W latach 2007-2008 co miesiąc banki udzielały kredytów hipotecznych na ponad 5 miliardów złotych. Dziś - o 40 procent mniej i trudno oczekiwać, by sprzedaż hipotek szybko wróciła poprzedniego poziomu.
Już pod koniec 2008 roku, a szczególnie w pierwszym półroczu 2009 roku banki drastycznie ograniczyły finansowanie zakupu nieruchomości. Według Instytutu Badań Nad Gospodarką Rynkową wyhamowanie wyniosło co najmniej 40 procent. Szacunki te potwierdzają dane Związku Banków Polskich, z których wynika, że w czerwcu 2009 roku banki udzieliły
kredytów hipotecznych na kwotę 3,6 mld złotych. Dla porównania rok i dwa lata wcześniej na prawie 6 mld złotych. Podobnie ta relacja wyglądała we wcześniejszych miesiącach.
Pomimo spadku liczby zaciąganych kredytów na początku 2009 roku, zapisze się on jako rok rekordowych zobowiązań Polaków. Wszystko za sprawą znacznego spadku kursu złotego w stosunku do franka szwajcarskiego, w którym denominowane jest około 40 procent kredytów hipotecznych. Złoty wobec franka szwajcarskiego stracił przejściowo w lutym tego roku aż 65 procent.
Źródło: NBP
W efekcie, według danych NBP, wartość kredytów mieszkaniowych w tym roku chwilowo przekroczyła 211 mld zł. Jednak letnie umocnienie złotego - pod koniec czerwca frank szwajcarski kosztował ponad 3 zł, by na początku sierpnia spaść nawet poniżej 2,7 złotych - zaowocowało spadkiem wartości zobowiązań o około 11 mld złotych.
Sprzedaż kredytów będzie rosła. Ale wolno
Zdaniem Macieja Molewskiego, dyrektora departamentu bankowości hipotecznej Deutsche Bank PBC S.A., dopiero za dwa lata możemy dojść do miesięcznego wolumenu sprzedaży na poziomie 4,5 mld złotych. Natomiast powrót do tego sprzed roku lub dwóch potrwa kilka lat. I to przy założeniu, że nie nastąpi mocne spowolnienie polskiej gospodarki.
Podobnie uważa Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP. Jego zdaniem w 2009 roku banki udzielą hipotek na kwotę 26 mld złotych netto (przy założeniu, że kurs walutowy nie zmieni się). To o ponad połowę mniej niż w 2008 roku, gdy banki sfinansowały zakup nieruchomości na ponad 57 mld złotych.
Także w 2010 roku nie należy się spodziewać zbytniego przyspieszenia dynamiki sprzedaży. Według ekonomisty PKO BP w przyszłym roku banki udzielą kredytów hipotecznych na około 30 mld złotych.
Natomiast Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium uważa, że po wykluczeniu zmian kursowych, wartość sumy kredytów hipotecznych w najbliższych 2-3 latach będzie przyrastała o około 10 procent rocznie.
Nieco bardziej pesymistycznie nastawiony jest Grzegorz Ogonek, ekonomista ING Banku Śląskiego.
- Już pod koniec tego roku zanotujemy dynamikę przyrostu sumy kredytowej o około 5 procent w porównaniu do końca 2008 roku. A nie jest wykluczone, że w wyniku umocnienia się złotego w pierwszych miesiącach 2010 roku wartość kredytów hipotecznych będzie niższa niż w analogicznym okresie 2009 roku - prognozuje ekonomista ING Banku.
Jednak według niego już w 2011 roku suma kredytów hipotecznych przyrośnie o co najmniej 20, a nawet 30 procent.
Szacunki ekonomistów są w dużym stopniu zbieżne z prognozą Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Według raportu instytutu z kwietnia 2009 roku wartość portfela kredytów mieszkaniowych w 2010-2011 roku wyniesie około 220-240 mld złotych, a w roku 2013 w granicach 270-300 mld złotych.
Duże rozpiętości są wynikiem zmienności kursu walutowego, a szczególnie relacji złotego do franka szwajcarskiego, w którym to obecne jest denominowanych prawie 40 procent kredytów.
Banki boją się udzielania kredytów
Trudno oczekiwać, by najbliższym czasie dużo łatwiej niż obecnie było otrzymać kredyt na zakup nieruchomości. Po pierwsze banki mają dużo mniejsze - niż jeszcze rok temu - możliwości pozyskiwania kapitałów z zewnątrz, które w przypadku kredytów hipotecznych są podstawowym źródłem ich finansowania. To zaś oznacza, że bankowcy mają dużo mniejszą pulę na hipoteki (środki z depozytów są wykorzystywane najczęściej do finansowania kredytów krótkoterminowych).
W tej sytuacji są więc zmuszeni do bardziej restrykcyjnego podejścia przy obliczaniu zdolności kredytowej - kredyt jest udzielany klientom w przypadku których ryzyko niewypłacalności jest najniższe.
