonują wpisów hipotek” – dodaje Mec. Olejnik-Roszkowska.

LSJ Kancelaria Prawna Szczesna-Jędrych Olejnik-Roszkowska

gk

inwestycje.pl

Porządki i ułatwienia w kwestii hipotek

Przyjęta nowelizacja ustawy o księgach wieczystych i hipotece likwiduje podział na hipotekę zwykłą i kaucyjną, a także wprowadza kilka przepisów usprawniających działalność gospodarczą.

Podpisana przez prezydenta nowelizacja ustawy o księgach wieczystych i hipotece 19 sierpnia 2009 r. została ogłoszona w Dzienniku Ustaw. Przyjęte regulacje mają na celu zapewnienie spójności przepisów dotyczących hipoteki, a także dostosowanie ich do obecnych potrzeb uczestników rynku obrotu nieruchomościami oraz do panujących na nim warunków. Nowelizacja ustawy usprawni prowadzenie działalności gospodarczej oraz obniży jej koszty. Przepisy wejdą w życie w lutym 2011 roku.

Pierwszą z wniesionych do ustawy zmian jest zlikwidowanie problematycznego podziału na hipotekę zwykłą, która zabezpiecza istniejące już wierzytelności o dokładnie określonej wartości, oraz hipotekę kaucyjną, która służy zabezpieczeniu przyszłych wierzytelności, a także tych o nieustalonej jeszcze wartości.

Gdy nowelizacja zacznie obowiązywać, rozróżniana będzie jedna hipoteka umożliwiająca zabezpieczanie zarówno wierzytelności istniejących, jak i przyszłych oraz warunkowych. „Dodatkowo wprowadzony zostanie przepis pozwalający na zabezpieczanie jedną hipoteką kilku wierzytelności tego samego wierzyciela oraz wielu wierzytelności różnych podmiotów, które uczestniczą w finansowaniu tego samego przedsięwzięcia. Dzięki temu obrót gospodarczy będzie przebiegać sprawniej, a pozyskiwanie środków finansowych, np. przez przedsiębiorców na rozwój firmy, stanie się łatwiejsze” – wyjaśnia Mec. Justyna Olejnik-Roszkowska z LSJ Kancelarii Prawnej.

Kolejnym rozwiązaniem, które wprowadza nowelizacja, jest możliwość zabezpieczania hipoteką roszczeń o odsetki i przyznane koszty postępowania, jednak jedynie w przypadku, gdy nie uległy one przedawnieniu. Dodatkowym warunkiem wykorzystania nieruchomości do zabezpieczenia roszczeń o odsetki jest ujawnienie ich wysokości we wpisie hipoteki. Ponadto określenie we wpisie maksymalnej wysokości odsetek pozwoli uniknąć zmiany wpisu do księgi wieczystej w przypadku zmiany odsetek. „Takie uregulowanie przyczyni się do obniżenia kosztów ustanawiania zabezpieczeń, co ułatwi życie kredytobiorcom” – komentuje Mec. Justyna Olejnik-Roszkowska. „Dodatkowo odciąży to sądy, które dokonują wpisów hipotek” – dodaje Mec. Olejnik-Roszkowska.

LSJ Kancelaria Prawna Szczesna-Jędrych Olejnik-Roszkowska

gk

inwestycje.pl

Nowoczesne zarządzanie nieruchomościami

Codzienne życie zaczyna przyzwyczajać nas do luksusów. Korzystamy z wszelakich narzędzi ułatwiających nam życie. Cenimy sobie prostotę, ale i funkcjonalność. Nasze wyższe potrzeby i wymagania szybko przekładają się również na rynek zarządców nieruchomości.

Szczególnie wymagający są ludzie w nowych blokach, ponieważ są to zazwyczaj ludzie młodzi, którzy traktują swoje mieszkania jako kapitał. Osoby te są przyzwyczajone do wysokich standardów życia. Aktywnie komunikują się za pomocą Internetu. Zarządcy i administratorzy nieruchomości ze względu na rosnącą konkurencję stawiają sobie nawzajem coraz wyżej poprzeczkę w zakresie standardów świadczonych usług.  Wiarygodność zarządcy znacząco wzrasta, gdy jego klienci są na bieżąco informowani, a zwłaszcza w sferze finansowej. W związku z tym, coraz więcej profesjonalnych firm zajmujących się zarządzaniem i administrowaniem nieruchomościami inwestuje w systemy zarządzania wspólnotami mieszkaniowymi z funkcją dostępu on-line.

Zarządzanie i administrowanie budynków to nie tylko usuwanie awarii i sprzątanie, ale także rozliczenia. Kluczowym zadaniem zarządcy budynku jest prowadzenie rozliczeń finansowych wspólnoty mieszkaniowej. Prowadzenie tego typu księgowości jest ważne zarówno dla zarządcy, wspólnoty jako jednostki, ale także dla każdego mieszkańca z osobna. Dlatego rozliczenia powinny być przedstawiane przejrzyście i transparentnie. Udogodnieniem w tworzeniu takich wyliczeń jest system „Lokale” stworzony przez firmę MMSoft z Krakowa.

Profesjonalne firmy zajmujące się administracją i zarządzaniem nieruchomościami, jak  np. „Greń Nieruchomości” ,mające własny wewnętrzny dział księgowości, coraz częściej wdrażają innowacyjne technologie informatyczne mające na celu optymalizację ich codziennej pracy. Opracowany przez naszą firmę system „Lokale” oferuje całkowitą automatyzację procesu naliczania zaliczek i późniejszego ich podsumowania na podstawie faktycznie poniesionych kosztów. Istotne jest to, że naliczanie i rozliczanie wpłat odbywa się według dowolnych algorytmów – mówi Jan Mateja z firmy MMSoft.

Posiada on własną, w dużym stopniu zautomatyzowaną część księgową. Generuje niezbędne raporty, zestawienia i sprawozdania finansowe, a wszystkie przygotowane wydruki są czytelne i co ważne, zarządca sam może zmieniać ich wygląd i dostosowywać do swoich potrzeb. Jest on jednym z nielicznych systemów posiadających możliwość dowolnego konfigurowania rozliczeń. Dodatkowo przechowuje pełną ewidencję danych o mieszkańcach, budynkach, urządzeniach pomiarowych wraz z całkowitą historią odczytów, różnych zgłoszeniach oraz dowolne informacje dodatkowe podzielone na definiowalne kategorie takie jak np. umowy czy uchwały.

Nieraz zastanawiamy się i kalkulujemy w głowie ile w danym miesiącu będziemy musieli dopłacić do wody, albo ile zwrotu otrzymamy za centralne ogrzewanie. Teraz zarządca może udostępniać nam takie informacje w sieci, dzięki czemu każdy mieszkaniec danej wspólnoty może na bieżąco kontrolować wszystkie ponoszone koszty.

Mieszkańcy zarządzanych przez nas nieruchomości, korzystają z udostępnionej przez nas usługi „LokaleNet”. Usługa ta powiązana jest z  systemem „Lokale” i umożliwia mieszkańcom przeglądanie za pośrednictwem Internetu wybranych danych o swoim mieszkaniu. Każdy mieszkaniec dostaje od nas identyfikator i hasło, umożliwiające zalogowanie się do systemu. Po zalogowaniu mieszkańcy mogą sprawdzić swoje saldo opłat, mają informację o wielkości obowiązującej ich zaliczki, ostatnim rozliczeniu. Mogą również sprawdzić stan ostatnich odczytów wodomierzy i ciepłomierzy oraz pobrać udostępnione przez nas dokumenty np. sprawozdania finansowe. Wybrana grupa osób, np. Zarząd wspólnoty, może widzieć wszystkie koszty zarejestrowane w systemie, zaległości i nadpłaty pozostałych członków wspólnoty oraz etapy procesu windykacji należności dłużników – mówi Tomasz Greń, krakowski zarządca i administrator nieruchomości.

Rozwój techniki spowodował, że poszukiwania informacji rozpoczynamy właśnie w Internecie. Dlatego zarządcy coraz częściej inwestują w systemy internetowe dla swoich wspólnot. Jest to dla mieszkańców wygodne, daje możliwość łatwego dostępu i przejrzystego podglądu danych. Takie ułatwienia podnoszą komfort mieszkania i świadczą o dojrzałym podejściu zarządcy do wykonywanej pracy.

System zarządzania wspólnotami może też być uzupełniony o funkcję intranetu, co ułatwia komunikację z mieszkańcami wspólnot.

Jako zarządca cenię sobie łatwość porozumiewania się. Dzięki systemowi mogę na bieżąco informować mieszkańców o tym, co dzieje się w ich wspólnocie. Wiadomości wysyłane w ten sposób docierają w szybszym tempie niż te, tradycyjnie wysyłane przez nas pocztą. Dzięki dobrej komunikacji budujemy zaufanie naszych klientów – mówi Tomasz Greń.

W prosty sposób za pomocą systemu można przesłać informację do mieszkańców, a także dodać do niej załączniki. System umożliwia komunikację dwustronną, a więc i mieszkańcy za jego pośrednictwem mogą przesłać informację do zarządcy.

System wciąż się rozwija dzięki sugestiom użytkowników, co sprawia, że staje się coraz bardziej funkcjonalny i przyjazny. Wielu zarządców posiada już tego typu oprogramowanie, lecz zazwyczaj jest to tylko podstawowy moduł służący im wewnętrznie. Miejmy nadzieję, że sukcesywnie coraz większa liczba administratorów będzie inwestowała w tego typu narzędzia internetowe. W znacznym stopniu ułatwi to komunikację i pozwoli na udogodnienia w funkcjonowaniu wspólnoty.

Zarządzanie i Administrowanie Tomasz Greń

gk

 

Nowoczesne zarządzanie nieruchomościami

Codzienne życie zaczyna przyzwyczajać nas do luksusów. Korzystamy z wszelakich narzędzi ułatwiających nam życie. Cenimy sobie prostotę, ale i funkcjonalność. Nasze wyższe potrzeby i wymagania szybko przekładają się również na rynek zarządców nieruchomości.

Szczególnie wymagający są ludzie w nowych blokach, ponieważ są to zazwyczaj ludzie młodzi, którzy traktują swoje mieszkania jako kapitał. Osoby te są przyzwyczajone do wysokich standardów życia. Aktywnie komunikują się za pomocą Internetu. Zarządcy i administratorzy nieruchomości ze względu na rosnącą konkurencję stawiają sobie nawzajem coraz wyżej poprzeczkę w zakresie standardów świadczonych usług.  Wiarygodność zarządcy znacząco wzrasta, gdy jego klienci są na bieżąco informowani, a zwłaszcza w sferze finansowej. W związku z tym, coraz więcej profesjonalnych firm zajmujących się zarządzaniem i administrowaniem nieruchomościami inwestuje w systemy zarządzania wspólnotami mieszkaniowymi z funkcją dostępu on-line.

Zarządzanie i administrowanie budynków to nie tylko usuwanie awarii i sprzątanie, ale także rozliczenia. Kluczowym zadaniem zarządcy budynku jest prowadzenie rozliczeń finansowych wspólnoty mieszkaniowej. Prowadzenie tego typu księgowości jest ważne zarówno dla zarządcy, wspólnoty jako jednostki, ale także dla każdego mieszkańca z osobna. Dlatego rozliczenia powinny być przedstawiane przejrzyście i transparentnie. Udogodnieniem w tworzeniu takich wyliczeń jest system „Lokale” stworzony przez firmę MMSoft z Krakowa.

Profesjonalne firmy zajmujące się administracją i zarządzaniem nieruchomościami, jak  np. „Greń Nieruchomości” ,mające własny wewnętrzny dział księgowości, coraz częściej wdrażają innowacyjne technologie informatyczne mające na celu optymalizację ich codziennej pracy. Opracowany przez naszą firmę system „Lokale” oferuje całkowitą automatyzację procesu naliczania zaliczek i późniejszego ich podsumowania na podstawie faktycznie poniesionych kosztów. Istotne jest to, że naliczanie i rozliczanie wpłat odbywa się według dowolnych algorytmów – mówi Jan Mateja z firmy MMSoft.

Posiada on własną, w dużym stopniu zautomatyzowaną część księgową. Generuje niezbędne raporty, zestawienia i sprawozdania finansowe, a wszystkie przygotowane wydruki są czytelne i co ważne, zarządca sam może zmieniać ich wygląd i dostosowywać do swoich potrzeb. Jest on jednym z nielicznych systemów posiadających możliwość dowolnego konfigurowania rozliczeń. Dodatkowo przechowuje pełną ewidencję danych o mieszkańcach, budynkach, urządzeniach pomiarowych wraz z całkowitą historią odczytów, różnych zgłoszeniach oraz dowolne informacje dodatkowe podzielone na definiowalne kategorie takie jak np. umowy czy uchwały.

Nieraz zastanawiamy się i kalkulujemy w głowie ile w danym miesiącu będziemy musieli dopłacić do wody, albo ile zwrotu otrzymamy za centralne ogrzewanie. Teraz zarządca może udostępniać nam takie informacje w sieci, dzięki czemu każdy mieszkaniec danej wspólnoty może na bieżąco kontrolować wszystkie ponoszone koszty.

Mieszkańcy zarządzanych przez nas nieruchomości, korzystają z udostępnionej przez nas usługi „LokaleNet”. Usługa ta powiązana jest z  systemem „Lokale” i umożliwia mieszkańcom przeglądanie za pośrednictwem Internetu wybranych danych o swoim mieszkaniu. Każdy mieszkaniec dostaje od nas identyfikator i hasło, umożliwiające zalogowanie się do systemu. Po zalogowaniu mieszkańcy mogą sprawdzić swoje saldo opłat, mają informację o wielkości obowiązującej ich zaliczki, ostatnim rozliczeniu. Mogą również sprawdzić stan ostatnich odczytów wodomierzy i ciepłomierzy oraz pobrać udostępnione przez nas dokumenty np. sprawozdania finansowe. Wybrana grupa osób, np. Zarząd wspólnoty, może widzieć wszystkie koszty zarejestrowane w systemie, zaległości i nadpłaty pozostałych członków wspólnoty oraz etapy procesu windykacji należności dłużników – mówi Tomasz Greń, krakowski zarządca i administrator nieruchomości.

Rozwój techniki spowodował, że poszukiwania informacji rozpoczynamy właśnie w Internecie. Dlatego zarządcy coraz częściej inwestują w systemy internetowe dla swoich wspólnot. Jest to dla mieszkańców wygodne, daje możliwość łatwego dostępu i przejrzystego podglądu danych. Takie ułatwienia podnoszą komfort mieszkania i świadczą o dojrzałym podejściu zarządcy do wykonywanej pracy.

System zarządzania wspólnotami może też być uzupełniony o funkcję intranetu, co ułatwia komunikację z mieszkańcami wspólnot.

Jako zarządca cenię sobie łatwość porozumiewania się. Dzięki systemowi mogę na bieżąco informować mieszkańców o tym, co dzieje się w ich wspólnocie. Wiadomości wysyłane w ten sposób docierają w szybszym tempie niż te, tradycyjnie wysyłane przez nas pocztą. Dzięki dobrej komunikacji budujemy zaufanie naszych klientów – mówi Tomasz Greń.

W prosty sposób za pomocą systemu można przesłać informację do mieszkańców, a także dodać do niej załączniki. System umożliwia komunikację dwustronną, a więc i mieszkańcy za jego pośrednictwem mogą przesłać informację do zarządcy.

System wciąż się rozwija dzięki sugestiom użytkowników, co sprawia, że staje się coraz bardziej funkcjonalny i przyjazny. Wielu zarządców posiada już tego typu oprogramowanie, lecz zazwyczaj jest to tylko podstawowy moduł służący im wewnętrznie. Miejmy nadzieję, że sukcesywnie coraz większa liczba administratorów będzie inwestowała w tego typu narzędzia internetowe. W znacznym stopniu ułatwi to komunikację i pozwoli na udogodnienia w funkcjonowaniu wspólnoty.

Zarządzanie i Administrowanie Tomasz Greń

gk

 

Biurowce zmieniają Katowice

Do końca tego roku w Katowicach powstanie blisko 45.000 m2 nowoczesnej powierzchni biurowej. Czy w okresie spowolnienia deweloperzy nie przeszacowali liczby biur jakiej będą potrzebować firmy w Katowicach? Patrząc na potencjał miasta liczba inwestycji biurowych jest jak najbardziej uzasadniona. Według międzynarodowej agencji zajmującej się oceną potencjału państw i miast Katowice są oceniane przez zagranicznych inwestorów jako najatrakcyjniejsze miasto do inwestowania w Polsce.

Do tej pory miastami najsilniej kojarzonymi z regionalnymi centrami biznesu były Trójmiasto, Poznań, a na południu Polski przede wszystkim Wrocław i Kraków. Od pewnego czasu w kontekście biznesowym coraz częściej dostrzegane są także Katowice. Inwestorzy decydując o wyborze lokalizacji biorą pod uwagę wiele czynników: komunikację, zasoby ludzkie, przyjazne nastawienie władz, ogólną atrakcyjność danego miasta i zaplecze biznesowe. Stolica Śląska doskonale spełnia szereg z tych wymagań. Nic więc dziwnego, że jej potencjał dostrzegli już inwestorzy, a coraz częściej myślą o niej także managerowie firm.

Według danych firmy DTZ w 2009 roku na terenie Katowic deweloperzy planują oddać do użytku ponad 45.000 m2 powierzchni biurowej. Kolejne 40.000 m2 ma powstać w przyszłym roku. Czy to nie za dużo jak na lokalny rynek? Szczegół w tym, że Katowice przestają być postrzegane lokalnie. Miasto może poszczycić się dogodną komunikacją - zapewnia ją autostrada A4. Trasa pozwala na wygodne połączenie  z resztą kraju, ale  także z zachodnią Europą -  poprzez otwarty kilkanaście dni temu odcinek autostrady do Zgorzelca. Ponadto do 2014 roku Katowice mają zostać przyłączone także do nitki autostrady A1.

Katowice to także trzecie pod względem liczby pasażerów lotnisko w Polsce: po Warszawie i Krakowie (ponad 2,4 mln pasażerów w 2008 r, dane Urzędu Lotnictwa Cywilnego). W pierwszym półroczu tego roku liczba obsłużonych pasażerów na lotnisku w Pyrzowicach osiągnęła ponad milion pasażerów czyli o ponad 400 tys. więcej niż we Wrocławiu, który kojarzony był dotychczas jako najsilniejszy ośrodek biznesowy na południu kraju. Port lotniczy w Katowicach zanotował także najmniejszy spadek liczby pasażerów w tym roku spośród wszystkich lotnisk w kraju – jedynie o 4,3 proc. Podczas, gdy Warszawa ponad 16 proc., Karków blisko 14 proc. spadek, a lotnisko we Wrocławiu spadek liczby pasażerów o ponad 11 proc.

Miasto i okolice stają się coraz bardziej atrakcyjnym kierunkiem do lokowania biznesu typu BPO czy call center,  a tym samym stają się bardzo obiecującym rynkiem dla nieruchomości biurowych. Na dzień dzisiejszy rynek powierzchni biurowej w mieście to ok. 220.00 m2 (dane Cushman & Wakefield). Większość biur zlokalizowana    jest jednak w obiektach o niskim standardzie: odnowionych kamienicach czy biurowcach z lat 70-tych, kiedy to Katowice były wizytówką nowoczesnej Polski.

Wynikiem małej podaży jest niezwykle niski poziom pustostanów, zaledwie ok. 1,8%, na koniec 2008 r. (dane DTZ). Zapowiadane przez deweloperów inwestycje w najbliższych latach mają spowodować, iż liczba wolnych powierzchni biurowych w mieście podniesie się do poziomu ok. 7 – 9 proc. (dane DTZ, Cushman & Wakefield). Co świadczyć będzie o osiągnięciu europejskiego standardu - wskaźnik przyjęty dla rozwiniętego rynku to 10%. 

Rynek biznesowy w Katowicach nabiera rozpędu, a najwięksi inwestorzy dostrzegli już potencjał miasta. Według przypomnianych ostatnio przez firmę Finamo danych agencji ratingowej Fitch Ratings Katowice obok Wrocławia ocenione zostały jako najatrakcyjniejsze do inwestowania miasto w Polsce. Swoją projekty realizuje tu m.in. belgijska firma Ghelamco Poland, lider rynku nowoczesnej powierzchni biurowej. Firma planuje oddanie na początku 2010 roku biurowca klasy A o powierzchni ponad 17.000 m2 – Katowice Business Point. Będzie to jedna z największych inwestycji biurowych w mieście. Obecnie największym katowickim biurowcem jest Chorzowska 50 o powierzchni 15.600 m2.

Projekt belgijskiego dewelopera Ghelamco Poland zlokalizowany jest u zbiegu ul. Chorzowskiej i Ściegiennego, w bezpośrednim sąsiedztwie Silesia City Center. „Równoległe z postępami budowy prowadzimy proces wynajmu budynku.” – informuje Jarosław Zagórski, Commercial & Business Development Director Ghelamco Poland.

Do tej pory firma skupiała się na budowaniu wysokiej klasy biurowców w stolicy. Jedyna dotychczasowa realizacja Ghelamco poza Warszawą to biurowiec Bema Plaza we Wrocławiu. Wybór kolejnego rynku lokalnego padł na Katowice. „Nie przypadkiem. Dostrzegamy rozwój Katowic na przestrzeni ostatnich lat oraz ogromny potencjał jaki posiada to miasto” – wyjaśnia Zagórski. I jak dodaje dla firmy ważny jest nie tylko aspekt biznesowy inwestycji. „To nasz pierwszy projekt w Katowicach, dlatego ważne są dla nas również stałe kontakty z władzami by wspólnie działać na rzecz rozwoju i promocji miasta. Nasz budynek wpisuje się w rozwój infrastruktury miasta i stanowi odpowiedź na tak potrzebną tu nowoczesną  powierzchnię biurową” – mówi Zagórski.

Wzmocnienie rozwoju biznesu w zakresie usług poprzez wykorzystanie nowopowstających biurowców zapowiadają też władze Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. W pierwszym półroczu wydano tu 4 nowe zezwolenia na prowadzenie działalności gospodarczej, zgodnie z którymi firmy zadeklarowały zainwestowanie co najmniej 76 mln zł i zatrudnienie 370 pracowników. Część projektów ma ruszyć jeszcze w tym roku.

O biurowcu Katowice Business Point
Budynek został zaprojektowany przez belgijskich architektów z Jaspers Eyers & Partners we współpracy z katowicką Pracownią Architektoniczną Czora & Czora. Katowice Business Point będzie charakteryzował się nowoczesną i funkcjonalną formą. Fasada budynku składać się będzie ze szkła, naturalnego kamienia i elementów stalowych. Z myślą o przyszłych użytkownikach zrezygnowano z sztywnego podziału pięter budynku, każda z 11 kondygnacji będzie mogła być dowolnie ukształtowana. Oprócz funkcji biurowych część budynku przeznaczona została na potrzeby handlu i usług. Na parterze znajdzie się przestrzeń dla restauracji, saloniku prasowego oraz sklepu spożywczego. W podziemiach zaplanowano miejsca garażowe na 200 samochodów. Budynek w chwili obecnej osiągnął już poziom 4 piętra. Inwestycja oddana do użytku zostanie w I kwartale 2010 roku.

Ghelamco Poland

gk

inwestycje.pl

Biurowce zmieniają Katowice

Do końca tego roku w Katowicach powstanie blisko 45.000 m2 nowoczesnej powierzchni biurowej. Czy w okresie spowolnienia deweloperzy nie przeszacowali liczby biur jakiej będą potrzebować firmy w Katowicach? Patrząc na potencjał miasta liczba inwestycji biurowych jest jak najbardziej uzasadniona. Według międzynarodowej agencji zajmującej się oceną potencjału państw i miast Katowice są oceniane przez zagranicznych inwestorów jako najatrakcyjniejsze miasto do inwestowania w Polsce.

Do tej pory miastami najsilniej kojarzonymi z regionalnymi centrami biznesu były Trójmiasto, Poznań, a na południu Polski przede wszystkim Wrocław i Kraków. Od pewnego czasu w kontekście biznesowym coraz częściej dostrzegane są także Katowice. Inwestorzy decydując o wyborze lokalizacji biorą pod uwagę wiele czynników: komunikację, zasoby ludzkie, przyjazne nastawienie władz, ogólną atrakcyjność danego miasta i zaplecze biznesowe. Stolica Śląska doskonale spełnia szereg z tych wymagań. Nic więc dziwnego, że jej potencjał dostrzegli już inwestorzy, a coraz częściej myślą o niej także managerowie firm.

Według danych firmy DTZ w 2009 roku na terenie Katowic deweloperzy planują oddać do użytku ponad 45.000 m2 powierzchni biurowej. Kolejne 40.000 m2 ma powstać w przyszłym roku. Czy to nie za dużo jak na lokalny rynek? Szczegół w tym, że Katowice przestają być postrzegane lokalnie. Miasto może poszczycić się dogodną komunikacją - zapewnia ją autostrada A4. Trasa pozwala na wygodne połączenie  z resztą kraju, ale  także z zachodnią Europą -  poprzez otwarty kilkanaście dni temu odcinek autostrady do Zgorzelca. Ponadto do 2014 roku Katowice mają zostać przyłączone także do nitki autostrady A1.

Katowice to także trzecie pod względem liczby pasażerów lotnisko w Polsce: po Warszawie i Krakowie (ponad 2,4 mln pasażerów w 2008 r, dane Urzędu Lotnictwa Cywilnego). W pierwszym półroczu tego roku liczba obsłużonych pasażerów na lotnisku w Pyrzowicach osiągnęła ponad milion pasażerów czyli o ponad 400 tys. więcej niż we Wrocławiu, który kojarzony był dotychczas jako najsilniejszy ośrodek biznesowy na południu kraju. Port lotniczy w Katowicach zanotował także najmniejszy spadek liczby pasażerów w tym roku spośród wszystkich lotnisk w kraju – jedynie o 4,3 proc. Podczas, gdy Warszawa ponad 16 proc., Karków blisko 14 proc. spadek, a lotnisko we Wrocławiu spadek liczby pasażerów o ponad 11 proc.

Miasto i okolice stają się coraz bardziej atrakcyjnym kierunkiem do lokowania biznesu typu BPO czy call center,  a tym samym stają się bardzo obiecującym rynkiem dla nieruchomości biurowych. Na dzień dzisiejszy rynek powierzchni biurowej w mieście to ok. 220.00 m2 (dane Cushman & Wakefield). Większość biur zlokalizowana    jest jednak w obiektach o niskim standardzie: odnowionych kamienicach czy biurowcach z lat 70-tych, kiedy to Katowice były wizytówką nowoczesnej Polski.

Wynikiem małej podaży jest niezwykle niski poziom pustostanów, zaledwie ok. 1,8%, na koniec 2008 r. (dane DTZ). Zapowiadane przez deweloperów inwestycje w najbliższych latach mają spowodować, iż liczba wolnych powierzchni biurowych w mieście podniesie się do poziomu ok. 7 – 9 proc. (dane DTZ, Cushman & Wakefield). Co świadczyć będzie o osiągnięciu europejskiego standardu - wskaźnik przyjęty dla rozwiniętego rynku to 10%. 

Rynek biznesowy w Katowicach nabiera rozpędu, a najwięksi inwestorzy dostrzegli już potencjał miasta. Według przypomnianych ostatnio przez firmę Finamo danych agencji ratingowej Fitch Ratings Katowice obok Wrocławia ocenione zostały jako najatrakcyjniejsze do inwestowania miasto w Polsce. Swoją projekty realizuje tu m.in. belgijska firma Ghelamco Poland, lider rynku nowoczesnej powierzchni biurowej. Firma planuje oddanie na początku 2010 roku biurowca klasy A o powierzchni ponad 17.000 m2 – Katowice Business Point. Będzie to jedna z największych inwestycji biurowych w mieście. Obecnie największym katowickim biurowcem jest Chorzowska 50 o powierzchni 15.600 m2.

Projekt belgijskiego dewelopera Ghelamco Poland zlokalizowany jest u zbiegu ul. Chorzowskiej i Ściegiennego, w bezpośrednim sąsiedztwie Silesia City Center. „Równoległe z postępami budowy prowadzimy proces wynajmu budynku.” – informuje Jarosław Zagórski, Commercial & Business Development Director Ghelamco Poland.

Do tej pory firma skupiała się na budowaniu wysokiej klasy biurowców w stolicy. Jedyna dotychczasowa realizacja Ghelamco poza Warszawą to biurowiec Bema Plaza we Wrocławiu. Wybór kolejnego rynku lokalnego padł na Katowice. „Nie przypadkiem. Dostrzegamy rozwój Katowic na przestrzeni ostatnich lat oraz ogromny potencjał jaki posiada to miasto” – wyjaśnia Zagórski. I jak dodaje dla firmy ważny jest nie tylko aspekt biznesowy inwestycji. „To nasz pierwszy projekt w Katowicach, dlatego ważne są dla nas również stałe kontakty z władzami by wspólnie działać na rzecz rozwoju i promocji miasta. Nasz budynek wpisuje się w rozwój infrastruktury miasta i stanowi odpowiedź na tak potrzebną tu nowoczesną  powierzchnię biurową” – mówi Zagórski.

Wzmocnienie rozwoju biznesu w zakresie usług poprzez wykorzystanie nowopowstających biurowców zapowiadają też władze Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. W pierwszym półroczu wydano tu 4 nowe zezwolenia na prowadzenie działalności gospodarczej, zgodnie z którymi firmy zadeklarowały zainwestowanie co najmniej 76 mln zł i zatrudnienie 370 pracowników. Część projektów ma ruszyć jeszcze w tym roku.

O biurowcu Katowice Business Point
Budynek został zaprojektowany przez belgijskich architektów z Jaspers Eyers & Partners we współpracy z katowicką Pracownią Architektoniczną Czora & Czora. Katowice Business Point będzie charakteryzował się nowoczesną i funkcjonalną formą. Fasada budynku składać się będzie ze szkła, naturalnego kamienia i elementów stalowych. Z myślą o przyszłych użytkownikach zrezygnowano z sztywnego podziału pięter budynku, każda z 11 kondygnacji będzie mogła być dowolnie ukształtowana. Oprócz funkcji biurowych część budynku przeznaczona została na potrzeby handlu i usług. Na parterze znajdzie się przestrzeń dla restauracji, saloniku prasowego oraz sklepu spożywczego. W podziemiach zaplanowano miejsca garażowe na 200 samochodów. Budynek w chwili obecnej osiągnął już poziom 4 piętra. Inwestycja oddana do użytku zostanie w I kwartale 2010 roku.

Ghelamco Poland

gk

inwestycje.pl

Mieszkania z drugiej ręki. W lipcu ceny stabilne

- W lipcu mieszkania na rynku wtórnym najbardziej potaniały w Białymstoku, Katowicach i Lublinie - wynika z raportu serwisu Oferty.net i Open Finance.
Najwięcej, bo o 2,1 proc. w porównaniu z czerwcem, spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Białymstoku - do 4417 zł. Drugie były Katowice (spadek o 1,3 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4087 zł. W dalszej kolejności znalazł się Lublin. Ceny mieszkań spadły tam o 1,1 proc. do 4858 zł.

 

Z analizy wynika, że ceny mieszkań najbardziej wzrosły w porównaniu z czerwcem w Gdańsku - o 1,2 proc. oraz w Poznaniu, Szczecinie i we Wrocławiu - po 0,9 proc. Metr kwadratowy mieszkania na rynku wtórnym kosztował w tych miastach odpowiednio: 6490 zł, 5632 zł, 4896 zł oraz 6703 zł.

W raporcie uwzględniono 25 tys. 237 ofert mieszkań wystawionych w lipcu do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

 

money.pl

Mieszkania z drugiej ręki. W lipcu ceny stabilne

- W lipcu mieszkania na rynku wtórnym najbardziej potaniały w Białymstoku, Katowicach i Lublinie - wynika z raportu serwisu Oferty.net i Open Finance.
Najwięcej, bo o 2,1 proc. w porównaniu z czerwcem, spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Białymstoku - do 4417 zł. Drugie były Katowice (spadek o 1,3 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4087 zł. W dalszej kolejności znalazł się Lublin. Ceny mieszkań spadły tam o 1,1 proc. do 4858 zł.

 

Z analizy wynika, że ceny mieszkań najbardziej wzrosły w porównaniu z czerwcem w Gdańsku - o 1,2 proc. oraz w Poznaniu, Szczecinie i we Wrocławiu - po 0,9 proc. Metr kwadratowy mieszkania na rynku wtórnym kosztował w tych miastach odpowiednio: 6490 zł, 5632 zł, 4896 zł oraz 6703 zł.

W raporcie uwzględniono 25 tys. 237 ofert mieszkań wystawionych w lipcu do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

 

money.pl

Skanska wygrała przetarg na budowę hali w Koszalinie

Spółka Skanska SA wygrała przetarg na budowę hali widowiskowo-sportowej w Koszalinie - poinformował w poniedziałek organizator postępowania, Politechnika Koszalińska (PK).

Skanska wygrała przetarg ceną - za wzniesienie trzykondygnacyjnego obiektu o kubaturze 97 tys. m sześc. i powierzchni prawie 10 tys. m kw. spółka chce 34,8 mln zł.

Jak powiedział PAP kanclerz PK Artur Wezgraj, dzięki wybraniu tej oferty, koszt inwestycji powinien być o kilkanaście milionów złotych niższy w stosunku do pierwotnych założeń. Według szacunków hala wraz z wyposażeniem miała kosztować prawie 54 mln zł.

"Po rozstrzygnięciu przetargu na prace budowlane przewidujemy, że całość inwestycji powinna zamknąć się w kwocie 42-43 mln zł" - dodał Wezgraj.

W przetargu uczestniczyło 18 firm. Proponowane ceny wahały się od 34,8 do 46,9 mln zł. Umowa ze Skanską ma być podpisana we wrześniu. Budowa hali ma się rozpocząć jeszcze tej jesieni i zakończyć do września 2012 r.

Rozpisanie przetargu na wyposażenie hali - jak powiedział PAP kanclerz PK - planowane jest na przyszły rok.

Hala widowiskowo - sportowa to wspólne przedsięwzięcie PK i miasta Koszalin. Inwestycja jest współfinansowana przez Unię Europejską (20 mln zł), Ministerstwo Sportu i Turystyki (8 mln zł) i Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (11,7 mln zł), co daje łącznie 39,7 mln zł. Brakującą kwotę po połowie wyłożą uczelnia i miasto.

Hala stanie na terenie nowego kampusu akademickiego PK przy ul. Śniadeckich. Znajdą się w niej m.in. sportowa arena o wymiarach 45 x 24 m z boiskiem umożliwiającym rozgrywanie zawodów międzynarodowych i trybuny dla 3 tys. widzów, stanowiska dla dziennikarzy i kamer telewizyjnych, sala bilardowa, sala do tenisa stołowego, sale treningowe, sanitariaty, szatnie, jacuzzi, sauna, studio fitness, sala konferencyjna oraz pomieszczenia dla małej gastronomii. Obok hali powstanie parking z 299 miejscami.

 

PAP

interia.pl

Skanska wygrała przetarg na budowę hali w Koszalinie

Spółka Skanska SA wygrała przetarg na budowę hali widowiskowo-sportowej w Koszalinie - poinformował w poniedziałek organizator postępowania, Politechnika Koszalińska (PK).

Skanska wygrała przetarg ceną - za wzniesienie trzykondygnacyjnego obiektu o kubaturze 97 tys. m sześc. i powierzchni prawie 10 tys. m kw. spółka chce 34,8 mln zł.

Jak powiedział PAP kanclerz PK Artur Wezgraj, dzięki wybraniu tej oferty, koszt inwestycji powinien być o kilkanaście milionów złotych niższy w stosunku do pierwotnych założeń. Według szacunków hala wraz z wyposażeniem miała kosztować prawie 54 mln zł.

"Po rozstrzygnięciu przetargu na prace budowlane przewidujemy, że całość inwestycji powinna zamknąć się w kwocie 42-43 mln zł" - dodał Wezgraj.

W przetargu uczestniczyło 18 firm. Proponowane ceny wahały się od 34,8 do 46,9 mln zł. Umowa ze Skanską ma być podpisana we wrześniu. Budowa hali ma się rozpocząć jeszcze tej jesieni i zakończyć do września 2012 r.

Rozpisanie przetargu na wyposażenie hali - jak powiedział PAP kanclerz PK - planowane jest na przyszły rok.

Hala widowiskowo - sportowa to wspólne przedsięwzięcie PK i miasta Koszalin. Inwestycja jest współfinansowana przez Unię Europejską (20 mln zł), Ministerstwo Sportu i Turystyki (8 mln zł) i Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (11,7 mln zł), co daje łącznie 39,7 mln zł. Brakującą kwotę po połowie wyłożą uczelnia i miasto.

Hala stanie na terenie nowego kampusu akademickiego PK przy ul. Śniadeckich. Znajdą się w niej m.in. sportowa arena o wymiarach 45 x 24 m z boiskiem umożliwiającym rozgrywanie zawodów międzynarodowych i trybuny dla 3 tys. widzów, stanowiska dla dziennikarzy i kamer telewizyjnych, sala bilardowa, sala do tenisa stołowego, sale treningowe, sanitariaty, szatnie, jacuzzi, sauna, studio fitness, sala konferencyjna oraz pomieszczenia dla małej gastronomii. Obok hali powstanie parking z 299 miejscami.

 

PAP

interia.pl

W lipcu ceny mieszkań najbardziej spadły w Białymstoku i Katowicach

W lipcu mieszkania na rynku wtórnym najbardziej potaniały w Białymstoku, Katowicach i Lublinie - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.

Najwięcej, bo o 2,1 proc. w porównaniu z czerwcem, spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Białymstoku - do 4417 zł. Drugie były Katowice (spadek o 1,3 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4087 zł. W dalszej kolejności znalazł się Lublin. Ceny mieszkań spadły tam o 1,1 proc. do 4858 zł.

Z analizy wynika, że ceny mieszkań najbardziej wzrosły w porównaniu z czerwcem w Gdańsku - o 1,2 proc. oraz w Poznaniu, Szczecinie i we Wrocławiu - po 0,9 proc. Metr kwadratowy mieszkania na rynku wtórnym kosztował w tych miastach odpowiednio: 6490 zł, 5632 zł, 4896 zł oraz 6703 zł.

W raporcie uwzględniono 25 237 oferty mieszkań wystawionych w lipcu do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

 

PAP

interia.pl

W lipcu ceny mieszkań najbardziej spadły w Białymstoku i Katowicach

W lipcu mieszkania na rynku wtórnym najbardziej potaniały w Białymstoku, Katowicach i Lublinie - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.

Najwięcej, bo o 2,1 proc. w porównaniu z czerwcem, spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Białymstoku - do 4417 zł. Drugie były Katowice (spadek o 1,3 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4087 zł. W dalszej kolejności znalazł się Lublin. Ceny mieszkań spadły tam o 1,1 proc. do 4858 zł.

Z analizy wynika, że ceny mieszkań najbardziej wzrosły w porównaniu z czerwcem w Gdańsku - o 1,2 proc. oraz w Poznaniu, Szczecinie i we Wrocławiu - po 0,9 proc. Metr kwadratowy mieszkania na rynku wtórnym kosztował w tych miastach odpowiednio: 6490 zł, 5632 zł, 4896 zł oraz 6703 zł.

W raporcie uwzględniono 25 237 oferty mieszkań wystawionych w lipcu do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

 

PAP

interia.pl

Ronson w drugiej połowie 2009 r. rozpocznie nowe inwestycje

Ronson zamierza w tym roku uruchomić kilka nowych projektów, w związku z przekazywaniem większej ilości mieszkań zamierza poprawić wyniki w II połowie 2009 roku. W minionym półroczu Ronson sprzedał 118 lokali - podała spółka w poniedziałkowym komunikacie.

"Po tym jak rozpoczęła się budowa dwóch istotnych projektów pod koniec 2008 r. (Gemini I oraz Nautica), spółka skoncentrowała się na pracach przygotowawczych dotyczących kolejnych projektów i kilka z nich zamierza uruchomić jeszcze w tym roku" - napisano w komunikacie. W związku z przekazywaniem klientom w II połowie 2009 roku większej ilości mieszkań Ronson zapowiada poprawę wyników w tym okresie.

- Oczekujemy realizacji lepszych wyników w drugiej połowie 2009 r. z uwagi na to, że do przekazania naszym klientom nadal mamy dużą ilość gotowych lokali w projekcie Galileo - powiedział cytowany w komunikacie Shraga Weisman, prezes spółki. - Ponadto w sierpniu rozpoczęliśmy odbiory lokali w innym projekcie - Imaginarium II, w którym większość mieszkań już jest sprzedana. Dodatkowo oprócz Galileo oraz Imaginarium zamierzamy przed końcem 2009 r. ukończyć budowę kolejnych projektów, tj. Constans oraz Gardenia, i również rozpoznać przychody ze sprzedaży w tych projektach - dodał.

W trakcie pierwszych 6 miesięcy 2009 roku Ronson przekazał 67 mieszkań. W pierwszej połowie 2009 roku Ronson, uwzględniając rezygnacje, sprzedał 118 lokali.Przedstawiciele spółki zauważają ożywienie na rynku nieruchomości

- "Na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych następuje poprawa sytuacji, co znajduje potwierdzenie w polepszającej się dostępności kredytów bankowych, zarówno dla klientów indywidualnych jak i deweloperów' - napisano w komunikacie. "Dodatkowo zarząd spółki szacuje, że w wyniku zaniechania lub wstrzymania projektów przez wielu deweloperów, obecna nadpodaż na rynku zostanie skonsumowana przez rosnący popyt w okresie jednego roku" - dodano. W piątek Ronson opublikował wyniki za I półrocze. Zysk netto wyniósł 6,12 mln zł, EBIT 8,14 mln zł, a przychody wyniosły 42,07 mln zł.W samym II kwartale spółka miała 3,6 mln zł zysku netto, 4,8 mln zł EBIT i 27,1 mln zł przychodów.

 

PAP

interia.pl

Ronson w drugiej połowie 2009 r. rozpocznie nowe inwestycje

Ronson zamierza w tym roku uruchomić kilka nowych projektów, w związku z przekazywaniem większej ilości mieszkań zamierza poprawić wyniki w II połowie 2009 roku. W minionym półroczu Ronson sprzedał 118 lokali - podała spółka w poniedziałkowym komunikacie.

"Po tym jak rozpoczęła się budowa dwóch istotnych projektów pod koniec 2008 r. (Gemini I oraz Nautica), spółka skoncentrowała się na pracach przygotowawczych dotyczących kolejnych projektów i kilka z nich zamierza uruchomić jeszcze w tym roku" - napisano w komunikacie. W związku z przekazywaniem klientom w II połowie 2009 roku większej ilości mieszkań Ronson zapowiada poprawę wyników w tym okresie.

- Oczekujemy realizacji lepszych wyników w drugiej połowie 2009 r. z uwagi na to, że do przekazania naszym klientom nadal mamy dużą ilość gotowych lokali w projekcie Galileo - powiedział cytowany w komunikacie Shraga Weisman, prezes spółki. - Ponadto w sierpniu rozpoczęliśmy odbiory lokali w innym projekcie - Imaginarium II, w którym większość mieszkań już jest sprzedana. Dodatkowo oprócz Galileo oraz Imaginarium zamierzamy przed końcem 2009 r. ukończyć budowę kolejnych projektów, tj. Constans oraz Gardenia, i również rozpoznać przychody ze sprzedaży w tych projektach - dodał.

W trakcie pierwszych 6 miesięcy 2009 roku Ronson przekazał 67 mieszkań. W pierwszej połowie 2009 roku Ronson, uwzględniając rezygnacje, sprzedał 118 lokali.Przedstawiciele spółki zauważają ożywienie na rynku nieruchomości

- "Na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych następuje poprawa sytuacji, co znajduje potwierdzenie w polepszającej się dostępności kredytów bankowych, zarówno dla klientów indywidualnych jak i deweloperów' - napisano w komunikacie. "Dodatkowo zarząd spółki szacuje, że w wyniku zaniechania lub wstrzymania projektów przez wielu deweloperów, obecna nadpodaż na rynku zostanie skonsumowana przez rosnący popyt w okresie jednego roku" - dodano. W piątek Ronson opublikował wyniki za I półrocze. Zysk netto wyniósł 6,12 mln zł, EBIT 8,14 mln zł, a przychody wyniosły 42,07 mln zł.W samym II kwartale spółka miała 3,6 mln zł zysku netto, 4,8 mln zł EBIT i 27,1 mln zł przychodów.

 

PAP

interia.pl

Brak strategii mieszkaniowej blokuje dopłaty z budżetu

W ubiegłym roku oddano statystycznie mniej niż jedno mieszkanie socjalne na gminę. W konsekwencji dziś brakuje ok. 1,8 mln mieszkań dla najuboższych. Tymczasem gminy nie prowadzą aktywnej polityki czynszowej, za to chaotycznie wyprzedają nieruchomości.

- Brakuje wieloletnich programów rozwoju budownictwa mieszkaniowego, do czego gminy są zobowiązane ustawowo - mówi Roman Nowicki, przewodniczący Kongresu Budownictwa.

W tworzeniu nowych mieszkań przez gminy pomóc mają nowe przepisy o finansowym wsparciu w tworzeniu lokali socjalnych.

Już od dziś samorządy mogą składać wnioski aplikacyjne w nowej formule o pomoc z budżetu państwa na budowę gminnego zasobu mieszkalnego.

- Wnioski aplikacyjne w ramach programu finansowego wsparcia budownictwa socjalnego składane są dwa razy w roku: w marcu i we wrześniu. Najbliższa, wrześniowa edycja, będzie pierwszą, która zostanie przeprowadzona na nowych zasadach - mówi Cezary Nowicki, naczelnik Wydziału Budownictwa Społecznego i Socjalnego w Ministerstwie Infrastruktury.

Jak tłumaczy, nowe przepisy zrobiły swoje i na podstawie docierających do resortu infrastruktury sygnałów można już teraz przewidywać znaczne zwiększenie liczby wniosków o finansowe wsparcie w stosunku do poprzednich edycji programu. Przepisy ustawy z 12 lutego o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego (Dz.U. z 2009 r. nr 39, poz. 309) przewidują m.in., że pomoc finansowa z budżetu państwa na zakup mieszkań komunalnych wyniesie od 30 do 50 proc. kosztów inwestycji.

Daria Stojak

interia.pl

Brak strategii mieszkaniowej blokuje dopłaty z budżetu

W ubiegłym roku oddano statystycznie mniej niż jedno mieszkanie socjalne na gminę. W konsekwencji dziś brakuje ok. 1,8 mln mieszkań dla najuboższych. Tymczasem gminy nie prowadzą aktywnej polityki czynszowej, za to chaotycznie wyprzedają nieruchomości.

- Brakuje wieloletnich programów rozwoju budownictwa mieszkaniowego, do czego gminy są zobowiązane ustawowo - mówi Roman Nowicki, przewodniczący Kongresu Budownictwa.

W tworzeniu nowych mieszkań przez gminy pomóc mają nowe przepisy o finansowym wsparciu w tworzeniu lokali socjalnych.

Już od dziś samorządy mogą składać wnioski aplikacyjne w nowej formule o pomoc z budżetu państwa na budowę gminnego zasobu mieszkalnego.

- Wnioski aplikacyjne w ramach programu finansowego wsparcia budownictwa socjalnego składane są dwa razy w roku: w marcu i we wrześniu. Najbliższa, wrześniowa edycja, będzie pierwszą, która zostanie przeprowadzona na nowych zasadach - mówi Cezary Nowicki, naczelnik Wydziału Budownictwa Społecznego i Socjalnego w Ministerstwie Infrastruktury.

Jak tłumaczy, nowe przepisy zrobiły swoje i na podstawie docierających do resortu infrastruktury sygnałów można już teraz przewidywać znaczne zwiększenie liczby wniosków o finansowe wsparcie w stosunku do poprzednich edycji programu. Przepisy ustawy z 12 lutego o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego (Dz.U. z 2009 r. nr 39, poz. 309) przewidują m.in., że pomoc finansowa z budżetu państwa na zakup mieszkań komunalnych wyniesie od 30 do 50 proc. kosztów inwestycji.

Daria Stojak

interia.pl

Sejm: Poprawka dot. świadectw energetycznych odrzucona

Świadectwo charakterystyki energetycznej będzie musiało być udostępniane przy sprzedaży czy wynajmie lokalu, a nie tylko "udostępniane do wglądu" - jak chciał Senat. W czwartek Sejm w głosowaniu odrzucił poprawkę Senatu do ustawy prawo budowlane.

Poprawkę Senatu zakwestionował Urząd Integracji Komitetu Europejskiego, który wskazał, że jest ona nie zgodna z przepisami unijnymi, gdyż "udostępnienie do wglądu" uniemożliwia np. zrobienie kopii czy też sprawdzenia jego prawdziwości.

Sejm zaakceptował pozostałe poprawki Senatu.

Od 1 stycznia 2009 roku budynki oddawane do użytku muszą mieć świadectwa energetyczne. W przypadku ich braku, nieruchomości nie będą mogły uzyskać pozwolenia na użytkowanie. Wymóg posiadania świadectwa jest konsekwencją Prawa budowlanego, które weszło w życie od początku tego roku. Z informacji zawartych w świadectwach wynikać ma m.in., ile energii elektrycznej zużyje potencjalnie budynek lub lokal. Świadectwo charakterystyki energetycznej ważne jest 10 lat.

Znowelizowana ustawa Prawo budowlane zakłada, że świadectwa energetyczne budynków i lokali będą mogły wystawiać osoby, które ukończyły studia magisterskie lub inżynierskie na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewnych.

Projekt nowelizacji dostosowuje polskie przepisy do prawa unijnego. Ma on na celu m.in. określenie sytuacji, w których powstaje obowiązek sporządzenia świadectwa charakterystyki energetycznej lokalu mieszkalnego, poszerza katalog osób, które będą mogły wystawiać taki dokument.

Nowe regulacje będą miały pozytywny wpływ na rozwój budownictwa energooszczędnego i zwiększenie efektywności energetycznej budynków.

Większość przepisów ustawy ma wejść w życie 14 dni od dnia ogłoszenia. Obecnie ustawa trafi do podpisu przez prezydenta.

źródło informacji: PAP

Sejm: Poprawka dot. świadectw energetycznych odrzucona

Świadectwo charakterystyki energetycznej będzie musiało być udostępniane przy sprzedaży czy wynajmie lokalu, a nie tylko "udostępniane do wglądu" - jak chciał Senat. W czwartek Sejm w głosowaniu odrzucił poprawkę Senatu do ustawy prawo budowlane.

Poprawkę Senatu zakwestionował Urząd Integracji Komitetu Europejskiego, który wskazał, że jest ona nie zgodna z przepisami unijnymi, gdyż "udostępnienie do wglądu" uniemożliwia np. zrobienie kopii czy też sprawdzenia jego prawdziwości.

Sejm zaakceptował pozostałe poprawki Senatu.

Od 1 stycznia 2009 roku budynki oddawane do użytku muszą mieć świadectwa energetyczne. W przypadku ich braku, nieruchomości nie będą mogły uzyskać pozwolenia na użytkowanie. Wymóg posiadania świadectwa jest konsekwencją Prawa budowlanego, które weszło w życie od początku tego roku. Z informacji zawartych w świadectwach wynikać ma m.in., ile energii elektrycznej zużyje potencjalnie budynek lub lokal. Świadectwo charakterystyki energetycznej ważne jest 10 lat.

Znowelizowana ustawa Prawo budowlane zakłada, że świadectwa energetyczne budynków i lokali będą mogły wystawiać osoby, które ukończyły studia magisterskie lub inżynierskie na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewnych.

Projekt nowelizacji dostosowuje polskie przepisy do prawa unijnego. Ma on na celu m.in. określenie sytuacji, w których powstaje obowiązek sporządzenia świadectwa charakterystyki energetycznej lokalu mieszkalnego, poszerza katalog osób, które będą mogły wystawiać taki dokument.

Nowe regulacje będą miały pozytywny wpływ na rozwój budownictwa energooszczędnego i zwiększenie efektywności energetycznej budynków.

Większość przepisów ustawy ma wejść w życie 14 dni od dnia ogłoszenia. Obecnie ustawa trafi do podpisu przez prezydenta.

źródło informacji: PAP

Tani luksus już był

Rynek luksusowych domów w Londynie rośnie najszybciej od dwóch lat, czyli od początku kryzysu gospodarczego. Zagraniczni inwestorzy wykorzystują do zakupów m.in. słabość funta do innych walut (w rok spadł do USD o 11 proc., 8,5 proc. do euro).

W sierpniu sprzedano 250 luksusowych domów i apartamentów (kosztujących co najmniej 1 mln funtów), głównie w dzielnicach Mayfair, St. John's Wood, Regent's Park, Kensington, Notting Hill, Chelsea, Knightsbridge oraz Belgravia. Rok temu było ich tylko 75.

Ceny w angielskiej metropolii rosną szósty kolejny miesiąc - w tym okresie zwyżkowały o 4,5 proc. (w sierpniu 2009 r. o 1 proc.). 40 proc. transakcji przeprowadzają nabywcy z zagranicy. Wcześniej, przez pięć kolejnych miesięcy po upadku holdingu Lehman Brothers we wrześniu 2008 r., ceny spadły o 15 proc. Tylko w październiku 2008 r. ceny zniżkowały o 11 proc.

W Zjednoczonym Królestwie rynek nieruchomości także rośnie licząc miesiąc do miesiąca. W sierpniu br. zwyżkował o 1,6 proc. (najbardziej od grudnia 2006 r.).

Krzysztof Mrówka

interia.pl

Tani luksus już był

Rynek luksusowych domów w Londynie rośnie najszybciej od dwóch lat, czyli od początku kryzysu gospodarczego. Zagraniczni inwestorzy wykorzystują do zakupów m.in. słabość funta do innych walut (w rok spadł do USD o 11 proc., 8,5 proc. do euro).

W sierpniu sprzedano 250 luksusowych domów i apartamentów (kosztujących co najmniej 1 mln funtów), głównie w dzielnicach Mayfair, St. John's Wood, Regent's Park, Kensington, Notting Hill, Chelsea, Knightsbridge oraz Belgravia. Rok temu było ich tylko 75.

Ceny w angielskiej metropolii rosną szósty kolejny miesiąc - w tym okresie zwyżkowały o 4,5 proc. (w sierpniu 2009 r. o 1 proc.). 40 proc. transakcji przeprowadzają nabywcy z zagranicy. Wcześniej, przez pięć kolejnych miesięcy po upadku holdingu Lehman Brothers we wrześniu 2008 r., ceny spadły o 15 proc. Tylko w październiku 2008 r. ceny zniżkowały o 11 proc.

W Zjednoczonym Królestwie rynek nieruchomości także rośnie licząc miesiąc do miesiąca. W sierpniu br. zwyżkował o 1,6 proc. (najbardziej od grudnia 2006 r.).

Krzysztof Mrówka

interia.pl

Budowanie będzie prostsze?

Rząd chce usprawnić procedury budowlane. W tym celu Ministerstwo Infrastruktury przygotowało nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Dziś bowiem niewiele ponad 20 proc. gruntów w Polsce objętych jest planami zagospodarowania, które skracają proces budowlany. Jeżeli teren posiada plan, to inwestor nie musi ubiegać się o warunki zabudowy i od razu wie, co można zbudować na danym obszarze.

Projekt przewiduje przede wszystkim powstanie tzw. obszaru urbanizacji, na którym ma być dopuszczalna zabudowa. Obszar ten będzie określany w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, który będzie musiała posiadać każda gmina.

Obszar ten powinien uwzględniać uzbrojenie terenu w media, a więc powinien być przygotowany do zabudowy. - Zabudowa powinna być dopuszczalna tam, gdzie gmina przewiduje taką zabudowę i gdzie przygotowana jest już infrastruktura potrzebna do zabudowy - mówi prof. Hubert Izdebski z Uniwersytetu Warszawskiego.

Nie można budować w szczerym polu - tam gdzie inwestor ma na to ochotę, gdyż to podnosi koszty funkcjonowania samorządów, do których zadań należy budowa infrastruktury i szkodzi ładowi przestrzennemu - dodaje.

Nie wszystkie jednak działki znajdujące się w obszarze urbanizacji będą objęte miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Jeżeli jednak takich planów nie będzie, to gmina będzie musiała uchwalić dla takiego terenu lokalne przepisy urbanistyczne. Będą one określały m.in. przeznaczenie terenu, intensywność zabudowy, maksymalną wysokość zabudowy oraz liczbę miejsc parkingowych i terenów zielonych.

Arkadiusz Jaraszek

interia.pl

Budowanie będzie prostsze?

Rząd chce usprawnić procedury budowlane. W tym celu Ministerstwo Infrastruktury przygotowało nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Dziś bowiem niewiele ponad 20 proc. gruntów w Polsce objętych jest planami zagospodarowania, które skracają proces budowlany. Jeżeli teren posiada plan, to inwestor nie musi ubiegać się o warunki zabudowy i od razu wie, co można zbudować na danym obszarze.

Projekt przewiduje przede wszystkim powstanie tzw. obszaru urbanizacji, na którym ma być dopuszczalna zabudowa. Obszar ten będzie określany w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, który będzie musiała posiadać każda gmina.

Obszar ten powinien uwzględniać uzbrojenie terenu w media, a więc powinien być przygotowany do zabudowy. - Zabudowa powinna być dopuszczalna tam, gdzie gmina przewiduje taką zabudowę i gdzie przygotowana jest już infrastruktura potrzebna do zabudowy - mówi prof. Hubert Izdebski z Uniwersytetu Warszawskiego.