Efektem tego jest znaczny wzrost kosztu kredytu. Gdy jeszcze przed rokiem standardem była marża na poziomie około 1 procenta, tak obecnie do WIBOR, LIBOR lub EURIBOR należy doliczyć co najmniej 3 procent., a nie rzadko nawet i 5 procent. Banki mają mniejsze możliwości udzielania kredytów, a więc chcą na nich więcej zarobić. A ponadto przy wcześniejszym poziomie marż banki de facto wcale, lub bardzo niewiele, na nich zarabiały.
Kolejną przyczyną ograniczenia dostępu do kredytu hipotecznego dla większości klientów, którzy mogli na niego liczyć jeszcze rok temu, jest fakt, że obecnie większość banków udziela jedynie droższych kredytów złotowych. Natomiast tanie kredyty denominowane w walutach, które były wcześniej najchętniej zaciągane, obecnie znacznie podrożały lub zostały całkowicie wycofane z oferty. I raczej nie należy się spodziewać , by to się zmieniło. Przed poszerzeniem oferty o ten rodzaj hipotek banki powstrzymuje obawa przed gwałtownym osłabieniem złotego co może doprowadzić do tego, że wartość nieruchomości będzie niższa od kwoty kredytu.
Do tego należy dodać także problem z pozyskiwaniem franka szwajcarskiego, który jest najbardziej atrakcyjną walutą do finansowania zakupu nieruchomości (szwajcarska waluta jest stabilna, a stopy w Szwajcarii są na poziomie 0,25 procent).
Ponadto wpływ na restrykcyjną politykę banków przy udzielaniu kredytów hipotecznych ma także obawa o spadek cen nieruchomości, które w latach 2006-2008 gwałtownie rosły.
Bankom hipoteki się opłacają w długim terminie
Według Macieja Molewskiego kredyt hipoteczny, choć dla banków nie jest sam w sobie zbyt opłacalnym produktem (koszt pozyskiwania finansowania jest niewiele niższy od odsetek spłacanych przez kredytobiorcę), to przywiązuje klienta na co najmniej kilkanaście lat. W tym czasie bank ma możliwość zarabiania na dużo bardziej opłacalnej obsłudze konta, kart, oraz innych kredytów, które są warunkiem uzyskania kredytu hipotecznego, lub do których nabycia w tym czasie może nakłonić klienta.
O tym, że kredyty hipoteczne to nadal jeden z kluczowych produktów ofercie banków świadczy fakt, że ponownie rośnie liczba banków, które umożliwiają zaciąganie kredytów na 100 procent wartości nieruchomości (m.in. PKO BP, Millennium, Bank, PEKAO SA, mBank, Multibank, Nordea Bank, Lukas Bank i Polbank).
KOMENTARZ
Arkadiusz Droździel, Money.pl
Reklamy hipotek wróciły na ekrany telewizorów. Szczególnie widoczna jest ta zachęcająca do skorzystania z oferty Millennium Banku z wokalistą Zakopower w roli głównej. To znak, że banki uznały, że najgorsze na tym rynku mamy już za sobą. Spoty telewizyjne są bowiem doskonałym papierkiem lakmusowym na określenie planów banków w najbliższej przyszłości.
Gdy w 2007 i pierwszej połowie 2008 roku kredyty hipoteczne biły rekordy, w telewizji królował Feel, który namawiał do sfinansowania zakupu nieruchomości kredytem bez prowizji z Banku Millennium oraz Marek Kondrat, zachęcający na meksykańskiej ziemi do kredytu hipotecznego w ING Banku Śląskim.
W kolejnych miesiącach, wraz z pogorszeniem się sytuacji na rynkach finansowych, spoty reklamujące hipoteki niemal z dnia na dzień zastąpiły te namawiające do zakładania lokat. Prym w tym wiódł Hubert Urbański, Piotr Fronczewski z Fąflem oraz ponownie Marek Kondrat, ale tym razem w duecie ze Stanisławem Tymem.
Kredyty hipoteczne to jedyny tak naprawdę produkt bankowy na rynku polskim, który ma duży potencjał do wzrostu. Konto bankowe ma już prawie każdy, a często nawet i po kilka. Karty kredytowe ma większość z tych, którym bank taką formę pożyczki chce udzielić. W przypadku kredytów hipotecznych nadal nasz rynek jest poniekąd dziewiczy. Obecnie stanowią one jedynie niecałe 20 procent PKB. Dla porównania w 2007 roku średnia dla UE wynosiła około 50 procent, a dla USA ponad 70 procent PKB. W przypadku Holandii wskaźnik ten osiąga poziom nawet 100 procent.
Dodatkowo popyt na kredyt hipoteczny napędzał i nadal będzie napędzać fakt, że w Polsce brakuje prawie 2 mln mieszkań. Banki nie mogą tego przepuścić. Do zgarnięcia jest kilkadziesiąt miliardów z tytułu odsetek oraz drugie tyle z opłat sprzedanych klientom przy okazji udzielenia kredytów.