Nie można budować w szczerym polu - tam gdzie inwestor ma na to ochotę, gdyż to podnosi koszty funkcjonowania samorządów, do których zadań należy budowa infrastruktury i szkodzi ładowi przestrzennemu - dodaje.

Nie wszystkie jednak działki znajdujące się w obszarze urbanizacji będą objęte miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Jeżeli jednak takich planów nie będzie, to gmina będzie musiała uchwalić dla takiego terenu lokalne przepisy urbanistyczne. Będą one określały m.in. przeznaczenie terenu, intensywność zabudowy, maksymalną wysokość zabudowy oraz liczbę miejsc parkingowych i terenów zielonych.

Arkadiusz Jaraszek

interia.pl

Ceny gruntów rolnych a budowa domu

Ceny gruntów rolnych rosną szybkim tempem. Jak podaje Agencja Nieruchomości Rolnych ceny w II kwartale br. w stosunku do I-go kwartału wzrosły o 14%, a w porównaniu z rokiem ubiegłym aż o 32%.

Jeśli chcemy wybudować dom na działce rolnej to przede wszystkim należy wprowadzić zmianę przeznaczenia gruntu na cele nierolnicze w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Tę sprawę trzeba załatwić w gminnym wydziale geodezji i gospodarki przestrzennej. Następnie grunt wyłącza się z produkcji rolnej przekształcając go na działkę budowlaną. Decyzje w tym zakresie otrzymujemy w starostwie.

Odrolnienie gruntu pod zabudowę może być niezwykle czasochłonne. Ci, którzy nie mają wystarczającej cierpliwości korzystają z tzw. budowy siedliskowej. Jednakże koniecznym jest tutaj spełnienie jednego podstawowego warunku: trzeba być rolnikiem. Taki status da posiadanie ziemi o areale minimum 1 ha.

Jednak ów hektar nie zawsze wystarczy do budowy siedliska. Dzieje się tak w sytuacji, gdy gmina nie posiada planu zagospodarowania przestrzennego. Wówczas Rada Gminy swoją uchwałą o średniej powierzchni gospodarstwa obliguje niejako do zakupu większego areału niż ta średnia powierzchnia by móc zrealizować inwestycje w zabudowie siedliskowej. Kolejne warunki do spełnienia to dostęp działki rolnej do drogi publicznej, w sąsiedztwie powinna znajdować się działka zabudowana, oraz powinno istnieć uzbrojenie działki w dostatecznym stopniu umożliwiające rozpoczęcie inwestycji. W przypadku zakupu gruntu przez nie-rolnika prawo pierwokupu ma Agencja Nieruchomości Rolnych.

Niezależnie od tego czy odrolnimy grunt i czy wybudujemy na nim swój wymarzony dom jest to inwestycja bardzo opłacalna i długoterminowa. Na wysoką cenę gruntów rolnych ma wpływ nie tylko pragnienie realizacji inwestycji na atrakcyjnych terenach, ale również rolnicy powiększają areał rolny ze względu na dofinansowania unijne. Im bliżej dużej aglomeracji miejskiej tym cena ziemi rolnej jest wyższa. Ceny gruntów zaczynają doganiać ceny unijne. Średnia cena w II kwartale br. wyniosła 15.623 zł za 1 ha.

- Możemy śmiało prognozować ze ceny gruntów rolnych będą wciąż wzrastać. - mówi Anna Macina specjalista ds. marketingu firmy projektowej ARCHETON Sp. z o.o. – Tania działka to dla inwestora nie lada gratka, a jej niska cena w porównaniu z cenami działek budowlanych ma niebagatelne znaczenie przy kosztach realizacji całości inwestycji, zwłaszcza w obecnym czasie.

ARCHETON
inwestycje.pl

Ceny gruntów rolnych a budowa domu

Ceny gruntów rolnych rosną szybkim tempem. Jak podaje Agencja Nieruchomości Rolnych ceny w II kwartale br. w stosunku do I-go kwartału wzrosły o 14%, a w porównaniu z rokiem ubiegłym aż o 32%.

Jeśli chcemy wybudować dom na działce rolnej to przede wszystkim należy wprowadzić zmianę przeznaczenia gruntu na cele nierolnicze w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Tę sprawę trzeba załatwić w gminnym wydziale geodezji i gospodarki przestrzennej. Następnie grunt wyłącza się z produkcji rolnej przekształcając go na działkę budowlaną. Decyzje w tym zakresie otrzymujemy w starostwie.

Odrolnienie gruntu pod zabudowę może być niezwykle czasochłonne. Ci, którzy nie mają wystarczającej cierpliwości korzystają z tzw. budowy siedliskowej. Jednakże koniecznym jest tutaj spełnienie jednego podstawowego warunku: trzeba być rolnikiem. Taki status da posiadanie ziemi o areale minimum 1 ha.

Jednak ów hektar nie zawsze wystarczy do budowy siedliska. Dzieje się tak w sytuacji, gdy gmina nie posiada planu zagospodarowania przestrzennego. Wówczas Rada Gminy swoją uchwałą o średniej powierzchni gospodarstwa obliguje niejako do zakupu większego areału niż ta średnia powierzchnia by móc zrealizować inwestycje w zabudowie siedliskowej. Kolejne warunki do spełnienia to dostęp działki rolnej do drogi publicznej, w sąsiedztwie powinna znajdować się działka zabudowana, oraz powinno istnieć uzbrojenie działki w dostatecznym stopniu umożliwiające rozpoczęcie inwestycji. W przypadku zakupu gruntu przez nie-rolnika prawo pierwokupu ma Agencja Nieruchomości Rolnych.

Niezależnie od tego czy odrolnimy grunt i czy wybudujemy na nim swój wymarzony dom jest to inwestycja bardzo opłacalna i długoterminowa. Na wysoką cenę gruntów rolnych ma wpływ nie tylko pragnienie realizacji inwestycji na atrakcyjnych terenach, ale również rolnicy powiększają areał rolny ze względu na dofinansowania unijne. Im bliżej dużej aglomeracji miejskiej tym cena ziemi rolnej jest wyższa. Ceny gruntów zaczynają doganiać ceny unijne. Średnia cena w II kwartale br. wyniosła 15.623 zł za 1 ha.

- Możemy śmiało prognozować ze ceny gruntów rolnych będą wciąż wzrastać. - mówi Anna Macina specjalista ds. marketingu firmy projektowej ARCHETON Sp. z o.o. – Tania działka to dla inwestora nie lada gratka, a jej niska cena w porównaniu z cenami działek budowlanych ma niebagatelne znaczenie przy kosztach realizacji całości inwestycji, zwłaszcza w obecnym czasie.

ARCHETON
inwestycje.pl

Nieruchomości: Zamieszkać nad morzem…

Szum morza, piaszczyste plaże, malownicze wschody i zachody słońca… Są osoby, które od urodzenia mogą cieszyć się takimi widokami. Inni wybierają nadmorskie miejscowości jako cel swego wakacyjnego odpoczynku. Możemy zatrzymać się w nich tylko na chwilę albo skusić się na inwestycję w nieruchomość na wybrzeżu. Nie wiąże się to wcale z przeprowadzką do innego miasta – „drugi dom” to coraz bardziej popularny sposób lokowania środków finansowych.

Przyjemne z pożytecznym - to najlepsze określenie tego typu inwestycji. Można ją bowiem wykorzystać przez część roku dla własnych potrzeb, a później przeznaczyć dla turystów i czerpać zyski z tytułu wynajmu apartamentu czy pokoju.

Spacerując po nadmorskich miejscowościach nie sposób nie zauważyć reklam zachęcających do kupna nieruchomości. Potencjalnych klientów kuszą zarówno już te zrealizowane inwestycje, jak i wizualizacje kolejnych. 200, 150, 100, 50, 20 metrów od morza – to najbardziej rzucająca się informacja we wszelkiego rodzaju reklamach.

Marine Hotel&Appartements w Kołobrzegu – połączenie apartamentu wakacyjnego ze standardem luksusowego hotelu, Baltic Park Plaża w Świnoujściu - kompleks 7 budynków o charakterze willi miejskich, Playa Baltis – inwestycja, która powstanie tuż przy promenadzie w Międzyzdrojach, Willa Aqua w Juracie – luksusowe apartamenty w pobliżu popularnej promenady ciągnącej się od Zatoki Puckiej aż do otwartego morze – to tylko wybrane przykłady nowoczesnych inwestycji nadmorskich. Ceny wakacyjnych apartamentów wahają się od 6 tys. PLN/mkw. do kilkunastu tysięcy PLN/mkw. Wszystko zależy od prestiżu danej miejscowości, lokalizacji samej inwestycji i standardu jej wyposażenia.

W ofercie znajdują się również domy o niewielkiej powierzchni – w zabudowie jednorodzinnej, bliźniaczej lub szeregowej. „Dom za cenę apartamentu” – zainteresowani zakupem nieruchomości nad morzem rozważą pewnie i taką propozycję.

Powstające inwestycje zmieniają oblicze kurortów nadmorskich. Zwłaszcza, że za nimi idzie też budowa infrastruktury: dróg dojazdowych, chodników, promenady itd Powoli nadrabiamy zaległości – widać to chociażby w Świnoujściu, w Dzielnicy Nadmorskiej. Miasto położone jest tuż obok trzech niemieckich kurortów połączonych promenadą, z której mogą korzystać nie tylko piesi, ale również rowerzyści. U nas wciąż takich rozwiązań brakuje. Ważne jednak, że inwestycji jest coraz więcej. Im atrakcyjniejsze będą nasze miejscowości, tym więcej turystów będzie je odwiedzało.

Apartamenty nad morzem to atrakcyjna propozycja nie tylko dla inwestorów, ale także dla turystów. Z reguły apartamenty są w pełni umeblowane i wyposażone, co zapewnia komfortowy odpoczynek. Dla wielu nieubłaganie kończy się już wakacyjny okres, ale można już pomyśleć, by podczas jesiennego weekendu albo przyszłorocznego urlopu zamieszkać nad morzem chociaż na chwilę.


Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Nieruchomości: Zamieszkać nad morzem…

Szum morza, piaszczyste plaże, malownicze wschody i zachody słońca… Są osoby, które od urodzenia mogą cieszyć się takimi widokami. Inni wybierają nadmorskie miejscowości jako cel swego wakacyjnego odpoczynku. Możemy zatrzymać się w nich tylko na chwilę albo skusić się na inwestycję w nieruchomość na wybrzeżu. Nie wiąże się to wcale z przeprowadzką do innego miasta – „drugi dom” to coraz bardziej popularny sposób lokowania środków finansowych.

Przyjemne z pożytecznym - to najlepsze określenie tego typu inwestycji. Można ją bowiem wykorzystać przez część roku dla własnych potrzeb, a później przeznaczyć dla turystów i czerpać zyski z tytułu wynajmu apartamentu czy pokoju.

Spacerując po nadmorskich miejscowościach nie sposób nie zauważyć reklam zachęcających do kupna nieruchomości. Potencjalnych klientów kuszą zarówno już te zrealizowane inwestycje, jak i wizualizacje kolejnych. 200, 150, 100, 50, 20 metrów od morza – to najbardziej rzucająca się informacja we wszelkiego rodzaju reklamach.

Marine Hotel&Appartements w Kołobrzegu – połączenie apartamentu wakacyjnego ze standardem luksusowego hotelu, Baltic Park Plaża w Świnoujściu - kompleks 7 budynków o charakterze willi miejskich, Playa Baltis – inwestycja, która powstanie tuż przy promenadzie w Międzyzdrojach, Willa Aqua w Juracie – luksusowe apartamenty w pobliżu popularnej promenady ciągnącej się od Zatoki Puckiej aż do otwartego morze – to tylko wybrane przykłady nowoczesnych inwestycji nadmorskich. Ceny wakacyjnych apartamentów wahają się od 6 tys. PLN/mkw. do kilkunastu tysięcy PLN/mkw. Wszystko zależy od prestiżu danej miejscowości, lokalizacji samej inwestycji i standardu jej wyposażenia.

W ofercie znajdują się również domy o niewielkiej powierzchni – w zabudowie jednorodzinnej, bliźniaczej lub szeregowej. „Dom za cenę apartamentu” – zainteresowani zakupem nieruchomości nad morzem rozważą pewnie i taką propozycję.

Powstające inwestycje zmieniają oblicze kurortów nadmorskich. Zwłaszcza, że za nimi idzie też budowa infrastruktury: dróg dojazdowych, chodników, promenady itd Powoli nadrabiamy zaległości – widać to chociażby w Świnoujściu, w Dzielnicy Nadmorskiej. Miasto położone jest tuż obok trzech niemieckich kurortów połączonych promenadą, z której mogą korzystać nie tylko piesi, ale również rowerzyści. U nas wciąż takich rozwiązań brakuje. Ważne jednak, że inwestycji jest coraz więcej. Im atrakcyjniejsze będą nasze miejscowości, tym więcej turystów będzie je odwiedzało.

Apartamenty nad morzem to atrakcyjna propozycja nie tylko dla inwestorów, ale także dla turystów. Z reguły apartamenty są w pełni umeblowane i wyposażone, co zapewnia komfortowy odpoczynek. Dla wielu nieubłaganie kończy się już wakacyjny okres, ale można już pomyśleć, by podczas jesiennego weekendu albo przyszłorocznego urlopu zamieszkać nad morzem chociaż na chwilę.


Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Nieruchomości: Studenckie fuksy mieszkaniowe

Blisko dwa miliony studenckiej braci powróci niedługo z zasłużonych, trzymiesięcznych wakacji i rozpocznie nowy rok akademicki. Zanim jednak tak się stanie, będą musieli stoczyć ciężki bój o własny kąt. Miejsc w uczelnianych akademikach nie ma zbyt wiele, wynajmowanie jest bardzo kosztowne. Jaki wybór ma dziś żak i ile będzie go kosztować lokum w najbliższym roku?

Wytrawni studenci doskonale wiedzą, że na dobry rok akademicki składają się nie tylko odpowiednio zaliczone sesje, ale także właściwe mieszkanie. Jesienią do grona szczęśliwych adeptów uczelni wyższych dołączą tegoroczni abiturienci, którzy po raz pierwszy poznają tę ważką prawdę.

Oczywiście kłopotów lokalowych nie będzie raczej miał żak pochodzący z dużego miasta lub ośrodka uniwersyteckiego.     W tym wypadku studenci zazwyczaj wybierają mieszkanie z rodzicami, nie kłopocząc się pytaniami o formę zamieszkania.

Takich szczęśliwców nie jest jednak zbyt wiele. Najczęściej muszą się oni dobrze zastanowić: dom studencki czy wynajmowanie u osób prywatnych???

Akademickie marzenia

Najbardziej poszukiwaną formą mieszkania dla studenta spoza miasta jest oczywiście dom studencki. Ma on bez wątpienia swoje zalety: jest bardzo tani (od 170 do 450 PLN za miesiąc), najczęściej zlokalizowany w pobliżu uczelni, a poza tym … można w nim poczuć prawdziwą atmosferę akademicką, mieszkając drzwi w drzwi ze swoimi rówieśnikami.

Standard akademików w Polsce stale się poprawia, ponieważ uczelnie coraz bardziej dbają o swoich żaków. Ciągle jednak mieszkanie w domu studenckim przywodzi na myśl słowa szlagieru: „Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda…”, gdyż nigdy nie wiadomo, jakie kuchenno-łazienkowe trudności napotka na swej porannej drodze dzielny student. Aby uniknąć takich wątpliwych przyjemności, należy oczywiście dopłacić uczelni za podwyższony standard.
 

Tabela 1. Ceny miejsc w akademikach
Źródło: szybkowynajem.pl

Problem akademików nie kończy się na kwestiach estetycznych. Nie od dziś wiadomo, iż nie pokrywają one potrzeb mieszkaniowych wszystkich studentów. Na dodatek, przeznaczone są tylko dla studentów i doktorantów z danej uczelni państwowej. Wszyscy, którzy zdecydowali się na studia na uczelni prywatnej, będą musieli poszukać alternatywnych możliwości.
 
Tabela 2. Ilość miejsc w domach studenckich wobec zapotrzebowania
Źródło: szybkowynajem.pl

Mieszkanie tanio wynajmę


Przed rozpoczęciem zeszłego roku akademickiego mieliśmy rzadką okazję obserwować panikę wśród studenckiej braci. Związana ona była z brakiem lokali na rynku wynajmu i sztucznie zawyżonymi kosztami. Ubiegłe miesiące 2009 r. były dla wynajmujących nieco bardziej łaskawe, ponieważ ceny dość mocno spadły. 

Justyna Szafraniec, Finamo: - Na rynku wynajmu pojawiło się znacznie więcej ciekawszych propozycji. Pozostają na nim mieszkania, zakupione wcześniej z myślą o szybkiej sprzedaży, która ze względu na panujące warunki byłaby obecnie bardzo nieopłacalna. Dlatego można teraz znaleźć więcej ofert wynajmu.
 

Kupić, nie kupić?


Mariusz Kacała, Goldenegg: - Mieszkania nie trzeba koniecznie wynajmować. W dłuższej perspektywie ciekawszym i tańszym niż wynajmem mieszkania, może się okazać kupno lokalu. Tym bardziej, iż rynek dyktuje coraz niższe ceny kupna, a deweloperzy dodatkowo zapowiadają promocje.
 

Pierwotny rynek nieruchomości przeżywa ostatnio liczne problemy. Deweloperzy obniżają ceny mieszkań aby jak najbardziej zniwelować swoje straty. Mieszkanie trzeba traktować przede wszystkim jako inwestycję. Po pierwsze – żak, który będzie miał własne, kupione przez rodziców mieszkanie – nie zapłaci za wynajem, a to może czasami słono kosztować! Po drugie – gdy student zakończy naukę, będzie je można także wynająć lub… sprzedać, jeśli rynek będzie łaskawszy.

Z porównania przeprowadzonego przez ekspertów Związku Firm Doradztwa Finansowego wynika, iż wysokość raty kredytu hipotecznego przyznanego na zakup 30 – metrowego mieszkania jest podobnej wysokości co miesięczna opłata za wynajem takiego lokum.

Zakup mieszkania rozważyć powinni zwłaszcza rodzice, którzy mają więcej niż jedną pociechę – a więc – więcej niż jednego przyszłego studenta! Wtedy okres użytkowania mieszkania znacznie się wydłuża, a oszczędności się zwiększają.

Więc do boju studenci! O mieszkania wasze i nasze!

Związek Firm Doradztwa Finansowego
inwestycje.pl

Nieruchomości: Studenckie fuksy mieszkaniowe

Blisko dwa miliony studenckiej braci powróci niedługo z zasłużonych, trzymiesięcznych wakacji i rozpocznie nowy rok akademicki. Zanim jednak tak się stanie, będą musieli stoczyć ciężki bój o własny kąt. Miejsc w uczelnianych akademikach nie ma zbyt wiele, wynajmowanie jest bardzo kosztowne. Jaki wybór ma dziś żak i ile będzie go kosztować lokum w najbliższym roku?

Wytrawni studenci doskonale wiedzą, że na dobry rok akademicki składają się nie tylko odpowiednio zaliczone sesje, ale także właściwe mieszkanie. Jesienią do grona szczęśliwych adeptów uczelni wyższych dołączą tegoroczni abiturienci, którzy po raz pierwszy poznają tę ważką prawdę.

Oczywiście kłopotów lokalowych nie będzie raczej miał żak pochodzący z dużego miasta lub ośrodka uniwersyteckiego.     W tym wypadku studenci zazwyczaj wybierają mieszkanie z rodzicami, nie kłopocząc się pytaniami o formę zamieszkania.

Takich szczęśliwców nie jest jednak zbyt wiele. Najczęściej muszą się oni dobrze zastanowić: dom studencki czy wynajmowanie u osób prywatnych???

Akademickie marzenia

Najbardziej poszukiwaną formą mieszkania dla studenta spoza miasta jest oczywiście dom studencki. Ma on bez wątpienia swoje zalety: jest bardzo tani (od 170 do 450 PLN za miesiąc), najczęściej zlokalizowany w pobliżu uczelni, a poza tym … można w nim poczuć prawdziwą atmosferę akademicką, mieszkając drzwi w drzwi ze swoimi rówieśnikami.

Standard akademików w Polsce stale się poprawia, ponieważ uczelnie coraz bardziej dbają o swoich żaków. Ciągle jednak mieszkanie w domu studenckim przywodzi na myśl słowa szlagieru: „Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda…”, gdyż nigdy nie wiadomo, jakie kuchenno-łazienkowe trudności napotka na swej porannej drodze dzielny student. Aby uniknąć takich wątpliwych przyjemności, należy oczywiście dopłacić uczelni za podwyższony standard.
 

Tabela 1. Ceny miejsc w akademikach
Źródło: szybkowynajem.pl

Problem akademików nie kończy się na kwestiach estetycznych. Nie od dziś wiadomo, iż nie pokrywają one potrzeb mieszkaniowych wszystkich studentów. Na dodatek, przeznaczone są tylko dla studentów i doktorantów z danej uczelni państwowej. Wszyscy, którzy zdecydowali się na studia na uczelni prywatnej, będą musieli poszukać alternatywnych możliwości.
 
Tabela 2. Ilość miejsc w domach studenckich wobec zapotrzebowania
Źródło: szybkowynajem.pl

Mieszkanie tanio wynajmę


Przed rozpoczęciem zeszłego roku akademickiego mieliśmy rzadką okazję obserwować panikę wśród studenckiej braci. Związana ona była z brakiem lokali na rynku wynajmu i sztucznie zawyżonymi kosztami. Ubiegłe miesiące 2009 r. były dla wynajmujących nieco bardziej łaskawe, ponieważ ceny dość mocno spadły. 

Justyna Szafraniec, Finamo: - Na rynku wynajmu pojawiło się znacznie więcej ciekawszych propozycji. Pozostają na nim mieszkania, zakupione wcześniej z myślą o szybkiej sprzedaży, która ze względu na panujące warunki byłaby obecnie bardzo nieopłacalna. Dlatego można teraz znaleźć więcej ofert wynajmu.
 

Kupić, nie kupić?


Mariusz Kacała, Goldenegg: - Mieszkania nie trzeba koniecznie wynajmować. W dłuższej perspektywie ciekawszym i tańszym niż wynajmem mieszkania, może się okazać kupno lokalu. Tym bardziej, iż rynek dyktuje coraz niższe ceny kupna, a deweloperzy dodatkowo zapowiadają promocje.
 

Pierwotny rynek nieruchomości przeżywa ostatnio liczne problemy. Deweloperzy obniżają ceny mieszkań aby jak najbardziej zniwelować swoje straty. Mieszkanie trzeba traktować przede wszystkim jako inwestycję. Po pierwsze – żak, który będzie miał własne, kupione przez rodziców mieszkanie – nie zapłaci za wynajem, a to może czasami słono kosztować! Po drugie – gdy student zakończy naukę, będzie je można także wynająć lub… sprzedać, jeśli rynek będzie łaskawszy.

Z porównania przeprowadzonego przez ekspertów Związku Firm Doradztwa Finansowego wynika, iż wysokość raty kredytu hipotecznego przyznanego na zakup 30 – metrowego mieszkania jest podobnej wysokości co miesięczna opłata za wynajem takiego lokum.

Zakup mieszkania rozważyć powinni zwłaszcza rodzice, którzy mają więcej niż jedną pociechę – a więc – więcej niż jednego przyszłego studenta! Wtedy okres użytkowania mieszkania znacznie się wydłuża, a oszczędności się zwiększają.

Więc do boju studenci! O mieszkania wasze i nasze!

Związek Firm Doradztwa Finansowego
inwestycje.pl

Kredyty hipoteczne. Maleją długi Polaków

Poziom zadłużenia klientów banków z tytułu kredytów hipotecznych spadł w lipcu o ponad 8 mld zł.
Na koniec lipca detaliczni klienci byli bankom winni 201,7 mld zł z tytułu kredytów na nieruchomości - wynika z najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego. Na koniec czerwca ten poziom był znacznie wyższy, bo wynosił 210,1 mld zł. Spadek zadłużenia o 4 proc., to efekt umocnienia złotego.

 

W lipcu kurs franka szwajcarskiego, czyli waluty, w której Polacy masowo brali kredyty, spadł z 2,93 zł do 2,71 zł, czyli o 7,5 proc. Wartość kredytów została więc przeliczona po dużo niższym kursie. Uwzględniając zmiany na rynku walutowym, okazuje się, że w lipcu dług z tytułu walutowych kredytów wzrósł zaledwie 241 mln zł, co pokazuje, jak bardzo banki ograniczyły udzielanie takich pożyczek.

Stan zadłużenia z tytułu kredytów w złotych wzrósł zaś o 1,8 mld zł, bo to głównie w ten sposób są finansowane obecnie zakupy nieruchomości. Powyższe dane nie tylko odzwierciedlają stan rynku, ale mają również kolosalne znaczenie dla indywidualnych klientów.

Niższa wartość kredytu w przeliczeniu na złote nie dość, że pozwala kredytobiorcom odetchnąć z ulgą, to jeszcze w niektórych przypadkach odblokowuje ewentualną sprzedaż mieszkania. Zmniejsza się bowiem liczba kredytobiorców, którzy na skutek osłabienia złotego mieli kredyty wyższe niż wartość nieruchomości.

 

 

Źródł: money.pl

Kredyty hipoteczne. Maleją długi Polaków

Poziom zadłużenia klientów banków z tytułu kredytów hipotecznych spadł w lipcu o ponad 8 mld zł.
Na koniec lipca detaliczni klienci byli bankom winni 201,7 mld zł z tytułu kredytów na nieruchomości - wynika z najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego. Na koniec czerwca ten poziom był znacznie wyższy, bo wynosił 210,1 mld zł. Spadek zadłużenia o 4 proc., to efekt umocnienia złotego.

 

W lipcu kurs franka szwajcarskiego, czyli waluty, w której Polacy masowo brali kredyty, spadł z 2,93 zł do 2,71 zł, czyli o 7,5 proc. Wartość kredytów została więc przeliczona po dużo niższym kursie. Uwzględniając zmiany na rynku walutowym, okazuje się, że w lipcu dług z tytułu walutowych kredytów wzrósł zaledwie 241 mln zł, co pokazuje, jak bardzo banki ograniczyły udzielanie takich pożyczek.

Stan zadłużenia z tytułu kredytów w złotych wzrósł zaś o 1,8 mld zł, bo to głównie w ten sposób są finansowane obecnie zakupy nieruchomości. Powyższe dane nie tylko odzwierciedlają stan rynku, ale mają również kolosalne znaczenie dla indywidualnych klientów.

Niższa wartość kredytu w przeliczeniu na złote nie dość, że pozwala kredytobiorcom odetchnąć z ulgą, to jeszcze w niektórych przypadkach odblokowuje ewentualną sprzedaż mieszkania. Zmniejsza się bowiem liczba kredytobiorców, którzy na skutek osłabienia złotego mieli kredyty wyższe niż wartość nieruchomości.

 

 

Źródł: money.pl

Frank tanieje. Warto zmienić walutę kredytu?

Kurs franka spadł od szczytów o ok. 20 proc., nie znaczy to jednak, że dla każdego kredytobiorcy zadłużonego w tej walucie jest to dobry czas na przewalutowanie kredytu hipotecznego i uwolnienie się od ryzyka kursowego.
Umocnienie się złotego powoduje zmniejszenie poziomu zadłużenia - klient, który pożyczył od banku 300 tys. zł przy wysokim kursie franka, musi mu teraz oddać 250 tys. złotych. Przewalutowanie sprawi, że wahania kursu nie będą już na tę wartość wpływały.

 

Taka perspektywa jest bardzo kusząca, należy jednak pamiętać, że spadek kursu waluty to jednocześnie proporcjonalne obniżenie raty kredytowej. Zakładając, że stopy procentowe nie zmieniają się, spadek kursu z 3 zł na 2,7 zł obniży ratę kredytu o 10 procent.

Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo wzrośnie im rata kredytu po przewalutowaniu. Zbadaliśmy kredyty zaciągnięte od połowy 2004 roku do dziś (co pół roku) i sprawdziliśmy, jak zmieni się rata takiego kredytu po przewalutowaniu.

W przypadku kredytu zaciągniętego w połowie 2008 roku (gdy frank był najtańszy), wzrost ten wyniesie nawet 90 proc. - dla 30-letniego kredytu na 300 tys zł. rata zmieni się z 1472 zł do 2791 zł.

Wzrost raty kredytu przy przewalutowaniu z CHF na PLN
kiedy udzielono kredytu? dotychczasowa rata nowa rata
połowa 2004 r. 1404 zł 1927 zł
połowa 2006 r. 1305 zł 2250 zł
połowa 2007 r. 1415 zł 2539 zł
połowa 2008 r. 1472 zł 2791 zł
początek 2009 1526 zł 2101 zł
połowa 2009 r. 1550 zł 2020 zł

Kurs kupna i kurs sprzedaży

Na tak dużą różnicę w wysokości raty wpływają trzy kluczowe czynniki. Gdy zaciągamy, kredyt bank rozlicza go po kursie kupna. Im wyższy tym lepiej - bo mniej waluty musieliśmy pożyczyć. Obrazowo rzecz ujmując:

  • Pożyczamy 300 tys. zł przy franku po 3 zł - potrzeba 100 tys. franków;
  • Pożyczamy 300 tys. zł przy franku po 2,5 zł - potrzeba 120 tys. franków;
  • Pożyczamy 300 tys. zł przy franku po 2 zł - potrzeba 150 tys. franków.

Ale spłata kredytu następuje po kursie sprzedaży - wyższym od kursu kupna o kilkanaście groszy (w niektórych bankach nawet o kilkadziesiąt).

To oznacza, że sam fakt zaciągnięcia kredytu powiększa zadłużenie o kilkanaście procent. Pożyczamy 300 tys. zł czyli 100 tys. franków po 3 zł (kurs kupna), a spłacamy 100 tys. franków po 3,20 (kurs sprzedaży).

To oznacza, że za operację zaciągnięcia i spłaty (przewalutowania) kredytu płacimy bankowi 20 tys. zł w postaci spreadu walutowego.

Stopy procentowe

w Szwajcarii są bardzo niskie. Trzymiesięczny LIBOR dla franka wynosi obecnie 0,3550, podczas gdy pokazujący cenę pieniądza na polskim rynku WIBOR ma 4,16.

Oprocentowanie

Wysokość raty kredytu zależy od oprocentowania. W przypadku kredytów hipotecznych składa się na nie stawka bazowa (WIBOR, LIBOR - zależne od waluty) oraz marża banku.

A do tego dochodzi marża banku. W czasie boomu kredytowego banki walcząc o klienta schodziły do bardzo niskich stawek i w ekstremalnych przypadkach marża wynosiła nawet 0,8 punkta procentowego.

Tymczasem przewalutowanie oznacza de facto zaciągnięcie nowego kredytu, a teraz stawki rynkowe są dużo wyższe - średnia marża dla kredytu złotowego wynosi dziś około 2,6-2,8. Oprocentowanie zaciągniętego dwa lata temu kredytu we franku wynosi na przykład 1,3-1,5 proc., a zmiana na złotego spowoduje wzrost do 7-8 procent.

Inna sprawa to koszt przewalutowania. Zdecydowana większość banków nie pobierze za to ani grosza prowizji (o ile przewalutowujemy z waluty na PLN, a właśnie taki przypadek tu omawiamy). Nieliczne wyjątki zażyczą sobie za tę operację 0,5-1,5 proc., co dla 300 tysięcy zł kredytu może kosztować nas nawet 4,5 tys. zł.

Nad przewalutowaniem mogą zastanowić się osoby, które kredyt zaciągały przy najdroższym franku. Czyli na przykład w połowie 2004 r. albo wiosną 2009 roku. Ale mimo zmniejszenia zadłużenia (w przeliczeniu na złote) i tak muszą liczyć się ze znacznym wzrostem raty kredytu o około 30-40 procent.

 

Źródło:money.pl

Frank tanieje. Warto zmienić walutę kredytu?

Kurs franka spadł od szczytów o ok. 20 proc., nie znaczy to jednak, że dla każdego kredytobiorcy zadłużonego w tej walucie jest to dobry czas na przewalutowanie kredytu hipotecznego i uwolnienie się od ryzyka kursowego.
Umocnienie się złotego powoduje zmniejszenie poziomu zadłużenia - klient, który pożyczył od banku 300 tys. zł przy wysokim kursie franka, musi mu teraz oddać 250 tys. złotych. Przewalutowanie sprawi, że wahania kursu nie będą już na tę wartość wpływały.

 

Taka perspektywa jest bardzo kusząca, należy jednak pamiętać, że spadek kursu waluty to jednocześnie proporcjonalne obniżenie raty kredytowej. Zakładając, że stopy procentowe nie zmieniają się, spadek kursu z 3 zł na 2,7 zł obniży ratę kredytu o 10 procent.

Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo wzrośnie im rata kredytu po przewalutowaniu. Zbadaliśmy kredyty zaciągnięte od połowy 2004 roku do dziś (co pół roku) i sprawdziliśmy, jak zmieni się rata takiego kredytu po przewalutowaniu.

W przypadku kredytu zaciągniętego w połowie 2008 roku (gdy frank był najtańszy), wzrost ten wyniesie nawet 90 proc. - dla 30-letniego kredytu na 300 tys zł. rata zmieni się z 1472 zł do 2791 zł.

Wzrost raty kredytu przy przewalutowaniu z CHF na PLN
kiedy udzielono kredytu? dotychczasowa rata nowa rata
połowa 2004 r. 1404 zł 1927 zł
połowa 2006 r. 1305 zł 2250 zł
połowa 2007 r. 1415 zł 2539 zł
połowa 2008 r. 1472 zł 2791 zł
początek 2009 1526 zł 2101 zł
połowa 2009 r. 1550 zł 2020 zł

Kurs kupna i kurs sprzedaży

Na tak dużą różnicę w wysokości raty wpływają trzy kluczowe czynniki. Gdy zaciągamy, kredyt bank rozlicza go po kursie kupna. Im wyższy tym lepiej - bo mniej waluty musieliśmy pożyczyć. Obrazowo rzecz ujmując:

  • Pożyczamy 300 tys. zł przy franku po 3 zł - potrzeba 100 tys. franków;
  • Pożyczamy 300 tys. zł przy franku po 2,5 zł - potrzeba 120 tys. franków;
  • Pożyczamy 300 tys. zł przy franku po 2 zł - potrzeba 150 tys. franków.

Ale spłata kredytu następuje po kursie sprzedaży - wyższym od kursu kupna o kilkanaście groszy (w niektórych bankach nawet o kilkadziesiąt).

To oznacza, że sam fakt zaciągnięcia kredytu powiększa zadłużenie o kilkanaście procent. Pożyczamy 300 tys. zł czyli 100 tys. franków po 3 zł (kurs kupna), a spłacamy 100 tys. franków po 3,20 (kurs sprzedaży).

To oznacza, że za operację zaciągnięcia i spłaty (przewalutowania) kredytu płacimy bankowi 20 tys. zł w postaci spreadu walutowego.

Stopy procentowe

w Szwajcarii są bardzo niskie. Trzymiesięczny LIBOR dla franka wynosi obecnie 0,3550, podczas gdy pokazujący cenę pieniądza na polskim rynku WIBOR ma 4,16.

Oprocentowanie

Wysokość raty kredytu zależy od oprocentowania. W przypadku kredytów hipotecznych składa się na nie stawka bazowa (WIBOR, LIBOR - zależne od waluty) oraz marża banku.

A do tego dochodzi marża banku. W czasie boomu kredytowego banki walcząc o klienta schodziły do bardzo niskich stawek i w ekstremalnych przypadkach marża wynosiła nawet 0,8 punkta procentowego.

Tymczasem przewalutowanie oznacza de facto zaciągnięcie nowego kredytu, a teraz stawki rynkowe są dużo wyższe - średnia marża dla kredytu złotowego wynosi dziś około 2,6-2,8. Oprocentowanie zaciągniętego dwa lata temu kredytu we franku wynosi na przykład 1,3-1,5 proc., a zmiana na złotego spowoduje wzrost do 7-8 procent.

Inna sprawa to koszt przewalutowania. Zdecydowana większość banków nie pobierze za to ani grosza prowizji (o ile przewalutowujemy z waluty na PLN, a właśnie taki przypadek tu omawiamy). Nieliczne wyjątki zażyczą sobie za tę operację 0,5-1,5 proc., co dla 300 tysięcy zł kredytu może kosztować nas nawet 4,5 tys. zł.

Nad przewalutowaniem mogą zastanowić się osoby, które kredyt zaciągały przy najdroższym franku. Czyli na przykład w połowie 2004 r. albo wiosną 2009 roku. Ale mimo zmniejszenia zadłużenia (w przeliczeniu na złote) i tak muszą liczyć się ze znacznym wzrostem raty kredytu o około 30-40 procent.

 

Źródło:money.pl

Mieszkania znikają z rynku. Najszybciej w Trójmieście

W nadmorskiej metropolii niemal 80 proc. oferowanych do sprzedaży, nowych lokali znalazło już nabywców.
Jak wynika z analizy RedNetConsulting w lipcu średni czas, który musi upłynąć od podpisania umowy z deweloperem do odebrania kluczy, w większości miast uległ dalszemu skróceniu.

 

- Taka sytuacja była obserwowana w sześciu monitorowanych miastach, tylko w jednym nastąpił natomiast wzrost wskaźnika - czytamy w raporcie.

Największe skrócenie okresu oczekiwania odnotowano podobnie jak w poprzednim miesiącu w Warszawie. Tutaj w ciągu miesiąca czas oczekiwania zmalał ze 180 do 157 dni.

Spore spadki odnotowano również w Poznaniu - 94 dni zamiast 107 - i Trójmieście (146 dni zamiast 155). Średni czas oczekiwania na mieszkanie wzrósł natomiast we Wrocławiu.

Obecnie we wszystkich aglomeracjach od momentu podpisania umowy do odbioru kluczy musimy - średnio - zaczekać mniej niż pół roku. W Katowicach, Łodzi, a także po raz pierwszy w Poznaniu wskaźnik ten utrzymuje się poniżej 100 dni.

Wskaźnik wyprzedania - pokazujący, jaki procent mieszkań z projektów będących w sprzedaży znalazł już nabywców - najwyższy jest w Trójmieście (77,7 proc.) i Katowicach (73,98 pro.c).

Zdecydowanie najsłabiej prezentują się pod tym względem Poznań (58,4 proc.) i Łódź (61,6 proc.).

- W lipcu we wszystkich analizowanych miastach zanotowano wzrost wskaźnika, co wynika z systematycznego wyprzedawania się ofert połączonego z bardzo niewielkim dopływem na rynek nowych inwestycji mieszkaniowych. Największy wzrost widoczny był w Łodzi. We Wrocławiu i w Katowicach zmiana była natomiast bardzo niewielka - czytamy w analizie.

Największy wybór mieszkań, do których klucze można odebrać zaraz po dokonaniu zakupu, mają podobnie jak w ubiegłym miesiącu Wrocławiu i Poznaniu - udział takich mieszkań w rynku przekracza tam 30 proc.

 

 

Źródło:money.pl

Mieszkania znikają z rynku. Najszybciej w Trójmieście

W nadmorskiej metropolii niemal 80 proc. oferowanych do sprzedaży, nowych lokali znalazło już nabywców.
Jak wynika z analizy RedNetConsulting w lipcu średni czas, który musi upłynąć od podpisania umowy z deweloperem do odebrania kluczy, w większości miast uległ dalszemu skróceniu.

 

- Taka sytuacja była obserwowana w sześciu monitorowanych miastach, tylko w jednym nastąpił natomiast wzrost wskaźnika - czytamy w raporcie.

Największe skrócenie okresu oczekiwania odnotowano podobnie jak w poprzednim miesiącu w Warszawie. Tutaj w ciągu miesiąca czas oczekiwania zmalał ze 180 do 157 dni.

Spore spadki odnotowano również w Poznaniu - 94 dni zamiast 107 - i Trójmieście (146 dni zamiast 155). Średni czas oczekiwania na mieszkanie wzrósł natomiast we Wrocławiu.

Obecnie we wszystkich aglomeracjach od momentu podpisania umowy do odbioru kluczy musimy - średnio - zaczekać mniej niż pół roku. W Katowicach, Łodzi, a także po raz pierwszy w Poznaniu wskaźnik ten utrzymuje się poniżej 100 dni.

Wskaźnik wyprzedania - pokazujący, jaki procent mieszkań z projektów będących w sprzedaży znalazł już nabywców - najwyższy jest w Trójmieście (77,7 proc.) i Katowicach (73,98 pro.c).

Zdecydowanie najsłabiej prezentują się pod tym względem Poznań (58,4 proc.) i Łódź (61,6 proc.).

- W lipcu we wszystkich analizowanych miastach zanotowano wzrost wskaźnika, co wynika z systematycznego wyprzedawania się ofert połączonego z bardzo niewielkim dopływem na rynek nowych inwestycji mieszkaniowych. Największy wzrost widoczny był w Łodzi. We Wrocławiu i w Katowicach zmiana była natomiast bardzo niewielka - czytamy w analizie.

Największy wybór mieszkań, do których klucze można odebrać zaraz po dokonaniu zakupu, mają podobnie jak w ubiegłym miesiącu Wrocławiu i Poznaniu - udział takich mieszkań w rynku przekracza tam 30 proc.

 

 

Źródło:money.pl

Przepisy urbanistyczne zastąpią plany miejscowe

Rząd chce usprawnić procedury budowlane. W tym celu Ministerstwo Infrastruktury przygotowało nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.

Dziś bowiem niewiele ponad 20 proc. gruntów w Polsce objętych jest planami zagospodarowania, które skracają proces budowlany. Jeżeli teren posiada plan, to inwestor nie musi ubiegać się o warunki zabudowy i od razu wie, co można zbudować na danym obszarze.

Projekt przewiduje przede wszystkim powstanie tzw. obszaru urbanizacji, na którym ma być dopuszczalna zabudowa. Obszar ten będzie określany w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, który będzie musiała posiadać każda gmina. Obszar ten powinien uwzględniać uzbrojenie terenu w media, a więc powinien być przygotowany do zabudowy.

Zabudowa powinna być dopuszczalna tam, gdzie gmina przewiduje taką zabudowę i gdzie przygotowana jest już infrastruktura potrzebna do zabudowy - mówi prof. Hubert Izdebski z Uniwersytetu Warszawskiego.

- Nie można budować w szczerym polu - tam gdzie inwestor ma na to ochotę, gdyż to podnosi koszty funkcjonowania samorządów, do których zadań należy budowa infrastruktury i szkodzi ładowi przestrzennemu - dodaje.

Nie wszystkie jednak działki znajdujące się w obszarze urbanizacji będą objęte miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Jeżeli jednak takich planów nie będzie, to gmina będzie musiała uchwalić dla takiego terenu lokalne przepisy urbanistyczne. Będą one określały m.in. przeznaczenie terenu, intensywność zabudowy, maksymalną wysokość zabudowy oraz liczbę miejsc parkingowych i terenów zielonych.

Co będą szczegółowo określały przepisy urbanistyczne? Dlaczego w obszarze urbanistycznym nie będzie możliwe wystąpienie o warunki zabudowy? Jaka jest procedura wydawania decyzji w sprawie urbanistycznego planu realizacyjnego ? Co jest zadaniem mediatora?

Arkadiusz Jaraszek
Gazeta Prawna

Przepisy urbanistyczne zastąpią plany miejscowe

Rząd chce usprawnić procedury budowlane. W tym celu Ministerstwo Infrastruktury przygotowało nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.

Dziś bowiem niewiele ponad 20 proc. gruntów w Polsce objętych jest planami zagospodarowania, które skracają proces budowlany. Jeżeli teren posiada plan, to inwestor nie musi ubiegać się o warunki zabudowy i od razu wie, co można zbudować na danym obszarze.

Projekt przewiduje przede wszystkim powstanie tzw. obszaru urbanizacji, na którym ma być dopuszczalna zabudowa. Obszar ten będzie określany w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, który będzie musiała posiadać każda gmina. Obszar ten powinien uwzględniać uzbrojenie terenu w media, a więc powinien być przygotowany do zabudowy.

Zabudowa powinna być dopuszczalna tam, gdzie gmina przewiduje taką zabudowę i gdzie przygotowana jest już infrastruktura potrzebna do zabudowy - mówi prof. Hubert Izdebski z Uniwersytetu Warszawskiego.

- Nie można budować w szczerym polu - tam gdzie inwestor ma na to ochotę, gdyż to podnosi koszty funkcjonowania samorządów, do których zadań należy budowa infrastruktury i szkodzi ładowi przestrzennemu - dodaje.

Nie wszystkie jednak działki znajdujące się w obszarze urbanizacji będą objęte miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Jeżeli jednak takich planów nie będzie, to gmina będzie musiała uchwalić dla takiego terenu lokalne przepisy urbanistyczne. Będą one określały m.in. przeznaczenie terenu, intensywność zabudowy, maksymalną wysokość zabudowy oraz liczbę miejsc parkingowych i terenów zielonych.

Co będą szczegółowo określały przepisy urbanistyczne? Dlaczego w obszarze urbanistycznym nie będzie możliwe wystąpienie o warunki zabudowy? Jaka jest procedura wydawania decyzji w sprawie urbanistycznego planu realizacyjnego ? Co jest zadaniem mediatora?

Arkadiusz Jaraszek
Gazeta Prawna

Nieruchomości komercyjne. Inwestorzy zagraniczni wracają

Największy popyt jest w Wielkiej Brytanii. Inwestorów interesują przede wszystkim biurowce.
Jak wynika z najnowszego raportu firmy Cushman & Wakefield wolumen inwestycji na najważniejszych rynkach zachodnich w II kwartale  wzrósł o 2,5 proc. w porównaniu z pierwszymi trzema miesiącami roku. Powód - większa aktywność  zagranicznych nabywców (wzrost o prawie 16 proc.).

 Jednak obroty na poziomie 11,97 mld euro stanowiły tylko 41 proc. średniej za 2008 r. i zaledwie 19 proc. średniej z najlepszego okresu dla rynku w 2007 r.

- Dane z rynku są lepsze niż na początku roku - mówi Michael Rhydderch, Szef Grupy Międzynarodowych Rynków Kapitałowych w Europie w firmie Cushman & Wakefield.

 - Utrzymuje się zasadnicza rozbieżność pomiędzy tym, czego chce wielu kupujących, a tym, co jest dostępne. Jednak do powrotu na rynek coraz większej liczby podmiotów zachęcają najwyższe w historii stopy kapitalizacji - dodaje Rhydderch.

Pomimo wzrostu różnicy pomiędzy stopami kapitalizacji inwestorzy w Europie Wschodniej nadal wykazują bardzo ograniczoną aktywność. We wszystkich sektorach inwestorzy w bardzo dużym stopniu wciąż koncentrują się na najważniejszych rynkach Europy Zachodniej, a popyt jest najsilniejszy na rynkach takich jak Wielka Brytania, na których odnotowano największe korekty cen.

- Jednak nie jest to powszechny trend. Nie obserwujemy go na przykład ani w Hiszpanii ani na wielu rynkach skandynawskich, gdzie pomimo zmiany stóp kapitalizacji powyżej średniej większe zainteresowanie w ostatnich miesiącach nie przełożyło się jeszcze na transakcje, ponieważ inwestorzy czekają na dowody stabilizacji cen - podkreślają autorzy raportu.

Obiekty biurowe były głównym beneficjentem dotychczasowego wzrostu aktywności - w stosunku do I kwartału wolumen transakcji wzrósł o 30 proc. W przypadku nieruchomości handlowych utrzymał się na niezmienionym poziomie a dla obiektów przemysłowych obniżył się o 26 proc.. Udział zagranicznych nabywców w aktywności wyniósł 32,5 proc. i zmniejszył się w porównaniu z poziomem 43 proc. odnotowanym w 2008 r., ale wzrósł w porównaniu z pierwszym kwartałem (28,7 proc.).

PROGNOZA CUSHMAN & WAKEFIELD

David Hutchings, Szef Europejskiego Działu Badań w Cushman & Wakefield:

Wygląda na to, że banki są gotowe raczej stopniowo ograniczać ryzyko niż pozbywać się aktywów za każdą cenę. Dlatego też osoby liczące na lawinę wyprzedaży mogą czuć się nadal rozczarowane" - zasugerował. Jednak wobec silnie rosnącego popytu, powolny wzrost podaży wskutek likwidacji pozycji przez inwestorów i banki powinien doprowadzić do większej aktywności w drugim półroczu. C&W obecnie szacuje łączne obroty w bieżącym roku na 65 mld euro.

Dominować będą nieruchomości biurowe, ale wobec niechęci wielu inwestorów do podejmowania ryzyka można spodziewać się ożywienia aktywności na rynku nieruchomości handlowych. Jednocześnie rynek nieruchomości przemysłowych wykazuje niewielką aktywność. Jednak niektórzy inwestorzy z pewnością wykazują zbyt duży pesymizm, zważywszy na oferowane stopy kapitalizacji i możliwość zwiększonego popytu ze strony najemców w wyniku ożywienia gospodarczego pobudzanego przez handel oraz presję firm dążących do zapewnienia sobie najnowocześniejszych obiektów logistycznych.



(MM)
Nieruchomości komercyjne. Inwestorzy zagraniczni wracają


Nieruchomości komercyjne. Inwestorzy zagraniczni wracają

Największy popyt jest w Wielkiej Brytanii. Inwestorów interesują przede wszystkim biurowce.
Jak wynika z najnowszego raportu firmy Cushman & Wakefield wolumen inwestycji na najważniejszych rynkach zachodnich w II kwartale  wzrósł o 2,5 proc. w porównaniu z pierwszymi trzema miesiącami roku. Powód - większa aktywność  zagranicznych nabywców (wzrost o prawie 16 proc.).

 Jednak obroty na poziomie 11,97 mld euro stanowiły tylko 41 proc. średniej za 2008 r. i zaledwie 19 proc. średniej z najlepszego okresu dla rynku w 2007 r.

- Dane z rynku są lepsze niż na początku roku - mówi Michael Rhydderch, Szef Grupy Międzynarodowych Rynków Kapitałowych w Europie w firmie Cushman & Wakefield.

 - Utrzymuje się zasadnicza rozbieżność pomiędzy tym, czego chce wielu kupujących, a tym, co jest dostępne. Jednak do powrotu na rynek coraz większej liczby podmiotów zachęcają najwyższe w historii stopy kapitalizacji - dodaje Rhydderch.

Pomimo wzrostu różnicy pomiędzy stopami kapitalizacji inwestorzy w Europie Wschodniej nadal wykazują bardzo ograniczoną aktywność. We wszystkich sektorach inwestorzy w bardzo dużym stopniu wciąż koncentrują się na najważniejszych rynkach Europy Zachodniej, a popyt jest najsilniejszy na rynkach takich jak Wielka Brytania, na których odnotowano największe korekty cen.

- Jednak nie jest to powszechny trend. Nie obserwujemy go na przykład ani w Hiszpanii ani na wielu rynkach skandynawskich, gdzie pomimo zmiany stóp kapitalizacji powyżej średniej większe zainteresowanie w ostatnich miesiącach nie przełożyło się jeszcze na transakcje, ponieważ inwestorzy czekają na dowody stabilizacji cen - podkreślają autorzy raportu.

Obiekty biurowe były głównym beneficjentem dotychczasowego wzrostu aktywności - w stosunku do I kwartału wolumen transakcji wzrósł o 30 proc. W przypadku nieruchomości handlowych utrzymał się na niezmienionym poziomie a dla obiektów przemysłowych obniżył się o 26 proc.. Udział zagranicznych nabywców w aktywności wyniósł 32,5 proc. i zmniejszył się w porównaniu z poziomem 43 proc. odnotowanym w 2008 r., ale wzrósł w porównaniu z pierwszym kwartałem (28,7 proc.).

PROGNOZA CUSHMAN & WAKEFIELD

David Hutchings, Szef Europejskiego Działu Badań w Cushman & Wakefield:

Wygląda na to, że banki są gotowe raczej stopniowo ograniczać ryzyko niż pozbywać się aktywów za każdą cenę. Dlatego też osoby liczące na lawinę wyprzedaży mogą czuć się nadal rozczarowane" - zasugerował. Jednak wobec silnie rosnącego popytu, powolny wzrost podaży wskutek likwidacji pozycji przez inwestorów i banki powinien doprowadzić do większej aktywności w drugim półroczu. C&W obecnie szacuje łączne obroty w bieżącym roku na 65 mld euro.

Dominować będą nieruchomości biurowe, ale wobec niechęci wielu inwestorów do podejmowania ryzyka można spodziewać się ożywienia aktywności na rynku nieruchomości handlowych. Jednocześnie rynek nieruchomości przemysłowych wykazuje niewielką aktywność. Jednak niektórzy inwestorzy z pewnością wykazują zbyt duży pesymizm, zważywszy na oferowane stopy kapitalizacji i możliwość zwiększonego popytu ze strony najemców w wyniku ożywienia gospodarczego pobudzanego przez handel oraz presję firm dążących do zapewnienia sobie najnowocześniejszych obiektów logistycznych.



(MM)
Nieruchomości komercyjne. Inwestorzy zagraniczni wracają


Posłowie chcą ulżyć spółdzielcom. Umorzą odsetki?

Kredytobiorcom, którzy przez 20 lat regularnie spłacają długoterminowe kredyty mieszkaniowe, po tym okresie będą umorzone odsetki wobec banków - zakłada poselski projekt nowelizacji ustawy z 1995 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych.

 czwartek odbyło się pierwsze czytanie projektu na posiedzeniu sejmowych komisji: infrastruktury i finansów publicznych.

Obowiązująca od 1 stycznia 1996 r. ustawa dotyczy pomocy państwa w spłacie długoterminowych 40-60-letnich kredytów mieszkaniowych zaciągniętych przez spółdzielnie mieszkaniowe do 31 maja 1992 r., które później spłacali członkowie spółdzielni.

W latach 90. nastąpiła zmiana warunków kredytowania budownictwa, spowodowana urynkowieniem gospodarki. Wiele rodzin, które spłacały kredyty mieszkaniowe zostało dodatkowo obciążonych odsetkami naliczonymi przez banki.

 W rezultacie narosły one tak bardzo, że przekroczyły nawet kilkakrotnie koszty budowy. W ten sposób powstały nieściągalne długi, których wyegzekwowanie jest trudne.

Projektowane przepisy, nad którymi pracowali w czwartek posłowie mogą dotyczyć ok. 105 tys. rodzin. Z danych banku PKO BP - obsługuje on największy portfel takich kredytów - na koniec 2008 roku zadłużenie wynosiło ponad 8 mld 771 mln zł.

Jak wyjaśniał poseł sprawozdawca Tadeusz Kopeć z PO, jeden z przepisów zakłada umorzenie kredytobiorcom 50 proc. skapitalizowanych odsetek pod warunkiem, że przez 20 lat regularnie spłacali kredyt. Środki na pokrycie należności dla banków mają pochodzić z budżetu państwa.

Kopeć zaznaczył, że dla większości kredytobiorców ten 20-letni okres spłaty długu upływa w 2017 r. - Szacuje się, że na koniec 2017 roku umorzone zostanie ok. 95 proc. zadłużenia, co faktycznie będzie oznaczało finalizowanie przedmiotowej pomocy państwa - powiedział.

Wiceminister infrastruktury Olgierd Dziekoński poparł projekt w imieniu rządu, ale zaznaczył, że jest przeciwny wprowadzeniu zmian zwiększających wydatki budżetu w 2010 roku i proponuje ich wprowadzenie w 2012 roku.

- Poselska inicjatywa wychodzi na przeciw oczekiwaniom społecznym. Proponowane zmiany mogłyby przyczynić się do wzrostu zainteresowania kredytobiorców dokonywaniem spłat zadłużenia na preferencyjnych warunkach - mówił Dziekoński. Dodał, że jednak należy spodziewać się wzrostu wydatków budżetowych na wykup skapitalizowanych odsetek.

Zdaniem Gabrieli Masłowskiej z PiS, problem kredytów starego portfela jest poważny, gdyż obciąża on budżet państwa kwotą kilkuset milionów złotych rocznie. Jednak zaproponowane przepisy nie rozwiązuję tej sprawy. Podkreśliła, że sankcjonuje on dotychczas stosowane przez banki praktyki naliczania odsetek.

- Nie ma żadnych przepisów, które by przyzwalały bankom na kapitalizację odsetek w sytuacji, kiedy należności są regularnie spłacane - mówiła. Dodała, że potwierdzają to ekspertyzy prawne, jak i wyroki Sądu Najwyższego.

Według opinii Biura Analiz Sejmowych, poselski projekt przewiduje udzielenie pomocy publicznej na rzecz niektórych kredytobiorców, dlatego powinien być notyfikowany w Komisji Europejskiej.

Projekt został odesłany do prac w specjalnie powołanej podkomisji.

 

money.pl

Posłowie chcą ulżyć spółdzielcom. Umorzą odsetki?

Kredytobiorcom, którzy przez 20 lat regularnie spłacają długoterminowe kredyty mieszkaniowe, po tym okresie będą umorzone odsetki wobec banków - zakłada poselski projekt nowelizacji ustawy z 1995 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych.

 czwartek odbyło się pierwsze czytanie projektu na posiedzeniu sejmowych komisji: infrastruktury i finansów publicznych.

Obowiązująca od 1 stycznia 1996 r. ustawa dotyczy pomocy państwa w spłacie długoterminowych 40-60-letnich kredytów mieszkaniowych zaciągniętych przez spółdzielnie mieszkaniowe do 31 maja 1992 r., które później spłacali członkowie spółdzielni.

W latach 90. nastąpiła zmiana warunków kredytowania budownictwa, spowodowana urynkowieniem gospodarki. Wiele rodzin, które spłacały kredyty mieszkaniowe zostało dodatkowo obciążonych odsetkami naliczonymi przez banki.

 W rezultacie narosły one tak bardzo, że przekroczyły nawet kilkakrotnie koszty budowy. W ten sposób powstały nieściągalne długi, których wyegzekwowanie jest trudne.

Projektowane przepisy, nad którymi pracowali w czwartek posłowie mogą dotyczyć ok. 105 tys. rodzin. Z danych banku PKO BP - obsługuje on największy portfel takich kredytów - na koniec 2008 roku zadłużenie wynosiło ponad 8 mld 771 mln zł.

Jak wyjaśniał poseł sprawozdawca Tadeusz Kopeć z PO, jeden z przepisów zakłada umorzenie kredytobiorcom 50 proc. skapitalizowanych odsetek pod warunkiem, że przez 20 lat regularnie spłacali kredyt. Środki na pokrycie należności dla banków mają pochodzić z budżetu państwa.

Kopeć zaznaczył, że dla większości kredytobiorców ten 20-letni okres spłaty długu upływa w 2017 r. - Szacuje się, że na koniec 2017 roku umorzone zostanie ok. 95 proc. zadłużenia, co faktycznie będzie oznaczało finalizowanie przedmiotowej pomocy państwa - powiedział.

Wiceminister infrastruktury Olgierd Dziekoński poparł projekt w imieniu rządu, ale zaznaczył, że jest przeciwny wprowadzeniu zmian zwiększających wydatki budżetu w 2010 roku i proponuje ich wprowadzenie w 2012 roku.

- Poselska inicjatywa wychodzi na przeciw oczekiwaniom społecznym. Proponowane zmiany mogłyby przyczynić się do wzrostu zainteresowania kredytobiorców dokonywaniem spłat zadłużenia na preferencyjnych warunkach - mówił Dziekoński. Dodał, że jednak należy spodziewać się wzrostu wydatków budżetowych na wykup skapitalizowanych odsetek.

Zdaniem Gabrieli Masłowskiej z PiS, problem kredytów starego portfela jest poważny, gdyż obciąża on budżet państwa kwotą kilkuset milionów złotych rocznie. Jednak zaproponowane przepisy nie rozwiązuję tej sprawy. Podkreśliła, że sankcjonuje on dotychczas stosowane przez banki praktyki naliczania odsetek.

- Nie ma żadnych przepisów, które by przyzwalały bankom na kapitalizację odsetek w sytuacji, kiedy należności są regularnie spłacane - mówiła. Dodała, że potwierdzają to ekspertyzy prawne, jak i wyroki Sądu Najwyższego.

Według opinii Biura Analiz Sejmowych, poselski projekt przewiduje udzielenie pomocy publicznej na rzecz niektórych kredytobiorców, dlatego powinien być notyfikowany w Komisji Europejskiej.

Projekt został odesłany do prac w specjalnie powołanej podkomisji.

 

money.pl

Ponad 825 mln zł za mienie zabużańskie

Ponad 825 mln zł wynosi wartość rekompensat za mienie zabużańskie wypłaconych do końca lipca 2009 roku - poinformował resort skarbu(na zdjęciu minister skarbu Aleksander Grad).

Do końca lipca ministerstwo przekazało do Banku Gospodarstwa Krajowego dane osób uprawnionych do wypłaty 19 tys. 444 odszkodowań.

W połowie października w MSP został uruchomiony System Informatycznych Rejestrów (SIR) obsługujący rejestry: centralny i wojewódzkie. Zadaniem systemu, działającego jednocześnie w MSP oraz wszystkich urzędach wojewódzkich, jest obsługa danych niezbędnych dla realizacji prawa do rekompensaty. SIR ma przyspieszyć tempo ich wypłat.

- W lipcu 2009 r. przekazano do BGK dane osób uprawnionych do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza obecnymi granicami Rzeczypospolitej Polskiej, umożliwiające wypłatę w sierpniu bieżącego roku 1233 rekompensat - napisano w komunikacie resortu.

Komu przysługują odszkodowania za mienie pozostawione na wschodzie
Ustawa o realizacji prawa do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza granicami RP przyznaje uprawnionym osobom odszkodowania w wysokości 20 proc. wartości mienia.
Mienie zabużańskie to mienie pozostawione przez osoby przesiedlone w latach 1944-1952 z terenów należących przed II wojną światową do Polski.
Odszkodowania za mienie zabużańskie są wypłacane z Funduszu Rekompensacyjnego. Fundusz zasilają środki ze sprzedaży gruntów przez Agencję Nieruchomości Rolnych.

 

Źródło:money.pl

Ponad 825 mln zł za mienie zabużańskie

Ponad 825 mln zł wynosi wartość rekompensat za mienie zabużańskie wypłaconych do końca lipca 2009 roku - poinformował resort skarbu(na zdjęciu minister skarbu Aleksander Grad).

Do końca lipca ministerstwo przekazało do Banku Gospodarstwa Krajowego dane osób uprawnionych do wypłaty 19 tys. 444 odszkodowań.

W połowie października w MSP został uruchomiony System Informatycznych Rejestrów (SIR) obsługujący rejestry: centralny i wojewódzkie. Zadaniem systemu, działającego jednocześnie w MSP oraz wszystkich urzędach wojewódzkich, jest obsługa danych niezbędnych dla realizacji prawa do rekompensaty. SIR ma przyspieszyć tempo ich wypłat.

- W lipcu 2009 r. przekazano do BGK dane osób uprawnionych do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza obecnymi granicami Rzeczypospolitej Polskiej, umożliwiające wypłatę w sierpniu bieżącego roku 1233 rekompensat - napisano w komunikacie resortu.

Komu przysługują odszkodowania za mienie pozostawione na wschodzie
Ustawa o realizacji prawa do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza granicami RP przyznaje uprawnionym osobom odszkodowania w wysokości 20 proc. wartości mienia.
Mienie zabużańskie to mienie pozostawione przez osoby przesiedlone w latach 1944-1952 z terenów należących przed II wojną światową do Polski.
Odszkodowania za mienie zabużańskie są wypłacane z Funduszu Rekompensacyjnego. Fundusz zasilają środki ze sprzedaży gruntów przez Agencję Nieruchomości Rolnych.

 

Źródło:money.pl

Najwęższy dom w Nowym Jorku kosztuje 8 mln zł

Dom uważany za najwęższy w Nowym Jorku dostępny jest tylko dla osób z grubymi portfelami.

Jak pisze agencja AP, cena wywoławcza wystawionego na sprzedaż domu, który ma zaledwie 2,7 metra szerokości (i 12,8 m długości), wynosi 2,7 mln dolarów (7,8 mln zł).

Trzypiętrowy dom z czerwonej cegły wzniesiono w 1873 r. przy ulicy Bedford w artystycznej niegdyś dzielnicy Greenwich Village na Manhattanie.

Zabudowano nim alejkę między starszymi kamienicami o numerach 75 i 77, więc nosi on nietypowy numer 75,5.

Jak podaje agencja AP, budynek uchodzi za ciekawostkę architektoniczną i jest jednym z najchętniej fotografowanych obiektów w Greenwich Village. W przeszłości mieszkały w nim m.in. poetka Edna St. Vincent Millay oraz antropolożka Margaret Mead.

Obecni właściciele nieruchomości kupili ją w 2000 r. za 1,6 mln dolarów.

 

Źródło: money.pl

Najwęższy dom w Nowym Jorku kosztuje 8 mln zł

Dom uważany za najwęższy w Nowym Jorku dostępny jest tylko dla osób z grubymi portfelami.

Jak pisze agencja AP, cena wywoławcza wystawionego na sprzedaż domu, który ma zaledwie 2,7 metra szerokości (i 12,8 m długości), wynosi 2,7 mln dolarów (7,8 mln zł).

Trzypiętrowy dom z czerwonej cegły wzniesiono w 1873 r. przy ulicy Bedford w artystycznej niegdyś dzielnicy Greenwich Village na Manhattanie.

Zabudowano nim alejkę między starszymi kamienicami o numerach 75 i 77, więc nosi on nietypowy numer 75,5.

Jak podaje agencja AP, budynek uchodzi za ciekawostkę architektoniczną i jest jednym z najchętniej fotografowanych obiektów w Greenwich Village. W przeszłości mieszkały w nim m.in. poetka Edna St. Vincent Millay oraz antropolożka Margaret Mead.

Obecni właściciele nieruchomości kupili ją w 2000 r. za 1,6 mln dolarów.

 

Źródło: money.pl

Centra handlowe.

W pierwszej połowie 2009 roku rynek powierzchni handlowych w Polsce niewątpliwie odczuł skutki globalnego kryzysu.
Jak wynika z przygotowanego przez Colliers International raportu o rynku powierzchni handlowych w Polsce, na kryzys mogli narzekać zarówno najemcy jak i właściciele obiektów handlowych oraz inwestorzy.

 

Na rynku inwestycyjnym doszło do niewielu transakcji sprzedaży obiektów handlowych, a banki zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów na nowe, nie tylko handlowe, inwestycje.

Niektóre inwestycje zostały wstrzymane jeszcze na etapie planowania, a niektóre już na etapie prac budowlanych - czytamy w raporcie.

 

W efekcie z planowanego w latach poprzednich na rok 2009 miliona mkw. nowych powierzchni handlowej podaż zmniejszyła się do około 740 tys. mkw. powierzchni najmu w galeriach i lokalnych centrach handlowych.

- Skutki kryzysowego wyhamowania inwestycji będą bardziej widoczne w latach 2010-2011. Kryzys zweryfikował zamiary deweloperów, zwłaszcza jeśli chodzi o małe oraz średnie miasta i to w nich wstrzymano lub opóźniono znaczną część inwestycji.

W I półroczu na rynek trafiło ok. 340 tys. mkw. nowych sklepów. Około 20 proc. nowo oddanej powierzchni to efekt rozbudowy istniejących już centrów i galerii handlowych, np. Mega Olimp w Lublinie, druga faza Galerii Piastów w Legnicy czy rozbudowa Centrum Handlowego Klif w Gdyni.

Obecnie trwa budowa projektów oferujących łącznie około 900 tys. mkw. powierzchni najmu. Nowa podaż powierzchni w galeriach i mniejszych lokalnych czy osiedlowych centrach handlowych, planowana na drugą połowę 2009 roku, utrzymuje się na poziomie nieco wyższym od tego z pierwszego półrocza. Z projektów planowanych na 2010 rok w budowie jest obecnie około 420 tys.  mkw.

Największe miasta

W ośmiu największych polskich miastach zlokalizowane jest 4,8 mln mkw. nowoczesnej powierzchni handlowej, co stanowi 67 proc. istniejących zasobów powierzchni handlowej w Polsce.

Około 40 proc. nowej podaży, oddanej w 2009 roku, pojawiło się na rynkach w dużych miastach. Najwięcej, bo 60 tys. mkw. powierzchni handlowej pojawiło się w Poznaniu, nieco ponad 34 tys. mkw. w Trójmieście, a 31 tys. mkw. we Wrocławiu.

W drugiej połowie 2009 szykują się otwarcia równie imponujących projektów jak w pierwszych sześciu miesiącach: krakowskiej Galerii Bonarka, będącej największym projektem wśród tegorocznych obiektów handlowych w Polsce.

 

STAWKI CZYNSZU PÓJDĄ W DÓŁ?

W latach 2006-2008 tendencją widoczną na polskim rynku było duże zainteresowanie najemców najmem powierzchni handlowych. Agresywna ekspansja szczególnie banków wpłynęła na niedobór lokali zwłaszcza na mocno uczęszczanych ulicach handlowych, co przełożyło się na systematyczny wzrost stawek czynszów średnio o ok. 15-20 proc. rocznie.

Dotyczyło to oczywiście najatrakcyjniejszych lokalizacji w galeriach handlowych i przy ulicach handlowych.Obecnie na skutek ograniczenia ekspansji marek z branży
odzieżowej, a także banków, dostępnych jest więcej lokali zarówno w centrach, jak i na ulicach handlowych. Ta sytuacja wpłynęła na spadek czynszów w niektórych miastach, a w innych lokalizacjach na ich stabilizację, choć w perspektywie kilku miesięcy przewidywany jest spadek o 10-15 proc.. Nie dotyczy to najatrakcyjniejszych centrów handlowych, które nie mają kłopotów ze znalezieniem chętnych na zwalniające się pojedyncze lokale i nie muszą zabiegać o nowych najemców.



(MM)
Centra handlowe. Kryzys wstrzymuje inwestycje

Centra handlowe.

W pierwszej połowie 2009 roku rynek powierzchni handlowych w Polsce niewątpliwie odczuł skutki globalnego kryzysu.
Jak wynika z przygotowanego przez Colliers International raportu o rynku powierzchni handlowych w Polsce, na kryzys mogli narzekać zarówno najemcy jak i właściciele obiektów handlowych oraz inwestorzy.

 

Na rynku inwestycyjnym doszło do niewielu transakcji sprzedaży obiektów handlowych, a banki zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów na nowe, nie tylko handlowe, inwestycje.

Niektóre inwestycje zostały wstrzymane jeszcze na etapie planowania, a niektóre już na etapie prac budowlanych - czytamy w raporcie.

 

W efekcie z planowanego w latach poprzednich na rok 2009 miliona mkw. nowych powierzchni handlowej podaż zmniejszyła się do około 740 tys. mkw. powierzchni najmu w galeriach i lokalnych centrach handlowych.

- Skutki kryzysowego wyhamowania inwestycji będą bardziej widoczne w latach 2010-2011. Kryzys zweryfikował zamiary deweloperów, zwłaszcza jeśli chodzi o małe oraz średnie miasta i to w nich wstrzymano lub opóźniono znaczną część inwestycji.

W I półroczu na rynek trafiło ok. 340 tys. mkw. nowych sklepów. Około 20 proc. nowo oddanej powierzchni to efekt rozbudowy istniejących już centrów i galerii handlowych, np. Mega Olimp w Lublinie, druga faza Galerii Piastów w Legnicy czy rozbudowa Centrum Handlowego Klif w Gdyni.

Obecnie trwa budowa projektów oferujących łącznie około 900 tys. mkw. powierzchni najmu. Nowa podaż powierzchni w galeriach i mniejszych lokalnych czy osiedlowych centrach handlowych, planowana na drugą połowę 2009 roku, utrzymuje się na poziomie nieco wyższym od tego z pierwszego półrocza. Z projektów planowanych na 2010 rok w budowie jest obecnie około 420 tys.  mkw.

Największe miasta

W ośmiu największych polskich miastach zlokalizowane jest 4,8 mln mkw. nowoczesnej powierzchni handlowej, co stanowi 67 proc. istniejących zasobów powierzchni handlowej w Polsce.

Około 40 proc. nowej podaży, oddanej w 2009 roku, pojawiło się na rynkach w dużych miastach. Najwięcej, bo 60 tys. mkw. powierzchni handlowej pojawiło się w Poznaniu, nieco ponad 34 tys. mkw. w Trójmieście, a 31 tys. mkw. we Wrocławiu.

W drugiej połowie 2009 szykują się otwarcia równie imponujących projektów jak w pierwszych sześciu miesiącach: krakowskiej Galerii Bonarka, będącej największym projektem wśród tegorocznych obiektów handlowych w Polsce.

 

STAWKI CZYNSZU PÓJDĄ W DÓŁ?

W latach 2006-2008 tendencją widoczną na polskim rynku było duże zainteresowanie najemców najmem powierzchni handlowych. Agresywna ekspansja szczególnie banków wpłynęła na niedobór lokali zwłaszcza na mocno uczęszczanych ulicach handlowych, co przełożyło się na systematyczny wzrost stawek czynszów średnio o ok. 15-20 proc. rocznie.

Dotyczyło to oczywiście najatrakcyjniejszych lokalizacji w galeriach handlowych i przy ulicach handlowych.Obecnie na skutek ograniczenia ekspansji marek z branży
odzieżowej, a także banków, dostępnych jest więcej lokali zarówno w centrach, jak i na ulicach handlowych. Ta sytuacja wpłynęła na spadek czynszów w niektórych miastach, a w innych lokalizacjach na ich stabilizację, choć w perspektywie kilku miesięcy przewidywany jest spadek o 10-15 proc.. Nie dotyczy to najatrakcyjniejszych centrów handlowych, które nie mają kłopotów ze znalezieniem chętnych na zwalniające się pojedyncze lokale i nie muszą zabiegać o nowych najemców.



(MM)
Centra handlowe. Kryzys wstrzymuje inwestycje

Gotowe mieszkania przyciągają klientów

Za nowy trend na pierwotnym rynku mieszkaniowym można uznać pojawienie się w większej ilości mieszkań już gotowych do wprowadzenia, a nawet wykończonych. Mieszkania kupowane na etapie dziury w ziemi będą zapewne odchodzić do przeszłości.

Jeszcze niedawno mieszkania sprzedawały się w szalenie szybkim tempie - i to już w fazie budowy. Mieszkania schodziły na pniu. Większość firm deweloperskich oferowała lokale jedynie w stanie deweloperskim. Jednakże sytuacja na rynku deweloperskim znacznie się zmieniła - sprzedaż spadła, a Polacy zdecydowanie wolą wprowadzić się do gotowego już budynku, aniżeli czekać 2 czy też 3 lata na mieszkanie, które możne obejrzeć tylko na wizualizacji projektu. 

Dzisiejszy rynek mieszkań, szczególnie w dużych miastach, to rynek klienta. Kupujący dyktują warunki, a zadaniem deweloperów jest jak najlepiej sprostać ich oczekiwaniom. Bezpowrotnie skończył się czas, kiedy sama możliwość zakupu mieszkania była wystarczającym luksusem. Klienci mają świadomość swojej silnej pozycji na rynku, a ich oczekiwania względem jakości wykończeń, cen i estetyki rosną z roku na rok. Nabywcom, którzy dodatkowo bardzo cenią sobie swój czas, deweloperzy oferują coraz częściej możliwość wykończenia mieszkania, czyli tzw. standard pod klucz.

Wybierając opcję „pod klucz” można zaoszczędzić pieniądze poprzez różnicę w kwocie podatku VAT. Podatek za zakup materiałów budowlanych wynosi 22%, podczas gdy usługa wykończenia przez dewelopera kosztuje 7% VAT. Oferta ta pozwala przede wszystkim  zaoszczędzić czas i zredukować koszty związane z zakupem materiałów i tzw. robocizną.

Mermaid Properties przygotował apartament pokazowy River House na warszawskim Mokotowie, by kupujący mogli zobaczyć już gotowy projekt do zamieszkania.

Chcemy zwrócić uwagę nie tylko na sposób, jak i jakość wykończenia oraz umeblowania. Najważniejsze jest to, że zarówno projekt osiedla, rozkłady naszych mieszkań, wszelkie udogodnienia projektowe tzw. części wspólnych w połączeniu z lokalizacją czynią z naszej inwestycji jedną z najatrakcyjniejszych propozycji na lokalnym rynku nieruchomości – mówi Łukasz Dołęga, wiceprezes zarządu Mermaid Properties.

Deweloper zadbał o wysoką jakość wykończenia inwestycji - zarówno wnętrz, jak i elewacji budynków. Kompleks River House pokryty został z zewnątrz tynkiem silikonowym oraz piaskowcem. Mermaid Properties zapewnił wszystkim mieszkańcom osiedla stolarkę okienną wykonaną z drewna oraz balustrady balkonów ze szkła i ze stali nierdzewnej. W trosce o bezpieczeństwo zamontowano rolety antywłamaniowe w oknach mieszkań na parterze. Ponadto deweloper wyposażył osiedle River House w ochronę wraz z monitoringiem.

Na dachach wszystkich budynków znajdują się ogrody, które mogą być wykupione przez mieszkańców, niezależnie od lokalizacji mieszkania. Nie zapomniano również o placu zabaw dla dzieci oraz parkingach podziemnych.

Sprzedaż gotowych mieszkań, to wprawdzie większy wysiłek dla dewelopera, gdyż nie może finansować inwestycji na bieżąco. Jednakże dla kupujących taka sytuacja jest zdecydowanie bardziej atrakcyjna i bezpieczna. Gotowy budynek pozwala dokładnie przyjrzeć się jakości jego wykonania i wykończenia, istotnie wpływając na decyzje o zakupie mieszkania.  

Mermaid Properties
inwestycje.pl

Gotowe mieszkania przyciągają klientów

Za nowy trend na pierwotnym rynku mieszkaniowym można uznać pojawienie się w większej ilości mieszkań już gotowych do wprowadzenia, a nawet wykończonych. Mieszkania kupowane na etapie dziury w ziemi będą zapewne odchodzić do przeszłości.

Jeszcze niedawno mieszkania sprzedawały się w szalenie szybkim tempie - i to już w fazie budowy. Mieszkania schodziły na pniu. Większość firm deweloperskich oferowała lokale jedynie w stanie deweloperskim. Jednakże sytuacja na rynku deweloperskim znacznie się zmieniła - sprzedaż spadła, a Polacy zdecydowanie wolą wprowadzić się do gotowego już budynku, aniżeli czekać 2 czy też 3 lata na mieszkanie, które możne obejrzeć tylko na wizualizacji projektu. 

Dzisiejszy rynek mieszkań, szczególnie w dużych miastach, to rynek klienta. Kupujący dyktują warunki, a zadaniem deweloperów jest jak najlepiej sprostać ich oczekiwaniom. Bezpowrotnie skończył się czas, kiedy sama możliwość zakupu mieszkania była wystarczającym luksusem. Klienci mają świadomość swojej silnej pozycji na rynku, a ich oczekiwania względem jakości wykończeń, cen i estetyki rosną z roku na rok. Nabywcom, którzy dodatkowo bardzo cenią sobie swój czas, deweloperzy oferują coraz częściej możliwość wykończenia mieszkania, czyli tzw. standard pod klucz.

Wybierając opcję „pod klucz” można zaoszczędzić pieniądze poprzez różnicę w kwocie podatku VAT. Podatek za zakup materiałów budowlanych wynosi 22%, podczas gdy usługa wykończenia przez dewelopera kosztuje 7% VAT. Oferta ta pozwala przede wszystkim  zaoszczędzić czas i zredukować koszty związane z zakupem materiałów i tzw. robocizną.

Mermaid Properties przygotował apartament pokazowy River House na warszawskim Mokotowie, by kupujący mogli zobaczyć już gotowy projekt do zamieszkania.

Chcemy zwrócić uwagę nie tylko na sposób, jak i jakość wykończenia oraz umeblowania. Najważniejsze jest to, że zarówno projekt osiedla, rozkłady naszych mieszkań, wszelkie udogodnienia projektowe tzw. części wspólnych w połączeniu z lokalizacją czynią z naszej inwestycji jedną z najatrakcyjniejszych propozycji na lokalnym rynku nieruchomości – mówi Łukasz Dołęga, wiceprezes zarządu Mermaid Properties.

Deweloper zadbał o wysoką jakość wykończenia inwestycji - zarówno wnętrz, jak i elewacji budynków. Kompleks River House pokryty został z zewnątrz tynkiem silikonowym oraz piaskowcem. Mermaid Properties zapewnił wszystkim mieszkańcom osiedla stolarkę okienną wykonaną z drewna oraz balustrady balkonów ze szkła i ze stali nierdzewnej. W trosce o bezpieczeństwo zamontowano rolety antywłamaniowe w oknach mieszkań na parterze. Ponadto deweloper wyposażył osiedle River House w ochronę wraz z monitoringiem.

Na dachach wszystkich budynków znajdują się ogrody, które mogą być wykupione przez mieszkańców, niezależnie od lokalizacji mieszkania. Nie zapomniano również o placu zabaw dla dzieci oraz parkingach podziemnych.

Sprzedaż gotowych mieszkań, to wprawdzie większy wysiłek dla dewelopera, gdyż nie może finansować inwestycji na bieżąco. Jednakże dla kupujących taka sytuacja jest zdecydowanie bardziej atrakcyjna i bezpieczna. Gotowy budynek pozwala dokładnie przyjrzeć się jakości jego wykonania i wykończenia, istotnie wpływając na decyzje o zakupie mieszkania.  

Mermaid Properties
inwestycje.pl

Zamieszkać przy polach golfowych

Nieruchomości umiejscowione przy polach golfowych to marzenie niemal każdego pasjonata golfa. Badania przeprowadzone przez Grupę IQS dla GolfProperties.pl pokazują, że oprócz czystej przyjemności, nieruchomości takie mogą stać się także doskonałą lokatą kapitału, nawet w trudnych czasach kryzysu.
Według opublikowanego niedawno raportu KPMG „Golf Benchmark Survey” 87% badanych uznało, że nieruchomości przy polach golfowych stanowią doskonałą inwestycję.

Polskie badania, przeprowadzone przez Grupę IQS na zlecenie GolfProperties.pl, portalu zajmującego się inwestycjami na rynku nieruchomości, na grupie Polaków należących do najwyższego progu podatkowego, nie są już takie jednoznaczne: przeszło 1/3 zamożnych Polaków uważa, że nieruchomości przy polach golfowych to doskonała lokata kapitału, a 35% uważa w krótkim czasie ten typ nieruchomości ma szansę zbudowania sobie wysokiego prestiżu.

Różnice pomiędzy danymi światowymi, a polskimi są spowodowane stosunkowo niską, chociaż wciąż rosnącą, popularnością golfa w naszym kraju”
– twierdzi Maciej Kawecki Prezes GolfProperties.pl – „Ale jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że ostatni raport KPMG uznał Europę Wschodnią zaraz za Chinami, za region w którym potencjał rozwojowy golfa jest najwyższy na świecie, możemy uznać, że również w Polsce perspektywy rozwoju nieruchomości przy polach golfowych są obiecujące”

Potwierdzają to dane z badania: blisko 50% zamożnych Polaków uważa, że nieruchomości przy polach golfowych to temat interesujący, któremu warto się w najbliższym czasie przyjrzeć.

A okazja nadarza się już we wrześniu podczas konferencji ''Golf Investment & Development'', organizowanej przez GolfProperties.pl nad którą, honorowy patronat objęła m.innymi Panie Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz – Waltz, a także Polski Związek Golfa. Warto dodać, że Inwestycje.pl są jednym z patronów medialnych konferencji.

Podstawowym celem konferencji jest zapewnienie możliwości współpracy oraz nawiązania wzajemnych relacji wśród osób działających w branży golfa i nieruchomości, tak, aby później mogły one wspólnie zrealizować Inwestycje polegająca na budowie pola oraz resortu golfowego.

GolfProperties.pl

Źródło: inwestycje.pl

Zamieszkać przy polach golfowych

Nieruchomości umiejscowione przy polach golfowych to marzenie niemal każdego pasjonata golfa. Badania przeprowadzone przez Grupę IQS dla GolfProperties.pl pokazują, że oprócz czystej przyjemności, nieruchomości takie mogą stać się także doskonałą lokatą kapitału, nawet w trudnych czasach kryzysu.
Według opublikowanego niedawno raportu KPMG „Golf Benchmark Survey” 87% badanych uznało, że nieruchomości przy polach golfowych stanowią doskonałą inwestycję.

Polskie badania, przeprowadzone przez Grupę IQS na zlecenie GolfProperties.pl, portalu zajmującego się inwestycjami na rynku nieruchomości, na grupie Polaków należących do najwyższego progu podatkowego, nie są już takie jednoznaczne: przeszło 1/3 zamożnych Polaków uważa, że nieruchomości przy polach golfowych to doskonała lokata kapitału, a 35% uważa w krótkim czasie ten typ nieruchomości ma szansę zbudowania sobie wysokiego prestiżu.

Różnice pomiędzy danymi światowymi, a polskimi są spowodowane stosunkowo niską, chociaż wciąż rosnącą, popularnością golfa w naszym kraju”
– twierdzi Maciej Kawecki Prezes GolfProperties.pl – „Ale jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że ostatni raport KPMG uznał Europę Wschodnią zaraz za Chinami, za region w którym potencjał rozwojowy golfa jest najwyższy na świecie, możemy uznać, że również w Polsce perspektywy rozwoju nieruchomości przy polach golfowych są obiecujące”

Potwierdzają to dane z badania: blisko 50% zamożnych Polaków uważa, że nieruchomości przy polach golfowych to temat interesujący, któremu warto się w najbliższym czasie przyjrzeć.

A okazja nadarza się już we wrześniu podczas konferencji ''Golf Investment & Development'', organizowanej przez GolfProperties.pl nad którą, honorowy patronat objęła m.innymi Panie Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz – Waltz, a także Polski Związek Golfa. Warto dodać, że Inwestycje.pl są jednym z patronów medialnych konferencji.

Podstawowym celem konferencji jest zapewnienie możliwości współpracy oraz nawiązania wzajemnych relacji wśród osób działających w branży golfa i nieruchomości, tak, aby później mogły one wspólnie zrealizować Inwestycje polegająca na budowie pola oraz resortu golfowego.

GolfProperties.pl

Źródło: inwestycje.pl

Zaskakujące ożywienie na rynku domów?

Publikowane wczoraj dane makroekonomiczne okazały się bardzo dobre. Indeks Ifo potwierdził poprawę w niemieckiej gospodarce, dane o zamówieniach w USA okazały się najmocniejsze od dwóch lat, zaś sprzedaż nowych domów potwierdziła pozytywne sygnały, które w zeszły piątek dał raport o sprzedaży używanych domów.

Zwłaszcza ta ostatnia publikacja była zaskakująco dobra. Sprzedaż domów rośnie wyraźnie już drugi kolejny miesiąc (były to dane za lipiec) i inwestorzy mogą zadać sobie pytanie, czy czynnik ten może pomóc w ożywieniu gospodarczym. Nie ulega wątpliwości, iż element ten miał istotne znaczenie przy wchodzeniu gospodarki w recesję. Przy niewielkim udziale w gospodarce (ok. 3%), w 2008 roku wkład rynku mieszkaniowego w spadek PKB w USA wyniósł aż 1 punkt procentowy.

Nadal bardzo niski poziom sprzedaży nowych domów potencjalnie może oznaczać, iż tendencja ta zacznie się odwracać, wpływając korzystnie na produkt krajowy. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby po niedawnych doświadczeniach z kredytami hipotecznymi ten segment był jakimś specjalnie silnym motorem ożywienia. Zatem poprawa na tym rynku z pewnością jest dobrą informacją, ale raczej nie o kluczowym znaczeniu.

Po reakcji rynków na dane, w szczególności rynków akcji, można zaryzykować hipotezę, że gdyby dane były negatywnym zaskoczeniem, moglibyśmy oglądać większą przecenę. Przy każdej z kluczowych wczorajszych publikacji widać było bowiem (zaraz po danych) próbę wejścia na wyższy poziom, która niemal natychmiast była wykorzystywana przez stronę podażową do realizacji zysków. W konsekwencji notowania głównych światowych indeksów cofnęły się nieco poniżej ustanowionych wcześniej tegorocznych maksimów, ale dobre dane uniemożliwiły bardziej zdecydowaną przecenę. Na wykresie kontraktów na S&P500 widać, iż rynek konsoliduje się w okolicach 1017-1031 pkt., czekając na bardziej zdecydowany impuls (w pozytywnym scenariuszu na realizację zysków przez krótkoterminowych graczy). Notowania kontraktów na WIG20 wyglądają groźniej, gdyż kurs odbił się od górnej granicy półrocznego kanału wzrostowego, co technicznie mogłoby zapowiadać cofnięcie aż do poziomu 1900 pkt. (zwłaszcza, gdyby rynek dokończył dzieło rysowania gwiazdy wieczornej w interwale tygodniowym), ale mimo należy pamiętać, iż kluczowe znaczenie będzie miał rozwój sytuacji na amerykańskim rynku.

Sporo dzieje się na głównych parach walutowych. Wczoraj na parze EURUSD zdecydowanie przeważała strona podażowa. Zwłaszcza po tym, jak rynek nie był w stanie pozytywnie zareagować na dane o zamówieniach (godz. 14.30), sprzedającym udało się pokonać wsparcie na poziomie 1,4252, co przyspieszyło spadki, które sięgnęły poziomu 1,4206. W tych okolicach znajduje się jednak średnioterminowe wsparcie, które póki co okazało się skuteczne. Inaczej jest na parze GBPUSD, gdzie przewaga strony podażowej jest ewidentna. Przy wsparciu ze strony EURUSD para zeszła poniżej poziomu 1,6273 (krótkoterminowe wsparcie) i choć popołudniem funt odrobił część strat, wybicie nie zostało zanegowane i para ma otwartą drogę do poziomu 1,5980. W trakcie notowań azjatyckich obserwowaliśmy spadki notowań na parze USDJPY. Jen zyskiwał po tym, jak chińskie władze po raz kolejny zapowiedziały, iż podejmą kroki w celu ograniczenia niektórych inwestycji spowodowanych nadmierną akcją kredytową. Notowania pary obniżyły się z 94,30 do 93,36, przy czym największe spadki miały miejsce po pokonaniu wsparcia 93,77. Para USDJPY, mimo selektywnej pozytywnej korelacji z rynkami akcji, nadal znajduje się w trendzie spadkowym, kolejne istotne poziomy to 93,07 i 91,77. Słaba postawa funta i umacniający się jen przekładają się na wyraźne spadki na parze GBPJPY, gdzie w ciągu dwóch tygodni notowania obniżyły się o 11 figur (do 151,70). Ciekawą wypowiedź przedstawił lider japońskiej opozycji Yukio Hatoyama, który zasugerował stworzenie wspólnej waluty dla państw azjatyckich.

W dniu dzisiejszym na rynek nie napłynie duża ilość nowych kluczowych informacji. Drugi szacunek amerykańskiego PKB (za drugi kwartał), rzadko kiedy wzbudza większe emocje, choć należy pamiętać, iż rynek oczekuje niewielkiej rewizji w dół (z -1% do -1,4% w ujęciu anualizowanym). Ponadto, standardowo w czwartek tygodniowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Po niespodziewanym pogorszeniu w minionym tygodniu (wzrost do 576 tys.), rynek oczekuje tym razem niewielkiej poprawy (konsensus to 562 tys.).

 
Przemysław Kwiecień
X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.
www.xtb.pl

inwestycje.pl

Zaskakujące ożywienie na rynku domów?

Publikowane wczoraj dane makroekonomiczne okazały się bardzo dobre. Indeks Ifo potwierdził poprawę w niemieckiej gospodarce, dane o zamówieniach w USA okazały się najmocniejsze od dwóch lat, zaś sprzedaż nowych domów potwierdziła pozytywne sygnały, które w zeszły piątek dał raport o sprzedaży używanych domów.

Zwłaszcza ta ostatnia publikacja była zaskakująco dobra. Sprzedaż domów rośnie wyraźnie już drugi kolejny miesiąc (były to dane za lipiec) i inwestorzy mogą zadać sobie pytanie, czy czynnik ten może pomóc w ożywieniu gospodarczym. Nie ulega wątpliwości, iż element ten miał istotne znaczenie przy wchodzeniu gospodarki w recesję. Przy niewielkim udziale w gospodarce (ok. 3%), w 2008 roku wkład rynku mieszkaniowego w spadek PKB w USA wyniósł aż 1 punkt procentowy.

Nadal bardzo niski poziom sprzedaży nowych domów potencjalnie może oznaczać, iż tendencja ta zacznie się odwracać, wpływając korzystnie na produkt krajowy. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby po niedawnych doświadczeniach z kredytami hipotecznymi ten segment był jakimś specjalnie silnym motorem ożywienia. Zatem poprawa na tym rynku z pewnością jest dobrą informacją, ale raczej nie o kluczowym znaczeniu.

Po reakcji rynków na dane, w szczególności rynków akcji, można zaryzykować hipotezę, że gdyby dane były negatywnym zaskoczeniem, moglibyśmy oglądać większą przecenę. Przy każdej z kluczowych wczorajszych publikacji widać było bowiem (zaraz po danych) próbę wejścia na wyższy poziom, która niemal natychmiast była wykorzystywana przez stronę podażową do realizacji zysków. W konsekwencji notowania głównych światowych indeksów cofnęły się nieco poniżej ustanowionych wcześniej tegorocznych maksimów, ale dobre dane uniemożliwiły bardziej zdecydowaną przecenę. Na wykresie kontraktów na S&P500 widać, iż rynek konsoliduje się w okolicach 1017-1031 pkt., czekając na bardziej zdecydowany impuls (w pozytywnym scenariuszu na realizację zysków przez krótkoterminowych graczy). Notowania kontraktów na WIG20 wyglądają groźniej, gdyż kurs odbił się od górnej granicy półrocznego kanału wzrostowego, co technicznie mogłoby zapowiadać cofnięcie aż do poziomu 1900 pkt. (zwłaszcza, gdyby rynek dokończył dzieło rysowania gwiazdy wieczornej w interwale tygodniowym), ale mimo należy pamiętać, iż kluczowe znaczenie będzie miał rozwój sytuacji na amerykańskim rynku.

Sporo dzieje się na głównych parach walutowych. Wczoraj na parze EURUSD zdecydowanie przeważała strona podażowa. Zwłaszcza po tym, jak rynek nie był w stanie pozytywnie zareagować na dane o zamówieniach (godz. 14.30), sprzedającym udało się pokonać wsparcie na poziomie 1,4252, co przyspieszyło spadki, które sięgnęły poziomu 1,4206. W tych okolicach znajduje się jednak średnioterminowe wsparcie, które póki co okazało się skuteczne. Inaczej jest na parze GBPUSD, gdzie przewaga strony podażowej jest ewidentna. Przy wsparciu ze strony EURUSD para zeszła poniżej poziomu 1,6273 (krótkoterminowe wsparcie) i choć popołudniem funt odrobił część strat, wybicie nie zostało zanegowane i para ma otwartą drogę do poziomu 1,5980. W trakcie notowań azjatyckich obserwowaliśmy spadki notowań na parze USDJPY. Jen zyskiwał po tym, jak chińskie władze po raz kolejny zapowiedziały, iż podejmą kroki w celu ograniczenia niektórych inwestycji spowodowanych nadmierną akcją kredytową. Notowania pary obniżyły się z 94,30 do 93,36, przy czym największe spadki miały miejsce po pokonaniu wsparcia 93,77. Para USDJPY, mimo selektywnej pozytywnej korelacji z rynkami akcji, nadal znajduje się w trendzie spadkowym, kolejne istotne poziomy to 93,07 i 91,77. Słaba postawa funta i umacniający się jen przekładają się na wyraźne spadki na parze GBPJPY, gdzie w ciągu dwóch tygodni notowania obniżyły się o 11 figur (do 151,70). Ciekawą wypowiedź przedstawił lider japońskiej opozycji Yukio Hatoyama, który zasugerował stworzenie wspólnej waluty dla państw azjatyckich.

W dniu dzisiejszym na rynek nie napłynie duża ilość nowych kluczowych informacji. Drugi szacunek amerykańskiego PKB (za drugi kwartał), rzadko kiedy wzbudza większe emocje, choć należy pamiętać, iż rynek oczekuje niewielkiej rewizji w dół (z -1% do -1,4% w ujęciu anualizowanym). Ponadto, standardowo w czwartek tygodniowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Po niespodziewanym pogorszeniu w minionym tygodniu (wzrost do 576 tys.), rynek oczekuje tym razem niewielkiej poprawy (konsensus to 562 tys.).

 
Przemysław Kwiecień
X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.
www.xtb.pl

inwestycje.pl

Rosną stawki podatków lokalnych

Więcej zapłacimy za nieruchomości oraz samochody wykorzystywane w działalności gospodarczej. Rośnie także opłata targowa.

Minister finansów opublikował obwieszczenie, określające nowe stawki podatków i opłat lokalnych na 2010 rok.

Maksymalny limit opłaty, którą wyznacza w drodze uchwały Rada Gminy wzrasta od nowego roku zgodnie ze wzrostem inflacji. I tak od gruntów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, bez względu na sposób zakwalifikowania w ewidencji gruntów i budynków - z 0,74 zł od 1 m2 powierzchni limit maksymalny wzrośnie do 0,77 zł za m2.

Od budynków związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej oraz od budynków mieszkalnych lub ich części zajętych na prowadzenie działalności gospodarczej - z 19,81 zł od 1 m2 powierzchni użytkowej do 20,51 złotych.

Limit dzienny opłaty targowej z 681,54 zł wzrasta do 681,54 zł.

Opłatę targową pobiera się od osób fizycznych, osób prawnych oraz jednostek
organizacyjnych niemających osobowości prawnej, dokonujących sprzedaży na targowiskach.

Opłacie targowej nie podlega sprzedaż dokonywana w budynkach lub częściach budynków, z wyjątkiem targowisk pod dachem oraz hal używanych do targów, aukcji i wystaw.

Źródło:money.pl

Rosną stawki podatków lokalnych

Więcej zapłacimy za nieruchomości oraz samochody wykorzystywane w działalności gospodarczej. Rośnie także opłata targowa.

Minister finansów opublikował obwieszczenie, określające nowe stawki podatków i opłat lokalnych na 2010 rok.

Maksymalny limit opłaty, którą wyznacza w drodze uchwały Rada Gminy wzrasta od nowego roku zgodnie ze wzrostem inflacji. I tak od gruntów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, bez względu na sposób zakwalifikowania w ewidencji gruntów i budynków - z 0,74 zł od 1 m2 powierzchni limit maksymalny wzrośnie do 0,77 zł za m2.

Od budynków związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej oraz od budynków mieszkalnych lub ich części zajętych na prowadzenie działalności gospodarczej - z 19,81 zł od 1 m2 powierzchni użytkowej do 20,51 złotych.

Limit dzienny opłaty targowej z 681,54 zł wzrasta do 681,54 zł.

Opłatę targową pobiera się od osób fizycznych, osób prawnych oraz jednostek
organizacyjnych niemających osobowości prawnej, dokonujących sprzedaży na targowiskach.

Opłacie targowej nie podlega sprzedaż dokonywana w budynkach lub częściach budynków, z wyjątkiem targowisk pod dachem oraz hal używanych do targów, aukcji i wystaw.

Źródło:money.pl

Najdroższy dom w Polsce

Najdroższy dom w Polsce jest do wzięcia. Trzeba jednak mieć naprawdę gruby portfel - luksusowa posiadłość w Piasecznie kosztuje aż 105 mln zł!

Większość pokoi w tej rezydencji wielkością powierzchni dorównuje standardowym mieszkaniom. Trudno się dziwić skoro willa liczy aż 3 tys. mkw. ! Właściciel od dwóch lat bezskutecznie usiłuje sprzedać willę, niestety cena okazuje się zaporowa.

Luksusową rezydencję w podwarszawskim Piasecznie wybudowano siedem lat temu. Wykorzystano przy tym materiały najwyższej jakości. Stolarkę drzwiową i okienną wykonano z mahoniu, posadzki i schody - z granitu i marmuru. Wszystkie podłogi wyłożono egzotycznym drewnem. Efektowne wnętrza podkreśla podobno wyjątkowo reprezentacyjne oświetlenie. Posiadłość, oprócz miejskiego przyłącza, ma też własne ujecie wody.

Po największych pomieszczeniach, czyli salonie i hallu można jeździć rowerem – mają po 170 mkw. powierzchni. Biblioteka na pewno spodobałby się kolekcjonerowi książek – przeznaczono na nią aż 100 mkw. Oprócz tego na parterze znajduje się także jadalnia, kuchnia, 3 łazienki i 2 garderoby. Chociaż nie jest to kilkupiętrowy budynek, przewidziano także miejsce na windę.  

Na piętrze znajduje się 8 pokoi, większość z nich posiada własną łazienkę i garderobę. Taki dom wymaga oczywiście odpowiedniej oprawy. Willę otacza więc pokaźny (12 tys. m kw.) ogród z fontanną i stawem. Gdyby jednak przyszłym właścicielom nie wystarczył ten teren, istnieje możliwość dokupienia jeszcze dwóch przylegających działek.

Najdroższy dom w Polsce

Najdroższy dom w Polsce jest do wzięcia. Trzeba jednak mieć naprawdę gruby portfel - luksusowa posiadłość w Piasecznie kosztuje aż 105 mln zł!

Większość pokoi w tej rezydencji wielkością powierzchni dorównuje standardowym mieszkaniom. Trudno się dziwić skoro willa liczy aż 3 tys. mkw. ! Właściciel od dwóch lat bezskutecznie usiłuje sprzedać willę, niestety cena okazuje się zaporowa.

Luksusową rezydencję w podwarszawskim Piasecznie wybudowano siedem lat temu. Wykorzystano przy tym materiały najwyższej jakości. Stolarkę drzwiową i okienną wykonano z mahoniu, posadzki i schody - z granitu i marmuru. Wszystkie podłogi wyłożono egzotycznym drewnem. Efektowne wnętrza podkreśla podobno wyjątkowo reprezentacyjne oświetlenie. Posiadłość, oprócz miejskiego przyłącza, ma też własne ujecie wody.

Po największych pomieszczeniach, czyli salonie i hallu można jeździć rowerem – mają po 170 mkw. powierzchni. Biblioteka na pewno spodobałby się kolekcjonerowi książek – przeznaczono na nią aż 100 mkw. Oprócz tego na parterze znajduje się także jadalnia, kuchnia, 3 łazienki i 2 garderoby. Chociaż nie jest to kilkupiętrowy budynek, przewidziano także miejsce na windę.  

Na piętrze znajduje się 8 pokoi, większość z nich posiada własną łazienkę i garderobę. Taki dom wymaga oczywiście odpowiedniej oprawy. Willę otacza więc pokaźny (12 tys. m kw.) ogród z fontanną i stawem. Gdyby jednak przyszłym właścicielom nie wystarczył ten teren, istnieje możliwość dokupienia jeszcze dwóch przylegających działek.

Ceny mieszkań wcale nie muszą rosnąć

Jeśli rodzimy sektor mieszkaniowy miałby powtórzyć scenariusz amerykański, to w 2011 r. oddanych zostanie w Polsce o połowę mniej mieszkań niż w rekordowym 2008 r. A ceny wcale nie muszą rosnąć z tego powodu.

Od szczytu hossy mieszkaniowej ceny domów w USA spadły o 30 proc. w ciągu trzech lat. Liczba wydanych pozwoleń na budowę spadła o 70 proc., a ukończonych budów o ponad połowę. Czy taki sam scenariusz może ziścić się w Polsce?

Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, prześledźmy, co właściwie stało się w USA w ostatnich trzech latach. Przyczyny wzrostu cen nieruchomości (wzrost dostępności kredytów) są powszechnie znane i jest to element wspólny dla rynku nieruchomości na całym świecie w tym także w Polsce. Dlatego zajmijmy się raczej tym, co działo się po osiągnięciu punktu kulminacyjnego.

Rynek w USA

Indeks cen domów S&P/CaseShiller (mierzący ceny domów w 20 amerykańskich metropoliach) osiągnął swój szczytowy poziom w lipcu 2006 roku, a więc na długo przed załamaniem rynków finansowych. Popyt po prostu osiągnął maksimum przy rekordowo wysokich cenach, które stały się barierą dla kupujących, zwłaszcza że był to okres dynamicznego zacieśniania polityki pieniężnej (Fed dokonał siedemnastu kolejnych podwyżek stóp procentowych).

Pierwszy rok po osiągnięciu szczytu nie przyniósł wyraźnej zmiany ceny domów (średnio spadły one o 3,8 proc.), co można nazwać okresem stabilizacji przed późniejszym załamaniem cen (jak zobaczymy niżej, w Polsce przechodziliśmy podobny okres). Dopiero dwa kolejne lata, którym - co istotne - towarzyszyło załamanie rynku kredytowego, a później finansowego - przyniosły zdecydowany spadek cen, aż do wyhamowania tendencji w połowie 2009 r. Trwają spory, co do tego, czy wyhamowanie ma charakter trwały.

 

Jak zmieniły się ceny domów w USA

Open Finance
Dane za czerwiec i lipiec poznamy w kolejnych miesiącach. Indeks cen w maju poprawił wartość w porównaniu do kwietnia 2009 r.
Źródło: S&P/CaseShiller

O ile nie ma pewności, co do tego, że spadek cen domów w USA zbliżył się do końca, o tyle z większym prawdopodobieństwem można powiedzieć, iż rynek budowy nowych domów dotarł w okolice dna. Liczba wydawanych pozwoleń na budowę spadła w ciągu zaledwie trzech lat z 1,7 do 0,56 mln rocznie (wskaźnik podawany jest w ujęciu zannualizowanym, co oznacza że bieżące wskazania są ekstrapolowane na kolejnych 12 miesięcy), podobnie stało się z liczbą budów rozpoczętych, natomiast liczba domów, których budowę zakończono spadła o ponad połowę.

 

Jak zmienił się rynek budowy domów w USA?

Open Finance
Źródło: The US Census Bureau and Department of Hosing and Urban Development

Łatwo zorientować się, że rynek budownictwa mieszkalnego załamał się szybciej niż ceny domów, co prowadzi do przykrego wniosku dla rodzimych deweloperów - ograniczenie podaży nie musi oznaczać zatrzymania spadku cen. Wynika to z prostej konstatacji - to podaż dopasowuje się do popytu a nie odwrotnie. Zatem stawianie tezy, że ograniczenie podaży nowych mieszkań wymusi w Polsce zatrzymanie spadku cen lub nawet ich wzrost, jest ryzykowne.

Odnotujmy też, że o ile liczba wydanych pozwoleń na budowę z grubsza odpowiada liczbie rozpoczętych budów domów, to już liczba domów, których budowę ukończono, jest w każdym roku znacznie wyższa niż liczba wydanych pozwoleń. Wynika to z opóźnienia czasowego - część domów budowano już w czasie, w którym kryzys mieszkaniowy trwał. Jednak budowy kończono, ponieważ tylko w ten sposób można odzyskać przynajmniej część pieniędzy włożonych w budowę. Dom nieukończony trudniej sprzedać niż ukończony.

Zatem możemy spodziewać się, że liczba budów ukończonych będzie stopniowo malała, podczas gdy liczba wydawanych pozwoleń na budowę i liczba budów rozpoczętych powinna zacząć się stabilizować, ponieważ jest ona najniższa od lat 60. XX wieku, gdy USA miały o połowę mniej obywateli niż w 2009 r..

Teraz Polska

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że porównywanie rynku amerykańskiego z polskim to zadanie karkołomne ze względu na liczne różnice tkwiące choćby w historii rynków. Jednak pod względem liczb możemy mówić o pewnego rodzaju podobieństwach. Szczyt budowlany w Polsce przypadł na rok 2007 (o rok później niż w USA), wtedy także zanotowano rekordowo wysoką liczbę udzielonych kredytów (o prawie połowę wyższą niż w 2006 r.), zatem bez wątpienia to dostęp do kredytów był akceleratorem tego rynku.

 

Rynek budownictwa mieszkaniowego w Polsce

Open Finance

 

Źródło: GUS

Łatwo zauważyć, że od 2007 r. spada liczba wydanych pozwoleń na budowę i liczba budów rozpoczętych, przy czym początkowo spadek ten nie był zbyt duży (od połowy 2007 r. do 2008 r. trwała stabilizacja rynku na wysokich poziomach, co dotyczy także cen transakcyjnych). Po części wynika to z faktu znacznej inercji urzędniczej w Polsce. Kto raz zaczął starania o pozwolenie na budowę, nie porzuca w Polsce planów "tylko" dlatego, że zmienia się koniunktura gospodarcza. Większość woli przejść gehennę administracyjną, a dopiero później ewentualnie zmienić plany. Stąd znacznie mniej domów w Polsce zaczyna się budować w porównaniu z liczbą wydanych pozwoleń, niż np. w USA. Jeszcze mniej budów udaje się zakończyć.

W załączonej tabeli widać, że liczba ukończonych budów wciąż rośnie w stosunku rocznym, choć nie ma wątpliwości, że szczyt koniunktury na rynku mieszkaniowym został dawno minięty. Dlaczego? Różnica w porównaniu do amerykańskich inwestorów polega na różnych technologiach budowy (nasze są bardziej długotrwałe) oraz struktury budownictwa. Połowa budowanych mieszkań powstaje w budownictwie jednorodzinnym w systemie gospodarczym. Nie wszyscy mają tu motywację do szybkiego podpisania protokołu technicznego odbioru budynku. Warto też dodać, że począwszy od 2009 roku zakończenie budowy wiąże się z obowiązkiem zdobycia świadectwa energetycznego. Z tym właśnie faktem należy częściowo wiązać skokowy wzrost liczby oddawanych domów w końcówce 2008 roku. Nie koniunktura o tym zadecydowała, ale chęć uniknięcia części formalności (i kosztów) związanych z nowym obowiązkiem.

Na podstawie tak przedstawionych danych możemy stwierdzić, że rynek mieszkaniowy w Polsce znajduje się w fazie o rok późniejszej niż w USA. Zatem od nadziei na uspokojenie koniunktury powinien nas dzielić także rok. Choć obydwa rynki zdają się być zupełnie różne, to pod względem liczb na tysiąc mieszkańców są zaskakująco podobne.

 

Budownictwo mieszkaniowe w USA i w Polsce. Dane na tysiąc mieszkańców

Open Finance
* USA - dane zaannualizowane przypadające na lipiec 2006, 2007 i 2008 i 2009 r., źródło: The US Census Census i obliczenia własne.
** Prognoza Open Finance dla Polski na 2009 r. na podstawie dynamiki uzyskanej do lipca 2009 (rozszerzonej na cały rok), źródło: dane GUS i obliczenia własne

Podobieństwa i różnice

Jeśli porównamy dane z USA i Polski w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców zauważymy, że w szczytowym okresie koniunktury mieszkaniowej ostatnich lat, urzędy wydawały pozwolenia na budowę sześciu domów na tysiąc mieszkańców. Liczba budów rozpoczętych była w Polsce o jeden dom na tysiąc osób mniejsza, zaś liczba domów, których budowa się zakończyła o dwa na tysiąc mieszkańców mniejsza (założenie z tabeli, wedle której liczba ukończonych budów w Polsce wzrośnie w tym roku jest błędne choćby ze względu na zamazanie obrazu z 2008 r. pojawieniem się świadectw energetycznych.

Zakładam więc, że szczyt pod tym względem osiągnęliśmy 2008 r., a nie że jest on dopiero przed nami). Warto w tym miejscu pamiętać o różnicach historycznych na obydwu rynkach. Nie chodzi o mityczne 1,5 mln brakujących w Polsce mieszkań (w USA także są potrzebujący), ale różnice jakie istnieją między krajem rozwiniętym i rozwijającym się (chodzi o nasycenie rynku). Gdybyśmy mieli naśladować w pełni scenariusz amerykański (spadek rynku do okolic dwóch domów na tysiąc mieszkańców), to w 2010 r. w Polsce rozpoczęto by budowę 90 tys. mieszkań i domów, a liczba oddawanych domów i mieszkań spadłaby poniżej 80 tys. rocznie.

Tak mało budowano już w całej drugiej połowie lat 90. Nie da się wykluczyć, że wobec zamrożenia wielu projektów deweloperskich wrócimy do takiego stanu rynku, choć raczej na krótko (łatwiejszy dostęp do kredytów powinien szybciej ożywić rynek).Natomiast niekoniecznie musimy naśladować USA w zachowaniu cen domów i mieszkań,a przynajmniej w jego tempie. Spadek cen o 30 proc. od szczytu w trzy lata jest co prawda możliwy (obecnie - po dwóch latach - jest to bliżej 15 proc.), ale przypomnijmy, że w USA przyłożyła się do tego rosnąca liczba bankructw konsumenckich (banki zajmowały domy i wystawiały je na sprzedaż),podczas gdy w Polsce, kredyty hipoteczne wciąż należą do najlepiej spłacanych (ok. 1 proc. nie jest regulowanych regularnie). U nas źródła podaży z tej strony rynku przynajmniej obecnie nie należy wypatrywać, są nimi natomiast deweloperzy oraz inwestorzy operujący na rynku wtórnym. Zasoby i jednych i drugich już nie będą się powiększać, a stopniowo wyczerpywać.

Deweloperzy mogą zacząć sprzedawać taniej nowe projekty (taniej ze względu na spadek kosztów materiałów, robocizny i gruntów, jaki tymczasem dokonał się, a nie jest widoczny w sprzedawanych zapasach), choć zapewne wpłynie to na średnie ceny nie wcześniej niż pod koniec przyszłego roku. O ile w ogóle - deweloperzy mogą niższymi kosztami budować swoje marże, a nie ceny dla klientów - wszystko zależeć będzie od popytu na nowe mieszkania. Nie stoi to w sprzeczności z powtarzaną przeze mnie ostatnio tezą o stabilizacji cen w najbliższych miesiącach - kilka, a kilkanaście miesięcy to spora różnica.

Emil Szweda

Ceny mieszkań wcale nie muszą rosnąć

Jeśli rodzimy sektor mieszkaniowy miałby powtórzyć scenariusz amerykański, to w 2011 r. oddanych zostanie w Polsce o połowę mniej mieszkań niż w rekordowym 2008 r. A ceny wcale nie muszą rosnąć z tego powodu.

Od szczytu hossy mieszkaniowej ceny domów w USA spadły o 30 proc. w ciągu trzech lat. Liczba wydanych pozwoleń na budowę spadła o 70 proc., a ukończonych budów o ponad połowę. Czy taki sam scenariusz może ziścić się w Polsce?

Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, prześledźmy, co właściwie stało się w USA w ostatnich trzech latach. Przyczyny wzrostu cen nieruchomości (wzrost dostępności kredytów) są powszechnie znane i jest to element wspólny dla rynku nieruchomości na całym świecie w tym także w Polsce. Dlatego zajmijmy się raczej tym, co działo się po osiągnięciu punktu kulminacyjnego.

Rynek w USA

Indeks cen domów S&P/CaseShiller (mierzący ceny domów w 20 amerykańskich metropoliach) osiągnął swój szczytowy poziom w lipcu 2006 roku, a więc na długo przed załamaniem rynków finansowych. Popyt po prostu osiągnął maksimum przy rekordowo wysokich cenach, które stały się barierą dla kupujących, zwłaszcza że był to okres dynamicznego zacieśniania polityki pieniężnej (Fed dokonał siedemnastu kolejnych podwyżek stóp procentowych).

Pierwszy rok po osiągnięciu szczytu nie przyniósł wyraźnej zmiany ceny domów (średnio spadły one o 3,8 proc.), co można nazwać okresem stabilizacji przed późniejszym załamaniem cen (jak zobaczymy niżej, w Polsce przechodziliśmy podobny okres). Dopiero dwa kolejne lata, którym - co istotne - towarzyszyło załamanie rynku kredytowego, a później finansowego - przyniosły zdecydowany spadek cen, aż do wyhamowania tendencji w połowie 2009 r. Trwają spory, co do tego, czy wyhamowanie ma charakter trwały.

 

Jak zmieniły się ceny domów w USA

Open Finance
Dane za czerwiec i lipiec poznamy w kolejnych miesiącach. Indeks cen w maju poprawił wartość w porównaniu do kwietnia 2009 r.
Źródło: S&P/CaseShiller

O ile nie ma pewności, co do tego, że spadek cen domów w USA zbliżył się do końca, o tyle z większym prawdopodobieństwem można powiedzieć, iż rynek budowy nowych domów dotarł w okolice dna. Liczba wydawanych pozwoleń na budowę spadła w ciągu zaledwie trzech lat z 1,7 do 0,56 mln rocznie (wskaźnik podawany jest w ujęciu zannualizowanym, co oznacza że bieżące wskazania są ekstrapolowane na kolejnych 12 miesięcy), podobnie stało się z liczbą budów rozpoczętych, natomiast liczba domów, których budowę zakończono spadła o ponad połowę.

 

Jak zmienił się rynek budowy domów w USA?

Open Finance
Źródło: The US Census Bureau and Department of Hosing and Urban Development

Łatwo zorientować się, że rynek budownictwa mieszkalnego załamał się szybciej niż ceny domów, co prowadzi do przykrego wniosku dla rodzimych deweloperów - ograniczenie podaży nie musi oznaczać zatrzymania spadku cen. Wynika to z prostej konstatacji - to podaż dopasowuje się do popytu a nie odwrotnie. Zatem stawianie tezy, że ograniczenie podaży nowych mieszkań wymusi w Polsce zatrzymanie spadku cen lub nawet ich wzrost, jest ryzykowne.

Odnotujmy też, że o ile liczba wydanych pozwoleń na budowę z grubsza odpowiada liczbie rozpoczętych budów domów, to już liczba domów, których budowę ukończono, jest w każdym roku znacznie wyższa niż liczba wydanych pozwoleń. Wynika to z opóźnienia czasowego - część domów budowano już w czasie, w którym kryzys mieszkaniowy trwał. Jednak budowy kończono, ponieważ tylko w ten sposób można odzyskać przynajmniej część pieniędzy włożonych w budowę. Dom nieukończony trudniej sprzedać niż ukończony.

Zatem możemy spodziewać się, że liczba budów ukończonych będzie stopniowo malała, podczas gdy liczba wydawanych pozwoleń na budowę i liczba budów rozpoczętych powinna zacząć się stabilizować, ponieważ jest ona najniższa od lat 60. XX wieku, gdy USA miały o połowę mniej obywateli niż w 2009 r..

Teraz Polska

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że porównywanie rynku amerykańskiego z polskim to zadanie karkołomne ze względu na liczne różnice tkwiące choćby w historii rynków. Jednak pod względem liczb możemy mówić o pewnego rodzaju podobieństwach. Szczyt budowlany w Polsce przypadł na rok 2007 (o rok później niż w USA), wtedy także zanotowano rekordowo wysoką liczbę udzielonych kredytów (o prawie połowę wyższą niż w 2006 r.), zatem bez wątpienia to dostęp do kredytów był akceleratorem tego rynku.

 

Rynek budownictwa mieszkaniowego w Polsce

Open Finance

 

Źródło: GUS

Łatwo zauważyć, że od 2007 r. spada liczba wydanych pozwoleń na budowę i liczba budów rozpoczętych, przy czym początkowo spadek ten nie był zbyt duży (od połowy 2007 r. do 2008 r. trwała stabilizacja rynku na wysokich poziomach, co dotyczy także cen transakcyjnych). Po części wynika to z faktu znacznej inercji urzędniczej w Polsce. Kto raz zaczął starania o pozwolenie na budowę, nie porzuca w Polsce planów "tylko" dlatego, że zmienia się koniunktura gospodarcza. Większość woli przejść gehennę administracyjną, a dopiero później ewentualnie zmienić plany. Stąd znacznie mniej domów w Polsce zaczyna się budować w porównaniu z liczbą wydanych pozwoleń, niż np. w USA. Jeszcze mniej budów udaje się zakończyć.

W załączonej tabeli widać, że liczba ukończonych budów wciąż rośnie w stosunku rocznym, choć nie ma wątpliwości, że szczyt koniunktury na rynku mieszkaniowym został dawno minięty. Dlaczego? Różnica w porównaniu do amerykańskich inwestorów polega na różnych technologiach budowy (nasze są bardziej długotrwałe) oraz struktury budownictwa. Połowa budowanych mieszkań powstaje w budownictwie jednorodzinnym w systemie gospodarczym. Nie wszyscy mają tu motywację do szybkiego podpisania protokołu technicznego odbioru budynku. Warto też dodać, że począwszy od 2009 roku zakończenie budowy wiąże się z obowiązkiem zdobycia świadectwa energetycznego. Z tym właśnie faktem należy częściowo wiązać skokowy wzrost liczby oddawanych domów w końcówce 2008 roku. Nie koniunktura o tym zadecydowała, ale chęć uniknięcia części formalności (i kosztów) związanych z nowym obowiązkiem.

Na podstawie tak przedstawionych danych możemy stwierdzić, że rynek mieszkaniowy w Polsce znajduje się w fazie o rok późniejszej niż w USA. Zatem od nadziei na uspokojenie koniunktury powinien nas dzielić także rok. Choć obydwa rynki zdają się być zupełnie różne, to pod względem liczb na tysiąc mieszkańców są zaskakująco podobne.

 

Budownictwo mieszkaniowe w USA i w Polsce. Dane na tysiąc mieszkańców

Open Finance
* USA - dane zaannualizowane przypadające na lipiec 2006, 2007 i 2008 i 2009 r., źródło: The US Census Census i obliczenia własne.
** Prognoza Open Finance dla Polski na 2009 r. na podstawie dynamiki uzyskanej do lipca 2009 (rozszerzonej na cały rok), źródło: dane GUS i obliczenia własne

Podobieństwa i różnice

Jeśli porównamy dane z USA i Polski w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców zauważymy, że w szczytowym okresie koniunktury mieszkaniowej ostatnich lat, urzędy wydawały pozwolenia na budowę sześciu domów na tysiąc mieszkańców. Liczba budów rozpoczętych była w Polsce o jeden dom na tysiąc osób mniejsza, zaś liczba domów, których budowa się zakończyła o dwa na tysiąc mieszkańców mniejsza (założenie z tabeli, wedle której liczba ukończonych budów w Polsce wzrośnie w tym roku jest błędne choćby ze względu na zamazanie obrazu z 2008 r. pojawieniem się świadectw energetycznych.

Zakładam więc, że szczyt pod tym względem osiągnęliśmy 2008 r., a nie że jest on dopiero przed nami). Warto w tym miejscu pamiętać o różnicach historycznych na obydwu rynkach. Nie chodzi o mityczne 1,5 mln brakujących w Polsce mieszkań (w USA także są potrzebujący), ale różnice jakie istnieją między krajem rozwiniętym i rozwijającym się (chodzi o nasycenie rynku). Gdybyśmy mieli naśladować w pełni scenariusz amerykański (spadek rynku do okolic dwóch domów na tysiąc mieszkańców), to w 2010 r. w Polsce rozpoczęto by budowę 90 tys. mieszkań i domów, a liczba oddawanych domów i mieszkań spadłaby poniżej 80 tys. rocznie.

Tak mało budowano już w całej drugiej połowie lat 90. Nie da się wykluczyć, że wobec zamrożenia wielu projektów deweloperskich wrócimy do takiego stanu rynku, choć raczej na krótko (łatwiejszy dostęp do kredytów powinien szybciej ożywić rynek).Natomiast niekoniecznie musimy naśladować USA w zachowaniu cen domów i mieszkań,a przynajmniej w jego tempie. Spadek cen o 30 proc. od szczytu w trzy lata jest co prawda możliwy (obecnie - po dwóch latach - jest to bliżej 15 proc.), ale przypomnijmy, że w USA przyłożyła się do tego rosnąca liczba bankructw konsumenckich (banki zajmowały domy i wystawiały je na sprzedaż),podczas gdy w Polsce, kredyty hipoteczne wciąż należą do najlepiej spłacanych (ok. 1 proc. nie jest regulowanych regularnie). U nas źródła podaży z tej strony rynku przynajmniej obecnie nie należy wypatrywać, są nimi natomiast deweloperzy oraz inwestorzy operujący na rynku wtórnym. Zasoby i jednych i drugich już nie będą się powiększać, a stopniowo wyczerpywać.

Deweloperzy mogą zacząć sprzedawać taniej nowe projekty (taniej ze względu na spadek kosztów materiałów, robocizny i gruntów, jaki tymczasem dokonał się, a nie jest widoczny w sprzedawanych zapasach), choć zapewne wpłynie to na średnie ceny nie wcześniej niż pod koniec przyszłego roku. O ile w ogóle - deweloperzy mogą niższymi kosztami budować swoje marże, a nie ceny dla klientów - wszystko zależeć będzie od popytu na nowe mieszkania. Nie stoi to w sprzeczności z powtarzaną przeze mnie ostatnio tezą o stabilizacji cen w najbliższych miesiącach - kilka, a kilkanaście miesięcy to spora różnica.

Emil Szweda

Zima na rynku kredytów hipotecznych

Mamy pierwsze symptomy poprawy sytuacji finansowej banków. Nie ma to jednak wpływu na liczbę udzielanych kredytów hipotecznych. Według danych NBP w lipcu banki udzieliły o 8,5 mld złotych mniej niż w czerwcu.
Wirtualna Polska zapytała analityków, czy w związku z zapowiadanym przez większość ekonomistów końcem kryzysu, można już mówić o ożywieniu na rynku kredytów hipotecznych. Jak podał Narodowy Bank Polski, zadłużenie Polaków z tytułu kredytów hipotecznych wynosi łącznie 201,7 mld złotych.

Zdaniem Marcina Krasonia z Open Finance sytuacja banków poprawia się dzięki ciągłemu umacnianiu się złotego.
Silna rodzima waluta nie pozostaje bez wpływu na spłaty kredytów walutowych, głównie we frankach szwajcarskich, zaciągniętych przez Polaków. Wydajesię, że minął czas, kiedy wysoki kurs walut był głównym czynnikiem nieregularnych spłat naszych kredytów. Teraz większym ryzykiem obarczona jest stabilność zatrudnienia.


Eksperci przewidują, że nadchodzącej jesieni może to popsuć portfele kredytowe banków. Tym samym w najbliższym czasie nie należy spodziewać się liberalizacji polityki kredytowej. Jeśli dane za trzeci kwartał okażą się pozytywne, zmiany w ofertach banków pojawią się dopiero po 3-4 miesiącach.

Zima na rynku kredytów hipotecznych

Mamy pierwsze symptomy poprawy sytuacji finansowej banków. Nie ma to jednak wpływu na liczbę udzielanych kredytów hipotecznych. Według danych NBP w lipcu banki udzieliły o 8,5 mld złotych mniej niż w czerwcu.
Wirtualna Polska zapytała analityków, czy w związku z zapowiadanym przez większość ekonomistów końcem kryzysu, można już mówić o ożywieniu na rynku kredytów hipotecznych. Jak podał Narodowy Bank Polski, zadłużenie Polaków z tytułu kredytów hipotecznych wynosi łącznie 201,7 mld złotych.

Zdaniem Marcina Krasonia z Open Finance sytuacja banków poprawia się dzięki ciągłemu umacnianiu się złotego.
Silna rodzima waluta nie pozostaje bez wpływu na spłaty kredytów walutowych, głównie we frankach szwajcarskich, zaciągniętych przez Polaków. Wydajesię, że minął czas, kiedy wysoki kurs walut był głównym czynnikiem nieregularnych spłat naszych kredytów. Teraz większym ryzykiem obarczona jest stabilność zatrudnienia.


Eksperci przewidują, że nadchodzącej jesieni może to popsuć portfele kredytowe banków. Tym samym w najbliższym czasie nie należy spodziewać się liberalizacji polityki kredytowej. Jeśli dane za trzeci kwartał okażą się pozytywne, zmiany w ofertach banków pojawią się dopiero po 3-4 miesiącach.

Magazyny na atrakcyjnych warunkach

W tym roku na rynku pojawi się ponad milion metrów kwadratowych powierzchni magazynowych. Warto wynajmować je teraz, bo ograniczenie nowych inwestycji może w przyszłości spowodować niedobory.

W pierwszym kwartale 2009 r. oddano do użytku rekordową ilość, ponad 491 tys. m.kw. powierzchni magazynowych. W budowie jest jeszcze 518 tys. m.kw., które w tym roku będą gotowe. Według analityków z Cushman & Wakefield, tak duża podaż spowodowała wzrost wskaźnika pustostanów do poziomu 13,6 proc. w porównaniu do 10 proc. w IV kw. 2008 r. Ustabilizował się poziom czynszów, a w części lokalizacji ceny spadły. Taka sytuacja doprowadziła do ograniczenia nowych inwestycji, co w kolejnych latach może doprowadzić do ponownej przewagi popytu nad podażą. Tym bardziej że w Polsce zapotrzebowanie na powierzchnie magazynowe wciąż jest duże.

2/3 transakcji mniej

Ogromne powierzchnie wchodzące w tym roku na rynek są efektem decyzji o budowie podejmowanych w szczycie hossy, mniej więcej w połowie 2008 r. Gdy na arenie pojawił się kryzys finansowy, zmieniło się podejście. Banki ograniczyły dostęp do kredytów, klienci dążą do cięcia kosztów, a deweloperzy starają się minimalizować ryzyko i ograniczać zaangażowanie kapitałowe. Z tego powodu kończy się jedynie rozpoczęte przedsięwzięcia i wstrzymuje nowe.

Deweloperzy rezygnują też z budowy magazynów spekulacyjnych na rzecz inwestycji przygotowywanych pod konkretnego najemcę. Dziś wynajem magazynów nie jest sprawą prostą, ale taki stan rzeczy nie będzie trwać wiecznie. Teraz magazynów jest nieco za dużo, ale za kilka kwartałów sytuacja się odwróci. Dlatego dzisiaj zachęcamy inwestorów do rozpoczynania budowy magazynów - dzięki temu unikną niedoborów w przyszłości - przekonuje Mike Musil, prezes zarządu spółki Metropolis.

Na razie jednak dominują spadki. Wolumen transakcji zawartych w okresie styczeń-marzec opiewa na 134 tys. m. kw., co oznacza spadek o 68 proc. w porównaniu do odpowiedniego okresu rok temu. Ponad połowa nowych umów dotyczy magazynów na Górnym Śląsku. - Przy spadku zainteresowania wynajmem powierzchni magazynowych, właśnie ten region wyrasta na lidera - komentuje Mike Musil.

Atrakcyjne ceny i lokalizacje

Podstawą sukcesu kompleksów magazynowych jest lokalizacja. Górny Śląsk z rozwiniętym przemysłem jest także miejscem przecięcia ważnych szlaków transportowych i przyciąga uwagę inwestorów. Mówią o tym same transakcje na rynku i przedsięwzięcia budowlane.

Intermarche wynajął 28,5 tys. m.kw. w Panattoni Park Mysłowice. W tym roku była to największa umowa najmu. Firma SEGRO poinformowała o zakończeniu drugiej fazy budowy centrum logistycznego Tulipan Park Gliwice. Docelowo na 48 ha będzie do dyspozycji 200 tys. m.kw. powierzchni magazynowych (już teraz jest 115 tys. m.kw.). Kompleks położony jest w sąsiedztwie autostrady A4, łączącej Kraków z Wrocławiem i zachodnią granicą Polski i leży kilka kilometrów od budowanego węzła Sośnica - skrzyżowania autostrad A4 i A1. Będzie to największy węzeł drogowy w tej części Europy, długość ślimaków wyniesie 30 km. Właśnie ta lokalizacja należy do najatrakcyjniejszych w Polsce, tym bardziej że zlokalizowana w tym rejonie gmina Gierałtowice odrolniła 600 ha gruntów i zachęca inwestorów, ułatwiając załatwienie wszelkich formalności. Na procedury wystarczają trzy tygodnie.

Dosłownie kilkaset metrów od budowanego węzła leżą tereny Synergy Park, przedsięwzięcia firmy Metropolis. - Park różni się od standardowych przedsięwzięć. Nie budujemy magazynów na wynajem, ale sprzedajemy inwestorom działki dostosowane do ich potrzeb. Minimalna wielkość działki to 1 ha - wyjaśnia Mike Musil.

Dziś takie przedsięwzięcia mają wzięcie, ponieważ ceny nieruchomości przemysłowych w miastach wciąż są wysokie. Poza centrami można znaleźć dogodnie zlokalizowane magazyny. Co prawda, według danych Cushman & Wakefield, ceny ustabilizowały się na poziomie z IV kwartału ubiegłego roku, jednak część parków biznesowo-przemysłowych obniżyła je o 20-25 proc. Jeśli połączyć to z przygotowaną infrastrukturą i lokalizacją, takie przedsięwzięcia są dla firm atrakcyjne i mimo zmniejszonego popytu podpisuje się kolejne umowy.

- Zainteresowanie jest niższe, niż byśmy tego oczekiwali, ale mamy klientów. Ostatnio duża firma kupiła 5 ha, finalizujemy kolejną transakcję, mamy kilka rezerwacji - tłumaczy prezes Metropolis. Firma dysponuje powierzchnią ponad 70 ha, w tym roku przygotowała na sprzedaż 25 ha. Zdaniem Mike'a Musila, nie powinno być problemów ze sprzedażą tych terenów.

Szanse rozwoju

Poza Górnym Śląskiem atrakcyjne są także parki biznesowo-przemysłowe zlokalizowane na obrzeżach większych miast, takie jak np. wrocławski ProLogis Park, czy Panattoni Park w pobliżu Łodzi. W całości został już wynajęty Panattoni Park Wrocław I o powierzchni 84 tys. m2. To magazyny na Bielanach Wrocławskich, przy drodze nr 35, łączącej Wrocław ze stolicą Czech. W pobliżu jest też skrzyżowanie autostrady A4 i drogi ekspresowej E67.

Firma buduje też m.in. Park Wrocław II, docelowo na 60 tys. m.kw. powierzchni magazynowych, oraz Park Mysłowice, gdzie powstaje 28 tys. m.kw. Dalszy rozwój planuje też Metropolis i choć priorytetem firmy pozostaje Górny Śląsk, Mike Musil nie wyklucza inwestycji w innych regionach.

Szansą dla polskich parków jest też sytuacja przedsiębiorstw z Europy Zachodniej, głównie niemieckich. Borykając się z problemami u siebie, mogą przenosić część działalności operacyjnej do Polski. Jeżeli szanse na rozwój zostaną wykorzystane, być może w okolicach Gliwic powstanie centrum podobne do logistycznego euroregionu Moza-Ren, który skupia ćwierć miliona firm.

Wojciech Kwinta

interia.pl

Magazyny na atrakcyjnych warunkach

W tym roku na rynku pojawi się ponad milion metrów kwadratowych powierzchni magazynowych. Warto wynajmować je teraz, bo ograniczenie nowych inwestycji może w przyszłości spowodować niedobory.

W pierwszym kwartale 2009 r. oddano do użytku rekordową ilość, ponad 491 tys. m.kw. powierzchni magazynowych. W budowie jest jeszcze 518 tys. m.kw., które w tym roku będą gotowe. Według analityków z Cushman & Wakefield, tak duża podaż spowodowała wzrost wskaźnika pustostanów do poziomu 13,6 proc. w porównaniu do 10 proc. w IV kw. 2008 r. Ustabilizował się poziom czynszów, a w części lokalizacji ceny spadły. Taka sytuacja doprowadziła do ograniczenia nowych inwestycji, co w kolejnych latach może doprowadzić do ponownej przewagi popytu nad podażą. Tym bardziej że w Polsce zapotrzebowanie na powierzchnie magazynowe wciąż jest duże.

2/3 transakcji mniej

Ogromne powierzchnie wchodzące w tym roku na rynek są efektem decyzji o budowie podejmowanych w szczycie hossy, mniej więcej w połowie 2008 r. Gdy na arenie pojawił się kryzys finansowy, zmieniło się podejście. Banki ograniczyły dostęp do kredytów, klienci dążą do cięcia kosztów, a deweloperzy starają się minimalizować ryzyko i ograniczać zaangażowanie kapitałowe. Z tego powodu kończy się jedynie rozpoczęte przedsięwzięcia i wstrzymuje nowe.

Deweloperzy rezygnują też z budowy magazynów spekulacyjnych na rzecz inwestycji przygotowywanych pod konkretnego najemcę. Dziś wynajem magazynów nie jest sprawą prostą, ale taki stan rzeczy nie będzie trwać wiecznie. Teraz magazynów jest nieco za dużo, ale za kilka kwartałów sytuacja się odwróci. Dlatego dzisiaj zachęcamy inwestorów do rozpoczynania budowy magazynów - dzięki temu unikną niedoborów w przyszłości - przekonuje Mike Musil, prezes zarządu spółki Metropolis.

Na razie jednak dominują spadki. Wolumen transakcji zawartych w okresie styczeń-marzec opiewa na 134 tys. m. kw., co oznacza spadek o 68 proc. w porównaniu do odpowiedniego okresu rok temu. Ponad połowa nowych umów dotyczy magazynów na Górnym Śląsku. - Przy spadku zainteresowania wynajmem powierzchni magazynowych, właśnie ten region wyrasta na lidera - komentuje Mike Musil.

Atrakcyjne ceny i lokalizacje

Podstawą sukcesu kompleksów magazynowych jest lokalizacja. Górny Śląsk z rozwiniętym przemysłem jest także miejscem przecięcia ważnych szlaków transportowych i przyciąga uwagę inwestorów. Mówią o tym same transakcje na rynku i przedsięwzięcia budowlane.

Intermarche wynajął 28,5 tys. m.kw. w Panattoni Park Mysłowice. W tym roku była to największa umowa najmu. Firma SEGRO poinformowała o zakończeniu drugiej fazy budowy centrum logistycznego Tulipan Park Gliwice. Docelowo na 48 ha będzie do dyspozycji 200 tys. m.kw. powierzchni magazynowych (już teraz jest 115 tys. m.kw.). Kompleks położony jest w sąsiedztwie autostrady A4, łączącej Kraków z Wrocławiem i zachodnią granicą Polski i leży kilka kilometrów od budowanego węzła Sośnica - skrzyżowania autostrad A4 i A1. Będzie to największy węzeł drogowy w tej części Europy, długość ślimaków wyniesie 30 km. Właśnie ta lokalizacja należy do najatrakcyjniejszych w Polsce, tym bardziej że zlokalizowana w tym rejonie gmina Gierałtowice odrolniła 600 ha gruntów i zachęca inwestorów, ułatwiając załatwienie wszelkich formalności. Na procedury wystarczają trzy tygodnie.

Dosłownie kilkaset metrów od budowanego węzła leżą tereny Synergy Park, przedsięwzięcia firmy Metropolis. - Park różni się od standardowych przedsięwzięć. Nie budujemy magazynów na wynajem, ale sprzedajemy inwestorom działki dostosowane do ich potrzeb. Minimalna wielkość działki to 1 ha - wyjaśnia Mike Musil.

Dziś takie przedsięwzięcia mają wzięcie, ponieważ ceny nieruchomości przemysłowych w miastach wciąż są wysokie. Poza centrami można znaleźć dogodnie zlokalizowane magazyny. Co prawda, według danych Cushman & Wakefield, ceny ustabilizowały się na poziomie z IV kwartału ubiegłego roku, jednak część parków biznesowo-przemysłowych obniżyła je o 20-25 proc. Jeśli połączyć to z przygotowaną infrastrukturą i lokalizacją, takie przedsięwzięcia są dla firm atrakcyjne i mimo zmniejszonego popytu podpisuje się kolejne umowy.

- Zainteresowanie jest niższe, niż byśmy tego oczekiwali, ale mamy klientów. Ostatnio duża firma kupiła 5 ha, finalizujemy kolejną transakcję, mamy kilka rezerwacji - tłumaczy prezes Metropolis. Firma dysponuje powierzchnią ponad 70 ha, w tym roku przygotowała na sprzedaż 25 ha. Zdaniem Mike'a Musila, nie powinno być problemów ze sprzedażą tych terenów.

Szanse rozwoju

Poza Górnym Śląskiem atrakcyjne są także parki biznesowo-przemysłowe zlokalizowane na obrzeżach większych miast, takie jak np. wrocławski ProLogis Park, czy Panattoni Park w pobliżu Łodzi. W całości został już wynajęty Panattoni Park Wrocław I o powierzchni 84 tys. m2. To magazyny na Bielanach Wrocławskich, przy drodze nr 35, łączącej Wrocław ze stolicą Czech. W pobliżu jest też skrzyżowanie autostrady A4 i drogi ekspresowej E67.

Firma buduje też m.in. Park Wrocław II, docelowo na 60 tys. m.kw. powierzchni magazynowych, oraz Park Mysłowice, gdzie powstaje 28 tys. m.kw. Dalszy rozwój planuje też Metropolis i choć priorytetem firmy pozostaje Górny Śląsk, Mike Musil nie wyklucza inwestycji w innych regionach.

Szansą dla polskich parków jest też sytuacja przedsiębiorstw z Europy Zachodniej, głównie niemieckich. Borykając się z problemami u siebie, mogą przenosić część działalności operacyjnej do Polski. Jeżeli szanse na rozwój zostaną wykorzystane, być może w okolicach Gliwic powstanie centrum podobne do logistycznego euroregionu Moza-Ren, który skupia ćwierć miliona firm.

Wojciech Kwinta

interia.pl

Wrocław „Rynek 50” – ekskluzywne apartamenty od dziś w sprzedaży!

Wyjątkową ofertę 11 gotowych do zamieszkania apartamentów o powierzchni od 78 do 161 m2 uzupełnia niepowtarzalny klimat wnętrz oraz unikalny pakiet concierge, obejmujący doradztwo i usługi dla właścicieli apartamentów.

Kamienica „Rynek 50”, wybudowana w pierwszej połowie XX wieku, według projektu pracowni architektonicznej „Schesinger & Benedict”, znajduje się w północnej części wrocławskiej starówki, zwanej Targiem Łakoci. Nawiązując do tradycji, poszczególne apartamenty w inwestycji otrzymały nazwy słodyczy, a wnętrze każdego z mieszkań utrzymane jest w tonacji odpowiadającej nazwie (nugat, czekolada czy wanilia).

Poszczególne apartamenty – jedno i dwupoziomowe – mają powierzchnię od 78 do 161 m2 i wysokość nawet do 4,8 m. Zarysowany jest w nich wyraźny podział funkcyjny na część dzienną i nocną. Niektóre mieszkania posiadają tarasy, a także ciekawe detale architektoniczne np.: przeszklony wykusz czy ściany wykonane z piaskowanej cegły.

W każdym mieszkaniu znajdują się: w pełni wyposażona kuchnia, spiżarnia, garderoba, oraz pralnia. W sypialniach zostały zaaranżowane indywidualne łazienki. Ponadto, wszystkie apartamenty posiadają systemy klimatyzacyjne z indywidualnym programem sterującym, a także możliwość instalacji kominków. Budynek posiada całodobowy monitoring oraz ochronę – zapewniono również miejsca parkingowe. Kamienica wyposażona została w cichobieżną windę i jest doskonale izolowana akustycznie przed gwarem wrocławskiej starówki.

„Apartamenty w odrestaurowanej kamienicy przy głównym placu stolicy Dolnego Śląska to jedyna w swoim rodzaju inwestycja, której wartość z pewnością będzie rosła. Rynek 50 to projekt przemyślany pod każdym względem – od koncepcji architektonicznej, po usługi dla mieszkańców. Ponadstandardowe wykończenie, unikalna atmosfera wrocławskiego rynku, wyjątkowe wnętrza oraz pakiet usług concierge czynią z Rynku 50 miejsce dla wyjątkowych ludzi” – powiedziała Patrycja Kwiatkowska, dyrektor zarządzający w Griffin Real Estate.

Wszystkie mieszkania w inwestycji „Rynek 50” zostały starannie wykończone przy współpracy ze studiem projektowym smallna. Deweloper zapewni także klientom usługę kompleksowej aranżacji przestrzeni. Projektant wnętrz pomoże dobrać odpowiednie meble, oświetlenie, elementy sztuki współczesnej i stylowe dodatki do każdego apartamentu tak, by stworzyć klimat oraz nastrój odpowiadający indywidualnym oczekiwaniom każdego klienta.

Dodatkowe usługi concierge oferowane mieszkańcom wyróżniają „Rynek 50” spośród innych luksusowych projektów na Dolnym Śląsku. Szeroki pakiet concierge zawiera pełen wachlarz usług – od codziennych zakupów po bilety na międzynarodowe wystawy sztuki.

Griffin Real Estate

gk

inwestycje.pl

Wrocław „Rynek 50” – ekskluzywne apartamenty od dziś w sprzedaży!

Wyjątkową ofertę 11 gotowych do zamieszkania apartamentów o powierzchni od 78 do 161 m2 uzupełnia niepowtarzalny klimat wnętrz oraz unikalny pakiet concierge, obejmujący doradztwo i usługi dla właścicieli apartamentów.

Kamienica „Rynek 50”, wybudowana w pierwszej połowie XX wieku, według projektu pracowni architektonicznej „Schesinger & Benedict”, znajduje się w północnej części wrocławskiej starówki, zwanej Targiem Łakoci. Nawiązując do tradycji, poszczególne apartamenty w inwestycji otrzymały nazwy słodyczy, a wnętrze każdego z mieszkań utrzymane jest w tonacji odpowiadającej nazwie (nugat, czekolada czy wanilia).

Poszczególne apartamenty – jedno i dwupoziomowe – mają powierzchnię od 78 do 161 m2 i wysokość nawet do 4,8 m. Zarysowany jest w nich wyraźny podział funkcyjny na część dzienną i nocną. Niektóre mieszkania posiadają tarasy, a także ciekawe detale architektoniczne np.: przeszklony wykusz czy ściany wykonane z piaskowanej cegły.

W każdym mieszkaniu znajdują się: w pełni wyposażona kuchnia, spiżarnia, garderoba, oraz pralnia. W sypialniach zostały zaaranżowane indywidualne łazienki. Ponadto, wszystkie apartamenty posiadają systemy klimatyzacyjne z indywidualnym programem sterującym, a także możliwość instalacji kominków. Budynek posiada całodobowy monitoring oraz ochronę – zapewniono również miejsca parkingowe. Kamienica wyposażona została w cichobieżną windę i jest doskonale izolowana akustycznie przed gwarem wrocławskiej starówki.

„Apartamenty w odrestaurowanej kamienicy przy głównym placu stolicy Dolnego Śląska to jedyna w swoim rodzaju inwestycja, której wartość z pewnością będzie rosła. Rynek 50 to projekt przemyślany pod każdym względem – od koncepcji architektonicznej, po usługi dla mieszkańców. Ponadstandardowe wykończenie, unikalna atmosfera wrocławskiego rynku, wyjątkowe wnętrza oraz pakiet usług concierge czynią z Rynku 50 miejsce dla wyjątkowych ludzi” – powiedziała Patrycja Kwiatkowska, dyrektor zarządzający w Griffin Real Estate.

Wszystkie mieszkania w inwestycji „Rynek 50” zostały starannie wykończone przy współpracy ze studiem projektowym smallna. Deweloper zapewni także klientom usługę kompleksowej aranżacji przestrzeni. Projektant wnętrz pomoże dobrać odpowiednie meble, oświetlenie, elementy sztuki współczesnej i stylowe dodatki do każdego apartamentu tak, by stworzyć klimat oraz nastrój odpowiadający indywidualnym oczekiwaniom każdego klienta.

Dodatkowe usługi concierge oferowane mieszkańcom wyróżniają „Rynek 50” spośród innych luksusowych projektów na Dolnym Śląsku. Szeroki pakiet concierge zawiera pełen wachlarz usług – od codziennych zakupów po bilety na międzynarodowe wystawy sztuki.

Griffin Real Estate

gk

inwestycje.pl

Ogrodzeni przepisami

Z reguły budowa ogrodzenia nie wymaga ani uzyskania pozwolenia, ani też zgłoszenia. Nie oznacza to jednak, że nie obowiązują nas żadne zasady i mamy pełną swobodę. W tym przypadku należy przestrzegać przepisów prawa budowlanego, nie naruszając jednocześnie tzw. prawa sąsiedzkiego.
Do budowy ogrodzenia na pewno nie będzie nam potrzebne żadne pozwolenie. Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku zgłoszenia. Istnieją bowiem dwa wyjątki, o których warto pamiętać.

Zgłoszenie zamiaru budowy będzie niezbędne, jeśli ogrodzenie, po pierwsze - znajduje się od strony dróg, ulic, placów, torów kolejowych i innych miejsc publicznych, oraz po drugie - jest wyższe nie 2,20 m. W pozostałych sytuacjach trzeba będzie stosować się do przepisów zawartych w prawie budowlanym i cywilnym. Zgłoszenia nie wymaga również wzniesienie ogrodzenia tymczasowego, czyli takiego, które stanowi jedynie zabezpieczenie posesji na okres prac budowlanych.

Zgłoszenie budowy składamy właściwemu organowi administracji architektoniczno-budowlanej: staroście lub wojewodzie. Należy tu określić rodzaj, zakres i sposób wykonywania prac oraz dokładny termin ich rozpoczęcia. Niezbędne będzie również zgromadzenie odpowiednich dokumentów.

Do zgłoszenia należy dołączyć oświadczenie o prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane oraz szkic lub rysunek przebiegu ogrodzenia. Jeżeli złożona dokumentacja będzie niekompletna, wówczas właściwy organ, w drodze postanowienia, nakłada na zgłaszającego obowiązek uzupełnienia jej w określonym terminie. W przypadku nieskompletowania dokumentów wojewoda lub starosta wnosi sprzeciw, a to w praktyce oznacza brak możliwości rozpoczęcia jakichkolwiek prac.

Właściwy organ ma prawo do sprzeciwu również wtedy, gdy zgłoszenie dotyczy budowy lub wykonywania robót budowlanych objętych obowiązkiem uzyskania pozwolenia, bądź też gdy budowa lub wykonywanie robót budowlanych objętych zgłoszeniem narusza ustalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.

Zgłoszenia należy dokonać przed terminem rozpoczęcia prac budowlanych. Jeżeli w ciągu 30 dni od dnia doręczenia dokumentu właściwy organ nie wniesie - w drodze decyzji - sprzeciwu, można przystąpić do budowy, jednak nie później niż po upływie dwóch lat.

Prawo budowlane

Budowa ogrodzenia powinna być zgodna z przepisami prawa budowlanego. Tu znajdują się dokładne wymagania, których trzeba przestrzegać. Jest ich co najmniej kilka.

Żadne ogrodzenie, bez względu na to, czy dotyczy posesji prywatnej, czy publicznej, nie może stanowić zagrożenia dla osób trzecich. W związku z tym na wysokości niższej niż 1,8 m zabronione jest umieszczanie na nim ostro zakończonych elementów, np. drutu kolczastego, potłuczonego szkła lub gwoździ.

Ogrodzenie powinno być także ażurowe, co najmniej powyżej 60 cm od poziomu terenu. Ten przepis nie ma zastosowania, jeśli konieczność budowy innego płotu wynika z ustaleń miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo wymagań ochrony akustycznej lub warunków użytkowania działki.

Łączna powierzchnia prześwitów (otworów), umożliwiająca naturalny przepływ powietrza, powinna wynosić co najmniej 25% powierzchni ażurowej części ogrodzenia między słupami.
W przypadku każdego rodzaju ogrodzeń obowiązuje jedna zasada, jeśli chodzi o bramy i furtki. Muszą one otwierać się do wewnątrz działki, tak aby nie stwarzały zagrożenia dla ruchu pojazdów czy też pieszych. Szerokość bramy powinna wynosić co najmniej 240 cm, zaś furtki - co najmniej 90 cm. Trzeba pamiętać, że na drodze pożarowej szerokości te regulują odrębne przepisy bezpieczeństwa pożarowego.

Na terenie danej gminy mogą, ale nie muszą, bo nie dotyczy to wszystkich terenów, obowiązywać dodatkowe ograniczenia dotyczące budowy ogrodzeń. Są one zawarte w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Mogą nakazywać np. wykonanie ogrodzenia z określonego materiału, czy też pozostawienie otworów w ogrodzeniu w celu umożliwienia wędrówek jeżom i innym drobnym zwierzętom.

Prawo cywilne

Przed rozpoczęciem prac - oprócz prawa budowlanego - trzeba wziąć pod uwagę także przepisy prawa cywilnego. Regulują one relacje między sąsiadami i mają zapobiegać ewentualnym konfliktom. Odnoszą się m.in. do ogrodzeń znajdujących się na granicy działek i służących do wspólnego użytku.

Ogrodzenie powinno zostać wzniesione w taki sposób, aby nie zakłócało korzystania z sąsiednich nieruchomości. Zgodnie z art. 144 Kodeksu cywilnego właściciel nieruchomości powinien powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych.

W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że jeśli sąsiad wybuduje płot, który np. zasłania nam światło i nie chce tego dobrowolnie zmienić, to prawo nas chroni. Możemy wystąpić na drogę postępowania sądowego. Trzeba jednak pamiętać, że przed sądem swoje roszczenia trzeba będzie udowodnić.

Niezwykle istotną kwestią z punktu widzenia naszego budżetu jest kwestia współfinansowania ogrodzenia, a więc samego wzniesienia i późniejszego utrzymania. Można je wybudować we własnym zakresie lub też dojść do porozumienia z właścicielami graniczących z naszą posesją nieruchomości.

Błędne jest twierdzenie, że sąsiad ma obowiązek wspólnego ponoszenia kosztów budowy czy też odbudowy ogrodzenia. Niestety, nie ma i warto o tym pamiętać. Przepisy Kodeksu cywilnego nakładają na sąsiadów jedynie obowiązek wspólnego ponoszenia kosztów utrzymania już wybudowanego ogrodzenia.

Przewidziany w art. 154 § 2 Kodeksu cywilnego obowiązek ponoszenia kosztów urządzeń znajdujących się w granicy gruntów sąsiadujących nie obejmuje kosztów utrzymania lub wybudowania nowego urządzenia (uchwała SN z 24 stycznia 2002 r. III CZP 75/2001). W przypadku budowy ogrodzeń najlepszym rozwiązaniem jest dogadanie się z sąsiadami. Unikniemy wówczas nie tylko kosztów, ale i czasu.


(współpraca i konsultacja merytoryczna: prawnik, Dariusz KOSTYRA, serwis prawny www.eporady24.pl.)

W zgodzie z sąsiadem
Dariusz Kostyra, prawnik, serwis prawny eporady24.pl
Zgodnie z art. 144 Kodeksu cywilnego właściciel nieruchomości powinien powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych. W wyroku z dnia 9 listopada 2001 r. (II SA/Po 936/2000; niepublikowany) Naczelny Sąd Administracyjny - Ośrodek Zamiejscowy w Poznaniu stwierdził, że budowa ogrodzenia, które nie wymaga pozwolenia na budowę bądź zgłoszenia, rezultatem której jest zakłócenie korzystania z nieruchomości sąsiedniej ponad przeciętną miarę, stanowi tzw. immisję negatywną, która jest niedopuszczalna.
Przykładem tzw. immisji może być np. wybudowanie zbyt wysokiego ogrodzenia, które w konsekwencji zaciemni działkę sąsiada.



Ogrodzeni przepisami

 

money.pl


Ogrodzeni przepisami

Z reguły budowa ogrodzenia nie wymaga ani uzyskania pozwolenia, ani też zgłoszenia. Nie oznacza to jednak, że nie obowiązują nas żadne zasady i mamy pełną swobodę. W tym przypadku należy przestrzegać przepisów prawa budowlanego, nie naruszając jednocześnie tzw. prawa sąsiedzkiego.
Do budowy ogrodzenia na pewno nie będzie nam potrzebne żadne pozwolenie. Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku zgłoszenia. Istnieją bowiem dwa wyjątki, o których warto pamiętać.

Zgłoszenie zamiaru budowy będzie niezbędne, jeśli ogrodzenie, po pierwsze - znajduje się od strony dróg, ulic, placów, torów kolejowych i innych miejsc publicznych, oraz po drugie - jest wyższe nie 2,20 m. W pozostałych sytuacjach trzeba będzie stosować się do przepisów zawartych w prawie budowlanym i cywilnym. Zgłoszenia nie wymaga również wzniesienie ogrodzenia tymczasowego, czyli takiego, które stanowi jedynie zabezpieczenie posesji na okres prac budowlanych.

Zgłoszenie budowy składamy właściwemu organowi administracji architektoniczno-budowlanej: staroście lub wojewodzie. Należy tu określić rodzaj, zakres i sposób wykonywania prac oraz dokładny termin ich rozpoczęcia. Niezbędne będzie również zgromadzenie odpowiednich dokumentów.

Do zgłoszenia należy dołączyć oświadczenie o prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane oraz szkic lub rysunek przebiegu ogrodzenia. Jeżeli złożona dokumentacja będzie niekompletna, wówczas właściwy organ, w drodze postanowienia, nakłada na zgłaszającego obowiązek uzupełnienia jej w określonym terminie. W przypadku nieskompletowania dokumentów wojewoda lub starosta wnosi sprzeciw, a to w praktyce oznacza brak możliwości rozpoczęcia jakichkolwiek prac.

Właściwy organ ma prawo do sprzeciwu również wtedy, gdy zgłoszenie dotyczy budowy lub wykonywania robót budowlanych objętych obowiązkiem uzyskania pozwolenia, bądź też gdy budowa lub wykonywanie robót budowlanych objętych zgłoszeniem narusza ustalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.

Zgłoszenia należy dokonać przed terminem rozpoczęcia prac budowlanych. Jeżeli w ciągu 30 dni od dnia doręczenia dokumentu właściwy organ nie wniesie - w drodze decyzji - sprzeciwu, można przystąpić do budowy, jednak nie później niż po upływie dwóch lat.

Prawo budowlane

Budowa ogrodzenia powinna być zgodna z przepisami prawa budowlanego. Tu znajdują się dokładne wymagania, których trzeba przestrzegać. Jest ich co najmniej kilka.

Żadne ogrodzenie, bez względu na to, czy dotyczy posesji prywatnej, czy publicznej, nie może stanowić zagrożenia dla osób trzecich. W związku z tym na wysokości niższej niż 1,8 m zabronione jest umieszczanie na nim ostro zakończonych elementów, np. drutu kolczastego, potłuczonego szkła lub gwoździ.

Ogrodzenie powinno być także ażurowe, co najmniej powyżej 60 cm od poziomu terenu. Ten przepis nie ma zastosowania, jeśli konieczność budowy innego płotu wynika z ustaleń miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo wymagań ochrony akustycznej lub warunków użytkowania działki.

Łączna powierzchnia prześwitów (otworów), umożliwiająca naturalny przepływ powietrza, powinna wynosić co najmniej 25% powierzchni ażurowej części ogrodzenia między słupami.
W przypadku każdego rodzaju ogrodzeń obowiązuje jedna zasada, jeśli chodzi o bramy i furtki. Muszą one otwierać się do wewnątrz działki, tak aby nie stwarzały zagrożenia dla ruchu pojazdów czy też pieszych. Szerokość bramy powinna wynosić co najmniej 240 cm, zaś furtki - co najmniej 90 cm. Trzeba pamiętać, że na drodze pożarowej szerokości te regulują odrębne przepisy bezpieczeństwa pożarowego.

Na terenie danej gminy mogą, ale nie muszą, bo nie dotyczy to wszystkich terenów, obowiązywać dodatkowe ograniczenia dotyczące budowy ogrodzeń. Są one zawarte w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Mogą nakazywać np. wykonanie ogrodzenia z określonego materiału, czy też pozostawienie otworów w ogrodzeniu w celu umożliwienia wędrówek jeżom i innym drobnym zwierzętom.

Prawo cywilne

Przed rozpoczęciem prac - oprócz prawa budowlanego - trzeba wziąć pod uwagę także przepisy prawa cywilnego. Regulują one relacje między sąsiadami i mają zapobiegać ewentualnym konfliktom. Odnoszą się m.in. do ogrodzeń znajdujących się na granicy działek i służących do wspólnego użytku.

Ogrodzenie powinno zostać wzniesione w taki sposób, aby nie zakłócało korzystania z sąsiednich nieruchomości. Zgodnie z art. 144 Kodeksu cywilnego właściciel nieruchomości powinien powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych.

W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że jeśli sąsiad wybuduje płot, który np. zasłania nam światło i nie chce tego dobrowolnie zmienić, to prawo nas chroni. Możemy wystąpić na drogę postępowania sądowego. Trzeba jednak pamiętać, że przed sądem swoje roszczenia trzeba będzie udowodnić.

Niezwykle istotną kwestią z punktu widzenia naszego budżetu jest kwestia współfinansowania ogrodzenia, a więc samego wzniesienia i późniejszego utrzymania. Można je wybudować we własnym zakresie lub też dojść do porozumienia z właścicielami graniczących z naszą posesją nieruchomości.

Błędne jest twierdzenie, że sąsiad ma obowiązek wspólnego ponoszenia kosztów budowy czy też odbudowy ogrodzenia. Niestety, nie ma i warto o tym pamiętać. Przepisy Kodeksu cywilnego nakładają na sąsiadów jedynie obowiązek wspólnego ponoszenia kosztów utrzymania już wybudowanego ogrodzenia.

Przewidziany w art. 154 § 2 Kodeksu cywilnego obowiązek ponoszenia kosztów urządzeń znajdujących się w granicy gruntów sąsiadujących nie obejmuje kosztów utrzymania lub wybudowania nowego urządzenia (uchwała SN z 24 stycznia 2002 r. III CZP 75/2001). W przypadku budowy ogrodzeń najlepszym rozwiązaniem jest dogadanie się z sąsiadami. Unikniemy wówczas nie tylko kosztów, ale i czasu.


(współpraca i konsultacja merytoryczna: prawnik, Dariusz KOSTYRA, serwis prawny www.eporady24.pl.)

W zgodzie z sąsiadem
Dariusz Kostyra, prawnik, serwis prawny eporady24.pl
Zgodnie z art. 144 Kodeksu cywilnego właściciel nieruchomości powinien powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych. W wyroku z dnia 9 listopada 2001 r. (II SA/Po 936/2000; niepublikowany) Naczelny Sąd Administracyjny - Ośrodek Zamiejscowy w Poznaniu stwierdził, że budowa ogrodzenia, które nie wymaga pozwolenia na budowę bądź zgłoszenia, rezultatem której jest zakłócenie korzystania z nieruchomości sąsiedniej ponad przeciętną miarę, stanowi tzw. immisję negatywną, która jest niedopuszczalna.
Przykładem tzw. immisji może być np. wybudowanie zbyt wysokiego ogrodzenia, które w konsekwencji zaciemni działkę sąsiada.



Ogrodzeni przepisami

 

money.pl


Deweloperzy wyhamowali. Bez kredytów nie ruszą

Według wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego, od stycznia do lipca oddano do użytkowania 89 851 mieszkań, a więc o 7,1 proc. więcej niż przed rokiem i o 39,6 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2007 r.

Niepokojącym zjawiskiem na rynku mieszkaniowym jest dalsze ograniczanie aktywności w zakresie nowych inwestycji. Dotyczy to głównie deweloperów, bo udział inwestorów indywidualnych w rynku mieszkaniowym jest cały czas wysoki.

Trzy lata temu mieliśmy do czynienia z eksplozją cen mieszkań. Lokale rozchodziły się błyskawiczne, bo nie było ich zbyt wiele. Rynek nieruchomości zaczął intensywnie rozkwitać, deweloperzy zaczęli rosnąć w siłę, a standardem stało się nabywanie dziury w ziemi. Kiedy więc w ubiegłym roku inwestorzy zaczęli mieć problemy ze sprzedażą mieszkań, od razu zaczęto mówić o kryzysie na rynku mieszkaniowym, bo punktem odniesienia był właśnie okres boomu.

 

Liczba mieszkań oddanych do użytku w okresie od stycznia do lipca tego roku jest już zdecydowanie wyższa niż w 1996 roku, kiedy to odnotowano najmniejszą ich liczbę od 1991 roku - 62,1 tys.

Zaskoczeniem nie jest też mniejsza liczba pozwoleń na budowę - Główny Urząd Statystyczny poinformował, że wydano ich o 22,9 proc. mniej w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku. Gwałtowna zmiana sytuacji była zaskoczeniem dla wielu inwestorów - już planowali kolejne inwestycje, kiedy pod znakiem zapytania stanęły te znajdujące się w budowie.

Branża boryka się z różnymi problemami, ale minął już okres szoku i przyszła pora na szukanie rozwiązań. Deweloperzy zmuszeni są do modyfikacji strategii i dopasowania się do sytuacji rynkowej. Potrzeby są różne, więc i oferty muszą być zróżnicowane, ale możliwości finansowe Polaków z reguły pozwalają na zakup standardowego mieszkania i takich lokali musi być na rynku najwięcej. Ale do ożywienia budownictwa mieszkaniowego dojdzie jedynie wtedy, gdy dostępne będzie odpowiednie zasilenie finansowe. A z tym cały czas jest problem.

Ostatnio prezes NBP potwierdził, że szybko podejmie działania wspierające rozwój akcji kredytowej banków spółdzielczych dla małych i średnich przedsiębiorstw. Spotkanie z przedstawicielami banków spółdzielczych było kolejnym w ramach prac nad Paktem na Rzecz Rozwoju Akcji Kredytowej, którego celem jest pobudzenie gospodarki poprzez wspólne działania NBP, organów państwa i samych banków.

Banki Spółdzielcze mają ok. 10,5 mld zł nadwyżki depozytów nad kwotą udzielonych przez te banki kredytów. Nie mogą jednak przeznaczyć tych pieniędzy na akcję kredytową ze względu na niedostatek kapitału, więc zwróciły się do NBP i organów państwa z propozycjami mającymi im to umożliwić.

Inwestorzy wyciągnęli pewnie wnioski z tego, co działo się w ostatnim czasie w budownictwie mieszkaniowym. Wiele zjawisk wynikało z niedojrzałości polskiego rynku. Załamanie ochłodziło mocno rozgrzany rynek nieruchomości, ale teraz konieczne jest jego ożywienie. Bez kapitału nie ruszą kolejne inwestycje. Ale kapitał potrzebny jest też zainteresowanym zakupem mieszkania, bo bez tego mieszkania będą czekały na rynku mimo chęci ich zakupu.

Brak szybkiego odblokowania akcji kredytowej będzie wiązał się z dłuższym zastojem w budowie mieszkań, bo od momentu rozpoczęcia budowy do oddania inwestycji mijają około 2 lata. I wtedy dane Głównego Urzędu Statystycznego mogą być zatrważające.

Deweloperzy wyhamowali. Bez kredytów nie ruszą


Deweloperzy wyhamowali. Bez kredytów nie ruszą

Według wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego, od stycznia do lipca oddano do użytkowania 89 851 mieszkań, a więc o 7,1 proc. więcej niż przed rokiem i o 39,6 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2007 r.

Niepokojącym zjawiskiem na rynku mieszkaniowym jest dalsze ograniczanie aktywności w zakresie nowych inwestycji. Dotyczy to głównie deweloperów, bo udział inwestorów indywidualnych w rynku mieszkaniowym jest cały czas wysoki.

Trzy lata temu mieliśmy do czynienia z eksplozją cen mieszkań. Lokale rozchodziły się błyskawiczne, bo nie było ich zbyt wiele. Rynek nieruchomości zaczął intensywnie rozkwitać, deweloperzy zaczęli rosnąć w siłę, a standardem stało się nabywanie dziury w ziemi. Kiedy więc w ubiegłym roku inwestorzy zaczęli mieć problemy ze sprzedażą mieszkań, od razu zaczęto mówić o kryzysie na rynku mieszkaniowym, bo punktem odniesienia był właśnie okres boomu.

 

Liczba mieszkań oddanych do użytku w okresie od stycznia do lipca tego roku jest już zdecydowanie wyższa niż w 1996 roku, kiedy to odnotowano najmniejszą ich liczbę od 1991 roku - 62,1 tys.

Zaskoczeniem nie jest też mniejsza liczba pozwoleń na budowę - Główny Urząd Statystyczny poinformował, że wydano ich o 22,9 proc. mniej w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku. Gwałtowna zmiana sytuacji była zaskoczeniem dla wielu inwestorów - już planowali kolejne inwestycje, kiedy pod znakiem zapytania stanęły te znajdujące się w budowie.

Branża boryka się z różnymi problemami, ale minął już okres szoku i przyszła pora na szukanie rozwiązań. Deweloperzy zmuszeni są do modyfikacji strategii i dopasowania się do sytuacji rynkowej. Potrzeby są różne, więc i oferty muszą być zróżnicowane, ale możliwości finansowe Polaków z reguły pozwalają na zakup standardowego mieszkania i takich lokali musi być na rynku najwięcej. Ale do ożywienia budownictwa mieszkaniowego dojdzie jedynie wtedy, gdy dostępne będzie odpowiednie zasilenie finansowe. A z tym cały czas jest problem.

Ostatnio prezes NBP potwierdził, że szybko podejmie działania wspierające rozwój akcji kredytowej banków spółdzielczych dla małych i średnich przedsiębiorstw. Spotkanie z przedstawicielami banków spółdzielczych było kolejnym w ramach prac nad Paktem na Rzecz Rozwoju Akcji Kredytowej, którego celem jest pobudzenie gospodarki poprzez wspólne działania NBP, organów państwa i samych banków.

Banki Spółdzielcze mają ok. 10,5 mld zł nadwyżki depozytów nad kwotą udzielonych przez te banki kredytów. Nie mogą jednak przeznaczyć tych pieniędzy na akcję kredytową ze względu na niedostatek kapitału, więc zwróciły się do NBP i organów państwa z propozycjami mającymi im to umożliwić.

Inwestorzy wyciągnęli pewnie wnioski z tego, co działo się w ostatnim czasie w budownictwie mieszkaniowym. Wiele zjawisk wynikało z niedojrzałości polskiego rynku. Załamanie ochłodziło mocno rozgrzany rynek nieruchomości, ale teraz konieczne jest jego ożywienie. Bez kapitału nie ruszą kolejne inwestycje. Ale kapitał potrzebny jest też zainteresowanym zakupem mieszkania, bo bez tego mieszkania będą czekały na rynku mimo chęci ich zakupu.

Brak szybkiego odblokowania akcji kredytowej będzie wiązał się z dłuższym zastojem w budowie mieszkań, bo od momentu rozpoczęcia budowy do oddania inwestycji mijają około 2 lata. I wtedy dane Głównego Urzędu Statystycznego mogą być zatrważające.

Deweloperzy wyhamowali. Bez kredytów nie ruszą


Fiskus oddał Polakom 484 mln zł. Za remonty

Mimo kryzysu Polacy nie przestali remontować swoich domów i mieszkań

Tak wynika z najnowszych danych Ministerstwa Finansów o wysokości zwrotu VAT za materiały budowlane. Jak donosi Gazeta Wyborcza w pierwszym półroczu fiskus zwrócił 201 tys. inwestorów 484,3 mln zł. Więcej niż w analogicznym okresie 2008 roku. Średnio każdy remontujący odzyskał 2,4 tys. zł.

- Warunkiem odzyskania części VAT za materiały budowlane jest dowód ich zakupu w postaci faktury. Ponadto inwestycję trzeba wykonać tzw. systemem gospodarczym, czyli nie korzystając z usług profesjonalnych firm. I jeszcze jedno: fiskus zwraca różnicę między stawką 22 i 7 proc., ale tylko za te materiały, które po 1 maja 2004 r. zostały obłożone wyższą stawką tego podatku (m.in. cegły, dachówki, cement, wapno, gips, wełna mineralna, okna, drzwi) - czytamy w dzienniku.

Źródło: money.pl

Fiskus oddał Polakom 484 mln zł. Za remonty

Mimo kryzysu Polacy nie przestali remontować swoich domów i mieszkań

Tak wynika z najnowszych danych Ministerstwa Finansów o wysokości zwrotu VAT za materiały budowlane. Jak donosi Gazeta Wyborcza w pierwszym półroczu fiskus zwrócił 201 tys. inwestorów 484,3 mln zł. Więcej niż w analogicznym okresie 2008 roku. Średnio każdy remontujący odzyskał 2,4 tys. zł.

- Warunkiem odzyskania części VAT za materiały budowlane jest dowód ich zakupu w postaci faktury. Ponadto inwestycję trzeba wykonać tzw. systemem gospodarczym, czyli nie korzystając z usług profesjonalnych firm. I jeszcze jedno: fiskus zwraca różnicę między stawką 22 i 7 proc., ale tylko za te materiały, które po 1 maja 2004 r. zostały obłożone wyższą stawką tego podatku (m.in. cegły, dachówki, cement, wapno, gips, wełna mineralna, okna, drzwi) - czytamy w dzienniku.

Źródło: money.pl

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies